lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
004.
To everything I've ever lost;
thank you for setting me free
{outfit}
Patrzył z zapartym tchem na rozprzestrzeniający się przed nim widok bezkresnego pola, które skąpane w promieniach zachodzącego słońca zdawało się nie mieć końca. Znał tą okolicę, bywał tutaj często a jednak za każdym razem ten widok wywoływał w nim gęsią skórkę. Było to jego miejsce, ukryte przed światem, do którego do tej pory nikogo nie zapraszał. Siedział w siodle swojego konia, który na jego znak również zamarł i był niemal pewny, że było słychach ich nierównomierne oddechy, ulatniające się gdzieś w przestrzeń i ginące w bladoróżowo chmurnych obłokach. To co przeszywało jego ciało od paru dni czy nawet tygodni momentalnie zniknęło, a ciemnowłosy chłopak na chwilę mógł poczuć ulgę. Ulgę, której tak potrzebował a miotał się bezustannie między sprawunkami dnia codziennego - coś mu nie dawało spokoju, choć wmawiał wszystkim dookoła, że stanął na nogach. Miało być lepiej, uśmiechał się częściej, mógł nawet zaryzykować stwierdzenie, że miał dobry humor. Chciał mieć. Nie chciał tkwić dłużej w szponach przeszłości, od której musiał się definitywnie odciąć. Zajmował swój czas na tyle mocno by nie mieć ani odrobinę chwili na wątpliwości co było sporą sztuką dla niego - nie był przyzwyczajony wszak do tak nadmiernej aktywności jak chociażby jego starsi bracia. To z tej dwójki on był największym leniuszkiem i nawet nie specjalnie się starał ukrywać to przed nimi samymi.
Kiedy był u swojego ziomka, bo po raz setny zerwał ze swoją dziewczyną, wydarzyło się coś, co dosłownie zburzyło wszystko to co wiedział o sobie absolutnie do tej pory. Był beznadziejny w pocieszanie po zrywaniu, ale czy naprawdę sam czuł się na tyle zdesperowany, żeby łączyć się z nim w pocałunku? Nigdy go nie ciągnęło w tę samą stronę - nigdy nie pragnął burzyć tego co budował całe swoje życie, a teraz ta jedna chwila miała zmienić dosłownie wszystko. Nie chciał tego ani dla siebie, ani dla ziomka, który albo w tamtej chwili był nawalony tak samo jak on, albo równie zdesperowany po zerwaniu z dziewczyną, że prawdopodobnie wszystko jedno mu było z kim się w tamtej chwili c a ł o w a ł. Hugo jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta sytuacja wywarła na nim spore wrażenie, ponieważ nie było to dla niego do końca n o r m a l n e, doświadczać takich sfer na własnej skórze. Zwyczajnie do tej pory nie musiał zaprzątać sobie głowy i teraz też chciał, żeby tak pozostało. Nie chciał przekraczać tej granicy, nie chciał tego rozwijać, a przyjaciela zaczął trzymać chwilowo na dystans, zanim sam nie otrzeźwieje. Sam był świeżo po zerwaniu z dziewczyną i nie potrafił długo pogodzić się w jaki okropny sposób zakończyli swój niemalże trzyletni związek, przechodząc gehennę - dopiero odzyskiwał wiarę w samego siebie, którą Lily wraz ze swoim odejściem zabrała mu, raniąc go w najgorszy możliwy sposób. Potrząsnął nerwowo głową, zagryzając dolną wargę ust zdając sobie sprawę, że jego myśli znów wariowały, chcąc z powrotem wrócić tamtych wspomnień. Mimowolnie zacisnął palce na swoim zakrytym pod bluzą ramieniu, kryjąc tam nieprzyjemny widok wyblakłych już sznyt. Wziął głęboki haust powietrza, który przeszył jego płuca. Jeszcze chwila. Jeszcze chwila - patrzył uważnie na zachodzące słońce i w ostatnim momencie ostatniego promienia - pogłaskał leniwie swojego konia po szyi i zachęcił go by ruszył w wyznaczonym kierunku. Wracali tą samą drogą do stadniny - widział, że zwierzę było już zmęczone tak samo jak on. Czuł wiatr we włosach, przygnębiony, że za chwilę znów wróci do swojej szarej strefy.
-Gus? - zapytał zdziwiony, widząc już z oddali stojącego przy drewnianych deskach wyznaczających teren. Zeskoczył z konia, podchodząc w jego towarzystwie bliżej starszego brata z wyraźnie zdziwioną miną -Co tu robisz? Wszystko okej? - zapytał, próbując sobie przypomnieć czy byli umówieni, ale miał przysłowiową czarną dziurę w pamięci. Mimo wszystko ucieszył go widok starszego brata i poklepał go na przywitanie po ramieniu a potem na chwilę się do niego przytulił. Był szczęśliwy, że Gus wrócił wreszcie z wojska. Rozmowy przez kamerkę to jednak nie to samo gdy był na miejscu w wyczekiwaniu przyglądając się Gusowi w oczy.
Augustus Langford
ambitny krab
kama
M.Hammett
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)

