chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Po powrocie z pracy czuła się bardziej zmęczona niż zwykle. Nie przez dużą ilość pacjentów i operacji a przez świadomość tego, co czekało ją jutro. Pierwsza część dnia nie zapowiadała się dobrze, bo będzie musiała przywołać wspomnienia z niefortunnego dnia w szpitalu. Na dodatek dowiedziała się dzisiaj, że drugi proces – Karyny – nie dojdzie do skutku, co wzbudziło w niej ogrom złości. Nie tak powinno być.
- Jestem w domu – odparła ciszej niż zwykle, bo nie słyszała odgłosów bawiącego się Olivera ani nie pojawił się w korytarzu, co zazwyczaj robił gdy tylko słyszał otwierające się drzwi.
Z ciężkim westchnieniem zdjęła buty i ruszyła w stronę wielkiego salonu połączonego z kuchnią będącego centrum całego domu. Wystarczyło się po nim rozejrzeć aby zorientować się w sytuacji. Lubiła to. Przestrzeń i przede wszystkim świadomość, że wystarczyło rzucić okiem aby wstępnie wiedzieć, gdzie byli pozostali mieszkańcy włości Strand.
- Przywieźli kanapę – Odetchnęła z ulgą, bo to była jedna z dzisiejszych spraw, które miały zostać załatwione. W trakcie jednak dostała telefon od firmy przewozowej robiącej wielki problem z powodu gabarytów mebla, którego nie chciało im się ściągać z drugiego piętra. To niesamowite, że tacy ludzie brali pieniądze za robotę, której nie chcieli wykonać. Na szczęście nieco im nagadała, ale najpierw porozmawiała o tym z Beverly, która w tym samym czasie przez telefon przekazała jej wieści na temat procesu Karyny.
- Oliver ma drzemkę? – zapytała patrząc na leżącą na kanapie kobietę, która oglądała program kulinarny albo po prostu przy nim drzemała również wymęczona dzisiejszym dniem.
Po odstawieniu na blat w kuchni swojej torebki oraz jednej torby z nowo kupionymi pucharkami deserowymi podeszła do kanapy i jakby nigdy nic ułożyła się na boku tuż obok Strand. Przycisnęła plecy do jej ciała i sięgnęła po dłoń, którą najpierw ucałowała, a potem się nią otuliła. Zdecydowanie częściej w tym układzie była little spoon.
Chciała przez chwilę się zrelaksować, poczuć bezpieczniej i spokojniej w obecności kobiety, która jej to gwarantowała. Zamknęła więc oczy i się tym napawała, wciąż jednak w głowie zmagając się z chaosem myśli.
Informacja o procesie Karyny, którą dostała od Strand zmiotła ją z nóg. Z oczywistych powodów prokuratura uznała, że miała większe szanse skazać Karynę za uszczerbek na zdrowiu doprowadzający do śmierci dziecka a Mariana za wtargnięcie z bronią do szpitala, grożenie, postrzelenie pracowników służby zdrowia z narażeniem ich życia. Połączenie tych dwóch spraw z prawnego punktu widzenia dałoby większe szanse obronie wzajemnie zrzucać winę z jednej osoby oskarżonej na drugą. To znacznie ułatwiłoby zmniejszenie kary, ale w przypadku rozdzielenia winy szanse były przeogromne zwłaszcza, że sam Marian zadeklarował się zeznawać przeciwko Karynie. Niestety dziś okazało się, że Karyna nie żyła. Zmarła w areszcie w nieznanych okolicznościach.
Bertinelli starała się o tym nie myśleć, ale ciężko nie być złym na brak sprawiedliwości. Śmierć nie była rozwiązaniem a ucieczką, bo nikt – niestety – nie poniesie odpowiedzialności za śmierć Fanny. To przykre.
Wraz z głębokim wdechem ostrożnie ułożyła się na plecach aby móc spojrzeć na Strand, która właśnie otworzyła oczy. Chyba też korzystała z wzajemnej obecności.
- Wiadomo co się stało? – Czuła, że nie musiała precyzować, o kogo jej chodziło. Podczas rozmowy telefonicznej pani oficer sama zapowiedziała, że dowie się w jaki sposób zmarła Karyna. Czy był to efekt bójki, zadławienia się, jakiejś choroby czy jakimś cudem udało jej się szarpnąć na swoje życie.
Długo wpatrywała się w Beverly zanim ta zdecydowała się coś powiedzieć. Obie były przygaszone i złe, bo miały na co. Karyna powinna poznać smak wieloletniej kary a nie zniknąć z tego świata jednocześnie unikając odpowiedzialności.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#22
Mix it up
Margo & Bev
Dzisiejszy dzień, który postanowiła poświęcić na nadrabianie domowych obowiązków oraz przyjmowanie wysłanej z drugiego mieszkania kanapy, miała wolny. Z trudem wypuściła Margo do pracy, wkrótce zostając przywołaną przez Olivera, sygnalizującego chęć skorzystania z nocnika. Wychodziło mu to coraz lepiej, a Bev nie chciała stracić pewnego progresu, tylko dlatego, bo wolałaby dłużej poleżeć w łóżku.
Nadchodzący proces, związany z patologicznymi rodzicami Fanny oznaczał również więcej stresu. Liczyła na to, że zarówno narwaniec z bronią, jak i jego równie pomylona żona (czy tam konkubina) otrzymają stosowny wyrok, zarówno za spowodowanie śmierci własnego dziecka, jak i w przypadku Mariana - aktu terroru. Kiedyś zajmowała się podobnymi sprawami. Prowadziła działania wewnątrz kraju, skupione na zbieraniu danych odnośnie zagrożeń terrorystycznych. Nie zawsze rozchodziło się o motywy religijne, podsycone niegdyś za sprawą sławnego, nowojorskiego zamachu, będącego kamieniem milowym w formowaniu strategii wywiadowczych. Marian miał po prostu wyprany mózg. Niezdrowa fascynacja bronią, połączona ze skłonnościami do agresji oraz idealizowania zbrodniarzy, to mieszkanka sprzyjająca powstawaniu portretu przyszłego zamachowca. Typ zasługiwał na dożywotnie siedzenie za kratkami, gdyż resocjalizacja w jego przypadku niekoniecznie przebiegłaby prawidłowo.
Nie spodziewała się nagłej śmierci Karyny za kratkami. Kobieta nie wydawała się kimś, kto miał zaszłości z innymi, niebezpiecznymi kobietami. Musiało pójść o coś innego. To szwagier Lachlana pracował jako strażnik więzienny, a wśród nich wieści szybko się rozchodziły. Wystarczył więc jeden telefon w trakcie karmienia Olivera obiadową papką, aby dowiedzieć się, że doszło do ataku czy raczej… udanego samobójstwa. Ciężko było jej uwierzyć w prawdziwość ów wyrażenia, mając na uwadze oskarżenia Karyny oraz warunki, panujące w niektórych aresztach.
Mruknęła niesprecyzowane słowo, słysząc głos Margo, następującym po dźwięku zamykanych drzwi wejściowych. Uznała pół godziny temu, że sprawdzi strukturę kanapy, na wypadek, gdyby kurierzy coś sknocili i w taki oto sposób przedłużyła sobie sesję leżakowania, podkładając poduszkę pod głowę. Zasłużyła na to, szczególnie, że Oliver zażywał właśnie podwieczorkowej drzemki.
