anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
004.
Devil made me do it
Eve & Shannon
Moralniak, którego doświadczyła nie tak dawno temu, odsunął ją nieco od wszelkich aktywności towarzyskich, zawierających alkohol. Czuła się winna spowodowania dziwacznej sytuacji oraz potencjalnego spiknięcia z nieznajomą, którą z miejsca zaprosiła do domu. To było kompletnie nie w jej stylu. Zaistniałe wtedy okoliczności przeraziły ją z perspektywy czasu, jak bardzo przesadzić musiała z drinkami. Możliwe, że ktoś jej coś dorzucił i nieco przez to zgłupiała. Nie miała pewności, do czego mogło dojść, po tym jak dosłownie odcięło ją od świata zewnętrznego, na skutek zmęczenia oraz przesadzenia z procentami.
Musiała się pilnować. Jeśli już weźmie ją na spijanie alkoholu, zrobi to w zamkniętym domu, po schowaniu kluczy w jakieś nowe miejsce, aby nie korciło jej spontaniczne wyjście w miasto. Zwykle nie uskuteczniała tego w pojedynkę, jednak ze względu na ostatnie wydarzenia wolała dmuchać na zimne. Będzie wzorową obywatelką i przedstawicielką opieki medycznej. Chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby jakiś pacjent rozpoznał ją, jako dziewczynę, tańczącą na blacie baru, albo nocnego klubu. Reputacja byłaby nie do odpracowania.
Dzisiejszego dnia miała wolne. Potrzebowała zająć czymś ręce oraz umysł, dlatego zdecydowała się podjechać do ojca, do kliniki. Pomogła mu przy założeniu wkłucia u dwóch psów, a także przy przytrzymaniu kota, zapisanego na szczepionkę. Prawie została podrapana, czego zręcznie uniknęła, skrzętnie chroniąc dłonie przed najróżniejszymi urazami. Nie musiała ich wręcz obsesyjnie zabezpieczać, co miałoby sens w przypadku wykonywania zawodu chirurga. Mimo wszystko, potrzebowała ich do intubacji, sprawnego dobierania specyfików znieczulających oraz całej reszty, związanej ze specjalizacją.
W którymś momencie ojciec musiał wyjść z gabinetu do łazienki, powierzając córce przyjęcie kolejnych pacjentów oraz krótki wywiad z właścicielem, na temat dolegliwości czworonoga.
Po wywołaniu imienia psa, nie zerkając zbytnio na otoczenie poczekalni, zostawiła lekko przymknięte drzwi, przystępując do zakładania jednorazowych rękawiczek. Z oczywistych względów, była jedynie pomocą przy mniej skomplikowanych procedurach, niewymagających ścisłej znajomości psiego organizmu. Niektóre zabiegi bywały bardzo podobne w przypadku zwierząt i ludzi. Shannon często konsultowała się z ojcem w sprawach dotyczących narkozy, obowiązkowej w przypadku operacji. W następnym przypadku raczej nie będzie ona potrzebna.
Obracając głowę w stronę wchodzącej do gabinetu osoby, odruchowo przywołała na usta uśmiech. Nie spodziewała się jednak, że skonfrontuje się ze znaną twarzą, powodującą nagły skurcz żołądka.
Wstrzymała oddech, stopniowo tracąc optymizm, związany z uprzejmym uśmiechem. Nagle część wspomnień z pijackiej nocy nabrała na ostrości, wiążąc wizerunek wybawicielki z całkiem znaną twarzą. Eve Paxton. Wojskowa, z którą jej zmarły mąż miał przyjemność współpracować w ostatnich dniach swojego życia. Kobieta, pojawiająca się u progu mieszkania w Townsville, z listem, napisanym przez Reeda jeszcze w afgańskim obozie. Jasna cholera.
- Doktor za chwilę przyjdzie - wymamrotała z lekkim opóźnieniem, próbując ukryć lekkie zakłopotanie.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Od dawna mierzyła się z pewnym przekonaniem społeczności, że jej ośrodek to schronisko albo skoro zajmowała się psami, to można jej podrzucić jednego lub dwa. Starała się to zmienić i kiedy przyłapywała delikwentów na podrzucaniu czworonogów, kazała im z tym jechać do Cairns. Nie mogła odpowiadać za wszystkie psy w okolicy. Nie było ją stać na to aby każdego z nich przebadać, zaszczepić, zaczipować i odstawić do schroniska. Ceniła też swój czas, który przez pracę i tak bywał ograniczony. Niestety nie zawsze mogła złapać kogoś za rękę i nie umiała odwrócić wzroku, kiedy jakiś podrzucony przybłęda plątał się po jej posesji.
Z jednym takim, rasy cocker spaniel, zjawiła się w klinice w Cairns. Znała tutejszego doktora, z którym miała umowę, że po zbadaniu psa i zrobieniu wszystkich potrzebnych czynności ten skontaktuje się ze znajomym ze schroniska. To duża pomoc w jednym z etapów, którego już nie musiała robić, choć osobiście ponosi wszystkie koszty weterynaryjne.
Szkoda, że pieniądze nie spadały z nieba.
Nie zdziwił ją głos kobiety wywołującej imię – Fisk – które wybrała w drodze do Cairns. Razem z psem weszła do gabinety, przywitała się i od razu postawiła czworonoga na stalowym stole zanim nowa pomoc weterynarza (bo za taką ją wzięła) odwróciła się do niej przodem.
W pierwszej chwili chciała zapytać, jak się czuła po ostatniej imprezie, ale szybko dotarło do niej, że kobieta nie była zadowolona z ponownego spotkania. Eve zaczęła podejrzewać, że może dojść do nieprzyjemnej konwersacji nijak przypominającej tej, kiedy zajęła się pijaną Richards. Po wizycie w Townsville obiecała sobie, że już nigdy nie spotka kobiety a jeśli to będzie niemożliwe, to zacznie ją omijać. Okazuje się jednak, że ta była wszędzie. Nie dość, że postanowiła zamieszkać w Lorne Bay to teraz jeszcze pracowała u znanego Paxton weterynarza. Cholera.
Kim była Richards? Próbowała to sobie przypomnieć. Kojarzyła wzmianki o naukach medycznych, ale żeby weterynarz.. coś tu jej nie pasowało.
- Nie ma sprawy. – Poczeka na doktora, do którego przyszła nijak spodziewając się spotkać tu akurat Shannon. Nie dość, że przestała chodzić do ulubionej kawiarni, w której wiele razy widziała kobietę to teraz jeszcze miała zmienić weterynarza?
Starała się skupić na trzymaniu nadpobudliwego szczeniaka, który okazał się zdrajcą nazbyt zainteresowanym nową osobą w otoczeniu. Ten czworonóg jeszcze nie wiedział, czym był weterynarz. Widać to było po uszach, do których przyczepiło się pełno pcheł i kleszczy. Na pewno należało go odrobaczyć, zaszczepić, wymyć i zaczipować.
