Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Z początku była jedynym powodem, dla którego ponownie pojawił się w Autralii. I chociaż z biegiem tygodni i miesięcy w życiu Octaviana pojawiły się kolejne osoby, które zaczynały go przytrzymywać w Lorne Bay to jednak nadal Belinda stanowiła dla niego centrum. Szkoda tylko, że Otto odnosił wrażenie, że on dla niej był raczej przeszkadzającą i namolną kometą, która raz po raz próbowała się niepewnie zbliżyć. Zresztą nie było się czemu dziwić, ostatecznie to nie miała pojęcia o tym, że przez całe swoje życie miała dwójkę rodziców tylko, że ten drugi pojęcia nie miał o swojej roli. Nie było też szans na to, aby w tak krótkim czasie mógł chociaż w procencie odpokutować, a co dopiero wypełnić pustkę po Caliope.
Octavian nie chciał się jednak za nic poddać i powoli, ale konsekwentnie stawiał kroki w kierunku zbudowania i naprawienia relacji z Belly. Gdy otrzymał od niej sms'a przekonany był o tym, że ona sama poniekąd szuka z nim kontaktu, nawet jeśli wiedział, że otrzymana wiadomość została rozesłana do wielu osób. Wychodził jednak z założenia, że jego imię na tej liście nie znalazło się przypadkowo, a raczej tak siebie sam okłamywał uważając, że Belinda nie byłaby tak nie uważna. W każdym razie postanowił spełnić prośbę córki i zjawił się w sanktuarium, uprzednio informując nadzorującego wolontariat pracownika o chęci swojego zgłoszenia. W mailu zawał także zapytanie, czy mógłby zostać skierowany do pracy z osobą, która go do tego wolontariatu przekonała i takim to sposobem dowiedział się w jakie dni i w jakich porach może znaleźć w Sanktuarium Balindę.
Dostrzegł ją z daleka, bo nie było co się oszukiwać, ale od wejścia wypatrywał jej rudej czupryny. Był za nią stęskniony, chociaż tak naprawdę nawet jej nie znał. Jednak więź jaką czuł wobec niej przepełniała go kompletnie i w zasadzie pozwolił sobie na to, aby uczucie to w nim rosło. Od dawna miał wrażenie, że jest pusty w środku, a więc łaknął tego, aby jego jestestwo znów nabrało sensu i barw.
- Dzień dobry - przywitał się stając obok zajętej swoimi obowiązkami Belindy. Pewnie dlatego nie dojrzała momentu, w którym zbliżał się do niej od strony zaplecza. Miał na sobie odpowiedni strój i plakietkę informującą o tym jaką obecnie sprawował funkcję. - Cieszę się, że do mnie napisałaś, Belly - dodał zaraz, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Chyba nawet nie byłem zaskoczony tym, że angażujesz się w tworzenie takiego miejsca. Pasuje to do ciebie - pozwolił sobie na jeszcze jeden komentarz, po tym jak rozejrzał się wokół, ale szczerze mówiąc chciał lepiej przyjrzeć się otoczeniu i samej Belindzie.

belly beckett
stoi za ladą w lost in the vibes — i sprząta u thompsonów
20 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
my childhood hero will always be you
and no one else comes close
i thought you'd lead me
when life's misleading
that's when I miss you most
W ostatnim czasie działała trochę jak automat. Dzieliła czas tylko na pracę - tę w sklepie muzycznym i dorywcze zlecenia, wolontariat w sanktuarium oraz sen. Przy czym ten ostatni okrajała do minimum. Pęknięcia w tym systemie oczywiście się zdarzały. Rozbite talerze na zmywaku w restauracji, przyśnięcie za ladą Lost in the Vibes, zapominanie o różnych rzeczach czy zwykłe pomyłki... jak ten w przypadku wiadomości do Octaviana. Zorientowała się o tym głupim missclicku dopiero parę dni później, kiedy upewniała się, że nie pominęła jakiejkolwiek odpowiedzi od osób, do których się zwróciła. Pech chciał, że "Octavian" (którego sama nie wiedziała, po co dodała do kontaktów) znalazł się na liście tuż obok "Octavii", właścicielki jednego z miejscowych biznesów i prawdziwej adresatki wiadomości Belindy. Mężczyzna nic nie odpisał, więc postanowiła pozostawić tę sprawę w zapomnieniu. Co prawda gdzieś w środku poczuła zawód, że tak tę sprawę olał, że nawet nie dał znać, że zrobi chociaż jakąś wpłatę na rzecz sanktuarium i wombatów... ale nie miała czasu na takie rozmyślania. Inaczej - sama sobie nie dawała na nie czasu.
