olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Już dawno, dawno temu przeszła do porządku dziennego z tym, że częścią jej osobowości jest ta mała, irytująca czasem niczym drobny kamyk w bucie, pani próżność, złośnica która pasjami powoduje że z wielu rzeczy na świecie, których można nie mieć, Ainsley Remington nie nawidzi nie mieć racji. A w momencie, w którym w trakcie zupełnie przypadkowego spotkania, zupełnie przypadkowej osoby dowiadywała się - w jakże - zupełnie przypadkowo o tym, że jej najbliższa do tej pory przyjaciółka, Julia, znalazła się w szpitalu, musiała przyznać rację swojemu mężowi. Nie umiała w relacje z ludźmi, a te z kobietami ogarniała gorzej od fizyki kwantowej - nic a nic, i nic na dodatek nie zapowiadało żeby cokolwiek miało się na tym froncie zmienić.
W końcu co z niej była za przyjaciółka, aby o hospitalizacji tej drugiej dowiadywać się pokątnie od Dillona, który te wiadomości również posiadał z drugiej, o ile nie trzeciej ręki? Swoje tajemne źródło postanowiła jednak trzymać w tajemnicy, przynajmniej tak długo jak się da, bowiem również tak długo jak się da walczyła z tym, co w takiej chwili wypadało zrobić. Jej wyobraźnia powinna podsunąć jej planszę z odpowiedziami a, b, c i d, jak w Milionerach, a Jeremy Clarkson - wszak jedyna słuszna edycja to ta brytyjska - powinien zapytać czy jest pewna, że odpowiedź schować dumę do kieszeni i pojawić się u Julii w odwiedzinach jest jej ostateczną. Definitywnie?
Definitywnie.
Nagle okazywało się więc, że w uniwersum Ainsley Remington możliwe jest wszystko i zamiast z samego rana szykować się do wylotu do Dubaju - doprowadzając tym Bogu ducha winnego Garego do białej gorączki - wpakowała tyłek do własnego samochodu i pojechała do Cairns. Zgarnęła po drodze ich ulubione rozpieszczadła z - a jakże, również ulubionej - cukierni i wcale nie upłynęło dużo wody kiedy znalazła się w odpowiednim budynku, na odpowiednim piętrze i oddziale, a całkiem sympatyczna pielęgniarka udzielała jej informacji o tym, gdzie uda się jej znaleźć panią Crane. Wzięła głęboki oddech - Bóg jeden wie czy zbierając w ten sposób odwagę na spotkanie z Julią, czy zbierała do kupy wszelkie swoje własne szpitalne traumy, co by akurat tego jednego dnia nie postanowiły wyleźć ze swoich nor i ponownie zepsuć wszystko.
Drzwi do jej sali były otwarte, prawdopodobnie będąc jednym wielkim niedopatrzeniem personelu dopuszczającego pomieszczenie po obchodzie, ewentualnie zaproszeniem dla tak wątpliwych przyjaciółek jak sama Ainsley. Ale skoro słowo się urzekło, w owych drzwiach stanęła. Zupełnie nieśmiało, opierając się ramieniem o skrzydło drzwi, drugą ręką pukając w nie cicho i z wyczuciem. Kiedy zwróciła tym na siebie uwagę Julii, uśmiechnęła się delikatnie i przemówiła:
- Cześć - odkrywcze, prawda? Kiwnęła głową na próg idealnie odcinający jej salę od korytarza. - Chyba musisz zdradzić mi hasło wstępu - zauważyła, w ten sposób chyba uprawniając się czy faktycznie jest tutaj mile widziana. Nie mogła odgadnąć jak po ich ostatnim, hm - powiedzmy, spięciu, dziewczyna będzie reagować na jej widok, ale pewnie powinna być przezorniejsza i obserwować czy przypadkiem w jej kierunku nie leci którakolwiek z rzeczy znajdujących się do tej pory na julkowym stoliku, zamiast tego postanowiła zauważyć odrobinę żartobliwie:
- A na okoliczność zakazu wstępu dla wiedźm, przybywam z łapówką - i na potwierdzenie swoich słów uniosła do góry papierową torbę z logo tej przeklętej, najlepszej ciastkarni. Przecież nie zamierzała zjeść tego w samotności, prawda? Zaserwowała więc jeszcze w stronę Julii swój firmowy uśmiech i czekała.
To jak, wygrała ten milion czy nie?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Wprawdzie niebezpieczeństwo związane z jej ręką zostało zażegnane i to przez mistrza w swoim fachu, ale nie znaczyło to wcale, że Julia Crane jest osobą zrelaksowaną. Podobną bujdę musieli wymyślić dla ludzi hospitalizowanych za często, by jakoś ich oswoić z czymś tak nieznośnym jak pobyt w placówce zdrowotnej. Wówczas dorzucało się nierozważnie, by tego typu pobyt traktować jak wakacje i nadrabiać wszystko, na co się nie miało czasu, bo było się zajętym.
Tyle, że ona lubiła mieć całkiem sporo zajęć, bo wtedy okazywało się, że na myślenie zostaje jej zaledwie chwila. W szpitalu zaś miała multum czasu i oczywiście, że zaczęły pożerać ją wszystkie te złe emocje, które tak nierozważnie odkładała na lepszy czas. Nie rozumiała, czemu akurat jej psychika za ten cudowny uznała wbicie sobie noża w rękę, ale przecież nie od dziś wiedziała, że jest z nią porządnie nie tak.
Poza tym tęskniła.
Za Aidenem, który wpadał do niej tak często jak mógł, ale przecież miał dyżury i swoje domowe problemy, więc musiała go mocno sobie dawkować. Za malowaniem, bo nadal goiły się szwy i Thompson uznał, że to kiepski pomysł, by choćby szkicować, więc musiała zadowolić się książkami i towarzystwem odwiedzającej ją asystentki, bo nie planowała powiadamiać nikogo innego. Głównie dlatego nie zadzwoniła do Ainsley, za którą tęskniła chyba prawie (oprócz lekarza) najbardziej.
Nie zamierzała jednak przyznać się do tego przed samą sobą ani też nikomu zwierzać uznając to za prywatną sprawę między nimi i na tyle bolesną, że najchętniej zakopałaby ją w tej szufladce, do której już potem nikt nie miałby dostępu. Przede wszystkim ona, bo jeszcze skończyłoby się histerycznym płaczem, a przecież sobie obiecała, że po tym tekście o Remingtonie da sobie wreszcie spokój.
Szło jej całkiem nieźle do momentu, gdy w otwartych (na wypadek kontrolnej wizyty Flanna) drzwiach od pokoju pojawiła się sama zainteresowana i sprawczyni tego zamieszania. Nie odwzajemniła uśmiechu, co już na Julię było niespotykane, bo przecież ta dziewczyna śmiała się na zawołanie. Nie potrafiła jednak i nawet widok puszystych i pewnie pysznych eklerów nie do końca roztopił jej serduszko, bo nadal nie wiedziała co ma powiedzieć.
Że tak właściwie niewiele się zmieniło i dalej planowała chodzić na randki z Aidenem, niezależnie od tego czyjego ojca zna? A może powinna ją z tego tytułu nawet przeprosić?
Nie wiedziała, po prostu więc patrzyła na nią jak skamieniała.