Fisk szczekną chcąc zdobyć uwagę Richards, która zaprzątała też głowę Eve z jednej strony mogącej grać luzaka a z drugiej czuła, że nie powinna zaczepiać kobiety.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale spotkałyśmy się ostatnio – zagadnęła niepewna, czy warto poruszać ten temat. Reakcje na to mogły być różne. – Odstawiłam cię do domu i.. pewnie następnego dnia umierałaś, co? – Starała się brzmieć luźno, choć nie mogła całkowicie opuścić gardy z obawy, że zaraz zostanie obrzucona błotem. Nie przez ostatnie spotkanie a całokształt ich „znajomości”.
- Od kiedy tu pracujesz? – A raczej, czy z tego względu będę musiała szukać innego weterynarza z kontaktami ze schroniskiem?
anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
Lubiła psy. Gdyby tylko jej praca nie skutkowała zostawaniem po godzinach, albo powrotem do szpitala na załamanie karku, sprawiłaby sobie czworonoga, wprowadzającego do otoczenia sporo radości. Naturalnie, starałaby się uczyć zwierzaka podstawowych komend, załatwiania na zewnątrz oraz aportowania, co jej samej sprawiałoby mnóstwo frajdy, przy okazji motywując do częstego wychodzenia do parków, albo w miejsca bogate w otwartą przestrzeń. W domu zwykle odpoczywała. W progu pojawiała się, niczym upiór, albo zjawa, szczególnie po tych dłuższych zmianach, wyciskających resztki energii. Nie miała nawet czasu gotować, co uskuteczniała nieco chętniej, bliżej dni wolnych. Kombinowała kolumbijskie, albo zwyczajnie ostre potrawy, czasami porywając się na wypieki, robiące furorę w szpitalu, pośród całego personelu. Jej patent z przyniesieniem ciasta w pierwszy dzień pracy zdał test wzorowo.
Wiele ją kosztowało, aby nie rozczulić się momentalnie na widok szczeniaka, z wielkimi uszami oraz przejmującym, ciemnym spojrzeniem, które kupiłoby każdego (szczególnie Shannon). Nie podejrzewałaby również, że Paxton nazwie tego małego słodziaka imieniem jednego z największych wrogów Spidermana oraz Daredevila. Cóż, nie będzie nikogo oceniać. Jako doktor nie robiła tego w większości przypadków, chyba, że ktoś jawnie zasłużył.
Minęło już ponad osiem lat. Cokolwiek by nie zrobiła, Reeda nie było już na tym świecie. Zginął i miało to miejsce w czasie jego służby; wykonywania obowiązków, co wydawało się najbardziej chwalebną dla żołnierzy śmiercią. Nie umierał na nieuleczalną chorobę, gnieżdżąc się w łóżku, przeklinając całe swoje otoczenie. Mimo wszystko, spędził na tym świecie zbyt mało lat. Młodzi ludzie, dobrzy ludzie, nie zasługiwali na taki los.
Pamiętam. Niestety.
Udawała zaabsorbowanie dokładnym sprawdzaniem rękawiczek pod kątem ich szczelności, starając się nie zwracać uwagi na wewnętrzne poruszenie, związane z nawiązaniem do delikatnego tematu. Naprawdę nie musiały przerabiać tamtej nocy raz jeszcze. Lepiej o tym zapomnieć i ruszyć do przodu; potraktować niczym przelotny sen, który dobiegł końca.
- Nie planowałam tego - umierania, picia czy zapraszania Eve do domu? A może wszystkiego na raz? Unikała bezpośredniego spoglądania na Paxton, czując, że gdy tylko to zrobi, wypełni czarną lukę, bogatą w zapomniane obrazy, które ewidentnie przegapiła, pokonana przez procenty i być może chemiczne specyfiki, dosypane do drinków. Już nigdy więcej nie pojawi się w tamtym klubie.
- Nie musimy o tym rozmawiać. Wolałabym nawet, żebyś nie wspominała o tym przy doktorze… nie musi wiedzieć z kim spiknęłam się nawalona jak szpadel… - pokręciła głową, próbując tym samym zatamować słowotok, niekoniecznie sprzyjający profesjonalizmowi w gabinecie weterynaryjnym. Sam fakt, że zrobiła to z koleżanką swojego zmarłego męża z wojska… to zbyt gorzka pigułka do przełknięcia.
- Nie pracuję. Mój papo jest właścicielem - napomknęła cicho, uznając, że zawsze warto na wstępie zważyć psa. To raczej dobry nawyk, chyba, że czworonóg był w krytycznym stanie, gdzie nie ma czasu na takie procedury.
- Pomagam mu, kiedy ma duże obłożenie.
I sama nie tkwię na ostrym dyżurze, albo nie kursuję między kolejnymi operacjami, w szpitalu.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Starała się uważnie przyglądać postawie Shannon, choć na ludziach nie znała się aż tak doskonale jak na psach. Nie dostrzegała jednak wrogości ani chęci wydłubania jej oczu. Takie rzeczy zauważało się od razu, choćby w napiętych ramionach, ułożeniu nóg i wzroku, którego Richards unikała. Czyżby się wstydziła? Możliwe. Ktoś by pomyślał, że miała czego, bo tego wieczoru wypadła marnie, ale nie na tyle aby brać ją za wieczną pijaczkę lub kogoś z problemami. Na oko Paxton kobieta po prostu zaszalała przekraczając własne granice albo podstępem dała się upić, o czym zresztą sama wspomniała (o jakiś koleżankach).
- Spiknęłaś się? – Pytanie brzmiało bardziej tak, jakby zastanawiała się kto jeszcze używa takiego określenia albo co złego było w „spiknięciu się akurat z nią”? Eve jednak znała swoją wartość, czyli w swej głowie nie była ona najwyższych lotów, więc też by się skrzywiła, że spiknęła się akurat ze sobą. Tu dodatkowo Shannon miała do czynienia z koleżanką swojego zmarłego męża, więc to cios poniżej pasa. Geneza pytania jednak znajdowała się gdzie indziej, czyli w tym co Shannon miała na myśli twierdząc, że się z nią spiknęła. Zakolegowała? Pogadała? Zaliczyła pierwszą bazę? Bzyknęły się?
Przechyliła głowę podobnie jak Fisk zainteresowany nową osobą i próbowała wyłapać spojrzenie Richards. Niestety na marne, ale coś kazało Eve pomyśleć, że chodziło o dosłowne spiknięcie się, co stanowiło teraz główne źródło problemu i zarazem było urocze. Dawno nie spotkała osoby, która wstydziła się jednorazowego pijackiego seksu.
