uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Każdego wieczora, kiedy Isaac kładł się do swojego łóżeczka w ośrodku psychiatrycznym, serce zaczynało mu tęsknić za tym, co kiedyś było. Tęsknił za gwarem rodzeństwa, za śmiechem i kłótniami, które były dla niego symbolem domowego ciepła. Myślał o swoim dawnym pokoju w domu Samuela, pełnym plakatów z ulubionymi bajkowymi postaciami, którymi zawsze się zachwycał.
Najbardziej jednak tęsknił za Casprem. Wspomnienie beztroskich dni spędzonych razem przewijało się przed jego oczami jak kolorowy film. Kacper zawsze był u jego boku, dzieląc z nim radości i smutki. Teraz, gdy Isaac przebywał w ośrodku, czuł się odizolowany od tego, co zawsze było dla niego najważniejsze – bliskości przyjaciela.
Tęsknił za wspólnymi zabawami, za wspólnym śmiechem i sekretnymi przysięgami, które składali sobie na dłoniach. Chociaż ośrodek psychiatryczny nie był zły, to brakowało mu tam niepowtarzalnej więzi, którą dzielił z Casprem. Przez długie noce, gdy księżyc świecił przez okno, Isaac marzył o ponownym spotkaniu z przyjacielem i o tym, że wszystko wróci do normy.
Bo ośrodek faktycznie nie był taki zły jakby się wydawało na pierwszy rzut oka. Dużo kolorował, układał klocki, a gdy był grzeczny to pozwalali mu nawet iść porzucać piłkę do kosza. Mimo że czuł się teraz słabszy niż kiedyś, bo choroba i leki sprawiały, że miał mniej sił, to jednak codzienna rehabilitacja zrobiła swoje i mógł już samodzielnie chodzić.

Ostatni czas kursował jedynie między placówką a szpitalem, gdzie zabierali go na spotkania z fizjoterapeutą, regularne badania i chemioterapię. Oba te miejsca nie różniły się dla Isaaca szczególnie.
Białe ściany towarzyszyły mu jak przygnębiająca sceneria, z dnia na dzień stając się coraz bardziej posępne. Nie było znaczenia, czy znajdował się w ośrodku czy w szpitalu. Oba miejsca łączyła jedna zimna barwa, która zdawała się absorbować wszelką radość, jaką mógłby przynieść.
Pielęgniarki w białych fartuchach stawały się jednym z elementów tej szarej codzienności, bez względu na to, czy był tu czy tu. Obojętnie, czy to w ośrodku czy szpitalu, Isaac musiał się poddać surowym regułom. Zabraniano mu robić to, na co miał ochotę. W obu miejscach musiał podporządkować się rygorowi badań, terapii, a także nieuniknionym skutkom ubocznym chemioterapii.
Szpital był jednak miejscem, gdzie mógł uciec choć na chwilę od bacznych oczu personelu, z czego skrzętnie korzystał…
Tak jak dziś. Siedział grzecznie aż znowu podepną mu tę żółtą kroplówkę, po której zawsze źle się czuł. Poczekał aż pielęgniarka wróci do swojego biureczka, by pobazgrolić coś na kartce i czmychnął z oddziału najszybciej jak się dało. Wolał obserwować przez szyby innych pacjentów, udając przy tym, że sam jest tylko zwiedza te korytarze, niż być jednym z nich.
Dziś zawędrował znacznie dalej niż zazwyczaj. Dwa razy zgubił się gdzieś w labiryncie szpitalnych korytarzy, aż zawędrował na jakiś oddział, by kontynuować wlepianie wzroku w szyby pokoi pacjentów. W pewnym momencie jego serce zabiło mocniej. Zatrzymał się, oddychając ciężko, aż opóźniony mózg połączy obrazy.
Czy to było możliwe?
Powolnym krokiem wszedł do jednej z sal, ciągnąc za sobą stojak z kroplówką. Przekręcał głowę to na prawo, to na lewo; badając pod każdym kątem śpiącego pacjenta. Pociągnął kilka razy nosem, jak pies policyjny, szukający narkotyków na lotnisku; aż w końcu zawołał radośnie:
- KACPER!
Podszedł bliżej łóżka i potrząsnął ramionami nieprzytomnego chłopaka.
- Wstawaj! Żyjesz?! Halo… – niemal krzyczał z radością wymieszaną z nutką przerażenia w głosie, czekając aż Russo otworzy oczy.
- Casper…. – dodał już smutniej. Isaac był już cieniem dawnego siebie. Co jeżeli Casper go nie pozna? Wszędzie chodził już teraz w czapce, bo włosy na głowie niemal całkiem mu wypadły. Mocno schudł, co dało się poznać przez za duże ubrania i zapadnięte policzki. Jego cera była blada, a powieki podkrążone. Jedyne co się nie zmieniło, to te przeszywające radosne, pełne niewinności spojrzenie. Przysiadł na skraju jego łóżka, czując jak świat wiruje mu przed oczami.
- Tęskniłem za tobą… – dodał, kładąc twarz na piersi chłopaka, wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca.
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Pierwszy świadomy oddech w szpitalnym łóżku był bolesny.

