Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- A, no tak... Tylko tam mamy datę do kiedy muszę się wyrobić. - z naciskiem na muszę oraz rozbawionym uśmiechem - Ale może chcesz żeby remont skończył się wcześniej. Może po cichu liczysz na to, że wyrobię się z dwa tygodnie wcześniej żebyś miała czas jeszcze na jakieś dekoracje ze swojej strony bo kwiatków to Ci tutaj nie wstawię. - to akurat wykraczało poza jego zdolności, sam wazon może przynieść jak będzie za ciężki, ale czy tutaj powinny być tulipany, róże czy piwonnie to już nie do niego - A co do czytania to, taaaak. Mniej więcej przeczytałem. - uśmiechnął się trochę głupkowato łatwo dając po sobie poznać, że nawet to nie musiało być do końca prawdą.
Odkąd wziął się za budowlankę nie przykładał już tak dużej uwagi do tej całej papierologii. Sprawdził tylko, czy termin mu się mniej więcej zgadza, resztę stron tylko pobieżnie przejrzał i to by było na tyle. Nie robił tego w celach zarobkowych, a po prostu by czymś się w życiu nadal zajmować. Nawet gdyby z daną fuchą coś nie wyszło, raczej miał fundusze by pokryć ewentualne szkody czy zapisy umowy. Był tym szczęśliwcem, który nie musiał się tym przejmować. Co oczywiście nie znaczyło, że do swojego fachu się nie przykładał. Nadal dążył do perfekcjonizmu, to niestety to już było w jego DNA. Teraz był odpowiedzialny za to jak coś będzie działać przez najbliższe lata, nie tylko na godzinnej kolacji. Dla Addie starał się jeszcze mocniej, ale już wiemy dlaczego. Zawsze pracuje się najlepiej dla osób z jakimś marzeniem albo wizją. A to, że dobrze się na nią patrzyło było dodatkowym bonusem, o którym z grzeczności nie mówił.
- Przecież szefowanie to nie tylko kontrola. Ta cała "kontrola najwyższą formą zaufania" to trochę gówno prawda. Można być dobrym szefem, a zupełnie nie znać się na tym, czym się zarządza, chociaż nie powiem, dobrze jest mieć chociaż jakieś pojęcie. - zaczął dość swobodnie - W takich przedsięwzięciach najważniejszy jest dobór odpowiednich ludzi. Zaufanie im, oddanie im części tej kontrolii by i oni czuli, że mają wpływ na to co dzieje się w ich pracy, że mają znaczenie. Małe biznesy tak najlepiej funkcjonują. - uśmiechnął się do niej ciepło - Ale co ja tam wiem, jak widzisz nie mam nikogo kto ze mną pracuje. - dodał jeszcze wzruszając ramionami.
Chyba powinien trochę przystopować z tymi wszystkimi radami. Nie chciał by wydało się, że rzeczywiście ma doświadczenie i to całkiem duże w tym, co właśnie realizowała. Nie bez powodu przeniósł się z dala od swojego rodzinnego miasta oraz wszystkiego, czego znał. Uciekał od swojej przeszłości. Nie zamierzał do niej wracać, więc powinien przestać naprowadzać ją na to co robił wcześniej. Chyba pora się z tym trochę ograniczyć, o ile jest to dla niego możliwe. Naprawdę chciał by to dla niej wypaliło.
- Lamingtony? - uniósł lekko brew patrząc na nią z prawdziwym zdziwieniem - Ktoś tutaj spędził kilka godzin w kuchni. - zaśmiał się cicho - Dziękuję. - skłonił lekko głowę w podziękowaniu.
To naprawdę miłe, że zrobiła dla niego lunch. Zupełnie nie był do tego przyzwyczajony. Nie tylko przez to, że to on zawsze był po prostu lepszy w gotowaniu. Kiedyś normalnym i dość częstym było by chociaż zapewnić jeden posiłek osobom, które pracują dla Ciebie fizycznie. Teraz, ta kultura trochę już wymarła. Do tego wiedział, że jeśli rzeczywiście zrobiła lamnigtony musiała spędzić w kuchni trochę czasu. To nie była po prostu kanapka i kawa. Do tego wszystkiego jeszcze mrożona herbata. Było mu po prostu trochę głupio, zupełnie nie był do tego przyzwyczajony.
- Smacznego. - odpowiedział jeszcze zanim wziął pierwszego gryza swojego wrapa.
