lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Powoli stawała na nogi. Z dużym naciskiem na: powoli. Czasami nadal odczuwała odrealnienie tak silne, że nie była pewna w jakim wymiarze świadomości się znajduje. Nocami nadal powracały obrazy kolumbijskiej piękności otoczonej liśćmi koki. Wspomnienie poprzedniego życia, tego prostszego i przyjemniejszego. Życia, w którym na każdym kroku nie musiała się martwić, kiedy widziała sens i cel, który teraz zdawał się aż nadto oddalony, mglisty, wręcz nierealny. Ale zdarzały się też momenty, kiedy wszystko było na swoim miejscu, kiedy wracała do przyczepy i nie miała ochoty rzewnie płakać. Zaczęła spać na łóżku udając, że już nie czuje zapachu Orchid, myła się częściej, nawet zaczęła czasami coś jeść. Nadal wyglądała na chorobliwie wychudzoną, a wszystkie jej ubrania na niej wisiały luzem, ale zdawała się tym nie przejmować. W końcu z wagą miała problemy odkąd pierwszy raz sięgnęła po kokainę.
Zaczęła naprawiać relacje rodzinne. Z początku z Adamem, który postanowił ją wspierać, zarówno finansowo jak i emocjonalnie, co było dla niej nie lada zaskoczeniem, potem z Viperem, choć w sposób skrajnie toksyczny i niezdrowy. Za to z Saulem nie miała kontaktu od felernej wigilii rodzinnej, kiedy to postanowiła bawić się z młodszą siostrą w najlepsze. W tym wszystkim jednak brakowało jej jednego, bardzo ważnego elementu. Isaaca.
Jego zaginięcie było pierwszą rzeczą, która zmusiła ją do opuszczenia przyczepy i wyjścia na świeże powietrze. Nie sądziła jednak, że odnalezienie młodszego brata będzie wiązało się z utratą go na poczet ośrodka zamkniętego. W żadnej sytuacji nie podejrzewałabym, że właśnie w takim miejscu wyląduje Isaac. Nie chciała tego dla niego, czuła, że to nie będzie dobre rozwiązanie i zaparcie walczyła by Isaac pozostał z rodziną. Na marne.
Tęskniła za nim każdego dnia wspomnieniami wracając do wspólnych biwaków za dzieciaka. Chciała wierzyć, że jej młodszy braciszek jest nadal tą samą osobą jaką pamiętała z dzieciństwa. Jednak ona sama taką osobą nie była już, więc czemu on miałby być? Zwłaszcza po pobycie w ośrodku.
Jechała do miejsca pobytu brata zamartwiając się tym kogo właściwie spotka. Czy to nadal będzie jej brat czy może skorupka po nim zjedzona przez leki uspokajające? Chciała uparcie wierzyć, że przecież nie mógł się zmienić tak bardzo. Jednak prawda mogła okazać się zgoła inna, a ona nie była pewna czy jest na to gotowa.
Stojąc przed drzwiami ośrodku wyciągnęła z kieszeni paczkę wymęczonych kolumbijskich papierosów i odpaliła jeden. Jej forma kontaktu z Orchid w sytuacjach stresowych, kiedy to potrzebowała jakiegokolwiek zbliżenia się do martwej ukochanej. Końcówkę peta wyrzuciła za siebie i pokonała dzielący ją dystans do wejścia.
-Eva Monroe, przyszłam na odwiedziny do Isaaca Monroe.- rzuciła beznamiętnie w kierunku osoby na recepcji i niespokojnie podążyła we wskazanym przez nią kierunku. Usiadła przy stoliku w sali odwiedzin czekając aż przyprowadzą do niej jej ukochanego braciszka, o ile ten jeszcze chciał się z nią widzieć.
Ostatecznie zawiodła go wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebował.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Przebywanie w ośrodku nie było takie złe, chociaż Isaac nie do końca wiedział, dlaczego musiał być tu a nie w domu; bo chociaż dom Samuela, czasem był pełen trudności, pozostawał dla Isaaca miejscem, które kojarzyło mu się z prawdziwym bezpieczeństwem. Tęsknił za zapachem gotującego się obiadu, za głosami rodzeństwa przy stole, za wspólnym wieczornym oglądaniem telewizji, mimo że nikt nie chciał oglądać z nim bajek. Nawet za hałaśliwymi kłótniami między najstarszym z braci a bliźniakami.
Gdy otwierał oczy w swoim łóżeczku w ośrodku, zamiast zaspanego pykania zegara słyszał jedynie ciszę. Tęsknota za domem brzęczała w jego sercu jak stłumiona melodia, której brakowało do pełni życia. Nieważne, jak kolorowe były klocki, które układał na podłodze, czy jak jasne były malowidła na ścianach – w głębi duszy Isaac wiedział, że to nie to samo, co dom.
Każdy dzień w placówce był jakby jednym długim odliczaniem do powrotu do domu i za każdym razem, gdy widział Sama głęboko w serduszku liczył, że tym razem zabierze go; nawet przepraszał go za każdym razem, ze łzami w oczach zapewniając, iż nigdy więcej nie ucieknie. I dziś, gdy usłyszał o odwiedzinach, przekonany, o wizycie Samuela, wyskoczył z pokoju jak poparzony. Nie spodziewał się nikogo innego, nikt poza najstarszym z braci przecież go nie odwiedzał. Gdy więc zobaczył siostrzaną sylwetkę przy stoliku, rozpromienił się jeszcze bardziej.
- AMALIA! – krzyknął na cały głos, co odbiło się echem po całym pomieszczeniu. Po czym rzucił się w jej kierunku i nie uprzedzając w żaden sposób objął ją od tyłu z całych swych wątłych sił.
