student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Kiedy po raz pierwszy niebo pociemniało, a kontrastujące z nim słoneczne promienie wyostrzyły barwy wyspy, postanowili udać się w bardziej widoczne miejsce. Jeżeli pogoda faktycznie miała ulec znacznemu pogorszeniu, pozostanie na lagunie było niebezpieczne; poza tym, nie mieli pewności, czy Charlie po nich wróci — jeśli chcieli zyskać szansę na powrót do domu, najlepiej było znaleźć się na widocznym brzegu wyspy, skąd rozpościerał się widok na latarnię morską Lorne Bay i wprawione w ruch łodzie, kutry i motorówki.
Zastanawiam się — odparł, kiedy przedzierali się przez zielone zarośla; Tillius szedł jako pierwszy, usiłując przypomnieć sobie najkrótszą drogę na brzeg. — To znaczy, wydaje mi się, że to zrobię; nie spodziewałem się tylko, że będę musiał zrezygnować ze wszystkiego. I to już teraz — kontynuując wpatrywał się w trzymanego żółwia; bał się, że jeżeli nikt nie zabierze ich z wyspy przed burzą, będą zmuszeni pochować go w dzikich, jasnych piaskach Gahdun Island. — Najpierw mam przyjąć chrzest; potem wyślą mnie na nauki do Sydney, święcenia w Kapsztadzie, a na końcu do kilku europejskich miast — wyliczając czuł, że po raz pierwszy brzmi to dla niego tak odlegle i niepewnie; nagle nie był w stanie stwierdzić, czy na pewno tego chce, czy jest gotowy.
Wzmagający wiatr pozostawiał na ich ciałach kruchość nadciągającego chłodu; Rome starał się ignorować wybijające w sercu uczucia (tym bardziej tuż po wyznaniu, które nakryte uprzednio wątpliwościami, ostatecznie nie pozostawiło złudzeń: Tillius kochał swoją żonę, dbał o wieloletnie małżeństwo; Rome wątpił, że cokolwiek mogłoby wpłynąć na ich wyuczoną przez lata miłość), ale kiedy tylko spoglądał na mężczyznę, gubił się w słowach i myślach. — Nie powinieneś był ściągać tej koszulki — zmartwił się, bo jeżeli miał się potem rozchorować, miało to być wyłącznie romulusową winą. Dzięki niej mogli przynajmniej zabrać żółwia ze sobą — Rome odczuwał wystarczającą winę za zmianę priorytetów — ale mimo to wiedział, że każda decyzja spoczywa w jego dłoniach, że tylko on odpowiadać będzie za dalszy rozwój tego dnia. Żałował, że nie może w żaden sposób skontaktować się z Charlesem; powinien był na nich czekać przy wyspie, nawet jeśli trwać miało to kilka nużących godzin.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Wysoki, obleczony niewielkimi igiełkami i jaskrawozielony pęd wyścielający ziemię, oplótł się wokół tilliusowej kostki. Zmusił do zatrzymania akurat w chwili, w której i tak ciężkie już, duszące powietrze nadciągającej burzy zgęstniało najnowszymi doniesieniami.
Chrzest, wyrzeczenie się wszystkiego, Sydney, Kapsztad, Europa.
Młody mężczyzna skupiony na obejmowanym z pietyzmem, małym i uszkodzonym istnieniu, nie spostrzegł początkowo chwilowej przerwy w pokonywanym dystansie; naparł na sylwetkę Wellingtona, a później cofnął się o kilka pospiesznych kroków. — Czyli zamiast wziąć ślub z moją córką, to jej go udzielisz? — spytał przeciągając ostrożnie słowa. Uśmiechnął się z namiastką rozbawienia.
Nie rozumiał.
Nie potrafił nie tylko pojąć powodu, dla którego ciągnęło Romulusa w rzekomo lepsze, uświęcone i czystsze życie, ale nie był także w stanie odnaleźć klarownego wyjaśnienia we wręczanych mu słowach. Nie wiedział, jak przebiega cały etap święceń na tytuł k s i ę d z a, i czy to właśnie do tego miana dąży mężczyzna. Nie wiedział, że w istocie zamierza poświęcić swoje życie dla złudnej, wysysającej młodość, szczęście i cały oszczędzany majątek sekty, i że to do Tilliusa, jako jedynej osoby wiedzącej o romulusowych zamiarach, należy podjęcie odpowiednich, sprzeciwiających się temu kroków. Obecnie nie uważał, by mógł mieć choćby zdanie o tym obcym, odległym przecież od niego życiu.
Myślałem, że zależy ci na tym stażu. Tym w Sanktuarium; podobno ciężko się tam dostać — wysnuł cicho, jeszcze bardziej ostrożnie, jeszcze bardziej niepewnie; w oparciu o historie przytaczane mu przez Nisidę i Lenore. Zaskoczył go nagle wygasający zapał, który wcześniej pchnął Romulusa w kierunku wybranego profilu studiów i wreszcie w stronę Lorne Bay, zaniepokoiła presja nagromadzona przez wspólnotę rzekomo mającą przynieść chłopakowi ukojenie. Już teraz, powiedział mu przecież, już teraz będę musiał ze wszystkiego zrezygnować.
Wyswobadzając się z uścisku haczącej, zaostrzonej rośliny, ruszył dalej. Naciągnięty na ciało plecak szorował o jego obnażoną, wilgotną skórę.
Skoro nie mogę tego robić przed Nisidą, to chociaż tutaj — zauważył lekkomyślnie, jakby błędnie wymierzone rozbawienie (którego powinno wystrzegać się nie tylko w obecności najlepszego przyjaciela własnej córki, ale i kogokolwiek innego) wydostało się spomiędzy jego ust bezwiednie, jak powietrze wypuszczane wraz z oddechem. Zakłopotał się. — Połowę życia spędziłem w Norwegii, tam nawet w najcieplejsze dni temperatura nie zbliżała się do tak wysokiej, jak tutaj. Poradzę sobie — pospieszył z uboższymi o dawną beztroskę wyjaśnieniami; zachowując się tak, jakby wcześniejsze słowa nie padły.
