pomocnik ebenisty — warsztat H. Wisse
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
your skin beneath my lips feels like a thunder promising rain, pour out, darling, make me drown, let me sink in yours shivers, let me bury my hands in the sands of promised land and pray for it to take me back, take me in, take me home
2013
Wargi rozdrażnione miał od soli, czuł ją na ustach – swoich, jego – na rozwrażliwionym koniuszku języka; przypominała mu jeden z tych dni, kiedy zamiast do szkoły szli na plażę, rano w środku tygodnia nie było tam wielu ludzi, mogli ściągnąć z siebie ubrania, spacerować po białych, skrzących wydmach, rozłożyć ręcznik w objęciu łagodnego barchanu, mógł pochylić się nad nim pod ciepłym okiem słońca i posmakować – wtedy tak, jak dzisiaj – soli na jego ustach, zanim wybiegli naprzeciw łagodnym, chłodnym jeszcze falom, uciekając przed wyjaśnieniem i uwierającą niezdarnością ciał; całował go nie pierwszy raz, to się zdarzało, naturalnie, jakby tkwiła w tym bezwiedna oczywistość, przez którą czuł się usprawiedliwiony, zdarzało się tak, jak dłoniom zdarzało się spleść, jak nocy zdarzało się ukryć policzek przytulony do piersi, jak myśli, coraz śmielszej, zdarzało się zbiec w te miejsca, których jeszcze nie poznał; naturalnie, przecież wiedział o Carmie wszystko, przecież znał go całego – a teraz (od kiedy?) pojawiała się świadomość tych miejsc niepoznanych, ciekawość przypominała ufne przeświadczenie, że nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, więc nie mogli tych miejsc też przed sobą ukryć; całował go wcześniej, czasami, to się zdarzało, to niespokojne drżenie serca, przed którym w końcu się cofał, jakby było zwierzęciem niedającym się oswoić, którego nie miał odwagi jeszcze chwycić – nawet dzisiaj, teraz, drżało w nim nerwowo, chociaż zdążyli nauczyć się już swoich ust i tego, jak do siebie pasowały, i tego, że jest bezpieczne, przyjemne i niepłochliwe, jedynie do drżenia spragnione i do drżenia ciekawe.
Na zegarze zbliżała się północ, w domu było ciemno i cicho – tylko puszczony na małym ekranie starego telewizora film rzucał kolorowe iskry barw na ich nachylone twarze i przysunięte do siebie kolana, policzek Carmy nabrał od sztucznego światła zimnego, niebieskawego rumieńca, choć pod palcami rozpalał się ciepło jak zawsze. Od połowy filmu nie wiedział właściwie, dokąd zmierzała fabuła; spoglądał na zegarek, na zamknięte głucho drzwi, za którymi parę godzin temu miały zabrzęczeć klucze i bransoletki na matczynych nadgarstkach, ale zbliżała się północ, a jej wciąż nie było – choć obiecała, że obejrzy film z nimi – i wiedział, że już nie wróci; czasem wracała dopiero po paru dniach. Carma, spojrzawszy za nim na zegarek, powiedział, że powinien zaraz wracać, jutro niedziela, rano miał pójść z babcią do kościoła, miał zanurzyć palce w święconej wodzie przy wejściu i dotknąć nimi czoła (lubił patrzeć, jak to robi; jak spuszcza spojrzenie, zostawiając wilgotny ślad między brwiami, opuszcza dłoń do serca, do ramion, splata je ze sobą przed progiem głównej nawy, zawsze tak pokorny; i jutro zrobi tak samo, z tymi pocałunkami na swoich ustach, zaniesie je, z modlitwą, do konfesjonału, ale chciał wierzyć, że nie odda ich nikomu), miał przyklęknąć przed ołtarzem, wziąć na język opłatek, między rozchylone wargi – powiedział, że powinien zaraz wracać, a on nachylił się do jego ust, by rozchylić je swoimi, nie pierwszy raz.
