Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powiedzieć, że Galahad średnio sobie radził z nieobecnością Callie to nic nie powiedzieć. Tak, powiedzieli sobie, że wszystko będzie w porządku. Powiedział też, że jej ufa, co oczywiście nie sprawiło, że przestał o niej myśleć. O tym, co tam robiła z tym swoim byłym, czy jak spędzała swoje dnie i dlaczego wszyscy na pewno gapią jej się na tyłek. Chyba odkąd zdecydował się mieć tylko jedną partnerkę zrobił się cholernie zaborczy. Można by powiedzieć, że wręcz chorobliwie. Na szczęście pomiędzy świętami oraz nowym rokiem miał wystarczająco dużo interwencji kryzysowych by nie dać się tamu zupełnie pochłonąć. Nie ma to jak święta. Wszystkie samotne osoby, którym ta samotność zaczyna jeszcze bardziej dokuczać. Te wszystkie rodzinne spotkania, z dawno nie widzianymi wujkami, ciotkami. Porównania do swojego rodzeństwa, kuzynostwa. Cóż za magiczny czas. Dla niego to wlaśnie była magia świąt. Nie kolędy, choinka i cała reszta. Jego pacjenci w potrzebie.
Sylwester zapowiadał się natomiast nieco lepiej. Wieczór miał mimo wszystko wolny. Skoro Callie nie było w mieście, nie miał żadnych szczególnych planów. Zamierzał spędzić ten czas z rodziną. Umówili się z mężem jego siostry, że posiedzą trochę z dziewczynką, położą ją spać, a później on wyskoczy na chwilę do szpitala spędzić ten czas z siostrą. Nie powinna być sama, zwłaszcza w szpitalnym łóżku. Wtedy jeszcze nie wiedział jak szybko dotrze do tego szpitala. Po udanym rodzinnym wieczorze złożył życzenia szwagrowi, wsiadł w swoje cudeńko i pomknął na wpół pustymi ulicami miasta.
Stojąc na czerwonym świetle sprawdził wiadomości na telefonie. Wyglądało na to, że Callie dobrze się bawiła na jakiejś łodzi. Zawsze potrafiła się dobrze wkręcić w takie rzeczy. Chciał życzyć jej dobrej zabawy, zaczął już pisać wiadomość, kiedy kątem oka zauważył mocne światło reflektorów. Światło, którego nie powinno tam być, nie tak blisko. Zdążył tylko unieść głowę. Wielki znaczek MANa to ostatnie, co pamiętał. Ciężarówka dosłownie zmiotła jego auto z drogi. Jak to z klasykami, nie mają zbyt wielu dodatków ratujących życie. Miał szczęście, że sam dodał przynajmniej dwie poduszki powietrzne, co pewnie uratowało mu życie. Miał to szczęście, że nie był na kompletnych bezdrożach. Z jednego z pobliskich domów szybko wezwano karetkę i straż pożarną. Drzwi oczywiście trzeba było wycinać. Dojechał do szpitala w rekordowym tempie, a na pewno szybciej niż planował tego wieczoru.
Minęły dwa dni, a on nadal nie odzyskał przytomności. Jedno było pewnie i widoczne na pierwszy rzut oka. Nie był w dobrym stanie. Oberwał, mocno. Tamtego wieczoru nie było nawet wiadomo, czy przeżyje. Jego telefon został przekazany szwagrowi dopiero następnego dnia gdy skończyli przeszukiwać wrak jego auta. Z dobroci serca naładował go i dał znać o sytuacji kontaktom w jego telefonie. Jednym z nich nadal była Callie. Miało dopiero się okazać w jak głębokim bagnie się znalazł.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie zgadzali się w fundamentalnej kwestii: etapu i tempa w relacji. Callie uważała że tydzień rozłąki świetnie im zrobi, nie chcąc popadać w niemal natychmiastową pułapkę spędzania ze sobą każdej wolnej chwili kosztem innych relacji. Nie chciała też będąc na wyjeździe z przyjaciółmi być tym chamem, co wisi na telefonie z drugą połówką i wkurwia wszystkich dookoła brakiem szacunku do grupy - więc może kontakt z jej strony nie był przesadny, ale każdego dnia wysłała przynajmniej jednego smsa i kilka razy zadzwoniła wieczorem. To wydawało się zdrowym kompromisem pomiędzy „pamiętam o tobie i tęsknię” a „jestem ze znajomymi, więc poświęcam czas i uwagę znajomym”.
Po sylwestrze, skacowana i przejechana życiem, pomyślała najwyżej tyle że Galahad musiał przerobić duże frustracje i dlatego się nie odzywał - zaplanowała nawet zaprosić go na lunch, tym razem bez niespodzianki żeby nie było afery, że wyszedł do pacjenta.
Sytuację zmienił telefon od szwagra.
Do szpitala przyjechała natychmiast, taksówką prosto z lotniska - w dresie i z walizką, z ciśnieniem trzysta na milion i sercem rwącym się do ucieczki z klatki piersiowej. Stoczyła walkę z personelem odmawiającym wpuszczenia jej do sali, bo przecież nie jest ani żoną, ani rodziną - zrobiła oczywiście przedstawienie (emocje nie sprzyjały dyplomacji) i chyba wpuszczono ją w końcu po to, żeby się zamknęła. Whatever, na tym etapie wszystko było jej obojętne.
Pierwszą godzinę tylko przepłakała siedząc na niewygodnym krzesełku, bo widok Galahada w tym stanie, w szpitalnym łóżku, to było dla niej za dużo. Ona mogła chorować, ona mogła umierać - ale nie on. Nie tak, nie teraz.
W drugiej godzinie salę odwiedziła pielęgniarka by zmienić mężczyźnie kroplówki - była zdecydowanie milsza niż Halinka czy Bożenka z onkologii, wsparła roztrzęsioną Carter rozmową i nawet zaoferowała parę informacji o stanie zdrowia pacjenta. Zachęciła, by do niego mówić - bo najlepsze ćpanie już mu zabrali i przynajmniej w teorii powinien móc się wybudzić - dla czujnej i podejrzliwej Callie to wcale nie brzmiało dobrze, bo nie gwarantowało niczego. Postanowiła jednak być dzielna, łzy otrzeć i wziąć się w garść.
