aktor — cały świat
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie.
Zapach migdałów, śmiech, przypadkowe zetknięcie dłoni i kolan, powiew ciepłego wiatru; Raul był miły, zaciekawiony, pytał o to skąd się znają, jak się poznali, dlaczego przebrali się akurat w te stroje, a Monty z dumą odpowiadał, tłumaczył, mówił: przyjaźnimy się, przedstawiał się w roli wzorowego przyjaciela, chociaż kiedy Raul nie patrzył, a cienie nocy wdzierały się do samochodu, Monty kreślił palcem kółka na finneasowym kolanie.
Kiedy dotarli do samochodu, rozbawieni i przejęci atakiem pająków, okazało się, że ich powrót do domu może być utrudniony — i to nie tylko dlatego, że początkowo pomylili auta; jeśli nie dostrzegli tego wcześniej, kolejne już potknięcie obu par nóg i śmiech zbyt serdeczny i niejasny musiał im uświadomić, że są p i j a n i. Monty postanowił odnaleźć Laurel (mogli przecież kontynuować imprezę z gronem jej przyjaciół, a dopiero potem przenieść się w bardziej prywatne miejsce), ale Finn natknął się na znajomego z posterunku, który zgodził się zabrać ich do willi Montague. I chociaż zaprosił go do środka (choć, doprawdy, nie wiedział, co mieliby robić w trójkę), Raul z zakłopotaniem poprosił tylko o wspólne zdjęcie (Monty miał tego potem pożałować) i wyjaśnił dlaczego musi odmówić (Monty już go nawet nie słuchał, przerzucając tę odpowiedzialność na przyjaciela).
Trochę szkoda mi tego plecaka. Był naprawdę ładny — westchnąwszy usiłował otworzyć drzwi, ale liczne zmagania ze źle wpisywanym kodem przyciągnęły zaspanego, niezadowolonego Thadeusa; kiedy usiłował coś powiedzieć, Monty nakazał mu udać się gdziekolwiek, byleby tylko im nie przeszkadzał. A potem zaprowadził Finneasa do kuchni, choć ich droga wyglądała niemal tak samo, jak w lesie: śmiech wypełniał ciepłem mijane pomieszczenia, a oni potykali się tak, jakby na deskach leżały kamienie. — Gorąca-zimna czekolada? — spytał, choć wyciągał już i tak pudełko lodów; nie ustalili, w zasadzie, niczego. Dlaczego tutaj przyjechali, jak spędzić mieli tę noc — Monty początkowo zapytał, czy mogą udać się do Finna (przez wzgląd na niejasną prywatność okalającą ściany tego domu), ale i tak, choć nie pamiętał w jaki sposób, znaleźli się nad krawędzią morza. Wrzucając brunatne kapsułki do eleganckiego ekspresu poprosił, by Finneas podał mu dwa kubki. — Chcesz do tego butterscotch? — pytając miał na myśli oczywiście karmelowy, słodki likier.
lotopałanka
.
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Dreszcze wspinały się po ciele wiązkami łaskoczącego zaintrygowania; rozpoczynając się od kolana, na którego ugiętym koniuszku willemowe palce zataczały niewielkie, niedbałe okręgi już od kilku minut jazdy samochodem, przepychając się przez krętość włókien mięśni, wsiąkały w końcu w zagadkowość podbrzusza i tam przez moment pulsowały jeszcze rzadko spotykanym podekscytowaniem; nieraz podnosił wzrok na przednie lusterko zawieszone nad szybą auta, napotykając wielkookie zagubienie zwykle ignorowanego na komisariacie Gallaghera — do dzisiaj nie wiedział nawet, że ma na imię Raul; prawdę mówiąc, nie zastanawiał się nawet, czy nosi jakikolwiek zbiór literek poprzedzający nazwisko. Posyłał mu wówczas delikatne, choć wykrzywione plątaniną alkoholową uśmiechy, a mężczyzna w odpowiedzi odwdzięczał się podenerwowanymi, niepewnymi grymasami — strącał wzrok na kierownicę i feerie ulic, a także otaczających je krajobrazów, a później zadawał Monty’emu kilka ostrożnych pytań. Kiedy zaproszono go wraz z Finneasem do środka, na moment zamilkł — nie tylko przez fakt, że obecność Raula nieco by go krępowała (przez moment zamierzał zapytać Wordswortha, czy nie wolałby zostać z Gallagherem we dwójkę, bo być może czegoś nie zrozumiał), ale i nagłą niepewność, dlaczego zamiast powrócić do własnego domu, noc miał spędzić w tym należącym do blondyna.