Był aż nadto rozemocjonowany, a w jego wnętrzu toczyła się walka, którą trudno było mu ogarnąć rozumem. Często przychodził tutaj, aby znaleźć spokój, chociaż na chwilę, aby poukładać myśli i zastanowić się co dalej, niezależnie od kłopotów, które akurat go nawiedzały. Okolica była piękna, to tutaj dorastał. Cenił sobie naturę, zapach ziemi i roślin. Matka kochała tę okolicę i część tej miłości przelała na niego, kiedy dorastał. Podobnie jak ciepłe uczucia, którymi obdarzała zwierzęta. Specjalnie wybrał porę dnia, rozkoszując się widokiem chylącego się ku zachodowi słońca.

Przeszłość pojawiła się w jego życiu niespodziewanie i to w dosyć gwałtowny, brutalny sposób, wręcz brzydki, chociaż starał się szukać w tym jakiegokolwiek piękna, jakiejś nadziei. Zazwyczaj był pozytywnie nastawiony, ale to, co mu się ostatnio przydarzyło wystawiło go na próbę, może największą ze wszystkich w jego życiu. Przed pojawieniem się w stajni, odwiedził rodziców i matka zdradziła mu że gdzieś tutaj kręcił się Hugo. Gus nie zdradzał przy rodzicielce swoich trosk, nie chcąc ją zanadto stresować. Pocałował ją tylko w czoło i z uśmiechem wyznał, że w takim razie osiodła swojego konia i poszuka brata, a potem wrócą razem na kolację. Tak właśnie zrobił.

Charm, bo tak nazwał swojego wałacha, jak zwykle ożywił się na jego widok.

Witaj, piękny 一 powitał zwierzę z lekkim uśmiechem, przesuwając palcami po jego pysku, policzek przyciskając do boku jego szyi. Zanim go osiodłał dokładnie wyczesał, a potem wyruszył stępem w kierunku, w którym wydawało mu się, że może znajdować się jego młodszy brat. Znał kilka miejsc, w których mógł się na niego natknąć, więc zamierzał je sprawdzić. Poczuł wiatr na twarzy, co przyniosło mu ukojenie i na chwilę oderwało jego myśli od burzy niespokojnego wnętrza. Kiedy wyszedł na równą ścieżkę przeszedł w kłus, a potem galop, mijając pola coraz szybciej. Czuł jak pracują mu mięśnie, co dodatkowo go rozluźniało. Jego przejażdżka trwała może pół godziny i zakończyła się porażką, bo Hugo nigdzie nie znalazł. Wrócił więc do stadniny, zwalniając. Okazało się, że brat jeszcze nie wrócił, więc puścił Charma na polankę, a sam oparł się o drewnianą część ogrodzenia i raczył się kolorami nieba, co chwilę zerkając na wałacha, który kręcił się w pobliżu.

Wspomnienia wróciły, zarówno te na interwencji policyjnej, na której spotkał Klausa w opłakanym stanie, jak i te ze szpitala, kiedy dowiedział się rzeczy, które raniły jego serce i duszę. Zmarszczył lekko brwi, czując narastający ciężar. Nie spodziewał się, że życie zaprowadzi go właśnie do tego miejsca, że będzie musiał zmierzyć się z demonami, których miał nadzieję nigdy nie spotykać na swojej drodze. Coraz mocniej dochodził do wniosku, że czuje coś do Wernera, w zasadzie że nigdy nie przestał czegoś czuć. Wiązało się to z bólem, który atakował go na wielu płaszczyznach; z bólem, poczuciem winy, wstydem i niepewnością. Serce krwawiło, a rozum zachodził mgłą, której Gus nie potrafił przepędzić.

Odwrócił się, słysząc głos brata. Nawet nie zorientował się, kiedy ten podszedł tak blisko. Ocknął się z tego zamyślenia i uniósł dłoń, lekko się do niego uśmiechając. Od swojego powrotu nie miał okazji spotykać się z nim jakoś często, bo urządzenie się w nowym mieszkaniu i odnalezienie w nowej pracy zajmowały mu sporo czasu. Kiedy wydawało mu się, że zaczyna mieć wszystko pod kontrolą i pojawia się typowa dla stabilnego życia rutyna, na jego drodze stanął Klaus.

