chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Dobrze wiesz, co kusi mnie najbardziej. – Zerknęła w dół na duże wycięcie w dekolcie od kamizelki, co miało sugerować wybór deseru.O ile zostało ci jeszcze trochę siły. – Po całym męczącym dniu, po którym Beverly zasłużyła na odpoczynek. Nie wątpiła jednak, że kobieta potrafiła wykrzesać z siebie energię, co Margo z chęcią wykorzysta choćby na szybkie acz intensywne zbliżenie dające upust ciału i temu co w nim najbardziej napięte. Jakiś czas temu przekonały się, że w ich przypadku to działało. Miały więc alternatywę na długą grę wstępną i jeszcze dłuższe dopieszczanie się, na które nie zawsze był czas. Miały obowiązku, pracę i jedna z nich posiadała dziecko. Szybki seks był wręcz zbawieniem, o ile w ogóle wychodził i dawał satysfakcje obu osobom. W ich przypadku tak było, więc czemu by z tego nie skorzystać?
Wargami zaczepiła o te drugie zaledwie je muskając. Odczekała sekundę i ponowiła próbę, z której znów zrezygnowała tym samym podburzając Beverly do pewniejszego działania, co odczuła na udzie. Tę dłoń sunącą po nodze aż do pośladka, do którego dzięki sukience Strand miała bardzo dobry dostęp.
Bertinelli uśmiechnęła się pod nosem i już bez ceregieli złączyła ich usta w pocałunku.
Wiedziała, że Bev mogła być zmęczona, ale czymże byłby ten dzień bez zwieńczenia go przyjemną bliskością? Bez intymnego zapieczętowania nie tylko oficjalnego nazwania się parą, ale także wolności, którą Strand zyskała dzięki rozwodowi?
Nie było wręcz mowy aby tego nie zrobiły. Aby nie skonsumowały swoistego nowego początku i zarazem (być może) nastania względnego spokoju.

- Kolejna część deseru – zapowiedziała idąc z dwoma talerzykami odziana jedynie w znalezione niedawno majtki i zarzuconą naprędce marynarką Beverly, którą na moment pozostawiła samą na kanapie. Jeszcze nie przełamała się na tyle aby paradować przy kobiecie kompletnie nago. Nie. To nie nagość była problemem a oczywiście blizna, którą jeszcze nie umiała świecić na prawo i lewo. Uważała jednak, że i tak było lepiej, nawet jeśli znów dziś klepnęła Bev w rękę, kiedy ta zbliżyła się w znajome okolice. Na wszystko przyjdzie pora i oby do tego czasu Strand nie obraziła się za te ciągłe okrywanie się czym popadnie byleby nikt zbyt długo nie patrzył na pozostawioną przez ogień maszkarę.
Jeden z talerzyków podała w ręce towarzyszki zanim usiadła obok na kanapie. Dziś znów zaryzykowały seksem na widoku. Całe szczęście Joe dziś nie planował wrócić do domu albo postanowił wejść do pokoju przez okno.