Kupisz sobie ładniejszy. Bez pająków w środku — zadecydował, zwieńczając ów przekonanie krótkim i niedbałym mlaśnięciem. W spojrzeniu Thaddeusa odnosił wrażenie napotkać coś, czego zawsze przytomny i zawsze spostrzegawczy wzrok nie namierzył nigdy wcześniej; jakiś migoczący, ostrzegawczy punkcik włożony w odległość źrenic, którego nie mógł jednak dojrzeć wyraźnie, bo mętność oplatającej go mgiełki, będącej albo nieprzenikalnością thaddeusowych myśli, albo nieklarownością alkoholowego zamroczenia skutecznie mu utrudniała.
Co? — zagubił się w tempie słów, zawiłości liter i ostrości kuchennego blatu, który żłobił sobie tunel w jego ugiętym łokciu; Thaddeus pochłonął jego obawy w sposób na tyle absorbujący, że fakt pojawienia się w otwartej, rozległej i lśniącej kamienną poświatą marmuru części domu, zdołał mu umknąć. A może po prostu skupiał się na uśmiechach i perlących się w nich niepoważnych chichotach; może koncentrując się na stawianiu stabilnych i rozważnych kroków, zapominał spojrzeć, g d z i e dokładnie te go prowadzą.
Zapytaj mnie jeszcze raz. Twój język układa się wtedy w zabawny sposób, wiesz o tym? — pytanie tylko nieznacznie poprzedziło płynny, stanowczy ruch finneasowej dłoni, kiedy odbijając się od marmurowego blatu, podszedł bliżej i oblekł palce wokół ust płowowłosego mężczyzny. Zsuwając je ku sobie, jeden kącik warg ku drugiemu, zaśmiał się perliście i rozluźnił uścisk.
Tak się zastanawiałem… Dlaczego potrzebują z tobą zdjęć? Jak długo potem na nie patrzą, co z nimi robią? Myślisz, że się z nimi zabawiają? — rozbawienie zdawało się trwale zespolić z tonem jego głosu; z niskim, wyważonym brzmieniem manierycznie przyjmowanego półszeptu. — Wiesz, skoro mnie zaprosiłeś, bo jestem twoim p r z y j a c i e l e m, to dlaczego zaprosiłeś też Gallaghera? Co właściwie chciałeś z nim robić? — zaciekawienie sprzed kilku, a może kilkunastu minut, po dłuższym naprzykrzaniu się, w końcu wygrało; nie wiedział jednak, czy dało odszukać się w nim pretensji. — Nie chcę butterscotch, zjadłbym tim tama — odrzekł, być może trochę niespodziewanie — niezgrabnie lawirował między poruszanymi tematami, plącząc i potykając się o ich kolejność.
aktor — cały świat
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie.
Zazdrościł ludziom praw do bliskości; jeśli w potężnej willi stojącej na jednym z wzniesień nowomodnej dzielnicy istniał ktoś bardziej od niego samotny, był to wyłącznie podstarzały, zgorzkniały Thaddeus. Nie było dnia, kiedy nie siedziałby w pochmurnym domu, zdany na towarzystwo pokojówek i agentów, którzy zjawiali się w rezydencji z nieprzyjemną regularnością. Thad nie posiadał ani żony, ani męża, i prawdopodobnie ani jednego dziecka — Montague kilkakrotnie usiłował poznać powody jego wyborów, ale mężczyzna przybierając surowy wyraz twarzy ucinał temat. A Monty czuł się tak, jakby podążał jego śladem, jakby pewnego dnia miał zbudzić się w tym samym domu wiedząc, że przeżył całe swoje życie dla innych, że poprawność ruchów uszczęśliwiała innych, ale ostatecznie nie został przy nim nikt, kto mógłby potrzymać go za dłoń w cieniu późnego wieczoru, albo zjeść wspólny, poranny posiłek na patio.