- Mhm, chodź tutaj - wymamrotała, zerkając spod opuszczonych powiek na przechodzącą obok Bertinelli. Nie musiała długo czekać, aby ta dołączyła do niej na kanapie. Czując przy sobie drugie ciało, ochoczo przylgnęła do pleców pani doktor, składając krótki pocałunek na jej karku. Tym razem rzuciła już wyraźniejsze „cześć”, przymykając oczy pod wpływem przyjemnego ciepła. Mogłaby zostać na tej kanapie do następnego dnia, jednak leżenie na boku przez całą noc nie przyniosłoby niczego dobrego dla kręgosłupa i jej niekiedy przewrażliwionego barku.
Milczała, chłonąc ich bliskość. Dźwięk programu kulinarnego nie wgryzał się zbyt mocno w aktualną chwilę, splątaną w miks napięcia, związanego z nadchodzącym dniem. Obie byłyby spokojniejsze, gdyby cała sprawa została sprawiedliwie rozstrzygnięta.
Czując poruszenie przy ramionach, otworzyła z wolna oczy, napotykając na spojrzenie Włoszki. W ciszy kiwnęła głową, bawiąc się luźno opadającymi na obicie kanapy, brązowymi włosami.
- Jedna z matron najwyraźniej dokonała na niej samosądu - przekazała cicho, na chwilę przenosząc wzrok na trzymane w palcach kosmyki. - Kobiety w zamknięciu też mają swoje zasady. Wyrodne matki, doprowadzające do śmierci własnego dziecka nie są tam mile widziane. Jeśli nie trafiają do ochronki, szybko ktoś się z nimi rozprawia.
Mogłaby powiedzieć więcej, rozwinąć swoją myśl, ale najpierw musiała się upewnić, że Margo na pewno jadła w szpitalu i nie prowadziła głodówki pod dyktandem stresu.
- Jesteś głodna? - zapytała w następnej kolejności, gotowa do dźwignięcia się z kanapy i odgrzania schowanej w lodówce paelli, przy której gotowaniu Bev osobiście pomagała.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Matron? – Nie była pewna, co Matrona opisywana jako stateczna i dostojna starsza kobieta miała związanego z więźniarkami, którym chcąc nie chcąc nie przypisałaby takich cech. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić głównie z przeświadczenia, że żadna kobieta za kratami nie była dostojna ani tym bardziej stateczna. Możliwe, że typowa interpretacja nijak miała się ze slangiem i ów określenie czytało się dwojako mówiąc o kobiecie w więzieniu a tej poza jego murami.
- Nie – odpowiedziała automatycznie na temat swego głodu i szybko zorientowała się, że to nie pocieszało Strand. – Do jutra niczego nie przełknę. – Chciała mieć za sobą wizytę w sądzie. Całe szczęście nie musiała być na każdej części rozprawy i nawet nie chciała. Wystarczyło, że przyjdzie w porę na własne zeznania, powie prawię i wróci do domu. Nie czuła potrzeby bycia w sądzie dłużej niż to konieczne. – Leż, proszę. – Dłonią przycisnęła biodro Beverly, która poruszyła się na znak, że nakarmi Margo choćby siłą. – Naprawdę nie jestem głodna. – Ze stresu nie czuła głodu ani nie burczało jej w żołądku. Cóż, jedni zajadali nerwy a ona nie jadła niczego. Musiała jednak pójść na kompromis i zminimalizować troskę Strand. – Możesz mi zrobić na kolację szejka białkowego z bananem i dużą ilością masła orzechowego.Danie gabarytowo nieduże, ale za to z ogromną ilością składników odżywczych i tłuszczu, który zrekompensuje kaloryczność z całego dnia. To musiało wystarczyć. Wiedziała też, że żołądek więcej nie przyjmie, bo nie chciał. Buntował się, ale to tylko kwestia jeszcze jednego dnia i to niecałego. Po wszystkim wyluzuje i naje się za trzech. Tego była pewna i specjalnie zrobi to na oczach Beverly, żeby ta nie myślała, że jej partnerka się nie zaniedbywała.
- Ta cała sprawa z Karyną.. – Westchnęła ciężko wracając do poprzedniego tematu. – ..bardzo mnie zezłościła. Nie tak powinno być. Śmierć sama w sobie jest okropna, ale komuś, kto zasłużył na karę, to prosta droga ucieczki od odpowiedzialności. – Karyna powinna poczuć konsekwencje swych czynów. Gnić w więzieniu wśród kobiet, które nie dawałyby jej spokoju za to co zrobiła. Być może kiedyś dojrzałaby i sama obwiniałaby się za to co uczyniła. Powinna siedzieć za kratami ze świadomością, że schrzaniła sobie życie, bo odebrała je niewinnej osobie.
- Jak się z tym czujesz? – To Strand znalazła dziewczynkę w lesie. To ona postanowiła nie oddawać jej rodzicom tylko zawieźć prosto do szpitala. To ona postarała się trzymać Mariana i Karynę z daleka wiedząc, że coś się święciło. Zrobiła wszystko co mogła dla Fanny i do cholery nikt nie poniesie odpowiedzialności za krzywdę wyrządzoną małej dziewczynce.. powinno dojść do procesu i choć samo to połączone z zeznaniami nie było przyjemnym doświadczeniem to wiedziała, że Strand czekała na proces. Że kobieta chciała wpakować babsko do więzienia i dzięki swemu udziałowi w sprawie miała na to szansę podczas procesu. Niestety.. wszystko przepadło.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Dla wielu osób śmierć w odpowiedzi na skatowanie dziecka, to najbardziej odpowiednia, ostateczna forma kary. Bev rozumiała to podejście. Jeszcze za czasów szkoły średniej myślała podobnie, a później skupiła się na samym zamyśle pakowania ludzi za kratki. Musiało to przecież czemuś służyć: otwieraniu ewentualnej drogi resocjalizacji, a w cięższych przypadkach, odizolowania danej jednostki od społeczeństwa, aby ta nie była w stanie skrzywdzić nikogo więcej. Dla niektórych śmierć byłaby aktem łaski. Czymś, co jest lepsze od lat spędzonych w zamknięciu, z więźniami lubującymi się w torturach. Każdy przypadek wyglądał inaczej i inaczej należało z nim postępować.
- Starsze osadzone, najczęściej po recydywie narzucają zasady reszcie - rozwinęła, mając na myśli nieco ironiczną wersję przytoczonego wcześniej słowa. - Całkiem możliwe, że brał w tym pośredni udział któryś ze strażników.
W więzieniach pracowali ludzie. Nawet, jeśli prześwietlano ich pod kątem psychologicznym oraz psychiatrycznym, wciąż istniało ryzyko nadużywania stanowiska; przemycania substancji, odwracania wzroku w odpowiednich momentach, przekazywania informacji… znalazłoby się tego więcej, a gdyby się na tym skupić, przegadałyby pół nocy.
Wolałaby, aby Margo zjadła przynajmniej jogurt, albo suche wafle ryżowe. W przypadku intensywnego dnia, brak uzupełnionych kalorii bywał problematyczny. Niekiedy przekładał się na kolejną dobę, prowadząc do większego wyczerpania, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Nie chciała, aby Bertinelli była przemęczona.
