chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Pomimo chęci wylegiwania się nieco dłużej, z tyłu głowy czuła presję związaną z obecnością rodzeństwa. Chciała się z nimi widzieć jak najczęściej, dlatego nie mogła tak po prostu sobie leżeć i nie organizować im kolejnego dnia. To nie były wolne dni, podczas których niczego nie musiała robić i mogła spędzić dzień na własnych warunkach i w swoim tempie. Musiała się zebrać, wziąć w garść i zwalczyć kacowe zmęczenie na rzecz dalszego spędzania czasu z rodziną.
Z tą myślą ponownie uniosła tułów do siadu, przetarła zmęczona oczy i odchyliła cienkie prześcieradło, które latem w Australii było jedynie prowizorycznym okryciem. Nim zdecydowała się postawić drugą nogę na podłodze, sięgnęła po telefon z zamiarem napisania sms’a do Beverly, a potem do Mateo. Nim wystukała całą wiadomość usłyszała syk, a parę chwil później zapiszczała zabawka. Pomyślała, że być może Strand musiała wcześniej odebrać syna, ale tego brakowało, kiedy kobieta stanęła w drzwiach.
- Jakiś czas temu – przyznała co do swej pobudki i przyjrzała się ubiorowi pani oficer. – Nie wiedziałam, gdzie jesteś. Miałam do ciebie pisać. - Sprawdziła godzina we wciąż trzymanym telefonie i odłożyła go zostawiając na później napisanie wiadomości do brata. Na pewno jeszcze spał a przynajmniej miała taką nadzieję.
- Poszłaś po śniadanie? Jesteś kochana. – Rozczuliła się na widok toreb i kubków, które stety/niestety nie były kawą a wspomnianą dziwną mieszanką na kaca, o której Bertinelli nigdy nie słyszała. Nie miała też okazji pić jej w Australii, więc albo Beverly ją wkręcała wmawiając efekt placebo albo sama dopiero teraz odkryła magiczny wywar.
Przesunęła się bliżej poduszek, które wygodniej podłożyła za plecy jednocześnie patrząc jak Strand zdejmowała spodnie. Dobrze, że to zrobiła; że do niej wróciła i chciała jeszcze poleżeć, co Margo przyjęła z poczuciem spokoju i spełnienia drobnego porannego marzenia. W tej chwili nie potrzebowała niczego więcej.
- Jest dobrze – stwierdziła czując dłoń na swoim czole. Sięgnęła po nią i od razu przysunęła do ust ucałowawszy jej wnętrze. – choć mogło być lepiej. – Uśmiechnęła się, bo wciąż słyszała w uszach szum a żołądek mocno obraził się za nadmiar ciężkiego do trawienia alkoholu. Wciąż trzymając dłoń Strand pochyliła się w jej kierunku i odebrała krótkiego powitalnego buziaka. – Moja rodzina dała się we znaki. – Rzadko kiedy piła tak dużo. Był to trzeci raz od kiedy przyjechała do Australii (albo tylko drugi, bo po piciu z Emmą nie było z nią aż tak źle). – A ty bardzo łatwo uległaś moim braciom. – Puściła kobietę pozwalając jej na podanie kubków z tajemniczym napojem. Odchyliła wieczko i przysunęła nos wąchając nietypowy aromat, na którego zapach skrzywiła się nieznacznie. – Sama nie byłam lepsza. Ten ostatni kieliszek wina był zgubny. – Margo dała się na niego namówić przez żonę Mateo, który również stracił hamulce. – Przez chwilę chciałam cię „odratować”, bo widziałam, że jeszcze trochę a przekroczysz granicę, ale nie byłam pewna jak na to zareagujesz. – Jeszcze nie ratowały się w takich sytuacjach. Margo uważała, że to nic złego zasugerować komuś, żeby już więcej nie pił. Ba, gdyby się wzajemnie pilnowały, mogłyby uniknąć dzisiejszego samopoczucia. Nie każdy jednak lubił coś takiego uznając ów zachowanie za pewnego rodzaju próbę kontroli drugiej osoby. Bertinelli tak nie uważała. Jeżeli robiła coś się dla dobra swej połówki, to należało działać. – Następnym razem powiedz mi – Margo nie pij więcej – a się opanuję. – Uśmiechnęła się jednocześnie składając prośbę na przyszłość, bo choć nie miała tendencji do ciągłego upijania się, to chciała mieć przy sobie kogoś, kto w razie nieświadomej utraty kontroli w porę zareaguje.
- Nie wiem, co to jest, ale ci ufam. – Raz jeszcze powąchała napar z kubka. Zamknęła oczy i bardzo szybko upiła z niego trzy porządne łyki. – Smakuje jak jakiś lek. – Mlasnęła próbując się pozbyć przedziwnego posmaku z ust. – Powszechnie wiadomo, że dobre lekarstwo ma nie smakować a działać. – Upiła kolejne dwa łyki i odstawiła kubek na bok gotowa coś zjeść, co pobudzi soki żołądkowe i organizm.
Robiąc błagalną minę wyciągnęła rękę w kierunku papierowej torby i nim odebrała posiłek musiała zapłacić za niego kolejnymi dwoma buziakami, którymi chętnie obdarzyła Strand. Znów ją obserwowała, jak ta wyciągała pudełka z zamówionymi porcjami i złapała się na myśli, że to było niezwykłe; to jak się czuła. Pomimo kaca była spokojna, bo była z nią Beverly, zadbała o odpowiednie nawodnienie i przyniosła śniadanie. Była tu a jej gesty oraz ruchy stawały się coraz bardziej znane przez Margo, która gdyby musiała, poznałaby kobietę po samym sposobie w jaki otwierała opakowania z jedzeniem.
- Czy ja to sobie wmówiłam, czy zaprosiłaś moją rodzinę na domową kolację? - DOMOWĄ. Nie wiadomo czy to przez alkohol, czy fakt, że Beverly dobrze poczuła się w towarzystwie Bertinellich, ale zrobiła sie przy nich tak śmiała, że aż przeceniła swe umiejętności kulinarne. - Na początku byłam pewna, że sobie żartujesz. - Tak naprawdę dopiero po przebudzeniu dotarło do niej, że blondynka mówiła serio a przynajmniej zaproszeni goście wzięli to na poważnie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie leżeć dłużej w łóżku, pokonana przez ssanie żołądka oraz uporczywy ból głowy, po części zniwelowany tabletką. Wciąż jednak nie zmyła z siebie pozostałych rezultatów kaca, co powinno nastąpić do wieczora/późnego popołudnia.
- Chciałam ci tylko zrobić niespodziankę - i może trochę się przewietrzyć, gdyż chłodne, poranne powietrze lepiej działało na organizm. - Przełożyć śniadanie z pojemników na tacę, otworzyć drzwi, wpuścić trochę pierwszych promieni słońca…
Było już po południu, więc zachwyt, związany z surowym porankiem będą musiały przełożyć na kiedy indziej.
Uśmiechnęła się postrzegając przytoczone lepiej jako stan, w który znajdowałyby się, gdyby nie małe szaleństwo z alkoholem. W całym roku miały zaledwie kilka takich sytuacji, więc nie powinny czuć wyrzutów sumienia. Zasługiwały na odskocznię od codzienności, pewną odmianę po wypadkach, rozwodach, strzelaninach w szpitalu i aresztowaniu byłych żon. To był intensywny rok. Nikt nie obiecywał, że aktualny będzie spokojniejszy, jednak Bev chciała w to wierzyć, prosząc bliżej nieokreśloną siłę o nieco wytchnienia oraz spokoju dla siebie oraz partnerki.
Wiercenie się na materacu nie sprzyjało utrzymaniu komfort żołądka, na co ten zareagował ukłuciem, po odebraniu pocałunku oraz dociśnięciu pleców do poduszki obok. Odruchowo przyłożyła wolną dłoń do brzucha i powiodła po nim palcami, mocno wypuszczając powietrze przez nos. Od tych wszystkich ostatnich bólów dostawała szału, ale nie wypadało wybuchać. Nadrabiała to sobie w pomieszczeniu przerobionym na siłownię, niestrudzenie uderzając w treningowy worek. Z oczywistych powodów miała od tego przerwę, przy czym dwa dni temu wróciła do regularności, odprawianej półtorej godziny po obiedzie.
- Mieli przewagę liczebną - stwierdziła w temacie Bertinellich, nastawionych na pochłanianie rzędów kolorowych shotów. Dobrze, że koniec końców Bev nie zaczęła na kolorowo wymiotować. Żołądek, choć dostał solidnie „w kość”, był całkiem wytrzymałym tworem.
- I tak dali mi fory z racji bycia kobietą.
Zaśmiała się krótko, uważając ten jakże mały szczegół za swoją przewagę. Mateo z pewnością postarałby się o bardziej wyrazistą rozmowę, gdyby istniało ryzyko przypadkowej ciąży, stawiającej na Margo pewien wyrok. Tymczasem, mogły spać spokojnie, bez uaktywnionego, starszego brata stojącego im nad głowami.
- Dzisiaj bym ci za to dziękowała - uśmiechnęła się, biorąc kilka spokojnych oddechów, po wygodnym przylgnięciu do poduszki. - I… och, następnym razem będę trochę bardziej zaborcza.
Starała się nie nadużywać tego podejścia ze względu na poprzedni związek Margo, ale hej, Strand ani trochę nie przypominała Platessy. Nawet, jeśli nabrałaby zawadiackiego podejścia, nie byłoby one tak szkodliwe, jak przesadna władczość niepewnej wiedźmy (Bo tak, Bev sądziła, że jej poczucie kontroli musiało z czegoś wynikać - braku miłości ze strony rodziców czy czegoś podobnego). Biedna Amelia, że też musiała siedzieć z tak zgorzkniałą perfekcjonistką, szukającą atrakcji na boku.