To zapoczątkowało monolog, którego całe szczęście nikt nie nagrał i nie wrzucił do internetu, bo byłby to viral bardzo niefortunny.
Przeszli przez wszystkie intuicyjne tematy: od „potrzebuję cię, ogarnij się” (nie należy winić Callie za marny romantyzm w tej sytuacji) po dokładny opis zeszłorocznych urodzin które spędziła na jachcie jakiegoś handlarza bronią (i może ludźmi, nie była pewna) oczywiście w wyniku serii przypadków i głupich decyzji. Opowiedziała mu też o rozwrzeszczanym gówniaku z samolotu i o tym, że jedna z odwiedzających sanktuarium dostała wstrząsu anafilaktycznego od batona, który nie miał mieć orzeszków. Bezskutecznie.
Trwało to wszystko kilka godzin, aż w akcie desperacji podsunęła mu pod nos swój nadgarstek - może błędnie skupiała się na zmyśle słuchu? Może zapach był drogą do sukcesu? Znajomych perfum, znajomego ciała…? Nope. Westchnęła, dobita kolejnymi porażkami, i sięgnęła do torebki po balsam do ust o zapachu gumy balonowej. Smarując swoje, zdecydowała się sięgnąć również do ust męskiego mężczyzny, samca alfa - skoro śpi w najlepsze i nie spieszy mu się do pobudki, babska pomadka nie powinna mu przeszkadzać, a przynajmniej wargi mu nie popękają!
Został jej tylko jeszcze jeden as w rękawie. Nie chciała po niego sięgać, ale skoro nie dało się inaczej…
Gal, wyjazd pomógł mi zrozumieć czego potrzebuję — ścisnęła nawet mocniej jego dłoń, w czułym geście słuchaj, kurwa, i otwórz wreszcie te oczy. Nananana, wife material, nie? — Muszę wykorzystać moje predyspozycje tak, by czynić jak najwięcej dobra w tych kilku ostatnich latach życia. Dlatego zdecydowałam, że zostanę aktorką porno.
Uważnie lustrowała jego buźkę spojrzeniem, czy mu żyłka nie pękła, powieka nie drgnęła? — Umówiłam pierwsze testowe nagrywki na jutro. Agencja widzi mnie w paru niszowych kategoriach. To bardzo dochodowa branża, wiesz? Plan zdjęciowy to dziesięć, dwanaście godzin… Kilka razy w tygodniu… Zostawię jakiejś fundacji niemałą sumę. I świat o mnie nie zapomni, tak długo jak produkcje z moim udziałem będą latać w sieci… Chyba że, nie wiem, obudzisz się teraz i mi powiesz, że zwariowałam i absolutnie się nie zgadzasz.
Jeśli to go nie obudzi, to musiała pogodzić się z tym, że potrzebował więcej czasu.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nic dziwnego, że nie chcieli jej wpuścić. Ktoś w tym szpitalu dbał o dobro pacjentów. Przecież Galahad był bardzo ważnym człowiekiem. Nie można było wspuścić do niego byle kogo. Te wszystkie psycho fanki, pacjenci i płatni zabójcy tylko czekali na moment, w którym na chwilę straci czujność. Brak przytomności zdaje się kwalifikować pod tę definicję. Miał szczęście, że w tym samym szpitalu była jego siostra i to zaledwie kilka dni od wypisu. Miał kto przyjść, wytrzeć mu czółko i przegonić wszystkie śliniące się na jego widok pielęgniarki. Przede wszystkim zadbała by nikt go tutaj nie obrobił. To zdarzało się w szpitalach cały czas. Nawet jeśli większość jego rzeczy została w samochodzie, a ciuchy poszły na szmaty. Na pewno było jeszcze coś, co sobie cenił. Jakiś zegarek, czy coś...
Oczywiście nie był świadom wszystkich płotków, przez które musiała przeskoczyć Callie żeby znaleźć się w jego pokoju. Na pierwszy rzut oka wyglądał tragicznie. Podkrążone oczy od poduszki powietrznej, liczne rozcięcia na twarzy od szyb, nieco zakrwawiony bandarz na głowie, podpięty do tej całej maszynerii monitorującej jego siły witalne. Conajmniej jakby zderzył się... Z ciężarówką. Jej urok na razie niestety nie miał na niego wpływu. Zdawał się zupełnie nie rejestrować jej obecności. Od czasu do czasu puls mu nieco skoczył gdy opowiadała mu kolejne historię, jednak żadna nie sprawiła, że w końcu otworzył swoje oczy. Pielęgniarka zdradziła jej, że w teorii jego życiu w tej chwili nic nie zagraża, aczkolwiek mina z jaką to mówiła świadczyła o tym, że Callie nie dostawała wszystkich informacji. Coś było na rzeczy, coś co zarezerwowane było tylko dla rodziny. Zawsze mogła udawać jego piękną i młodą żonę, przecież nikt by jej nie legitymował w tym amoku.
Kiedy jednak zaczęła bredzić o swojej nowej karierze... Coś się zadziało. Gdzieś tam, podświadomie chyba rejestrował jej słowa. Bo chociaż żyłka na czole nie zaczęła mu pulsować, tak sam puls nieco przyśpieszył. Maszyny zaczęły pipczeć nieco szybciej. Pierwszym ludzkim odruchem było poruszenie się małego palca, później jeszcze raz, za chwilę cała dłoń delikatnie zacisnęła się wokół niej. Budził się. Ze strasznym bólem głowy, kacem podobnym do tego, którego doświadczył w armii. To nie jego pierwszy raz, od razu wiedział, że coś się stało, coś poszło nie tak. Nie chciał otwierać oczu obawiając się co tam ujrzy. Zebrał się w końcu na odwagę by lekko rozchylić powieki. Oczywiście pierwszym co zobaczył było ostre światło raniące gałki oczne niczym szpilki. Zamrugał kilka razy próbując zwalczyć napływające łzy z przebodźcowania. Wszystko powoli wracało. Szpitalny zapach, dzwięk maszyn. Doskonale wiedział gdzie jest. Poczuł w swojej dłoni czyjeś delikatne palce. Odwrócił głowę na bok i zamarł. Jego wizja nadal była trochę zamazana, ale zdecydowanie nie była to jego siostra.