Papo jest właścicielem.
To uderzyło w nią mocniej niż zapowiadano. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw i nagle inaczej spojrzała na zaprzyjaźnionego weterynarza, który teraz był także teściem Richardsa. Cholera, nie wiedziała o tym. Posiadał inne nazwisko (panieńskie Shannon) i choć opowiadał o zięciu, który zmarł na froncie, to Eve nigdy nie wnikała w szczegóły zbyt pochłonięta własną wojenną tragedią.
Nagle, w jednej sekundzie, poczuła się malutka. Dwóch na jedną, choć pan doktor nie był świadom, z kim miał do czynienia. Oboje z Eve żyli w niewiedzy, lecz teraz Shannon mogła wszystko zmienić.
Poczuła się zagrożona i przez to złapała się najłatwiejszego sposobu na rozładowanie tego stresu – głupie żarty.
- To dlatego mam nie mówić przy doktorze, że się upiłaś. – Bo był jej ojcem. Wszystko jasne i oczywiste.
Nim doczekała się reakcji Richards do gabinetu wszedł doktor Suarez.
- Eve, jak miło cię widzieć. – Uśmiechnął się życzliwie zerknąwszy na psa. – Kolejny podrzutek?
- Niestety. Ludzie nigdy się nie nauczą. – Z rezygnacją pokiwała głową na boki. – Na pewno trzeba go przebadać, odrobaczyć, wychipować i pozbyć się tych szkodników. – Które były widoczne nawet stąd, choć większość kryło się na uszach (konkretnie pod nimi). Wystarczyło uchylić długie uszy a zobaczy się całe stado pcheł i kleszczy.
- Shannon, poznaj Eve. – Doktor poczuł potrzebę przedstawienia kobiet. Normalnie tego nie robił, ale Paxton znał od paru lat i mieli układ, który sprawiał, że była zwykłą właścicielką psów.Prowadzi ośrodek. Tresuje psy specjalistyczne a ludzie myślą, że ma schronisko i podrzucają jej różne zwierzęta – Bo nie tylko psy.
- My się znamy – stwierdziła ryzykownie wciąż próbując wyłapać spojrzenie Shannon. – Głównie z widzenia. Lorne Bay jest małe. – Uśmiechnęła się do Suareza. – Chociaż chyba ostatnio widziałam cię w barze. – Zmrużyła oczy tak, jakby próbowała to sobie przypomnieć. Bawiła się tą chwilą, bo tylko tak radziła sobie z ogromnym stresem związanym z obecnością rodziny Richardsa.
- Wreszcie wyszłaś do ludzi? – Suarez zapytał tak, jakby nie wierzyła, że córka ma życie towarzyskie i wreszcie podszedł do Fiska, którego dokładnie obejrzał. - Jeszcze nie jest mocno wychudzony, ale na pewno parę dni spędził na zewnątrz. - Ktoś musiał go znaleźć i podrzucić do ośrodka Eve, bo psiak był za bardzo zrobaczały. Nie było to bezpośrednie przekazanie - znudził mi się szczeniak, więc go oddam. Jakaś szuja po prostu go porzuciła a ktoś dobry znalazł i bez przemyślenia podrzucił do Paxton.
anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
To żadna zbrodnia, zaszaleć w trakcie wolnego nieco bardziej, niż zwykle, przy czym Shanonn potrafiła być względem siebie dosyć krytyczna. Zachowała ów podejście od czasu podjęcia medycznego zawodu, łączącego się z pewnego rodzaju renomą. Nie powinna być rozwiązła czy zbyt imprezowa, co w połączeniu z jej i tak pogodnym usposobieniem na korytarzach, tworzyłoby mieszankę zbyt wybuchową. Miała chwilę słabości. Tak postanowiła to nazywać, bez nadmiernego rozpamiętywania kompletnie nieodpowiedzialnego, naiwnego zachowania, nieprzystającego lekarzom.
- Nie spiknęłam? - zmarszczyła brwi i zaledwie na moment spojrzała w stronę Eve, chcąc podejrzeć wyraz jej twarzy. Tego czy bawiła ją interpretacja ich spotkania czy może samo słowo, wypowiedziane z naleciałością wstydu. Nie widziała oceniającego wzroku co odrobinę ją uspokoiło.
Próbując skupić całą uwagę na piesku, obejrzała uszy oraz tułów, wyraźnie zaatakowany przez kleszcze oraz skaczące pchły. Westchnęła z niepocieszeniem na ten widok, mrucząc pod nosem uspokajające słowa, skierowane do zwierzaka. Podejrzewała, że szczeniak został odnaleziony, albo właśnie podrzucony; raczej nie oskarżałaby Eve o doprowadzenie malca do takiego stanu. Przygotowała część sterylnych narzędzi do usuwania nieproszonych gości. Sam proces zamierzała pozostawić w geście ojca, bo to on był głównym prowadzącym, w tym gabinecie.
To dlatego mam nie mówić przy doktorze, że się upiłaś.
Nagle podniosła głowę zza wykonywanej czynności, wiązanej z ważeniem Fiska. Wydawała się lekko wystraszona możliwością nawiązania do felernej nocy, związanej z upadkiem jej godności. Ojciec jak nic byłby nią zawiedziony, dlatego starała się nie dać po sobie poznać, że rzeczywiście coś mogło mieć miejsce między nią, a Paxton.
Jakoś to będzie.
Prawie podskoczyła, gdy tato wszedł do środka, przyjaźnie witając się z Eve. Wychodziło na to, że znali się bardzo dobrze, co odrobinę zbiło anestezjolożkę z pantałyku.
- Och, my… – zaczęła, zwracając się do ojca, kiedy Paxton dokończyła zdanie, dokładnie tak, jak chciała je powiedzieć Shannon. Znają się. Nie mówiła w zasadzie nikomu o wizycie Eve w Townsville, w związku ze śmiercią Reeda. Chciała to przetrawić samodzielnie, bez słuchania rad pozostałych osób, przejętych jej stanem. Przebrnęła przez to. Momentami było trudno, ale przy odpowiednim wsparciu specjalistów, zaczęła funkcjonować prawidłowo, bez zatracania się w tragedii, która ją dotknęła.
Wzmianka o barze niepotrzebnie wywołała w niej nagły strach. Przebywanie w takim przybytku to jeszcze nic złego, o czym na pewno zdawał sobie sprawę weterynarz, wyraźnie ucieszony takimi wieściami.
- Po pracy - doprecyzowała oczywistość, żeby czasem nikt nie oskarżył ją o raczenie się alkoholem przed drugą zmianą, albo opuszczanie pracy na rzecz chlania. Tak źle jeszcze z nią nie było.
Nawet lepiej, że ojciec interpretował to, jako wychodzenie do ludzi.
