wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.
Sam Clarence zwykł patrzeć na swoją skromną osobę - delikatnie mówiąc - przez mocno czerwone okulary, ale nie było też nigdy tak, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że może na jego drodze pojawić się ktoś, komuś nie przypadnie do gustu. Niechętnie przyznawał takie rzeczy, ale nietrudno było też dojść do wniosku, że był mocno specyficzny. Owszem, rozpieszczony był wręcz do granic możliwości nie tylko przez swojego jakże drogiego tatusia (wraz z całą resztą upiornej rodzinki wliczając w to również tą przyszywaną), ale również przez los, w końcu nie mógł kręcić nosem na to, że na tej śmiesznej loterii u brodatego typa na chmurce przyszło mu dodatkowo wygrać całkiem wyględną mordę do kompletu z jakże czarującą osobowością. A że jedną z wielu? Kto by zwracał uwagę na takie nieistotne szczegóły. Zwykle i tak jedną z pierwszych cech Remingtona jaka mogła rzucać się w oczy osobom mającym to (wątpliwe zresztą) szczęście go poznać była nadmierna pewność siebie. Ta sama, która teraz pozwoliła mu jedynie zaśmiać się z jej komentarza:
- A kto powiedział, że chodzi o to, żebyś się przejęła? - i mocno się właśnie zapierał, by po raz n-ty już dzisiejszego dnia - nie, nawet nie całego dnia a raptem spotkania z tą małolatą - nie wywrócić mocno oczami. Zrobił to już tyle razy, że był bardziej niż pewien że jeszcze raz czy dwa i doczeka się tu zupełnie spektakularnej migreny, a to było ostatnie czego potrzebował w tym momencie. Już i tak towarzystwo tej wyszczekanej dziewczyny powodowało swoje. Choć z drugiej strony...
Ujęła go sobą na tyle, że zamiast odwrócić się na pięcie i przestać marnotrawić czas, jednak tutaj został.
I śmiał w głos, kiedy przez jeden niewygodny komentarz był tytułowany creepem.
- Naprawdę? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Zawsze tak wszystko bierzesz do siebie? Nie jesteś pępkiem świata - palnął, i dopiero zdał sobie sprawę z tego, że tak właściwie to przyszło mu przegrać z kretesem, bo oto owszem, Clarence Remington dał się wciągnąć w jakąś śmieszną gierkę dziewczynie której właściwie nie znał, i oto owszem człowiek poważny, dorosły i dojrzały pozwalał sobie na jakieś gówniarskie podjazdówki rodem z piaskownicy. Panie Boże dopomóż. Pokręcił głową z niedowierzaniem, jednak się przy tym uśmiechając w najlepsze.
- Bo wiesz, ten rodzaj spotkania, gdzie w ogóle myślałbym o twoich cyckach to zupełnie odmienna sprawa, ale jeśli jesteś zainteresowana to zawsze możemy pomyśleć - miał wrażenie, że gdyby mieli spotykać się na realnych randkach, w końcu do czegoś by doszło. Nie, tym razem nie myślał o jakimś namiętnym czy wyuzdanym seksie, a raczej o tym, że ktoś by zginął.
- Nie, nie prowadzę. Ale widzisz, jak to dobrze, że cię mam. Będę pożyczał - stwierdził trochę w tonie obrażonego gówniarza, a potem zdał sobie sprawę że oto przecież mieli się wielce wybierać do restauracji. Może na tym polegał fenomen, może to wszystko miało być jak w tych wszystkich śmiesznych reklamach Snickersa, dziewczyna po prostu musiała być nakarmiona. Cuda na kiju.
Wywracał oczami po raz n-ty plus jeden i wyciągał się by złapać ją za rękę i przyciągnąć do siebie.
- I-dzie-my? - sylabizował, jakby w ten sposób wręcz musiał podkreślić, że to jest ten moment, w którym już nie ma miejsca na żadne nie, i chyba prewencyjnie - co by mu się dziewczyna nie rozmyśliła - pociągnął ją za tą rękę za sobą. Omal się z tego wszystkiego nie roześmiał, bo z jednej strony czepiali się siebie wzajemnie o wszystko, a z drugiej wyglądali teraz jak całkiem urocza parka, wybierająca się na randkę. Za rączkę i cała reszta bajerów.
Nauczony doświadczeniem puścił ją dopiero w restauracji. Najwyraźniej musiał mieć tego dnia dużo szczęścia, bo owszem, wybrał właśnie tą włoską - między Bogiem a prawdą prawdopodobnie jedyną na tej zabitej dechami wsi, jaką znał.
