Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przez całą drogę na komisariat Valentine czuł się, jakby był w jakimś innym świecie - nagle jego problemy uleciały, wyparte przez ten pocałunek, przez prowadzenie go za rękę do samochodu, przez tę radość w oczach Arthura, przez jego podskoki, które co jakiś czas mu się zdarzały, gdy zmierzali w kierunku auta. Przez smak jego ust, zapach jego perfum, bliskość jego ciała. Przez to, że powtórzył to samo, co powiedział w barze - tak, Sandoval skojarzył, o co chodzi i jego oczy teraz rozmaśliły się jak u jakiegoś dzieciaka.
Gdy dotarli na miejsce, Val wysiadł, mówiąc wcześniej Arthurowi, że nie wie, ile czasu mu to zajmie, postara się wrócić jak najszybciej, ale nie ma sensu, żeby ten siedział w samochodzie i czekał - niech przejdzie się na spacer po okolicy, a Sandoval zadzwoni po niego, kiedy będzie wychodzić. Tak zresztą zrobił: po około pół godzinie spędzonej na zlecaniu swoim ludziom badań nad tą lalką i próbką krwi zebraną do drugiej torebki, wyszedł przed komisariat i zadzwonił po Arthura. Sądził, że zajmie mu to więcej czasu, ale na szczęście autorytet szefa zadziałał i ludzie nie zadawali przesadnie wielu pytań, a on nie miał ochoty już teraz wszczynać alarmu i tłumaczyć, skąd to ma, po co mu analiza, gdzie to się wydarzyło, że trzeba by tam wezwać techników i tak dalej. Najpierw chciał się przekonać, co to jest.
Gdy już dotarli do mieszkania Arthura, Valentine zdjął buty i powędrował za gospodarzem tam, gdzie ten mu pozwolił wejść - mimo, że był tu nie po raz pierwszy, to nigdy jeszcze nie wszedł jak do siebie, tylko czekał na zaproszenie nawet do pokoi, których drzwi były otwarte.
- A co zamierzamy robić? - zapytał z uśmiechem, już wesoły i rozkrochmalony: pocałunek zmienił wszystko i kompletnie oderwał jego myśli od jakichkolwiek czarnych scenariuszy.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

To niesamowite jak jeden pocałunek może sprawić, że znikają wszystkie troski i problemy. No dobrze, właściwie to nie jeden pocałunek, bo w drodze do samochodu przydarzyło się im kilka kolejnych, ale sens pozostaje taki sam - Arthur nagle czuł się lżejszy, spokojniejszy i miał wrażenie, że wszystko jeszcze może być dobrze. Nie odczuwał już tak bardzo braku pierścionka zaręczynowego na palcu, nie martwił się tym, co przyniesienie kolejny dzień, po prostu z uśmiechem patrzył w przyszłość. Najbliższa przyszłość obejmowała spędzenie czasu w towarzystwie uroczego policjanta, być może na oglądaniu filmów, być może na rozmowach, a może na trzymaniu się na ręce... a może wszystko na raz.

Włóczył się przez chwilę po okolicy zgodnie z zaleceniem głównego nadinspektora (sexy!), ale szczerze mówiąc on też spodziewał się raczej, że Valentine spędzi tam więcej czasu niż faktycznie spędził. Wrócił więc pod komendę gdy tylko ten po niego zadzwonił i zabrał go do swojego mieszkania, z rozbawieniem obserwując jego niepewność. Wiedział, że ten nigdy nie wchodzi do żadnych pomieszczeń bez pozwolenia, mimo że Arthur wielokrotnie mówił mu, że może czuć się jak u siebie w domu. Najwyraźniej musiał się przyzwyczaić, trochę jak nieoswojone zwierzątko. Fell zamierzał sobie to zwierzątko oswoić.

Właśnie. Zwierzątko.

Gdy chwilę później księgarz znów wplątał się w objęcia Sandovala i zajął jego usta czymś innym niż rozmową z sąsiedniego pokoju, który był sypialnią Arthura, dało się słyszeć pisk. Najpierw krótki, w miarę cichy, więc można by uznać, że coś im się przesłyszało... Można by, gdyby nie fakt, że pisk się powtórzył, tym razem głośniej, donośniej i znacznie dłużej, domagając się uwagi.