- Zrobię - obiecała, odnośnie wybranego szejka, zerkając następnie na smartwatcha, zaczepionego na prawym nadgarstku. - Za piętnaście minut.
Nawet, gdyby teraz zerwała się do krzątania po kuchni, partnerka przytrzymałaby ją przy sobie, mówiąc, aby jeszcze trochę z tym poczekała. Od kolacji, spożywanej przeważnie o tej samej porze dzieliły je wspomniane minuty i przez ten czas Margo na pewno nie zasłabnie z głodu. Przynajmniej taką miała nadzieję Strand, wciąż przejęta zestresowanym wydaniem pani doktor.
Westchnęła i pokręciła głową, kiedy zapytano ją o samopoczucie w związku z uniknięciem przez Karynę zasłużonej kary.
- Bezsilna - przyznała, z bólem wspominając dzień, w którym zawiozła przemęczoną, przemoczoną dziewczynkę do szpitala w Cairns. Chciała wierzyć w to, że rzeczywiście zagubiła się w czasie wspólnego wyjścia z rodzicami, albo uciekła z domu, pod jakimś bzdurnym pretekstem, wymyślanym przez nowoczesne dzieciaki. Okazało się inaczej, a jeden z opiekunów rzucił się wtedy na Margo, za co Strand miała ochotę się stosownie odpłacić. To chore, że w cywilizowanych państwach tak niebezpieczne osoby wciąż bez problemu sprawowały opiekę nad dziećmi.
- Komuś ewidentnie zależało, aby ta zwyrodniała matka nie trafiła do ochronki. Ktoś zrobił z tego prywatę, dopuszczając osadzone do wymierzenia kary jeszcze w areszcie.
Próbowała wyhamować złość, starając się nakreślić możliwe scenariusze. Jeśli brały w tym udział osoby na wyższych stanowiskach, sprawa do końca pozostanie zatuszowana.
- Myślisz, że ten cały Marian mógł mieć z tym związek? Nie wierzę, że był bez winy. Nawet, jeśli zamierzał zeznawać przeciwko niej, sam na to wszystko patrzył i nic z tym nie zrobił. Przyczynił się do krzywdy dziecka.
Pytanie, jak ugryzie ten temat prawnik. Czy z góry nastawiał się na ugodę czy narracja skręci w stronę niepoczytalności.
- Pytanie czy byłby na tyle zdesperowany, aby pokusić się o możliwość zlecenia zabójstwa.
Raz jeszcze pokręciła głową, orientując się, jak mrocznie zaczynała brzmieć sprawa tajemniczego samobójstwa.
- Jutro na pewno wszystko się wyklaruje - zapewniła, przysuwając się bliżej, aby uraczyć Margo spokojnym pocałunkiem. - Idę zrobić szejka.
Przedostała się na krawędź kanapy po prześlizgnięciu między ciałem Włoszki, którą nie omieszkała przy tym zaczepnie trącić. Powinna odpocząć po pracy i ze świeżym umysłem podejść do jutrzejszej rozprawy. Bev zamierzała dotrzymać partnerce towarzystwa, czy to poprzez siedzenie na ławie dla publiczności (o ile będzie ona otwarta) czy za drzwiami sali. Na dzień jutrzejszy wzięła dawno zapowiedziany, jednodniowy urlop, z okazji pierwszych urodzin syna. Zapowiadała się doba pełna wrażeń, biorąc również pod uwagę przyjazd państwa Strand.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Słysząc, że Beverly czuła się bezsilna, sięgnęła dłonią do jej policzka, po którym bardzo delikatnie przejechała wierzchem walców. Chciała ją pogładzić, pogłaskać w ramach troski, po czym tą samą dłoń pokierowała w dół i złapała za rękę kobiety. Strand zrobiła dużo aby pomóc Funny. Na pewno więcej niż ktokolwiek inny, kto musiał widzieć krzywdę dziewczynki. Margo nie wierzyła, że nikt nie dostrzegł śladów lub dziwnego zachowania dziecka. Niestety ludzie często przymykali oczy uznając, że to nie ich sprawa. Pani oficer taka nie była. Dostrzegła problem, zinterpretowała go i zadziałała. Niestety to co zadziało się później było poza zasięgiem. Na to żadna z nich nie miała wpływu, dlatego Margo rozumiała bezsilność odczuwaną przez partnerkę.
- Hej.. – Przywołała Beverly aby ta na nią spojrzała. – ..nie duś w sobie tego. – Jeżeli była zła, niech to wyrazi. Nie musiała krzyczeć, ale samo nazwanie uczuć to już dużo. Margarita nie miała z tym problemu, ale to wynikało z wychowania i rodzinnych zachowań. Wśród Bertinellich naturalnym było nazywanie tego co się czuło. Wyrażanie siebie i ekspresja uczuć wraz z gestykulacją była efektowa, ale też zdrowa dla ciała i umysłu.
- Na pewno był współwinny temu co działo się w domu. – Co do tego nie miała możliwości, ale wtedy w szpitalu uwierzyła facetowi na słowo, że nie miał nic wspólnego z ostatnimi śmiertelnymi obrażeniami dziecka. – Przymykał oko na krzywdę dziecka, ale.. żebyś widziała jego złość, kiedy mówił, że to Karyna tak załatwiła bambine.. chciał jej kary. – Chciał aby Karyna poniosła odpowiedzialność za śmierć. Najwyraźniej jego zdaniem bicie i nękanie dziecka było spoko, ale śmierć to już przegięcie. Chociaż mogło rozchodzić się tylko o to aby po serii bicia dziecka nikt nie oskarżył go o ostatni czyn (bo on na pewno biłby tak aby nie zabić, to już za duży „problem”). – Nie uważam jednak, żeby był na tyle inteligentny aby zorganizować coś takiego. – Jak zabójstwo konkubiny. – Tamtego dnia w szpitalu działał chaotycznie i bez większego zamysłu. Niby miał jakiś cel, ale nie przemyślał tego jak go osiągnąć i wybrał najgorszy z możliwych sposobów. – Bezmyślny i durny, bo w rzeczywistości niewiele udowodnił dodatkowo ściągając na siebie kolejne kłopoty. – Czasami odpowiedzi są prostsze niż nam się wydaje. – Innymi słowy równie dobrze Karyna jakimś cudem mogła targnąć na swoje życie. Żadna z nich na ten czas o tym nie wiedziała i Margo nie była pewna, czy na pewno chce poznać szczegóły. Stało się. Niczego nie zmieni a złość i tak pozostanie, bo nikt nie poniesie konsekwencji za śmierć dziecka.
Odebrała przyjemny pocałunek i dodatkowo złapała Strand, kiedy ta zaczęła przechodzić na drugą stronę kanapy w celu uraczenia Margo zamówionym przez nią szejkiem. Mogłaby sama go zrobić, ale postanowiła dzisiaj wykorzystać nieco obecność Beverly. Nie od razu jednak wypuściła kobietą, uśmiechem reagując na małą zaczepkę. Dobrze, że ją tutaj miała. Dobrze, że była.
Dobrze, że kanapa była duża i nawet bez jej rozkładania dało się we dwójkę wygodnie poleżeć.
