wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Świat oszalał. Zwykle uważałby, że nie ma w tym szaleństwie niczego złego - wszak on sam, jako artysta, potrzebował się takim zamieszaniem karmić, ale tym razem szaleństwo osiągnęło rozmiary giganta, i to na dodatek takiego na mocno chwiejnych nogach. Ludzie zaczęli zachowywać się irracjonalnie - choć sam Clarence społeczeństwa nigdy o specjalnie inne podejście nie podejrzewał - i o ile do żywego mogły go bawić poowykupowane do pustych półek artykuły w sklepach, maseczki i cała reszta tych śmiesznych produktów ochrony osobistej, dystanse, kompulsywne mycie rąk, tak już konieczność bycia zamkniętym w czterech ścianach, albo bycia uziemionym na kontynencie i w kraju w którym nie dość że nie chciał, to jeszcze nawet nie potrzebował być było przesadą. Czuł się właśnie obrażony na cały świat za to, że cały ten lockdown usadził to skutecznie w kącie, bo nagle okazywało się że nawet na Remingtonów w końcu znajdzie się jakiś bat. Nie chciał widzieć jak przeżywają to wszytko jego ojciec czy rodzeństwo, on sam zaszył się w hotelowym pokoju w Londynie i miał zamiar to wszystko przezimować.
Przynajmniej do czasu kiedy okazywało się, że są na tym świecie ludzie, których obostrzenia covidowe się nie imają.
Nie wiedział tak właściwie czemu łączy ten trywializm akurat z osobą swojego jakże drogiego ojca chrzestnego, Ala Atwooda, ale pasowało jak ulał - rzecz w tym, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i najwyraźniej dotyczyło to wszystkich, poza najukochańszą córeńką wujka. Znał tą dziewczynę od małego i słyszał te jej zarzekania o tym, jak to ona wszystko zrobi inaczej tyle razy, że właśnie mógłby je recytować z pamięci, tak samo jak pierwszy wiersz którego lata temu uczył się w podstawówce. Może i ze sporymi dziurami, ale przynajmniej w konkretnym sensem. Był jednak grzecznym i ułożonym chłopcem (sic!) i nie zamierzał wytykać, że przyszły mąż milioner i najładniejszy dom w całym Notting Hill - taki prosto na rozkładówkę we wnętrzarskim piśmie, i na Instagrama - nijak się wpisują w marzenia dziewczyny z australijskiej prowincji. Jak i najwyraźniej jego brat, ale tego też nie zamierzał dodawać.
Nie, kiedy cały ten przyszły-mąż-milioner okazywał się być jeszcze bardziej bananowym gówniarzem niż cała reprezentacja Atwoodów i Remingtonów razem wzięta, i jak gdyby nigdy nic zorganizował sobie przyjęcie. Imprezę. Spotkanie towarzyskie. W samym środku lockdownu. Naprawdę trzeba umieć się bawić, prawda? Clarence jednak do życia (towarzyskiego) budził się powoli i - przynajmniej jeszcze - nie brylował wśród jednego czy drugiego wianuszka pań, szukających w środku idealnego obiektu zainteresowania. Porzucił to na rzecz raczej spokojnej rozmowy. Z gospodynią. W ogrodzie.
Pewnie powinien sprawdzić czy ma gorączkę. W wiadomościach podawali, że ten covid jest wyjątkowo podstępny. Jedni tracą smak i węch, Clarence Remington najwyraźniej imprezowy sznyt. Koniec świata okazywał się jednak krótki, bo wcale nie upłynęło dużo wody do chwili, w której Ainsley odwracała się w stronę domu i rozpromieniła tak, jakby właśnie wpatrywała się w swoje największe szczęście.
A biorąc pod uwagę urodę tej dziewczyny, on sam również chętnie największym szczęściem tytułowałby tą kobietę. Skinął więc jedynie grzecznie głową, kiedy go na moment przeprosiła i pozwolił by przez moment zupełnie obok niego działa się cała magia, związana z ponownym spotkaniem przyjaciółek, które naprawdę długo się nie widziały. Długo, czyli zapewne od poniedziałku.
- Gapa ze mnie - no w końcu! Atwood, nie odkryłaś żadnej Ameryki, Sherlocku. Nie miał jednak zamiaru jej poganiać czy jakoś nadmiernie zwracać na siebie uwagi, bo przecież był w końcu grzecznym i ułożonym chłopcem (sic!!), więc stal jedynie obok, sącząc swojego drinka i licząc na to, że gospodyni. - Wy się chyba jeszcze nie znacie? - w końcu w tym specyficznym towarzystwie uwieszonych na orbicie Atwood/Cavendish niczego nie można było być najwyraźniej pewnym. - Julia - Clarence, Clarence - Julia - czy banał o tym, że ma piękne imię będzie odpowiedni na start? - Julia jest pierwszą osobą jaką poznałam w Londynie, przyjaźnimy się od wtedy. Jest przeokropnie utalentowana, wszystkie obrazy w domu są jej autorstwa - mów mi więcej. - Clarence wychowywał się ze mną w Australii, legenda głosi że miał mi być bardziej jak brat od tego rodzonego - trzeba było docenić z jaką wybiórczością dziewczyna podchodziła do tematu. - To pan ważny z Hollywood, dzięki niemu oglądamy takie s z m i r y jak La La Land - Ainsley mogła się teraz nawet całkiem uroczo śmiać, ale za tą szmirę to on się jej już odpłaci. Z nawiązką.
- Szkoda, że nie dostałem takiej ładnej laurki jak twoja - zaśmiał się, kiedy w końcu dopuścili to do głosu.- Ale nie słuchaj jej, z tymi szmirami wcale nie jest tak źle - dodał lekko, zawieszając na niej spojrzenie na moment za długo. Sam się musiał w końcu skarcić i przywołać do porządku, ale nic nie mógł poradzić, że ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, że właściwie nie zdążyła się jeszcze odezwać, a on już czuł się nią kompletnie oczarowany.
Czyżby przepadł?
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Prosty slogan o pozostaniu w domu doprowadzał Julię Crane do wściekłości. Pewnie była w mniejszości i pewnie większość zazdrościła jej pracowni, którą właściwie miała na wyciągnięcie ręki, ale sama kobieta czuła się jeszcze bardziej niż zazwyczaj uwięziona. Nie chodziło już nawet o męża, który i tak przecież w ich rezydencji nie bywał ratując życia. Nie była potworem i naprawdę obawiała się o jego stan zdrowia doradzając mu ciągle, by zrezygnował. Śmiesznie to brzmiało w ustach dziewczyny, która pewnie w podobnej sytuacji byłaby na pierwszej linii ognia, bo przecież nie obawiała się nigdy konsekwencji, ale najwyraźniej najłatwiej było poświęcać siebie. W przypadku kogoś innego zaś zawahała się i kosztowało ją to kilka dni ciszy, które jedynie potęgowały uczucie, że z jej małżeństwem wszystko jest nie tak.
Powód tego stanu rzeczy miał imię, uznane prace i obecnie znajdował się niby blisko, ale przecież nie mogli już widywać się tak często. Nie, gdy hotele były zamknięte i jeszcze dokładniej wszystko rejestrowano. Wybrali sobie zdecydowanie kiepski czas na ten romans i Julia Crane pewnie w innych okolicznościach by to przeklinała, ale obecnie czuła się bardziej skonfundowana emocjami, które jej towarzyszyły. Tymi, które sprawiały, że bez ciągłej obecności Flanna w swoim życiu czuła się lekko zagubiona. Przywykła do niego, ten skurwysyn całkiem ją oswoił i teraz miała wrażenie, że czegoś jej w tym Londynie brakuje, choć rzecz jasna, kiedyś najpierw pomyślałaby o Adamie mieszkającym niedaleko.