Przetrzymał bezsilnie opadającą gałąź znajdującego się opodal drzewa, puścił Ballarda przodem. Teraz, poza gęstwiną kłączy i jaskrawej zieleni, rozpościerał się przed nimi już tylko widok niespokojnego, wzburzonego i ciemniejącego morza, pozbawionego czekającej u brzegu łodzi, mającej bezpiecznie odprawić ich do znajomych zakamarków Lorne Bay. — Mówiłem, że to najkrótsza droga — odrzekł w taki sposób, jakby to jedno nieistotne pocieszenie miało przyćmić fakt utknięcia tutaj na kilkadziesiąt minut, o ile nie parę godzin.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Przyjaźń z Lainie Wellington zawsze była p r o s t a. Oczywista — od samych początków, od pierwszego nieśmiałego cześć wypowiedzianego z serdecznym zaciekawieniem. Rome nigdy się w niej nie zakochał; nie pozwolił też, by uczucie to podstępem wkradło się w filary niewinnie platonicznej sympatii. Miewali osobne romanse, o których opowiadali sobie niekiedy przez całe wykroje długich, atramentowych nocy. Nawet wtedy, gdy mierzyli się ze złamanym sercem, kiedy ona mówiła: dlaczego on nie mógłby być do ciebie podobny, nie połączyło ich nic ponad przyjaźń; może dlatego, że Romulus prędko przepadł w swoim zauroczeniu — jedynym, o którym Lainie powiedzieć nie mógł nigdy. Pocałowali się tylko raz, poprzez jej mokre łzy i jego nieuleczalną potrzebę bycia dobrym — nigdy jednak o tym nie porozmawiali, niemal natychmiastowo, ze śmiechem, uznając to za przypadkowy błąd.
A jednak z jakiegoś powodu całe Lorne Bay zdawało się dostrzegać w nich coś więcej, a Rome nabierał pewności, że jest to nieprzypadkowe, że Lainie ma w ów plotkach swój udział, ale bał się odpowiedzi, bał się koniecznej konfrontacji.
Tak, pewnie tak. Posłużę się tym argumentem, kiedy będę jej o tym mówić — uśmiechając się odwrócił spojrzenie; jakby w tym niespodziewanym zderzeniu ze sobą ich sylwetek doszło do czegoś więcej, jakby skryła się w tym gorsząca nieprzyzwoitość. — Czy… Lainie coś wam mówiła? O nas? — zawahał się; był gotów wyznać mu prawdę, ale czuł, że nie może zdradzić własnej przyjaźni, że jeśli Lainie z jakiegoś powodu potrzebowała tego kłamstwa, powinien być w tej sprawie wierny. Ale czy nie miało mu to zaszkodzić? Nie chciał, by Tillius spoglądał na niego z dystansem, by stale łączył go z własną córką. — Nigdy nie byliśmy razem — doprecyzował więc ze stanowczością; kiedy już powrócili do marszu, i nie musiał podchwytywać jego spojrzenia. — Och, tak, wcześniej to było ważne. Ale brat Jacob wyjaśnił mi, że w takich kwestiach czas jest szczególnie ważny; już i tak jestem do tyłu o jakieś trzy lata. Kapłaństwo jest ważniejsze; może przynieść więcej dobrego — wyjaśniając wpatrywał się w żółwia i usiłował przekonać niepewność myśli, że to prawda, że tylko w służbie mógł odnaleźć spełnienie. Że tylko w taki sposób mógł okazać się pomocny dla świata.
Czego nie pozwala ci robić? Popisywać się? — zaśmiał się z pewną dozą nerwowości; wymijając go starał się nie spoglądać na jego ciało, obawiając się zawartej w swoim spojrzeniu prawdy: że to wcale nie były żarty, że dla Romulusa podziwianie jego ciała stanowiło przeżycie duchowej chwiejności, że mógłby mu powiedzieć, że przy nim może — robić wszystko to, czego nie mógł przy własnej żonie. Gorejące policzki zmierzwił podmuch chłodnego wiatru; ten sam, który szumem obwieszczał nadejście sztormu, ku któremu Rome wolał skierować swoje myśli — zamiast znów pytać o szczegóły tilliusowego małżeństwa, o którym niewiadomym było, jak wiele podobnych jesieni jeszcze przeżyje. — Myślisz, że Charlie po nas wróci? — pytając wpatrywał się w ciemną poświatę stępującą nad rysy odległych miast, nie dostrzegając na morzu ani jednej łodzi; bał się bezlitosnej siły, od której oddzielały ich tylko minuty.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Lata tężejące w sztywną i ociężałą, ubogą w beztroskę i naręcze niedopowiedzeń dojrzałość nie zdołały wymazać mu pamięci tak całkowicie.
Pamiętał, jak to było być niedorzecznie młodym, jak każda prośba sprecyzowania: czy to własnych uczuć, czy konkretnej relacji, budziła gniew i irytację, zwieńczoną słowami: jest przecież zbyt wcześnie, żeby o tym myśleć. Zbyt wcześnie, bo maniera sprowadzania każdego szczegółu do jednego określenia przychodziła z wiekiem, była atrybutem ludzi s t a r y c h. Zbyt znużonych i doświadczonych życiem, by bawić się w niejasności. Dlatego Tillius nie nakazywał swojej córce sięgać po odpowiednie nazewnictwo, nie pytał nigdy: chcesz z tym chłopcem spędzić resztę życia? ani nawet: myślisz, że ta kariera opłaci ci się za kilka dekad? i wiedział, że odpowiedzi przyjdą w końcu same.
Z nim i Nisidą było podobnie. Najpierw jedynie się przyjaźnili, nie dzieląc jednego zestawu pościeli i nie mieszając smaków swoich ust. Rodzina dziewczyny, niewtajemniczona w intrygę, którą Tillius uknuł z jej rodzicami, mimo wszystko wróżyła im długą i nade wszystko wspólną przyszłość. Mawiali wówczas: och, ta dwójka na pewno weźmie ślub, a oni zgodnie zataczali okręgi tęczówkami. Nawet nie zastanawiali się nad starością, zresztą Nisidzie takiej nie przewidywano; nie, kiedy białaczka rozprzestrzeniała się w jej szczupłym, kruchym ciele. Sama wizja wspólnej wieczności ich przerażała, byli w końcu tacy młodzi! Absurdalna zdawała się myśl, że mieliby ograniczyć cały świat jedynie do własnego towarzystwa; zawsze tej samej sylwetki ułożonej w łóżku, zawsze tych samych par dłoni przesuwających się finezyjnie przez biodra, zawsze tych samych pocałunków. Aż w końcu zrozumieli. Zderzeni z dorosłością zdecydowali się na ślub, zapomnieli o dawnej beztrosce.
