Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#6

Sophie nie miała ostatnimi czasy zbyt lekko. Każdy kto znał dziewczynę, wiedział, że nie lubiła się zbytnio skarżyć. Ale prawda była taka, że trochę ją to wszystko przytłaczało. Cała ta ciąża, wszystko to co dowiedziała się o Oliverze, ukrywanie go przed całym światem (tak, tak się czuła, jakby chowała u siebie w mieszkaniu kryminalistę, a to przecież wcale nie było tak...) no i przede wszystkim ten projekt, który wzięła na siebie i nad którym przyszło jej pracować z nikim innym jak z Percym. Kosztowało ją to naprawdę wielu nerwów, ale nie ma się co dziwić, nie było niczym łatwym współpraca z byłym, którego przyłapało się w łóżku z inną. Nie dogadywali się, mieli inne wizje, więc sporo się kłócili. I mimo iż w jej stanie powinna raczej unikać stresu, to nie potrafiła tak po prostu odpuścić, czy udawać, że jej to nie rusza.
Wciąż jednak była tą samą Sophie Remington, więc oczywiście, próbowała szukać w tym wszystkich pozytywów. I dostrzegała taki jeden i to nawet znaczny. Wszystko wskazywało na to, że relacja z Oliverem szła w naprawdę dobrym kierunku. Nie było kolorowo, co to to na pewno, a jednak Soph była naprawdę pozytywnie nastawiona. Przede wszystkim cieszyła się, że miała go przy sobie. Nie była pewna co do tego, czy mogli oficjalnie nazwać się parą, ale wiedziała, że jej zależy. I chociaż wspomniałam wcześniej, że troszkę męczył ją fakt, iż Ollie ukrywał się u niej przed całym światem, to z drugiej strony przynajmniej nie ukrywał się przed nią i dzięki temu naprawdę się do siebie zbliżyli.
Dzisiaj jednak miała zamiar zrobić sobie mały detoks od rozmyślania nad tym wszystkim. Zaplanowaną miała wizytę kontrolną u lekarza i to na tym chciała się dzisiaj skupić. Naprawdę szczerze odetchnęła z ulgą na wieść, że wszystko było w porządku. Maluch rozwijał się prawidłowo, u niej tez wszystko było w normie, a do tego jeszcze to był ten dzień, kiedy w końcu mogli poznać płeć dziecka. Była naprawdę zadowolona.
I bardzo chciała się tą radością podzielić z kimś jeszcze. Napisała krótkiego smsa czy jest w domu, czy pracuje, ale niestety nie doczekała się odpowiedzi, więc ostatecznie postanowiła sama to sprawdzić. I tak była samochodem, więc podjechanie na komendę, by szybko zorientować się, że dzisiaj Dicka tam nie było, nie stanowiło większego problemu. Następnie skierowała się w stronę ich farmy.
Kulturalnie zapukała do drzwi, jednak odruchowo od razu również sięgnęła za klamkę, by przekonać się, że były one otwarte. Weszła więc do domu jak do siebie. Była pewna, że ani Ainsley, ani tym bardziej Dick, nie mieliby nic przeciwko.
- Halo, halo, jest tu ktoś? - zawołała, przekraczając kolejny próg i wchodząc do salonu. Rozejrzała się i pozwoliła sobie zrobić jeszcze parę kroków w głąb w domu, obserwując wszystko dookoła. I to właśnie wtedy, w jej oczy rzuciło się coś, na widok czego momentalnie zbladła i oblała ją fala przerażenia. Szybko znalazła się przy meblu, z którego zgarnęła woreczek z białym proszkiem, któremu musiała przyjrzeć się dokładnie, by upewnić się, że to nie było jakieś głupie nieporozumienie. - Dick!? - zawołała raz jeszcze, czując, jak uginają się pod nią nogi.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Obiecywał, że będzie lepszym bratem, a w efekcie i wujkiem, ale prawda była taka, że od czasu wieści o ciąży nie odzywał się zbytnio do Sophie. Musiał to po swojemu przetrawić- przynajmniej taką oficjalną wersję powtarzał samemu sobie, choć prawda była nieco bardziej skomplikowana. Od czasu napaści na lekarkę powróciły do niego dawne demony i oswoiły się na tyle, że był przekonany, że niebawem przyjdzie im wspólnie pić ze sobą wódkę. Blisko mu było do własnej matki, która oświadczała za każdym razem, że to nie nałóg, a jakieś paskudne siły zła ciągnęły ją linami na dno.