Cześć, młody. Dobrze cię widzieć 一 odparł, obejmując go krótko, ale mocno. Uniósł dłoń i rozczochrał jego ciemne kosmyki włosów, z towarzyszącym temu bezgłośnym śmiechem. 一 Wpadłem spontanicznie. Stęskniłem się 一 wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. To ciekawe, że Hugo od razu zapytał czy coś się stało. Czy było to po nim aż tak widać? Wbił spojrzenie w swoje stopy, a po chwili uniósł je na twarz chłopaka i przyjrzał się mu.

Wyglądasz jak ojciec, kiedy się golić zaczął 一 mruknął i parsknął rozbawiony, zaraz szeroko się uśmiechając. Matka kilka razy pokazywała im kolekcje rodzinnych zdjęć, więc dobrze pamiętał wygląd ojca za młodu. 一 Lil nie wie co traci. Trzymasz się? 一 dodał zaraz, już poważniej, przygryzając lekko dolną wargę. Starał się trochę wybadać nastrój chłopaka, w końcu wiedział że ciężko przeżył rozstanie. Rozmawiali o tym kilka razy i Gus starał się go wspierać jak tylko mógł. Wiedział, że takie rzeczy nie są łatwe. Sam coraz częściej wyrzucał sobie, że mógł zostać w Lorne Bay, zamiast zaciągać się do wojska, głównie ze względu na Klausa, chociaż nigdy się sobie nie zadeklarowali. Potem po prostu jakoś to było, ale nie spodziewał się chyba, że będzie tak bardzo tęsknić. Nie zdawał sobie z tego aż tak sprawy, dopóki nie zobaczył go z innym mężczyzną, a teraz… Teraz sytuacja wyglądała tak, że Klaus znowu stał w centrum jego wszechświata, trochę jakby nigdy stamtąd nie odszedł. Wszystko było jednak tak kruche i tak niepewne, że gdy o tym myślał, dłonie zaczynały mu drżeć, żołądek wiązał się w supeł, a włosy na karku stawały dęba.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tyle wysiłku włożył w dotarcie do punktu, w którym aktualnie się znajdował - nie było mu łatwo przebrnąć przez wszystkie etapy - oglądając w tym momencie zachód słońca przeszedł go w pewnym momencie dreszcz. Mieszanka różnych uczuć: począwszy od rozczarowania własnym zachowaniem skończywszy na zwyczajnym zażenowaniu. Jak mógł tak bardzo przeżyć rozstanie z dziewczyną, doprowadzając siebie na skraj ledwie wytrzymałości - musiał przyznać, że skutecznie odebrała mu jakiekolwiek chęci do życia. Był rozczarowany sobą, że tak łatwo pozwolił by ta sprawa aż tak go pochłonęła, doprowadzając do tego, żeby musieli się angażować w nią przyjaciele, a przede wszystkim jego najbliżsi. Dotknęło go bardzo to jak traktowała go jego ukochana - nie spodziewał się takiego ciosu w policzek, zadawanego niemalże za każdym razem: może gdyby to rozstanie przebiegło w łagodniejszej formie, szybko udałoby mu się o niej zapomnieć a tak niemalże to zwykłe rozstanie urosło do jakiejś niepojętej skali rozwalając mu niemalże wszystko wokół. Pamiętał wszystkie słowa, choć usilnie starał się nie wracać myślami do tych licznych kłótni jakie odbyli już pod koniec - przetrawił to na sesjach z psychologiem, które początkowo odrzucał, a na które zaczął chodzić pod ultimatum złożonym przez ojca. Teraz chętnie się spotykał ze swoim psychologiem co miesiąc, łatwiej było mu wyrzucać z siebie wszystko to co się w nim na nowo gromadziło: rozpracowywał to kolejny raz, wmawiając sobie, że tym razem będzie to ostatni raz. Polana była jedynym miejscem w którym pozwalał sobie na wszelkie emocje - od krzyku po nawet płacz, którego nie potrafił dłużej powstrzymywać w sobie. Teraz tylko stał: z zapartym tchem obserwując niesamowity spektakl chowającego się słońca za horyzontem - i to mu dało myśl w tym momencie, że on musiał dokładnie postąpić jak ta ognita kula. Musiały spłonąć w nim wszelkie uczucia, zgasić się i zajść za horyzont aby wreszcie przyszedł upragniony spokój wraz z zapadającym wieczorem. W drodze powrotnej powtarzał sobie jak mantrę by zachowywał się n o r m a l n i e przy matce, przed którą zazwyczaj nie potrafił ukrywać swoich prawdziwych emocji - zawsze potrafiła celnie odgadnąć kiedy coś mu ciążyło na sercu i za każdym razem ten sam powód nosił to samo imię.
