Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Galahad niestety nie kierował się w tym wszystkim swoim dobrem. Tak, z logicznego punktu widzenia miało to naprawdę dużo sensu by dochodził do siebie w mieszkaniu Callie, a nie u swojej siostry. U niej była winda, miałby kogoś pod ręką przez większość dnia, a siostrzenica nie zadawałaby niewygodnych pytań. Dopiero odzyskała mamę, nie ma co jej dokładać wujka kaleki, nawet jeśli ulubionego. Dzieci wiedzą co się dzieje w około. Nawet ona zasługiwała na chwilę wytchnienia. Jednakże do tego wszystkiego dochodziła sfera emocjonalna. Ta, która w tym momencie dla mężczyzny była ważniejsza. Już raz stracił wszystko na czym mu zależało. Nie chciał ryzykować tego ponownie tylko przez to, że miał wypadek. Nawet jeśli całkiem poważny. Ostatnim razem okres, w którym się poznali nie był po ich stronie. Podobnie, jak czas. Tym razem chciał zadbać by wszystko rozwinęło się naturalnie, w jej tempie. Oboje musieli się wystarczająco na to otworzyć.
- Teoretycznie nie... - przyznał z pewnym przekąsem - Nie ma nic, co stałoby nam na drodze gdybyśmy chcieli to przedłużyć, ale to duży krok, a Ty chciałaś pomału... - spojrzał na nią nieco speszony, sam nie wiedział dlaczego - Wiesz co, w obecnej sytuacji to nie dam rady tak nóżki podnieść. - uśmiechnął się tchnąwszy w te konwersację trochę luzu, którego oboje w tym momencie potrzebowali.
- Tak, trochę tak. - przyznał jej zupełnie szczerze - Obawiam się, że po czasie stwierdzisz, że to był błąd, że nie byłaś gotowa. Dlatego nie chcę byś robiła coś, czego normalnie byś nie zrobiła gdybym nie miał wypadku. - wyjaśnił spokojnie, jak na jego profesję przystało.
Obawiał się również, że sam mógł nie być na to gotowy, chociaż tego nie był jej teraz w stanie przyznać. Jego zazdrość oraz zaborczość była jedną stroną medalu. Zdawał sobie sprawę, że wywodzi się z tego, co stracił w ostatnich latach. Teraz trochę chorobliwie interesował się życiem swojej partnerki obawiając się, że albo robi to samo, co kiedyś on, bądź po prostu, że znajdzie sobie kogoś lepszego. Jego samoocena dostała porządny cios w wątrobę gdy okazało się, że żona przyprawiała mu rogi na długo przed tym, gdy sam zaczął to robić. Do tego, nawet tak oczytanego i pogodzonego ze swoim bytem mężczyznę mogły dopaść normalne, przyziemne męskie problemy. Jak chociażby to, że nie chciał by widziała go w tak słabym stanie. Nie chciał być przy niej słaby, powinien być silny. A zdawał sobie sprawę, że od największego dołka od którego albo się odbije, albo podda dzieli go tylko kilka tygodni.
- Naprawdę? - uniósł brwi ze zdziwienia - Dobrze, że mi powiedziałaś. Teraz będę wiedział czym jest ten szum w nocy. - żartował oczywiście, jednak uśmiech, który jej pokazał był czymś innym.
Może było w nim nieco dumy, dlatego, że zdobyła się na taki krok. To znaczyło, że myślała o nim poważnie, a w ten sposób dawała mu po prostu o tym znać. Można też powiedzieć, że był w tym momencie w pewien sposób szczęśliwy. To naprawdę dużo dla niego znaczyło. Nawet jeśli jej relacje z ojcem były mocno nadszarpane.
- Dziękuję. - ścisnął delikatnie jej dłoń - Pomyślę o tym, dobrze? Daj mi trochę czasu. - uśmiechnął się do niej ciepło muskając wierzch jej dłoni swoim kciukiem - A teraz... Może chcesz się przesiąść na łóżko? Materac jest konsystencji afgańskiej pustyni, jednak wydaje mi się, że bije na głowę poziom gruzu, na którym teraz siedzisz. - teraz jego uśmiech nabrał tego chytrego wyrazu, który tak dobrze znała.