Wielokrotnie myślał o tym, że nie wie — jak kochać, że potrafił jedynie być kochanym; nie było takiego dnia od czasu wypadku, kiedy trucizna ów rozważań nie napełniała go strachem i żalem, chociaż po drodze spotykał kobiety, gotowe zanurzyć się z nim w delikatności łóżka, albo mężczyzn, którzy spoglądali na niego z przesadną siłą. Cały ten czas czegoś szukał, choć nigdy nie wiedział czego; a teraz, teraz! przy Finneasie, upojony alkoholem, czuł spokój i radość, bezpieczeństwo i pragnienie. Śmiał się, kiedy chłopak trzymał go za usta, a on usiłował powtórzyć: zimno-ciepła czekolada, zimnociepłalada; och, Monty potrzebował przewodnika po świecie, albo przyjaciela nieprzyjemnej urody, którego bezpiecznie mógłby dotykać, bez obaw o ujawnienie się jakichś dodatkowych potrzeb. — Fuj, myślisz że Ra-ul też chciał się zabawiać?— pokręcił głową i śmiał się, śmiał, po prostu i nieprzerwanie, aż w końcu przypomniał sobie o lodach. — Nigdy o tym nie myślałem, Finn. To znaczy, wydawało mi się, że chodzi tylko o zasięgi w internecie albo sprzedawanie tych zdjęć gazetom, jeśli ktoś je jeszcze drukuje — podstawił prędko kubki we wnękę ekspresu, a zapach czekolady wypełnił pomieszczenie; przez chwilę usiłował wmusić w siebie skupienie, powagę i cały ciąg należytych cech. — Och, wcale go tutaj nie chciałem! I zdecydowanie nie chciałem z nim niczego robić; patrzył na nas tak żałośnie, myślałem, że kradnę mu kumpla, więc po prostu m u s i a ł e m go zaprosić — odpowiadając z fałszywą urazą, ale też może równie prawdziwym obrzydzeniem, mocował się z plastikowym pudełkiem lodów, które w końcu eksplodowało, brudząc nie tylko połać szafki, ale i Montague. — Nie wiem czy mam takie rzeczy — nie było to kłamstwem; Monty nie bywał w kuchni za często, nie wiedząc w dodatku, jakie produkty bywają na liście zakupów wykonywanych co jakiś czas przez służbę. — Thad może ci kupić, chcesz? — chociaż Wordsworth nie wiedział która jest godzina i czy jakieś sklepy są wciąż otwarte; wiedział jedynie, że Thaddeus mimo swej samotności byłby niezadowolony z otrzymanego zadania.

lotopałanka
.
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Biały, atłasowo miękki błysk łez perlących się w kącikach rozbawionych, ale nade wszystko zmęczonych oczu, przez moment zdawał się pochłaniać całe światło wątło palących się wewnątrz kuchni świateł żyrandolu i kilku dekoracyjnych kinkietów. — Skoro ostatecznie zrezygnował i utracił szansę na robienie tego na żywo z tobą, to pewnie tak, pewnie użyje zdjęcia — oznajmił, wtrąciwszy w jednostajne słowa drgania niepowstrzymanego śmiechu, aż w końcu musiał otrzeć go spomiędzy powiek wierzchem wskazującego palca prawej dłoni.