- Właściwie, to kasjerka dorzuciła mi to do zamówienia, bo jak sama uznała wyglądałam trochę wczorajszo - przyznała, zataczając palcem kółko przy swojej twarzy. - Poprosiłam o drugą porcję dla ciebie i… już nie policzyła tego jako gratis.
Bo jeden kubek to nic wielkiego, ale dwa widniejąca poza rachunkiem, mogłyby zaniepokoić właściciela, krążącego gdzieś na zapleczu.
- Smakuje jak ugrzeczniona Jagerbomba - uznała, po wzięciu łyka naparu, rzekomo kojąco działającego na żołądek. - Bez energetyka.
Minie jeszcze trochę czasu, zanim Strand sięgnie po takiego drinka, bez czujnego wzroku Bertinelli, przeczulonej na punkcie wszystkiego, co potencjalnie szkodziło sercu. Nie dość, że troszczyła się o jej całokształt, to jeszcze o ten konkretny organ, kojarzony z miłością. I jak tu za nią nie szaleć?
Po miłych pocałunkach przekazała Margo pojemnik z naleśnikami oraz zawinięty w papier, jeszcze ciepły tost z jajkiem i dodatkami. Skubanie śniadania zaczęła od pancake’ów, uznając, że syrop klonowy odpowiednio rozmiękczy rumiane naleśniki, łatwiej przechodzące przez gardło.
Podniosła wzrok znad swojego dania, słysząc o wczorajszym wybryku, do którego dopuściła napojona procentami.
- Mateo sugerował, że chętnie zjadłby coś tutejszo domowego i… tak jakoś wyszło? - niepewnie spojrzała na Margo, zdając sobie sprawę z faux pas. Człowiek pijany gadał różne głupoty, szczególnie, kiedy chciał się przypodobać rodzinie ukochanej osoby. - Myślałam o tym, żeby zamówić coś od localsów, bo przecież nikt nie będzie mnie sprawdzał, jak stoję przy garach w kuchni.
Prychnęła lekko rozbawiona, ale zaraz spoważniała, zaprzestając mielenia w ustach naleśników.
- Nie będzie, prawda?
Raczej nikt nie spodziewał się po Bevely tytułu mistrzyni patelni, bo jedyne domowe rzeczy jakie potrafiła zrobić, to proste tosty, jajecznicę, kanapki z dodatkami i… tyle? Byłaby jeszcze w stanie zaserwować pizzę, ale nie ryzykowałaby takim zagraniem, mając do czynienia z rodowitymi Włochami, od małego obeznanymi w tajnikach pizzy. To byłoby jak towarzyskie samobójstwo.
- Mogę do nich zadzwonić i… uznać, że trochę się zagalopowałam, a zamiast tego zrobimy ognisko i zjemy coś dobrego z rusztu.
I to wcale nie będą kangury, albo krokodyle.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Gratis – powtórzyła w zamyśleniu, po czym dokładnie obejrzała trzymany przez siebie kubek. Po dokładnej analizie spojrzała na ten drugi i nieznacznie obróciła go w dłoni Beverly, która wzrokiem przekazała nieme pytanie. – Dostałaś gratis od jakiejś kobiety. Szukam jej numeru spisanego na kubku. – Ciągu cyfr razem z imieniem i może z serduszkami narysowanymi przez zainteresowaną Strand kasjerkę. Wierzyła w gratisy i dobre gesty. Nie była też bardzo podejrzliwa ani nie kipiała teraz złością, bo jakaś baba obdarowała panią oficer prezentem. Robiła pokazówkę, bawiła się, teatralnie okazywała zazdrość połączoną z zainteresowaniem czynami kobiet kręcących się wokół Beverly. To wszystko miało na celu tylko jedno – a może nawet dwa – a) tego że słuchała co Strand do niej mówiła b) że wchodziła w ten związek na całego i zamierzała mieć Strand na wyłączność c) bo jednak jest jeszcze trzecia rzecz, czyli fakt, że Beverly była piękną kobietą, którą na pewno inni byliby zainteresowani.
- Jagerbomba, powiadasz.. – Wbiła długie spojrzenie w kobietę, która na pewno wiedziała, do czego teraz nawiązywała Bertinelli. Był takich moment wczorajszego wieczora, w którym doszło do zamówienia wspomnianych drinków. Niby miały być tylko dla braci Margo, ale ta przeczuwała, że jeden miał trafić do ust pani oficer, która udawała, że wcale tak nie było. Uważała za urocze próbę odwrócenia kota ogonem i pozytywnie odczytała poświęcenie Nicollo, który wlał w siebie aż dwa wspomniane drinki. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie podłapała tematu sprawdzając reakcję Beverly.
Zajrzała najpierw do pojemnika, a potem do zawiniątka, z którego zaatakował ją zapach jajka nagle tak bardzo potrzebnego ciału, które samo zaczęło się go domagać. Gryzła się więc w tost i zamruczała zadowolona na znak, że właśnie tego jej trzeba było.
- Chciałaś mu się przypodobać, prawda? – Ni to pytanie ni stwierdzenie, któremu wcale by się nie zdziwiła. Mateo sprawiał wrażenie takiego, którego bardzo mocno trzeba do siebie przekonywać. Najstarszy Bertinelli nawet po rozmowie ze Strand wciąż bacznie ją obserwował, jakby przez cały czas oceniał wybrankę serca siostry.
- Nie wiem. Mateo bywa nieprzewidywalny. – Więc mógłby zaglądać do garów Beverly, choćby po to aby sprawdzić, czy ta byłaby w stanie dopieścić kubki smakowe Margo, która wcale tego nie wymagała. – Raz z Saveriem poszedł do jego pracy aby sprawdzić, czy ten nie kręci na temat swojego etatu. Nie żartuje. Naprawdę tak zrobił, chociaż bardziej chciał go wystraszyć niż sprawdzać. – Po tej akcji Mateo dostało się po uszach od najmłodszej siostry, ale tak czy siak nie zmienił swojego surowego podejścia nadmiernie dbając o rodzeństwo.
- Masz na patio świetnego grilla, więc na pewno wystarczy. – Ognisko być może było prostsze w obsłudze, ale na grillu też nie trzeba było wybitnie się znać. Kwestia przygotowanie mięsa, za co Margo z chęcią się zabierze, a raczej pomoże tej co to w pełni przekonana co do swych umiejętności kulinarnych, zaprosiła gości. – Do tego zrobi się sałatkę, kupi chleb i wystarczy. – Przyznała się właśnie, że sama nie miała ochoty na skomplikowane gotowanie. Kac robił swoje, ale gdyby musiała to podjęłaby się wyzwania zrobienia czegoś bardziej wykwintnego. – Życie mi tym uratowałaś. – Wtrąciła na temat tostu, którego pochłaniała szybciej niż by się po sobie spodziewała. Na początku żołądek nie był chętny na przyjęcie jedzenia, ale wystarczyło, że poczuł pierwszy kęs, aby zrobić się chętnym na kolejne.
- Dobrze się wczoraj bawiłam. – Z rodziną jak to z rodzina, ale Margo miała na myśli swoje prywatne towarzystwo. – Wcześniej nie chwaliłaś się takimi ruchami. – Raz miała okazję widzieć tańczącą Strand, ale to nie był taki sam popis jak wczoraj. – Co jeszcze przede mną ukrywasz? – zapytała zaczepnie tuż po tym, gdy zgniotła papierek od tostu. - Wymusiłabym na tobie zeznania, ale czuje, że żadnej z nas teraz to się nie spodoba. - Kac niestety robił swoje, przez co wszelkie próby dwuznaczności odpadały. Cóż, same to sobie zrobiły.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Nie ma numeru? - podjęła zaczepną grę, pokazowo unosząc brwi w geście zadziwienia. - W takim razie chyba czymś ją odstraszyłam. Mogłam wspomnieć niechcący, że w łóżku czeka na mnie nieziemsko zgrabna dziewczyna, której muszę przynieść śniadanie, ale to tylko przypuszczenia.
Lekko wzruszyła ramionami i pociągnęła łyk z papierowego kubka, chowając uśmiech przy jego krawędzi. Udała również, że nie widzi tego długiego spojrzenia, związanego z niemą reprymendą, względem szaleństwa z alkoholami. To jasne, że sama nie wpadła na pomysł picia mieszanek z energetykami. Została podstępem namówiona do złego, do czego ostatecznie nie doszło, pod czujnym okiem Margarity. Nawet młodsi bracia nie mieli tyle odwagi, aby się jej narażać, więc poprzestano na tradycyjnych mieszankach z syropami oraz sokami.
Zacisnęła usta, przy jednoczesnym skierowaniu kącików ust ku górze. Chęć zyskania przychylności najstarszego Bertinelli była raczej oczywista, skoro obie brały na poważnie swój związek. Sęk w tym, że nie szło połapać się w rzeczywistych odczuciach Mateo, względem nowej dziewczyny Margo, który to uważał ją bardziej za coś przejściowego, niż kogoś na dłużej. Pokręciła nieznacznie głową, słysząc również o akcji z pójściem do pracy za narzeczonym Vittorii.
- Co jeśli będzie taki przez cały czas? - zapytała, odkładając na bok swój pojemnik z naleśnikami. Żołądek dał sygnał o zwolnieniu z zapychaniem się węglowodanami, więc nie chciała go męczyć.
- Będzie czekał, aż zrobię coś nie tak, bo nie podpasowałam mu od samego początku, żeby tylko powiedzieć ci „a nie mówiłem”?