Obecnie jednak to nie on zajmował jej myśli i choć na samo wspomnienie odczuwała ten tępy nacisk w okolicy serca, nie pozwalała sobie na za wiele. Nie, gdy wreszcie razem z błogosławieństwem męża (zdecydowanie jej nie mógł znieść) wyrwała się z Australii i wylądowała u swojej najlepszej przyjaciółki.
Odważne stwierdzenie jak na osobę, z którą jeszcze się docierała, ale podejrzewała, że z pewnymi znajomościami tak po prostu jest. Nagle pojawiają się znikąd i zostają na dobre, bo pasują jak nic innego. To właśnie dla tej dziewczyny była w stanie zrobić kilka wyjątków i zacząć bywać. Dla niej i dla Flanna, który uważał, że to nie zaszkodzi jej karierze. Ta wprawdzie nigdy nie była priorytetem Julii, ale miło być docenianą, więc przystała na ten jego odważny zamysł i na to, by wreszcie dać się porwać londyńskiej socjecie, która wydawała się jej jeszcze bardziej zblazowana. A może to ona odwykła?
Nie dała jednak po sobie tego poznać, gdy ubrana tradycyjnie na czarno i na niebotycznych szpilkach zjawiała się tutaj, by wesprzeć swoją ulubioną pannę Atwood i dać się porwać jej urokowi, choć przecież nie zamierzała sterczeć na głowie gospodyni przez cały wieczór. Jeszcze nie wiedziała, czym się zajmie, ale podejrzewała, że na pewno w planie będzie dużo dobrego wina i papierosy, które ostatnio trzymały ją w zadziwiającej równowadze. Z tego powodu nie oczekiwała zanadto towarzystwa, ale wiedziała, że i takie się prędzej czy później nawinie. Wielu mawiało, że jest swoistym magnesem na ludzi, choć jak dla niej była to bardziej pieśń przeszłości, bo to wcale nie było tak, że potrzebowała kogokolwiek.
Poza tym pieprzonym malarzem, fuck.
Może to odkrycie sprawiło, że postanowiła jednak nie zachowywać się jak dzikus i dać się przedstawić mężczyźnie, który jej kogoś przypominał. A może jednak jakimś cudem kiedyś zderzyli się na jakiejś orbicie, ale nie zapamiętała?
Nie była pewna, a jego profesja wcale nie zachęcała. Poprawka, gdyby była uroczą blondynką, marzącą o karierze w świecie filmu to właśnie z chęcią by mu się uwiesiła na ramieniu i poprosiła o wsparcie, ale z Julią Crane nie takie numery. Zmierzyła go spojrzeniem raz jeszcze- od góry do dołu, zupełnie jakby brała miarę, a potem roześmiała z tych szalonych szmir.
- To chyba powinnam wytknąć ci całą listę grzeszków, jakie popełniają scenarzyści pod twoją batutą. Tyle, że nie masz tyle czasu, a ja miałam się zachowywać i nie być bezczelna- uśmiechnęła się niewinnie do Ainsley, która przecież nie wiedziała, że Julia ostatnio w Lorne Bay próbuje nie zgubić serca. Właściwie sama Crane ślubowała sobie, że i o tym zapomni, więc nie zamierzała (chwilowo) odchodzić od tego całego producenta, który na pewno palił jak smok.
Tego typu towarzystwo zawsze się sprawdzało.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Nie podejrzewał, że kiedyś fakt że nie był w stanie wskazać swojego miejsca na ziemi, miejsca które mógłby nazywać domem będzie czymś, do uzna za niebywały plus w całej sytuacji. Bowiem cały świat mógł właśnie być szczelnie w swoich domach pozamykany, wszyscy mogli tęsknić już do swoich normalnych aktywności, mogli wyklinać swoich bliższych bądź dalszych, w s z y s c y ale nie Clarence. On nie przyzwyczajał się do nikogo i niczego, jednego dnia był w Los Angeles, drugiego w Nowym Jorku, kolejnego był to Londyn a za chwilę jeszcze plan filmowy w Pradze. Mógł więc co najwyżej łaknąć tej swojej zmienności, ale legenda głosi, że każdemu w końcu przyda się ten zasłużony urlop, może więc i kręcił całkiem sporo nosem, ale przecież nie było mu wcale tak doszczętnie źle. Nie, kiedy cały ten śmieszny lockdown zastał go w Londynie. Mógł bowiem chcieć zaszyć się w swoim megaluksusowym apartamencie na całe dni i noce, ale mógł tutaj liczyć na swoją niedoszłą prawie siostrę, zależnie od okoliczności łamane na bratową - jak na profesjonalnego sportowca przystało mogła liczyć na możliwość korzystania z siłowni (zbawienne!) czy biegania kompletnie pustymi ulicami miasta (nużące, ale widoki były całkiem inspirujące), ale lepszy z tego duetu był przecież jej gach, nie - wróć: przyszły mąż. Niedorzecznie wręcz uwielbiał katować ją tym określeniem, nie było nic bardziej budującego niż oglądać tą jedną, niezaburzoną niczym czystą chęć mordu w jej sarnich oczętach.
A może to jednak była miłość?
Z tą miłością to była bowiem całkiem śmieszna sprawa, choć może to jednak był cały ten covid, unoszący się w powietrzu nieznośnie i najwyraźniej całkiem fatalnie wpływający na jego układ nerwowy. Clarencowi wydawało się właśnie, że mógł się od pierwszego wejrzenia zakochać i na dodatek od razu stał się o to uczucie okropnie zazdrosny, bo zdawał sobie sprawę z tego, że w ten sam sposób na Julię musi reagować zdecydowana większość społeczeństwa. A przynajmniej ta o zdrowych zmysłach.
- Zapowiada się nam zatem dłuższa konwersacja. Jestem szczęściarzem, że akurat dzisiaj dysponuję wolnym, niczym niezaburzonym wieczorem - jakby w ostatnim czasie zdarzały się inne. Mimo to uśmiechnął się całkiem czarująco, tym swoim wypracowanym, firmowym wręcz uśmieszkiem, tak charakterystycznym dla przedstawicieli jego rodziny. Tym samym, który tak wiele w życiu ułatwiał, który tak wiele serc (i nie tylko) niewieścich zmiękczał. Miał wrażenie, że w tym momencie zapatrzył się w jej śliczną twarz tak bardzo, że nie zarejestrowany nawet momentu ani tym bardziej ogółu okoliczności, w których Ainsley postanowiła zostawić ich samych sobie. Takie roztargnienie miało być jednak domeną artystów, nie miał więc sobie tego akurat za złe. Co więcej - nawet postanowił to jakoś mniej lub bardziej zgrabnie wytknąć: - Chyba musi mieć do mnie całkiem sporo zaufania, że zostawiła cię akurat pod moją opieką - pewnie gdyby tylko mogła zdawać sobie sprawę ze szczytu możliwości tak drogiego jej Clarence'a, nie pozwoliłaby żeby ani Julia, ani żadna inna kobieta orbitowały w odległości kilometra. Albo dziesięciu. - Napijesz się czegoś? Skoro już ustaliliśmy, że takie grzeczne z nas towarzystwo - słyszeliście ten szelest? Właśnie samo piekło zawrzało w oburzeniu dla tak wierutnego kłamstwa w wykonaniu ich przedstawiciela. Nieładnie, Remington, nieładnie.
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Julia Crane była świadoma swojej urody. Banał, ale bycie fotografem w świecie mody nauczyło ją zwracać uwagę na te estetyczne kanony piękna. Jeszcze bardziej niż bycie malarką, która ukochała zwłaszcza akty. Ogół tej pracy i jej oddanie sprawiły, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo działa na mężczyzn. Nie na wszystkich, bo przecież zwykła żartować, że jest bardziej dla koneserów, ale większość z nich chętnie przypinała jej łatkę tej ślicznej. Za tego typu konotacją dochodziły oczywiste skojarzenia, że jest też miła i sympatyczna, a w ogóle pewnie charakter ma niemal anielski, bo przecież ładni ludzie tak mają.
