lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
outfit

Jeżeli coś miało nie działać, to człowiek mógł być pewien, że to stanie się właśnie tego dnia, kiedy będzie to najgorszy z możliwych momentów na jakiekolwiek wpadki. Tak też wyszło dzisiejszego przedpołudnia, kiedy Addie zadowolona wsiadała do auta, bo oto nadszedł dzień, by wreszcie zacząć stawiać poważne kroki w kierunku spełnienia marzenia. Złośliwość rzeczy martwych zameldowała, jednak swoją gotowość i za nic w świecie Callaghan nie mogła odpalić auta. Nie znała się specjalnie na tym, co miała pod maską, ale jeden z sąsiadów uświadomił blondynkę, że nigdzie nie pojedzie i musi znaleźć mechanika. Szlag. Wyciągnęła więc telefon, napisała szybko wiadomość z przeprosinami i informacją o swoim spóźnieniu do swojego potencjalnego wykonawcy, a potem... Wyciągnęła dawno nieużywany rower, bo inaczej nie było szans, by spóźnienie faktycznie wynosiło jedynie około dwudziestu minut.
Zdyszana dotarła na miejsce, gdzie kręcił się już dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna. Addie podejrzewała, że to właśnie Anders, z którym miała rozpocząć współpracę. A przynajmniej taką miała nadzieję, kiedy zauważyła jego tatuaże wyłaniające się na pewno spod koszulki, którą miał na sobie. Czemu się na niego zdecydowała? Ach, tak. Miał rewelacyjne opinie, a jeszcze bardziej rewelacyjną cenę, która jak się okazało w praktyce przy takim przedsięwzięciu grała olbrzymią rolę. Podjechała bliżej, zeskoczyła ze swojego pojazdu, który przypięła do zardzewiałego stojaka na rowery - kolejna rzecz do wymiany. I bez zastanawiania się podeszła do mężczyzny, zaglądającego przez okno, choć z nieco drżącym sercem.
-Dzień dobry, jestem Addison Callaghan, pan Tristan Anders? - zapytała, wyciągając w jego stronę swoją dłoń, którą po drodze do niego otarła o spodnie. Dawno nie jeździła na rowerze w takich temperaturach. Czuła suchość w gardle, a rumieńce świadczyły o tym, że nieco ją ta przejażdżka kosztowała. Może powinna wrócić do większej aktywności, a nie tylko praca i praca... -Przepraszam najmocniej, że musiał pan tyle czekać, ale moje auto niespodziewanie odmówiło posłuszeństwa i... Musiałam się tu dostać nieco inaczej. To... Może przejdziemy do środka, żeby mógł pan ocenić czy jest w stanie coś zrobić z tym miejscem? - zaproponowała, by przeszli do konkretów. Addie nie chciała przedwcześnie ogłaszać zwycięstwa, bo może facet zwyczajnie uzna, że zwariowała, kupując od lat opuszczony lokal. Cóż... Trochę tak było. No, ale już się Callaghan na to szaleństwo zdobyła, pytanie czy znajdzie w nim wspólnika, by towarzyszył jej w tym choć na chwilę, na najważniejszym etapie umożliwiającym ruszenie z całym przedsięwzięciem.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
outfit

Zazwyczaj nie podejmował się generalnych remontów. Od dłuższego już czasu starał się nie wchodzić w nic, co wymagałoby od niego większego zaangażowania niż tydzień czy dwa. Zrobienie łazienki, naprawienie zlewozmywaka, pralki, wymiana żarówki czy zbudowanie altanki. Wszystko, do czego można było przyjechać najlepiej raz, optymalnie trzy, a w najgorszym wypadku pięć razy. Wolał tego typu rzeczy niż wielomiesięczne związanie się z jednym klientem. Nie chodziło oczywiście o pieniądze. I tak właściwie kasował wszystkich tyle, ile musiał by zwróciły mu się materiały, a później starczyło na jakąś kawę i lunch. Niczego więcej nie potrzebował. Był jednym z tych, którzy już się dorobili. Pieniądze nie miały dla niego większego znaczenia.
Dlaczego zatem w ogóle zgodził się na oględziny, skoro wiedział, że to nie będzie robota na jeden dzień? Coś w głosie kobiety sprawiło, że się ugiął. Dał namówić, ale tylko na oględziny. Dość mocno zaznaczył, że są małe szanse na to by się podjął bo to po prostu nie w jego stylu, ale może chociaż przyjechać zobaczyć. Może to ten miły ton, a może jakaś nutka desperacji. Wiedział, że inni fachowcy też będą mieli z tym problem właśnie ze względu na to, że trzeba cholernie długo czekać na wypłatę. Nie było zbyt wielu opcji.
Tak szybko, jak przyjechał miał już ochotę odjechać. Gdy tylko dostał wiadomość, że kobieta się spóźni chciał to potraktować jako znak od niebios. Przeznaczenie mówiące mu, że nie powinien się tego podejmować. Zwłaszcza, że dzień był już całkiem gorący, a siedzenie przez kolejne dwadzieścia minut w aucie mu się po prostu nie uśmiechało. Dlatego nie tracąc czasu wziął swojego e-papierosa i wyszedł się przewietrzyć. Puszczając sobie wolne buszki starał się zobaczyć coś przez brudne witryny oklejone od środka gazetami, częściowo pomalowane farbą. Nie zauważył zbyt wiele, ale jednego mógł być pewien. To będzie ruina. To nie lokal pozostawiony po ostatnim właścicielu miesiąc temu. Pewnie minął przynajmniej rok, do wymiany będą wszystkie instalacje, pewnie tynki, kupa roboty.
Słysząc nadjeżdżający rower odwrócił się w stronę bardzo uroczej kobiety. Może nie był teraz szczególnie zainteresowany związkami, ale miał oczy i blondynka właśnie parkująca rower jest bardzo urocza. Kiedyś uznałby się za szczęściarza, teraz jednak musiał się skupić na robocie. Schował swoje urządzonko i przytaknął na jej pytanie.