Ostatnim co pamiętał z jarmarku to przeświadczenie, że umrze. Jak przez mgłę dochodziły do niego głosy, których nie potrafił rozpoznać, tak jak poszczególnych słów, a potem kolorowe światła, tak surrealistyczne w tamtym momencie. Błoga ciemność dała mu czas na odzyskanie chociaż części sił, nie powstrzymała jednak paskudnych zadrapań od zaczerwienienia się, a siniaków do przybrania ciemnych, fioletowych plam, rozlewających się na jego twarzy, ramionach, klatce piersiowej i udach. Nie było ich tak dużo, aby wyglądał jak dalmatyńczyk, ale kopnięcia i uderzenia, których nie szczędzili mu młodzi gniewni na jarmarku świątecznym, odcisnęły się na jego delikatnym ciele wyraźnymi śladami.

Drugi oddech nie był wystarczająco głęboki i przez chwilę miał wrażenie, że zacznie się dusić. Poruszył dłonią i przesunął ją, aby dotknąć swojej klatki piersiowej, bo miał wrażenie, że coś go uciska. Czuł się tak bardzo bezsilny i skołowany, że nie potrafił trafić dłonią dokładnie tam, gdzie chciał.

Gdzie był? Co się stało? Czemu się obudził? Czemu jeszcze żyje?

Światło w szpitalnej sali nieprzyjemnie go raziło, sprawiając wyraźny dyskomfort, ale za to silne leki przeciwbólowe zabrały mu nieco cierpienia, uwalniając poobijane ciało od części bólu, tej większej, tej znaczącej. Nie skupiał się jednak na tym. Również nie na tym, że popękane usta piekły, że ledwo mógł przełykać przez suche gardło, a zamocowany cewnik uwierał w niezbyt przyjemny sposób.

Znał ten głos.

Czy to mu się tylko śniło? Czy ten znajomy głos rozbrzmiewał tylko w jego głowie? Jakie było prawdopodobieństwo?

W końcu trafił dłonią na coś, co na pewno nie było jego własną częścią ciała, a było ludzkie. Było ciepłe i przypominało w dotyku ramię. Kacper opuścił spojrzenie z sufitu, co było dla niego nie lada wyczynem i zobaczył że ktoś na nim leży. Przyjrzał się czapce, naciągniętej na głowę tej osoby. Nie widział twarzy, ale ostatecznie dopasował ten głos.

Zabolało go serce i to był największy ból, jaki miał odczuć dzisiejszego dnia. Zaczął oddychać szybciej, nie potrafią uspokoić emocji, które wkradły się niepostrzeżenie do jego ciała i umysłu. Było ich wiele i wszystkie spotkały się ze sobą naraz. Przesunął palcami po szyi Isaaka, trochę na oślep, bo intencyjnie chciał po prostu złapać go za ramię.

Nie mógł oddychać i nie mógł myśleć, nawet nie panował do końca nad własnym ciałem. Ostatecznie nawet to nie było dla niego takie ważne, nie przy tym że znowu ma przy sobie Isaaka. Nieważne co tu robił, nieważne dlaczego i na jak długo. On tutaj był. Razem z nim.

Wymruczał coś niezrozumiałego, bo obolałe gardło nie pozwoliło na inny dźwięk, i zadrżał, a łzy spłynęły po jego policzkach, zostawiając na nich słone smugi. Jedna zawieszała się na kąciku oka i spływała, a na jej miejsce zaraz pojawiała się kolejna.

Isaac? To naprawdę ty? 一 wyszeptał, obawiając się że chłopak tego nawet nie usłyszy. Tak bardzo za nim tęsknił i jeszcze bardziej go potrzebował. Ostatnie tygodnie były najgorszymi w jego życiu. Nikt nie chciał mu nic powiedzieć. Rodzina Monroe nie odbierała telefonów, a ciotka pewnie nie mówiła mu nic z czystej złośliwości, dalej zła o skradzione pieniądze.