Tillius uważał zawsze, że tak samo będzie z Romulusem. Ale być może się mylił. Może zupełnie nie rozumiał już młodych; każda dekada zmieniała przecież ich zwyczaje — nie zachowywali się już tak samo, jak to czyniło się za czasów tilliusowego dorastania. — Nie jestem pewien o co pytasz. Ciągle o tobie opowiada — wyznał z niejaką ostrożnością. Nie wiedział, czego dokładnie doszukiwać się w postawionym nieklarownie pytaniu. Opowiadała przecież o imprezach, w których ochoczo i jakże nierozważnie brali udział, opowiadała o słabej głowie Romulusa i o tym, że nic nie łączyło ich tak, jak naprzemienne bieganie do łazienkowej muszli klozetowej, wydalając z gardła cierpkie pozostałości alkoholu. Wspominała o tym, że za chłopakiem wodzą wzrokiem zawsze skończone idiotki, dodawała z oburzeniem, że on działa na nie jak magnes, że zawsze przyciąga do siebie te nieodpowiednie. Tłumaczyła, że Rome nie poradzi sobie nigdy samotnie, że ma dwie lewe ręce i wadliwy rozsądek, że ona po prostu m u s i się nim opiekować. Nigdy jednak nie powiedziała: kocham go, i nigdy nie zadecydowała: to chyba z nim będę tak ostatecznie.
Teraz Tillius zrozumiał już dlaczego.
Och. Tego się obawiałem — wyznał z początku, pragnąc nadać dźwięku kaskadzie przepływających po głowie myśli. — Ostatnio opowiadała mi, jak szalenie bardzo podoba jej się opiekun praktyk. Mimo wszystko liczyłem… Wiesz, że chciałbym dla niej jak najlepiej. A patrząc na jej preferencje… Chryste, kogo ona czasem przyprowadzała do domu! Zawsze chyba liczyłem, że w końcu zmądrzeje i że skończycie ze sobą — wytłumaczył. Dłoń podczas owej perory splątała się na gęstym zaroście, aż w końcu zatrzymała się ułożeniem dwóch koniuszków palców na ustach. Zamilkł na moment, znów musiał się zastanowić. — Ja bym to zrobił na jej miejscu; chyba mam lepszy gust w mężczyznach — zaznaczył tym razem z uśmiechem, przywołał tamtą zapomnianą młodzieńczą beztroskę, pragnął zażartować. Nie pomyślał o tym, jak źle mogło to zabrzmieć.
Tak samo jak Romulus nie zastanowił się nad tym, jak przytaczane przez niego duchowe pouczenia mogły haczyć cudze ucho. Jak niepokojąco mogły brzmieć. Tillius już nie zareagował, nie wspomniał: pośpiech nigdy nie jest dobry, ani nie stwierdził: uważam, że to błąd. Jeszcze nie był pewien, czy ma do tego prawo.
A potem, z zamyśleniem i szeregiem wątpliwości, ot tak poczuł się zakłopotany. Aż zaplótł przedramiona na klatce piersiowej; infantylny, bezwiedny gest. — Och, ja… Ja już nie przykładam się do tego tak jak kiedyś, nie pomyślałem, że… że mogę być jakkolwiek oceniany, zduszone na języku. Ostatnio zaniedbywał godziny spędzane na siłowni na rzecz dopracowywania wymagających przecież rzeźb; rankiem biegał jedynie, mijał zawiłe aleje morskiego miasta, nieraz podciągał się na drążku wpiętym w drzwi piwnicy. Teraz z kolei poczuł się winny. Po raz pierwszy pożałował, że oddał swoją koszulkę konającemu, żółwiemu życiu.
Teraz? Nie wydaje mi się — odrzekł wreszcie, starając się odegnać wcześniejszą, specyficzną i jakże absurdalną konfuzję. Sztorm był zbyt wietrzny, zbyt niszczycielski i nieprzejednany, by wyruszać w niego łodzią. Niebo już oblekało się pajęczyną błyskawic; coraz bliższych, coraz bardziej widowiskowych, o coraz głośniejszych, przeszywających grzmotach. Aż w końcu pioruny naruszyły struktury ołowianych chmur, przecięły je, a z pęknięcia polały się rzęsiste krople. Nawet morze się zmieniło, z błękitnego widoku pocztówek z wakacji nad laguną przyjmując ciemne, niepokojące barwy i wylewające się na piasek fale. — Chodź — krzyknął, powstrzymując się przed objęciem jego ramienia. — Musimy znaleźć jaskinię — doprecyzował, wyruszając spiesznym krokiem w głąb wyspy; dłońmi osłaniał oczy, na powiekach których skraplała się ulewa, porywana wreszcie przez podmuchy gwałtownego wiatru.
Wnęka skalna, na którą w końcu napotkali, nie była spełnieniem najprzezorniejszych marzeń — choć strzelista i pozbawiona zaostrzonych, licznych krawędzi, nade wszystko była wąska i niedostatecznie głęboka. By się do niej dostać, musieli pożegnać się z przestrzenią osobistą i wstydem; Tilly najpierw pozwolił wsunąć się do niej mężczyźnie, a dopiero później wkroczył do jaskini sam. — Jak trochę się uspokoi, będziemy mogli poszukać innej.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Kiedyś wstydził się słów, których nigdy nie słyszał, a które Lainie wymieniała z rodzicami; podczas świątecznych przerw, długich comiesięcznych rozmów telefonicznych albo przypadkowych odwiedzin. Wiedział, bo czasem się do tego przyznawała — wspominając, że jej ojciec zgadza się w jakiejś dotyczącej go kwestii (która, zdaniem Lainie, a więc i Tilliusa, opatrzona została błędną decyzją) — a czasem sprawy te wypływały niespodziewanie — jak na przykład wtedy, gdy jej matka zapytała się go bezpośrednio o rozwinięcie jakiejś myśli, którą Rome w sekrecie złożył w dłonie przyjaciółki. Nie chciał, by o nim mówiono, by istniał w prywatnych rozmowach — szczególnie tych łączących się z Tilliusem, ale wiedział, że nie ma nad tym kontroli, że nie może mieć wpływu. Czasem tylko powtarzał Lainie, że jego życie jest wyłącznie jego własnością — i wiedział, że wtedy, przez jakiś czas, mówiła o nim niewiele.
Czy insynuuje, że jesteśmy razem. Że będziemy. I czy może… tylko dlatego zgodziliście się, żebym z wami zamieszkał — nie zdołał ukryć źdźbła podenerwowania; nie lubił słyszeć o tym, że o nim dyskutowano, że notorycznie jego obecność podkreślana była w cudzych opowieściach; tym bardziej nie potrafił znieść myśli o szerzącym się kłamstwie — jakby potem już nie mógł uciec, jakby zmuszony miał zostać do zaakceptowania miłości, której nigdy nie poczuł. Nie do Lainie. — Przykro mi; nie sądzę, żeby było to możliwe — odparł półgłosem, zawstydzony i skrępowany sprawianym mu zawodem. Mimo że to z jego powodu nie miał nigdy spojrzeć na swą przyjaźń w jakikolwiek inny sposób. — Jestem pewien, że znajdzie w końcu kogoś porządnego. Lepszego niż ja — nie potrafił dostrzec zalet ich możliwego związku; onieśmielał go rozwój toczonej rozmowy, jak i własny brak pewności co do tego, że może faktycznie — mylił się we wszystkim. Bo może Lainie mogła być jedyną osobą, z którą stworzyć mógł coś realnego, bo może i on sam jako jedyny miał do niej w pewien sposób pasować. — Och, to jest… Nie sądzę, że mogłaby chcieć… i że ja…. Nie wiedziałem, że interesują cię mężczyźni — i faktycznie nie dostrzegł żartu, umknęła mu lekkość wypowiedzianych słów.
