kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
W sumie ciężko powiedzieć co Cami by zrobiła, gdyby nagle stąd zniknął. Raczej nie szukałaby go po mieście w tym stanie… tak samo jak nie śledziła go, kiedy wychodził z chaty. Nie mogła być zawsze i wszędzie, była tylko człowiekiem i znała swoje ograniczenia. Wiedziała też, że nic dobrego by nie wyszło z tego, że teraz by stąd wyszła. Jak już padły takie słowa od lekarza, to wzięła je sobie do serca ostatecznie. Lepiej późno niż wcale, nie? No ale na pewno spokojniejsza będzie idąc do operacji wiedząc, że był tutaj, niż na haju na mieście, a jak wiadomo, im lepszy nastrój przed operacją, tym lepszy jej wynik.
- Ej no, obłożnie chora nie jestem, jeszcze wiem jak używać kubka - no skarciła go, kiedy aż tak bardzo próbował jej usługiwać, bo no musiała pokazać, że może i sika właśnie do woreczka, nawadniają ją też kroplówki, ale z kubkiem.. z tym se da radę, co nie.
- Tom? - powtórzyła za nim - twój brat będzie mi grzebać w szufladzie z majtkami? - i dodała, mrużąc nieco oczy, ale poza tym nie narzekając. Dobrze, że ich zwierzaki były zaopiekowane. - Mam nadzieję że dba o zwierzęta lepiej niż o brata… - okej, nie byłaby sobą, gdyby jednak nie rzuciła kąśliwej uwagi gdzieś między wierszami. A potem sobie westchnęła.
- Nie, myślę że nic więcej nie potrzebuje, skoro nie wolno tu wprowadzać zwierzaków - odpowiedziała cicho… bo no właśnie tak było. I tak miała szpitalne wdzianko, jedno ubranie już od niej mieli, więc miała w czym wrócić do domu. A przebrała się po prysznicu, więc było czyste, co nie. A potem kiwnęła lekko głową na informację o zastępstwie - dzięki. Ale nie powiedziałeś tego tak żeby mnie wylali? - dodała i skrzywiła się, bo wiadomo co on próbował ostatnio odjebać, co nie. A potem obserwowała go, uniosła brwi i nawet zaśmiała się cicho.
- I dobrze, spróbujemy czy są tu dobre, czy mają posmak płynu do mycia naczyń. Musisz eksperymentować razem ze mną - dodała, żeby nie myślał, że się z tego wymiga. Ale na razie jadła jeszcze pizzę, zostawiając galaretki na stoliku, chociaż ustawiła je w ładnym rządku.
A co do miłości to cóż… człowiek nigdy nie wie gdzie ją znajdzie, co nie.
- I właśnie tego potrzebujesz, stabilizacji, dojrzałości.. no idealna para. Ty będziesz jej szalonym kochankiem, o którym czytała w tych wszystkich powieściach Jane Austen - pokiwała głową - a może bardziej wyglądała na fankę Greya? No nie wiem, musisz wybadać teren - podsumowała, oczywiście bez jakiejś zazdrości, czy przesadnej złośliwości. Ot, tak sobie gadała, żeby nie gadać o poważniejszych sprawach.
- Powiedz że zapytałeś o historię Leczo… - uniosła brwi, bo tak randomowo się to wszystko wybijało z tym imion i pewnie stała za tym jakaś ciekawa historia, jak kotek który wpadł do leczo i zjadł całą kiełbę, zamiast się utopić… bo przecież zwierzak chyba nie może mieć umaszczenia jak leczo… nie? A może jednak…
- Proszę cię, Penny to chyba jedynaczka, tylko Harry’ego toleruje. Ale to on sam ją wybrał - przyznała szczerze, bo chyba jeszcze mu nie mówiła jak w ogóle doszło do tego, że zajęła się zagubioną kotką. A on nie pytał, więc cóż, jakoś jej umknęło wprowadzenie go w to. Zwłaszcza, że nie mieli aż tak dużo okazji do normalnej rozmowy…
- Nie, spoko, muszę korzystać i jeść co się da, bo jutro przed operacją będzie głodówka - odpowiedziała, biorąc kolejnego kęsa pizzy. - A co, boisz się że będę świadkinią twojej wielkiej porażki w próbie odgadywania haseł? - zapytała zadziornie, a potem znowu ugryzła kawałek pizzy. - Jesteś czysty? - i zapytała, bo no nie wiedziała… nie zrobiła mu przeszukania zanim tam przyszli. A to było dla niej ważne, czy był czysty, czy cierpiał z powodu głodu… zwłaszcza że zachowywał się podejrzanie spokojnie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Och już dobrze, wybacz ten zamach na twoją niezależność – wywrócił oczami, ale nie zamierzał się z nią tu siłować. – To tylko jednorazowa akcja. Ale jeśli nie czujesz się z tym dobrze, mogę sam potem podjechać – zaoferował. Dla niego to tam jeden chuj, ale rozumiał że Cami mogła się dziwnie czuć. Bądź co bądź Tom był dla niej obcym człowiekiem, nie miała żadnych podstaw żeby go darzyć zaufaniem. – Gadałem z nim ostatnio. I pomógł mi z jedną sprawą, naprawdę – zapewnił, mając na myśli kwestie pozwu, o którym wciąż nie powiedział Cami. Jakoś ostatnimi czasy wolał wyznawać zasadę „Jedna drama na raz”, bo wiedział jak kończyło się rozgrzebywanie wszystkich problemów w jednym czasie. A czekała go pierwsza rozprawa, na której miał usłyszeć zarzuty, na czym teraz zdecydowanie wolał się nie skupiać.
– Nie można. Pytałem – potwierdził, bo tak myślał, że Cami zrobiłoby się przyjemnie, gdyby teraz Harry leżał w jej nogach, a Penny siedziałaby sobie na nocnym stoliku. A jej kolejne pytanie trochę go zmroziło, no bo jednak tamta jego zagrywka była chujowa, nawet jak na niego. – Nie, jeśli dobrze pójdzie, to nawet dostaniesz podwyżkę – puścił jej oczko, trochę nie wiedząc, czy powinien ją teraz za to przeprosić, czy ta chujoza z jego strony już się przedawniła. Byłoby o wiele prościej, gdyby posiadał jakieś podstawowe umiejętności społeczne.
– Okej, przyjmuję wyzwanie – odparł i wybrał czerwoną galaretkę, do której już za chwilę wkładał łyżeczkę. – Hm… to chyba truskawka. Taka prosto z pola, którą rolnik przed chwilą czymś spryskał – roześmiał się, ale nie wypluł galaretki. A że mieli tylko jedną łyżeczkę, po prostu ją oblizał i położył obok, gdyby Cami chciała spróbować. Trochę fujka, ale jego to tam nie obrzydzało. A słysząc jej kolejne słowa roześmiał się.
– I opowie o mnie wszystkim koleżankom z sanatorium, ekstra – stwierdził z entuzjazmem. – Może tam kiedyś pojadę w samych bokserkach i różą w zębach, żeby wszystkie jej pozazdrościły – zamyślił się. Ach, Miranda. Kiedy była w jego wieku pewnie złamała z tuzin męskich serc. I pewnie nie mogła zdecydować się na jednego, dlatego postanowiła oddać się pięciu kotom na literę „L”. Pewnie od libido.
– Pytałem o wszystkie. Leczo wziął się od tego, że podobno przez lata źle wymawiała nazwiska Jareda Leto. Nie spodziewałabyś się, co? Miranda ma wiele takich smaczków – uniósł zagadkowo brew. On sam oczywiście również opowiedział jej o Penny i Harry’m, wspominając oczywiście jak mocno za nimi tęskni. I to Miranda mu powiedziała, że niestety ale nie można przywozić do szpitala zwierząt. Za wyjątkiem pasożytów, które przewozisz w sobie z egzotycznej podróży.
– Jak to on ją wybrał? – spytał zaciekawiony, bo wyglądało na to, że teraz tego czasu mieli aż nadto. – I co, myślisz że nie cieszyłaby się z kociej siostrzyczki albo braciszka? – spytał, trochę od czapy bo przecież nie rozmawiali nigdy o powiększeniu rodziny.
– No, trochę tak – odparł mrużąc oczy, jakby naprawdę wstydził się potencjalnej porażki. – Zawsze przegrywam w scrabble – dodał, choć nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz w nie grał. Chyba w poprzednim wcieleniu. A potem zerknął na nią, czując delikatny niepokój wywołany tym pytaniem. Coś jakby został przyłapany na gorącym uczynku, choć wcale niczego nie brał. – Mhm – odparł krótko. – Jak myślisz, co to może być za słowo? – spytał, przerzucając wzrok na telewizor na znak, że nie chce gadać o jego stanie. Był czysty, ale nie oznaczało to że czuł się dobrze. Tak naprawdę cholernie bał się nadchodzącej delirki.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Westchnęła sobie cicho - to nic, jakoś to przeżyję, ale mam nadzieję, że nie jest jakimś zbokiem - dodała, oczywiście żartując.. prawie w stu procentach. Bo kto go tam wie? Może Cami wróci i zobaczy, że ktoś mierzył jej staniki? W razie czego będzie wiedziała kogo za to winić i kto ma jej przez to kupić nowe.
