kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Karen zrobiła mu krzywdę, która w sumei niczym sie nie różniła od krzywdy fizycznej. Czasami krzywdy psychiczne potrafią odbijać się dosłownie na fizyczności, stres i ból zmienial się w prawdziwy ból, namacalny i często mógł prowadzić do śmierci. Udary i zawały też nie biorą się z niczego.
- Cieszę się, że nie próbowałeś skatować kogoś jeszcze - odpowiedziała, wznosząc na moment oczy ku niebu. - To że oni są źli, nie znaczy że też się musisz taki stawać, Luke - pokręciła powoli głową. A potem go słuchała z uniesionymi brwiami - a ty? Gdyby to ciebie nagle ktoś pobił tylko dlatego, że byłeś w tym samym barze? Jesteś pyskaty, mniej niż on? - no pokręciła głową, bo nie znajdowała usprawiedliwienia. - W sądzie też powinieneś to zrobić, nie chce cię martwić, ale skrucha lub jej brak ma ogoromny wpływ na to jak patrzy na ciebie sędzia. No chyba że już uważasz, że krzywdzenie fizyczne innych osób jest okej? Albo ci się należy, skoro ciebie też ktoś skrzywdził? - no zapytała, bo przecież… to była ta sama sytuacja co w shadow. Czy prochy w końcu zmuszą go do uderzenia Cami, żeby je dostać, czy tamte ultimatum może mieć inny wynik? Wetdy sie zawahał. W łazience widział tylko prochy. Jaki był następny krok?
- Trafiłeś na silniejszego Luke. Czego więcej chcesz, żeby ktoś cię zabił? Tak chcesz skończy.c, pobity w jakiejś śmierdzącej, ciemnej uliczce. Tak ma się kończyć twoje życie? Z jednej dziury w zupełnie inną? - pokręciła powoli głową. - Ehe, żartujesz. Zachowania autodestrukcyjne są przecież takie zabawne. Takie śmieszne. Możesz umrzeć za każdym razem, kiedy sięgasz po prochy z nieznanych źródeł. Haha. Zostawiasz Harry’ego i Penny bez opieki. Jak zabawnie. Zniszczysz życie tym, którym na tobie zależy. Ha ha ha - i w końcu rzuciła, oczywiście bez grama wesołości, powoli cedząc słowa, bo tak trudno było o tym myśleć i mówić. I chyba tylko dzięki temu nie dodała między słowami, że zostawi ją. Mimo że aż coś ją rozrywało w środku na te wszystkie wizje. A jego pesymizm nie pomagał, jego wizja czarnej dziury i braku nadziei ją przerażała.
- Czyli co, nawet nie spróbujesz? Nawet się nie postarasz? Po prostu wywalisz wszystko przez olkno i co? Wpadniesz znowu do tego szpitala, ale w czarnym worku? To ma być rozwiążanie? To ma być życie? - jeśli on sobie nie zadawał tych pytań, to ona zada. - Luke można się bać i robić rzeczy. Bać się i próbować. I można żyć, nie zapominając - dodała, kręcąc powoli głową. A potem westchnęła cicho - Po jednej rzeczy, Luke. Nie patrz na całość, rób coś każdego dnia. Byłeś… zacząłeś szukać grupy. To jedna rzecz.. Znalazłeś spotkanie. To druga rzecz. Poszedłeś na spotkanie, to trzecia rzecz. To trzy rzeczy mniej. A potem będzie sześć, osiem dziesięć, sto i tysiąc - odpowiedziała bardzo cicho, bo przecież nie było innej drogi. Całe życie wymagało pewnej pracy nad sobą, nad swoim losem i życiem. Nie można się poddawać, bo co z resztą życia?
- A potem robisz mi krzywdę, żeby je odzyskać. I robisz mi krzywdę biorąc je - odpowiedziała po chwili, lekko unosząc brodę. - Nie tylko siebie krzywdzisz swoim ćpaniem Luke, krzywdzisz wszystkich… których znasz - i którym na tobie zależy, ale tego nie powtórzyła. Bo już raz to powiedziała, ale… no teraz byłoby to zbyt oczywiste, że mówi o sobie. A to nie był czas na takie rozmowy. Ani takie myśli. - A co mam widzieć? Myślisz, że gdybym nie widziała szans i możliwości, to wciąż bym żyła i tu siedziała? - Tu, w Lorne Bay, ogólnie w życiu ,w jego mieszkaniu, wśród żywych. Intepretacji było wiele, a odpowiedzi wprost zero. Bo to nie był na nie czas. I momo że w jej spojrzeniu i tak mógł dostrzec dobrze znaną tęsknotę. I to nie za ruchaniem. Za czymś,l co nie wiadomo czy wciąż tu było. Ale czego nie miała odwagi sprawdzać, ani komentować. Więc mieli tylko to, spojrzenie i milion pytań.