Może dlatego, że właśnie zdała sobie sprawę, że po części jest trochę jak Dick, któremu wydaje się, że uśmiech załata wszystko, że jest taka jak Clarence, który taksował ją wzrokiem najbardziej bezczelnie, gdy planował ją skrzywdzić i wreszcie Othello też maczał w niej palce, bo zadbała o dobre przygotowanie.
A jednocześnie do cholery, przyszła, co było najmniej egoistyczną rzeczą, na jaką mogła się zdecydować, co świadczyło o tym, że jednak nie miała z nimi za wiele do czynienia. Wreszcie więc z ociąganiem, ale kiwnęła głową próbując delikatnie wstać i podeprzeć się na łóżku. Za morfiną też tęskniła, tyle że już uznali, że jej nie potrzebuje i nie mogła nie przyznać im racji, skoro już było z nią coraz lepiej.
- Skąd wiesz?- tak, musiało być lepiej, skoro planowała zemstę w trzech aktach na tego konfidenta, który postanowił ją wydać.
Nie zamierzała nigdy nikomu prezentować się w piżamie, a już zwłaszcza swojej najlepszej przyjaciółce, z którą na razie nie zanosiło się na zakopanie topora. Choć eklery kusiły, pieprzona diablica, wiedziała, że szpital zafunduje jej dietę.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Pewnie właśnie powinna się przebiegłe uśmiechać. Mogła bowiem zakładać, że na starcie zostanie odsądzona od czci i wiary za właściwie chęć do życia - choć ostatnio było tej w niej coraz mniej - i pewnie byłoby to całkowicie zrozumiałe, i Julia miałaby do tego pełne prawo, zamiast tego jednak najważniejsze stało się źródło jej informacji. No dobra, stało się więc, jej twarz zaczął przyozdabiać ten lekko zaczepny, lekko przebiegły właśnie uśmiech. Rzecz się bowiem stała niesłychana, przynajmniej w uniwersum Ainsley Remington, bo to nie była żadna norma, żeby przydarzały się jej jakiekolwiek przypadkowe spotkania. Tym bardziej jeszcze takie, z których wynosi tak ważne informacje jak tym razem ta - że najważniejsza w jej życiu dziewczyna, jej przyjaciółka, leży właśnie w szpitalu.
Zmartwiła się tym nie na żarty. Znała Julię i wiedziała, że byle sprawa by jej nie położyła na żaden oddział, bez cienia wątpliwości więc odwiesiła swoją dumę na kołek i postanowiła pokazać u niej tak szybko, jak to było możliwe. Owszem, liczyła się z tym, że może się tak właściwie niczego konkretnego nie dowiedzieć, a jedynie pocałować klamkę w akompaniamencie najdoskonalszych epitetów rzucanych przez Julkę w jej kierunku. Ale znała tą cholerę jak nikt - a przynajmniej tak sobie zakładała - i wiedziała, że są pewne rozwiązania, które skutecznie powodują, że jej serduszko się rozpływa. I jeśli nie mogła to być sama w sobie wizyta przyjaciółki, zawsze mogły to być najlepsze na całą okolicę eklery.
Najwyraźniej trafiła, choć do środka wchodziła z odrobiną niepewności. Niepewności, której nawet ten przebiegły uśmieszek nie mógł ukryć, potrafiła jednak grać rolę tej trochę niedostępnej (dobre sobie) i z mocno teatralną nonszalancją rzuciła:
- Najlepsi agenci nigdy nie zdradzają swoich źródeł - i nawet machnęła przy tym włosami niczym wszystkie te przepiękne modelki w reklamach kosmetyków do włosów, po czym musiała mocno ukrywać chęć roześmiania się. Wątpliwa była z niej aktorka, kłamać nie umiała wcale, a z drugiej strony Dillon nie prosił o jakąkolwiek dyskrecję, więc nie musiała się z tym aż tak krygować. - Ale jeśli zgadniesz, nie zaprzeczę - zawsze w końcu można było znaleźć taki sposób na wszystko, by i wilk był syty, i owca cała, prawda? Uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie po co tak właściwie tu przyszła. Skinęła głową w stronę przyjaciółki, a mówiąc konkretniej - jej opatrunku na ręku i zagadała:
- A teraz, do brzegu. Opowiadaj co się stało i co cię tu sprowadza - cicho parsknęła śmiechem, bo zdała sobie sprawę z tego, jak źle to zabrzmiało, pokręciła głową z niedowierzaniem. - Wróć, opowiadaj co się stało, a ja będę cię tu obsługiwać. Moje umiejętności kelnerskie co prawda nie są najlepsze i... - Dick, ugryzła się jednak w język. - ... większość ludzi podejrzewałoby, że zrobię sobie przy tym krzywdę, ale nie ma strachu, skoro przynajmniej mam na miejscu personel medyczny - zakończyła z rozbrajającym uśmiechem, jednym z tych którymi zwykle potrafiła całkiem Julię kupić i zabrała się do rozpakowywania swojej dzisiejszej łapówki, zajmując miejsce przy boku jej łóżka i zerkała tylko lekko w bok, jakby przypominając dziewczynie, że ona cały czas jej słucha.
Po to się w końcu tutaj znalazła, prawda?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Wypadałoby odtrąbić małe zwycięstwo w świecie Julii Crane, bo zazwyczaj po jednej z takich burzliwych kłótni uraza trzymałaby się jej znacznie dłużej. Najwyraźniej jednak albo złagodniała na swoje szalone, stare lata, ale ktoś wyjątkowo się nią dobrze opiekował i była w odrobinę lepszym humorze. Poprawka, nikt nie chciał zaliczyć przed wernisażem i przygotowaniem wystawy takiego pobytu w szpitalu, ale odkąd dowiedziała się, że ręka jest nienaruszona i że nie grozi jej żadna sepsa (prawdopodobnie) patrzyła na świat już z umiarkowanym optymizmem. To sprawiało, że cały personel najchętniej już oddałby ją do domu, bo biegała po oddziale jak szalona nie mogąc wytrzymać tego koniecznego przy antybiotykach leżenia w łóżku.
Godziła się na to w umiarkowanym stopniu przekraczając granicę jedynie w obecności Aidena, który pozwalał sobie na odrobinę więcej niż powinien. To ta relacja i ten związek dodawały jej tego wigoru, choć sama Julia nie przyznałaby się do tego nawet przed samą sobą.
A zdecydowanie nie przed dziewczyną, która ostatnio uznała tę znajomość za problematyczną.
- Zabiję Flanna- rzuciła więc podejrzewając, kto stoi za tym źródełkiem, które doniosło Ainsley o jej nieszczęśliwym wypadku i to był na razie cały jej komentarz. Musiała się oswoić z myślą, że właśnie przyjdzie jej się godzić z przyjaciółką, która niekoniecznie wiedziała o napaści Clarence’a, która widziała zło w innych, a nie umiała dostrzec go pod własnym nosem w osobie nieszczęsnego Dicka Remingtona. Crane jeszcze nie wiedziała czy potrafi to wszystko udźwignąć ani czy też ma ochotę, ale pozwoliła jej wejść i machnęła ręką.
Tą zdrową, bo ta zraniona nadal miała kilka szwów, które wkrótce miały zamienić się w bliznę. Podobnie jak tamta ich kłótnia, ale w przeciwieństwie do dłoni, ta sprawa nadal ją bolała i uwierała.
