chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
outfit

Spędziła w domu Strand kolejne dwa tygodnie. Nikt nie pytał, czy to już minął umowny termin „paru dni” wsparcia poturbowanej po wypadku Beverly. Żadna też nie sugerowała powrotu Margo do jej mieszkania, nawet gdy kolejny raz informowała o konieczności zajechania tam po jakieś rzeczy. Bertinelli przez cały czas uważała, że była potrzebna, głównie z powodu chorego barku, czym tłumaczyła swoją obecność w nieswoim domu. Płuca, pomimo wyleczenia zapalenia, także trzeba było kontrolować. W pewnym momencie pani doktor codziennie podkreślała ów fakt, jakby przed samą sobą i przede wszystkim przed Beverly argumentowała pozostanie pod tym dachem. To jednak nie mogło trwać w nieskończoność, o czym doskonale wiedziała a co jednak przedłużyła o kolejne dni biorąc pod uwagę sprawę rozwodową i wsparcie Strand w tej jakże trudnej (bądź nie) chwili.
Została i zgodziła się na kompromis w kwestii zajęcia się Oliverem. Przystała na to, żeby Tanya odebrała chłopca ze żłobka i jeszcze zajęła się nim chwilę, zanim Margarita ogarnęła zakupy, świeże pranie i jako tako przygotowała część kolacji. Po ogólnych obowiązkach pozwoliła Tanyi wrócić do domu a sama zajęła się młodym jednocześnie raz po raz zerkając w telefon teatralnie rzucając focha za to, że Beverly nie chciała zdradzić szczegółów dotyczących rozprawy. Powiedziała tylko, że to nie „sprawa na telefon” i koniec. Zostawiła Bertinelli z domysłami, która nie wiedziała czy spodziewać się zadowolonej Strand czy jednak wkurzonej i smutnej zarazem.
Po udanym uspaniu Olivera zeszła do kuchni szykując specjalną kolację. Była dobrej myśli i pomimo rezultatu w sądzie nastawiała się na jak najprzyjemniejsze powitanie Beverly, która chyba właśnie do niej dzwoniła.. Margo rzuciła okiem na ekran telefonu i momentalnie się spięła widząc imię Platessy. W pierwszym odruchu zamierzała zignorować połączenie, lecz szybko dotarło do niej, że była żona nie miała powodu aby do niej dzwonić chyba, że a) coś stało się z Amelią b) to Amelia dzwoniła z telefonu mamy.
Wytarła ręce w ściereczkę i szybko odebrała. Słysząc głos córki uśmiech jej się poszerzył, lecz szybko znikł pod wpływem słyszalnego w słuchawce płaczu. Nie stało się nic tragicznego, lecz dla Amelii to było ważne i koniecznie chciała porozmawiać z Margaritą licząc, że ta jakoś wpłynie na drugą mamę. Po parunastu minutach udało jej się uspokoić dziewczynę i poprawić humor zachęcając do opowiedzenia o czymś miłym. Historii było dużo, lecz niestety czas ograniczony. Kiedy Tessa odebrała telefon córce, Margo odczekała chwilę zanim dosadnie wydarła się na ex żonę. Nie za głośno, żeby donośny głos nie obudził Olivera, ale znacząco, co mogło zaniepokoić wchodzącą do domu Strand.
- Niedługo zamiast na koło naukowe będzie chodzić na regularne wizyty do psychologa. – warknęła po francusku. – Przez ciebie nabawi się stanów lękowych.
- Nie wtrącaj się w wychowanie. Chciała do ciebie zadzwonić, więc jej pozwoliłam, bo już miałam dość..
Margo przestała słuchać, gdy przechodząc się po kuchni dostrzegła osobę stojącą w progu. Cholera, tego jeszcze brakowało, żeby Beverly wracając do własnego domu musiała wysłuchiwać gniewnych francuskich słów (dobrze, że ich nie rozumiała).
- Jesteś. – W tym jednym słowie kryło się wiele emocji. Ulga, spokój i radość, że Strand wróciła cała i zdrowa. - Oliver śpi – poinformowała szeptem uprzednio dłonią zakrywając mikrofon w komórce. – Nie przejmuj się – dodała widząc znaczące spojrzenie rzucone w stronę jej telefonu. – Idź do niego. – Bo Bev na pewno chciałaby zobaczyć syna. – Przygotowałam kolację. Mam nadzieję, że jesteś głodna. – Puściła do niej oczko i zaraz przyłożyła komórkę z powrotem do ucha z zadowoleniem kodując, że Flądra powoli kończyła swój wywód na temat życia Margo, jej (nie) bycia matką i decyzji, które podjęła.
- Możesz mówić o mnie cokolwiek chcesz, ale przestań terroryzować Amelię. Czy ty rozumiesz, że ona uciekła ze szkoły, bo z testu dostała dziewięćdziesiąt dwa procent i bała się twojej reakcji? Wbijasz jej do głowy swoje przekonanie bycia idealną, że nie można popełniać błędów.. nie przerywaj mi.. Merde. – Siarczystym przekleństwem skomentowała rozłączenie się Tessy i dla pewności spojrzała na ekran telefonu oznajmiającego zakończenie rozmowy. Wiedziała, że ponowna próba dodzwonienia się nie miała sensu. Ex żona nie odbierze i tylko niepotrzebnie straci czas.
Wzięła głęboki wdech i szybko przeszła do kuchni włączając palnik pod specjalnym sosem pomidorowym. Wyjęła z lodówki wino i przeszła z nim w stronę stołu, przy którym dostrzegła schodzącą schodami Beverly. Nie zdążyła zapalić świeczek przy przygotowanej romantycznej zastawie, ale na to jeszcze przyjdzie pora.
- Przepraszam cię za to. – Otworzyła ramiona podchodząc do kobiety. – Amelia dzwoniła – przyznała z ogromną radością, którą emanowała. Ta informacja powinna wystarczyć aby pojąć, że gniewną rozmowę przeprowadzała z Tessą. – Witaj z powrotem. – Mocno uściskała Beverly, co powinna zrobić na samym początku, ale nie chciała aby przy tym towarzyszyła im Tessa (po drugiej stronie telefonu, ale jednak). Rozluźniła uścisk i spojrzała prosto w jasne oczy, z których próbowała coś wyczytać, ale Strand nie dawała za wygraną. Do samego końca trzymała ją w niepewności. - Powiedz wreszcie - Niecierpliwiła się i już wiedziała, że nie ważne jaki będzie rezultat. Czy udało się rozegrać rozprawę po myśli Strand czy nie. Pani oficer tutaj była. Wróciła do niej i tylko to się liczyło. Nie ważne, czy niosła ze sobą dobre czy złe wieści; ze wszystkim sobie poradzą.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#18
Next step
Margo & Bev
{outfit}
- Obiecałaś, że mnie obronisz! Że już nigdy nie będę musiała przez cos takiego przechodzić! Kłamałaś! Okłamałaś mnie i zostawiłaś samą! Odcięłaś mnie od syna, a przecież obiecałaś…
Mężczyzna, ubrany w dopasowany garnitur podszedł do swojej klientki, przytrzymywanej przez dwóch strażników więziennych. Na rękach miała założone kajdanki, co znacznie zaburzało dotychczasowy odbiór jej osoby. Nigdy nie wyglądała w podobny sposób; z potarganymi włosami, wychudzoną twarzą i zacienionymi oczami, zdradzającymi bezsenność. Nie była w stanie pojawić się na kameralnej sali, celem przedstawienia swojego podejścia. Jej rolę przejął mecenas, co w gruncie rzeczy, wcale nie uspokoiło Bev. Jeszcze przed właściwym posiedzeniem, prawnik miał czelność zasugerować pójście na kompromis i podział majątku na pół, inaczej będzie zmuszony wspomnieć o pocałunku z inną kobietą, którego to Strand się dopuściła, a o czym powiedziała Jen, chcąc wykorzystać wszelkie szanse. Miała ochotę wygarnąć facetowi, że podczas widzenia, jej żona sama zaproponowała układ z osobą trzecią, jednak zdusiła emocje w sobie, przystając na oferowane rozwiązanie. Koniec końców, sąd orzekłby winę po obu stronach, co zaprowadziłoby je do podziału pół na pół. Przestępstwa Jennifer (a raczej Íris Esteves) były odrębną kwestią i zostaną rozstrzygnięte w ciągu innej sprawy, w której stroną była agencja wywiadowcza.
To rzecz na kiedy indziej, podobnie, jak kwestia odebrania praw rodzicielskich, co sąd orzeknie zaocznie, po wyroku w sprawie przestępstw.
Była wolna.