- Callie..? - wymamrotał szorstkim głosem, strasznie miał sucho w gardle - Co Ty tutaj robisz? Co z imprezą? - nie łączył jeszcze wszystkich faktów.
Próbował usiąść, jednak ostry ból kręgosłupa i żeber szybko sprowadził go do parteru.
- Ja pierdolę... - syknął z bólu - Co się dzieje? - spojrzał w jej stronę szukając jakichś odpowiedzi. Nie miał jeszcze chronologii, nie wiedział co było ostatnim, co pamiętał.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Liczyła na to, że jakaś prymitywna część jego mózgu słucha. Że tę właśnie część poruszy, czy szokiem czy wkurwieniem czy zwykłą potrzebą głośnego protestu. Nie miała wielkich nadziei - w końcu jej monolog trwał już ze cztery godziny i nic z tego nie wyszło. Ale…?
Przyspieszone pikanie maszyny było dobrym sygnałem. Jeszcze lepszym ledwo wyczuwalny ruch dłoni, zaraz po nim drugi, mocniejszy i…
Sukces. Nieproporcjonalny do powagi sytuacji szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy przyjemne uczucie ulgi ogarnęło jej ciało. Jakby właśnie zrzuciła z siebie kilka ton ciężaru - choć problemów miał to być dopiero początek. — Jaką imprezą? — zaaferowana całą paskudną sytuacją zdążyła dawno zapomnieć o wyjeździe, a zmęczony mózg jeszcze przez chwilę nie podsuwał podpowiedzi. Przyłożyła dłoń do jego klatki, próbując powstrzymać zbędny ruch mężczyzny - ale on musiał, JAK ZAWSZE, po swojemu… — Nie podnoś się — skarciła tonem surowym i stanowczym, powoli dochodząc do wniosku że będzie musiała przejąć dowodzenie nad jego zdrowieniem. Co prawda (pomijając to, że nigdy nie jest dobry czas na zderzenie z tirem) może to trochę za wcześnie by pełniła funkcję jego żony w zdrowiu i w chorobie, ale… — Twój szwagier do mnie zadzwonił. Miałeś wypadek w sylwestra — wyjaśniła sięgając po plastikowy kubeczek wielkości mniejszego kieliszka do wódki. Podsunęła go Galahadowi pod usta, troskliwym gestem. — Możesz tylko łyka, inaczej będziesz wymiotował — zastrzegła, wyobrażając sobie że mdłości i konwulsje całego ciała w tym momencie to zdecydowanie dodatkowe utrudnienie którego chciałby uniknąć. Za dużo w niego wpompowali przez poprzednie 48 godzin, pragnienie musiało zejść na dalszy plan. — Jest 2 stycznia — kontynuowała powolne rysowanie przed nim sytuacji - co sprawiło, że i jej odblokował się pakiet potrzebnych wspomnień. — Byłam na imprezie, a ty jechałeś do siostry… Nie wiem za dużo poza tym… — brak szczegółów rekompensowała mu chociaż delikatnym, wspierającym mizianiem dłoni. Szwagier by jej pewnie powiedział więcej, ale nie pytała - niewiele jest rzeczy gorszych od usłyszenia przez telefon, będąc kawał drogi od domu, że ktoś bliski miał wypadek. Nie przyszło jej do głowy szukać więcej informacji - w zadaniowym trybie próbowała jak najszybciej dostać się do szpitalnego łóżka Harringtona. — Bardzo boli? — gdy usłyszała swoje własne słowa, idiotyzm tego pytania ukazał jej się w pełnej krasie i niemal sama siebie spoliczkowała; tłumaczyło ją tylko zmęczenie, nerwy i głupota na poziomie genetycznym. — Może… Zawołam lekarza…?
Tak, już lepiej. To są słowa dorosłego, odpowiedzialnego człowieka (który wybudzał prawie-może-partnera ze śpiączki groźbą kariery w pornografii).

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie cierpiał tego momentu zupełnej dezorientacji. Podczas swojego czasu w armii doznał go przynajmniej kilka razy. Czy to przez wybuch bomby, granatu, czy po prostu kiedy spadł z jakiejś wysokości myśląc, że tak, uda mu się przeskoczyć z jednego budynku na drugi. Nie zawsze był przecież tak odpowiedzialnym i świetnym facetem, jak dzisiaj. Kiedyś był bardziej narwany, nieodpowiedzialny, szalony. Doskonale jednak pamiętał swojego największego kaca. Wtedy gdy w jego transport wypalili z RPG. Film urwał mu się podobnie jak dzisiaj. Teraz przynajmniej znał wszystkie symptomy. Ból głowy, nadrważliwość na światło, dźwięki, brak czucia w niektórych częściach ciała, pragnienie i o tak... Ból w całym ciele. Tym razem było tylko trochę lepiej niż ostatnim. No dobra, o wiele lepiej, budzić się do tego szerokiego uśmiechu Callie chciał każdego dnia. Szkoda, że dzisiaj okoliczności były akurat tak tragiczne.
Oczywiście, że musiał po swojemu. Naturalnym było by spróbować usiąść w obecności damy. Skąd miał wiedzieć, że pewnie ma przynajmniej obite, jeśli nie połamane żebra. Syknął tylko z bólu opadając głową ponownie na poduszkę. Patrzył na nią nieco tępo, próbując powoli połączyć sobie wszystkie kroki. Wypadek, tak... To brzmiało całkiem prawdopodobnie zważając na to, że nic nie pamiętał. Niektóre wspomnienia zaczynały do niego wracać. Tak, to była noc sylwestrowa i jak na ironię jechał właśnie do szpitala. Przypomniał sobie światła reflektorów i huk uderzenia. Tak, zdecydowanie miał wypadek.
Wziął tylko małego łyka, tak jak ta piękna pielęgniarka przy jego łóżku poradziła. To nie było wystarczająco, zdecydowanie. Zwilżyło jednak na tyle usta by mógł wypowiedzieć się w nie tak zachrypłym głosie, co wcześniej.
- Niee... Właściwie to nic nie czuję. - uśmiechnął się słabo lekko ściskając jej dłoń - Tak, chyba tak będzie najlepiej. Może czegoś się dowiemy. - zanim jednak zdążyła odwrócić się w stronę korytarza ścisnął jej dłoń mocniej zwracając jej uwagę - Przepraszam, że cię w to wciągnęli. Pewnie zapomniałem usunąć cię z kontaktów w razie wypadku. - spojrzał na nią przepraszająco.