Fell odsunął się od policjanta, jego policzki pokryły się niewielkimi rumieńcami, a chwilę później mężczyzna opuścił głowę, zakłopotany.

- Chyba... ten... - wymamrotał cicho. - Chyba mam tam zwierzątko. Tylko nie krzycz.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pisk. Pisk mógł oznaczać dosłownie cokolwiek, więc Valentine nie skojarzył go z niczym konkretnym. Uniósł brwi, gdy usłyszał, że ma nie krzyczeć.
- Dlaczego miałbym krzyczeć? - zapytał zaskoczony - Pokażesz mi to zwierzątko?
Zauważył, że Arthur nagle się spiął, a w jego oczach pojawił się strach. Usta ułożyły się w charakterystyczny sposób, zapewne właściwy dla momentów, w których księgarz się stresował, ponieważ zrobił cos, czego właściwie nie powinien, ale przecież musiał. Sandoval nie znał go jeszcze z tej strony, ale widział, że ta mina oznacza właśnie to: "jest coś, o czym musisz wiedzieć, ale nie powinieneś, boję się powiedzieć ci o tym, ale muszę to zrobić, nie wiem, co dalej począć z sytuacją". Jego oczy były teraz rozbiegane, a przyklejany co chwilę na twarz uśmiech miał maskować całe to zdenerwowanie i sugerować, że sytuacja jest całkowicie normalna.
- Pokaż mi to zwierzątko - nakazał po chwili już bardziej stanowczym tonem, patrząc na Arthura poważnym, przenikliwym spojrzeniem Pana Gliny.
Gdy dotarł na miejsce, poprowadzony do odpowiedniego pokoju, stanął i w pierwszej chwili nie wiedział, co ma powiedzieć. Patrzył oniemiały na uroczego, puchatego, poruszającego noskiem, śmiercionośnego...
- Królik...? - wykrztusił po chwili, rozkładając nieco ręce i pochylając głowę w taki sposób, jakby ktoś wylał na niego wiadro wody. Przeniósł powoli spojrzenie na Arthura, oczekując wyjaśnień, bo ta sytuacja była doprawdy... Zła.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Nie odpowiedział na pytanie o to dlaczego Sandoval miałby krzyczeć. Przez chwilę nie mówił zupełnie nic, po prostu stał z głupim uśmiechem na ustach, uciekając spojrzeniem, ale gdy po chwili Valentine nieco bardziej stanowczo nakazał pokazanie mu zwierzątka Arthur w końcu skinął głową i pociągnął go za rękę do swojej sypialni, gdzie w dość sporej klatce/kojcu na podłodze znajdował się biały, puchaty i przesłodki króliczek.

- No... no tak, królik - wymamrotał w odpowiedzi na pytanie retoryczne, bo przecież Valentine doskonale widział, że mieli do czynienia z królikiem. Stanął u jego boku, w pobliżu domku zwierzątka, kręcąc kółeczka palcami wyglądając teraz jak najbardziej niewinny i jednocześnie najbardziej podejrzany księgarz na świecie.

- To nie moja wina! - dodał chwilę później, a jego głos był nieco bardziej piskliwy niż zwykle. - Bo wiesz, wychodziłem z domu któregoś dnia i znalazłem na progu transporterek, a w środku właśnie jego - wskazał podbródkiem na królika. - i zabawki, tak po prostu. Naprawdę, nie kupiłem go ani nic takiego! Nie wiem dlaczego stał u mnie na progu, ale no, co miałem zrobić? - popatrzył na Valentine'a błagalnie, łapiąc go za przedramię i zbliżając się do niego nieco bardziej. - Ty byś go porzucił, jakbyś go znalazł na progu? - to pytanie zabrzmiało już prawie jak płacz, a Arthur dla dodania dramaturgii pociągnął nosem. Widać było, że trochę się zgrywał z jednej strony, ale z drugiej naprawdę polubił to zwierzątko i nie chciał go oddawać.

