właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
outfit (tylko bez mitenek)

Czas od rozmowy z Leonardo do poniedziałku strasznie mu się dłużył mimo, że to było jedynie półtora dnia. Saul jednak coraz bardziej się stresował zarówno umówioną wizytą u psychiatry, jak tymi testami na HIV - był przekonany, że w pierwszym wypadku to nie wypali, a jemu stanie się większa krzywda; a w drugim testy wyjdą pozytywne. Nie radził sobie z tym, nie potrafił opanować swojego stresu i ostatecznie nad ranem prawie zaćpał. Prawie, bo zanim to zrobił, napisał do Leo wiadomość trzęsącymi się rękami. Tym razem spędzali noc oddzielnie, co tym gorzej wpłynęło na psychikę Monroe'a przed tak stresującymi wydarzeniami - sam nie był pewien, dlaczego teraz byli każdy u siebie, nie pamiętał, jak to się stało. Czy któryś z nich miał coś ważnego do załatwienia? Czy Leo się z kimś spotkał? A może po prostu Saul uznał, że nie może mu się narzucać i spędzać z nim całego czasu, zajmować mu każdego wieczora sobą, dlatego po pracy poszedł do siebie? Może zresztą wszystko po trochu - tak czy inaczej byli oddzielnie. Przez całą noc Saul próbował jakoś sobie poradzić z własnymi lękami, próbował spać, połknął kilka tabletek na uspokojenie, dostępnych bez recepty, ale nie pomagały - czego można się było spodziewać. Wziął więc kilka takich, które już były dostępne na receptę, a które miał jeszcze z czasów, gdy dealował. Możliwe, że były przeterminowane, ale tym się nieszczególnie przejmował: co mu zrobią dwie czy trzy tabletki? To jednak również nie powaliło go na amen. Przespał trzy godziny, po czym znów obudził go strach i nie pozwalał ponownie zasnąć. Przez cały ten czas, od rozmowy, spalił chyba cztery paczki papierosów, a i tak wciąż było mu mało i potrzebował się bardziej odciąć.
Wreszcie nad ranem napisał smsa do Leo. Bał się dzwonić, nie chciał go budzić - miał nadzieję, że mężczyzna nie śpi i zaraz odpowie, jednak ten nie odpowiadał przez jakiś czas - choćby to było i kilkadziesiąt sekund, to Saul nie mógł wytrzymać napięcia. Przeszukał całe mieszkanie i w końcu udało mu się wydobyć skądś resztki białego proszku - nie był pewien, co to jest, możliwe, że heroina, możliwe, że kokaina, a możliwe, że jeszcze coś innego. Nie był nawet pewien, czy to jego, czy może któregoś z jego klientów, który czasem tu bywali, kiedy jeszcze Saul pracował ciałem. Zanim jednak cokolwiek z tym zrobił, sprawdził telefon. Na szczęście była tam odpowiedź, co usadziło mężczyznę w miejscu, na kanapie. Rzucił torebeczkę na stolik kawowy przed sobą i chwycił telefon łapczywie, jakby od tego miało zależeć jego życie - choć w pewnym sensie zależało, być może całkiem dosłownie.
Na obecne samopoczucie złożył mu się nie tylko stres związany z badaniami i perspektywą terapii, ale też to, co przeżywał od świąt: poczucie beznadziejności, przekonanie, że Leo na pewno go wreszcie zostawi, zwłaszcza kiedy (nie jeśli) okaże się, że Saul jest chory, kiedy nie poradzi sobie z terapią, nie będzie robił w niej postępów. Kiedy ksiądz dostrzeże, że to nie są przelotne problemy, tylko cały Saul jest jednym wielkim problemem.
- Kurwa - rzucił pod nosem, powstrzymując się od krzyku i rzucenia telefonem w ścianę, kiedy odpisał na sms z opinią, że dobrze sobie radzi. Zerwał się z kanapy, rzucił jeszcze okiem na woreczek i strzykawki, które znalazły się tam nie wiadomo skąd (czy położył je tam zanim rozpoczął poszukiwania narkotyków?) i faktycznie wyszedł przed dom. Usiadł na schodkach, obejmując się rękami i kuląc. Kiwał się szybko w przód i w tył, wpatrując się w położony przy stopach telefon i czując tak cholerny głód narkotykowy, że nie był pewien, czy da radę wytrzymać do przyjazdu Leonarda. Tak, był po odwyku, po detoksie, więc ten głód nim nie władał w takim stopniu, że zrobiłby absolutnie wszystko, byle tylko dać w żyłę (pamiętał tamten okres i musiał przyznać, że obecna potrzeba się do tamtego nie umywała), ale było to cholernie silne odczucie.
Kiedy przeczytał ostatnią wiadomość od Leonarda, prychnął, nie wierząc w ostatnie słowa mężczyzny. Wierzył, że ten może myśleć, że go kocha, ale w tym momencie Saul cholernie się bał, że i to straci - ale nie wierzył, że jest "normalny". Miał się teraz znowu za dno i czuł się winny, że ściągał tu księdza nad ranem, że znów komuś zaprzątał sobą głowę, że był problemem. Zaczął sobie wyrzucać, że to zrobił, powinien się ogarnąć sam, nie miał prawa komukolwiek zajmować czasu, zrywać w środku nocy i prosić o przyjechanie, bo ten chce zaćpać. Miał ochotę napisać mu, że nie musi przyjeżdżać, że przesadził i wcale nie jest tak źle, ale skoro Leonardo już napisał, że jedzie, to z kolei zawracanie go z drogi byłoby jeszcze głupsze, więc powstrzymał się przed tym - poza tym wiedział, że nie, nie poradzi sobie. Jeśli mężczyzna by tu nie przyjechał, to Saul w końcu by dał w żyłę. Siedział więc nadal na ganku, zwinięty w kłębek i patrzył to na telefon, to na drogę.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.
stylówka

