chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Miło patrzyło się na Olivera zadowolonego widokiem mamy. Łobuz cały czas się uśmiechał i przede wszystkich chciał się przytulać jednocześnie zwracając uwagę na dziwne usztywnienie barku. Dotknął go, zacisnął w piąstkę i chciał zbadać na smak, ale mu na to nie pozwolono. Wiedział, że to coś nowego i nietypowego. Coś na czego widok dorośli mówili „mama jest chora” i „ostrożnie”. Dzieci pomimo swej nieświadomości dużo rozumiały. Oliver szybko pojął, że mógł się tulić do mamy tylko z jednej strony unikając tej naznaczonej przez rzucający się w oczy duży usztywniacz. Możliwe, że w jego dziecięcym umyśle powstała szalona teoria na temat zakazanej strefy, parzydełek albo czegoś na wzór kontaktów w ścianie, których też należało unikać. Możliwe, że jego mama nosiła na sobie jeden wielki kontakt. Tak, to mogło być to.
Bertinelli starała się mieć na oku młodego Stranda. Robiąc kolację z kuchni zerkała, czy ten nie wykorzystywał dobroci mamy i jej nie zamęczał pewien, że dorośli zawsze byli gotowi na zabawę i noszenie go na rękach.
Skromna porcja lekkiego posiłku wylądowała na talerzu Beverly. Tym samym raczyła się Margo i Oliver chcący pokazać mamie, że umie jeść sam, co oczywiście skończyło się wylądowaniem połowy jedzenia wokół talerza. Przynajmniej się starał i przede wszystkim powodował uśmiech na ustach blondynki, co wystarczyło włoszce obawiającej się o psychiczne skutki wypadku. Do tej pory nie miały okazji porozmawiać o tym, jak Strand czuła się po ów zdarzeniu. Nie fizycznie, bo informacje o tym płynęły na bieżąco, ale w umyśle, któremu też się porządnie dostało.
Po kolacji przyszedł czas na kolejną porcję zabawy, podczas której Oliver niespodziewanie zasnął na kanapie tuż po tym, gdy postanowił podarować mamie kolejnego przytulasa. Margo zaniosła go na górę zadowolona, że nie musiała się o to kłócić z Beverly. Widziała na jej twarzy zmęczenie, które nie było niczym zaskakującym podobnie jak chęć pozbycia się z siebie resztek zapachu dymu.
- Woda dobra? – zapytała o temperaturę w specjalnie przygotowanej kąpieli, w której siedziała już pani oficer lekko mrużąca jedno oko. Wszystko przez proces zdejmowania opatrunku na głowie. Poszłoby szybciej, gdyby pielęgniarka nie przykleiła o niego parę włosów. – Jak samemu czegoś nie zrobisz, to.. – Zamierzała ponarzekać, ale szybko się zreflektowała i skomentowała wszystko delikatnym uśmiechem wyrzucają brudny opatrunek do kosza.
Wracając na krzesło, które postawiła przy wannie, zgarnęła myjkę do kąpieli. Zapowiedziała porządne wymycie Strand i to zamierzała zrobić. Pomoże, bo choć z umyciem niektórych miejsc kobieta mogła nie mieć problemów tak z włosami na pewno sprawniej pójdzie przy czyimś udziale.
- Lachlan z Miriam chyba coś kombinują – stwierdziła z lekkim zamyśleniem. – Napisał mi, a co podobno razem uznali, że się marnuje i znaleźli mi kogoś na randkę. – Zamoczyła gąbkę, uniosła ją, przyłożyła do lewego ramienia i ścisnęła pozwalając wodzie spłynąć po ciele. – Wydaje mi się, że zrobili to specjalnie. Wiesz, żebyśmy wreszcie na głos powiedziały coś, co jest oczywiste. – Uśmiechnęła się lekko rozbawiona zagrywkami współpracowników Strand i ponowiła czynność z gąbką. – Trochę zagrałam im na nosie i napisałam, że już mam randkę z Tindera. – Aż dziw bierze, że ci w odwecie nie poskarżyli się Strand. A może to zrobili tylko kobieta jeszcze nie przeczytała sms’a albo nie zrozumiała o co im chodziło?
Margo przesunęła gąbką w stronę pleców. Po długim leżeniu w szpitalnym łóżku przyda się pobudzenie tylnej części ciała (khe khe).
- Bella, jak się czujesz? – podjęła temat, który od rana chodził jej po głowie. – Psychicznie. – Nie rozmawiały o tym, bo Beverly miała problem z mówieniem, więc w szpitalu skupiali się na fizycznych aspektach. Wypadek jednak był traumatycznym przeżyciem. Utrata kontroli nad samochodem i znalezienie się w metalowej puszcze blisko pożaru to rzeczy, których umysł nie zignorowałby tak łatwo.
Nie przerywając masowania pleców nienachalnie i z troską wpatrywała się w Bev szukając na jej twarzy oznak czegoś, co być może próbowałaby przed nią ukryć.
Nie z Margo takie numery.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#17
My days with you
Margarita & Beverly
Po powrocie do domu czuła się lepiej, niż w szpitalu. Świadomość, że Oliver był bezpieczny i niczego mu nie brakowało sprawiała, że sama mogła się rozluźnić. Spróbować odciążyć przepracowane mięśnie, lekko nadszarpnięte przez uraz, szczególnie po stronie barku. Była w stanie z tym funkcjonować przez kilkanaście-kilkadziesiąt dni. Przy niektórych czynnościach, wymagających wykorzystywania dwóch dłoni, musiała nieco uważać na lewe ramię, ale poza tym, nie było źle.
Wracała do zdrowia i korzystała z przyjemnych widoków, związanych z obserwowaniem Margo w swoim otoczeniu. Zerkała na nią, kiedy układała z Oliverem klocki, przywołując na usta delikatne uśmiechy. Nie była w stanie wspomagać syna przy jego próbach przemieszczania się na dwóch nogach, trzymając po dwóch stronach za ręce. Mimo to, widziała, że mały poczynił nieco postępów, z czego była niezwykle dumna. Śmiała się przy jego próbach jedzenia, zakończonych miażdżeniem potrawy w piąstkach i zahaczaniu palcami o nos, podczas wpychania papki do ust. Zasięg jego bałaganiarstwa obejmował nieco większy obszar, aniżeli plastikowy blat przy krzesełku do karmienia, z którego później należało go uwolnić.
Zdarzały się momenty, w których nieco intensywniej odczuwała zmęczenie. Przymierzała się wtedy do picia kubka kawy, ale jednocześnie pamiętała o tym, jak kofeina działała na serce. Przy wypisie ze szpitala nie dostała zakazu picia pewnych napojów. Miała jedynie się oszczędzać i uważać z aktywnością fizyczną, którą póki co, musiała ograniczyć do ewentualnych, krótkich spacerów pod okiem osoby towarzyszącej.
Jedną z kolejnych rzeczy, którą miło przyjęła, była kąpiel. Świadomość odprężenia, bez konieczności nastawiania budzika na godziny przed świtem, bardzo ją cieszyła.
- Idealna - skomentowała krótko, co podkreśliłaby zadowolonym uśmiechem, gdyby nie ciągnięcie, odczuwane na głowie. Cierpliwość była jej ukrytą bronią, którą stosowała czasem, pomimo przeciwstawnych odczuć. Wiadomo, wolałaby być w pełni sprawna aby nie zastać się w miejscu, nie mniej, wytrwałość w niewygodnym położeniu, to klucz do pełnego wyzdrowienia. Nie chciała przecież, aby w trakcie coś się popsuło, co znacznie wydłużyłoby czas rekonwalescencji.
Uniosła brwi, wyraźnie zainteresowana tematem kombinatorstwa kolegi i koleżanki z pracy. Ostatnio przebijali samych siebie, wnikając w sprawy prywatne Bev, czego nie uskuteczniali z każdym rekrutem. Nie samą pracą żył człowiek, to wiadoma rzecz.
