może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Znajdował się na peryferiach Cairns, ledwie dwadzieścia minut drogi samochodem — należało przejechać przez podłużny, szary i dobrze oświetlony tunel, a potem wkraczało się do innego, dużo mniejszego świata psychiatrycznej placówki. Preferowano nazywać ją raczej ośrodkiem wypoczynkowym dla osób z problemami; to jest uzależnieniami od kokainy i strzykawek z heroiną (dla takowych pacjentów wyszykowano dwa najniższe, najpiękniejsze piętra, finansowane przez wszystkie zamożne rodziny, których ciężar sukcesu zanadto naparł na sylwetki objętych presją latorośli), a także uzależnieniami od wpychania wytępionych, haczących żyletek we wnęki tkanek i przerywania nimi dotychczas gładkich, dotychczas harmonijnych pasm błękitnych żył. Dla przyszłych samobójców przygotowano samą górę budynku; ot jedną skromną i schludną kondygnację, nie tak przestronną, jak dla narkomanów — w końcu ludzi starających się targnąć na własne życie było niemal trzy razy mniej od tych zakochujących się w używkach; raz opętane histeryczną potrzebą przekroczenia świata żywych ciało podejmowało bowiem kolejne próby przedarcia się do nieznanych krain, a nauczone błędami poprzednich prób — w końcu dokonywało skutecznych. Automatycznie zmniejszało liczbę zapotrzebowania na nowe pokoje i nowe łóżka w ekscentrycznym ośrodku; litościwie pozbawiało swoją rodzinę dylematów, co takiego zrobić z człowiekiem, który nie chce żyć.
Trzydziestosiedmioletniego, jasnowłosego i atletycznie zbudowanego mężczyznę pozbawiona luster i przestronna winda odwiozła aż na samą górę. Wybierając między dwoma — uzależnieniem od narkotyków a uzależnieniem od śmierci, dopasowano go niezwłocznie pod to drugie, choć Geordan ani przez moment, ani przez minutę dotkliwego uszkadzania swojego ciała i naruszania struktur tkanek, mięśni i wszystkich łączących je chrząstek, nie zapragnął umrzeć. Po prostu nie potrafił żyć bez bólu — na tym polegał jego problem, czyniący z kolei problem u innych osób — one bowiem nie potrafiły tego zrozumieć. Zaakceptować.
Jude nie potrafił go zaakceptować.
Z początku nie było tak tragicznie, jak to z udręczeniem zakładał — strzelisty, nasłoneczniony gmach sprawiał mniejsze wrażenie klaustrofobii, niż nieraz jego własne mieszkanie, a wymyślny perystyl pachnący cytrusami, stanowiący jedyną formę czerpania świeżego powietrza (na błonia odmawiano mu jeszcze wstępu; przysługiwał on jedynie pacjentom z etapu czwartego i piątego terapii; Danny ledwie utrzymywał się na pierwszym), okazywał się przyjemniejszy od piaszczystych, wypełnionych tłumami plaży.
Zdarzało się nawet — choć tylko przez kilka początkowych dni — że nie tęsknił za bólem; ten bowiem układał się notorycznie między stawami i kośćmi nóg, które podtrzymywać musiał za pomocą kul ortopedycznych i rozbrzmiewał w drżących i świszczących oddechach. Geordan nie łykał tabletek przeciwbólowych, które wręczano mu w konsekwencji za świadomie spowodowany wypadek samochodowy; przetrzymywał je w przełyku tak długo, aż pozwolono mu wtrącić je do niewielkiej szczeliny w parapecie, na której ktoś paznokciami starał się wydrapać swoje udręczenie.
To dopiero później natarła na niego złość, żarliwie i stanowczo zakazująca odwiedzin od jedynej osoby, na jakiej d o t y c h c z a s mu zależało; ból wreszcie ustąpił, a wraz z nim potencjalne sposoby na przedłużenie go lub wywołanie od nowa. Woda w łazience nigdy nie przyjmowała tak wysokiej temperatury, jaką mógł oparzyć skórę we własnym domu. Schody nie okazywały się tak strome, by choćby wykręcić nieszkodliwie kostkę — sięgały jedynie dwóch stopni, a te między piętrami zablokowane były dla pacjentów, mogących korzystać jedynie z windy. Ramami okien nie dało się zakleszczyć palców, a nakłonienie kogoś do zatopienia pięści we własnej skórze okazywało się niemożliwe w momencie, w którym otaczały go jedynie przytłumione lekami, flegmatyczne i obdarte z wszelkich sił jednostki.
Nie potrafiąc ukierunkować pędzących, niepoukładanych myśli na bólu, nie będąc w stanie ukoić się tym oto najsilniejszym bodźcem, nie potrafił poskromić owej narastającej w nim frustracji. I dopiero, kiedy kilka dni z rzędu napotykał w rogu dziennego pokoju wątłą, zapadającą się w sobie sylwetkę o burzy kruczoczarnych włosów, kulącą się zawsze nad jedynym instrumentem w całym przybytku, choć nigdy nieodciskającą na klawiszach fortepianu ani jednego dźwięku, odnalazł pewnego rodzaju sojusznika w cichej, niewypowiedzianej wojnie. Odnalazł ostatnią osobę, która była w stanie go zrozumieć. Odnalazł spokój. Odnalazł ból. Odnalazł siebie. Odnalazł V i n c e n t a.
cron