Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Mogły jeszcze przez dłuższą chwilę poleżeć na łóżku, zanim ruszą na śniadanie, które serwowano do dwunastej. Wszystko zależało od chęci, a te, które wykazywała Margo, bardziej skłaniały się ku przedłużeniu odpoczynku wśród wygniecionej pościeli, wzbogaconej nieco oklapłymi płatkami róż.
Po odebraniu pocałunku, miała ochotę na więcej. Nie powstrzymywała się z sięganiem ustami do odkrytych ramion oraz obojczyków, bardziej przysuwając się do ciała Włoszki.
- Bardzo chętnie - wymruczała przy rozgrzanej skórze, jednak obie wiedziały, że koniec końców wypełzną na zewnątrz. - Ale nie chciałybyśmy przegapić masaży.
Po wczorajszych ekscesach na pewno przyda im się odpowiednia pielęgnacja ciała, połączona z rozluźnieniem mięśni.
Dalsze rozważania w temacie zostały brutalnie przerwane przez nagły zryw Bertinelli. Ze zdezorientowaniem spojrzała na kobietę, momentalnie unosząc brwi, gdy ta spadła prosto na podłogę, porządnie obijając sobie pośladki.
- Margo… ? - już miała zapytać, co się stało i dlaczego tak odskoczyła, co być może miało związek z pozostawionymi na jej szyi, różowymi śladami po wczorajszych manewrach, kiedy padło słowo „pająk”. Tyle wystarczyło, aby Strand obróciła się przez ramię i powiodła wzrokiem po ścianie, szybko odnajdując prowodyra całego zamieszania. Na pierwszy rzut oka, nie miały do czynienia z jadowitym osobnikiem. Ten konkretny, myśliwy pająk wkradał się do domów tylko w przypadku panującej na zewnątrz wilgoci, co w otoczeniu basenów miało sporo sensu.
Cóż, przynajmniej nie był to naładowany śmiertelnymi toksynami, wąż.
- Myślisz, że wchodził nam pod pościel, zanim przeniósł się na ścianę? - nie mogła obejść się bez przynajmniej jednego komentarza. Ryzykowała oberwaniem z poduszki, albo pacnięciem w ramię, ale byłoby warto.
- Już dobrze, zabieram go.
Uniosła ręce w obronnym geście i powoli zsunęła z siebie pościel. Całkiem możliwe, że podzieliłaby podejście Margo, gdyby nie wychowała się w Australii, albo nie napotykała w podobnych osobników W biurze mieli tablice z przynajmniej kilkunastoma gatunkami, podzielonymi na te jadowite oraz nie.
Musiała coś na siebie założyć. Czułaby się dziwnie, załatwiając pająka bez skrawka ubrania na sobie, dlatego sięgnęła po swoje spodenki, zsunięte wczoraj podczas wędrówki do wanny. Wcisnęła je na biodra i uważnie obserwowała pająka, na wypadek, gdyby ten zapragnął zmienić miejsce.
- Może próbować uciekać, więc… - wprost zasugerowała Margo, aby była gotowa na widok szybko przemieszczającego się pająka, uciekającego przed konfliktem z Beverly. Przeczesała włosy palcami i sięgnęła jeszcze po swoją podkoszulkę, w którą zamierzała złapać osobnika. Lepiej będzie go wypuścić, przy czym wyjście na taras z odsłoniętymi piersiami, to też spore ryzyko. Wolała uniknąć sytuacji, w której goście skarżą się na widoki, nieodpowiednie dla przebywających na terenie ośrodka, małoletnich.
Stojąc boso na materacu przybrała odpowiednią pozycję do schwytania okazu. Było blisko.
- Cholera - zaklęła cicho, kiedy pająk zaczął szybko kroczyć po ścianie, w stronę Bertinelli. Strand szybko dogoniła osobnika i kiedy ten znalazł się na podłodze, niedaleko schodów, przytrzymała go od góry w potrzasku, złożonym z białej tkaniny. Jak nic będzie później do prania.
- Mam go! - obwieściła zwycięsko, zastanawiając się nad kolejnym ruchem. W sumie…
- Narzucisz mi prześcieradło na ramiona? Pójdę go wypuścić za ogrodzenie.
Tak będzie najbezpieczniej, a Margo nie będzie się zadręczać możliwym powrotem pająka, wypuszczonego po za granicami ich patio.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nawet tak nie mów! – Wycelowała w kobietę palcem, kiedy ta zasugerowała możliwe goszczenie pająka pod pościelą. Nie chciała tego sobie wyobrażać zwłaszcza, że niestety miała stosowne obrazy w swych wspomnieniach, które pokrywałyby się z zasugerowanym przez Strand scenariuszem.
- Jak najdalej ode mnie. – Może i przesadzała z lekką złością, którą słychać było w jej głosie, ale ten pająk zniszczył jej wspaniały poranek. Nie zamierzała mu pobłażać ani wybaczać tego brutalnego wtargnięcia do domu. Nie nienawidziła go, ale też nie stał się jej zwierzęcym przyjacielem.
Nie zważając na bolące pośladki szybko wstała z podłogi. Nie chciała tam siedzieć i czekać aż ten mały brutal zacznie biec w jej kierunku, co jasno zasugerowała Strand. Powinna teraz cieszyć się leniuchowaniem z nagą u swego boku kobietą a nie patrzeć na pająka, którego próbowano złapać.
Czemu w Australii musiało być ich tak wiele?
Czemu Mattia Costa musiał zafundować jej traumę do końca życia?
Zagryzła zęby, żeby nie piszczeć jak mała dziewczynka i pośpiesznie odeszła na bok widząc jak pająk zmierza w jej kierunku. Nie spuszczała z niego wzroku, dopóki ten nie zniknął pod koszulką Strand a i wtedy czekała, aż kobieta uniesienie ją aby sprawdzić, czy przypadkiem ów bydlak się nie wydostał i nie pobiegł dalej.
Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą niezgrabnie sięgając po wyłożone na komodzie szlafroki. Jednym z nich się opatuliła zanim Beverly poprosiła o okrycie jej ramion. Zrobiła to i nic nie mówiła. Czuła się głupio, że tak reagowała na byle pająka. Sytuacja z hotelu w porównaniu z dosłownym wyskoczeniem z łóżka to zupełnie dwie inne reakcje. Z tej drugiej będzie musiała się wytłumaczyć.
