echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
018.
na południe
Nasze serca kołyszą się na pniu granatu
Po drodze w naszych oczach rozkwitłe i duże
Spadały z pnia ścielące się kielichy kwiatu
{outfit}
W wątpliwym błogosławieństwie niemal czterdziestostopniowego upału, przeskakując od cienia do cienia, Klaus Amadeus Werner musiał na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie durnego dzieciaka, który wymyślił sobie jakąś głupkowatą zabawę. Fakty były natomiast takie, że jego alergia na słońce zupełnie nie potrafiła sprostać australijskim warunkom i nieważne, jak bardzo szczelnie by się nie okrywał i jak grubą warstwą kremu z filtrem się nie smarował, i tak na poszczególnych partiach jego ciała wykwitały stopniowo kolejne serie pokrzywki. Gdyby tylko to cholerstwo tak nie swędziało, z pewnością mógłby udawać, że to dziwne nieprzystosowanie do życia - tak ogólnie, na świecie - zupełnie mu nie przeszkadzało, ale niestety ta wizja błogiej ignorancji zdawała mu się niezwykle odległa, skoro wszystko, o czym potrafił myśleć, to tylko to, żeby rozdrapać wreszcie skórę na przedramionach i jakoś sobie w tym wampirzym cierpieniu ulżyć.
Poza tym znowu dręczyło go jakieś średnio zajmujące przeziębienie, nie robiące sobie zbyt wiele z faktu, że w samym środku lata było co najmniej niepożądane, co najwyżej - osobliwe. W sumie pewnie powinien być wdzięczny, bo ostatni miesiąc albo dwa upłynął mu we względnym zdrowiu, co w ostatnich latach zdarzało mu się coraz rzadziej, a on tylko utwierdzał się w myśli, że dużo lepiej istniałoby mu się jako idea niż fizyczny człowiek - zbudowany z krwi, kości i pieprzonej tendencji do łapania alergii na wszystko to, co inni ludzie sobie najwyraźniej ukochali. Nie mógł przecież zabronić tym szczęśliwym i spoconym rodzinom dwa plus jeden, które mijał na swojej drodze, cieszenia się z wizji wykorzystania wolnej soboty na plażowanie i kąpiele w oceanie - choć ostatnio dość często dopadały go zawistne myśli, w imię których cały świat powinien być równie nieszczęśliwy jak on sam, bo inaczej to było po prostu niesprawiedliwe.
Wracał akurat od wujostwa, u którego ostatnio bywał coraz rzadziej. Już sam fakt, że odbywał właśnie podróż akurat stamtąd, był dla niego wystarczająco drażniący, bo progu rezydencji w Pearl Lagune nie sposób było przekroczyć, nie narażając się jednocześnie na ostrzał z każdej strony. Tak, wiedział dobrze, że nie podobało im się, że teraz mieszkał właściwie bardziej u Saula niż u nich. Tak, zdawał sobie sprawę z tego, co o tym uważał jego ojciec. Nie, nie obchodziło go to. Nie, nikt go nie wykorzystuje, nikt się nad nim nie znęca, nikt nie jest z nim tylko dla pieniędzy. To było po prostu frustrujące - słuchać tego w kółko i w kółko, tłumaczyć od nowa za każdym razem, że ani ciotka ani wuj nie mieli najmniejszych podstaw do tego, żeby go teraz nawracać z tego życia, które sobie wybrał, że jego związek to nie ich problem i że absolutnie nie interesowało go czy mają zamiar o wszystkim tym donosić na bieżąco Adalbertowi Wernerowi. Klaus wychodził z wniosku, że i tak gorzej już być nie może - jego relacja z ojcem od powrotu z Monachium była jeszcze bardziej napięta niż dotychczas. Udawał uparcie przed samym sobą, że miał to gdzieś, dopóki jego konto co tydzień zasilała odpowiednia kwota.
Tak czy inaczej - był nabuzowany, tego nie dało się ukryć. Nabuzowany, przeziębiony, pokryty na owiniętych szczelnie materiałem lnianej koszuli ramionach obrzydliwymi wybroczynami. I zmęczony. C h o l e r n i e zmęczony, bo ta zabawa w ojcowanie z każdym kolejnym dniem zdawała mu się coraz bardziej wymagająca, nawet jeśli oswoił się już z Islą na tyle, żeby nie traktować jej jak ufoludka. No i w dodatku upał zdawał się uderzać mu już do głowy, bo w pewnym momencie - stawiając stopę dużym krokiem z jednego cienia w kolejny - dotarło do niego, że z naprzeciwka naciera na niego kobieta, która wygląda jak Sophie Remington, ale Sophie Remington być zupełnie nie mogła. Nie mogła z tak prostego powodu jak ten, że ostatnio, kiedy ją widział, była zupełnie... innych gabarytów i dopiero, kiedy znalazła się już praktycznie przy nim dotarło do niego, że to naprawdę była ona i w dodatku...
- AHA, GRATULACJE? - Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę - najwyraźniej był w odpowiednio solidnym szoku wywołanym napotkanie jej n a g l e w stanie wskazującym na błogosławiony, że zapomniał zupełnie o tych wszystkich manierach, których nauczył go ojciec - zwłaszcza przy Sophie Remington. Kiedy otrząsnął się po kilku sekundach z pierwszego oniemienia, rozpostarł zaraz ramiona, żeby ją przytulić, ale w ostatniej chwili wycofał się z tego pomysłu. - Nie no, lepiej nie, jestem trochę przeziębiony i w ogóle... ale gratulacje? - nie był w stanie pozbyć się tego pytajnika, który wkradał się uparcie na miejsce kropki, stanowiąc dobraną parę z miną, wyrażającą szczere i czyste zdumienie. Po chwili zorientował się, że w międzyczasie wyszedł z cienia, więc cofnął się znowu do niego przezornie - także po to, aby obrzucić ją dokładnym spojrzeniem, od stóp do głów. Zaraz oprzytomniał. - Czekaj, czy ja w ogóle powinienem gratulować? Nie powinno się chyba, nie znając okoliczności...? W sensie - jeśli jesteś zadowolona i w ogóle, to gratuluję, tak, ale jeśli nie, to... boże, tak mi przykro, Sophie!
Między tymi wszystkimi emocjami miotał się doprawdy widowiskowo, nie szczędząc przy tym typowej dla siebie teatralności i przesadyzmu.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#7

Sophie była już naprawdę zmęczona. I to nie tyle ciążą, chociaż nie da się ukryć, dolegliwości okołociążowe, wcale jej nie rozpieszczały, ale to wszystko co działo się dookoła niej. Ogrom pracy jaki brała na siebie, bo przecież skądś kasę na utrzymanie bobasa musiała wziąć, pojawienie się w jej życiu eks, z którym zmuszona była pracować nad jednym projektem, Oliver, który praktycznie ostatnio u niej pomieszkiwał a którym też czuła się zobowiązana opiekować, no i na koniec jeszcze ostatnia cegiełka którą ostatnio postanowił dorzucić jej kochany braciszek, ponownie sięgając po narkotyki. To znaczy jasne, on twierdził, że (jeszcze) niczego nie brał, ale dla Soph to było słabe tłumaczenie, skoro cały czas miał przy sobie ten pieprzony woreczek. Nie da się ukryć, że trochę tego na głowie miała. I zamiast skupiać się na sobie, na tym, by jej dziecko w dalszym ciągu rozwijało się prawidłowo, żeby na jego przyjście na świat wszystko było przygotowane, blondynka zamartwiała się wszystkimi dookoła. Powinna z tym skończyć, ale przecież wciąż była tą samą Sophie Remington która troszczyła się o wszystkich, często właśnie bardziej niż o samą siebie.