- Nie Luke. Jestem obok. Jak okradną chatę to nam, jak ją podpalą to nam, jak się włamią połamać ci kolana, to myślisz że… - przerwała, uznając że tej wizji nie chce mówić na głos. - Jak przyjdą odebrać zapłatę, bo ciebie już nie będzie, też będą pukać do mnie i twojego rodzeństwa - więc dodała, bo to pezecież też miało sens. Dilerzy zawsze chcieli swój hajs, nie brali pod uwagę tego że go nie odzyskają. Więc rodzina i partne… współlokatorka też była narażona, więc pokręciła powoli głową. A potem westchneła. - Oddasz go do lombardu, a potem odkupisz. Jak już nie będziesz wydawać tyle hajsu na dragi - uniosła brwi, ale nie przepraszała go, nie mówiła że żaluje że ich nie zostawiła, tylko wszystkiego się pozbywała. - Musimy sprawdzić co to za koleś. Jak bardzo jest niebezpieczny, masz jakieś wtyki w policji? Jak nie to ja mam - westchnęła sobie cicho. - Przestań traktować mnie jak dziecko. Mówiłam ci, jestem tam gdzie chce być i jeśli chce się w coś mieszać, co jest dla mnie ważne, to się kurwa będę mieszać - podsymowała, a potem rzuciła w niego pustym opakowaniem po galaretce. - I pójdę spać jak będę miała na to ochotę - i dodała, jak obrażona księżniczka, wpatrując się w niego z irytacją. - I sam idź spać, jak jest tak późno - i dodała, powstrzymując się przed pokazaniem mu języka. Chociaż kusiło. Nawet jeśli faktycznie była wyczerpana i tylko wzbudzenie i adrenalinay trzymały ją jeszcze w świecie nieśpiących ludzi.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- A może wcale nie różnię się od nich tak, jak mi się wydaje - westchnął, no bo kim on był żeby przesądzać o tym, czy był złym czy dobrym człowiekiem? Jak Cami mogła uznawać, że nie jest taki jak jego biologiczni starzy, skoro przez większość spędzanego razem czasu zachowywał się wobec niej jak chuj? Czy jeszcze nie było dla niego za późno na skruchę? Słuchaj jej uważnie, nie odpowiadając od razu. - Okej. Przeproszę go, myślę że mogę to zrobić - odezwał się w końcu, po czym posłał jej długie spojrzenie. - Ale oboje wiemy, że czasami 'przepraszam' to za mało - dodał, mając na myśli oczywiście setki swoich przeprosin, pomimo których Cami i tak wciąż miała w pamięci wszystkie chujowe zachowania i teksty z jego strony. Ale nie liczył na odpowiedź, wiedział że to już zahaczał o rozmowy o nich.
- Moje życie i tak już dawno się skończyło, Cami. Teraz już tylko dryfuję i staram się utrzymać na powierzchni - odparł, a na kolejne jej słowa pokręcił kilkukrotnie głową. Kiedy on o tym mówił, w jego głowie nie brzmiało to aż tak brutalnie. Brzmiało normalnie, jak naturalna kolej rzeczy. Ale kiedy wybrzmiało to z ust Cami... Poczuł wewnętrzny ucisk, mimo że nie powiedziała przecież, że to ona może cierpieć kiedy jeśli on... - Nie chcę o tym gadać. Jeszcze tu jestem - zaznaczył, odrywając na chwilę wzrok od niej i spoglądając w okno. Nie chciał, żeby zaczęli wkraczać na takie grube tematy, kiedy ona miała odpoczywać przed operacją. I tak czuł się już wystarczająco źle z tym, że jej dowalał problemów ze swojego ogródka do jej. Nie chciał tego robić, nie kiedy sama ledwo się trzymała.
- Cami, jak na razie to ty wpadłaś do tego szpitala już po raz drugi w taki krótkim czasie. Tym się teraz powinniśmy zajmować - powiedział stanowczo, bo nie powinni znowu skupiać się na nim. Nie chciał, żeby jego problemy znowu przyćmiły jej zdrowie. - Pomyślę o tym, okej? O odwyku - dodał po chwili. - O grupie wsparcia też parę tygodni temu nie było mowy, a teraz... Chcę się tam przejść jeszcze raz. Nawet jeśli znowu mam się nie odezwać ani słowem - dodał. Idea spotkań też musiała w nim dojrzeć... Może podobnie będzie z odwykiem. Może potrzebował jeszcze chwili, żeby poczuł że to jego decyzja, a nie działania podjęte żeby kogokolwiek zadowolić.
Przymknął oczy, kiedy usłyszał jak nazywa rzeczy po imieniu. O robieniu krzywdy. Przez chwilę miał wrażenie, że oberwał tak mocno, że aż mu zabrakło tchu. - Robię ci krzywdę - powtórzył za nią. Ale wiedział, że jeśli zacznie jej znowu mówić, że powinna od niego odejść, uciekać... to nic to nie da. - Nie powinno tak być. Nie powinno Ci zależeć bardziej niż mi - stwierdził coś bardzo oczywistego, ale jednocześnie uświadamiającego mu, że Cami sama ciągnęła ten wózek. I że może drogą do zaprzestania krzywdzenia jej było zdejmowanie z niej tego ciężaru, krok po kroku...
- Obiecuję ci, że żadna z tych rzeczy się nie wydarzy. Spłacę ten hajs choćbym miał sprzedać nerkę w darknecie - odparł natychmiast, w ogóle nie chcąc dopuścić do siebie tych wszystkich scenariuszy. - Zacznę brać dodatkowe zmiany w Shadow. Może zaczepię się też gdzieś indziej, nawet na 1/4 etatu. Może....nie wiem, może nawet pożyczę od starych. Ale przysięgam ci, że włos ci z głowy nie spadnie - zaznaczył pewnie... choć te wszystkie plany mógłby równie dobrze wyrysować patykiem na piachu. Taką miały trwałość, zwłaszcza że każdy zastrzyk gotówki przeznacza głównie na dragi. A opcja z gramofonem wydawała mu się okej. Przynajmniej dawałaby jakąś złudę, że faktycznie kiedyś odzyska wartościowe dla niego przedmioty. - Nie, nie mam... A ty skąd masz? - zmarszczył brwi, zastanawiając się gdzie Cami nie miała wtyk. Pewnie było bardzo mało takich miejsc. Zbiła go z tropu mówiąc, że miesza się w to, co dla niej ważne, więc pozwolił żeby pusty kubeczek odbił się od niego i upadł na ziemię. - Ja pierdolę. Jesteś gorsza niż mucha brzęcząca za uchem - wywrócił oczami, wzdychając sobie pod nosem. Odganiał ją i odganiał, a ona uparcie nie chciała sobie nigdzie odlecieć. Za to lepy na muchy omijała z dokładnością sapera. - W zasadzie tak, jestem mega śpiący. Ale nie zasnę dopóki ty nie zaśniesz - skrzyżował ręce na klacie i rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu. - Ja też potrafię być upartą suką - uniósł lekko brew.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
On sobie tak rzucił, a ona się wychyliła i pacnęła go ręką w głowę. I rzuciła mu zirytowane spojrzenie, bo chyba tu ją kiepsko słuchał, skoro ciągle mówiła jak to on ma wpływ na to kim i jaki jest, a on wciąż i wciąż zatrzymywał się na to na co był skazany. A to nieprawda.
