malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Musiał przyznać, że dość naiwnie zakładał, że w ostatnim czasie sztorm zaburzający spokój jego egzystencji choć trochę się wyciszył, i że jest w końcu jakaś nadzieja, jakieś światełko w tunelu na to że będzie lepiej, a przynajmniej stabilniej. Zaczął wierzyć, że i jakąś artystyczną wrażliwość mu to wszystko ograniczyło, bo im mocniej starał się sobie to poukładać, złożyć w jedną całość, tym bardziej czuł że to wszystko przypomina mu jakieś słabej jakości kalkę, kliszę godną harlequinów, jakąś podmywaną plażę na Gahdun Island, a może bardziej krajobraz po burzy malowany przez jakiegoś malarza-amatora? Wszystko stało się mniej ważne, kiedy do puli tych wydarzeń los postanowił dorzucić mu kolejne. Wiadomość od Julii zmartwiła go od pierwszej chwili, i o ile spodziewał się, że drugie dno, które za sobą niosła nie oznacza nic dobrego, chyba nie był w stanie sobie wyobrazić swojej przyjaciółki, która napytała sobie takiej biedy, że wylądowała w szpitalu. Miał głowę tak przesiąkniętą tym miejscem, że wyobraźnia zaczynała mu podsyłać jak najgorsze obrazki i wcale nie było to dobre uczucie. Wszystko co ostatnio przeszli razem z Desiree, wszystko co przechodził sam ze sobą zamknięty we własnych myślach, wszystko to nakładało się na to, że wystarczyło, że Julia zdradziła mu dokładne miejsce swojego pobytu a pędził tutaj, niczym do nieszczęścia. Uprzednio oczywiście zostawiając swoją Desi w towarzystwie jej brata. Musiał mieć pewność, że jego ulubiona blondynka jest bezpieczna.
Jak i że ten temat bezpieczeństwa dotyczy drugiej ulubionej kobiety jego życia, czyli panny Crane. Nie chciał na razie wyobrażać sobie nawet, jak doszło do tego że wbiła sobie nóż malarski w rękę, a tym bardziej tego jakie będzie to niosło za sobą konsekwencje, choć dobrze wiedział, że i to niewygodne pytanie wcześniej czy później będzie musiało między nimi paść. Stanął w końcu w drzwiach jej sali, oparł się dosyć nonszalancko - i bardzo w swoim stylu - o ich framugę i przez dosłownie ułamki sekund czekał, aż dziewczyna go dostrzeże. Uśmiechnął się na wstępie delikatnie i zamiast klasycznego cześć czy innego martwiłem się o ciebie, wariatko, wypalił:
- To ostatni raz. Następnym razem ukatrupię cię bez ostrzeżenia - mówił oczywiście o typowym dla Julii podejściu nic mi nie jest, o mnie się nie martw, masz swoje problemy i tu wstaw resztę typowych zwrotów, którymi zwykła go wtedy karmić. Podszedł w końcu do niej i w ramach oficjalnego przywitania przytulił ją mocno i długo, tak jakby nie widzieli się lata - po prawdzie trochę się tak właśnie czuł - lub tak, jakby w ten sposób mógł choć trochę ukoić troskę o jej skromną osobę. Nie pytając się o zgodę usiadł na kancie łóżka i zauważył z troską: - Jesteś okropnie blada. Z tego powodu te wszystkie atrakcje? - był bowiem może najbardziej odklejonym od rzeczywistości człowiekiem, jakiego przyszłoby wam spotkać, ale raczej liczył się z tym, że dla urazu dłoni nikogo ot tak nie zostawiają w szpitalu. Coś było nie tak, i to coś nagle znowu zaczęło martwić go do żywego, bo fakt, że jego przyjaciółka była tak blada to jedno, ale miał wrażenie że w tym wszystkim jest jeszcze jakieś drugie dno. I to chyba przerażało go bardziej niż nawet najgorsza odpowiedź na zadane przez siebie pytanie.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie była w stanie odizolować złych wspomnień. Mimo wszystko szpital zawsze był miejscem, w którym zawsze coś traciła i teraz też czuła się przesiąknięta tym uczuciem, choć akurat doszli z Aidenem do porozumienia w kwestii jego milczenia. O którym nawet nie zdążyła powiedzieć nikomu i chyba zrozumiała najpełniej jak bardzo ostatnio czuła się samotna, bo przecież nie było obok niej Ainsley, a i Flannowi wolała nie zawracać głowy. Kiedyś była w stanie wpaść do jego świata znienacka i przewrócić go do góry nogami, ale teraz stąpała po nim ostrożnie.
Znaczyło to, że z Julią Crane faktycznie musi być źle, zwłaszcza że samo położenie jej na szpitalnym łóżku wiązało się z jakąś tajemną sztuką. Jedyne co ją trzymało (i czego też ona się trzymała za bardzo) była porcja morfiny w kroplówce, którą kapryśnie co jakiś czas zwiększała usiłując odwrócić za każdym razem uwagę Thompsona od tego. Nie zawsze jej wychodziło i obecnie była już nawet bardziej przytomna i sięgnęła po książkę. Na jej szafce nocnej leżał cały stos, łącznie z jej ulubionym szkicownikiem, który omal nie wyrzuciła ze złości przez okno. Nie wolno było przemęczać jej dłoni i była bliska histerii, gdy go dostrzegła, ale potem stwierdziła, że musi zacisnąć zęby.
Po raz kolejny. Ostatnio robiła to tak często, że weszło jej to w nawyk jak jeden z tych bardziej wymuszonych uśmiechów, gdy Flann pojawił się w drzwiach. Prędko jednak zdała sobie sprawę z tego, że akurat w tym konkretnym przypadku wcale nie musi niczego udawać.
- Możesz już? Byłoby zdecydowanie prościej- wyjaśniła więc zgodnie ze stanem faktycznym jej samopoczucia, którego poprawiało się troszeczkę tylko wtedy, gdy odwiedzał ją Aiden. Cała reszta i niepewność doprowadzały ją do szału, więc gdy wreszcie postanowił zbliżyć się do niej i ją przytulić, czuła, że jeszcze chwila, a całkiem się rozpadnie.
- Puść, bo mnie udusisz- nieco sama zwolniła uścisk, bo gula w gardle narastała niebezpiecznie i sama Julia przeżyła właśnie wściekłe deja vu, gdzieś z kilkunastu miesięcy wcześniej, gdy ten sam człowiek również w szpitalu tulił ją po poronieniu. To było zdecydowanie za dużo, więc gdy wreszcie usiadł na skraju łóżka, delikatnie złapała się za ramę lewą ręką i przesunęła po poduszkach w górę.