Pociągnął żałośnie nosem, który wypełnił się wydzieliną, zatykającą go. Wszystko przez ten płacz. Przez to zaczął oddychać jeszcze bardziej chaotycznie, wpadając w panikę, bo nie mógł nabrać porządnie powietrza w płuca. Przypomniał sobie ostatnie chwile na jarmarku, kiedy dusił się, a nad nim stał chłopak, który tak go właśnie załatwił. Rozszerzył szeroko oczy z przerażenia, palcami znowu przesuwając po szyi, a potem ramieniu Isaaka.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac leżał tam jakby przygnieciony, z duszą w gardle i sercem w garderobie, bojąc się, że znów przeżywa kolejny odcinek swojego ulubionego dramatu "Życie jest jak kapka soku z cytryny: czasem kwaśne, czasem kwaśniejsze". Ale tym razem nie było to takie zabawne.
Patrzył na nieprzytomnego chłopaka, którego ręce leżały beznamiętnie obok ciała, jakby właśnie skończył wygrywać z słońcem w konkursie na najdłuższy sen. Isaac czuł, jak jego serce waliło w piersi na bębnie tęsknoty, a każdy uderzenie wydawało się mówić: "To koniec, Isaac.".
Nigdy jeszcze nie czuł się tak przygnieciony, jak teraz, leżąc tam, trzymając dłonie na ciele chłopaka, który wydawał się być na granicy między życiem a śmiercią. A myśl, że mógł stracić go na zawsze, sprawiała, że serce Isaaca krzyczało w niepokoju, jakby właśnie dowiedziało się, że dzisiaj zapomniało zabrać ze sobą parasolki w dzień deszczowy.
Miał wrażenie, jakby całe niebo spadło mu na klatkę piersiową, a czas zatrzymał się w miejscu, jak w najgorszym filmie katastroficznym. Panika ogarnęła go, a myśli zaczęły krążyć w jego głowie jak roje pszczół. Czy to koniec ich przyjaźni? Czy Kacper już więcej się nie obudzi?
Czuł jak z jego oczu płyną łzy, tworząc mokre plamy na kołdrze, jakby próbowały wybić tunele na powierzchni Księżyca. Czuł się trochę jak nadgorliwy robot sprzątający, który zamiast zbierać kurz, robi jeszcze większy bałagan. I dopiero, gdy usłyszał zachrypnięty głos przyjaciela, podniósł głowę z jego klatki piersiowej.
- Casper… – z jego oczu popłynęły łzy tak wartkie jak u Russo – Ty żyjesz… – głośnym pociągnięciem nosa, wciągnął gile, które chciały z niego wypłynąć.
- Nie rób mi tak więcej! – wyrzucił z siebie z lekkim gniewem, trącając chłopaka w ramię, nie będąc świadomym, że tym samym sprawi więcej bólu poobijanemu Kacprowi.
Nie możesz mnie tak zostawiać samego… – westchnął, delikatnie kładąc dłoń na policzku chłopaka, jakby próbując przemówić do jego emocji za pomocą tajemnego rytuału dotyku.
Jego kciuk zgrabnie odgarniał łzy Caspera, zmieniając tor ich spadania, jakby miał umiejętność manipulacji grawitacją. Bo przecież, jeśli te łzy miałyby lądować gdziekolwiek, to raczej nie na twarzy właśnie obudzonego przyjaciela. Może lepiej by było, gdyby potem po prostu zniknęły, albo przynajmniej zamieniły się w kawałek złota albo coś w tym stylu.
Wyglądało to trochę jak scena z filmu, gdzie główny bohater odkrywa swoje nowe supermoce, ale zamiast lewitacji czy strzelania promieniami laserowymi, Isaac miał umiejętność manipulacji emocjami poprzez delikatny dotyk. "Tak, tak, Kacperku, nie płacz już. Mój magiczny dotyk zmienił tor twoich łez. Teraz idziemy na lody!" - pomyślał Isaac, próbując w myślach przekonać Kacpra, że świat nadal jest miejscem pełnym radości.
Jednak zamiast się pogrążać w chaosie własnych nierealnych scenariuszy, wyrzucił z siebie, dotykając palcem jednego z siniaków na jego twarzy:
- Co ci się stało?
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Czuł się wysuszony ja mumia. Było mu ciepło, a jednocześnie drżał, a w gardle miał wrażenie, że zebrał się cały piasek pustyni. Czuł pod językiem suche, popękane usta, kiedy przesunął nim po wargach, chcąc poczuć chociaż odrobinę chłodu na skórze. Pomimo niedogodności i bólu gardła, czuł ulgę słysząc głos Isaaka. Powracały do niego wspomnienia, jak klatki w czarno-białym filmie, niewyraźne i nieme. Bolesne ciosy, dłonie zaciśnięte na szyi. Zmarszczył brwi, nakazując sobie wrócić. Nie było palców, odcinających mu dopływ powietrza, tylko upał, tylko uderzenia, upadek na spękaną od słońca twardą ziemię i piasek podrażniający oczy, wchodzący głęboko pod paznokcie.