- Mhmm, z jaką sprawą? - zapytała, bo ona chyba nie wiedziała o pozwie, skoro Luke od razu wyniósł teczkę do brata… i no chyba nie rzuciło jej się to w oczy, to jednak był ciężki tydzień dla tej dwójki wtedy, z wielu powodów.
- Eheee, jakoś ci nie wierzę - mruknęła na to jego mruganie, a potem dokończyła kawałek pizzy, który trzymała w dłoni. Musiała przyznać, że nawet nie wiedziała jak bardzo jest głodna, dopóki czegoś nie spróbowała. Brakowało jej takich porządnych węglowodanów.
- Brzmi niesamowicie apetycznie - przyznała, biorąc jeszcze jeden kawałek pizzy do ręki i kiwając głową z uznaniem. - No nikt nie powiedział, że nas tu będą rozpieszczać - dodała, a potem przez moment skupiła się na jedzeniu.
- Kto wie, może pojedziesz tam z nią sobie odpocząć? Może takie groty solne i masaże dobrze ci zrobią? A ten wodny aerobik z resztą pensjonariuszy, no to dopiero wprawi cię w fenomenalną formę - podsumowała, oczywiście tworząc całą wizję. I nie, nie była o tę wizję zazdrosna, bo wiedziała, że nie może sobie rościć żadnego prawa, żeby być zazdrosną. Już nie. Zadbała o to, żeby i ten most został spalony, przynajmniej według jej własnych rozważań. Jego miny i słów, po tym jak powiedziała mu że z kimś spała, tamtego wieczora w prywatnym pokoju w Shadow.. tylko ten pocałunek był dezorientujący, ale naprawdę się starała nie dopisywać do niego niczego poważnego. Zwłaszcza że nawet nie dziesięć minut po nim, leżała już na ziemi w łazience.
- Ale te bokserki koniecznie, możesz już teraz, to może się załapię na lepszą salę z widokiem - uniosła brwi, oczywiście nie mówiąc poważnie. - Liczyłam, że historia jednak będzie ciekawsza, z większym plot twistem - przyznała, kiedy już opowiedział jej historię, a potem uśmiechnęła się, bez wesołości - Czyli nie ma żadnej wnuczki albo córki, z którą może cię swatać, same koty? Szkoda. Ale na pewno jest tu jakaś młoda i ładna pielęgniarka, z którą może cię zapoznać. Już masz o czym z nią rozmawiać, o kotach Mirandy i kiepskim smaku truskawkowych galaretek - dodała, sama nie wiedząc czemu brnąć w to całe swatanie Luke’a z jakimiś potencjalnymi laskami. No była na lekach, okej, nie musiała mieć aż tyle sensu w swoich wypowiedziach, co nie.
- Siedzieliśmy sobie na murku, jedliśmy tacos, a Harry postanowił podejść do uliczki. I tam była Penny. Przyszła za nim i tak już została. Nie dała mu w łeb, więc dostała trochę taco - no podsumowała, a potem lekko wzruszyła ramionami. - Z ich tempem to oni sami nam coś najszybciej przyprowadzą. Zresztą, Penny wciąż się oswaja z mieszkaniem… możemy jej zbudować jakiś koci plac zabaw, przytwierdzić deseczki na ścianach, żeby mogła po nich chodzić, zbudować jej jakieś bazy w górze… - i dodała, uznając że bezpieczniej rozmawiać jednak o dzieciaków. A potem uniosła brwi i westchnęła.
- Nie wiem czy tu są jakieś gry… ale mogłeś złapać jakieś krzyżówki w sklepiku, wtedy moglibyśmy się zmierzyć kto ile haseł podaje - rzuciła, chociaż nie jakoś zobowiązująco. Na razie nie miała siły na wysiłek psychiczny, a nie wiadomo jak się będzie czuła po operacji i czy nie gorzej.
- I nie masz nic przy sobie? - dopytała, bo no.. to było silniejsze od niej. Musiała sprawdzać. A potem spojrzała na ekran - jeszcze nie wiem, ale pewnie jakiś banalny cytat - odpowiedziała, po chwili zastanowienia się. A potem sięgnęła po galaretkę, najpierw tą zaczętą przez Luka - no nie powala - mruknęła, wciąz ją przeżuwając, a potem sięgnęła po kolejną, tym razem zieloną. - A ta jest całkiem niezła - no musiała przyznać, to pewnie jakaś agrestowa była czy coś.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Z tego co wiem, to nie – rzucił wzruszając ramionami. No znał Toma prawie całe swoje życie, ale przecież matki seryjnych morderców też często dowiadują się jako ostatnie. – Takie tam. W związku z tą moją bójką w Cairns. To nic, serio – machnął ręką, mając nadzieję, że nie będzie drążyła. Tom co prawda nie czuł się na siłach, żeby samemu bronić w sądzie brata, bo nie zajmował się prawem karnym, ale dał mu namiar na swoją dobrą znajomą, która w tego typu sprawach czuła się z kolei jak ryba w wodzie. Dopiero mieli się spotkać, więc Luke sam tak naprawdę nie wiedział, na czym stoi.
– Dlatego wpadłem na ten fantastyczny pomysł z pizzą – rzucił, naprawdę z siebie dumny. No kto go pochwali lepiej, niż on sam!
– Brzmi jak moje wymarzone wakacje. Nie byłem na lepszych odkąd mama zabrała mnie do aquaparku kiedy miałem 7 lat – przytaknął głową z przekonaniem. Żarty żartami, ale tego typu odpoczynek na ten moment jawił mu się jako coś, czego prędko nie doświadczy. Nie, kiedy miał na głowie tyle gówna, które – niespodzianka! – sam na siebie systematycznie ściągał. Luke sam był zdezorientowany tym wszystkim. Kiedy teraz myślał o tym pocałunku, wydawało mu się że może była to forma odciągnięcia jego uwagi od dragów. Choć jednocześnie czuł, ze nie było to udawane. Bo czy można aż tak udawać tęsknotę? Nie miał pojęcia, co mogło to oznaczać, ale podobnie jak Cami – bał się nadinterpretacji.
– Lepszą salę mogę ci załatwić za sam uśmiech, już zaraz. Ma mnie za czarusia, told ya – uniosł lekko brew, po czym się roześmiał. – Och, to ty nie słyszałaś historii o Lunatyku. To kot przybłęda, który przychodził do niej każdej nocy i zostawiał jej na wycieraczce martwa mysz – powiedział z uznaniem, po czym zmarszczył brwi. – Okej, to nie była ciekawsza historia – stwierdził, po czym zerknął na nią lekko zaskoczony, bo sam nie wiedział, do czego dążyła. – Nie, z jej perspektywy ten pociąg już odjechał, a wagonika nie da się odczepić. No wiesz, gdybym im powiedział, że jestem tylko twoim współlokatorem, to nie pozwoliliby mi tutaj tyle siedzieć. Więc musiałem skłamać – zrobił pauzę, zanim dokończył to zdanie. – Wpisałem w formularzu, że jestem twoim mężem – dodał, po czym wziął kawałek pizzy, bo czuł że aż sam zgłodniał od tego wszystkiego.
– O widzisz, to nasze pierwsze dni to ciągłe okładanie mnie przez Penny po mordzie – roześmiał się. Ostra kociczka z niej! – To było jeszcze w Lorne Bay? – spytał po chwili, zerkając na nią. – Okej. Możemy to wszystko zrobić. Od razu jak wyjdziemy ze szpitala – zgodził się, no bo kim on był żeby zabraniać dzieciakom zabawy i dokazywania na kocim placu zabaw wybudowanym w mieszkaniu.
– Naah, krzyżówki, jak dla starych dziadów. Tylko scrabble – rzucił niczym prawdziwy scrabble’owy ultras. Który na dodatek miał skłonności masochistyczne, bo zawsze dostawał w nich po dupie.