- Nawet jeśli to będzie za mało, to zawsze to coś więcej niż nic - przypomniała mu. Coś niewielkiego. Jak pocałunek, dający nadzieję, jak słowa wiary, nawet jeśli okraszone srogim opierdolem. Jak bycie obok, bez deklaracji i wyjaśnień.
- Gówno prawda - podsumowała. - Po prostu znowu łatwiej ci rzucać wymówki i nie robić nic, pozwalać sobie na najgorsze. Nie wiem czy to objaw depresji, czy tylko jakiejś rezygnacji, ale weź w końcu tą odpowiedzialność za swoje pieprzone życie - no zdenerwowała się, bo mogła go prosić i prosić, żeby walczył i wierzył, ale z takim myśleniem, to przecież nie zostawało mu nic jak ćpanie i użalanie się nad sobą. A jak widać nawet ona nie zawsze była w stanie fizycznie i psychicznie utrzymać go na powierzchni.
- No to może kurwa się postaraj żebyto nie było ‘tu tkwie i egzystuje’, a ‘tu czuje i żyje’ - podsumowała, a potem pokręciła lekko głową. A potem westchnęła. - Luke, to wszystko to bajzel w moim życiu, ale nie leżę na żadnej ziemi naćpana, udając że one nie istnieją. Tylko je rozwiązuje, je i wszystkie pieprzone komplikacje po drodze - no wskazała na siebie, bo to właśnie była jedna z tych komplikacji. Poza tym Luke doskonale wiedział, że Cami lubi mieć kontrolę, lubi panować nad wszystkim i cóż, jak się miała relaksować, skoro tutaj tyle rzeczy wymykało się właśnie spod niej?
- Po mojej operacji, w drodze do mieszkania, podjedziemy pod ten adres. Ty pójdziesz na spotkanie, ja poczekam w aucie. I wrócimy do domu - zdecydowała, nawet nie biorąc pod uwagę że będzie inaczej. Zresztą z tym wszystkim miał przecież związane uczucia, które dobrze by się odnalazły właśnie na spotkaniu. To była droga, którą sam musiał podejmować, ale ona może na niego poczekać w aucie i chociaż w ten sposób mu pomóc.
- Tak robisz. Za każdym razem coraz większą, ale nie waż się używać tego tylko do użalania się nad sobą. Ja nie jestem Erin i ty też nią nie zostaniesz - przypomniała mu. A potem słuchała go, tak z krzywym uśmiechem. - Nie, nie zaczniesz - pokręciła powoli głową. - Pożyczysz od starych, żeby ich spłacić jak najszybciej. Potem skupisz się na tym żeby znowu być czystym. A jak już przestaniesz wydawać hajs na kolejne ćpanie, pomyślimy jak zarobić i się nie narobić. Na pewno da się wymyślić coś prostego, a potem im oddasz - skinęła lekko głową, bo to brzmiało jak dobry plan. - Ewentualnie zobaczymy co jeszcze da się zastawić.. i jak już będziesz trzeżwy i czysty, to możesz za grubszą stawkę pobawić się w ubera pod shadow. Są hojni w napiwkach za alkohol, za to też mogą być - przyznała, bo oczywiście, że chciała szukać rozwiązań. Pomyślała też, że sama może coś z rodzinnej chaty sprzedać do lombardu i mu pomóc.. tak w ramach dorzucenia się za te wszystkie lata nieregularnych wpłat za czynsz, etc. Albo ich brak raczej….
- O proszę cię, ja miałabym nie mieć wtyk tu i tam - spojrzała na niego znudzona. Ale no, chociażby Preston, skoro raz był jej bohaterem, mógł nim zostać po raz kolejny. Faceci to lubią przecież.
- Sam jesteś muchą - podsumowała, a potem rzuciła w niego drugim pudełkiem po galaretce, bo muchy były obleśne i co to za porównanie! A potem zmrużyła oczy.
- To super, oboje nie będziemy spać - podsumowała, układając się na łóżku bardziej do leżącej pozycji i odsuwając stolik z jedzeniem i piciem na bok. A potem podciągnęła kołdrę nieco wyżej. - W szafie podobno są koce, weź jeden mi i sobie - i dodała, bo w sumie nie powie mu, że ma się koło niej położyć, bo przecież… no była na niego zła, okej. Więc tak, może i miał spać w fotelu, ale nie musiał marznąć. A jej w sumie też koc nie zaszkodzi, co nie. I ledwo co zdążył jej dać koc, a jej oczy już zaczęły sobie lecieć w dół…. i po chwili już spała, faktycznie absolutnie wyczerpana tym dniem. Tygodniem. Miesiącem.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Zmarszczył czoło, kiedy od niej oberwał. Oczywiście, że najprościej było mu zrzucić wszystko na geny, środowisko i retrogradację Merkurego, niż wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności za swoje życie i wybory. Łatwiej było po prostu położyć się i dać się opatulić temu mrokowi, który był przecież mu już tak dobrze znany. I tak, prawdopodobnie powinien udać się do psychiatry, po odpowiednie leki, co było dla niego porównywalnie trudne co pójście na odwyk. Był z niego uparty skurwiel, który żył w przekonaniu, że chorowanie jest tylko wtedy, kiedy masz ujebaną nogę, a nie kiedy źle się dzieje w głowie…
– I co, zawsze byłaś taka hop do przodu przy rozwiązywaniu problemów? Bo wydaje mi się, że jeszcze nie tak dawno temu sama byłaś mistrzynią udawania, że świat wokół ciebie nie płonie – odparł z lekką złością. Nie chodziło mu o wyciąganie historii z jej życie i walenie nimi jej prosto w twarz, a o pokazanie, że sprzątanie swojego życia to proces. Że nie tak łatwo przejść z trybu „uciekaj” do trybu „walcz”. W tym momencie to Luke był bardziej… Cami, niż ona sama.