Potrzebowała przewietrzyć głowę i to dlatego postanowiła wyjść z domu, pod pretekstem jakiś drobnych zakupów. Wiadomo, drobnych, bo jednak mimo wszystko, naprawdę starała się dbać o siebie jak najlepiej, a co za tym szło - nie dźwigać za bardzo. Zwłaszcza, że nie bardzo miała na to siły, kręgosłup i tak dostawał wycisk dzień w dzień, bo jej brzuszek to jednak już swoje ważył! I tak, kierując swoje kroki do jakiegoś okolicznego sklepiku, natknęła się właśnie na chłopaka. Uśmiechnęła się szeroko gdy tylko go dostrzegła i podeszła bliżej, chcąc naturalnie się przywitać! Nie zdążyła jednak się odezwać, bo uprzedził ją Klaus swoimi gratulacjami, nie kryjąc się wcale ze swoim zaskoczeniem. Co jednak Sophie nie dziwiło jakoś szczególnie, nie widzieli się od dłuższego czasu, a jednocześnie sama nie obnosiła się do tej pory ze swoją ciążą... teraz, nawet jeśli uparcie chciałaby ukryć ten fakt, nie miała za bardzo możliwości, zwłaszcza biorąc pod uwagę męczące upały, które nie sprzyjały dokładaniu kolejnych warstw mających ukryć już nie taki mały brzuszek.
- Cześć Klaus - przywitała się w końcu i naturalnie rozłożyła ramiona, chcąc zgarnąć chłopaka w ramiona. Zawahała się na moment, gdy ten się wycofał i oznajmił, że był przeziębiony, ale ostatecznie z cichym 'pieprzyć to' pod nosem i tak się przytuliła do niego. Tak tylko na chwilkę!
- Hej, Klaus, spokojnie, przyjmuje gratulację i dziękuję - uspokoiła go, bo zaczął się biedny miotać w swoich zeznaniach, a zupełnie niepotrzebnie! Ale z drugiej strony, na tyle na ile znała tego uroczego chłopaczka, nie była szczególnie jego zmieszaniem zaskoczona. - Chyba zapomniałeś, że gdybym nie była zadowolona, mój tatuś zrobiłby wszystko, żeby problemu się pozbyć - stwierdziła pół-żartem i puściła Wernerowi oczko. Ale fakt, była pewna, że gdyby tylko nie chciała zachować tej ciąży, ojciec szybko załatwiłby jej po znajomości jakiegoś lekarza, który by ją usunął, bez żadnego narażania Sophie. - To trochę bardziej skomplikowane, ale ogólnie, jestem bardzo zadowolona - podsumowała, znów łapiąc się na tym, że automatycznie jej dłoń powędrowała na brzuszek i zaczęła go mimowolnie głaskać.
- Spieszysz się gdzieś? Na drinka niestety nie zaproszę, ale mogłabym zaproponować kawę? Najlepiej mrożoną - zaproponowała, bo ona w zasadzie bardzo chętnie spędzi poza domem nieco więcej czasu. Najwyżej tylko da znać Olliemu, że żyje, żeby tylko się nie martwił, gdzie ją wcięło...

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus czasem zdawał się zapominać o tym, że nie tylko w jego życiu działy się małe rewolucje. To z pewnością nie mogło świadczyć o nim zbyt dobrze, ktoś mógłby oskarżyć go wręcz o samolubność. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że Sophie Remington utknęła w jego głowie jako jedna z tych zupełnie nieudanych swatek, o której ojciec ględził mu nieprzerwanie przez bity rok, na którego początku w ogóle sobie cały ten ich romans wymyślił. Czego on się wtedy o niej nie dowiedział! Połowa z tych rzeczy z pewnością była kłamstwem, a pozostała część zmanipulowaną sprytnie prawdą, która miała zachęcić młodego Wernera do tego, żeby jakoś się wreszcie wykazać. Całe szczęście, że Sophie nigdy nie wydawała się nim zainteresowana w tym kontekście, co widzieli chyba wszyscy oprócz zdesperowanego Adalberta Wernera, który w wolnych chwilach, kiedy akurat nie zawracał głowy synowi, znęcał się nad tą biedną dziewczyną, opowiadając jej o wszystkich (zmyślonych) zaletach swojego potomka, jak jakiś stary nawiedzeniec.
Nic dziwnego, że Klaus przez naprawdę pokaźny okres czasu przyjmował w stosunku do niej taktykę unikową. Po pierwsze - było mu zwyczajnie wstyd za ojca, który z pewnością streścił jej już nawet przebieg jego życia płodowego (ale tylko w tych imponujących aspektach, bez nieprawidłowości - żeby nie było), a po drugie - obawiał się, że jeśli tylko zachowa się w stosunku do niej jakoś bardziej otwarci, Adalbert zacznie mu wysyłać zdjęcia pierścionków zaręczynowych. Dopiero po jakimś czasie, kiedy mieli okazję natrafić na siebie przypadkiem gdzieś poza zasięgiem ojcowskiego spojrzenia, Klaus zdał sobie sprawę z tego, że jego wycofana postawa mogła być odebrana w naprawdę negatywny sposób. No i też mniej więcej wtedy okazało się, że Sophie wcale nie była tak zła, nudna albo - co najgorsze - doskonała, jak we wszystkich tych adalbertowych opowieściach, także Werner miał wszelkie podstawy do tego, żeby czuć się jak skończony buc z tym, jak się względem niej zachowywał.
A teraz ta sama Sophie Remington, którą jego ojciec starał się pokracznie wcisnąć w klausowe ramiona, najwyraźniej odnalazła kogoś, kto nadawał się do tego sto razy bardziej - a przynajmniej Werner taką miał właśnie nadzieję. Na razie zbyt się zakręcił na samym fakcie ciąży, żeby wybiegać myślami gdzieś dalej, bo to wydawało mu się absolutnie abstrakcyjne - że Sophie zaraz będzie matką. Z drugiej strony, czy to było na pewno dużo bardziej nieprawdopodobne niż to, że on sam właśnie bawił się w jakiś prototyp ojczyma? Czas ostatnio zdawał się płatać z niego figle i bardzo mocno musiał powstrzymywać się od zapytania jej czy zrobiła to sobie z własnej woli, bo jeśli tak, to to zupełnie nie mieściło mu się w głowie. W dodatku, teraz jeszcze przeżywał fakt, że kobieta jednak zdecydowała się go przytulić, bo co jeśli to nie było tylko przeziębienie, a preludium do jakiegoś paskudnego zapalenia płuc, a ona przez niego pochoruje się i umrze przy porodzie?