- Wbiłam sobie nożyk malarski. Nic takiego, ale był dość stary i brudny, więc musieli mi podać antybiotyk i monitorować wszystko. Tym sposobem zostałam na oddziale- wyjaśniła skrótowo i właśnie zdała sobie sprawę, że mówiła to w trybie bezosobowym, choć głównie zajmował się nią doktor Thompson. Nie chciała jednak bez potrzeby wciągać jego nazwiska na afisz, informujący o tym, że jest ofiarą losu i największą krzywdę robi sobie sama.
- Ainsley, ja doceniam, że przyszłaś… - zerknęła na ciastka, potem na dziewczynę. - Ale nie wiem czy to dobry pomysł- stwierdziła wreszcie czując, że jeśli wtedy w tym pieprzonym hotelu nie pękło jej serce, to pewnie stanie się to tutaj. Nie była jednak w stanie tak spokojnie przyjmować tej rozmowy i udawać, że nic się nie stało, gdy po wszystkim została nazwana uprzedzoną, jeśli chodzi o Remingtonów.
Od początku przecież nie chodziło o samego Aidena i fakt, że nawet przez moment wierzyła, że jej przyjaciółka ma rację i mężczyzna się nią zabawił, ale o to wspomnienie, które sprawiało, że zwróciłaby te eklery. Nie sądziła, że kiedykolwiek to je podzieli, ale przecież nigdy nie przypuszczała, że kobieta z taką chęcią wróci do tej rodziny oprawców.
Usiadła wreszcie na łóżku i zagryzła wargi.
- Bo to się nie zmieni- powód naszej kłótni czy też nieporozumienia. Ty masz Dicka, którego ja nie mogę znieść- przyznała to w końcu. - A ja jestem dziewczyną Aidena- i to bodaj był pierwszy raz, gdy tak otwarcie i po prostu to przyznała.
Ten szpital jednak sporo zmienił, jeśli o nich chodzi i może próbowali, poznawali się lepiej, ale już jako para i nie zamierzała tego negować.
Ani faktu, że się pokłóciły i nie jest to przyjacielska wizyta.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Ten, kto zdążył ją choć trochę poznać - choć może jednak potrzeba było znać ją troszeczkę bardziej - powinien w mig pojmować, że najbardziej istotną stałą w życiu Ainsley Remington jest ś w i ę t y spokój. Dziewczyna nie lubiła ani tłoku, ani zamieszania, wszelkie zmiany (szczególnie te wielkie) przerażały ją do żywego i doprowadzały wręcz do permanentnego, nieprzerwanego ataku paniki. Czemu więc nie tak wcale dawno temu zapomniała o tym sama zainteresowana i poszalała tak, że dochodziła właśnie do ściany, przy której nie wiedziała już jak się dalej idzie do przodu? Zamieszała swoim życiem tak skutecznie, że - choć nie wypowiedziała tego nigdy na głos - żałowała, że nie ma tutaj tej śmiesznej funkcji przewijania, jak w pilocie, i nie da się jednak wrócić do stanu zastanego. Nie było może bowiem najlepiej, ale do cholery, zapewne przynajmniej stabilniej niż teraz. Teraz bowiem, jeśli cokolwiek tylko mogło się zepsuć, z pewnością to po prostu zrobiło, niespecjalnie pytając ją o zgodę. Jej mąż uznał, że lepiej im będzie jeśli znajdzie się t r o s z k ę dalej. To troszkę oznaczało jakieś dwa tysiące kilometrów i na swój sposób łamało jej serce, bo Ainsley nie była - wbrew wszelkim oznakom na niebie i ziemi - naiwną dziewczynką i doskonale zdawała sobie sprawę, że ma tendencję do tego by z tych Wysp nie wracać. Gary z uporem maniaka postanowił uprzykrzyć jej życie (chyba w ten sposób namawiając do tego wyjazdu) i wydzierał się na nią w każdym możliwym aspekcie ich wspólnego życia, a Julia - to już była historia. Historia, która doprowadziła je obie do tej lekko niezręcznej sytuacji tu i teraz.
- Zimno - odpowiedziała z całą możliwą stanowczością, delikatnie i powoli kręcąc głową na boki, lewo - prawo, negująco, jakby sam werbalny komunikat mógł w tym temacie nie wystarczyć. Panna Crane w końcu nie miała tak właściwie trudnego zadania, Ainsley w Australii znała tak ograniczony krąg osób, że można było je zapewne wymienić na palcach jednej ręki, przy czym rozmowy na bardziej zaawansowanym poziomie prowadziła z ich jeszcze mniejszą ilością. Szybko skończą tą zabawę.
- Czy to ten moment, kiedy moja wyobraźnia powinna wyrzucać na zasadzie skojarzeń obrazki z takiego totalnego szału twórczego? - zakręciła się, by przysunąć sobie krzesło, do tej pory smętnie odstawione gdzieś w kąt. Usiadła na nim z całą możliwą gracją możliwą dla jej osoby i przesunęła się konspiracyjnie. - A zdążyłaś przed tym coś namalować? Cokolwiek. Wiesz, takie rzeczy stają się na rynku bardzo, b a r d z o chodliwe - niby mówiła całkiem poważnie, niby na koniec się jednak zaśmiała - sugerując, że się wcale w kwestię finansów Julii nie wtrąca i to jedynie niezobowiązujący żart - ale jednak jeśli Ainsley w swoim życiu się na czymś znała, jeśli umiała coś robić to były to pieniądze. Jak ona bardzo chciałaby umieć zamienić tą umiejętność na rozumienie drugiego człowieka, wiedziała tylko ona sama.
Spoważniała jednak w moment, kiedy tylko poczuła się wyciągnięta do tablicy w ten jeden nieprzyjemny sposób, jak jakiś nieprzygotowany uczeń, którego przyłapano właśnie na gorącym uczynku. Mimo to pokiwała głową w niemym geście nie ma za co i westchnęła sobie trochę. Mimo wszystko wysłuchała jej do końca, co było nielada wyczynem, bo zwykła nie posiadać w sobie cierpliwości za grosz. I nawet nie zjeżyć się, kiedy zanotowała, że znajomość Julii z Aidenem ewoluuje najwyraźniej szybciej niż zdążyłaby za tym nadążyć.
- Jestem ci winna przeprosiny za nasz ostatni raz - cóż, jakby to nie było oczywiste. - Nie wiem co mnie lodkusiło, żeby odzywać się na akurat takie tematy, przecież to nie jest zupełnie moja sprawa z kim ty chcesz być, widywać się, sypiać, wstaw tu jeszcze inny, dowolny czasownik. Powinnam trzymać gębę na kłódkę - a to już w uniwersum księżnej Atwood było naprawdę wyjście poza pewien bezpieczny, grzeczny język. - Przepraszam - kiwnęła głową tak, jakby w ten sposób mogła podbić sens swoich słów. Oparła się o oparcie krzesełka i zastanawiała chwilę, czy zgrabnie następny temat ominąć, czy jednak jak za starych czasów się otworzyć i liczyć, że dzięki temu zrobi się cokolwiek łatwiej?