Można wyjąć kucharza z kuchni ale nie kuchnię z kucharza. Nawet gdyby nie chciał, jego kubki smakowe były już przyzywczajone by reagować w pewien specyficzny, czasami nad wyraz mocny sposób. Zawsze na pierwszym miejscu było odnalezienie wszystkich smaków, jeszcze zanim był nawet w stanie stwierdzić czy coś jest dobre czy złe. Zajęło mu to jeszcze kilka gryzów zanim mógł po prostu cieszyć się posiłkiem bo wrapy były naprawdę dobre. Nie muszą być skomplikowane, ich istota jest w prostocie.
- To co, zaczniemy od oczywistych. Krewetki, papryka, awokado. Krewetki chyba smażone z dodatkiem sosu worchestershire, a sos na bazie jogurtu oraz ajvaru? - spojrzał na nią mrużąc lekko oczu szukając potwierdzenia - A sekretny składnik to kolendra. O czymś zapomniałem? - uśmiechnął się całkiem z siebie dumny, chociaż ta gra od początku nie była fair, ale hej, trzeba wiedzieć które bitwy są do wygrania.
- I oczywiście są bardzo dobre Addie, dziękuję. - zrobił to naprawdę szczerze patrząc jej w oczy.
Nie miała nawet pojęcia jak wiele to dla niego znaczył ten prosty gest.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
-O nie, nie, to byłoby nieuczciwe z mojej strony, gdybym teraz oczekiwała, że wyrobisz się wcześniej tydzień lub dwa. Ustaliliśmy zasady gry, nie można ich zmieniać w trakcie - odparła, wzruszając niby to ramionami, że to takie oczywiste i swobodne, ale jednocześnie Callaghan zaznaczyła bardzo wyraźnie, że starała się trzymać danego słowa. Zawsze. Czy to kwestie biznesowe, czy też prywatne. -Tak więc ustawianie kwiatków planuję najwcześniej na 8 lipca, tak też może sobie zapiszę - cóż, delikatny pstryczek w formie słownej nikomu jeszcze chyba nie zaszkodził, a szczery uśmiech blondynki ewidentnie świadczył o tym, że zaczynała czuć się nieco swobodniej w towarzystwie Andersa wraz z upływającymi minutami.
Tu też się różnili, bo Addison w cały ten papierkowy świat dopiero wkraczała. Można uznać, że wręcz w nim raczkowała i tak naprawdę to umowa podpisana z Tristanem, to pierwsza poważna rzecz związana z tym lokalem. Zaraz po zakupie miejsca, oczywiście. Niemniej na pewno jeszcze przyjdzie Callaghan nie raz i nie dwa zwątpić w to, za co się zabrała i to całkiem sama, chociaż nie będzie mogła już narzekać raczej na nudne oraz dłużące się w samotności wieczory, bo zapewne najczęściej towarzyszyć zacznie kobiecie jakaś zagwozdka do rozwiązania.
-Cóż... Brzmisz jak jakiś coach z youtube'a, oni chyba też ostatecznie pracują samodzielnie, chociaż mówią tyle o współpracy... Masz jakieś doświadczenie w tej branży? - zapytała, bo może i powinny myśli blondynki skręcić w zupełnie innym kierunku dzięki wszelkim złotym radom, ale zdawały się one na ten moment zbyt ogólne, by połączyć je konkretnie z biznesem gastronomicznym, a nie zwyczajnie własnym przedsięwzięciem. Addison zaczynała zarówno w jednym, jak i w drugim. Nic dziwnego, że nie dostrzegała tej jakże subtelnej różnicy. Na szczęście dla pana Andersa.
-Nic wielkiego, lubię czasem tam się zaszyć przy muzyce - bo i tak, to było nic wielkiego, a te podziękowania oraz podsumowywanie ile czasu mogła spędzić na przygotowaniu tego wszystkiego na powrót zdawało się Callaghan nieco krępować.
Wraz z każdym wypowiedzianym składnikiem mina Addison stawała się coraz bardziej podejrzliwa. Trafił prawie, że bezbłędnie. -Bez ajvaru, zioła są dodatkiem - przyznała i dorzuciła, żartobliwie: -Ale nie wyczułeś, że wrap jest zrobiony na mące kukurydzianej więc muszę ci odjąć jeden punkt. Ach, i nie dodałeś, że krewetki są ze świeżego połowu. Ostatecznie masz więc pięć pełnych punktów, możesz wymienić na tyle samo ciastek i ani jednego więcej - szczerze wątpiła, że chciałby zjeść ich aż tyle, ale skoro już Tristan brał udział w tej małej rywalizacji, uczciwym było oznajmić jaka jest jego nagroda, kiedy tak się dobrze spisał. Co oczywiste, że wzbudziło ciekawość Addison, dostrzec można to bez problemu w tym świdrującym spojrzeniu, którym obdarzała mężczyznę, ale... Nie pytała. Nie była wścibska. I nie zamierzała być. I tak już obawiała się, że nieco za bardzo odciągała go od pracy, może powinna wręcz na odwrót do niej zaganiać, ale... nie miała nic przeciwko tym luźnym rozmowom, które zdarzały im się w czasie jej wizyt. Uśmiechnęła się promiennie, słysząc komplementem odnośnie swojego dania. Nie było to nic wielkiego, ale miłą odmianą było podzielić się takim dziełem oraz otrzymać za nie słowa uznania. Bardzo miłą.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Zatem 8 lipca wprowadzasz się z kwiatkami. Niech tak będzie. - uśmiechnął się do niej promiennie.