Boże, to były skończenie skretyniałe myśli, ale Klaus od zawsze odczuwał przypływ paniki, kiedy znajdował się przy kobietach w ciąży. Miał wrażenie, że albo zaraz przydarzy im się jakieś horrendalne nieszczęście (potrąci je samochód, coś na nie spadnie z wysokości, ugryzie je pies ze wścieklizną) albo - co z pewnością było jeszcze gorsze - bez ostrzeżenia zaczną przy nim rodzić. Dlatego tak bardzo intensywnie i nienaturalnie starał się udawać, że wcale nie gapi jej się na bebech brzuch, starając się okalkulować prawdopodobieństwo, że tego popołudnia przyjdzie mu odbierać poród małego Remingtona.
- Och, to cudownie! To świetnie, że jesteś zadowolona, naprawdę - odpowiedział, trochę za szybko przeciskając się między słowami, z wyraźną ulgą słyszalną w głosie. Trochę to by było jednak niezręczne, gdyby okazało się, że na start popełnił jakieś faux pas. I tak, faktycznie - nie powątpiewał w to, że Papa Remington zająłby się problemem, gdyby to faktycznie był problem. - Czyli rozumiem, że tatuś też zadowolony? Twój w sensie, nie dziecka - uściślił zaraz, chociaż po krótkiej chwili pokręcił głową. Naprawdę starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo go ta (nawet nie jego) ciąża zestresowała. - Znaczy... dziecka też. Pomaga ci jakoś? To ktoś porządny? Remington Senior go lubi? - zdecydował najwyraźniej, że zbombardowanie jej pytaniami będzie najbezpieczniejszą opcją, żeby nie zauważyła, jak bardzo zdążył się spiąć.
Słysząc jej propozycję być może zawahałby się nieco dłużej (nad tym czy nie podupadnie psychicznie zbyt mocno po spędzeniu kolejnych kwadransów w pobliżu c i ą ż y ), ale zaraz przypomniał sobie, że gdyby wrócił do Saula, czekałyby na niego pieluchy, smoczki i kaszki takiego już urodzonego dziecka. Uśmiechnął się zatem, uznając spotkanie z Sophie za doskonały pretekst, żeby choć przez chwilę jeszcze poczuć się jak wolny człowiek.
- Nie, nie spieszę, ani trochę. Kawa mrożona brzmi świetnie, wyparować można w tę pogodę - zauważył, już gotowy na to, żeby razem ze swoją ciężarną koleżanką ruszyć na podbój jakiejś pobliskiej kawiarni albo chociaż budki z podobnymi łakociami (oczywiście, trzymając się - w miarę możliwości - cały czas w cieniu).


Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Całkowicie szczerze - Sophie od samego początku do Klausa nic nie miała i absolutnie nie darzyła go niechęcią. W zasadzie to mogłaby stwierdzić, że było właśnie odwrotnie i sporo czasu żyła w przekonaniu, że to Klaus za nią nie przepadał. Chociaż tego nie potrafiła za bardzo pojąć, bo nie przypominała sobie sytuacji, w której mogłaby mu podpaść. Ba! Nie przypominała sobie nawet żeby kiedykolwiek rozmawiali osobiście, pomijając oficjalne przedstawienie ich sobie przez ich tatusiów. Czym mogłaby więc zawinić, że Werner tak uparcie jej unikał i nie miał ochoty na żaden kontakt z nią? Tak, dużo się nad tym kiedyś zastanawiała. Bo to Dick był tym, który nienawidził (zwykle ze wzajemnością) chyba wszystkich w otoczeniu starego Remingtona. Sophie była tą sympatyczną i kochaną, którą lubili wszyscy... Z kolegami jej tatusia na czele. Nie było więc niczym dziwnym w tym, że Adalbert Werner widział w niej materiał na synową (zapewne nie on jeden w tym otoczeniu). Był jednak jeden problem, a dokładnie to jeszcze jeden, poza faktem, że Klaus nie był w ogóle nią zainteresowany. Było między nimi 5 lat różnicy. Niezależnie od tego jak bardzo by nie darzyła sympatią chłopaka (chociaż naturalnie o to ciężko, skoro Klaus cały czas jej unikał) był dla niej tak trochę szczeniakiem.
No ale tak czy siak, najistotniejsze było to, że ostatecznie po spotkaniu się z chłopakiem na neutralnym gruncie, wszystko stało się jasne i okazało się, że nikt nic do nikogo nie ma, a ponadto to nawet znaleźli wspólny język. Nie na tyle, by móc nazwać to przyjaźnią, bo gdyby tak było, Soph wiedziałaby co się dzieje w życiu Klausa i na odwrót, ale na tyle, że gdy już na siebie wpadli, Sophie bardzo chętnie spędzi z nim trochę czasu!
Och, ale jak młody Werner mylił się co do wybranka Sophie! Daleko było Oliverowi do typa idealnego do zaakceptowania przez środowisko Remingtona Seniora, to nie podlegało wątpliwości. Aczkolwiek to nie powinno być też wielkim zaskoczeniem, bowiem Sophie od zawsze nie była wcale taka podatna na swatanie ojca ze swoimi kandydatami. Może i nie była wielką buntowniczką, nie urządzała ojcu wojny o każdego chłopca którego próbował jej podsuwać, ale mimo wszystko uparcie przystawała przy swoim - że najbliższych przyjaciół i kandydatów na partnerów będzie wybierać samodzielnie. I takim sposobem skończyła z Percym, przez którego została kopnięta w tyłek. Czy usłyszała od ojca 'A nie mówiłem?' bardzo prawdopodobne! Czy się tym przejęła? No właśnie chyba nie za bardzo, skoro aktualnie paradowała w ciąży z facetem, z którym początkowo tak po prostu okazjonalnie sypiała, bez większych uczuć.
A o jej stan to się Klaus nie musiał tak martwić! Od króciutkiego przytulasa jeszcze nikt nie umarł (chyba), nawet będąc w ciąży! A poza tym, w domu miała przyszłego lekarza, on o nią zadba, ot co! Rodzić też jeszcze nie zamierzała, jeszcze trochę z tym brzuchem sobie miała pochodzić!
Na jego pierwsze słowa odpowiedziała kolejnym uśmiechem, przyglądając się jednocześnie uważnie chłopakowi. Wyłapała jego zmieszanie, zakłopotanie, chociaż nie do końca rozumiała, cóż było tego przyczyną, więc wolała póki co nie komentować jego zachowania.
- Powiedzmy, że nieco inaczej wyobrażał sobie wizję jego córeczki w ciąży, ale ostatecznie jest zadowolony z faktu zostania dziadkiem
- tak, była to trochę bardziej skomplikowane, ale Wernera nie powinno to dziwić za bardzo. Zdawał sobie chyba sprawę z tego, jak trudno zadowolić i spełnić oczekiwania mężczyzn pokroju ich ojców?
- Hola, hola, czy ja jestem na jakimś przesłuchaniu? - zaśmiała się, słysząc kolejną lawinę pytań z ust Klausa. To nie tak, że próbowała się wymigać od odpowiedzi, na wszystko mu zaraz odpowie, ale na spokojnie i po kolei!