Po minionych wakacjach chłopaki bez przerwy mówili o swoich – i nieswoich – dziewczynach, mówili o papierosach, alkoholu, o dziewczęcych sypialniach i tylnych siedzeniach swoich pierwszych samochodów, mówili o wszystkim z drapieżnymi uśmiechami na ustach, a on uśmiechał się ledwo i milczał, myśląc o tych pocałunkach, które się zdarzały, między nim i Carmą, i o tym, że nie może im powiedzieć – wydawało mu się, że nie mówiliby wcale o tym samym; wydawało mu się, że ich oczy błyskają jak sępie oczka, że rozdarliby te pocałunki – i Carmę – tak samo jak te dziewczęta, do kości wkładanych między zęby niedbale w rozbawionym żarcie i miał ochotę wyjść, na zewnątrz, na świeże powietrze, nieprzesiąknięte całą tą mdłością; uśmiechał się, zamiast tego, i myślał, że nie odda ich – tych pocałunków – nikomu. A potem, kiedy nie mógł zasnąć, wracały do niego te rzeczy, o których mówili; wędrujące dłonie, pochylone głowy, włosy w uścisku palców, rozbierane ciała, i Carma, zawsze Carma, zawsze, kiedy zamykał oczy, tłumiąc oddech w pościeli. Nie mieli przed sobą tajemnic, nigdy wcześniej, wiedzieli o sobie przecież wszystko, dopóki te myśli – te nowe miejsca – nie zaczęły rozrastać się pod powiekami i na ciele, niezręcznym jeszcze bardziej niż wcześniej, przez ich niecierpliwą świadomość, niecierpliwą ciekawość, czy pojawiały się też na jego ciele, tak samo ukrywane, zasłaniane i trzymane za zębami, jak sekrety, jak tajemnice, których przecież przed sobą nie mieli.
Zostań, odprowadzę cię rano, miał mu odpowiedzieć, ale zamiast tego nachylił się do jego ust, nie pierwszy raz, to się zdarzało. Pocałunek miał słony posmak, jego wargi były rozwrażliwione od soli i nie wiedział, o czym był ten film, który pozwolił mu wybrać, nie wiedział mniej więcej od połowy, przeszkadzała mu ciekawość i własne myśli, przeszkadzało, że było cicho i że byli sami, chociaż jako dzieciak zawsze myślał, że to wszystko głupie, zmyślone, nierealne, ale to się ciągle zdarzało – ich usta nauczyły się do siebie pasować, ostatni raz nigdy nie był ostatnim razem i powinni o tym porozmawiać, ale nie chciał tego oddawać, nikomu, zwłaszcza rozsądkowi, nie chciał rozważać, czy powinni, czy to dobre, czy to grzech i co to właściwie oznacza, i do czego mogło prowadzić, nie chciał o tym myśleć, jedynie odkryć, jedynie dotknąć i posmakować, przecież to oczywiste, znał go całego, zawsze znał go przecież całego.
Odsunął usta od jego ust, by złapać oddech; nie miał odwagi się odezwać, może nie chciał, nie chciał mu przypominać, że dochodziła północ i że powinien wracać. Serce waliło mu w piersi tak głośno, że filmowy dialog stawał się szumliwym, odległym bełkotem, całował go nie pierwszy raz, ale pierwszy raz wsunął dłoń między jego kolana, wyżej, między jego uda i teraz, kiedy znajdował jego spojrzenie, czuł na policzkach winną gorączkę.
Zostań jeszcze.
niesamowity odkrywca
pierożek
brak multikont
archiwista — Cairns City Council
26 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me gently, or don’t tell me at all. I only want soft secrets, little whispers, one warm hand over the mouth gasp.