I tak po prostu poczuł nadzieję.
Nawet jeśli było to głupie, jeśli nie oznaczało nic szczególnego, jeśli istniało wyłącznie w cieniu nisidowej obecności.
Żartujesz sobie? Wyglądasz tak dobrze, boże, nigdy nie ściągnąłbym przy tobie koszulki — zaśmiał się, usiłując uspokoić rozszalałe serce; w dowcipie kryła się prawda, w zaprzeczeniu migotało pragnienie. — Gdybyśmy się nie znali, nigdy bym nie zgadł, że masz żonę i dziecko — to mogło być uprzejme; gdyby nie ciężar, jaki ów słowa oznaczały, jak bardzo sprowadziły go natychmiastowo do rzeczywistości — tej, w której niemożliwym było tilliusowe zainteresowanie jego osobą.
Przynajmniej mogli uciec ku malującej się na horyzoncie katastrofie;
boże, jak dobrze, że mieli burzę!
W pewien sposób żałował, że nie uda się im wrócić; miał nadzieję, mimo kotłującego się strachu, że Charles jest bezpieczny na brzegach Lorne Bay. Ale jaką torturą byłby ten cichy, odarty z prywatności powrót; łatwiej było zaszyć się w gniewnych kroplach deszczu i biec za Tilliusem, a w gonitwie tej wzdrygać zawsze wtedy, gdy niebo rozrywał gromki dźwięk burzy. I wreszcie skryć się w miejscu, do którego sam by nie trafił, o którym pewnie nawet by nie pomyślał. W ciasnym przekroju jaskini zmuszeni byli stanąć naprzeciw siebie; gdyby nie trzymany w ramionach żółw, ich klatki piersiowe pewnie by się o siebie obijały, nieznośnie nagle poruszając się w ten sam sposób. Tymczasem Rome oddychał głośno, a krople deszczu spływały z jego skóry; i mógł tylko wpatrywać się w Tilliusa, niezdolny do wypowiedzenia żadnego słowa.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Skrywała się w tym pewna personalna zadra, niewielka i nieszkodliwa, trochę jak płytko wbita, niezupełnie długa i uciążliwa drzazga, która dawała o sobie znać tylko czasem i z którą mimo wszystko dało się żyć, choć z lekkim podenerwowaniem — w tym wyznaniu: nie podoba mi się twoja córka, które w przypływie impulsu, wyprzedzając rozsądek, chciało się opatrzyć oburzonym: niby dlaczego?!, jakby wypowiedziane zostało największe oszczerstwo. A jednak milczał, pokiwał głową, wcześniej zapewnił: — Nie, absolutnie. W związku czy nie, znacie się tak długo, że przecież wliczasz się już do naszej rodziny; cieszę się, że to u nas się zatrzymałeś.
Tylko że Tillius nie potrafił przydzielić mu konkretnej roli w ich rodzinie.
Niegdyś przyzwyczaił się, że tak się po prostu mówiło — należysz już do rodziny. Tak zaręczali rodzice Nisidy, tak słyszał niejednokrotnie od własnych, choć ci wypowiadali takowe słowa do kogoś innego.
Teraz odczuł potrzebę zapewnić Romulusa, że on także stał się już ważny, że stał się częścią codzienności, że nikomu z nich nie sprawiał problemu. Choć mógł zaręczać to jedynie z własnej strony.
A Lainie… Lainie też o tym wie? — spytał po przedłużającej się ciszy; obawiał się jednego z wielu scenariuszy przyszłości, wedle którego jego córka dowiedzieć miała się już po wszystkim; brakowałoby romulusowego bagażu upchniętego do zaledwie dwóch walizek, a także właściwych wyjaśnień, brakowałoby tej miłości, którą Lenore być może wróżyła sobie późnymi nocami, zapominając na moment o fakcie, że jest zbyt młoda, by snuć podobne fantazje.
Bał się momentu, w którym rozległoby się wzburzone: to ty o wszystkim wiedziałeś?
A także późniejsze, krytyczne i rozgniewane: dlaczego go nie zatrzymałeś?
Powaga takowych przewidywań zburzona została z łoskotem wraz z zakłopotanymi słowami.
Nie wiedziałem, że interesują cię mężczyźni.
No bo…nie interesują, chciał zapewnić, a jednak nie wiedział. Nie tego, czy rzeczywiście potrafił doszukiwać się w innych mężczyznach swojego pożądania i uwielbienia, a raczej czy brunet także ż a r t u j e. Czy jednak zamiast tego tuż po powrocie do domu pochwyci ramię Lenore i odciągając ją na bok, wyzna zniesmaczony: twój ojciec się do mnie przystawiał; dotychczas Tillius był przekonany, że podobnych niedomówień musiał obawiać się jedynie przy koleżankach córki. Tymczasem jednak Ballard komplementował jego sylwetkę, szczerze rozpływając się nad jej topografią i porównując do własnej — Tillius mimowolnie przywołał w pamięci widok nagiego romulusowego ciała skrytego w kabinie prysznicowej i bezwiednie spłonął rumieńcem. — Tak właściwie to widziałem cię już nie tylko bez koszulki — wyznał zniżonym niemal do niezrozumiałego półszeptu tonem, aż w końcu nerwowo się roześmiał. Pragnął odegnać nieprzyzwoity obraz sprzed swoich powiek, jednocześnie chciał też zaprzeczyć i lekkomyślnie uświadomić go: przecież wyglądasz po stokroć lepiej, w odpowiedniej chwili uprzytamniając sobie, że w wykłócaniu się ty wyglądasz dobrze i nie, ty prezentujesz się lepiej, być może nie było nic do końca w ł a ś c i w e g o. — Czyli byłbym czterdziestoletnim kawalerem, co? Moja matka nazywała takich wybrykami natury — pozwolił drgnąć kącikom ust w rozbawieniu, przypomniał sobie wszystkie wykłady, którymi rodzice raczyli jego siostry, te, wedle których na nieustatkowanych mężczyzn po trzydziestce nie należało zwracać uwagi, jako że ewidentnie żadna kobieta nie była zdolna z nimi wytrzymać. Mają poważne problemy, mawiali, a Tillius wówczas w to wierzył. Nigdy nie śmiał nawet wyobrażać sobie takiego alternatywnego życia, pozbawionego Lenore i Nisidy — o tej drugiej nieraz zapominał, czasem nawet przeklinał jej istnienie, a jednak w samej wizji świata pozbawionego Lainie odnajdywał jedynie przejmujący smutek. Nigdy nie mógłby pożałować tego niewielkiego życia, do którego się przyczynił.