- Kupiłam pucharki – rzuciła nieco głośnej aby kobieta ją usłyszała. – Myślałam, że zrobię tiramisu, ale może lepsza będzie panna cotta? Oliver też ją spróbuje. – Tiramisu miało to do siebie, że nie każdy lubił desery z kawą, zaś panna cotta była bardzo neutralna i raczej pasowała dla większości osób. – Masz jakieś specjalnie życzenia na jutro? – Jeszcze mogły zmodyfikować wstępnie ustalone menu. Margo bardzo chętnie stanie w kuchni. Po procesie będzie jej potrzebne oderwanie myśli, a podczas gotowania czuła się tak jakby medytowała.
- Za tydzień kończy mi się umowa najmu za mieszkanie. Któregoś dnia po pracy zajadę i spakuje resztę rzeczy. – Nie ogarnęła jeszcze wszystkiego głównie przez to, że po każdym dniu szybko chciała wracać do Strand. Trochę też sobie odpuściła z wypakowaniem, bo dwa pudła które zwiozła nadal stały nieotwarte i jak zdążyła zauważyć, Beverly gdzieś je przeniosła, żeby nie rzucały się w oczy (i żeby nikt się o nie nie potykał) podczas jutrzejszej wizyty rodziny.
Beverly Strand [/oznacznie]
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Lubiła oddawać się chwilom bliskości, również (a może i przede wszystkim) w formie głaskania uskutecznianego przez delikatne dłonie. Przez podejście Margo nie chciała zbyt szybko opuszczać kanapy. Nie dusiła w sobie potencjalnej złości. Była tym wszystkim najzwyczajniej zmęczona, o czym cicho wspomniała, namacalnie wręcz odczuwając niemoc, skumulowaną w myślach. Fanny nie było już na tym świecie. Gdyby tylko w porę zareagowała… gdyby nie rozwód, pochłaniający jej uwagę oraz mały Oliver, z pewnością przyjrzałaby się podejrzanej sprawie bliżej. Niestety, nie mogła być w kilku miejscach na raz, rozwiązując każdą, poważną rzecz, rzutującą na przyszłość. Udało jej się przebrnąć przez rozwód, ochronić syna przed wpływem dwulicowej, byłej żony oraz pogodzić się z rodzicami. Nie dała jednak rady pomóc biednej, zaniedbanej przez rodzinę, dziewczynce, przez co miała wyrzuty sumienia, ujawniane w formie bólu brzucha. Musiała to jeszcze przepracować. Wyrzucić z siebie nadmiar myśli przed kimś, kto słuchał i nie oceniał… jak Margo. Czuła, że jej mogła powiedzieć o wszystkim. To bardzo przyjemne uczucie.
Nie wiedziała też, czego spodziewać się po narwańcu, który wyskoczył na Bertinelli z łapami. Nie wierzyła w jego słowa, odnośnie zeznawania przeciwko matce Fanny. Mogło chodzić o osobiste porachunki międzypartnerskie, niestety, dobro dziecka zostało w tym wszystkim gdzieś pominięte, a przecież powinno widnieć na pierwszym miejscu.
Być może, stwierdziła, względem prostych odpowiedzi, może niepotrzebnie tworząc skomplikowaną siatkę działań, prowadzących do pozbycia się Karyny.
Pora trochę odsunąć się od tematu kryminału, przechodząc jednocześnie w stronę aneksu kuchennego.
- Przypomnisz mi, co to za deser? - zapytała trochę głośniej, zerkając na zakupione pucharki, których na stanie nie miała. Jen ogarnęła jedynie salaterki, które od dłuższego czasu nie były używane. Miała z nich skorzystać na dniach, aby przygotować dla Olivera owocowe galaretki. W pucharkach będą wyglądać zdecydowanie ładniej.
- Zjem wszystko, co mi podasz - podkreśliła z uśmiechem, przystępując do wyjmowania blendera, w którym jeszcze rano przygotowywała dla syna papkową owsiankę. - I Oliver też.
Mały nie był wybredny, a wszystko, cokolwiek podsuwała mu Margo, wsuwał z jeszcze większym zapałem, chwytając panią doktor za rękę. Zdaje się, że kojarzył ją ze wspaniałym jedzeniem, co wielokrotnie podkreślał zadowolonymi uśmiechami i piskami. Zdarzało się też, że wyciągał do niej rączki, aby go podniosła i przytuliła. Ufał jej coraz bardziej, co cieszyło samą Beverly.
- To… zależy - odpowiedziała nieco tajemniczo, względem życzeń na jutrzejszy dzień. - Po rozprawie pojedziemy odebrać tort i balony. Dzisiaj odebrałam już dwie deski z przekąskami, a jutro mogę odpalić grilla, albo… razem coś ugotujemy? Myślałam o żeberkach z grilla i chili con carne. Nigdy go nie robiłam, przyznaję.
Zaśmiała się cicho, w trakcie krojenia banana, którego dodała do odlanego do kielicha, mleka. Żeberka mogła zrobić samodzielnie, z racji sprawnego operowania grillem, jednak to drugie danie stanowiłoby swego rodzaju wyzwanie. Chciała, aby wyszło jadalne i przede wszystkim dobre, czym mogłaby się pochwalić przed gośćmi.
- Moja siostra wprowadziła się do Caspara, wyobrażasz sobie? - podjęła jeszcze, bo sama zaledwie niedawno dowiedziała się o przyjeździe Nory, a wczoraj zbierała z nią śmieci na plaży. - Widziałaś ją tylko na zdjęciach, które kiedyś ci pokazywałam. Nie wie jeszcze, czy uda jej się zdążyć na urodziny Olivera, bo pracuje, ale jak tylko da radę, wreszcie ją poznasz.
Wsypała odmierzoną miarkę odżywki białkowej i dodała trzy porządne łyżki masła orzechowego do przygotowywanej mieszanki. Mogłaby skombinować sobie coś podobnego, ale niedawno jadała, więc nie chciała się niepotrzebnie zapychać. Nie oznacza to jednak, że nie weźmie łyka przygotowanego szejka, aby sprawdzić czy na pewno był dobry.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nie wiesz, co to panna cotta? – zapytała zaskoczona, ale z drugiej strony Beverly po prostu mogła nie skojarzyć deseru po nazwie. – W takim razie muszę się postarać, żebyś po zjedzeniu na zawsze zapamiętała, co to jest. – Uśmiechnęła się w tej chwili bardziej do siebie, bo partnerka wciąż była w kuchni. Czuła, że powinna do niej dołączyć głównie ze względu na wspomniany deser, który najlepiej zacząć robić jeszcze dziś. Nie mogła rozleniwić się na kanapie, do czego stres na pewno by się przysłużył. Wolała rozłożyć te nerwy na coś innego.
Uśmiechnęła się nie pierwszy raz w duchu dziękując matce za wpojenie podstawowej zasady – przez żołądek do serca. Za to, że nauczyła ją gotować i pokazała jak odnaleźć w tym przyjemność. Ta nauka płynęła głównie z obserwacji zachowania pani Bertinelli, która świetnie odnajdywała się w kuchni; kochała to robić i pokazywała ów miłość dzieciom nauczonym, że gotowanie to coś przyjemnego a nie tylko obowiązek. Sama Margarita (często nieświadomie) emanowała tym, co jednak nie oznaczało, że czasami nie chciało jej się gotować i wtedy równie przyjemnie sięgała po dostawy z dobrych restauracji (te najlepsze – polecane – odkrywała głównie dzięki Strand).