- Dzień dobry. - uścisnął jej delikatnie dłoń - Może mi pani mówić po imieniu, nie jestem fanem Pana Andersa. Tak mówili na mojego tatę, jeszcze nie jestem w tym wieku. - uśmiechnął się do niej uprzejmie - W porządku. Trochę się dotleniłem, z resztą słońce powoli zachodzi, a ja się słabo opalam. - zaśmiał się cicho jednoznacznie wskazując na swoje tatuaże - Tak, chyba tak byłoby najlepiej. Niech mi pani pokarze to swoje cudo i zobaczymy co da się z nim zrobić. - starał się brzmieć entuzjastycznie, ale zdradzał go lekko krzywy uśmiech.
Przygotowywał się na najgorsze. Przede wszystkim na to, że będzie musiał jej odmówić, ale kto wie? Może się zdziwi. Okaże się, że robi takie wrażenie tylko z zewnątrz, a wewnątrz będzie prawdziwą perełką!

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Odpowiedź na powitanie połączona z upewnieniem się, że mężczyzna przed nią, to ten z którym miała się spotkać nieco Addison rozluźniła. Po pierwsze - nie uciekł. Po drugie - nie stracił znacząco cierpliwości. I na dodatek istniało po trzecie, które podpowiadało Addie intuicyjnie, że to całkiem miły człowiek, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. To dużo. Różnie ludzie brzmieli przez telefon, kiedy mówiła, czego potrzebowała. Nikt z dalszych stron nie był za bardzo zainteresowany robotą w Lorne Bay. Tak więc... Naprawdę liczyła, że może tu okaże się nieco inaczej i ten promyk nadziei nie zgaśnie zbyt prędko, np. tuż po otwarciu drzwi.
-W porządku Tristan, to ja jestem po prostu Addie - zaproponowała, bo właściwie z wyjątkiem rodziców nikt nie używał pełnego imienia kobiety, nawet w liniach lotniczych plakietka mówiła, że pasażer ma przyjemność z Addie Callaghan, a nie Addison. I cóż, to szybkie przejście na ty, nieco spięta, ale wciąż uśmiechnięta kobieta, też chciała poczytywać za dobry znak. -Właściwie... mam nadzieję, że cudem dopiero będzie, ale do tego potrzebuję p.. Twojej pomocy - przyznała szczerze, uśmiechając się nieco z zakłopotaniem, bo cóż, nie było sensu ani niczego ukrywać, ani udawać, że jest inaczej. Zresztą ton mężczyzny stracił można rzec, że znacząco ze swojego pierwotnego entuzjazmu i nie ma się co temu dziwić. Zwłaszcza, że Tristan spędził chwilę w tej okolicy sam, mógł więc ocenić to oraz owo już z zewnątrz. Addison zdawała sobie sprawę też z tego jakie wnioski przyszło Andersowi wysnuć.
Niemniej wygrzebała ze swojej wszystko mieszczącej torby pęk kluczy, a po drodze do drzwi przygotowała ten odpowiedni. Nieco siłowała się z zamkiem, który też zapewne wymieni, razem z całymi drzwiami, ale wreszcie mechanizm ustąpił. Weszła pierwsza i stojąc w progu wysiliła się nawet na entuzjastyczne zaproszenie: -Oto moje królestwo - zachęciła też gestem, by mężczyzna wszedł do środka. Nic nie powinno się zawalić, a dodatkowo nie wyglądało to tak źle, jak kiedy Addie odbierała to miejsce od poprzedniego, wieloletniego właściciela pana McCready. Blondynka pozbyła się najgorszych kurzy oraz zorganizowała wywóz niektórych śmieci nieprzypominających już w niczym mebli. Zostało parę kawałków materiałów, stare fotele, jeden stolik (tylko jeden przetrwał próbę czasu) i inne takie, które miała nadzieję, że uda się odratować. Teraz, po spotkaniu z architektem i posiadaniu wymarzonego projektu na zagospodarowanie środka, wiedziała, że nie bardzo to ma szansę na powodzenie. Niemniej... Nie mówiła nic i pozwoliła Andersowi, by sam ocenił ten przypadek oraz czy jest gotowy podjąć się tego wyzwania, chociaż cóż... Spojrzenie Callaghan było pełne nadziei od chwili, kiedy go ujrzała i wcale nie malało, gdy mężczyzna z nietęgą miną przekraczał próg tego przybytku.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zazwyczaj też nie przechodził od razu na Ty ze swoimi klientami. Preferował pewne granice, nie spoufalał się przesadnie. Zazwyczaj pozostawali w sferze Pan/Pani dla nich, a do niego mogli po prostu mówić po imieniu. Pomagało to zapewnić pewną dozę profesjonalizmu i znów, mógł nie czuć się jakby wchodził z kimś w jakąkolwiek relację, nawet profesjonalną. Z Addie... Z jakiegoś powodu zrobił wyjątek. Może to ta nadzieja w jej oczach, której nie chciał od razu gasić, a może jeszcze coś innego. W każdym razie nie chciał się teraz puszyć i jej poprawiać. Niech będzie Addie zamiast pani Callaghan, ten jeden raz chyba nic się nie stanie.
- Zobaczymy czy będę w stanie pomóc. - odpowiedział z lekkim przekąsem, aczkolwiek nadal starał się być chociaż lekko uśmiechnięty.
Naprawdę nienawidził gasić czyjegoś entuzjazmu. Zwłaszcza, że kiedyś był w podobnej sytuacji. Jego pierwsza restauracja też nie była zrodzona z topowej ulicy w Syndey. Nie miał wtedy jeszcze dużego kapitału. Wybrał lokal na uboczu, z ciężkim dojazdem dla dostawców i upierdliwym układem kuchni, którego nie mógł zbytnio zmienić. Razem ze swoim ojcem spędzili naprawdę długie godziny by doprowadzić wszystko do stanu używalności i zrobić z tego wielki hit. Tristan nie był do końca pewien, czy ma w sobie kolejną taką metamorfozę. Może jeśli projekt nie jest zbyt skomplikowany... W końcu jeszcze go nie widział. W każdym razie nie było co wydawać wyroku zanim nie zobaczyło się wnętrza. Grzecznie poczekał aż otworzy przed nim wrota swojego królestwa. Uzbrajając się w cierpliwość wziął głębszy wdech i przecisnął się obok niej do środka.
Przez pierwszą minutę właściwie nie zrobił nawet kroku. Stał jakiś metr za progiem chłonąc atmosferę wnętrza. Było... Ciężko. Zauważył, że niedawno ktoś musiał tutaj sprzątać. Były jeszcze świeże ślady zamiecionego kurzu, gdzie już zdążył osadzić się kolejny. Na pewno większość mebli została wyniesiona, ale... była to mimo wszystko tragedia. Może nie katastrofa, ale tragedia.