Naprawdę tego dla niej nie chciał. Miała wystarczająco swoich zmartwień. A teraz, kiedy zaczynał powoli myśleć normalnie zauważył walizkę postawioną w kącie pokoju oraz jej ogólną aparycję. Pewnie przyjechała prosto z lotniska. Nie chciał jej martwić, nie powinien był.
Może to pielęgniarka zauważyła podniesienie jego sił witalnych na monitorze, a może to po prostu szczęście, lecz właśnie w drzwiach pojawił się lekarz. Jak to w tej profesji bywa, nalegał na to by raczej podzielić się stanem zdrowia tylko ze swoim pacjentem.
- Callie, możesz zostać jeśli chcesz, ale nie musisz. - spojrzał na dziewczynę dając jej prawo wyboru.
Uznał, że tak będzie po prostu fair. Niech sama podejmie decyzję jak bardzo chciałaby być zaangażowana w jego życie. Niezależnie od jej decyzji on poznał już diagnozę i nie wyglądała ona kolorowo. Uraz głowy oraz złamane żebra przeżyje, co całkowicie go dobiło było kolejne uszkodzenie kręgosłupa. Taki wypadek naruszył to, co naprawili chirurdzy przy jego ostatniej operacji. Szansa, że powróci do pełnej sprawności była naprawdę nikła. Z tą wiadomością ich zostawił, a atmosfera w pokoju zrobiła się dość grobowa.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Początkowa euforia wynikająca z wybudzenia śpiącego królewicza szybko ustąpiła miejsca generalnemu skonfundowaniu i zmieszaniu, a także przybierającemu na intensywności migrenowemu bólowi głowy Carter. Galahadowi zdawało się, że jest fair i daje wybór - ale to nie wybrzmiało w jej uszach tak, jak zaplanował.
Podczas wizyty lekarza docierało do niej może co trzecie słowo. Wyłapała wystarczająco tych najważniejszych by poskładać sens, ale milczała parę dłużących się minut. Później wstała, nawet na Harringtona nie patrząc rozpoczęła serię wydeptywania kółek w szpitalnej podłodze, nim przystanęła wpół kroku.
Jesteś dupkiem — zapewne ku jego zdziwieniu, wymierzyła w stronę mężczyzny oskarżycielski stron i spojrzenie pełne wyrzutu, obejmując się przy tym ramionami. — Przepraszasz mnie, że wiem o wypadku? Nie powinnam wiedzieć wcale? To chciałeś powiedzieć? — wkurwiona była, nawet tego nie ukrywała - ale przyznać trzeba, że jej emocje i reakcje spotęgowane były wieściami od lekarza. — Zapomniałeś mnie USUNĄĆ? — to było, jej zdaniem, turbo lekceważące podejście. Nie usunął jej z listy jak się rozstali i nie mieli kontaktu - ale teraz gdy znowu się spotykali, jednak nie życzył sobie informować jej w razie wypadku?
Tak to brzmiało, a Callie nie była w nastroju, żeby spokojnie wyjaśnić nieporozumienie. — „Mogę zostać, ale nie muszę”? — głową pokręciła, rozczarowana i przybita. Jak on sobie to wyobrażał? Próbował ją taktownie wygonić, czy może miał o niej aż tak złe zdanie, że zwolniona z obowiązku wyszłaby sobie jak gdyby nigdy nic?
Siedzę tu od pięciu godzin — wzięła głębszy wdech i postarała się ściszyć głos, bo już jedno przedstawienie w szpitalu zrobiła i nie chciała za darmo oferować personelowi kolejnego show. Podeszła bliżej łóżka, by oprzeć dłoń na metalowej ramie.
Widok Galahada w takim stanie łamał jej serce, a on sugerował, że mogłoby jej tu nie być? Z braku informacji czy w wyniku pozwolenia by wyjść?
Opowiadałam ci historie i cały czas cię głaskałam, żebyś wiedział że tu jestem. Nie wiedziałam czy się obudzisz i bałam się mrugać, żeby nie przegapić czegoś ważnego. Czy to byłaby dla ciebie taka ujma na honorze powiedzieć „dobrze, że jesteś”? Ile jeszcze wersji „nie powinnaś tu być” dzisiaj od ciebie usłyszę? — to powiedziawszy, cofnęła się kilka kroków do swojej walizki i torebki. Gniew i uraza przysłaniały jej zupełnie temat kluczowy, a mianowicie marne perspektywy jego rekonwalescencji. — Już idę. Twój telefon leży w szufladzie, zadzwoń sobie po kogoś, kogo wolałbyś tu widzieć.
Wyszła, zaraz za drzwiami wybuchając płaczem. W drodze do domu wbrew własnym zasadom i wartościom wyzerowała paczkę fajek i chyba zaczęło do niej docierać, że to nie był czas na takie akcje. Galahad był względnie usprawiedliwiony, sytuacja niejako tłumaczyła jego idiotyzm - tak samo, jak i jej głośną i źle ukierunkowaną reakcję. Zostawiła tę pieprzoną walizkę, zadzwoniła do szwagra obgadać logistykę, spakowała kilka rzeczy…

I jakieś półtorej godziny później znów pojawiła się w szpitalnej sali.