- Robią to specjalnie - westchnęła i pokręciła głową na wieść o ustawianiu randki dla Margo. Niech no tylko się z nimi policzy.
- Mogłaś nieco szczegółowiej opisać tę randkę z Tindera… jestem ciekawa, jaką kontrę zastosowałby Lachlan - uśmiechnęła się, oczami wyobraźni widząc, jak leśnik w zastanowieniu pociera wąsy i marszczy czoło, myśląc nad udaną ripostą. Czasami to Miriam podrzucała mu hasła na barwne odzywki, z czego facet nie omieszkał korzystać.
- Chciałabyś, żebym im powiedziała? - dopytała, bo ceniła sobie zdanie drugiej strony. Żeby sprostowała pewną rzecz, którą zapewne sami wyczaili wprawnym okiem, być może już na etapie tiramisu i wymiany zdań, za zamkniętymi drzwiami pokoju.
Woda, spływająca po ramionach i plecach ułatwiała zbieranie myśli. Bliskość ukochanej sprawiała, że była spokojniejsza, z pewnym dystansem spoglądając na ostatnie wydarzenia. Uczono ją, jak stopniowo akceptować porażki, traumatyczne przeżycia, ściśle powiązane z widmem śmierci, czającym się tuż za plecami. Miała łatwiej, niż ludzie nieobeznani z pewnymi terminami i zachodzącymi w mózgu reakcjami chemicznymi, wpływającymi na samopoczucie oraz postrzeganie przeżyć.
- Staram się nadmiernie o tym nie myśleć - przyznała, skupiając się na dotyku Bertinelli. - Wyszłam z tego, wróciłam do ciebie. Mogę mieć Olivera na oku i wychowywać go. Większość strat, które poniosłam, to te związane z obrażeniami przy czym… wszystko jest do zaleczenia. Miałam szczęście.
Podobnie, jak w Syrii. Cudem uniknęła pogrzebania żywcem pod gruzami, albo poszatkowania kulami, padającymi z różnych stron. Mimo wszystko, los jej sprzyjał, chociaż wywróciła się na paru etapach życia. Nie zamierzała udawać niewdzięcznicy. Nie miała koszmarów, związanych z wywrotką auta, ani ucieczki, związanej z wydostaniem się z pojazdu. Umysł najwyraźniej głęboko upchnął ów wydarzenia, albo wcale nie uznał ich za wartych rozpamiętywania. Jedynie czasami, przy zbyt melancholijnych momentach przeżywanych w pojedynkę przypominała sobie o tym, jak dramatycznie wyglądała sytuacją, związana z uwięzieniem w dachującym pojeździe.
- Jeśli któregoś dnia potrzebowałabyś trochę odpoczynku po pracy, nie wstydź się o tym mówić - zwróciła się do kobiety, sięgając prawą ręką do jej dłoni, po której z wolna następnie przesunęła. - Pomimo lekko ograniczonej mobilności, nadal mogę zamówić nam coś do zjedzenia i pogłaskać cię po głowie.
Również chciała czuć się potrzebna. Wyrazić swoje uczucia i zaopiekować się kimś, kto otaczał ją tak ciepłą opieką.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Mam przed nimi udawać, że spotykam się z kim innym? – zapytała uznając to za ciekawy eksperyment i nieco niecny plan zagrania na nosie współpracownikom Beverly. W duchu uznała, że mogło wyjść zabawnie, ale do tego potrzebowałaby poparcia kobiety oraz jej udziału w małej konspiracji pod tytułem „Margo ma kogoś na boku”.
- Nie naciskam. – Co oznaczało, że nie miała nic przeciwko aby Lachlan z Miriam wiedzieli, ale.. – Wolę, żebyś zrobiła to kiedy uznasz za.. stosowne? Kiedy będziesz gotowa. – Sytuacja Strand nie była łatwa. Trwał rozwód, więc to oczywiste, że kobieta mogła mieć pewne opory przed wyznaniem światu, że spotykała się z kim innym. Margo nie chciała robić z tego wielkiej sprawy. Wcześniej, przed podpisaniem przez Strand papierów rozwodowych, musiały się pilnować żeby Jen nie przyszło do głowy oskarżyć żony o zdradę. Teraz jednak, kiedy proces trwał (choć chyba Jen nie podpisała papierów) nie musiały być ostrożne. To już była kwestia moralna i tego, jak ze wszystkim czuła się Beverly. Czy była gotowa na powolne wychodzenie z ich relacją na światło dzienne czy nie.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? – W trakcie zdarzenia były w kontakcie telefonicznym, ale Margo nie była świadkiem każdego szczegółu ani nie znała dokładnego początkowego przebiegu wypadku. Nie żeby była go ciekawa, ale czasami opowiedzenie o czymś dawało pewnego rodzaju ulgę. Nie dla wszystkich, ale podobno im częściej się o czymś opowiadało tym łatwiej było z tym przejść do porządku dziennego (stawało się naturalne).
- Nie martw się. Jak będę zmęczona to nie omieszkam do ciebie zadzwonić. – Nie miała problemów z wyrażaniem swojego zmęczenia. Tylko, że Bertinelli była pełna energii i rzadko zdarzało jej się padać z nóg chyba, że akurat miała za sobą niespodziewane dwie doby pracy. Bywały jednak cięższe dni i na pewno nie będzie się tego wypierać. – Czekaj. – Zrobiła krótką pauzę w myciu i podejrzliwie spojrzała na Strand. – Chyba w ten sposób nie sugerujesz, że kolacja ci nie smakowała? – Mogło tak być! Niektórzy woleli nie mówić wprost, że coś im nie pasowało, więc wymyślali różne sposoby na wyrażenie tego w sposób niby delikatny, a jednak podstępny. Margo tego nie aprobowała. Wolała od razu wiedzieć, że według danej osoby coś było niedoprawione albo źle skomponowane. Przecież się nie obrazi, choć po matce miała potrzebę ukazywania się ze strony idealnej gospodyni.
Znów zamoczyła gąbkę z domieszką płynu do kąpieli i tym razem powoli przesunęła nią z przodu. Była ostrożna i nigdzie się nie śpieszyła. To była chwila relaksu dla Beverly.
- Przepraszam za to. – Delikatnie przesunęła gąbką po widocznym na klatce siniaku. – Pamiętam, gdy pierwszy raz robiłam komuś resuscytację. Połamałam trzy żebra. – Skrzywiła się, bo ból złamanych kości żebrowych to nic przyjemnego zwłaszcza, że nie było stosownego usztywnienia chroniącego je przed ruchem. – To był pierwszy rok rezydentury i spanikowałam. – Teoria a praca w szpitalu to zupełnie inne bajki. – Właśnie! – O czymś sobie przypomniała. – Co do szkoły.. odchylisz głowę? – Sama wtrąciła się we własne słowa, ale nie chciała długo trzymać Strand w wannie, dlatego wstała z krzesła i z pomocą jednej z zabawek Olivera nabrała wody kolejno polewając nią blond włosy. – Tknęło mnie, że kiedyś rodzice chcieli przyjąć kogoś z wymiany. Mama to potwierdziła tylko niestety nie pamięta, skąd miałaby być ta osoba. To ciekawe, gdyby okazało się, że miałaś trafić akurat do nas. – Polała kolejną porcję wody aż włosy były wystarczająco wilgotne aby uskutecznić na głowie masaż z jednoczesnym wmasowaniem szamponu.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Sama wizja tworzenia fałszywych scenariuszy, związanych ze swataniem Margo z jakimś randomem z Tindera niekoniecznie brzmiała kusząco, ale jeśli łączyła się z ucieraniem nosa współpracownikom, była w stanie na to przystać.
- Gdybyśmy ułożyły przekonujący scenariusz, być może udałoby się ich wrobić - gdybała, zastanawiając się nad rozmiarem tego ambitnego żartu. Mogłyby zrobić z tego niezłe przedstawienie, dopracowując najmniejsze detale… o ile znalazłyby na to chęć.