Finneas nie był taki. Erotyzm ani go nie bawił, ani nawet nie ciekawił; na co dzień wydawał się niemal nie istnieć, a jeśli już migotał niewyraźnie na horyzoncie, dotyczył jedynie przypisywanych motywów badanych zbrodni, na tle seksualnym, wyrokował z ostentacyjnym przekonaniem, choć w rzeczywistości dręczyła go niepewność — przecież nie wiedział, nie rozumiał, nie pozwolono mu zrozumieć; musiał pilnować się nie tylko przy Geraldzie i Lindzie, przy zawsze wrogo nastawionych ku niemu podwładnych, ale nawet przy Leonie. Lepiej unikać takich sytuacji, upomniał go przecież ostatnim razem, kiedy sylwetki usiłowały wydrzeć się naturalnie upchniętemu w nie pożądaniu, a Finneas zrozumiał to opacznie, pomyślał, że przy Fitzgeraldzie naprawdę zmuszony był się powstrzymywać. Przy Montague jednak nie musiał. Nikt mu tego wyraźnie nie zakazał, a alkohol tylko rozwiązywał usta.
Och, w porządku — mruknął wkrótce po willemowych wyjaśnieniach, choć zawieszenie głosu w końcówce zdania jasno wskazywało, że nie zamierzał tak szybko odpuścić sobie tematu potencjalnych, raulowych odwiedzin. — Myślałem… Wiesz, pomyślałem sobie, że to może z nim chciałeś sprawdzić… No, to o czym mi dzisiaj powiedziałeś — przymglone nietrzeźwością spojrzenie, osiadające dotychczas na powierzchni gładkiego, marmurowego blatu, ostrożnie i powoli wspięło się na błękit wordsworthowych tęczówek. Aż nagle drgnęło za sprawą eksplodującego pudełka waniliowych, upstrzonych kawowymi ciasteczkami lodów. — W co oni to pakują — zagrzmiał z dezaprobatą, już po namiastce nadzwyczaj krótkiej chwili przeistaczającej się w melodię srebrzystego śmiechu.
Kiedy ostatnim razem oddalił się od Monty’ego — ledwie kilka nieznacznych minut wcześniej — wracając do bezpiecznej odległości dzielącego ich blatu z jasnego kamienia, nie spodziewał się, że wróci do bliskości ich oddechów, nieostrych spojrzeń i wyraźności głosów tak prędko. — To nic; poradzę sobie bez niego — odłączył się od wcześniejszej, czekoladowej tęsknoty, związanej bezpośrednio z ich przeszłością; to z nim po raz pierwszy złamał żelazną zasadę wyrzekania się oblepionych cukrem i chemią produktów, miał wówczas prawdopodobnie trzynaście lat, a Montague ukradł batonika snującej się po zbyt dużym domu służbie; mu także odmawiano wówczas niezdrowych kaprysów obleczonych w spożywcze cuda. — Bo ja bym zrozumiał. Gdybyś ty chciał z nim, a on z tobą. Ja też bym chciał. Być normalny, nie że z Raulem — wyznał słabym, okradzionym z najjaśniejszych barw tonem; akurat muskał dłonią willemowy policzek, którego posągową doskonałość niweczyła warstwa topiącej się plamki lodów. — Ja się z nim nie przyjaźnię, z nikim się tam nie przyjaźnię. Tylko z tobą — zaręczył, lepkość startej przed momentem kremowej wanilii oblizując z własnych palców. Myślał jeszcze o Gallagherze; niedługo i nieuważnie, ale myślał: o tym, co jutro z samego rana rozpowie reszcie komisariatu, jak wyśmieje Finneasa albo wspomni, że z niezrozumiałych dla niego powodów ten wspaniały, znany na całym świecie aktor wczorajszej nocy towarzyszył u jego boku, i że zaprosił go do siebie, ich d w ó j k ę, może do niemoralnej i nieprzyzwoitej orgii, a może zaprosił tylko Raula, a Finneas wepchnął się na siłę i zniszczył plan nie zawierający w sobie jego osoby. Bawiły go te pogłoski, czasem nawet pocieszały — uważał, że to niesamowite, te niezrównane z rzeczywistością historie, w których on odgrywa główną rolę, w których przez moment wydaje się taki jak inni, zwykły i zabawny, z problemami zrozumiałymi dla każdego i ze splendorem towarzyskiego życia. — To bez sensu, Monty. Dłońmi nie mogę, bo potem całe się lepią, a wytarcie lodów szmatką byłoby ich marnotrawstwem — pożalił się wyrwany z wcześniejszych rozmyślań, pożalił i rozwiązanie odnalazł w delikatnym pocałunku złożonym na willemowym podbródku. Teraz przynajmniej się nie zmarnują.