Miała do uregulowania całe sto tysięcy dolarów na poczet spłaty wspólnego majątku, co oszacował prawnik na podstawie udostępnionych faktur, związanych z zakupem samochodu oraz wyposażenia domu oraz rzeczy osobistych. Czekało ją rozwiązanie konta oszczędnościowego, gdzie gromadziła fundusze dla Olivera, co nie było końcem świata, acz nieco nadszarpnie środki, przeznaczone na czarną godzinę. Poradzi sobie.
Przy okazji nie chciała zdradzać Margo zbyt wiele, powstrzymując się z pisaniem długich wiadomości, opisujących cały proces. Będzie jeszcze czas na opowieści, przy kolacji, albo już w łóżku, jeśli pani doktor będzie zmęczona po całym dniu pracy. Nachodziły ją niekiedy myśli, że może zbyt mocno wykorzystuje obecność Bertinelli, jednak kiedy widziała na jej twarzy szczery uśmiech, wszelkie wątpliwości gdzieś ulatywały. Margo po prostu chciała być blisko, co odwzajemniała z podobnym zaangażowaniem. Kochała ją. Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.
Chciała jak najszybciej wrócić do Lorne Bay, więc odpuściła obiad, racząc się jednie małym zestawem dziecięcym z frytkami i nuggetsami, na pokładzie samolotu, lecącego do Cairns. Uznała również, że z rodzicami spotka się następnym razem. Chciała zwyczajnie odpocząć od całej sprawy, bez odbierania nadmiernych bodźców z otoczenia.
Drzwi otworzyła już po dwudziestej pierwszej, słysząc żywą rozmowę Margo… z kimś o zapewne francuskim pochodzeniu. Chwilę zajęło jej połączenie wątków oraz przypomnienie o Tessie, mieszkającej we Francji. Konfrontacja z byłą żoną raczej nie wiązała się z niczym dobrym, do czego próbowała nawiązać, zanim Bertienelli osobiście nakreśliła sytuację, wychylając się z kuchni.
Była głodna. Pragnęła zjeść, przytulić się do Margo, Olivera i odpocząć od dnia pełnego wrażeń. Jeszcze tylko chwila.
Zajrzała do pokoju syna i delikatnie pogłaskała go po plecach, słysząc miarowy oddech, świadczący o głębokim śnie. Nie chciała go budzić, chociaż malec z pewnością ucieszyłby się na jej widok. Zdąży jeszcze przekazać mu najnowsze wieści. Musiała jednak wyrzucić z siebie parę słów, w towarzystwie nieświadomego słuchacza.
- Jen strasznie się zdenerwowała, że nie zabrałam cię ze sobą - szepnęła cicho, wspominając nagły wybuch byłej żony. - Nie dziwię się, że marudziłeś wtedy, jak chciała wziąć cię na ręce. To już nie ta sama osoba.
Dotknęła małej rączki chłopca i uśmiechnęła się melancholijnie, przed cichym życzeniem dobrego snu, z którym zostawiła syna w pokoju.
Nie miała nawet ochoty przebierać się z bardziej wyjściowych ciuchów, zamiast tego korzystając ze sposobności przytulenia się do Margarity.
- W porządku, to dobrze, że zadzwoniła - zapewniła, odwzajemniając uśmiech, ubarwiony radością Włoszki. - Na pewno za tobą bardzo tęskniła.
Ona też, bo chociaż widziały się bladym świtem, brakowało jej obecności kobiety, w trakcie męczącego dnia. Żałowała, że nie miała chwili na odpoczęcie w objęciach pani doktor, co teraz mogła nadrobić, wciąż trzymając ją przy sobie. Poczęstowała ją jeszcze dwoma buziakami w skroń, nim zdecydowała się na rozwinięcie szczegółów całego procesu.
- Pełnomocnik Jen podpisał porozumienie o podziale pół na pół - tak, jak mogła się tego spodziewać. Pod tym względem nie została zaskoczona, w przeciwieństwie do nagłego wycofania udziału Jen w rozprawie.
- Oficjalnie jestem rozwiedziona.
Uśmiechnęła się, bo mimo wszystko osiągnęła cel, uwalniając się z tego dziwacznego zawieszenia, w którym tkwiła od ponad pół roku.
- W ciągu tygodnia muszę przelać pieniądze na wskazany przez prawnika rachunek. Dogadaliśmy się, że resztę rzeczy mogę… sprzedać, albo gdzieś oddać.
Myślała o tym, aby ubrania Jen leżące w schowanych kartonach zawieść do domów samotnej matki, albo oddać do organizacji charytatywnych, gdzie zdecydowanie komuś się przydadzą (nawet jeśli to pracownicy mieliby się połasić na lepsze marki). Początkowo zaskoczyło ją nieco inne podejście Jen, przekonanej wcześniej o powrocie do domu, jednak wyglądało na to, że trochę się przeliczyła i mecenas wziął sprawy w swoje ręce. Dopóki podpisywała pełnomocnictwa, mógł podejmować decyzje w jej imieniu. Nikt jeszcze nikogo nie ubezwłasnowolnił i nie skazał… przynajmniej na razie.
- Co zrobiłaś dobrego? - zapytała, czując w powietrzu zapach, zdradzający same pyszności. - Pięknie wyglądasz. Nie mogłam się doczekać, aż wrócę.
Między innymi dlatego odpuściła obiad; aby szybciej wylądować z powrotem w domu i niczym się nie martwić.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Powstrzymała się przed rzuceniem radosnego „Gratuluje!”. Pomimo wewnętrznej radości wiedziała także, że dla Beverly to nie było łatwe. Dostała to czego chciała, ale jakim kosztem? Dowiedziała się, że kobieta, którą kochała była oszustką, chorowała, potem nie chciała podpisać papierów rozwodowych i na pewno jeszcze będzie robić problemy przy opiece nad Oliverem. Przeżycie czegoś takiego i zostanie samotną matką nie było proste, dlatego ta cała radość była przepełniona pewnego rodzaju goryczą, której Bertinelli nie zamierzała lekceważyć. Nie będzie więc fajerwerków, hucznego świętowania ani podskoków radości. Nie zrobi z tego show chyba, że tego chciałaby Strand czując potrzebę zrobienia z tego niezwykle radosnej chwili. Na razie jednak była przyjemna kolacja z toastem, na który jeszcze przyjdzie pora.
- Dużo? – zapytała w kwestii pieniędzy szybko łapiąc się na tym, że nieco się zagalopowała. Z drugiej strony na jakim etapie była ich relacja? Uważała, że kwestie finansowe należało uzgadniać znacznie wcześniej (była praktyczna), ale czy to już? Sprawa była skomplikowana, bo przez rozwód nie poruszały wielu spraw dotyczących ich obu, jakby robienie tego było formą „zapeszenia”, „kuszenia losu” do złego. Cóż, stało się. Zapytała i uznała, że jeśli Beverly nie zechce odpowiedzieć to po prostu tego nie zrobi. – Jen niczego nie chciała zachować? – Przez resztę rzeczy rozumiała osobiste przedmioty należące do ex żony Strand. Kiedyś pani oficer wspomniała, że część z nich spakowała i trzymała w garażu jeszcze nie wiedząc, co z nimi zrobić (bo to była decyzja na po rozwodzie).
Wycofała się do kuchni upewniając się, że wyłączyła wszystkie palniki.
- Miałam mało czasu, więc nie zrobiłam wszystkiego, co chciałam, ale oczywiście jest tiramisu. – Na to poświęciła najwięcej czasu, ale wiedziała, że było warto. – Zrobiłam też ragù z przepisu mamma. Jak je spróbujesz to wystrzelisz z kapci. – Parę tygodni temu miała okazję wyjaśnić Beverly, że ragù to po ichnemu po prostu sos z mięsem lub jak woli reszta świata „sos bolognese”, choć nie zawsze był właśnie Boloński, bo odmian ów sosu było wiele. Jednym z nich było ragù z przepisu pani Bertinelli.
- Dziękuję. – Kto był sprytny i w razie problemów podczas procesu chciał poprawić Strand humor zakładając kusą zwiewną sukienkę? Oczywiście, że Margo. – Ty też wyglądasz bardzo.. kusząco. Już rano mówiłam, że nigdy cię takiej nie widziałam. – W wersji biurowej albo raczej sądowej. – Prezentujesz się jak seksowna bizneswoman wrrr.. – Pod koniec warknęła kusząco na znak, że to jej się podobało. Nie wspominając już o tym, jak wyglądała w mundurze, co Margo kiedyś musi wykorzystać (w dosłownym znaczeniu - wykorzystać Beverly). – Siadaj to stołu i napij się wina. Zasłużyłaś sobie. – Po emocjonującym i ciężkim dniu. Nawet nie jednym, bo ostatnie tygodnie były dla Strand trudne. Nie tylko przez rozwód, ale także przez wypadek.
Na oba talerze wyłożyła makaron wraz z ragù i wszystko posypała tartą mozzarellą, którą wolała od parmezanu a co w jej rodzinie było bardzo nietypowe (bo wszyscy kochali parmezan).