Królik w tym czasie kompletnie nie przejmował się zgromadzeniem które wokół niego powstało i uznał najwidoczniej, że najwyższa pora na mycie pyszczka, bo w sumie czemu nie?

króliczek <3

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ręce mu opadły i klepnęły o uda z charakterystycznym odgłosem. Valentine wypuścił powietrze z płuc ze świstem, przechylając głowę lekko na jedno ramię i patrząc na Arthura z rezygnacją - mężczyzna wyglądał wręcz karykaturalnie, ale Sandoval musiał przyznać, że to na niego działało, bo był przy tym tak niesamowicie uroczy i kochany, że to aż nie mieściło się w głowie.
- Arthurze - zaczął poważnie, stanowczym głosem - Czy wiesz, dlaczego w Australii istnieje prawo zakazujące posiadania królików? Otóż - kontynuował, nie czekając na odpowiedź - króliki to u nas plaga, niemal doprowadziły do spustynnienia całego kontynentu. Zaczęło się od kilkudziesięciu parek przywiezionych tu przez brytyjskiego bogatego kolonizatora, który lubił sobie polować, strzelać do królików. Tutaj ich nie było, więc przywiózł je sobie ze swojego kraju. Problem w tym, że nie przewidział, że króliki mnożą się jak... króliki i przy okazji nie mają tu żadnych naturalnych wrogów. Dosłownie żaden drapieżnik się nimi nie interesował, a jeśli nawet, to nie w takim stopniu, żeby był w stanie utrzymać ich liczebność na stałym, niegroźnym poziomie. Króliki rozpełzły się po całej Australii, zjadając roślinność uprawy i zostawiając za sobą pustą, czerwoną glebę. Ludzie zaczęli budować płoty, odgradzając króliki od terenów, których jeszcze nie zajęły, ale te płoty, ciągnące się przez cały kontynent, niewiele dały tak naprawdę. Rozumiesz już, dlaczego nie możesz mieć królika?
Ciekawostki Valentine'a - Arthur kilkukrotnie powtarzał mu, że je uwielbia; za każdym razem też, kiedy z głowy Sandovala wysypywała się zawartość którejś z nikomu niepotrzebnych szufladek z wiedzą bezużyteczną, pisarz patrzył na niego z satysfakcją, fascynacją i radością. Policjant nadal nie był pewien, czy to było całkowicie szczere, bo przez całe życie słyszał przy takich okazjach, że się mądrzy, że nikt nie pytał i nie wiadomo, po co w ogóle się odzywał - dlatego gdy przy Arthurze orientował się, że znowu mu się to zdarzyło, zawsze było mu głupio. Jak teraz, gdy po raz kolejny zobaczył tę samą fascynację, wielkie, wpatrzone w niego oczy i szeroki uśmiech. Sandoval odchrząknął i podrapał się zakłopotany po głowie.
- No - dodał koślawo, uciekając wzrokiem i dla bezpieczeństwa kierując go na zwierzaka, który podszedł teraz do krat, oparł o nie łapki i wpatrywał się w Valentine'a, poruszając uroczo noskiem.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Uniósł lekko brew, słysząc "Arthurze" z ust Valentine'a - pełnym imieniem zwykle zwracał się do niego Samuel, używając w sumie podobnego tonu, jak Sandoval teraz. Skojarzenie mimowolne, ale Arthur nie był w stanie nic na nie poradzić. Przyglądał się jednak uważnie mężczyźnie, gdy ten otworzył kolejną szufladkę z wiedzą bezużyteczną i uważnie słuchał tego wszystkiego, mimo że gdzieś tam obiło mu się o uszy, że kiedyś była jakaś królicza plaga i że w związku z tym w Australii królików mieć sobie nie można, w każdym razie nie jako zwierzątko domowe. Gdy tak go słuchał jego usta z wygiętej do dołu podkówki zmieniały się w coraz szerszy uśmiech, pełen zachwytu, a jego jasne oczy prześlizgiwały się po twarzy Valentine'a, głównie skupiając się na jego oczach i ustach, z których chłonęły chciwie każde słowo tej "ciekawostki".

- Wiem - odpowiedział po chwili, wciąż uśmiechnięty, kiwając głową i pozwalając sobie objąć go w pasie obiema rękami. Jedna z jego dłoni wciąż była zabandażowana, ale radził sobie nią coraz lepiej i powoli chyba odzyskiwał całkowicie czucie w niej i swobodę ruchów, choć jeszcze nie była aż tak sprawna, jak przed "wypadkiem" z lustrem.