Nie mogła narzekać na brak pracy podczas wolontariatu. Pożary lasów minionego lata sprawiły, że w Sanktuarium pojawiło się wiele nowych stworzeń, potrzebujących pomocy i dopiero asymilujących się z nową przestrzenią i towarzystwem. Ktoś nowy pojawił się również wśród wombatów. Wyraźnie odznaczał się wśród innych nieco wypaloną z boku sierścią i wąsami, ale na szczęście reszta dotychczasowych podopiecznych go w żaden sposób nie odrzuciła. Problemem było tylko to, że maluch nie chciał zaufać ludziom i odmawiał podawanego mu jedzenia. Belly starała się właśnie przekonać go do zbliżenia się do poidła i posiłku, gdy zza jej pleców dotarł do niej znajomy głos, którego absolutnie się tutaj nie spodziewała. Wombat odwrócił się zadkiem i odszedł kawałek dalej, więc podniosła się z kucek i wyprostowała. Będzie musiała spróbować ponownie za chwilę... albo pomyśleć nad innym sposobem na niesfornego zwierzaka.
Póki co zaś zerknęła w bok na Octaviana, bezpardonowo lustrując jego strój, plakietkę i analizując dobrze jego słowa. - Co tu robisz? - zapytała, mimo że właściwie nie musiała. Z jego wyglądu i słów można było odczytać wszystko. Jednak przeczytał jej wiadomość. I postanowił sam się tu po prostu wybrać. I jeszcze zgłosić się jako wolontariusz! - Właściwie to nie pisałam do ciebie... Nieważne - machnęła lekko ręką, nie chcąc się wdawać w szczegóły. Tłumaczenie tego wszystkiego było zbyteczne. Zaczęcie przez nią tematu zresztą również. - Naprawdę zapisałeś się na wolontariat? Do wombatów? - zapytała sceptycznie, puszczając mimo uszu ostatnie jego słowa. Nie znał jej, więc skąd mógł wiedzieć, co do niej pasuje?
Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Gdzieś tam wewnętrznie pozwalał sobie karmić nadzieję na to, że Belinda wcale nie przypadkowo wysłała wiadomość także do niego. Liczył na to, że może chciała w ten sposób jakoś zaprosić go do swojego życia, ale nie zrobić tego zbyt prostolinijnie. Jednak, gdy tylko dostrzegł rozczarowanie i zdziwienie wymalowane na piegowatej twarzy swojej córki, zdał sobie sprawę z tego jak głupio pozwalał sobie fantazjować. Nie chciała go tutaj. Nie wiedziała nawet, że przypadkiem poinformowała go o swoim wolontariacie i ewidentnie nie spodobała jej się obecność n i e o b e c n e g o ojca.