- Widziałaś się z nią? – Oczywiście pytała o Jennifer ciekawa całego przebiegu dzisiejszego dnia. Nie po to aby mieć na kogo psioczyć albo się denerwować ewentualnymi tekstami kobiety. Potrzebowała tych informacji, żeby wiedzieć, z czym ewentualnie zmagała się Beverly, której nie chciałaby zostawić z tym wszystkim samej. Już wcześniej wspominała, że mogła się z nią dzielić wszystkim i do tego też dążyła. – I czemu pełnomocnik podpisywał papiery? – Zmarszczyła brwi stawiając oba talerze na stole. Dopiero przeanalizowała to co Strand powiedziała a co było dość nietypowe. Z drugiej strony wspomniano o ewentualnej chorobie ex żony, czego szczegółów Margo również nie znała.
Pomimo rozmowy o Jennifer emanowała pozytywną energią. Po rozmowie, podczas której mocno zdenerwowała się na ex Strand, postanowiła że nie pozwoli już tej kobiecie wpłynąć na siebie w tak znaczący sposób. To dlatego mówiąc o niej była bardzo swobodna zwłaszcza, że (być może) nie stanowiła potencjalnego zagrożenia ani dla Beverly ani dla ich relacji.
- Buon appetito. - Usiadła naprzeciwko kobiety. Przy układaniu zastawy brała pod uwagę miejsce obok na krańcu stołu, ale aktualnie wybrany układ pozwalał na pełnię rozmowy bez rozpraszania się bliskością, na którą jeszcze będą miały czas.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie zamierzała ukrywać wszystkich szczegółów, związanych ze sprawą rozwodową. Komuś musiałaby się wygadać, a Margo niejednokrotnie udowodniła, jak dobrą słuchaczką potrafiła być. Obie się wspierały, bez oceniania czy jednoznacznego krytykowania poszczególnych decyzji.
- Sporo - przyznała, w kwestii pieniędzy, lekko wzruszając ramionami. - Będę musiała rozwiązać fundusz dla Olivera i założyć go z powrotem. Tylko tyle. Wszystko jest w porządku.
Była na to gotowa, więc nic, poza szalonym zachowaniem Jen ją nie zaskoczyło.
- Całe sto tysięcy dolarów - za takie pieniądze można było kupić sobie kilka Jeepów, ale najwyraźniej tyle właśnie kosztowało dotychczasowe życie Jen. Nie oszczędzały zbytnio na wyposażeniu domu, a dodając do tego kwotę, związaną z prywatnymi rzeczami byłej żony, wszystko wydawało się prawdopodobne i nieprzekombinowane. Pełnomocnik uznał, że Jen nie chce swoich klamotów, więc Bev nie zamierzała się z nim kłócić, o czym wspomniała Margo, przy jej pytaniu. Wszystko wskazywało na to, że przebywanie w zamknięciu zmieniało byłą żonę, być może ukazując jej prawdziwą naturę. Tego już jednak się nie dowie, bo wraz z zakończeniem związku, wygasało jej prawo do zaglądania w papiery Jen.
Pozwoliła Margo wycofać się do kuchni, rozluźniając tym samym ramiona, którymi wcześniej ją objęła. Westchnęła z zadowoleniem, słysząc o wszystkich pysznościach, których miała dziś skosztować. Od momentu lądowania w Cairns zdążyła zgłodnieć, o czym przypominał zaciśnięty mocno żołądek.
Podobne sytuacje, dopieszczające jej potrzeby sprawiały, że chciała z miejsca oświadczyć się Bertinelli. Ta kobieta była wręcz idealna, a Strand popełniłaby chyba błąd życia, gdyby w którymś momencie nie poprosiła ją o rękę.
Jeszcze miały na to czas. Nie wypada przecież zbyt szybko wskakiwać na głęboką wodę, pomijając tym samym bardzo ważne dla relacji etapy.
- Jesteś dla mnie za dobra - stwierdziła, bacznie lustrując kobietę wzrokiem. Nie dość, że świetnie gotowała, była troskliwa, wspierająca, opiekuńcza, to jeszcze piękna i cholernie zgrabna. Była jak uosobienie marzeń sennych, przeniesionych na świat rzeczywisty.
Być może obie będą mogły obserwować się nawzajem w nieco bardziej eleganckich wydaniach, w miarę rozwijania więzi. Sama myśl o tym, prowokowała gęsią skórkę, zakrytą pod ciemnym materiałem ubrania.
Zastanawiała się nad zdjęciem góry czy raczej przebraniem go na zwyczajną podkoszulkę, ale zrezygnowała z ów zabiegu, stosując się do wytycznych Włoszki. Zajęła miejsce przy stole i zerknęła na zastawę, zdradzającą romantyczny wieczór. Ktoś tu zdecydowanie się postarał.
- Przez chwilę - powiedziała, odnośnie napotkania Jen, skupiając wzrok na zaserwowanym daniu głównym. Nabrała widelcem odrobinę makaronu z sosem i wymieniła z Margo spojrzenie.
Gdyby nie podwójna funkcja adwokata, będącego jednocześnie pełnomocnikiem, rozprawa znów by się przedłużyła, co tylko bardziej wkurzyłoby Bev. Najważniejsze, że obu stronom zależało na szybkim dokończeniu sprawy nieuniknionej.
- Ona… - opuściła wzrok i chwilę powstrzymała się z kosztowaniem dania. Cóż, temat nie sprzyjał okazywaniu entuzjazmu.
- Nie była w stanie. Pełnomocnik musiał reprezentować ją w trakcie rozprawy.
Bywa i tak. Nie doszło jednak do wielkiej tragedii, odciskającej na Strand znaczące piętno. Nie chciała wprowadzać ponurej atmosfery do ich wspólnej kolacji, dlatego skosztowała odrobiny makaronu z sosem i wydała z siebie przeciągłe, usatysfakcjonowane mruknięcie. Z wrażenia aż przymknęła oczy.
- Boże, to jest wspaniałe - wiele ją kosztowało, aby dosłownie nie rzucić się na obłędne danie, którego opis, przytoczony przez panią doktor, wcale nie był przesadzony. Czuła jednak, że musi nieco uściślić swoje zeznania, aby Margo nie przejmowała się losem biednej, opuszczonej przez bliskich, kobiety.
- Jen jest pod opieką specjalistów, a niedługo czeka ją rozprawa w sprawie przestępstw, popełnianych pod szyldem ASIO. Możliwe, że to zagrywki celowe. Udawanie niepoczytalności, aby dostać łaskawszy wyrok i zamiast do więzienia trafić na oddział zamknięty.
To byłoby nawet sprytne. Pasowałoby do Jen-kłamczuchy, której oblicze Bev dopiero co poznała. Było diametralnie różne od bezkonfliktowej, kochającej żony.
- Nie musimy o niej mówić - dodała, widząc skonsternowany wyraz twarzy Margo. Zamiast tego mogły wznieść toast z wina, przelanego do wysokich kieliszków.
- Najważniejsze, że mam to już za sobą.
Prawie za sobą, bo w pełni wolna będzie dopiero po przelewie oraz decyzji sadu, w sprawie zabrania Jen praw do Olivera.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Jesteś dla mnie za dobra.
- Bo zasłużyłaś. – Uśmiechnęła się wiedząc, że miała swoje wady. Była nazbyt energiczna i emocjonalna. Nie każdy zniósłby to drugie i przede wszystkim nie umiałby nad tym zapanować. Czasami wystarczył rzut oka w kierunku Beverly aby Margo zacisnęła wargi ze świadomością, że się zagalopowała. Nie zawsze jednak umiała nad tym panować podobnie jak nad godzinami swej pracy. To w jej życiu był ogromny minus, którego Strand na swój sposób już doświadczyła, kiedy przez ponad dwa tygodnie nie mogły się zgrać i spotkać. Teraz też bywało, że Bertinelli wracała dwie godziny później niż zakładano a raz po prostu została w szpitalu na noc, bo operacja znów się przedłużyła. Chcąc nie chcąc praca Margo wymagała od niej wiele poświęcenia w życiu prywatnym, więc starała się to jako tako zrekompensować (choć tak naprawdę naturalnym dla niej była opieka i zadbanie o drugą osobę).
Siadając przy stole skupiła się na dzisiejszych wydarzeniach. Gdyby tylko mogła (i gdyby to było właściwe) towarzyszyłaby Beverly będąc ze wszystkim na bieżąco. Niestety obie uznały, że to kiepski pomysł, więc Margo drążyła temat chcąc wiedzieć, z czym zmagała się Strand aby móc to zrozumieć i ewentualnie wprowadzić środki zaradcze.