Ani kiedy myślał o pomyłce pchającej go w smugi zaparowanej łazienki, która ukrywała w sobie romulusową sylwetkę.
Ani kiedy już w jaskini wpatrywał się w złotobrązowe tęczówki mężczyzny, od którego dzieliło go ledwie kilka oddechów.
Wyciągnięte ramię opierało się w dłoni tuż przy jego twarzy; było nieznacznie ugięte w łokciu, a Tillius wystawił je, by skutecznie odepchnąć się od bliskości obcej sylwetki. Plecy kąsały mu zgrubiałości szorstkiej skały, odciskały swoje pąsowe zadrapania jakby paznokci, kiedy oddychając spiesznie i niedbale po odbytym marszu, bezwiednie poruszał w ich rytm niemal całym ciałem.
Rome, tak sobie pomyślałem… — prędki wdech i jeszcze szybszy wydech, krople deszczu spływające z rzęs. — Że może jakbyś wybierał się na jakieś spotkanie z tymi… Z tymi ludźmi od seminarium duchowego, to może poszedłbym z tobą. Chciałbym ich poznać — zasugerował ostrożnie, myśląc: Lainie nigdy mi nie wybaczy, jeśli tego nie sprawdzę, choć może robił to nie tylko ze względu na nią.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Mimo to wiedział, że kryła się w tym warunkowość, że słowa były przymuszeniem, że nikt nie powiedziałby mu wprost tego, o czym myślano może już od dawna; być może od pierwszego odebranego nad ranem połączenia, w trakcie którego upojona alkoholem Lainie opowiadała o Romulusie tak, jak mówi się tylko o ukochanych.
Wiedział, że jeśli nie mógł odzwierciedlić jej (niejasnej jeszcze) miłości, nie było dla niego miejsca pośród jej rodziny.
Wydaje mi się, że tak. W każdym razie powinna być tego świadoma — odpowiedział z widocznym przerażeniem, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z tak banalnej możliwości; mimo to zdawało się mu zawsze, uparcie i niezłomnie, że ich przyjaźń jest czysta w swojej formie, że brakuje w niej spraw, które mogłyby którekolwiek z nich dotkliwie zranić. — Porozmawiam z nią o tym wszystkim. Niedługo, obiecuję — musiał być wtedy przygotowany do odejścia; rozstawali się z Lainie już wcześniej, z powodu spraw bardziej lekkich czy płytkich — ona nie chciała go przez kilka dni znać, a on przyzwyczaił się do bycia niechcianym. Nie wychodziło mu nawet przepraszanie — rodzice nauczyli go przecież, że jego skrucha nie ma znaczenia, że czyni go słabym i żałosnym, toteż Rome zamykał się w swoim milczeniu. Być może tak miało być i tym razem, choć zabraknąć miało szans na prędkie pojednanie — Romulus nabierał pewności, że z powodu siejącego spustoszenia, odnajdzie ukojenie dla siebie i najbliższych właśnie pośród katolickiego zbioru.
Ku któremu kierował myśli w ramach ucieczki od dotkliwości padających słów; wiedział, że Tillius nierozważnie żartuje, że być może odczuwa podobną niepewność — tę skłaniającą do słów i gestów, a wreszcie i reakcji ciała w przepełnionym słodyczą zawstydzeniu. Rome także się zarumienił, i nieco wbrew sobie zaśmiał — by nie wyjść na głupca. — Mieliśmy do tego nie wracać — przypomniał mu z nieszczerym rozbawieniem. Być może łatwiej byłoby wyznać mu prawdę, przyznać do śmiałości uczuć i wykazać tym samym, że to przez niego nie wracał do Lorne tak długo, że przez niego walczył o przyjaźń z Lainie i że przez niego uciekał w ramiona bogobojnego życia, ale przecież niczego by to nie zmieniło — przyspieszając jedycznie proces romulusowego odejścia.
Ważne, żebyś był szczęśliwy — mógł tylko wzruszyć ramionami i ponownie się zaśmiać, powstrzymując kolejne pytania o koncepcję małżeństwa, jak i wypełnianie norm zapisanych przez typowość życia. Romulusa nigdy nie nauczono tego, jaki model istnienia jest prawidłowy; razem z Lainie obalali wszelkie koncepcje, popadali w skrajności, nużali się w eksperymentalnych nurtach — tak ciężko było mu czasem pamiętać, że Tillius jest jej ojcem, właśnie przez te zasadnicze różnice w przekonaniach.
A mimo to Lainie, z tą swoją śmiałością i obojętnością na wszystko, nie potrafiłaby zrozumieć.
Zaakceptować kierunku, w którym szarpnęło romulusowe serce.
Nie wiedziałaby, jak ważna była ta chwila, którą Rome i Tillius na zawsze dzielić mieli wyłącznie ze sobą.
Naprawdę chcesz? — ucieszył się, nie dostrzegając podstępu; sądził, że to uprzejmy gest, że nie skrywa się w nim niecność. Nieufność. — Będę zaszczycony — dodał, a potem niebo znów przeszył gromki huk, więc Rome zamknął oczy. I zamykał je zawsze wtedy, gdy padały wystrzały z niebiańskich armat; w schronieniu własnych powiek uśmiechał się jednak serdecznie, jakby rozbawiony własnym strachem. — Byłeś… niepewny, kiedy pytałeś o Lainie i nie wiem, czy to dlatego, że wydaje ci się, że coś dostrzegasz, czy po prostu chciałbyś, żeby nie skończyła z facetem, którego jedyną pracą jest gra na gitarze, ale Lainie w i e, Tillius. Może wcześniej był taki moment, ale wszystko się spieprzyło; nie rozmawialiśmy ze sobą przez kilka miesięcy, bo przespałem się z chłopakiem, który się jej podobał — nie miał pewności, dlaczego mu o tym mówi, dlaczego wybiera przy nim każdą możliwą szczerość poza tą jedną, właściwą, ale kontynuował dalej, nie przerywał, mówił jakby na wdechu. — I gdyby nie późniejszy incydent, gdyby nie to, że pomyślała… że stwierdziła, że coś mi zrobił, może w ogóle byśmy już nie byli ze sobą blisko. Ale wtedy Lainie powiedziała, że to przecież jasne, że jej potrzebuję; że jest moim drogowskazem, że bez niej wybierałbym niewłaściwe osoby, że je do siebie przyciągam, że znajdzie mi kogoś d o b r e g o. I faktycznie szukała; poza tym Lainie wie, że jestem w kimś zakochany — i nie mówił wcale o Bogu, chociaż mógłby w perfidnej manierze tak właśnie kłamać, brzmiąc jak ci wszyscy niebezpieczni, odpychający ludzie, ku którym zmierzał. Był pewien, że serce jego uderza z tak wielką siłą, że słychać je w całej grocie, że swą siłą przebija nawet odgłosy burzy.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Nigdy nie uważał, by jego usposobienie skrajnie różniło się od sposobu, w jaki Lainie obejmowała cały świat.