Isaac, który kiedyś był wirującym wokół wiatrem kolorów, stał się teraz cieniem dawnego siebie. Jego postać wydawała się mniejsza, bardziej delikatna, jakby wiatr mógł go bez trudu porwać. Wszędzie chodził już w czapce, ukrywając swoją głowę, na której niemal całkiem zniknęły włosy. Cieniutkie kosmyki, które kiedyś bujały w tańcu, teraz zdawały się być jedynie nostalgiczna pamiątką z przeszłości.
Jego ciało mocno schudło, co widoczne było nawet przez za duże ubrania, które teraz zwisały na nim jak na wieszaku. Koszulki, które kiedyś były mu za duże, teraz wydawały się być jeszcze bardziej obszerne, a spodnie za szerokie. Isaac stawał się marionetką w rękach choroby, a jego figura, choć nadal emanowała pewnym urokiem, zdawała się być jedynie cieniem tego, co było.
W jego twarzy odbijały się ślady walki z chorobą. Cera Isaaca była blada, niemal przezroczysta, jakby straciła barwę razem z jego siłami. Powieki podkrążone, zaczerwienione od licznych łez i bezsennych nocy, zdawały się być poddane ciężkiemu obciążeniu. Ale nawet te zmiany nie były w stanie zatrzeć jednego – przeszywającego spojrzenia Isaaca.
Jego oczy, które kiedyś błyszczały radością i ciekawością, nadal były źródłem światła. Pełne niewinności i głębokiej tęsknoty spojrzenie przeciskało się przez wszystkie przeszkody, jakby próbując dotrzeć do istoty samego życia.
- Co tu robisz?! – spytał, wciąż jej nie puszczając, póki idący za nim od pokoju pielęgniarz, nie poklepał go po ramieniu, groźną miną sugerując, że powinien zająć właściwe miejsce do siedzenia, zamiast zwisać na kobiecie. Zaraz potem odszedł kilka kroków.
- Wiedziałaś, że na świecie istnieje więcej plastikowych flamingów niż tych żywych? – odparł, lekko zdyszany, siadając naprzeciwko siostry.
- Tęskniłem za tobą… – dodał już smutniej, wbijając spojrzenie w blat, obserwując swój palec, którym poprzez wbijanie paznokcia żłobił kreski w laminowanej powierzchni.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Isaac był jej najbliższą żywą istotą. Zajmował szczególne miejsce w jej sercu i do tej pory nie mogła sobie wybaczyć, że dopiero teraz stanęła na nogi na tyle by go odwiedzić. Potrzebowała czasu i lekkiej pomocy, pod postacią Gai i , o dziwo, Viper, by zrozumieć, że Orchid nie zabrała ze sobą na drugą stronę również życia Amalii, że mimo tragizmu sytuacji były jeszcze miłe rzeczy, które mogły jej się przytrafić, że teraz, kiedy była trzeźwa, świat na nowo stał przed nią otworem. Znowu mogła wyjeżdżać, mogła odkryć świat, mogła realizować dalej swoje marzenia pamiętając przy tym by choć raz naj kiś czas odwiedzić rodzinę. Przez poprzedni rok, aż nadto przekonała się, że oni jej jednak potrzebują. Mogli mówić inaczej, ale ona wiedziała, inaczej nie dało się wytłumaczyć ich ostatnich zachowań. Może i straciła prawdopodobnie Saula przez jej niewybredny komentarz na świętach, ale przecież pozostawała cała reszta rodziny, która była dla niej bliska.
Nie potrafiła sobie wybaczyć, że nie zapobiegła wylądowaniu Isaaca w ośrodku, że nie zrobiła nic co mogłoby mu pozwolić spędzić święta w domu. Chociaż, może to i lepiej. Nie był osobą, którą szczególnie interesowały dramaty rodzinne i nie powinien być wciągany w cały ten przedziwny wątek z Saulem, Klausem i ich dzieckiem. Islą, Aslą, Eslą, czy jak jej tam było.
Stukała paznokciami o blat stolika w zniecierpliwieniu. Pierwszy raz mając się spotkać z Isaaciem się stresowała. Bała się w jakim stanie go zobaczy, bała się, że już przestał być dawnym, głupiutkim sobą, którego kochała najbardziej. Nagle ciszę przeszył jego krzyk, a zanim Eva się zorientowała otuliły ją ramiona brata. Od śmierci Orchid nie cierpiała dotyku i za każdym razem spinała się nerwowo, jednak tym razem było inaczej. Przyłożyła dłonie do ramion brata ściskając go do siebie. Dopiero, gdy ją puścił i usiadł naprzeciwko niej dojrzała wszystko co się zmieniło.
Był wychudzony, zupełnie jak ona, może gdyby dodać ich wagę do siebie to osiągnęliby wagę jednego z nich sprzed ich osobistych dramatów. Stracił większość włosów, a jego nadgarstki były tak szczupłe, że można było je objąć w koło bez większego problemu. Jednak z twarzy nie schodził mu uśmiech. Ten, za którym tak bardzo tęskniła, ten, który dawał jej nadzieję na lepsze jutro.
-Jak to co? Przyszłam do ciebie, masz urodziny-odpowiedziała jakby to było najprostsze pytanie na świecie. -A wiesz, że flamingi łączą się w pary na całe życie?-dodała przypominając sobie pierwszą lepszą ciekawostkę na ich temat jaką mogła mieć w zanadrzu.
Gdy Isaac powiedział te trzy proste słowa serce Amalii szybciej zabiło. Wyciągnęła rękę łapiąc go za dłoń.
-Ja za tobą też, Isaac. Nawet nie wiesz jak bardzo.-każdego dnia wracała myślami do niego i Orchid, każdego dnia tęskniła za nimi nie rozumiejąc co też najlepszego zrobiła, że ich utraciła.