Wzięła głęboki wdech słysząc o tym, że pełnomocnik pełnił rolę przedstawiciela Jen, co oznaczało, że z kobietą musiało być gorzej. Niby rozchodziło się o sprawę rozwodową, ale spodziewała się, że świadomość kiepskiego stanu ex żony wcale nie była pocieszająca dla Beverly. Na pewno nie radowała się z tego powodu ani w swej głowie nie powtarzała „dobrze jej tak”. Przynajmniej Margo nie spodziewała się tego po Strand, która nie była taką osobą.
- Mówiłam! – Z zadowoleniem przyjęła komplement odnośnie ragù. – Tak dziś dopieszczę twoje kubki smakowe, że zamkniesz mnie w piwnicy, żebym dla ciebie gotowała. – Zaśmiała się wcale nie zamierzając być skromną w kwestii swych umiejętności kulinarnych. Bycie (a raczej konieczność) dobrą gospodynią było dla niej jednym z priorytetów, więc i posiłki powinny być dobre zwłaszcza te flagowe, którymi kupowała serca.
- To prawda. Dobrze, że masz to za sobą, ale.. – Wyciągnęła rękę sunąc nią po stole w stronę Beverly. – ..ona jest.. była częścią twojego życia i pytam o nią, bo chcę wiedzieć jak ty się z tym czujesz. – Jen sama w sobie aż tak bardzo ją nie obchodziła. Rozchodziło się o kontekst, o cały obraz sytuacji, w który mogłaby się wczuć i zrozumieć, co przeżywała Beverly. Jak to widziała i co czuła ze świadomością, że jej ex teraz być może udawała chorą osobę. – Na przykład ja – Na sobie przedstawi przykład tego, jak można mówić o ex, która niestety wciąż częściowo była w jej życiu. – jestem niezmiernie wkurzona na Tesse, bo wbija do głowy Amelii przekonanie, że nie ma prawa popełniać błędów przez co lada moment ta cudowna dziewczynka nabawi się depresji i stanów lękowych, ale czy kogoś to obchodzi.. nie. Przynajmniej nie Tesse, która oczywiście powtórzyła, że nie mam praw do własnego zdania na temat wychowywania Amelii. – Podzieliła się swoją frustracją nie tylko z potrzeby, ale też z chęci pokazania Beverly jak ta cała relacja wyglądała i co na bieżąco działo się w ów temacie, który w rzeczywistości od dawna tkwił w martwym punkcie. Dopiero teraz, kiedy Amelia porządnie nabroiła, zadzwoniono do niej.
Swoim wywodem na temat Flądry chciała pokazać, że mogła słuchać o Jen a zwłaszcza o tym, jak czuła się Strand ze wszystkim co jej (już) ex żona wyprawiała i jak się czuła. Nie ważne, czy będzie zła albo smutna. Każda emocja się liczyła – przynajmniej dla włoskiej pani doktor, która o emocjach mówiła bez ogródek.
- To jednak – Złość na Tesse i chęć przytulenia Amelii. – nie zmienia faktu, że cieszę się będąc tu z tobą. – Sięgnęła po swój kieliszek i przysunęła go w stronę środka stołu ku Bev w ramach toastu. – Za..udany rozwód? Chciałaby tego pogratulować, ale w chwili uniesienia kieliszka uznała to za mało stosowne, bo rozwód to słodko-gorzka chwila. Lekko skonfundowana zmarszczyła brwi próbując na szybko wymyślić sensowny toast z myślą o tym, że dzisiejszy dzień Bev przebiegł (chyba) po jej myśli.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie chciała zadręczać się nadmiernie sprawami, związanymi z rozwodem, przebywając razem z Margo. Ich wspólna kolacja nie była stypą, związaną ze śmiercią małżeństwa z Jen, dlatego też Strand nie zamierzała przytaczać zbyt wielu szczegółów, związanych z atakiem szału byłej żony. Kobieta ewidentnie potrzebowała pomocy psychologa i przede wszystkim, to nie wyrok, wymagający opłakiwania kogoś, z kim spędziła część życia. Tamta osoba była jedynie odgrywaną rolą, a przynajmniej tak czuła Bev, oddychająca swobodniej, ze świadomością zakończenia pewnego etapu. Należało to odpowiednio uczcić, o co wzorowo zadbała Bertinelli.
- Właśnie podsunęłaś mi wspaniały, chytry plan - przyznała po uniesieniu spojrzenia znad makaronu, nieco mrużąc przy tym oczy. - I… może nie tylko żebyś gotowała.
Powstrzymała się z bezpośrednim rzucaniem dwuznacznymi propozycjami czy też sugestiami, bo inaczej obie nie dokończą wspaniałej kolacji, zasługującej na pełną uwagę. Oczywiście, wspomnianą piwnicę urządziłaby w odpowiednio komfortowy sposób, aby niczego pani doktor nie brakowało. Również pragnęła ją rozpieszczać.
Wyłapała wzrokiem dłoń sunącą po blacie, w jej stronę. Sięgnęła do niej, niespiesznie i delikatnie, wpierw przesuwając opuszkami po wierzchu. Z nieznacznym uśmiechem słuchała pełnej wypowiedzi, zawierającej w treści Amelię oraz Platessę, nieładnie wywierającą na córce presję. Nawet państwo Strand nie byli podobnie wymagający, chociaż wprowadzali w domu dyscyplinę oraz przykładali sporą wagę do nauki oraz rozwoju. Nie było u nich miejsca dla wagarowiczów, a powtarzanie roku, brzmiało jak złowroga klątwa, albo nieuleczalna choroba. Na szczęście, Beverly nie zaliczyła żadnej, podobnej wpadki, a wagary dało radę zatuszować, jeśli nie były uskuteczniane regularnie.
Dla nieco lepszej wygody wyswobodziła dłoń Margo, po uprzednim ucałowaniu jej. Cieszyła się, że mogły razem dzielić ten przełomowy moment, świadczący o swego rodzaju sukcesie. Miały za co wznosić toast, przy którym jednak Włoszka odrobinę się zatrzymała, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
Bev pozostało chwycić za drugi kieliszek, wiedząc już, co mogą świętować; jak wiele wątków poruszyć i być wdzięcznymi za niejedną chwilę.
- Za to, że jesteśmy tutaj razem - uzupełniła, podchwyciwszy słowa Margarity. - W tym konkretnym punkcie.
Że nie obawiają się szczerości oraz obnażenia ze szczegółów, związanych z prywatnymi sprawami. Że mogą wreszcie spędzać czas w swoim towarzystwie, bez zadręczania się fizycznym rozstaniem i marnym kontaktem, polegającym w głównej mierze na wymianie maili. Mogły na siebie patrzeć, rozmawiać w cztery oczy, dotykać i obdarowywać przyjemnościami, a to bardzo miły stan, który zasługiwał na mały toast, złożony z lekkiego wina. Upiła go odrobinę, powstrzymując się z oblizaniem ust i zgarnięciem pozostałego na wargach smaku trunku.
Korzystając z chwili ciszy, sprzyjającej spokojnemu mierzeniu się spojrzeniem, sięgnęła po zapalniczkę, aby zapalić knoty przy ustawionych świecach. To Bev pojawiła się szybciej, niż zapowiadała, nieco zaskakując Bertinelli, pogrążoną w rozmowie (a bardziej kłótni) z byłą żoną. Nie mogła jednak spokojnie jeść w Brisbane obiadu, mając świadomość, że ktoś czekał na jej powrót i planował małą niespodziankę. Bardzo to doceniała.
- Tak lepiej? - dopytała, wraz z subtelnym uśmiechem, raz jeszcze zerkając na świece, przed nabraniem na widelec kolejnej porcji nieziemskiego dania. Chciała jeszcze nawiązać do wcześniejszego tematu, związanego z jej samopoczuciem, na skutek rozwodu oraz aktualnego stanu Jen.
- Czuję się lżejsza - przyznała cicho, nadając konkretną formę pewnej gamie emocji, towarzyszącej zakończeniu procesu. - Trochę tak, jakby ktoś zdjął z moich ramion niewidzialny ciężar.
Nie zawsze czuła jego nacisk. Przebywając z Margo potrafiła o nim zapomnieć, niestety, ilekroć przypominała sobie o tkwiącej w areszcie Jen, niepokój przemykał gdzieś w tle, nie pozwalając na doświadczanie pełnego odprężenia. To negatywne uczucie wreszcie ustąpiło, ku wyraźnej uldze Beverly. Znów była wolna zarówno od ciężaru, jak i połyskującego pierścionka, zdjętego już jakiś czas temu, na etapie odwiedzin Margo w pokoju hotelowym, w Cairns.
- Opowiesz mi, o czym rozmawiałaś z Amelią? - dopytała, przekonana, że rozmowa o dziewczynce zawsze wiązała się u Margo z pozytywnymi odczuciami. - Myślałaś, żeby… spróbować ją kiedyś odwiedzić, albo zorganizować jej przylot do Australii na parę dni?