Uniosła się do siadu i odrobinę przeciągnęła pobudzając mięśnie do ruchu. Nie chciała zastygnąć po dniu spędzonym w pracy.
- A ja myślałam o lasagne bolognese, żeby przypodobać się twojej rodzinie. – Serwując im wymagające danie. – Ale żeberka też brzmią dobrze. Kupiłaś je dzisiaj? Dobrze by było aby przez noc poleżały w marynacie. – Wstała z kanapy poprawiając luźną bluzkę, w którą przebrała się po szybkim prysznicy w pracy. Bywało, że wolała odświeżyć się w szpitalu i nałożyć czyste ubrania już tam, co zazwyczaj i tak szło jej bardzo szybko. Prysznic w pracy nie był po to aby się zrelaksować tylko, żeby się odświeżyć i lecieć dalej. – Poproszę mamma aby wysłała mi przepis na chili con carne. – Włoszka na pewno miała w swych domowych kucharskich notatnikach przepisy z innych części świata. – Możemy też kupić kurczaka. Część zrobi się na grillu – Bo może ktoś nie jadł żeberek i ostrych dań? – a z reszty ugotuje pulpety dla Olivera. – Zrobiła parę kroków w stronę kuchni. – I podpłomyki – wpadła nagle na ten pomysł. Podpłomyki to ciekawa alternatywa zamiast ziemniaków i chleba. Nadawały się do chili con carne, żeberek i kurczaka. Nietypowe, ale oryginalne i przy okazji z Beverly razem pogotują. To będzie dobrze spędzony czas po zeznaniach w sądzie.
Stanęła obok kobiety i oparła się tyłem o kuchenny blat ledwie zerkając na blender wypełniony składnikami. Wolała patrzeć na partnerkę i wysłuchać nowości na temat jej siostry, której nie miała okazji osobiście poznać. Musiała przyznać, że trochę obawiała się spotkania z większością Strandów, jednak zasłużyła sobie na to po tym, jak zafundowała Beverly wielodniowe wyzwanie w rodziną Bertinellich.
- To zaskakujące, że nagle całe twoja rodzeństwo zjechało tutaj. Dobrze, bo przynajmniej masz ich blisko. – Z tego co wiedziała, Beverly w relacjach z rodzicami miała się dobrze, ale nie na tyle co z rodzeństwem, które na pewno lubiła bardziej od swoich rodzicieli. – Myślisz, że Caspar z Norą się dogadają? – Zastanawiała się, które z rodzeństwa z kim trzymało lepiej a z kim gorzej. – Bo wiesz, gdyby okazało się, że są między nimi lokatorskie zgrzyty to twój dom jest spory. – Chciała pokazać, że nie będzie zła na Beverly, gdyby sprowadziła do domu swoją siostrę. Owszem, prywatność była ważna, ale pomoc rodzinie także. – Właśnie.. Joel jest w domu? – Dwa dni temu brat Strand pytał ją, czy pokaże jak ugotować coś dobrego, co jak sądziła miało być niespodzianką dla Gwen. Niestety możliwe, że Joel znów poszedł pić i.. zapodział się.
Nastała cisza, podczas użycia hałaśliwego blendera. Margo wykorzystała to wpatrując się w Beverly i doszukując się na jej twarzy reakcji na pytanie o Joela. Miała nadzieję, że ten znów gdzieś nie przepadł albo raczej, że drugi dzień nie siedzi w jakimś barze. Chciałaby w tej kwestii jakoś pomóc Bev, ale dobrze wiedziała, że osoba nadużywająca alkoholu nie zmieni się dopóki sama tego nie zechce. To było trudne, ale Margo nie oceniała. Pytała o niego z troską, bo szczęście rodziny generowało szczęście Beverly, zaś to było priorytetem Bertinelli.
- Grazie, mi amore. - Odebrała wysokością szklankę z przygotowanym i oczywiście spróbowanym shake'm.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Miała wręcz stuprocentową pewność, że Margo przyczyni się do zapamiętania deseru, którego jak dotąd nie miała okazji spróbować. Właściwie, to nieszczególnie sięgała po słodycze, zawierające musy owocowe, albo same owoce. Zdecydowanie częściej wybierała jakieś puddingi, albo ulubione czekoladowe ciasta, ewentualnie kokosanki, albo zwykłe babki cytrynowe. Pod tym względem była mało światowa, a na przyjęciach, na których bywała z racji poprzedniej pracy, rzadko kiedy załapywała się na podane, różnorodne desery.
- Teraz, jak o tym wspomniałaś, zapragnęłam lasagne - przyznała, zastygając w trakcie przemieszania łyżką składników do szejka. Gdyby tylko miały odpowiednią ilość czasu, mogłyby przygotować wszystkie wymienione dania, na które znajdzie się wielu chętnych. Oprócz rodziny, Strand zaprosiła również Lachlana i koleżanki z pracy. Skoro nie urządziła stosownego oblewania narodzin Olivera, poświęcając wtedy czas obolałej Jen, teraz mogła im się zrewanżować.
Przytaknęła odnośnie żeberek, które rzeczywiście najlepiej było przez noc zostawić w marynacie. Zastanawiała się tylko nad wersją: miodową, bardziej w stylu amerykańskim czy może z dodatkiem sosu sojowego. Na pewno celowała w łagodny posmak, biorąc pod uwagę inne danie o ostrzejszych nutach.
- Widzisz, jak mówisz o tych wszystkich pysznościach, łatwiej będzie nam przebrnąć przez rozprawę z myślą o nich - wtrąciła, zerkając w stronę, z której zbliżała się Margo. Miała nadzieję, że rodzinne spotkanie przebiegnie w miłej atmosferze, co pozwoli im ukoić nerwy po oglądaniu facjaty parszywego Mariana.
Uśmiechnęła się nieco wyraźniej, już bezpośrednio widząc panią doktor przy szafce kuchennej.
- Z jednej strony… z drugiej rodzice będą mieć pretekst, żeby przyjeżdżać częściej - w przerysowany sposób westchnęła teatralnie, bo chociaż do niedawna była skłócona z Eirikiem i Gratią, w końcu doszła razem z nimi do porozumienia. Doceniała naprawienie relacji oraz oferowaną opiekę nad Oliverem, jednak pragnęła jednocześnie prywatności, wiedząc jak wścibska potrafi być matka. Nic dziwnego, że Joe się przed nią ukrywał. Nie chciała również straszyć Margo, w kwestii zwykle negatywnego podejścia Gratii do wybranek i wybranków swoich pociech. Może po prostu jeszcze nie trafił się ktoś, kto z miejsca ją zachwycił, dlatego podchodziła z taką rezerwą do większości drugich połówek?
- Jest między nimi mała różnica wieku. Zwykle trzymali się razem, a po drugiej stronie była Beverly i Joe, którzy musieli zmieniać im pieluchy - zgrywała się trochę, bo nikt nie wymagał od dziesięciolatki niańczenia bobasa, aczkolwiek zdarzały się sytuacje, kiedy płaczący Caspar działał jej na nerwy i miała ochotę sprzedać go jakiemuś losowemu smutnemu panu w płaszczu.