Zawsze nie dowierzał i śmiał się do rozpuku wyobrażając sobie jak jego wiotka matka jest ciągnięta przez jakieś krwiożercze walkirie wprost do raju, którym była kokainowa rozpusta. W końcu jego rodzicielka też nie ćpała byle czego, choć z dawnej klasy pozostało jej tylko nazwisko panieńskie, do którego nie wróciła. Ani Dick, bo bycie Remingtonem najwyraźniej znaczyło więcej w świecie, w którym przyszło im egzystować. I który rozpieścił go tak bardzo, że obecnie ciągle powracały do niego demony, które zdążył ją uśpić małżeństwem z AInsley. Najwyraźniej jednak związek z nią, więc i sama miłość niemożliwie podbijały stawkę i Dick zrozumiał, że najbardziej boi się w tym wszystkim tego, że ją straci. Z tego też powodu zadręczał się nadal lawirując w labiryncie kłamstw, które rozkosznie nazywał półprawdami i najczęściej znikał w tym domu, który tak naprawdę wciąż był ruderą.
Potrzebą remontu i to tak totalnego usprawiedliwiał jego nieobecność w domu i próby uniknięcia kobiety swojego życia. Najwyraźniej to było lepsze niż rzucenie jej o ścianę i dołączenie ją do grona swoich ofiar. Pewnie tego by mu nie wybaczyła, a ten woreczek…
Nadal go tylko trzymał, zupełnie jakby coś powstrzymywało go przed podjęciem decyzji, ale wiedział, że prędzej czy później nie wytrzyma i znowu zacznie się ta wieczna karuzela ze wzlotami i bolesnymi upadkami. Ainsley nigdy nie określała żadnego ultimatum, ale Dick Remington doskonale wiedział, że gdyby zaczął znowu brać, to byłby ich koniec. Jego trzeźwość trzymała ich w ryzach, a była właśnie tak krucha jak ten woreczek na komodzie.
Nie spodziewał się gości ani wizyty żony, więc przełożył (po raz kolejny!) z miejsca na miejsca i wreszcie zagryzł zęby i odszedł.
Prędzej przy gipsowaniu ścian wbije rękę w tynk niż weźmie.
Przynajmniej tak się łudził, ale praca fizyczna na chwilę zabijała głód i na dodatek wyciszała pomieszczenie tak bardzo, że nie usłyszał, że nie jest sam. Ani tego, że ktoś go woła. Pewnie i tak mu się zdawało i jego demony nagle chciały sprowadzić go w dół.
Albo jego ciężarna siostra. W zębach zmielił tyle przekleństw, że pasowałby raczej do brytyjskiego gangu niż dobrze wychowanego chłopca, ale i to niewiele pomogło. Jak i fakt, że zerwał się na równe nogi, by dowiedzieć się, że Sophie zdążyła się już dobrać do tego woreczka.
Jak bardzo musiał być głodny, skoro najpierw pomyślał o niej jak o wścibskiej suce, która odbiera mu całą zabawę.
- To nie tak jak myślisz- czy można było użyć bardziej banalnych słów?
Zbliżył się do niej delikatnie i modlił się w duchu, by była na tyle, by go nie prowokować. W końcu coś ich z ojcem łączyło i rzadko panował nad sobą.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie tak, że nie zorientowała się, że Dick jakoś tak nagle przestał się odzywać. Ale prawdę powiedziawszy, było jej to nawet na rękę, a przynajmniej do tej pory. Ostatnim razem bowiem jej brat uparcie chciał poznać Olivera, a jakoś Sophie nie była przekonana, co do tego, czy był to dobry pomysł. Początkowo wynikało to tylko i wyłącznie z obaw dziewczyny, wiadomo, że chłopaki się nie polubią, że skończy się to jakąś awanturą (wywołaną oczywiście przez Richarda, bo jakżeby inaczej), z czasem doszedł jeszcze jeden aspekt - Ollie zwyczajnie nie był w najlepszej kondycji. Ukrywał się przed całym światem, w tym przed własną rodziną, więc jasnym było, że nie chciałby mieć wówczas dotyczenia z Dickiem. Sophie wolała go przed tym uchronić, dlatego właśnie nie narzekała na brak kontaktu ze strony starszego brata. Gdyby ona tylko wiedziała, co było powodem tej jego izolacji... Chociaż mogła się przecież domyślić, że to nie wróżyło niczego dobrego! Ale zwyczajnie samolubnie miała zbyt wiele sowich zmartwień na głowie, żeby jeszcze zastanawiać się nad tym, z czym mógł zmagać się w tym czasie Remington. Smutne to, ale taka była prawda.