Trochę wątpił w to, że nie ma nawet nadziei, że uda mu się to wszystko skończyć trochę wcześniej. Doceniał jednak fakt, że zamierzała trzymać się ustalonych terminów i nie przychodzić tutaj i namawiać go do włożenia większej ilości godzin w jej przedsięwzięcie. Jedno pytanie, którego nienawidzi każdy fachowiec to - kiedy będzie gotowe - czy można szybciej. Gdyby coś dało się szybciej, to pewnie by tak było. Przecież on, przynajmniej w teorii, też chciał skończyć jak najszybciej żeby wziąć się za kolejną robotę. W teorii, bo nie robił tego zarobkowo, więc na czasie mu nie zależało, ale na reputacji już tak. Dlatego zawsze pragnął wykonać robotę najlepiej jak potrafił, a do tego czasami potrzeba było właśnie czasu. Nikt też nie lubi jak patrzy im się przez ramię, chociaż w tej kwestii jeśli chodziło o Addie nie miał jakiegoś większego sprzeciwu. Wiedział, że wychodzi to z miejsca ciekawości, a nie wścibskości, czy pragnienia kontrolii.
- Youtube? To tam jest coś więcej niż manuale jak naprawić lodówkę? - zgrywał całkiem wiarygodne zaskoczenie zanim posłał jej rozbawiony uśmiech, taki tam żarcik.
Musiał się czymś wybronić ponieważ jego mina, gdy padło jej pytanie, mogła być na swój sposób całkiem wymowna. Na chwilę na pewno się speszył, gdyby akurat jadł tego wrapa pewnie by się zadławił, a tak po prostu położył po sobie uszy jak pies przyłapany na złym uczynku. Przełamanie tego żartem było najlepszą metodą by nie zwróciła na to tyle uwagi.
- Nie wiem, czy powiedziałbym, że mam doświadczenie... Powiedźmy, że to obserwacja od kolegi kolegi. - wzruszył ramionami nie zamierzając zdradzać nic więcej.
Nie okłamywał jej, przynajmniej nie do końca. Zawsze najbardziej wiarygodne były te historie, które miały w sobie ziarnko prawdy. A tutaj tak, może miał dobre doświadczenie ze swojego biznesu, ale jak go prowadzić i postawić na nogi rzeczywiście pokazał mu jego były szef, a jeden z najlepszych szefów kuchni, jakich znał. To od niego nauczył się traktowania pracowników jak coś więcej niż tylko osoby, którym trzeba wypisać czek. Dobrze jest wymagać dużo od swoich pracowników, ale trzeba im jeszcze dać coś od siebie. Pokazać, że ich akcje mają znaczenie. Między innymi dzięki temu odniósł swego czasu taki sukces i życzył tego samego Addie, chociaż może nie aż takiego, bo popularność potrafi być upierdliwa. Ona aspirowała do nieco innej klienteli.
- Oh? Oczekiwałaś, że sprezentuję Ci tutaj tasting na miarę jakiegoś szefa z gwiazdką Michelin? - spojrzał na nią nieco naburmuszony - Muszę rozczarować, ale nie jestem nim. - wystarczyło dodać już a konwersacja zrobiłaby się o wiele ciekawsza, ale znów trzymał się tej granicy kłamstwa, a najprościej zawsze było ukrywać się pod latarnią.
Niemniej poczuł pewną urazę. Nie względem Addie, bardziej rozczarowanie sobą, że pomylił się z ajvarem. Czego się jednak spodziewał skoro od dobrych kilku miesięcy jego kubki smakowe są zalewane najprostszymi rzeczami, które może nabyć w supermarketach? Jak ze wszystkim, czego się nie ćwiczy. Po prostu zanika. Całą dumę należało zatem po prostu schować do kieszeni i przestać się burmuszyć.