- Pewnie poczekałabym z tym na jakiś bardziej dogodny moment - jestem dłoni wskazała na pomieszczenie, w którym się znajdują, a które pewnie nikomu nie kojarzyło się najszczęśliwiej. - Ale nie wiem kiedy następnym razem miałabym okazję się spotkać. Lecimy w końcu do tego Dubaju - urwała by zaczesać palcami włosy do tyłu. - Z Garym - czy to przypadkiem nie był właśnie najlepszy komentarz na temat tego, jak to ona nadal tego swojego Dicka Remingtona ma?
Chyba zdecydowanie za głośno właśnie przełykała ślinę.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Pewnym ewenementem, który również był wart odnotowania był fakt, że Julia Crane zachowywała się dość zimno. To nie współgrało ani trochę z jej temperamentem oraz faktem, że zazwyczaj obdarzała ludźmi bardziej ciepłymi emocjami. Jeśli zaś schodziła do poziomu, w którym z całego jej usposobienia wionął chłód, należało uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo to znaczyło, że przekroczyło się ten bezpieczny poziom. Za nim była już tylko śmierć w okrutnych męczarniach. Nie bez powodu mawiano, że najgorzej ze wszystkiego smakuje obojętność, a tę malarka serwowała na zimno.
Tak jak i teraz, gdy ledwie uniosła brwi, gdy okazało się, że to nie Flann doniósł o jej stanie zdrowia. Odpowiedź na pytanie kto nasunęła jej się sama, ale nie chciała wywoływać ducha Dillona, z którym właściwie nie widziała się od czasu felernej nocy w szpitalu, której Ainsley nie była wcale świadoma. Może dlatego tak łatwo im przyszło wysuwanie oskarżeń w swoim kierunku, bo obie bardzo mocno przeoczyły fakty i to, że ich życie przybrało tak kiepski obrót. Julia zawsze wychodziła z założenia, że robi pewne rzeczy, by przetrwać i utrzymać się na powierzchni i w tym konkretnym wypadku nie zamierzała przepraszać za to, że akurat tak się złożyło. Ani prowadzić ze swoją przyjaciółkę gry w zgadywanie, więc jedynie pokręciła głową.
- Nie powinien ci mówić. To tylko niegroźne zadrapanie, a wszyscy to przeżywają tak bardzo jakbym nie wiem, straciła rękę- wyjaśniła spokojnie i dalej jednak dało się zauważyć ten dystans, bo dawna Crane przyznałaby się jej od razu, że tak, panikowała i był moment, gdy z ulgą wtuliła się w swojego lekarza, który przyniósł jej dobre wieści.
Niezależnie od tego, że ten jej pan doktor był jednocześnie jej chłopakiem. Ten stan jednak zdążyła już wywlec na powierzchnię tytułując dość nonszalancko Aidena, na co Ainsley zareagowała na tyle spokojnie, że była jej winna wyjaśnienia.
- Nie, nie miałam czasu niczego pomalować, zresztą to nadal dotyczy tylko ludzi po śmierci, a ja żyję i mam się dobrze jak widzisz- i mało brakowało, a dalej oznajmiłaby zimno, że na nią już pora. Padły jednak przeprosiny i to właściwie było jak jeden z tych ruchów w szachach, bo jak znała panią Remington to rzadko przyznawała się ona do błędu. Skoro zaś to zrobiła, należało wziąć to na serio i trochę zejść z poziomu królowej śniegu, która każe swoim poddanych kajać się bez końca.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, nie powinnaś. I ja wiem, że to dużo i że Aiden i ja to coś świeżego, ale bądźmy szczere, po Adamie nie skrzywdzi mnie nikt bardziej- odpowiedziała spokojnie i po raz kolejny złapała się na tym, że nawet jeśli Polanski pojawiał się w jej myślach, nie niósł już za sobą tego ładunku bólu, który zwykle przygważdżał ją do podłogi. Coś się zmieniło i Julia nie wiedziała dokładnie co, ale wiedziała, kto za to odpowiada i musiała być mu wdzięczna.
Jak i Ainsley, która wreszcie zachowywała się jak jej przyjaciółka, a nie osoba, która koniecznie musi jej udowodnić, że się myli. Nie zamierzała jej powiedzieć, że był ostatnio czas, gdy sama nie była pewna tej całej sytuacji i to wszystko obróciło się w nieuwagę, która skutkowała wypadkiem. Nie, gdy tak usilnie chciała jej pokazać, że sobie radzi i to wszystko to był wymysł jej jako młodej mężatki.
Która miała własne problemy. Wystarczyło przecież tylko nic nieznaczące dla większości hasło o wyjeździe do Dubaju z asystentem, by Julia w mig zrozumiała tę aluzję. Pewnie przez kilka sekund chciała zakrzyknąć, że dobrze jej tak i że trzeba było nie brać ślubu z tym człowiekiem, ale to nadal była ta sama wrażliwa i empatyczna dziewczyna, więc westchnęła i kiwnęła głową.
- To dobra decyzja… dla twojej kariery. Wiesz o tym- i mogłaby pewnie wstać i nią potrząsnąć, ale skoro ustaliły, że obie nie wtrącają się do swojego życia to nie powinna robić czegoś takiego. Usiadła więc na łóżku i spojrzała na nią uważnie.
- Nienawidzę tego miejsca. Zapachu, bezczynności, robienia zamieszania w ten sposób. Nie lubię być ofiarą- wyjaśniła i rozejrzała się wokół. Nie powinna też narzekać, bo dostała ładny i prywatny pokój, w którym mogła spędzić kilka dni na odpoczynku, ale przecież im dłużej tu siedziała, tym mocniej powracały do niej myśli, które zwykle zagrzebywała bardzo głęboko. Zrozumiała również, że Clarence zawsze będzie już kojarzyć się jej z Ainsley i jej obroną, a to było na tyle nieprzyjemne uczucie, że zapragnęła zapalić papierosa.
Miała tylko w zanadrzu eklerkę, więc przegryzła delikatnie.
Julia Crane nie chciała rozmawiać o Dicku i wiedziała to doskonale.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Największym objawem jej braku jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego najwyraźniej nie miało się okazać dość kaskaderskie podejście do jeździectwa, choć to właśnie to w pewnym momencie odebrało jej lwią część zdrowia, o mało całkowicie jej nie wykańczając. Pewnie można było to zatem uznać za pewien wysoce specyficzny talent, ale Ainsley z uporem maniaka zwykła ignorować wszystkie czerwone flagi związane z zachowaniem innych osób, i w chwilach, kiedy inni już dawno spieprzaliby z krzykiem, ona zostawała na posterunku, zupełnie nic sobie z tego nie robiąc. Choć to, że nie wystraszyło jej wyraźne ochłodzenie podejścia ze strony Julii było tylko zupełnie niewinną igraszką przy tym, jak uparcie pozostawała przy swoim mężu. Dick Remington był bowiem niedoścignionym królem czerwonych flag i pewnie większość społeczeństwa uznałaby to co najwyżej za naiwne podejście z kategorii ja go zmienię (dobre sobie, życzę szczęścia), ale prawda była zgoła inna i najlepiej smakowałaby chyba podawana na zimno. Ainsley można było bowiem bardzo żałować, ale jeśli jej mąż był tych czerwonych flag królem, to ona była królową, a ta zależność wcale nie wynikała z ich małżeństwa. To było dziwne uczucie, kiedy taka myśl przemknęła przez jej głowę i nawet zrobiło jej się niepokojąco zimno. Musiała znaleźć sobie zdecydowanie przyjemniejszy temat do rozważań.