aktor — cały świat
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie.
Miało go to cieszyć; ta ludzka pogoń za idealnie skrojonym wizerunkiem, widywanym częściej w filmach i reklamach, niż w rzeczywistej szarości życia. Ta potrzeba komponowania fantazji, wyobrażania go sobie przy swoim boku, korzystania z wyciętych scen i upiększonych fotografii. A jednak odkąd tylko pojął cenę sławy, peszyło go to wszystko, co zarazem czyniło innym; nie wiedział, czy wcześniej narcystycznie podążał z uwielbieniem za tymi, którzy wielbili go; czy naprawdę wtedy mógł się cieszyć z tego, że każdej nocy jest z kimś innym, nawet jeśli tylko w świecie cudzej wyobraźni? — Cokolwiek mu służy — wymamrotał z drobinami wstydu wynurzającego się spomiędzy rozbawienia; jakże krępujące było zrozumienie, że ktoś mógł go chcieć tak desperacko — nawet jeśli Raul prawdopodobnie wcale nie zamierzał masturbować się z myślą o nim. — A tobie? Co pomaga? Zdjęcia miejsc zbrodni? Patrzenie na duży, masywny pistolet? — zaśmiał się wyzywająco; chociaż może naprawdę chciał wiedzieć.
Ciekawiła go jeszcze ta krucha zależność. Przyjacielski seks. Przyjaźń wyzbyta erotyzmu. Czy jedno mogło być gorsze od drugiego? I czy napotkaliby nieprzyjemności, gdyby tylko zapragnęli spróbować? Byłoby im łatwiej — próbować ze sobą, skoro nie posiadaliby oczekiwań. Skoro sobie ufali. Skoro nie mogliby się w sobie zakochać. — To nie… No bo to musi być ktoś, wiesz, specjalny; nie mogę oddać się byle komu. Musiałby podpisać… d n a, to znaczy, n… non-di… no wiesz! — wywrócił oczyma i jęknął teatralnie, jakby zwierzył się mu z najgorszego ludzkiego problemu, chociaż chodziło wyłącznie o brak przywileju przygodnego seksu. Odpowiedzialność była ciężka; szczególnie gdy było się pijanym.
A próbowałeś? Tak bez tego całego wstydu i w ogóle — to znaczy: być z kimś. Monty nie potrafił przejąć się szczątkami lodów pokrywającymi jego ciało; przypatrywał się badawczo Finneasowi i usiłował pojąć w których strukturach byli tacy sami, a w których różni. — Aha, to dobrze — wymamrotał, a ciałem jego wstrząsnął lekki, zaskakująco przyjemny dreszcz; nakazywał sobie opamiętać się w reakcjach: byli pijani, a Finn był po prostu miły. Bo byli przyjaciółmi. A mimo to Montague nieszczęśnie skupiał się na sprawach skrajnie niewłaściwych. Nim zdążył odnaleźć rozwiązanie w kwestii cukrowej tragedii, fineaszowe usta znalazły się na jego skórze, wydobywając z jego gardła śmiech i rozczulenie. — Jeszcze na szyi — wyszeptał, łaskocząc oddechem jego skórę; z trudem powstrzymywał się przed zatraceniem. — Finn, a gdybyś chciał, może niekoniecznie dzisiaj, ale może tak; tak właściwie to kiedykolwiek. Spróbować, wiesz. To ja mogę — zasugerował rumieniąc się, kiedy temperatura w kuchni krytycznie przekroczyła granice przyzwoitości.