A mimo wszystkich bandaży i śladów po wypadku nadal był całkiem przystojnym mężczyzną. Po szpitalnym łóżku nie można było nawet stwierdzić, że niepełnosprawnym.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Kontynuowanie relacji jak gdyby wypadek się nie wydarzył było dla Callie tak samo nienaturalne jak przedwczesna decyzja o wspólnym zamieszkaniu. Nie potrafiła udawać, że wszystko jest takie samo kiedy zaledwie kilka godzin temu wylewała nad łóżkiem nieprzytomnego Galahada wiadro łez. Jemu zależało na tym, by podejść do tematu ostrożnie i zachowawczo - żeby wszystkiego nie spieprzyć zanim się zaczęło; Callie zależało na tym, by Galahad miał najlepszą opiekę, najszybciej wyzdrowiał i chciała w tym wszystkim uczestniczyć nawet jeśli tylko dla własnego spokoju. Skutki tego podejścia w ogóle jej nie interesowały, wzrok przysłaniały lęk i troska.
Naprawdę — przytaknęła. Nie planowała tego, ale ojczulek wyjątkowo przebywał w Brisbane a jak już się spotkali… Jak mogłaby przepuścić okazję by zobaczyć jak starszemu pęka żyłka? — Ten szum to symfonia jego rozczarowania, że nie zrobił sobie drugiego dziecka które może byłoby choć trochę bardziej udane — wzruszyła ramionami. Doceniała to, że ojciec nie porzucił jej tak jak matka - i ogrom przywileju jaki jej zapewniał, ale ostatnich dziesięć lat było dla tej relacji prawdziwym sprawdzianem, którego starszy Carter nie zdał.
„Nie musisz się deklarować teraz” — z rozbawionym westchnieniem cytowała jego barową wypowiedź — „ale przyjdzie taki moment, że będę tej deklaracji potrzebować”.
O tak. To była jej drobna, słodka zemsta - bo wpędzał ją w poczucie winy, jak to mu ciężko z takim „pomiędzy”, gdy ona bezczelnie prosi o trochę czasu. A teraz? Sam się tego czasu domagał i odmawiał powiedzenia „tak” lub „nie”. Role się odwróciły, kto by pomyślał. — Nic się nie zmieniło - nawet po wypadku zapraszasz mnie do łóżka. To dobrze, chyba nie uderzyłeś się mocno w głowę — jakże bardzo (ani trochę) niezadowolona uśmiechnęła się szeroko, by po chwili sięgnąć wolną dłonią do czubka jego głowy; palcami przeczesała potargane włosy, by prezentował się w szpitalnej stylizacji odrobinę bardziej elegancko. — Zostanę na krzesełku — zdecydowała bez zawahania. Jeszcze tego brakowało, żeby siadając spowodowała wgniecenie, nierówność, która połamanego Harringtona zaboli. Nie mówiąc o mimowolnych ruchach które mogła wykonać, nieintencjonalne wprawiając jego poturbowane ciało w drgania. — Boję się, że niechcący cię uszkodzę. Musisz wytrzymać sam na tej pustyni — albo przyjąć zaproszenie na turnus wypoczynkowy w jej mieszkaniu, tak na przykład. — Przywiozłam ci parę rzeczy, szwagier cię spakował — skinęła głową w stronę zostawionej pod ścianą czarnej torby. — Jeśli czegoś będzie ci brakowało, to przywiozę jutro. A teraz… — zerknęła na godzinę w wyświetlaczu telefonu, by po chwili wrócić wzrokiem do równie uroczego co zawsze Harringtona. — Jedzenie, picie, próba wycieczki do łazienki, drzemka...? Musisz mnie wykorzystać póki tu jestem. Z czym mogę ci pomóc?