Poszła za Strand aż do drzwi tarasowych i patrzyła jak ta kroczy aż na sam koniec patio i wyrzuca ośmionogiego potwora za płot.
Niech nie warzy się wracać. Pająk a nie Beverly.
Opierając się o framugę drzwi tarasowych czekała na powrót partnerki, przez którą było jej wstyd. Dorosła kobieta babrająca się we krwi, mięsie i ścięgnach bała się pająka.
- Grazie – Ze wstydem spojrzała na Strand. – i przepraszam za moją reakcję. – Na małą istotę, która zaburzyła ich moment.To przez Mattie Coste – przyznała od razu w sposób, w jaki robiły to dzieci przyznające się do nękania przez kolegów. – Pamiętasz jak mówiłam ci o dziewczynie, którą pocałowałam w liceum i potem miałam problemy w szkole? – Na pewno opowiedziała tę historię, po której działy się różne rzeczy. – To się stało na obozie naukowym. Mattia Costa zabrał w słoiku swoje pająki, które hodował w domu. Zmówił się z innymi i podrzucili mi je w nocy kiedy spałam. Kiedy się przebudziłam czułam jak po mnie łażą. To było.. to przez to tak świruje. – Musiała to opowiedzieć, chociaż nie chciała, bo czuła to za swoją małą porażkę. Nie chciała się bać, ale tak naprawdę bała się wielu rzeczy. – Nie jestem taka jak ty. Odważna. – Tak właśnie postrzegała Strand. – Sala operacyjna to jedyne miejsce, w którym czuje, że mogę taka być. – Czuł się wtedy wspaniale. Czuła, że miała kontrolę i mogła zrobić coś dobrego nie bojąc się chwycić za skalpel i wsadzić ręki w czyjeś ciało. Marian na chwilę zdołał jej to odebrać, co jeszcze bardziej wyjaśniało jej zawiść do tego mężczyzny. – Cieszę się, że poza salą mam ciebie. Możesz tego nie widzieć, ale będąc z tobą mniej się boje tego świata. - Uśmiechnęła się czule myśląc o tych wszystkich chwilach, kiedy oglądała wiadomości z Włoch, gdy działo się coś złego, a Beverly ją uspokajała. Zaczęła też zamartwiać się o to co działo się w Australii i z tym też Beverly mówiła, że sobie poradzą. Tak naprawdę Margo obawiała się wielu rzeczy. Od skutków zmian klimatu po rabusia, który ukradnie jej torebkę. Nie panikowała jak wariatka i non stop nie oglądała się za siebie, ale przejmowała się losem świata, swoim własnym i bliskich.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
W pełni rozumiała to, że obecność pająka nie była najmilszą rzeczą, doświadczaną rankiem po udanej nocy. Jej samej nie podobała się niespodziewana wizyta ośmionożnego gościa, dlatego wzięła sprawy w swoje ręce (dosłownie), aby mieć to już z głowy. Przy okazji podziękowała Margo, za narzucenie na jej ramiona szlafroka, aniżeli pościeli, którą ciągnęłaby za sobą po patio, byle nie świecić wdziękami na lewo i prawo.
Dzielnie dotarła aż do samego ogrodzenia, mrużąc oczy za sprawą intensywnego światła odbijającego się od tafli basenów. Dobrze, że miały jeden zbiornik tylko dla siebie, stosownie oddzielony ścianką. Apartamenty z tarasem wychodzącym na główny basen brzmiały ciekawie, ale wtedy nie mogłyby razem z Bertinelli pozwolić sobie na różne fantazje niekoniecznie przeznaczone dla szerszej widowni.
- Leć i nie wracaj - przemówiła, wraz z wypuszczeniem intruza. Szybko przemknął w krzaki. Profilaktycznie wytrzepała podkoszulkę o ogrodzenie, chociaż ta i tak wyląduje w reklamówce, wydzielonej na pranie. Miała przynajmniej dwa inne zestawy do codziennego ubierania, wiec nie miała nad czym ubolewać. Wcisnęła więc materiał do kieszeni szlafroka.
Szybkim krokiem wróciła z powrotem do środka, rzucając Włoszce krótki uśmiech w trakcie mijania jej przy drzwiach tarasowych. Musiała na chwilę się zatrzymać.
- Nie masz za co - zapewniła, wyciągając dłoń, aby przesunąć nią po ramieniu, zasłoniętym przez puchatą, białą strukturę. Chciała również dodać, że każdy ma prawo do słabości, gdy padło imię, powiązane ściśle z pajęczą traumą.
Skinęła głową, pamiętając opowieść o dwulicowej Chiarze, która urządziła Margo koszmar. To okropne, jak paskudną reakcję łańcuchową spowodował zwykły pocałunek. Gdyby jedna z dziewczyn była chłopakiem, żadne późniejsze znęcanie się nie miałoby miejsca.
- To musiało być okropne - doznawać takiej krzywdy ze strony rówieśników, wśród których ciężko było znaleźć sprzymierzeńca. Teraz Bertinelli miała Bev, która chociaż nie musiała odganiać wstrętnych dzieciaków, zamierzała doglądać jej samopoczucia i dbać o dobrostan. Bez wahania więc przytuliła do siebie partnerkę, obejmując ją w pasie.
- Przykro mi, że musiałaś przez to przechodzić. Te cholerne dzieciaki... nienawidziłabym ich.
Gdyby tylko miała możliwość wylądowania we Włoszech na wymianie. Margo zdecydowanie nie zasługiwała na takie traktowanie i szkoda, że opiekunowie tak późno reagowali (jeśli w ogóle) na krzywdę, dziejącą się dziecku. Podobne zaniedbania prowadziły do tragedii, o których lepiej, aby nie myślały. Najważniejsze, że Margo dotarła do aktualnego punktu i jakoś dała sobie radę. To zapewne starszy brat, Mateo był dla niej wtedy największym wsparciem.
- Cieszę się - uznała, nieco luzując chwyt, w którym trzymała kobietę, aby móc spokojnie na nią spojrzeć. - Ja też wolę, jak jesteś obok.
Dzięki temu nie musiała zamartwiać się, że znowu jakiś wariat wtargnie do szpitala i zacznie celować z broni do lekarzy, albo wprost zaatakuje, jak cholerny Marian, czekający na rozprawę.