- Przez takie podejście wszyscy cię uwielbiają - podsumowała, częstując Margo jeszcze jednym buziakiem, kiedy ta wyraziła otwarcie względem ugoszczenia pozostałych Strandów. - Miejmy jednak nadzieję, że moje rodzeństwo jest w pełni samodzielne. Lubię, kiedy mamy razem nieco więcej swobody.
Kiedy nie musiały wstrzymywać się z byciem cicho na górze, albo na dole. Mogły jeszcze korzystać, dopóki Oliver nie podrośnie i ów dźwięki nie zaczną go świadomie gorszyć.
Dała sobie czas na przemielenie pytania o brata, korzystając z pracującego blendera. Nie dało się ukryć, starszy Strand prowadził niezdrowy tryb życia, skupiony wokół poszukiwań oraz zapijania gorzkich wspomnień alkoholem. Ciężko powiedzieć, jak długo mógł jeszcze trwać ten stan.
Po spróbowaniu wymieszanej mikstury i przelaniu do wysokiej szklanki, przekazała ją w dłonie Włoszki, racząc spokojnym uśmiechem.
Co do samego Joe…
- Nie ma go - przytaknęła, przystępując od razu do przepłukania kielicha blendera. - Ostatnio pisał, że nie będzie go parę dni. Wyjechał gdzieś, nie dopytywałam czy daleko, czy gdzieś blisko. Ma się odezwać pojutrze.
Możliwe, że wyjechał ze względu na pracę, a może na w pełni zasłużony reset? Bev podejrzewała, że nie chciał wpaść na rodziców, kiedy ci przyjadą do Lorne. Nie mógł brać udziału w urodzinach Olivera, więc zostawił prezent na miejscu, instruując siostrę, aby zaprezentowała zawartość solenizantowi, w odpowiednim czasie. Oczywiście, jak tylko zdmuchnie świeczki, zje mały kawałek tortu i wsunie obiad.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nie myślisz, że trochę przesadza z tym unikaniem rodziców? – Nie chciała wyjść na krytyczną wobec zachowania Joe, ale jeśli jego jedynym determinantem do unikania pierwszych urodzin siostrzeńca, była niechęć spotkania się z rodzicami, to.. trochę słabo. Nie mówiąc już o tym, że Joe unikał państwa Strand, od kiedy Margo pamiętała, a raczej usłyszała pierwsze „Joe nie chce spotkać się z rodzicami”. Prędzej czy później będzie musiał z nimi porozmawiać, ale też wcale nie musiał, co jednak nie usprawiedliwiało go z nieobecności na urodzinach siostrzeńca, który niczemu nie zawinił. Jak długo jeszcze to potrwa? Czy będzie unikać wszystkich rodzinnych świąt?
Dla Bertinelli cała ta sytuacja wydawała się odrobine oderwana od rzeczywistości. Oczywiście nie uważała tego za fenomen, bo była świadoma, że każda rodzina była inna. Martwiła się jednak, że podejście rodziny Strandów do wzajemnego unikania się podczas prywatnych problemów, to nie jest zdrowe rozwiązanie dla żadnego z nich. Rodzina była po to aby wysłuchać, posiedzieć w ciszy i pomóc na tyle na ile mogła; no, ale to było tylko zdanie Margarity. Nie każdy je popierał i nie każdy musiał. Jednak czy Joe na pewno poradzi sobie sam z ogromem problemów, które czuł na barkach?
Strandowie byli trudnym orzechem do zgryzienia.
- Mówiłam ci, że ostatnio pytał mnie, czy nauczę go ugotować coś w miarę prostego, ale dobrego? Czy to upoważnia mnie do napisania do niego wiadomości, że jestem gotowa na naukę, ale go nie ma? – Jednocześnie subtelnie dopytałaby, gdzie Joe był, bo choć nie łączyły ich więzy rodzinne, to już trochę razem pomieszkali. Jako tako poznała Joe i martwiła się o niego. Na pewno nie bardziej niż Beverly, ale zdecydowanie była bardziej wygadana i częściej mówiła to co myślała. Czasami jednak mogła być zbyt wścibska wobec kogoś, kto jeszcze nie był gotowy się otworzyć, dlatego musiała wiedzieć od Strand, czy powinna przyhamować. W przypadku swego rodzeństwa nawet by się nie zastanawiała, ale tu chodziło o rodzinę pani oficer, która w tej kwestii miała do powiedzenia ostatnie zdanie. Bez jej aprobaty Margo w nic się nie będzie mieszać.
Spojrzała do wnętrza wysokiej szklanki i upiła łyk przygotowanego białkowego shake’a. Nie była pewna, czy żołądek cokolwiek przyjmie, ale postara się wypić wszystko do końca, choćby miała to robić aż do momentu położenia się do łóżka.
Z zamyślenia wyrwał ją płacz słyszalny w elektronicznej niani. Mogłaby pójść na górę, ale miała jeszcze deser do zrobienia i przy okazji mogłaby też odgrzać coś dla młodego (o ile był młody). Wymieniając spojrzenie z Beverly szybko doszły do porozumienia.
Bertinelli od razu wzięła się do pracy. Przy panna cotta nie było tego dużo zwłaszcza, że dziś ograniczyła się tylko do przygotowania białej charakterystycznej „galaretki”. Mus jako dodatek do polania zrobi jutro na świeżo i jeśli z jakiegoś powodu w nocy nie będzie mogła spać, to przygotuje także lasagne. Miała jednak w zanadrzu odpowiednie tabletki wspomagające sen, więc najpewniej zdecyduje się na nie niż na przeżycie kolejnego dnia w formie niewyspanego zombie. Bo jutro.. cóż, jutrzejszy dzień będzie emocjonalnym rollercoasterem.

Siedząc w sądowym korytarzu nerwowo stukała obcasem o podłogę. Mocno trzymała Strand za rękę myśląc tylko o tym, żeby niczego nie schrzanić. Żeby nie pomieszać kolejności zdarzeń inie zawieść prokuratury. Zdążyła jeszcze o tym porozmawiać z napotkanymi na korytarzu innymi specjalistami obecnymi na sali operacyjnej, ale była to krótka wymiana zdań. Żadne z nich miało już dość wałkowania tego tematu i wracania do nieprzyjemnych wspomnień. Chcieli mieć to za sobą, dlatego teraz wszyscy siedzieli w ciszy czekając na swoją kolej w zeznaniach.
Bertinelli patrzyła jak kolejne osoby były wywoływane na salę sądową. Nie będzie mogła tam wejść z Beverly, ale może to i dobrze. Chciałaby aby ów wspomnienia zostały zamknięte za tymi drzwiami i żeby przypadkiem Marian na widok pani oficer nie bez pozwolenia nie rzucił w eter czegoś, co mogłoby wpłynąć na samopoczucie partnerki albo wręcz wywołać w niej dodatkowy gniew.
- O której przyjadą twoi rodzice? – Dziś pytała o to już z dziesięć razy, ale ciągle 'zapominała" o tym albo po prostu łapała się czegoś przyziemnego. Tej chwili, w której miały się zacząć urodziny Olivera, co samo w sobie z nazwy oznaczało coś wesołego i dobrego.