Bał się tego, jak wyglądała miłość – wyobrażał sobie, że miała łagodne, ciepłe dłonie, potem sięgał jednak palcami pod materiał koszuli, wgniatał paznokcie pomiędzy żebra i nie czuł bólu, widział jedynie ślad odciśnięty półksiężycem na pąsowej tkance, odrętwienie w miejscach, gdzie po jego ciele rozlał się pożar, a tkanka odsłoniła czerwień mięśni, topniejąc wzdłuż kręgosłupa. Pamiętał, że kiedy obudził się w szpitalu, czuł się tak, jakby naciągnięto mu na szkielet obcą skórę, w ten sam sposób, w jaki przemarznięte jagnięta obleka się w owczą wełnę, wciąż ciepłą od ciała, z którego ją zdjęto – pielęgniarka kazała mu leżeć na brzuchu i nieustannie pytała czy boli, a on kręcił głową, bo nerwy zwiędły mu pomiędzy kręgami, korzenie sięgały zbyt płytko, aby mogło wyrosnąć z nich coś nowego, nie boli mnie, mówił, choć coraz bardziej obawiał się tego, że nie wiedział co robiła, gdy stała za jego plecami, to chyba dobrze?, spytał któregoś wieczoru, lecz kobieta spojrzała na niego w sposób, który sprawił, że do gardła podeszły mu łzy. Bał się tego, jak wyglądała miłość, bo kiedy przeprowadził się do miasta, nie pamiętał, jakie to uczucie – mieć cudze ramiona obejmujące go wokół piersi. Kiedy był dzieckiem, matka zaplatała mu warkocze i liczyła na palcach odstające kostki pomiędzy łopatkami, jakby nawlekała je na włóczkę kręgosłupa, niekiedy całowała go na dobranoc, zanim zgasiła światło, w domu Josephine nieustannie panował natomiast chłód, nawet w ciepłe, zimowe popołudnia, gdy na dworze temperatura sięgała trzydziestu stopni, przedramiona pokrywały mu się dropiatym naskórkiem – babcia nigdy nie dotykała go inaczej, niż w gniewie, a wtedy ślad po jej dłoniach piekł go głęboko pod skórą, brocząc na policzki rumianym wstydem; któregoś wieczoru, zanim zdał sobie sprawę z krzywdy, jaką wyrządzał własnemu ciału, obwiązując je bandażem wokół piersi, zemdlał podczas zmywania naczyń, a ona złapała go pod pachami, po raz pierwszy w sposób, który przypominał troskę – nie czuł jej palców, kiedy rozplatała opasającą go ligninę i rozpłakał się myśląc, że ogień był ostatnim, co zapamiętało jego ciało.
Ciepło jednak powróciło – stopniowo, pod nakryciem miękkiej pościeli, w uścisku dłoni, które splatał z Roscoe, kiedy siedzi nad brzegiem rzeki, pomiędzy czułymi pocałunkami, gdy oddech zastygał na rozchylonych ustach, przełykany w dół żołądka jak łyk rozgrzewającej herbaty. Przyjaciel składał uśmiechy na jego skórze, a on nauczył się patrzeć w jego stronę za każdym razem, gdy serce wzbierało w nim strachem, przelewając krew przez krawędzie przedsionków – kiedy byli sami, śmiał się głośniej niż zazwyczaj, nie czuł potrzeby, aby pochylać głowę i ściągać drżące kolana, nie próbował ukryć się we własnym ciele, nieustannie poszukując miejsca, które schowałoby go całego; zanurzał się pod powierzchnię wody, gdy chodzili razem nad jezioro, nigdy nie odsłaniał jednak nagiego ciała, pozwalał, aby koszulka przylegała mu wilgocią do skóry, po czym okrywał się ręcznikiem, dygocący, lecz szczęśliwy – dopiero w domu, w sypialni mieszczącej tylko jedno bicie serca, myślał o wszystkich miejscach, gdzie Roscoe nigdy go nie dotykał lub gdzie on sam obawiał się zsunąć dłoń, zawsze zatrzymując ją pod krawędzią bielizny, z sercem zdrętwiałym przekonaniem, że popełniał grzech, z którego nie będzie potrafił się wyspowiadać. Myślał o tym, jak Finn popchnął go na ścianę i sięgnął palcami pod materiał koszuli, wiedziałem, że nie jesteś chłopcem, splunięte mu w twarz, myślał o tym, jak w trzeciej klasie zastraszył go w kąt szkolnej łazienki i zacisnął palce na krawędzi spodni, tuż nad rozporkiem, aż metalowy guzik wysunął się z objęcia bawełnianych spodni, myślał o tym, jak patrzyła na niego Josephine, kiedy przeszli z Roscoe przez próg, zamieniwszy się ubraniami i o tym, jak uderzyła go w twarz, pozostawiając na policzku piętno zaczerwienionego śladu. Myślał o wszystkich wiadomościach, które pisał do Roscoe, lecz których nigdy nie odważył się wysłać, myślał o tym, jak pocałowali się w jeziorze, pod powierzchnią wody, gdzie miłość mogła należeć tylko do nich, myślał o papugach, które potrafiły powiedzieć “kocham cię” – ile razy słyszały te słowa, zanim zdołały powtórzyć je na głos?