- Tyle, że… nie gwarantuję, że w pewnym momencie się wygadam. Wiesz, że bywam zazdrosna… nawet o wymyślone randki.
Nie okazywała tego w toksyczny, niezdrowy sposób. Nie mogłaby za to ręczyć za siebie, gdyby jakiś osobnik beztrosko podbijał do Margo, próbując swoich sił. To jasne, że kobieta przyciągała spojrzenie i ludzie powinni jej zazdrościć; najlepiej z daleka.
- Kiedy im powiem, nie dadzą mi spokoju. Będą mnie szantażować, żebyś częściej przynosiła do biura jedzenie.
Domowe, najlepsze na świecie jedzenie, przynajmniej skromnym zdaniem Beverly. Nikt w jej rodzinie nie posiadał podobnie imponujących umiejętności. Eirik próbował co jakiś czas ugotować coś zjadliwego, jednak w zetknięciu z kuchnią Bertinelli, wypadał marnie.
- Może kiedy sytuacja nieco ostygnie - dodała nieco ciszej, mając na myśli trwający rozwód, wyniszczający jej dobrą energię. Chciałaby jak najszybciej mieć to za sobą, co z pewnością odpowiednio uczci, w nieodłącznym towarzystwie ulubionej Włoszki. Nie wstydziła się jej. Wręcz przeciwnie. Chciałaby się pochwalić, dać Lachlanowi tę satysfakcję, a nawet poinformować braci. Z rodzicami nieco by się wstrzymała, przynajmniej na pewien czas. Wiadomo, jak ostatnim razem zareagowali na Jen.
- Czuję, że podeszłabym do tego zbyt przedmiotowo - przyznała, w kwestii dzielenia się przeżyciami z wypadku w lesie deszczowym. Emocje, które wtedy odczuwała były chaotyczne i po części schowane pod całą masą adrenaliny, napędzającej organizm do szybkiego reagowania. Zupełnie, jakby przestawiła się na automatyczny tryb, bez roztrząsania widma porażki, okraszonego wizją śmierci.
- Ale może za jakiś czas… - weźmie ją na zwierzenia, albo dokładniejszą analizę tego, co miało wtedy miejsce. Póki co, nie chciała tego roztrząsać. Wolała nie dopuszczać do dysonansu, podczas kąpieli, pełnej przyjemnych gestów.
Skoro już o nich mowa…
Sięgnęła do dłoni Margo i ucałowała jej wierzch, szukając ciemnego spojrzenia. Pytanie, choć kuriozalne, nie zostało skomentowane śmiechem, albo parsknięciem. Strand chciała zapewnić Margo, że ostatnie, co by zrobiła, to krytyka tak wspaniałego dania.
- Była bardzo dobra - podkreśliła wraz ze spokojnym spojrzeniem, raz jeszcze dotykając wargami mokrej od wody skóry na wierzchu dłoni. - Zawstydziłabyś niejednego szefa kuchni.
Mówiła szczerze, bo wszystko, co kiedykolwiek zaserwowała jej Bertinelli, było doskonałej jakości. Świadczył o tym sam fakt, jak szybko wsunęła zaserwowany posiłek, którego wzięłaby dokładkę, gdyby cokolwiek zostało na później.
Nie poczuła nacisku gąbki na siniak, widniejący pośrodku klatki piersiowej. Dopiero przy doprecyzowaniu, skierowała wzrok w dół, powoli wyswobadzając przetrzymywaną dłoń Margo.
- Dzięki temu uratowałaś mi życie, nie masz za co przepraszać - bo tak, uważała, że moment rozpoczęcia masażu serca był kluczowy. Gdyby okazało się, że przystąpiono do niego za późno, nie dałoby to dobrych rokowań na izbie przyjęć. Wiele osób przyłożyło się do uratowania jej życia, dlatego też planowała wysłać do szpitala kosz pełen słodyczy, w zamian za zaangażowanie całego zespołu. Była to ich praca, ale wzorowe wywiązywanie się z obowiązków również zasługiwało na odpowiednie docenienie. To była już rola tych uratowanych. Nikt w szpitalu nie dostawał premii za ustabilizowanie delikwenta z zatrzymanym krążeniem (chyba, że łączyło się to z niezwykłym przełomem w medycynie, zasługującym na dodatkowy grant oraz kontynuowanie badań).
W trakcie opowieści pomyślała, że Margo albo miała sporo siły w dłoniach, albo trafiła na jakiegoś dziadka/babcię z łamliwymi kościami. Nie wszyscy musieli mieć idealny szkielet, ładnie nasycony wapniem.
Niezbadane były alternatywne ścieżki życia, prowadzące do zupełnie innych wersji własnej osoby. Gdyby nie podjęcie decyzji o pracy dla ASIO, cholera wie, czym Bev by się zajmowała. Czy wylądowałaby w konsulacie (we Włoszech!), ambasadzie, wojsku, polityce… równie dobrze mogłaby kompletnie reorganizować swoje plany, na etapie szkoły, o której wspomniała Margo. Gdyby jednak nie zachorowała i poleciała na wymianę, całkiem możliwe, że trafiłaby do Bertinellich.
- Myślisz, że polubiłabyś mnie wtedy? - podjęła, po wyprostowaniu wcześniej odchylonej głowy, podlanej wodą. Jako nastolatka, Beverly wcale nie była taka zła. Nie zadzierała nosa, raczej przykładała się do nauki, ale równocześnie rozwijała się w sporcie i lubiła wychodzić na łono natury.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- A jeśli tą wymyśloną randką byłabyś ty z alternatywnej rzeczywistości? – Obie nie bały się poruszać tematów krążących wokół reinkarnacji, wieloświatów lub innych nieco baśniowych, bo nie potwierdzonych teorii naukowych. Margo wierzyła, że podjęcie w życiu choćby jednej decyzji inaczej niż się tego dokonało mogłoby spowodować ogromne zmiany. Że jedno pójście w lewo a nie w prawo mogłoby sprawić, że nigdy nie znalazłaby się w tym miejscu. Wręcz czuła w kościach, że tak jest i nikt nie byłby w stanie przekonać jej do zmiany zdania. – Jak myślisz, kim byłabyś gdybyś nigdy nie trafiła do tajnych służb? – Gdzie by pracowała w i jakim miejscu by wylądowała? Ta osoba mogłaby być wymyśloną randką Margo, która coraz bardziej nakręcała się na małą zabawę ze współpracownikami Strand, dopóki ta na razie nie była gotowa wyznać prawdy.
- Kiedy będziesz gotowa – przytaknęła na kolejne słowa. Rozumiała to i po części mogła powiedzieć, że dla niej też byłoby tak lepiej. Czy chciałaby pochwalić się wszystkim, że miała seksowną australijską kochankę? Oczywiście. Jednocześnie jednak wiedziała, jak na to mogły spojrzeć osoby zaznajomione z sytuacją Beverly a nie znających ich relacji. Nie chciałaby w ich oczach wyjść na taką, która wykorzystała moment, a konkretniej przybitą rozwodem panią oficer. Wolałaby nie wysłuchiwać takich rzeczy na swój temat. Nie z bliskiego grona pani oficer.
Milczeniem odpowiedziała na przełożenie tematu nieco szczegółowej opowieści o tym, jak doszło do wypadku i czy wybicie szyby w aucie było kuriozalnie trudne. Bertinelli nie oczekiwała analizy każdej emocji, ale chciałaby wiedzieć, co się stało i co wtedy przeżyła Strand, dzięki czemu w pewnym sensie mogłaby to bardziej zrozumieć, pojąć co mogłaby czuć i z czym się mierzyła.