- Serio jestem blada? A nie słyszałeś, że opalanie wyszło z mody jakoś dziesięć lat temu?- po chwili już była w stanie się uśmiechać i nawet to zrobiła, choć pożałowała, że nie ma morfiny. - A tak serio to dziękuję za troskę, rak to nie jest, ciąża też nie. Będę żyć- westchnęła jakby faktycznie ta wiadomość ją obrażała najbardziej, ale pokręciła głową z rozbawieniem. Być może to wszystko spowodowane było urazem, bo przecież musiała przyznać nawet przed samą sobą, że jest jej dobrze z Aidenem, więc teraz jak w tych bajkach powinno się ułożyć.
Żyli długo i szczęśliwie czy jakoś tak. Najwyraźniej jednak- i to powinna wiedzieć doskonale po przykładzie swojego przyjaciela- nie zawsze tak bywa.
- Co u Desiree?- chyba głupi nie myślał, że będą rozmawiać o niej czy o opóźnieniu wernisażu, który miał otworzyć jej wystawę.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Miał wrażenie, że od kiedy tylko przyszło mu Julię poznać, a potem wszystko potoczyło się tak, że zagrzała w jego życiu swoje specjalne miejsce, są momenty w których byłby w stanie oddać królestwo za poznanie tego co zajmuje jej głowę. Myśli. Plany. Obrazki, które wyrzuca jej wyobraźnia. Cokolwiek, co pozwalałoby mu poznać ją jeszcze lepiej. Choćby miały to być te najciemniejsze rejony jej osobowości. Gdyby udało mu się to teraz, stwierdzałby pewnie, że bardzo chętnie dołączy z nią do tego specjalnego klubu. Sam był tym pieprzonym szczęściarzem, którego nie imały się problemy fundujące mu choćby kilkugodzinne wycieczki do lekarzy i szpitali. Miał wrażenie, że występuje tutaj jedynie okazjonalnie, jako gość, czasami osoba towarzysząca - choć to chyba najbardziej fatalne określenie - że zawsze jest z boku, że pojawia się tylko wtedy kiedy sprawa go tak właściwie nie dotyczy, że jest trochę jak taki niemy obserwator. Dodatek do trzymania za rączkę, choć sam sobą w tym momencie mocno gardził za takie porównanie. Był w końcu w szpitalu razem z Julią w prawdopodobnie najgorszym momencie jej życia, a teraz prawie w tym pieprzonym szpitalu zamieszkał żeby być przy Desi, w również prawdopodobnie najgorszymi momencie jej życia. Historia zataczała koło, a on zbierał jedynie swój mały, prywatny pakiet szpitalnych traum, choć tak właściwie byłyby one niczym w porównaniu do tego, co powiedziałyby w tym temacie dziewczyny. Przestał więc zawracać sobie tym głowę.
- Od kiedy ty się zrobiłaś taka delikatna - zażartował, bo przecież zwykle mógł ją przytulać do woli, ale zdał sobie sprawę z tego, że teraz przecież zasady są trochę inne - Julia była pacjentką, zafundowała sobie uraz - do tego przejdą za chwilę - a i same okoliczności przyrody mogły być osłabiające. Odpuścił więc i jak przystało na grzecznego odwiedzającego, klapnął delikatnie na kancie łóżka - choć już z tyłu głowy słyszał głos wyrywnej pielęgniarki, że tak n i e można - i przyjrzał się jej jeszcze raz.
- Dziękuję, że mnie uspokoiłaś, naprawdę to z pewnością były moje pierwsze skojarzenia - zaśmiał się mocniej, doceniając że faktycznie może mógł się odrobinę ugryźć w język, albo ważyć trochę bardziej słowa, bo wyszło na to że ledwo tu wpadł i już od progu bombardował ją takimi rewelacjami. Kulturalny czasem bywał za trzech. - Desi już zaczyna się ze mną w pewnych kwestiach wykłócać, także ma się ku dobremu - zauważył lekko, ale nie chciał się chyba za bardzo na ten temat rozkręcać. Liczył mocno na to, że są już z jego dziewczyną na tej fali, przynajmniej powoli, wznoszącej, z drugiej jednak strony bał się cokolwiek zapeszyć, lekko i rakiem powinien się więc chyba wycofać. Wysunął jedną dłoń w jej stronę i ujął tą jej zdrową.
- A teraz lepiej, jak na spowiedzi, opowiadaj co ci się przytrafiło. Potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić? - nie był w końcu żadnym szefem bez serca, który wpadłby tutaj tylko i wyłącznie po to, by rozwiązać z nią sprawę wystawy, której - jak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały - data zostanie przeniesiona. Bardziej martwił się o Julię, jej stan zdrowia i samopoczucia. Uścisnął jej dłoń delikatnie mocniej.
- Jesteś trochę blada, ale i tak świetnie wyglądasz. Czyżby pan doktor maczał w tym swoje palce? - wszystko co dotyczyło Julii było w końcu cholernie interesujące.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Może i nie znał jej myśli, planów czy zamierzeń (które i tak w jej ślicznej główce pojawiały się lotem błyskawicy i równie szybko z niej znikały), ale nadal był osobą, która wyczuwała ją najbardziej. Nie była pewna z czego to wynika- może z tego, że łączyła ich ta sama pasja do malowania, może z powodu pochodzenia z podobnych rodzin czy z ognia, który kiedyś ich połączył. Oboje potrafili jakoś odnajdywać porozumienie tam, gdzie powinni opierać się na zwykłej relacji biznesowej. Trudno jej było przez to zapamiętać, że Flann poniekąd jest jej szefem i powinno się go tak traktować.
Ba, miała wrażenie nawet, że to ona momentami wchodzi mu zupełnie na głowę i rozporządza nim jak chce. Przywilej Julii Crane, która jednym uśmiechem potrafiła sprawić, że mężczyźni zachowywali się jak błądzący we mgle, a ona była ich jedyną przewodniczką.
Wykorzystywała to do cna i dopiero w tej chwili, gdy przyjaciel objął ją jak dawniej i gdy powróciły do niej ostatnie wspomnienia ze szpitala, poczuła jak bardzo tego potrzebowała.
Kogoś, kogo niekoniecznie wyprowadzała na maliny, a przyjaciela. Niezależnie od tego jak bardzo ceniła sobie tamtą relację między nimi, przyjaźń jaka połączyła ich potem, była na wagę złota.
To pewnie chciałaby mu przekazać, gdyby była w stanie wydusić z siebie cokolwiek, ale skoro nie przychodziło jej to z łatwością, pozwoliła mu się odsunąć i spocząć na łóżku.
Specjalnie, bo gdy tylko ta wredna piguła zrównała go ze śmiechem, uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Ja wiedziałam, że tak będzie- i spojrzała na niego z tym przekornym uśmiechem dziewczyny, która nawet, gdy świat płonie, zachowuje swój nieśmiertelny vibe niepokonanej. - Jeszcze jakieś uwagi? Słucham- rozłożyła ręce z rozbawieniem, ale parsknęła, bo faktycznie wstawkę o umieraniu na śmiertelną chorobę bądź niepokoju z niezaplanowanej ciąży mogła sobie darować.