Z nietęgą miną postąpił naprzód. Teraz skupiając swoją uwagę stricte na stanie technicznym nieruchomości. tynki na szczęście były jeszcze chyba do odratowania. Jak się dobrze zeszlifuje, może cienka warstwa pozwoli odświeżyć całe wnętrze. W kilku miejscach, gdzie podłoga zaskrzypiała pod jego ciężarem nieco ją przytupał, co wybitnie jej się nie spodobało. Westchnął cicho przechodząc dalej. Obejrzął zwisające kable tam, gdzie wymontowano lampy. Jego zdaniem do wymiany. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Zniknął na chwilę w pomieszczeniach, które w przyszłości mogły być kuchnią, wrócił oczywiście z nietęgą miną. Nie zamierzał niczego przed nią ukrywać. Westchnął przeciągle i oparł się o jedyny stolik. Co... Nie było najlepszym pomysłem, bo raczej nie był przystosowany do ciężarów powyżej stu kilo, więc po prostu się pod nim załamał, a Tristan machając jak w kreskówkach rękami walnął z hukiem o ziemię.
Addie nie musiała się jednak martwić, bo to co następnie usłyszała to po prostu jego rubaszny śmiech odbijający się echem po wnętrzu. Po dobrych kilku sekundach udało mu się uspokoić i podpierając się na łokciu położył się na boku i spojrzał na właścicielkę.
- To chyba najlepiej podsumowuje stan lokalu. - uśmiechnął się do niej beztrosko dzwigając się za chwilę do siadu i opierając przedramiona na zgiętych kolanach - Nie będę Ci mydlić oczu, jest tragedia Addie. Jesteś pewna, że masz na to finanse i że będzie to dla ciebie opłacalne? - spojrzał na nią nieco poważniej, ale w tęczówkach nadal tańczyły całkiem wesołe iskierki.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Może to dobrze, że podszedł do sprawy nieco inaczej niż standardowo, pozwalając sobie na spoufalenie się z Addison. Prawdopodobnie, znając pokrętny umysł Callaghan, ewentualnie sprostowanie wprowadziłoby niepotrzebne napięcie między ich dwójkę, którego wciąż... Było całkiem sporo, przynajmniej według blondynki. Nic jednak dziwnego, skoro pokładała tak wiele nadziei w nieznajomym mężczyźnie, gdy znalazła się w sytuacji lekko rzecz ujmując - szalonej. Brzmiało to o wiele lepiej niż proste i jakże prawdziwe stwierdzenie - beznadziejnej.
Tyle że całe to przedsięwzięcie to naprawdę czyste szaleństwo. Callaghan zdecydowała się na ten lokal właściwie bez gotowego planu w głowie. Kierowała nią jedna myśl, od dłuższego czasu, nieco desperacka i w taki też sposób uznała, że zaspokoi tę potrzebę. Tu stworzy swoje miejsce. Nie oczekiwała wielkiego sukcesu ani hitu na miarę topowych kawiarni na świecie, nie planowała też żadnego przyszłościowego rozwoju tego miejsca w sieć. Pragnęła jedynie dać ludziom miejsce, gdzie będą mogli na chwilę przysiąść, zachwycić się widokiem, smakując dobrej herbaty czy też kawy, posilić się po surfingowym poranku, a może skupić na zdalnej pracy czy czytaniu kolejnego tomu fascynującej serii... Tylko i aż tyle. Dla siebie też potrzebowała, by to wypaliło, bo była już potwornie zmęczona ciągłym życiem na walizkach... Musiała to zostawić za sobą, jak i inne rzeczy, o których wolała w tej chwili nie myśleć. W tym niepozornym lokalu upatrywała na osiągnięcie tego celu najlepszą możliwość, nieco niczym swoją największą szansę, bo... Co innego potrafiła oprócz gotowania? Czy znała się na czymś tak dobrze, jak na rodzajach herbaty? Nawet o archeologii nie miała tyle pojęcia, choć mogła pochwalić się tytułem naukowym. To nie byłoby to, zresztą wiązałoby się z kolejnymi podróżami. A Addie musiała... Znaleźć swoje miejsce, a właściwie to wreszcie, po tylu latach, je stworzyć.
Obserwowała więc uważnie Tristana, który niespiesznie poruszał się po wnętrzu lokalu. Za każdym razem, kiedy zatrzymywał się w jakimś miejscu na odrobinę dłużej, Callaghan łapała się na tym, że wstrzymuje oddech bądź zagryza wargę. Czasem jedno po drugim. Obawiała się werdyktu z każdą sekundą coraz bardziej. Kobieta raz jeszcze wstrzymała więc oddech, kiedy usłyszała głębokie westchnięcie po powrocie z części kuchennej. Wyglądało na to, że nadchodzi sądna godzina.
-o boże! - wyrwało się Addison z ust, które zaraz zakryła, gdy Tristan poniekąd niespodziewanie, a do tego w zaledwie ułamku sekundy wylądował na drewnianej podłodze. Panika, która była naturalną reakcją blondynki w takim momencie, odeszła jednak w zapomnienie wraz ze śmiechem wydobywającym się z ust mężczyzny. Gdyby coś mu się stało, raczej nie miałby tak dobrego humoru, prawda? A może to objaw jakiegoś urazu? Od razu starała się sobie przypomnieć wszelkie instrukcje oraz wskazówki, których znała miliony jako stewardessa, ale takiego objawu, po takim urazie nie znajdowała w swojej pamięci. Kiedy Tristan podniósł się do siadu, blondynka odetchnęła w pełni, choć może wcale nie powinna ze względu na jego słowa? Zanim odpowiedziała podeszła bliżej, ale nie podała mu ręki, tylko usiadła obok i raz jeszcze rozejrzała się po tym wnętrzu w opłakanym stanie nim cokolwiek powiedziała.