Dlaczego tej nocy byli oddzielnie? Tak, być może faktycznie nałożyło się na to kilka czynników, bo ostatecznie dość rzadko spędzali już noce z dala od siebie, ale akurat tym razem tak się zdarzyło. Leonardo jeszcze nie spał, gdy dostał smsa od Saula - i całe szczęście, że nie spał, bo w takiej sytuacji jak ta mogły się liczyć dosłownie sekundy. Już pisząc pierwszą wiadomość biegł do samochodu, a chwilę później jechał w stronę mieszkania Monroe'a, nie dbając w tym momencie o ograniczenia prędkości i inne tego typu bzdury. Chciał się znaleźć przy nim jak najszybciej, nie mógł sobie pozwolić na choćby chwilę zwłoki.

Pisanie smsów podczas jazdy było nieodpowiedzialne, ale dyktował swojemu telefonowi co ma pisać i wysłać, więc nie było to aż tak niebezpieczne. A poza tym drogi o tej porze dnia - czy właściwie nocy - w Lorne Bay były puste, więc... No, miał jakieś szanse dojechać pod dom Monroe'a w jednym kawałku i faktycznie dotarł. Nie wiedział ile czasu minęło od momentu, w którym Saul napisał do niego pierwszego smsa, ale naprawdę starał się dotrzeć do niego najszybciej jak tylko mógł.

- Saul! - krzyknął z ulgą, niesamowicie wielką, niewyobrażalną wręcz ulgą, gdy po wyjściu z samochodu zobaczył siedzącą na schodkach postać. Zatrzasnął drzwi auta i podbiegł do niego, bez większego zastanowienia opadając na kolana przy schodkach, naprzeciwko niego i ujmując w dłonie jego twarz.

- Hej, popatrz na mnie - wyszeptał łagodnie, choć głos mu drżał na tyle mocno, że nie był pewien czy w ogóle Saul rozumiał to, co mówił; miał jednak nadzieję, że tak. - Jestem tutaj, słyszysz? Jestem. - oparł czoło o jego czoło, wciąż patrząc mu w oczy, a dłonie wplótł w jego włosy. Trzymał jego twarz mocno, raczej nie sprawiając mu bólu mimo wszystko. Oddech miał ciężki, a serce biło mu tak, jakby właśnie przebiegł maraton. Wystraszył się, cholera. Już od dawna, o ile w ogóle kiedykolwiek, tak się nie bał.