Nie dziwiła się więc rozczarowaniu niektórych, gdy okazywało się, że to wcale się nie sprawdza i właściwie była gotowa wejść nawet z Remingtonem w tę grę, gdy patrzył na nią oczami zakochanego szczeniaka. Oczywiście, że było to umowne i już mogła zacząć odmierzać czas, gdy mu to minie, a ona zatriumfuje z głośnym a nie mówiłam, ale na razie pozwalała mu się zagapiać w swoje pełne usta, które jednak wolałyby się skupić na rozmowie. To była akurat największa zgryzota kobiet jej pokroju- dla wszystkich była ślicznotką, która nie ma za wiele do powiedzenia, a większość bogaczy z jej kręgu najchętniej potraktowałoby ją jak bibelot, który można postawić w swoim salonie.
Byle by tylko nie odzywał się za bardzo.
Może dlatego nie zamierzała jednak pozwolić mu się przyzwyczajać do bycia milczącym bóstwem i na początek zapaliła papierosa, którego umiejętnie otulała swoimi wargami czując się znacznie lepiej w towarzystwie dymu, niekoniecznie zaś mężczyzny. Była jednak kobietą dobrze wychowaną i zaintrygowaną, nawet jeśli jego uroda była dość uderzająca i przez to nieciekawa. Dlatego więc uśmiechnęła się lekko na to jego szczęście.
- Jesteś bezczelny przede wszystkim, bo nie wiesz, jakim ja dysponuję czasem, a to dość kluczowe. Nie każda pogadanka musi się w końcu odbyć na serio, zawsze mogę ją dokończyć w swojej głowie- zażartowała i rozejrzała się za Ainsley, która faktycznie całkiem dyskretnie wycofała się z ogrodu, który zdawał się być jednym z tych niekończących się labiryntów. Najwyraźniej wiedziała, że Julia nie będzie miała siły jej szukać, a poza tym jak przystało na gospodynię tego wieczoru, była istotą niesamowicie zajętą.
To właśnie sprawiło, że kobieta postanowiła zostać w towarzystwie mężczyzny, ale jakoś odruchowo zapragnęła błysnąć mu obrączką przed oczami, by nie robił sobie złudnych nadziei. Ta uczciwość małżeńska musiała ją srogo kosztować, bo właśnie zdała sobie sprawę, że próbuje być wierna, ale niekoniecznie wobec męża.
Musiała to przepić, najlepiej natychmiast.
- Szampana, ale wyjaśnijmy sobie jedno, nie jestem raczej kobietą, którą trzeba się opiekować- zauważyła, bo samo to słowo było dla niej jak jedna z tych tortur współczesnego patriarchatu, który szuka słabszej istoty, by się nią odpowiednio zająć.
Przysiadła na stoliku, który wydawał się pewniejszy niż jakakolwiek ławka i spojrzała na niego wyczekująco. Może i zajmować się nie pozwalała, ale szampan na pewno się gdzieś chłodził, a ona musiała przepić to uczucie całkowitej bezradności i tęsknoty za malarzem, którego covid zatrzymał w domu.
Mogła nawet poświęcić się i spędzić czas w towarzystwie aspirującego producenta.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Wieke można było o nim powiedzieć, ale z pewnością nie to, że należał do grona tych szczęśliwców, którzy naiwnie są w stanie zakładać, że zasady tego świata zostały napisane tak, by z całą możliwą pewnością zakładać, że coś co jest piękne musi być dobre. Ewentualnie, że kobieta jeśli jest piękna, uważa to za najbardziej wystarczającą ze swoich zalet i za tym nie musi iść już nic innego. Przez jego orbitę zdążyły przemknąć już całe tabuny dziewcząt, które gdy pan Bóg czy jakiś inny śmieszny gość z brodą wysiadający na chmurce, rozdawał talenty od razu pognały w kolejkę po urodę, i nic innego więcej. Nie umiał się wtedy nawet specjalnie zachwycić, bo do tego potrzebował po prostu czegoś więcej. Jakieś iskry, ogników w oczach, czegoś co Simon Cowell nazywał x factor i w postaci talent show zmonetyzował już całe lata temu. Uwielbiał, gdy za kobietą podążało coś więcej, jakaś nieopisana moc która miała go do niej przywoływać dniami i nocami. Przekręcał delikatnie głowę w uznaniu dla osobowości, jaka ledwo chwilę temu wyrosła przed nim w osobie Julii i zaczynał podejrzewać, że całkiem bystrym posunięciem było spotkanie akurat w ogrodzie, bo dom Atwood i hej gacha (cóż za cudne słowo, choć podejrzewał że jego brat w kontekście tego człowieka używa bardziej dosadnych określeń) może i przepastny, ale nie posiadał na stanie pomieszczenia tak wielkiego by temperament tej kobiety mógł go wypełnić.
- Nie jesteś pierwsza, która mi to mówi - rzucił z mocno udawaną w tej chwili nonszalancją i nawet się całkiem serdecznie z tej swojej bezczelności zaśmiał, dorzucając do kompletu jeden z tych swoich uroczych uśmieszków, które pozwalały uwierzyć ze ma się do czynienia z owieczką, a nie czyhającym na nią okropnym wilkiem. - Ile więc czasu będę mógł uszczknąć z twojego napiętego terminarza? - zapytał, a nie było w tym choćby krzty złośliwości. Zdążył już poukładać sobie w głowie pewne sprawy i dochodził do wniosku, że wszyscy mieli artystów za odklejone towarzystwo, które tak naprawdę nie wiedziało co to praca, ale kiedy przychodziło co do czego, okazywało się że nawet covid i międzynarodowy lockdown to było za mało by i dla nich świat się zatrzymał, i trzeba było pracować dalej. - Spróbuję być równie atrakcyjnym rozmówcą, co ten w twojej głowie - ukłonił jej się w pas, niczym najdoskonalszy uniżony sługa i po raz kolejny zaśmiał się w glos. Nie był w stanie jeszcze dopracować co ta dziewczyna miała w sobie takiego, że przy niej był w stanie odnajdować w sobie jedynie tą dobrą stronę, ale sam był zaskoczony swoją wylewnością i serdecznością w tym momencie. I uśmiechał się z tego powodu pod nosem, bo było to zaskoczenie jak najbardziej pozytywne.
A że był dżentelmenem, nie zamierzał dywagować na temat jej zamówienia. W mig udało mu się zakręcić tak skutecznie, że wrócił do niej z kieliszkiem szampana, który z całą możliwą gracją wylądował w jej dłoni. Skubana, nawet tak podstawowe rzeczy jak trzymanie szkła robiła pięknie.
- To groźba czy obietnica? - zapytał poważnie, przez moment wpatrując się jej prosto i głęboki w oczy. Nie był mężczyzną, który niezaleznych kobiet się bał, ale.jesli takich do tej pory spotykała na swojej drodze to wolał się upewnić i co do jej intencji.
To całkiem zabawne, jak szybko można naprawde zostawać w swojej bajce tą owieczką.
A nie wilkiem.
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Powinna mieć się na baczności. W końcu Julia Crane pochodziła ze środowiska, gdzie ci najbardziej podli byli odziewani w szkarłat lub purpurę (do Kościoła miała swój stosunek) i oklaskiwani przez licznych. Wystarczyło mieć pieniądze- wtedy nawet uroda nie była zbytnio potrzebna, a jeśli do tego pierwszego dochodziło urodzenie w odpowiedniej rodzinie bądź koneksje, tak prozaiczne kwestie jak dobroć charakteru przestawały się liczyć. Musiała być tego świadoma, bo doświadczyła tego boleśnie na swojej skórze i tak po prawdzie nigdy już potem nie zaufała w pełni.