- Tak - mruknęła zdawkowo, nie chcąc porywać się na opowieści o swoich moralnych upadkach. Gdyby tylko ojciec usłyszał, że jakiś obcy typ prawie by ją zaciągnął gdzieś, gdyby nie interwencja Eve, byłoby po niej. Dostałaby szlaban na dzikie wychodzenie do klubów, chociaż bliżej było jej do czterdziestki, niż lat nastoletnich.
- Kleszcze możemy wyciągnąć razem. Pójdzie szybciej, już to kiedyś robiłaś - napomknął pan Suarez, unosząc spojrzenie do góry, znad wyjmowanych pajęczaków. Chociaż mógł porozumiewać się z córką po hiszpańsku, chciał, aby Eve wszystko rozumiała i nie poczuła się pominięta w całym procesie doprowadzania psa do porządku.
Pokiwała głową i sięgnęła po metalowy haczyk, oraz okulary powiększające. Musiała również nieco obrócić lampę, oświetlającą paskudnych krwiopijców. O dziwo pies był spokojny.
- Będzie trzeba zawieść go do schroniska? - wywnioskowała, bo skoro Paxton nie planowała przygarnięcia malca, trzeba będzie znaleźć mu dom poprzez odpowiednią placówkę, w której pozostanie na ten czas. Richards znów zaczęła żałować, że jej praca nie sprzyja posiadaniu zwierząt, wymagających sporej uwagi.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wreszcie?
Zabawnie jest słyszeć, że ktoś wreszcie wyszedł do ludzi parę dni po tym, gdy widziało się tę osobę pijaną jak bela. Najwyraźniej też Shannon świetnie bawiła się w towarzystwie swoich koleżanek, skoro alkohol tak dobrze wszedł, więc czy naprawdę ów wyjście było tak wyjątkowe? Czy było tym pierwszym od dawna i dlatego tak szybko kobieta straciła rezon?
Czemu w ogóle to Eve interesowało?
Po co się nad tym zastanawiała?
To nie była jej sprawa.
A jednak chciała wyłapać z tej rozmowy jak najwięcej aby w razie ataku mieć się czym bronić. Była czujna, bo bała się reakcji ludzi na swoją osobę.
- Prawdę mówiąc, to pana córka nawet spiknęła się z paroma osobami. – Niby to chciała pochwalić kobietę za wyjście do ludzi, a jednak bezczelnie użyła określenia, które wcześniej padło. Dała też do zrozumienia, że nie do końca rozumiała jego znaczenie. Nie była głupia, ale wprawdzie mówiąc, nigdy go nie używała. Możliwe, że obracała się w innych kręgach niż Richards, co wcale by nie dziwiło.
- O, doprawdy? – Sądząc po zadowolonej minie weterynarza on też do końca nie pojmował znaczenia tego konkretnego określenia. Gdyby wiedział, że rozchodziło się o seks, to już nie byłby taki szczęśliwy.
Z uwagą obserwowała poczynania dwóch osób. Tak naprawdę kleszczami i pchłami mogła zająć się sama, ale wtedy wydłużyłby się jej czas dotarcia tutaj a z tym nie chciała zwlekać zwłaszcza, że niedługo klinika zostanie zamknięta i musiałaby z tym czekać do jutra.
- Niestety tak chyba, że.. – Suarez spojrzał na Eve znad specjalnej pęsety, z pomocą której wyciągał kleszcze.
- O nie..
- Przecież to pies myśliwski.
- Bardziej sportowy.
- Powiedz to angielskiej szlachcie, która wykorzystuje je do polowań.
- Nie ucz ojca dzieci robić – skomentowała Eve tuż po ciężkim westchnieniu. Dobrze znała cechy każdej rasy psów i wiedziała, które z nich nadawały się do pracy w terenie a które nie. A jednak Suarez próbował przekonać ją, żeby wyszkoliła psa i ewentualnie oddała go komuś do pracy.
- Więc czemu go nie weźmiesz i nie wyszkolisz?
- Mam już swoje psy.
- Przekażesz je komuś. – Weterynarz szedł w zaparte.
- Nie mam gwarancji, że ktoś go zechce. – Zazwyczaj szkoliła psy dopiero gdy dostawała zlecenie, które zazwyczaj zaczynało się od podstaw, czyli wyboru czworonoga. Często bywało, że sama go szukała, wybierała i kupowała. Starała się wtedy zerkać na te dostępne w schronisku, lecz często służby państwowe miały surowe wytyczne co do pochodzenia i rodowodu psa, co wykluczało te podrzucone.
- Na pewno przyda się policji.
- Nie obiecasz mi tego.
- Paxton. – Skubaniec był twardy.
- Nie stać mnie na to. – Postawiła na ostateczny argument, który wcale nie był kłamstwem. Od dawna żyła z miesiąca na miesiąc. Często darowała sobie wielu rzeczy inwestując w psy i swój ośrodek. Miała dużą ziemię, która też wymagała funduszy i niestety była obciążona ojcowskimi długami. Nie mogła tak po prostu przygarniać kolejnych psów, bo nie miałaby za co ich nakarmić, zapłacić za wizytę u weterynarza (a wszelkie szczepionki i inne rzeczy były cholernie drogie) i przede wszystkim szkoląc je za darmo byłaby stratna, bo w tym samym czasie mogłaby zająć się psem, za który ktoś zapłaci. Niestety, ale musiała na to patrzeć. Pieniądze nie spadały z nieba. Może niektórym, ale nie dla Paxton.
anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
Richards bardzo rzadko korzystała z tak zwanego ataku, w relacjach międzyludzkich. Zamiast tego, częściej obierała taktykę odwrotu, albo milczącego ignorowania oponenta, aż ten zpompowywał się natłokiem osobistych wrażeń. Rolę ofensywną przybierała dopiero wtedy, gdy nie było innego wyjścia. Przyparta do muru potrafiła się odgryźć, chociaż unikała stosowania tego patentu zbyt często. To nie był jej klimat.
Mimo wszystko, Paxton nie odpuszczała, co mocno uwierało Shannon w jej spokojną duszę. Popełniła błąd, pijąc zbyt wiele mieszanek i teraz los ją za to karał, zsyłając mściwą treserkę psów, której najwyraźniej radość sprawiało męczenie ludzi ich wyrzutami sumienia. Niech jeszcze powie, że sama prowokowała tamtego ciekawskiego typa, zaczepiającego ją niedaleko auta Paxton! Z tego wszystkiego aż uniosła wzrok znad wyjmowanego pasożyta, zerkając następnie na ojca, całkiem rozbawionego opowieściami znajomej.
To nie było śmieszne.