Złożyła na policzku kobiety krótki pocałunek, przypominając sobie o pewnym szczególe.
- I również mam swoje słabości - dodała jeszcze, chcąc sprostować jedną rzecz. - I na pewno też byłabym przerażona, gdyby ktoś zrzucił mi do łóżka pająki.
W grę wchodził również sam element zaskoczenia, przez który łatwo było doświadczyć traumy. Gdyby wyrzucono na nią świerszcze, również mogłoby dojść do nieprzyjemności. W przypadku mrówek - te czerwone zostawiłyby po sobie swędzące ukąszenia, wymagające pomocy medycznej.
- Ja na przykład… boję się pływać w jeziorach - przyznała, czym nigdy się nie chwaliła. - Kiedys pojechałyśmy z koleżankami ze szkoły popływać i zaplątałam się w te przeklęte wodorosty. Nieźle opiłam się wtedy wody i myślałam, że coś mnie wciągnie. Że utonę.
Irracjonalny stan, bo przecież w jeziorach nie było żadnych wielkich potworów. Gorzej, jeśli dopadłby ją wtedy krokodyl, albo jadowity wąż, potrafiący pływać.
- Kiedy dziewczyny pomogły mi wyjść na brzeg, myślałam, że wtedy upadnę, tak bardzo drżałam - prawdziwie traumatyczne przeżycie. - Od tamtego czasu nie wchodzę do jezior. Wolę nie kusić losu.
Uśmiechnęła się ciepło, chociaż wtedy rzeczywiście rozważała śmierć w wodzie, na skutek utonięcia. Nigdy nie powiedziała o tym rodzicom. Dostałaby zakaz wychodzenia z koleżankami gdziekolwiek.
- Nadal bolą cię pośladki? - zapytała, zaczepnie pociągając za związany pas od szlafroka. - Bo wiesz, znam na to patent, którego nauczyła mnie pewna pani doktor.
Trochę się zgrywała, ale gdyby została odpowiednio zachęcona, albo pokierowana w stronę łóżka, chętnie wdrożyłaby swój niecny plan, podkreślony znaczącym spojrzeniem. Miały jeszcze trochę czasu, przed wyjściem na śniadanie.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Wtedy tak. – To było okropne. – Teraz patrzę na to z dystansem, ale trauma pozostała. – Uśmiechnęła się nieco smutno i choć istniało wiele technik radzenia sobie z fobiami (nawet takimi powstałymi w nastoletnim wieku) to nie miała czasu zajmować się tym. Kiedy nie widziała pająków to o nich nie myślała. To nie było coś z czym nie dało się żyć zwłaszcza, gdy u swego boku miała kobietę gotową skakać po łóżku byleby dopaść ośmionogiego bydlaka.
- Ja ich nienawidziłam za nas obie. – To mocne słowo, które nie pasowało do Margo, a jednak czuła nienawiść do rówieśników. Długo zmagała się z tym uczuciem. Nie lubiła tak myśleć o innych i to ją dodatkowo bolało, bo chciałaby dostrzec w nich coś dobrego. W tych dzieciakach, które zapewne były równie zagubione co ona, ale to też nie usprawiedliwiało ich zachowania. Cóż, było minęło.
- Bo ci gotuje? – zapytała z przekąsem na temat jej bycia blisko Beverly. Nie dało się nie zauważyć, że kiedy tymczasowo wprowadziła się do Strand to przejęła kuchnię. Nie narzekała, bo gotowanie ją uspokajało i jeśli coś spieprzy, to przecież nikogo nie zabije (bo surowego jedzenia jeszcze nikomu nie podała). Była w tym też dobra głównie przez nauki matki przekonanej, że dobre gotowanie utrzyma mężczyznę w domu. To staroświeckie myślenie, ale jeszcze wtedy młoda Margarita wchłaniała ów idee jak gąbka.
Wiedziała, że Strand miała słabości. Nie idealizowała jej aż tak bardzo, a jednak uważała ją za odważną kobietę. Nie ważne jakie demony kryła w sobie. Nie ważne, że czegoś mogła się bać. To wszystko nie wykluczało odwagi, bo według niej, a raczej Marka Twaina, z którego cytatem się kiedyś spotkała – Odwaga to panowanie nad strachem, a nie jego brak.
- Postanowione. Żadnych wycieczek nad jezioro. – Przynajmniej takich z uwzględnieniem pływała w nich. Sama nie miała nic przeciwko otwartym wodom, ale szanowała strach wywołany dawnymi wydarzeniami i nie zamierzała się z nim spierać ani przekonywać, że dało się z tym walczyć. Tak samo jak Beverly nie robiła tego wobec niej. W końcu to nie kwestia życia i śmierci.
- Trochę. – Popatrzyła w dół na luzujący się pas od szlafroka, a potem uniosła wzrok na jasne oczy. Kochała tę kobietę. Poczuła to jeszcze mocniej widząc jak ta poświęca się łapiąc pająka (bo drobne czyny miały znaczenie). – Baci? – Pocałunki były najlepsze na każdy ból. – Bo wargi też mnie trochę bolą. – Wymyśliła z cwanym uśmiechem i przysunęła twarz bliżej do tej drugiej jednocześnie oplatając ramiona wokół szyi Strand.
Kolejny dzień w ich prywatnym raju czas zacząć.

Po dni pełnym przyjemnych zabiegów, relaksowania się i korzystania z prywatnego basenu nadszedł czas na kolacje. Mogłyby zamówić ją do pokoju, ale musiały czasami z niego wyjść. Pospacerować dookoła i przysiąść w innym miejscu, co i tak nie zaburzało ich prywatnej bańki. Bertinelli nie zamierzała skupiać się na innych. Od czasu do czasu wspomniała Beverly, że ktoś miał na sobie ładne ubranie albo spodobał jej się tatuaż ramieniu jednego z mężczyzn. To były jednak drobnostki nie sprawiające się, że wgapiała się w tych ludzi jak w obrazek. Miała lepsze widoki, z których korzystała siedząc naprzeciwko Strand przy małym stoliku.