Na filmie czternastoletni Josh Hutcherson wyruszał w głąb Islandii, fabuła rozmywała mu się jednak w pościeli, przy ramieniu zetkniętym z ramieniem przyjaciela, pomiędzy pocałunkami smakującymi solą. Nie zauważył, kiedy zimowe popołudnie na najmiększych, kocich łapkach przeszło w zmierzch, a wskazówki zbliżyły się do siebie, wyznaczając północ – telefon nie zawibrował przejawem babcinej troski, choć spodziewał się, że Josephine była niezadowolona, wyobrażał sobie, jak leżała w swojej sypialni i wpatrywała się w sufit, zbyt rozgniewana, by zasnąć.
Powinienem iść... – wyszeptał, choć słowa, zaginione pomiędzy miękkimi wargami, były ciche i nieprzekonujące, a pościel i bliskość Roscoe zbyt ciepłe, aby potrafił odsunąć się z jego objęcia. – Josephine... będzie zła... – mamrotał, strach, jaki odczuwał przed babką, rozmywał się jednak pokornie na dnie żołądka. Nie zwracał już uwagi na film – barwne wnętrze wulkanu i kamienie, rodzące szkliste odłamki kryształów – mógł skupić się jedynie na tym, aby jego usta obejmowały czuły uśmiech przyjaciela, a urywany oddech wypełnił gardło warem cudzego ciała; jego pocałunki zawsze były rozgrzane, wrzały mu na języku, on czuł się tymczasem, jakby każdy rodzaj ciepła, jaki dotąd znał, był jedynie westchnieniem – w istocie marznął, dopóki nie objął go po raz pierwszy. Tym razem dłoń Roscoe osunęła się jednak głębiej, pomiędzy kościste kolana, rozchylając mu lekko nogi, zanim nachylił się głębiej, pozostawiając dreszcz na wewnętrznej stronie uda – czuł, jak wraz z jego dotykiem, twarz oblewa mu się pąsowym rumieńcem, robi mu się gorąco, gorąco na policzkach i pod ubraniami, gorąco w tej ciasnej, chłopięcej sypialni, gdzie znajdowało się jego serce. Całe jego ciało dudniło nurtem wznieconego pulsu – kiedy uniósł głowę, oczy miał błyszczące i szklane, jakby mogły pęknąć pod powiekami, zaraz uśmiechnął się jednak nieśmiało, ostrożnie, lecz coraz szerzej, aż sięgnął dłońmi na kark przyjaciela, przesuwając się w łóżku tak, aby siedzieć naprzeciwko niego, z rozchylonymi kolanami i dłonią sięgającą głębiej na miękkie udo, wciąż obleczone luźnym materiałem spodni.
Chcesz mnie przekonać? – odparł, sięgając ustami do jego warg, tam, gdzie powietrze było ciepłe i duszne; na szyi kołysał mu się naszyjnik z pudrowych cukierków, który kupili na przydrożnym stoisku, pod koszulką – srebrny krzyżyk, przylepiony kroplami potu do wypełnionej westchnieniem piersi.
niesamowity odkrywca
pangea
brak multikont
pomocnik ebenisty — warsztat H. Wisse
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
your skin beneath my lips feels like a thunder promising rain, pour out, darling, make me drown, let me sink in yours shivers, let me bury my hands in the sands of promised land and pray for it to take me back, take me in, take me home
Nakrywał jego szept pocałunkami, jakby chciał go uciszyć; rozetrzeć w wilgotnej miękkości warg pamięć o tym, że coś powinien – wrócić do domu, przeprosić Josephine za późną godzinę (i za to, że wargi opuchnięte ma od– soli, pusta paczka po przekąsce leżała na podłodze obok puszek niedopitego taniego piwa, które znaleźli w lodówce z rysunkiem uśmiechu na skrawku kartki), zmyć rozgorączkowane rumieńce z policzków, nim uklęknie do wieczornego pacierza przy łóżku. Wcześniej, zanim rozpocznie modlitwę, przemyje usta ze wspomnienia tego wieczoru, podczas gdy on będzie chował to samo wspomnienie pod wnętrzem dłoni wraz ze spłyconym oddechem i jego imieniem pod grdyką jak przełknięty, naglący haczyk, na którego zębie szarpało się serce z przebitym na wskroś policzkiem przedsionka. Nie chciał wyszarpywać go z siebie sam, krztusić się sam tym uczuciem, jakie musiałoby rozlać się z naderwanej tkanki parzącym palce wstydem i obawą, że gdyby powiedział o tym Harlowe, coś zmieniłoby się między nimi nieodwracalnie. Chciał tymczasem, żeby Carma zanurzył w nim swoje łagodne dłonie i wyciągnął je dla niego – zawsze robił to tak delikatnie – chciał, żeby rozchylił palcami jego usta, żeby znalazł zadzior swojego imienia na policzku serca, żeby owinął sobie żyłki głosu wokół palca, złapał nasadę haczyka, werżnął go mocniej, nie wzdrygnął się nawet, kiedy wyleje się mu w łagodne dłonie, ciepły i lepki.