- Byłam z pielęgniarkami - doprecyzowała, nie rozumiejąc, czemu Eve chciała ją upodlić. Czy naprawdę do czegoś doszło tamtego chaotycznego wieczoru i było tak źle, że teraz odgryzano się za jej beznadziejne umiejętności łóżkowe? Czy leżała jak ostatnia kłoda? Tego się nie dowie, chyba, że nastąpi cudowne ozdrowienie, a raczej cudowny powrót pamięci.
Jednoznacznie zasugerowała, że jeśli już z kimś miała się spiknąć, to jedynie z medycznym personelem, co niestety nijak wiązało się z dyskrecją. Na szczęście, nie ciągnęło ją do romansów w miejscu pracy, co pozwalało na zachowanie jako takiego profesjonalizmu, przełożonego na zawodową opinię.
Słuchała wymiany słów między ojcem, a Eve, pozbywając się sukcesywnie kolejnych kleszczy, przekładanych do pojemnika z odpadami medycznymi. Nienawidziła tych małych szkodników i szczerze ucieszyłaby się, gdyby te pajęcze pijawki w końcu wyginęły. Z komarami jeszcze da się jakoś żyć, natomiast kleszcze to cholerne dranie o paskudnym wyglądzie.
Shannon nigdy nie widziała policjanta, używającego służbowo spaniela. Jeśli już, były to najczęściej owczarki niemieckie, belgijskie, albo dobermany. Psy wywodzące się z ras typowo myśliwskich musiały mieć za to mocno rozwinięty węch, co być może sprzyjało pracy chociażby na lotnisku, przy wyszukiwaniu nielegalnych substancji, poukrywanych w bagażach.
- Mogę zapłacić za jego szkolenie - powiedziała nagle, przerywając krótką ciszę. - Później… może razem coś dla niego znajdziemy.
Była zdeterminowana. W ostateczności byłaby gotowa przygarnąć psiaka do siebie, zapewnić mu na tyłach domu odpowiednie warunki, jeśli ten nie będzie się bał zostawać sam na pewien czas. Oczywiście, byłby psem wchodzącym do środka, bo pozostawienie biednego spaniela cały dzień na podwórku nie brzmiało dla Shannon zbyt atrakcyjnie.
Odłożyła na bok haczyko-pęsetę, unosząc tym samym wzrok na Paxton.
- Szkolisz psy tylko do roli przyszłych funkcjonariuszy czy może również do roli terapeutycznej? - nie miała z tym większego doświadczenia. Nie wiedziała czy treserzy dzieli się na takich od psów do zadań specjalnych i takich od wspomagających terapie dla ludzi czy może część elementów całkiem się w tych szkoleniach pokrywała.
Wciąż była nieco urażona zaczepkami Eve, ale nie zamierzała się obrażać, albo kręcić afery, szczególnie, że rozmawiano o odratowanym czworonogu, o którego Richards chciała zadbać. Nie po to przecierpiał tyle dni w wygłodzeniu i zostaniu pożywką dla szkodników, aby teraz siedzieć w schronisku, czekając na niepewną adopcję.
Zdaje się, że miała zbyt miękkie serce.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Paxton z zaskoczeniem spojrzała na kobietę, a potem na jej ojca szukając w reakcji potwierdzenia, że to nie był żart. Po co ktoś miałby płacić za szkolenie obcego psa? Racja, altruizm. Był powszechnie znany, lecz rzadko stosowany a przez wielu nawet uważany za kłamstwo, bo z każdego działania w pewien sposób czerpało się korzyść. Mniejszą lub większą, ale tak było i Eve zaczęła zastanawiać się, co takiego zyska Richards płacąc za szkolenie nieswojego psa? Poczucie spełnienia się w życiu? Konieczność zrobienia czegoś dobrego, żeby poczuć się lepiej po ostatniej pijackiej eskapadzie? A może po prostu miała dość dyskusji między ojcem a Eve i chciała ją przerwać?
- Nie żartuj, kochanie. – Suarez odezwał się do córki po hiszpańsku chcąc pozostawić tę dyskusję między nimi; jako coś rodzinnego i prywatnego. Nie wiedział, że Paxton znała hiszpański. Nie była poliglotką i zapewne gdyby mówili bardzo szybko o medycznych sprawach, to nie pojęłaby wszystkiego, ale to akurat zrozumiała.
Tylko, że udawała. Z jakiegoś powodu wolała zrobić głupią minę i patrzeć na boki, jakby w tym czasie szukała sobie jakiegoś zajęcia, skoro nie mogła dołączyć się do rozmowy.
- To kosztuje. Masz dużo zobowiązań i.. co jeśli się do niego przywiążesz i nie oddasz? – A kasę i tak wybuli?
Suarez próbował przemówić córce do rozsądku, kiedy Eve myślała, że wcale nie musiało dojść do przywiązania. Psa trzymałaby u siebie i nie domagałaby się wizyt Shannon, które nie były jej potrzebne. Rozchodziło się jedynie o pieniądze a nie obecność osoby, która mogłaby przeszkadzać w systemie szkoleniowym. Dopiero w momencie przekazania psa nowemu przewodnikowi umawiała się na parę sesji doszkalających daną osobę. Wcześniej, nie potrzebowała towarzystwa. Wręcz od niego stroniła.
Nie od razu zorientowała się, że Richards przeszła na angielski kolejne słowa kierując do niej. Dalej udawała głupka, że nie rozumiała i wcale nie przysłuchiwała się rozmowie. Kiedy jednak dostrzegła zawieszone na niej dwie pary oczy, ocknęła się jakby z letargu.
- To i to. Zależy od zleceń. Lepiej czuje się szkoląc psy do pracy ze służbami, ale nie odmówię rodzinie, która potrzebuje czworonoga w roli przewodnika dla swej niewidomej córki. – Albo innego członka familii. – Tylko, że ta rasa – Spojrzała na Fiska. – nie nadaje się do roli terapeuty. To zbyt aktywne psy. Nie umiałyby długo leżeć i pocieszać swego pana albo grzecznie siedzieć przy jego nodze. – Znała każdą rasę psów od podszewki. Wiedziała jakie miały cechy genetyczne i predyspozycje. Bywało też, że pomimo wielu argumentów za tym aby wyszkolić daną rasę, okazywało się, że konkretny pies się do tego nie nadawał. Nie każdego owczarka niemieckiego dało się wyszkolić, ale to przypadki jeden na paręnaście. Kwestia sprawdzenia przez tresera, czy dany pies był skłonny do nauki na co wpływ miało jego pochodzenie, wcześniejsze traktowanie (w przypadku psów ze schroniska) i z jakich mieszanek ras był (to znów tyczyło się zwierząt ze schroniska będących głównie mieszanką różnych ras). – Spaniele to aporterzy, płochacze i świetnie czują się wodzie. – Spodziewała się, że niewiele to mówiło Shannon. – Lubi biegać, tropić, płoszyć zwierzynę i często szczekaniem oznajmia o znalezisku, które wyczuł a nie zobaczył.