- Już nie przesadzajmy – Szefem kuchni nie była.- ale dziękuję. – Zwłaszcza, że z racji robienia tego samego dla Olivera musiała użyć nieco mniej przypraw i wziąć pod uwagę, że Beverly była chora, więc jedzenie musiało być lekkostrawne (a przynajmniej dodatkowo nieobciążające zmęczonego i tak organizmu). I właśnie mam deja vu, ale to nic dziwnego, skoro tak często piszę posty.
Wmasowując we włosy szampon i przy okazji dopieszczając skórę głowy Beverly zastanawiała się nad tym, jaka sama była w szkole. Nie żeby tego nie wiedziała, ale coraz rzadziej sięgała pamięcią do tamtych czasów, które poniekąd się rozmywały. Bardziej na wierzchu zostały te znaczące sytuacje, czyli najszczęśliwsze i traumatyczne, które mocno zakodowały się w pamięci.
- A jaka wtedy byłaś? – dopytała z ciekawości, chociaż sama wiedziała, jak po sytuacji „pierwszego pocałunku” traktowała inne dziewczyny. – Ja miałam problem z zaufaniem innym dziewczynom, więc pewnie nie ważne, jakbyś fajna była i tak trzymałabym cię na dystans. – To już była kwestia przejechania się na jednej osobie i tego, jak ów sytuacja wpłynęła na opinie w szkole, którą oczywiście wszem i wobec rozniosły inne dziewczyny. Jak w takim wypadku ufać kobietom, skoro te okazały się być tak okropne? – To był moment, kiedy stwierdziłam, że olewam dziewczyny i skupię się na chłopakach, o ile któryś by mnie chciał. – Zaśmiała się nerwowo, bo niestety w tej konkretnej szkole, po rzuconej w eter historii już nikt za bardzo nie przepadał za Bertinelli. Mieli ją za zboczoną frustratkę, która powinna iść się leczyć i wyspowiadać. – Jak najszybciej chciałam pójść na studia. – Niestety lata w szkole się dłużyły a Margo coraz bardziej popadała w dziwny stan, z którego jakimś cudem wyciągnął ją brat. – Odchyl – poprosiła aby tym razem wodą spłukać wmasowany szampon. Zanim jednak sięgnęła do prowizorycznej polewajki, pochyliła się skradając Beverly krótkiego buziaka.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Jeśli rozchodziłoby się o alternatywną rzeczywistość, mogłaby się zastanowić. Z mocnym naciskiem na mogłaby, bo całkiem możliwe, że stałaby się zazdrosna o tą inną wersję siebie.
- To bardzo obszerne dywagacje - westchnęła z lekkim rozbawieniem, słysząc pytanie o potencjalnym, innym zawodzie, niekoniecznie związanym ze służbami. - Możliwe, że wylądowałabym w ministerstwie spraw zagranicznych, codziennie siedziałabym przy biurku ze stosem papierów i… moje jedyne zetknięcie ze służbami specjalnymi ograniczałoby się do filmów, albo podcastów.
Czy uważałaby takie życie za gorsze? Na pewno mniej ekscytujące. Sama wizja bycia przykutym do biurka kojarzyła się z chronicznym bólem mięśni, stawów, kręgosłupa oraz spadkiem aktywności. Nie zawsze miało to miejsce, bo w niektórych sytuacjach wymagane było latanie z papierami po różnych pokojach. Mimo wszystko, Bev wolała działania praktyczne, niż czysto teoretyczne, pomimo chęci doskonalenia się oraz uzupełniania wiedzy o najnowsze aktualizacje posiadanych kompetencji.
- Albo… dostałabym się do korpusu dyplomatycznego i podróżowałabym po świecie - wzruszyła ramieniem, biorąc również pod uwagę wylądowanie we Włoszech. Może nawet spotkałyby się w takich okolicznościach, w którejś z wielu rzeczywistości.
Gdyby tylko była w stanie zrobić to w miarę bezboleśnie, chętnie przyspieszyłaby moment swojej gotowości co do wyjścia w świat z informacją o spotykaniu z Margo. Chciała to jednak zrobić dobrze; bez niezręcznych wpadek czy chorych insynuacji, powstających w głowach osób trzecich. Nie każdy wiedział, jak popapraną osobą okazała się Jen. Niektóre, prywatne sprawy Bev wolała zachować dla siebie, co wcale nie oznaczało powściągliwości ze strony innych ludzi. Niektórzy po prostu lubili komentować życie sąsiadów, czy współpracowników, kompletnie nie znając kontekstu.
Najważniejsze, że same wiedziały, jak czuły się w swoim towarzystwie i z jakimi emocjami się to wiązało.
- Mówię samą prawdę - podkreśliła uparcie, w zetknięciu ze skromnym podejściem do kulinarnych umiejętności. Nie każdy szef kuchni był gastronomicznym wirtuozem. Czasami umiejętności gotowania cudownych potraw były niemal wrodzone, jak talent do gry na pianinie, albo rysunku. Refleks oraz chirurgiczna precyzja z pewnością sprzyjały Bertinelli w gotowaniu różności, idealnie wpasowujących się w gusta Strand.
Pozwoliła sobie na delikatne odchylenie masowanej głowy, wraz z przymknięciem oczu. Zdrową rękę swobodnie oparła na krawędzi wanny, wdychając zapach cytrusów, przenikających przez pianę. Będzie miała problem, aby wyjść z wanny: nawet, jeśli woda zrobi się zimniejsza, prowokując do ewakuacji.
Znów padło bardzo ogólne pytanie, skutkujące delikatnym uśmiechem, wstępującym na usta Beverly. Nie będzie obiektywna w tym przypadku.
- Raczej trzymałam się na uboczu. Miałam paru kolegów, koleżanki, ale… nigdy nie byłam szczególnie popularna, albo imprezowa - przynajmniej zdaniem tych fajnych dzieciaków, otaczających się przepychem i masą niepotrzebnych gadżetów. Otworzyła jedno oko, próbując dostrzec wyraz twarzy Margo, gdy ta wspomniała o „przerzuceniu się na chłopaków”. Na pewno nie mieliby szans, w porównaniu z licealną wersją Strand.
- Zawsze zazdrościłam osobom, które nie bały się otwarcie zabiegać o względy swojej sympatii, albo mówić na głos to, co rzeczywiście myślały.
Beverly wydawała się bardziej typem obserwatora. Niekoniecznie miała sobie wtedy tyle śmiałości, co teraz, ale zapamiętywała dużo rzeczy, będąc przy tym spostrzegawczą dziewczyną. Nie wszystko potrafiła za to wyrazić, bez odczuwania zażenowania. To przyszło dopiero z czasem, w czym pomogły jej wyjazdy na obozy.
Bev poniekąd też chciała szybciej przejść na studia, aby uwolnić się od inwigilacji rodziców. Momentami denerwowała ją nawet zbyt długa rozmowa, co mogło mieć związek z nastoletnimi hormonami, albo chęcią wyjścia w świat. Prawie od zawsze była samodzielna, w czym utwierdziła się jeszcze bardziej, po wyjechaniu do stolicy.
- Na pewno wielu chłopaków cię chciało, ale… teraz mogą o tym jedynie pomarzyć - uśmiechnęła się zadowolona, przedłużając pocałunek, wraz z zaczepieniem mokrej dłoni na karku Włoszki. Musnęła jej usta jeszcze dwa razy, po czym powoli ześlizgując dłoń w dół, zaczepnie chwyciła skrawek ubrania.