Carma powinien wracać do domu, ale nie chciał go jeszcze wypuszczać – i może, właściwie, nie wypuszczać go nigdy, bo zawsze kiedy wychodził i zostawiał go samego, nawiedzało go przeczucie, że Josephine nie pozwoli mu nigdy więcej się z nim widzieć (nie lubiła go nigdy; nienawidziła go, odkąd oddał mu swoje ubrania, w zamian naciągając na szerokie ramiona jego sukienkę i wkroczył zuchwale do kościoła ze spódnicą odsłaniającą poobijane chłopięce kolana – pamiętał jej złość, pamiętał jak szarpnęła Carmę za nadgarstek i pamiętał, jak pomyślał, że to nie jego ubranie ją wściekło, ale to, że Carma się uśmiechał) albo że zniknie nagle – i tak, jak kiedyś przywiózł część innego świata z Hobart do Lorne, tak zawiezie część Lorne do innego miejsca na kontynencie lub dalej, gdzie ktoś inny zobaczy w jego oczach jak duży i obiecujący jest świat i będzie, podobnie, zaborczo i czule uciszać jego przeświadczenie, że powinien wrócić. Bicie serca, podnoszące się w piersi coraz głośniej i febrycznie, zaczynało szumieć w skroniach nerwowym sprzeciwem, więc nachylał się bliżej i całował go cieplej, całował go tak, jak nie miał odwagi całować go za dnia, jakby chciał zająć mu usta sobą i nie pozostawić oddechu na nic więcej. Nachylał się bliżej i zsuwał dłoń po wnętrzu jego uda, czując jak nieśmiałość roznieca się mu na policzkach, ale Carma nigdy nie pozwalał mu się wstydzić: uśmiechał się, kiedy z zawstydzeniem oddawał mu swoje wypracowania do poprawy, uśmiechał się, kiedy z zawstydzeniem czytał mu kawałek naiwnego, chłopięcego wiersza, uśmiechał się, kiedy opowiadał mu o swoich wybujałych marzeniach, o tej przyszłości, o której wstydził się opowiadać innym, bo odkrywała zbyt wiele – mówiła tyle samo o nadziei, co o strachu, który czerwił się mu pod sercem od – chyba – zawsze. Uśmiechał się, kiedy mówił mu, że zabierze go ze sobą; uśmiechał się, jakby mu w to wszystko wierzył, chociaż wciąż mylił miasta, kiedy sunęli palcami po mapach i nie mógł uzbierać pieniędzy na zepsute sprzęgło w starym pick-upie kupionym na spółkę z matką, i czasami czuł się, jakby widnokrąg miał już zawsze kończyć się dla niego horyzontem widzianym z piętra stodoły na farmie wuja, gdzie chował się z papierosami.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
niesamowity odkrywca
pierożek
brak multikont
archiwista — Cairns City Council
26 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me gently, or don’t tell me at all. I only want soft secrets, little whispers, one warm hand over the mouth gasp.