Nie odczuwali, na przykład, potrzeby przypisania swojego istnienia do jakiejkolwiek wiary, choć znali niemal każdy odłam tych najważniejszych: zaczytywali się niegdyś w księgach Koranu, brnęli przez barwne, pozbawione urodzin i świąt bożonarodzeniowych przesądy Jehowy, dumali nad reinkarnacją hinduizmu i przekrzykiwali się w tym, kogo winna dotknąć karma, a później zakochali się w mitycznych aspektach hellenizmu i ich intrygujących bogach, zgodnie wyśmiewając katolicyzm.
Nie pozwolili ani razu, by ktoś — niezależnie od wychowania czy zewnętrznego wyglądu — poczuł się od nich gorszy, ani nie określali ich we własnej, prywatnej obecności płytkim i krzywdzącym mianem obniżającym ich wartość.
Nigdy nie uciszali swojego głosu w obawie przed blamażem, ani nie pozwalali rozgościć się w swoim sercu wstydowi; uważali, że świat został stworzony właśnie dla nich i że mają prawo czerpać z niego garściami.
Nie uważali także, by orientacja seksualna była czymś, co należy podkreślać i wąsko precyzować — kiedy Lainie przez kilka tygodni umawiała się z inną, wyższą od niej i równie beztroską dziewczyną, żadne z nich; czy to Nisida czy Tillius, nie odczuli potrzeby o to zapytać.
A jednak, kiedy Romulus powiedział mimochodem: przespałem się z chłopakiem, który się jej podobał, coś w Tilliuszu mimowolnie się spięło. Nie tak, by dać to po sobie odczuć. Nie tak, by wzdrygnąć się i odsunąć o jeszcze kilka nieistniejących w wąskiej jaskini kroków. Nie tak, by pomyśleć sobie: pewnie ja też mu się podobam, a przede wszystkim nie tak, by odczuć potęgujący się niesmak.
Nie był pewien, co dokładnie przez takowe stwierdzenie w nim drgnęło; co sprawiło, że milczał podczas każdego z padających wyznań i co ostatecznie nakazało mu się uśmiechnąć, choć niektóre z trafiających do niego słów rozlały się w jego sercu posępną goryczą, bynajmniej nie prosząc się o grymas jako takiej radości. — Wierzę ci, Rome, naprawdę. Zazdroszczę wam waszej przyjaźni, sam nigdy takiej nie miałem — wyznał miękko, aż w końcu spuścił wzrok z romulusowej twarzy, zakłopotanej dręczącymi ją nerwami; objął spojrzeniem rozmazane w oddali morze, które przysłaniała nie mgła, a iluzjonistycznie układająca się w nią rzęsista, wściekła ulewa. Nie oddychał już z nakładem tysiąca spieszących się oddechów, a serce nie obijało się o żebra tak, jak to robiło to skryte pod piersią majaczącego przed nim mężczyzny. Tillius był spokojny. Był nieświadomy dotyczącego go wyznania, które miało odmienić całe jego życie.
W kimś, kogo zostawiliście w Perth? Bo chyba nie… Chyba nie w nikim z tego… zgrupowania? — dopytał z brakiem nieustępliwej powagi, mając na myśli fakt, że Rome się z a k o c h a ł.
Na powrót zaglądał w jego bliskie, wyostrzające się oblicze; ze zdumieniem odkrył dwie błękitne cętki w migdałowych oczach, jaśniejącą łukowatą bliznę pod kosmykami kręcących się na czole włosów i migoczący złotem kolczyk w prawym uchu. — Jeśli do nich dołączysz, wyjedziesz, zaczniesz nowe życie… Wiesz, nawet wtedy możesz do nas przyjeżdżać. Kiedy chcesz i na jak długo tylko chcesz. Bo to… to całe nowe życie, nie jest chyba niczym w rodzaju… ucieczki? To znaczy, Rome, jeśli coś się dzieje, jeśli myślisz, że tylko oni cię zrozumieją, albo że musisz coś odpokutować... — podjął się niedających mu spokoju wątpliwości głosem o nierównomiernym natężeniu; nie dlatego, że starał się być nadzwyczaj ostrożny, a ostrożność ta wywoływała naprzykrzającą się niepewność, a dlatego, że uspokojone po marszu ciało zaczęło marznąć.
Kaskady mikroskopijnych kropel łaskotały jego ochładzającą się skórę torsu, ślizgały się po obojczykach i zakręcały w wyżłobieniach żeber, okrążały bliznę na podbrzuszu i niknęły w przemoczonym materiale szortów, a inne oblekały odkryte łydki, drażniły przestrzeń między naprędce nałożonym obuwiem i skraplały piasek, który nie chciał odłączyć się od stóp. Tillius zadrżał, ściskając szczelniej przemokłą fiołkową czapkę trzymaną w wolnej ręce — zmuszony był zsunąć ją z głowy zaraz przed tym, kiedy uczyniłby to wzbierający na sile wiatr.
Bezwiednie zerknął na plecak porzucony na wyścielonej piaskiem plażowym ziemi, którą okrywała jaskinia — pożałował, że w środku nie skrywało się żadne dodatkowe okrycie. Mógł się domyślić, że rozkapryszona jesienna pogoda w końcu pęknie, podobnie jak naiwność tilliusowego przekonania o uodpornieniu się na opadającą temperaturę.Nie wiem, jak to ująć, żeby nie zabrzmiało tak źle, jak to, co mówiłem wcześniej — zaczął, odłączając coraz dotkliwiej drżącą dłoń od chropowatości skały. Zaplótł ramiona na klatce piersiowej i uśmiechnął się uśmiechem pełnym przeprosin. — Ale masz taki i d e a l n y profil na rzeźby, pewnie słyszysz to nieustannie — roześmiał się miękko, decydując się na nazbyt cudaczne wyznanie i malowanie w głowie wyobrażenia wykuwanych dłutem rzeźb — nade wszystko z potrzeby odpędzenia myśli od przejmującego chłodu.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Nieumyślność postawionego wyznania sprawiła, że Romulus zawahał się, odpowiedział najpierw ciszą, a dopiero potem — słowami, choć nie tymi, które dyktowało mu serce. Wolał zostać zapytanym o incydent, o konieczną interwencję Lainie; o odkrycie, że oboje zadurzyli się w tamtym czasie w chłopcu o agresywnej naturze, choć to tylko mu przyszło się o tym przekonać w brutalnym tchnieniu nagłej przemocy. Przypominając sobie to wszystko Rome począł się zapadać; nigdy nie posiadał przyjaźni równie trwałej i szczególnej. Nikt nie kochał go tak, jak kochała go od samego początku Lainie. Obwiniała się potem, mówiła, że to takie oczywiste — że Rome przyciągać miał do siebie właśnie t a k i e osoby; i chociaż nie stało się nic szczególnie przykrego, a chłopak po dostrzeżeniu błędu przeprosił go wtedy, i przepraszał co roku, w każde romulusowe urodziny, Lainie przesadzała w zakresie swojej troski.