- To nie Flann - wyrwało jej się zdecydowanie zbyt szybko i zdecydowanie zbyt gwałtownie jak na kogoś, kto miał być tu na miejscu ciałem i duchem. Szybko się jednak zreflektowała: - Nie rozmawiałam z nim... Chyba od twojej kolacji. Możesz próbować dalej - uśmiechnęła się lekko. Wcale nie dziwiło jej, że pierwszym nazwiskiem, na które mogło paść podejrzenie był Flann. Byli w końcu z Julią najbliżej - nawet czasami czuła się o tą relację zazdrosna - kto jak nie on mógłby dbać o to, by miała w tym szpitalu towarzystwo? Była jednak ciekawa, czy Julia weźmie w ogóle pod uwagę osobę Dillona jako tego, kto wyjawił jej sekret.
- Fakt, trochę przeszarżowałam z szacowaniem - zaśmiała się lekko. Może i to nie był jej konik, w końcu na sztuce jeszcze nie próbowała robić pieniędzy, ale należała do tych, którzy ambitnie i chętnie się uczą, więc nie mówiła w tym temacie nigdy. Póki co jednak nie chciała aż tak zbliżać się do własnej matki, więc wolała bezpiecznie zostawać w sferze którą znała - czyli sportu. Najwyraźniej dla niektórych wychodzenie że strefy własnego komfortu nie było takie łatwe.
Powiedziała w chwili, w której przyznawała się do błędu - głośno, bezpośrednio, werbalnie - co nie dość że nie zdarzało jej się często, to jeszcze ostatnio miało miejsce prawdopodobnie wtedy, kiedy po ziemi chodziły dinozaury.
- Obie wiemy, że powinnam - odparła jednak z dosyć ciepłym nawet uśmiechem. Nie bawiła ją nigdy sztywna kurtuazja, wolała kiedy wszystko było jasne. - Nie powinnam mieć takich numerów w swoim résumée - choć i tak przecież chyba już każdy na tym świecie wiedział, że Ainsley Remington do najcieplejszych i najbardziej przystępnych ludzi na tym świecie nie należy, nie zamierzała jednak dokładać ani jednej cegiełki, by to wrażenie poprawić. I nie uważała tych okoliczności za najlepsze by tą rozmowę kontynuować. A może po prostu Dick miał rację z tym, że one są już tak daleko od siebie, że pewne rzeczy będą po prostu nie do nadrobienia? Uśmiechnęła się porozumiewawczo, kiedy wypłynął temat Adama. - No, również mam nadzieję, że Aiden w tym temacie popisze się bardziej - urwała chwilę, chyba probujac zebrać myśli. - Dużo bardziej - dodała już całkiem ciepło, co w uniwersum ludzi z rodu Atwood można było przetłumaczyć swobodnie na życzę wam naprawdę dobrze. A i to nie zdarzało się wcale nagminnie często.
Kiedy jednak temat zaczął dotyczyć jej samej, zupełnie zesztywniała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mam dosyć tych dobrych-dla-mojej-kariery rzeczy - musiała stanąć twarzą w twarz z tym, że była po prostu wypalona. Wyeksploatowana do granic przez tyle lat zasuwania bez żadnej przerwy, na kilka kontynentów, na kilka stref czasowych. A w momencie kiedy liczyła na własny, prywatny happy end, z momentem gdzie siądzie w końcu na tyłku i będzie miała święty spokój, nagle wszystko stawało na głowę i doprowadzało ją prawie na skraj załamania nerwowego. Nie zamierzała się jednak żalić. Jeszcze nie.
- Długo mają cię zamiar tu jeszcze trzymać? - zapytała z troską. - Bo nie powiem, ale destynację na wakacje wybrałaś sobie wyjątkowo oryginalne - pozwoliła sobie lekko się nawet zaśmiać. Może i nie była najbardziej udaną osobą, jeśli chodzi o jakikolwiek comforting, ale może uda jej się choć trochę poprawić jej humor?
Skoro samej sobie nie umiała.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Dillon- nie musiała za daleko szukać, ale jeśli chodzi o lekarzy w szpitalu to musiała celować w niego. Nie sądziła, że Aiden posunąłby się przecież do tego, by dać jej przyjaciółce znać o jej pobycie tutaj, poza tym nigdy nie doszli do poziomu, gdy mógłby mieć jej numer prywatny. Właściwie dopiero teraz Julia zdawała sobie sprawę, że raczej nie zostaną bliskimi znajomymi i poczuła coś w rodzaju ukłucia żalu. Tyle, że sama nie była lepsza i nie darzyła sympatią jej męża.
Łagodnie rzecz ujmując, a przecież Crane nigdy nie należała do kobiet, które bawiłyby się w dyplomację bądź gryzłyby język, gdy przyszło co do czego. Nie rozumiała więc, dlaczego nie potrafiła, ot tak wykrzyczeć jej wszystkiego, co stało się na jej pieprzonym przyjęciu i co sprawiło, że Remington to było dla niej takie tabu. Może się wstydziła (nie, to zdecydowanie odpadało)... a może bała się, że prędzej Ainsley zarzuci jej kłamstwo i runie ta iluzja, którą tworzyły przez lata? Bo właśnie teraz do niej docierało, że zatajenie tej informacji postawiło ich przyjaźń w skład rozkładu, a ona perfumowała cały czas trupa i upewniała się, że stanie na nogi.
Brzmiało to makabrycznie, więc aż otrząsnęła się z tej wizji.
- Nie wiedziałam, że wie o moim pobycie tutaj, ale pewnie powiedziała mu siostra- która nadal za nią nie przepadała, ale takie wstawki na temat poszkodowanej lekarki nie przechodziły przez jej gardło. Desiree przeszła przez piekło i zasługiwała na spokój, a Julia odczuwając po części krzywdę, jaką jej wyrządzono, była w stanie jej tę równowagę zapewnić. Niezależnie od tego jak zabawne były jakiekolwiek jej podejrzenia w stronę jej partnera i Julii, bo przecież Flann kochał do nieprzytomności swoją dziewczynę.
Nie była w stanie jednak opowiedzieć tego wszystkiego Ainsley i dopiero ta niemożność wyrażenia emocji sprawiła, że zrozumiała jak daleko sprawy między nimi zaszły. Może to był jeden z tych zimnych pryszniców, które musiał jej ktoś zafundować?
Ten przynajmniej ją zmusił do tego, by opuściła lekko swoją gardę i spróbowała się przynajmniej uśmiechnąć, choć musiała przyznać, że nie wychodziło jej to najzgrabniej. Nadal miała w głowie jej słowa, które doprowadziły ich do tej sytuacji i wolałaby chyba jej to wszystko wykrzyczeć prosto w twarz (jak Julia miała w zwyczaju), ale wciąż były na oddziale, na którym pracował Aiden i nie naraziłaby go na udział w takiej burdzie.
Siebie samej zresztą również, więc westchnęła.