– Nie – odparł przybierając najbardziej neutralny ton i wyraz twarzy, na jaki tylko mógł się w tym momencie zdobyć. – Nie zdążyłem niczego kupić – dodał. Nie tylko ten tydzień był dla nich pełen wrażeń, dzisiejszy dzień też przyniósł im wiele atrakcji. Poza tym nie było tak, że Luke zaraz po spotkaniu AN, na którym był dzień wcześniej, poleciał po dragi. Chciał spróbować wytrzymać bez… i tak trwał do teraz. Z tym, że nie wiedział gdzie jest obecnie jego limit bycia na czysto. – Nudne to w chuj, dawaj przełączę – i pyknął na inny kanał, na którym leciała turecka telenowela. Wpatrując się w obraz odebrał od Cami galaretkę i skosztował jej trochę. – Mhm. To ja mogę zjeść czerwoną, a ty zjedz tą lepszą – zaoferował, po czym wrócił do patrzenia na ekran, na którym właśnie dwie laski się ze sobą kłóciły. – Pewnie ta pierwsza opierdoliła obiad tej drugiej – stwierdził samemu opierdalając truskawkową galaretkę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Przez moment się zastanawiała nad tym, ale uznała, że nic już nie doda. To było po prostu dziwne i niezręczne, że obcy facet będzie chodzić po jej pokoju i szukać dla niej rzeczy, ale wolała mieć Luke;a na oku i nigdzie akurat jego samego nie posyłać. No i ostatecznie nie poznała jeszcze nikogo z jego rodzeństwa, co jest trochę dziwne, skoro mieszkali ze sobą rok wcześniej, a teraz znowu była ciągle przy nim. Więc ciężko było jej patrzeć na jego rodzinkę, jak na wspierającą…
- Takie czyli jakie? - zapytała nieco sztywno, bo miała cholernie złe przeczucia. - Co takiego miał ci pomagać załatwiać? Wiem, że nie rozwaliłeś żadnych drzwi, które musiałbyś naprawić… - odpowiedziała, bo nie chciała żeby się wymigiwał. Nie z nią te numery, wiedziała że coś ściemni. I nie dawała się tak łatwo zbyć.
- Nic tak nie uszczęśliwia facetów, jak wizja taplania się z kobietami w basenie - pokręciła powoli głową. - Wieki nie byłam w aquaparku… - i dodała, zerkając na niego - co tam fajnego robiliście? - zapytała, bo może dla odmiany miał jakieś miłe wspomnienia z adopcyjnymi rodzicami, które chciał przytoczyć? A może wcale nie, może cała historia o aquaparku to była ściema, a on z rodzeństwem mógł się taplać co najwyżej w wannie albo w misce na dworze. Różnie bywa.
I tak, Cami już od swojego powrotu nie miała wielkiej nadziei na to, że Luke jej wybaczy. Spotkanie z Coltonem też nie pomagało w zachowaniu optymizmu… no i chyba Cami po prostu miała problem z patrzeniem przez różowe okulary. Oczekiwała szarych i ponurych, ich się spodziewała, a nie nadziei i wybaczenia. Poza tym wiedziała, że intensywny pocałunek to jeszcze nie to samo co prawdziwe uczucia. Nie to samo co decyzje. I obietnice. Nawet jeśli to był taki pocałunek…
- A skąd, to bardzo urocza opowieść, tylko trochę obrzydliwa podsumowała z lekkim rozbawieniem, a potem pokręciła powoli głową, a potem ugryzła sobie pizzę i słuchała go w ciszy. - Musiałeś skłamać? - no zmarszczyła brwi, nie dodając jeszcze dwóch do dwóch… ale po jego kolejnych słowach poczuła jakieś bardzo dziwne uczucie w brzuchu, które nie wiedziała jak zinterpretować.. - No… to… no nie spodziewałam się - uniosła brwi, nie do końca wiedząc jak zareagować na to, że chociaż udawanym, to na papierku Luke był jej mężem. - Ciekawe że nie bratem - więc dodała głupio, ale no jakoś jak powiedział o byciu mężem i patrzyła mu w oczy.. to jakoś no tak dziwnie, podniośle się zrobiło, a przecież miało być lekko i niepoważnie.
- Nikt nie mówił, że życie z kobietami jest łatwe - odpowiedziała i uśmiechnęła się krzywo. A potem pokiwała głową. - Tak. Najpierw Penny została ze mną, przychodząc do mnie spać, a potem uznałam, że nie mogę jej zostawić na ulicy. Więc zabrałam ją do ciebie - odpowiedziała, przyglądając mu się łagodnie. Niestety ujawniła więcej niż planowała, zgodnie z zapowiedzią, że o nich będą rozmawiać dopiero, kiedy o będzie trzeźwy i wolny od dragów… ale cóż, za późno. Można to zrzucić na zmęczenie.
- Jeszcze rekonwalescencja, pewnie z miesiąc nie będę mogła skakać po drabinkach i machać młotkiem - skrzywiła się lekko, oczywiście nie biorąc pod uwagę opcji, że Luke to sam zrobi. O nie, ona chciała brać w tym czynny udział, używać wkrętarko-wiertarki walić młotem w gwoździe. Była kobietą czynu, co nie.
- Jeszcze są sudoku.. - dodała, ciekawa czy to też uzna za coś dla starszych ludzi, czy jednak był fanem takich matematycznych krzyżówek.
No a potem zeszła na temat nieco poważniejszy, dlatego słuchała go spokojnie, tym razem nie pakując od razu rąk do jego kieszeni. Pewnie nawet gdyby była zdrowa, to też by się po tym zawała. Zbyt barwnie jeszcze pamiętała jak złapał ją za nadgarstki, jak później byli blisko siebie i… jak później leżała na posadzce. Przy dragach wchodził na kolejne poziomy, bała się co będzie na następnym.
- Czekaj, to była ta piosenka od Marleya… - zmarszczyła brwi, ale już przełączył, więc poświęciła kilka chwil na skupienie sie na ekranie - no coś ty, tu zawsze chodzi o faceta. Pewnie ta się dowiedziała, że tamta sypia z jej synem. Zawsze chodzi o faceta i zawsze są pojebane konotacje rodzinne. Ciekawe czy będzie jakiś zły brat bliźniak - uniosła brwi, a potem wzięła trzecią galaretkę, otworzyła.. i skrzywiła się - okej, ta jest totalnie obleśna - oceniła i ze zmarszczonym nosem podsunęła łyżeczkę pod usta Luke;a, żeby spróbował jaka jest zła.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Oj no, po prostu… – zawahał się przez chwilę, wciąż uważając że nie był to dobry moment na takie informacje, ale jednocześnie miał przeczucie, że Cami tak prędko nie odpuści. – Nie rozwaliłem drzwi, ale rozwaliłem nos i łuk brwiowy temu gościowi, wtedy w Cairns kiedy trafiłem do aresztu. Myślałem, że daliśmy sobie po mordzie jak ludzie i elo, ale okazało się, że typ ma jakieś koneksje w policji, przez co mają wgląd do całego protokołu i mojej toksykologii. No i podał mnie do sądu. A Tom jest prawnikiem, dał mi numer do kogoś, kto siedzi w tego typu sprawach – wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami, naprawdę starając się brzmieć taki jakby właśnie opowiadał jej o ostatnio wypróbowanym przepisie na jajecznicę. Już wystarczająco dużo czasu spędziła na zamartwianiu się o jego akcje, nie chciał żeby znowu skumulowała całą swoją uwagę na nim.
– Pewnie też jako dzieciak – zgadł odnośnie jej wizyty w aquaparku, a potem zastanowił się chwilę nad jej pytaniem. Aż dziwnie było mu cofać się do czasów, kiedy nie był owiany tą mroczną zasłoną, zapomnienia szukał w oranżadzie helenie i bobovicie, a jego jedynym nałogiem było przynoszenie jedynek z matematyki. – Pamiętam dużo zjeżdżalni. I taką jedną, największą, na którą mama nie pozwoliła mi iść. Ale Tom mnie jakoś przemycił i skończyło się tak, że po drodze zgubiłem kąpielówki – parsknął śmiechem. Pewnie potem złapał je Tom i nabijał się z młodszego brata, że nie może wyjść z wody. Luke miał wtedy jeszcze poczucie wstydu i faktycznie krępował się wychodzić z wody i pokazać się tak jak go pan bóg stworzył.
Nie mieli jeszcze szansy skonfrontować swoich oczekiwań względem jej powrotu. Ba, nie mieli jeszcze okazji porozmawiać o jej motywach, o tym co Luke czuł pod jej nieobecność… Były to tematy, które zawieszone w powietrzu czekały na lepszy moment, by znowu mogły pojawić się na tapecie. Ale zawsze coś im przeszkadzało. Luke zaczynał mieć poważne wątpliwości, czy ta ciągła drama kiedykolwiek się zakończy.
Czekał na jej reakcję, zerkając na nią co chwila. Nie wiedział, czy go opierdoli, czy przyjmie to neutralnie. No w końcu musiał się do tego przyznać, żeby nie było przypału jeśli któraś z pielęgniarek spytałaby ją o męża, a zdezorientowana Cami odpowiedziałaby, że zostawiła go Rosji. – Ja też nie. Dali mnie ten formularz i po prostu to wpisałem. Żeby nie odprawili mnie z kwitkiem – dodał, żeby nie czuła się zaniepokojona że dopisuje do tego coś więcej. – Nawet przez ułamek sekundy nie pomyślałem, żeby podać się za twojego brata – przyznał marszcząc brwi, po czym spojrzał jej w oczy, mając ochotę zapytać o to, czy naprawdę myślała że byłby w stanie patrzeć na nią jak na siostrę. Ale nie zadał tego pytania, nie pozwalając mu wybrzmieć na głos.