- Jeden w zupełności wystarczy. Wiesz, jestem już w tym wieku, że po dwóch zmiotłoby mnie z planszy i musiałbym się przespać. - zaśmiał się rubasznie zaraz po tym jak skończył swojego wrapa i popił go mrożoną herbatą, która też była niczego sobie.
Dobrze było od czasu do czasu zjeść coś przyrządzonego w prawdziwej kuchni, a nie przez jakieś maszyny w procesach, za które ktoś powinien siedzieć. Nawet sobie cicho westchnął całkiem tym wszystkim ukontentowany.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Spojrzała na mężczyznę nieco jak na wariata, chwilę później uniosła jeszcze brew, starając się upewnić czy on tak serio, czy może jednak żartował odnośnie tego, jaki jest jego docelowy kontent na youtubie i do czego według niego się rzekomo ogranicza całościowo wedle opinii blondyna. Żartobliwy uśmiech uspokoił nieco jednak Addison, usypiając jednocześnie ten cały stan zaalarmowania przez co znów się odprężyła, odpuszczając swoją podejrzliwość. Wywróciła za to oczami na tekst o koledze kolegi, bo może miało to zbyć temat, a w rzeczywistości... Dało zupełnie odwrotny efekt, który sprawił, że alarmowa lampka zaczęła się świecić może i najmocniej. Każdy przecież zdawał sobie sprawę, ze jeśli wspomina się o koledze kolegi... To tak naprawdę chodziło dokładnie o własną osobę. I chciało się ewidentnie coś ukryć. Oczywiście, ze brzmiało to interesująco, ale pomimo wszelkiej ciekawości Addie nie była wścibska. Pozostawiła to więc jedynie tak, jak do tej pory, a spojrzenie pełne niedowiarstwa połączonego z pewną pobłażliwością musiało wystarczyć.
Aspiracje Addison nie były tak naprawdę ogromne, opierały się na dość przyziemnych potrzebach, które poprzez prowadzenie własnego lokalu zapragnęła zaspokoić. Całkiem możliwe, że to też aktualnie dla blondynki najprostsza i najbardziej możliwa droga do tego, by osiągnąć ten cel. Nie do końca jasne jedynie było to czy to odpowiednia ścieżka, ale... czas z pewnością pokaże. Callaghan jednak miała nadzieję, że właśnie znalazła to, czego tak długo szukała i już od początków starała się wkładać w to miejsce całe swoje serce, chociażby przez to ile poświęcała mu uwagi. Na razie też niewiele więcej mogła tak właściwie dać...
-Właściwie... oczekiwałabym, że trafisz krewetki i jogurt w sosie, awokado. I to koniec. Miałam męża, wiem, co mówię. A ty... - zamilkła na chwilę, obrzucając Tristana po raz kolejny podczas ich dzisiejszego spotkania dość dociekliwym, uważnym spojrzeniem. Zmrużyła nawet nieco powieki, by niby wyostrzyć wzrok. -brzmisz podejrzanie pewnie, może więc jednak coś jest w tej gwiazdce? - dodała lekko, kończąc swój wywód wzruszeniem ramion. Prawda jest taka, że nie myślała, iż Anders miał kiedykolwiek, cokolwiek wspólnego zawodowo z kuchnią. Aż do teraz. Właściwie to bardziej do tej jego wzmianki o tastingu. Cóż... Chyba będzie go teraz uważniej słuchać, a już na pewno analizować dokładniej to o czym i jak mówi.
-To może faktycznie musisz wstawić tutaj te łóżko. Drugą opcją jest, że nagrodę będziesz sobie dawkował, bo hej... Nie można się zrzec nagrody, to nie fair, względem organizatora konkursu - powiedziała, wydzielając porcję dla Andersa do opróżnionego pojemnika po wrapach. Pozostałe miała zamiar zawieźć rodzicom, gdzie mieli spotkać się wieczorem z rodzeństwem. Lubiła te rodzinne wieczory, znów się czuła, jakby miała maksymalnie dwanaście lat. Taka beztroska, nawet chwilowa, wpływała cudownie na organizm Callaghan - zapominała na chwilę o świecie, problemach, zobowiązaniach. Wartościowy i prawdziwy relaks, zdecydowanie.