Ale najważniejsze, że miał już przy sobie Isaaka.

Teraz wszystko będzie już dobrze, prawda?

Stęknął niekontrolowanie, czując ból w ramieniu. Nie tylko miejsca ozdobione siniakami i stłuczeniami bolały, miał wrażenie że całe jego ciało jest obolałe. Próbował się skoncentrować na pozytywach, na głosie przyjaciela. Słone ścieżki łez lśniły na jego twarzy, ale nie miał nawet siły się skrzywić, opuścić kącików ust czy jęknąć żałośnie, wyrażając swoją bezsilność.

Najbardziej jednak chciał przytulić do siebie Monroe'a. Chciał poczuć zapach jego skóry, bijące w jego piersi serce i ucałować pulsującą na jego skroni żyłkę. Jedyne co mógł zrobić to wyszeptać krótkie:

Przepraszam.

Przepraszam, że nie było mnie przy tobie przez ostatnie tygodnie. Przepraszam, że nie postarałem się bardziej, żeby cię znaleźć. Przepraszam, że musiałem przechodzić przez wszystko co cię ostatnio spotkało samotnie i przepraszam, bo jestem złym przyjacielem, złym człowiekiem. Isaak miał rację. Casper nie mógł go zostawiać, a jednak to zrobił. Jak to o nim świadczyło?

Poczuł na twarzy jego dotyk i przymknął oczy na chwilę lub dwie, lgnąć do jego magicznych dłoni, do jego uspokajających zaklęć. Przekrzywił lekko głowę, wtulając się w jego delikatne objęcia, wzdychając zapach, za którym tak tęsknił. Magia zadziałała, bo faktycznie poczuł się odrobinę lepiej. W końcu wszyscy byli na swoim miejscu. Wszyscy, czyli Isaak i Casper. Na swoim miejscu, czyli dokładnie jeden obok drugiego.

Odetchnął głęboko i ciężko, podniósł powieki i przesunął spojrzenie prosto na lśniące od łez oczy nastolatka. Zauważył czapkę, ale nie zapytał o nią, bo chociaż nie połączył faktów, to jakby podświadomie wiedział o co w tym chodzi i co Isaac tu robił. Przecież nie przyszedł go odwiedzić, bo skąd niby mógł wiedzieć. Czy ktokolwiek wiedział? Casper uświadomił sobie, że nawet nie wie jaki dziś dzień, jaka godzina. Ailis musiała się martwić. Czy ktokolwiek ją powiadomił?

Poruszył się niespokojnie i znowu nabrał powietrza w płuca, gwałtownie, tym razem z bólu. Pytanie przywróciło go jednak na ziemię i zamrugał, próbując sobie dokładnie przypomnieć co się właściwie stało.

Co się stało?

Oni mnie gonili, a ja nie zdążyłem im uciec… 一 Mówił zachrypniętym głosem, a każde słowo sprawiało mu ból.

Pobili mnie, Isaac. Pięściami. Mocno. Bili mnie, kopali, wyzywali. Myślałem, że umrę.

Jeden ciężki oddech. Potem drugi.

Przebijająca się do jego umysłu świadomość, mówiąca mu, że nie powinien mu tego mówić. Nie powinien go martwić. Nie wolno Isaakowi mówić takich rzeczy. Przyrzekł sobie, że będzie go chronił, że będzie pomagał mu przejść przez wszystko z czym musiał się zmagać i nie doda mu nowego cierpienia. Nigdy.

Potknąłem się, biegnąc przez las i spadłem z górki. Ostatnio jestem niezdarny. Nic mi nie jest, widzisz? Wszystko już dobrze 一 wytłumaczył i nawet zebrał wszystkie siły, których wcale nie było zbyt dużo, aby się uśmiechnąć. Najchętniej chciałby wstać i pójść z Isaakiem nieważne gdzie, byle już ich więcej nie rozdzielili. Uniósł powoli dłoń i drżącymi palcami pogładził przyjaciela po policzku najdelikatniej i najbardziej pieszczotliwie jak potrafił.