- Zgłosiłem się jako wolontariusz - wyjaśnił, chociaż zupełnie zbędnie, bo jego ubranie jak i plakietka zdobiąca jego pierś jasno wskazywały na rolę jaką odgrywał. - Zaintrygowała mnie twoja wiadomość i postanowiłem spróbować. Poza tym chciałem ciebie znów zobaczyć - przyznał zgodnie z prawdą, bo przecież miał na swojej głowie sporo dodatkowych obowiązków i gdyby nie obecność Belly w sanktuarium to mimo sentymentu jakim Otto obdarzał to miejsce, nie dopisałby go ponownie do swojej listy obowiązków. - Wiem, zorientowałem się zaraz po tym jak mnie dostrzegłaś - odpowiedział, ale mimo sensu jego słów w głosie Octaviana nie dało się dosłyszeć smutku, czy złości. Sam fakt, że był w tym miejscu i mógł ponownie spróbować nawiązać relację ze swoją córką wystarczał mu, aby poczuć się lepiej. Chociaż na moment zagłuszyć wyrzuty sumienia, które ożyły w nim wraz z listem, który otrzymał od matki Belindy. - Jak widać - odparł z uśmiechem. W zasadzie nie pierwszy raz brał udział w wolontariacie, ale poprzednim razem był jakieś dwadzieścia trzy lata młodszy i próbował poderwać jedną z pracujących w tym miejscu kobiet. - Przydzielono mnie do ciebie, więc oto jestem. Podobno masz mi wyjaśnić na czym dziś mają polegać moje obowiązki - dodał zaraz, a chociaż strasznie chciał dowiedzieć się jak Belinda sobie radzi, jak się czuje i co dzieje się w jej życiu to te pytania póki co zachowywał dla siebie. Przyjdzie odpowiedni moment, a wtedy je zada, a póki co pozostaje mu obserwowanie rudowłosej latorośli i analizowanie tego co myśli i czuje za pomocą własnego doświadczenia. Chciał się jakoś do niej zbliżyć, ale już od samego początku czuł, że wcale nie będzie to takie proste.
- Ktoś ci się przygląda - wtrącił po chwili, bo dostrzegł jakiś nikły ruch nieopodal łydki Belly, a zza jednego z przyschniętych krzewów wystawała mała, szara główka wombata.

belly beckett
stoi za ladą w lost in the vibes — i sprząta u thompsonów
20 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
my childhood hero will always be you
and no one else comes close
i thought you'd lead me
when life's misleading
that's when I miss you most
- I nie znalazłeś lepszego sposobu, niż znów mnie zaskoczyć... aha - mruknęła sarkastycznie, bo jak dotąd rzeczywiście wybierał takie momenty na ich spotkania, kiedy się go nie spodziewała. Może nawet był to jakiś sposób? Sama nie była pewna, jak zareagowałaby na bardziej otwarte zaproszenie. Może by odmówiła. Może zgodziła, a potem odwołała, wymawiając się innymi obowiązkami. Może całkiem by zignorowała. A tak... Znad grobu Calliope i wolontariatu raczej ciężko po prostu uciec. No, przynajmniej Belly nie potrafiła.
- Brałeś kiedyś udział w tego typu wolontariacie? Lub jakimkolwiek? - zapytała na początek, tak jak pytała każdego nowicjusza, którego jej przydzielano. W duchu złapała się jednak na tym, że rzeczywiście ją jego odpowiedź interesuje. Pragnął dbać o zwierzęta tak, jak ona, czy jednak w tym się od siebie różnili? Głupie pytanie, które szybko od siebie odsunęła. - Co wiesz o wombatach? Tylko nie zaczynaj od sześciennych bobków, bo poproszę o podmiankę wolontariusza - dodała szybko. Miała po dziurki w nosie tej ciekawostki, którą znali już wszystki i związanych z nią żartów, z których nikt się już nie śmiał. Przynajmniej ją już dawno przestały bawić. Kształt odchodów tych zwierząt był ciekawy, to prawda, ale nie był ich jedyną cechą. Były czymś więcej, niż przedmiotem głupich dowcipów o kupie.
- Hm? - obróciła się powoli, zerkając we wskazany przez Octaviana kierunek. Uśmiechnęła się mimowolnie. Czyżby odratowany wombat jednak powoli się do niej przekonywał? - Pozwolimy mu samemu do nas przyjść. A tylko spróbuj go przestraszyć, pół dnia pracuję nad tym, by mi zaufał - zwróciła się z powrotem do Otto, wskazując mu drogę do bardziej oswojonych, zajadających właśnie obiad osobników. Oczywiście, że chętnie wysłałaby go na starcie do sprzątania odchodów, ale tym już zdążył niestety zająć się ktoś inny. Musiała wymyślić coś innego. - Pomożesz mi z czymś innym.
ODPOWIEDZ