- Nie przejmuj się, naprawdę uwielbiam twoje ciekawostki - zaśmiał się, widząc zakłopotanie mężczyzny. Zakłopotany był przeogromnym słodziakiem, tak kontrastującym z Szefem Szefów Policji. Położył dłoń na jego policzku i pogłaskał kciukiem okolice jego nosa. - To co mam z nim zrobić...? - wskazał ruchem głowy na królika i zerknął na klatkę chwilę później, rozpływając się wręcz na widok machającego się noska i tych dużych, słodkich uszek. - Mam go oddać...? - jego usta znów ułożyły się w podkówkę, a klatka piersiowa naparła nieco bardziej na pierś Valentine'a. - I będzie taki samotny i opuszczony...?

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Naprawdę każdorazowo zadziwiało go, że Arthur zdawał się naprawdę lubić te jego "ciekawostki" - jak zwykł je nazywać. On sam czuł się zawsze głupio, kiedy orientował się, że po raz kolejny coś takiego wypadło mu z głowy - działo się to w większości przypadków poza jego kontrolą i często ludzie traktowali to jako wymądrzanie się (a już zwłaszcza kiedy śmiał ich poprawiać i informować, że coś nie jest takie, jak im się wydawało - a tu już się prawie w ogóle nie kontrolował, bo niesamowicie irytowało go, kiedy ktoś pierdzielił kocopoły z pewną siebie miną i uznawał swoją "wiedzę" za najlepszą i najświeższą). Generalnie nie był lubianym człowiekiem, uznawany był za mądralę i sztywniaka - on sam siebie za takiego nie uważał, ale ciężko mu było przebić się przez własną powierzchowność i po jakimś czasie po prostu przestał próbować uznając, że jak ktoś go ma lubić, to polubi z całym dobrodziejstwem inwentarza; a jeśli nie - to trudno. Mimo to niezmiernie go dziwiło, że Arthur był wręcz zachwycony, kiedy słyszał kolejne elementy wiedzy bezużytecznej, która kiedyś w ciągu życia wpadła Valentine'owi do głowy i zaszyła się gdzieś, zapomniana, póki nie trafiła na odpowiedni trigger.
Powędrował spojrzeniem za wzrokiem Arthura i patrzył przez jakiś czas na to przeurocze puchate stworzenie, które patrzyło na niego swoimi wielkimi, świecącymi oczkami, poruszając noskiem. Valentine skrzywił się, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę dla takiego zachowania, dla istnienia czegoś tak słodkiego, co jednocześnie mogło być tak groźne, że aż nielegalne.
- Jeśli go oddasz, to go zabiją - powiedział z rezygnacją - Ale jak go nie oddasz, to dostaniesz ogromny mandat, nie wiem, czy ja też nie oberwę, skoro wiedziałem o jego istnieniu w twoim domu i nikomu nie powiedziałem - spojrzał w oczy mężczyzny, chwyciwszy go za szczękę i odwróciwszy jego głowę w swoją stronę - Nie masz możliwości wysłania go gdzieś poza Australię? Do kogoś, z kim będzie szczęśliwy?

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Arthur mówił szczerze - naprawdę uwielbiał jego ciekawostki i zawsze cieszył się jak małe dziecko do słodyczy gdy tylko Valentine się odpalał w jakimś (często) odklejonym od poprzedniej rozmowy temacie. Tym razem jednak temat był jak najbardziej adekwatny, żeby nie było! Fell lubił wiele cech policjanta, które dla niego mogły być niekoniecznie pozytywne, bo dla wielu ludzi nie były, a ludzie mieli to do siebie, że potrafili być bardzo nieprzyjemni, Arthur coś o tym wiedział. On też był specyficzny, może na nieco innej płaszczyźnie niż Val, ale koniec końców i tak miał wrażenie, że są dla siebie stworzeni. I coraz bardziej się w tym przekonaniu utwierdzał.