- Rozumiem, że robiłaś to ze względu na troskę i jestem w stanie nawet to przyjąć, ale nie zamierzam tym razem kierować się jakimiś uprzedzeniami. Jasne, nie znam go za dobrze- przyznała - ale na tyle, na ile się poznajemy, wiem, że to porządny facet. Mój facet- uśmiechnęła się nawet lekko, gdy wreszcie to podkreśliła. - I niezależnie od tego całego zamieszania, sprawy z Desiree to pierwsza osoba po Adamie, z którą naprawdę chcę spróbować i zobaczyć, dokąd mnie to zaprowadzi- westchnęła, ale musiała przyznać, że miłym było opowiadanie o Polanskim bez grama bólu, który niegdyś był stałą przyprawą tych powieści. Miała wrażenie, że to jednak gdzieś zaginęło albo przestało mieć ostre kanty, bo była w stanie nawet lekko się uśmiechać. Wiedziała komu to zawdzięcza i czemu akurat upiera się przy tej relacji, choć na razie wolała na jej temat się zamknąć, by pewnych kwestii zwyczajnie nie zapeszyć. Ktoś jej kiedyś mówił, że to przynosi pecha, a Crane po tym wszystkim potrzebowała szczęścia i to takiego pierwszego z brzegu- najbardziej prozaicznego- przy boku kogoś, kto ostatnio był jak jedno z tych pulsujących świateł w jej tunelu.
Kiedyś będzie umiała to nazwać, a na razie po prostu postanowiła uratować swoją przyjaźń.
- Jeśli nie chcesz tego robić, pieprz to- sprzedała jej więc radę swojego pokroju. - Jeśli akurat sport wyczynowy cię już nie kręci, to po co próbujesz? Tam nie ma wielkiej filozofii, albo to robisz i oddajesz się temu w pełni albo szukasz szczęścia tutaj… w małżeństwie- ale spuściła wzrok, by Ainsley nie przyłapała ją na przewracaniu oczami. Nie sądziła, że którykolwiek Remington byłby w stanie zapewnić tę mityczną, małżeńską sielankę, ale wiedziała, że jej przyjaciółka ma nieco inny pogląd na ten temat.
Tylko, żeby ukryć przed nią te nagłe ruchy gałek ocznych, zaśmiała się lekko.
- Kilka dni. Podejrzewam, iż boją się, że w innym wypadku mogłabym roznieść ten szpital- wyjaśniła beztrosko i uderzyła palcami o kant stolika. - Poza tym mój nikotynowy nałóg szaleje, muszę zwracać się do własnego chłopaka per panie doktorze i to nie w tych okolicznościach, w których bym chciała, a Flann chyba przeze mnie osiwieje- zaśmiała się.
To wszystko przemawiało na korzyść tego, by wypuścić ją z tego medycznego piekiełka jak najprędzej.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Czy w ogóle powinna mieć jakiekolwiek pretensje kosztem tego, jak szybko udało się Julii zgadnąć kto-to-taki nie wiedział kiedy ugryźć się w język i zdradził jej ostatni sekret? Ainsley znała tutaj niedorzecznie mało ludzi, szczególnie biorąc pod uwagę to, że w Lorne Bay się przecież wychowała czy spędziła młodość (przemówiła głosem zarezerwowanym dla seniorki), jak i spędziła ostatni rok dzierżąc dumną - jak uroczo nazwały to panie w urzędzie miasta - rolę komendantowej. Nadal w wyliczance pt. lokalni znajomi pewnie zdążyłaby się ograniczyć do palców jednej ręki. Od biedy, dwóch rąk.
- Ech, w dziesiątkę - westchnęła sztucznie, po czym nawet się jednak trochę-troszeczkę zaśmiała. - Wpadliśmy na siebie ostatnio przypadkiem, gdyby miał więcej czasu pewnie dopytywałabym o szczegóły jego, a nie ciebie, ale no chłopak był z dziewczyną, takim uroczym młodziutkim podlotkiem, nie miałam serca im przeszkadzać - zaśmiała się tym razem odrobinę mocniej i chyba w jakiś sposób nawet serdeczniej (?), ale zdała sobie sprawę, że plotkowanie powinno być jedną z tych rzeczy, które odziedziczyła po Grace, a jednak wychodziło na to, że bardziej niż potajemne dywagowanie o życiu innych, wychodziła jej nawet polędwica Wellington. A to wcale nie był komplement. - Może to też kwestia tego, że poczułam się staro. Jakby pewne sprawy poszły w moim życiu niekoniecznie po mojej myśli, miałabym pewnie dziecko w wieku tej dziewczyny - wywaliła z siebie razem z jednym wydechem, trochę prześmiewczo się do tego szczerząc. Tak, zdecydowanie tematy oscylujące wokół plotek powinna zostawić dla bardziej zaawansowanych w tym temacie.
- Mówisz o nim jak jakaś zakochana nastolatka. Jesteś pewna, że dobrze mierzą ci tutaj temperaturę? Może to gorączka? - wytknęła w końcu przyjaciółce, tym razem robiąc to tak serdecznie jak tylko mogła, bez cienia żadnej złośliwości. I Dick może i mógł mieć rację, one się na swoich trasach rozjechały gdzieś już dawno, dawno temu, orientując się dopiero ostatnio jak bardzo gps w tym temacie nawalił, ale najwyraźniej i fizycznie, i mentalnie mogły być od siebie daleko, daleko stąd, a gdy przychodziło co do czego to właśnie obecność Julii powodowała, że Ainsley uśmiechała się od dobrych kilku minut właściwie bez większego powodu. Magia przyjaźni? Może, ale nie zamierzała się teraz nad tym zastanawiać. Wiedziała, że potrzebuje tego jak jasna cholera, zamierzała więc zupełnie egoistycznie z tego korzystać.
Przynajmniej do czasu.
- Szkopuł polega chyba na tym, że ja sama tak właściwie już nie wiem czego chcę? - a nazywanie takich uczuć to już było w wykonaniu pani Remington dużo. - Nie wiem, może się po prostu wypaliłam? Bo mam wrażenie, że zatrzymałam się w miejscu, w którym nie dość że zawodnik ze mnie żaden, to i żona żadna. Najchętniej to zniknęłabym na swojej szkockiej wsi, zaszyła się tam zupełnie, przynajmniej do czasu aż mi nie przejdzie. Albo nie wymyślę czegoś sensownego w temacie co mądrego dalej zrobić ze swoim życiem - rozłożyła bezradnie ręce, po czym ściągnęła je szybko do siebie w bezgłośnym klaśnięciu.
- Ale! Dosyć smęcenia o mnie - brawo, Remington. - Z Flannem czy brakiem intymności z t w o i m c h ł o p a k i e m nie pomogę, ale powinnam mieć w schowku w samochodzie j a k ą ś paczkę, mogę spróbować ci przemycić - z każdym słowem zniżała głos, przechodząc w końcu do konspiracyjnego wręcz szeptu. Zupełnie tak, jakby wcale nie były w tej sali same i ktoś niepożądany mógłby usłyszeć, że dwie dorosłe, podobno dojrzałe kobiety rozmawiają o papierosach.
Gdyby na wszystko inne były takie proste rozwiązania.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak właściwie wyliczenia nie były zbyt skomplikowane, bo sama Julia zadbała o to, by niewiele osób wiedziało o jej pobycie w szpitalu. Wynikało to głównie z tego, że nie lubiła wokół siebie robić takiego zamieszania. Jeśli chodzi o jej sztukę- proszę bardzo, powinna prowokować, skłaniać do myślenia, nieść za sobą fantastyczny odbiór, ale jako artystka lubiła pozostawać w cieniu. Nie do końca podobało się to Flannowi, który upatrywał w niej doskonały produkt marketingowy i przyklaskiwał mu cały zespół. Crane jednak nigdy nie umiała aż tak skupiać na sobie uwagi i nawet teraz, gdy Ainsley podzieliła się z nią swoim odkryciem, poderwała się.
