dziennikarka — the cairns post
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Słońce chyli się ku zachodowi, kiedy opieszale stawia pierwsze kroki w wejściu do jednego z barów. Niebo rozdziera krwawa poświata, niknąc za wstęgą nadciągającej, gwieździstej czerni. Nie zdaje sobie nawet sprawy, że wybrała sobie to miejsce za ostoję spokoju, w której spędza większość wieczorów, nachylona nad stolikiem schowanym w kącie, przeglądając zebrane w ciągu ostatnich dwóch miesięcy notatki. Cichy głos w jej głowie wciąż powtarza, że źle robi dalej w to brnąć, ale Clancy, jest głucha na to co szepcze jej rozsądek. Być może, gdyby choć raz go posłuchała, nie mierzyłaby się teraz z gromadą, nacierających problemó.

Tym razem przygryza czubek plastikowego długopisu, próbując rozszyfrować własne, naprędce nakreślone pismo. Niewiele osób rozumiało jej dziwactwo, polegające na przelewaniu myśli na kartki papieru, które finalnie i tak kończyły na komputerowym nośniku. Ona zaś nigdy nie zawracała sobie głowy tłumaczeniem się, jakby było to coś zupełnie normalnego, w tym zdominowanym przez pogoń za technologią świecie.

Mimowolnie jej wzrok zawisł w powietrzu, a uwagę przykuła postać siedząca przy stoliku nieopodal, kompletnie zalana w trupa, o czym świadczył unoszący się w powietrzu odór alkoholu, falami nacierającymi na jej twarz. Mimo, że znajdował się względnie daleko, nie sposób było odgonić rozkwitającą w piersi irytację. Mogłaby go zignorować. Owszem, mogłaby. Gdyby nie fakt, że ów mężczyzna nie tylko zaczął mamrotać coś pod nosem, a również zaczepiać Bogu ducha winnych gości lokalu, prosząc się o rychłą odpowiedź - jak podejrzewała, w mało wysublimowany sposób. Coś, co od dłuższego czasu uparcie ignorowała, kazało jej wstać z cichym westchnieniem i przysiąść się do niego, ukracając niechybne starcie z cudzą pięścią.

- Ej, to nieeleganckie, tak upijać się, kiedy jeszcze nie zaszło słońce - zwróciła się w stronę ciemnowłosego mężczyzny, równocześnie czując na karku oddech własnej hipokryzji. Czyż to nie ona obrała sobie właśnie to miejsce za bezpieczną przystań? Wszak nie próżnowała przy pustym stoliku, uzbrojona jedynie w wodę. Właściwie, nie potrafiła sobie nawet przypomnieć czy kiedykolwiek zamówiła tutaj coś bezalkoholowego. Niemniej, mimo palącej potrzeby chwilowego unicestwienia się za pomocą zmyślnych mieszanek serwowanych za barem, jeszcze nie doprowadziła się do takiego stanu. Na razie nie planowała

- Jest jakiś powód? - przemawiało przez nią wścibstwo. To samo, które nie pozwalało jej się trzymać na uboczu. To samo, które zaprowadziło ją prosto w walący się budynek. To samo, które wiecznie ściągało na nią zgubę. I tym razem, pozwoliła mu się odezwać, nim rozum zapalił w jej głowie kolejną czerwoną lampkę.

Matthew Hammett

powitalny kokos
pochmurnica
adria, navy