Sądziła, że Tessa będzie przeciwna, ale skoro pod naciskami córki pozwoliła jej zadzwonić do drugiej mamy, może w tym temacie również się złamie? Uparte trzymanie dziecka pod kloszem nie prowadziło do niczego dobrego, a mogło jedynie pogłębić złe stany emocjonalne, prowadzące do poważniejszych problemów.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Toastem chciała odnieść się do dzisiejszego dnia Strand. Do zakończenia sprawy, z którą męczyła się ostatnimi czasy i zamknięcia pewnego etapu. Nie było to proste i na dodatek po drodze zdarzył się nieszczęsny wypadek, którego skutkiem było zatrzymanie akcji serca, ale jakoś to przetrwała. Przeżyła i zdołała przejść przez trudny proces rozwodowy z kobietą, która najwyraźniej czuła się coraz gorzej albo idealnie udawała w celach klarownie przedstawionych przez panią oficer. Ciężko jednak to wszystko uchwycić w jednym toaście, co zawzięcie próbowała zrobić Bertinelii. Nim jednak wymyśliła coś, co uchwyci każdy ów aspekt, Beverly ją uprzedziła wywołując na jej ustach delikatny uśmiech.
- Za to wypije nawet dwa toasty – skwitowała z żartobliwą nutką. Gdyby tego nie zrobiła rozkleiłaby się rozczulona tym co usłyszała. Niby nic. Niby coś oczywistego, ale podkreślenie tego w niektórych momentach było ważne zwłaszcza, że przed parunastoma minutami uznała, iż nie ważne co się wydarzyło w sądzie – ważne, że są tu razem. Płynąca z tego energia nie była oczywista, bo pojawiła już pierwszego dnia, kiedy Margarita ujrzała nieznaną wolontariuszkę. Jeszcze wtedy nie chodziło o uczucia, ale coś niewyjaśnionego i silnie wiążącego je razem co rozerwane w Syrii cholernie bolało.
Teraz to coś było na swoim miejscu, choć odzywało się odrobinę, kiedy Beverly wyjeżdżała do Brisbane. Nie było już mocno bolesne, bo ze świadomością powrotu kobiety Margo jeszcze mogła żyć; mogła tęsknić i nie cierpieć, jak trzy lata temu.
- Si, ja.. – Nieco otumaniona popatrzyła na zapalone świeczki będąc całkowicie pewną, że zrobiła to wcześniej. Przy stole już nie zwracała na nie uwagi w pełni skupiając się na towarzyszce tak bardzo, że nie przeszkadzał jej brak ognia przy knotach. – Byłam pewna, że je zapaliłam. – Jak widać, nawet przyniosła zapalniczkę na stół, ale najwyraźniej zbyt pochłonięta rozmową telefoniczną zapomniała wykonać kolejnej czynności. Zdarzało się, choć nadal nie mogła uwierzyć, że przegapiła tak istotny szczegół. Poczuła przez to ukłucie niezadowolenia, bo całe idealne przygotowania już takie nie były. Cóż.. na niej także odbiło się przekonanie Flądry o konieczności bycia idealnym i trochę jej zajmie nim przestawi to myślenie będąc z kimś w relacji. Bo o to właśnie chodziło, o bycie idealną dla kogoś.
- Bardzo się cieszę. – Mogłaby nawet dodać, że widać było ów lekkość na ramionach Strand, ale nie chciała zdradzać tego, że coraz lepiej szło jej odczytywanie odczuć kobiety patrząc na jej ciało. Obie uczyły się siebie nawzajem, co szło znacznie szybciej, od kiedy Margarita zaczęła nocować w tym domu. – Teraz możesz w pełni skupić się na innych rzeczach. Na Oliverze. – W grę wchodziła jeszcze rozprawa o jego opiekę, ale o to Margarita się nie martwiła. Wierzyła, że wszystko pójdzie po myśli Strand. – Myślałaś, co zrobisz dalej? – Po rozwodzie można planować życie na nowo. Jedni zaczynali randkować zakładając konta na specjalnych portalach, ale na to Margo by nie pozwoliła. Byli też tacy co odświeżali swoje otoczenie, fryzurę, wyjeżdżali na wakacje albo robili tatuaż. Rozwód miał różny wpływ i była ciekawa, czy Strand zastanawiała się nad następnym krokiem.
Nabrała porcji kolacji i wsunęła do ust nim zastanowiła się nad swoim ewentualnym wyjeździe do Francji, który brała pod uwagę, ale nadal rodziła się w niej obawa, że przez to straci wizę. Znając jej szczęście, jakiś urzędnik się do niej przyczepi i zrobi na złość.
- Wątpię, że Flądra zgodzi się na dwudziestoczterogodzinny lot Amelii. – Na dodatek z przesiadką. – Sama bym się o nią zamartwiała. – Najlepiej, żeby dziewczynka miała opiekę, ale ostatnie czego Margo chciała to zapraszać tu Tessę. – Zresztą.. – Westchnęła ciężko odkładając widelec. – Rano.. rano we Włoszech.. podczas lekcji Amelia dowiedziała się, że z ostatniego sprawdzianu z matematyki dostała dziewięćdziesiąt dwa procent. – Bo Amelia choć młoda i nawet nie powinna mieć prac domowych to za sprawą Flądry chodziła do prestiżowej szkoły, w której testy robiono częściej niż przerwy między lekcjami. – Przestraszyła się reakcji Tessy, bo wiesz dla niej wszystko musi być ideale, więc bambina uciekła ze szkoły. Oczywiście nauczyciele szybko zareagowali i jeszcze szybciej ją znaleziono, ale Amelia była tak przerażona, że zamiast czekać na burę od matki to domagała się rozmowy ze mną. – Z jednej strony bardzo się cieszyła rozmową z córką, ale z drugiej, gdy teraz o tym mówiła, docierały do niej prawdopodobne intencje dziesięciolatki. – Poskarżyła się mi, płakała i prosiła, żebym porozmawiała z Tessą. Ucieszyłam się, że do mnie zadzwoniła.. że chciała to zrobić, ale jak teraz o tym mówię, to dociera do mnie, że gdyby nie ta cała sytuacja, to być może w ogóle by do mnie nie zadzwoniła. Że chciała tylko wyjść z tej sytuacji w miarę cało i szukała koła ratunkowego. – Już wcześniej Margo wyznała, że ex żona w jakiś sposób wpływała na Amelię, która mniej chętnie rozmawiała z Bertinelli aż wreszcie przestała do niej dzwonić. Czy coś nagle się zmieniło? Tak, sytuacja była patowa i tak drastyczna dla młodej, że ta sięgnęła po znany od wieków patent; poprosiła o pomoc rodzica, który mógł przekonać tego drugiego do spuszczenia z tonu.
Zamyślona bezwiednie sięgnęła po kieliszek i upiła z niego łyk specjalnego wybranego wina. To kolejny plus posiadania w domu włoskiej krwi. Wino zawsze było dobre.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie wyobrazić sobie lepszego zakończenia dnia, związanego z doprowadzeniem sprawy rozwodowej do końca. Czuła się zupełnie tak, jakby trafiła do swojego miejsca, bezpiecznej strefy, w której nie musiała obawiać się o nagłe, niesprzyjające niespodzianki od losu, zagrażające odczuwanemu odprężeniu. Chciała jak najlepiej wykorzystać ten czas, dlatego nie ograniczała się w śmiałym zerkaniu w stronę Margo oraz zaczepnym trącaniu jej dłoni, w ten nieco wolniejszy, bardziej taktowny sposób, pasujący do kameralnej kolacji.
- To nic takiego - zapewniła, wyczuwając przejęcie, widoczne w napięciu ciała. - Ja też ledwo je zauważyłam. Skradasz całą moją uwagę.
Nie dało się tego ukryć, co podkreśliła dodatkowo znaczącym spojrzeniem. To tylko świeczki. Coś, co wzbogacało tło, ale nie stanowiło elementu pierwszoplanowego, którego rola przypadła pani doktor.
- Na Oliverze, na tobie - dodała, bo to oczywiste, że nie zamierzała ignorować najważniejszej kobiety w swoim otoczeniu. Ich relacja rozwijała się w dobrym, ekscytującym kierunku, co Strand chciałaby podtrzymać. Czuła jednocześnie pewną niechęć, względem wypuszczenia Bertinelli z powrotem do zajmowanego mieszkania, co oznaczałoby spanie w oddzielnych łóżkach. Zdążyła się przyzwyczaić do jej obecności na co dzień. Do sposobu, w jaki głaskała ją po wybitym kilka tygodni temu barku, przytulała przed snem i poświęcała czas Oliverowi, uśmiechającemu się na jej widok.
Z wolna kiwnęła głową, w trakcie przegryzania makaronu, zasłaniając połowicznie usta dłonią, trzymającą widelec.