-Mam dla ciebie prezent!-dodała po chwili chcąc jak najszybciej przywrócić uśmiech na twarz młodszego brata. Wyciągnęła z kieszeni kopertę, którą mu podała. W środku znajdowały się dwa bilety lotnicze bez podanej daty wskazujące kierunek na Indonezję. Miejsce, w którym miała pożegnać się z życiem miało stać się teraz miejscem cudownych wspomnień. -Jedziemy na camping, jak tylko stąd wyjdziesz. To póki co wstępna rezerwacja, potwierdzę datę jak będzie wiadomo, kiedy cię wypuszczą. A, i mam jeszcze żelki!- dorzuciła po chwili wyciągając z drugiej kieszeni paczkę jego ulubionych żelek.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Dotyk wątłego ciała siostry zalewało jego serduszko przyjemnym ciepełkiem, którego tak bardzo mu brakowało. Pobyt w ośrodku drastycznie odciął jego kontakty zarówno z rodzeństwem, jak i Kacperkiem; a odkąd spotkał go pobitego w szpitalu, tęsknił za nim jeszcze bardziej. Chociaż z perspektywy umysłu pięciolatka nie zawsze rozumiał zawiłości otaczającego go świata, to bał się. Bał się, że zostanie sam, otoczony tą bielą, która otaczała go na każdym kroku w ośrodku. Biel, która miała być symbolem opieki, stała się dla niego białą ciszą, w której jego myśli rozbrzmiewały jak echa, przypominając mu o utraconym świecie za murami ośrodka.
- Tak jak łabędzie! I pingwiny… albatrosy… i słonie! – dodał do ciekawostki siostry, chwilę zastanawiając się nad każdym z nich. Znał ich znacznie więcej! Bo były jeszcze bobry… i wilki… i… Przywoływanie jednak ich wszystkich było teraz dla Monroe trudniejsze niż kiedyś.
- Dziś?! – spytał z niedowierzaniem. Pozbawiony kalendarza i dostępu do jakichkolwiek informacji, nawet się nie spodziewał, że to dziś. Omamiony lekami nawet nie wiedział, że to wczoraj były fajerwerki, na które czekał każdego roku. To spotęgowało jego smutek przy wyznaniu tęsknoty.
- To czemu muszę tu być? – głos mu się lekko załamał.
Najbardziej obawiał się tego, że bez niego wszystkim jest teraz znacznie lepiej. Samuel, który z pewnością dalej gniewał się za jego ucieczkę. Nie musiał już dłużej przygotowywać Isaakowi gorącego kakao, nie musiał uważać, by nic mu nie brakło. Jego życie mogło wrócić do normalności, do rutyny, w której nie było miejsca na troski związane z opieką nad młodszym bratem. Felix pewnie przygarnął już sobie jego gumowy młotek, który kiedyś dostał od Adama, bo razem mieli budować szopę dla Viper. Ona pewnie się cieszy, z faktu iż nikt już nie pożycza od niej kredek, ani nie grzebie jej w rzeczach. Nawet Adam pewnie teraz oddychał z ulgą, że nie musi już zabierać Isaaca na zbieranie cukierków podczas halloweenowych wypadów. Z kolei co do siostry, to nie wiedział, czy ona cieszy się z jego zamknięcia, czy może przeżywa jego brak równie mocno jak on sam. Amalia była dla niego nie tylko siostrą, ale też najlepszą przyjaciółką. Czy teraz, gdy go nie ma, jej życie stało się pełniejsze, czy może również pozostawił w niej pustkę? Czy jej wyznanie było prawdziwe, czy tylko powiedziała to co należało? Przejmujący dotyk jej dłoni kazał mu jednak otrząsnąć się i znów przylepić do mordki uśmiech, tym bardziej gdy usłyszał o prezencie.
- Jedziemy na wycieczkę? Naprawdę? A dokąd? Daleko to? Mają tam żelki i szarlotkę? – na widok skrawków papieru aż podniósł się z miejsca. Podnosząc ręce do góry, z miną jakby właśnie się dowiedział, że wygrał milion na loterii.
- ŻEL…! – krzyknął, ale szybko zasłonił sobie usta dłońmi, by nie wykrzyczeć słowa „ŻELKI”. Zamiast tego konspiracyjnie kiwnął głową by podała mu je pod stołem, bojąc się, że zły pielęgniarz zaraz mu odbierze paczkę jego ukochanych misiów, za którymi tęsknił równie mocno jak za rodzeństwem.
- A możemy zabrać Kacperka? – tym razem zapytał śmiertelnie poważnie, zajmując znowu uprzednie miejsce.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie do końca rozumiała decyzję o umieszczeniu Isaaca w zakładzie zamkniętym, ale też nie miała zbyt wiele okazji by przedyskutować to z Samuelem, z resztą wątpiła by jej głos miał jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji. Mało kto brał ją już na poważnie biorąc pod uwagę jej epizod narkotyczny, zapędy do złodziejstwa i plany samobójcze. Pozostawała ostatnią osobą decyzyjną w sprawach rodzinnych. Może to i dobrze.
Brakowało jej Isaaca każdego dnia i miała wrażenie, że jakby byli przy sobie, gdy ona straciła Orchid, a on postanowił uciec, to obojgu przyszło by łatwiej pogodzenie się z cierpieniem. Wspieraliby się, poskładali nawzajem swoje życia, doprowadzili się do jakiegokolwiek ładu i składu. A może to były tylko jej czcze nadzieje i naiwna wiara, że ich relacja mogła naprawić wszystko co się wydarzyło.
-Tak, to dzisiaj.-potwierdziła lekkim skinieniem głowy i delikatnym ściśnięciem dłoni brata. Następne jego pytanie zakuło ją w serce. Nie potrafiła mu odpowiedzieć bo sama nie do końca znała odpowiedź. Oddałaby wszystko by móc go stąd wyciągnąć.