- Czyli tylko praca ze służbami? – dopytał Suarez nadal niezbyt przekonany aby jego córka brała na siebie koszty i odpowiedzialność za Fiska, który już prawie był wolny od robactwa. – Przygotujesz zastrzyk? – Poprosił córkę o wyciągnięcie igły i ampułki z lekiem odrobaczającym.
- W głównej mierze tak.
- Ale?
- Nie ma żadnego „ale”.
- Przecież widzę. – Poczuła się dziwnie, że weterynarz wydawał się znać ją lepiej niż przypuszczała. Wcześniej to jej nie wadziło, ale teraz – kiedy znała jego powiązania z Richards – poczuła się z tym mało komfortowo.
- To w miarę znane, ale mało kto podejmuje się tresury psa w tym kierunku. Ludzie nie ufają czworonogom albo po prostu nie chcą dowiedzieć się prawdy o sobie. – Łatwiej było ignorować niektóre fakty i przeciągać wizytę u lekarza. – Chodzi o wykrywanie chorób. Głównie nowotwory, ale w grę wchodzą również choroby zakaźne. – Których tych powszechnie znanych było sporo. – Tylko, że to problematyczna tresura. Ryzykowna i ciężka do realizacji głównie ze względu na trudy dostęp do próbek z konkretną linią zapachową. – Miała tu na myśli krew z daną linią zapachową albo o chore osoby, których czas jednak również kosztował (o ile zgodziliby się być wywąchanym przez psa).
anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
Nie szukała aprobaty Eve w swoim jakże spontanicznym pomyśle. Wystarczył zaledwie widok biednego psa, zaatakowanego robactwem, o wychudzonej posturze, aby odezwał się w niej instynkt opiekuńczy. Zwykle zaspokajała go poprzez doglądanie pacjentów, jednak kim był pies, jeśli właśnie nie pacjentem, nieco innego kalibru?
Z pobłażaniem spojrzała na ojca, kiedy ten oskarżył ją o jawne żarty. Wcale nie przechodziła przez fazę na psa, jak dziecko, zafascynowane czworonożnymi stworzeniami o wielkim sercu. To prawda, że za dzieciaka przynosiła do domu ranne zwierzęta, głęboko wierząc w to, że pan Suarez będzie w stanie je uzdrowić. Nie zawsze było to możliwe, co mogło przerobić się w traumę, związaną z posiadaniem czegoś żywego na własność. Jak widać, sukcesywnie ów traumę przełamywała. Odkąd została lekarzem, temat śmierci był jej bliski. Stawał się czymś naturalnym oraz nieuniknionym, co spotka każdego, bez względu na to, do jakiego gatunku należał i jak wygodne miał życie.
- De dónde surgió esta idea? - zapytała, nieco zirytowana obawami ojca. Czyżby umniejszał jej odpowiedzialności? Zarabiała tyle, że gdyby tylko chciała, mogłaby zostać cholerną sponsorką swoich potencjalnych kochanków. Zamiast tego wolała zainwestować w psa, wykazującego się ogromną lojalnością.
Przy dokładniejszym opisie tej konkretnej rasy zawiesiła spojrzenie na Fisku, piszczącego cicho, za sprawą strachu, albo głodu. Shannon troskliwie pogłaskała go po tułowiu i zapewniła, że jak tylko uporają się z nieprzyjemnościami, dzielny pacjent dostanie coś do jedzenia.
- Takie małe, ale jakie aktywne… - mruknęła pod nosem, uśmiechając się do psa. Zgodnie z zaleceniem ojca, zabrała się za przygotowanie specyfiku, widniejącego na półce, za przeszkloną szafką.
- Coś jak… wykrywanie narkotyków w bagażach na lotnisku, albo min zakopanych na polu bitwy - nie zarejestrowała w pierwszej chwili, że poruszyła delikatny temat; dotknęła granicy, za którą znajdował się powód, dla którego nie chciała mieć nic wspólnego z Eve. Czas jednak leczył rany, a kurczowe trzymanie się żałoby po bliskiej osobie to nic zdrowego czy nawet ułatwiającego funkcjonowanie w codzienności. Reed z pewnością nie chciałby, aby Shannon zbyt długo rozpamiętywała jego śmierć.
- Może byłby dobrym psem do szukania trufli.
Zaśmiała się cicho, próbując w środku przełamać ukłucie, związane z pośrednim nawiązaniem do wojska. Tuż po śmierci Reeda miała uraz do wszystkiego, co wiązało się z żołnierzami, a później, zupełnie nagle zaczęła pracować z weteranami, szalenie wystawiając się na nadmiar czynników stresogennych. Nie udawała, że wszystko jest w porządku. Była zaangażowana, pracowała, ale jednocześnie łykała środki farmakologiczne, wierząc w powrót do normalności.
Nagle coś kliknęło. Powiązanie Fiska z rolą wykrywacza nowotworów była prawie jak nowe objawienie w jej małym, medycznym świecie.
- Zbyt długo tkwię w jednym miejscu, nie uważasz? - zwróciła się po hiszpańsku do ojca, tuż po podaniu przygotowanego zastrzyku oraz wysłuchaniu propozycji Paxton. - Najwyższa pora, abym miała coś swojego i… przestań się ze mną obchodzić, jak z jajkiem. To upokarzające.
Przez ów nadopiekuńczość wypadała w oczach postronnych ludzi na nierozgarniętą, starą wdowę, zasługującą na taki, a nie inny los.
- Ile kosztuje załatwienie wszystkich potrzebnych próbek zapachowych? – zapytała już po angielsku, zerkając na Eve. – I… jak wygląda cały proces? Byłabyś w stanie się go podjąć?
Czy rzucała Paxton wyzwanie? Być może, ale nie kosztem psa. Gdyby okazało się, że tresura idzie na siłę, byle tylko udowodnić jakąś swoją rację, zakończą to, a pies trafi do kochającej rodziny, z którą będzie mógł aportować, ile tylko wlezie.
W międzyczasie zaczęła przygotowywać dla Fiska małą ucztę, złożoną z karmy o najbardziej odżywczych składnikach. Zwykle korzystano z niej przy specjalnych okazjach, a ta aktualna była jak najbardziej specjalna.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wspomnienie o minach przez osobę, której ukochany zginął od jednej z nich, czego świadkiem była Eve, było lekko wstrząsające. Paxton obawiała się, że kobieta pruła do tej sytuacji aby dać jej do zrozumienia, żeby nieco przyhamowała z luźnymi rozmówkami z jej ojcem. Żeby już nie wspominała o spiknięciu się i tym podobne, bo inaczej ona wyjawi, kim była ex wojskowa. Że to ona miała chronić oddział przed minami, od których zginęli wszyscy oprócz niej.