- Pozbędę się rzeczy Jen, przygotuję do zawnioskowania o odebranie praw do Olivera, po ogłoszeniu wyroku w sprawie przestępstw i…
Podniosła wzrok z kieliszka wypełnionego winem, zerkając na brązowe oczy, połyskujące w świetle świec.
- Może… - nie była pewna, jak ugryźć ten temat, co odrobinę utrudniało zmęczenie, skumulowane w ciągu całego dnia wrażeń. - Pojedziemy gdzieś razem za miasto. Powiesz mi, kiedy masz luźniejsze dni i… chciałabym coś dla ciebie zrobić.
Wyręczyć w codzienności i poprawić humor, z dala od obowiązków. Przedsmak zapowiadał się na wyjście z rodzeństwem Bertinelli, ale dopiero po ich wizycie będą mogły skorzystać z czasu tylko we dwójkę. Zdążyła to polubić; przebywanie z Margo sam na sam, co uwalniało mnóstwo przyjemnych odczuć nieco intensywniej docierających do organizmu, kiedy dookoła nie było innych bodźców.
No tak, Amelia zbliżała się do –nastu lat, ale nadal ich nie miała, co sprawiało pewien kłopot względem długich lotów. Australia leżała na drugim końcu świata, co tylko uświadamiało Beverly, na jak spore ryzyko porwała się Margo, ruszająca w pojedynkę do Cairns. Naprawdę musiała bardzo ją lubić, skoro to właśnie Strand była jednym z powodów przeprowadzki w te jakże tropikalne strony.
- To świetny wynik - uznała, uważając osiągnięcie ponad dziewięćdziesięciu procent za wspaniały sukces. Niestety, paskudna Flądra widziała to inaczej, za co Bev miała ochotę przyłożyć jej wielkim, gumowym młotkiem w głowę. Kto wie, może kiedyś pojawi się taka sposobność?
W miarę opowieści Margo, pochłaniała swoją porcję makaronu, ledwo orientując się, że prawie wyczyściła talerz do czysta. Była naprawdę głodna, a kuszący smak potrawy kupił ją w całości, pobudzając kubki smakowe, spragnione porządnej wieczerzy. Mogłaby zapytać o dokładkę, ale pamiętała o cieście, dla którego również powinna znaleźć miejsce. Znów wypiła odrobinę wina i delikatnie pokręciła głową. Wcale nie podzielała zdania Bertinelli, odnośnie poszukiwań koła ratunkowego. Czuła, że kobieta nie doceniała się tak, jak powinna, nieco stłamszona przez chore wymysły Flądry i jej obsesje, względem bycia doskonałą.
- Myśli o tobie - uściśliła, tak właśnie interpretując podejście Amelii. - Gdyby nie była przekonana o tym, że po rozmowie z tobą poczuje się bezpieczniej, raczej by tego nie zrobiła, prawda? Była z tobą szczera. Powiedziała o wszystkim, chociaż mogła próbować zataić informację o wyniku testu.
Dziewczynka świadomie przerwała radiową ciszę, pozwalając sobie na chwilę słabości, czyli płacz, bez obaw co do potencjalnej krytyki. Poszła do mamy, bo chciała, aby ta ją uspokoiła, wsparła i otoczyła opieką, choćby na dystans.
- Mogła zadzwonić do babci, dziadka, a jednak wybrała ciebie - podkreśliła, łagodnie wpatrując się w kobietę, siedzącą naprzeciwko. - To musi o czymś świadczyć.
Dzieci z reguły były szczere i rzadko kiedy coś długo dusiły w sobie. Potrafiły wprost powiedzieć, co im nie pasowało, albo obrazić się na amen na rodzica, porzucając tym samym proszenie o pomoc. Bev nie była żadną specjalistką od wychowywania młodzieży, ale sama była kiedyś dzieckiem, co pozwalało jej na wysnucie pewnych wniosków.
Odłożyła widelec obok talerza i uśmiechnęła delikatnie, chcąc nieco namacalnie podziękować za pyszne danie, bez ruszania się z krzesła. Przy okazji, może nieco podbuduje samoocenę pani doktor.
- Podejdziesz do mnie bliżej? - zaproponowała, bo chociaż czekał je jeszcze deser, mogły skorzystać z chwili.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Chcesz we trójkę pojechać na wycieczkę? Bardzo chętnie. – Oczywiście, że brała pod uwagę Olivera. Może gdyby wcześniej nie miała do czynienia z dziećmi i sama jednego nie wychowywała nie miałaby w sobie odruchu myślenia o tych małych ludziach. Była jednak dorosła, doświadczona i świadoma, że Beverly była w pakiecie z synem. Wyszłaby na straszną ignorantkę, gdyby o nim nie wspomniała, nie chciała się nim zajmować albo zapominała, że chłopiec w ogóle istniał. – Ale to dopiero jak moja rodzina wyjedzie. To będzie nowy miesiąc, więc ustawię grafik tak aby mieć pod rząd więcej dni wolnego. – O ile za namową rodzeństwa nie wykorzysta go wcześniej. Nie mogła niczego obiecać. Spodobała jej się propozycja wspólnego wyjazdu, ale wiedziała jaki wpływ mieli na nią Bertinelli. Za ich namową potrafiłaby wziąć więcej niespodziewanego wolnego, dlatego potrzebowała aby ktoś ją w tej kwestii pilnował. Nie mogła przecież zużyć wszystkiego już teraz a co mogłoby się stać pod wpływem emocji i ekscytacji na widok rodziny, na której sugestie Margo była bardzo podatna.
Też uważała, że Amelia uczyła się świetnie. Nie musiała być uczennicą na sto procent, ale to z Tessą nie przejdzie. Dla tej kobiety słabsze wyniki były porażką, co nie raz i nie dwa powtarzała córce. Nie było mowy o tym aby Amelia choć raz dostała pięćdziesiąt procent (bo z jakiegoś powodu się nie nauczyła), a potem to poprawiła. O nie. Poprawione wyniki to już nie to samo w świecie Dupont, według której błąd to porażka nie do skorygowania. Dopiero teraz, patrząc na tę kobietę z dystansu, Margo zastanawiała się jak sama to wszystko znosiła. Cholera, była zakochana i w ów podejściu widziała dla siebie same plusy, bo była zmotywowana do bycia lepszą (najlepszą) ignorując stres związany z ukrywaniem ewentualnych porażek (Co robiła jak dziecko, ale właśnie tak było. Ukrywała przed żoną swe porażki albo błędy).
- Możliwe. – Nadal nie była pewna, czy faktycznie to o czymś świadczyło. Ciężko jej było ocenić sytuację tkwiąc tysiące kilometrów od córki. – Żałuje, że nie mogłam jej przytulić i że mimo wszystko dostanie burę. Tessa jest.. rozłączyła się zanim zdążyłam jej nagadać. – Tak porządnie od A do Z, żeby ex żona dała spokój córce i po prostu zabrała ją do domu. Jednak znając Dupont wiedziała, że Amelii się dostanie i na dodatek po tej całej rozmowie trafiła z powrotem do szkoły (na resztę lekcji).
Znów upiła łyk wina czując gorzki posmak związany ze sprawą córki.
- Nie mówiłam ci o tym, ale.. Amelia nie pochodzi z in vitro. – Przestała wgapiać się w kieliszek i zerknęła na Beverly. – Dowiedziałam się po rozwodzie. – Skrzywiła się z niesmakiem, bo nadal nie wierzyła, że dała się tak bardzo oszukać. – Tessa nie chciała abym chodziła z nią na wizyty do lekarza a ja jej głupio wierzyłam. Razem wybierałyśmy dawcę i.. – Pokiwała głową na boki. – Okazało się, że już wtedy żyła w stylu poligamistki a ojcem jest przyjaciel jej rodziny. – Językiem przesunęła po górnym rzędzie zębów. – To kolejny powód, przez który tak uparcie przekładała adopcję. – Do której ostatecznie nie doszło, bo mogło wyjść na jaw, że Bertinelli została oszukana. – W żadnym stopniu nie mam do niej praw i na dodatek dałam się oszukać jak małe dziecko. – Uśmiechnęła się krzywo nie wstydząc się spojrzeć w oczy Beverly. Nie mówiła jej o tym wcześniej, bo było jej strasznie głupio, że dała tak się zbałamucić. Że darzyła kogoś uczuciem a ten ktoś ją zmanipulował tak bardzo.. cóż, na szczęście przy stole siedziała osoba, która potrafiła to zrozumieć. Nie żeby cieszyła się, że Beverly została oszukana przez Jen, ale teraz łatwiej było Margo przyznać się do tego, co i tak było dodatkiem do reszty kłamstw Dupont.
