lorne bay — lorne bay
31 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[#1]

Powoli otworzyła ciężkie powieki, jednocześnie zdając sobie od razu sprawę, co znów zrobili. Leżała obok mężczyzny owinięta jedynie materiałem pościeli i czuła obejmujące ją silne, męskie ramię. Znów to powtórzyli, choć przy tej wieczornej lampce wina obiecali sobie, że to się nie powtórzy. Nie minęła nawet sekunda od złożenia tej obietnicy, którą złamali bez żadnego wahania. Nie żałowała - nie żałowała żadnego składanego przez niego pocałunku, choć dobrze wiedziała, że od niego mogła liczyć tylko na te krótkie chwile. To było miłe. Nie potrafiła zrezygnować z tych krótkich chwil. Potrzebowała tego. Nie czuła się zdesperowana, że uginała się przed każdym jego skinieniem. Byli przyjaciółmi, którzy potrafili sobie pomóc - nie musiała nic mówić, o nic prosić. To w nim uwielbiała: nie wstrzymywali się, obawiając się wyrzutów sumienie od drugiej osoby. Nie miała względem niego oczekiwań na coś więcej: już dawno mieli to między sobą
wyjaśnione.

Nie raz łapała się na tym czy to nie zniszczy ich od środka - nie zdążą się zorientować, że coś się między nimi popsuło. Wielokrotnie prosiła go, gdyby cokolwiek niekomfortowego czuł wobec tego co tworzyło ich relacje ma natychmiast o tym jej mówić: czy na tyle byłby z nią szczery? Nie zakochiwała się od razu - potrzebowała czasu, aby to uczucie w niej kiełkowało, długo potrafiła wzbraniać się przed uczuciami, które potrafiły ranić. Tym razem tego nie potrzebowała. Nie wyobrażała sobie, że mogłyby ich rozszarpać. Nie chciała płakać po nieudanym związku, który rozsypałby się po roku może dwóch. To co mieli teraz mogło trwać ciągle. Mogli powtarzać swojego zachcianki kiedy tylko chcieli. Poddawała się jego zaborczości, która pochłaniała ją całą. Nie potrzebowała oszukiwania samej siebie. Wystarczył jej sam fakt, że nie potrafiła nikogo znaleźć do tej pory, a lądowała za każdym razem w ramionach swojego przyjaciela, za każdym razem mając z tyłu głowę obawę, że mimo wszystko może to być ta ostatnia chwila.

Jej dłoń przesuwała się po gładkiej fakturze jego skóry na klatce piersiowej, dając sobie jeszcze chwilę czasu zanim Fitz się obudzi - powędrowała wyżej do zagłębia jego szyi, by za chwilę ukryć w niej swoje usta w krótkim muśnięciu. Była odrobinę zmęczona, w końcu nie pamiętała kiedy obydwoje dokładnie skończyli - była prawdopodobnie czwarta nad ranem, a teraz gdy zerknęła na zegarek stojący na półce obok, wskazówki pokazywały, że dochodziła szósta. Była to idealna chwila - mogła mu umknąć i zniknąć z pola widzenia, wracając do swoich codziennych sprawunków. Była na tyle bezczelnie wygodna, że zwyczajnie nie chciało ruszyć się jej dupska. Przy nim, mogłaby leżeć cały dzień, choć pewnie nie tylko leżeć. Westchnęła cicho, nie mogąc uwierzyć jak bardzo lubiła wmawiać sobie jak bardzo pragnęła, przekonywała samą siebie, że to co robili miało jakiś sens - była wręcz mu wdzięczna, że nie odtrącał jej z obawy zniszczenia tego co między nimi było. Cieszyła się z każdej chwili spędzanej z nim - czy kończyła się tak jak tej nocy, czy nie, był jej wyjątkowo bliskim. To jemu potrafiła wypłakiwać się w ramię kiedy nie szło jej w pracy i szukała oparcia: potrafiła mu mówić swoje obawy, to jak nie radziła sobie czasem z ciągnotą do procentów, których nie powinna pić w nadmiernych ilościach. To jemu potrafiła opowiedzieć, że wydawało jej się, że zakochała się w jakiejś dziewczynie i już chciała zmieniać swoją orientację, ale to jednak mężczyźni koniec końców wygrywali w jej rankingu.
-mam nadzieję, że cię nie obudziłam? - zapytała cicho, orientując się w końcu, że on również od dłużej chwili się przyglądał jej w ciszy. Uśmiechnęła się, dalej będąc lekko zaspana, bo zwyczajnie nie była to jej naturalna pora na wstawanie, ale jakoś nie potrafiła teraz dłużej spać. Co innego leżeć -chciałam się ruszyć i...zrobić nam śniadanie, ale...twoja ręka mi to uniemożliwiła, a nie chciałam cię budzić - zaśmiała się rozbawiona, że dalej nie mogła się wyswobodzić z jego uścisku, pomimo kilku prób wcześniejszych jakich podjęła. Nie wstydziła się cielesności, jaką wspólnie dzielili, kiedy jej noga, wsunęła się między jego a ona trochę pokracznie znalazła się znów na górze, zmuszając go by leżał na plecach by ona mogła na jego brzuchu. -dziękuję...wiesz...to co dzisiaj zrobiliśmy... - przygryzła dolną wargę ust, zdając sobie sprawę, że znowu miała ochotę z nim flirtować. Nie było to jej winą, po prostu tak na nią działał, że nie potrafiła się powstrzymywać.
fitzroy balmont

powitalny kokos
leniwa kama
brak multikont
cron