- Może to zdejmiesz? - zasugerowała miękko, walcząc z podstępnym uśmiechem. Wiadomo, co chodziło jej po głowie, a z racji poszkodowanego barku niekoniecznie mogło być wcielone w życie. Gdyby nie ten niedysponowany bark, chętnie wciągnęłaby Bertinelli do wanny, bez przejmowania się nieskoordynowanymi ruchami. W aktualnych okolicznościach nie chciała przypadkowo uderzyć pani doktor, albo doprowadzić do nabicia bolesnych siniaków, dlatego kombinowała, jak tylko mogła. Była grzeczna.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Może wtedy spotkałybyśmy się w samolocie? – wypowiedziała na głos własne myśli, które ściśle wiązały się z pewną życiową sytuacją, która mogłaby wszystko zmienić. – Pierwszego roku studiów miałam mały kryzys. Jeden z profesorów strasznie się na mnie uwziął i zaczęłam szukać alternatyw swej przyszłości. Uznałam, że jak nie zdam to zostanę stewardessą. – Z czym oczywiście podzieliła się z rodziną, która choć wspierała Margo, to nie mogli uwierzyć, że ta nagle zmieni medycynę na podróżowanie z gburowatymi osobnikami. To byłoby za małe wyzwanie dla jej umysłu, bo jedyne czego musiałaby się douczyć to dodatkowego języka obcego i podstawowych przepisów. Starszy Bertinelli z góry wiedział, że to nie wypali, ale nie omieszkał kupić siostrze kolorowej apaszki będącą charakterystyczną cechą stewardes.
Miały już ustaloną kwestię względem bliskich i otoczenia Strand, ale tego samego nie mogła powiedzieć Margo o szpitalu. Nie rozpowiadała o ich związku na prawo i lewo, ale nie umiała też ukrywać tego, że się z kimś widywała.
- Bella, bo ja.. mówiłam o nas znajomym ze szpitala – wyznała, żeby Beverly nie zdziwiła się gdyby któraś ze „szpitalnych żon” stwierdziła, że dużo o niej słyszała. – Pytali mnie, czemu ciągle szczerzę się do telefonu – Nie ukrywała tego, że cieszyła się z wiadomości od Strand. – więc powiedziałam im, że się z kimś spotykam. Mogłam też zdradzić twoje imię. – Nie mogła a zrobiła to teraz czując, że mogła się zbytnio pośpieszyć. Bała się, że kobieta będzie o to zła choćby przez możliwość wygadania się komuś, kogo Bev znała z przeszłości (a o czym Margo nie wiedziała) albo ten ktoś znał Jen i kiedyś mógł połączyć kropki. – Przepraszam – skrzywiła się, bo kiedy opowiadała o swoim zauroczeniu dla pani neurochirurg nie zastanawiała się nad tym, że mogłaby to być osoba powiązana chociażby z Jen. Grubą kreską odizolowała życie w Cairns od tego w Lorne Bay, ale przecież sporo lekarzy ze szpitala mieszkało w miasteczku albo miało tu rodzinę.. Cholera, czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Cóż, bo zakochany człowiek nie myślał zbyt wiele zwłaszcza, gdy opowiadał o tej drugiej osobie.
- Gdybyś zadawała się ze mną, to w ogóle nie miałabyś znajomych. – Zaśmiała się nerwowo. Jedna głupia sytuacja sprawiła, że była skreślona na wszystkie szkolne lata, więc nie życzyłaby tego Beverly, której zalecałaby raczej udawanie, że nie kumplowała się z Bertinelli, nawet jeśli u niej mieszkała. – Rówieśnicy uważali, że jestem zboczoną grzesznicą. – Nie pamiętała, czy opowiadała Beverly historię z przyjaciółką, którą zdecydowała się pocałować. Jeśli nie to nie miała oporów aby przytoczyć tamte wydarzenia (o których mówiąc nie czuła już smutku ani goryczy) mające wpływ na jej dalsze podejście do dziewczyn, do których miała wiele oporów. Ponownie otworzyła się dopiero pod koniec studiów uznając, że jednak nie mogła ograniczać się tylko do facetów. To było niezdrowe.
- Też miałaś takie osoby w szkole? – Otwarte na sympatie i aż nazbyt bezpośrednie pod tym względem. – Był taki chłopak, który flirtował ze wszystkimi laskami, a kiedy jedna go rzucała to zaraz znajdował sobie drugą. Miał gadane jak mało kto. – Był czarujący i szarmancki. Momentami nazbyt gburowaty, ale umiał rozmawiać z dziewczynami i przede wszystkim miał dobrą bajerę. Jego pewność siebie była imponująca, czego inni chłopcy mogli tylko pozazdrościć.
Chciała skorzystać z chwili. Skradanie pocałunków miała wpisane w zachowanie i gdy tylko dostawała na to zielone światło bez namysłu raz po raz ochoczo łączyła usta. Z rurką tlenową to było niewygodne dla samej zainteresowanej, dlatego Bertinelli robiła to teraz zanim ów wspomagając zdrowie machineria ponownie zostanie założona.
Uśmiechnęła się szeroko wciąż pochylając się blisko ust Beverly. Zamiast odpowiedzieć, pocałowała ją raz jeszcze, po czym niestety zwiększyła dystans.
- Obawiam się, że od tego dostaniesz zawrotów głowy. – Organizm był zmęczony od antybiotyków i wciąż potrzebował terapii tlenowej. – Wiem, jestem straszną służbistką. – Pilnującą stanu zdrowia pacjentki, ale to też nie tak, że popadała w paranoję. Jednak dopiero dziś Strand wyszła ze szpitala, więc wszelkie aktywności musiały odłożyć na później. – Koniec tego dobrego. Czuje, że jeszcze chwila a wciągniesz mnie do tej wanny. – Czyżby czytała w myślach?
Sięgnęła po ręcznik czekając aż kobieta wyjdzie z wody, po czym otuliła ją miękkim materiałem.
Nic więcej nie zrobiła tylko ciepłym spojrzeniem zmierzyła się z niebieskimi tęczówkami. Nic nie powiedziała, tylko wpatrywała się w drugie oczy starając się emanować wewnętrznym spokojem przekazywanym dalej. Lubiła to robić. Wręcz uwielbiała wpatrywać się w Beverly, jakby faktycznie odnajdywała w jej oczach małą cząstkę samej siebie.
Wciąż milcząc zbliżyła twarz i powoli zerknęła na usta pokazując kobiecie, co zamierzała zrobić. Dogodna pozycja i moment na wymianę nieco intensywniejszych pocałunków, po które sięgnęła mocno naciskając na drugie wargi. Chciała ich posmakować jednocześnie w porę powstrzymując przed nadmiernym nakręceniem. Nie mogła najpierw odmawiać Strand, a potem samej się pobudzać. To podchodziło pod masochizm.
Z delikatnym uśmiechem oderwała się od warg. Jedną dłonią sięgnęła do policzka i przesunęła po nim kciukiem na moment przymykając oczy, aż zdecydowała się na silne objęcie kobiety wokół szyi. Chciała ją przytulić, wyściskać tak mocno jak się dało i zarazem dać do zrozumienia, jak bardzo cieszyła się, że ta żyła. Że wciąż tu była.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Stewardessy zdecydowanie musiały być wszechstronnie uzdolnione, w przypadku udzielania pierwszej pomocy, nadzorowania spontanicznego porodu, albo postępowania w razie awaryjnych procedur. Były jednocześnie nieadekwatnie wynagradzane (przynajmniej zdaniem Bev), jak na ryzyko, związane z zawodem. Rola ekipy pokładowej nie sprowadzała się jedynie do początkowego instruktarzu, odgrzewania jedzenia czy sprzedawania innych drobiazgów, szczególnie podczas krótkich lotów. W tym pakiecie znajdowało się całe mnóstwo innych, nieodkrytych rzeczy, o których przeciętni ludzie nie mieli pojęcia.
- Byłabyś moją ulubioną stewardessą - wyznała z uśmiechem, podłapując możliwą, alternatywną rzeczywistość. Zapewne Margo przykułaby jej uwagę do tego stopnia, że ociągałaby się z wyjściem na zewnątrz, w miejscu docelowym.
- Kupiłabym każdą rzecz, która byłaby dostępna i zasypałabym cię milionem pytań - takich, dotyczących instrukcji co do zdrapek, aplikowania perfum, a może nawet powtórki z poprawnej procedury awaryjnego lądowania na wodzie. Mogły jedynie snuć domysły, w jaki sposób zakończyłaby się ich spontaniczna znajomość z pokładu samolotu.