Po tym co przeszedł, musiała go oszczędzać, więc ścisnęła jego dłoń i wysłuchała opowieści o Desiree, bardzo skrótowej, ale wiedziała, rozumiała, że tak bardzo nie chciał zapeszyć, a żaden dzień nie był jednakowy.
- Mądra dziewczyna, jeśli się z tobą wykłóca. Powiedz jej, że ciebie trzeba trzymać krótko, bo inaczej sobie z tobą nie poradzi- ułożyła się wygodnie, bo skoro miała mu wcisnąć bajeczkę o tym jak bardzo na siebie uważała, to musiała robić to w dobrej pozycji.
Na przykład tak, by nie patrzeć w te jasne oczy, które z miejsca wyczułyby wszelki blef.
- Pamiętasz ten niebieski nożyk z obdartą rękojeścią? Obecnie jest już w koszu na izbie przyjęć- wyszczerzyła się i westchnęła. - Tyle, że podobno jakieś badania wykazały, że był czymś zainfekowany i musieli włączyć leczenie, by nie doszło do zakażenia. Tak mi mówił pan doktor- zerknęła na niego dłużej pijąc to jego pytania - Thompson, który jest tutaj przede wszystkim moim lekarzem- zaznaczyła. - A tak poza tym między nami wszystko w porządku i jestem w ogóle śmiertelnie oburzona na te insynuacje, bo się zapominasz, Rohrbach, ja ZAWSZE świetnie wyglądam- odgarnęła włosy z czoła jak jedna z tych modelek na prywatnym pokazie w swoim łóżku.
Tyle, że fakt, szło zauważyć, że jakoś uśmiecha się bardziej tęsknie, że promieniuje jakimś spokojem i to wszystko zdecydowanie nie było zasługą nawet najlepszego antybiotyku, a troski, jaką otaczał ją tutaj Aiden.
- Desiree wychodzi do domu?- wszystko lepsze od rozmowy biznesowej, zresztą dokumenty dotyczące ich współpracy leżały na jej szafce nocnej i mógł zerknąć, że jeszcze ich nie podpisała.
Chciała jednak być z nim uczciwa.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Czuł się nieprzygotowany, a było to dla jego skromnej osoby uczucie tak niespotykane, że mało brakowało a wyciągnąłby telefon i wykręcał właśnie numer do swojej asystentki, by to ona jakoś zgrabnie wytłumaczyła mu jak w ogóle mogło do takiej tragedii dojść. Jak tylko sięgał pamięcią, a nie znali się przecież z Julią wcale specjalnie krótko, nie przydarzyło się nic co spowodowałoby, że nie do końca czułby sytuację, wiedział jak w niej zachować, o ci pytać - a o co jednak nie. Oczywiście, że hiperbolizował, i to całkiem potężnie, przecież oboje z przyjaciółką doskonale wiedzieli, że mógł tu wpaść, popieprzyć trochę farmazonów i z powrotem na trochę wypaść z jej orbity i tak byłoby dobrze, prawda? Najwyraźniej jednak był już tym szpitalnym otoczeniem zmęczony do tego stopnia, że negatywnie oddziaływało to na jego mózg. Gdzieś głęboko w środku głośno do siebie wzdychał.
Jej uśmiech szybko mu jednak przypomniał, dlaczego tu jest. Pieprzona magia Julii Crane, objawiająca się w najmniej spodziewanych momentach. Właśnie zaśmiewał się z jej pytania o dodatkowe uwagi. Czy powinien wyciągać taki śmieszny, mały notesik i zacząć odczytywać całą listę?
- Zaczynasz już pyskować, najwyraźniej wcale nie jesteś tak obłożnie chora jak wskazuje obrazek - zamachał sztywno palcem, jakby obrysowując jej sylwetkę, wyciągniętą teraz na szpitalnym łóżku tak, jakby było to łoże w najlepszym apartamencie w najlepszym resorcie w najlepszej destynacji na urlop. Odpowiedział jej może i odrobinę kąśliwie, ale delikatny ślad zadziornego uśmieszku - który jeszcze wcale nie tak dawno zdobił jego twarz regularnie - jasno zdradzał, że to są nadal niezobowiązujące żarty. Choć prewencyjnie lekko się odsunął, na wypadek gdyby przyjaciółka chciała mu usilnie pokazać jak zdrowa jest jej lewa ręka.
- Niebieski nożyk z obdartą rękojeścią - mówił powoli, wręcz dukał słowo za słowem, przeciągle i tak jak y nie do końca wiedział o czym mówi - wszystko w równie zaczepnym tonie jak wcześniejszą uwaga o pyskowaniu. - Niebieski nożyk z obdartą rękojeścią powinien już dawno, dawno temu wylądować w śmieciach. Żałuję bardzo, że tego nie zrobiłem, kiedy byłem ostatnio u ciebie w pracowni - pokręciła głową, teatralnie prawa-lewa, na boki, jakby niedowierzająco. Gdyby nie dał jej się wtedy omamić cudowną zmianą tematu - pamiętał! - wywaliłby to ustrojstwo w pizdu i dzisiaj najpewniej nie spotkaliby się w takich okolicznościach przyrody. - To był okropny szrot. Nie rozumiem czemu byłaś do niego tak przywiązana - dodał już poważniej, co miało mieć zapewne wydźwięk najgłębszej troski. Flann zawsze okrutnie się o Julię, szczególnie Julię w szale niezależności martwił, i był bardziej niż świecie przekonany, że przyjdzie taki piękny dzień że przez te jej wyskoki osiwieje.
- Rozumiem, że masz dzięki temu specjalne względu? U l u b i o n a pacjentka powinna mieć tutaj jak pączek w maśle - tym razem uśmiechnął się delikatnie. Nie poznał może jeszcze Thompsona na tyle, by w pełni mu ufać co do czystości jego zamiarów wobec Julii, ale to co facet zdążył pokazać na tej nieszczęsnej urodzinowej kolacji - a raczej co najwyżej jakimś preludium do niej - powodowało, że jak najbardziej kibicował temu związkowi. Julii należały się święty spokój i dużo szczęścia. - Tak, tak, jak i ZAWSZS jesteś wyjątkowo skromna - musiał jej jeszcze wytknąć, co by choćby na chwilę nie zrobiło się nawet zbyt słodko.
Zawiesił się na chwilę, kiedy temat zszedł na Desiree.
- Za trochę - zaczął ogólnikowo. Ale skoro Julia była na bieżąco, była na bieżąco w kwestii pobytu w szpitalu i wypisów, postanowił dodać: - Lekarze rozmawiają o tym z nami coraz częściej, ale jeszcze nie padły żadne poważne deklaracje, żadne konkretne dary. Wiadomo tyle, że niebawem, już niedługo. Desi oczywiście najchętniej postawiłaby jednak na opcję j u ż i jestem mocno podejrzliwy, czy kiedy przypadkiem nie zostawimy jej bez opieki na choćby chwilę, nie będzie próbowała czmychnąć oknem - zaśmiał się całkiem szczerze. Wiedział przecież, że takie cuda odpadają, kiedy sala jego ulubionej blondynki znajdowała się na jakimś pewnie szóstym piętrze, ale z drugiej strony - Desiree Riseborough była kobietą, która potrafiła góry przenosić.