- To niesamowite i zarazem intrygujące, że ludzkość podbija kosmos a nie potrafi dokładnie zbadać dna Oceanów. – Temat ten poruszyły w ramach dalszego ciągu o niechęci Bev do pływania w jeziorach. Włoszka dopytała, czy dotyczyło to także innych otwartych wód i potem samo już jakoś poszło. – Jest tam jeszcze wiele do odkrycia. Nieznane gatunki fauny i flory, wraki statków oraz samolotów i na pewno kawał innej historii. – Zagryzła to kolejną porcją kolacji. – Wiesz, że serce płetwala błękitnego waży dwieście kilogramów? – Myślenie pani doktor było różnorodne i z łatwością powiązała ów ciekawostkę z rozmową o nieodkrytych jeszcze głębokich częściach Ziemi.
Zjadła kolejną porcję zerkając na jedną z kobiet z obsługi, która ciągle się do nich uśmiechała. Robiła to trochę tak, jakby była zadowolona, że wreszcie w swoim życiu spotkała nie wstydzącą się swej miłości kobiecą parę; tak, patrzyła trochę jak na kochające się małpki w zoo, ale przynajmniej nie było w tym niczego negatywnego.
- To twoi rodzice? – zapytała widząc, jak Beverly zerka na telefon, którego ekran rozświetlił się wraz z pojawieniem nowej wiadomości. – Z Oliverem w porządku? - Strand napisała do rodziców dwie godziny temu, ale najwyraźniej ci nie śpieszyli się z odpowiedzią, co na pewno (ta cała cisza w eterze) nieco stresowała Bevery.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
To fakt, że bardzo doceniała kulinarne zacięcie pani doktor, dzięki któremu zawsze dało radę znaleźć coś dobrego w lodówce. Przy większym natłoku zajęć, Bev często decydowała się na zamawianie jedzenia na wynos, ograniczając aktywność w kuchni jedynie do miksowania dla Oliwera papek, co nie nadwyrężało czasu. Ciężko było ogarniać regularną pracę, sprzątanie, robienie prania, wykonywania drobnych napraw oraz opiekę nad dzieckiem. Bywało, że przekładała niektóre, bardziej pracochłonne czynności, których nie trzeba było zrobić na już. Nic dziwnego, że ucieszyła się, gdy Margo zaoferowała swoją pomoc, a po powrocie z urlopu miały zamieszkać razem.
Wspólna kolacja na powietrzu, przy bliskim dostępie do specjałów, podawanych przez kelnerów, była idealnym zwieńczeniem dnia, spędzonego na zabiegach w SPA. Była wymasowana, wypielęgnowana olejkami, kremami i innymi balsamami, a także odprężona dzięki spędzonym w basenie, przyjemnym chwilom. Doceniała, że chociaż Margo komplementowała części garderoby innych osób, albo ich tatuaże, nie sugerowała jej, że może powinna kupić coś podobnego, albo strzelić sobie dziarę z przyczajonym tygrysem na udzie. O ile w kwestii ubrań nie byłaby tak terytorialna (chyba, że Bertinelli uparłaby się na wciśnięcie jej w top bez ramiączek, albo miniówkę), ostrożnie podchodziła do ozdób, zostających na całe życie. Ze względu na karierę w służbach, tatuaże sobie odpuściła, nie ubolewając nad tym zbyt mocno. W szkole średniej zastanawiała się nad kolczykiem w brwi, ale szybko odpuściła, przyznając trenerowi rację, gdy ten zasugerował, że łatwo byłoby ów strukturę naruszyć, podczas rozgrywek z krykieta. Jedyną modyfikacją były więc kolczyki w uszach, z których zrezygnowała po skończeniu siedmiu lat, a później zakładała bardzo sporadycznie. Mogłoby się wydawać, że była nudna na zewnątrz, ale za to ile ciekawych rzeczy skrywała w środku…
Uśmiechnęła się, ujęta wzmianką o gigantycznym sercu płetwala, do którego pewnie dałby radę wejść dorosły człowiek. Podobne ciekawostki tylko utwierdzały w fakcie, jak wiele istniało jeszcze nieodkrytych tajemnic, związanych nie tylko ze zwierzętami, planetą, a całym wszechświatem. Łatwo byłoby przejść od tego do tematów filozoficznych, które jednak lepiej poruszać w mniejszym gronie, niekoniecznie w trakcie kolacji.
- Wydaje mi się jednak, że promy kosmiczne są stabilniejsze od tych… pseudo łodzi podwodnych - takich, które rzeczywiście pozwalały na zanurzenie się tak głęboko, gdzie światło nie dochodziło, a ryby zamieniały się w potwory z latarkami na czułkach. - Pamiętasz, co stało się z tymi biznesmenami, co schodzili w metalowej puszce sterowanej padem od Xboxa, do wraku Titanica?
Pokręciła głową, wspominając makabryczne wieści, które stały się inspiracją dla memów. Była to tragedia, bo zginęli ludzie, ale kto normalny pakowałby się do takiej małej łódeczki, sterowanej przez pada… i to bezprzewodowego? Nawet operatorzy czołgów, chociaż uznawali pady za pomocne, kompletnie dyskredytowali bezprzewodową wersję ze względu na jej zawodność.
- W sumie, w kosmosie i na głębokościach panuje to samo ryzyko bycia wessanym przez ciśnienie - podumała nad talerzem z pieczonym bakłażanem, podanym z kaszą i warzywami. Akurat miała ochotę na coś wegańskiego, chociaż zwykle nie zamawiała obiadów bez mięsa. Chciała sprawdzić jak najwięcej pozycji z menu, w trakcie całego pobytu.
Pokręciła głową, widząc, w nagłówku wiadomości nazwę operatora sieci, o którym wspomniała na głos. Miała nadzieję, że rodzice byli tak zaabsorbowani opieką nad Oliverem, że po prostu nie zaglądali do telefonów. Tak, to musiało być to.
Wyczuła na sobie kilka razy wzrok sympatycznej kelnerki, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że mogły razem z Bertinelli zjeść razem kolację jako para, bez ukrywania się po kątach. Nie było takiej opcji, aby wziąć je za siostry, albo bliskie przyjaciółki.
- Coś ci tutaj zostało - napomknęła, po wyłapaniu wzrokiem odrobiny sosu przy wargach Margo. Zgarnęła go przy pomocy serwetki i w to samo miejsce pocałowała kobietę, unosząc przy tym kąciki ust.
- Nie mają wstydu - głos starszego mężczyzny dobiegł z sąsiedniego stolika, ustawionego za plecami Strand, jakieś dwa metry dalej. - Przecież dzieci to widzą.