Wciąż jestem zła — zaznaczyła otwarcie obrażona, żeby mieli jasność. Odstawiła jednak rzeczy i podeszła do niego z wielką, miękką poduszką, która pachniała proszkiem do prania i domem, a nie umieralnią. — Spróbuj się trochę podnieść. Pomogę ci. Na trzy, dobrze? — siląc się na spokój i względnie miły ton, wsunęła dłonie pod jego barki by wziąć na siebie większość ciężaru, a po chwili sprawnym ruchem poduszki zamienić. — To niedopuszczalne, czym oni wypełniają te szpitalne poduszki? Gruzem? Równie dobrze mogliby kłaść chorych na cegłach… W takich warunkach nikt by nie wyzdrowiał... — a teraz złość została przekierowana na szpital i niedostatecznie miękką pościel. Na której sama w ostatnich miesiącach leżała wiele razy - i przeżyła. Ale Galahad to co innego.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Otrzymując swoją diagnozę dostał flashbacków sprzed kilku lat. Gdy to właśnie wojskowy lekarz, z równie posępną miną wszedł do pomieszczenia powiedzieć mu, że tak, miał wypadek, ich konwój napadnięto, a wybuch uszkodził mu kręgosłup. Zrobili co mogli i zrobią co mogą na ojczystej ziemi by odzyskał funkcjonalność, ale nie są w stanie niczego obiecać. Tym razem było podobnie, może nawet tak samo, jednak tym razem to nie był nowy uraz. Wypadek uszkodził coś, co już raz zostało naprawione, a niestety ludzki organizm nie jest jak jego samochód. Nie da się po prostu wymienić jakiejś części i powiedzieć, że przejedzie kolejne sto tysięcy mil. Nie, już wtedy miał nikłe szanse. Swoją upartością i ciężką pracą na rehabilitacji udało mu się wrócić do sprawności. Mógł nawet trochę pobiegać, czy podźwigać, aczkolwiek tym razem..? Jak nikła była szansa, że w ogóle będzie chodzić. Lekarz nie odważył się nawet tego oszacować. Przez kilka kolejnych minut po wyjściu mężczyzny wpatrywał się tempo w pościel zaciskając dłonie na swoich udach. Nie czuł nic, zupełnie.
Z zamyślenia wyrwały go dopiero słowa Callie. Uniósł wzrok by zobaczyć jak zaczyna wydeptywać kółka przy jego łóżku. To nie wróżyło nic dobrego podobnie jak nazwanie go dupkiem. Zupełnie nie rozumiał co się stało, co takiego powiedział by zareagowała w ten sposób. Dlatego przez dłuższą chwilę patrzył po prostu na nią skonfundowany.
- Nie to nie tak Callie, nie o to mi chodziło, że miałaś nie wiedzieć. - próbował się jakoś wytłumaczyć zanim to wyeskaluje za daleko - No.. .Tak. Chodzi mi o to, że nie powinni cię tu ściągać tak nagle. Ja... - znów załapał na chwilę jakąś mgłę, zgubił się w tych wytłumaczeniach, ale widać było, że próbuje jakoś zażegnać ten konflikt.
Na to było chyba jednak trochę za późno. Widział jak nakręca się z każdym kolejnym zdaniem, zarzutem. On jedynie próbował dać jej przestrzeń, której potrzebowała. Dopiero o tym rozmawiali, by jej nie osaczał, żeby zrobić to powoli. Pędzenie na złamanie karku do szpitala to nie było powoli. Przecież nie mówiłby każdej dziewczynie, że miał wypadek. Jeśli chciała zacząć od randkowania czy nie tak to powinno wyglądać?
- Callie, przecież nie o to mi chodziło! - zawołał za nią kiedy wychodziła już przez drzwi - Cieszę się, że tu byłaś... - dodał już sam do siebie nie mogąc jej zatrzymać.
Może powinien był być teraz wkurzony. Przez to, że zamiast skupić się na nim, wyolbrzymiała kilka słów, które powiedział w dobrej wierze walcząc z lekami przeciwbólowymi. Nie dała mu nawet dojść do słowa. Zrobiła awanturę by na końcu zostawić go samego. Nie tak wyobrażałby sobie udany związek, nie tak powinna zachowywać się partnerka. Jednak po prostu nie miał siły się złościć. Diagnoza rzucała się cieniem na wszystko, co teraz czuł. Nie wyobrażał sobie być na wózku do końca życia. Nie kiedy w końcu zaczynało się coś układać, kiedy odnalazł Callie. Próbowali coś stworzyć. Musiał być tam dla niej podczas jej choroby, ale jak ma to zrobić, skoro sam będzie potrzebować pomocy. To nie tak wszystko miało być.

Po kilkunastu minutach walczenia ze swoimi myślami w końcu zasnął. Obudziła go dopiero siostra, która chciała go jeszcze zobaczyć przed wypisem. Zdobył się na tyle by odegrać przy niej rolę silnego, starszego brata. Zakazał jej nawet pojawiać się w szpitalu przez następne kilka dni. Powinna je spędzić z córką, a on... Przecież nigdzie nie ucieknie. Zajęła mu jeszcze kilka minut zanim w końcu opuściła salę by kilka minut później pojawiła się w niej Callie. Nie spodziewał się, że wróci tak szybko.
- A ja nadal jestem kaleką. - za wcześnie? Próbował się uśmiechnąć i zrobić dobrą minę do złej gry, lecz kiepsko mu to wyszło.
Z trudnością, ale zaakceptował jej pomoc. Obolałe żebra nie pozwalały mu zrobić tego samemu, nie ważne jakby się przy tym upierał. Opadł w końcu na miękką poduszkę od razu czując różnicę. Doceniał ten gest, naprawdę.
- Bo celem nie jest wyleczyć tylko zwolnić łóżko. Dać choremu takie warunki żeby wolał wrócić do domu. - uśmiechnął się do niej żartując oczywiście.
Zaprosił ją gestem dłoni żeby usiadła. Teraz miał nieco więcej samo świadomości.
- Przepraszam za wcześniej, nie taka była moja intencja, jak to odebrałaś. - spojrzał na nią czule biorąc jej dłoń w swoją - Cieszę się, że to Ciebie pierwszą zobaczyłem. Dziękuję. - spojrzał jej w oczy próbując również językiem ciała przekazać, że jest to najszczersza prawda.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Na złość Callie złożyło się zbyt wiele powodów:
Obawa, że przez własną głupotę i naiwność znów znalazła się w sytuacji Caroline 2.0, gdy wylewała nad szpitalnym łóżkiem szczere łzy a Galahad sugerował, że w ogóle nie powinno jej tu być.
Frustracja tym, że dopiero zaczynali randkować, odnajdywać wspólny język po paru latach przerwy, że dopiero zaczynało być miło i nie mogli się tym nacieszyć nawet przez chwilę - bo choć ona walczyła o to, by rak przynajmniej na tym etapie nie był elementem ich relacji, teraz on miał wypadek którego nie mogą udawać, że nie było.