Czymże mogło się okazać zatem ledwo szóste piętro.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie wiedziała jak to działa, ale z Flannem wiele rzeczy było po prostu łatwiejszych. Być może cała ich znajomość opierała się na tym, że byli do siebie niesamowicie podobni i łączyła ich wspólna pasja, przez co zdecydowanie trudno było popełnić faux pas w kierunku do siebie. To było jak jedna z tych melodii, która utkwiła w głowie na dobre i której nucenie nigdy nie sprawiało problemu.
Poza tym Julia Crane rościła sobie prawo do tego, by odgadywać ją po jednej nutce, więc teraz przekrzywiała zabawnie głowę przyłapując swojego przyjaciela na swoistym zakłopotaniu i poszukiwaniu w myślach pomocy od swojej asystentki. Najwyraźniej jednak malarz postanowił być dużym chłopcem i poradzić sobie sam albo pomógł mu w tym jej uśmiech, który faktycznie czasami rozsyłała zbyt szczodrze.
Miała wrażenie, że działa jak dobrze naoliwiona maszyna, która jest w stanie zadbać o wszystkich wokół siebie obdarzając ich wyjątkową atencją. Tyle, że czasami brakowało jej pod koniec dnia oddechu i na to już kiedyś zwracał jej uwagę Aiden, ale nie wyobrażała sobie wyjścia z roli tej niezłomnej i jednej z tych, które zawsze jak te przysłowiowe koty, spadają na cztery łapy.
- Uszkodziło mi rękę, a nie język, Flann- pogroziła mu palcem, co by wiedział, że wszystko jest po staremu i musi okrutnie ważyć swoje słowa, jeśli nie chce podzielić los złamanego nożyka, który chyba znalazł się w kuble na śmieci. Właściwie nawet nie pytała, ale uwielbiała ten złom, więc na jego słowa przewróciła swoimi ślicznymi oczętami do sufitu i postanowiła być poniekąd bezlitosna.
- Ty też jesteś okropnym szrotem, a jestem do ciebie przywiązana- i roześmiała się, ale przecież sam się podkładał tym tekstem i nie sposób było go wykorzystać. Puściła mu jednak oczko, by wiedział, że żartuje i rozłożyła się jeszcze lepiej czując, że w ciągu kilku godzin straci zmysły leżąc tu bezczynnie. Nie wiedziała, co oni najlepszego wyrabiają trzymając ją tutaj na obserwacji jak jakieś zwierzątko w zoo, to samo, które zrywając się z klatki gryzie na śmierć swojego opiekuna.
To chyba źle wróżyło Thompsonowi, choć nie wydawał się aż taki strachliwy. Gdy jednak został niejako wywołany do tablicy przez Flanna, Julia posłała przyjacielowi jeden z uśmiechów, które mogłyby stworzyć żywą ilustrację do następnej Mony Lisy, choć gdyby to malował akurat on, pewnie miałaby trójkąt zamiast głowy. O ile ktokolwiek w tym gąszczu niewiele znaczących rurek odnalazłby coś na wzór jej postaci.
- Aiden to nie jeden z tych, którzy by nie przestrzegali regulaminu, ale sama chciałam, by został moim lekarzem, więc mam za swoje- westchnęła, choć jasnym było, że za tym westchnieniem i tym (o)błędnym uśmiechem, który mu posłała przed chwilą, kryło się coś znacznie innego.
Coś, z czym Julia jeszcze niekoniecznie sama chciała się zmierzyć, więc wolała skupić się na Desiree, która toczyła walkę o coś zgoła gorszego.
- A dziwisz się jej? Jestem tu chwilę, a mam ochotę stąd uciec na dobre. Szpitale są strasznie depresyjnym miejscem, więc może rusz trochę Dillona i zabierzcie ją stąd. To dobrze jej zrobi, jeśli będzie wśród swoich rzeczy- i spojrzała na niego wymownie, bo jej asystentka nie ogarnęła na przykład, że Julia Crane jest potworną palaczką i będzie potrzebować kilku paczek razem ze swoim szkicownikiem, który już powoli przeradzał się w jeden z tomów do odłożenia na półkę.
Robiła tak często i potem rzadko wracała do szkiców traktując je jako odrębne historie. Teraz jednak była głodna przede wszystkim tych z tkanki, wynikających z kontaktów z ludźmi, więc przyglądała się Flannowi.
- Zmieniłeś się, wiesz? Ta dziewczyna ma na ciebie dobry wpływ, bo momentami byłeś już nieznośny- parsknęła, zupełnie jak ona nie umiała lukrować rzeczywistości bez tyci tyci odrobiny dziegciu.
Musiał jej to wybaczyć, bo przecież go komplementowała, prawda?
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Gdyby ktoś jakieś dziesięć lat temu próbował mu wmówić, że przyjdzie w jego życiu taki okres, w którym będzie w stanie przyjaźnić się z taką kobietą jak Julia, pewnie nieelegancko by go wyśmiał. Przed oczami stanęłaby mu co najwyższej wizja jednych z tych showbiznesowych przyjaźni, pojawiających się w imię niewiadomo tak naprawdę czego, a z tą realną relacją nie mającą nic a nic do czynienia. Zdążył się już w tym dwulicowym światłu napatrzeć się na ludzi tytułujących się przyjaciółmi tych drugich co najwyżej dla samej zasady używania danego słowa w zdaniu, by stawało się nagle bardziej lotne i może nie był wcale najbardziej anty życia na świeczniku jak się dało, szczęśliwie nigdy w nic takiego wmanewrować się nie dał.
Na jego drodze za to pojawiła się Julia i choć początkowo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały ja to, że ich relacja może wypalić się na romansie tak gorącym, że byłby w stanie ostudzić swoją mocą i słońce, tak się jednak nie stało. Zbliżyli się bowiem do siebie na tyle, że gdy w pewnym momencie ten najbardziej intymny aspekt ich związku w mniej lub bardziej skomplikowany sposób przestał istnieć, zostało wszystko inne. A tym wszystkim okazywała się być więź tak silna, że do tej pory nie zdążył nadszarpnąć jej żaden prywatny sztorm, a do cholery, mieli ich na koncie naprawdę sporo.