Zbliżając się do stadniny niebo zaczynało przybierać ciemniejszych, wieczornych barw - pozostała jasna poświata powoli już zanikała ale był to jego ulubiony moment - wszystko dosłownie cichło, ptaki milkły a w powietrzu unosiła się ciężka od nadmiaru dnia aura zwiastująca, że trzeba było pozwolić sobie już na odpoczynek - zamierzał już odstawić swojego ukochanego rumaka do boksu i wrócić na kolację. Nie spodziewał się, że dostanie pod koniec dnia taką niespodziankę - był zmęczony wewnętrznymi przeżyciami, ale widok starszego brachola od razu poprawił mu humor. Obydwojgu należało się odrobinę wspólnego czasu tuż po tym jak ich wspólne dotąd ścieżki rozjechały się w różnych kierunkach. Ale był wyrozumiały co do podejmowanych decyzji - bardziej rozsądnych niż tego drugiego - bardziej szalonego wydawać się mogło, Hucka, który z ich trójki najbardziej pozwalał sobie na szalone hulanki, rożnie się kończące.
Rozumiem, że zostajesz na kolację? Wiesz, że mama cię nie puści teraz, żebyś po nocach się szlajał? - zachichotał, próbując naśladować głos ich matki. Objął Gusa w stęsknionym uścisku i chwilę trwało zanim go puścił. Wręcz zmocnił na moment uścisk, ciesząc się z jego obecności - dopiero po chwili dając bratu większą swobodę na oddech 一wybacz, rzadko dajesz mi ostatnio szanse na nacieszenie się twoim towarzystwem - oczywiście nie mógł się powstrzymać by nie wbić małej szpilki do wyrzutów sumienia, jednakże nie chciał wyjść na złośliwca. Pokiwał tylko głową, sam nie potrafiąc odpowiedzieć chłopakowi, dlaczego od razu założył, że coś musiało się stać, że zdecydował się tu przyjechać - nie tak zwyczajnie w odwiedziny. Nauczył się, że za każdym razem takie spontanieczne wizyty miały w zwyczaju kryć w sobie wiele dziwnych przeżyć i skrywanych tajemnic - albo zwyczajnie trzymał się w ryzach 一Co ty gadasz za dziwactwa, Gus - jęknął czując jak płonie w środku, że zdążył porównać jego do ojca. Daleko mu do niego było i sam nie miał pojęcia co mu strzeliło do głowy. -Chcesz? - zapytał, wyciągając przed niego paczkę papierosów. Oj, nie powinien uważać? W końcu był gliną, ale chyba własnego brata nie pokarze mandatem, co? Machnął obojętnie ręką, wzruszając niedbale ramionami - chcąc mu pokazać, że niewiele go to już obchodzi. Trochę nauczył się w ostatnim czasie ładnie oszukiwać, miał nadzieję, że był całkiem w tej chwili przekonywujący
Ona mnie już nic nie obchodzi, Gus...za to zbliżające się w następnym tygodniu trzy monstrualne kolosy już tak - jęknął, tym samym zdradzając również bratu faktyczny powód przyjechania tutaj do stadniny. Sporo nauki potrafiło go wykończyć i zwyczajnie musiał naładować gdzieś baterie a tutaj zazwyczaj nabierał pewności siebie i naiwności, że da rade przejść przez wszystkie egzaminy, bez poprawek. Pochłaniał się nauce, uciekając jednocześnie przed rozpamiętywaniem nieudanego związku - harował ostro, niemalże bez trzymanki, pnąc się do przodu - by chociaż z jednej rzeczy być w jakikolwiek sposób z siebie zadowolony. Wiedział, że tak jak on Gus potrzebuje odrobiny czasu aby zechciał cokolwiek zdradzić - przez lata uczył się jak wyciągać z brata to co chciał wiedzieć, w pewnym sensie wiedział kiedy było najlepiej zagadywać o te najbardziej niewygodne sprawy, choć też nie zawsze potrafił wyczuwać te właściwe momenty 一 ale skoro już tu jesteś, to chodź, pomożesz mi w czymś - zaproponował, robiąc taką minę jakby w tej konkretnej chwili coś go oświeciło i dosłownie tak było. Poklepał brata po ramieniu by ruszył razem z nim i ich dwoma rumakami 一a przy okazji opowiesz mi czy zdążyłeś się wreszcie urządzić w swoim gniazdku, co? - zapytał po drodze, spoglądając na niego nieco zaintrygowany, licząc na to, że Gus uchyli rąbka tajemnicy a przy okazji cokolwiek więcej się dowie o nim.
Augustus Langford
ambitny krab
kama
M.Hammett
ODPOWIEDZ