– I co, będziesz sterczała w aucie pod kościołem, żeby poczekać na gościa, który sobie pomilczy przez godzinę w towarzystwie paru ćpunów? Naprawdę musimy znaleźć ci jakieś hobby… – pokręcił głową, choć tak, sama świadomość jej obecności gdzieś niedaleko, na pewno byłaby dla niego cholernie wspierająca. Ale nie chciał być dla niej jak pijawka, która wysysała z niej resztki energii, pozbawiała czasu. Więc oczywiście nie przyzna się do tego na głos.
– Oj nie jesteś nią. O kurwa, nie. Jesteście na dwóch różnych biegunach – odparł z lekkim rozbawieniem, będąc w stanie wymienić z marszu co najmniej kilkadziesiąt różnic. Za to potem mina mu zrzedła, kiedy zaczęła przedstawiać swój plan działania. – To będzie takie upokarzające. Zwracać się do mojego starego po hajs. Przecież od razu zacznie pytać na co mi tyle kasy – stwierdził, ale z dwojga złego lepiej spłacać ojca niż dilera, który w sumie nie wiadomo, do czego był zdolny. I stary przynajmniej nie policzy mu procentu godnego prawdziwego lichwiarza… A potem słuchał jej dalej, oczywiście wywracając oczami co pięć sekund… no bo przecież nie powie głośno, że ma dobre pomysły. – Odwyk też kosztuje – przypomniał jej, o dziwo dorzucając ten temat do kwestii planów. O dziwo w jego głowie to wszystko zaczynało mieć ręce i nogi. I naprawdę brzmiało jak całkiem dobry plan. Coś, co faktycznie mogli się udać.
– Jakiś twój były pracuje w policji? – wypalił, zanim zdążył się zorientować, że w ogóle cokolwiek wypływa z jego ust. Ale zrobił dobrą minę do złej gry i udawał, że to było poważne, zaplanowane pytanie.
Parsknął śmiechem, tym razem robiąc unik przed galaretką. Następnie zgodnie z instrukcją wziął z szafy dwa koce, przykrywając ją jednym z nich. I tak samo jak kiedyś opatulił ją mocno, z każdej strony, po czym nachylił się lekko tuż nad nią. – Małe, wkurzające burrito – podsumował, a potem sam walnął się w fotelu, przykrył i nawet nie wiedział, kiedy sam już odpłynął. Obudził się po jakimś czasie. Nie miał pojęcia, jak długo spał, ale na szpitalnym korytarzu już nikt się nie kręcił, a za oknem wciąż było ciemno. Spojrzał na śpiącą Cami, nachylając się lekko w jej stronę, jakby chciał się upewnić czy na pewno spokojnie śpi i o niczym złym nie śni. Następnie odkopał się z koca, czując że raptem zrobiło mu się okropnie gorąco. Wstał z miejsca i najpierw przeszedł do okna, które nie dało się otworzyć, a potem przeszedł do łazienki żeby ochlapać twarz zimną wodą… co skończyło się tym, że przez kilka dobrych minut trzymał głowę pod lodowatym strumieniem.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Cami westchnęła teatralnie. - I co to ma wspólnego z tobą? Dlatego możesz sobie nie radzić, bo jakaś laska nie popełniała najlepszych decyzji w życiu? - zapytała, nieco znudzona oczywiście. Bo mógł sobie to usprawiedliwiać jak chciał, w prawo, w lewo i te pe, ale nijak się to miało do tego, że sam powinien o siebie walczyć.
- Będę podglądać ludzi przechodzących obok i wymyślać im najgłupsze życiowe problemy, którymi na bank się akurat przejmują - odpowiedziała, oczywiście żebymu po prostu zrobić na przekór. Poza tym mogła też posłuchać sobie muzyki, przespać się, no było sporo opcji.
- No i co z tego. I tak uważa cię za czarną owcę, co za różnica jeśli doda do tego jeszcze dwie rzeczy. I co z tego że się dowie? Jeśli jest w nim chociaż iskra przyzwoitości, doceni że starasz się w końcu rozwiązać swoje problemy walcząc o siebie - wzniosła oczy ku niebu, bo co z tego, że będzie go miał za… co właściwie? Nieudacznika? Ofermę? Ćpuna? Rozczarowanie? Bo niby teraz nie miał i nie pozwalał żeby Luke się tak czuł przez całe życie? Teraz przynajmniej Luke coś na tym zyska.
- To ja za niego zapłacę, żebyś miał większą motywację żeby tego nie powtarzać i nie zmarnować - odpowiedziała szeptem, chociaż nie żartowała w tym momencie. Bo czemu nie? On płacił tyle za mieszkanie, odwyk i tak pewnie wyszedłby ją taniej, niż oddawanie mu za czynsz i rachunki przez ten ponad rok, co nie.
- Ile ty myślisz że ja mam tych eksów, nie miałam tyle czasu na bycie w związku ze swoim nomadowym trybem życia - podsumowała, no i pewnie jest lepsza odmiana tego słowa, ale nieważne, nie chce mi się już myśleć na dziś, ile można. Zwłaszcza że jutro dopiero środa.