- Trochę dużo go zrobiłam – stwierdziła patrząc na ciasto na swoim talerzyku. – Jeśli masz kogo nim poczęstować to się nie krępuj. – Może Beverly odwiedzi swoich kolegów z pracy? – Jeśli nie, to zawiozę je do szpitala. – Lekarze na pewno jej podziękują, co jednak nie oznaczało, że zamierzała rozdać całe ciasto. Było go jednak tak dużo, że sama biedna Strand na pewno go nie przeje. – Od jutra zaczynam nocne zmiany. – Nawiązała do wzmianki o szpitalu. Do tej pory, w trakcie pomocy Beverly w powrocie do zdrowia ominą ją ten zaszczyt koczowania po nocy w pracy. Nastał jednak ten czas i.. – Nie będę zbyt pomocna w ciągu dnia. – W trakcie którego głównie będzie odsypiać. – Poradzisz sobie? Widzę, że jest już lepiej, ale muszę to usłyszeć od ciebie. – Z jednej strony na to liczyła a z drugiej obawiała się, że jeśli Beverly czuła się lepiej, to ona już nie była tutaj potrzebna. – Nie chciałabym ci też przeszkadzać. Żebyś nie musiała chodzić na palcach z myślą, że mnie obudzisz. – Skrzywiła się, bo nie lubiła w sobie tego całego rozsądku. – Może po prostu na ten czas wrócę do mieszkania? – Zasugerowała bardzo ostrożnie nieświadomie nadając temu ramy czasowe. Znowu to zrobiła. Najpierw mówiła o paru dniach nocowania u Strand, co zamieniło się w tygodnie a teraz zapowiedziała, że owszem wróci do siebie, ale tylko na czas pracy na nocki. A potem co? – A potem i tak wrócę tutaj. – No właśnie. – U mnie będzie tłok. – Jak zapowiedziała, zamierzała przenocować u siebie wszystkich gości a to oznaczało zajęcie wszystkich łóżek i kanapy. – Oczywiście, o ile mnie przyjmiesz. Nie chciałabym się wpraszać. – Tak bezczelnie jak to właśnie zrobiła, choć jej „i tak wrócę tutaj” nie było takie pewne i stanowcze, jakby coś nakazywała.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Umysł miał nieco inne zdanie na temat pokładów energii, jednak ciało wystąpiło przeciwko niemu, zachęcone do działania pocałunkami oraz sugestywnym dotykiem, rozpalającym odpowiednie zmysły. Nie przewidywała zbliżenia, gdyż jeszcze przed porannym wyjściem z domu, obstawiała powrót w późnych godzinach nocnych. Być może skończyłoby się na cichej rozmowie w łóżku oraz małej aktywności, nieznacznie nadwyrężającej organizm, wciąż wracający do zdrowia.
Cóż, wdzięki Włoszki działały na nią bardzo intensywnie, o czym świadczył nieco przyspieszony oddech oraz serce, pompujące krew na wyższym biegu. Oparta o powierzchnię kanapy, chłodzącą rozpaloną skórę, podciągnęła na biodra krótkie spodenki, znalezione na oparciu, po ostatnim praniu. Zapięła również guziki od wyjściowej kamizelki, oczekując na deser, po który Margo osobiście się pofatygowała.
Zgarnęła uprzednio zdjęte w trakcie aktu ubrania i zwinęła w kulkę, uznając, że i tak wszystko trafi do prania. Sama to pranie nawet zrobi, jak już zwlecze się z łóżka, po porządnym odpoczynku. Kulkę schowała za podnóżem kanapy, po stronie podłokietników, uśmiechając się na widok pani doktor, niosącej deser. Karmiła spojrzenie przyjemnym widokiem, zawierającym element jej dzisiejszego, wyjściowego stroju.
Zastanawiało ją czy mogła zapytać o konkretny moment, związany z pojawieniem się niechęci, co do odsłaniania blizny, albo dotykania jej przez inne osoby. Czy rozchodziło się o cały proces, prowadzący do wypracowania nawyku czy może konkretne wydarzenie, naładowane ogromem negatywnej energii.
Myślała o tym, odbierając talerzy z tiramisu, kuszącym zapachem oraz wizualnym całokształtem.
- Mogę poczęstować nim Caspara. Wpadnę do niego i zobaczę jak się urządził - uznała, decydując, że odwiedzenie młodszego brata to coś, co powinna zrobić, zanim wróci do regularnych zmian w pracy. Póki co, chłopak dzielnie tkwił w jednym miejscu, mało kojarzącym się z bogatym życiem towarzyskim i Beverly podziwiała jego podejście. Zdawała sobie sprawę, jak energiczną osobą był najmłodszy Strand, który zdaje się entuzjazmem nadrabiał za cale rodzeństwo. To nie tak, że Bev była jakimś dzikusem, stroniącym od ludzi, ale ekstrawertyzm odpalał jej się zaledwie raz na jakiś czas. Z reguły była stonowana i dysponowała wyważonym temperamentem, przechylającym się na konkretną szalkę, w zależności od sytuacji.