Możliwe, że przybrał taką postawę ze względu na opuszczenie gardy przy Tessie, za co teraz pluł sobie w brodę. Istnieje również prawdopodobieństwo, że poprzednia żona Margo nieco bardziej pasowała do jego standardów, a że koniec końców odwaliła jego siostrze świństwo… dopiero to przelało czarę goryczy. Może powinna spiąć się w sobie i porządnie nagadać Mateo, aby przestał stresować zarówno ją, jak i Margo, bo z tego wszystkiego nabawią się koszmarów, a Bev będzie zmuszona zaserwować mu nieświeżego krokodyla, przez którego spędzi najbliższe dni na tronie.
Nie, nie zrobiłaby tego… Chociaż?
Nie ma co przedwcześnie się nakręcać. Póki co, cieszyła się, że Oliver był z dala od tego całego zamieszania, bo ktoś mógłby zbyt nadmiernie analizować jego dziecięce odruchy, pod kątem dobrych/złych genów. Cóż, za te skombinowane przez Jen nie mogła odpowiadać.
Podejście, praktykowane w rodzinie Margo było zupełnie inne, niż to u Strandów. Bev przez spory odstęp czasu nie miała pojęcia, z kim widuje się jej brat, a gdy już doszło do zapoznania z Gwen, szczerze ucieszyła się, że Joe miał u swego boku tak rozgarniętą kobietę. Nigdy nie zakładała najgorszego i nie zrzuciłaby winy na żadną ze stron, po zaginięciu małego Mike’a.
W ciszy piła ziołowy napar, już nieco mniej krzywiąc się pod kątem jego smaku.
- Czy takie podejście jest normalne we Włoszech? - zapytała jeszcze, nawiązując do zachowania Mateo. Być może to Bev wychodziła teraz na dzikuskę, bo nie znała kultury, panującej na Półwyspie Apenińskim.
Dobrze, że Margo przypomniała jej o grillu, bo z tego wszystkiego, kompletnie o nim zapomniała. Ochoczo pokiwała głową, naciągając cienką kołdrę na nogi, do połowy pasa.
- Wszyscy jedzą mięso? - zapytała, bo dzisiejszych czasach pełne przejście na weganizm to dosyć powszechna sprawa. - Dam radę. Pojadę jeszcze do sklepu po bułki, warzywa do sałatki i kupię trochę więcej mięsa. Jak tylko poleżę jeszcze ze dwie godziny.
Przymknęła oczy i ciężko wypuściła powietrze, po raz kolejny przeklinając swoje szaleństwo. Miały jeszcze sporo czasu do przybycia Bertinellich, co nastąpi wieczorem, bliżej osiemnastej, niż czternastej.
Uśmiechnęła się za sprawą wzmianki o ratowaniu życia przy pomocy niepozornego tosta. Obróciła głowę na bok i otworzyła oczy, zerkając na panią doktor. Cieszyła się, że z ich dwójki przynajmniej Margo zachowała apetyty, niezmącony żołądkowymi dolegliwościami.
- Sporo rzeczy - mruknęła nisko, w temacie ukrywania kilku talentów, odkładanych na specjalne okazje. Mówiąc szczerze, nie miała zbyt dobrego wyczucia tanecznego, za wyjątkiem walca angielskiego, którego uczyła się na studiach, pod kątem dyplomatycznego udziału w bankietach, gdzie ten konkretny taniec się przewijał. Cała reszta była dla niej czarną magią, dopóki Jen nie zaciągnęła jej na korepetycje, przed weselem.
- To nie byłby dobry pomysł - zgodziła się, odnośnie skorzystania z chwili sam na sam. Obie zbyt szybko by się spompowały, a obolałe brzuchy nie sprzyjały nakręcaniu się na intensywne przyjemności.
- Wypij jeszcze trochę naparu od jakiejś kobiety - chwyciła za kubek Margo i podstawiła jej pod usta, chcąc zadbać o jej uzdrowienie. - Chcesz jeszcze mojego tosta? Mogę się wymienić za naleśniki. I za pięć buziaków. To bardzo uczciwa oferta.
Uśmiechnęła się podstępnie, uznając, że jak tylko Margo przystanie na jej propozycje, pociągnie ją za sobą na materac i przytrzyma przy sobie, korzystając z pozostałego czasu na odpoczynek. Przed przyjściem gości trzeba będzie jeszcze rozeznać się w wyposażeniu grilla, zamieść patio i przy okazji nieco ogarnąć parter.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Kto powiedział, że mu nie podpasowałaś? – Zmarszczyła brwi. – On? – dodała nutką złości w głosie, bo choć Mateo przesadzał, to mógł sobie darować z podobnymi stwierdzeniami. Jeśli nie podobała mu się nowa partnerka siostry, to niech z nią o tym pogada twarzą w twarz zamiast straszyć Strand od razu sugerując, że coś było z nią nie tak. Nie prawda. Wszystko było z nią tak jak trzeba może poza ex żoną, która kiedyś może zechcieć się zemścić, ale to obawa, która wcale nie musiała się ziścić i o której Margo nie myślała przez cały czas. Wolała skupić się na pozytywach; jak zawsze.
- Nie. To nie typowo włoska cecha. Mateo już taki jest. Od zawsze czuł się za nas odpowiedzialny, co jednak nie oznacza, że popieram straszenie mojej partnerki. – Owszem, brat miał na nią wpływ, ale nie dałaby się przekonać na zmianę zdania bez uzasadnionego i silnego argumentu typu „Beverly cię zdradza” albo „wcale się nie rozwiodła z Jen” itp. – Jeśli przesadzi, to mi powiedz. Albo nie.. sama z nim pogadam. – Na początku dała mu wolną rękę. Już wtedy była pełna obaw, ale liczyła, że brat nie przesadzi. Jeśli jednak okaże się, że Mateo za bardzo szalał ze swym władczym podejściem z myślą o nastraszeniu Strand, to da mu do wiwatu. Nie mogła akceptować każdego jego wybryku tylko dlatego, bo się o nią martwił. Wszystko miało swoje granice, nawet troska, która w nadmiarze mogła być przesadzona.
Potwierdziła, że cała rodzina jadła mięso. Możliwe, że Vittoria pokręci nosem, ale wcale nie była wegetarianką a po prostu niespecjalnie przepadała za dużą ilością mięsa. Na pewno jednak nie będzie marudzić, jak da jej się coś dobrego z grilla.
- Razem pojedziemy – podkreśliła znacząco patrząc na Zosię Samosię, która na pewno chciała darować Margo zakupy, żeby ta mogła odpocząć, ale siedziały w tym we dwie. Chyba, że w międzyczasie Bertinelli znajdzie sobie inną robotą, jak chociażby właśnie sprzątnięcie patio. Na pewno to jakoś zorganizują.. jak tylko wstaną z łóżka.
- Dobrze, że się z tym zgadzamy. – Odetchnęła z ulgą, bo choć nigdy nie stroniła od przyjemności, to w takim stanie byłaby co najwyżej gotowa leżeć i się nie ruszać. Kiepski materiał na intymną chwilę albo nawet małe figle, które i tak wymagałyby od nich nieco więcej ruchu.
Na wzmiankę o jakiejś kobiecie posłała Strand ostre spojrzenie, jakby karciła ją za samo wspomnienie o nieznajomej. A jednak to było chwilowe, bo po chwili się uśmiechnęła odbierając kubek, z którego upiła kolejne dwa łyki naparu. Odstawiła kubek na szafkę i nieco wygodniej oparła się o poduszki.
- Przyznaje, bardzo kuszące. Wprawdzie już się najadłam, ale z chęcią zostawię go sobie na później. – Podgrzeje tost w piekarniku i też będzie jadalny, jak zresztą naleśniki, których kęs na pewno podbierze od Strand. – Przyjmiesz spłatę już teraz czy..? – Pochyliła się w stronę Beverly, która nieco mocniej ją pociągnęła. Margo krótko się zaśmiała po kolei wyliczając krótkie buziaki. – I jeden w gratisie – dodała całując kobietę po raz szósty po czym wygodnie ułożyła się na boku, głowę kładąc na jej ramieniu. Była gotowa zamknąć oczy i złapać jeszcze trochę snu, którego potrzebował organizm, ale była kolejna sprawa, o jakiej nie mogły zapomnieć. – Dzisiaj miałyśmy jechać na quady. – Odczekała chwilę spodziewając się niezbyt entuzjastycznej reakcji. – Możemy to przełożyć albo przesunąć kolację na później. Jest jeszcze opcja, że jutro sama z nimi pojedziesz, o ile się nie boisz.Być z nimi sam na sam. Margo też chciała pojeździć na quadzie (czego nigdy do tej pory nie robiła), ale nie będzie płakać, jeśli rodzeństwo wraz ze Strand skorzystają z okazji i zaszaleją jutro, kiedy ona będzie w pracy. Nie mogła rodzinie ucinać atrakcji tylko dlatego, bo sama pracowała. Byli na wakacjach i powinni się bawić. – Bo wiesz.. – Właśnie miała podać argument, czemu powinny wziąć pod uwagę przesunięcie planów (w ten czy inny sposób). – ..drzemka z tobą jest bardzo kusząca i nie wiem, jak zmuszę się do wyjścia z łóżka. – Po drzemce to też będzie bardzo trudne, ale najpierw zdecydowanie powinny złapać jeszcze trochę snu. Obie tego chciały i potrzebowały – podobnie jak rozmowy, o której wspomniały wczoraj, ale ani na to ani na figle nie były w formie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Lekko pokręciła głową. Nie chciała pobudzać Margarity do sprzeczki z bratem, na skutek błędnego zinterpretowania jego nastawienia. Rozumiała je i szanowała ale… czy naprawdę zasłużyła na takie nieco ofensywne powitanie rodzinne?
- Nie powiedział wprost, że mnie nie lubi, ale… sprawiał wrażenie cholernie podejrzliwego. Trochę tak, jakbym rzekomo miała coś na sumieniu, albo… pomyślał, że jestem taka, jak Jen.