-Jakby to ode mnie zależało to spakowałabym cię w Południka i wyniosła stąd-przeczuwała, że pobyt w ośrodku bardziej szkodził bratu niż mu pomagał. Otaczanie się bielą i skrzywdzonymi ludźmi, na siłę wciskane leki, niezbyt przyjemny personel, brak nawet głupiego boiska, na którym Isaac mógłby pograć w piłkę z kimkolwiek. Jak można było mu odbierać taką możliwość?
Nerwowo okręciła pierścionek zaręczynowy w koło palca próbując odgonić od siebie myśl, że całkiem możliwe jest to, że zanim Isaac wyjdzie z ośrodka to będzie już koniec lata, a wycieczka okaże się trudniejsza do wykonania niż teraz. Nawet nie była pewna czy powinna brać chorego na nowotwór brata w podróż, prawdopodobnie nawet nie powinien latać samolotami.
Uśmiechnęła się szczerze na radość Isaaca. Dawno nie miała okazji kogokolwiek uszczęśliwić. Dawno nawet nie miała okazji by z kimś rozmawiać w innej narracji niż pożegnalnej. Miła odmiana.
-Do Indonezji, to nie jest daleko. Jakieś pięć godzin w chmurach. Rozbijemy sobie namiot na plaży, zrobimy pizze z ogniska i w ogóle. Nauczę cię nowych przepisów z ogniska, może sobie hamaki rozwiesimy jak jeszcze będzie ciepło, pogramy w piłkę jak będziesz chciał- mówiąc to wszystko starała się nie myśleć o tym wyjeździe jak o ostatnim życzeniu Isaaca. Ciągle prześladowała ją myśl, że jej ukochany braciszek może tak niedługo odejść, a ona nie była całkowicie gotowa na kolejne pożegnanie. Wolałaby umrzeć pierwsza byleby nie musieć się z nim żegnać.
-Tak, jasne, możemy zabrać Caspera.- uśmiechnęła się lekko do niego. -To chyba twój naprawdę dobry przyjaciel, co?- dopytała choć sama podejrzewała, że to nie tylko przyjaźń, ale nie była tego w stu procentach pewna. Życie uczuciowe Isaaca pozostawało dla niej tajemnicą. Może teraz postanowi zdradzić jej coś więcej. Może chociaż on będzie szczęśliwie zakochany.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Początkowo przemilczał pomysł spakowania się do plecaka siostry i ucieczkę z ośrodka jak najdalej, chociaż w jego głowie właśnie układał się obrazkowy plan epickiej ucieczki, a na samą myśl o tym jego twarz rozpromieniała się z każdą chwilą. Tylko jak ukryje się w tym plecaku? Może jakoś tak, ciasno, jakby się sardynki pakowało do puszki? A może lepiej po prostu zwinąć się w kulkę i modlić, żeby plecak nie pękł?
Wyobrażał sobie siebie, jak rozciągnięty jak szpagat w ciasnym wnętrzu plecaka, próbuje znaleźć wygodną pozycję, z twarzą przyklejoną do pleców Amalii. Może nawet podłożyć sobie tam jakieś miękkie ubrania, żeby mu nie było zimno? Przytłoczony lawiną pomysłów o ucieczce, wyłączył na chwilę kontaktowanie ze światem zewnętrznym, póki nie usłyszał o żelkach.
- I zajrzymy do wnętrza wulkanu? I popływamy w rafie kolarowej? koarowej? kolorowej? – dopytywał przepełniony endorfinami aż po czubek głowy. Jego oczy niemal się świeciły, czekając na te wszystkie przygody, o których opowiadała siostra.
- A rosną tam kwiatki? – upewnił się tylko, bo kwiatki rosły chyba wszędzie? No prawie wszędzie, bo na takim biegunie to na przykład nie rosły, chyba… To było pytanie, które Isaac postanowił potem zadać Russo, kiwając sobie przy tym głową, potwierdzając genialność tego pomysłu.
- Bo Casper bardzo lubi kwiatki… i zna ich bardzo dużo! – dodał po chwili, po czym pokiwał twierdząco głową.
- Casper to mój najlepszy przyjaciel pod słońcem! – zawołał, ponownie odrobinę za głośno i spojrzeniem momentalnie uciekł w kierunku pielęgniarza, upewniając się, że pozostał on na swoim miejscu i nie przyjdzie skarcić Isaaca za nieodpowiednie zachowanie. Odetchnąwszy z ulgą, przykleił swoje cztery litery do niewygodnej ławeczki i ze spuszczoną głową, zamyślił się na moment.
- Ja… – zaczął, a jego mina zaczęła przypominać pyszczek szczeniaczka, na którego właściciele właśnie krzyczą, że znów nasikał na łóżko – …ja… Isaac… ja… – zaplątał się w natłoku myśli, które uparcie zalewały jego kiepsko pracujący mózg –…przepraszam… – wcześniej wbijane paznokcie w blat stołu, teraz przeniosły się na jego skórę.
- Nie powinniśmy uciekać… – szlochał – ...tak miało być lepiej dla wszystkich… – po jego policzkach spływać zaczęły słone łzy. Te łzy były jak krople deszczu, które powoli nabierały tempa, jak ulewa, która zbierała się w jego sercu. Były świadectwem jego emocji, które wypełniały go po brzegi, tak jakby nie mogły już zostać dłużej w jego wnętrzu.