- Zdecydowanie powinnaś wziąć trochę dla lekarzy - dodała, zgarniając małym widelcem odrobinę kremowej masy. - W ten sposób można jawnie przysłużyć się dla postępu medycyny. Może jakiś neurochirurg wymyśli lek na Alzhaimera, po spróbowaniu twojego wspaniałego ciasta?
Naukowcy potrafili zainspirować się nawet najdrobniejszymi rzeczami, a to doskonały argument na poczęstowanie personelu ciastem.
- Ale trochę musisz mi zostawić, dla dobra mojego powrotu do zdrowia - uśmiechnęła się, po przełknięciu pierwszego, doskonałego kęsa deseru.
W zmianach nocnych tkwił pewien urok. Inaczej sądziły osoby, wykonujące pracę fizyczną, będące z natury stworzeniem dziennym, aniżeli nocnym markiem. Podejście samej Bev zależało od kilku czynników, jednak biorąc pod uwagę całokształt pracy nocnej, kojarzyła jej się dobrze. Świat wyglądał zupełnie inaczej pod osłoną nocy. Sprzyjał niestety nagromadzeniu przestępstw oraz wypadków, przy których urazówka pracowała najciężej. Strand mogła mieć jedynie nadzieję, że los oszczędzi Margaritę i ta nie będzie mierzyć się z falą poszkodowanych, pochłaniającą jak najwięcej czasu.
- Poradzę - przytaknęła, przesuwając nogę kobiety na swoje udo. Lubiła czuć na sobie jej dotyk, więc świadomie zmierzała do niwelowania dystansu, chociażby poprzez zetknięcie skóry z drugim ciałem, o bardzo miłym kształcie.
Dopóki wciąż przebywała na zwolnieniu, jakoś sobie poradzi przy Oliverze oraz codziennych obowiązkach. Bark, chociaż wciąż wracał do dawnej sprawności, nie blokował się przy lżejszych czynnościach. Dopóki go nie przeciążała, mogła swobodnie funkcjonować.
- Wolałabym leżeć razem z tobą do późnego południa - zamiast krążenia na palcach po otoczeniu, co niestety nie było możliwe, przez wzgląd na małego Olivera. Poza tym, rozregulowałaby sobie dzienne godziny funkcjonowania, co nie sprzyjałoby uskutecznianiu ćwiczeń na stabilizację mięśni i zachowaniu jako takiej diety, wspomagającej odżywienie organizmu, wracającego do zdrowia. Musiała więc przystać na tymczasową rozłąkę, związaną z niesprzyjającymi godzinami pracy pani chirurg.
- Odkąd otrzymałaś dostęp do lodówki i łóżka, jesteś już praktycznie u siebie - wywnioskowała, bo „wpraszanie się” nie funkcjonowało już względem Włoszki. - Nie potrzebujesz mojego pozwolenia.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem i zostawiła na policzku kobiety mały pocałunek, po którym wróciła do pałaszowania ciasta.
- Chyba wypiję jeszcze kawę - napomknęła, czując, jak powieki zaczynają ciążyć, prowokując Strand do odpłynięcia w krainę snów. Nie chciała w przysnąć w trakcie rozmowy z Margo. Cukier, zawarty w deserze nieco pobudzi organizm, ale warto dodatkowo napędzić go kawą.
- Espresso - małe, bez mleka i z zaledwie jedną łyżeczką cukru, stanowiące porządny zastrzyk kofeiny. Nie piła go regularnie, co pozwalało na wyraźne odczucie efektów. Serce również na tym nie ucierpi, więc czemu nie skorzystać? Z tiramisu skomponuje się idealnie.