Ostatecznie jednak się przełamała i znów naszła ją chęć podzielenia się z nim dobrymi wieściami. Bo zakładała, że będą one dobre nie tylko dla niej - że wszystko przebiegało w porządku, że maluch rozwijał się prawidłowo, że jej nic nie dolegało, no i że poznała w końcu płeć dziecka! I chociaż ostatnie przeczucie Dicka się nie sprawdziło i jednak miał urodzić się chłopiec, to nie podejrzewała, żeby Remington miałby być z tego faktu niezadowolony.
Szkoda tylko, że postanowił już od wejścia do jego remontowanego domu, wylać na nią kubeł lodowatej wody.
- Naprawdę? Och, okej, więc słucham - naprawdę nie chciała go prowokować, ale nie mogła nic poradzić na to, że jej ton głosu brzmiał tak kpiąco. No oczywiście, że mu nie wierzyła! Te słowa zawsze oznaczały dla niej tyle, że to dokładnie było tak jak myślała! Te same słowa usłyszała z ust Percy'ego, gdy przyłapała go na łóżku z jego przyjaciółką... A jednak przespał się z nią, zdradził swoją dziewczynę, więc po cholerę ta durna wymówka? Tak samo było w tym przypadku - trzymała właśnie w rękach jego woreczek z narkotykami, cóż innego miało to znaczyć? Ale naprawdę nie chciała wszczynać od razu awantury. I naprawdę próbowała zapanować nad sobą, uspokoić się, chociaż czuła ogarniającą ja panikę. A przecież nie powinna się denerwować. Nie w tym stanie. Więc miała zamiar go wysłuchać, mimo wszystko. Ale po prostu nie wierzyła w to, że padnie z jego ust jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie. Może komukolwiek innemu by uwierzyła, że to nie jego, że jest czysty, że tak naprawdę nie miał zamiaru tego brać... Ale chodziło tu o Richarda Remingtona, jej brata, który jednak w swoim życiu miał już epizod z narkotykami... I to nie krótki, jednorazowy epizod, a taki który po latach skończył się odwykiem. Naprawdę nie chciała by sytuacja się powtórzyła. Wynikało to z czystej troski. Najzwyczajniej w świecie się o niego martwiła!

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie uważał tego za smutne, że mają swoje życia. Zawsze traktowali z bratem Sophie jako jedną z tych księżniczek, które należało bronić. Wprawdzie nie mieli wspólnej matki i to początkowo mogło rodzić konflikty, ale w tym konkretnym wypadku Dick okazał się jednak bardziej dojrzały i postanowił ją do siebie przygarnąć. Pod względem duchowym, rzecz jasna i będąc jej najlepszym bratem pod słońcem. Przynajmniej tak sobie wmawiał, bo przecież bliżej mu było do tego wielkiego nieobecnego. W przeciwieństwie jednak do innych ludzi, tej małej nigdy nie traktował z czystą pogardą, więc to już świadczyło o jego uczuciach. Cała reszta zdawała się być bardziej skomplikowana, ale nigdy nie wymuszał na niej jakiegokolwiek kontaktu bądź co gorsza, inwestowania swojego czasu w jego dramaty.
Zwłaszcza że te tak naprawdę pojawiły się w momencie, gdy spieprzył. Nie wypowiadał na głos tych strasznych słów, ale zmuszenie przyjaciółki do seksu było równoznaczne z jej gwałtem. Powracało to do niego w snach i choć Dick zapewniał siebie, że to tylko i wyłącznie jej wina (sama tego chciała!), to musiał zmierzyć się z tym, że jest gwałcicielem. To było dla niego złamanie pewnego, własnego kodeksu honorowego.