- A teraz… przez to… teraz… odebrali mi Kacperka…
Gdy Isaac myślał o Russo, serce rozdzierała mu tęsknota tak silna, że trudno było ją opisać słowami. Tęsknił za jego uśmiechem, za jego żartami, za jego obecnością obok siebie. Kacper był dla niego więcej niż przyjacielem - był towarzyszem przygód, oparciem w trudnych chwilach, promykiem nadziei w mroku codzienności. Był kimś więcej… chociaż Isaac nie do końca rozumiał, co to znaczyło.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Żartowała. Oczywiście, że żartowała. Nie mogła spakować Isaaca do Południka i nawet jeśli byłoby to wykonywalne logistycznie to wiedziała, że nie było takiego miejsca, w które mogłaby razem z nim uciec i schronić się przed gniewem Samuela. Chociaż czy on był teraz właściwie gniewny? Nie rozumiała do końca stanu starszego brata po tym jak Arthur odszedł, ciężko jej było ocenić co tak właściwie czuł, a Samuel sam w sobie nie był zbyt skory do dzielenia się swoimi przemyśleniami, zwłaszcza z nią. Nawet nie wiedziała na czym dokładnie stały jej relacje z nim, nie wiedziała jako kogo ją postrzegał i czy w ogóle zainteresował się jej stanem czy był zbyt zajęty swoim własnym. Czy mogłaby mieć mu to za złe? Oboje w prawie tym samym momencie stracili najważniejsze osoby w swoich życiach, Amalia aż za dobrze znała ból straty i nie wyobrażałaby sobie świata, w którym mogłaby mu to wypominać. Potrzebował teraz czasu na odżycie. W jakikolwiek sposób w jaki mógł to sobie zapewnić.
-Koralowej.- uśmiechnęła się łagodnie, a na każde pytanie brata pokiwała głową.-Wszystko to zrobimy, ty i ja. I Casper jeśli będzie chciał. Cokolwiek co ci się zamarzy.- to był głównie wyjazd dla brata, ale też poniekąd dla niej. Potrzebowała tego czasu w odosobnieniu od reszty rodziny, od przyjaciół i znajomych, by na nowo stanąć na nogi, by odnaleźć nowy sens w swoim życiu, by zastanowić się czego tak naprawdę potrzebuje. I chciała zabrać Isaaca na wycieczkę, bo w głębi duszy przeczuwała, że to będzie jego ostatnia wycieczka na jaką zdąży się załapać zanim Amalia na nowo zmierzy się z żałobą, tym razem po nim. Nie była na to gotowa. Uparcie chciała wierzyć, że Isaac ją przeżyje, ale prawda była taka, że jedyną metodą na to było samobójstwo, którego już nie chciała popełnić a ż tak bardzo.
-Tak, rosną, będziecie mogli sobie razem pozrywać. Mogę cię nauczyć robić wianki, jeśli będziesz chciał.- czasami rozmawiając z Isaaciem odnosiła wrażenie jakby rozmawiała z dzieckiem, a nie prawie dorosłym chłopakiem, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. Tak długo jak chodził pełen energii i zarażał ją pasją do życia, tak długo mógł się zachowywać jak dziecko.
-Tylko przyjaciel?- dopytała unosząc jedną brew i podejrzewając, że coś może być na rzeczy między tą dwójką. Nie wiedziała jak sprawy wyglądały między nim a Jean-Marie, nie widziała tej dziewczyny od czasu rodzinnego grilla, ale nie interesowało ją to za bardzo. Jeśli Isaac okazałby się biseksualny i chciałby budować przyszłość, krótką ale przyszłość, z Casperem to na stałaby twardo po jego stronie.
-Isaac, spokojnie.- mówiła tonem wyraźnym i powolnym, choć wewnątrz zaczynała panikować. Nienawidziła, gdy jej młodszy brat tracił opanowanie i tę dziecięcą radość, miała wrażenie, że rozmawia wtedy z kimś całkowicie innym, z kimś kogo nie do końca znała.-Porozmawiam z Samuelem, może uda mi się coś ugrać i wypuszczą cię szybciej. A jeśli chodzi o Caspera... Jeśli dasz mi do niego numer to mogę mu powiedzieć gdzie jesteś i poprosić, żeby cię odwiedził. Albo, jeśli uda mi się załatwić, żebyś szybciej wyszedł to cię osobiście do niego zawiozę.- ostatnia propozycja wyszła z jej ust natychmiastowo, choć wewnętrznie nadal okrutnie bała się wsiąść do samochodu, wiedziała, że gdy tylko usiądzie za kółkiem to przed jej oczami zamajaczy widok praktycznie poćwiartowanej Orchid, której zwłoki musiała rozpoznać. Nie chciała przypominać sobie tego widoku za żadne skarby. Ale to miało być dla Isaaca. Dla niego była gotowa stawić temu czoła.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Oczywiście, że Casper będzie chciał pojechać z nimi na wycieczkę! Isaac nawet nie wyobrażał sobie innej ewentualności, a po spotkaniu w szpitalu był niemalże w stu dwudziestu procentach pewien, że Russo kolejny raz uciekłby z nim nawet na koniec świata. Z kolei Monroe nie zostawiłby na kolejne tygodnie samego! Kilkanaście dni, gdy wbrew ich woli zostali rozdzieleni, wystarczyło by jego przyjaciel pokrył się siniakami i wylądował w szpitalu. Aż strach pomyśleć co by się wydarzyło, gdyby tym razem świadomie go opuścił! Gdyby tylko Isaac był świadomy jak niewiele czasu mu zostało…
- Bardziej jak brat! – odparł natychmiastowo, gdy tylko padło pytanie.
Isaac i Kacper byli jak dwie strony tej samej monety - nierozłączni, współzależni i bliscy, jak tylko dwie osoby mogą być. Dla Isaaca ich więź była czymś więcej niż tylko przyjaźnią - to było coś, co trudno było opisać słowami. Byli ze sobą od najmłodszych lat, przechodząc przez życie jak bracia, wspólnie dzieląc radości i smutki, wspierając się nawzajem w każdej chwili. Był towarzyszem jego dziecięcych marzeń i bohaterem jego codzienności. Razem budowali zamki z piasku, razem zbierali cukierki podczas Halloween, razem odkrywali tajemnice świata Razem przeżyli wiele przygód, od prostych zabaw na podwórku po poważne problemy życiowe. Każdy ich dzień był pełen śmiechu i radości, a każda trudna sytuacja stawała się łatwiejsza dzięki wsparciu drugiego.