- Też chcesz? - postanowiła zostawić parzenie kawy ekspresowi, który nie zastępował godnie tradycyjnej kawiarki, ale sprawdzał się w jakimś stopniu, zaspokajając głód kofeiny. Przy okazji zgarnie do zmywarki talerze po kolacji oraz przyniesie kieliszki z pozostałym winem.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Wiem. Też bym to wolała. – Palcem zaczepnie pacnęła kobietę w policzek nie musząc rozwijać powodów, przez które ten cudowny plan by się nie udał. Oliver był pierwszym z nich i właściwie najważniejszym, bo resztę rzeczy/spraw jako tako można by olać. Małego dziecka nie dało się zignorować, chociaż w patologii uskuteczniali to całkiem nieźle. Na szczęście żadna z nich nie chciała zyskać miana patologicznej osoby. Nawet by tak nie potrafiły. – Spróbujemy tego podczas naszego wyjazdu. – Którego termin ustalą wcześniej a miejsce wybiorą przy okazji. Bertinelli choć była bardzo energiczna to umiałaby przeleżeć do południa w łóżku, o ile dzień wcześniej i później będzie miała okazję nieco się poruszać (łóżkowych sportów nie liczę). Z tą kobietą nie było mowy aby przez cały dzień leżeć w miejscu. Lubiła ruch choćby w formie spacerów, zwiedzanie, wychodzenie do kawiarni.. o czym na pewno Beverly się przekonała, bo nawet po pracy Margo wyciągała ją na krótkie spacery (z Oliverem też) w ramach dochodzenia do zdrowia.
Uśmiechnęła się pod nosem jednocześnie wpatrując w Strand, która wróciła do jedzenia ciasta. Czuła, że w jej słowach wcale nie chodziło o brak konieczności uzyskania pozwolenia. Obie dobrze wiedziały, że to był dom pani oficer a Margo nie należała do tych bezczelnych osób, które wpraszały się bez zapowiedzi. Cóż, bez zapowiedzi została tu na dłużej niż parę dni, ale to całkiem inna bajka. Chodziło bardziej o to, że Bertinelli nie potrzebowała pozwolenia, bo najwyraźniej mogła tu zostać ile tylko chciała. Ile obie chciały. To zawsze musiała być obopólna zgoda.
- Nie, dziękuję. Już późno. – Potrzebowała odpoczynku i spodziewała się, że Beverly także. – Nie pij. – Poprosiła. – Zaraz pójdziemy do łóżka. – Nie chciała, żeby przez kofeinę Strand przesiedziała pół nocy, bo na pewno wtedy będzie ją budzić (ha). Brała też pod uwagę serce kobiety, ale o tym nie powie na głos, co zresztą i tak było widać w troskliwym spojrzeniu. – Jedz i ciesz się spokojem. – Uśmiechnęła się samej wracając do pałaszowania ciasta. - O, może zawieziesz trochę Tiramisu do Gwen? – W ramach podzięki za pilnowanie Olivera, kiedy Strand była w szpitalu. – Dostała już kosz z upominkami, ale domowe ciasto na pewno ją ucieszy. – Była co do tego przekonana podobnie jak z koszem, który sama załatwiła i sprezentowała pani prawnik. Pomyślała o wszystkim jeszcze zanim Beverly sama na to wpadła zwłaszcza, że nadal była w ciężkim stanie po wypadku i ostatnie co miała w głowie to załatwianie prezentów dla rodziny (bo szwagierka to też rodzina).

Pozwoliła sobie pospać nieco dłużej. O poranku słyszała wołanie Olivera, do którego Beverly dzielnie wstała, ale szybko powróciła do krainy Morfeusza z myślą o nocnej zmianie, na której i tak będzie zmęczona. Pierwszy „dzień” z serii nocek zawsze był najgorszy, bo przed nią nie dało się spać aż do wieczora, żeby potem być w pełni sił, ale Margo i tak nie narzekała. Rzadko to robiła zwłaszcza wobec swej pracy, którą przecież uwielbiała, nawet jeśli wymagała od niej nadmiaru energii.