- Crane, grabisz sobie tak, że za chwilę nie pomoże ci nawet twój aktualny, inwalidzki status - zamierzał pozować właśnie na wielkiego pana potężnego, z którego to nie należy się naśmiewać, a już z pewnością nie robić tego akurat w tytule wieku. Uśmiechnął się jednak i zaśmiał, bo nie dość, że póki co szczęśliwie żaden kryzys wieku średniego się go nie imał, to cholernie bardzo doceniał to, że mimo raczej przykrej sytuacji jaka ostatnio spotkała Julię, ta siedziała tu właśnie rozpościerając przed nim cały arsenał swojego doskonałego poczucia humoru. Widział, że dziewczyna jest szczęśliwa - trzeba byłoby być ostatecznie ślepym, by w tym momencie moc tego nie zauważyć - a z tego faktu był zadowolony jak z mało czego w swoim życiu. Wiedział, że o Julii można powiedzieć naprawdę wiele i pewnie wiele osób miałoby jej równie wiele do zarzucenia, ale rękami i nogami by się zawsze zapierał, że nawet pomimo tego Crane zasłużyła na swój mały, prywatny happy end jak nikt inny.
- Widzisz - aż jakoś tak bezgłośnie klasnął w ręce. - Śmiejesz się z tego jak powinna podchodzić do mnie Desiree? Aiden to ma wyzwanie. Ten to dopiero powinien cię trzymać krótko, żebyś zupełnie mu na głowę nie wlazła - zaśmiał się, w swoim mniemaniu zdecydowanie zbyt głośno jak na okoliczności w których się znajdują i z wrodzonej grzeczności aż obejrzał się po pomieszczeniu, trochę tak jakby nagle miało się okazać że tak naprawdę wcale nie są tu sami i komuś mogłoby to zacząć przeszkadzać. - O ile już tego nie zrobiłaś, bo twój doskonały wręcz humorek może równie dobrze świadczyć i o tym - skoro już mieli wyciągać swoją prywatną piaskownicę i bawić się w coraz bardziej kąśliwe uwagi, nie zamierzał pozostawać jej dłużny.
Długo jednak nie mógł ciągnąć tematu, nie kiedy ten podryfował w kierunku jego ulubionej blondynki.
- Naprawdę musi być ci już lepiej, jak się tak zaczęłaś rozpychać łokciami - uśmiechnął się przebiegle, wytykając jej to zaganianie jego samego, jak i Dillona do roboty. - Bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale doskonale wiem o czym mówisz, bo praktycznie zamieszkałem tutaj dużo wcześniej niż ty postanowiłaś sobie zrobić przerwę od pracy - i znowu jak na surowego belfra (którym nie był) przystało, pogroził jej palcem. - To kwestia co najwyżej kilku dni, nie będzie wcale tak strasznie - powiedział spokojnie i widać było, że ta informacja i dla niego samego jest już dużą ulgą samą w sobie. I pewnie jakoś bardziej zacząłby się właśnie rozpływać nad tym, że w końcu wszystko wychodzi na prostą, kiedy jednak Julia Crane postanowiła z powrotem wejść z nim na tą specyficzną, wojenną ścieżkę i wyciągnęła jego nieznośność.
- Przepraszam?! - oburzył się, zdecydowanie zbyt teatralnie, zbyt przerysowanie, zbyt głośno wciągając przy tym powietrze, aż finalnie musiał przez chwilę odkaszlnąć. Pokiwał głową z niedowierzaniem.
- Zobaczysz, kiedyś się to dla ciebie źle skończy..
Dobra, dobra, Rohrbach. Obiecanki, cacanki, a...
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Pewnie w innych okolicznościach taką przyjaźń ktoś uznałby za spychanie tego drugiego do friendzone. W końcu oboje byli niedorzecznie atrakcyjnymi ludźmi i łączyła ich przeszłość. Ta, która w innym życiu zapewne wreszcie doprowadziłaby ich do związku. Mimo tego spełniali się jako przyjaciele. To był jeden z fenomenów ich relacji, bo gdy wreszcie odpuścili sobie aspekt cielesny okazali się świetnymi rozmówcami i zanim Julia zdążyła się obejrzeć, Flann był zarówno jej szefem, jak i powiernikiem wszystkich sekretów. Tyle, że dalej próbowała czasami bezskutecznie wejść mu na głowę uznając, że nie da sobie bez niej rady. Właściwie ostatni rok bez niej skończył się zakochaniem, kryzysem i rozwodem, więc aż się prosiło, by stwierdziła a nie mówiłam, ale wyjątkowo mu tego oszczędzała widząc, że jest szczęśliwy.
A skoro on był to i Julia mogła uznać siebie za spełnioną, choć nie zamierzała mu tego rozgłaszać, bo pompowanie jego ego zwykle przynosiło złe skutki, a poza tym wiedział. Flann doskonale zdawał sobie przecież sprawę z tego, że życzy mu wszystkiego najlepszego i przez ostatnie tygodnie przechodziła gehennę. Ta zaś teraz nieco zelżała, ale tylko Crane wiedziała, jaka w tym zasługa pana doktora, który obecnie położył ją dość stanowczo do tego łóżka, by antybiotyk przyjął się dobrze i by nie musiała powtarzać tego pensjonarskiego numeru z omdleniem, zupełnie jak na kartach starych romansów, którymi niegdyś się zaczytała.
Teraz wydawało się jej to iście zabawne, choć przez ostatnie dni musiała poświęcić się lekturze, bo jej prawa dłoń nadal pozostawała unieruchomiona. Choćby chciała, nie mogła mu tak beztrosko przywalić, więc westchnęła z okrutnym rozczarowaniem.
- Nie chciałam ci tego mówić, ale raczej grabię sobie od samego początku. Jesteś jednym z tych mężczyzn, którzy nie lubią bezrefleksyjnych idiotek, więc dlatego zwróciłeś na mnie uwagę. Tak myślę, bo moja uroda wiadomo, nie przeszkadzała- wyszczerzyła się do niego, a potem jednym z tych królewskich gestów odgarnęła długie włosy z policzka i spojrzała na niego z uśmieszkiem.
- Oho. Skończy się tak, że będziesz mu udzielać porad? Muszę ci powiedzieć, że w przeciwieństwie do ciebie, panie malarzu, Aiden trzyma się całkiem nieźle i nie da sobą tak sterować, co jest równocześnie bardzo irytujące i pociągające - przyznała i znowu na jej twarzy pojawił się jeden z tych idiotycznych uśmiechów, który zdecydowanie do niej przyrósł, ale nie mogła nic poradzić na to, że była ostatnio bardzo szczęśliwa. Na tyle, że z jakąś łatwością znosiła jego zaczepki. Może dopomagały w tym i kroplówki, które uniemożliwiały jej gwałtowne ruchy. - Dla twojej wiadomości niczego jeszcze nie zrobiłam. Znam go od niedawna, nie miewam zapędów dyktatorskich na pierwszych randkach, poza tobą, dobra - wystawiła mu język i roześmiała się, gdy wreszcie wypomniał jej rządzenie się.