-Zależy co rozumiesz przez słowo opłacalne - przyznała całkiem szczerze, bo każdy logicznie myślący inwestor, przedsiębiorca czy zwał ich jak zwał uznałby to co planowała Addie za samobójstwo. Ona natomiast wiedziała, że tylko zbudowanie tego miejsca może dać jej aktualnie choć odrobinę szczęścia. -Ale tak, dla mnie to jest opłacalne. A finanse... O nie się nie martwię, mogę wziąć kilka dodatkowych zmian zanim będę odejdę z aktualnej pracy. Potrzebuję tylko szacunku kosztów. Chociaż... Zanim to... - podała mężczyźnie pęk kluczy. -Pewnie powinieneś spojrzeć na wszystkie skrzynki, instalacje i tym podobne. Może jest tu więcej cichych zabójców niż tylko ten stolik - rzuciła niby to żartem, ale w tonie nie było lekkości oraz swobody, bo pomimo radosnych iskierek, które dostrzegała w oczach mężczyzny znajdującego się tuż obok, Addie czuła lęk... przed odmową. Spóźniła się, lokal to ruina, a do tego zanim jeszcze Tristan zaczął pracę, to już mógł dostać uszczerbku na zdrowiu. Każdy normalny uciekałby czym prędzej i coż... Nie mogłaby go za to winić, prawda? A on nie powinien się dziwić, że nadzieja w blondynce po tych krótkich oględzinach jedynie się tliła.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na szczęście był naturalnie całkiem dobrze obdarzony tężyzną fizyczną, więc ten upadek mógł potencjalnie narobić więcej szkód właścicielce niż potencjalnemu fachowcowi. Oboje powinni uznać za dobry znak to, że przy takim upadku nie wpadł po prostu przed drewnianą podłogę. Sama w sobie narobiła szumu, głośno zaprotestowała, ale nie wpadł mu tam nawet tyłek, więc podłoże, pomimo jego obaw, wydawało się całkiem stabilne. Odkąd przyjął nowy model biznesowy już dziesiątki razy się o coś potknął bądź na coś upadł. Zdążył zebrać już całkiem pokaźną kolekcję blizn, które na jego szczęście zakrywały tatuaże. Nigdy nie wybierał sobie do końca bezpiecznych zawodów. W kuchni też setki razy się czymś zaciął, skaleczył czy poparzył. Jak nie wodą, parą to olejem. Nie wszystko się perfekcyjnie zagoiło, więc te dłonie doskonale wiedziały czym jest ciężka praca. Całe jego ciało było do tego przyzywczajone, więc jedyne, co mógł teraz zrobić to po prostu dobrze się uśmiać. Mogło być o wiele gorzej. Jeśli weźmie tę robotę pewnie nie raz kopnie go prąd, spadnie z drabiny, czy włoży nogę do wiadra z farbą. Tak, to wszystko ma już za sobą, wielokrotnie. Taki urok jego pracy.
- Na to pytanie już sama musisz sobie odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, czego właściwie oczekujesz od tego miejsca. - odpowiedział jej szczerze lekko wzruszając ramionami i przy okazji otrzepując dłonie z kurzu - Oj, chyba ostatnio nie sprawdzałaś cen materiałów budowlanych. - zaśmiał się cicho patrząc na nią przepraszająco bo naprawdę nie planował tak frywolnie niszczyć wszystkich jej marzeń - Tak, masz rację. Daj mi chwilę. - odebrał od niej klucze i dźwignął się na równe nogi.
Znów odszedł w kierunku tego, czym kiedyś mogła być kuchnia po drodze otrzepując swoje ubrania. Gdzieś w tym lokalu musi być małe pomieszczenie gospodarcze gdzie znajdują się wszystkie skrzynki. To powinno mu dać lepszy wgląd w to, jak to wszystko wygląda. Chwilę jeszcze było słychać jak krząta się po lokalu zanim w końcu zatrzasnął za sobą jakieś drzwi. Musiał ją niestety pozostawić w antycypacji przez kolejne dziesięć minut. Wrócił do niej cicho pogwizdując pod nosem i kręcąc kluczykami na palcu. Jego mina nie wyrażała w którą stronę się skłania. Z resztą już jej powiedział, że wygląda to tragicznie, lepszych wieści raczej mieć dla niej nie będzie. Jeśli nadal siedziała w tym samym miejscu oddał jej kluczyki i zaoferował swoją dłoń by pomóc jej wstać.
- Instalacje nie są w tragicznym stanie, ale jeśli mam być szczery, przy tym natłoku pracy, jaki nas tutaj czeka wolałbym je wymienić. Dla sanepidu też zawsze lepiej to będzie wyglądać. Jeśli chcesz prowadzić tutaj działalność dłużej niż rok lepiej się zabezpieczyć. Bez sensu byłoby wszystko wyremontować żeby za pół roku strzeliła ci rura i musielibyśmy wszystko zaczynać od początku. - skinął by poszła za nim przyjmując już dość profesjonalny ton - Z plusów tak, wygląda na to, że podłogę da się odratować. Ważę ponad sto kilo, przywaliłem z niezłym impetem i nic nie pękło, więc myślę, że wystarczy ją wyczyścić, zaolejować i będzie jeszcze długo służyć. Tynki też nie są w złym stanie. Podobnie, szlifowanie, cienka warstwa nowych, malowanie i powinniśmy być ogarnięci. Okna nie są porysowane, założymy rolety antywłamaniowe i też będziesz ustawiona. Kuchnia... - bo właśnie do niej weszli i tutaj zrobił małą pauzę - Dobra wieść jest taka, że masz całkowitą dowolność w dostosowaniu jej pod siebię. Jest kilka punktów z wodą i prądem, nie każdy może to powiedzieć. Do tego jest dobre przejście do reszty lokalu, nie będziesz musiała kluczyć z zamówieniami. To uważam za największy plus. - złapał się pod boki raz jeszcze przyglądając pomieszczeniu - Na minus cała reszta. - zaśmiał się posyłając jej rozbawiony już uśmiech.
Logika podpowiadała by się tego nie podejmować. To naprawdę będzie kilka miesięcy jego ciężkiej pracy by doprowadzić to do stanu użyteczności. Zablokuje swój terminarz, a zarobki pewnie będą znikome, bo tak, nie zamierzał jej kasować w żaden sposób więcej niż swoich innych klientów, chociaż pewnie powinien. Nadal nie potrafił zdecydować, bo z drugiej strony widział, że jest to jej małe marzenie, nie robi tego dla pieniędzy. Sam był w podobnej sytuacji kilka lat temu.