A potem pozwoliła się zawinąć w burrito i nie skomentowała ani jego słów, ani jego bliskości. Po raz kolejny pozwoliła, żeby odrobina czułości po prostu sobie trwała między nimi. A potem zasnęła i przebudziła się niespokojnie, widząc że Luke’a nie ma na jego miejscu. Zmarszczyła brwi, rozejrzała się i wtedy usłyszała hałas w łazience. Podniosła się z łóżka, zastanawiając przez chwile co ma zrobić z tym cholernym cewnikiem, ale skrzywiła się i po prostu zabrała ten worek ze sobą. So much fun. Potarła zaspane oczy, ziewnęła, a potem podeszła ostrożnie do drzwi łazienki, oparła się o próg jedną ręką i spojrzała na niego.
- Luke? - i tylko zapytała cicho, nie wiedząc co się działo.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Ty na wszystko masz gotową odpowiedź, co? – westchnął teatralnie myśląc teraz o tym, że rzeczywiście łatwiej byłoby pójść na ten odwyk niż wygrać z nią jakąkolwiek dyskusję. Bez problemu odbijała każdy jego argument i sam już nie wiedział, z której jeszcze strony mógłby ją ukąsić.
– Okej. Niech będzie. W drodze ze szpitala podjedziemy na spotkanie. Ale wiedz, że uważam to za poroniony pomysł, bo nawet jak lekarze puszczą cię do domu, to nie będzie oznaczało że od razu będziesz mogła wrócić do normalnego życia – przypomniał jej. Spacerki z Harry’m jeszcze spoko, ale na pewno nie puściłby jej od razu do pracy w klubie, gdzie może – nawet przypadkiem – zostać przez kogoś pchnięta. – Mówię serio, Cami. Masz leżeć w domu dopóki nie poczujesz się zupełnie dobrze – zapowiedział z poważnym wyrazem twarzy. Jak będzie trzeba to sam jeszcze weźmie parę dni wolnego w Shadow albo dogada się z kimś, kto go jeszcze przez jakiś czas pozastępuje go na zmianach.
Przez chwilę siedział w milczeniu, analizując jej słowa i starając się oswoić z myślą, że będzie musiał zwrócić się do swojego ojca o… ugh, ledwo mu to w ogóle przechodziło przez zwoje mózgowe. Szczerze, nie wiedział czy jego stary klasyfikuje się na przyzwoitego człowieka. Dla większości ludzi pewnie tak, ale Luke miał wrażenie że dla jego ojca będzie to tylko potwierdzeniem, że ten jeden syn mu się nie udał. A nawet nie był jego… Ale istniała też możliwość, że Luke był tak zafiksowany na tym, że stary go nie trawi, że nie dopuszczał do siebie myśli że pan Winfield może darzyć go jakimiś ciepłymi uczuciami. A może właśnie by się zdziwił…
– Daj spokój, Cami. Nie musisz tego robić – odparł z lekkim uśmiechem, no bo osatnie czego chciał, to narobienie sobie długów jeszcze u niej. Nie wiedział jaką miała teraz sytuację finansową, ale podejrzewał że w Shadow nie zarabiała na tyle dużo, żeby lekką ręką zapłacić swojemu… współlokatorowi za odwyk. To kosztowało wcale nie takie małe sumy.
– Czyli nie eks – podsumował, nie chcąc brnąć dalej w tematy eksów, bo to nie był dobry czas na to. W zasadzie nigdy nie był, bo teraz już wiedział, że czasami lepiej żeby przeszłość pozostawała tą przeszłością.
Lodowata woda dała mu chwilowe ukojenie. Chwycił za ręcznik i przetarł nim trochę włosy, kiedy usłyszał za sobą swoje imię. Odwrócił się powoli i resztkami sił posłal Cami łagodny uśmiech.
– Wszystko okej. Musiałem tylko… przemyć twarz – stwierdził, czując jak z włosów jeszcze trochę kapała mu woda. – Co ty tu robisz w ogóle, wracaj do łóżka, a sio. Zaraz do ciebie wrócę – zapewnił odkładając ręcznik i opierając się o umywalkę. W pewnym momencie chwycił za skrawek koszulki na swojej klatce piersiowej i parokrotnie nim pomachał, jakby chciał sobie zapewnić tam dopływ powietrza. – Po prostu strasznie tu gorąco, co? Może dałoby się trochę przykręcić temperaturę… – zerknął na łazienkowy grzejnik, który oczywiście wskazywał na zero. – Wracaj, proszę cię – powtórzył, a sam najpierw oparł się plecami o zimną ścianę, a po chwili zjechał na dół tyłkiem, wzdłuż niej, prosto na podłogę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Oczywiście, że Cami była świetna w te klocki. Nie mogłaby tyle lat uciekać od samej siebie i odpowiedzialności za swoje czyny bez tego. Musiała się nauczyć być tak przekonująca, żeby przekonać całą siebie i cały świat wokół niej. I działało, była w tym mistrzynią. Dopiero kiedy miała mówić coś prawdziwego i od serca - dopiero wtedy przychodziła panika, stres i cóż. Dlatego nie skomentowała jego nakazu oszczędzania się. Uznała, że zobaczy jak będzie, w końcu operacja… no to ryzyko, nie. Skomplikowane sprawy, czasem ktoś się nigdy nie budzi po znieczuleniu albo umiera na sali. Ale nie chciała tego na głos mówić. One day at the time.
- To nie podlega dyskusji, A biorąc pod uwagę, że nie zawsze się wyrabiałam z płaceniem czynszu, to to i tak będzie niska cena w tym zestawieniu - przypomniała mu i nawet uśmiechnęła się leniwie, trochę drapieżnie. Tak, zapłaci za niego, a on nie musi już jej za to nic zwracać, bo cóż, miała u niego wielki kredyt, co nie. A kwestia jej własnych długów to inna sprawa. Od tego ma się bogatą rodzinę, żeby sobie radzić. Chociaż no, tu chciała sobie radzić z jego problemami, nie swoimi.. ale zawsze mogła wrócić do sekstelefonu, czy coś. No się zobaczy.