Rozmawiało się oczywiście przyjemnie, ale potem Galahad zostanie sam, a personel z reguły miewa zbyt wiele obowiązków by pochylać się nad każdym pacjentem indywidualnie. Jeśli więc potrzebował wsparcia z czymkolwiek - czy było to nakarmienie dzielnego pacjenta jabłuszkiem, czy cokolwiek innego, teraz był moment na skorzystanie z obecności Carter.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W sumie nie wiedział jak dużo Callie powiedziała swojemu ojcu o ich poprzednim związku. Chociaż znają ją nie zdziwiłby się gdyby przy jakiejś kłótni bardzo spłyciła ich relację robiąc z niego kompletnego dupka. Miała do tego pełne prawo. Był dupkiem, nie potrafił się zdecydować i ją stracił. Mogli mieć wszystko, a on to spieprzył bo wierzył w instytucję małżeństwa. Jak widać nie było warto. Nie miał by jej tego zupełnie za złe. Na pewno mówiła prawdę, cokolwiek by o nim nie powiedziała. Jednak nigdy nie zauważył by potrzebowała jego uznania. Więc dlaczego mu o tym powiedziała? Przecież nie byli ani oficjalną parą, ani jego zdaniem nie było się po prostu czym chwalić. Jeszcze przed wypadkiem był po prostu byłym żołnierzem, któremu udało się odnaleźć nową specjalizację. Jednak nie miał ani mieszkania, ani wielkiej kariery. Nie miał jej zbyt dużo do zaoferowania poza swoim towarzystwem. Teraz sytuacja miała się z grubsza inaczej. Do tego wszystkiego mógł zostać kaleką.
- Pominę na chwilę ten tekst o kolejnym dziecku. - przewrócił lekko oczami z nieco ganiącym uśmiechem - Dlaczego mu o nas powiedziałaś? - spojrzał na nią z tym błyskiem zaciekawienia.
Odpowiedź może być tak prosta jak - po prostu tak wyszło, jednak chciał się tego dowiedzieć od niej. Znając ją na pewno jakoś go zaskoczy.
Spojrzał na nią nieco kwaśnie, kiedy przywołała jego własne słowa przeciwko niemu, ale szybko się uśmiechnął. Szanował to, że potrafiła mu dopiec obracając jego słowa przeciwko niemu. Chyba nie było nic tak pociągającego jak kobieta, która potrafi odbić piłeczkę. Nawet poznęcać się trochę nad swoim facetem po wypadku. Kręciła go i gdyby nie częściowy paraliż pewnie już dostawałby wzwodu.
- To be fair, bardziej zostałem uderzony w głowę. A raczej... Moja głowa uderzyła z dużą siłą o słupek. - puścił jej oczko, a raczej próbował bo wyszło to trochę koślawo w jego stanie - Hej, zapraszam Cię do łóżka, ale w pełni ubraną. Nawet dłoń nie wsunie mi się przypadkowo pod twój stanik. Przysięgam na swoje purpurowe serce. - nawet położył dłoń tam, gdzie powinno być.
- No nie... - mruknął - Nie nasiedziałem się już wystarczająco sam na tej pustyni? - zrobił smutną minę - Dziękuję Callie. - uśmiechnął się do niej ciepło lekko ściskając jej dłoń - Myślę, że nie mogę jeszcze zbytnio ani niczego się napić, ani zjeść, ale może dasz się jednak zaprosić do tego łóżka i pozwolisz mi zasnąć w świetnym towarzystwie? - uniósł pytająco brew z czymś, co miało przypominać jego uwodzicielski uśmiech numer pięć, a wyszło coś między Harveyem Dentem, a Jokerem z serii Nolana.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Sama nie wiedziała dlaczego w chwili, w której zdania opuszczały jej usta. Może wiedziała że wiecznie niezadowolonemu ojcu się ta informacja nie spodoba i chciała sprezentować mu ten dyskomfort, tę pulsującą żyłkę na czole. Może w ramach prymitywnej zemsty za to, że zawsze był nieobecny, że wybierał kiedyś pracę, a teraz półnagie osiemnastolatki, zamiast Callie. Może chciała go ukarać za chujowe rodzicielstwo tymi wszystkimi wyskokami, których Galahad poznał jedynie mały procent. Może w ogóle romans z żonatym i starszym to jakiś niemy krzyk do ojca, że wszystko zrobił źle i teraz jego córka wszystko robi jeszcze gorzej.