Właśnie tak.
Eve nie poczuła bólu a strach przed ujawnieniem, o co bez namysłu oskarżyła Shannon, której nie znała. Nie miała pojęcia co ta miała w głowie i czy byłaby zdolna do tak mocnej zagrywki. Łatwiej było oskarżyć wszystkich o najgorsze intencje niż z góry zakładać, że miało się do czynienia z dobrą osobą. Z kimś, kto w pierwszym odruchu nie miał zemsty albo zrobienie komuś na złość.
Czekała na strzał. Czekała aż Richards powie ojcu kim była, ale zamiast tego usłyszała tekst o truflach i nie wiedziała, czy to chwilowa zmyłka i uśpienie jej czujności, czy jednak realne zbycie tematu.
Przełknęła ślinę starając się aby nikt tego nie zauważył. Miała tę przewagę, że pozostałe dwie osoby całą uwagę skupiły na psie i na kolejnej krótkiej wymianie zdań po hiszpańsku. Przez chwilę poczuła się głupio, że podsłuchuje. Że od razu nie przyznała się do zrozumienia ów słów. Na początku to było w miarę zabawne, ale teraz poczuła krępację, bo doprawdy nie chciała wiedzieć, że życie Shannon stało w miejscu. Że jej ojciec był nadopiekuńczy i że najwyraźniej czegoś w jej życiu brakowało.
- Proces tresury czy załatwiana próbek? – dopytała, bo oba z nich były trudne. – Tresura przebiega od podstaw. Najpierw muszę ocenić kompetencje danego psa, czy w ogóle nada się do czegoś tak poważnego. – Jello, jej prywatny pies, na pewno dałaby radę. Co do Fiska nie miała takiej pewności. – Co do kosztów.. nie powiem ci teraz, bo do tego potrzebne są zgody. Nikt tak po prostu nie udostępnia próbek krwi osób chorych na raka ani tym bardziej z chorobami zakaźnymi. – Do tego ostatniego potrzebne było wdrożenie pewnych procedur, do których sama nie wiedziała, czy miała odpowiednie środki. Trzeba by było sięgnąć po wiedzę kogoś doświadczonego. Kogoś z Australijskiego CDC, kto wyjaśniłby w jaki sposób i z jakimi umowami mogłaby zdobyć próbki. Niestety nie miała żadnych znajomych w ów instytucji, więc będzie musiała podzwonić i może zdobyć sympatię kogoś.. co niestety Eve szło bardzo opornie. Może i miała swoje wizualne walory, ale zdobywanie sympatii drugiej osoby nie było jej zaletą.
- Najpierw zobaczę, czy Fisk w ogóle będzie zdatny do tresury i w międzyczasie zorientuje się w temacie. – Głębiej niż do tej pory, bo co nieco już próbowała z Jello, ale wtedy pracowała z żywymi osobami chorymi na raka. Sądziła jednak, że ciągłe organizowanie grup osób chorych było bardziej uciążliwe od próbki, którą mogła wykorzystywać wielokrotnie bez umawiania terminów (bo próbce krwi nigdzie nie było śpieszno i nie miała żadnych planów). – Na razie jednak jest za młody, więc na pewien czas będziesz musiała go wziąć do siebie – stwierdziła coś, czego nie wspomniała wcześniej. Cóż, nie spodziewała się, że Shannon nagle wyskoczy z propozycją finansowania tresury. Sama Eve o to nie prosiła, więc z góry uznała, że skoro Shannon zdecydowała się mieć psa (finansować go), to na pewno miała czas na zajmowanie się nim aż ten nieco jeszcze podrośnie.
- To raczej będzie problem – stwierdziła Suarez znacząco patrząc na córkę. Znał jej styl życia i godziny pracy. Wcale nie musiał pytać aby wiedzieć, że Shannon nie będzie mogła poświęcić psu wystarczająco uwagi.
anestezjolog — cairns hospital
35 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
kubańsko-kolumbijska wdowa po żołnierzu, mieszkająca w lorne bay od roku, zawodowo szprycująca pacjentów hydroksyzyną
Starała się nie chować długiej urazy do czegoś, co choć zmieniło jej życie o całe sto osiemdziesiąt stopni, miało miejsce lata temu i nie wiązało się z niczym celowym. Reed zginął, bo zdarzył się wypadek; mundurowych często zabijała rutyna i mogłaby przenieść to podejście nawet na lekarzy, mających obsesje na punkcie powtarzalności operacji. Nic nie było takie same. Każdy zabiegł był inny, a każde niepowodzenie należało traktować, jako lekcję na przyszłość. Z tego składało się ludzkie życie: z pasma porażek oraz sukcesów, nieustannie się przeplatających. Jedno, drugie czy kolejne potknięcie nie było efektem klątwy, albo paskudnego pecha, zesłanego na konkretną jednostkę. Im szybciej człowiek to pojmował, tym śmielej nabierał pokory, względem całokształtu istnienia. Śmierć była czymś naturalnym. Ludzie powinni mieć świadomość jej występowania i akceptować jako nierozłączną część składową każdego organizmu. Nawet gwiazdy w którymś momencie wygasały i eksplodowały, pociągając za sobą najbliższe planety. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie zamierzała toczyć wojen z Eve. Kobieta wykonywała swoją pracę i na pewno nie miała na celu doprowadzić do tragedii. Richards nie była osamotniona w swoich własnych przeżyciach. Śmierć towarzyszy również odciskała trwałe piętno na duszy, czego nikt nie powinien bagatelizować.
Zamierzała udobruchać Fiska jedzeniem, zanim przejdą do obmycia go z resztek piasku pod łapami oraz pozostałych pamiątek po przebywaniu „w dziczy”. Pies miał sporo szczęścia, skoro nie padł ofiarą jadowitych pająków, albo węży.
Doprecyzowała, że interesowało ją podliczenie kosztów całej tresury, dążącej do zrobienia z małego spaniela porządnego specjalisty. Skomplikowany charakter pozyskiwania próbek wcale nie ostudził jej zapału. Wręcz przeciwnie. Orzechowe tęczówki zaświeciły się przy sugestii pewnego wyzwania, względem nie tylko przygarnięcia psa, ale i odpowiedniego wytrenowania go. Chciała tego. Potrzebowała w swoim życiu równie zaangażowanego towarzysza, kochającego miłością bezwarunkową, dokładnie tak, jak potrafiły zwierzęta. Gdyby przy okazji podzielał jej krąg zainteresowań, względem medycyny… to brzmiało jak scenariusz wręcz wyrwany z łzawego filmu, do których niestety (a może stety) Richard miała słabość. Ledwo tydzień temu wyła po którymś z kolei seansie Narodzin Gwiazdy, bo pomimo wykonywania poważnego zawodu, nie utraciła swojego uwielbienia względem nieco kiczowatych, przereklamowanych motywów.