Króliczek był przesłodki i księgarz zdążył się w nim już zakochać, więc wcale nie uśmiechało mu się oddanie go i tak naprawdę wcale tego nie rozważał, ale rozmowa z Valentinem co nieco mu w głowie rozjaśniła; najwidoczniej czasem potrzebował takiego głosu rozsądku, którym był pan glina.

- Po moim trupie - prychnął krótko, słysząc, że gdy go odda to najprawdopodobniej go zabiją; absolutnie nie chciał na to pozwolić i nie brał tego pod uwagę, naprawdę. Chwilę po tym prychnięciu poczuł palce mężczyzny na swojej szczęce, więc bez protestów obrócił głowę w jego stronę i posłusznie spojrzał mu w oczy, marszcząc przy tym nos. - Nie chce żebyś oberwał, ale nikt nie musi wiedzieć, że wiedziałeś o jego obecności. A mandat mógłbym zapłacić, o ile potem i tak mi go nie zabiorą. - wzruszył lekko ramionami, po czym splótł je na swojej piersi. - Nie mam go do kogo wysłać. A ty...? - westchnął cicho, naprawdę nie chcąc oddawać króliczka, ale był w stanie pójść na taki kompromis, jeśli oczywiście króliczek znajdzie dobry i kochający dom.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jego ręka ponownie opadła bezwładnie, a Valentine spojrzał na królika z ciężkim westchnieniem i rezygnacją.
- Teoretycznie nie można karać kilka razy za to samo, więc prawdopodobnie mógłbyś go potem zatrzymać - powiedział, wyraźnie się poddając. Królik oparł puchate łapki o kraty i wyciągał do niego nosek, poruszając nim w ten charakterystyczny dla jego gatunku sposób. Chyba chciał jeść. Właściwie - zwierzęcym zwyczajem - chyba żądał jedzenia, twierdząc, że to, co ma w klatce, to nic, to nędzne okruchy, niezdatne do przetrwania choćby godziny, a co dopiero reszty życia - Ale wykastruj go przynajmniej. I pilnuj, bo jeśli ci ucieknie, to naprawdę nie będzie dobrze. Króliki to tutaj plaga.
Znów popatrzył na Arthura, z miną mówiącą mniej więcej "i co ja mam z tobą zrobić?"
- Nie, nie mam nikogo, do kogo mógłbym go wysłać poza Australię. Dobrze, zatrzymaj go, a ja się zastanowię, jak to zrobić, żebyś miał jak najniższą karę. I poszukam weterynarza, który będzie chciał go obejrzeć i wykastrować. Bo nie brałeś go jeszcze do żadnego lekarza, prawda? Trzeba sprawdzić, czy nie jest na nic chory. A wiesz, czy to chłopak, czy dziewczyna chociaż?
Cholera, on również zaczynał się przyzwyczajać do tego zwierzaka i też nie chciał go nikomu oddawać. W jego głowie powstała szalona myśl, że to byłoby miło: przychodzić do Arthura i być witanym przez to puchate stworzonko, które wspinałoby się po jego nodze w prośbie o jakieś smakołyki, które on - oczywiście - zawsze miałby przy sobie.
Westchnął znów ciężko, ukucnął przy zwierzaku i przyłożył palec do krat; królik zaraz zaczął go miziać noskiem i próbować, czy jest zjadliwy.
- Co my mamy z tobą począć, przerażający potworze, niszczący Australię? - zapytał, na co zwierzak podskoczył, podrzucając łebkiem.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Po minie i postawie Valentine'a Arthur już wiedział, że wygrał to starcie. Powstrzymał jednak tryumfalny okrzyk, mimo że trochę cisnął mu się na usta i jedynie uśmiechnął się szeroko, widząc, że pokonał policjanta swoim urokiem osobistym, bo właściwie inaczej się tego nazwać nie dało, a Fell nie użył też jakichś wielkich argumentów w tej dyskusji. To było całkiem budujące i fajne uczucie, że potrafił mieć na niego taki wpływ. Chyba Valentine miał do niego słabość...

- Jesteś kochany. I nie, nie brałem go jeszcze do żadnego lekarza. Nie chciałem mieć problemów... - uśmiechnął się szerzej słysząc, że mężczyzna poszuka jakiegoś weterynarza i spróbuje zrobić tak, żeby Arthur miał możliwie jak najniższą karę za posiadanie (jak to brzmi!) królika. Splótł ręce za plecami, przyglądając się jak Valentine zapoznaje się z królikiem, wciąż z szerokim uśmiechem i iskierkami rozbawienia w oczach.