Mniejsza o to, że jedynymi dziećmi w zasięgu wzroku były nastolatki, pochłonięte smartfonami, siedzące razem z rodzicami trzy stoliki dalej. Uśmiech na ustach Bev nieco przygasł, co szło w parze z obróceniem się przez ramię. Niech no tylko poczeka, dziad jeden.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Bo mają na nie więcej funduszy – wtrąciła na temat lepszej konstrukcji statków kosmicznych. Wystarczyło spojrzeć na to, kto inwestował w eksploatacje kosmosu. Sam Elon Musk patrzył w górę – w kosmos – a nie na Ziemię, która jeszcze całkowicie nie została odkryta. Wielu biznesmenów, znanych osób i same Państwa inwestowały w to co było poza Ziemią. Biorąc pod uwagę podany przez Beverly przykład z łatwością dało się porównać, ile pieniędzy inwestowano w kosmos a ile w podwodne podróże. Kosmos lepiej się sprzedawał, bo (nadal jeszcze w teorii) był inwestycją w przyszłość. W podwodnym świecie nie dałoby się żyć a w kosmosie podobno kiedyś będzie można.
- Gdyby Musk był zapalonym hydrologiem to już dawno wiedzielibyśmy co żyje na dnie Oceanów. Kto wie? Może by odkryto Atlantydę? – Istniały na świecie osoby, które to interesowały, ale nie mieli oni takich zasobów. Pieniądze były podstawią. Bez nich nie było możliwości zbadać danego obszaru na tyle dobrze, jakby się tego chciało. W medycynie było podobnie. Bez zebranych funduszy nie było mowy o „przełomowych” badaniach.
- Na pewno jest dobrze. Wiesz, jak bywa ze starszymi osobami. Telefony nie trzymają im się ręki. – Chociaż w przypadku państwa Strand mogło być inaczej względem pracy. Tak, na pewno mieliby czas aby porozmawiać z osobami związanymi z ich pracą na rzecz czasu i rozmów z własnymi dziećmi, z których jedno z nich czekało na wiadomość o synu. Aż sama miała ochotę wykręcić numer do Strandów i im nawtykać, że by odpisywali w miarę sprawnie. Nie od razu ani koniecznie w przeciągu pół godziny, ale na pewno szybciej niż robili to teraz (a raczej nie zrobili, bo jeszcze się nie odezwali).
Zaabsorbowała się rozmową i jedzeniem nie odczuwając skutków ubrudzenia sosem z potrawki, którą zamówiła. Widząc zbliżającą się ku niej dłoń, uśmiechnęła się pozostając z ów grymasem aż do podarowanego przez Beverly buziaka.
- Grazie – szepnęła, kiedy jeszcze wargi kobiety były blisko jej własnych. Spojrzała też bezpośrednio w jasne oczy przekazując jeszcze większą wdzięczność za ten drobny gest niż mogła to wyrazić słowami. Była jedną z tych osób, która doceniała małe gesty świadczące o tym, że druga osoba o nią dbała.
Automatycznie spojrzała ponad ramię partnerki dostrzegając skrzywioną minę starszego mężczyzny. Szybko teraz zareagowała na ruch ze strony Strand, ku której wyciągnęła dłoń i złapała za przedramię. Nie mocno, ale na znak, żeby ta nie wyrywała się ze swego miejsca chcąc dosadniej wyjaśnić panu gdzie miała jego zdanie.
- Bev – rzuciła krótko i nim dokończyła chcąc aby kobieta olała sprawę, to facet musiał dorzucić swoje trzy grosze.
- Tak. Właśnie o was mówię. Nikt nie chce patrzeć jak grzesznice się obmacują. – Widelcem zatoczył koło w powietrzu tak, jakby faktycznie wypowiadał się w imieniu wszystkich zgromadzonych.
Bertinelli od razu nieco mocniej zacisnęła palce na przedramieniu blondynki czując, że ta zaraz wystrzeli z krzesła i serio przywali nieznajomemu.
- Róbcie to za zamkniętymi drzwiami, ale nie tutaj. A najlepiej idźcie się leczyć.
Margo wstała wraz z Beverly, która już nie wytrzymała. Doskonale ją rozumiała i miała ochotę ją puścić, żeby nagadała i zrobiła co trzeba z wygadanym facetem, ale nie chciała aby kobieta pod wpływem chwili uczyniła coś, co przysporzy im kłopotów.
- Co za idiota – odparła po włosku cały czas jednak trzymając Strand za przedramię.
- Na dodatek imigrantka. Wspaniale! – rzucił ironicznie unosząc wzrok ku niebu, jakby nie wierzył, że w ich kraju nadal istniała mieszanka kulturowa. Chyba zapomniał, kto w Australii był pierwszym i że tak naprawdę to oni okupowali nie swoje ziemie (które kiedyś sobie przywłaszczyli).
- Ani słowa więcej! - Pogroziła facetowi palcem wolnej ręki i postarała się pociągnąć Beverly w swoją stronę. Chciała już stąd iść, żeby przypadkiem nie wdać się w dyskusję, na którą bardzo miała ochotę. Może jednak powinna puścić Strand i pozwolić jej robić na co tylko miała ochotę? To byłoby niezłe widowisko.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Grzesznice?
Aż zamrugała oczami, kompletnie zamurowana stwierdzeniem dziadka. Czy on wybrał się na jakąś krucjatę przeciwko deprawacji katolicyzmu, do SPA? W gruncie rzeczy, nie rozumiała oburzenia wyznawców biblii, względem dwójki dorosłych, kochających się ludzi. Zgodnie z ich książką (zmienianą już tyle razy, że ciężko brać ją w obecnej formie na poważnie) zakazane przez Boga były również stosunki pozamałżeńskie, jedzenie krewetek, nieposłuszeństwo względem rodziców czy wyśmiewanie łysych facetów. Wszystkie te rzeczy znajdowały się na równi, a mimo to, frustraci postanowili uczepić się par jednopłciowych, jakby to one stały za złem tego świata. Szkoda tylko, ze swoją jawną fobię kryli za płaszczykiem wiary, co było beznadziejnym argumentem.
Nie było co ukrywać, Strand porządnie się zagotowała, o czym świadczyły zaczerwienione uszy, wręcz urażone tym, co usłyszały od buca, jedzącego steka.