Że nie bez powodu wzięła sobie taką, a nie inną żonę; coś musiało je przecież łączyć. Wszystko zależało od tego, jak wiele Margo przekazała mu w prywatnych rozmowach, albo to pani Bertinelli wspomniała o nich bezwiednie, może trochę niechcący.
- W porządku, sama z nim pogadam, jeśli wciąż będzie zbyt podejrzliwy - przekazała pewnym tonem, bo wcale nie zamierzała zgrywać przed Mateo niedorajdy, wystraszonej różnymi insynuacjami na jej temat. - Jeśli będę wyręczać się tobą, jeszcze uzna, że chowam się za twoimi plecami.
A to wcale nie była prawda. Potrafiła walczyć o swoje, nawet jeśli wiązało się to z przekroczeniem strefy komfortu.
- Poradzę sobie, możesz być spokojna - co prawda, dawno nie prowadziła żadnych negocjacji, albo dyplomatycznych rozmów, ale wiedziała, jak poprowadzić rozmowę, aby przekazać swoją rację i nie zrobić z tego kłótni. Jeśli facet nadal coś będzie do niej miał, załatwią to w inny sposób, już nieco mniej grzecznie. Mimo wszystko, Bev miała nadzieję, że do eskalacji sytuacji nie dojdzie. Strand doskonale wiedziała, kogo w razie konfliktu wybrałaby Margo. Rodzina była dla niej bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza.
Liczyła się z tym, że pani doktor zaoferuje swoją pomoc w zakupach oraz ogólnym przygotowaniu do grilla. Nie było co sprzeczać się o przykuwanie kobiety do łóżka, tylko po to, aby Beverly mogła w pełni wykazać się odpowiedzialnością, za pijackie słowa. Jeśli ktoś wyciągał w jej stronę pomocną rękę, chwytała za nią, bez niepotrzebnego unoszenia się dumą.
Przyjęła zapłatę od razu. Z ochotą przetrzymała przy sobie Włoszkę, uśmiechając się w trakcie odbierania pocałunków. Łagodnie sunęła dłońmi po materiale podkoszulki od strony pleców, przymykając oczy. Podobne poranki mogłaby przeżywać codziennie. Zdążyła już przyzwyczaić się do zapachu ciała Margo, wszystkich kosmetycznych specyfików, których używała i które nauczyła się podświadomie rozróżniać. Wieczorami często pachniała mieszanką balsamu do ciała oraz płynu pod prysznic, z czego Strand korzystała, niejednokrotnie zatrzymując twarz przy jej szyi.
Wciąż oplatając partnerkę ramieniem, zsunęła się niżej na materac, do pozycji nieco bardziej sprzyjającej drzemce.
No tak, quady.
Nie chciała, aby Margaritę ominęło szaleństwo na czterech kółkach, pozwalające na wyrzucenie emocji oraz dotlenienie organizmu.
- Nie boję się - zaśmiała się krótko i przekręciła głowę na bok, delikatnie trącając nią kobietę. - Możemy zrobić kolację jutro, ale musisz mi powiedzieć, o której wrócisz ze szpitala.
Bo wtedy zamierzała przyszykować większość rzeczy, co po wyleczonym kacu przyjdzie wykonać bardziej efektywnie. Może nawet znalazłaby zastawę na specjalne okazje, którą dorwała na jakiejś promocji z black friday i później wcisnęła w bliżej nieokreślone odmęty domowe.
Utkwiła spojrzenie w pani doktor, niespiesznie przesuwając dłonią po jej boku. Uśmiechnęła się jednocześnie, słysząc o problemie z późniejszym wyjściem z łóżka. Podzielała ów podejście, co skomentowała krótkim "ja też".
Wracając do dwuśladowego wypadu...
- Chciałabym, żebyś pojeździła ze mną na quadzie - szczególnie, że jak sama Margo się przyznała, wcześniej nie miała takiej okazji. - I przy okazji dobrze bawiła się z rodzeństwem.
Nie wiadomo, kiedy zdecydują się na kolejne odwiedziny, o ile Margo wciąż będzie tutaj, w Cairns.
- Zakładam, że nie masz typowych ciuchów do jazdy po błocie, więc odstąpię ci jeden swój komplet.
Całą resztę, w tym kask, trzeba będzie doliczyć w wypożyczalni. Ten, należący do Jen, chociaż kurzył się w jednym z pudeł, był raczej za mały, a nawet jeśli by pasował… Margo raczej nie chciałaby go mieć na głowie.
- Jak myślisz?

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Bella, na pewno tak nie pomyślał. – Musiała sprostować, bo nie wierzyła aby Mateo jakkolwiek porównywał Bev do ex żony. Owszem, Margo wyznała prawdę rodzinie, ale nie wdawała się w szczegóły na temat Jennifer. Zdradziła tylko, że ta przez swoje kłamstwa trafiła do więzienia porządnie nadszarpując zaufanie Strand. Mówienie o jej występkach wobec kraju uznała za zbyt delikatnie i przede wszystkim zbędne w nakreśleniu małżeńskiej sytuacji aktualnej partnerki. – On po prostu.. – Nie chciała ciągle bronić brata, bo w duchu wiedziała, że momentami potrafił przesadzić. – Tak naprawdę cała moja rodzina zawiodła się na Tessie. – U Strand wyglądało to nieco inaczej, bo rodzice nie akceptowali partnerki, więc niespecjalnie odczuli jej zniknięcie. U Bertinellich wszyscy tworzyli rodzinę, przyjęli Dupont jak swoją i podczas ukazania się jej ukrytego oblicza wszyscy się na niej przejechali. – Teraz ciężko jest im komukolwiek zaufać. Daj im czas. Na pewno się w tobie zakochają. Nie bardziej niż ja, ale na pewno tak będzie. – Posłała kobiecie szeroki uśmiech wierząc, że cokolwiek by się nie działo Beverly zda test. Możliwe, że nie chodziło tylko o nadszarpnięcie zaufania przez Tesse, ale także o znalezienie sobie kogoś bardzo daleko. Rodzina na pewno chciała mieć Margo bliżej siebie i możliwe, że czuli się przez to odrobinę mniej komfortowo nieświadomie sprawiając, że robili się bardziej podejrzliwi wobec Strand.
- W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. – Doceniała to, że Beverly chciała samodzielnie stoczyć bój z Mateo, ale wolała żeby żadne z nich nie powiedziało tych parę słów za dużo. Wolała nie musieć wybierać między nimi zwłaszcza, że rodzina niedługo sobie pojedzie i co? Zostawi Margo z pozostawionym po sobie bajzlem? Lepiej tego uniknąć.
Jak na przeżywanego kaca ich plany.. cóż, było tego dużo za dużo. Zdecydowanie przesadziły z alkoholem teraz nie czując się na siłach w ogarnięciu wszystkiego na raz. Przynajmniej Bertinelli tak się czuła mając wrażenie, że od intensywnego myślenia coś kuło ją między oczami.
- Wiesz, że nie mogę obiecać, o której wrócę. – Kończyła standardowo, jak zazwyczaj, ale nie przewidzi ewentualnych nagłych przypadków wymagających natychmiastowej długiej operacji. Coś takiego zatrzymałoby ją w pracy na kolejne godziny a to oznaczałoby, że Beverly zostałaby na kolacji sama (w pojedynkę) z rodziną Bertinelli.
- Dzisiaj się ze wszystkim nie wyrobimy, tak? – Szukała potwierdzenia albo zachęty, że jednak dałyby radę ogarnąć i quady i kolacje. Sama była dobrej myśli, choć jej organizm domagał się długiej drzemki. – Na razie nikt do mnie nie pisze, więc chodźmy spać i zobaczymy jak się będziemy czuły. – A także ile zajmie im potrzebna drzemka, która nie miała wymiaru czasowego. Margo zachęciła Beverly do tego, żeby nie nastawiała budzika. Albo obudzi je dzwoniący telefon albo organizm sam się o to upomni. Miały wolne i nawet jeśli planowały parę rzeczy, to najpierw musiały zadbać o swoje dobre samopoczucie.
Resztę jakoś ogarnął.

Okazało się, że wszyscy musieli odespać nocne harce i nim telefon Margo obudził kobiety na zegarze pojawiła się godzina piętnasta. Po krótkich ustaleniach wszyscy doszli do wniosku, że dziś tylko przejadą się na quady, co pobudziło organizmy wszystkich skacowanych. Adrenalina przyjemnie szybko pompowała krew fundując dobrą zabawę. Początki były trudne, bo okazało się, że przestawienie głowy ze skręcania kierownicą samochodową (co odbywało się w pionie) na stery w quadzie (w poziomie) nie było łatwe. Przynajmniej nie dla kogoś, kto pierwszy raz wsiadł na quada. Najpierw Margo chciała jedynie być pasażerką, ale szybko przekonała się do prowadzenia czterokołowej maszyny, co ku jej zdziwieniu, bardzo przypadło do gustu. Nie sądziła, że będzie tak chętna do prowadzenia podobnego pojazdu bez ochronnej metalowej puszki wokoło. Możliwe, że na jej odczucia wobec quadów wpływ miało zadowolenie rodzeństwa i bardzo metodyczna pani oficer szkoląca ją w jeździe czterokołowcach. Chwilami się z nią droczyła, trochę udawała głupią, niby to prawie wjechała w rów (chociaż naprawdę się zagapiła i nieumyślnie za bardzo skręciła w lewo) i bardzo bezczelnie wykorzystywała moment bycia pasażerką, podczas którego kleiła się do Beverly (chociaż wcale nie musiała, bo z boku albo z tyłu były uchwyty).