- Co tutaj ma właściwie być? Masz już jakieś plany wnętrza? Bez tego też nie dam Ci odpowiedniego kosztorysu, chyba, że już taki od kogoś uzyskałaś, a pytasz tylko o moją robociznę, ale to też muszę wiedzieć co planujesz by powiedzieć Ci, czy się na tym znam. - odwrócił się do niej unosząc pytająco brew.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
To oczywiste, że Addison nie sprawdzała cen materiałów budowlanych od dawna, bo i po co? Ostatni remont na jaki się kobieta zdobyła to wykończenie mieszkania, do którego wprowadziła się po rozwodzie. Od tego momentu minie niedługo już pięć lat. Ze względu na dość sporadyczne wykorzystywanie czterech ścian Callaghan nie musiała martwić się remontami, bo nic nie zdążyło zużyć się do takiego stopnia, by wymagało jakiejkolwiek ingerencji czy poprawy. Tak więc nie, nie sprawdzała cen materiałów. To też nie przyszło blondynce do głowy przed podjęciem tej impulsywnej, ale całkowicie dyktowanej potrzebami serca, decyzji.
Jak tylko Tristan zniknął z oczu Addison, by zająć się dogłębnymi oględzinami miejsca, od razu podniosła się na równe nogi. Nie mogła usiedzieć na miejscu, kiedy w zależności od tego co te doświadczone oczy dojrzą, okaże się czy zrobiła jakiś krok naprzód w realizacji swoich marzeń, czy niekoniecznie i znów wraca się do punktu b. Na szczęście a - zakup lokalu - miała zdecydowanie za sobą. Tak więc po powrocie Anders mógł zaobserwować Callaghan przechadzającą się po drewnianej podłodze w dość nerwowy sposób. Kobieta obejmowała swoje ramiona, które delikatnie pocierała, jakby dodając sobie nieco otuchy. W chwili, gdy znów do niej dołączył, blondynka posłała mężczyźnie wyczekujące spojrzenie, tuż po tym, jak zatrzymała się tam, gdzie akurat zawędrowała. Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia i choć nie brzmiało to optymistycznie to... Addie złapała siebie na tym, a bardziej Tristana na używaniu form liczby mnogiej w pierwszej osobie, co wywołało na twarzy kobiety radosny uśmiech. Niby nie znaczyło to nic, oficjalne słowo się nie rzekło, ale coś wewnątrz podpowiadało Callaghan, że Anders nie spisał tego przedsięwzięcia na straty i właściwie to zamierzał się w nie zaangażować. Nie przerywała mu jednak, kiedy mówił o tych wszystkich instalacjach, rurach, a kiedy skinął, by zanim poszła, zrobiła to bez zbędnego szemrania. Jedynie uśmiech stawał się nieco bardziej... pewny i spokojny? Chyba tak można to określić. Nie bardzo wiedziała o czym tak właściwie w niektórych przypadkach Tristan mówił, ale sposób w jaki używał swojego głosu napawał Addison poczuciem bezpieczeństwa oraz dawał przeświadczenie, że mężczyzna znał się na rzeczy. W kwestii przygotowania tego miejsca mogła mu ufać. Nawet jeśli cała reszta zdawała się na minus.
-Co planuję tak... - odparła, podpierając się pod boki. -Oglądałeś kiedyś Gilmore Girls? - zapytała i zaraz zdała sobie sprawę z tego, że ma przed sobą mężczyznę, którego mogłaby zapytać raczej który sezon Synów Anarachii jest jego ulubionym, dlatego też machnęła dłonią i dodała: -Nieważne. Tam było takie miejsce, kafejka, gdzie można było zjeść śniadanie, poczytać, napić się kawy. Dla właściciela to było... Całe jego życie. I... Ja... Potrzebuję czegoś takiego. W sensie takiego miejsca - przyznała nieco zawstydzona, ale nie robiła za długiej przerwy. Od razu wygrzebała telefon z torby, by odwrócić wzrok od Tristana oraz schylić nieco głowę, co też pozwoliło Addie na zamaskowanie - choć chwilowe - rumieńców, które oznaczały zawstydzenie kobiety, że tak bez skrępowania opowiada obcemu mężczyźnie o swoich skrytych pragnieniach, kiedy nie dzieliła się tym pomysłem jeszcze z najbliższymi przyjaciółmi... I jedynie Gwen miała zaszczyt rzucić okiem na to miejsce. Wszyscy inni pozostawali w słodkiej niewiedzy. -Zostawiłam plany w aucie, przepraszam, ale mam wizualizację na telefonie, jak chciałabym, żeby to wyglądało - wyjaśniła, kiedy już trzymała w dłoniach smartfona i przesuwała po nim palcem w celu znalezienia odpowiedniej fotografii. Podeszła więc bliżej Tristana, by mógł dobrze rzucić okiem na to, jaką wizję z umysłu blondynki wydobył architekt. -Chciałabym, żeby było przytulnie... I wiem, że teraz wygląda to na wielką przestrzeń, ale taką nie jest. Tylko... Jak widzisz miałam inny plan na podłogę, ale może, można to jakoś zmodyfikować, jeśli koszta będą za duże... Choć mam jeszcze trochę oszczędności i myślę, że na bieżąco też będę w stanie pokryć wszelkie no te... bieżące wydatki... A i próbowałam zorientować się w cenie mebli, ale lokalny sklep na razie nie był zbyt pomocny. Muszę spróbować raz jeszcze się z nimi skontaktować - wyjaśniła wszystko, uśmiechając się wciąż, choć głos Addie nieco drżał. Nie wiedziała czy Anders faktycznie już się zgodził wziąć tę pracę, czy jeszcze szukał jakiegoś haczyka jak np. niedoświadczona właścicielka, by odmówić. Dodatkowo... Trudniej było skupić się Callaghan na słowach, gdy docierał do jej nozdrzy ten zapach - pomieszanie zapewne wszelkich materiałów budowlanych i, choć umysł mógł blondynkę mylić, jakaś morska bryza, którą ona sama przecież tak.. uwielbiała.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Starał się jej tę całą sytuację przedłożyć jak najjaśniej potrafił. Dobijała go tym pełnym antycypacji wzrokiem za każdym razem gdy pojawiał się w jej polu widzenia. Tak, zdawał sobie sprawę, że przy tym ogromie pracy jest jej pewnie ostatnią nadzieją. Żaden zarobkowy fachowiec nie zablokowałby się na kilka miesięcy. Gdyby sama dobierała ekipy pewnie miałaby też kilku miesięczne przestoje, a wynajęcie dedykowanej ekipy, cóż... Nie dość, że zdecydowanie czekałaby też na termin, to pewnie zrujnowałoby ją finansowo. On starał się po prostu podejść do tego racjonalnie. Przygotować ją na najgorsze, nie dawać jakiejś wielkiej nadziei, bo na budowie bywało naprawdę różnie. Powinna wiedzieć w co się pakuje, ponieważ miał, jak mu się wydawało, całkiem słuszne podejrzenia, że nie jest z tym wszystkim zbyt obyta, a co za tym idzie ktoś mógłby ją bardzo prosto wykorzystać, a on nie zamierzał tego zrobić. Dlatego czasami uciekał od niej wzrokiem jak speszony chłopiec w podstawówce, bo naprawdę nie mógł patrzeć jak na niego patrzy z taką nadzieją. Nie był już facetem, który komukolwiek daje nadzieję. Musiał za to stwierdzić, że miała bardzo ładny uśmiech. Nie umknęło to jego uwadze, kiedy oprowadzał ją po jej własnym lokalu.