- Nie dość, że ignorant, to jeszcze ksenofob - wycedziła przez usta, słysząc chamską wzmiankę o migrantach. Niech lepiej gość się pilnuje, bo po wylądowaniu w szpitalu, kiedy trafi niedajboże pod opiekę geja, albo innej osoby lgbt, dostanie najgorszą formę pomocy, okazanej z łaski. Komentarza, jawnie godzącego w Margo nie zamierzała mu odpuścić. Miarka się przebrała.
- Słuchaj no, katoliku za dych… - prawie wykonała krok w stronę napompowanego chama, kiedy na miejscu pojawiła się kelnerka, wstępująca na teren pomiędzy jednym, a drugim stolikiem.
- Jestem zmuszona wyprosić pana z restauracji! - słowo „pana” ledwo przeszło jej przez gardło.
- Jakim prawem?!
- Zaakceptował pan regulamin ośrodka z momentem złożenia rezerwacji pokoju oraz zabiegów. Na terenie naszego SPA nie ma miejsca na wygłaszanie krzywdzących względem pozostałych gości komentarzy i dyskryminacji ze względu na pochodzenie czy orientację seksualną.
- Podpisywałeś… - towarzyszka rozjuszonego ordynusa jedynie spojrzała na niego zza okularów, przerywając mieszanie w filiżance kawy. Jak to się stało, że nie sprawdził czy ta placówka jest polecana przez wierzących? Może i nie było w niej codziennych porannych modlitw, ale to nie musiało niczego przekreślać. Sam regulamin sprzyjał „niestandardowym” aż za bardzo!
Kelnerka obróciła się w stronę kobiet, nieco opuszczając trzymany w dłoniach notes.
W tle, do stolika zajmowanego przez czerwonego jak burak prostaka, zbliżył się kelner, który zasugerował opuszczenie lokalu, albo przywołanie do porządku, w przeciwnym razie na ostrzeżeniu się nie skończy. Buc poprosił o inny stolik, oddalony o pięć kolejnych, prawie na wylocie. Zasugerowano ciemniakowi przeproszenie wyzywanych pań, jednak ten wolał unieść się dumą, czym wcale nie zasłużył sobie na przychylne spojrzenia, ze strony reszty klientów.
- Przepraszam panie za tę sytuację - wydawała się zmieszana i zawstydzona, zwłaszcza, że teraz połowa gości wpatrywała się w okolice ich stolika, nasłuchując rozwoju zdarzeń. - To nie powinno mieć miejsca. Rachunek za zamówione dania zostanie uregulowany przez ośrodek. Bardzo przepraszam za niedogodności.
- W porządku, to nie pani wina - pospieszyła Strand, wyczuwając podenerwowanie młodej dziewczyny, która zapewne również trzymała nerwy na wodzy, aby czasami nie wyskoczyć na buca z gołymi rękoma. Gdyby tylko chciały, mogłyby kretyna pozwać, mając świadków wśród obsługi. Szkoda jednak siły na tak ograniczoną jednostkę, wyraźnie niezadowoloną z życia.
Po odejściu kelnerki, Bev, wciąż nieco napięta zajęła miejsce z powrotem przy stoliku.
- Dałabym radę go przegadać - stwierdziła z pełnym przekonaniem, czekając aż Margo podejmie decyzję odnośnie dokończenia dania tutaj, albo zapakowania go na wynos, do willi. Obie nie wiedziały jeszcze, że menadżer SPA, słysząc o sytuacji z restauracji, podrzuci im mały koszyk upominkowy, w ramach rekompensaty za zachowanie innego gościa. Właścicielom ośrodka wyraźnie zależało na pozytywnych opiniach od odwiedzających, co skutkowało późniejszym feedbackiem.
Strand pokręciła niechętnie głową i raz jeszcze zajrzała do telefonu, tym razem dostrzegając wiadomość wysłaną przez mamę.
- Oliver właśnie poszedł spać, wszystko jest w porządku, odpoczywaj.
Bardzo zdawkowe, ale pasowało do zwięzłych wiadomości wysyłanych przez Gratię, jeśli nie rozchodziło się o nic poważnego, wymagającego bezpośredniej rozmowy.
- Oliver już zasnął - poinformowała Margo i przesunęła telefon w jej stronę. Łapiąc odrobinę spokoju utkwiła spojrzenie w partnerce, dotykając jej dłoni. - W porządku?
Miała nadzieję, że tamten buc, którego nie miały już w zasięgu wzroku nie popsuł całego wieczoru i obie położą się w dobrych humorach, albo spędzą resztę wieczoru na oglądaniu podebranej przez Bertinelli książki (na przekór narwańcowi).

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Nie lubiła takich sytuacji, bo źle reagowała na toksyczność wylewaną w jej kierunku. Czuła się wtedy jak nastolatka, na którą uwzięła się prawie cała szkoła. Nie miała szans z tak wieloma osobami nastawionymi przeciwko niej i choć teraz miały do czynienia tylko z jedną, to w ów mężczyźnie widziała właśnie całą szkołę. Poczuła jak powoli gaśnie myśląc tylko o tym aby się schować.
Nienawidziła toksycznych ludzi.
Nienawidziła tego, że cały wylewany przez nich szlam nie spływał po niej jak po kaczce.
W pełnym zamyśleniu zajęła miejsce z powrotem i kiwnęła głową zgadzając się z tym, że gdyby Beverly miała okazję to przygadałaby facetowi. Jednak to nadal robiła, jakby z automatu nie czując się już dobrze w restauracji.
Słysząc imię Olivera nieco otumaniona spojrzała najpierw na partnerkę, a potem na jej telefon. Uśmiechnęła się odrobinę zbyt smutno, ale naprawdę cieszyła się, że chłopcu nic nie jest.
- Nie – przyznała szczerze cały czas wbijając wzrok w telefon. – Chodźmy do pokoju – poprosiła nie chcąc już dłużej siedzieć w restauracji. Być może powinna być ponad to, olać sprawę i skupić się na dalszym jedzeniu, ale czuła że już niczego więcej nie przełknie. Wiedziała też, że facet nadal był w restauracji i nadal czuła na sobie ukradkowe zerknięcie reszty gości, jakby ci czekali na ewentualną druga rundę między nimi a homofobem. – Za dużo kwasu jak na jeden przyjemny wieczór. – Wreszcie spojrzała na Bev i posłała jej kolejny delikatny uśmiech. Nie zamierzała całkowicie poddawać się uczuciu, które dopadło ją po ataku faceta. Wiedziała jednak, że teraz będzie siedzieć w restauracji jak na szpilkach spodziewając się kolejnej afery, której wolała uniknąć. Chciała stąd wyjść, odejść gdzieś dalej i mieć tego bufona głęboko w poważaniu.