Cóż, do tego akurat musiał przywyknąć, bo wprawdzie byłaby w stanie dla przyjaciół spalić i niejeden most, ale wszystko musiało odbywać się pod jej dyktando, bo inaczej bywała dość chimeryczna. Należało do tego przywyknąć- wszak była artystką i perfekcjonistką w jednej osobie, którą teraz ktoś (ukochany, ale wciąż ktoś) sprowadził obecnie do tego ciasnego pokoiku z jednym oknem, gdzie czas regulowały wizyty pielęgniarek. Zwłaszcza tej jednej, która zawsze chichotała na widok Aidena i jej, nawet jeśli zachowywali się absolutnie wzorowo.
- Myślę, że to mój coping mechanism. Inni ludzie płaczą i histeryzują, ja zaczynam ogarniać. Przecież wiesz- posłała mu ciepły uśmiech i kiwnęła głową. - Jakbyś nie zauważył, ja też ostatnio często tu bywam. Głównie dla ciebie, pewnie nożyk w ręce to też subtelna próba uświadomienia ci, że mógłbyś już się stąd wynieść na dobre. Razem z Desiree- zaśmiała się i zerknęła na niego kontrolnie. Chyba powinna się zamknąć, bo inaczej serio kiedyś urwie jej głowę.
- Wiesz, że powtarzasz to już od jakichś sześciu lat? A skoro chcesz mieć REALNY powód do złoszczenia się na mnie to… jeszcze nie podpisałem umowy. Te warunki są nie do przyjęcia- wyjaśniła z niewinnym uśmiechem wiedząc, że dopiero teraz wywoła wojnę.
Nie mogła jednak odkładać tej rozmowy w nieskończoność i debatować o swojej nowej miłości jak rasowa pensjonarka.
To nie była Julia Crane.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Przeszłość. Zdążył już chyba przyzwyczaić się do tego, jak wiele - na dodatek jak wielkiego - halo potrafili robić o nią inni ludzie, jak bardzo potrafili w niej zostawać, jak chętnie do niej wracali, tarzając się czasem w prywatnym bagienku własnych doświadczeń. On sam za tą swoją mógł być co najwyżej cholernie wdzięczny. Abstrahując nawet od tego jak wielkim szczęściarzem musiał się po prostu urodzić, kiedy inni wystawali po oszałamiającą urodę i niezaprzeczalny talent (patrz - Julia) on najwyraźniej zajął wygodne miejsce w tej kolejce, gdzie można było złapać szczęście do ludzi. Co jedna osoba na jego drodze, czy to zawodowej czy prywatnej, zaskakiwała go w pozytywny sposób i oczywiście, zdarzały się wyjątki, ale mógł być i tak co najwyżej wszystkim zachwycony. I był. Nawet teraz, pomimo tego że ich przyjaźń przybierała czasami rozmiary - a przede wszystkim środki - tej z piaskownicy, uśmiechał się do Julii w ogóle niczym nie zrażony. Czym niby miałby być?
- Zapomniałaś do listy swoich niebywałych zalet doliczyć jeszcze skromności, skarbie - wytknął jej więc bez żadnych skrupułów, powodując w tym samym czasie że ten jego całkiem czuły uśmiech zamienił się w taki zadziorny, zaczepny. Może i miał do niej niesamowitą wręcz słabość, nie chciał jednak by była - aż tak! - świadoma tego, do jakiego stopnia mogła zupełnie bezkarnie wchodzić mu na głowę. Miał jednak zamiar zgrywać nagle wielce niedostępnego, co mu się nie udało, bo roześmiał się w głos.
- Jezus Maria, świat się skończył, znalazł się w końcu bat na twój zgrabny zadek. Nie może być, Julia Crane pod pantoflem. Przecież to trzeba gdzieś zapisać dla potomnych - i śmiał się przez chwilę jeszcze, chyba po raz pierwszy od tych wszystkich dni? tygodni? spędzonych w szpitalu. Naprawdę to, że ktokolwiek na tej planecie byłby w stanie okiełznać tą dziewczynę odebrał jako żart - i to taki z kategorii wysoce udanych - stąd taka a nie inna reakcja. - To jeszcze odbije ci się czkawką, uważaj - spoważniał jednak, bo zaczął podejrzewać, że faktycznie apokalipsa Ziemi może być całkiem blisko, jeśli nawet Julia była w stanie zakochać się tak, by w towarzystwie swojego wybranka opanowywać swoje - jak sama nazwała - dyktatorskie zapędy. Uśmiechnął się jednak do tej myśli, w głębi powtarzając, że lepiej żeby ten jej cały wybranek okazał się kimś porządnym. bo inaczej ten koniec świata okaże się niebezpiecznie realny.
- Dać ci namiar na ordynatora? Poczekaj, poszukam - zaczął klepać się po ciele w miejscach, w których nawet nie miał żadnych kieszeni, w tak teatralny sposób chciał jej pokazać co właśnie odstawia. - Wiesz, że gdyby to zależało ode mnie, Desi czy Dillona to już dawno wszyscy bylibyśmy w domu. To nie jest wcale jednak taka prosta sprawa - bo choćby nie wiem jak bardzo chciał, jak bardzo się starał, wszystko rozbijało się właśnie o zdrowie i formę samej zainteresowanej, a była to materia tak delikatna, że chyba nawet stąpanie po cienkim lodzie nie było do końca najlepszym porównaniem. Uśmiechnął się odrobinę niepewnie, trochę tak jakby cała ta pewność siebie, te wszystkie żarty ledwo sprzed chwili gdzieś uleciały, zastąpione przez tą niebezpieczną niepewność, która toczyła go przez cały ostatni czas. Nawet lekko głowę spuścił, chyba by spróbować sobie to wszystko znowu w głowie poukładać.
- Jakie znowu warunki? - podniósł głowę jednak całkiem nerwowo, kiedy nagle dotarło do niego, że niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z tych wszystkich prywatnych tematów mieli przejść na zawodowe, a on nie dość, że chyba wcale nie czuł się jeszcze na siłach by o nich rozmawiać, to nawet nie do końca miał pojęcie jaka wersja umowy finalnie została Julii przedstawiona.
Brawo, panie Rohrbach. Myk, myk, wracamy teraz do gry.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Tak, tak. Zapomniałam, że jak przystało na każdą kobietę powinnam pokornie schylić główkę i czerwienić się zawsze, gdy sprzedajesz mi komplement. Tak to właśnie działa, co? Jeszcze wypadałoby być wdzięczną, że zauważasz, że sobie radzę, bo przecież taka ze mnie słaba kobietka- ironizowała śmiejąc się na całego, ale wiedząc, że ma rację. Mężczyźni (oczywiście, że nie Flann) uwielbiali spychać kobietę do jakiegoś płochliwego stworzenia, którym należało się opiekować. Ktoś taki jak Julia zawsze wprowadzał element paniki, bo dziewczyna od zawsze umiała sobie sama radzić. Nie znaczyło to jednak, że czasami nie korzystała z narzędzi, w które wyposażyła ją Bozia. Głównie dlatego, by pokonać tych podłych samców ich własną bronią.