Nic więc dziwnego, że teraz, gdy jeden pozostał bez drugiego, Monroe czuł się rozdarty na pół, zupełnie jakby ktoś wyrwał cząstkę niego i pozostawił resztę z jedną wielką jątrzącą się raną. Dlatego trudniej było mu pozostawać tak samo optymistycznym i radosnym, jak zazwyczaj.
- NAPRAWDĘ?! –podniósł głowę, a w jego szklistych oczach, które były bliskie łez, można było dostrzec iskrę nadziei i desperacji. Spojrzał na siostrę z dziecinną naiwnością, gotów w to uwierzyć, jakby od tego zależało jego całkowite szczęście.
Czyli niedługo znowu będziemy razem? Już na zawsze będziemy razem? Obiecujesz? – dopytywał, wypowiadając te słowa z desperacką potrzebą zapewnienia. Nawet jeśli nie było to prawdą, potrzebował zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że nikt ich nigdy nie rozdzieli. I potrzebował przytulenia… Caspra… Potrzebował go tutaj, teraz, żeby poczuć jego dotyk, jego ciepło, żeby wiedzieć, że nie jest sam. Potrzebował jego obecności, jak roślina potrzebuje wody do przetrwania. Potrzebował Kacpra, by poczuć jego rękę na swoim ramieniu, by zobaczyć jego uśmiech, który rozświetlał nawet najciemniejsze chwile. Teraz, kiedy czuł się tak samotny i opuszczony, potrzebował go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej…
- Bo… bo ja… nie mogę żyć bez niego… – wydusił z siebie w końcu, nie zdając sobie sprawy z wagi własnego wyznania.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Cierpienie Isaaca rozrywało jej serce do granic możliwości. Nie mogła patrzeć na jego zmęczenie, na jego lęk przed pielęgniarzami, na ból i niechęć do bycia tutaj. Wiedziała, że musiał, że to było potrzebne, że to było konieczne by przeszedł przez chemioterapie. Jednak czy to nie mogło być w innych warunkach? Lepszych, dogodniejszych? Czy nie można było zrobić tego tak, żeby był szczęśliwszy? I czemu, do jasnej cholery, nikt nie podał Casperowi miejsca pobytu Isaaca? Czemu robiono z tego taką tajemnicę? Eva tego kompletnie nie rozumiała i nie obchodziło jej zdanie Samuela, jeśli Casper był dla brata kimś ważnym to będą mieć kontakt, nawet jeśli to miała być ostatnia rzecz jaką zrobi.
-Brat, okej-pokiwała głową z uśmiechem na ustach jednocześnie kompletnie nie wierząc w platoniczność tej relacji. Znała młodszego braciszka aż za dobrze by nie widzieć tej ekscytacji w oczach i dziecięcego wyszczerzu na twarzy, gdy tylko wspominał jego imię. Miała już swoje podejrzenia, ale czuła, że póki co nie musi się nimi dzielić z Isaaciem. Z resztą, stwierdzenie, że był jak brat było dosyć... dwuznaczne. Ostatecznie bracia w rodzinie Monroe nie mieli ostatnio zbyt dobrych relacji ze sobą. Chociaż Isaac o tym nie wiedział, ominęły go całe dramaty wigilii, nie miał pojęcia, że Saul i Oliver odcięli się od wszystkich, a Zahariel znowu zapadł się pod ziemię.
-Tak, młody, obiecuję. Jak tylko stąd wyjdziesz to podasz mi adres i jedziemy do Caspera. Obiecuję. Na mały paluszek, okej?- wyciągnęła rękę z wystawionym palcem w jego stronę by dopełnić rytuału. Oboje od zawsze traktowali ten rodzaj obietnicy jako najbardziej wiążącą, najważniejszą i najsilniejszą. Taką, której złamanie byłoby jak zerwanie więzi bratersko-siostrzanej.
Wpatrywała się w brata z uwagą, obserwowała jego reakcje, patrzyła w jego szkliste oczy. Gdy ten przyłożył palec do jej palca, złapała obiema dłońmi rękę Isaaca i mocno ścisnęła. Potrzebowała poczuć ciepło jego ciała, chociaż odrobinę bliskości wśród tej szpitalnej bieli.
-Jesteś pewien, że to tylko brat? A nie bardziej...chłopak?-zapytała unosząc w górę brwi w pytającym geście. Być może Isaac nawet nie był świadom swoich uczuć do Caspera, a może Evie to wszystko tylko się wydawało. Może pogrążona w żałobie potrzebowała kogoś zeswatać, żeby znowu uwierzyć w miłość. W świetle jarzeniówek błysnął pierścionek spoczywający na jej palcu, ostatni prezent od Orchid. Zabolało ją serce, ale nic nie powiedziała. Coraz lepiej przychodziło jej radzenie sobie z tym wszystkim samodzielnie. Z resztą... Isaac nie musiał wiedzieć o jej śmierci, jeszcze nie teraz. Być może później odważy mu się powiedzieć prawdę, w końcu też ją znał, też ją lubił, a nie miał okazji być nawet na pogrzebie. Nie żeby był tam ktokolwiek poza Adamem i Evą. Już zrozumiała, dzięki Gai, że to był przerażający błąd.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac uśmiechnął się szeroko, patrząc na siostrę z szelmowskim błyskiem w oku. Bez zawahania przyłożył swój mały paluszek do paluszka Amalii, jakby to było najnaturalniejsze działanie na świecie. To był moment, w którym zawarli nierozrywalny pakt, jakieś zaklęcie, które miało zapewnić, że ich obietnice będą trzymały się jak przyklejone taśmą klejącą. Tak jak wtedy na plaży, kiedy Amalia złożyła mu uroczą przysięgę, że więcej nie będzie wąchać tego białego proszku, który ostatecznie wymieszał z pisakiem. I pamiętał też ten inny moment, kiedy Amalia obiecała mu, że będzie szczęśliwa, a on wierzył jej bezgranicznie. To było tak, jak wtedy w szpitalu, gdy Eve obiecała mu, że wszystko będzie dobrze, a on wierzył w to mocniej niż w jakiekolwiek lekarstwo. Wierzył w nią, tak samo kiedyś, jak i teraz.