Nic nie mówiąc i nie rozglądając się na boki Bertinelli wstała z miejsca. Złapała Strand za rękę i obie ruszyły do wyjścia.
Dopiero gdy wyszły na zewnątrz budynku poczuła pewnego rodzaju ulgę i mogła odetchnąć.
- Scuza – przeprosiła za swoją decyzję, ku której Beverly się przychyliła, chociaż wciąż mogła być bardzo głodna albo gotowa do walki. – Ciężko znoszę takie kwasy. Sprawa niby załatwiona, ale szlam się wylał i ciągle go tam czułam. – Atmosfera zgęstniała i nie dało się tego tak po prostu zignorować. Przynajmniej Margo nie umiała. Zazwyczaj wtedy wolała odejść, wyjść i się oddalić. Nie potrzebowała być w miejscu, w którym wylały się kwasy ani przebywać z ludźmi, którzy nie tolerowali tego kogo kochała. – Przejdźmy się. Rozchodzę to i będzie dobrze. Tobie na pewno też. – Bo nie tylko jej się dostało. Beverly również była zła, co dostrzegła wcześniej w restauracji. – Zdarzało ci się to wcześniej? W życiu? – Nietolerancja ze strony rówieśników, może w poprzedniej/aktualnej pracy albo podczas randki z ex żoną.
Beverly Strand [/oznaczenie[
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nikt nie musiał jej przekonywać do opuszczenia restauracji. Wystarczyło jedno słowo Margo, połączone z przygaszonym spojrzeniem, aby Bev zaczęła zbierać swoje rzeczy. Była gotowa usiąść z Bertinelli na kanapie pod kocem i mocno przytulić, chcąc w ten sposób poprawić jej humor po nieprzyjemnej konfrontacji z jednym z gości. Cham nawet nie zasługiwał na to, aby zaprzątać sobie nim myśli.
Martwiła się. Zerkała kontrolnie na Włoszkę i odrobinę uspokoiła się, gdy ta uśmiechnęła się nieco wyraźniej. Nie była zadowolona z tak okropnego zakłócenia ich wspólnego wyjazdu, ale jutro z pewnością już ochłoną po nieprzyjemnych atrakcjach. To tylko jeden, zgorzkniały ogr, zapewne niezadowolony z życia.
- Nie przepraszaj, też straciłam apetyt i z trudem usiedziałabym tam dłużej - przyznała, przysuwając dłoń Margo do zgięcia swojego łokcia. Chciała, aby przysunęła się bliżej i złapała ją pod ramię. Jak już się przekonała kilka razy, pozytywny uścisk uspokajał i regulował oddech. Obie teraz tego potrzebowały. Przystała więc na propozycję przejścia się po ośrodku. Wieczorem, po zachodzie słońca wyglądał inaczej. Podświetlane, opustoszałe baseny odbijały siatkę kołyszącej toni na ścianach budynków, a cykanie świerszczy opanowało okolicę, skąpaną w świetle księżyca oraz gwiazd. Warunki do spaceru były idealne.
Wcześniej miała sporadyczną styczność z nienawistnymi postawami. Nikt w restauracji, ani podczas zwykłego wyjścia na miasto nigdy jej nie skrytykował, również wtedy, gdy spotykała się z Jen. Zdarzyły się jednak niestandardowe sytuacje, o których zdecydowała się wspomnieć.
- Kiedy jeszcze mieszkałam w Canberze, był taki sąsiad… - zaczęła, lekko marszcząc czoło.- Ewidentnie przeszkadzało mu, że dzielę mieszkanie z kobietą, z którą zaczęłam się spotykać.
Mowa oczywiście o Jen. Dopiero w trakcie regularnego spotykania się z przyszłą, byłą już żoną, ktoś uznał, że musi zainterweniować i wręcz przypieprzyć się do czyjegoś szczęścia. Normalni, zadowoleni z życia ludzie nie postępowali w ten sposób.
- Znajdowałyśmy na wycieraczce napisanie ręcznie liściki o tym, że pójdziemy do piekła i powinnyśmy zacząć szukać pomocy - kontynuowała, spokojnie przesuwając dłonią po przedramieniu pani doktor. Dobrze, że palant nie wpadł na pomysł, aby dodatkowo dołączać do liścików ulotki z rzekomymi centrami prowadzącymi terapie konwersyjne.
- Nie wiedziałam, który konkretnie był to sąsiad, nie mieliśmy monitoringu na klatce, więc prostak nawet nie raczył się ujawnić. Miałam wtedy ochotę podrzucić mu na wycieraczkę płonącą torbę z psią kupą, ale nie miałam ani psa, ani nie wiedziałam, gdzie burak mieszka.
Pociągnęła powietrze przez nos i wygięła usta z pozornym uśmiechu. Była gotowa dosadnie dać typowi do zrozumienia, co o nim myśli. To Jennifer stopowała jej złość, układając żarty na temat frustrata i oferując obejrzenie filmu na załagodzenie napięcia. Tego odmówić jej nie mogła - była dobrą przyjaciółką. Szkoda tylko, że zataiła zbyt wiele spraw, ściśle związanych z tożsamością.
- Dopiero tydzień przed przeprowadzką usłyszałam, że inny sąsiad, mieszkający na tym samym piętrze zdemaskował gościa i oblał mu samochód farbą - intensywnie czerwoną, bardzo trudną do usunięcia. - Chyba zrobił coś jeszcze, ale nie wdawałam się w szczegóły. Przeprowadziłam się do Lorne i… temat już nigdy się nie powtórzył.
Był jedynie incydentem, który można było jakoś przełknąć. Regularne zaczepki i krzywdy, wyrządzane przez rówieśników, to co innego. Bev mogła mieć jedynie nadzieję, że Margo była wtedy pod opieką psychologa, a jeśli on nie dawał rady, to miała przy sobie kogoś zaufanego, kto podnosił ją na duchu.