– Mi to mówisz? – roześmiał się, no bo hej, on i Harry przeżywali prawdziwy obóz przetrwania! – Gdzie przychodziła do ciebie spać? – spytał niewinnie kosztując sobie galaretki, ciekaw czy odsłoni przed nim kolejne karty swojej podróży. A słysząc jej kolejne słowa, zawiesił się na moment, dopiero po chwili podnosząc na nią wzrok. – Czyli…pomiędzy podrzuceniem mi Harry’ego a Penny byłaś w Lorne Bay? – spytał cicho, jakby nie chciał jej teraz spłoszyć.
– Ale możesz siedzieć na krześle, nadzorować mnie i wydawać mi polecenia – uniósł zaczepnie brew. Zupełnie tak, jakby naprawdę miał w planach remont, a nie czekało go leczenie odwykowe, które wciąż odkładał, i sprawa w sądzie na dokładkę. – Sudoku jest jeszcze niżej w łańcuchu pokarmowym niż krzyżówki – odparł. No halo, nic co było powiązane z matematyką nie mogło mu się podobać.
Był gotów na to, że mimo swojego stanu będzie chciał go obszukać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mu nie ufała. I bała się o swoje bezpieczeństwo, do czego zresztą miała pełne prawo po tym, co ostatnio odjebał. Ale nie zachęcał jej do tego, nie zaczął wyrzucać zawartości kieszeni na wierzch. Ale mówił szczerze, zresztą, coraz częściej pozwalał sobie przy niej na szczere odpowiedzi na temat swojego stanu. Jakby zdawał jakiś raport.
– Nie popisuj się – rzucił z rozbawieniem. Już nigdy nie mieli okazji dowiedzieć się, jakie było hasło… – Zły brat bliźniak? Jak w Dniach naszego życia – uniósł lekko brew. – Ale ja obstawiam, że sypia z jej ojcem i chce go orżnąć na hajs. Pewnie już po kryjomu planuje jak zamordować starego i pozbawić jego córkę spadku. Biedny Alejandro. I biedna Milagros – stwierdził przekrzywiając głowę na bok, totalnie wczuwając się w ten scenariusz. – No pokaż chwycił za galaretkę i pożuł ją przez dłuższą chwilę, zanim wydał wyrok. – Jaja sobie robisz? Jest zajebista, najlepsza – spojrzał na nią zaskoczony. – Możesz zjeść cały agrest jak chcesz – podsunął jej zielony kubeczek, o tai łaskawy był.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Słuchała go, przyglądając mu się uważnie i świdrując go wzrokiem. I nieco blednąc z każdym kolejnym jego słowem. - Luke… - zaczęła cicho, ale musiała wziąć kilka wdechów i wydechów. - I jest szansa na ugodę? Czego ten typ od ciebie chce? - zapytała, bo.. no musiała wiedzieć jak bardzo jest źle. A potem na moment schowała twarz w swoich dłoniach i oparła się nieco bardziej na swojej poduszce. Przez chwile sobie tak siedziała i lekko kręciła głową. - Jasna cholera. Już wiesz co może ci grozić? - zapytała i spojrzała na niego z obawą. A potem.. pokręciła głową - kiedy w końcu będzie dla ciebie dość tego co się dzieje z tobą po prochach.. i co ty robisz po prochach. Gdzie jest jakaś granica? I czy jakaś w ogóle istnieje? - zapytała cicho, kręcąc powoli głową, bo skoro granica nie leżała ani przy intymności z nią, ani przy jej ciele jakkolwiek.. ani najwyraźniej przy cielesności innych ludzi, bała się gdzie dalej zaprowadzą go prochy. Gdzie on pozwoli, żeby go te prochy zabrały.
- Dlatego poszedłeś na spotkanie? Żeby mieć co pokazać na rozprawie? - zapytała cicho, czując bolesne ukłucie gdzieś w środku. I jak miała się o niego nie martwić? Nie dało się. I dobra, trochę mi nie pasuje od razu przechodzić do kąpielówek znikających, więc załóżmy, że ta część rozmowy była jednak wcześniej i że się z niej Cami zaśmiała, stwierdzając że na pewno bardzo dobrze wyglądał bez nich. I no trochę zatęskniła za czasami beztroskich zabaw w parkach wodnych, no i kto wie, może kiedyś znowu się zdecyduje do jakiegoś wybrać i zabierze tam Luke’a?
I to prawda. Między nimi było coraz więcej niewiadomych i coraz więcej kłód pod nogami. I za każdym razem kiedy sobie na nich stawali, ciężko było określić, czy zaraz się zawalą pod ich nogami i ich zgniotą czy jednak zostaną stabilne. A jednak do tej pory nawet przy pozorach stabilności, wciąż i wciąż kończyło się to cholernie bolesnymi upadkami.
- Nie no, rozumiem, uznałeś że to najlepsza furtka do informacji i to pierwsze ci wpadło do głowy - skinęła lekko głową, patrząc mu w oczy. I w sumie no w teorii mógł powiedzieć cokolwiek, że jest bratem, kuzynem, nawet ojcem, ale.. wybrał męża. Czy to coś znaczyło? Nie wiedziała. I nie zapyta go o to. I aż ją coś zakuło w środku.
No i nie skomentowała tego kto ma prawdziwy obóz przetrwania w tej chacie, bo jednak… no teraz było o wiele wiele trudniej jej, niż jemu z nią kiedykolwiek przecież. Ale nie miała sensu mówić tego na głos. Zamiast tego przez moment rozważała, czy odpowiedzieć mu na pytanie, czy nie. Ale znów, nie chciała kłamać. I właściwie co to zmieniało? - W zaułku obok którego parkowałam - odpowiedziała, nie odpowiadając wprost, że przez pewien czas spała w swoim aucie, chociaż no. Dość jasno chyba na to wskazywało to, co właśnie mu powiedziała. - Ciężko byłoby mi ich podrzucić kurierem - odpowiedziała równie cicho, znów gryząc kawałek pizzy. Nie wiedziała jak Luke na to zareaguje.. ale chyba najwyższa pora było się dowiedzieć.
- Nie, wole robić sama - odpowiedziała - ale jak tak bardzo chcesz moich rozkazów, to możesz mi pokazać zawartość swoich kieszeni - dodała, z lekką obawą w głosie. Wiadomo jak się to ostatnio skończyło, ale.. no musiała sprawdzić, czy miał coś na wszelki wypadek, czy nie. Wolała pewność, niż domysły, bo nie miała siły cały czas czuwać i go pilnować.
- Zawsze musi być zły bliźniak. Zauważyłeś, że są o wiele częściej niż złe bliźniaczki? - zapytała, chociaż nie miała zielonego pojęcia czy tak jest naprawdę. - Ale to niesamowite jak często w tych serialach gubią dziecko i totalnie nie wiedzą, że jednak jest to ciąża bliźniacza. Dwa razy większy brzuch, no ktoś by pomyślał, że jednak to coś, co od razu widać - podsumowała, a potem pokręciła głową. - Ciekawe czy ten ojciec lubi anal, tak samo jak twój - i rzuciła, wracając do starego żartu… chociaż kiedy powiedziała to na głos, trochę się czuła jakby minęło od tego czasu i inside joke’a dziesięć lat, a nie ledwo rok. Czy w sumie nawet mniej. Jak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie…
- Nie wygląda na Milagros, bardziej jak Tatiana - nie zgodziła się - i weź, może tak naprawdę ona go szczerze kocha, ale ma brata, który chciał żeby go wychujała na kasę? No wiesz, razem opracowali plan, a ona się zakochała - no tak też mogło być w telenowelowym świecie przecież! A potem pokręciła głową - ty nie masz kubków smakowych - podsumowała, lekko marszcząc nos i wracając do agrestowej. - Smakuje jak płyn do mycia naczyń - i dodała jeszcze, tak o, żeby było śmiesznie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Na razie dostałem z sądu odpis jego pisemka. Nie ma tam zbyt wiele, opisał cały przebieg wydarzeń, przytoczył dowody i wymienił świadków zdarzenia. Głównie swoich kumpli. Tom powiedział, że to sprawa z oskarżenia prywatnego, więc nie będzie wcześniej postępowania przed prokuratorem, żebyśmy się mogli z nim jakoś ugadać. Wszystko w rękach sądu – stwierdził, naprawdę starając się nie brzmieć jakoś poważnie czy tak, jakby się tym przejmował. Zerknął na nią, jak kładła się na poduszce, od razu żałując, że jej to powiedział i tym samym tylko przysporzył zmartwień. – Dopiero na pierwszej rozprawie sąd przedstawi mi zarzuty. Za dwa tygodnie – dodał, spuszczając głowę, kiedy wypowiadała kolejne słowa. – Cami, to było już jakiś czas temu. Nie wiedziałem, że to skończy się sprawą w sądzie – odparł po chwili, zupełnie tak jakby miało to teraz jakieś znaczenie. – Nie brałem aż tak dużo od tamtego czasu. Nawet wtedy, kiedy… w mieszkaniu, byłem tylko na oxy – dodał, nie będąc w stanie uzupełnić tej luki w zdaniu na głos. No, ale typowy Luke – wymówki, wymówki, wymówki… – A teraz jestem czysty, czy to nie jest ważne? – spytał, dopiero teraz pozwalając sobie na nią spojrzeć. A jej kolejne pytanie trochę zbiło go z tropu. – Poszedłem, bo naprawdę chcę z tego wyjść – odparł natychmiast, po czym znowu spuścił głowę. – Ale Tom powiedział, że na pewno nie zaszkodzi taki argument – dodał trochę ciszej, znowu czując się jak jeden wielki chodzący zawód. Ale nadchodząca rozprawa nie była przecież jedynym impulsem, dla którego zdecydował się poszukać spotkania AN. Głównym było to, że na głodzie niemal roztrzaskał Cami o ścianę…
– Tak było – odparł, niezupełnie tak pewnie jak chciał, cały czas intensywnie się w nią wpatrując. – To dla ciebie jakiś problem? Źle się z tym czujesz...? – spytał po chwili, bo jakby nie było zrobić to bez żadnych konsultacji z nią. No, ale jakby nie miał czasu na kółka dyskusyjne, działał instynktownie i była to pierwsza opcja, jaka w ogóle przyszła mu do głowy zaraz po pojawieniu się w szpitalu.