Owszem, widywała mężczyzn, jak i kobiety, niektórych z nich dopuszczała najbliżej jak się dało, ale wciąż pozostawała czujna. Podejrzewała, że to rodzaj blizny po wcześniejszych wydarzeniach, więc jakby na przekór usiłowała z tym walczyć wmawiając sobie, że świat nie może być tak skonstruowany, by znowu zadać jej ból.
Nie w takim towarzystwie i w obecności człowieka, za którego przed chwilą poręczyła jej przyjaciółka. Cały anturaż rzeczonego Remingtona nie miał już większego znaczenia, bo przecież znała ten rodzinny arsenał bardzo dokładnie. Miała przyjemność (wątpliwą) już poznać jego ojca i brata, więc nie spodziewała się niczego innego po tej brytyjskiej mieszance genów i amerykańskiego luzu, jakim nasiąkł Clarence w Hollywood.
Na papierze zdawał się być jednym z tych idealnych materiałów na męża.
Wielka szkoda, że Julia już mężatką była i na dodatek posiadała w gratisie jeszcze kochanka, ale nie zamierzała przywoływać tych person w tej konwersacji. Już dostatecznie świeciła mu obrączką przed oczami.
- Cholera, a chciałam być tak bardzo oryginalna- zaśmiała się na jego słowa przyglądając mu się uważnie. Musiała docenić to, że jakieś poczucie humoru nadal posiadał, co odróżniało go rzecz jasna, od nadętego brata, a ją samą skłaniało do tego, by poświęcić mu odrobinę więcej uwagi.
Tylko trochę, bo faktycznie czas naglił, choć jej spojrzenie na zegarek w tym momencie było dość teatralne.
- Powiedzmy sobie szczerze. Póki palę, możesz mnie zabawiać rozmową. Tylko proszę nie o tym jak bardzo kino jest teraz martwe. Potrzebuję wokół siebie żywych rzeczy- uprzedziła z uśmiechem i zapaliła kolejnego papierosa, którego zdążyła już dopalić, gdy do jej dłoni powędrował kieliszek z szampanem.
Musiał przywyknąć do tego, że Julia robiła wszystko nagle, jednym haustem, na przyśpieszonym oddechu, zupełnie jakby całe jej życie przebiegało w tym przyśpieszonym tempie i zapomniała gdzieś pomiędzy się zatrzymać. Takie chwile rezerwowała jedynie dla sztuki, która zdawała się ją przykuwać do jednego miejsca.
Pozornie, bo przecież szkicować mogła wszędzie i mało brakowało, a i tutaj wyjęłaby mały szkicownik w grubej skórze. Zamiast temu swobodnie otuliła palcami szkło czując lekki chłód, który był przyjemnie kojący podczas tego skwaru.
- Mężczyźni to taki dziwny gatunek, że każdą groźbę traktują jak obietnicę- zauważyła po długim namyśle, gdy jej karminowe wargi otuliły filtr papierosa. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego uważnie. - Co tak wielki pan producent robi na tej stypie dla wags?- roześmiała się, bo gdzieś łowiła spojrzeniem kolejny taki egzemplarz. Właściwie, gdyby odpowiednio się zakręciła, mogłaby właśnie latać tu i tam swoim prywatnym odrzutowcem i porzucić malowanie. Tyle, że wtedy nie byłaby Julią.
Ani też pewnie nie stałaby w oddaleniu od tego towarzystwa wyjmując wreszcie papierosa z ust i przepijając gorzki smak nikotyny szampanem, którego bąbelki jeszcze nie uderzały jej do głowy. Było na to zdecydowanie za wcześnie, więc nie omieszkała wypić go do dna oddając mu kieliszek. Przecież czas między nimi został już skrupulatnie policzony i zostało mu tylko kilka minut, by wywrzeć na niej niezapomniane wrażenie.
Jak na razie czekała na ten błysk nie zdając sobie sprawy z prawdy objawionej- a może zwyczajnie bardzo chciała trwać w tej iluzji wolności?
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Mimo całkiem artystycznego spojrzenia na świat - choć może inaczej, pomimo tego że usilnie ten świat w formie jakiegoś pokręconego rysunku abstrakcyjnego artysty, pchał mu się do głowy - był człowiekiem raczej zero jedynkowym. Wszystko zdawało się być albo czarne albo białe, więc kiedy przyjmował zaproszenie od swojej niedoszłej-bratowej łamanej na dziewczyny-z-którą-wychowywał-się-jak-z-siostrą, zakładał jedynie skromne wyjście do ludzi, po całych tygodniach już izolacji i gapienia się w ścianę. Clarence Remington mimo całej swojej pogardy dla większości społeczeństwa, nadal był jednak zwierzęciem stadnym, wymagającym regularnych dostaw uwagi, atencji i uwielbienia, a gdzie mógł owe dostać jeśli nie na spędzie bananowych dzieci nie odstającym poziomem w tym temacie gospodyni? Zdziwił się jednak, kiedy jego najdoskonalszym towarzystwem okazała się być dziewczyna, która jednak wydawała się być z zupełnie innej bajki. Wyglądała trochę jak te wszystkie femme fatale, które filmowcy z takim uwielbieniem wciskają do swoich olbrzymich dzieł kinematografii. Zniewalająca uroda, ta jedna kreacja która zapada w pamięć, cięty język i nieodłączny papieros. Aż uśmiechał się do myśli, że znalazł się właśnie u źródła powstania problemu. Choć czy problemu na pewno?
- Wiesz, zawsze mogę się postarać być d o b r y m chłopcem - skoro już miała taką wewnętrzną potrzebę poczuć się wyjątkowo, on zrobiłby wszystko żeby tak było - choćby musiał wznosić się na wyżyny swojej kreatywności. Nie przyznawał się do tego namiętnie nikomu, ale przez całe lata spędzone w środowisku filmowców, wcale najgorszym aktorem się nie czuł i gdyby tylko nastała taka potrzeba, odstawiłby tu rolę iście oscarową. Czy nie to zresztą robił każdego jednego dnia swojej nędznej egzystencji? Czy nie pudrował w ten sposób swojej obrzydliwej osobowości - będąc dla wszystkich tym miłym gościem, zabawnym, dobrym współpracownikiem, uprzejmym sąsiadem i każdym innym aspektem swojego jestestwa, który był jedynie skrupulatnie zaplanowaną r o l ą czyniącą z niego wielkiego producenta o cudownym dorobku, z równie wielka osobowością i cudownym podejściem do ludzi?
Żart był tak dobry, że omal nie zaczął się w głos śmiać.
Nie zamierzał psuć tego, co wypracował przez te minuty ich spotkania. Nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji, a do tego wystarczyło dosypać jedynie ciutkę bycia tym szarmanckim gościem, co to z uwielbieniem wpatruje się w oczy swojej ofiary towarzyszki i nawija jej na uszy takie słówka, jakie chce słyszeć.
- I, och, łaskawa pani - roześmiał się w głos, słysząc jej doprawdy łaskawe zezwolenie. - Ja nie wiem jak ja sobie poradzę z takim zaszczytem - dodał i dygnął nawet jak jedna z tych panienek, które książę William, czy ten drugi, rudy, jakkolwiek mu tak było, zaszczycili pięcioma sekundami uwagi w trakcie jednego z tych nudnych rautów na tych cholernie zimnych zamkach. Bywał, więc wie. - I przepraszam, ale wcale nie uważam że kino jest martwe. Może to jest kwestia tego, że mnie do niego nie zwabiła żadna wzniosła kinematografia i dzieła zapisujące się na kartach historii? Jestem prostym wyrobnikiem, idę tam gdzie roboty jest sporo a i przynosi ona wyraźny efekt - czy musiał tłumaczyć to bardziej prozaicznie? Mógł przecież pozować na wielkiego artystę, ale między Bogiem a prawdą taką relację czuł jedynie z muzyką, z fortepianem czy pianinem i ttm co mógł za ich pośrednictwem dać światu. Filmy to były tylko ładne obrazki produkowane dla odchamienia tej części społeczeństwa dla której teatr, a już nie daj Stwórco filharmonia czy opera, to była abstrakcja. Miała być więc rozrywka, rozpoznawalne nazwiska i zysk. Duży zysk.