- W takim razie chodźmy gdzieś usiąść i wszystko Ci opowiem. - zarządziła, kiedy już Klaus przystał na jej propozycje. Tak, jej też przyda się odskocznia chociaż na chwilę i zajęcie głowy innymi myślami - Więc proponuję znaleźć coś z klimatyzacją i koniecznie toaletą, najlepiej jak najbliżej - stwierdziła, rozglądając się dookoła, żeby skojarzyć gdzie tu w okolicy była jakaś kawiarnia, która spełniałaby. - Wybacz, młody Monroe uparcie naciska mi na pęcherz, więc latam do toalety dosłownie co chwilę - wyjaśniła luźno, skąd ta pilna potrzeba toalety, wciąż delikatnie głaszcząc swój brzuszek, totalnie nieświadoma, jakie poruszenie mogło spowodować akurat to nazwisko. Bo skąd miała wiedzieć, że Klaus aktualnie również bawił się w dom z innym przedstawicielem tego nazwiska? A i samego Olivera znał dość dobrze? No nie miała o niczym pojęcia!
klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Prawdę mówiąc, wiek nie stanowił w tym przypadku tak dużej przeszkody jak płeć - przynajmniej z perspektywy Klausa. Nic dziwnego, że skoro od zawsze ciągnęło go niezdrowo do mężczyzn widocznie starszych niż on sam (na co niejeden psycholog z pewnością miałby jakąś swoją teorię), Werner swoje niezdrowe wręcz ilości uwagi przenosił raczej na brata Sophie niż na nią samą - nieważne jak krwawą ceną była ona okraszona. Jednocześnie doskonale rozumiał niechęć kobiety do podsuwanych jej przez ojca kandydatów. Klaus podejrzewał, że nawet gdyby Adalbert w końcu zrozumiał, że nie interesują go wcale dziewczyny i zaczął prezentować mu skrojonych idealną miarą dżentelmenów, nie byłby zupełnie nimi zainteresowany - wszyscy byliby zbyt nudni, zbyt idealni, a Werner dobrze przecież wiedział, że zanudziłby się przy takim na śmierć.
Podobnie jak - najwyraźniej - Sophie, ciągnęło go zawsze do mężczyzn, którzy absolutnie nie wpisywali się w tę szczerą jak złoto wizję idealnej rodziny. Nie byłoby niczym na wyrost stwierdzić, że Klausa pociągało pewnego rodzaju sprzeciwienie się ogólnie przyjętemu porządkowi, a wszystko, co flirtowało z nim w niepokorny sposób, zdawało mu się niezwykle atrakcyjne. Czy to nie to spodobało mu się w Saulu? Był z innego świata. Świata, w którym wszystkie bariery stawiane przez rzeczywistość Klausa, nie znaczyły zupełnie nic. Tak, Saul był z kompletnie innej rzeczywistości - takiej, której Werner często nie rozumiał, jeszcze częściej zaś odnajdywał w niej osobliwe analogie do swojego życia. Bo co to w sumie za różnica, że jego ojciec zarabiał krocie pieniędzy, podczas czy ojciec Saula przetrwał tylko dzięki zasiłkom, skoro to wszystko sprowadzało się tylko do jednego - upewnienia się, że ich synowie znajdą sobie odpowiednie partnerki?
I jasne - potrafił sobie wyobrazić, że Remington Senior miał jakąś swoją określoną wizję na ciążę własnej córki. Było to na swój sposób perwersyjne, ale w ich środowisku przecież nikt o tym nie mówił - ojciec miał prawo do stawiania swoim dzieciom wymagań, czyż nie? Podejrzewał, że marzenia ojca Sophie nie różniły się wiele od wyobrażeń Adalberta: huczne wesele, porządne zaplecze finansowe, piękne dziecko. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak! I, w przypadku jego koleżanki, z pewnością poszło, co wywnioskował po jej odpowiedzi. Kiedyś - w czasach, w których uważał Sophie Remington za idealną córeczkę wszystkich tatusiów - być może uznałby to za coś przełomowego, ale teraz? Zgodnie ze stanem swojej wiedzy, dużo większym zaskoczeniem byłoby dla niego, gdyby jego koleżanka ze snobistycznych bankietów znalazła sobie kogoś wprost idealnego.
Absolutnie nie chciał przeprowadzać tutaj symulacji jakiegokolwiek przesłuchania, toteż pokiwał (nieco zbyt entuzjastycznie) głową, kiedy Sophie zaproponowała, żeby jednak - przed odpowiedzią na te wszystkie pytania - usiedli. Kojarzył nawet pewną całkiem kameralną knajpkę nieopodal (często uciekał tam w swoich pierwszych tygodniach w Lorne Bay, kiedy miał już dosyć ględzenia ciotki nad uchem) i właśnie miał zaproponować tę opcję koleżance, kiedy ta wypaliła z siebie nazwisko Monroe, a on cały wręcz stężał z napięcia.
Nie, spokojnie, Klaus. Wiesz dobrze, że Saul ma dużą rodzinę, tak? Ta rodzina nienawidzi cię jak sam skurwysyn, jak mógłbyś o niej zapomnieć? No więc, jest cała masa osób, które cię nienawidzą i zupełnym przypadkiem noszą nazwisko takie jak twój chłopak, więc nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby...
- Młode co? - Zupełnie nie mógł powstrzymać tych wszystkich wizji braciszków i siostrzyczek Isli, które zwaliłyby mu się na głowie, tak jak w trzeciej części Shreka. Kto wie - może Saul po prostu hobbystycznie zapładniał obywatelki Lorne Bay i potem miał zamiar oczekiwać od niego głuchej na ten fakt akceptacji? Sophie musiała mu wybaczyć, ale w obliczu tych wszystkich wyobrażeń naprawdę nie był w stanie chociażby podać jej nazwy tego często odwiedzanego przez siebie lokum, bo zaraz zaczął wyobrażać ją sobie w łóżku z Saulem i był już o krok o zapytania czy przy niej też robią tą jedną rzecz, kiedy do chodzi, że układa usta w taki jakby...

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W przypadku Sophie to wszystko nie było w cale takie jednoznaczne. Wbrew temu, co można było sobie pomyśleć, patrząc na jej aktualnego partnera, to wcale nie było tak, że jakoś specjalnie ciągnęło ją do tych 'nieodpowiednich typów'. Ważniejsza była kwestia 'nie będzie mi ojciec wybierał chłopaka'. Bo tak naprawę, niejeden chłopak na tak zwanych salonach, przypadłby Sophie do gustu, nie da się zaprzeczyć! Ale niestety, każdy kandydat podsuwany jej pod nos przez ojca, skreślany był z automatu, na znak jej buntu.
I tak, dokładnie tak wyglądała wizja jej ojca - przede wszystkim, powinniśmy zacząć od tego, że najpierw to ojciec chciałby poznać wybranka serca córki (a Oliver do tej pory nie został mu przedstawiony), następnie ten wybranek powinien zgłosić się do niego, że chciałby jego córkę poślubić, potem faktycznie huczne wesele i dopiero wtedy decyzja o dziecku. Pieprzony hipokryta, który był po ślubie już z czwartą kobietą (chociaż ta ostatnia to chyba dopiero co pełnoletność osiągnęła!) i Soph wolała nie myśleć nad tym ile jego nieślubnych dzieci mogło żyć na tym świecie... Ale tak, faktem było też, że w przypadku Soph, całej tej jej ciąży i związku z Olliem, wszystko było na opak!