Z zaciekawieniem uniosła brwi, słuchając o otwartości Margo, względem kolegów i koleżanek z pracy. W gruncie rzeczy, nie miała nic przeciwko. Cairns znajdowało się ponad godzinę drogi od Lorne Bay i nawet, jeśli Jen posiadała tam „wtyki” nie chciała niepotrzebnie nakręcać się na możliwe scenariusze.
Przybrała pozornie poważną minę i z wolna kiwnęła głową.
- Rozumiem - jeszcze przez chwilę pokusiła się o kamienną twarz, którą przełamała, pokonana przez wstępujący na usta uśmiech. - Nie mogłaś się powstrzymać, co?
Sama musiała gryźć się w język, aby zbyt szybko nie napomknąć o Margo, będącej bardzo ważnym elementem jej rzeczywistości. Chciała ją jednak chronić i nie narażać na ewentualne nieprzyjemności, wynikające ze zbyt szybkiego „wskoczenia” na miejsce Jen.
- Nie gniewam się - wtrąciła cicho, na wpadek, gdyby Bertinelli miała wątpliwości. Nie potrafiła być na nią zła zbyt długo, szczególnie, jeśli sprawa dotyczyła kwestii, które można naprostować, albo rozjaśnić.
Nie spodobało jej się podejście włoskich licealistów, względem zupełnie normalnej dziewczyny. To oni byli wrogo nastawieni co rodziło pytanie czy aby na pewno Margo nie chodziła do typowo katolickiej szkoły.
- Nie potrzebowałabym takich ograniczonych znajomych - stwierdziła z przekonaniem, bo ostatnie, w co by się wplątała, to pozorowanie uwielbienia względem fałszywych jednostek. Nie lubiła piętnowania osób dla samej zasady, aby reszta dzieciaków miała z kogo się naśmiewać.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, słysząc jak niepoprawnie określili Margo rówieśnicy. Cóż, we Włoszech wciąż nie zatwierdzono małżeństw jednopłciowych, a jedynie związki partnerskie, co mogło mieć związek z katolicką naleciałością, obecną w państwie. Zupełnie inaczej podchodziła do tego Francja, albo Australia, która w 2017 roku wprowadziła równość małżeńską.
- Banda hipokrytów - mruknęła pod nosem, wyobrażając sobie, jak przesiąknięta jadem i zazdrością musiała być reszta rówieśników. - Założę się, że sami gździli się przed ślubem gdzie popadnie, z płcią przeciwną i to już jest „ok” według ich podwójnych standardów.
Oczywiście, bo katolickie używanie zabezpieczeń w trakcie heteryckich zbliżeń to rzecz normalna, ale miłość okazywana względem osób tej samej płci, to już wielki grzech, skutkujący wiecznym potępieniem. Niewiarygodne.
- Niektóre - przyznała w temacie otwartych osób. - Ja tak nie potrafiłam. Niemal wszystko trzymałam w sobie.
Beverly miała znikome doświadczenie w nastoletnich związkach, bo nigdy w takowym nie była. Uważała to za rzecz ponad własne siły, gdzie potencjalne zainteresowanie mogłoby wzbudzić strach, albo obawy względem przyszłości danej relacji. Nie ryzykowała więc, skupiając się na indywidualnych sprawach, co bywało niekiedy trudne, z racji wizji przegapionych szans. Próbowała tyle ile mogła, być przyjazną i w ten sposób przykuwać uwagę, ale to nie zawsze wystarczało.
Ochoczo skorzystała z kolejnych pocałunków, delektując się chwilą. Nieco bardziej korciło ją do wciągnięcia Margo do wanny, ale zamiast tego zdusiła nietypową chęć, ugłaskana dotykiem warg, ciasno przylegających do jej własnych. Chętnie poprowadziłaby to w stronę przyjemnej wizji, której nie mogła ziścić, biorąc pod uwagę stan ogólny swojego organizmu. Nie chciała przecież zawieść Margo, ani samej siebie, na skutek słabej kondycji. Chociaż miała ochotę się poociągać z wychodzeniem z wanny, w końcu dała się skusić rozłożonemu ręcznikowi, chłonącemu widniejące na ciele krople wody. Zdążyła skonsultować się z jej spojrzeniem, przed zetknięciem z miękkimi ustami, zachęcającymi do przedłużenia przyjemnych chwil. Przystała na nie, zaciskając zdrową dłoń na talii kobiety, w trakcie wymiany intensywnych pocałunków, a później również spojrzeń, prawie prowadzących do rozwinięcia, uskutecznianego najpewniej w sypialni. Pewne sprawy będą musiały przełożyć na później, co niekoniecznie musiało podobać się głównym zainteresowanym.
- Kocham cię - wymamrotała przy ramieniu Włoszki, gdy już ta ją przytuliła, uwalniając większą dawkę napływającego spokoju. Gdyby tylko mogła, przeniosłaby Margo na rękach, aż na materac, na którym spędziłyby razem czas aż do rana.
- Poczekasz na mnie w sypialni? - musiała jeszcze wytrzeć się ręcznikiem do końca, nałożyć balsam i wetrzeć we włosy parę specyfików, co zamierzała zrobić sama, pozwalając Margo na odpoczynek przed pełnoprawnym snem. Jednocześnie, nie obraziłaby się, gdyby pani doktor odpadła pierwsza, pokonana dniem pełnym przeżyć.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Martwiła się. To co stało się Bevely nie ograniczało się jedynie do obrażeń nabytych podczas wypadku, ale także miało swoje skutki w przyszłości. Niedotlenienie organizmu i zatrzymanie akcji serca powodowało wiele szkód. Nie musiało, ale tak się działo, co nie zawsze ujawniało się w pierwszych dniach. Czasami dopiero po paru miesiącach okazywało się, że dany organ nagle przestawał działać jak należy. To bomba z opóźnionym zapłonem, ale Margo miała nadzieje i wiele pozytywnych myśli biorąc pod uwagę wiek Strand i jej tryb życia. Nosiła w sobie sporo wiary, co jednak nie wykluczało martwienia się o daną osobą. Tak naprawdę, gdy było się z kimś bardzo blisko troska i zmartwienia były naturalnym objawem. To świadczyło o szczerej nadziei, że danej osobie nic się nie stanie. O tym, jak bardzo komuś zależało.. a Margo zależało. I to bardzo.
Słysząc wyznanie miłości wzmocniła uścisk rozumiejąc, że również tego potrzebowała. W szpitalu nie miała na to dobrej okazji, a dzisiaj po wypisie skupiły się na powrocie do domu i na Oliveru. Przez cały ten czas w Bertinelli tkwiła potrzeba przytulenia, którą teraz zaspokajała nie zważając na to, że będzie miała całe wilgotne ubranie. To nie było ważne.
- Wtedy musiałabym cię puścić. – W uroczy sposób poskarżyła się na wycofanie do sypialni i bardzo mozolnie poluzowała ramiona. – Poradzisz sobie? – Wolała się upewnić i zarazem dać kobiecie do zrozumienia, że była do jej dyspozycji. – Tylko nie przeciągaj. Już za długo jesteś bez tlenu. – Mówiąc to uśmiechała się, ale też pogroziła palcem niczym surowa nauczycielka. Wiedziała, że Beverly nie cieszyła się na konieczność życia jak jakaś staruszka z rurkami w nosie, ale to nie powinno potrwać długo. Gdy tylko saturacja się poprawi, będzie mogła odstawić butlę na bok. – Jak przyjdziesz, założę ci opatrunek i pomogę z usztywniaczem. – Po co Strand miała się męczyć, skoro pod ręką był ktoś chętny do pomocy i na pewno przyśpieszy niektóre czynności? Margo wiedziała, że pani oficer wiele rzeczy lubiła robić samodzielnie, ale to nie ujma na honorze, gdy w chorobie ktoś wesprze cię w niektórych czynnościach. Jak teraz przy kąpieli, jednak Bertinelli nie chciała odbierać jej całej niezależności licząc na to, że w razie czego Beverly ją zawoła.