Złość na to, że jego potencjalne kalectwo jest jej winą. Nie inaczej - już to sobie wszystko w głowie rozrysowała. Gdyby nie chciała spędzić sylwestra ze znajomymi i została w Lorne Bay, może zamiast pędzić do szpitala, Galahad właśnie zabawiałby ją w łóżku paroma sprawdzonymi sztuczkami, albo oglądaliby razem fajerwerki z dachu apartamentowca, albo... Nie, nie przyszło jej do głowy, że może oboje jechaliby samochodem do jakiejś restauracji i może oboje zaliczyliby zderzenie z ciężarówką i może oboje leżeliby teraz w szpitalu. Tę opcję pomijała, bo paradoksalnie łatwiej było obwinić siebie o całe zło.
I wreszcie szok wywołany słowami lekarza postawił przed nią milion pytań, których nie chciała sobie zadawać jeszcze przez długi czas. O naturę ich relacji, o uczucia i o przyszłość czyli sprawy ważne, ale mające poczekać. Tylko jak czekać, skoro sytuacja - poważna i smutna - działa się teraz?
Dlatego wybuchła, ostatecznie jednak doszła do wniosku, że do tego wszystkiego można wrócić jutro. Albo w nocy, gdy już wygonią ją ze szpitala po godzinach odwiedzin.
Nie mów tak — skarciła go od razu, nie dostrzegając w pejoratywnym określeniu ani grama żartu. Wcale jej nie bawił jego stan - przeciwnie, ledwo się trzymała na nogach i mogła tylko spekulować, że jego próby uśmiechu miały coś wspólnego z zawartością kroplówek. Po takim wypadku dostawał same najlepsze rzeczy, bez wątpienia. — To nie twoja wina, niepotrzebnie się uniosłam — odpowiedziała posłusznie siadając - łatwiej jej było powiedzieć to jedno zdanie i zmienić temat, niż podzielić prawdziwymi uczuciami i emocjami które targały nią w tej chwili. Kolejny raz przerabiali to samo: Callie nie zamierzała się otworzyć i powiedzieć, co jej dokuczało. A Galahad widział tylko albo ciszę, albo focha, albo wybuch. Faktyczna drzazga pozostawała głęboko ukryta i widoczna tylko dla Carter.
To dobrze, że się cieszysz, bo będziesz mnie widział więcej - czy tego chcesz, czy nie. Będę tu codziennie, a jak cię wypiszą... Chyba powinieneś zostać u mnie przez jakiś czas — nie pytała nawet o jego opinię - właściwie zdecydowała sama, a on był niemal informowany o tym, co się wydarzy. — A jak już wyzdrowiejesz — bo wyzdrowieje na pewno; odpychała od siebie resztkami sił wizję tego, że mógł nie wrócić do pełnej sprawności — będziesz miał zakaz samodzielnego wychodzenia z domu. Choćbym miała cię przypiąć kajdankami do kaloryfera, Harrington... Nic z tego. Zostawiłam cię samego na chwilę i zobacz, co się stało.
Pochyliła się nawet na moment nad swym leżącym i cierpiącym wybrankiem, by odszukać ustami fragment szczytu kości jarzmowej który nie był podrapany czy osłonięty bandażem. Dzielny pacjent dostał krótkiego, najlżejszego całusa na zachętę - musiał się postarać wyzdrowieć. Dla niej, nie dla siebie przecież.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko powiedzieć co dokładnie w tym momencie chodziło mu po głowie. Na pewno było to wiele rzeczy. Od momentu wybudzenia minęło już kilka godzin, więc mógł zacząć zastanawiać się nad tym, co dalej. Bo na chwilę odrzucając teraz sprzedaną mu diagnozę, co oczywiście nie było łatwe, miał na głowie jeszcze kilka rzeczy. Jak chociażby to, co będzie dalej. Zawsze był oparciem dla swojej siostry. W końcu jest jej starszym bratem, byłym wojskowym, nie okazywał słabości. Przyjechał tutaj zająć się trochę siostrzenicą, zrobić kilka sesji swojej siostrze, pomóc w ich domu. Teraz sytuacja miała się odwrócić. Jesse zdążyła już wyzdrowieć, więc role mogły się odwrócić, ale on tego nie chciał. Dopiero jej życie wracało na prostą, nie zamierzał być dla niej teraz żadnym ciężarem. Nie tak działała ich relacja i nie tak chciał żeby działała. Jednak jeśli nie ona, to co? Nie mał stałego miejsca zamieszkania, był po rozwodzie, a teraz nie miał nawet auta. Może sobie tylko wyobrażać co zostało z jego małego marzenia. Na pewno nie było już co zbierać. Nie miał w tym momencie nic, zupełnie.
Próbował robić dobrą minę do złej gry. Korzystał z tego, że nadal w jego żyłach krążyły absurdalne ilości leków przeciwbólowych. Nie chciał jej martwić. Miała wystarczająco własnych zmartwień by jeszcze brać na siebie skutki jego wypadku. Nie brał oczywiście pod uwagę, że w jakikolwiek sposób mogłaby się za to obwiniać, przecież jest dorosłą kobietą i wiedziała, że nic nie mogła zrobić. Takie rzeczy po prostu się zdarzają. On miał to nieszczęście być biernym uczestnikiem.
- Nie, nie... Miałaś prawo się obruszyć. Nie najlepiej przekazałem swoje intencje. Na swoje usprawiedliwienie nie byłem w pełni władz umysłowych. - raz jeszcze wysilił się na lekki uśmiech brnąc w zaparte by atmosfera nie stała się zbyt grobowa.
Nie miał jej za złe, że trochę wybuchła, naprawdę. Był w stanie to zrozumieć, mógł to sformułować lepiej. Wina pewnie była po obu stronach, więc bez sensu by tylko jedna przepraszała.
- Callie... - zaczął tym miękkim głosem, który doskonale znała, więc wiedziała, co się zaraz stanie - Doceniam to, naprawdę i cieszę się, że będziesz tutaj codziennie, ale mieszkanie razem... - spróbował wziąć ją za rękę - Tak bardzo jak pewnie w przyszłości chciałbym żebyśmy razem zamieszkali, mój wypadek nie powinien być do tego bodźcem. Dopiero, co Ci obiecałem, że zrobimy to powoli, w twoim tempie. Wprowadzenie się do Ciebie zanim zdążyłem zabrać cię na stuprocentową randkę to nie jest powoli. - uśmiechnął się do niej całkiem ciepło, nieco uprzejmie, próbował zrobić to jak należy - Hej, to już ubezwłasnowolnienie. - prychnął rozbawiony, bo zdawał sobie sprawę, że jeśli zacznie się śmiać pewnie zaraz mu oczy załzawią z bólu.