lotopałanka
.
od niedawna inspektor — australian federal police
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
hope some of the other worlds are easier on me.
Niejednoznaczny, znikomy uśmiech ledwie musnął jego usta; w końcu zadrżał ledwie w kąciku, raz, dwa razy, a wkrótce zniknął całkowicie. — Mów dalej, dobrze ci idzie — odrzekł zniżonym do szelmowskiego półszeptu, rozmyślnie wyważonym głosem. W rzeczywistości chciał powiedzieć raczej: nic, Monty, nic mi nie pomaga, albo niepewne i bardziej pocieszające: jeszcze to odkrywam.
Oddać się byle komu — powtórzył z uwielbieniem dla willemowej niewinności, okrywając powietrze urzeczonym, miękkim śmiechem. Zdumiewała go skrajność wsunięta między podejście osób, które zdołał poznać trochę bliżej; traktowanie seksu jak nieprzeznaczoną dla wszystkich nagrodę, tylko dla nielicznych i naprawdę zasłużonych, albo jak (w przypadku Leona) błahą codzienność, wyzbytą wzniosłych uczuć i późniejszych powrotów do nich myślami. Bliżej było mu do pierwszego z zamysłów.
Milczenie i niepewność zawiązały mu usta; odnalazł się pośrodku chwili, w której należało wyznać prawdę, to nie dla mnie, brzmiałaby ona, albo przynajmniej w ten sposób ułożyłaby się pomiędzy ustami jeszcze kilka tygodni wcześniej. Teraz jednak finneasowe policzki zapłoniły się zabawnymi, pudrowo różowymi rumieńcami, których ciepło nie rozlewało się po jego twarzy zbyt często. — Raz. Było okropnie — wyznał, a wstyd obniżył głośność jego onieśmielonego tonu; zaśmiał się nerwowo i uciekł spojrzeniem poza willemową twarz. Może wówczas popełnił błąd, za obiekt badań wybierając osobę, do której nie czuł nic poza zawodową sympatią i lojalnym uznaniem. Może powinien był raczej wybrać kogoś takiego, jak Monty, może powinien był tak jak teraz: skropić odwagę alkoholową beztroską, ani na moment niezmazującą z twarzy jego uśmiechu, i w niewymuszony, niewinny sposób zbliżyć się do ciepła czyjegoś ciała, nawet nie myśląc o pocałunkach, jakich mrowiący ślad pozostawia na obcej skórze. — Nie zamierzam nic podpisywać, Monty — roześmiał się, odrywając wargi od miękkiej, gorejącej szyi; i wtedy zagubił swój rozsądek — w drodze między karminowymi wargami dwudziestosiedmiolatka, a jego oblanymi pąsem chudych policzkach. Przyoblekł willemowe usta ostrożnością własnego pocałunku; były tak rozkosznie miękkie i delikatne, że nieświadomie wydobyły z finneasowej piersi nieznany dotąd, melodyjny i przyjemnie zniżony dźwięk — pomyślał, że seks dotychczas zdawał się mu brudny, intensywny, gwałtowny, niezdarny, bolesny, że przytłaczał go nawet w wyobrażeniach, że kiedy myślał o Leonie (a myślał o nim naprawdę często) nie potrafił wydobyć spośród kaskady najrozmaitszych myśli nic przyjemniejszego, nic delikatniejszego: a teraz to właśnie Monty okazał się tą delikatnością: z miękką, niedorzecznie gładką membraną skóry, z równie nieprawdopodobną sprężystością niespiesznych, a jednak zwinnych ruchów smukłego ciała, z tą swoją urzekającą, niewinną młodością, z jasnymi jak poranek włosami i bladą jak płatki białych róż cerą. — Chcesz... Pójdziemy do twojej sypialni? — wydostał z siebie z trudem spieszących oddechów, odnajdując jedną z dłoni na jego wąskich plecach, drugą z kolei w lśniącej aksamitności włosów.
ODPOWIEDZ