Ten jego może i nie posiadał wielu stronic, bo było naprawdę niewiele rzeczy, które były dla niego z natury złe, ale akurat ten czyn kwalifikował się wybitnie. Tyle, że Remington zdawał sobie doskonale sprawę, że nie, to nie chodzi o to, że zawalił i z tego powodu powinien czuć się winny, ale o Ainsley i o to, że odkrycie przez nią prawdy miało położyć się cieniem na ich małżeństwie. Tym samym, które zawierali śpiesznie i które było jedną z tych bardziej nieprzemyślanych decyzji. Wiedział więc, że jeśli prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw, już nie będzie czego zbierać i jak szkło pęknie to wszystko, co już raz tak mozolnie sklejał. To właśnie dlatego dopuścił do tego, by kupić kokainę u dilera. Nie chodziło wcale o to, że ją zamierzał brać. Nie od razu, może nigdy, bo to agresja pompowała głównie jego żyły, ale o samą świadomość, że nadal ją ma i może w razie czego po nią sięgnąć.
Brzmiało to niedorzecznie i pewnie dlatego nie zamierzał od razu sprzedawać Sophie tej wersji zdarzeń. Tak właściwie najchętniej trzymałby ją od siebie w tym momencie z daleka, bo był wzburzony jak nigdy i czuł, że nie jest to najlepszy moment, by debatować nad jego uzależnieniem. Na głodzie był zupełnie innym człowiekiem niż dotychczas. Może i w naturalnym środowisku był zimnym i podłym sukinsynem, ale obecnie głód wyostrzał jego zachowania i doprowadzał do jakiejś agresji, którą musiał w tym momencie powstrzymać całym sobą ze względu na dziecko.
Ze względu na dziecko.
Tę formułkę powtarzał sobie w głowie do znudzenia skupiając uwagę na swojej siostrze, a nie na woreczku, który chciał jej wyrwać i schować jak Gollum, najlepiej gdzieś w pieczarze, gdzie będzie on i jego skarb.
- Dobra, może i to pojebane, ale jeszcze nie brałem. Trzymam to tylko- oznajmił całkowicie szczerze, ale przecież wiedział, że ma do czynienia ze wzburzoną kobietą, więc nie wygra z niej żadnej dyskusji. Tak naprawdę wszystko było mu jedno, byle stąd wyszła i nie zawracała mu głowy, która teraz wręcz nieprzyzwoicie go bolała przypominając mu, że jest człowiekiem, a nie robocikiem, napędzanym przez kokainę.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie no jasne, nie było niczym złym to, że każdy z nich miał własne życie. To było jak najbardziej normalne, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi. Jednak skupianie się tylko i wyłącznie na własnym życiu i dostrzeganie jedynie własnego czubka nosa, przynajmniej dla Soph nie był już czymś okej. Nie da się jednak ukryć, że znacznie się różnili charakterami - Sophie była bardziej empatyczna, przejmowała się innymi i raczej nie było podobne do niej skupianie się tylko i wyłącznie na sobie i własnych problemach.
Z drugiej jednak strony, gdyby tak naprawdę wiedziała, do czego dopuścił się Dick, to chyba jednak wolałaby trzymać się od tego z daleka. Ona naprawdę uparcie chciała wierzyć, że jej brat nie był złym człowiekiem. Jasne, każdy popełniał błędy, każdy mógł wpaść w gorsze towarzystwo czy sidła przeróżnych używek, ale były granice, których nawet Soph nie potrafiła przeskoczyć. I obawiam się, że to była jedna z takich rzeczy.
W tamtym momencie to ten jeden woreczek to już było dla dziewczyny zbyt wiele. Natłok myśli i obaw które pociągnęło to za sobą, doprowadzając w mgnieniu oka do pulsującego bólu głowy... I tak, dla dobra obojga powinna po prostu odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść z tego domu, jak najdalej od Richarda. Ale nie potrafiła tego tak po prostu zostawić. Sama nie potrafiła tego wyjaśnić, po prostu coś jej kazało zostać i załatwić tę sprawę do końca... cokolwiek to niby miało oznaczać.
- Trzymasz to tylko. - powtórzyła po nim, ledwie słyszalnie, kiwając głową, jakby już wszystko zrozumiała. Bzdura, tak naprawdę nie kumała nic! - Tak po prostu, żeby Cię kusiło i żebyś zawsze miał pod ręką jak Cię najdzie ochota? Bardzo, kurwa, mądrze - no nie potrafiła zrozumieć, choć tak naprawdę chyba głupotą była próba zrozumienia osoby na głodzie, ale cóż. Chyba nie do końca to do niej docierało. Zamiast tego czuła, że zaczyna ją to przytłaczać i że zaraz się tutaj rozpłacze. Tak, jej bojowa postawa zaczynała tracić na mocy, chociaż cały czas z całej siły ściskała w ręce woreczek z prochami.