mio fidanzata
Uda mi się wcześniej wyjść ze szpitala. Czy coś jeszcze dokupić? Nie panikujesz musząc stać w kuchni?
wysłano do Beverly Strand


Kolację przełożono na następny dzień po quadach. Bertinelli udało się przekonać kolegę z pracy aby ten wcześniej zaczął swoją zmianę, za co obiecała się zrekompensować. Dzięki temu mogła wrócić do Lorne Bay i pomóc w przygotowaniach do kolacji, na którą pół żartem Beverly zaprosiła rodzinę Włochów. Żart czy nie, wypadało aby kolacja się odbyła. Był to też dobry sposób na kolejne spotkanie. Margo była przekonana, że im częściej rodzeństwo będzie przebywać ze Strand tym bardziej się do niej przekonają. Nie żeby teraz byli negatywnie nastwieni, ale nadal gdzieś tam, kątem oka, obserwowali zachowanie blondynki. Trochę ją oceniali a trochę próbowali odczytać sposób w jaki ich siostra reagowała na tę konkretną osobę. Ciężko powiedzieć, co mieli w głowach, bo żaden z nich nie chciało wydać ostatecznego werdyktu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Ciao, przystojniaku – powitała Olivera, który dzisiaj wrócił do domu, wzięła go na ręce i przeszła w stronę kuchni wzrokiem szukając Strand. Ta szybko weszła przez taras zszokowana jak prędko młody przebiegł z patio do wnętrza. Od kiedy zaczął chodzić stał się bardzo ruchliwy. Nadal tracił równowagę, ale był w tym coraz lepszy potwierdzając obawy mamy, że ciężko go będzie upilnować. – Ciao – powitała kobietę i dała jej buziaka, czym sobie zasłużyła na klapniecie w policzek przez małą rączkę. – Też chcesz? – zapytała chłopca i od razu ucałowała go w policzek na co ten się zaśmiał. Dzieci były nieodgadnięte; bawiło je dosłownie wszystko.
Jak ci idzie? – Spodziewała się, że przygotowanie kolacji w obecności Olivera nie było najłatwiejszym zadaniem, dlatego właśnie po to wcześnie wyszła ze szpitala. – Kocham rodzinę, ale czuję, że odchoruje ich wizytę. – Przede wszystkim z powodu picia. Nie musiała tego robić, ale też nie potrafiła odmówić rodzeństwu choćby jednego kieliszka do towarzystwa. Margo doskonale rozumiała zachowanie reszty, która była na wakacjach i korzystała z tego czasu. W domu z powodu obowiązków wcale tak dużo nie pili. Teraz mogli sobie odpuścić, co robili na całego nie musząc niczym się przejmować. – Wymęczą mnie. Mnie! Dasz wiarę? – Zaśmiała się, czemu Oliver się przyglądał i sam też zaczął się śmiać. Nie musiał znać powodu. Ważne, że było zabawnie.
Dziś będziesz miał dużo towarzyszy do zabawy – powiedziała chłopcu, który wyciągnął ręce w kierunku mamy. Skoro ta wreszcie nie była zajęta dziwnymi dorosłymi pracami, to mogła go poprzytulać.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Bella
Wszystko mam pod kontrolą. Ale chyba zapomniałam sosów do sałatek i majonezu, będziesz tak uprzejma?
wysłano do Margo Bertinelli


Myślała o wczorajszej rozmowie, przeprowadzonej jeszcze przed drzemką. Analizowała wzmiankę o Tessie, zastanawiając się przy okazji czy dała rodzinie Margo powód do obaw, względem powtórki z rozrywki; czy wynikały one z pewnych podobieństw Beverly do tamtej kobiety czy nie rozchodziło się o nic konkretnego, poza troską o siostrę. Starała się w miarę możliwości obserwować rodzinę przy quadowym rajdzie, przy czym większość była skupiona na samej jeździe oraz pytaniach, zadawanych stricte w tematach technicznych. Po przejażdżce wszyscy byli tak zmęczeni, że jednogłośnie przesunięto kolację na dzień następny.
Ostatkami sił, naciągniętymi przy pomocy wypitej po kryjomu kawy, Bev wstawiła do prania umorusane kombinezony oraz oporządziła quada w garażu, aby ten nie przypominał jednej, wielkiej kulki błotnej.
Teraz stała przy wyniesionych na patio składnikach do grilla, krojąc warzywa na mniejsze kawałki do szaszłyków. Mięso zamarynowała z rana, tuz przed odebraniem Olivera, dzięki czemu zdążyło już nabrać odpowiedniej wyrazistości oraz smaku, podkręconego wybranymi przyprawami. Średnio odnajdowała się w kuchni, w otoczeniu wrzących garnków oraz strzelających patelni, jednak przy grillu czuła się pewnie i nie przewidywała spalenia mięsa na węgiel.
Starała się mieć oko na biegającego po ogródku Olivera, kopiącego kolorową piłkę. Kilka razy podała ją do chłopca, kiedy ta zaległa przy jej nogach, jakby zachęcając do wspólnej zabawy. Chętnie oderwałaby się od składania dań i pograła z synem, jednak wtedy ryzykowałaby niewyrobieniem się w czasie, przez co Margo musiałaby poprawiać zbyt wiele rzeczy.
Da radę.
Właśnie kończyła przygotowanie ostatniego szaszłyka, kiedy kątem oka zauważyła ruch przy drzwiach prowadzących z ogrodu, do salonu. Z niedowierzaniem pokręciła głową i wytarła ręce o gruby fartuch rzemieślniczy, ruszając śladem niepokornego malca.
- Mam wrażenie, że usłyszał cię jeszcze przed wejściem do środka - uznała na widok syna, trzymanego na rękach. Kto wie, co działo się w jego dziecięcym świecie i czy rzeczywiście nie dysponował nadludzkim słuchem, albo czymś podobnego pokroju.
Odebrała powitalny pocałunek i uniosła brew, widząc jakże władczy gest, ze strony własnego syna. Od razu zwróciła mu uwagę ostrzegawczym „ej”, będącym wstępem do reprymendy, za klepanie pani doktor po twarzy. Będzie musiała poświęcić jeszcze parę godzin na wyjaśnianie dziecku, co wypadało, a czego nie, szczególnie teraz, gdy zaczynał pojmować coraz więcej rzeczy, a zwykłą zazdrość można okazać w nieco inny sposób (bo tak, Oliver na pewno był zazdrosny o Margo i najlepiej, aby poświęcała mu jak najwięcej uwagi).
- Za bardzo go rozpieściłyśmy - przyznała, z cieniem żartu w oczach, widząc, jak Oliver uśmiecha się po zaserwowanym przez Margo buziaku. Po chwili obróciła się w stronę wyjścia na patio, przecierając przedramieniem czoło.
- Zrobiłam większość rzeczy, ale zostało jeszcze wymieszanie sałatek z sosem. Zdążyłam pokroić warzywa.
Biorąc pod uwagę godzinę, Bev powinna powoli przystąpić do rozpalania grilla, aby nikt nie musiał czekać na głodnego, aż mięso się upiecze.
- Dzisiaj pijemy tylko wino - zarządziła, przy wzmiance o alkoholu. - Albo aperola. Dokupiłam trochę wody gazowanej.
Na wypadek, gdyby większość gości chciała jednak aperola. Bev miała również zamiar poprzestać na trzech kieliszkach, aby czasami nie stracić panowania nad Oliverem. Kiedyś już wyhasa się na świeżym powietrzu, szybciej zaśnie (przynajmniej tak sobie wmawiała).
- Nie mogłam się oprzeć i kupiłam krokodyla - przyznała jeszcze, bo oczywiście wypadało zaserwować Włochom coś domowego oraz niespotykanego w Europie. Do wyboru miała jeszcze kangura, ale gdy parę miesięcy wstecz słuchała historii Margo o ratowaniu rannego torbacza, zrezygnowała z pomysłu serwowania jego krewnych na talerzu.
- Uprzedziłam też sąsiadów, że może być trochę głośno - również się zaśmiała, bo wolała uniknąć sytuacji, w których rodzina z domu obok skarży się na głośne libacje w ogródku. Cóż, nie będzie to impreza na miarę tych plenerowych, ale Włosi potrafili być ekspresyjni, co wiązało się z głośniejszym artykułowaniem pewnych słów.
Zadbała o otoczenie, aby obeszło się bez zgrzytów.
Przejęła Olivera i uniosła go trochę wyżej, aby czasami nie zabrudził się wsiąkniętymi w fartuch mieszankami (nawet jeśli sam ubrany był w outfit do brudzenia).
- Myślisz, że nie będą mieli nic przeciwko? – zapytała, mając na myśli małe dziecko, plączące się pod nogami. Oliver był raczej towarzyski i zdaje się, że lubił dorosłych bardziej, niż dzieci. Rodzeństwo Margo natomiast niekoniecznie musiało być nastawione na obecność chłopca, a bardziej zainteresowane grillem oraz spijaniem alkoholowych mieszanek.
Wszystko wyjdzie w praniu, tak?