No i dobra, nie przedłużając, w łazience przyglądała mu się uważnie - nie wyglądasz okej - przyznała, zmartwiona. A potem kiedy ją odesłał, chwile stała, wysłychała jego kolejnych słów i kolejnego pogonienia.. no i faktycznie poszła w stronę łóżka, ale tylko po to, żeby wziąć jeden koc i drugi, a potem z nimi wrócić do łazienki. Rzuciła je na ziemię koło niego, a potem złapała go za kolano, żeby się podeprzeć przy ostrożnym siadaniu obok. Na kocu, w sensie. A potem spojrzała na niego, nie zabierając dłoni z jego kolana. - Jest ci tak gorąco, bo coś tu znalazłeś do ćpania, czy dlatego że nie znalazłes? - zapytała cicho, a potem zabrała dłoń z jego kolana tylko po to, żeby odwrócić ją wierzchem dłoni do góry i rozczapierzając palce, tak żeby Luke wiedział, że może ją złapać za tą dłoń, spleść swoje palce z niej… i kto wie. - Jak chcesz to możesz też usiąść pod prysznicem - dodała cicho, bo chciała mu jakoś pomóc. Jakkolwiek.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Zerknął na nią zaskoczony, kiedy wspomniała o czynszu. - W normalnych okolicznościach nie chciałbym nigdy od ciebie zwrotu tej kasy - zaznaczył. Skoro nie polegało to dyskusji, to nie oponował. Ale chciał zaznaczyć że gdyby naprawdę nie był w potrzebie, nie oczekiwałby że Cami spłaci mu połowę wszystkich rachunków i czynszu. Tak, od kiedy razem zamieszkali marudził, że nie płaci. Pewnie nawet na początku kolekcjonował wszystkie rachunki, aż w końcu je wszystkie wyjebał. Nie chciał być jednym z tych małostkosych gości... nie po tym, co aktualnie dla niego robiła.
Nie skomentował jej słów, nie było sensu zapewniać już, że wszystko gra, skoro ewidentnie tak nie było. Czuł się jak gówno i pewnie tak też teraz wyglądał. Odetchnął z ulgą, kiedy na moment wróciła do drugiego pomieszczenia. A kiedy wróciła, z kocami zwiastującymi to, że chce tu z nim posiedzieć, jęknął pod nosem. - Nie, żadnego nocnego czuwania, to nie jest jakiś jebany obóz ani kolonie. Jutro masz operację - przypomniał jej, a kiedy spytała go o dragi, spojrzał na nią hardo, starając się nie rozproszyć zbyt mocno jej dłonią znajdującą się na jego kolanie. - Niczego nie znalazłem. Nie wychodziłem z twojego pokoju. Powiedziałem że nie wyjdę, to nie wychodziłem - stwierdził stanowczo. - Tom będzie dopiero rano - dodał, żeby wiedziała że nie schodził na dół nawet po przywiezione rzeczy. W międzyczasie instynktownie odszukał jej dłoń i splótł swoje palce z jej. Początkowo lekko, ale przy każdej kolejnej fali bólu jego dłoń mocniej zaciskała się na jej dłoni. Po jej słowach o prysznicu po dłuższej chwili puścił jej dłoń i na czworakach podreptał pod prysznic, który na szczęście nie miał żadnych pułapek typu brodzik. Usiadł sobie w nim opierając się plecami o ścianę, wciąż w ubraniach, po tym resztkami sił włączył zimną wodę. Przez dłuższą chwilę delektował się tym chłodem, aż w końcu zakręcił wodę, kiedy poczuł że ten - dosłownie - zimny prysznic odrobinę mu pomógł. - Nie powinnaś mnie oglądać w takim stanie. Nie chcę, żebyś mnie takim oglądała - odezwał się po chwili, powoli przekręcając głowę w jej stronę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
A Cami nie skomentowała już kwestii zwrotu hajsu, ani tego czy powinna to zrobić czy nie. Między nimi było zbyt wiele niewiadomych, bo przecież Luke sam jej mówił, że ją nienawidzi, nie? Że ma wypierdalać z jego chaty, że jej tam nie chce i też dlatego, że nie płaciła, a on chciał wziąć kogoś, kto będzie w stanie to robić? No ale żeby się tego dowiedzieć, musiałaby najpierw zadawać pytania, które wymagały też przy okazji jej odpowiedzi. Więc ten domek z kart na razie musiał sobie tak stać, chwiejnie, w jednym miejscu, nawet nie na taśmę i ślinę. Po prostu… tak. Musiał.
- No właśnie, mam operację więc się wyśpię i na niej po niej - przypomniała mu - przynajmniej będę smacznie spać i nie myśleć o tym, że cała sala operacyjna zobaczy moje cycki - no dobra, pewnie wymyślała i wcale ich nie będzie widać ,bo zawsze pacjenci są przykryci tymi tymi i tylko operowany fragment ciała jest widoczny.. a przynajmniej tak jest w chirurgach, co nie. Więc ja im wierze. Poza tym chciała go trochę rozproszyć.
- Okej, wierzę ci - odpowiedziała, zanim o tym pomyślała. A potem zabrała dłoń z jego kolana i zaoferowała mu inne wsparcie, też bez myślenia. Zresztą wiedziała jak wyglądają jego oczy po prochach, jak po lekach, jak po innych dopalaczach, wiedziała jak po alko.. znała jego ciało. Jego dobre i złe momenty. Odsłony. Chwile. I kiedy on zacisnął mocniej dłoń, ona swoją też mocniej zaciskała, aż im pobielały knykcie. Ale mogła nawet stracić teraz czucie w palcach, nie dbała o to. No dobra, może gdyby jej coś złamał, to jednak by się przejęła, ale wierzyła, że tego nie zrobi, okej. I tak, wiem, psuje moment. Który po chwili się skończył, bo Luke podczłapał do prysznica.. a ona za nim, przesuwając się z kocem tym razem pod tą ścianę obok niego. A potem znowu wyciągnęła rękę i złapała jego dłoń, znów splatając ich palce ze sobą i mocno je ściskając. - Za późno, widziałam cię już rzygającego na prawo i lewo, to też jakoś przeżyje - podsumowała cicho, gdzieś między słowami w końcu przyznając się do tego, że się nim zaopiekowała tamtej nocy po jego szalonej domówce.