- Przepraszam, że mnie przy tobie nie było akurat wtedy, gdy mnie potrzebowałeś - wyszeptał po chwili, poruszając palcami w taki sposób, żeby lekko drapać skórę jego głowy. - Już jestem. I już cię nie zostawię.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Nie był pewien, czy na widok samochodu Leo na końcu drogi poczuł ulgę, czy strach. Jedno i drugie, ale nie wiedział, które przeważało: ulga - bo wreszcie nie był sam, bo Leo odwiedzie go od ćpania, bo przy nim będzie, bo mu pomoże; czy strach - bo ściągnął go tu nad ranem, kiedy normalni ludzie spali i Leo z pewnością też. Bo wyrwał go z łóżka przez swoją głupotę, bo był pieprzonym ćpunem, który nie dawał sobie rady ze sobą i męczył sobą innych, a tym razem trafiło na księdza. Nagle zrobiło mu się cholernie wstyd, że w ogóle się odezwał, że nie wyrzucił tych prochów po prostu do kibla i nie zawinął się w kołdrę, żeby jakoś przetrwać do rana. Teraz pewnie dostanie opierdziel, Leo go obsztorcuje i powie, że tak się nie zachowuje odpowiedzialny dorosły człowiek, ojciec małego dziecka i ktoś, kto chce wejść z innym człowiekiem w związek. Tak się nie zachowuje ktoś, kto kocha drugą osobę.
Chyba pierwszy raz tak otwarcie myślał o miłości i związku z Leo, i nawet nie zauważył, że teraz rozpatruje sprawę w takich kategoriach. Zapewne jeszcze dużo czasu minie, zanim zacznie zupełnie świadomie o tym myśleć, a potem mówić, ale taka była prawda: pragnął związku i miłości z tym człowiekiem.
Popatrzył mu w oczy, gdy Leo do niego przypadł, wyraźnie przerażony - tego się nie spodziewał i gdy zobaczył to przerażenie w jego oczach, zrobiło mu się jeszcze bardziej wstyd, że jest takim nieogarniętym, niedojrzałym dupkiem. Przecież nie było się czego bać...
Prawda...?
- Nie ćpałem... - mruknął niewyraźny i odwrócił wzrok. Być może w jego oczach można było dostrzec coś dziwnego - ostatecznie wziął wcześniej tabletki na sen, które mogły nieco rozszerzać źrenice - Przepraszam, że cię tu ściągnąłem, nie powinienem. Nic się nie stało.
Był jednak roztrzęsiony i teraz przestał się kiwać tylko dlatego, że Leo trzymał go za głowę. Zamknął oczy, bojąc się patrzeć na jego twarz i oznaki zawodu, które spodziewał się tam dostrzec.
- Nie jestem dzieckiem, żebyś mnie niańczył, nie masz za co przepraszać. To ja przepraszam, że zrobiłem zamieszanie. Nic mi nie jest,
Kłamstwo. Drżał i chciał nadal się kiwać - to go uspokajało w pokrętny sposób.
- Jestem nieodpowiedzialny i niedojrzały - wymamrotał bardziej do siebie, niż do niego. Teraz nie do końca potrafił zrozumieć, dlaczego w ogóle wywołał całe to zamieszanie, bo przecież wystarczyło tylko wyrzucić prochy i się położyć. Przeczekać do rana, do godziny, kiedy miał wyjść z domu i jechać do szpitala. Starczyło tylko zrobić te testy, zaczekać na wynik, a potem rozpocząć leczenie - nic wielkiego. Dlaczego tego wszystkiego nie zrobił, tylko przyszykował prochy i napisał do Leonarda? Głupi szczeniak - Wszyscy mieli wobec mnie rację, moja rodzina, wszyscy. Jestem do niczego. Przepraszam.
Nieświadomie wbijał sobie paznokcie w ramiona, robiąc w skórze niewielkie ranki. Gdy poczuł pod palcami coś śliskiego i jednocześnie lepkiego, i uświadomił sobie, co to, przed oczami stanęła mu twarz Samuela, rozkazującego mu umyć się i przestać się samookaleczać. Czyli nawet tego nie potrafił dotrzymać.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Czy naprawdę nie było się czego bać...? Saul ćpał od wielu lat, nie ograniczając się przy tym do jakichś lekkich narkotyków, więc tak naprawdę każda chwila zapomnienia z wypełnioną narkotykiem strzykawką mogła być jego ostatnią. Każda taka chwila mogła zakończyć się złotym strzałem, cholera i chyba obaj zdawali sobie z tego sprawę. Leonardo nie zabraniał Saulowi ćpać dlatego, że uważał, że trzeźwy jest fajniejszy - zabraniał mu, bo się o niego bał i nie chciał go stracić. Naprawdę mu na nim zależało.

Widział rozszerzone źrenice mężczyzny, co w połączenie jego "nie ćpałem"... no, cóż, nie brzmiało zbyt wiarygodnie. Westchnął cicho i pokręcił głową, wciąż trzymając jego twarz w dłoniach.

- Na pewno...? Bo masz rozszerzone źrenice - uznał, że zapyta, tak na wszelki wypadek. Nie chciał podważać jego słów, wierzył mu - czy raczej chciał mu wierzyć, ale te źrenice nie dawały mu spokoju.

- Nie przepraszaj. Mówiłem ci, żebyś wzywał mnie zawsze, gdy mnie potrzebujesz i zawsze, gdy chcesz wziąć i jesteś tego bliski - westchnął cicho, znów łagodnie pogłaskał jego policzki, po czym przyjrzał mu się uważnie. - Gdyby faktycznie nic ci nie było, to nie pisałbyś tak nieskładnie i nie zamierzał się zaćpać ze śpiącą Islą w pokoju obok - nie oceniał Saula, po prostu stwierdzał to wszystko na podstawie jego czynów, a do tego chyba miał prawo.

- Nie uważam, że jesteś do niczego, ale potrzebujesz pomocy. Dlatego właśnie idziesz w piątek do terapeuty, a ja będę czekał na korytarzu, dopóki nie wyjdziesz z gabinetu. Potem odbierzemy małą od opiekunki i pojedziemy na lody. Jasne? - nie pytał go o zdanie, bo nie sądził, żeby Monroe był w tej materii osobą decyzyjną; nie powinien być decyzyjny, dopóki nie stanie na nogi i dopóki nie będzie w stanie podejmować świadomych decyzji. Decyzje zmącone głodem narkotykowym i ciężką depresją w której był stanowczo nie były dobre.