- Wolę się upewnić - zmienił jednak temat, zaczął mówić trochę ciszej i bardziej konspiracyjnie, jakby za chwilę miał jej zdradzić swoją największą tajemnicę. - Bo strachliwy ze mnie gość - choć pewnie właśnie powinien próbować spłonąć żywym pąsem, on jedynie uśmiechnął się zaczepnie.
A potem zaśmiał w głos.
- Wątpię, że gospodyni byłaby uradowana z takiego określenia - i w międzyczasie upił odrobinę ze swojego kieliszka. - Ale faktycznie, towarzystwo to niespecjalnie mój target - czy właśnie kłamał? Owszem. Ledwo chwilę temu był niedorzecznie wręcz zachwycony tym wianuszkiem oddanych wielbicielek, które co prawda nie były w stanie wymienić choćby jednego tytułu filmu, za którym stało w jakikolwiek sposób jego nazwisko, ale były gotowe oddać mu się w zupełności, i to zapewne w tym najbardziej dwuznacznym sensie. Tak po prawdzie nie był nawet specjalnie wymagający co do tego w czyich oczach się przeglądał. Choć wlanie zaczynało mu zależeć na tym, by stało się to z n i ą. - Nie wiem więc czy lepszą odpowiedzią będzie, że chciałem jedynie wyrwać się z lockdownu czy, że sprawdzam co u starych znajomych - i znowu kłamstwo. Tak naprawdę to ostatni większy kontakt z samą Ainsley miał jakoś po jej wypadku, a kiedy przychodziło co do czego to mógł tytułować tego jej faceta gachem, ale kiedy przychodziło do imprez na Wyspach nie było do nich lepszego kompana niż ten nieszczęsny Cavendish, nawet jeśli czasem ryzykowało się dostaniem po mordzie w imię drużyny, której nawet nie było się kibicem. Anglicy najwyraźniej tak mieli. - Ty też nie wyglądasz na typ lansujący się z Birkin i jeżdżący Continentalem - zaśmiał się. - Jakie są więc twoje motywacje? - zapytał, choć był bardziej niż pewien że dostanie od niej właśnie ładną i bezpieczną historyjkę o tym jak to stęskniły się za sobą z przyjaciółką.
Czy powinien dopytać o cokolwiek więcej?
Zapewne, w końcu rozmowa powinna toczyć się na bezpieczniejsze tematy, wtedy jednak zauważył na materiale ubrania, a i w końcu poczuł, pierwsze krople pieprzonego angielskiego deszczu, który najwyraźniej postanowił zepsuć im imprezę. Choć jednak może dopiero ją rozpocząć?
- Chyba powinienem poczuć się w obowiązku i zaproponować ci spacer? - nie był do tego przekonany, w końcu w tym biednym domu było tak wiele osób że to właściwie eliminowało możliwość swobodnej rozmowy, liczył jednak na to że jest tam tyle pomieszczeń, że ani Ainsley ani jej gach (nadal urocze) nie mieliby nic przeciwko, gdyby na trochę zajęli jedno z nich.
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Czasami zazdrościła tym wszystkim ludziom, którzy na świat patrzyli przez tę jedną soczewkę, która dokładnie obrazowała to, co się dzieje. Jej własne wydawały się zniekształcać obraz, formować nowe linie, a nade wszystko zakrzywiać rzeczywistość tak bardzo, że żyła poniekąd w jej sennym odbiciu. Kiedyś usłyszała, że jest to domeną wszystkich wielkich i choć komplement był ładny, w jej odczuciu był również zupełnie nietrafiony. Znała chociażby Flanna, który również podzielał pogląd, że zajmowanie się sztuką jest zawodem jak każdy inny i nie trzeba dorabiać do tego żadnej wielkiej ideologii. Z tym, że Julia nie potrafiła. Gdzieś buzowała w niej okrutna wręcz wrażliwość i wszystko przeżywała po swojemu patrząc na świat oczami niemalże dziecka, które zachwyca wszystko i które chłonie wszystko naraz.
Sądziła, że kiedyś to będzie problem i że kiedyś emocje wezmą nad nią górę doprowadzając ją do upadku, ale jak na razie całkiem dobrze sobie radziła ślizgając się po krawędzi. Może tylko towarzystwo powinna dobierać roztropniej, skoro sama stwierdziła, że to nie jej klimaty.
- Nie przepadam za dobrymi ludźmi. W ich towarzystwie czuję się nieco skrępowana- podzieliła się z nim refleksją, ale nie papierosem, co znaczyło w jej prywatnym słowniku, że jest na razie umiarkowanie zainteresowana.
Powód?
Jak wyżej, dla niej wciąż sztuka była czymś więcej niż odbębnieniem kilku godzin, spędzonych na planie filmowym (jak w przypadku tego mężczyzny), ale nie zamierzała się z nim kłócić ani przedstawiać mu swoich racji.
Zamiast tego swobodnie odgarnęła długie włosy na ramiona.
- Efekt, czyli pieniądze? To urocze, że syn Othella Remingtona musi się o nie martwić- zaśmiała się lekko, bo nie zamierzała ukrywać, że zna jego rodzinę, ba, że jego ojciec kiedyś składał jej znacznie mniej moralne propozycje i że uciekła przerażona widząc jak traktował swojego podwładnego. Zawsze miała wrażenie, że to najwięcej mówi o człowieku, jak i również kłamstwa, które właśnie jego syn próbował nawinąć na jej uszy.
Julia Crane mogła być dziewczyną nieco naiwną i zanurzoną w sztuce, która odbierała jej postrzeganie dokładnej rzeczywistości, ale nadal była dość spostrzegawcza i widziała hołdy, jakie kierowano w stronę tego pana producenta. Znała bez liku te historie o dziewczynach, które chciały się wybić i potrzebowały do tego łaskawego oka wielkiego pana od filmów. Ten zaś za pewne przysługi był w stanie na trochę uchylić im nieba.
- Patrz, a ja widziałam, że całkiem przypadło ci do gustu to towarzystwo, zwłaszcza kobiet- posłała mu rozbawione spojrzenie, ale jednocześnie czaiło się w nim pewne ostrzeżenie, by nie traktował ją jak jedną z idiotek, którym można wciskać każdy kit i uwierzą w niego bez zająknięcia. Czasami chyba chciała być jeszcze tak uroczo nieświadomą dwudziestolatką, ale trzydziestka i pewne doświadczenia wyrobiły w niej ogromny nawyk nieufności. Ta zaś objawiała się teraz całą mocą, gdy czuła, że ktoś nieudolnie próbuje sprzedać jej wersję siebie, która niekoniecznie jej współgra z wizerunkiem. A może to ona ulegała niepotrzebnie stereotypom i Clarence nie był taki zły jak branża i rodzina go malowały? W końcu ona sama pochodziła z jednej z tych familii, która budziła dość sprzeczne odczucia. Po części Remington miał rację zastanawiając się co tu robi, ale odpowiedź mogłaby być równie brutalna jak ta jego. Mogła się wypierać, ale przez rodzinne koneksje należała do tego świata i nawet spotkanie Ainsley nie do końca było takie przypadkowe. Po prostu należało się znać w pewnych kręgach i jasne, mogła bez końca to kontestować, ale i tak była wciągnięta w wir tych zależności.
Zaśmiała się jednak z jego trafnej oceny panien, które chwilę wcześniej składały mu niemoralne propozycje.