- Merde, nie wzięłam z mieszkania zaparzarki do kawy. - Zmieniała temat jak rękawiczki. Niby Beverly miała ekspress, ale popisanie się przed Strandami umiejętnością idealnego zaparzenia kawy, to być może dodatkowy plus. Po prostu chciała wypaść dobrze.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Jej brat nie miał łatwego życia. Poszedł w ślady matki, wybierając studia prawnicze, a później w kontrze zostając prokuratorem, jednak jego życie osobiste wiązało się ze sporym cierpieniem. Nie dość, że rodzice nie zaakceptowali Gwen, to jeszcze przydarzył się ten felerny dzień, związany ze zniknięciem Mike’a. Nie wyobrażała sobie codziennie funkcjonować z myślą o zaginionym dziecku, którego nie jest w stanie odnaleźć. Na jego miejscu pewnie też zaglądałaby do butelki, albo znalazła coś równie skutecznie uśmierzającego ból, przy jednoczesnym niszczeniu organizmu. Wpadłaby w obłęd z którego ciężko się wydostać o własnych siłach.
Uznała, że powinny dać Joe czas na wystukanie wiadomości w określonym terminie. Facet był już dorosły. Wiedział w co się pakuje, piastował poważne stanowisko i raczej znał swoje granice. Szkoda tylko, że starszy syn odczuwał brak ojca, przy momentach w których przydałaby się jego rada, albo bezpośrednia pomoc.
Sprowokowana przez płacz Olivera, postanowiła zajrzeć do jego pokoju, racząc Bertinelli jeszcze jednym, krótkim uśmiechem. Ciężko powiedzieć, jakby sobie radziła bez niej. Gdyby Margo postanowiła jednak zostać w Europie, a doszłoby do rozwodu z Jen, sama Bev poczułaby się nieco przytłoczona rzeczywistością. Najpewniej w całości skupiłaby się na wychowywaniu Olivera, zaniedbując życie towarzyskie oraz swój własny odpoczynek. Na szczęście, nie musiała przerabiać tego innego, mniej optymistycznego scenariusza. Zamierzała również zadbać o to, aby partnerka dobrze spała. To było ważne w perspektywie kolejnej doby, przepełnionej bodźcami.

Od rana współodczuwała stres Margo, widoczny nie tylko w napięciu ciała, oczach, ale i słowach. Starała się możliwie jak najskuteczniej uspokoić Włoszkę czy to przez drobne pocałunki, dotyk czy zapewnienia o tym, że niedługo będzie po wszystkim. Sąd potrzebował zeznań, aby dobrać odpowiednią do przewinień karę, w czym bardzo pomocni byli świadkowie. Beverly zaciskała zęby, ilekroć przypominała sobie o tym, jak narwaniec mierzył bronią do jej ukochanej. Nie były wtedy razem, ale obie od dawna darzyły się głębokimi uczuciami, generującymi troskę o drugą osobę. Prokurator ścigający patologicznego przestępcę powinien wziąć pod uwagę krzywdę moralną, którą ponieśli pracownicy szpitala, bezpośrednio narażeni na kontakt z dzikusem.
Skubała dolną wargę i przygryzała policzek od wewnątrz, oczekując razem z Margo na jej kolej zeznań. Poprzez uścisk dłoni Włoszki, wiedziała, że ta stresuje się jeszcze bardziej, siedząc niedaleko drzwi, prowadzących na salę rozpraw.
- Będą przed piętnastą - nie przeszkadzało jej powtarzanie tego samego już któryś raz. Chciała ułatwić Bertinelli małą ucieczkę przed natłokiem obaw, związanych z nadchodzącym udziałem w rozprawie.
- I… możemy po nią podjechać. Zdążymy ze wszystkim, nie martw się. Oliver jest w żłobku do trzynastej, mamy jeszcze czas.
Całkiem możliwe, że wyrobią się w półtorej godziny, wliczając w to dojazd z Cairns do Lorne Bay. Dzisiejszego dnia to Strand siedziała za kółkiem, chcąc oszczędzić pani doktor nerwowej jazdy, w butach na obcasie.
- Weź głęboki wdech i zamknij oczy - zasugerowała, przysuwając trzymaną dłoń Margo do swoich ust. Delikatnie ucałowała ich wierzch, z bliska przyglądając się napiętej postawie kobiety. Jeszcze chwilę. Wytrzyma, co postanowiła podkreślić przez kolejny pocałunek, tym razem złożony przy skroni.
- Biorąc pod uwagę moje skromne obserwacje, wyglądasz jak najseksowniejsza osoba w tym sądzie - dodała szeptem, po spontanicznej decyzji bardzo fantazyjnego podniesienia Bertinelli na duchu. Pozwoliła sobie na mały, podstępny uśmiech, czekając choćby na niewielkie uniesienie kącików ust.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Pomyślała, ile rzeczy musi zrobić przed przybyciem rodziny Strand. W głowie układała plan. Organizowała go w odpowiedniej kolejności, jak podczas operacji. Krok po kroku wiedziała, co jeszcze należało przygotować i ile czasu mogła na to poświęcić aby ze wszystkim zdążyć. Układanie schematu pomagało oderwać się od tego co czekało ją na sali. Samo odpowiadanie na pytania nie było trudne. Gorzej jednak wrócić wspomnieniami do tamtego dnia, o którym człowiek wolałby zapomnieć.
- Twoi rodzice pijają kawę? – Nie miała z nimi do czynienia tak długo aby wiedzieć o takich rzeczach. Zazwyczaj widziała starszych Strandów mijając się z nimi. Do tej pory jeszcze nie siedziała z nimi przy jednym stole i tym również odrobinę się stresowała. Była towarzyska i nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów, ale dystans Beverly sprawiał, że i na nią przekładały się podobne odczucia wobec dwójki dorosłych ludzi. Nie znała ich, ale miała ogląd wyrysowany przez partnerkę, po której stronie przecież stała i zawsze będzie ją wspierać (choćby to miało oznaczać wspólną niechęć do jej rodziców).
- Jak zamknę oczy, to mnie stąd wyniesiesz? – Będzie udawać, że o niczym nie wie. W końcu miałaby zamknięte oczy, co.. miała podkreślić uśmiechem, ale jej nie wyszło. W głowie wciąż myślała tylko o tym, że chciałaby mieć wszystko za sobą.
- Szkoda, że to nie zwolni mnie z udziału w rozprawie. – Znów spróbowała się uśmiechnąć i teraz nawet jej to wyszło, chociaż grymas był smutny a w oczach dało się dostrzec ciągłą analizę.
Drgnęła i nieco mocniej zacisnęła palce na trzymanej dłoni Beverly, kiedy drzwi od sali się otworzyły a mężczyzna wypowiedział jej nazwisko.
Ostatni raz spojrzała na Strand, wzięła głęboki wdech i kiwnęła głową na znak, że była gotowa. Niech to wreszcie się skończy. Powie co trzeba (czyli prawdę), wyjdzie stąd i już nie będzie do tego wracać. Nie świadomie, bo wiadomo, że umysł płatał różne figle.