Cieszył się, że miała akurat taki instynkt. Że jej pierwszą decyzją było to żeby zamieszkali razem, ale Galahad nie chciał tego robić ze złych powodów. Jeśli dostali kolejną szansę powinni to zrobić jak należy. Obawiał się, że jeśli zrobią to za szybko ona się przestraszy. Z czasem nie będzie im łatwiej. Sama będzie musiała zacząć swoje leczenie, a on może nie będzie w stanie jej z tym wszystkim pomóc. Nie chciał by pomyślała za kilka miesięcy, że ta decyzja była błędem. Fatalną pomyłką na którą nie była gotowa, a dała się ponieść emocjom. Uśmiechnął się gdy sprzedała mu całusa i nie byłby sobą, gdyby nie spróbował dostać jednego w usta zbliżając swoją twarz do jej trzymając ją za rękę. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. A on swojego na nowy rok nie dostał, więc może mu się należy?

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Niech mu już będzie, dostał małe buzi w usta, ale wcale nie noworoczne. To mu się oczywiście należało, ale nie w tych okolicznościach i w takim beznadziejnym czasie. I może ten krótki całus trochę złagodzi uderzenie, które miało nadejść za chwilę - na to przynajmniej liczyła, bo przecież nie miała na celu wspinać się na wyżyny okrucieństwa i dawać kosza typowi po wypadku, ale pewne rzeczy należało sprostować jak najprędzej!
Nie, nie nie nie, NIE — powtórzyła dla pewności kilka razy, ponownie siadając. Pewnie gdzieś tam miziała dłoń Galahada, bo jak wiadomo głaskanie to +10 do szybkości zdrowienia. — Nie proponuję ci ani mieszkania razem, ani związku — starała się to powiedzieć najmilej, jak się dało. Prawdę mówiąc wewnętrznie nie była pewna czy ta potrzeba zamieszkania razem kiedykolwiek w niej wystąpi, ale tego nie mówiła, żeby nie pogarszać i tak złej sytuacji.
Z obustronnym rozumieniem, że absolutnie nic się między nami nie zmienia — zaznaczyła; nic się nie zmieniło, chciała powoli i wypadek nic w tej kwestii nie przyspieszał — zapraszam cię na ograniczony czasowo turnus wypoczynkowy, nic więcej — wyjaśniła. — Nie chcę żebyś całymi dniami siedział sam w domu siostry, jak dorośli wyjdą do pracy a młoda do szkoły. A jeśli będziesz czegoś potrzebował? Albo się źle czuł? — podeszła do tego ze strony czysto logistycznej. Przecież gdyby do niej zadzwonił, że czegoś mu trzeba, musiałaby wsiąść w samochód i jechać - w dwie strony. Po co tak, skoro można prościej? Zainstalować pacjenta w jej mieszkaniu, żeby miała go blisko i na oku, w zasięgu ręki gdyby cokolwiek się działo. W ten sposób Galahad mógł mieć jakaś opiekę całą dobę: w dzień była dostępna Callie; wieczorem byli dostępni siostra i szwagier; w nocy Callie wracała z baru. — Jak zobaczę, że dobrze sobie radzisz bez mojej pomocy, zamkniemy projekt sanatorium.
Z jednej strony więc dbała o to, by oboje mieli jasność etapu, w którym się znajdowali - którego nie miał prawa zmienić wypadek, bo Callie nie była gotowa na jakikolwiek krok naprzód w tej chwili. Nie zależało to w żaden sposób od Harringtona, jedynie od tego chaosu w głowie z którym musiała uporać się sama. Z drugiej strony wypadek miał wpływ na jej uczucia - nie mogła kłamać, że nie. Bo choć słownie umówili się, że będą się spotykać jakby dopiero się poznawali - emocjonalnie, Callie nie potrafiła wymazać tego że był mężczyzną, którego niegdyś kochała. Był dla niej ważny, zależało jej na jego zdrowiu i martwiła się całą tą sytuacją poważnie. Czuła, że opiekowanie się nim to właściwy krok, niezależny kompletnie od proporcji randki w randce, na jakie się umawiali.
Poza tym… Nie ufam ci, że będziesz o siebie dbał jak zostaniesz sam. Wolałabym tego dopilnować. Chyba nie chcesz, żebym się denerwowała? — również zdobyła się na uśmiech, choć sytuacja była wyjątkowo nieprzyjemna, a temat trudny. — Oczywiście jeśli wolisz dochodzić do siebie u siostry, w porządku… Już myślałam, że będę miała dobrą okazję na wypróbowanie stroju seksownej pielęgniarki, ale skoro nie… — wzruszyła ramionami, teatralnie wzdychając. — Zaczekam do halloween, trudno.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ouch, dostać kosza na szpitalnym łóżku po dość ciężkim wypadku? To musi boleć i trochę zabolało pomimo tego, że z psychologicznego punktu widzenia dobrze ją rozumiał. Jednak nie do końca wierzył, że ona, a raczej oboje będą w stanie to tak rozgraniczyć. Co innego, gdyby nigdy do niczego między nimi nie doszło. Wtedy rzeczywiście mogliby spróbować czegoś na zasadzie współlokatorstwa, ale to jeśli dopiero zaczynaliby randkować. Niestety pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Nawet gdybyśmy chcieli. Pomimo tego, że z nim zerwała i nadal mu na niej zależało to nigdy nie będą tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Zawsze będzie jego eks, dziewczyną, którą kiedyś kochał. Tego się nie zapomina, a przynajmniej on nie byłby w stanie zapomnieć. Dlatego ciężko było uwierzyć w to, że trochę sobie pomieszkają razem i nic się nie zmieni. Mieli o ten sam temat kilka dobrych kłótni, a teraz miało się ziścić przez wypadek? Tak nie powinno być. To wszystko było po prostu nie tak.