Rzucił okiem na ślady krwi pojawiające się na jego ramionach, znów wzdychając pod nosem i pomógł mu się podnieść na nogi.

- Pokażesz mi gdzie masz prochy? - zapytał łagodnie, obejmując go za ramiona i wchodząc z nim do domu. - I... powiedz mi, dlaczego w ogóle je trzymasz, co? Na czarną godzinę? Myślałem, że chcesz być czysty, że chcesz wyjść na prostą... - westchnął. - Wiem, że uważasz, że nie ma dla ciebie szans i że jesteś do niczego, ale gdyby tak było i gdybym tak o tobie myślał, gdybym uważał, że jest w tym choć cień prawdy, to nie walczyłbym o ciebie i o twoje zaufanie, Saul. Nie mówiłbym ci, że cię kocham i nie angażowałbym się w coś, co według mnie nie miałoby przyszłości.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
- Na pewno - powiedział nieco ochrypłym głosem - Wziąłem jakieś tabletki, to na uspokojenie, na sen, to nie narkotyki. Nie ćpałem. Miałem kilka tabletek, ale nie pomogły. Nie brałem prochów. Powiedziałbym ci. Gdybym chciał kłamać, to bym nie pisał, że... Nie pisałbym.
Otworzył oczy i spojrzał na niego, mając wrażenie, że Leo i tak mu nie uwierzy. Nikt mu nie wierzył - i trudno się dziwić, mimo, że ta niewiara wywoływała w nim jak najgorsze odruchy i przez nią miał ochotę zaćpać się bez względu na wszystko: bo skoro i tak nikt mu nie wierzył, że jest czysty, to dlaczego próbować im to mówić? Równie dobrze mógł wziąć, i tak im by to nie zrobiło różnicy, a on by się lepiej poczuł.
Gdy usłyszał o Isli śpiącej obok, gdy on zamierzał dać w żyłę, opuścił głowę na siłę, niemal wyrywając ją z dłoni Leonarda. Oparł czoło o kolana, mając ochotę zniknąć z tego świata. Cholera, nie nadawał się na ojca, to też była prawda - niszczył życie dziecku: pieprzony tatuś ćpun. Stanowczo nie był osobą decyzyjną teraz, więc nawet nie próbował protestować czy dyskutować - przyjął, że będzie tak, jak Leo mówił: pójdą do terapeuty, a potem z Islą na lody. Kurczę - jak z dzieckiem. Najpierw do lekarza zrobić kuku, a później w nagrodę za dobre sprawowanie: wycieczka na lody, jeśli chłopiec będzie grzeczny. Mimo to doceniał takie gesty ze strony księdza, bo były mu takie rzeczy potrzebne, z czego zdał sobie sprawę dopiero w tej chwili.
Podniesienie go na nogi nie należało do łatwych zadań, bo mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa i Saul chwiał się na nogach, ale w końcu się udało. Monroe, wciąż obejmując się ramionami, poprowadził Leonarda do środka. Przykro mu było słuchać tego wszystkiego, bo czuł, że zawiódł mężczyznę, że znów okazał się niczym, porażką, beznadziejnym dupkiem, którego nie można zostawić samego, bo coś odwali. Bo ma w domu prochy i nie może się ich pozbyć. Bo trzeba go pilnować na każdym kroku.
- Przepraszam - wymamrotał, patrząc w podłogę i mając ochotę zapaść się pod ziemię. Poprowadził Leo do salonu, gdzie na stoliku leżały wszystkie akcesoria - tym razem strzykawka nie była napełniona, a biały proszek wciąż tkwił w torebce. Miał wrażenie, że Leo naprawdę niedługo odpuści, bo uzna, że z kimś takim nie ma przyszłości - być może teraz tego nie dostrzegał, ale niedługo przejrzy na oczy i go rzuci - Nie wiem, dlaczego je trzymam - przyznał po chwili, patrząc gdzieś w bok i robiąc coraz głębsze dziury w swojej skórze na ramionach - Chyba na czarną godzinę, tak. Chyba lepiej się czuję, jak coś mam, ale jednocześnie nie chcę tego gówna brać.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Skinął głową, słysząc, że Saul nie brał. Nie miał powodu, żeby mu nie wierzyć - upewniał się przez wzgląd na jego źrenice, to prawda, ale wytłumaczenie o lekach na uspokojenie brzmiało przekonująco. Plus: faktycznie, gdyby się naćpał, to nie pisałby do niego, że chce wziąć i nie prosiłby, żeby Leo przyjechał, gdy ten to zaproponował. To nie miało większego sensu. Prawda...?