- Ja mam przyjść do ciebie? Ktoś tu jest strasznie wygodny. – Pomimo poruszonego tematu z łatwością przyszło jej podroczenie się ze Strand. Specjalnie, kiedy wstawała, wzięła swój pusty talerz jakby zamierzała posprzątać ze stołu, żeby przynieść im deser. Gdy jednak podeszła bliżej kobiety i sięgnęła po jej naczynie, została złapana, zakręcona i tak zbałamucona, że ostatecznie wylądowała na kolanach pani oficer.
Wciąż trzymając swój talerz odstawiła go na stół i od razu tą samą dłoń przyłożyła do klatki piersiowej Beverly, jakby w celu zbadania, czy jej serce biło prawidłowo. Nadal martwiła się o jej zdrowie i na pewno codziennie męczyła kobietę o zbadanie saturacji.
- Może wymyślimy coś, żeby nie ruszać funduszu Olivera? – Wcześniej Strand wydawała się mówić o tym, jakby to było nic takiego, ale na pewno w środku irytowała ją konieczność korzystania z pieniędzy, które były zbierane na rzecz syna. Tym pytanie Margo chciała przypomnieć, że nadal była gotowa wesprzeć ją w tej kwestii, choć wiedziała jak delikatnym był temat pieniędzy. Żeby go złagodzić zabrała dłoń z klatki i ułożyła na policzku, po którym przesunęła kciukiem, a potem zaczesała blond włosy za ucho. - Hej, jestem tu. - Przesunęła palcami na podbródek Strand i czule go uniosła spoglądając w niebieskie oczy. - Nigdzie się nie wybieram. - Sama do końca nie wiedziała, co chciała przez to przekazać. Chyba to, że dopóki miała wizę to nie zamierzała opuszczać Australii. Zależnie od tego, na jakim etapie będzie ich relacja, zacznie zastanawiać się co dalej zrobić ze swoim pobytem. Jak na razie mogła przebywać w kraju i nie chciała robić nic nieodpowiedniego, żeby to zmienić. Nie chodziło tylko o pracę, którą mogła tu wykonywać, ale o jej obecność na obcej ziemi.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Czasami zastanawiała się nad umiejscowieniem Olivera w relacji z Margo, co w zależności od podejścia kobiety, mogło wyglądać w sposób dwojaki. Póki co, chłopiec zostawał jedynie synem Beverly, z poprzedniego związku, co nie łączyło się z jakimkolwiek zobowiązaniem Bertinelli, względem niego. Był dodatkowym czynnikiem w otoczeniu Strand - mniej, lub bardziej problemowym. Z oczywistych względów, jego obecność nie pozwalała na bezgraniczną swobodę oraz dysponowanie wolnym czasem, który można było poświęcić wyłącznie sobie. Po prawdzie, Margo nie musiała się nim zajmować. Takie podejście nie sprawiłoby nagle, że Bev odsunęłaby się od niej, nazywając fałszywą. Nie każdy musiał chcieć zajmować się czyimś dzieckiem. Ów obowiązek spoczywał jedynie na barkach Beverly, która w razie potrzeby, zorganizowałaby synowi odpowiednią opiekę. Inicjatywa Margo, w związku z pilnowaniem chłopca była miła i odciążała Strand od obowiązków, ale nie była czymś, co Bev koniecznie by od niej wymagała, pod groźbą obrażania się, albo ograniczania spędzanego czasu.
Odrobinę obawiała się tego, w którą stronę to pójdzie, jeśli Bertinelli uzna, że jednak nie może zostać w Australii. Przywiązywanie dziecka do jednej osoby, zachęcanie go do stworzenia więzi, a późniejsze, nagłe zrywanie jej, nie było zdrowe i z pewnością powodowało u malucha pewne konsekwencje.
Strand wolała wmawiać sobie, że przecież jeszcze ma czas na przemyślenie pewnych kwestii, a póki Margo jest kimś, z kim się spotyka, nie ma co nadmiernie wybiegać w przyszłość.
- Olivera podrzucę do dziadków i pojedziemy gdzieś we dwie - uściśliła, bo chociaż kochała syna, potrzebowała również odrobinę czasu tylko dla siebie oraz Margo. - Gdzieś, gdzie będziemy mogły odpocząć. Kilka dni.
Może niekoniecznie spędzać każdy dzień wyjazdu w łóżku, ale po prostu korzystać z przebywania w swoim towarzystwie oraz odsunięcia na bok przyziemnych, codziennych obowiązków.
Z widoczną na twarzy troską wysłuchała wyznania, które nie mogło być dla Włoszki łatwe. Doceniała jej szczerość oraz zaufanie, prowokujące do przekazania skrywanego dotychczas faktu, związanego z występkami niewiernej, byłej żony. Uch, jak dobrze, że ostatecznie się rozwiodły.
- Kochałaś ją - uściśliła najbardziej oczywisty element. - To, że ona nie potrafiła odwdzięczyć się tym samym, to nie twoja wina. Po prostu wierzyłaś w to, że w twoim życiu dzieje się dużo dobrego.
Z tym Beverly mogła się utożsamić. Zdaje się, że również przez wzgląd na podobne doświadczenia życiowe, stały się sobie bardziej bliskie. Margo nie zasługiwała na tak podłe zachowanie ze strony Tessy. Teraz jeszcze bardziej chciała ją przytulić i uspokoić.
- Oliver urodził się dzięki in vitro, ale odkąd na wierzch wyszły te wszystkie przekręty Jen… - zaczęła, odwdzięczając się swoją porcją szczerości. - Dawcą był ponoć jej kuzyn, który miał świetne wyniki. O ile to w ogóle był on.
A nie jakiś zupełnie losowy typ, którego to Jen ochrzciła dalszą rodziną. Wszystkie komponenty były dodatkowo przebadane przed połączeniem komórek i wczepieniem zarodka, a cały okres ciąży przebiegał bezproblemowo. Mimo to, Bev odczuwała niekiedy niepokój, związany z ewentualnym zatajeniem pewnych faktów, rzutujących na zdrowie chłopca.
- Najważniejsze, że Oliver jest zdrowy - że nie urodził się z ciężką wadą, niewydolnością któregoś z organów, albo innymi przypadłościami, znacznie utrudniającymi funkcjonowanie w otoczeniu. W najgorszym wypadku okaże się, że ma Aspergera, ale z tym Bev będzie w stanie się pogodzić.
Uśmiechnęła się nieco podstępnie, zadowolona z opuszczenia przez Margo zajmowanego miejsca. Całkiem zgrabnie wcieliła w życie swój uknuty plan, z którego Włoszka najwyraźniej również była zadowolona, siedząc już bokiem na jej kolanach. Potrzebowała ją przytulić. Objąć w pasie, jednocześnie nie krępując ruchów.
- Jeszcze bije, jest dobrze - skomentowała cicho, czując, jak Bertinelli sięga dłonią do mostka, po części okrytego przez ciemną kamizelkę. I jak tu jej nie kochać? Propozycja co do wymyślenia czegoś, co uratowałoby rozwiązywanie konta oszczędnościowego, sprawiła, że uniosła wzrok, spokojnie mierząc się z brązowymi oczami.
- Wciąż jesteś dla mnie za dobra - wyszeptała, napawając się ciepłem drugiego ciała oraz dotykiem dłoni Margo. - Oliverowi jeszcze sporo zostanie, nie martw się.
Bo jeśli rozwiąże jedno konto, od razu założy inne, również takie z procentem od oszczędności. Nie będzie to co prawda równie zawrotna kwota, co aktualnie, ale wystarczy na te kilka, kilkanaście lat, zanim chłopiec zechce korzystać z kieszonkowego. Druga opcja wiązałaby się z opróżnieniem domowego sejfu, ale te środki wolała zostawić, na naprawdę poważne, nagłe wypadki, wymagające wyłożenia sporej sumy na już.
Słowa Margo brzmiały odważnie i chciała im w pełni zawierzyć. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której kobieta wyjeżdża z dnia na dzień, zostawiając ją samą w wielkim domu.
- Chcesz zostać na dłużej? - zapytała, rysując palcami na materiale sukienki niewidzialne wzroki. Dłużej w domu i... być może ogólnie.
- Bo wiesz, jest taka jedna kobieta, z którą mieszkam od pewnego czasu i… chciałam ją zapytać czy nie chciałaby oficjalnie zostać moją dziewczyną.