Analizował jej słowa o zaułku, nie rozumiejąc do końca co to wszystko oznaczało. Przecież skoro była w Lorne Bay, mogła wrócić wcześniej, spać w normalnych warunkach, potem znowu wyjechać… Nie kumał, dlaczego tak długo czekała z pojawieniem się w ich mieszkaniu, skoro przez pewien czas była tuż obok. – Wolałaś spać w aucie, niż w ciepłym mieszkaniu? -spytał niepewnie. Nawet, jeśli nie chciała wracać do niego… bo przecież powód jej powrotu wciąż był niejasną kwestią, to mogła wrócić na chatę i wtedy powiedzieć mu, że nic z tego nie będzie.
– No dobrze, uparciuchu – odparł z uśmiechem, który migiem zniknął z jego twarzy, kiedy rzuciła hasło o zawartości kieszeni. Bez słowa wstał i pokazał jej, że niczego nie trzyma w kieszeniach spodni, a potem podszedł do wieszaka, na którym trzymał bluzę i tam również zaprezentował jej puste kieszenie. – Mówiłem ci, że niczego przy sobie nie mam – rzucił odwieszając z powrotem bluzę, czując się mega dziwnie. – Długo jeszcze masz zamiar mnie tak sprawdzać na każdym kroku? – spytał po chwili, bardzo neutralnym tonem. Choć mógł domyślać się odpowiedzi.
Zastanowił się przez chwilę nad zagwozdką na temat złych braci bliźniaków. – Masz rację. Ostatnio nawet oglądałem takie soft porno na Netflixie i tam też zły brat bliźniak wyruchał byłą swojego dobrego brata i laska tego dobrego to widziała. A nie wiedziała, że jej facet ma brata, więc od razu uznała że to był ten jej typ – nie to, że Luke właśnie przyznał się, że delektował się filmem „365 dni”. – No, a potem nagle po latach się odnajduje i nikt kurwa nie wie, skąd się wzięło do drugie dziecko. Jebać logikę – przytaknął, bo przecież pojawieniem się bliźniaka po latach każdy był zaskoczony, łącznie z rodzicami. A potem parsknął śmiechem, bo oto wjechał jego ulubiony temat, anal ojca. – Pewnie tak, Alejandro ma dokładnie taki sam wyraz twarz jak mój ojciec patrzący na moją matkę – rzucił, po czym skrzywił się uświadamiając sobie co właśnie powiedział. Przecież jego rodzice nie uprawiali seksu… prawda?!
– O chuj, a potem brat, Eduardo, zakocha się w córce starego. I Tatiana zostanie macochą jego dziewczyny. No mózg rozjebany – stwierdził z ożywieniem. Totalnie powinni pisać razem scenariusze do tureckich telenowel. – Chyba ty – rzucił poważnie. – Dobra, my tu gadu gadu, a ostatni kawałek pizzy stygnie. Zjedz, bo naskarżę twojej mamie, że nic nie jesz – stwierdził ze smakiem wpierdalając swoją galaretkę o smaku płynu do naczyń, uświadamiając sobie jedną rzecz. – Tak a propos mam… Chciałabyś, żebym do kogoś zadzwonił? – no bo wiedział, że Cami miała kiepskie stosunki z rodziną, ale hej, jutro miała mieć operację, może chciała, żeby jej rodzina o tym wiedziała…
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Słuchała go i czuła, jak bardzo zaciska się obręcz w jej brzuchu. Była przerażona. Co jeśli go skażą? Co jeśli budują większą sprawę na prochach? Co jeśli Luke będzie musiał pójść do więzienia? Co jeśli z niego nie wróci….?
- A ty masz kogo wezwać? Jest tam jakiś monitoring, który mógł złapać całe zajście? - zapytała cicho, a potem powoli pokręciła głową. - To ty zaproponuj ugodę. Twój prawnik też może to zrobić. Współpracować. Okazać skruchę - podsumowała, od razu szukając sposobu na złagodzenie tego. Ale czy Luke z jego temperamentem będzie w stanie przełknąć swoją dumę? No wątpiła.
- Dwa tygodnie… - powtórzyła za nim, a potem przez moment się nie odzywała, dalej chowając twarz w dłoniach. Dopiero po jego kolejnych słowach spojrzała na niego, marszcząc brwi. - Nie no jasne, a czym się miało skończyć bicie kogoś? Nową piękną przyjaźnią? Skrzywdziłeś kogoś, byłeś naćpany. Co gdyby nie był od ciebie silniejszy? Co gdybyś wziął tyle, że zapomniałbyś o tym że cię boli i byś go lał dalej? Co gdybyś go zabił albo okaleczył na stałe? To że ktoś jest chujem, nie znaczy że mu się należy krzywda - no zmarszczyła brwi, nie dodając, że co gdyby w tej łazience też się nie powstrzymał. Co gdyby w złości ją zaatakował, chciał odebrać narkotyki? Co jeśli byłby po prochach i wiedział, że spuszcza jego towar w kiblu? Już mieli pokaz jak się zachowuje, kiedy jest na dużym głodzie i jak wtedy traktuje Cami. - To ma mnie pocieszyć w jakiś sposób? Tylko oxy? W Shadow też byłeś tylko czysty i pakowałeś łapy pod moje ubranie, szukając swojego zakichanego towaru - przypomniała mu, wkładając w to więcej emocji niż zamierzała. Właściwie to w ogóle nie zamierzała wspominać o tamtym dniu, ale… no widocznie naprawdę była wciąż zbyt zmęczona na pilnowanie siebie i swoich emocji. A to wspomnienie tkwiło w niej chyba nawet bardziej boleśnie, niż tamta chwila w łazience. Może nawet dlatego jakaś część niej tak bardzo potrzebowała tamtego pocałunku, bo musiała poszukać czegoś dobrego i niewinnego między nimi? Nawet jeli po chwili trafił to szlag.
- Jasne, że jest ważne. Ważne jest wszystko co robisz, żeby z tego wyjść. To nie znaczy że nikogo nie skrzywdziłeś i nie musisz tego jakoś zadośćuczynić - dodała, oczywiście trochę nawiązując do odwyku. - Za każdym razem kiedy weźmiesz, nawet jeśli przez chwile później będziesz czysty lub czysty ale ‘na oxy’ jak ty to mówisz, to zerujesz wszystko co wypracowałeś. Każde przeprosiny tracą ważność. Każdy krok do przodu wraca cię do punktu startu. Odwyk też rozważysz tylko jeśli pomoże ci w trakcie rozprawy? - zapytała z lekką rezygnacją, wszystko to mówiąc cichym i spokojnym tonem. Chciała mieć nadzieję. Chciała wierzyć. Ale jednocześnie się bała i ją mieć i wierzyć. No masz babo placek po prostu. Dlatego była bardzo ostrożna w tym co mówiła. A jednocześnie tak bardzo chciała, żeby sam wybrał odwyk, dla siebie. Żeby wychodził na czysto w bezpiecznym i wspierającym miejscu, które mu pomoże przez to przejść. I bez pokus, którym tak łatwo się poddawał…
- To ma sens, totalnie. Dobra zagrywka.. dobre kłamstwo. Zadziałało- odpowiedziała, unikając odpowiedzi wprost jak się z tym czuje. Bo szczerze mówiąc, to nie wiedziała. Wszystko między niby było tak pełne niepewności i niedomówień, że… no sama nie wiedziała, okej. I nie wiedziała czy ma siłę to analizować i się zastanawiać, nie teraz. Ale przecież to nic nie znaczyło, prawda? To był tylko taki.. no podstęp, o. Zagrywka. Interesowne kłamstwo. A jego spojrzenie wcale nie ułatwiało myślenia o tym.