Ponownie, nie umknęła jej reakcja Klausa. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego zaskoczona, kiedy tak zdębiał, a jeszcze bardziej zdezorientowana była w momencie gdy z jego ust padło to pytanie. Okej, mógł być zaskoczony, ze padło akurat to nazwisko, ale aż tak? No jego reakcja była co najmniej dziwna.
- Noo... Monroe, Milo. Syn Olivera Monroe'a. - wyjaśniła, nie kryjąc swojego zdezorientowania. Nie zwlekała jednak z odpowiedzią, dość konkretną tym razem, z nadzieją, że chłopak zaraz jej wyjaśni, co to miało być... - Wszystko okej? - zapytała jeszcze zaraz, znów przyglądając mu się uważnie, ze zmarszczonymi brwiami.
I jeju, jak dobrze, że ostatecznie z ust Klausa nie padło pytanie, które tak mu się na język cisnęło! Bo chyba by się ze wstydu pod ziemię zapadła! A pewnie i Klaus najchętniej zrobiłby to samo, gdyby dowiedziałby się, że Sophie nie miała totalnie nic wspólnego z jego chłopakiem.
Zdecydowanie Soph chciała, żeby ich rozmowa przebiegła w nieco inny sposób, ale cóż poradzić? Może i palnęła to nazwisko bez zastanowienia, ale z drugiej strony, nie mogła mieć pojęcia, że będzie ono tak wielkim problemem!

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
W kwestii podejścia do życia uczuciowego swoich pociech, ich ojcowie z pewnością mogli podać sobie ręce. Ten sam Adalbert Werner, który zwalniał swoje asystentki, kiedy te tylko przestawały ochoczo oddawać mu się na pracownicznym biurku, jednocześnie czuł się uprawniony do wygłaszania jakichś istnych elaboratów o życiu rodzinnym, do których to sam ani myślał się stosować. Czasem wyciągał ciężki kaliber pod postacią swojej zmarłej żony, która na pewno chciałaby dla syna tego, co on i próbował na retorycznej figurze Louise Krause-Werner oprzeć całą swoją argumentację - zazwyczaj średnio skutecznie. Bo jasne, nieżyjąca matka wciąż była piętą achillesową Klausa, ale przecież on sam miał na jej temat zupełnie inne wyobrażenie. Sama wprowadzała go w świat mieniący się wieloma odcieniami dobrze znanych kolorów, sadzała pomiędzy artystami o różnych poglądach na życie i nie sprawiała wrażenia ani odrobinę poirytowanej, kiedy ci dzielili się nimi przy jej małym synu. Czasem ojciec przenosił odpowiedzialność za wybory romantyczne Klausa właśnie na małżonkę, zarzekając się, że to całe towarzystwo bohemy w takim wieku było mu zupełnie zbędne - i lepiej byłoby, gdyby od początku ciągał się z nim na spotkania smutnych panów w skrojonych na miarę garniturach.
Z pewnością fakt, że o takich rzeczach wcale nie musieli rozmawiać, żeby i tak nawzajem je rozumieć, działał na korzyść tego typu relacji - niezbyt bliskich, odnawianych co jakiś czas decyzją jakiegoś impulsu. Nie musiał tłumaczyć jej, jak bardzo nie układa mu się z ojcem, bo przecież Sophie sama ten wniosek mogła wyciągnąć bez żadnego problemu, zbierając do kupy strzępki informacji, które posiadała zarówno o Klausie, jak i o Adalbercie. Podobnie jak Werner nie musiał wcale wypytywać o to, czego oczekiwał od córki Remington Senior, bo mógł z powodzeniem tego - w gruncie rzeczy - obcego sobie mężczyznę skroić miarą własnego ojca.
A jednak, pomimo tego, że z pewnością łączyło ich całkiem wiele, nie miał jeszcze takiej mocy, żeby otworzyć sobie jej głowę i wybrać z niej wszystkie odpowiedzi na najbardziej nurtujące go pytania. Pytania, którymi dławił się właśnie, bo nie był w stanie nawet przywołać ich na język, w obawie przed tym, jak mogłaby brzmieć odpowiedź. Czy naprawdę uważał, że Saul nie powiedziałby mu o czymś takim? A może sam nie wiedział? Nie, to chyba byłoby niemożliwe. Ale kłamstwo w takiej sprawie? Może domyślał się - po reakcji Klausa na Islę - że taka rozmowa nie skończyłaby się wcale niczym miłym. Teorii miał istny przesyt i doprawdy imponującym było, że te, przekrzykując się wzajemnie, zwaliły mu się na głowę w ciągu ledwie paru sekund, które dzieliło jego niezbyt czułe pytanie od odpowiedzi Sophie.
- Olivera? - powtórzył za nią ostrożnie, ignorując zupełnie to pytanie o to, czy wszystko było w porządku. Nie było, bo chociaż znalazł w sobie odrobinę ulgi, że w odpowiedzi nie usłyszał imienia swojego chłopaka, zaraz zaczął obliczać, kiedy ostatni raz spał z Oliverem. Do skompletowania chujowego samopoczucia naprawdę brakowało mu już chyba tylko świadomości, że zdradzano z nim ciężarną. - On o tym wie? - spytał w końcu, poddając się z tymi kalkulacjami, które nijak nie układały mu się w nic sensownego. - W sensie... jesteście razem? Długo? - I tą serią pytań najprawdopodobniej zdradził się z tym, że go znał, choć bez rozwijania się na temat tego jak dogłębnie. W końcu potrząsnął głową, zdając sobie gwałtownie sprawę z tego, że zachowywał się jak jakiś nawiedzeniec. - Przepraszam, bałem się, że to innego Monroe’a. Strasznie ich jest dużo - to niby miał być żart, ale jakiś wyjątkowo słaby. Cóż, ze szczerą chęcią cofnąłby się do tego stanu świadomości, kiedy wiedział, że jest tylko Saul i jakieś hipotetyczne, teoretyczne rodzeństwo, a nie cała zgraja ludzi, którzy nienawidzili go za sam fakt, że istniał i związał się z ich bratem.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sophie jednak miała dodatkowo ten komfort, że miała matkę, która żyła i która zwykle stawała po stronie Sophie. Teraz może korzystała z tego raczej mniej, bo nie miała już kilkunastu lat i raczej starała się radzić sobie ze wszystkim samodzielnie, jednak jeszcze te parę dobrych lat, niejednokrotnie po sprzeczce z ojcem, albo po jego kolejnym pomyśle, by zeswatać ją z jakimś przystojnym dżentelmenem z wysokich sfer, dzwoniła poskarżyć się matce, a ta zaś dzwoniła do starego Remingtona, by sprowadzić go do parteru, by pozwolił ich córce żyć tak jak jej się podoba.
Moim skromnym zdaniem, ta dwójka to by mogłaby przenieść tę relację na wyższy level (w sensie przyjacielski, w innym kierunku to już ustaliliśmy, że nie było szansy!), gdyby przez tak długi czas Klaus nie unikał Sophie jakby miała trąd! Ale też nie ma co płakać na rozlanym mlekiem, bo wszystko wskazywało na to, że teraz oboje planowali zakładać rodzinę z Monroe'ami, a więc już niedługo sami będą jedną, wielką (i patologiczną) rodziną, o!