Powstrzymała się z wypiciem porządnego drinka przed przyjmowaniem gości, aby czasem nie wyjść na wyrodną matkę, upijającą się w trakcie opieki nad dzieckiem. Rodzeństwo Margo pojawiło się punktualnie, z ledwo pięciominutowym poślizgiem, co niwelowało ryzyko serwowania zimnych dań. Po przyjęciu gości oraz przybraniu roli strażnika grilla, Bev pozostawiła na sobie fartuch, chroniąc tym samym bardziej wyjściowe ubrania przed ubrudzeniem. Przekładała gotowe kawałki mięsa do podsuwanych półmisków i wymieniała zdania z młodszymi braćmi, ciekawsko podchodzącymi do grilla. Jak mogła się domyślić, Oliver po krótkim epizodzie wstydu, wyszedł do ludzi i ze śmiechem przyczajonym na ustach zaczepiał Bertinellich, domagając się wzięcia na ręce, albo poświęcenia uwagi niezmiernie ciekawym zabawkom, przynoszonym na kolana gości. Strand z pobłażaniem obserwowała syna, niekiedy rzucając w przestrzeń uwagi do chłopca, kiedy ten za często zaczepiał gości, albo nie próbował wejść pod stół. Pozostawało mieć nadzieję, że po godzinie mały zmęczy się na tyle, że zje lekką kolację i bez marudzenia pójdzie spać.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Margo była pewna, że rodzeństwo nie będzie kręcić nosem na obecność Olivera. Vittoria wciąż mówiła o tym, że chciałaby mieć swoje własne dziecko a Mateo własną trójkę zostawił z dziadkami. Obecność jednego malucha, któremu mogli okazać więcej atencji, na pewno nieco rozładuje włoską energię. Wszyscy powitali malucha z uśmiechem i choć ten na początku nie chciał schodzić z rąk Margo (skoro Bev zajęła się grillem), to po pewnym czasie z ochotą oddawał się zabawom z gośćmi. Włoszka dbała o napoje i zagryzki do mięsa w międzyczasie podając także drugiego drinka dla Strand, która zgrzała się przy grillu. Sama chodziła z kieliszkiem wina, które sączyła bardzo powoli. Uznała, że dziś wypije maksymalnie dwa, bo jutro miała do pracy jednocześnie pamiętając niedawnego kaca, który przypominał jej o konieczności pilnowania ilości wypitego alkoholu.
Czuła się lekko zmęczona i jeszcze przed przyjściem gości zapytała Beverly, czy ta będzie zła, jeśli pójdzie spać zanim skończy się impreza. Sama nie miała nic przeciwko aby rodzeństwo posiedziało trochę dłużej i była też pewna, że w razie czego wszyscy Bertinelli pomogą ze sprzątaniem. O to się nie martwiła. Nie tak bardzo jak o swój jutrzejszy poranek. Gdyby nie praca nie zastanawiałaby się nad upływającym czasem.
W międzyczasie poszła do kuchni uzupełnić dzbanek z wodą i lemoniadą, którą sama zrobiła a jaką Beverly miała okazję pić dość często od kiedy wyszła ze szpitala. Usłyszała za sobą kroki. Podświadomie wyczuła, że to Mateo szedł za nią niby w ramach chęci pomocy, ale tak naprawdę cały wieczór czaił się aby móc z nią porozmawiać sam na sam.
- Wreszcie mnie dopadłeś – stwierdziła po włosku nalewając wody do jednego z dzbanków.
- Tak to odczytujesz?
- Nie uważasz, że przesadzasz?
- Po Tessie..
- Przestań. Nie mów o niej.
- Długo wiedziałaś, co wyprawiała i czego oczekiwała od waszego związku a jednak byłaś z nią i walczyłaś jednocześnie wciąż się raniąc.- Mateo szedł w zaparte.
- Wiem, byłam głupia.
- Nie, Margarita. Walczyłaś o miłość. Taka właśnie jesteś.
- Myślisz, że jeśli między mną a Bev pojawią się znaki ostrzegawcze to je zignoruje i będę walczyć o coś, co mogłoby nie mieć sensu?
- Czy już tego nie robisz? – Na te słowa Margo zmarszczyła brwi i wbiła spojrzenie w brata. – Weszłaś w tę relację jeszcze przed ich rozwodem, Bev ma syna – nie twojego – i w każdej chwili może pojawić się Jen, którą.. naprawdę myślisz, że Strand tak szybko się w niej odkochała?
- Dokładnie tak myślę.
- Margarita..
- Bev została zraniona. Bardzo mocno. Zawiodła się na tej kobiecie i wierzę, że już nigdy jej nie zaufa. Czy całkowicie się odkochała? Wiem, że to niemożliwe. W jakiejś małej części na pewno nadal darzy ją uczuciem, ale to nie ma znaczenia na tle tego, co Jennifer zrobiła.
- A Oliver?
- Co z nim?
- Czy znów..
- Mateo – jęknęła coraz bardziej sfrustrowana tą rozmową. – Chce wierzyć, że to się nie powtórzy. Chce żyć bez obaw, że znowu stracę dwie ukochane osoby. – Nie była głupia. Im więcej czasu spędzała z Beverly i jej synem tym bardziej nie tylko przyzwyczajała się do jego obecności, ale też zaczynała darzyć go uczuciami. Była pewna, że któregoś dnia pokocha go jak syna. Nie wiedziała, kiedy to się stanie, ale to było nieuniknione, o ile obie kobiety wciąż będą razem. Cóż, życie układało różne scenariusze i o ile coś poważnego nie stanie im na drodze, to Margo wchodziła w ten związek całą sobą.
- Czyli nie wracasz do domu – stwierdził markotnie.
- Tego nie powiedziałam.
- Przynajmniej nie teraz.
- Nie mam tam pracy, więc.. – Ciągnęło ją do rodziny, ale nie widziało jej się życie bezrobotnej kobiety.
- Kiedyś ci odpuszczą. Wiesz, że to wszystko nakręciła twoja szefowa. Wredna pinda.
- W takim razie daj znać, kiedy odzyskam możliwość powrotu do szpitala – rzuciła pół żartem pół serio.
- Wtedy wrócisz?
- To zależy. – Od wielu czynników. Na jeden z nich spojrzała przez otwarte drzwi tarasowe.
- Pamiętaj, że za tobą tęsknimy.
- Ja za wami też. – Przekazała bratu dzbanek z wodą i wróciła do przelewania zimnej lemoniady z lodówki do dzbanka. Miała już dość tych rozmów zwłaszcza, że jeszcze nie zdążyła przeprowadzić tej planowanej z Beverly. Nie chciała tego robić, kiedy jedna z nich była zmęczona albo mieć ograniczony czas do piętnastu minut. Jeszcze nie zdarzył się odpowiedni moment, ale jeśli jutro okaże się, że po pracy nie będzie miała żadnych planów z rodzeństwem, to z chęcią podejmie temat. Nie chciała z tym zwlekać.
- Ciao, Bella – przywitała się szeptem czując za sobą drugie ciało i silny uścisk wokół talii. – Zmęczyłaś się, grillmasterko? – zapytała z uśmiechem i odwróciła głowę w bok próbując kątem oka dostrzec twarz Strand. – Dziwię się, że Oliver jeszcze ma siłę. – Nakręcił się z powodu gości i pomimo minionej godziny spania wciąż miał wiele energii. – Wymęczy się i pozwoli ci dłużej pospać. – Bo sam będzie potrzebować więcej odpoczynku. – Spisałaś się z tą kolacją. – Odwróciła się przodem do kobiety i wciąż się do niej uśmiechała. – Cieszę się, że ją zorganizowałaś i zaprosiłaś moją rodzinę, nawet jeśli zrobiłaś to pod wpływem chwili i alkoholu. – Podarowała Beverly czułego buziaka. – Oni też są zadowoleni – postawiła werdykt zerkając w stronę wyjścia na patio. – Wracajmy do nich zanim uznają, że poszłyśmy figlować. – Wprawdzie były widoczne przez okno, ale chwila nieuwagi i mogłyby zniknąć z oczu Bertinellich, z których każdy na zmianę bawił się z Oliverem.
Margo przekazała blondynce dzbanek z lemoniadą i na prośbę wzięła Aperol, którego zabrakło na zewnątrz.
- Beverly, ciągle cię o coś pytamy, Mateo męczy rozmowami i.. w sumie to nie daliśmy ci okazji abyś to ty wypytała o Margo.
Włoszka aż stanęła jak wryta. Rodzina wiele o sobie mówiła. Można by rzec, że Strand wiedziała wszystko o swoich gościach, którym najwyraźniej włączyła się opcja na opowiadanie o ich ukochanej siostrze; anegdotki, historie zabawne i te mniej.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
W trakcie przekładania mięsa, co i raz poruszała barkiem, czując nieregularne dolegliwości z jego strony. Na nic wprost się nie skarżyła. Dopiero, gdy ból dosłownie ściąłby ją z nóg, przystałaby na zajecie miejsca siedzącego, w celu przeczekania nieprzyjemnych doznań. Nie narzekała. Uśmiechała się do gości, poświęcała część uwagi Oliverowi i sączyła powoli mieszankę aperola oraz wody gazowanej, wymieniając z gośćmi słowa.
Słońce stopniowo chowało się za horyzontem, kiedy korzystając z przekazania Olivera do żony Mateo, przyczaiła się przy drzwiach, prowadzących do salonu. Początkowo chciała odłożyć zdjęty fartuch na wyspę w kuchni, jednak widząc zaabsorbowanych rozmową Włochów, wstrzymała się z manewrem. Nie rozumiała o czym konkretnie rozprawiało rodzeństwo, posługujące się ojczystym językiem oraz charakterystyczną gestykulacją. Kilka razy usłyszała swoje imię i chociaż nie chciała podsłuchiwać, mimowolnie wyłapywała półsłówka, których znaczenia nie rozumiała. Może powinna w końcu zabrać się za naukę włoskiego, skoro miała jeszcze tydzień odpoczynku, zanim wróci do patrolowania lasów?
Odczekała, aż Mateo wyjdzie na zewnątrz. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, połączone z lekkim uśmiechem, po czym sama podeszła do Margo, korzystając z chwili, aby przytulić ją od strony pleców. Przy okazji odłożyła grillowy fartuch na blat jednej z szafek.
Ciekawiło ją, jakie tematy poruszali z Mateo, ale nie chciała wcinać się w coś, co być może miało pozostać tylko między rodzeństwem. Nie była takim typem osoby: nie dopytywała o tematy poruszane bez jej obecności, bo każdy miał prawo do odrobiny prywatności, nawet w związku. To rzecz równie ważna, jak zdrowe okazywanie uczuć czy własnych potrzeb, bez wywierania na drugiej stronie presji.