- Od tego można zacząć - zgodziła się, zerkając na psa, łapczywie pochłaniającego podsuniętą miskę z karmą. Ocena zdatności do tresury była tutaj kluczowa. Gdyby okazało się, że charakter Fiska wskazuje bardziej na ganianie za dziećmi w ogrodzie oraz tęskne wycie po zamknięciu w domu, Shannon nie chciałaby go przymuszać do tresury. Zamiast tego, trafiłby do kochającej, energicznej rodziny, której z pewnością sprawiłby wiele radości.
Słysząc krótką uwagę ojca, wymieniła z nim spojrzenie, biorąc psa na ręce. Problemy istniały po to, aby je niwelować, prawda? Nie chciała się wykłócać z ojcem, w sprawie ewentualnego dopasowywania grafiku pod zwierzę. Wiedziała, że to wcale nie takie łatwe, szczególnie, kiedy było się anestezjologiem, niezbędnym na sali operacyjnej.
Miska została wylizana do czysta, więc pora na szybką kąpiel.
- Jak długo potrzeba czasu, aby nauczyć go zostawania w domu i załatwiania się na zewnątrz? - skierowała pytanie do Eve, przenosząc psa do metalowej wanienki, w której zamierzała delikwenta oporządzić przed dalszym szczepieniem, czy co tam jeszcze zasugeruje ojciec.
Musiała brać pod uwagę, że Fisk nie był uczony niczego, zarówno spokojnego oczekiwania na opiekuna w domu, chodzenia na luźnej smyczy czy powstrzymywania się od zasikiwania mebli. Jeśli Shannon miała się zaangażować w tresurę zwierzaka, musiała nakreślić minimalne zasady, bez których pies nie będzie z nią szczęśliwy. Jej zmiany trwały zwykle umowne osiem godzin, jako, że osobiście nie przeprowadzała operacji, a była tylko jednym, z elementów składowych, związanych z samą opieką nad pacjentem. Sądziła, że da radę zająć się psem skłonnym do pewnej dyscypliny, również obecnej w jej prywatnym życiu. Przy okazji, miałaby pretekst, aby wracać do domu o normalnych godzinach i wychodzić z domu częściej, niż zwykle.

Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie tak ten dzień miał wyglądać.
Zamierzała jedynie podrzucić psa do weterynarza i przekazać go dalej do schroniska. Nie planowała angażować się w kolejne projekty, bo wiedziała, że na żaden nie odmówi. Była pracowita i nawet jeśli miała przepełniony grafik to jak wyzwanie traktowała kolejne zlecenia, których brałaby milion. Nie bez powodu więc zatrudniła Sue Ann, która ogarniała nadmuchane ambicje Eve. Bez pomocy kobiety Paxton zajechałaby się na śmierć i właśnie czuła, że pakowała się w coś w nadmiarze dodatkowego, co niekoniecznie spełniłoby oczekiwania wobec społeczeństwa. Wystarczyło popatrzeć na to jak podjarała się Richards. Eve nie była do końca pewna, co widziała w jej oczach, ale podświadomie czuła, że nie było to coś czego szukałaby u osoby pracującej z psami. Że to tylko dodatkowe zadanie, może coś w rodzaju hobby będącego zapchaj dziurą. Nie tego chciała dla psów, które tresowała, a jednak ambicja nie pozwalała jej odmówić. Cholera.. właśnie dlatego wszystkie zlecenia przejmowała, umawiała lub przekładała Sue Ann. To ona organizowała czas Paxton tak aby ta nie wpadła w sidła pracoholizmu i żeby nie robiła czegoś tylko po to aby wypełnić czas kobiecie szukającej w swym życiu dodatkowego celu/sensu.
Zmarszczyła brwi i najpierw spojrzała na mężczyznę, a potem na Shannon, którą parę dni temu ratowała od równie nadmiernie upitego jegomościa chętnego na coś więcej (choć raczej padłby na pysk zanim zdjąłby spodnie).
- Zawsze jesteś taka rzeczowa? – Pytanie dość bezpośrednie, które zaskoczyło również weterynarza. Eve musiała przyznać, że się zagalopowała z tą uszczypliwością, której nie powinna stosować w obecności starszego pana. Oh, gdyby nie on Eve pozwoliłaby sobie na dodanie „Ile godzin zajmie to a ile tamto” przy okazji papugując Richards.
- To bardzo energiczna rasa, więc niechętnie będzie zostawać sam w domu – Prawda w oczy kole. – Nauczy się tego, ale zajmie to dłużej niż u psów typowo leniwych. – Nie mogła podać konkretnej ramy czasowej, bo wszystko zależało od zaangażowania właściciela w tresurę psa (a to niestety zazwyczaj było kiepskie – przynajmniej tak zaobserwowała Eve u osób posiadających psy jako typowe pupilki domowe). – Z sikaniem pójdzie szybciej, choć na początku może to robić w domu z nudy i w ramach protestu, że jest sam. Polecam specjalne maty. Najlepiej położyć jedną w zakątku mieszkania, bo psiak na początku będzie ze wstydu się chować i sikać. Nie trzeba specjalnie pokazywać, że tu ma załatwiać swoje potrzeby. – Palcem wskazała na podłogę, jak to mogli robić niektórzy właściciele psów. – Psy są mądre i mimo wszystko rozróżniają strukturę podłogi. Szybko załapią po czym się chodzi a co się wyróżnia i można obsikać, więc przy okazji polecam pozbyć się wszelkich dywaników. – Bo te też mogły sugerować psu miejsce do obsikania.
- Shannon, jesteś pewna, że..? – Pan Suarez nie dokończył myśli napotykając wzrok córki, do której znów odezwał się po hiszpańsku.
- Jest jakiś problem? – zapytała udając, że reaguje na ich postawę a nie słowa, które rozumiała.
- Córka pracuje w szpitalu i nie mieć czasu na to zobowiązanie. - Szczerze podzielił się swoją obawą być może oczekując, że Eve odwiedzie Shannon od pomysłu przygarnięcia psa. Paxton za to była ciekawa, czemu ojciec kobiety tak bardzo naciskał i co go niepokoiło. Obawiał się nieodpowiedzialności córki, jej pracoholizmu czy tego, że przygarniała psa z nieodpowiednich pobudek? Czuła, że nie powinna się w to wtrącać. Udawać, że niczego nie wie i skoro Richards chciała przygarnąć psa, to niech go sobie bierze. Właściwie to Eve już mogła sobie iść. Tak, zdecydowanie powinna się wycofać i wyjść, żeby dłużej nie mieszać się w rodzinne sprawki lekarskiej rodziny.
ODPOWIEDZ