- Aaa... Czyli jak tylko zrobię pierwszy krok wystawisz mnie za drzwi bo projekt jest skończony? That's cruel... - tym razem naprawdę żartował i jego uśmiech właśnie o tym świadczył - Zdajesz sobie sprawę, że już raz doszedłem do siebie po podobnym wypadku i wtedy też przy mnie nikogo nie było? No, może mojego całego oddziału, więc... Może masz trochę racji... - trudno było się do tego przyznać, pokręcił trochę głową lekko mrużąc oczy.
- O nie, teraz grasz nieczysto, to jest jawna manipulacja! - zarzucił jej unosząc nieco głos, jednak nie trudno było zauważyć pewien błysk w oku, gdy o tym wspomniała i patrzył na nią też jakoś inaczej, tak trochę jakby to już sobie wyobrażał.
Zdecydowanie wyglądałaby w takim stroju seksownie. I to niezależnie od tego czy byłby to stereotypowy strój seksownej pielęgniarki, czy rzeczywiste scrubsy. Oba bardzo chętnie by z niej ściągnął i wciągnął do łóżka, tylko właśnie... Jakoś nie miał okazji zapytać przy lekarzu, czy jego sprzęt nadal działa. Na razie nie miał zbytnio czucia od pasa w dół. Im niżej tym gorzej, więc całkiem możliwe, że nie byliby w stanie sobie pobaraszkować nawet gdyby chcieli. To tylko przypominało o całej perspektywie. Tego, że tym razem może wcale nie wyzdrowieć, że może zostać na wózku, że to wszystko mogło się dla niego skończyć jeszcze zanim się dobrze zaczęło. Zdecydowanie nie wyobrażał sobie, że tak skończy się jego wycieczka do siostry. Przez chwilę siedział cicho znów wpatrując się w swoje nogi pod pościelą zanim w końcu uniósł na nią wzrok.
- Nie wiem Callie czy to dobry pomysł. Będę z Tobą szczery. Obawiam się, że pomimo twoich zapewnień, że nic się nie zmienia, siłą rzeczy przyzwyczaisz się do mojej obecności. Czy chcesz to przyznać, czy nie, próbujemy stworzyć nowy, zdrowy związek. Czy nazwiemy to senatorium czy nie, w praktyce będziemy mieszkać razem, jako para. Chyba, że porzucimy romantyczną stronę naszej relacji, ale ja bym tego nie chciał. - uśmiechnął się do niej przepraszająco, jak zawsze głaszcząc jej dłoń - Nie chcę żebyś podejmowała taką decyzję pod wpływem wypadku. Boję się, że to może doprowadzić do nieprzyjemnych sytuacji później. Jeśli mielibyśmy zamieszkać razem to na swoich warunkach, a nie pod wpływem sytuacji, niesądzisz? - spojrzał na nią mając szczerą nadzieję, że dobrze go zrozumie i nie będzie kolejnego wybuchu odnośnie tego, że nie chce być w jej otoczeniu, zupełnie nie o to chodziło.

callie carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie było na horyzoncie kolejnego wybuchu, przynajmniej nie z powodu tematu turnusu wypoczynkowego - Callie naprawdę dobrze potrafiła zrozumieć jego prawo do podejmowania decyzji o sobie w swoim zdrowieniu, bo dokładnie tego oczekiwała od Galahada. Żeby jej nie przeszkadzał, nie denerwował, nie prawił morałów i nie wymuszał, gdy ona sama zarządzała swoją chorobą tak, jak uważała za stosowne. To musiało działać w dwie strony, nie chciała być hipokrytką. Jeśli uważał że to zły pomysł - w porządku, niczyje zdanie w tym temacie nie liczyło się bardziej. On sam wiedział najlepiej czego chce i potrzebuje. Pokiwała więc głową, nie gniewając się ani trochę.
Czy byłoby tak źle, gdybym się przyzwyczaiła? — spytała ciekawa jego perspektywy. Przecież gdyby ten krótki okres współlokatorstwa szedł dobrze i zechcieliby go przedłużyć, to chyba dobrze? — Nieprzyjemnych sytuacji? — zastanowiła się krótko. — O ile tylko nie będziesz się zachowywał jak pies obsikujący hydrant i mnie tym wkurwiał, nie będzie nieprzyjemnych sytuacji — posłała mężczyźnie rozbawione spojrzenie i nieco szerszy uśmiech, a żartowanie z jego zazdrości w tej chwili zdawało się bardzo pasujące - w końcu dopiero to było w stanie go obudzić. — Myślisz, że spanikuję, tak?
Nie musiał nazywać tego wprost, żeby pomyślała że do tego zmierzał. I zgadzała się z nim w tej kwestii: często bywała jak jeż, do którego trzeba było albo z metrowym kijem albo w grubych rękawicach. Płoszyła się szalenie łatwo. Potrzebowała swojej autonomii, swojej wolności i nie zniosłaby pytań „gdzie byłaś?” zadanych tonem „natychmiast się wytłumacz” - bo nie była rzeczą, nie była jego własnością. Nie chciała żeby wymuszał deklaracje i zobowiązania, bo te musiały w niej dojrzeć samoistnie, i zostać wypowiedziane naturalnie, bez przymusu. — Powiedziałam tacie, że się z tobą spotykam. Prawie dostał wylewu. Myślę, że nadal krzyczy. Jak się wsłuchasz w nocy, może ci się uda wyłapać kilka słów — wyznała ciszej. Planowała zachować tę informację dla siebie po powrocie z Brisbane, przynajmniej przez jakiś czas - ale odpowiedni moment nadszedł wcześniej, by dała Galahadowi dowód, że traktowała go poważnie. W końcu powiedzenie prawdy despotycznemu ojcu, który na temat romansu z żonatym (i decyzji Harringtona wobec jego córki) miał bardzo silną opinię, nie było proste. — Zależy mi na tobie i chcę cię mieć blisko, żeby ci pomóc. Wiem, że w odwrotnej sytuacji myślałbyś o tym samym. Ale… —poprawiła pozycję na niewygodnym krzesełku — To tylko twoja decyzja. I nie musisz jej podejmować teraz. Zaproszenie będzie aktualne. Nic się nie stanie, jeśli nie skorzystasz. Zrobimy to tak, jak będziesz chciał.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