Był początek marca, kiedy pierwszy raz pomyślał, że go kochał – słońce zniżało się nieśmiało za horyzont, jakby było zbyt zmęczone, aby utrzymać powieki, lecz nie chciało jeszcze zasypiać, więc kiwało się lekko, wybudzając się pojedynczymi smugami światła, które wpadało pomiędzy rozchylone żaluzje, wiatr wzmagał się, lecz wciąż posiadał jeszcze czuły dotyk lata, fantomowe ciepło wieczoru, który spędzał przy otwartym oknie, nie zwracając uwagi na białoskrzydłe ćmy, przysiadające wzdłuż okiennicy. Pamiętał, że leżał w pościeli, która zdążyła już ostygnąć po tym, jak Roscoe wrócił do domu, mimo to przyciskał policzek w miejscu, gdzie wcześniej leżała jego głowa i czuł na poduszce subtelny zapach chłopięcego potu, pamiętał, że tego samego dnia w ogrodzie zakwitły czerwone kalistemony, a on po raz pierwszy od kilku dni spojrzał na siebie w lustrze, nie obejmując się ramionami wokół piersi, aby zasłonić miękką, zaczerwienioną skórę. Był dziesiąty marca, zaledwie pięć dni przed jego czternastymi urodzinami, kiedy drżącą dłonią zapisał w pamiętniku słowo kocham – miał spąsowiałe policzki, a kiedy odwrócił się na plecy i przyłożył dłoń do piersi, czuł, że serce porusza mu się między żebrami jak spłoszone zwierzę, nie mógł jednak przestać się uśmiechać, bo kąciki jego ust unosiły się nawet wtedy, gdy spod powiek w końcu pociekły mu łzy i musiał zakryć twarz poduszką, aby zdławić szloch. Bał się tego, jak powinna wyglądać miłość – widział ją na fotografiach z czasów, gdy jego matka potrafiła jeszcze patrzeć ojcu w oczy, a on obejmował ją wokół talii, widział ją w tym, jak Josephine zawsze mówiła mój mąż, a nie Henry i jak milczała za każdym razem, gdy mówił o nim ktoś inny, widział miłość na ekranie telewizora, w serialach, które babka oglądała wieczorami, starych telenowelach, gdzie bohaterowie wpadali prosto w swoje ramiona i całowali się podczas ulewy, w filmach z Ryanem Goslingiem i Jennifer Lawrence, które zawsze zaczynały i kończyły się w ten sam sposób, tymczasem to, co czuł, leżąc w wymiętej kołdrze, z oddechem pozostawiającym wilgotne ślady na poszewce, choć niezaprzeczalnie było miłością, wydawało mu się całkiem odmienne, nie tak miękkie i pochlebcze, bo kiedy ujmował je w dłonie, wyczuwał pomiędzy palcami odstający scypuł dziecięcego wstydu. Wyobrażał sobie, że byłby rozczarowany, gdyby zobaczył go pod warstwą luźnych ubrań i pokrzepiającego uśmiechu – w snach wzdrygał się przed pocałunkiem lub zanosił śmiechem, a potem długo patrzył na niego tak, jakby swoją miłością zdradził ich przyjaźń – tymczasem Roscoe obejmował go wokół piersi za każdym razem, kiedy płakał, jesteś najpiękniejszym chłopcem, jakiego widziałem, mówił, kiedy siedzieli razem w kabinie publicznej łazienki, po tym jak spodnie przemokły mu krwią, pozostawiając między udami plamę dziewczęcej rdzy, całował go nawet, kiedy pod koniec czerwca po cichu schudł do czterdziestu kilogramów i przestał chodzić na zajęcia z muzyki. Sięgał dłonią do jego uda i pozostawiał duszny oddech na odgiętej szyi.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
niesamowity odkrywca
pangea
brak multikont
pomocnik ebenisty — warsztat H. Wisse
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
your skin beneath my lips feels like a thunder promising rain, pour out, darling, make me drown, let me sink in yours shivers, let me bury my hands in the sands of promised land and pray for it to take me back, take me in, take me home
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
niesamowity odkrywca
pierożek
brak multikont
archiwista — Cairns City Council
26 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me gently, or don’t tell me at all. I only want soft secrets, little whispers, one warm hand over the mouth gasp.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
niesamowity odkrywca
pangea
brak multikont
pomocnik ebenisty — warsztat H. Wisse
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
your skin beneath my lips feels like a thunder promising rain, pour out, darling, make me drown, let me sink in yours shivers, let me bury my hands in the sands of promised land and pray for it to take me back, take me in, take me home
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
niesamowity odkrywca
pierożek
brak multikont
ODPOWIEDZ