Skinęła głową na potwierdzenie, kiedy to Klaus powtórzył po niej imię jej chłopaka. A na kolejne pytanie parsknęła śmiechem, chociaż był to częściowo też nerwowy śmiech. Bo obawiała się, że ta rozmowa szła w złym kierunku... i naturalnie, po reakcji Klausa zorientowała się, że musiał znać Olivera, co też nieco ją zaczęło przerażać. Aczkolwiek na razie nie zarzucała chłopaka dodatkowymi pytaniami i tak radził sobie nie najlepiej, w jej ocenie, z tymi informacjami które już otrzymał do tej pory.
- Tak, wie... noo, jesteśmy razem od paru miesięcy? - tak, jej odpowiedź brzmiała jak pytanie, a jej wzrok mimowolnie skierował się na jej brzuszek, chociaż oczywiście czas od kiedy oficjalnie mogła mówić o Oliverze jako o swoim chłopaku, totalnie nie zgrywał się z tym, w którym miesiącu ciąży była. No od razu przecież mówiła Wernerowi, że sprawa jest bardziej skomplikowana!
Kolejny uśmiech, tym razem łagodny, bez żadnych złośliwości, posłała Klausowi po jego wyjaśnieniu. Tak, wszystko zaczynało jej się spinać jakoś w całość, chociaż bardzo powoli. Jedno jednak stało się dla niej jasne. To była po prostu kwestia zazdrości!
- Tak słyszałam - przyznała, skinąwszy ponownie głową. Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że Ollie miał sporo rodzeństwa, aczkolwiek w przeciwieństwie do Klausa, nie miała tej (nie)przyjemności poznać całej tej zgrai. Tegoroczne święta, podczas gdy u Monroe'ów odbywało się jakieś istne piekło, Oliver spędzał w towarzystwie Sophie, całkowicie po swojemu, na spokojnie i bez żadnych spin. - To o którego ty tak bardzo się bałeś? - zdecydowała się odbić piłeczkę. Chociaż jak wspomniałam, Soph nie miała okazji poznać żadnego z przedstawicieli owego nazwiska, oprócz Olivera (a przynajmniej tak jej się wydawało, bo akurat Saula to ona znała... tylko nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że to ten sam Saul, który za gówniarza bujał się z jej bratem), to bardziej chodziło o to, co łączyło ją z owym Monroe'm, że tak się w nim zazdrość wezbrała.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Parę miesięcy wcale nie brzmiało mu pocieszająco. Parę miesięcy, to niby zawsze mogły być jakieś dwa albo trzy - ale przez fakt, że Sophie zaraz zerknęła na swój brzuch, Klaus miał podejrzenie, że to jednak było trochę dłużej. Nie wiedział, kto w takim układzie był gnidą - on czy Oliver, czy może obaj - ale raczej nie miał zamiaru chwalić się Remington swoimi przygodami z jej facetem. K i l k o m a, tak naprawdę. Niczym ważnym. Boże, okrutnie próbował się teraz usprawiedliwić przed sobą samym i to zupełnie nie było w jego stylu. Do tej pory z obojętnością, a nawet czymś na kształt współczucia, wysłuchiwał tych opowieści swoich kochanków o małżeństwie, w którym się nie układa, o żonach, które kiedyś były ładne i gibkie, a teraz się starzały, o nudzie, o braku odwagi do wyjścia z szafy. Różnica była taka, że partnerek tych wszystkich mężczyzn, przez których łóżka się przewinął, nie miał szansy nigdy poznać. A Sophie z n a ł. Znał i to dłużej niż Olivera.
A może jednak powinien jej powiedzieć? Kiedy to było, ostatni raz? To musiał być październik - najpóźniej, bo pod koniec października miała miejsce ta sytuacja, w której Ollie pomógł mu choć wcale nie musiał. Czy wspominał o tym Sophie? Jezu, na pewno nie - po co miałby jej mówić o czymś takim? Za dużo hipotetycznych scenariuszy przewinęło się naraz przez klausową głowę, żeby być w stanie choćby przestać gapić się na rozmówczynię jak sroka w gnat. Nie sądził, że Oliver mógłby ją zdradzić. Nie był chyba takim typem... prawda? Więc może to wszystko faktycznie miało miejsce, zanim ta dwójka zaczęła być razem. Postanowił, że zakotwiczy się na tej myśli, dla swojego własnego, świętego spokoju.
Przypomniał sobie nagle, że mieli przecież iść gdzieś usiąść, więc - w przerwie od własnych myśli i od tej rozmowy - pokierował ich we właściwą stronę, żeby może udało im się dotrzeć do tej kawiarni, zanim całą rozmowę odbębnią na środku chodnika.
Słysząc jej pytanie, uśmiechnął się lekko. Chyba mógł już o tym mówić także ludziom, którzy nie zaliczali się w poczet jego bliskich znajomych, prawda? On przedstawił Monroe’a ojcu, Monroe przedstawił jego swojej rodzinie. Zresztą bardziej mieszkał teraz w Sapphire River niż u wujostwa w Pearl Lagune - to nie było wcale tak bardzo zachowawcze posunięcie z ich strony. Poza tym - co mogłaby zrobić taka Sophie? Wątpił w to, że by go zwyzywała albo zaczęła rozsiewać jakieś plotki. Właściwie, po tym czego doświadczył na „rodzinnych” (z grubym, tłustym cudzysłowem) świętach u swojego partnera, chyba już żaden z podobnych scenariuszy nie wydawał mu się straszny.
- O Saula - przyznał więc i przez krótką chwilę naprawdę mocno powstrzymywał się, żeby nie dodać niczego więcej, ale po momencie... uznał najwidoczniej, że chrzanić to. Nie wychodził z domu od dwóch miesięcy, oprócz Sophie spotkał się tylko raz z Amo, a poza tym wycofał się stanowczo z życia towarzyskiego, które tak sobie ukochał - mógł chociaż ten jeden raz rozgadać się trochę o tym, co właściwie było u niego słychać. - Jesteśmy razem - poinformował, starając się nie uśmiechać przy tym jak dzieciak, chociaż wciąż samo wypowiadanie tego na głos, generowało u niego wyrzut euforii. - I... wiesz, to zabrzmi karykaturalnie, ale on też ma dziecko. Córkę. Ma osiem miesięcy. Chyba. Więc uznałem, że nie wiem, może mało mu tych pieluch... przepraszam, jak mówię o tym na głos, to strasznie głupie - przyznał, uśmiechając się niezręcznie, bo naprawdę, wychodził teraz na jakiegoś paranoika.
Gdy dotarli do kawiarni, Klaus - tak jak go tatuś wychował - odsunął swojej koleżance krzesło, a potem sam opadł na to obok.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby tylko Sophie potrafiła czytać Klausowi w myślach, dość szybko rozwiałaby jego obawy. Ale jestem pewna, że wolałaby żyć w nieświadomości, że Klaus i Ollie kiedykolwiek ze sobą spali. Chociaż tak naprawdę nie mogła mieć o to pretensji, do żadnego z nich. Przecież miała świadomość, że Oliver sypiał z wieloma osobami nim oficjalnie zdecydowali się mieć siebie na wyłączność. Ale póki te osoby były totalnie przypadkowe, to jakoś nie przykładała do tego większej wagi. Klaus jednak nie był totalnie przypadkowym chłopakiem. Był jej starym, dobrym znajomym i wizja, że spał z jej facetem… no troszkę niekomfortowa. Ale mimo wszystko, dziewczyna naprawdę szczerze ufała swojemu partnerowi i skoro mówił, że skończył z sypianiem z innym, wierzyła, że tak właśnie było. No ale skąd miał to wiedzieć Klaus, prawda? Może w momencie gdy w końcu uda im się spokojnie usiąść i Remington wreszcie opowie mu wszystko od początku, jak doszło do tego, że była w ciąży (chociaż zakładała, że był na tyle dużym chłopcem, że wiedział skąd się brały dzieci) i skończyła oficjalnie z Monroe’m, wtedy uda mu się wszystko sobie ułożyć w głowie, przekalkulować i będzie mógł spać spokojnie z przeświadczeniem, że na pewno nie przyczynił się do niczyjej zdrady?