Podałbyś mi wody? 一 zapytał znowu szeptem, bojąc się nawet odchrząknąć, bo czuł zdarte gardło, nawet bez mówienia czy przełykania.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac patrzył na Kacpra, który nagle zaczął przepraszać, a on sam nie miał pojęcia, za co. Nie, poważnie, nic nie przychodziło mu do głowy, za co miałby go skreślić na czarnej liście przyjaciół. Może za to, że przegapił jego urodziny? Ale czekał, to nie był powód do przeprosin. Może za to, że razem nie przebrali się za kaczki w Halloween? Ale przecież było im tak świetnie w tych koszulkach z własnymi twarzami!
Isaac zaczynał się trochę zastanawiać, czy Casper nie miałby lepszego kandydata na przepraszanego kolegę. Przecież to nie on był odpowiedzialny za jego trudności, ani za to, że trafił do zamkniętego ośrodka. Nie był nawet odpowiedzialny za to, że go nie znalazł. Bo gdziekolwiek Isaac szedł, tam Kacper szedł za nim... w jego serduszku. To nie było tak, że Russo był w tle, krocząc z niesamowitą dostojnością w wewnętrznym pałacu emocji Isaaca. Nie, to było coś bardziej, hmm, jakby był zainstalowany tam na stałe, jak stara, lojalna aplikacja na telefonie, której nie da się usunąć.
I tak, gdy Isaac spacerował po korytarzach ośrodka, gdzieś tam, między jego tętnicami i zastawkami, Kacper czuwał nad nim, jakby pilnował, żeby wszystko było w porządku. Może tam, gdzie serce mówiło do niego "bim-bam", to właśnie przyjaciel przekazywał mu ciche "no to hop, do przodu, stary".
Kiedy Isaac był na badaniach w szpitalu, Casper był tam razem z nim, siedząc wygodnie na niewidzialnym fotelu obok łóżka. Pewnie byłby nawet w stanie przytulić go, ale nie chciałby go przecież przerazić, próbując przeniknąć przez ściany serca.
I tak, kiedy Isaac zamkał oczy w nocy, mogąc poczuć, jak jego serce bije rytmicznie w piersi, był pewien, że to Kacper nadal tam mieszkał. Nie w sensie dosłownym, bo przecież nie był duchem nawiedzającym organy, ale bardziej w sensie... no, emocjonalnym.
Dlatego, choć Isaac nie miał pojęcia, za co Kacper przepraszał, postanowił po prostu pokręcić głową i uśmiechnąć się.
Sięgnął po stojący na szafeczce przy łóżku, kubeczek ze słomką i przytrzymał go przy twarzy przyjaciela, cierpliwie czekając aż ten sobie łyknie. W międzyczasie przyglądał się dokładnie każdemu widocznemu siniakowi i zadrapaniu, na ciele przyjaciela. Oczy mu się świeciły jak lupy powiększające detale na obrazie z kryminału, jakby chciał odkryć ukryte tajemnice tego nieszczęścia skórnego. I wtedy, z powątpiewającym spojrzeniem, nieco oskarżycielskim tonem wydusił z siebie:
- Casper wcale nie spadł z górki...
Isaac doskonale wiedział, jak wyglądają siniaki od uderzeń pięścią, bo przez siedemnaście lat oglądał takie na swojej twarzy, gdy tylko ojciec znalazł powód do zdenerwowania lub gdy się zwyczajnie nudził. Nie było to nic nowego – rodzina Monroe miała swoje własne metody "komunikacji", a pięści ojca były często narzędziem, którym się posługiwał.
Wiedział też, jak wyglądają obrażenia po sturlaniu się z górki, bo to z Kacprem praktykowali od najmniejszych lat. I jak dotąd, żaden z nich nie trafił do szpitala z tego powodu! Kończyli co najwyżej z otarciami i zadrapaniami.
Cała ta sytuacja wydawała się więc dość podejrzana. Dlaczego więc Kacper miałby mieć siniaki i zadrapania, skoro nie było żadnej górki do zjeżdżania ani krępujących rozmów z Bartem? Isaac spojrzał na Russo z nieufnością, jakby czekał na wyjaśnienie, które wytłumaczyłoby całą tę zagadkę.
- Czemu Casper okłamuje Isaaca? – spytał z wymalowanym smutkiem na twarzy – Już mnie nie lubisz? To przez tą ucieczkę? Ciotka na ciebie krzyczała po tym? Czy to dlatego, że mnie zamknęli?
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Urodziny Isaaka były dla niego dniem, którego nie pamiętał. To nie tak, że o nim zapomniał. Wręcz odliczał dni do tego wyjątkowego czasu i czekał na niego bardziej, niż na swoje urodziny i wszystkich innych razem wziętych. Nie pamiętał go dlatego, że kiedy już nadszedł, sięgnął do barku ciotki, w którym trzymała swoje ulubione likiery i butelkę domowej wódki, którą dostała od sąsiada na swoje imieniny. Ten sąsiad zawsze patrzył na ciotkę Caspera jak na kawałek idealnie wysmażonego steku, jak na dojrzałe, czerwone jabłko albo jak Isaac patrzył na opakowanie swoich ulubionych żelków.