Nie chciał go dobijać i bardziej dołować, nie po to wspominał o śpiącej obok Isli i o jego chęci zaćpania, ale miał wrażenie, że nie może się z nim dłużej aż tak cackać. Do tej pory był raczej delikatny i czuły, w każdej możliwej sytuacji i w każdych okolicznościach, ale może nie zawsze to popłacało. I nie, nie zamierzał być teraz dla niego niemiły, nie zamierzał mieszać go z płotem ani nic w tym stylu, po prostu... chyba musiał być trochę bardziej stanowczy, bo najwyraźniej Saul potrzebował nad sobą przysłowiowego bata.

Asekurował go po drodze do salonu, trzymając go mocno, obejmując w pasie i przyciskając do siebie; widział, że Saul był w kiepskim stanie i domyślał się, że będzie miał problemy ze staniem na równych nogach i poruszaniem się, więc pomagał mu jak mógł, żeby Monroe poczuł się stabilnie.

Przyjrzał się strzykawce, pochylając się lekko do stolika i uznając, że faktycznie nie wygląda na to, żeby zawierała jakąś zawartość; raczej została naszykowana, podobnie jak leżące w torebeczce prochy, ale ani to ani to nie było użyte. Ulżyło mu jeszcze bardziej, bo choć ufał Saulowi, naprawdę chciał wierzyć w to, co ten mówił, to jednak zobaczenie dowodu na własne oczy sprawiło, że uspokoił się jeszcze bardziej, niż jedynie w momencie, gdy Saul go o tym zapewniał.

- Myślę że trzymanie tego w domu nie jest... nie jest dobrym pomysłem - powiedział po chwili, prostując się. Położył dłonie na ramionach Saula i po chwili wahania przyciągnął go do siebie, przytulając do swojej szerokiej klatki piersiowej. Saul był od niego trochę niższy, więc mógł skryć się w jego ramionach, co też już niejednokrotnie robił, a co ksiądz wprost uwielbiał.

- Ranisz sobie ręce, wiesz o tym? - zapytał po chwili wahania, gładząc delikatnie plecy mężczyzny. - Rozumiem, że to ze zdenerwowania i... i z powodu tego wszystkiego - westchnął cicho, przytulając policzek do jego policzka, wodząc jednocześnie dłonią po jego plecach i starając się go uspokoić. - Ale już jestem przy tobie, mały. Wszystko będzie dobrze - oparł podbródek o jego głowę, tuląc go do siebie mocno.

- Powiedz mi o wszystkim co działo się w twojej głowie, gdy... gdy chciałeś wziąć. Co cię wystraszyło? Jak się poczułeś? Czy... czy powinienem zrobić coś więcej, coś wcześniej zauważyć? Czy... jesteś na mnie zły, że zdecydowałem za ciebie, że zapisałem cię na badania i na terapię? Masz do mnie pretensje? Chciałbym... Chcę zrozumieć.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Nie patrzył na te prochy i strzykawkę - bał się, że jeśli na to spojrzy, potrzeba zaćpania wzrośnie, a skoro już poinformował Leo... skoro go wezwał (bo inaczej się tego określić nie dało), to nie mógł teraz wszystkiego zniszczyć i dążyć do tego, żeby jednak zaćpać. Po to Williams tu był, żeby Saul tego nie zrobił, więc trzeba się jakoś trzymać - a skoro tak, to nie mógł patrzeć na to, co go tak kusiło. Wtulił się w Leo, gdy ten go objął - w jego ramionach czuł się coraz bardziej bezpiecznie, jakby te silne ręce mogły go obronić przed całym złem tego świata. Cholera, potrzebował tego teraz tak bardzo - nie tylko w tej chwili, ale w ogóle. Poruszył głową, łasząc się czołem do jego ramienia, trochę w ten sposób przepraszając, a trochę potrzebując czułości i zapewnień, że mimo wszystko nie jest najgorszy, że można go kochać.
Nie odpowiedział na stwierdzenie, że trzymanie narkotyków w domu nie jest dobrym pomysłem - wiedział o tym doskonale, tylko nie potrafił sobie z tym poradzić. Czuł się bezpieczniej, kiedy coś miał - jakby miał w zanadrzu jakąś ochronę, coś, co mu pomoże w najczarniejszym momencie. To było głupie i o tym też dobrze wiedział, ale nie umiał się tego pozbyć.
- Nie wiem... - odpowiedział po chwili, wciąż nie mogąc rozluźnić rąk na tyle, żeby chociażby objąć księdza - nadal obejmował się ramionami i wbijał w nie paznokcie, tuląc się jednak do niego mocno - Nie mam pretensji - gdybyś mnie nie zapisał, to sam bym tego nie zrobił. Po prostu się boję... Cholernie się boję. I tego testu, i tego psychiatry... Jego chyba bardziej, ale nie jestem pewien. Boję się, że nie dam rady. Że jestem chory, że umrę, że nie powiem temu człowiekowi tego, co muszę, że uznasz, że jestem beznadziejny i nie da się mi pomóc. Że ta cała terapia rozwali mnie jeszcze bardziej. Nie mogłem zasnąć i chciałem... potrzebowałem czegoś mocnego, co by mnie odcięło. Ale nie chciałem wziąć, bo... Bo jesteś ty. Nie chciałem cię zawieść. Bo jest Isla i nie mogłem jej zostawić bez opieki.
Westchnął ciężko i schował twarz w jego szyi, drżąc lekko na całym ciele. Bał się, że mimo wszystko choćby po tych słowach Leo stwierdzi, że tu nie ma czego zbierać i że Saul ma się sam ogarnąć - ostatecznie już ktoś bliski to właśnie mu powiedział.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Westchnął cicho, wplątując palce we włosy mężczyzny i tuląc go do siebie mocno. Widział, że Saul nie do końca może się rozluźnić, widział że wciąż obejmował się ramionami, ale chyba to tulenie w jakiś sposób mu pomagało - przynajmniej taką miał nadzieję. Pocałował go delikatnie w czoło, gdy ten się do niego łasił i uśmiechnął się niepewnie pod nosem.