- Musimy znaleźć mu jakieś imię, skoro już mamy królika - zarządził po chwili, podchodząc do mężczyzny i kładąc dłoń na jego ramieniu. Policjant bawiący się z białym i puchatym potworem był przeuroczym widokiem, naprawdę. Arthur poczuł przypływ ciepła w okolicach brzucha i piersi, ciepła, które jednoznacznie kojarzyło mu się z uczuciem zakochania, zauroczenia... miłości?

Trochę się tego bał, bo zakochał się w Sandovalu dość szybko, ostatecznie poznali się w Walentynki, ale... cholera, naprawdę miał wrażenie, że mężczyzna jest mu przeznaczony i że dobrali się idealnie, więc starał się przekonać sam siebie, że nie ma się czego bać i że Val go nie skrzywdzi. Nawet nie wiedział kiedy jego palce zacisnęły się mocniej na ramieniu Pana Walentynki, a spomiędzy ust uciekło mu krótkie westchnienie.

- Nie masz mnie za wariata, prawda? - zapytał wreszcie cicho i niepewnie, jakby bojąc się poruszać ten temat i bojąc się odpowiedzi. - No wiesz, że niedawno rozstałem się z facetem, poznaliśmy się w sumie jakiś miesiąc temu, a ja już cię całuję...? Nie chce, żebyś źle o mnie myślał...

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nie jestem kochany - wycedził przez zęby, praktycznie nie rozwierając szczęk, ale słychać było, że nie jest zirytowany, raczej: zrezygnowany. Tak, czuł się pokonany, rozłożony na łopatki, a Arthur spokojnie mógł wykonywać nad nim triumfalne tańce: miał pana glinę w garści. Valentine sam nie wiedział, dlaczego, ale najwyraźniej Fell jakimś cudem stał mu się natychmiastowo na tyle bliski, że mógł go sobie owinąć wokół palca i zrobić z nim... wiele rzeczy, o ile nie wszystko. Sam nie wiedział, gdzie obecnie znajdują się jego granice, ale najwyraźniej nie przy Nielegalnym Króliku.
- Pur - rzucił bezmyślnie w odpowiedzi na stwierdzenie, że trzeba białemu potworowi wymyślić imię. Właściwie nie wiedział, skąd mu się to wzięło, skąd takie skojarzenia, ale natychmiast stanął mu przed oczami płyn do mycia naczyń w biały opakowaniu, a nazwa pasowała jak ulał. Nie sądził, żeby Arthur uznał, że to będzie odpowiednie imię (czy raczej: może miał taką nadzieję? Bo doprawdy ta propozycja nie była znacząca i nie miała się "powieść"), ale jego język w tym przypadku zadziałał szybciej, niż on sam.
Chwilę później spojrzał na mężczyznę z dołu, zaskoczony, wciąż mając palec wskazujący na kratach.
- Nie mam cię za wariata - wyprostował się i spojrzał Arthurowi w oczy, ujmując jego twarz w dłonie - To rzeczywiście dziwne, że tak szybko przypadłem ci do gustu... zwłaszcza ja: nieporadny społecznie Will Graham. Ale nie myślę o tobie źle, tym bardziej, że też z miejsca cię bardzo polubiłem i miałem nadzieję, że nasza znajomość nie skończy się na tamtym jednym spotkaniu w barze. Szybko zaczęło mi na tobie zależeć i... chciałbym, żeby to się rozwijało.
Nagle coś do niego dotarło - coś, co zostało powiedziane wcześniej.
- Czekaj... maMY królika...? - uniósł brwi, patrząc na niego swoimi wielkimi, szeroko teraz otwartymi oczami, z lekko rozchylonymi ustami.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Zachichotał, słysząc, że Sandoval nie jest kochany; nie zamierzał z tym dyskutować, bo i po co go bardziej denerwować, ale swoje przecież wiedział. Owijanie wokół palca działało z kolei w obie strony, bo Arthur dość szybko zauważył, że oczekuje na wiadomości mężczyzny jak zakochana nastolatka, a na każde spotkanie szykuje się tak, jakby wychodził na randkę, nawet jeśli szli tylko na piwo albo pooglądać jakiś film na kanapie. Zawsze starał się dobrze wyglądać, brodę miał ładnie przystrzyżoną, a włosy... cóż, jego włosy żyły własnym życiem, niezależnie od tego co z nimi nie robił, ale loki tak już po prostu miały i się do tego przyzwyczaił. W każdym razie, gdzieś tam na granicy świadomości, zawsze chciał wyglądać dobrze i chciał się Valentine'owi podobać, nawet jeśli nie było to do końca uświadomione, przynajmniej na samym początku. Mężczyzna dość szybko zawrócił mu w głowie, przewrócił jego świat do góry nogami i sprawił, że jego życie odzyskało kolory, a oczy Arthura - swój dawny blask, niemal nieodłączny od niego, aż do tamtej pamiętnej Wigilii.