-Proszę, a ja się zbieram i już nie przeszkadzam - podała mu pudełko z lamingtonami, po czym podniosła się dość żwawo ze swojego miejsca. I tak zabrała mu za dużo czasu, pierwotnie planowała, przecież tylko zajrzeć na sekundkę, zostawić jedzenie i zawinąć się. Nie było w planach wspólnego jedzenia, ani wracania w pamięci do widoku Andersa bez koszulki... Najgorsze, że to drugie może się jeszcze Addison zdarzyć, za co już blondyna surowo karciła się w myślach, za ten brak profesjonalizmu. Nawet jeśli był jedynie w jej głowie, to i tak irytował, a także zawodził ją samą. Nie chciała, przecież zaczynać źle, ani sprawiać nieodpowiedniego wrażenia, gdzie tu... bywało to jak widać utrudnione, całkowicie nie z jej winy, prawda?
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jego zdaniem ten kolega kolegi był naprawdę całkiem wiarygodny. Kto nie ma jakiegoś kolegi, który prowadził własny biznes i może Ci dać naprawdę dobre rady? Znajdzie się chociaż jeden w każdym kręgu. Teraz każdy otwiera własną firmę w taki czy inny sposób. Czy one wypalają? W większości nie, ale czy to nie sprawia, że ktoś ma dobre rady jak nie splajtować? Nie to żeby podejrzewał, że tak może być z marzeniem Addie bo właśnie po to dawał jej te wszystkie rady. Wierzył, że Addie jest w stanie to wszystko uciągnąć, ale kilka rad nie zaszkodzi. W każdym razie chodziło o to, że każdy ma takiego kolegę i to jest w pełni wiarygodne!
- Sorry, ale to tylko znaczy, że twój mąż był smakowo challenged. - wzruszył ramionami nie czując się z tym komentarzem ani trochę źle, skoro mąż był przeszłością można było z tego pożartować - W gwiazdce? Jedyna jaką mam to na grillu mojego Vana. - zaśmiał się rubasznie bo tak, jego służbowe auto było mercedesem.
Zawsze najlepiej było się pośmiać z tego, co chciało się ukryć. Teoretycznie pewnie nie byłoby nic złego gdyby wiedziała coś więcej o jego przeszłości, ale nie był na to po prostu gotowy. Przeniósł się tutaj po to żeby zapomnieć, żeby nikt go przez przypadek nie połączył z dawnym życiem i miał nadzieję, że pomimo jej podejrzliwego spojrzenia nie wpadnie na pomysł żeby wrzucić jego imię w którąś z wyszukiwarek. Może i minęło już kilka lat odkąd odszedł z poprzedniego zawodu, aczkolwiek pewnie jego restauracja, czy jakiś artykuł o tym jak swoją gwiazdkę otrzymał i utrzymał będzie jakimś piątym albo szóstym wynikiem w google. Tutaj był po prostu przyjaznym kontraktorem z sąsiedztwa. Tamten rozdział uważał za zamknięty i liczył na to, że tak pozostanie.
- Mam improwizowany hamak w samochodzie. Właśnie na takie okazje. - puścił jej oczko z zadziornym uśmiechem pozwalając by to ona zdecydowała czy w to uwierzy.
Chciałby powiedzieć, że nagroda była jak najbardziej zasłużona, aczkolwiek gdzieś tam z tyłu głowy czuł względem siebie pewien niesmak. Kuchnia zawsze była czymś, gdzie błyszczał. Czy chodziło o gotowanie, smakowanie, krojenie, prezentację. Nie miał sobie równych. Teraz? Pomylić ajvar z ziołami? Nie zainteresować się jakością mięsa? Był sobą po prostu rozczarowany. Zaraz jednak weźmie się za robotę i szybko o tym wszystkim zapomni. Praca zawsze pozwalała zapomnieć o problemach, a tutaj na szczęście pracy miał jeszcze w cholerę.
- Nie przeszkadzasz Addie. - odłożył sobie pudełko na później, również podnosząc się ze swojego prowizorycznego krzesełka - To twój lokal, ja tutaj tylko sprzątam, że tak powiem. - wyszczerzył się do niej wesoło - Jeszcze raz dziękuję za lunch, naprawdę to doceniam. - uścisnął delikatnie jej dłoń na pożegnanie.
Zazwyczaj stronił od kontaktu fizycznego, jednak z nią przychodził jej całkiem naturalnie. Może następnym razem nie będzie paradował przy niej bez koszulki. Skoro już o tym mowa to on też nie był zupełnie niewrażliwy na to jak ona wygląda. Dzisiaj była całkiem urocza. Pewnie by nawet coś powiedział gdyby nie fakt, że starali się zrobić to wszystko profesjonalnie. Gdy już zniknęła wziął się z powrotem do roboty, tym razem upewniając się, że wszystkie zawory rzeczywiście są zamknięte.

Addie Callaghan

koniec :)
ODPOWIEDZ