- Nie, to nie ja. Birkin nie mieści się w moim schowku na motocyklu- odpowiedziała z przekąsem i zastanowiła się nad jego pytaniem. - Co tu robię? To może zabrzmieć dość banalnie, ale jestem artystką i czerpię energię z ludzi. Muszę bywać- tutaj i w tanich barach, wszędzie tam gdzie panuje ta specyficzna aura towarzystwa, którą potem mogę przekuć w sztukę. Brakowało mi ostatnio tego- i chyba po raz pierwszy popatrzyła na niego bardziej łaskawie, choć nadal nie był to wzrok, który by go zadowalał, ale przecież Julia nie potrafiła nikogo wielbić aż tak bezgranicznie. Może dlatego, że była mężatką ze złamanym sercem, a może dlatego, że owe serce ostatnio konsekwentnie sklejała osoba, której jej zaczęło brakować, zwłaszcza gdy zaczęło padać.
Najpierw pojedyncze krople, które były dość orzeźwiające, ale po chwili poczuła, że jej czarna sukienka lepi się do jej ciała, a włosy opadają zbyt ciężką kaskadą na ramiona. Trwało to zaledwie chwilę, gdy deszczyk przerodził się w ulewę zabierając naturalnie imprezę do dworku, który zdawał się być przyjemnie ciepły.
Poniekąd, bo choć przyjęła jego zaproszenie, najpierw ruszyła na poszukiwanie ręcznika czując, że lekko drży z przemoczenia. Pieprzona, angielska pogoda.
- Nie spodziewałam się, że moje pierwsze wyjście zakończy się tak prozaicznie- podzieliła się z nim opinią, gdy już zaczęła odsączać swoje włosy nie kłopocząc się z jego obecnością. Być może powinna, gdzieś powinna mignąć jej ostrzegawcza lampka, że znalazła się na tym korytarzu z kimś obcym i najwyższa pora szukać przyjaciółki.
Julia jednak nie sądziła, że ktokolwiek mógłby jej zrobić krzywdę, zwłaszcza gdy z tymi mokrymi włosami i lekko rozmazanym makijażem wyglądała jak siedem nieszczęść.
O, naiwna.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Mimo całego artystycznego zacięcia, mimo tego w jak pokraczny sposób odbierał świat, musiał przyznać że zachwycać przychodziło mu się wyjątkowo rzadko. Owszem, ten zachwyt nad wszystkim pewnie powinien go jako artystę i twórcę napędzać, on sam jednak był chyba człowiekiem nienasyconym na tyle, że wiecznie za nim gonił, wiecznie czegoś miało być mu mało, jeszcze, za trochę i najlepiej z dokładką. Szukał, szukał więc nieustannie i gdyby tylko mógł mieć gwarancję, że te poszukiwania zostaną zakończone takim zwieńczeniem jak dziś - czytaj poznawaniem istot tak idealnych jak Julia - pewnie zrobiłby z tego swoją życiową misję. Póki co jednak całkiem nieśmiało (nie może być) przyznawał przed sobą, że zaczyna dla tej dziewczyny przepadać, więc chyba jedynie aby ochłonąć g r z e c z n i e kontynuował rozmowę. Choć może warto już zmienić front?
- Hmmmm, wielokrotnie słyszałem już, że bycie dobrym się nie opłaca - skinął głową, jakby dodatkowo musiał ową tezę potwiedzić. - Ale nie sądziłem nigdy wcześniej, że to może się aż tak bardzo nie kalkulować - Julia bowiem wydawała się być jedną z tych kobiet, dla których można w jednej chwili porzucić swoje dobre wychowanie, jak i najwyraźniej nawet dobre intencje, tak silna była pokusa by ją w jakikolwiek sposób mieć. Spojrzał na nią przeciągle. Obracała tematami jak najbardziej wytrawna żonglerka, jakby sprawdzała jak bardzo jej rozmówca jest nadal na topie - chyba w rytm tego, czy przypadkiem za mocno nie zaczyna ufać jej urodzie, zapominając o tym jak celne ma spostrzeżenia. Kiedy więc wyciągnęła na tapet jego ojca, zaśmiał się całkiem serdecznie.
- Nie przypominam sobie, abym został przed chwilą przedstawiony z nazwiska - był bowiem również bardziej niż pewien, że nie był na tyle rozpoznawalną twarzą by od razu łączyć go nie tylko z tym, co zwykle następowało po imieniu, ale na dodatek za idącymi z tym koneksjami. Szybkie połączenie kropek pozwalało mu uznać, że i ich dzisiejsza gospodyni pewnie nazbyt chętnie nie dzieliła się wspomnieniami z przeszłości, tym bardziej tej z nazwiskiem jej byłego już chłopaka, któremu kazała zdrowy kawałek czasu temu spadać na drzewo. Przyjrzał się samej Julii jakoś bardziej badawczo, trochę tak jakby w ten jeden sposób mógł wyczytać z niej samej, skąd mogła posiąść wiedzę tak tajemną.
Zaśmiał się jednak po raz kolejny, kiedy wytknięty został mu wianuszek wielbicielek. Cholera, chyba zdążył już zapomnieć, porzucając je skutecznie - nawet w myślach - dla Julii, wyłącznie.
- Cóż, najwyraźniej mam pewien problem z asertywnością - i uśmiechnął się w ten swój firmowy sposób, który zwykle powoduje, że kolejna zainteresowana byłaby bardziej niż zaangażowana w zawodowe wręcz uwielbianie jego osoby. Wiedział jednak, że z Julią jest inaczej, pozwalał jej zatem mówić, skutecznie porzucając tematy dotyczące jego samego. I tak wychodził przy tak kolorowej osobowości na zwyczajnego nudziarza.
- Dowiaduję się o tobie coraz ciekawszych rzeczy - zaczął, po czym znowu przysunął się konspiracyjnie. - Ale za to zrównanie gospodarzy z tanim barem, to pewnie by się pogniewali - rzucił niczym jakaś ciocia-dobra-rada, po czym zaśmiał się jednak serdecznie, bo ten dobry humor dzisiejszego dnia miał najwyraźniej zamiar skutecznie wygrywać ze wszystkim. Czy miał ochotę coś dodać? Oczywiście. Miał wrażenie, że sama Julia jest tak wdzięcznym tematem, że mogliby tylko o niej rozmawiać godzinami. Londyńska aura miała jednak inne plany i skutecznie wykurzyła ich z powrotem do domu. Domu, w którym panował gwar rozmów i jakieś przyciszonej muzyki, która najwyraźniej reszcie towarzystwa nie przeszkadzała do tego stopnia, że nikt nawet nie zauważył, że się pojawili.
Nikt, poza gospodynią. Ainsley od zawsze miała dar do psucia zabawy w najlepszym momencie i najwyraźniej nie wyrosła z tego nawet będąc dorosłą już osobą.
- Cała przemokłaś - yay, solidarność jajników, wiadomym było, że zauważy że tylko Julia jest mokra. - Chcesz się przebrać w coś suchego? Chodź, zaprowadzę cię na górę, powinnyśmy coś znaleźć - ładnie to tak pomijać kolejną osobę do rozmowy? Odchrząknął, a gdy symetrycznie obie dziewczyny obrzuciły go spojrzeniem, zaproponował:
- Ja mogę zaprowadzić Julię. Jeśli, oczywiście, nie miałaby nic przeciwko - skinął lekko głową. Owszem, było w tym dużo bajery świadczącej o rzekomo nadal bliskich stosunkach, jakie łączą blondynkę z nim samym, choć przecież było tak odwrotnie jak tylko być mogło. Jeszcze kilka, kilkanaście lat wstecz, owszem, ktokolwiek pewnie uwierzyłby w taką bajkę, albo w jakieś większe zaufanie jednego do drugiego, pewien rodzaj oddania i głębszej relacji, ale to po prostu zaczęło się z czasem wycierać. Nie byli już dziećmi, nie robili wielkich tajemnic z największych nawet występków, nie ganiali się beztrosko po domu, udając, że nic się nie stało kiedy to blondynka zaliczyła wpadkę w postaci upadku ze schodów (za który, dla równowagi w przyrodzie, autora numeru przetrącił Dick). Otrząsnął się z jakichkolwiek głębszych wspomnień, licząc chyba że Ainsley ten jeden jedyny raz okaże się umieć w relacje międzyludzkie i zrozumie przekaz podprogowy. Krótki i jasny - spadaj, mała.