- Naprawdę chcesz przez to gówno zjebać sobie życie? - zapytała znów cichutko, praktycznie pod nosem. Ale w pomieszczeniu panowała taka cisza, że nie miała wątpliwości co do tego, że ją usłyszy.
I tak, tak ona to widziała - w końcu ułożył sobie życie, był komendantem straży pożarnej, miał kochającą żonę, kupił sobie dom, miał tyle do stracenia!

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Mógłby jej powiedzieć wiele na temat tego, czego się dopuścił i kim był, ale wiedział, że nie zrozumiałaby. Nie ona została obarczona porzuceniem przez ojca. Nie ona musiała zająć się matką, która czasami pod wpływem prochów nie była w stanie funkcjonować. To on i Clarence przejęli całą tę paskudną schedę i choć mieli nosić dumne nazwisko zawsze, nie to czyniło z nich prawdziwych Remingtonów. To była wręcz zimna i pulsująca nienawiść wobec świata, który wtedy nie potrafił im niczego zagwarantować.
Z tego też powodu właśnie Dick nie umiał jej wyjaśnić wszystkiego z czym się zmagał i jak bardzo to wpływało na jego życie. Efekt domina, o którym pewnie wypowiedzieliby się lepiej psychologowie, gdyby któregoś z nich dopuścił bliżej.
Bez ich diagnozy pozostawała jedynie strefa domysłów, która opierała się na najbardziej rażącym, ale i prawdziwym wniosku. Dickowi na nikim i na niczym nie zależało i ten stan utrzymywał się praktycznie od zawsze. Jedynie Ainsley weszła głęboko w jego życie, ale przecież nie był to również jego wybór, a raczej pewna adaptacja ze strony ich rodzin. Tak bardzo cisnęli ten ich wspólny projekt bycia ze sobą, że zanim się obejrzał, już stał się przywiązany do niej i ten właśnie strach przed jej utratą sprawił, że całkowicie się pogrążał.
Dlatego wolałby, żeby w tym stanie nie oglądała go brzemienna siostra. Ba, tę frazę powtarzał sobie jak mantrę, bo jej naiwne skądinąd słowa musiały sprawić, że aż się zachwiał w swoim postanowieniu, by jej nie skrzywdzić.
Wiedział, że Sophie chciała dobrze i że słowa, jakie w stosunku do niego kierowała, były całkiem słuszne. On to wszystko wiedział, ale nie mógł nic poradzić na to, że zderzały się dwa odmienne stany świadomości. Ona była jeszcze gówniarą bez żadnego doświadczenia, której wydawało się, że miał jakikolwiek wybór. On wiedział, że miał, owszem, ale jeszcze przed wzięciem kokainy. Teraz pozostawało mu jedynie z tym wszystkim walczyć.
- Do cholery, Sophie!- wrzasnął więc zaciskając palce w pięści. - Ty naprawdę uważasz, że to kwestia mojego wyboru? Że ja sobie mogę chcieć bądź nie chcieć tego?! Kurwa, zdradź mi przepis na tajemnicę!- zaśmiał się nieprzyjemnie, gardłowo, ale w tym momencie zupełnie nie wiedziała o czym mówi, bo inaczej przecież nie opowiadałby takich głupot.
- To nie jest zależne ode mnie. To nie ciąża, żeby sobie po prostu wpaść!- zauważył nieco złośliwie, ale nie mógł, zdecydowanie nie mógł powstrzymać ani tego ani faktu, że coraz bardziej wzbierała w nim nieokreślona złość.
To ona z agresją spędzała go do coraz większej awantury, choć wiedział, że ona miała rację. Nie powinien trzymać tego woreczka w domu, bo jak Ainsley zobaczy, to tak łatwo się nie wykpi z tej rozmowy.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie mogła się z nim nie zgodzić. Zapewne miał rację - wielu rzeczy by nie zrozumiała, bo rzeczywiście, była uprzywilejowana, bo mimo iż mieli wspólne nazwisko, to ona jednak miała ten przywilej, posiadania normalnej matki. Czasami naprawdę zastanawiała się nad tym, co ta kobieta widziała w Remingtonie, tak całkiem szczerze. Nigdy jej o to nie pytała, ale była to dla niej pewnego rodzaju zagadka.