Z tego powodu też za późno było na wyznaczanie granic, bo Crane doskonale wiedziała, że weszła przyjacielowi na głowę już dawno. Ba, zdążyła się nawet rozgościć.
Dlatego posłała mu wyrozumiały uśmiech, gdy zaczął podejrzewać, że to samo zrobi z nią Aiden. Marzenia ściętej głowy, ot co!
- Niczego takiego nie powiedziałam. Jedynie to, że możemy się ścierać, ale mam pewne niezbywalne argumenty- odgarnęła długie włosy do tyłu zamykając oczy za kurtyną cudnych rzęs. Nie musiała chyba zbytnio prezentować na czym ta jej przewaga polega, zwłaszcza gdy dochodził do tego niemal hollywoodzki uśmiech i ta pewność siebie, którą emanowała nawet tutaj, w szpitalu. Nie sądziła, że ktokolwiek byłby na to odporny, a już na pewno nie mężczyzna, któremu się podobała. Tego była pewna i na tym postanowiła zakończyć ten temat uznając, że ta relacja jest po pierwsze, zbyt świeża na takie dywagacje, a po drugie, wolała zachować ją tylko dla siebie, dla nich.
Z tego powodu też sama nie chciała bardzo wchodzić butami w związek Flanna, ale parsknęła, gdy zaczął przeszukiwać nieistniejące kieszenie, by odnaleźć numer do ordynatora.
- Uważaj, lekarze z tego szpitala jakoś łatwo się we mnie zakochują- ostrzegła i westchnęła, chyba najwyższa pora, by być odrobinę bardziej poważną. - Wiem, że to wszystko nie jest takie proste. Mam ponad trzydzieści lat- przewróciła oczami, ale kogo ona chciała oszukać? Nadal była nieuleczalną idealistką. - Po prostu myślę, że oni nie wiedzą dokładnie, że możesz jej zapewnić lepszy poziom opieki i ochrony. W końcu ten szpital to raczej prowincjonalna placówka… ze świetnym chirurgiem plastycznym- uśmiechnęła się na koniec ciepło.
A potem postanowiła zburzyć tę sielankę i wejść w strefę interesów. Obserwowała z rozbawieniem w tym czasie swojego przyjaciela, bo przypominał jej w tym momencie zwierzę, które zostaje schwytane w pułapkę reflektorów i zupełnie nie wie, co z tym zrobić.
- Nie czytałeś, prawda?- strzeliła więc całkiem trafnie i westchnęła. - Twoi prawnicy chcą zwiększyć twoją prowizję i mnie od ciebie uzależnić na kolejne dziesięć lat. Nie wiem czy to dobry pomysł w świetle tego, że pewnie do roku się stąd wyprowadzisz. Nie pytaj, skąd ja to wiem- uprzedziła go, ale skoro przechodzili do interesów musiała darować sobie te osobiste wstawki. - Jestem ci wdzięczna za to wszystko, co zrobiłeś i jak bardzo mi pomogłeś, ale nie chcę tego spychać do relacji z twoją sekretarką, skoro cię tu nie będzie- tyle, że Julia jakieś pół roku temu zakładała, że i ona wraca tylko na wystawę.
Najwyraźniej coś się zmieniło i sama nie umiała się do tego przyznać, ale postanowiła przynajmniej zawalczyć o jak najlepsze warunki, skoro mogła tu jeszcze na trochę zostać.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Nauczony doświadczeniem - wszak zbliżali się razem z Julią do tego, że ich znajomość będzie niebawem trwała dekadę - powinien już wiedzieć, że pewnych tematów poruszać się przy tej dziewczynie nie powinno. W innym wypadku można było zostać wręcz zalanym strumieniem świadomości, zwykle dotyczącym równouprawnienia i spraw z nim pokrewnych. Tym razem jednak ani nie westchnął ciężko, ani nie wywrócił teatralnie oczami. Nie zacmokał też z dezaprobatą.
- Ech, Crane, smęcisz już trochę z tą swoją małą wojenką - zauważył za to i zaczął szczerzyć się trochę zaczepnie. - Trzeba byłoby być niespełna rozumu, żeby twierdzić, że jesteś słabą kobietką. Albo, że będziesz się czerwienić na jakiś komplement. O, tutaj - przechylił się lekko w jej stronę i w bardzo przerysowany sposób przyciągnął jeden ze swoich palców do jej czoła, zastukał nim w sam jego środek, po czym zabrał rękę. - Się puknij - dokończył i wykończył całe to swoje przedstawienie jednym z tych swoich zniewalających wręcz uśmiechów. Julia Crane powinna przyznać samej sobie order. Może dla społeczeństwa były to kwestie wątpliwe, ale sprowadzanie Flanna na drogę spotkania z dawnym Flannem powinno zostać odpowiednio docenione.
- Nie musisz tego mówić. To po prostu widać, a uwierz mi, znam cię jak mało kto. Nie wyprzesz się, za późno - pewnie nawet powinien się zaśmiać z całego tego przyłapywania jej na gorącym uczynku - tak się w końcu w tej chwili czuł - ale zamiast tego pozwolił jej po prostu mówić dalej. Ze wszystkich świętości tego świata, najbardziej był pewien tego, że ta kobieta cholernie zasługuje na szczęście, więc jeśli w końcu pojawił się ktoś, kto to szczęście w jej życiu powodował, nie miał serca choćby wchodzić jej w słowo.- Wy sobie tak cały czas ćwierkacie? Tiu tiu tiu tiu. Julia, ja cię nie poznaję - zaśmiał się, ale szybko mina mu zrzedła.
Pewnie źle by to zabrzmiało, ale za każdym razem kiedy ktoś wyciągał temat Desiree - a w ostatnim czasie głównie jej powrotu do domu (oby rychłego!), czuł się jakby postawiony pod ścianą, jakby robił coś źle, jakby się ociągał czy odsuwał cokolwiek w czasie. Generalnie czuł się jak jakiś idiota, który nie radzi sobie z tak podstawowymi sprawami jak wyciągnięcie własnej dziewczyny ze szpitala, i proszę uwierzyć mi na słowo, ale nie było nic co irytowało go bardziej. Tym bardziej, że decyzyjność w temacie miał żadną. Do tego stopnia, że kilkukrotnie był już bliski ściągnięcia tutaj jakiegoś śmiesznego urzędnika i zorganizowania naprędce ślubu, nawet takiego bez świadków, byleby tylko na papierze stał się jej najbliższą rodziną i żeby w końcu wszyscy tutaj zaczęli traktować go poważnie.
A na dodatek teraz jeszcze sprawa interesów. Te przepuszczały mu się przez palce do tego stopnia, że wiedział, że stracił nad nimi już zupełnie kontrolę, ale żeby aż tak?