Mruknęła przeciągle, ni to zaprzeczając, ni potwierdzając fakt zmęczenia. Oparła podbródek na ramieniu Włoszki i przymknęła oczy, zwracając uwagę na jeden istotny element.
- Znów będę śmierdzieć dymem - skwitowała swoją zmianę przy palenisku, na co nie zamierzała szczególnie narzekać. Ostra woń spopielonych węgli nie uaktywniła żadnych przykrych wspomnień z pożaru w lesie, co wyłączyłoby ją na dłuższą chwilę z towarzyskich aktywności. Po chwili zapewniła Margo, że zmyje z siebie wszelkie ślady po grillu, dzięki czemu żadna nie będzie musiała wdychać woni, kojarzącej się z niekoniecznie przyjemnymi wspomnieniami.
Oliver nie oszczędzał swoich nóg, przez co prawie dwa razy się potknął, a za trzecim dzielnie wstał bez niczyjej pomocy oraz zalewania się łzami.
- Spokojnie, leci już na rezerwie - stwierdziła, sądząc po poziomie aktywności syna. - Będzie dziś spał jak kamień.
Przyznała Margo rację, uśmiechając się przy tej miłej wizji przespanego poranka. Niewykluczone, że pani doktor obudzi ją w trakcie zbierania się do pracy, ale to nigdy jej nie przeszkadzało. Zasze potrafiła obrócić się na drugi bok i ponownie zapaść w sen, nim odezwie się budzik, niekiedy brutalnie wyrywający ze środka snu.
Zaczepiła nosem o powierzchnię koszulki Włoszki, pozbywając się tym samym nagłego swędzenia. Nie chciała odrywać rąk od kobiety, bo chociaż na głos się do tego nie przyznawała, lubiła trzymać się jak najbliższej, kiedy ta znajdowała się w pobliżu. Szczególnie, kiedy przebywały sam na sam. Ciężko trzymać wtedy ręce przy sobie. Z chęcią odebrała pocałunek i uśmiechając się delikatnie, założyła luźny kosmyk ciemnych włosów za ucho.
- Potrafię improwizować, jeśli jestem przyparta do muru i… cóż, sama się do niego przyparłam - zaśmiała się krótko, notując w myślach uwagę o zachowywaniu większej powściągliwości, w otoczeniu rodziny swojej partnerki. Wystarczyło jedno, nieprzemyślane słowo, aby wpaść jak śliwka w kompot (albo jak oliwka w wino, czy co tam mówili Włosi). Dopytała jeszcze, czy Margo na pewno spróbowała szaszłyków i odrobiny krokodyla, który z pewnością miał na koncie złe występki, skoro skończył jako potrawa na grilla. Przed dołączeniem do gości, wyjęła jeszcze z szafki odrobinę australijskiego smarowidła, którego Włosi mogli spróbować do przypieczonych na ruszcie chlebków. Nieświadomi mogli wpaść w pułapkę czekoladopodobnego wyglądu, jednak za Bev nie przemawiały żadne, złe intencje. Wręcz przeciwnie. Vegemite było znacznie lepsze od przereklamowanego, amerykańskiego masła orzechowego.
Słysząc słowa Vittorii na temat Margo, kontrolnie zerknęła na kobietę, z wolna odbierając na ręce Olivera.
- Powinnam zapytać o jej najbardziej buntownicze akcje? - wymownie uniosła brwi, zajmując swoje poprzednie miejsce przy stole, gdzie czekała na nią końcówka lemoniady. - O to czy kiedyś dostała uwagę od nauczyciela, albo czy nie gwizdnęła czegoś ze sklepu?
Z uśmiechem przyklejonym do ust czekała na reakcję rodzeństwa, które z pewnością miało jej do opowiedzenia wiele historii na temat wyskoków tej z pozoru grzecznej kobiety.
Czuła, że niedługo przyjdzie czas na przebranie Olivera do spania. Chłopiec już ledwo się trzymał, o czym świadczyło wygodne ułożenie się na kolanach oraz oparcie głowy o trzymanego w rączkach, pluszowego lwa.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Chyba właśnie o to, że Margarita była najgrzeczniejszą osobą na świecie. – Zaśmiała się Vittoria, bo choć siostry dzieliło siedem lat, to najmłodsza również miała wiele do powiedzenia na jej temat.
- Aż do przesady – dodał Mateo.
- Jak można być do przesady grzeczną? – Margo jęknęła próbując się wybronić, żeby nie wyszło, że była wzorem cnót.
- Jak to mówią amerykanie? – Niccolo rzucił pytanie w przestrzeń.
- Buzzkiller! – najmłodsza była najbardziej obeznana z trendami językowymi.
- Wcale nie byłam buzzkillerem. – Naburmuszyła się, bo nie chciała wyjść na nudziarę, którą niestety swego czasu była. Po niefortunnej akcji w szkole, przez którą rówieśnicy zaczęli inaczej ją postrzegać, nieco przygasła i stała się szarą myszką.
- Byłaś. Kiedy Niccolo zorganizował imprezę w domu to chodziłaś za każdym i po nim sprzątałaś.
Wszyscy się zaśmiali a Margo przewróciła oczami uznając, że porządek wcale nie był cechą kogoś nudnego. Cały czas się broniła, bo wstyd jej było, że faktycznie należała wtedy do takich osób.
- I zabierałaś nam alkohol.
- Bo byliście nieletni.
- Buzzkiller!
Znów wszyscy się zaśmiali.
- Mateo miał wszystko pod kontrolą.
- Właśnie, bo mój kochany brat był stróżem imprezy dla nieletnich – wyjaśniła Beverly, skąd w ogóle zgoda na to wszystko. Nieletni choć pili, to nie było tego dużo. Mateo miał wszystkich na oku, ale na pewno nie był tak sztywny jak Margarita.
- Owszem, kupiłem im alkohol, ale nie dużo i wolałem, żeby pili dzięki mnie i przy mnie niż u kogoś obcego. – Mateo próbował się wybielić, choć tak naprawdę nikt go nie oceniał. Przynajmniej nikt z Bertinellich.
- A leżenie z encyklopediami? – Vittoria sprawnie przeskoczyła do kolejnej wzmianki o Margo. – Był czas, że często Margarita kładła się na ziemi z paroma dużymi tomiskami encyklopedii na klatce piersiowej. Do tej pory nie rozumiem po co to robiłaś.
- To skomplikowane. – Ciężko było wyjaśnić jak się wtedy czuła. W szkole nie było najlepiej i jedyną ulgę oraz spokój dawał jej właśnie ciężar wciskający jej ciało do ziemi. Wtedy nie mogła płakać ani wpadać w panikę, bo książki by spadły. Na swój sposób, to działanie sprawiało, że uspokajała oddech a wraz z nim całe ciało. Rozumiała, że nie wszystko zależało od niej i nie miała wpływu na zachowanie innych. – Teraz co innego zastępuje mi encyklopedie. – Znacząco spojrzała na Beverly i klepnęła ją w kolano dając wszystkim do zrozumienia, że teraz to ona była mile widziana na ciele włoszki.
Część osób się zaśmiała, niektórzy zarumienili a Mateo odchrząknął, jakby był tym, który jako jedyny wolał nie wiedzieć, że jego siostra uprawiała seks. Chociaż łatwiej było mu to znieść od myśli, że grzmociłby ją jakiś facet. Do tej pory wolał nie myśleć o intymności między Vittorią na jej narzeczonym.
- Dopiero na studiach zaczęłaś szaleć – stwierdził najstarszy, do którego w razie kłopotów dzwoniła najczęściej.
- Uczyłam się.
- Zwłaszcza wtedy, gdy wymiotowałaś w mojej łazience, kiedy jeszcze wtedy moja dziewczyna – Spojrzał na żonę. – akurat brała kąpiel.
- Przyznaje. Byłam bezwstydna. – Więc nie miała problemu z wejściem do łazienki w trakcie czyjejś kąpieli. – I pijana. – To wyjaśniało najwięcej.
- Mówiła ci jak połamała żebra jednemu pacjentowi? Trzy dni płakała, że ją wyrzucą ze stażu.
Margo zerknęła na Strand, o której wspomniała o tej sytuacji, ale niekoniecznie chwaliła się swoją wrażliwością. W tamtym czasie ciężko znosiła podobne sytuacje. Później praca w szpitalu zmusiła ją do uodpornienia się.
- Wrażliwość to nie wada
- Kto mówił, że rozmawiamy o twoich wadach? – Vittoria uśmiechnęła się, bo choć parę razy radosnych śmiechów była co nie miała, to żadne z rodzeństwa nie traktowało tego jako wady.
Margo wymieniła z najmłodszą długie spojrzenie czując lekkie wzruszenie. Miłość w ich rodzinie była przeogromna. Mogli się z siebie śmiać, nabijać, rozmawiać o wszystkim i co najważniejsze, nie miewali tajemnic, bo niesamowicie się kochali (i akceptowali).
- Największym zaskoczeniem był jej pociąg do kobiet.
- Zebrała nas wszystkich w salonie, żeby wyznać prawdę.
- Mateo dowiedział się pierwszy i mi z tym pomógł. – Znów skierowała słowa do Beverly.
- Od zawsze byłam pewna, że Margarita będzie z jakimś facetem. Rozumiesz, to taki typ kobiety, która idealnie wpasowuje się w ten obrazek, ale ona ciągle wszystkich zaskakuje i nadal nieustannie wybiera kobiety.
Bo w nich się zakochiwała, choć czuła pociąg do niektórych mężczyzn, którzy byliby w stanie ją zafascynować albo wzbudzić pożądanie.
- Rodzice najpierw myśleli, że to moda. Taki kaprys.
- Sama wykorzystałaś tę „modę” i chwaliłaś się wszystkim, że masz seksowną homo siostrę – wypomniała siostrze, która posłała jej niewinny uśmiech.