W głębi swojego ogromnego serduszka Isaac poczuł, jak fala radości wzbiera w nim, jak balon, który stopniowo nabiera powietrza, gotowy do eksplodowania. Usłyszawszy, że już niedługo, już za chwilę, będzie mógł zobaczyć ponownie Kacperka, poczuł, jakby cały świat miał mu wreszcie na nowo otworzyć swoje drzwi.
- Ale przecież Casper jest chłopakiem. – odpowiedział momentalnie, bez namysłu, a na jego twarzy malował się znak zapytania. To prawda, że Kacperek miał dłuższe włosy, które zawsze wyglądały jakby właśnie wrócił z dzikiej jazdy na motorze przez puszczy amazońskie. Nawet jeśli zapomniał o swojej fryzurze przez kilka dni, jego włosy zawsze prezentowały się jak najbardziej stylowo, rozwiane wokół jego twarzy niczym aureola nieustraszonego odkrywcy.
A jego oczy... cóż, te piękne, niebieskie oczy były jak okno do innego świata, jak przejrzyste niebo w południe, kiedy słońce lśni na horyzoncie, rozświetlając wszystko dookoła. Gdy patrzyłeś w te oczy, czułeś się jakbyś mógł zanurzyć się w ich głębinach na zawsze, zatracić się w nieskończoności ich niebieskiego blasku.
Ale najbardziej pamiętny był jego uśmiech. Ten szeroki, beztroski uśmiech, który pojawiał się na jego twarzy jakby z niczego, rozjaśniając każdy kawałek przestrzeni wokół niego. Kiedy Kacper się uśmiechał, wszystko wydawało się być w porządku, nawet jeśli świat dookoła wydawał się być w chaosie.
Ale jak Amalia mogła pomyśleć, że Casper nie jest chłopakiem?
- Zabawna jesteś! – zaśmiał się w głos, przymykając radośnie oczy. Będzie musiał opowiedzieć Russo o ty, że jego siostra pomyliła go z dziewczyną. Z pewnością obaj się będą z tego śmiać do łez.
Lecz gdy tylko kątem oka spostrzegł zbliżającego się do ich stoliku pielęgniarza, momentalnie wyłączył uśmiech.
- Czas spotkania niestety dobiega końca. – odparł, wskazując na zegarek – Isaac za chwilę zaczną się zajęcia grupowe. – zwrócił się do ewidentnie niezadowolonego z tego faktu chłopaka, będąc pewnym, że po dobroci to on tam dzisiaj nie pójdzie.
- Zapraszamy w dni odwiedzin, wtedy będzie miała Pani więcej czasu na rozmowę. – brzmiał oficjalnie, lecz wymusił z siebie cień uśmiechu i położył dłoń na ramieniu Isaaca, na co chłopak widocznie się wzdrygnął i mentalnie próbował uciec.
- Zabierz mnie ze sobą… – wyszeptał, niemal ze łzami w oczach.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie rozumiał, oczywiście, że nie rozumiał. Amalia nawet nie spodziewała się, że Isaac zrozumie sugestię. Od maleńkości brał wszystko dosłownie, a sugestie, niedomówienia i aluzje pozostawały dla niego nieodgadnione. Możliwe, że teraz nawet nie był świadom swoich potencjalnych uczuć do Caspera, choć dla Amalii wydawały się one całkiem oczywiste. Dałaby sobie rękę odciąć, że gdyby zobaczyła ich razem to w oczach Isaaca tańczyłyby te same ogniki co w oczach Evy, gdy patrzyła na Orchid. Prawdziwa miłość, silna, nierozerwalna, którą mogła rozłączyć jedynie śmierć. Tak stało się w przypadku Evy, choć Isaac nadal o tym nie wiedział (może i lepiej), i tak miało się stać w przypadku Caspera. Monroe już teraz współczuła młodemu chłopcu, który nie powinien przechodzić przez tego typu żałobę w tym wieku. Sama jej doświadczyła i nie życzyła jej nawet najsilniejszym osobom, a co dopiero komuś tak delikatnemu jak nastolatek.
-Tak, jasne, oczywiście, że jest chłopakiem- uśmiechnęła się szczerze porzucając temat. Będzie ku temu inna okazja, być może na wyjeździe do Indonezji. Dawno się tyle nie uśmiechała.
Żałowała jak cholera, że tak rzadko odwiedzała Isaaca w ośrodku. Zbyt pochłonięta swoją żałobą i depresją nie zwracała uwagi na mijające dnie, aż okazało się, że prawie cały jego pobyt odwiedziła go raz. Faktycznie, siostra na medal. Czasami zapominała, że powinna swój ból odrzucić na bok i wspierać w cierpieniu tych młodszych, a jednocześnie tych, których mogło niedługo zabraknąć. Uparcie starała się wierzyć, że to nie była prawda, ale coraz częściej uświadamiała sobie, że w końcu będzie musiała się z tym pogodzić, w końcu będzie musiała przyznać, że Isaac umierał.
-Ty też, Isaac, ty też. Dawno się tyle nie uśmiechałam co przy tobie. Zwłaszcza po tym co...- przerwał jej pielęgniarz. I całe szczęście. Nerwowo sięgnęła do pierścionka na swoim palcu okręcając go kilkukrotnie w koło ciała. Nie powinna wspominać Isaacowi o śmierci cioci, jeszcze nie teraz. Przyjdzie na to odpowiedni moment.