- Nie rozmawiamy o nas - i ucięła temat, ostatecznie się płosząc. Nie chciała mu mówić co wtedy przeżywała. Jeśli dobrze pamiętam, a jest już późno, to chyba podrzuciła mu kota już jak wróciła od Borysa, ale weź mnie popraw jak się mylę, bo godzina późna, a ja tego w tej masie gier i kilometrach postów na bank teraz nie znajdę. A może nie, może przed. Może ją dała tam nie żeby sprawdzić jak Luke na to się zachowa i czy ją stamtąd wywali, może chciała żeby kotka miała opiekę, jeśli jej nie uda się wrócić?
- Sam poruszyłeś temat - odpowiedziała, sprawdzając czy nie miał w portfelu jakichś prochów. Mignęła jej też prezerwatywa, więc z ciekawości zerknęła, czy to wciąż ta sama, czy kupił nową, która jeszcze nie zdążyła sę przeterminować. Nie miała odwagi sprawdzić, czy wciąż ma jej tam zdjęcia, więc odłożyła portfel, z ulgą że nie ma tam prochów. Bo co gdyby były i musiałaby je spłukać? Jak by zareagował?
- A nie powinnam? - zapytała i spojrzała na niego. - Chcesz powiedzieć, że sam sobie teraz ufasz? - i zapytała, niby niewinnie, ale przecież wiedział o co pytała. O tamte wydarzenia z łazienki. Boleśnie wyryte w jej głowie. Nawet jeśli chciałaby o tym zapomnieć i po prostu sobie gadać tylko o galaretkach i telenowelach.
- To Netflix ma soft porno? - zmarszczyła lekko brwi, bo się zdziwiła na takie newsy. Ale no, ona nie widziała tego, ja też nie, więc niestety nie mogę podjąć wątku, bo jedyne co wiem, że w jakiejś scenie ją gwałci i to chyba tyle. - Drama, drama, drama - podsumowała więc tylko, bo to brzmiało strasznie w opisie, ale hej, telenowela ma przecież szokować. Chyba.
- Nie nie nie, źle mówisz. To jest moment na przywrócenie kogoś zza grobu, jakąś zmarłą żonę, zaginioną kochankę, czy dawną miłość. Musi wrócić i zawirować, zanim będzie macochą czy wdową. O, kogoś zabić też trzeba. I koniecznie zrobić jakiś wypadek, bo przecież telenowela musi mieć kogoś, kto straci pamięć, co nie - przypomniała mu, kiwając powoli głową.
- Tak, zawsze wiedziałam,. że pachnę jakoś znajomo, a to fairy cytrynowy, właśnie tak smakuje moja skóra… - zaczęła, ale no trochę się speszyła jednak, bo Luke wiedział, jak jej skóra smakuje, a ona jak jego.. ale to przecież wielka rzecz o której totalnie nie rozmawiają.
- O nie, nie dzwonimy po nikogo. To nie jest nawet poważny zabieg, nie ma sensu nikogo alarmować i straszyć - przyznała, bo przecież bez sensu. Nie zamierzała tłumaczyć matce ani tego skąd się wziął uraz, ani czemu nie powiedziała że ma coś nie tak z nerkami, czemu nie jest w prywatnej placówce, czemu na papierze ma męża.. no nie, wolała nic nikomu nie mówić.
- Zostaję na operację, potem wracam do swojego łóżka, nie ma sensu im nawet nic mówić - podsumowała, a potem spojrzała na niego, tak jakby chciała powiedzieć, że ma wszystko czego potrzebuje.. no ale nie potrafiła. - Coś jeszcze zrobiłeś pod wpływem dragów, co musimy odkręcić albo na co opracować plan awaryjny? - i zapytała, mając na myśli czas, zanim jeszcze się pojawiła ponownie w jego życiu. Czy tam też była agresja? Bijatyki, które mogą się za nim ciągnąć? No chciała wiedzieć wszystko.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Pokręcił bez przekonania głową. – Byłem tam sam. Pojechałem do Cairns, bo tam było mniejsze prawdopodobieństwo, że spotkam kogoś znajomego – wyjaśnił. – A poza tym… To ja uderzyłem go pierwszy. Byłem pijany i naszprycowany ecstasy i koksem. To było zaraz po tym, jak gadałem ze swoją biologiczną – wydusił po chwili, skoro już pozwalał sobie na bycie wobec niej całkowicie szczerym, niczego nie ukrywając. – Dopiero będę się widział z prawnikiem, ale tak, pewnie pójdziemy w tym kierunku. Będziemy musieli zaproponować coś od siebie. Ale tamten koleś wydaje się być mocno nakręcony, więc nie wiem co z tego wyjdzie – westchnął. Mimo, że wiedział że sytuacja była poważna, nie myślał realnie o tym, że może pójść siedzieć. W ogóle nie wpuszczał takiej myśli do swojej głowy. W końcu zawsze spadał na cztery łapy, więc wychodził z założenia, że i tym razem „jakoś to będzie”.
– To dużo czasu, zdążymy coś wymyślić – starał się brzmieć pocieszająco, choć sam nie kipiał entuzjazmem. – Tak, byłem naćpany, dlatego kompletnie tego nie kontrolowałem. Przypadkiem go szturchnąłem, tamten zaczął piłować mordę, więc mu jebnąłem. I to nie jest tak, że jestem z siebie dumny – zmarszczył brwi, bo co prawda załatwianie spraw pięścią nie było mu obce, to jednak sam dobrze wiedział, że nie była to dobra metoda. – Nie wiem, co by było gdybym przestał zwracać uwagę na ból. Nie wiem, nie chcę o tym myśleć, skoro do niczego takiego nie doszło -pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z głowy te myśli. Ale tak, bał się. Bał się tego, na co będzie go stać żeby tylko zdobyć prochy albo odreagować te wszystkie kumulujące się w nim emocje. A na jej kolejne słowa znowu opuścił głowę, czując ogromna fale wstydu. – Wtedy w Shadow… Odbiło mi, Cami. Po prostu mi odbiło, przecież wiesz, że nigdy bym… – nie potraktował się tak przedmiotowo? Nie zrobił ci krzywdy? Nie użyłbym wobec ciebie siły fizycznej? W tym momencie uświadomił sobie, że żadna z tych trzech propozycji w żaden sposób już tutaj nie pasowała. Jedynie pocałunek zdradził, że był w nim jeszcze ten jeden promil dawnego Luke’a… ale pocałunek to zdecydowanie za mało, żeby posklejać dwa porozrywane na strzępy byty.
– Jestem jednym, wielkim, chodzącym bałaganem, Cami. Co chwilę coś pierdolę, nawet to, na czym mi zależy. Nie chcę nikogo krzywdzić, przecież dragi miały krzywdzić tylko mnie – wydusil z siebie po chwili, czując jak powoli mu się zaczyna robić gorąco z tych nerwów. Czuł się jak osaczone zwierzę, tuż przed atakiem drapieżnika… a tym drapieżnikiem był przecież on sam. – Chcę iść do przodu, ale tego jest po prostu za dużo. Ciągle coś, ja już po prostu nie mam siły – na chwilę schował twarz w jednej z dłoni, a potem opadł twarzą na jej łózko, chowając twarz w swoich ramionach. Tak cholernie nie chciał się przy niej rozklejać. Musiał być silny, nie tylko dla siebie, ale i dla Cami, która przecież była teraz zbyt osłabiona, by walczyć za ich dwójkę.
Przytaknął jedynie głową, jakby totalnie tylko o to chodziło. O odpowiednie rozegranie, a nie o to, że była to pierwsza i jedyna słuszna opcja, jaka przyszła mu do głowy, bo tak cholernie ją kochał, że chciał być traktowany jako jej osoba najbliższa. Jak rodzina, jak ktoś bezwarunkowo się nią zajmie i zaopiekuje, by ona mogła czuć się zupełnie bezpieczna. Totalnie nie to. I też w sumie nie pamiętam, jaka była sekwencja wydarzeń, ale też wydaje mi się że najpierw był Borys, a potem akcja Penny. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy, chyba że któraś podejmie się przejrzenia miliona postów heh.
– Tak, wciąż ta sama, nie miała szans się wykazać – skomentował przeterminowaną gumkę przewracając oczami. Czekał więc cierpliwie wlepiając wzrok w sufit, czując się upokorzony tym, że musiała go sprawdzać niczym gościa, który jest ubezwłasnowolniony. – Od jakiegoś czasu mówię ci tylko prawdę. Ile biorę, co, co i gdzie mam. Kiedy nie będziesz musiała dodatkowo tego weryfikować? – odbił piłeczkę, nie odpowiadając na jej pytanie czy sam sobie obecnie ufa, bo odpowiedź mogła być tylko jedna.