Bała się o Dillona. Niezależnie od tego jak bardzo wydarzenia z Desiree oddaliły ich od siebie i jak bardzo Julia była równocześnie zakochana w Aidenie, wiedziała, że życzy mu wszystkiego najlepszego. Nie z powodu jakichkolwiek uczuć (bo właśnie tych zabrakło), ale dlatego, że jej wrażliwość i empatia kazały się jej mieć na baczności i zwracać na niego uwagę po tym wszystkim.
- Może to dobry objaw- zastanowiła się prędzej do siebie niż do Ainsley. - Wiesz, on teraz sporo przeżył przy siostrze. Widziałam się z nim wtedy… Czekaliśmy na wieści razem z Flannem i trochę go poniosło- to był taki uroczy eufemizm w stosunku do wybuchu, jaki jej zaserwował i jaki w końcu przybliżył ją do Aidena. Częściowo, bo przecież wiedziała, że i tak gubiła za nim oczy, ale tamte dramatyczne zdarzenia dość ekspresowo i jednoznacznie ich do siebie przyciągnęły. - Niezależnie od tego wszystkiego to dobry chłopak i zasługuje na szczęście. Nawet jeśli to dziewczę ma… tyle lat co moja córka?- dopytała i zaśmiała się, choć nie była hipokrytką. Dla wielu już różnica wieku między nią i Thompsonem mogła być lekko kłopotliwa, a przecież to było zaledwie dwanaście lat. Z tego też powodu nie zamierzała ciągnąć tego tematu uznając bardziej za problematyczne jego PTSD, a nie to, że prowadza się z jakąś gówniarą.
Nie chciała jednak wciągać Remington w jego prywatne sprawy, więc zarzuciła ten temat na rzecz czegoś znacznie przyjemniejszego. To jest Aidena i ich relacji, która rozwijała się na tyle obiecująco, że faktycznie Julia sprawiała wrażenie bardzo zakochanej, choć na razie wolała jeszcze nie opisywać znacząco tego stanu. Nie, gdy było jeszcze bardzo wcześnie, a przed nimi piętrzyło się już kilka problemów, które sugerowały, że będzie to jeden z tych związków, gdzie trzeba będzie postawić na siebie.
- Daj spokój. To po prostu fajny facet i tyle. Lubimy się- skwitowała to dalej z tym samym rozmarzonym uśmiechem i zdała sobie sprawę, że faktycznie Ainsley chyba nie miała szansy widzieć ją w takich okolicznościach. Adama znała tylko z opowiadań, a Flanna przed nią konsekwentnie ukrywała. Nic dziwnego, że wydawały się jej nietypowe.
Nie zamierzała jednak jej wykładać wszystkiego na tacy, zwłaszcza po tej ostatniej kłótni, więc porzuciła ten temat na razie i skupiła się na samej dziewczynie, która zdawała się przeżywać jeden z tych kryzysów małżeńskich. Ten u Julii zakończył się romansem, ale ona nie wyszła za mąż z miłości, więc nie było to najbardziej szczęśliwe porównanie.
- O co chodzi?- zapytała wprost. - Nie układa się wam z Dickiem?- dopytała, bo nie mogły zostać na etapie okrągłych słów, z których nic nie wynika. Tak to nie działało w przyjaźni, a były na zupełnie innym etapie niż pytania o to, co słychać. Wystarczyło tylko spojrzeć na Ainsley i już okazywało się, że jest bardzo źle.
- Aiden pokazał mi wejście na dach. Ty bierzesz paczkę, ja kroplówkę i uciekamy- rzuciła konspiracyjnie i gdyby Remington się wahała, szybko wstała z łóżka pokazując jej, że to był całkiem realny plan i teraz nadeszła pora na jego wykonanie.
Należało wypalić wreszcie tę fajkę pokoju, prawda?
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Ona za to musiała przyznać, że nie dość że tak właściwie nigdy nie była mocno w temacie tego kto z kim jak gdzie i dlaczego, to w ostatnim czasie wypadła z tej (lokalnej) orbity na tyle skutecznie, że przestała prawdopodobnie ogarniać nawet własne powiązania w tym temacie - a w końcu było tylko jedno. Na tą myśl miała ochotę smętnie westchnąć, ale póki co jedynie uśmiechała się lekko, chyba co najwyżej by podtrzymać ten temat na całkiem neutralnej stopie, na jakiej został zaczęty. Niespecjalnie też chciała aż tak mocno wpasowywać się w stereotyp ponurego, marudnego, wiecznie narzekającego Anglika. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Nie potwierdzę, nie zaprzeczę - rozłożyła ręce całkiem bezradnie. Może powinna w tym momencie ująć informację o tym, jak rzeczony podlotek uroczo wpatrzony w Dillona był, ale przecież Ainsley zwykle miewała problem z oceną takich zachowań u ludzi, wolała więc nie nakręcać dodatkowo tematu, a jedynie - i póki mogła to jeszcze zrobić ze względną chociaż klasą - wycofać się z rakiem. Kiedy jednak usłyszała, że Dillona wtedy trochę poniosło, przekrzywia głowę jak zaciekawiony szczeniaczek i nawet jedną brew podniosła, wyraźnie tematem zainteresowaną: - Wszystko w porządku? - padło tutaj chyba jako jedno z tych zawoalowanych pytań, po których to można ocenić jak bardzo facet sobie w takim temacie napytał biedy, choć raczej wolałaby w tym momencie usłyszeć, że chodzi co najwyżej o jakiś wyjątkowo nieudany werbalny przekaz, rykoszet, cokolwiek, niż żeby miała w tym momencie dowiadywać się o jakiś prywatnych dramatach.
- Jezu - nagle jednak uderzyło ją to, że córka Julki to już kawał dorosłej dziewczyny. Uśmiechnęła się do tej myśli, ba - nawet lekko zaśmiała. - Bogatemu to zawsze diabeł dzieci kołysze - zaśmiała się bardziej, urywając w tym momencie. - Ostatnio rozmawiałam też z dziewczynami mojego brata i Magdy, i byłam w szoku że najstarsza ma już prawie siedemnaście lat. Biedna żaliła się okropnie jak to ojciec tępi jej nowego - to chyba słowo klucz - chłopaka, a ja sobie tak myślałam, że Boże, jakie człowiek miał siano w głowie będąc w jej wieku - niby zaśmiała się bardziej, ale tak po prawdzie można było całkiem śmiało uznać, że akurat w przypadku Ainsley w temacie tego siana to zbyt wiele się nie zmieniło, ba, nawet chłopak za owe odpowiedzialny pozostał jakby taki sam, z tą różnicą że teraz noszą obrączki i wspólne nazwisko. Czasy się zmieniają czy jakoś tak?
Uśmiechnęła się mocno na to, jak Julia wspomniała Aidena.