Rzucił jej bardzo wymowne spojrzenie kiedy wspomniała o Gilmore Girls. Czy on naprawdę wyglądał na gościa, który ogląda cokolwiek, co ma girls w tytule? Nie, lepiej nie odpowiadajmy na to pytanie ponieważ odpowiedź może skręcić w bardzo niebezpieczne rejony, których nie powinni w ogóle eksplorować. Na szczęście Addie szybko zrozumiała swój błąd i podzieliła się z nim swoją wizją. Wizją, która sprawiła, że nieco zmarszczył czoło. Nie zamierzał jej prawić morałów, to nie jego miejsce, ale postawienie na miejsce, które ma być całym czyimś życiem... To bardzo odważne stwierdzenie. Wiedział jak to jest, na swój sposób się z nią utożsamiał. Przechodził przez wszystkie etapy, w których i ona była. Można powiedzieć, że szła jego śladami, chociaż nie mogła o tym wiedzieć. Obawiał się podjąć z nią tego przedsięwzięcia. Do tej pory bardzo udanie stronił na wszystkie sposoby od gastronomii. Zupełnie przestał gotować, nawet dla siebie. To życie miał już za sobą. Było dla niego skażone, a teraz miał pomóc pięknej kobiecie w spełnieniu jej marzenia. Czułby się jak potwór odmawiając jej tego, co jemu było dane. Z drugiej jednak strony, miał wiele personalnych powodów by powiedzieć nie. Raz i skutecznie. Po prostu nie, nie brać już w tym udziału, nie wiązać się z tym ponownie. Czuł się postawiony między młotem, a kowadłem i w ogóle mu to nie pasowało.
- To piękne marzenie i zasługujesz na jego spełnienie. Świat skorzysta z takich ludzi jak Ty. - odpowiedział jej z z uprzejmym uśmiechem, jednak nie był to już ten sam, który pokazywał jej do tej pory, nie trudno było zauważyć, że coś mogło być na rzeczy. Na szczęście była zajęta właśnie przeszukiwaniem swojego telefonu, więc pewnie niczego nie zauważyła. Mógł więc odetchnąć z ulgą.
Kiedy podeszła do niego z telefonem ustawił się zaraz za nią tak by mógł patrzeć jej przez ramię, a ona nie musiała przechylać telefonu. To naturalnie sprawiło, że musiał się pochylić górując za jej plecami, a twarz mając bardzo blisko jej. Nawet jeśli nie zwróconą w jej stronę. Przyjrzał się temu, co miała przygotowane. Nie widząc niektórych detali sięgnął do wyświetlacza by powiększyć wizualizację podłogi, mebli. Wydał kilka średnio zadowolonych dźwięków pomiędzy westchnieniem i jakimś mruknięciem. Odruchowo położył jej na dłoń na talii jakby bał się, że się przewróci gdy nad nią góruje.
- Nie jest to najprostszy projekt... Będzie z tym trochę zabawy. Mebla powinnaś zamówić u stolarza, muszą być na wymiar. Postaram się zagadać do znajomego, nie wiem jak u niego teraz z terminami, ale wisi mi przysługę. Zrobili Ci też kuchnię? - próbując na nią spojrzeć odwrócił twarz w jej stronę i dopiero teraz zorientował się, że są zdecydowanie za blisko skoro jego nos prawie musnął jej skórę.
Stał się nagle bardzo świadom jej obecności. Poczuł jej słodkie perfumy, swoją dłoń w jej talii, którą oczywiście bardzo szybko zabrał i odstąpił krok do tyłu. Nie jak poparzony, bardziej z grzeczności. Postępował zbyt swobodnie. Nie był speszony, potrafił utrzymać z nią kontakt wzrokowy. Jest piękniejsza niż zauważył to w pierwszym momencie. To mogło zwiastować kłopoty. Kolejny powód by nie brać tej roboty.
- Przepraszam, to było nie na miejscu. - uśmiechnął się przepraszająco trzymając już ręce przy sobie - Co do kuchni to jeśli Ci tego nie zrobili, może ja mógłbym pomóc z projektem. Powiedźmy, że się na tym znam. - tak, najlepiej było szybko zmienić temat, wrócić na właściwe tory.
Nagle strasznie zachciało mu się palić.

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
Nie bardzo istniało cokolwiek, co mogłoby Addison zniechęcić na tym etapie do realizacji pomysłu otwarcia tej kawiarenki. Decyzja zapadła, a odkąd Callaghan pozwoliła sobie na zakup tego miejsca, czuła się lżej. Pierwszy raz od dawna stabilniej. Na nowo miała chęć otwierać oczy, mierzyć się z kolejnym dniem, bo wiedziała, że ta podróż dokądś prowadziła, a nie była bezsensownym dryfowaniem, którego doświadczała przez ostatnie miesiące. Tak więc, gdy mówiła, że to coś, czego potrzebowała, wcale nie kłamała. I może nawet sama nie do końca zdawała sobie sprawę, jak wiele znaczenia miało dla jej przyszłości, a poniekąd i teraźniejszości, to co teraz tu robiła.