– Alejandro, ty mały ruchaczu – pokręcił głową głośno wzdychając. – Ta żona by pasowała, pewnie chciałaby zabić Tatianę i przy okazji oberwałoby się Eduardo. I córka znienawidziłaby jej za to, że jej własna matka wsadziła jej ukochanego na wózek – no takie wątki też na pewno były w cenie. Oczywiście potem okazałoby się, że rdzeń kręgowy jednak nie został przerwany i Eduardo wróci do bycia sławnym jeźdźcem. Bo przecież jego stary na bank miał ranczo.
– Nieee, no błagam cię. Twoja skóra pachnie i smakuje bardziej jak… lawenda. Nie patrz tak na mnie, moja stara kiedyś hodowała tego dużo i to stąd mam wiedzę, czym jest lawenda – roześmiał się, starając się trochę ukryć podenerwowanie tym, co powiedział parę sekund temu. Uwielbiał ten zapach, ten smak i cholernie za nim tęsknił.
– Okej, nie ma sprawy. Ode mnie niczego się nie dowiedzą. No ale widzisz, skoro twój papierkowy mąż jest tutaj, to lekarze też nie będą ci truli dupy o to, czy mają kogoś poinformować – wzruszył ramionami, coraz pewniej czując się w tej przypisanej samemu sobie roli. – Dobra, ale kiedy będziesz już u siebie, to na serio masz odpoczywać. Plac zabaw dla Penny poczeka jeszcze chwilę – zmrużył oczy starając się brzmieć dość groźnie. I serio, miał zamiar pilnować, żeby nie forsowała się po operacji. A potem spojrzał na nią, trochę zbity z tropu. I sam do końca nie wiedział, czy to przez to że mówiła w liczbie mnogiej na temat odkręcania, czy przez to że chciała aż tak angażować się w jego problemy.
– Cami, jest coś jeszcze, ale nie chcę, żebyś się w to wtrącała. I mówię serio. To mój syf, sam go posprzątam – stwierdził, po czy zrobił krotką pauzę nim zaczął kontynuować. – Mam masę długów. U znajomych… i u paru dilerów. Znajomi to pól biedy, gorzej z tymi dilerami. Staram się spłacać ich na bieżąco z napiwków, ale do tej pory udało mi się uregulować tylko odsetki – mówił cicho. – To nie jest coś, co musisz odkręcać ani tym bardziej tworzyć jakieś plany awaryjne – dodał twardo.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Przez moment go słuchała, czując jak bardzo boli ją to co słyszy. Nie do końca nawet wiedziała w którym momencie… w którym momencie to faktycznie przestało być wszystko ‘jego’. Jego problemy, jego emocje i zmartwienia, a zaczęły być też trochę jej. Z każdym krokiem coraz bardziej jej, coraz bardziej ich i cóż… byli tu gdzie byli. - Ona zraniła ciebie, więc chciałeś zranić siebie i kogokolwiek innego… - podsumowała cicho. - Ale jak dopiero po tym.. to było przecież jak cię odbierałam z posterunku,.. czy pobiłeś więcej osób? - no zapytała, chociaż tak naprawdę chciała zapytać ile razu rozmawiał ze swoją matką, czemu aż tyle, jakie słowa tam padły. Chciała wiedzieć wszystko.
- Luke, zaatakowałeś go w barze, pobiłeś. Nawet jeśli jest chujem, nikt nie zasługuje na bicie - odpowiedziała, marszcząc brwi i zastanawiając się czy Luke teraz się próbował usprawiedliwiać, czy co takiego próbował osiągnąć. - Powinieneś przeprosić. Powinieneś chcieć przeprosić. Nie można krzywdzić innych w ten sposób, ani siebie - podsumowała, powoli kręcąc głową. I no bała sie tej jego pewności, że na pewno mu się upiecze. Bo po pierwsze - co jeśli nie? A po drugie, czy naprawdę nie czuł, że zrobił coś złego? I zwykle by pewnie Cami nie naciskała na przeprosiny, ale tu była mowa o przemocy fizycznej. Lądowali zbyt blisko Borisa. On też uważał, że ma prawo krzywdzić innych, że im sie należy. I nie ma co się oszukiwać, w Rosji większość damskich bokserów zaczynała od bycia skrzywdzonym chłopcem. Nie żeby go usprawiedliwiała, ale po prostu obawiała się gdzie to zaprowadzi akurat Luke’a…
- Nie doszło jeszcze. To że się wstydzisz tego co robisz po fakcie, nie sprawia że do niczego nie doszło - odpowiedziała cicho, mówiąc o nim, o pobiciu, o sobie, o sytuacji z shadow i łazienki… - Może właśnie powinieneś o tym pomyśleć, Luke. Ale nie żeby sobie dowalać, a potem zasypać to pod warstwą proszków - pokręciła powoli głową. Nie było łatwo o tym mówić jej, nie było łatwo myśleć o sytuacji w łazience, skoro wciąż cierpiała przez konsekwencje jej kończenia spraw z Borisem. Więc wszystko odbierała zbyt osobiście. - Wiem że prochy wpływają na to jak się zachowujesz, Luke. Ale to nie tak, że pierwszy raz byłeś na głodzie, że nie znasz granic, które przekraczasz w tym stanie. I wybrałeś znowu prochy. Wiem, że jestem tylko twoją denerwującą współlokatorką - dodała, oczywiście czując się jak oszustka, kiedy to powiedziała, ale no kurwa, nie miała prawa teraz analizować ich relacji - i że ostatnie czego chcesz to moje morały i wymądrzanie się, ale nie ma ‘nigdy bym’, kiedy czemuś wciąż i wciąż oddajesz kontrolę nad swoim życiem - dodała cicho. Nie wiedziała gdzie jest granica tego co może jej zrobić, specjalnie lub przypadkiem. I baardzo starała się zachować zimny i spokojny wyraz twarzy, nie pozwalała wracać swoim myślom na zbyt długo do tamtego momentu w Shadow. NIe chciała myśleć o tym jak jego dłonie wędrowały po jej ciele, jak nagle doświadczyła tak odmiennego dotyku niż w Paryżu. I czy to koniec jego możliwości, czy jest jeszcze jakieś ‘dalej’.
- Bzdura. Nie jesteś samotną wyspą, krzywdząc siebie, zawsze krzywdzisz ludzi, którym na tobie zależy - podsumowała cicho - a każdy bałagan można posprzątać, tylko trzeba zacząć. I chcieć. Nie musi być wszystko od razu, może być krok po kroku - i dodała, bo nie mówiła tego wszystkiego żeby zabrać mu nadzieję i być pesymistką. Chciała żeby sam wierzył i chciał, ale nie zrobi tego, jeśli na każdym kroku będzie się usprawiedliwiał.
- One day at the time. Jeden krok do przodu. Nawet jeśli po nich zrobisz dwa do tyłu… możesz znowu zrobić jeden do przodu. A siły… czasem znajdują się po drodze - odpowiedziała, patrząc na to ja się chowa w swoich ramionach. Uniosła dłoń, żeby położyć ją na jego karku, na jego włosach.. ale się zawahała. Bo skąd miała wiedzieć, czy to był Luke, prawdziwy Luke. Teraz i w trakcie pocałunku. Czy to było coś, czego Luke pragnął i za czym tęsknił, czy była to dla niego ucieczka i kolejny pretekst do wymówek. Przecież nią gardził, zamknął temat bo spała z kimś innym, bo odeszła, bo nigdy nie przeprosiła, bo go zawiodła. Niby czemu miała sądzić, że wciąż ją kocha? Przecież jej się nie dało kochać, zawsze coś spieprzyła. I gdyby została, pewnie spieprzyłaby też i to. Więc spieprzyła spieprzając. Tak, bez sensu.
- Dobrze mężu - i rzuciła cicho, na moment patrząc gdzieś w jakiś punkt przed siebie. No wiedziała jak sobie wybierać mężów, z problemami. Nie, Cami nie wierzyła w takie rzeczy jakie mu powstawały w głowie. Nie wierzyła, że mogą być prawdziwe, że Luke może…. że oni.. no nie. Była obok żeby mu pomóc, bo jej zależało, ale wiedziała, że nie ma powrotu do tego co było. Nie dopuszczała nawet pół procenta nadziei, że będzie inaczej.
- Mówisz, że jesteś czysty, potem wychodzi że jednak na oxy. Kupujesz paskudne prochy, przynosisz je do mieszkania, a potem… - przerwała. Potem rzucasz mnie na ziemię, żeby je odzyskać z odpływu. - Nie wiem Luke. Tego nie da się przewidzieć. A ty kiedy w końcu postawisz na siebie i swoje zdrowie? - no i odbiła pałeczkę, bo cóż, też pewnie nie potrafił na to w ten sposób podchodzić. No to było trudne, skomplikowane i nie wiem jak mam od tego przejść do głupiej telenoweli.