Ale wracając, tak, pewnie by nie zrozumiała. Ale teraz rozumiała jeszcze mniej i nie miała żadnych podstaw do tego by jakkolwiek próbować usprawiedliwiać zachowanie i decyzje Dicka. I wkurzało ją cholernie to jego podejście - nic nie rozumiesz, jesteś głupią gówniarą (okej, była młodsza od niego, ale nie miała już pięciu lat do cholery!), więc nie wtrącaj się w sprawy. Zbyt wiele razy spotkała się z takim zachowaniem ze strony ojca, kiedy faktycznie była jeszcze dużo młodsza, więc irytowało ją jeszcze bardziej, kiedy to samo robił względem niej jej brat i to parę dobrych lat później. Wkurwiało ją, że nigdy nie będzie dla nich wystarczająco dorosła, dojrzała i rozsądna.
Skuliła się nieco, gdy usłyszała wrzask Dicka. Jasne, mogła spodziewać się takiej reakcji, ale mimo wszystko, jej reakcja była mimowolna. Przygryzła nerwowo wargę, uważnie i bez słowa słuchając tego co miał jej do powiedzenia, a może raczej powinnam napisać, do zarzucenia. Naprawdę nie chciała go prowokować, wymądrzając się, że przecież każdy miał wybór, ale jednocześnie nie mogła sobie pozwolić na to by stać tak bez słowa i pozwalając mu się na nią wydzierać.
- Czy już raz nie udowodniłeś, że masz wybór, kiedy rzuciłeś to gówno? - zapytała więc cicho i spokojnie. Dalej będzie jej wpierał, że to nie była kwestia jego wyboru? To jakim cudem ostatnim razem po odwyku na parę dobrych lat pozostał czysty? Mógł twierdzić, że nie miała o tym zielonego pojęcia i pewnie miał rację, ale w tym momencie to on nie dopuszczał do siebie prawdy, za wszelką cenę próbując przekonać ją, że to ona się myli.
Zaraz jednak z jego ust padły kolejne słowa... i cóż, trzeba przyznać, że zadziałały dokładnie tak, jak zapewne Dick chciał żeby zadziałały. Zabolały bowiem. I niby wiedziała, że zrobił to celowo, że specjalnie akurat tak dobrał te słowa, żeby jej tą szpileczkę wbić. Ale czy ona naprawdę musiała się na to godzić? Bo co? Bo jej brat był uzależniony? To miała być jego wymówka na wszystko? Zgoda na krzywdzenie wszystkich dookoła?
- Okej, wiesz co... I'm done - stwierdziła, rzucając woreczek z zawartością w to samo miejsce w którym go znalazła. Czy poddała się zbyt szybko? Czy była na to zbyt słaba i dała się złamać tak łatwo? Być może. Ale w jej stanie nie wskazane jej było się denerwować, a Dick wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie da się tak łatwo, więc nie zamierzała dłużej tracić na niego swojej energii. I już skierowała swoje kroki w stronę wyjścia, ale w ostatniej chwili odwróciła się na pięcie i jeszcze raz spojrzała na brata, gdy przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl. - Ainsley wie? - była prawie pewna, że doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Nie po to jednak zapytała, by potwierdzić tylko swoje domysły. Czy zamierzała dać mu do zrozumienia, że powie o wszystkim jego żonie? Cóż... nie było wątpliwości, że kobieta miała dużo większą szanse dotarcia do Dicka. Pytanie tylko, czy będzie w ogóle chciała próbować?

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wiedział, że nie powinien traktować ją jak gówniarę, bo w końcu była pełnoletnia i na domiar złego (nadal uważał tę wpadkę za nieszczęście) spodziewała się dziecka. To zapewne była odpowiednia przesłanka do tego, by wreszcie w niej zobaczyć osobę dojrzałą, ale nie mógł nic poradzić na to, że wszystko się w nim gotowało, gdy wyskakiwała z tak niedorzecznym hasłem.