- Był jeszcze były chłopak Jen. Kiedy doszło między nami do przepychanki, jak zaczął się drzeć, oskarżać o wielokrotne zdrady, kilka razy określił mnie w bardzo prymitywny sposób- użył sformułowania obrzydliwa lesba, ale nie chciała mówić tego na głos, kiedy obie miały korzystać ze spaceru.
- Tego jeszcze ci nie mówiłam - nie dzieliła się zbyt wieloma szczegółami, związanymi z Jen. Nie chciała wyjść na osobę, która zbyt często wspomina o byłej żonie, na swój sposób przywołując jej widmo do teraźniejszości. Skoro pojawił się temat zaczepienia, skorzystała z niego, aby ukazać tym samym nieco pełniejszy obraz własnej osoby.
Pozostawała jeszcze kwestia snu, związanego ze strachem przed odejściem pani doktor, ale to będą miały okazję poruszyć - może nawet na dniach.
- W pewien sposób im współczuję - podsumowała, bo choć oczywiście, uważała drani za podludzi, coś musiało generować ich nienawiść. - Trzeba być nieszczęśliwym, aby pałać tak dużą nienawiścią względem dwójki dorosłych, kochających się ludzi. Niektóre badania mówią o zinternalizowanej homofobii i toksycznych wzorcach, powielanych przez pokolenia.
Niektóre z kwestii prowadziły do tragicznych sytuacji, o których lepiej nie rozmawiać.
- Bardzo cię kocham, wiesz? - powiedziała i przytknęła usta do skroni Włoszki, w łagodnym geście. Chciała, aby wiedziała, że cokolwiek by się nie działo, będzie tuż obok.
- I wiesz, że cykanie świerszczy to ich odgłosy godowe? - odwzajemniła ciekawostkę przyrodniczą, przywołując na usta delikatny uśmiech. Możliwe, że Margo o tym wiedziała, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby nieco odświeżyć pewne fakty z królestwa zwierząt.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Starała się ze spokojem wysłuchać opowieści Beverly, ale w środku czuła złość względem nietolerancyjnych osób. Nie twierdziła, że każdy musiał akceptować związki jednopółciowe, ale bycie przy tym toksyczną osobą, to zupełnie co innego. Każdy miał prawo do swego zdania, ale agresja, nieprzyjemne komentarze i fizyczne ataki to przegięcie, którego Margo nie akceptowała nie tylko wobec tego jednego tematu, lecz ogólnie – w życiu.
- Do tej pory nie spotkałam się z niczym złym, ale czy twoi aktualni sąsiedzi robili kiedyś problemy? – Może jeszcze nie miała okazji? Może wcześniej coś się działo, ale potem Jen „zniknęła” i sąsiad nieco przyhamował później nieco się zagotowując na widok nowej kobiety w okolicy? Margo miała nadzieję, że nie. Na razie obie ustaliły, że Bertinelli wprowadzi się do domu i przekona, jak się będzie tam czuła, ale na jej decyzje również mogła mieć wpływ toksyczna osoba w otoczeniu. Takimi nie chciałaby się otaczać zwłaszcza w miejscu, w którym miałaby zacieśniać swe więzi z Beverly oraz Oliverem.
- Chcąc nie chcąc tacy ludzi będą istnieć. Nie przeskoczymy tego i wątpię, że cokolwiek da im do myślenia. Niech żyją w swojej bańce byleby nie wtrącali się do mojej. – Uśmiechnęła się do Strand nieco pewniej, bo im dalej od restauracji tym lepiej się czuła. Byleby być z dala od starszego faceta, którego już nigdy nie chciała spotkać. Nie potrzebowała tego ani do udowodnienia czegoś ani do dalszego szczęścia. Toksycznych ludzi się odcinało.
- Głównym i pierwszym źródłem takich zachowań są rodzice. – Dokładnie tak, jak powiedziała Beverly. Wzorce były powielane przez pokolenia, przekazywane w rodzinie lub kolejno w konkretnych grupach społecznych, lecz to właśnie rodziciele byli podstawą zakorzeniania myślenia w swych dzieciach. Bertinelli nie była psychologiem, ale podejrzewała, że nieznajomy mężczyzna powielał właśnie wzorce zachowania, którego nauczył się w rodzinie; od surowego ojca wiecznie krzyczącego na każdego albo strofującej matki wmawiającej mu, że był słaby. – Może to też być ich wymówka. Wiesz, alkoholik zawsze znajdzie powód do picia tak samo osoba ze skłonnościami do agresji znajdzie wymówkę, żeby się do kogoś przyczepić. – Jedną z tych wymówek była niechęć do osób tej samej płci. Bzdurne usprawiedliwienie zachowania, które w ogóle nie powinno mieć miejsca. Tak samo postrzegała rówieśników, z którymi uczyła się w jednej szkole. Wszyscy chcieli być lubiani i zaakceptowani przez popularną dziewczynę, więc znaleźli wymówkę, żeby razem zjednoczyć się przeciwko zwykłej nastolatce. Po paru tygodniach już pewnie nie pamiętali, czemu zaczęli nękać Bertinelli znajdując coraz to kolejne bzdurne powody.
- Si – Wiedziała, że była kochana i wcale nie zamierzała należeć do tej grupy osób, które mówią „Gdybyś mnie kochała, to przywaliłabyś tamtemu facetowi”. Nie była taka i nigdy nie wymagałaby agresji od drugiej osoby. Patrzyła na świat lepszymi barwami i chciała aby tak pozostało pomimo nieprzyjemnych sytuacji, które zdarzały się w życiu każdej osoby. – Tak jak twoje wyznanie miłości? – Zasugerowała, że to też były odgłosy godowe, co podkreśliła szerokim rozbawionym uśmiechem. Dokładnie wiedziała, jak chciałaby spędzić każdy wieczór tutaj; poranki i w ciągu dnia też. Zamierzała wykorzystać czas spędzony w SPA, bo w domu nie zawsze będą miały ku temu okazję. Musiały się dopieścić, nacieszyć swoją obecnością i bliskością na tyle aby.. kogo Margo chciała oszukać? I tak będzie tęsknić. Będąc w pracy, w sklepie, na spotkaniu ze znajomymi – będzie tęsknić za Beverly i za jej pocałunkami, nawet jeśli te pojawią się pod koniec dnia albo rano na powitanie.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

To był niezwykle przyjemny czas, który spędziły razem poznając się z innej strony i przede wszystkim ciesząc swoją obecnością tylko we dwie.

z/tx2
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