- O tak, jak mogłam zapomnieć o magicznych ozdrowieniach i ciężkich chorobach - pokiwała głową. - O popatrz, idzie z nożem, zaraz ją zabije - i skomentowała to co się działo na ekranie. To na pewno było łatwiejsze do skupiania się na tym, niż na rozmowach o jego nałogu i cóż… ciężkiej historii. I spojrzała na niego potem zaskoczona, kiedy zaczął opisywać zapach i smak jej skóry. Nie sądziła, że on o tym w ten sposób myślał. Że to pamiętał. Że to tak analizował. Aż poczuła dreszcz i jakieś ciepłe, łaskoczące uczucie w piersi. I aż bała się to skomentować, po prostu patrzyła mu w oczy, zastanawiając się czym właściwie był tamten pocałunek.. i czy może jest taka szansa, że nie był wtedy ćpunem, który szuka po prostu bliskości drugiego człowieka i nie było dla niego ważne kto jest tym człowiekiem. Po prostu… no łatwo było wziąć kogoś, kto jest pod ręką. I to co się w shadow, też jej pokazywało to samo. I może to że tak długo z nikim nie był, może po prostu jego ciało miało potrzeby, całkiem naturalne. Że nie była już Cami, była ciałem które jest obok. Dlatego była tak zdezorientowana i tak się zmuszała do tego, żeby nie dopisywać tutaj więcej kontekstu do określania się je mężem w szpitalu i do tamtego pocałunku. Dlatego po prostu patrzyła mu w oczy, bardzo się starając nie zgadywać nic, pozwolić tym słowom obok nich przepłynąć. I wcale nie dostała lekkiego dreszczu i gęsiej skórki.
- No tak, chwile poczeka. Najpierw i tak trzeba planować i projektować, to można robić z łóżka - Cami to kobieta, której żadnej pracy się nie boi, więc i z tym sobie przecież da radę. Z SENSEM!
A potem nie kiwnęła głową, żeby potwierdzić że się z tym zgadza, a po prostu go wysłuchała. - Jakich dilerów? Takich, którzy nigdy nie pozwolą ci w pełni spłacić długu? Którzy mogą ci przetrącić kolano za spóźnienie? - zapytała, oczywiście chcąc wiedzieć dokładnie na czym stoją.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Jej podsumowanie trafiało w punkt. Bo choć Karen nie zrobiła mu krzywdy fizycznej, to ten ból był tak rozdzierający, że Luke pragnął poczuć ból fizyczny, który go przykryje. – Nie, była tylko ta bójka. I była bezpośrednio po moim spotkaniu z Karen, na którym powiedziała mi o wątrobie – wyjaśnił, przy okazji zdradzając jak miała na imię ta kobieta która tak skutecznie pierdoliła mu w życiu. – Po naszych poprzednich spotkaniach nie musiałem odreagować aż tak – dodał trochę ciszej, bo choć nie wdawał się wtedy w bójki, to krzywdził się w inny sposób.
– Wiem co zrobiłem, Cami – odparł kiwając niechętnie głową. – A moje przeprosiny… Nie wiem, nawet jeśli skontaktuję się z nim przed rozprawą, myślisz że będzie chciał ze mną w ogóle gadać? Jak widać to typ lubiący się napierdalać w sądzie, lubiący publiczność – westchnął. Bał się sytuacji, w której on faktycznie by przeprosił, a tamten koleś splunąłby mu pod nogi. Niestety w temacie uporu i dumy Luke’a nic się nie zmieniło. Wciąż wypowiedzenie magicznego słowa sprawiało mu niemal fizyczny ból.
– Wiesz o czym teraz myślę, Cami? O tym, że żałuję że nie trafiłem na silniejszego ode mnie. Nie byłbym teraz w środku tego jednego wielkiego stormshitu – wydusił z siebie, po czym wziął głęboki oddech. – Nie, żartuję. Nie bierz na poważnie tego, co mówię – dodał szybko, kiedy uświadomił sobie że powiedział o dwa słowa za dużo. Już jej wystarczyło, nie mógł dokładać jej kolejnych zmartwień, skoro już swoich miała po kokardę. A potem słuchał uważnie jej kolejnych słów, zerkając na nią kiedy wspomniała o denerwującej współlokatorce. Czy według niej to właśnie tym się znowu stali? Ludźmi, którzy dzielili ze sobą mieszkanie, przestrzeń i rachunki? A potem przez chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Cami, to już od dawna nie jest kwestia wyboru – stwierdził cicho, czując że pokonuje właśnie kolejny płotek w tym cholernym biegu z przeszkodami. Które zresztą sam sobie wrzuca pod nogi. – Nie jestem już na etapie, kiedy sam wybieram sobie co i kiedy mnie kontroluje – dodał spuszczając głowę. – A odwyk? Powiedziałem ci już, czego się boję. Ale jeszcze bardziej boję się tego, że po wszystkim wróciłbym do tego samego mroku, tyle że w pełni świadomy tego co się dzieje. Już nie będę miał swojego sposobu na zapomnienie – dodał po chwili. Brał, bo w ten sposób było mu tez po prostu łatwiej mierzyć się z tym wszystkim, co na siebie sprowadził. Co sprowadził na Cami, włączając w to samego siebie.
– Największy bałagan mam teraz w głowie. Jak mam czyścić cokolwiek wokół siebie? – spytał retorycznie. Dla niego nie było dobrej odpowiedzi na to pytanie. Nie odpowiedział na jej kolejne słowa, dając sobie chwilę na ochłonięcie. Prawdę mówiąc sam już dawno pogubił się w tym, który Luke jest który. Luke po dragach i alkoholu, Luke tylko po alkoholu czy ten całkiem trzeźwy? Czy na trzeźwo byłby w stanie odnaleźć się w tych samych relacjach, miejscach co kiedyś? Nie wiedział. Wiedział jedynie, że jego tęsknota za jej ramionami nie była wymyślona. Nie była złudą podpowiadaną mu przez mózg zatruty toksynami. Tego jednego akurat był pewien. Ale nie był pewien, czy powinien otrzymywać ukojenie tej tęsknoty. Zmieniło się między nimi tak dużo, a sytuacja między nimi ulega porządnemu przetasowaniu. Choć ja odtrącał, był jej wdzięczny za to, że wciąż przy nim była. Ale jednocześnie miał świadomość, że nie może jej przy sobie trzymać, że musi w końcu dać jej odejść.
– A potem? Nazwij to po imieniu, Cami – odezwał się, uznając że w końcu będą musieli kiedyś się z tym zmierzyć. Oboje. – Naprawdę jak myślisz o przyszłości, to widzisz tam jakieś kurwa chociaż jedno światełko? Powiedz szczerze – rzucił nagle, nie sugerując w żaden sposób czy mówi o przyszłości z nim, czy o przyszłości w ogóle. A kolejnych jej słów o telci już nie skomentował, pozwalając żeby przez chwilę zapanowała między nimi cisza przerywana jedynie tureckimi dialogami. Czuł się tak, jakby byli na ringu i na chwilę każde z nich wróciło do swojego kąta, żeby nabrać sił. Po prostu patrzył jeszcze na nią, myśląc o tym, co sam powiedział. Oczywiście, że wciąż o tym wszystkim pamiętał. Pamiętał gdzie miała najdrobniejsze znamię, pieprzyk. Jej ciało nigdy nie było dla niego tylko środkiem do uzyskania własnej przyjemności. I choć teraz było między nimi mrocznie, a niedopowiedzenie goniło niedopowiedzenie, nigdy nie stała się dla niego po prostu ciałem będącym obok. Tak naprawdę już dawno seks… no, tak naprawdę przestał być dla niego tylko seksem. Podczas jej nieobecności miał okazje, żeby sobie poruchać. Wciąż przecież zakładał w pracy maskę wesołego flirciarza, był na randce w ciemno… I tak, seks mógł być tylko nic nieznaczącą przyjemnością, ale nie mógłby być z inną kobietą, żeby nie myśleć o ułożeniu pieprzyków na plecach Cami. Jaką miałby mieć z tego przyjemność wiedząc, że ciało obok to nie Cami?
– Nie, nie rozumiesz – przerwał jej natychmiast kiwając głową. – Nie będziesz niczego planowała. Okej, projekt… „wątroba” i „rozprawa” możemy zrobić razem, ale z projektu „długi” jesteś wyłączona – dodał surowym korpo-tonem. – Jeden to taka płotka. Mój kumpel, więc oddam mu mój stary gramofon i powinno być okej – zmarszczył brwi na myśl o rozstaniu ze swoim ukochanym gramofonem, no ale cóż, sam sobie naważył tego piwa. – A ten drugi… nie wiem tak naprawdę. Polecił mi go jeden koleś, który… z którym nie mam teraz kontaktu – nie wiedział, czy gryzł trawę od spodu, czy szukał Nemo, ale równie dobrze mógł przecież być na odwyku w ośrodku zamkniętym, prawda? – Mówię serio, nie mieszasz się w to i koniec tematu – dokończył. – Na bank jesteś zmęczona, a jest już późno. Powinnaś się wyspać przed operacją – zarządził, wskazując głową na okno, za którym faktycznie widać było że zastała ich już noc.
ODPOWIEDZ