- Hej, nie ma nic złego w tym, że się boisz. - odezwał się po chwili cicho i łagodnie, jak zwykle zresztą, jedną dłoń przesuwając z włosów jubilera na jego plecy. Pogłaskał go po nich czule. - Z tego co opowiadałeś: domyślasz się, że możesz być chory. W jakimś sensie więc wiesz, że jest to możliwe; jeśli wynik to wykaże to nie będzie to dla ciebie aż takim zaskoczeniem jak w momencie, gdybyś się tego w ogóle nie spodziewał. - tak, próbował przekonać go racjonalnymi argumentami do tego, że jego strach go wcale nie dziwi, ale z drugiej strony, że wszystko będzie dobrze i Saul nie powinien być aż tak przerażony. Nie aż tak, żeby ćpać.

- Każdy kiedyś umrze, z tego czy innego powodu, wiesz o tym dobrze. Ale to, że byłbyś chory, wcale nie oznacza, że umrzesz w ciągu najbliższych miesięcy czy lat. - trącił nosem jego skroń. Próbował go pocieszyć, ale nie chciał przy tym go okłamywać i mówić, że Saul na pewno nie jest chory i że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo to byłaby próba okłamywania go. Nawet w szczytnych celach kłamstwo nie jest dobre i Leo o tym wiedział. Domyślał się też, że Saul wcale nie chciałby teraz słyszeć czczego gadania o kwiatuszkach i tęczy; nie był głupi, nawet jeśli sam często tak o sobie myślał. Leonardo nie uważał go za idiotę, gdyby tak było, to nie chciałby z nim być.

- Nie uważam, że jesteś beznadziejny i że nie da się ci pomóc. Gdyby tak było to w jakim celu zapisywałbym cię na terapię? Żeby marnować czas terapeuty? - pokręcił głową i przytulił go do siebie jeszcze mocniej, gdy Saul wtulił twarz w jego szyję. Zacisnął palce na jego koszulce na plecach, drugą dłonią przeczesując jego włosy i bawiąc się nimi; uspokajało go to w jakimś sensie. - Terapeuta ci pomoże, tylko musisz mu zaufać. Nie spodziewam się, że wydarzy się to na pierwszym spotkaniu, bo to nie tak działa, ale chociaż spróbuj. - przytulił policzek do jego policzka, głos ściszając do szeptu. - I cieszę się, że nie chciałeś wziąć ze względu na Islę i na mnie. To dużo dla mnie znaczy. Chcę, żebyś pisał albo dzwonił zawsze, gdy źle się czujesz. Postaram się pomagać jak tylko mogę. - westchnął cicho.