Wycofała się z łazienki idąc do sypialni gościnnej. Już wcześniej, gdy zanosiła swoją torbę na górę zapytała, czy mogą w niej spać. Nie chciała tego zrobić w milczeniu. Po prostu tam się rozłożyć i czekać aż Strand sama zrozumie sugestie. Rozumiała, że to mogłoby być niekomfortowe spać we własnym domu, ale nie w swoim łóżku. Tylko, że Margo wciąż czuła się dziwnie i miała wrażenie, że nigdy nie przekona się do spania w miejscu, które przez trzy lata Beverly dzieliła ze swoją żoną. W jej odczuciu to jak zakładanie cudzej bielizny. Było zbyt intymne i osobiste.
- Cóż to za piękność? – zapytała, kiedy Strand przyszła do sypiali. Przez ten czas Margo sprawdziła maila i odpisała na wiadomości od rodziny. Odłożyła komórkę i wstała zgodnie z zapowiedzią o nałożeniu opatrunku. Najpierw jednak podała kobiecie tabletki ze szklanką wody, której cała butelka stała na szafce obok łóżka. Oczyściła ranę na głowie i założyła opatrunek upewniając się jeszcze czy rany od szkła na nogach nie potrzebowały plasterków. Lepiej one niż krwawe plamki na pościeli. Skończyło się na czterech plastrach, po czym założyła usztywniacz na bark i rurki od butli tlenowej, z którymi jeszcze trochę Beverly musiała się pomęczyć. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? Na przykład utulenia do snu? - Co było oczywiste, ale nadanie temu słownej formy dodawało zaczepności, z której Margo nie zrezygnowała dlatego bo Strand wróciła ze szpitala. - Buziaka albo bajki na dobranoc? - Ciągnęła to dalej uśmiechając się delikatnie i po zajęciu miejsca obok (od strony zdrowej ręki) przesunęła się bliżej.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Bardzo doceniała podejście Margo do całokształtu sytuacji, związanej z wypadkiem, hospitalizacją i stopniowym powracaniem do zdrowia. Nie naciskała na nią. Nie nadskakiwała, jak nad kompletną kaleką, niezdolną do samodzielnego poruszania. Była czujna, uważna, ale jednocześnie bardzo taktowna. Miała przez to ochotę znów ją podnieść, do czego na pewno się przymierzy, po usprawnieniu obolałego barku.
Zapewniła, że sobie poradzi, posyłając Włoszce delikatny uśmiech, przy zabawnym pogrożeniu palcem. Wciąż miała sprawne całe prawe ramię, z czym i tak działała ostrożnie, w trakcie wycierania, ubierania odłożonej wcześniej piżamy, złożonej z podkoszulka i krótkich spodenek, a także nakładania na włosy odżywki oraz mycia zębów.
Póki co, nie wnikała w potrzebę zajmowania sypialni gościnnej na piętrze. To musiało wiązać się z Jen, co skłaniało Bev do snucia planów wymiany łóżka i innego niż dotychczas ustawienia. Psychika robiła swoje i nawet, jeśli Margo nie widziała Strand z żoną, w ich sypialni, mogła wiele sobie podświadomie dopowiadać, czując tym samym opór przed naruszaniem czyjegoś terytorium. Zdążą to jeszcze przepracować.
Po wejściu do pokoju, posłała pani doktor delikatny uśmiech i posłusznie przysiadła na skraju łóżka, pozwalając na założenie stabilizatora oraz wymianę opatrunków, zakrywających stopniowo gojące się rany. Możliwe, że po niektórych zostaną małe blizny, ale tym Beverly się nie przejmowała. Najważniejsze, że jakoś z tego wybrnęła, powracając do najbliższych.
Podziękowała Margo pocałunkiem za pomoc, posyłając jej jeszcze jeden uśmiech. Cieszyła się, że wprowadziła się na te kilka dni, co przyszło w gruncie rzeczy bardzo naturalnie. Obie potrzebowały towarzystwa, a do domu, w którym ktoś czekał wracało się nieco chętniej, niż do takiego pustego.
Przed przesunięciem się w stronę poduszek, zerknęła na postawiony na szafce nocnej wyświetlacz, przedstawiający łóżeczko Olivera, śpiącego spokojnie w towarzystwie wielkiego, pluszowego słonia.
Wdychanie tlenu przez rurkę traktowała, jak zło konieczne. Nie było jej w tym wygodnie, ale chodziło o część terapii, której ignorowanie naraziłoby ją na kłótnię z Bertinelli. Tego wolała uniknąć, postępując tym samym zgodnie z zaleceniami.
- Poproszę wszystkie rzeczy, o których wspomniałaś - zdecydowała, układając się pod kołdrą na plecach, bo inna pozycja nie byłaby zbyt wygodna. Nic nie stało na przeszkodzie, aby Margo oparła się o jej zdrowe ramię, w podobny sposób, w jaki spały razem w Syrii. Bev mogła tym sposobem słuchać jej bajki na dobranoc, doświadczyć buziaków i utulenia; wszystkiego na raz.

> Sześć dni później

Terapie tlenową ograniczyła do półgodzinnego wdychania nasyconego powietrza przed snem, co wystarczało na aktualnym etapie leczenia. Wciąż męczyła się jednak przy dłuższych spacerach, które musiała ukrócić, aby czasami nie dobić swoich płuc. Wychodziła na zewnątrz z Oliverem, stopniowo wdrażała podstawowe ćwiczenia zalecone przez ortopedę i chętnie korzystała z obecności Margo, ani razu nie pytając, do kiedy zamierzała zostać. Gdyby to zależało od Strand, zostawiłaby ją przy sobie na czas nieokreślony, bo coraz bardziej zaczynała się do tego przyjemnego stanu przyzwyczajać. Z resztą, nie tylko ona.
Szum, związany z przyjazdem Mercedesa na podjazd przy domku, sprowokował Olivera do porzucenia zabawek i podpełznięcia w stronę korytarza. W którymś momencie podparł się ściany i ruszył samodzielnie na nogach, lekko chwiejąc się na boki.
- O boże - wychodząca z kuchni Bev, trzymająca w dłoni małą butelkę z sokiem marchewkowym, aż zakryła dłonią usta, szeroko otwierając oczy. Miała ochotę nagrać ten krótki moment, który szybko zamienił się w podpieranie ściany, obok drzwi wejściowych.
Otworzyły się zaledwie po sekundzie, na co Strand natychmiast zareagowała, widząc znajomą sylwetkę pani doktor.
- Widzisz to? - palcem wskazała na przyczajonego skrzata, bezczelnie ignorującego jej ekscytację. - Stoi! Stoi sam przy ścianie, a przed chwilą podszedł do drzwi!
Musiała jej uwierzyć. Oliver zupełnie sam z siebie przeszedł niecałe trzy metry na dwóch nogach, bez wywrotki, albo pacnięcia na tyłek.
- Uważaj, żeby nie wyszedł.
Chłopiec byłby w stanie przemknąć przez szparę w drzwiach, niczym uciekający z mieszkania kot, ale póki co, był zbyt zaaobsorbowany uśmiechaniem się do Margo, wracającej ze szpitalnej zmiany. Do płynnego chodzenia jeszcze trochę mu brakowało, ale był na dobrej drodze do opanowania tej podstawowej umiejętności. Szkoda tylko, że ostatnio zrobił krok do tyłu, w temacie sygnalizowania potrzeby wymiany pieluchy.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Po otwarciu bagażnika samochodu zauważyła kobietę stojącą przed drugim domem. Parę razy miała okazję ją widzieć uznając za sąsiadkę, dlatego i teraz pomachała do niej z szerokim uśmiechem mówiąc „Dzień dobry”. Już po paru pierwszych dniach w nowym mieszkaniu poznała prawie wszystkich lokatorów budynku. Nie zamykała się na ludzi ani tym bardziej na sąsiadów uznając ich za cenny dobytek oraz ewentualny osiedlowy monitoring, który we Włoszech działał jak należało.