Kiedy wstawała z miejsca dla świadków czuła, że miała miękkie nogi. Bała się, że upadnie przed tymi wszystkimi ludźmi i będzie jej wstyd a co gorsza przedłuży pobyt na tej sali; w tym samym pomieszczeniu, w którym siedział również Marian. Spojrzała na niego tylko raz dostrzegając spuchnięte od niewyspania oczy. Ciężko powiedzieć, czy śmierć Karyny nim wstrząsnęła w smutny sposób, czy jednak się wściekł. Nawet nie chciała tego wiedzieć. Nie potrzebowała ów wiedzy do szczęścia. Pragnęła jedynie stamtąd wyjść, dlatego starała się jak mogła aby dotrzeć do drzwi. O zgrozo, do zupełnie innych niż te, którymi weszła.
Wprowadzono ją głównym wejściem, ale kiedy miała opuścić salę wskazano jej boczne drzwi.
Racja. Przed nią na zeznania wszedł chirurg oraz anestezjolog, ale żadne z nich nie wyszło, więc powinna się domyślić, że tak będzie. Tak bardzo zafiksowała się na własnym stresie, że nie dostrzegła czegoś tak oczywistego. Cholera, miała tylko nadzieję, że szybko znajdzie Beverly. Nie chciałaby kręcić się po sądzie. Nie miały na to czasu.
Cicho podziękowała mężczyźnie za przetrzymanie drzwi i wyszła na korytarz dłonią od razu sięgając do ściany, o którą chciała się oprzeć. Patrzyła pod nogi, więc nie od razu zobaczyła stojącą obok osobę, która złapała ją za tę samą rękę. Szybko uniosła wzrok i na widok Beverly się rozpłakała. Nie była pewna czemu. Zapewne chodziło o ten cały stres, który musiała z siebie zrzucić. Nerwy zebrane w mięśniach, które powiodły ją w stronę ściany. Musiała oprzeć się o coś plecami i jednocześnie bardzo mocno przytuliła się do Beverly.
Potrzebowała paru chwil. Nie płakała głośno. Po prostu z oczu płynęły łzy i chciała im na to pozwolić, aż ciało uzna, że wystarczy. Że to wszystko co w sobie nosiła właśnie zostało wyrzucone i już nigdy nie będzie musiała wracać wspomnieniami do tamtych chwil.
- Jedźmy do domu - szepnęła dzieląc się genezą potrzeby wyrwania się z sądu. Oczywiście po drodze musiały zajechać w parę miejsc, ale sens pozostał.
Chciała wyjść. Iść stąd i nie wracać. Przez parę minut Strand musiała to zrobić za nią; wziąć za rękę i poprowadzić w stronę auta aż Margarita się uspokoi, wyluzuje przy dźwiękach muzyki w samochodzie i grubą kreską odetnie pierwszą część dnia z tą drugą.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Jej rodzice, naturalnie sięgali po kawę, co zdaje się wypracowali już w czasie studiów, ślęcząc nad kodeksami karnymi oraz książkami medycznymi. Była całkiem tanim stymulantem dla mózgu, z czego ochoczo korzystali młodzi ludzie, wessani w wir wschodzących karier. Dopiero z czasem zaczęli pić ów mieszankę w bardziej wyrafinowany sposób, niekoniecznie w postaci zmielonego proszku, potraktowanego wrzątkiem. Bev nie znała nikogo, kto parzył kawę tak profesjonalnie, jak Margo, więc o to mogły obie być spokojne.
I naturalnie, że byłaby w stanie wynieść Bertinelli z budynku sądu, gdyby istniały ku temu przesłanki, w formie chociażby ataku paniki, który starałaby się załagodzić. Dopóki jednak widziała sam stres, chciała jak najlepiej wesprzeć towarzyszkę, głęboko wierząc w jej wytrzymałość. Da sobie radę. Wejdzie tam, opowie jak było i przysłuży się tym samym społeczeństwu, dokładając cegiełkę do skazania niebezpiecznego człowieka. Niestety, Strand nie mogła przyglądać się procesowi, co sama przeżywała w formie napiętego ciała oraz nerwowego chodu, kiedy Włoszka zniknęła za drzwiami sali. Wywnioskowała, że świadkowie wychodzili z innej strony, o czym świadczyły dwie poprzednie sytuacje, obserwowane kątem oka.
Będzie dobrze - powtarzała sobie w myślach słowo, które wypowiedziała do Margarity na odchodne. Nikt nie zacznie się w środku rzucać, a pani doktor zachowa spokój i sobie poradzi.
Nie miała pojęcia, jak długo krążyła niespokojnie po korytarzu. Wreszcie drzwi się otworzyły, a przechodząca w nich, nieco bledsza wersja Margo zaniepokoiła Bev. Podeszła do niej od razu, szybko odnotowując dotyk na dłoni. Chwyciła rękę pani doktor nieco mocniej, szukając jej spojrzenia, wbitego dotychczas w wypolerowaną posadzkę.
Widząc w oczach partnerki łzy, mocno odwzajemniła uścisk. Z wolna zaczęła przesuwać dłońmi po plecach Bertinelli, przytulając policzek do tego drugiego, odrobinę mokrego od łez.
- Już po wszystkim - zapewniła przyciszonym tonem, nie zaprzestając głaskania kobiety po plecach. - Przebrnęłaś przez to. Już wszystko w porządku.
Gardło zacisnęło się w nieprzyjemny sposób, reagując na przejmujący smutek, bijący od drugiego ciała. Czuła drżenie i słyszała ciche pociąganie nosem, które starała się w miarę możliwości załagodzić. Reagowała na odczucia Włoszki, w którymś momencie uznając, że wyjście z budynku będzie najlepszym sposobem na oddalenie od siebie widma traumatycznych doświadczeń.
Ucałowała kobietę w policzek i wierzchem dłoni przetarła mokre policzki, chwytając następnie za dłoń, aby poprowadzić ich dwuosobowy korowód w stronę parkingu.
Siedząc już w środku Jeepa, znów chwyciła za dłoń Margo, patrząc na nią zatroskanym wzrokiem.
- Pomyślałam, że najpierw możemy pojechać po tort, później wpadniemy do twojego mieszkania po kawiarkę, a na końcu odbierzemy Olivera.
Jeśli dobrze wyliczyła czas, powinny mieć wtedy jeszcze trzy godziny do przyjazdu Strandów.
- Dobrze? - uniosła dłoń Bertinelli do swoich ust, zatrzymując na niej pytające spojrzenie. Obrała sobie za cel honoru poprowadzenie dalszej części dnia w stronę pozytywnych bodźców. Nawet, jeśli rodzice zaczną świrować, niezadowoleni z kolejnej partnerki córki, poprowadzi wszystko tak, aby nie doprowadzić do przeniknięcia nieprzyjemności w atmosferę. Pierwsze urodziny dziecka (oraz wnuka) miały być radosnym świętem. Jeśli Bev wyczuje w postawie Strandów wrogość albo inną formę ofensywną, przełoży przedstawianie Margo na kiedy indziej, gdy emocje, podsycone przez sąd nie będą dokładać większego ciężaru na i tak zmęczone ramiona pani doktor.
Jakoś przez to przebrną. Razem.

ODPOWIEDZ