Nie potrafiła powstrzymywać się przed drobnym uśmiechem, w trakcie całej wypowiedzi, nadającej chwili nieco weselszego wydźwięku. Gdyby było zbyt poważnie, Bev zżarłaby trema, spowodowana nadmiernym analizowaniem poszczególnych odpowiedzi, rzutujących na przyszłość. Spotykały się, więc kolejnym krokiem było nadanie temu formy: konkretnego kształtu, z czym Bev chciała się nieco wstrzymać, mając na uwadze rozwód oraz wizytę rodzeństwa Margo, w przyszłym tygodniu. Wyszło inaczej, ale nie czuła się do niczego przymuszona. Postanowiła postawić wszystko na jedna kartę, do czego z pewnością przyczyniło się obłędne spaghetti.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Przestań to powtarzać, bo jeszcze sobie pomyślę, że nie zasłużyłaś. – Uśmiechnęła się lekko rozbawiona uważając, że wcale nie „była za dobra”. Po prostu już tak miała. Lubiła się troszczyć o innych, bo swego czasu sama bardzo mocno tego potrzebowała i dostała od brata oraz rodziców, którzy mocno ją wspierali. Uznała to za dar, za coś czym powinno się dzielić, bo wszyscy zasługiwali na dobre traktowanie zwłaszcza, gdy tę osobę się kochało. Czemu miałoby być inaczej? Czemu miałaby kogoś świadomie ranić? Nie była taka. Nie szukała wrażeń w formie kłótni albo ciągłych związkowych dylematów. Wiedziała, że niektórzy mieli taką potrzebę, bo było im nudno albo po prostu nie znali innego podejścia nie mając tak ogromnego szczęścia jak Bertinelli wychowująca się takiej a nie innej rodzinie.
Poprawiła rękę, którą objęła Beverly z tyłu szyi. Dłonią zaczęła bawić się kosmykiem blond włosów, które luźno zakręcała sobie wokół palca.
- Ou, tak? – Wysoko uniosła brwi, jakby była zaskoczona obecnością kobiety w domu Strand. – Muszę ci się przyznać, że ją widziałam i popełniłabyś błąd, gdybyś ją o to nie zapytała. – Cwana i mało skromna, ale przecież przed paroma chwilami Strand sama przyznała, że była dla niej za dobra. – Słyszałam nawet, że ona już tak o tobie mówi. Mi fidanzata. Mi amore.Moja dziewczyna. Moja miłość.W kółko to powtarza. Jest zakochana jak nastolatka. – Nie bała się do tego przyznać ani oddać uczuciu. Nigdy z nimi nie walczyła chyba, że musiała, co raz zamierzała zrobić, kiedy postanowiły z Beverly ograniczyć kontakt. Niechętnie, ale zdusiłaby w zarodku pewne emocje, a potem (zapewne po paru tygodniach) wyjechałaby z Australii uznając, że dłużej tak nie da rady. Stało się inaczej a Margo lubiła mówić o swoim uczuciu do Beverly, emanować nim i zachęcać innych aby też byli zakochani. Cóż, na pewno była jedną z tych zakochanych osób, której inni nie znosili bo uważali, że przesadzała z emanowaniem swymi uczuciami (kiedy oni nie mieli tak łatwo/dobrze).
- Chyba pomieszałyśmy kolejność.. – Zmarszczyła brwi i zaczęła wyliczać na palcach: – Był pocałunek, seks – Przy tym znacząco spojrzała na Strand. – Poznałyśmy swoje imiona. – Niby wymieniała po kolei, więc to oczywiste, że w tej chwili zażartowała. – Pierwsza randka, wyznałyśmy sobie miłość, sypiamy w jednym łóżku i teraz.. zostajemy parą. – Oficjalnie, co jak sama zauważyła było dość nietypowo usytuowane w czasie. Mało kto przed oficjalnym związkiem wyznawał sobie uczucia i razem sypiał (pod jednym dachem). – Trochę namieszałyśmy, co? – Zmarszczyła nosek. – Jeszcze chwila na twoich kolanach a pomieszamy deser z deserem. - Tiramisu samo się nie zje, choć wystarczyło zaprosić Lachlana, żeby z lodówki zniknęła cała blaszka.
Przysunęła wargi do ucha kobiety i wyszeptała:
- Bella, co powiesz na deser ze swoją dziewczyną? - Pytanie, który deser. Oba zasługiwały na uwagę i żadne na pewno "nie ucieknie". Miały czas, choć nie wiadomo jak z energią.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Czasami rzeczywiście miała wrażenie, że nie zasługiwała na kogoś takiego, jak Margo. Na ogrom troski oraz oddania, działających na nią jak najlepszy środek uspokajający. Niczym ciepły koc, narzucany na ramiona, po przejściu wielu kilometrów w śnieżnej zamieci. Cieszyła się, że Bertinelli uważała ją za wartą tego wszystkiego: rozpieszczania, doglądania pod kątem zdrowotnym, wspierania oraz poświęcania wolnych chwil po wyczerpującej pracy w szpitalu. Była bliska ideału, wyśnionego niegdyś przez Beverly i powiedziałaby o tym na głos, gdyby nie skojarzenia z Flądrą, ów ideału wymagającą.
Nigdy nie potraktuje Margo, tak jak zrobiła to Tessa. Obiecała sobie właśnie, że zrobi wszystko, aby kobieta czuła się w Australii, prawie jak u siebie. Aby nie postrzegała tych stron, jako obce, a raczej kojarzące z bezpieczeństwem, rozpoczynaniem nowego, ekscytującego etapu w życiu.
Prawie przymknęła oczy pod wpływem dłoni przy karku, łaskoczącej linię włosów. Żaden inny dotyk nie przynosił jej tyle przyjemności, rozpalającej receptory. Ani trochę nie przesadzały, sugerując w niegdysiejszych rozmowach, że miały ze sobą do czynienia w poprzednim życiu, a może nawet stanowiły jedną całość. To byłoby idealnym wytłumaczeniem stanu, w który wpadała, przebywając blisko Włoszki.
Nie potrafiła powstrzymywać uśmiechu, słysząc o sposobie, w jaki mówiła o niej Margarita.
- Jest wspaniała - podkreśliła jeszcze, rozczulona fascynacją, którą Bertinelli odczuwała, będąc w bliskiej relacji. Pod tym kątem, Bev czuła podobnie. Również korzystała z momentów, aby podkreślić kobiecie, jak bardzo ją kocha, chociaż może nie powinna, bo jeszcze wtedy nie tkwiły w żadnym związku.
Od dzisiaj miało się to zmienić, co niezwykle radowało funkcjonariuszkę.
Wyłapała żartobliwy sposób wymieniania ich dotychczasowych osiągnieć, w różnej kolejności.
- Odrobinę - uśmiechnęła się, sięgając powoli po kieliszek z winem, aby czasem nie ulać odrobiny zawartości na sukienkę Margo. - Ale to jedynie czyni nas bardziej wyjątkowymi od pozostałych par.
Nie zaczynały od randek w ciemno, zapoznawaniu poprzez znajomych czy w pracy. Wszelkie zdarzenia, mające miejsce w ich życiu, prowadziły do tego konkretnego wyjazdu do Syrii, a może wcześniej nawet do napotkania siebie podczas wymiany uczniowskiej. Coś musiało stanowić ten konkretny zapalnik, jako, że urodziły się w zupełnie innych częściach świata. Wcale nie tak łatwo jest zapoznać swoją bratnią duszę, żyjącą na co dzień w innym kraju.
Po upiciu nieco alkoholu, odstawiła lampkę z powrotem na stolik, czując na płatku ucha dotyk warg. Znajomy dreszcz przepłynął wzdłuż kręgosłupa, a charakterystyczne mrowienie połaskotało po wewnętrznej stronie prawej dłoni, blisko kciuka.
Podobał jej się w sposób, w jaki wypowiedziała pytanie, podkreślając rolę dziewczyny.
- Który deser kusi cię bardziej? - wyszeptała delikatnie przekręcając głowę na bok, trącając nosem policzek pani doktor. - Ten leżący w lodówce czy może…
Umyślnie nie dokończyła zdania, zamiast tego, łaskocząc opuszkami ciepłą skórę za krawędzią sukienki, zakrywającej część uda.
Miała za sobą podróż samolotem, ale byłaby w stanie wykrzesać z siebie nieco energii. Nie będzie to żaden maraton, ani kilkorundowe zmagania, ale zawsze coś. Po takich zmaganiach, tiramisu smakowałoby jeszcze lepiej. Beverly była tego niemalże stuprocentowo pewna.
Chętnie wstałaby z krzesła razem z Margo, którą dźwignęłaby na ręce, niestety, jeszcze nie mogła porwać się na tak odważny gest. Bark potrzebował jeszcze tygodnia, aby móc nieco bardziej go obciążać czy też wykorzystywać przy sportowych dyscyplinach. Poczeka. Zgodnie z lekarskimi zaleceniami, przeczeka ten stan, a później odpowiednio nadrobi zaległości.
Mogła, ale nie musiała brać prysznica, kupującego Margo nieco czasu. Pomimo dnia pełnego biegania z miejsca na miejsce, czuła się świeża, a perfumy o stonowanej wytrawno-orzeźwiającej nucie, którymi naznaczono ciało, wciąż utrzymywały się na skórze.

ODPOWIEDZ