Ten dzień spędziły razem z Beverly i Oliverem. Pojechały na zakupy, to parku na dłuższy spacer i zahaczyły o sanktuarium aby młody mógł popatrzeć na zwierzęta, co zawsze robił z ochotą. Miał ten szalony błysk w oku sugerujący, że kiedyś będzie ujarzmiać tygrysy albo po prostu zostanie weterynarzem. W międzyczasie ustaliły dokąd dokładne zabiorą rodzeństwo Bertinelli (razem albo w pojedynkę zależnie do możliwości czasowych Bev).
Przed pracą Margo postanowiła, że jeszcze się zdrzemnie zanim opuści ten dom na kilka dni, co podsumowała pożegnalnymi paroma buziakami ze Strand.

Po nocnej zmianie obudziła się w łóżku w swoim mieszkaniu. Ciężkie i grube zasłony nie dopuszczały do pomieszczenia choćby skrawka światła. To było jedno z dziwactw Margo, która śpiąc musiała mieć całkowicie ciemno w pomieszczeniu. Przynajmniej gdy w grę wchodziło odsypianie nocki.
Przewróciła się z boku na plecy dłonią sięgając do miejsca obok. Nie wyczuwając drugiego ciała przypomniała sobie, że przecież nie była u Strand. Nie spały razem, co wzbudziło w niej poczucie niezadowolenia, ale też dziwnej pustki i potrzeby zmiany tego stanu rzeczy. Poczuła jednak, że to było za szybko. Że musiała jeszcze poczekać aby Beverly tuż po rozwodzie nie poczuła się osaczona tak wieloma nowościami w swoim życiu. Nie żeby do tej pory Margo u niej nie nocowała, ale nie zostało to nazwane a co nie nazwano nie ma takiej mocy, co sprawy przemilczane.
Westchnęła jedną dłonią przecierając twarz a drugą sięgając do telefonu. Sprawdziła godzinę i od razu weszła w zakładkę z wiadomościami. Skoro nie mogła przywitać się ze Strand oko w oko to zrobi to przez sms’a.

Margo
Ciao! Dopiero wstałam.. i stwierdziłam, że to dziwne budzić się bez ciebie obok. Bez tej świadomości, że tu byłaś. To już chyba uzależnienie. Od Ciebie.
wysłano do Beverly Strand

mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Nie mam tu czego szukać, rozumiesz? - Margo żywo gestykulowała dłońmi, w otoczeniu dwóch walizek. - Mogę z powrotem pracować we Włoszech, dasz sobie radę beze mnie.
Wydawało się, jakby pani doktor była już zmęczona wałkowaniem tego samego któryś raz z kolei. Westchnęła, ogarniając długie włosy na bok, po czym szarpnęła za klamkę od ciężkich, dębowych drzwi wejściowych.
Dom, w którym się znajdowały wyglądał zupełnie inaczej, niż ten z numerem 124 na Fluorite View. Dookoła rozciągał się krajobraz śródziemnomorski, a rosnące w oddali winogrona nie wywarły na Strand większego wrażenia. Zupełnie, jakby od dawna mieszkała w podobnym otoczeniu.
- Zaczekaj, proszę - ledwo słyszała swój własny, rozpaczliwy głos, biegnąc w stronę Margo, oddalającej się szybkim krokiem w stronę taksówki, zamówionej prosto na lotnisko.
- Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać? - wymamrotała, praktycznie w przestrzeń, widząc, jak kobieta pakuje się na tylne siedzenie taksówki w której siedziała już inna kobieta. Nigdy nie poznała Tessy. Nie widziała jej nawet na zdjęciach, ale była pewna, że to właśnie ona. Wyczuła to podświadomie, chociaż nie miała do tego żadnych podstaw.
- Margo!
Wybudziła się nagle, wraz z szarpnięciem do przodu, odrywającym plecy od materaca.
Znajdowała się w swoim łóżku, a jedyną pozostałością po burzliwym śnie było kilka łez zatrzymanych na policzkach oraz szybko bijące serce.