Patrząc na Tristana Andersa dziś blondynka nie podejrzewała go o to, że zajmował się w życiu czymś innym niż budowlanką wszelako pojętą. Mężczyzna sprawiał wrażenie doświadczonego w różnych projektach, a do tego miał tę aurę pewności w branży, która podpowiadała, że swoje już widział i nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogłyby go zaskoczyć. Zupełnie jakby był gotów na wszystko ze względu na wieloletnią pracę właśnie w tej dziedzinie. Nie wiedziała, że miał podobne marzenia, ani tym bardziej, że je realizował. Choć może... Nawet odwiedziła kiedyś jego lokal, z ówczesnym mężem, ale nawet tego nie wiedziała. Nie śledziła sław gastronomicznego świata, bo też nie pretendowała do tego, by kiedykolwiek znaleźć w nim miejsce dla siebie. Całkowicie starczało Callaghan domowe gotowanie dla najbliższych przyjaciół, czasem rodziców i rodzeństwa. Aktualnie nie miała nikogo innego... To miejsce mogło sprawić, że inne osoby, które też miewały samotne poranki, wprowadzą nieco ciepła i uśmiechu do początku dnia. Dla siebie, ale też i dla niej. Trudno samej Addie było określić czy realizacja tego planu była bardziej egoistyczna, czy znów empatyczna, może jednak najprościej uznać, że każda ze stron mogła mieć swoją korzyść. Oczywiście, jeśli wszystko wypali w tym długim procesie.
Tak więc odpowiedź Tristana nieco ją skrępowała, bo na koniec dnia... Addison miała problem z określeniem tego jakim człowiekiem jest. Teoretycznie była w stanie utrzymać wieloletnie przyjaźnie i je pielęgnować, kiedy jednak przychodziło do życia związkowego... wszystko miało swój koniec. Nie potrafiła więc odpowiednio stworzyć miejsca, gdzie ktoś chciałby zostać. Może i ten lokal był porywaniem się z motyką na słońce? Czy na pewno była człowiekiem, dzięki któremu świat mógł skorzystać? Nie była pewna, ale nie musiała na całe szczęście odpowiadać. Skrępowany uśmiech, to jedyne co dała po sobie poznać. Wizualizacje wnętrza poprowadziły konwersację w innym kierunku, o wiele wygodniejszym.
Choć trzeba przyznać, że Addison, kiedy jeszcze w drodze na to spotkanie, stresowała się jego przebiegiem, to... Nie spodziewała się, że mogłoby ono wyglądać właśnie w taki sposób. Zdawała sobie sprawę, że wizualizacja na ekranie smartfona nie należała do tych najwyraźniejszych czy przedstawiających wszystko dokładnie. Mogłaby więc bez problemu podać Tristanowi telefon, by powiększył wszystko tak, jak tego potrzebował. On jednak zdecydował się na inną formę analizy projektu, która wprawiła Addie w lekkie zdezorientowanie. Dreszcz, który rozszedł się po ciele blondynki nie był związany ze stresem, co na to ekspert, a tą niespodziewaną, męską bliskością. Drgnęła, wzdychając skrępowana, kiedy ułożył dłoń na jej talii, ale nie odepchnęła jej w żaden wyraźny sposób, czego nie potrafiła wytłumaczyć klarownie. Prawda jest taka, że ten, zapewne nieświadomy, gest uświadomił Addie jak dawno nie miała bliższego kontaktu z żadnym mężczyzną. I to, co zadziało się tu i teraz, najwyraźniej było pomyłką, ale.... To jedno uznać, że człowiek zastąpi sobie potrzebę tej fizycznej bliskości w jakiś sposób, a drugie to rzeczywistość i cóż... Niemożliwość, by to osiągnąć. Nikt nie był samotną wyspą. Callaghan to wiedziała, ale też bała się... Kolejnych błędów. Czy współpraca z Andersem miała być jednym z nich, skoro tak szybko pojawiło się między nimi... To napięcie? A może to tylko wytwór wyobraźni blondynki odzwyczajonej od bliższych interakcji z płcią przeciwną. Od czasów Grahama zachowywała, przecież bezpieczny dystans. A dziś, zupełnie bez powodu, został on drastycznie naruszony, stąd spięcie wszystkich mięśni blondynki.
-Luz, myślałam, że po prostu ci słabo. Straszny tu zaduch, powinnam pomyśleć też o klimatyzacji, prawda? Choć to chyba oczywiste - rzuciła niby to luźno, wachlując się dłonią i wyciągnęła wodę z torebki, by nieco nawilżyć suche gardło. Też uratować się przed paplaniem kolejnych głupot, które w żaden sposób nie rozluźniały atmosfery, która wcale nie przypomniała jakiegokolwiek luzu. -Czyli... Skoro proponujesz mi zaprojektowanie kuchni to.. Znaczy, że bierzesz tę robotę? - zapytała, zerkając na mężczyznę z zainteresowaniem, uśmiechając się pod nosem, bo cóż. Chyba wiedzieli oboje jaka jest decyzja.
come hold me tight
no_name4451
Złota rączka — Anders's Wonders
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pomimo tego, że sam już dawno zrezygnował ze swoich marzeń i zaczął parać się czymś kompletnie innym, dobrze było widzieć, że na świecie wciąż są takie osoby jak on swego czasu. Nawet jeśli Addie robiła to w większym stopniu dla siebie niż z miłości do lokalnego społeczeństwa, dobrze było widzieć ludzi, którzy nadal chcą tworzyć coś swojego, kreować, zamiast po prostu pracować na umowie w jakiejś dużej korporacji. Ten świat nigdy nie był dla niego. Nie wyobrażał sobie przejść do jakiejkolwiek pracy biurowej. Wstawać codziennie rano tylko po to by napychać czyjeś kieszenie. Pojawiać się o 8 w pracy, robić nadgodziny i mieć z tego czasami uścisk dłoni prezesa. Nawet teraz, pomimo tego, że odszedł od swojego wymarzonego zawodu, musiał widzieć efekt swojej pracy. Pomimo tego, że pracował dla kogoś, tworzył coś własnymi rękami. Coś, z czego później mógł być dumny. W tym wszystkim o to chodziło. Nawet w tak prostych pracach jak położenie podłogi. Była wielka różnica pomiędzy pracą fachowca, który robił to drugi raz w życiu, a mistrza, który układa to po raz tysięczny. Do wszystkiego można było podejść z pasją, uczynić to czymś więcej niż tylko pracą. Prócz Excela oczywiśćie. Jego zdaniem.