- Jezu, ale po co od razu tak agresywnie? - zaśmiał się trochę i skinął głową na menu. - Kwestię zamówienia zostawiam po twojej stronie - był gotów zapłacić za dosłownie wszystko, byle tylko na moment uspokoić tą dziewczynę. Nie miał zamiaru dodawać, że może najedzona przestanie w końcu gwiazdorzyć, więc ubrał to w odrobinę inne słowa: - Interesy wolę załatwiać na pełny żołądek - a może raczej odpowiednio podlany jeszcze bardziej odpowiednią ilością alkoholu? Na jedno wychodzi.
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
To nie było zupełnie tak, że Mia miała jakikolwiek instynkt, który nakazywał jej trzymać się od tego mężczyzny z daleka. Wbrew pozorom i tego, co chciała zamanifestować, nadal była jednak głupiutką dziewczyną, która ledwo przekroczyła próg dorosłości. Niektórzy umieli ją zbajerować swoim bogactwem i wyglądną mordą, a już wystarczyło, że ktoś do tego kompletu dorzucał nienawiść do krasnali ogrodowych i była cała jego. Z drugiej strony nawet Clarence Remington ze swoją urodą, obyciem i pewnością siebie nie mógł jej zawojować. Nie wiedziała nawet, skąd się bierze u niej rosnąca alergia na tego typa. Być może kiedyś musiała malować podobną facjatę i nie wyszło jej to dobrze. Być może mierzyła już się na imprezach studenckich z takim typem i modliła się o jego ekspresową śmierć, ale ciężarówki tak nie działają.
Może zwyczajnie przypominał jej Mindy z tą swoją bezczelnością i poczuciem, że wszystko mu się należy.
Tak, ten ostatni trop był całkiem zacny i pewnie miał najwięcej wspólnego z rzeczywistością, a ta zdawała się Mii wymykać w nienaturalnym wręcz tempie. Inaczej nie widywałaby sobie przyjaciółki po jej śmierci, nie gubiłaby trupa, nie wdawałaby się w jakieś relacje z ojcem koleżanki ani nie całowałaby się nad grobem dziewczyny z lekarzem, który stwierdzał jej zgon. Było tego sporo, a teraz do listy tych kwiatów katastrof należało dopisać cały bukiet w postaci upierdliwego producenta, z którym przegadywała się tak jakby miała faktycznie jakieś osiem lat.
Może należało ich oboje przenieść do przedszkola, gdzie w spokoju mogliby okładać się łopatką z piasku.
- Tak jakby obecnie wszystko kręci się wokół mnie- rozejrzała się teatralnie, bo przecież nie widziała żadnej żywej istoty, którą miał się interesować Clarence. Martwa też odpuściła, bo najwyraźniej nie mogła znieść rozmiaru jego ego, które rozpanoszyło się zupełnie, gdy zgodziła się zjeść z nim obiad.
Będzie tego żałować. Już to czuła w kościach i mogła nawet znaleźć pięćset aforyzmów na ten szczególny czas pokuty. Uznała jednak, że wyjątkowo się zamknie i nie da się mu po raz kolejny sprowokować.
Do czasu, gdy wyskoczył do niej ze swoimi łapami.
- Uważaj z tym!- żachnęła się i zabrała jego ręce wchodząc sama do włoskiej knajpy, w której tak bardzo pachniało dobrym jedzeniem, że na moment zapomniała o zniewadze Remingtona, który próbował prowadzić ją jak małą dziewczynkę. Pewnie i by to na nią podziałało- w końcu miała konkretne daddy issues- ale obecnie brzydziła się też męskim rodzajem, więc wolała unikać wszelkiego kontaktu fizycznego. Zwłaszcza z człowiekiem, który postanowił być cmentarną hieną i kopać sobie w grobie jej najlepszej przyjaciółki.
Westchnęła znowu głośno, gdy stwierdził, że jest agresywna.
- Słucham więc twojej propozycji. Nie jestem agresywna- podniosła ręce do góry w geście pokoju, bo Clarence (biedaczek) jeszcze nie miał pojęcia, co i kiedy może w niej uruchomić. Wówczas ta jej obecna niby agresywność zostałaby uznana niemal za akt miłosierdzia. Wyjątkowo jednak nie zamierzała go w tym uświadamiać przepijając wodą pewne zakłopotanie. To w końcu nie tak, że ciągle bywała w takich miejscach i umiała się zachować. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że jedyne co potrafi to zachować się na stypie, a jej producent był (jeszcze) żywy i bez widelca w oku, więc mieli problem.
ODPOWIEDZ