Nie umknął jej uwadze ten uśmiech który pojawił się na twarzy Wernera po jej pytaniu, a który utwierdził ją w przekonaniu, że miała rację, tu zdecydowanie w grę wchodziła zazdrość!
- Gratuluje – odparła, również z uśmiechem, bo naprawdę cieszyła się szczęściem chłopaka. A na pierwszy rzut oka biła od niego ta radość, wystarczyło tylko, że wypowiedział na głos imię swojego partnera. Skinęła głowę na jego następne słowa, chociaż z jednej strony miała ochotę powiedzieć mu, że przecież wcale nie musiał się przed nią tłumaczyć. Ostatecznie jednak nic nie powiedziała, tylko postanowiła go wysłuchać. Bo coś jej podpowiadało, że tak naprawdę to nie kierowała nim w tym momencie potrzeba wytłumaczenia się przed nią, a raczej wyrzucenia tego z siebie. Chociaż niewykluczone, że się myliła i faktycznie Klausowi było tak głupio przez swoją reakcję, że czuł się zobowiązany wyjaśnić jej, cóż było powodem jego zachowania. – Ach tak, Ollie coś wspominał – odparła zgodnie z prawdą, bo zakładam, że na pewno Oliver jak tylko się dowiedział, to podzielił się z nią wieściami! A skoro już tak napisałam, to tak musiało być, o. Zmarszczyła jednak brwi na kolejne słowa chłopaka. – To nie jest głupie Klaus. – odparła po chwili zastanowienia się nad jego słowami. – Gdybym spotkała laskę z brzuchem, twierdzącą, że jest w ciąży z Monroe’m, też bym chyba oszalała – przyznała, wzruszając ramionami. Zwłaszcza, że w przypadku Olivera, to przecież Sophie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że istniała taka możliwość, że wcale nie była jedyną, którą zapłodnił. Musiałaby być naiwna, by tak sądzić. Aż teraz przestraszona zaczęła zastanawiać się, ile jego dzieciaków gdzieś tam mogło żyć na tym świecie! Na szczęście zaraz dotarli na miejsce, zajęli stolik a w ich ręce trafiły karty menu, więc mogła na szczęcie skupić swoje myśli na czymś innym!
- Musi Ci na nim bardzo zależeć, co? - odezwała się wreszcie ponownie, uważnie obserwując chłopaka. Skąd ten jej wniosek? To proste - po pierwsze, był zazdrosny, gdyby miał go w dupie, nie uciekał by się raczej do tego typu emocji. Druga sprawa, to wspomniana wcześniej już córka - nie każdy by to przeskoczył i zaakceptował. A to, że Klaus nie uciekł od razu, o czymś świadczyło.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Do tej pory niewielu osobom wspominał o Saulu - jedynie swojemu, pożal się Boże, ojcu i Amo. Tylko z tym drugim miał okazję jakoś sensownie porozmawiać o tym, co łączyło go z Monroem. Pewnie wynikało to z faktu, że nagle zorientował się, że wcale nie miał przyjaciół - z wszystkimi ludźmi, których zwykł określać tym mianem, łączyły go poza tym relacje łóżkowe i w momencie, w którym z tych ostatnich należało zrezygnować, wszystko zdawało się spisane na straty. Zresztą - w przeważającej większości to on był tym, który palił mosty, bo obawiał się, że któraś z tych osób okaże się na jego decyzję nieczuła, a on zwyczajnie nie będzie w stanie odmówić. Strasznie to musiało o nim świadczyć jako o osobie, ale do tej pory z asertywnością jakoś nie było mu do pary, więc najłatwiej było odcinać od siebie wszystkie drogi, które mogły go doprowadzić do czegoś, czego by żałował. A zdrady Saula żałowałby z całą pewnością. Żałował nadal tego jednego wieczoru w listopadzie - ale najwidoczniej nie na tyle, żeby po prostu zagrać z Monroem w otwarte karty i wyznać mu, co się wydarzyło.
Samotność. To chyba głównie to ostatnio mu doskwierało, co zdawało się być paradoksalne. Przecież miał Saula obok praktycznie cały czas - z bonusem w postaci Isli, owszem, ale nadal. Tylko że ten bonus wysysał z nich obu energię jak mały wampir, a Klaus czuł się tak, jakby nagle ktoś wrzucił go w inną czasoprzestrzeń - może tak za dziesięć lat - w której ma pod opieką dziecko, stałego partnera i wspólny dom. To było trudne, bo zwyczajnie nie miał do kogo otworzyć buzi na ten temat, bo przecież gdyby zdecydował się powiedzieć ojcu o swoich wątpliwościach, usłyszałby tylko, że ma tego gościa zostawić i głupie a nie mówiłem?. To samo było z wujostwem. A oprócz nich... czy pozostał mu w ogóle ktokolwiek? Nie chciał, żeby ludzie kazali mu odejść - chciał, żeby dali mu jakieś rady na to, jak to wszystko przetrwać. Nie mógł być pierwszą osobą postawioną w takiej właśnie sytuacji - z partnerem, którego kochał i dzieckiem, którego nie chciał. Na pewno dało się to rozwiązać w jakiś mniej inwazyjny sposób niż rozstanie.
Sophie z pewnością nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo pomogła mu, mówiąc, że to nie jest głupie. Od dłuższego czasu przecież czuł się kompletnym kretynem, którego wszystkie emocje były zupełnie irrelewantne - od rodzinnych świąt u Monroe’ów, dodatkowo jeszcze „kurwą” i nie pomagało mu samo przeświadczenie, że gdyby spytał Saula czy tak na niego patrzy, to ten z pewnością by zaprzeczył. Powinien zapytać - dla własnego, świętego spokoju; dlatego właśnie, że czuł, że by go to uspokoiło. Ale nie zrobił tego i nie miał zamiaru tego zrobić - właśnie w obawie przed tym, że to by było głupie. Tak jak głupie było to, że nie mógł nadal pogodzić się z tym, ile czasu i energii pochłaniała opieka nad Islą i tym, że bardzo szybko przeszli z pierwszego, początkowego i ekscytującego etapu związku do zwykłej zabawy w dom, do której czuł, że się nie nadaje.
Kiedy w końcu usiedli, pozwolił sobie poczuć odrobinę ulgi. Sophie najwyraźniej nie miała zamiaru uciec od niego tylko dlatego, że wspomniał o Saulu, a i jej obecność (i ciąży) powoli przestawała działać na niego tak wstrząsająco. Oczywiście z odpowiednim dystansem. Jezu, jakby spytała go o to czy chce dotknąć jej brzucha, chyba zapadłby się pod ziemię!