W retrospekcji jego forma przeglądania przygotowanego dla niej projektu nie był najlepszym wyborem. Sam nie wiedział, dlaczego zrobił tak, a nie inaczej. Może to fakt, że branża budowlana była jednak w dużym pierwiastku męska, więc podejście bliżej nigdy nie było problemem, a sam Tristan, cóż, do nieśmiałych nie należał. Przez chwilę poczuł się po prostu zbyt swobodnie. Nie wiedział co nim dokładnie kierowało. Zachował się jakby znali się od lat, jakby była jego bliską koleżanką i taka bliskość nie była dla nich niczym nadzwyczajnym. Jednak w praktyce widzieli się pierwszy raz, a ona była jego klientką. Powinien sobie to zakodować gdzieś bardzo głęboko w swojej psychice. Zwłaszcza, że na jego dotyk nie zareagowała najlepiej. Może go nie skarciła i nie dostał po łapach, jednak wyczuł, że drgnęła. Może dlatego, że się nie spodziewała, jednak dla niego to była bardziej oznaka tego, że ten dotyk nie był miły i nie tego chciała. Teraz pewnie po prostu zamiatała sprawę pod dywan bo potrzebuje kogoś, kto zrobi jej ten remont. Więc nie zakłada mu od razu sprawy o napaść. Jemu za to było po prostu cholernie głupio. Był zażenowany swoim zachowaniem. Nie chciał by czuła się przy nim niekomfortowo.
- Emm... - westchnął cicho kładąc dłonie na swoich biodrach i raz jeszcze rozglądając się po pomieszczeniu.
Miał cholernie ciężki orzech do zgryzienia. Pojawiło się tak cholenie dużo zmiennych, że sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Tak naprawdę w nosie miał to czy zablokuje się na najbliższe kilka miesięcy, ta praca i tak nie była zarobkowa. Więc wszystko sprowadzało się do jednego, do Addie, na której teraz zawiesił swój wzrok. To jej miał pomóc w tym wszystkim, pomóc spełnić marzenie, może znaleźć to miejsce, którego w swoim życiu potrzebowała. Koniec końców kim był żeby tego jej odmawiać. Każdy zasługiwał na taką szansę.
- Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw... Muszę powiedzieć... - dramatyczna pauza - Tak, pomogę ci z tym. - uśmiechnął się w końcu przerwając zmowę milczenia - Masz już nazwę dla tego swojego marzenia?

Addie Callaghan
stewardessa — cairns airport
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Are you someone that I can give my heart to or just the poison that I'm drawn to?
To coś nowego dla Addison, żeby podjąć się walki o marzenia. Dawno tego nie robiła, może nawet od kilkunastu lat, gdy zdecydowała się wysłać swoją kandydaturę w odpowiedzi na ogłoszenie lokalnych linii o poszukiwaniu stewardess. I szczerze? Czuła się trochę, jakby znów miała dopiero te dwadzieścia lat i stawiała pierwsze kroki w dorosłym życiu. Zarówno teraz, jak i wtedy, zajęcie, którego się podejmowała, pozostawało dla Addie w dość sporym stopniu nieznanym. Całe szczęście to ekscytująca niewiadoma, w którą chciała się angażować, całą sobą. To... Miła odmiana.
Nie do końca chodziło o to, że dotyk Andersa był dla Callaghan czymś niemiłym oraz całkowicie niechcianym, ale z całą pewnością zaskakującym. I niestandardowym. Dodając do siebie te dwa określenia mogła stwierdzić z całą pewnością, że nie potrafiła się odnaleźć odpowiednio w takiej sytuacji, zwłaszcza że nie przywykła do szybkiego przechodzenia na kolejne etapy znajomości. Zawsze potrzebowała nieco czasu, by móc pozwolić sobie na swobodę. Szanowała też bardzo granice wynikające z cielesności i... Po prostu dotyk w talii, czy gdziekolwiek indziej, to nie było coś, na co pozwalała nowopoznanym mężczyznom. Nieważne czy zawodowo, czy prywatnie. Po prostu nie. Niemniej nie planowała żadnego pozwu, nie dlatego że nie miała wyjścia, ale też nie należała do typu osób, które tak zaciekle dochodziłyby swoich racji. Czasem, tak jak i dziś, wolała pewne sprawy przemilczeć lub uznać, że wcale nie były czymś wielkim. Tego poniekąd nauczyła blondynkę dotychczasowa praca, bo przecież często lepiej nie wdawać się w polemikę z klientem i przymknąć oko na jego fanaberie.
-Cudownie! - klasnęła w dłonie, tuż po tym jak schowała swoją wodę z powrotem do torebki. Uśmiech Addison stał się tak szeroki, że zdawał się rozpromieniać wnętrze o wiele bardziej niż upalne słońce zza okien. -Smile in the morning. Tak wiem, długie, ale... O to mi tu chodzi. Z tym miejscem. Żeby wywoływało uśmiech u innych na dobry start dnia - cóż, znów się rozmarzyła, całkiem nieplanowanie. Zreflektowała się sama, przenosząc wzrok z przestrzeni przed sobą, na mężczyznę, z którym właśnie rozpoczynała współpracę. -To jak... Musimy podpisać jakąś umowę, prawda? Będą tam jakieś terminy, harmonogram? Pewnie potrzebujesz trochę czasu, żeby to przygotować. O boże, tak, najważniejsze... Kiedy możesz w ogóle zacząć? Domyślam się, że to trochę zajmie, ale to możesz śmiało dać mi znać, czego potrzeba, a ja postaram się to tu ogarnąć, żeby czekało... - tak się właśnie Callaghan nakręcała, kiedy bardzo na czymś jej zależało, a nie bardzo wiedziała od czego zacząć, by to miało ręce oraz nogi. Zarzucała drugą stronę gonitwą swoich myśli, przytłaczając odbiorcę. Dodatkowo też, jeżeli jeszcze Tristan miał jakiekolwiek wątpliwości odnośnie stopnia zieloności Addison w prowadzeniu własnego biznesu, tak ten monolog... Rozwiał je chyba wszystkie, potwierdzając najbardziej intensywną zieloność.
come hold me tight
no_name4451
ODPOWIEDZ