Z wolna opadła z powrotem na powierzchnię zasłaną prześcieradłem, próbując uspokoić rozedrgany organizm, dochodzący do siebie po tym, co zaserwował mu mózg. Skubaniec miał odpoczywać, a nie serwować jej tak realnie wyglądające obrazy, zwiastujące nieuniknioną tragedię.
Kolejna łza spłynęła od kącika oczu na pościel, prowokując pociągnięcie nosem. Co za przeklęty sen…
Płacz Olivera, dobiegający z pokoju obok, skłonił ją do rozprostowania nóg. Przesunęła dłońmi po twarzy, rozprowadzając mokre plamy na policzkach. Przelotnie spojrzała na wyświetlacz zegarka, dostrzegając godzinę siódmą. Margo zapewne już spała, po nocnej zmianie pełnej wrażeń. Nie chciała zawracać jej głowy czy też wyrywać z odpoczynku, motywowana błahymi powodami.
Znalazłszy się w pokoiku syna, od razu podeszła łóżeczka, w którym zastała chłopca, trzymającego dłońmi za drewniane szczebelki. W ciągu swojej dotychczasowej kariery w roli rodzica, Bev zdążyła nauczyć się różnych rodzajów płaczu. Istniał marudny lament, wymuszający konkretne działania, płacz nacechowany bólem oraz taki, który wynikał ze strachu. Aktualnie prezentowany przez Olivera lament niechybnie łączył się z tą ostatnią kategorią, chociaż jego ustawienie mogłoby wskazywać na próbę wyżebrania wypuszczenia z kojca.
- Już wszystko dobrze, to tylko sen - przemówiła do dziecka, podrzucając go delikatnie na rękach. - Tylko sen.
Na aktualnym etapie rozwoju, mały nie był zainteresowany smokiem, którego Beverly próbowała zastąpić, kiedy ten stary nieco się zużył. Oliver uznał, że będzie go po prostu wypluwał. Nie akceptował go, co świadczyło o tym, że chłopiec już z niego wyrósł.
Zdał się uspokajać pod wpływem spokojnych słów Strand, walczącej przy okazji z własnym smutkiem, wywołanym nieprzyjemnym snem. Pociągnęła nosem jeszcze dwa razy, słysząc marudzenie syna. Lepiej, aby jej własne emocje nie napędzały tych, należących do dziecka, bo za moment oboje będą wyć.
- Już w porządku, nie płaczemy. Poleżysz sobie trochę z mamą, ok? Mama też ma zbyt wybujałą wyobraźnię.
Zgodnie z zapowiedzią przeszła z chłopcem do sypialni gościnnej, którą na przestrzeni ostatnich tygodni dzieliła z Margo.
- Mama jest irracjonalnym cykorem, ale tylko podświadomie, w snach - uśmiechnęła się pokrzepiająco, zauważając, że Oliver zdążył się już uspokoić. Oparł główkę na jej ramieniu i zaczął oddychać spokojniej, co zapowiadało postępujący sen.

Zrobiła pranie. Do godzin późno popołudniowych zdążyła uwinąć się jeszcze z małym spacerem w towarzystwie Olivera, półgodzinną sesją jogi oraz odgrzaniem obiadu dla siebie i syna, odłożonego w lodówce przez Margo, dwa dni temu. Siedząc już na kanapie, oglądając zapychacz czasu, jakim było reality show o influencerkach, wysłanych do dżungli, odczytała wiadomość, automatycznie przywołującą na jej usta uśmiech.

Bella
Też mi Ciebie brakowało. Pierwszy raz od dłuższego czasu spałyśmy oddzielnie i od razu przyatakował mnie koszmar :lol: Może to kwestia dotlenienia? Spokojnie, przewietrzyłam pokój przed snem i włączyłam klimatyzację. Jak było w szpitalu?
wysłano do Margo Bertinelli


/ ztx2
ODPOWIEDZ