- Co do Desi - oni dobrze wszystko wiedzą. To jedynie ja się na wszystko wściekam, a to przecież też nie jest tak że cokolwiek robione jest na złość. Ja wiem, że to dla jej dobra, dla tego, żeby wyszła stąd w możliwie jak najlepszej formie... - westchnął sobie. - I tak, nie czytałem. Co więcej, nikt się nawet nie pofatygował by poinformować mnie o tym, że cokolwiek dostałaś - zacisnął usta w mocną kreskę. Królowa Beyonce mawiała somebody's getting fired i to był prawdopodobnie pierwszy moment, w którym rozumiał tą kobietę. - Nie wiem też skąd wzięły się informacje o tym, że za rok mnie nie będzie - przyjrzał się jej pytająco. - Jutro spróbuję to zobaczyć i ogarnąć. Nową wersję umowy dostaniesz pewnie po wernisażu - na dobrą sprawę więcej nie był jej w stanie na tą chwilę obiecać. I to miał jej nawet wyjaśnić, kiedy jednak...
- Moment, moment. Skoro tak cię boli moja ewentualna wyprowadzka, czy to znaczy że ty jednak zamierzasz zostać? - i tylko on sam wiedział jak mocno korciło go, by przycisnąć teraz palec do jej klatki piersiowej i zmusić do najbardziej szczerych zeznań. Oparł się jednak wygodnie na swoim krześle - o ile to w ogóle było możliwe i czekał.
Poczuł się szczęśliwy. Desiree miała wracać do domu. Julia znalazła spokój i prawdopodobnie swoje miejsce (i człowieka) na ziemi. Nic nie mogło iść bardziej po jego myśli.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Czasami, gdy głębiej zastanawiała się nad fenomenem tej relacji, docierały do niej już nieco zamglone wspomnienia, gdy oboje zgodnie deklarowali, że przyjaźnić się ze sobą nie zamierzają. Ba, Julia nawet dość otwarcie negowała jego obecność w swoim dalszym życiu, bo przecież nie była wtedy na etapie zatrzymywania przy sobie kochanków. Żyła inaczej- na jednym oddechu i koniecznie ze zmianą, która ją nakręcała do tworzenia. Relacja tego pokroju- spokojna, oparta na solidnych podstawach zawodowej współpracy oraz zaufania- wydawała się jej nie do zdobycia.
A tu proszę, lata minęły i rozmawiali ze sobą jak dwójka dorosłych ludzi, która swoje przeszła, ale obecnie łączyła ich tylko (a może aż?) przyjaźń. Najwyraźniej wystarczyło zmienić tylko optykę.
Nie znaczyło to jednak, że w takich chwilach jak ta nie miała ochoty go rozszarpać albo przynajmniej poszukać tego nożyka z odpadków medycznych i zadać mu jeden z tych kluczowych ciosów. Płytkich, żeby mógł tylko delikatnie poużalać się nad sobą jak niegdyś miał w zwyczaju. Obecnie oboje chyba funkcjonowali na innych zasadach i dla niej to była jedna z tych małych tragedii, związana z napaścią Desiree. Flann gdzieś zatracił tę dawną, artystyczną swadę i Julia miała nie spocząć, dopóki jej nie odzyska, nawet jeśli w międzyczasie sam proces doprowadzi ją do białej gorączki. Od tego byli przyjaciele, prawda?
A Crane umiała w przyjaźń.
Nie wiedziała czy umie za to w miłość czy inne pochodne tych uczuć, więc nie mogła za bardzo wypowiadać się o tym, co będzie ani jak to wszystko się potoczy. Wiedziała jedno- Aiden zaczynał w niej budzić coś, co już dawno zostało uśpione, miała wrażenie, że jeszcze za czasów Adama i od tamtej pory nigdy tym emocjom nie dała dojść do głosu uznając, że są one w jej życiu zbędne. Teraz jednak dobrze było uśmiechać się na myśl o kimś, czytać z wypiekami na twarzy jego smsy i dać się porwać tej szczeniackiej w gruncie rzeczy fascynacji. Na trochę, przecież wiedziała, że kiedyś będzie musiała przestać bujać w obłokach, ale skoro jak na razie to trwało, nie zamierzała tego przerywać.
Ani uświadamiać też Flanna, że i owszem, zna ją całkiem nieźle i słusznie przewidział to wszystko. Tak bardzo, że przewróciła teatralnie oczami.
- To było stwierdzenie faktu. Aiden jest świetnym specjalistą, to nie ma nic wspólnego z nami- poprawiła go i właściwie to była częściowa prawda, bo przecież pokusiła się o sprawdzenie Thompsona i wiedziała, że jest najlepszy w swoim fachu, ale przecież to rozchodziło się bardziej o ich wspólne droczenie się z tego szpitala. Zaśmiała się jednak beztrosko z jego podejrzeń.
- A to nie jest tak, że sam jesteś zakochany i wszędzie widzisz miłość?- zauważyła rozbawiona. - I z nikim sobie nie ćwierkam, mam trzydzieści pięć lat i jestem w związku. To chyba normalne, nie?- westchnęła, bo uświadomiła sobie dopiero, że dla niej to stało się zwyczajne od kilku miesięcy, a wcześniej jakikolwiek monogamiczny związek to był czysty absurd.
Należało podziękować Polanskiego za to, co jej zrobił.
Nie zamierzała jednak nad tym się dłużej skupiać (ani na własnej osobie), więc kiwnęła głową, gdy tłumaczył jej meandry sztuki lekarskiej. Z ich dwojga na pewno odznaczał się większą cierpliwością, bo Julia lubiła wyważać drzwi, które już kiedyś zostały otwarte.
- Wiesz, ktoś mądry kiedyś mi powiedział, że wszystko małymi kroczkami. Możesz zrobić kilka większych, jasne, ale życie składa się z tych mniejszych. Ta osoba siedzi tu przy mnie i smęci- parsknęła, ale zaraz przestała być tak wesoła, gdy jego mina faktycznie wyrażała podziw dla tych wszystkich diw, które wywalają ludzi z pracy.
- Zawaliłeś ty, bo powinieneś przeczytać. Nie szukaj innych winnych- szybko to (albo jego) wyjaśniła i spojrzała na niego uważnie. - Tak podejrzewam, bo wiem, że Desiree tu sporo przeszła i… Nie będzie chciała tu zostać. Ja nie chciałam- mówiła raczej o poprzednim roku, gdy uciekła stąd po tej wpadce, która właściwie rozdzieliła ich na dobre.
Z perspektywy czasu rozumiała jak bardzo słuszna była ta decyzja, gdy uświadamiała sobie jedno.
- Wiesz, jeśli chcę faktycznie badać tę relację i wiedzieć do czego mnie zaprowadzi to… Nie mogę uciec. Nie jemu- uśmiechnęła się lekko, bo właściwie to wymagało od niej sporej odwagi. Okazywało się przecież niejednokrotnie, że znacznie łatwiej było spakować manatki i poszukać się w Europie.
- Niezależnie od tego… Nie wiem czy podpiszę tę umowę- tak, Flann zdecydowanie zacznie przez nią siwieć i była tego pewna.
ODPOWIEDZ