- Wybieraj więc - zaproponowała Julii gospodyni. Mądra dziewczynka.
Voila. Wszystko układało się wręcz wyśmienicie.
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Wydajesz się być człowiekiem, który takie lekcje słyszał wręcz za często- zaśmiała się, ale to była raczej gra niż realne podejrzenia. Gdyby tylko wiedziała… Nie potrafiła jednak na oko oszacować zbyt trafnie wielkiego pana producenta opierając się jedynie na szczątkowych i rodzinnych informacjach. Julia Crane bowiem mogła w najlepsze negować socjetę i uważać się za lepszą (jak każdy artysta) od tych wszystkich snobów, ale prawda była taka, że wyrosła w tym środowisku oraz w niego wrosła. Wiedziała kto jest kim i dlaczego- pewne informacje wyciągała od interesujących znajomych, inne po prostu jakoś pokrętnymi drogami docierały do niej uszu. Istotne było to, że nie mogła udawać tak bez reszty niepoinformowanej, choć jeszcze nie wiedziała czy rzeczony Clarence jest osobą, która w jej życiu zostanie w jakikolwiek sposób.
W końcu Julia miała już pełne kieszenie sekretów, więc nie potrzebowała kolejnego kochanka. Przynajmniej obecnie nie czuła potrzeby prowadzenia poligamicznej relacji, co o ironio, przecież miało miejsce. Miała męża, którego regularnie zdradzała, ale nie o mężu myślała, gdy wymieniała uprzejmości z człowiekiem, który spoglądał na nią za często, by mogła uwierzyć w to, że pragnie pozostać z nią na koleżeńskiej stopie.
Być może dlatego leciutko go negowała najlepiej i najpełniej czując się w roli faktycznie femme fatale ze starych filmów, jeszcze sprzed ery, gdy uznano, że palenie przez kobiety papierosów jest mało seksowne. Julia nie mogla zgodzić się bardziej i wierzyła, że stanowi całkiem udany przykład odwrotności tej tezy.
W końcu nikt nie wypuszczał zgrabnych kółeczek dymu jak ona patrząc na niego nieco pobłażliwie.
- Może i jestem artystką, ale jestem też córką Crane’ów. Wiem kto z kim oraz dlaczego. Nie muszę pytać o nazwiska- wyjaśniła mu dobitnie, ale przecież to nie miało chyba żadnego znaczenia. Poza faktem, że Remingtonowie owszem, nie byli dla niej dobrym przykładem i od zawsze wolała się trzymać jak najdalej. Tyle, że równocześnie kobieta nigdy nie była jedną z tych, która kogokolwiek ocenia po okładce, a raczej po po bibliotece, w jakiej znalazła się ta książka o tytule Clarence Remington.
Na tyle urocza, że uśmiechnęła się lekko, gdy próbował wybronić się przed zakusami fanek powołując się na brak asertywności. Tego- oraz kilku cech, które wolała nie przywoływać- wcale mu nie brakowało i była o tym przekonana. Jak i o tym, że gdyby teraz oświadczyła mu, że niebo jest niebieskie to dowiódłby jej z całą pewnością, że się myli i jest różowe. Najwyraźniej na takich ludzi mieli zapotrzebowanie w Hollywood i nie zamierzała w to wnikać, bo jak dotąd bawiła się nie najgorzej.
- Stawiam wszystkie swoje obrazy,że akurat z asertywnością nie masz problemów- odpowiedziała, po czym wzruszyła rozbawiona ramionami, bo cóż, mężczyzna jej jeszcze nie znał i nie wiedział, że akurat Julia nie miała najmniejszych problemów z wyrażaniem na głos swoich opinii. - Gospodarze tego przyjęcia mnie uwielbiają. Ludzie już tak mają, więc mogłabym mówić wszystko- stwierdziła pewnie i nawet chyba pogoda się z nią zgodziła i zapłakała rzewnymi łzami nad kolejnym przeklętym, pod urokiem pani Crane, bo niedługo już musiała suszyć się z kropel, które osiadały na niej wyjątkowo ciężko.
Taka była natura Londynu.
Uśmiechnęła się lekko speszona, gdy Ainsley postanowiła zauważyć oczywiste i jedynie pokręciła głową. - Dam radę, słońce. Twoje rzeczy byłyby na mnie przykrótkie- wystawiła jej język odwołując się do jej miniaturowych rozmiarów, ale od razu parsknęła, by wiedziała, że to żart. Na moment zapomniała o swoim towarzyszu i dopiero jego wtrącenie sprawiło, że się lekko ocknęła. Czy potrzebowała takiej asysty?
Zdecydowanie potrzebowała skontaktować się z Flannem, więc spojrzała na niego i kiwnęła głową.
- Ciepły sweter się przyda, jeśli wiesz, gdzie Ainsley je trzyma- i ruszyła sama korytarzem w poszukiwaniu garderoby, która była pewnie równie przepastna jak ten dwór. Zawsze w takich miejscach czuła lekką nutkę ekscytacji, zupełnie jakby za rogiem miał czaić się duch, który tylko czeka nieświadomych niczego przechodniów.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Spostrzeżenie Julii było tak trafne, że o mało nie zaśmiał się nerwowo w uznaniu dla tego, jak w raptem kilka czy kilkanaście minut tak dobrze udało się jej go poznać. On bowiem takich mądrości nawet nie miał okazji wyssać z mlekiem matki, a po prostu odziedziczył w genach. Może nie mógł być akurat z tego specjalnie dumny, ale do cholery, czy ktokolwiek pytał?
- Najwyraźniej niedostatecznie często, skoro musiałaś przypomnieć mi o tym jeszcze ty - uśmiechnął się zadziornie i na moment odwrócił wzrok - taki myk na zgrywanie niedostępnego i tego, co to mu nie zależy - by upić drobny łyk zawartości swojego kieliszka. Owszem, przyglądał się Julii również pod tym stricte towarzyskim kątem. Wszelkie obycie w towarzystwie, choć może raczej wieści wynikające z bywania właśnie, były wręcz lwią częścią jego pracy, choć oficjalnie zapierał się przed tym rękami i nogami. Musiał jednak dosyć otwarcie przyznać, że przez to swoje niepisane amerykańskie zesłanie, dosyć mocno wypadł z australijskich kręgów. Teraz był raczej po tej stronie, gdzie towarzystwem są raczej Gosling z partnerką niż reprezentanci jakiejkolwiek śmietanki towarzyskiej i nawet tutaj na tym zlocie towarzystwa masy wszelkiej z przyklejonymi do nich wags, u Ainsley, czuł się co najwyżej jak marny ekwiwalent (a może tylko uspokojenie sumienia?) za swojego brata, a nie pełnowartościowy gość. Pewnie gdyby nie Julia, wymiksowałby się stąd raczej szybko.
- Do tego, że nazwisko idzie przede mną najwyraźniej również powinienem się przyzwyczaić - westchnął, ale szybko roześmiał się całkiem serdecznie., Nie był już w końcu byle podlotkiem, którego każdy znał tylko i wyłącznie jako syna odpowiedniego ojca. Zdążył się na swoim rynku skutecznie rozepchać łokciami na tyle, by wyrobić sobie swoje miejsce, swoją niszę, nie zamierzał więc nadal przeżywać tego, jak to było mu ciężko będąc dzieckiem znanego rodzica. Gdzieś w myślach zaczynał żartować, że był nepobaby jeszcze zanim stało się to modne, ale nie był pewien czy druga strona doceni ten rodzaj poczucia humor, zamilkł więc skutecznie.