Wódka smakowała ohydnie. Była gorsza, niż najpaskudniejsze lekarstwo, jakiego miał okazję próbować w swoim stosunkowo krótkim życiu. Przy pierwszych łykach paliła jak ogień, a żołądek buntował się, chcąc ją koniecznie zwrócić. Zdołał jednak przetrwać to kiepskie pierwsze wrażenie i po jakimś czasie okazało się, że wcale nie jest tak źle. Rozluźnił się, zrobiło mu się ciepło i nagle okazało się, że już tak nie pali, że już nie jest tak paskudna, a urodziny Isaaka nie są już kumulacją rozpaczy, tęsknoty i żałości. Nie są czarną dziurą, w którą zapadał się całkowicie sam, bez przyjaciela obok siebie, bez jego uśmiechu i ciepłej dłoni. Potem poczuł już tylko pustkę, a na koniec odleciał w siną dal. Ciotka dostała szału kiedy znalazła go nieprzytomnego z pustą butelką w dłoni i zabrudzoną treścią żołądka koszulką, ale na szczęście skończyło się to tylko urwanym filmem i strasznym kacem.

Nie chciał go okłamywać, chciał go chronić i mógłby zrobić wszystko, byle nie martwić Isaaka. Byle tylko cały czas się uśmiechał. Był w tym postanowieniu naiwny i niedojrzały, ale jego intencje były czyste, tak jak uczucie, którym darzył Monroe. Nie mógł znieść, kiedy chłopak był smutny, kiedy był zły i kiedy ronił łzy, tak jak wtedy kiedy zerwała z nim Jean. Dalej nie do końca rozumiał jakim cudem tamtego wieczoru znalazł się u niej, robiąc bardzo nieprzyzwoite rzeczy. Wspominał to z mieszanymi uczuciami, chociaż tak naprawdę chyba nie chciał o tym pamiętać. Trochę to wypierał, trochę się wstydził.

Poruszył się niespokojnie i skrzywił lekko, patrząc na chłopaka z uwagą i obawą. To, co powiedział zabrzmiało jednak źle. Za mało przekonująco. Czy najgorsza prawda nie była jednak lepsza, niż kłamstwo? Czy Isaac będzie miał mu to za złe? Czy przestanie mu ufać? Poczuł rosnącą w nim panikę Poczuł paraliżujący strach.

Zdołał przekręcić się na bok, przodem do siedzącego obok przyjaciela. Wyciągnął ręce i objął go w pasie, aby odrobinę się do niego przyciągnąć, przesuwając szczupłe ciało w jego kierunku. Ułożył głowę na jego kolanach, przyciskając policzek do brzucha chłopaka, zakrytego koszulką z kolorowym napisem. Nawet nie zdążył przeczytać co tam jest dokładnie napisane.