Wyjęła torbę ze świeżymi ubraniami, które po drodze zgarnęła z mieszkania i reklamówkę z małymi zakupami głównie z rzeczami dla Olivera. W żaden sposób nie czuła się wykorzystywana. Z miłą chęcią, a nawet codziennie przypominając o tym Beverly, pomagała w różnych sprawach. Zakupy nie były wielce problematyczne zwłaszcza, że sama również korzystała z lodówki Strand, która ostatnimi dniami miała okazję posmakować paru dań Margo. Nie były to wielce wymagające posiłki, na które musiałaby poświęcić więcej czasu niż godzinę, ale wszystkie je robiła z ochotą i zadowoleniem. Przy gotowaniu medytowała, co po długiej pracy i użeraniu się z pacjentami było jej bardzo potrzebne.
- Wróciłam! – To kolejny odruch, który miała we krwi. Dwa dni temu opowiadała pani oficer historię o tym, jak nagle do ich mieszkania w kamienicy (jeszcze przed przeprowadzką do dziadków) wszedł obcy facet. Pani Bertinelli myślała, że to mąż i zaczęła do niego coś wołać zagłuszając nieznane kroki. Na szczęście mężczyzna nie okazał się niebezpieczny, bo po prostu się pomylił, ale i tak prawie przyprawił kobietę o zawał. Od tamtego momentu każdy z domowników przy wchodzeniu do domu miał komunikować swoje przybycie.
Zaskoczeniem spojrzała na Beverly, a potem na to co pokazywała.
- Naprawdę?! – Z ekscytacją zareagowała na usłyszane słowa i szeroko uśmiechnęła się do Olivera. – Zacząłeś chodzić kolego? Teraz będziesz uciekać? – Sama zerknęła na zamykane za sobą drzwi i choć chłopiec również spojrzał w ich kierunku to bardziej zaciekawił się torbami przyniesionymi przez Bertinelli.
Odstawiła je na ziemię, dzięki czemu chłopiec mógł się do nich przeczołgać, ale nim padł na pupę i na kolana, Margo zdążyła wziąć go na ręce.
- Chciałeś chodzić, jak mamusia co? – zapytała trzymając chłopca na rękach. Od kiedy zdecydowała się nocować u Beverly postanowiła za każdym razem brać prysznic w szpitalu, żeby nie przynosić syfów z niego syfów do miejsca, w którym było małe dziecko. – Uhu, chyba mamy bombę. – Pociągnęła nosem czując charakterystyczny zapach wydobywający się z pieluchy. – Jak ci minął dzień? Byłaś na spacerze? – odezwała się nieco głośniej i przystanęła na chwilę patrząc bezpośrednio na Beverly, do której skierowała pytanie zanim podeszła do szafki w korytarzu. Z pierwszej szuflady wyjęła świeżego pampersa i mokre chusteczki, a potem przeszła w głąb salonu. Położyła Olivera na rozłożonej macie, na której się bawił i bardzo sprawnie zmieniła pampersa w międzyczasie słuchając odpowiedzi Strand.
- Z takim ciężarem ciężko się chodziło – stwierdziła na temat prezentu pozostawionego w zwiniętym już pampersie. – Pokaż jeszcze raz jak chodzisz. – Złapała młodego pod ramiona, postawiła na nóżkach i ostrożnie zabrała jedną rękę czując jak na palcach drugiej Oliver ściska małą dłoń, co pomagało mu na początku utrzymać równowagę. – Pójdziesz do mamusi? – Cały czas się uśmiechając spojrzała na Beverly wyczekującej kolejnego wyczynu syna.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie przejmowała się potencjalną ciekawością sąsiadów, coraz częściej napotykających na podjeździe panią doktor. Nawet jeśli część brała Margo za jej siostrę, kuzynkę, albo koleżankę z pracy, nie zamierzała wyprowadzać nikogo z błędu. Przynajmniej na tym etapie. Wolała sprawiać wrażenie zabieganej, zapracowanej osoby, teraz borykającej się dodatkowo z unieruchomioną kończyną. Najważniejsze, że jej bliscy poznali Bertinelli od tej bardziej oficjalnej strony, domyślając pewnych szczegółów, skoro spały razem w jednym pokoju. Nie trudno było połączyć pewne oczywiste kropki.
- Podsuwasz mu niebezpieczne sugestie - stwierdziła przy wzmiance przy ucieczce, jakby Oliver rzeczywiście wszystko doskonale rozumiał. Póki co, jego gadka ograniczała się do prostego powtarzania sylab, którymi zasypał Margo, jakby chciał opowiedzieć jej o swoim jakże ekscytującym dniu, złożonym ze spania, jedzenia, prób siadania na nocnik i małego spaceru. Pomimo wciąż ograniczonej mobilności barku, Bev nie zamierzała siedzieć w domu, przed telewizorem i czekać na cud.
Podeszła bliżej, aby pocałować Margo w policzek na powitanie, przekładając do lewej ręki zakrywany kubeczek z sokiem dla Olivera. Skoro mały był zbyt zaabsorbowany zabieganiem o uwagę pani doktor, Strand zajmie się w tym czasie przeniesieniem reklamówki do kuchni. Wypadało regularnie trenować również pozostałe części ciała, nieco mniej ucierpiałe na skutek wypadku.
- Znów nie zawołał - westchnęła z niepocieszeniem, na wieść o konieczniej wymianie pieluchy. Cwaniak nawet nie kucnął, co pozwoliłoby na wyprzedzenie faktów i przeniesienie brzdąca na nocnik, zanim zrobi swoje. Cóż, popracują nad tym. Mieli jeszcze sporo czasu, a Bev nawet z jedną w pełni sprawną ręką potrafiła ogarnąć wiele rzeczy.
- Byłam. Przeszłam jakieś… tysiąc kroków? - zmarszczyła brwi, zerkając na wyświetlacz elektronicznego zegarka na prawym nadgarstku. - Trochę się porozciągałam, poćwiczyłam z piłeczką, a Oliver obudził się niedawno z drzemki.
Świeże powietrze sprzyjało senności, a chłopiec zawsze bardzo chętnie zasypiał w wózku, na zewnątrz.
Już chciała zapewnić Margo, że poradzi sobie również z wymianą pieluchy, z czym siłowałaby się nieco dłużej, ale dopięłaby swego. Ostatecznie pozwoliła działać Włoszce, odkładając zakupy na wyspę kuchenną. Miała imponującą wprawę w zmianie pampersów, co musiało wynikać z wcześniejszej opieki nad Amelią. Beverly mogłaby się założyć, że to Margo częściej przewijała dziecko, w porównaniu z panią Flądrą.
- Założę się, że teraz będzie kombinował, bo ma za dużo uwagi - mruknęła z uśmiechem, kucając lekko, aby zachęcić syna do samodzielnego podejścia. - No chodź, pokaż czego się nauczyłeś.
Dla zachęty wyciągnęła nawet ręce, co chłopiec skomentował krótkim śmiechem i obróceniem się, jakby jednak planował spontaniczną ucieczkę. Gdyby nie asekuracja znów klapnąłby na tyłek, po potknięciu o własne nogi.
- Spróbuję go podejść z drugiej strony - postanowiła, powoli wracając do wyprostowanej pozycji, aby zgodnie z zapowiedzią, zachęcić Olivera do samodzielnego przejścia nieco krótszego dystansu.
- A jak było w szpitalu?
Czasami Margo miała na zmianie sporo interesujących przypadków (niekoniecznie takich, z różnymi rzeczami w opływowym kształcie, utkniętymi w jelitach), o których Strand lubiła słuchać. Entuzjazm Bertinelli był zaraźliwy i przyjemny w odbiorze.

ODPOWIEDZ