A może po prostu poczuła, że wspomnienie o tym będzie właściwe - lub odwrotnie, co bardziej prawdopodobne: poczuła, że przemilczenie istnienia tej relacji byłoby jakąś nieuczciwością, jakimś świństwem wobec Harringtona, gdy pojawił się odpowiedni temat. Czym innym było przecież niezaczynanie tematu przez Callie, a czym innym ordynarne kłamanie że relacja nie istniała, gdy temat został zaczęty przez ojca. Na pewno chciała być fair, a w Brisbane było to łatwiejsze.
W Lorne nie chciała mówić o charakterze ich relacji ani znajomym z kuchni, ani znajomym z pracy, ani znikąd. Nie chciała jeszcze, w codziennym życiu, konfrontować się z tym tematem. Na wyjeździe... Powiedzenie tego samego było prostsze, bo mogła kilka dni później zostawić to miejsce i rozmowę za sobą. Niewątpliwie mówienie o tym w Brisbane smakowało znacznie lepiej - bo to trochę tak, jakby po latach zdjęto z niej kaganiec. Wreszcie mogła właśnie tam, w tym konkretnym miejscu, powiedzieć na głos o relacji która w przeszłości musiała pozostawać sekretem. To przyniosło pewne uczucie satysfakcji, musiała przyznać.
Bo ja cię nie znam, tak? — pokręciła głową. - Obiecujesz, że "przypadkiem" nie, ale "specjalnie" to zupełnie inna kwestia, nieobjęta ustaleniami - jako kobieta nie bardzo rozumiała męską słabość do cycków, ale jako Callie nie miała nic przeciwko słabości Galahada względem niej samej. Dlatego nie walczyła z nim dłużej i zostawiając buty na podłodze wsunęła się pod kołdrę obok niego. Ostrożnie zajęła miejsce, uważając by niechcący go nie uderzyć czy nie nacisnąć.
Drzemka przydałaby się i jej - ale skumulowane w niej nerwy całego dnia wykluczały tę ewentualność. Pomijając lęk przed gniewem pielęgniarki, oczywiście. To nie hotel i nie agencja towarzyska, przestanie obłapiać pacjenta... Tak lepiej? — spytała przytulając się policzkiem do jego ramienia. Role odwróciły się i w tej kwestii - teraz to Carter miała za zadanie utulić jego do snu, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wolałaby okoliczności inne niż szpitalne, ale jeśli to miało mu pomóc wyzdrowieć… Nawet okład z cycków był do przemyślenia, tak na dobrą sprawę! Anything goes. — Nie planowałam tego — wróciła do pytania mężczyzny. Mogłaby łatwo nakłamać że to była decyzja podyktowana czymkolwiek, co dobrze brzmiało, ale… Nie. — Napisałeś do mnie. Uśmiechnęłam się. Zapytał kto to, więc… Powiedziałam. Wtedy on powiedział, że zgłupiałam, z czym trudno było dyskutować — kontynuowała z delikatnym rozbawieniem, na moment zadzierając głowę by raz jeszcze ucałować policzek dzielnego pacjenta. — Nie jest twoim fanem, nie przekazuje wyrazów szacunku ani pozdrowień. Nie, żeby były ci do czegokolwiek potrzebne. Mi też się oberwało. Nawet z ”Calliope Carter!!!”. Prawie zemdlał. — westchnęła. Pełne imię to był chwyt poniżej pasa. Nóż w plecy.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mógł się tylko do niej głupkowato, oczywiście na swój uroczy sposób, uśmiechnąć. Znała go dobrze, można by nawet powiedzieć, że za dobrze. To było coś całkowicie w jego stylu i gdyby nie był tak cholernie obolały pewnie tak potoczyłaby się ta historia. Zawsze używał każdej możliwej wymówki by ją trochę pomacać. Uwielbiał jej ciało i nie widział nic złego w tym, by w ten fizyczny sposób okazywać jej swoje zainteresowanie. Jednym z jego języków miłości zawsze był dotyk. A czy robił to w najbardziej czy najmniej odpowiednich momentach... Cóż. Powiedzmy, że we wszystkim trzeba zachować pewien balans. Nie ma co przeszkadzać w żadną ze stron. On prywatnie sądził, że robił to wręcz perfekcyjnie. Czasami w miejscach publicznych, jednak nigdy przesadnie nachalnie. Tak ot by ona wiedziała, że jest w niej kompletnie zabujany, a reszta świata by wiedziała, że dziewczyna jest już zaklepana. Zawsze był zazdrosny i zaborczy. Kiedyś mówił o zdrowej zazdrości, teraz... Pewne rzeczy mogły się nieco pozmieniać. Dużo się zmieniło odkąd ostatnim razem byli razem.