- Dobra, dobra, skarbie, czarować to my a nie nas. Już ja widzę to p o p r o s r u - pokiwała jej karcąco paluszkiem, bo moze była dosyć płytka w swoich ocenach, ale cóż - śmiało zakładała, że jeśli po jej przyjaciółce szczęście było widać tak bardzo, że mogłaby nim obdarować pół oddziału i zostałoby jeszcze dla drugiej połowy, coś miało być na rzeczy. Nie zamierzała jej zmuszać jednak do jakiś głębokich zwierzeń czy deklaracji już teraz zaraz, tym bardziej kiedy ta odbijała piłeczkę tak skutecznie, czytając z niej jak z otwartej księgi. Po co ona w ogóle zaczynała ten temat? Na dodatek akurat z Julią, która - no pewnie zaraz po jej mężu - była osobą, która znała przecież Ainsley najlepiej.
- Nie? - pobożne życzenia. - Nie wiem? Od pewnego czasu wszystko układa się tak, że najlepiej by było gdybyśmy wiedzieli się raz na tydzień i jak pan Bóg da to w nocy, żeby odespać. Ja wiem, że jest pieprzone lato i w tej pieprzonej Australii może wtedy płonąć pieprzone wszystko - damn, ktoś tu był zły. - Ale mam wrażenie, że coś się stało po całej tej napaści na Desiree i uporczywie nie chce wrócić na dawne tory - wzruszyła ramionami. Nie była z siebie zadowolona, bo udzieliła chyba najbardziej możliwie wynikającej odpowiedzi, ale co tak naprawdę miała powiedzieć? Że nie układa się to jest kolosalne niedopowiedzenie, bo sprawa wygląda tak, że tam się już raczej nie ma po prostu co układać? Jeszcze moment i nad beznadzieją swojego życia prywatnego się rozbeczy jak mała dziewczynka, przełknęła więc pewnie za głośno ślinę, ale cieszyła się, że będzie miała okazję doprowadzić się do porządku. Kurs na parking i z powrotem dawał na to najwyraźniej wymarzony czas bo na nowe, umówione miejsce spotkania wróciła w jakby lepszym humorze. A może ten zły udawało jej się chować za czarnymi raybanami?
- Mam nadzieję, że jest tam chociaż trochę cienia, uprażenie się na słońcu to za duże poświęcenie, nawet jak dla ciebie - poinformowała przyjaciółkę, trochę się z tego śmiejąc i wręczyła jej całkiem konspiracyjnie paczkę. Jezu, jak w liceum, albo gorzej. Pokornie jednak podążyła za nią i kiedy już zajęły swojej miejsca, po chwili ciszy wypaliła:
- Mogę cię o coś spytać? - i chyba przez chwilę było tak, jakby wróciła stara Ainsley.
Nie ta, która czuła się starsza o jakieś dziesięć lat.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie miała prawa wchodzić butami w życie Dillona i choć czasami ją korciło (bo przecież chciała pomóc, a jakże!) to przede wszystkim dbała o swój związek, więc wolała prewencyjnie trzymać się z daleka. Przecież doskonale pamiętała wyraz twarzy mężczyzny, gdy mu wykrzykiwała, że kogoś ma. Nie wiedziała jednak ile zmieniło się od tego czasu i kim jest urocza dziewczyna… w wieku jej córki. Właściwie uznawała to za zdrowy objaw, bo skoro był w stanie utrzymać jakąś relację, oznaczało to, że jest już na etapie leczenia. O ile oczywiście je podjął, ale przecież nie mogła w to wnikać. Nie ona, a Desiree nie śmiała o to pytać, bo dziewczyna miała dość własnych problemów. Jeśli pojawił się zaś ktoś, kto o nim myślał i kto mógł mu pomóc, to było wszystko, czego potrzebowała do szczęścia.
Co do wieku… Cóż, nigdy nie postrzegała relacji tak czarno-biało, by mieć z tym problem. Sama nie odczuwała różnicy między sobą, a Aidenem, choć wiedziała, że nie wszyscy patrzą na to przychylnym okiem. Mogła więc tylko uśmiechnąć się szczerze.
- Nie wiem, kim jest ta dziewczyna, ale skoro są w siebie zapatrzeni to dobry objaw- zauważyła, a na kontrolne pytanie Ainsley czy wszystko jest w porządku, westchnęła.
- To jego prywatne sprawy, wiesz? Nie chciałabym jakoś w to wchodzić, ale trochę się wtedy posprzeczaliśmy i potem wróciłam rozdygotana do domu- wyjaśniła jej, a resztę już kobieta znała, razem z udziałem Thompsona, który potem przez cały tydzień wpadał do niej na noc budując u niej poczucie zaufania i bezpieczeństwa. Było to zupełnie inne niż to, co dotąd spotykało Julię i do czego niejako wracała za słowami Ainsley o byciu siedemnastolatką.
Tak, rozkoszny, ostatni moment, w którym czuła się jak dziewczyna pełna beztroski. Potem on zabrał jej to doszczętnie i nigdy nie powróciła do równowagi. Adam sklejał już tylko to, co z niej zostało.
Gdyby cokolwiek takiego groziłoby jej córce, niezależnie od jej wieku, zabiłaby każdego z premedytacją. Nie liczyła się w tym momencie biologia, Diana zawsze była i jest najważniejszym członkiem jej rodziny.
- Cieszę się, że jest rozsądna. Chyba po mnie, bo na pewno nie po Polanskim- parsknęła. - Trochę mnie przeraża myśl, że kiedyś może mieć dzieci i zostanę babcią. Aiden ma też dwójkę pociech, dorosłych, ale jeszcze nie zdążyłam ich poznać- dodała i to też ją nieco stresowało, bo przecież mężczyzna na pewno liczył się z ich zdaniem, a im wcale nie musiała przypaść do gustu taka partnerka ojca. Nie macocha, bo przecież byli już dorosłymi ludźmi, więc nie widziała się zupełnie w tej roli. Poza tym nie zamierzała zastępować ich mamy.
Uśmiechnęła się, gdy Ainsley stwierdziła, że po niej widać to zakochanie. Nie wiedziała czy to prawda czy kurtuazja z jej strony po tym wszystkim, co przeszły, ale nie zamierzała chwilowo do tego wracać. Nie, gdy wszystko było takie świeże.
- Widzisz, to może zabrzmi dziwnie, ale nigdy nie byłam czyjąś dziewczyną. To mój debiut- skomentowała tylko i skupiła się na słowach pani Remington, którą dopadła rutyna małżeńska? Albo problemy, które uporczywie nie chciały wypłynąć na powierzchnię, co było chyba jeszcze gorsze. Nie skomentowała tego czekając na moment, gdy obie wdrapią się po schodach przeciwpożarowych na dach. Zgodnie z obietnicą dała znać Aidenowi, że to robi smsem, a potem faktycznie znalazła zacienione miejsce.
- Myślisz, że to może mieć coś wspólnego z tą akcją? Że tam do czegoś doszło albo coś się stało?- zapytała, gdy już usiadły z papierosem i przypominały raczej małolaty, które kryją się przed panem dyrektorem, a nie poważne panie po trzydziestce. - Czy chodzi może o coś zupełnie innego?- nie chciała wypowiadać tych najbardziej banalnych kwestii jak zdrada, ale wolała się upewnić.
I dopalić spokojnie papierosa, zanim kiwnęła głową i zachęciła ją gestem dłoni do mówienia.
Podejrzewała, jakiego sortu jest to pytanie i wcale nie chciała na nie odpowiadać, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Nie, jeśli chciała zachować tę przyjaźń w jednym kawałku, a na tym szalenie jej zależało.
ODPOWIEDZ