- Pur? - zaśmiał się, przyglądając się królikowi. W sumie w pierwszej chwili imię wydało mu się zabawne, ale jak tak patrzył na puchate stworzonko, to pasowało do niego idealnie. Podrapał się więc po brodzie, przechylając głowę na bok. - Purr-purr brzmi lepiej. Będzie można udawać, że to kot. - zachichotał z własnego pomysłu, właściwie też z niego na swój sposób dumny.

Pozwolił ująć swoją twarz w dłonie mężczyzny, uśmiechając się lekko pod nosem; było to przyjemne, dawało poczucie bezpieczeństwa i tego, że jest dla niego ważny. To nic, że znali się krótko - to poczucie miał już właściwie już pierwszego dnia, niedługo po tym jak się poznali, więc nie sądził, żeby było to złudne. Wysłuchał tego, co mężczyzna mówił i pokiwał głową, trochę spokojniejszy niż przed chwilą.

- Jesteś nieporadnym społecznie Willem Grahamem, ale moim Willem Grahamem - uśmiechnął się szerzej. Trochę się zdziwił własnymi słowami, jakby nie spodziewał się, że faktycznie powie na głos to, o czym pomyślał, ale nie zamierzał cofać swoich słów. Objął mężczyznę w pasie i znów przylgnął klatką piersiową do jego klatki, przytulając się do niego i przymykając na chwilę oczy. - Ja też chcę, żeby to się rozwijało. - dodał jeszcze po chwili, nieco ciszej, bo z głosem stłumionym przez koszulę mężczyzny.

Gdy otworzył oczy chwilę później napotkał zdumione spojrzenie szeroko otwartych oczu mężczyzny; znów zachichotał i pokiwał głową, zaciskając palce mocniej na materiale koszuli na jego bokach.

- No tak, mamy królika - trącił nosem o jego policzek. Według niego nie było tutaj z czym dyskutować. - Zostaniesz...? Napijesz się czegoś? - niekoniecznie miał ochotę się od niego odsuwać, ale chętnie też by się czegoś napił, więc gdy tylko Val wyraził chęć na piwo lub cokolwiek innego Arthur niechętnie się odsunął i popłynął w stronę kuchni, wracając po chwili z zamówionymi napojami.

- Pisałem ostatnio do Samuela - rzucił w końcu, jakby nigdy nic, pochmurniejąc nieco. Usadził się na brzegu łóżka, spoglądając w stronę klatki i dopraszającego się o więcej uwagi Purr-Purra. - Poprosiłem go o przywiezienie moich rzeczy, które tam zostawiłem... zależało mi na nich. Nie odpowiedział. - wzruszył ramionami, udając, że go to nie obeszło, ale widać było po nim, że to nieprawda. - W końcu jakoś dzień czy dwa później napisałem do niego znowu, że odbiorę swoje rzeczy nazajutrz, podałem godzinę i powiedziałem, że nie musi go przy tym być. Klucze zostawiłem na stole. - przełknął ślinę, po czym napił się piwa i potarł dłonią o swój kark. - Spodziewałem się jednak, że ze względu na naszą przyjaźń chociażby... no, nie wiem. Spodziewałem się jakiejkolwiek odpowiedzi.

Valentine Sandoval

ODPOWIEDZ