Ja cię kocham 一 powiedział w pewnym momencie zachrypniętym głosem, zaciskając przy tym oczy. 一 Na świecie jest dużo przykrości i dużo zła, a ja nie chcę sprawiać ci przykrości. Nie znałem ich. Pobili mnie, bo naprawdę jestem niezdarny i ich zezłościłem. Nie chciałem, żebyś był smutny, dlatego skłamałem一wyjawił w końcu, zaciskając smukłe palce na materiale jego koszulki na plecach. Zaniósł się płaczem, chociaż nie chciał. Poczuł złość na samego siebie, że musiał akurat w tym momencie zgubić całą czujność i całą siłę, powstrzymującą go przed odreagowanie żalu i smutku i całego bólu. Był zrozpaczony, że nie mógł być z Isaakiem, rozżalony że nikt nie brał go na poważnie. Oczywiście miał wsparcie w Ailis i wujku Quinnie, ale jednocześnie oberwało mu się od innych osób, które obwiniały go o złe zachowanie. Był roztrzęsiony pobiciem, bo przecież nie chciał się źle zachowywać i nie życzył nikomu źle. Nie rozumiał czemu to wszystko go spotkało. Tak jak nie rozumiał czemu Isaac zachorował i czemu umierał.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaacowi serce zaczeło się krztusić, jakby chciało mu wyskoczyć z klatki piersiowej, by wybuchnąć na tysiące kawałków, gdy widział Kacperka w takim stanie. Obserwując jego trud by chociażby się poruszyć, to było tak, jakby ktoś otworzył szufladę z emocjami i zdecydowanie przesadził z ładunkiem. Poczuł się jak stary samochód, którego silnik właśnie odszedł na zasłużoną emeryturę, a reszta części postanowiła się rozsypać na drodze. Ale co Isaac mógł zrobić? Wyglądał na zewnątrz tak, jakby był spokojny jak szkło, ale w środku, w środku było jak wulkan gotujący się do wybuchu. Może to dlatego jego serce czuło się jakby rozpadało się na kawałki, próbując utrzymać razem resztki Isaaca na kawałki. Powoli położył dłoń na plecach Kacpra Russo, jakby chciał go uspokoić jak kota, który właśnie przestraszył się własnego ogona.
Głaskanie zaczęło się delikatnie, jakby Isaac starał się dotknąć go niezauważalnie, jakby miał lekki problem z przebiciem się przez warstwy powietrza między nimi. Ale stopniowo zaczął nabierać pewności siebie, jakby odkrył w sobie tajemną moc głaskania, która potrafiła uspokoić nawet najbardziej wzburzone emocje. I wtedy, szeptem, który brzmiał jak szept matki uspokajającej dziecko, Isaac powtarzał:
- Już, już, ćśśś, już dobrze. - To było jak mantra, która stopniowo wypełniała pomieszczenie spokojem i harmonią, jak gdyby Isaac próbował przekonać nie tylko Kacpra, ale także samego siebie, że wszystko będzie w porządku.
Nagle, przez szum emocji targający jego sercem, dotarły do jego uszu słowa, które znał już od kilku różnych dziewczyn ze szkoły, a czasem nawet od siostry. To były słowa, które powtarzano na okrągło w filmach, śpiewano w piosenkach i wierszowano na kartkach walentynkowych. Słowa te były rzadkie jak kometa na niebie w ich rodzinie, ale teraz, gdy je usłyszał, wywołały w Isaacu mieszane uczucia.
Poczuł nagły dreszcz, jakby ktoś puścił mu zimną wodę po plecach, ale jednocześnie jego wnętrze zalewała fala ciepła, jakby był słońcem na jesiennym dniu. To było coś zupełnie nowego, coś, czego nie spodziewał się usłyszeć w takim momencie, w takiej sytuacji.
Siedział tam, jak wryty w ziemię, z wyrazem twarzy, który mógłby być użyty jako ilustracja w słowniku pod hasłem "zdumienie". Jego oczy rozszerzyły się jakby chciały opuścić orbity, a usta lekko otworzyły się, jakby miał zamiar złapać muchę. Wewnętrznie jednak jego umysł pracował jak maszyna, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał.
"Kocham cię?" - pomyślał, jakby ktoś właśnie wręczył mu zestaw Lego, którego nigdy nie miał. Ale czy on też kochał? Czym właściwie była miłość? Czy to było to, co czuł, kiedy nauczył się pisać pierwsze słowa, czy raczej to, co czuł, kiedy zjadł pierwsze ciastko?
Tak, miłość to było coś, czego Isaac nie do końca zrozumiał. Ale patrząc na Kacpra, zaczynał myśleć, że może to właśnie było miłością. Bo przecież, przy Mary-Jean musiał się starać, musiał udawać, być kimś, kim nie był. Ale przy Kacprze? Wszystko było łatwe, jak otwarcie pudełka z ulubionymi zabawkami.
I wtedy, w tych chwilach, kiedy patrzył na Russo, zdając sobie sprawę, że nie wyobrażał sobie życia bez niego, Isaac zaczął myśleć, że może to właśnie była miłość. Może to było to uczucie, które tak długo próbował zrozumieć, a teraz nagle zaczęło wypełniać jego serce jak gorąca czekolada w chłodny wieczór. Nie odpowiedział jednak na to wyznanie. Uniósł za brodę jego twarz, by ich spojrzenia się spotkały
Ale ty mi nigdy nie sprawiasz smutku… Dlatego nie możesz mnie okłamywać… I musisz mi mówić jak jest… Bo wiesz… Jestem trochę głupi… – zaśmiał się, przecierając z łez po raz kolejny twarz chłopaka.
- A tych którzy cię pobili, znajdziemy i pobijemy! – zawołał z uśmiechem.
- Dlatego nie płacz… Isaac nie lubi jak Casper płacze… Bo wtedy i Isaakowi chce się płakać.. – teatralnie pociągnął nosem, chociaż te gile tam były prawdziwe i teraz wciągły się aż do mózgu.
- Przesuń się. – zarządził i wstał z łóżka. Obszedł je dookoła, ciągnąc za sobą swój stojaczek z morderczą kroplówką, po czym usadowił się na brzegu materaca i usadowił się tak, by Russo mógł położyć głowę na jego ramieniu.
- Isaac nie pozwoli cię więcej skrzywdzić… – obiecał –…już zawsze będziemy razem…
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Swoim wyznaniem nie chciał Isaaka wystraszyć ani wprawić w zakłopotanie. Po prostu jak usłyszał jego przypuszczenie o tym, że Casper go nie lubi, to przyszło naturalnie, po prostu te słowa wyszły z jego ust, chcąc zaprzeczyć teorii przyjaciela, wykazać że wręcz przeciwnie - nie mógłby go nie lubić. Wyznanie miłości nie było też typowym romantycznym zagraniem i absolutnie nie oczekiwał odwzajemnienia go, nawet o tym nie pomyślał. Chciał tylko, żeby Isaac wiedział jak ważny dla niego jest, to wszystko. Nie odpowiedział na pytanie o ciotkę, chociaż faktycznie miał rację - krzyczała. Tak jak krzyczał brat Isaaka, ale o tym też nie chciał mówić. Bał się, że Isaac znowu postanowi uciec i to skończy się jego kolejnymi zdrowotnymi problemami, a to przyspieszy… Nawet nie chciał o tym myśleć. Było mu tak trudno. Sam nie wiedział czy nie powinien porozmawiać z Isaakiem o jego chorobie, bo miał dziwne przeczucie że nikt inny, nikt z dorosłych, tego nie zrobił. Martwił się jak nigdy przedtem i był bardzo zagubiony. Nie miał pojęcia jak i co powiedzieć i w ogóle jak zacząć. Może jednak nie on powinien być tym, który powie wszystko Monroe. Poza tym zastanawiał się też czemu lekarze tego nie zrobili. Jak on był w szpitalu, a zdarzyło się kilka razy, to lekarz zawsze cierpliwie z nim rozmawiał i tłumaczył mu po co tu jest i co będą robić. Zazwyczaj nie było to nic przyjemnego jak wycięcie wyrostka albo nastawianie złamanej ręki.