- A lekarz... zapewne będzie w stanie przepisać ci jakieś leki, dzięki którym będziesz łatwiej zapisał. Takie, które zmniejszą twój poziom stresu. Daj mu szansę, a już samo twoje nastawienie mocno pomoże.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Rzeczywiście powoli uspokajał się w objęciach Leonarda - jego bliskość zawsze działała na Saula kojąco, co zresztą zapewne Williams zauważał, zwłaszcza trzymając Monroe'a w ramionach. Nie odpowiadał na to, co ksiądz mówił, bo nie bardzo wiedział, co miałby odpowiedzieć - wszystko to było prawdą, a Saul stresował się nieraz rzeczami absurdalnymi. Miał lęki, co wielokrotnie potęgowało jego strach przed realnymi zagrożeniami i zmieniało je w jakieś niepokonane potwory, przed którymi Monroe nie widział obrony, a jedynie ucieczkę - taką, jaką miał ochotę zastosować przed smsami do mężczyzny. Powoli jednak dochodził do siebie dzięki jego tuleniu i pieszczotom, i nie odkleił się od niego przez najbliższe kilka godzin. Poprosił Leonarda w końcu, żeby położył się z nim i dopiero w jego ramionach Saul w końcu zasnął na jakiś krótki czas - do momentu, aż trzeba było wstawać i jechać do szpitala, zostawiając małą z opiekunką.
W poczekalni znów zaczął się mocno stresować, ale siedział grzecznie na tyłku, machając nogą i wyginając palce u rąk. Był cały napięty, a jego mięśnie były jak kamień, zaciśnięte wręcz do bólu w niektórych miejscach. Oddychał ciężko, wodząc nerwowo wzrokiem dookoła i wyglądając jak dzikie zwierzę szukające ucieczki z tego przerażającego miejsca. Wreszcie chwycił Leo za rękę i ścisnął mocno jego palce, szukając oparcia i pocieszenia. Nawiedzały go głupie myśli o tym, że wbrew temu, co mówił, Williams zostawi go, gdy dowie się, że Saul jest chory, bo nie będzie chciał narażać się na zakażenie, tym bardziej, że sam z pewnością był zdrowy. Po co miałby ryzykować? Monroe tłumaczył sobie, że to głupie i że przecież mogą się zabezpieczać, a on się będzie leczył (był teraz już całkowicie pewien, że jest zakażony), że takie związki istniały i miały się dobrze, a Leo był dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, co nie raz już udowodnił. Saul naprawdę zyskiwał do niego coraz więcej zaufania i coraz bezpieczniej się przy nim czuł, widział wyraźnie, że Leo to nie Klaus, że ma więcej mózgu i jest znacznie bardziej odpowiedzialny - ale i tak się bał, bo przecież po Klausie też nie widział, jak bardzo problematyczny to jest chłopak. Jak bardzo zdolny do kopnięcia w dupę kogoś, kto go kochał, do niemówienia wcześniej, że ma jakieś problemy i coś go boli, a później pretensji, że partner o tym nie wiedział. Leo już zdążył pokazać, że jeśli coś było nie tak, to o tym mówił, ale lęk pozostawał, będąc silniejszym od racjonalnego myślenia.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Leo cierpliwie tulił go przez cały ten czas, położył się z nim gdy ten go o to poprosił i nie protestował przeciwko temu w żaden sposób. Widział, że Saul potrzebował w tym momencie wsparcia i domyślał się, że gdyby to on sam był w trudnej sytuacji, to Monroe również starał by się go wesprzeć. Być może nie w tym stanie, w którym był, ale kiedyś, kiedy dojdzie trochę do siebie, kiedy uda mu się pozbierać... teraz raczej nie był w stanie trzymać w ryzach samego siebie, a co dopiero Leonardo. Na szczęście jednak Williams trzymał się na tyle, że kiedy spędzali wieczory i noce razem, to nie pił zbyt wiele; pozwalał sobie na piwo lub dwa, gdy oglądali jakiś film, ale starał się nie sięgać po whisky. Może właśnie to, że wiedział, że Saul go potrzebował, w jakiś sposób go przed tym powstrzymywało.

Gdy parę godzin później pojechali do szpitala Leo usiadł obok Saula na wolnym krześle, zakładając nogę na nogę i co jakiś czas sprawdzając godzinę na zegarku. Nie lubił czekać, ale pewne poślizgi były raczej do przewidzenia jeśli chodziło o przychodnie czy szpitale; być może też wcale nie czekali aż tak długo, może po prostu czas płynął mu wolno ze względu na ogólnie napiętą atmosferę, co było bardzo prawdopodobne.

Ścisnął dłoń Monroe'a, gdy ten złapał go za rękę i przyjrzał się profilowi siedzącego obok niego mężczyzny. Widział, że ten jest zestresowany do granic możliwości i domyślał się mniej więcej o czym myślał, nie chciał jednak chyba rozmawiać o tym - czyli o tym, że nie jest Klausem i nie zostawi go w najtrudniejszym dla niego momencie, bo ma mentalnie więcej niż pięć lat i jest dojrzalszy niż algi morskie - uznając, że ani szpital nie jest do tego odpowiednim miejscem, ani też on sam chyba nie był na razie w stanie spokojnie o tym chłopaku rozmawiać.

Nasłuchał się o nim dość dużo i przez to, że Saul non stop go do niego porównywał, to i Leonardo nie mógł się od tego niemieckiego chłopca uwolnić, mimo że przecież nigdy go nie poznał i raczej nie miało się to w najbliższej przyszłości zmienić. I raczej nie chodziło o to, że sam porównywał się do Niemca, bo nie miał powodu, ale gdzieś tam z tyłu jego głowy wciąż czaiła się myśl, że może nie będzie dla Saula odpowiedni, mimo tego co mówił Monroe, właśnie ze względu na to, że nie był Klausem.