- Ten stan to walka o siebie, Luke. To stan w którym musisz teraz być. Wytrzymasz to. Dasz radę - zapewniła go cichym, spokojnym głosem. Wyciągnęła nogi przed siebie, oparła się o ścianę za sobą i też odwróciła głowę w jego stronę, przesuwając powoli wzrokiem po jego twarzy, ciele, po ich splecionych dłoniach. - Poza tym od kiedy ja słucham się tego co ty chcesz? - dodała ciszej, przenosząc wzrok na jego oczy.. . i przez moment w nie patrząc, chcąc powiedzieć na głos słowa, których wiedziała, że nie powinna wypowiadać. Nie przy nim, nie teraz. Nie kiedy był w tym stanie. Nawet jeśli tak głupio wypaplała je przy innych osobach... no nie mogła już sobie nigdzie ufać, okej. - Ja też wyglądam jak gówno teraz - więc dodała zamiast tego to - ale coś z tym robię żeby to zmienić. Twoja kolej - i dodała, zagryzając wargi i po prostu patrząc w te jego nieszczęśliwe, smutne oczyska.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Well… Cami dobrze wiedziała, jak go rozproszyć i jak oderwać jego myśli od tego gówna, w jakim się obecnie taplał jak pojebany. Uniósł lekko brew kiedy wspomniała o cyckach, robiąc minę pt. „zaintrygowałaś mnie”. – Mówisz tak, jakby to był jakiś powód do wstydu. Masz super cycki i powinnaś je pokazywać światu jak najczęściej, zaufaj mi – na potwierdzenie swoich własnych mądrości przytaknął głową, przybierając minę antycznego filozofa. On też wciąż bardzo dobrze pamiętał jej ciało, każdy jego detal. Uświadomił sobie, że cholernie tęsknił za ich wieczornymi rozmowami, kiedy śpiąc po znajomych na materacu mógł po prostu wyciągnąć rękę i czuć jej ciepło. A potem z lubością pokazywać jej, jak bardzo go pociągała.
Odetchnął z ulgą, kiedy oznajmiła, że mu wierzy. Po raz pierwszy od bardzo dawna przyłapał się na tym, że zależało mu na tym, żeby wiedziała że jest czysty, że o coś go poprosiła, więc jej posłuchał, że tym razem naprawdę się starał. Nawet, jeśli oznaczało to, że musiał mierzyć się z tym cholernym bólem, przybierającym postać fizyczną i psychiczną. Ale walczył. Dlatego siedząc już po prysznicem po prostu wciąż trzymał ją za rękę, powoli zdając sobie sprawę z tego, że we dwójkę ta walka jest po prostu łatwiejsza. Zerknął na nią, kiedy przyznała się do opieki nad nim. Wiedział, że była to jej sprawka, ale dopiero pierwszy raz nie droczyła się z nim mówiąc mu, że to któryś z tych randomowych ludzi, których im sprowadził na chatę. – Mam nadzieję, że chociaż przepłukałem usta zanim się do ciebie odezwałem – podsumował, starając się wysilić na żarcik. Oczywiście miał mnóstwo pytań, które nasuwały mu się teraz na usta, ale zamiast je zadać po prostu jeszcze mocniej splótł swoje palce z jej.
– To tak cholernie boli, Cami. Tu w środku – lekko uniósł ich splecione dłonie i na chwilę przyłożył je do swojej klatki piersiowej. – Czuję się tak, jakby ktoś mnie podpalał od środka – dodał, ponownie odkładając ich dłonie na podłogę, wciąż na nią patrząc. – Nigdy w niczym się mnie nie posłuchałaś. I patrz jak skończyłaś, w smutnym brodziku z jeszcze smutniejszym gościem – roześmiał się lekko, nie potrafiąc odwrócić od niej wzroku, kiedy patrzyła na niego w taki przeszywający sposób. Nie wiedział, o czym teraz myślała, za to jemu po głowie chodziła tylko jedna myśl – że to jej spojrzenie było dla niego bardzo kojące. Może nawet bardziej niż to, czego domagał się teraz jego organizm. – Nieprawda. Wyglądasz całkiem nieźle jak na laskę, która nosi przy sobie worek z moczem – stwierdził z rozbawieniem, dumny ze swojego żartu. A następnie spoważniał, widząc jak zagryza wargę, jak na niego patrzy. I niewiele myśląc po prostu lekko nachylił się w jej stronę, muskając delikatnie jej wargi. Pocałował ją lekko, nienachalnie… aż w końcu po krótkiej chwili oderwał się od niej, niemalże zszokowany tym, co właśnie zrobił. – O kurwa. Sorry. Te wszystkie mądre słowa tak na mnie podziałały – stwierdził starając się obrócić to w żart, jednocześnie odwracając wzrok gdzieś na bok.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Cami to generalnie powinna dostać jakąś odznakę zaklinacza Luke’a, skoro wiedziała jak go wkurwić, wiedziała jak go uspokoić, wiedziała jak go do czegoś zmotywować i jak rozproszyć. Powinna to sobie wpisać w cv, chociaż były to zdolności absolutnie bezużyteczne na rynku pracy. A może wcale nie, może właśnie były bardzo przydatne, bo oznaczały, że jest przenikliwą, doskonałą obserwatorką, która potrafi wyciągać dobre wnioski i usprawniać współpracę.