Słysząc jej pytanie, uśmiechnął się znowu. Podobało mu się, że to dostrzegała - że nie była kolejną osobą, mającą zamiar oskarżyć go o jakieś nieczyste zamiary.
- Chyba na nikim wcześniej nie zależało mi tak bardzo - przyznał i z niemałym zdziwieniem zorientował się, że chyba mówił prawdę. Przy Saulu nauczył się dostrzegać, że to, co łączyło go z Mauricem, w istocie nie było żadną miłością. I to był naprawdę duży krok. W międzyczasie podeszła do nich kelnerka z włosami upiętymi w kok i zebrała zamówienia. Kawa mrożona, tak. Odeszła pośpiesznie, jakby zorientowała się, że odbywają teraz dość ważną rozmowę.
- Ale ostatnio trochę... albo nie. Nieważne - zmienił pospiesznie zdanie, uznając, że nie byli ze sobą chyba aż tak blisko, żeby dzielić się z nią tymi wszystkimi wątpliwościami. Nie chciał jej przytłoczyć. - Chłopiec, tak? - zmienił temat, unosząc brwi ku górze. - Milo to piękne imię. Znałem kiedyś jednego Milo, był tancerzem. Baletmistrzem, tak konkretnie. Monachijskie opery go uwielbiały.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie da się ukryć, że pojawienie się dziecka wywraca wspólne życie z partnerem do góry nogami. I chociaż na głos Sophie nigdy tego nie powiedziała, sama obawiała się, jak to wszystko będzie wyglądać, kiedy już urodzi. Bo aktualnie jej relacja z Oliverem jakoś się ułożyła i dziewczyna była naprawdę szczęśliwa, że ma go u swojego boku i z tego jak ogólnie wyglądało ich życie ostatnio. Ale nie łudziła się , że nic nie zmieni się, gdy dziecko będzie już na świecie. Jasne, szczerze wierzyła w to, że Ollie naprawdę w tacierzyństwo się zaangażuje, ale jak bardzo odbije się to na ich relacji? Tego nie wiedziała, mogła się nad tym zastanawiać godzinami, ale przekona się dopiero gdy ta sytuacja już nastąpi. Wciąż jednak ona i Ollie byli z troszkę innej sytuacji niż Saul i Klaus. Ich nikt nie postawił przed faktem dokonanym, podsuwając im pod opiekę paromiesięcznego dziecka. O ciąży wiedzieli nie od dziś i jednak mieli czas na to, by jakkolwiek mentalnie się przygotować do tego, że będą rodzicami. No i przede wszystkim, w przeciwieństwie do Klausa, to było ich dziecko. Zarówno Sophie jak i Olivera. Więc sytuacja Wernera zdecydowanie była bardzo kiepska. Zwłaszcza, że przecież chłopak był młody! Jasne, że miał prawa nie czuć się gotowy na bycie ojcem. A został nim z dnia na dzień i to dla nie swojej córki… I chociaż naprawdę ciężko było sobie dziewczynie wyobrazić, jak czułaby się na miejscu Klausa, przekonana była do tego, że to wcale nie mogło być dla niego łatwe.
I spokojnie, nie miała tutaj zamiaru sama wychodzić z inicjatywą, czy nie chciałby pogłaskać brzuszka. Nie obnosiła się ze swoją ciążą na tyle, żeby do wszystkich wyskakiwać ‘ o patrz jaki mam wielki brzuch, chcesz dotknąć?’. No bez przesady, nie było to dla niej naturalne. Jasne, gdyby to chłopak wyszedł z takim pytaniem, zapewne nie miałaby nic przeciwko. Wierzyła bowiem w to, że dla innych mogłoby to być coś fascynującego… zwłaszcza, jak młody kopał!
Uśmiechnęła się również, widząc ponownie uśmiech jaki pojawił się na twarzy Klausa. Tak, naprawdę dobrze było widzieć, że chłopak był szczęśliwy i ewidentnie zakochany! Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, że ze wzajemnością! Zaraz jednak zmarszczyła brwi, kiedy chłopak zaczął zdanie, którego jednak nie zdecydował się dokończyć. Wiedziała, że to oznaczało prawdopodobnie, bo ręki by sobie uciąć nie dała, pewne kłopoty w raju. Ale nie chciała zachować się niestosownie, więc zawahała się nim podjęła decyzję, żeby jednak się odezwać.
- Wiesz… Nie chce naciskać, ale jeśli masz ochotę się wygadać, to śmiało, chętnie wysłucham – starała się ważyć każde słowo, żeby zabrzmieć nienachalnie, ale delikatnie dać mu do zrozumienia, że naprawdę mógł się przed nią otworzyć. Nie obiecywała, że chętnie mu cokolwiek poradzi, bo nie wiedziała, nie tylko, czy sobie życzył jej jakichkolwiek rad, ale też czy będzie w stanie jakkolwiek mu pomóc, coś podpowiedzieć. Ale pewna była co do tego, że takie wygadanie się komuś, wyrzucenie z siebie wszelkich problemów, obaw, zwykle już działało cuda.
Skinęła głową na jego pytanie, chociaż jasne, że bardziej było to pytanie retoryczne, wracające do ich rozmowy jeszcze przed wejściem do kawiarni.
- Baletmistrz? – zastanowiła się chwilę, a na jej ustach pojawił się kolejny, choć bardzo delikatny uśmiech. – Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nasz syn zechciałby pójść z tym kierunku. – przyznała po chwili, wzruszając ramionami. Tak, prawda była taka, że chciałaby wychować swoje dziecko, przede wszystkim, bez żadnych oczekiwań. Zdecydowanie chciałaby się od tego odciąć i chciałaby, żeby jej syn dorósł wiedząc doskonale, że cokolwiek w swoim życiu nie postanowi, rodzice będą go wpierać i będą dumni, z jego każdego, nawet najmniejszego osiągnięcia. Osobiście zbyt wiele razy czuła, że ojciec był zawiedziony jej decyzjami. Ba! Nie trzeba się cofać w przeszłość daleko – wystarczy te parę miesięcy wstecz, kiedy to poinformowała starego Remingtona, że zostanie dziadkiem. Nie dało się nie wyczuć tego, że nie tak to sobie wszystko wyobrażał. I mimo radości z wizji pojawienia się wnuka na świecie, jasnym było to, że był rozczarowany, że miało być to nieślubne dziecko i to z typem o nazwisku nie cieszącym się zbytnio reputacją, łagodnie mówiąc. Nie było to przyjemne uczucie i zdecydowanie tego chciałaby swojej pociesze oszczędzić. – Ale chyba wolałabym, żeby nie cieszył się w przyszłości aż takim powodzeniem i posiadał aż taki urok osobisty jak jego tatuś – przyznała, pół żartem, pół serio. Ale tak całkiem poważnie, zdecydowanie nie chciałaby, żeby jej syn został łamaczem serc. Chciałaby, żeby potrafił traktować nie tylko przedstawicielki płci przeciwnej, ale wszystkich potencjalnych partnerów i partnerki, przede wszystkim z szacunkiem! No ale to przecież była odległa przyszłość, o czym oni w ogóle tu dyskutują!

klaus amadeus werner
ODPOWIEDZ