- Tak? Zawsze możesz mnie sprawdzić - rzucił jej więc małe wyzwanie, choć czy na pewno cokolwiek było do sprawdzania? Trzeba byłoby być niespełna rozumu, by na cokolwiek co zaproponuje taka dziewczyna jak Julia Crane odpowiedzieć n i e. I był bardziej niż pewien, że właśnie taka dziewczyna jak Julia Crane była wyjątkowa tej akurat cechy mocno świadoma. Na resztę jedynie przytaknął głową - w końcu sam zaczynał ją uwielbiać zapewne za szybko - ale zaśmiał się przed tym, trochę tak, żeby nie wyjść na zauroczonego gnojka.
Najwyraźniej nawet angielski deszcz nie był w stanie ostudzić pewnych zapędów.
- W tak krótkiej kreacji wywołałabyś jeszcze większą furorę - przez chwilę przysłuchiwał się rozmowie dziewczyn, - Na górę i w lewo, wchodzisz do sypialni i drzwi na wprost to garderoba. Ale! Ostrzegam lojalnie, że sypialnia jest idealnie wyciszona, nie usłyszycie nic co dzieje się w domu, ale też nikt nie usłyszy tego co dzieje się w środku, a zamek się zacina i uporczywie nie chce czasem otworzyć od wewnątrz. Uroki bajeranckich rozwiązań firm ochroniarskich. Ta nasza, przez covid, jedzie do tego zamka już od zeszłej soboty. W każdym razie nie zamykaj po prostu drzwi - ile można mówić na jeden temat? Choć akurat temat idealnego wyciszenia sypialni spowodował, że zrobił minę pełną uznania i nawet z odpowiednim uznaniem mruknął. - No co? Sypiamy w bardzo różnych porach. Cisza jest potrzebna - zaśmiała się Ainsley i cyk, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Czasami najwyraźniej jednak miewał dobre wyczucie sytuacji.
- Mieszka w Londynie, nie zdziwiłbym się, gdyby ciepłe swetry stanowiły większość jej garderoby. Ruszaj przodem - puścił ją przed sobą jak przystało na dżentelmena. Szkoda jedynie, że wcale dżentelmeńskich zamiarów nie miał, ba nie zamierzał również słuchać gospodyni i tego co mówiła o zacinającym się zamku. Powoli więc wszedł za Julią do sypialni, pozwalając jej zniknąć w garderobie, która raczej przypominała jakiś niemały luksusowy sklep. Sam przechadzał się od ściany do ściany, oglądając a to jakiś obraz, a to zdjęcia. Zupełnie jak gdyby nigdy nic. Bo ups...
Czy ktoś zauważył, że odruchowo zamknął za sobą drzwi?
I got bad love
🔥
może kiedyś
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
To był moment, w którym powinna spłonąć uroczym, dziewczęcym rumieńcem i przeprosić za swoją bezczelność, ale to byłoby zupełnie tak jakby przepraszała za to, że istnieje. W końcu nie potrafiła nigdy powstrzymać tego lekko ironicznego sznytu, z którym traktowała mężczyzn, a już zwłaszcza takich, którzy gubili momentami za nią oczy. Bezskutecznie, bo jeśli odpowiednią ochroną nie była obrączka na palcu to zdecydowanie był nią romans, który po części był tajemnicą poliszynela. Przynajmniej w Cairns, bo Londyn, rzecz jasna, rządził się innymi prawami za sprawą Ainsley, która była niefortunnie spokrewniona z żoną Flanna.
Wadziło jej to nieziemsko, bo miała niejednokrotnie ochotę wygadać się jej ze swoich wątpliwości i zasięgnąć porady, a zamiast tego ciągle przyszło jej udawać nieco znudzoną życiem mężatkę, która na dodatek powracała do ojczyzny swojego byłego.
Brzmiało jak telenowela, a tych przecież nie brakowało w wyższych sferach. To właśnie był i jeden z powodów, dla których Remingtona znała nieco lepiej niż powinna. Nie była z tego powodu dumna (bo jakżeby mogła być), bo przecież zazwyczaj skupiała się jedynie na malowaniu, nie zaś na plotkach.
Te jednak okazały się nie tyle soczyste, co bliskie Crane i doprowadziły do tego, że na Clarence’a patrzyła z dystansem. Z życzliwym, fakt, ale wciąż nie podchodziła za blisko podejrzewając, że mogła spłonąć w ogniu jego reputacji.
Wyjątkowo zaś ostatnio nie chciała płonąć.
- Zawsze mógłbyś je zmienić i robić karierę bez nazwiska- zauważyła nieco złośliwie, ale nie była hipokrytką, by mu wytykać to bardziej. Sama przecież nigdy nie zdecydowała się na ten krok, więc doskonale rozumiała motywacje, jakie szły za tym człowiekiem. Przez moment nawet poczuła się lekko nieswojo, że tak mocno próbuje zbić go z pantałyku, a on wcale na to nie zasłużył. Nie wyglądał jednak na jednego z tych, który byłby na tyle wrażliwy, by przejąć się jej słowami, zwłaszcza takimi, które padały od nieznanej artystki na jednej z tych dusznych imprez, na które wybrała się tylko po to, by nie oszaleć w domu.
Najwyraźniej to było całkiem chybione, bo nawet pogoda, ta londyńska, kapryśna aura im nie sprzyjała i zanim zdążyła się zorientować, szła do przepastnej garderoby Ainsley, by wyszukać w niej coś ciepłego i szkockiego. W tej chwili nie zwróciła nawet uwagi na to, że nie jest sama i Remington czeka za ścianą na to, by wreszcie kontynuować z nią rozmowę. Po prawdzie to nie z nim chciała zamienić kilka słów i dlatego prędko odnalazła w swojej książce telefonicznej Flanna (ile ona się nausuwała wspólnych połączeń i smsów) i wybrała numer czekając aż łącze znajdzie go gdzieś w Australii.
Na próżno, odezwała się automatyczna sekretarka, która oznajmiła, że mężczyzna nie może w tej chwili odebrać telefonu, co wskazywało zdecydowanie na to, że ostał się na ziemi jeden człowiek, który nie nosi komórki wszędzie ze sobą. Podejrzewała, że jest w pracowni, ewentualnie, że jest z żoną (to akurat ją dziwnie zabolało), więc nie pozostawało nic innego jak naciągnąć gruby sweter na siebie i zapiąć guziki. Właśnie po tym wróciła do Clarence’a nadal trzymając telefon w dłoni, bo miała nadzieję, że może zerknie na ekran i wreszcie oddzwoni albo wyśle smsa. Potrzebowała kontaktu z nim, jakiegoś poczucia normalności, a to ostatnio była tak reglamentowana, że cierpiała wiecznie na jej niedobory.
Najwyraźniej tylko ona, co sprawiło, że pojawił się na jej twarzy żal i chęć upicia się na tej imprezie, niekoniecznie w towarzystwie mężczyzn czy samego Remingtona.
- Możemy iść- podeszła do drzwi i szarpnęła za klamkę, która wyjątkowo nie chciała ustąpić. - Zamknąłeś drzwi? Ainsley mówiła, że są zepsute- powtórzyła rozmowę sprzed chwili i dopiero teraz do niej dotarło oczywiste.
A może to instynkt samozachowawczy?
Wiedział.
- Pomożesz mi otworzyć?- zapytała jak gdyby nigdy nic, bo może to tylko ona zbyt mocno zareagowała, a to był niegroźny incydent i zwykła pomyłka z jego strony. Takie też się zdarzają, prawda?
ODPOWIEDZ
cron