- No słuchaj, skoro tak nalegasz... - wyszczerzył się do niej, co za chwilę zmieniło się w lekki grymas bólu, kiedy zaczynała się przy nim mościć.
To było nieuniknione. Złamane żebra, siniaki, pewnie jakieś obrażenia wewnętrzne, do tego wszystkiego wstrzaśnienie mózgu i lepiej nawet nie mówić o jego kręgosłupie. Oczywiście, że trochę bólu wystąpi, aczkolwiek jej bliskość była tego bardziej niż warta. Gdy tylko zajęła swoje miejsce u jego boku i położyła głowę na jego ramieniu, nastał spokój. Jego ciało samoczynnie zaczęło wyrównywać jego oddech, a on poczuł jakby nagle ściągnięto z niego przynajmniej kilka kilo wagi. Mięśnie zaczęły się rozluźniać. Nie mógł się powstrzymać i po prostu ucałował ją w głowę.
- Jestem trochę za słaby żeby wsunąć Ci teraz dłoń pod koszulkę, ale jeśli chcesz wsuń tam swoją. Wyszeptam ci kilka rzeczy na ucho i będzie zupełnie jakbym ja to robił. No... Prawie. Ja robię to trochę lepiej. - uśmiechnął się do niej zadziornie dając jej jeszcze jednego buziaka w czoło.
Nie miałby nic przeciwko małemu przedstawieniu. Lubił takie gierki, lubił patrzeć. Kto wie, może doprowadziłaby do wzwodu, który w efekcie pobudzi jego nerwy do działania i puf, znów będzie mógł chodzić, a co najważniejsze zaspokoić swoją partnerkę. A man can hope, right?
- Tak, znacznie lepiej. - przytaknął delikatnie mimowolnie zaczynając głaskać ją po boku. To silniejsze od niego, a delikatny ruch nadgarstka nic go nie kosztował. Robił to całkowicie automatycznie.
- A tak, moje znakomite poczucie humoru. To pewnie ta fotka, jak przymierzałem twój prezent świąteczny? - uśmiechnął się lekko mówiąc nieco niższym głosem i lekko przeciągając sylaby, co mogło świadczyć tylko o jednym, robił się senny - Teraz może nie, ale w przyszłości mogłoby się przydać. - mruknął jej przy uchu przykładając swój policzek do czubka jej głowy - O nie, tylko nie pełne imię, to poniżej... pasa... - musnął nosem jej włosy, a jego dłoń zaczęła zwalniać.
Jeszcze przez chwilę próbował z tym walczyć. Kilka razy dał jej jeszcze niedbałego buziaka, lecz nie trwało to dłużej jak kilka minut zanim jego oddech całkowicie się uspokoił, dłoń opadła, a on całkowicie odpłynął. Środki przeciwbólowe wygrały. Potrzebował tego odpoczynku, a ze swoją kobietą w ramionach... Zawsze miał tendencję do odpływania. Ciężko się przyznać, ale to on częściej zasypiał na wieczorach filmowych. Może ona też ucięła sobie krótką drzemkę zanim wyślizgnęła się by wrócić do domu? Może rzeczywiście wyprosiła ją pielęgniarka? Tego dowiemy się w następnym odcinku.

/zt x2

callie carter
ODPOWIEDZ