A więc jej nie doceniał. Tym bardziej mówiąc o swej jedynej, prawdziwej miłości i o tym, że do niej samej nie mógł nigdy poczuć niczego równie głębokiego.
Nie — odpowiedział po chwili, wpatrzony w trzymanego, sennego żółwia. — Ta osoba nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia. Wiem że to niemądre — odpowiedział ze smutkiem, choć uśmiechał się przy tym delikatnie i wduszał w siebie beztroskę. — Dziękuję — wtargnął w sam środek wypowiadanych słów, ugodzony ciepłem, z którym bez przerwy go przyjmowali; nawet pochmurna Nisida powiedziałaby mu pewnie to samo: że może przyjeżdżać, że jest częścią ich świata. Nie potrafiło go jednak to cieszyć — pragnął przecież rozbicia ich szczęścia, odebrania im stabilności.
Więc Tillius miał rację podejrzewając, że Rome u c i e k a.
Odebrał mu tymi słowami oddech, zachwiał jego przekonaniami; Romulus nie potrafił zaprzeczyć, objaśnić mu własnych celów, wykazać ich słuszności. Myślał wyłącznie o tym, że się nie myli, ale że nie istnieje dla niego żadna inna opcja, że podejmowana droga jest jedyną możliwością. Nie był pewien, kiedy dokładnie zaczął płakać, kiedy pierwsze łzy poczęły spływać po jego skórze; ucisk w klatce piersiowej nieustannie się pogłębiał. — Nic na mnie nie czeka — powiedział w końcu z bolesną szczerością, z uciążliwym przekonaniem, że ma rację; był kompletnie sam na świecie, nawet jeśli zapewniano go, że jest inaczej. Nie mógł spędzić całego życia przy boku Lainie; wiedział, że trwałość ich przyjaźni miała zakończyć się za kilka lat — wtedy, gdy w dziewczęcym sercu miała narodzić się w końcu miłość do kogoś innego, gdy utracić miała całą tę przestrzeń przeznaczoną dotąd dla Romulusa. Nie zachowywał się sprawiedliwie tkwiąc przy jej boku; być może nie powinni byli razem wyjeżdżać z Perth.
Och, tak; co najmniej raz tygodniowo — zaśmiał się poprzez smutek, choć wciąż odwracał spojrzenie, chociaż bez przerwy jego serce boleśnie obijało się o żebra. Tillius utrudniał mu wszystko: dostrzegając wadliwość niewinnej tylko z pozoru przyjaźni, kwestionując jego decyzje (w sposób zaskakująco słuszny), a także mówiąc słowa, które bezwiednie go do niego przyciągały. — Pewnie mówisz to każdemu — powiedział z ponownie zamkniętymi oczyma, z piekącym powieki zagubieniem; nie lubił burzy i nie miał polubić tej wyspy; nie wiedział jednak jeszcze, czy dzień ten wspominać będzie wyłącznie z żalem.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Zagłuszający szmer za jaskinią łagodniał na tyle, by dało wyszczególnić się prawdziwe krople, a nie jednostajny strumień ulewy; tak silnej i nieprzerwanej, jakby ktoś nieustannie, raz za razem, jednym zamachem opróżniał wiadro pełne chłodnej wody.
Tillius spoglądał na deszcz, wyobrażał sobie wkroczenie w jego szklistą, zimną powłokę i wówczas robiło mu się trochę cieplej. W tej wysuszonej, niewielkiej grocie, która od czasu do czasu niemal wstrząsała się drżeniami jego wyziębionego ciała.
Myślę, że to ona jest niemądra — odrzekł z namiastką pokrzepiającego, delikatnego uśmiechu, w myślach dopowiadając jeszcze całe korytarze zawiłych spostrzeżeń; że bycie zakochanym wymaga czegoś więcej, niż tylko podziwiania kogoś z daleka, że zakochanie mimo wszystko angażuje dwie strony, że zmusza je do rozmowy i nieraz rozwlekłych zwierzeń, że trzeba czuć się zrozumianym, nawet jeśli bez odwzajemnionego, spiesznego bicia rozemocjonowanego serca. Że w innym przypadku jest to po prostu nietrwałe i nieszkodliwe zauroczenie, że osoby w wieku Romulusa i jego córki często mylą te dwa pojęcia i przez tygodnie krótsze od miesiąca przeżywają wmawiane sobie katusze, by już po chwili zapomnieć o istnieniu tej innej osoby. Że ostatecznie ot tak przechodzą do fascynacji kimś nowym.
Przykro mi, że cię to spotkało — udało mu się jeszcze wsunąć przed nacierającym jak niedawna ulewa płaczem; odnosił się nie tyle do nieodwzajemnionych uczuć, ale do przytoczonej opowieści o sprzeczce poróżniającej go z Lainie i ostatecznym pojednaniem, do którego doszło za sprawą cudzej agresji.
Dotknęła go szorstkość tego wyznania, myśl o tym, że Lenore także była zainteresowana mężczyzną mogącym później skrzywdzić ją nie tylko przez złamanie jej serca. Poraziła świadomość tego, że to ostatecznie Romulus chwycił po owe nieszczęście — że mimo uchronienia przed nim Lainie, Tillius i tak nie potrafił odetchnąć z ulgą i bez wyrzutów sumienia pomyśleć sobie: najważniejsze, że nie trafiło na moją córkę.
A chwilę później z oczu zaczęły ulatywać mu podobne krople do tych, które burzyły spokój na plaży.
Pamiętał to uczucie, pamiętał liczne z momentów, w których w przeszłości dochodził do jednakowego wniosku; czy to zaraz po niechcianej przeprowadzce z Norwegii, czy kiedy rozpoczynał każdą z nowych, zawsze frustrujących i niedopasowanych do niego posad, byleby tylko dotrwać do końca miesiąca.