Jego nieprzyjemne rozważania przerwały wreszcie otwierające się drzwi gabinetu i wychodzący z niego lekarz, który odczytał nazwisko jubilera z listy, zapraszając go gestem do środka.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Drgnął niespokojnie, gdy tylko drzwi gabinetu się otworzyły - Saul momentalnie wyprostował się, patrząc na lekarza z przerażeniem w oczach. Znieruchomiał, gapiąc się na niego bezmyślnie przez kilka sekund, zanim zdołał się ogarnąć i przełknąć ślinę. Miał ochotę stąd uciec, czując się jak zwierzę w potrzasku, ale po chwili wciągnął ze świstem powietrze w płuca i udało mu się zebrać w sobie na tyle, żeby zmusić się do wstania i wejścia do gabinetu na miękkich nogach. Teraz zauważył, że drży i zawstydził się, że tak bardzo się boi tej wizyty. Jak jakiś dzieciak. Zerknął jeszcze na Leo w nadziei, że ten za nim pójdzie, po czym spojrzał pytająco na lekarza, nie wiedząc, czy ten pozwoli wejść partnerowi razem z nim. Lekarz jednak uśmiechnął się i kiwnął głową, zaraz zadając pytanie:
- Partner wejdzie z panem, czy wchodzi pan sam?
Saul poczuł dziwną ulgę, gdy usłyszał to pytanie; nagle zeszła z niego część napięcia i nogi zmiękły mu jeszcze bardziej.
- Wejdziesz? - zwrócił się w stronę Leonarda.
Chwilę później już siedział na krześle, znów wyginając palce i strzelając stawami. Lekarz wyjaśnił, że dziś pobierze krew, a wynik badania będzie dostępny w ciągu dwudziestu czterech godzin. Saul jednak prawie tego nie słyszał, bo strach (przecież irracjonalny tak naprawdę, bo w tym momencie nie było czego się bać: nie miał wpływu na wynik badania, pobieranie krwi nie było czymś przerażającym samo w sobie, a gdy już usłyszy, że jest chory, po prostu będzie musiał zacząć się leczyć - i tyle) przytępił mu wszystkie zmysłu. Podwinął machinalnie rękaw i odwrócił głowę w drugą stronę, nie mogąc patrzeć na igłę. Trochę też bał się miny lekarza, gdy ten zobaczy jego żyły, poznaczone śladami po narkotykach - mężczyzna jednak zdawał się być przyzwyczajony do takich widoków, bo ani go to nie zdziwiło, ani nie wywołało innej reakcji. Chwilę później było już po wszystkim, a Monroe ściskał niewielki opatrunek w zgięciu swojego łokcia.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Nie miał nic przeciwko temu, żeby wejść z Saulem, ale czekał nie proponował tego sam, bo chciał dać szansę mężczyźnie, żeby to on podjął decyzję czy w ogóle chce go w tym gabinecie. Gdy jednak dostrzegł jego wzrok i chwilę później usłyszał pytanie, zarówno ze strony lekarza, jak i potem jubilera, uśmiechnął się do niego ciepło i podniósł się z krzesła, a potem za rękę z ukochanym wszedł do gabinetu.

Nie przeszkadzał w pobraniu krwi, spoglądając jedynie na Saula i ściskając dłonią jego kolano. Wysłuchał przy okazji tego, jak lekarz opowiadał o tym kiedy konkretnie spodziewać się wyników; ostatecznie odnosiło się to też do niego. Nie zastanawiał się przesadnie nad wynikami, bo w sumie... chyba obaj spodziewali się, że wynik Saula będzie pozytywny. Leonardo nie stresował się tym, że wynik na HIV okaże się pozytywny, bo od początku taką możliwość brał pod uwagę; Saul również, to on mu o tym przecież powiedział. I może to nieco źle zabrzmi, ale raczej nie spodziewał się innego wyniku w tym przypadku. A jeśli chodziło o jego wynik... o to jakoś również się nie martwił.

Gdy niedługo później i on był po pobraniu krwi zamienili pewnie jeszcze kilka słów z lekarzem, pożegnali się i wyszli na korytarz. Pan doktor wyjaśnił też, że jeśli wynik dodatni testu przesiewowego nie świadczy o zakażeniu wirusem HIV. Z różnych przyczyn taki wynik mógł być przecież fałszywie dodatni. Wynik dodatni testu musiał zostać potwierdzony testem potwierdzenia o jakiejś skomplikowanej nazwie, której Leo nie zapamiętał, a dopiero dodatni wynik testu potwierdzenia upoważniał do stwierdzenia, że któryś z nich jest zakażony wirusem HIV.

- Wszystko w porządku? - zapytał po chwili, już na korytarzu, splatając ręce za karkiem mężczyzny i opierając czoło o czoło Saula. - Jesteś blady, kochanie - westchnął cicho, przez chwilę pocierając ich nosami o siebie. - Zaraz wrócimy do domu, wstąpimy po drodze na zakupy, kupimy makaron, parmezan i zrobię spaghetti, hm? - tak, trochę go zagadywał w ten sposób, ale w żadnym razie nie chciał go odwodzić od podzielenia się tym, jak Monroe się czuł. Po prostu starał się na swój sposób pokazać mu, że wszystko jest ok, niezależnie od wyniku przecież byli razem, byli szczęśliwi i mogli żyć normalnie.

Saul Monroe

ODPOWIEDZ