Powinna już iść, ale zupełnie nie była gotowa na wyjście. Nie chciała się żegnać, nie chciała go zostawiać wśród tej okropnej bieli ścian. Złapała go za rękę mocno ją ściskając.
-Zabiorę, braciszku, tylko jeszcze nie dzisiaj. Wytrzymaj jeszcze trochę, okej? Obiecuję, że porozmawiam z Samuelem. A potem zabiorę cię do Caspera. Wszystko dla ciebie zrobię, Isaac. Co tylko zapragniesz. Tylko wytrzymaj jeszcze trochę.- odwróciła twarz w bok bo po jej policzku spłynęła nerwowa łza. Nie chciała okazać przed bratem słabości bo jeśli ona się posypie, to on również, a do tego nie mogła dopuścić. Jeszcze raz mocno ścisnęła jego dłonie. Zaczęła wstawać po czym rzuciła w kierunku pielęgniarza:
-Ostatnie przytulenie.- głosem beznamiętnym i ostrym by po chwili zmiękczyć go mówiąc do brata:-Chodź tu.- wyciągnęła do niego szeroko otwarte ręce gotowa wtulić twarz w jego ciało i próbować powstrzymać usilny szloch.

Isaac Monroe
amalia
lachmaniara
uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Czuł, jak serce w jego klatce piersiowej bije tak mocno, że aż wydaje się, że chce wyrwać się na wolność i popędzić przed siebie z szalonym impetem. To było jakby milion motyli mknęło w jego wnętrzu, każdy z nich niosący mu przekaz: "Wyjdź stąd! Teraz albo nigdy!".
Isaac chciał już teraz. Natychmiast. Nie zaraz. Nie za chwilę. Nie chciał wytrzymywać dłużej. Chciał wyjść z ośrodka.
Nie rozumiał, czemu musi jeszcze tu zostać. Bo chociaż na co dzień, nie zdawał sobie z tego sprawy, to gdy spotykał kogoś z rodziny, to dochodził do wniosku, że dla niego ośrodek był jak złowrogie więzienie, gdzie każda chwila wydawała się być zbyt długa, zbyt uciążliwa, zbyt przytłaczająca. Codzienne rutyny, szpitalne korytarze i nieustanne badania sprawiały, że czuł się jak zaklęty w szklanej bańce, oddzielony od reszty świata. Dla Isaaca, który tęsknił za wolnością jak ptak za niebem, każdy dzień spędzony w ośrodku był torturą. Nigdy nie czuł się tam swobodnie. Pomieszczenia były zbyt ciasne, światło szpitalnych lamp było zbyt jaskrawe, a ludzie zbyt obcy. W ośrodku brakowało mu prawdziwych barw, zapachów, dźwięków życia na wolności. Jego dusza pragnęła wyrwać się z tego miejsca, jak ptak uwięziony w klatce, próbujący desperacko wybić się do wolności.
Tulił siostrę tak mocno, że pewnie gdyby się jeszcze bardziej przytulił, mogliby wymieszać się w jedno jak dwie łyżki w misce z ciastem. Jego objęcia były tak silne, że gdyby tylko mógł, przymocowałby klamerki, żeby mieć pewność, że Amalia nigdzie nie ucieknie. A gdyby mógł, to pewnie wycisnąłby z siebie więcej siły, by objąć ją jeszcze mocniej, chociaż na pewno byłoby to niemożliwe bez pomocy żurawia.
Tulił ją tak długo, jak wystarczało mu tchu, nieco przypominając sytuację z flądry na suchym lądzie - jakby ktoś nagle odwrócił zasady fizyki, a Isaac musiał utrzymać w grawitacji cały świat. Ale pomimo trudu, jego serce było pełne ciepła, a uściski były jak czułe przytulenie od dawno nie widzianego niedźwiedzia.
A w międzyczasie, gdy łzy starały się przedrzeć przez zamknięte powieki, a serce pukało rytmicznie jak bęben na Indianie, Isaac przypomniał sobie słowa ojca, jakby starzejąc się z każdym ich powtórzeniem. "Mężczyźni nie płaczą" - echowało w jego głowie niczym przestroga, jakby każdy wybuch emocji miał być karany przez niebosiężne siły albo przynajmniej przez przypalony stek z obiadu.
- Dlaczego?! Dlaczego nie dziś?! - zawołał, nie puszczając z objęć Amalii. Jego głos był pełen desperacji, a spojrzenie przesycone było gniewem i zdezorientowaniem, ale przede wszystkim żalem.
W tym momencie do akcji wkroczył pielęgniarz, zniecierpliwiony całym tym opóźniającym grafik, pokazem uczuć.
- Isaac musimy już iść. – odparł beznamiętnie.
- NIEEEEEEEE! – krzyknął Isaac, obejmując siostrę jeszcze mocniej, obiecując sobie, że nigdy przenigdy jej nie wypuści z ramion – ISAAC NIE CHCE! – zacisnął palce na jej koszulce.
Chwilę po jego wrzaskach, do pomieszczenia wpadło dwóch innych mężczyzn, zastając sytuację, w której pielęgniarz siłą próbuje odczepić nastolatka od kobiety. Momentalnie znaleźli się obok, ze strzykawką w dłoni, która zaraz została wbita w ciało młodego Monroe, który zaraz ze łzami w oczach, opadł z sił i opadł na podłogę.
- Przepraszamy za zamieszanie. Isaac niezbyt dobrze znosi wizyty rodziny. – wyjaśnił krótko i lakonicznie, w czasie gdy pozostałych dwóch właśnie pakowało chłopaka na wózek, by wywieźć go do piankowego pokoju, by się uspokoił.
-Ale przecież... ale przecież... - jęczał Isaac resztką sił, jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że lody zostały zjedzone przez kota. „Ale przecież to niesprawiedliwe! To nie fair!”.
[/zt]
niesamowity odkrywca
ajzak
ODPOWIEDZ