Pamiętał także płacz swojej córki i żony, pamiętał, czego wówczas nie pozwalano mu robić: nie mógł ani umniejszać ich tragediom, nieważne jak niepoważnym, nie mógł pouczać ich ani niczego doradzać, jeśli wprost go o to nie poproszono. Pamiętał także bezsilność, którą czuł za każdym razem i która także spięła całe jego ciało teraz, niepewne jaki gest wykonać ani jakie słowo przepchnąć przez kurczącą się krtań.
I wówczas wspomniał o swoich rzeźbach i romulusowym profilu, wyszukał najbardziej niedorzeczne, najbardziej nieistotne spostrzeżenie, jakim mógłby przełamać cudzą rozpacz. — Tak, jeśli tylko wyglądają jak greccy bogowie — potwierdził z łagodnym rozbawieniem, myśląc, że może i to się sprawdzi, że może próba przywołania na czyjejś twarzy śmiechu rzeczywiście mogła posłużyć na skuteczne rozwiązanie, które zawsze sprawdzało się także u jego żony i u Lainie, choć wówczas tylko raz poruszył kwestię czyjejś aparycji; kiedy zaraz na początku ich przyjaźni, Tillius zmuszony był całe pięć razy przekonywać Nisidę o tym, że jest tak niebywale piękna, a ona wzgardzona wówczas przez pierwszego chłopca, który prawdziwie przykuł jej uwagę, nie potrafiła mu uwierzyć.
Tak wiele na ciebie czeka, Rome, to przecież dopiero początek! Wiesz, każda osoba, która doszła do czegoś naprawdę ważnego, też miała kiedyś wątpliwości, a ty… — aż w końcu przeszedł dalej, w końcu poruszył rzeczywisty problem, przez który romulusowe serce nie potrafiło na nowo odszukać ukojenia. Wypowiedział te słowa cicho, ale wyraźnie, ułożył je w gładki, niemal lejący się i najdroższy aksamit, jakim potrafił wyścielić tembr swojego głosu. — Ty przecież jesteś taki bystry i zdolny, taki miły, piękny i… tak wyjątkowo mądry; wiesz, ile mam znajomych zajmujących się weterynarią? Żadnego, bo nikt z nich ani nie potrafił przebrnąć przez zaawansowaną biologię, ani nie był tak empatyczny i… Czekaj, dam ci chusteczki i go na moment potrzymam — był zdumiony natężeniem swojego tonu, jego nieugiętym przekonaniem i prędkością, która pozwalała mu na czerpanie jedynie skąpych oddechów; zaskoczony tym, jak łatwo słowa — te szczere i niewymuszone spostrzeżenia — przesunęły się przez przełyk, zakwitając w ciepły i delikatnie zakłopotany uśmiech.
Z ostrożnością sięgnął po leżący u ich nóg plecak, wyławiając z niego paczkę tylko nieznacznie przemoczonych chusteczek, w które przez wadliwe domknięcie słabego kleju przy otwarciu, wdarło się kilka zagubionych kropel deszczu.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
W bladości uśmiechu zabrakło napływu zwierzeń: to trwa od tak dawna, wystarczyłoby powiedzieć, albo zapytać, czy Tillius pamięta ten konkretny dzień, niejasny moment, kiedy Rome przestał bywać w ich domu, odmawiał widzenia się z nim, choć tak nagła zmiana przyzwyczajeń barwiła się abstrakcją. Zmuszała do zadawania pytań. Ale przecież wiedział, że Tillius nawet tego nie spostrzegł, że przemykał obok romulusowej nieobecności bez wzruszenia; może ktoś potem powiedział “kiedyś przesiadywał tu bez przerwy”, a on skinął nagle natchniony głową i zauważył, że pośród lokatorów domu poczęło brakować jednej z twarzy. Ale to było wszystko. Swoisty dowód tragizmu nieodwzajemnionych uczuć.
Wystarczała więc jedna serdeczna myśl, by odzywał się w nim smutek; nie tylko dlatego, że nie przywykł do dobroci, ale może przez właśnie tę swoją miłość, której odwzajemnienia nie mógł się dopraszać. Która wzlatywała z bolesnym tchnieniem właśnie wtedy, gdy tak jasnym i oczywistym było wszystko to, za co Tilliusa uwielbiał.
Kiedy w brutalności zauroczenia musiał przypomnieć sobie: to nigdy nie będzie moje.
Śmiech powlekany łzami nie smakował jednak goryczą; Rome nie wiedział, dlaczego dokładnie płacze — pogodzony z przeszłością bał się chyba po prostu nadchodzących dni i towarzyszącej im niepewności. Tego, że utraci jakąś część siebie, że pożałuje wszelkich decyzji. I że nikt nigdy go nie pokocha; nie tak, jak on sam mógł kochać każdego, kto ofiarowałby mu do tego prawo.
Unoszenie kącików ust ku górze stało się jego jedyną odpowiedzią; nie potrafił już wydobyć z siebie słów, zawstydzony sytuacją, w której zmuszeni byli się znaleźć. Pragnął przeprosić Tilliusa za to przymuszenie do ciepłych słów, które otulały całe jego serce, ale nie potrafił, nie w tej chwili; przyznać, że wie, że jest to wszystko wymuszeniem i nieprawdziwym tchnieniem paniki. A jednak uspokajało go to wszystko, aż w końcu wspomnieniem łez były już tylko zaczerwienione oczy; Rome oddał żółwia Tilliusowi, przyjmując paczkę chusteczek. Ze wstydem doprowadzając się następnie do normalnego stanu. — Trochę się boję; to wszystko. Tej całej drogi wiodącej do Boga — odpowiedział cicho, wiedząc, że pozostaje to kwestią najważniejszą: potwierdzenie dokonanego wyboru. — Do tej pory żyłem niemoralnie; p o t r z e b u j ę właśnie tego. Nawet jeżeli weterynaria była wcześniej moim marzeniem — doprecyzował, kiedy deszcz tracił swą siłę, kiedy już tylko silny wiatr wtrącał się do ciasnej jaskini. Zaledwie kilka minut później dostrzegli majaczący na wzburzonym morzu kształt zbliżający się do wyspy; Charles musiał poinformować straż przybrzeżną o ich sytuacji, a Rome jeszcze przez długi czas był zdziwiony tak wierną chęcią udzielenia im pomocy.
Mimo że żałował. I że kiedy dwójka innych mężczyzn pomogła im przemierzyć granice morza, i wreszcie skryć się na pokładzie chyboczącej się łodzi, nie potrafił przestać zastanawiać się, co by było gdyby.
Gdyby zostali na wyspie trochę dłużej.
Gdyby spędzili na niej noc.
Gdyby mieli więcej czasu na te wszystkie rozmowy.

koniec
ODPOWIEDZ