- Ciągle się chwalę.
- Widzisz, co ja się z nimi mam? – Ponarzekała do Beverly i zerknęła na Olivera śpiącego na jej ramieniu. Nic nie stało na przeszkodzie aby jeszcze na pół godziny położyć go na fotelu w ogrodzie. Margo była przekonana, że im więcej śpiące dziecko spędzi czasu w otoczeniu rozmów tym bardziej przyzwyczai się do spania w hałasie. Poza tym, sama za te pół godziny będzie zbierać się do łóżka, więc przy okazji weźmie też młodego.
- A ty, Beverly? Jak powiedziałaś rodzinie o swojej orientacji? - Vittoria z zainteresowaniem spojrzała na blondynkę. Margo zrobiła to samo, ale głównie po to aby odczytać reakcję partnerki. Jeden malutki sygnał, że pani oficer nie chciała o tym mówić wystarczyłby aby Włoszka ucięła temat.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie dziwiły jej słowa o rzekomej grzeczności Margo, w latach nastoletnich. Byłaby zaskoczona, gdyby okazało się inaczej: że przyszła pani doktor uciekała z lekcji, albo non stop wymykała się z domu, aby chodzić na wątpliwie grzeczne imprezy.
Nie potrafiła sobie natomiast wyobrazić Włoszki w roli wspomnianego przez Vittorię buzzkillera, gaszącego entuzjazm grupy. Zdaje się, nie znała bardziej energicznej osoby, co rodziło pewien dysonans względem młodszej, a tej starszej wersji kobiety. Ciekawe, jakby potoczyła się ich znajomość, gdyby Bev jednak wylądowała w tej Florencji, na uczniowskiej wymianie.
Pilnowanie porządku w dosłownym tego słowa znaczeniu również było przydatne. Rzadko komu chciało się sprzątać po imprezie i wtedy każda para rąk się przydawała. Równie dobrze brzmiało odkładanie pustych butelek, kubków jednorazowych czy wszelkich odpadów na bieżąco, kiedy rzeczywiście dało radę to kontrolować. W przypadku wielkich domówek, to inna historia.
Nie omieszkała za to unieść brwi w geście zaskoczenia, słysząc o tym, jak Mateo skombinował nieletniej młodzieży alkohol. Prędzej spodziewałaby się gniewu z jego strony, co skutkowałoby skonfiskowaniem zapasów i opowiedzeniem o wszystkim rodzicom. Jak widać, ludzie się zmieniali, albo po prostu inaczej podchodzili do niektórych kwestii, z biegiem czasu. Czy Bev pozwalała Casparowi pić, kiedy przekonywał ją, że chciał tylko spróbować łyka? Może i nalała mu ze dwa razy piwa do szklanki, ale wysokoprocentowy alkohol to inna bajka.
Podejrzewała również, że patent z encyklopediami, wspomniany przez najmłodszą z Bertinellich, oznaczał sposób na wyciszenie natłoku myśli i uspokojenie zestresowanego organizmu. Każdy miał jakieś swoje metody na radzenie sobie z gorszym samopoczuciem. Dla Bev były to treningi z krykieta, albo odpływanie w krainę książek, gdzie osobiste problemy ulatywały z każdym, przeczytanym słowem.
Z lekkim zakłopotaniem, podkreślonym przez cień gorąca, odbitego na policzkach uśmiechnęła się przy sugestywnych słowach o zastępowaniu ciężkich tomów, wyciszających wszelkie obawy. Schlebiało jej to. Cieszyła się, że Margo w taki sposób postrzegała jej osobę: jako kogoś, kto był w stanie ją uspokoić. Sama również czuła podobne oddziaływanie pani doktor, na własny organizm.
- Na studiach? - zainteresowała się, nieco poprawiając na kolanach śpiącego już Olivera. Zwykle w domu nie bywało aż tak wielu ludzi, ale zdarzało się, że mały zasypiał przy dźwiękach telewizora, więc rozmowy ani trochę mu nie przeszkadzały. Bev również nie zamierzała wychowywać syna na zasadzie: dziecko śpi, więc wszyscy mają być cicho. Cisza nie zawsze była wyznacznikiem spokoju i bezpieczeństwa.
- Wspomniała coś kiedyś o połamanych żebrach - przytaknęła, zerkając na Margo, gdy nieco rozwinięto wspomnianą sytuację. Pacjent raczej nie powinien się gniewać, skoro kosztem paru żeber zachował swoje życie. Kości zawsze mogą się zrosnąć, czego nie można było powiedzieć o sercu, albo mózgu. Reakcja na małe namieszanie w masażu serca oznaczała, że Margo naprawdę mocno zależało na utrzymaniu pracy oraz dalszym szkoleniu się w medycznej dziedzinie nauki. Dobrze, że wtedy nie zrezygnowała, bo dzięki temu szpital w Cairns zyskał świetną specjalistkę urazową.
Chociaż chciała dodać coś wprost komplementującego Margaritę, powstrzymała się, pozwalając na uroczą interakcje między siostrami. Uśmiechnęła się, słuchając małego wywodu, po którym nastąpiło przeskoczenie do tematu związków oraz coming outów. Wiedziała, że to nastąpi i nie bez powodu nie zapytała o to w pierwszej kolejności. Nie wiedziała czy to czasem nie drażliwy temat, zważywszy na potencjalną religijność rodziny. Włosi uchodzili przecież za zagorzałych katolików (w ponad sześćdziesięciu procentach).
- Nie ma mowy, żebym teraz oddała cię jakiemuś facetowi, nawet jeśli pasowałabyś mu do obrazka - uznała oficjalnie i ucałowała dłoń Margo, po którą uprzednio sięgnęła. Po chwili padło pytanie Vittori, na które nie umiała odpowiedzieć z biegu. Otworzyła usta i wydała z siebie bezbarwne „hm”, świadczące o niejednoznaczności całego zjawiska.
- Cóż, oficjalnie to wyszło jakieś… cztery lata temu? - późno, zdawała sobie z tego sprawę. - Przy okazji mojego pierwszego, poważnego związku. I to nie tak, że wcześniej zachowywałam się inaczej, albo chodziłam na randki z facetami. Po prostu… chciałam upewnić się, że jestem odpowiednią wersją siebie. Że przed wejściem z kimś w relację będę zdecydowana i pewna co do wspólnej przyszłości. Później pomyślałam, że narzuciłam sobie zbyt surowe wymagania, nagięłam wcześniejsze podejście przy Jen i... wyszło, jak wyszło.
Widząc zaskoczenie na twarzach rodzeństwa, zdała sobie sprawę, że chyba zbyt rzeczowo podchodzi do tematu i nieco schodzi w temat związków.
- To brzmi nudnie - przyznała z krótkim śmiechem, zdając sobie sprawę, że brakowało szczegółów co do coming outu. Wzmianek o pierwszych zauroczeniach, pocałunkach i innych razach, które najczęściej przeżywano w wieku nastoletnim. Obawiała się tego. Odkrycia przed prawie obcymi ludźmi czegoś, co nieraz było źródłem jej kompleksów, bo nie potrafiła robić tak, jak inni. : czysto hedonistycznie patrzeć na zauroczenia.
Spróbuje się przemóc i powiedzieć więcej. Musiała się tylko trochę rozluźnić i nie bać wprost nazwać niektórych rzeczy; nawet jeśli zostanie na ich podstawie negatywnie oceniona.
- Pierwszy dowiedział się starszy z braci, kiedy mieliśmy jakoś po szesnaście lat. Wywiązała się mała rozmowa o naszej znajomej, która mogła lubić dziewczyny. Powiedziałam mu, że mam podobnie do niej, z czego wywnioskował, że nie chcę brać ślubu.
Krótko zaśmiała się wspominając jego reakcję. Cóż, w czasach tamtej rozmowy śluby jednopłciowe nie były czymś realnym.
- Rodzice nie wyglądali na bardzo zaskoczonych. Brali to pod uwagę, chociaż nigdy nie rozmawiałam z nimi o zauroczeniach czy o planach, nigdy też niczego mi wprost nie sugerowali, nie naciskali. Byli… bardzo zapracowani, a ja dużo trzymałam w sobie. To pewnie dlatego tak długo mi zajęło, żeby to wszystko rozpracować.
Szansę na spróbowanie wszystkiego, co wcześniej przegapiła. Niekoniecznie znalazła wszystkie odpowiedzi w osobie Jen, natomiast w przypadku Margo wiele spraw nagle się rozjaśniło.
- Żyłam kiedyś w przekonaniu, że ta pierwsza osoba jest na całe życie. To miła wizja, ale czasami trzeba próbować, zanim nie znajdzie się tej odpowiedniej - uznała, wciąż trzymając dłoń Włoszki. - Ja nie muszę już dalej szukać.
Uśmiechnęła się do Margo, sugerując tym samym, że odnalazła coś, co wcześniej jedynie kreowała we własnej głowie. Nie chciała miłości, jeśli wiązała się ona z większą ilością gorszych, niż tych lepszych dni. Całe szczęście, odnalazła coś prawdziwego, co nie było wydmuszką, albo zaledwie cieniem pełnej relacji. Mogłaby nazwać to bardziej poetycko, ale to wolała zachować na swoje prywatne rozmowy z partnerką, przy których wypadłaby nieco mniej dziwacznie, albo tandetnie. I tak dużo już powiedziała, dlatego cieszyła się, że większość piła alkohol i nie roztrząsała tematów, ukazanych w nieco chaotyczny sposób. To chyba ten aperol skłonił ją do nieco większej szczerości odnośnie osobistych przeżyć. Margo powinna być z niej dumna. Odkryła parę kart i to bez rodzeństwa, które wspominałoby o szczegółach, dopełniając pełen obraz.

ODPOWIEDZ