Nienawidził jak ktoś nazywał Isaaka głupim, nawet jeżeli on sam tak o sobie mówił. Skrzywił się lekko i pokręcił przecząco głową. 一 Wcale nie jesteś głupi. Gdybyś był to byś się nie zorientował, że nie powiedziałem ci prawdy o pobiciu 一 zauważył, spoglądając na jego twarzy, na uśmiech który pozostał po tym, jak ten się zaśmiał. Mimowolnie Kacper również się uśmiechnął, bo uwielbiał roześmianego Isaaka. 一 Jesteś super 一 dodał, po czym pociągnął krótko nosem, co też było dosyć głośne, bo jego nos przez płacz był pełen wydzieliny.

Kilka ostatnich łez spłynęło po jego policzkach, ale były to te, które jeszcze zwisały z rzęs, nie nowe. Odrobinę się uspokoił, obserwując jak chłopak wstaje i rusza wraz z kroplówką na drugą stronę łóżka.

Casper przesunął się, zgodnie ze słowami Isaaka i nawet zgarnął kołdrę, żeby przykryć ich obu, jak przyjaciel wsunął się na miejsce obok niego. Przytulił policzek do jego ramienia, układając się bokiem, aby ręką objąć go w pasie. Tak mu było dobrze i naprawdę nie miał zamiaru płakać, nie chciał płakać, bo nie chciał żeby Isaakowi było przez to smutno. Jednak kiedy usłyszał magiczne [zawsze, jego oczy znowu zrobiły się mokre, chociaż dopóki głowę opierał na ramieniu Monroe, ten nie mógł tego dostrzec.

Przecież nie będą zawsze razem, to chyba było niemożliwe. Chyba, że Casper odejdzie razem z nim. Wtedy nie musiałby żyć reszty życia bez niego. To był całkiem rozsądny pomysł, a przynajmniej taki mu się wydawał. Po chwili nawet nie widział już innej możliwości. Nie potrafił wytrzymać bez niego kilku miesięcy, a co dopiero gdyby musiał wytrzymać lata, a właściwie cała resztę życia? Nie wyobrażał sobie tego, to było po prostu nierealne. Musiał tylko się przygotować. Musiał tylko sprawdzić jak to zrobić i być przygotowanym. Da radę.

Zawsze będziemy razem 一 powtórzył, przesuwając dłonią po klatce piersiowej Isaaka, by sięgnąć do własnej twarzy i otrzeć te kilka ostatnich łez, spływających z kącików oczu. Kiedy już wpadł na taki plan, poczuł się trochę lepiej. Może to będzie trochę jak ich kolejna przygoda? Kto wie co ich czeka po drugiej stronie.


Koniec.


ODPOWIEDZ