- Nie kiedy jestem nieprzytomna i będą mnie nacinać i dźgać - skrzywiła się, bo to zdecydowanie nie były kuszące wizje. Oczywiście że Cami obawiała się operacji, przecież tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Mogła umrzeć na stole lub się nigdy nie obudzić, a na pytanie czemu tak się stało, mogli nigdy nie poznać odpowiedzi. Więc musiała bagatelizować sytuację i odsuwać od siebie jak najdalej. Paradoksalnie to, że zajmowała się Lukiem i jego problemami trochę pomagało uśpić własne obawy i demony.
- Odważne że sądzisz, że się odezwałeś. No chyba że wiesz, któryś z tych twoich kumpli został z tobą na dłuższe pogaduszki - i dodała z małym błyskiem w oku, znów uciekając do ich starej dobrej gry w przekomarzania. I tak, to oznaczało też, że to nie był czas, ani miejsce na takie poważne rozkminy.
- Oddychaj, Luke - poprosiła cicho - po prostu oddychaj. Powoli, wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Jeśli wytrzymasz, ból w końcu minie. Jak nie… to tylko będziesz go od siebie odsuwać, a on ciągle będzie wracać - odpowiedziała cicho, pozwalając mu na moment przemieścić ich dłonie, a potem odłożyć na kafelki znów. I zacisnęła nieco mocniej swoją dłoń, dając mu znak, że wciąż tu jest.
- Fajnie gdyby to było takie proste. Ale nie to że tu jestem zaczęło się jeszcze przed moim urodzeniem, w loterii genetycznej - przyznała, krzywiąc się lekko, że jej to wypominał. Nie znosiła być uzależniona od czegoś, więc ten worek też ją bardzo wkurwiał. Ale hej, musieli wiedzieć, jeśli pojawi się niewydolność nerek, co nie. - Fuj - i tylko skomentowała jego żarcik, unosząc lekko brew… a potem.. a potem na moment zamarła i pozwoliła się pocałować. delikatnie odwzajemniając ten pocałunek. A potem przez chwilę na niego patrzyła, zanim się nie odezwała. - Prysznic pomaga?- zapytała cicho, bo woda wciąż leciała, więc przecież powinna się bać o jego stan, czy tu nie zamarza, czy nie nabawi się czegoś… no musiała się skupić na czymkolwiek, co jest tu i teraz, a nie na tym pocałunku. Luke był na głodzie i desperacko potrzebował serotoniny i innych używek. Nie mogła temu dopisywać niczego więcej przecież. Przecież jej nienawidził. Przecież spała z innym, co dla niego przekreślało.. wszystko.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Spojrzał na nią z troską, kiedy wspomniała o nacinaniu i dźganiu. Wyczuwał, że mówiąc o tym wszystkim w ten sposób próbowała oswoić temat operacji, żeby wydawał jej się choć trochę mniej przerażający. Wątpił jednak, że próby wmawiania jej, że nie ma się czego bać, cokolwiek by zdziałały. Sam cholernie bał się tej operacji, był świadomy wszystkich ryzyk. Dlatego nie chciał bagatelizować jej strachu jakimiś słabymi tekstami.
– Szczerze? Nie znałem żadnego z tych typów ani tych lasek. Kojarzyłem ich z widzenia z Shadow, ale nie potrafiłbym wymienić chociaż jednego imienia – roześmiał się, nie dodając już że zaprosił ich tylko po to, żeby zrobić Cami na złość, bo raczej było to oczywiste. – Ale do kwiatka to serio nie ja wylałem swoje frustracje… – zapewnił, mając jeszcze w pamięci tego nieszczęsnego fikusa, do którego ktoś się wyrzygał.
Kiedy powtarzała mu, żeby oddychał, starał się wypuszczać i wdychać powietrze zgodnie z tempem, jakie mu niejako narzuciła. I oddychał, przymykając na chwilę oczy, otwierając je dopiero wtedy, kiedy udało mu się uspokoić oddech. – On już przychodzi codziennie. Ten ból – wyszeptał po chwili. – Jestem nim już taki zmęczony – przyznał, bardzo usilnie starając się walczyć z tymi natrętnymi myślami, że do jasnej cholery, przecież są w szpitalu. Miał niemal na wyciągnięcie ręki coś, przez co ten ból minie. Wdech, wydech…
– Wiem, Cam. To nie fair, że ciebie to spotkało – odparł i tym razem to on ścisnął ją mocniej za dłoń na znak, że jest tutaj – świadomy tego, co mówi. – Chciałbym ci w tym jakoś ulżyć. Ale nie wiem jak – dodał po chwili. Czy samo to, że przy niej był wystarczyło? Jak widać nawet z wysiedzeniem na fotelu przy łóżku miał problem. Czuł się cholernie źle z tym, że nawet tego nie potrafił zrobić dobrze. I że ściągał ją tu noc przed operacją, kiedy powinna wypoczywać w ciepłym łóżku.
Chwilę zajęło mu zanim dotarło do niego pytanie o prysznic. Jego myśli wciąż kłębiły się wokół tego, co przed chwilą zrobił… i dlaczego to zrobił. Otrzymywał od niej tak ogromną dawkę wsparcia, obecności. Jak mogło być mu jeszcze mało? A jednak było. Czy to sprawka głodu? Tego nie wiedział. Był tak cholernie pogubiony w tym wszystkim, a to że Cami odwzajemniła pocałunek, wcale nie pomagał mu się w tym odnaleźć. Coraz ciężej było mu powtarzać sobie w głowie, że nie powinien chcieć od niej niczego więcej. Była przy nim, z całkiem niezrozumiałych dla niego przyczyn. A co, jeśli to się skończy? Znowu odejdzie? A może tamten facet też gdzieś na nią czekał? – Wracaj do swojego łóżka. Ja prześpię się tutaj – odparł w końcu, nie odpowiadając wprost, czy jest mu lepiej. Uniósł rękę i zakręcił kurek, po czym powoli położył się skulony na ziemi, dopiero teraz puszczając jej dłoń.
ODPOWIEDZ