Sprawdzało się stare powiedzenie, że syty nigdy nie zrozumie głodnego, więc nie liczył na żadną refleksję ze strony Sophie. Dla niej nałóg zdawał się być jedynie irytującym nawykiem jak obgryzanie paznokci i pewnie przy odrobinie silnej woli byłby w stanie to przezwyciężyć. Dla Dicka stanowiło to epicentrum wspomnień o matce, która nawiedzała go za życia. Przecież odczuwał w stosunku do niej te same emocje, które teraz targały jego młodszą siostrzyczką. Również wtedy uważał, że jej się po prostu nie chce rzucić tego gówna i to wszystko jest takie łatwe, tylko ona leniwa. Czasami- i wstydził się tego najbardziej na świecie- miał ochotę rzucić nią o ścianę i patrzeć jak kolor ecru pokrywa się szkarłatną barwą, a on wreszcie jest wolny. W sumie i ona też by była i dopiero dorosły Richard zrozumiał rezygnację, z jaką godziła na związek z przemocowcem w kostiumie jego ojca.
Ona chciała ze sobą skończyć i Dick też czuł, że to wcale nie byłoby takie złe rozwiązanie w świetle wszystkiego, co teraz się działo. Tyle, że nigdy nie miał w sobie na tyle odwagi, by po prostu to skończyć.
A może miał jej za dużo? Wszystko to jednak najwyraźniej nie pomagało w jego rodzinnych relacjach, które właśnie skurczyły się do momentu krzyczenia na ciężarną siostrę. Kiedyś byłby z tego powodu nieco przejęty, a dziś miał wrażenie, że to i tak nieudolna walka o życie, bo przecież świerzbiła go dłoń, którą kontrolnie zacisnął w pięści próbując uwolnić się od tego poczucia nienawiści w stosunku do kogoś, kto nie rozumie.
- Szybko ci poszło- zadrwił, gdy już usłyszał od niej, że już kończy. Miał wrażenie, że razem z ironią na chwilę znikał ten głód, który od tygodnia, może więcej paraliżował mu zmysły. - Rzucenie tego gówna ostatnim razem zajęło mi jakieś pół roku- zauważył, bo trudno było nawet mówić mu o wyborze, gdy do odwyku został przymuszony po napaści na ciężarną dziewczynę. Przez swojego własnego teścia, który pogrzebał przy okazji kilka jego większych grzeszków. To wszystko sprawiło, że Remington od pewnego czasu bał się, że prawda wyjdzie na jaw i Ainsley dowie się wszystkiego. Sam fakt ćpania przecież był jej znajomy- to dlatego kiedyś go rzuciła i choć teraz nie wiedziała o tym pieprzonym woreczku, zdawała sobie sprawę, że jest mu niełatwo. Nie była jednak świadoma tego, co skłoniło go ponownie do tej pieprzonej karuzeli, która właśnie się rozkręcała i której świadkiem była jego młodsza siostrzyczka.
O ironio, ta sama, którą obiecywał zawsze chronić przed tego typu sytuacjami. Najwyraźniej nie miał ją chronić przed nim samym i ta myśl jeszcze trzymała go o zdrowych zmysłach.
- Ainsley wie, że mam problemy. Oczywiście, że wie- odpowiedział więc po krótkiej chwili namysłu, bo musiała wiedzieć, że to nie tak, że on cokolwiek przed żoną ukrywał.
Doprawdy, byłaby naiwna, gdyby sądziła, że przed kobietą z domu Atwood można cokolwiek zataić. Usiadł na kanapie i wziął do ręki ten nieszczęsny woreczek.
- To nie tak, że ja zamierzam w ogóle z niego skorzystać. To tylko była chwila słabości- powinna docenić, że już nie krzyczał, a nawet próbował się zwierzać.
To był już zdecydowanie krok milowy w wykonaniu Dicka Remingtona.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- A czego teraz ode mnie oczekujesz, Dick? - żachnęła się na jego komentarz, zatrzymując się momentalnie i znowu spoglądając na brata. - Że będę stać i słuchać tych twoich szyderstw? Że dam Ci się tak po prostu obrażać, bo to wszystko przez narkotyki? Że to one tobą kierują? Chociaż nawet ich jeszcze nie brałeś? - mimo słów jakie padały z jej ust, w jej głosie wcale nie było słychać wyrzutu czy ironii, bardziej żal. Bo tak, mówiła to wszystko z ciężkim sercem i było to dla niej naprawdę bolesne. Tak, bolało ją słowa Remingtona. - Masz rację, gówno wiem o tym przez co przechodzisz. I chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię Ci pomóc. Bo od tego są specjaliści, którymi też teraz gardzisz, prawda? A ja siłą nie jestem w stanie zmusić Cię do tego, żebyś dał sobie pomóc. - podsumowała, wzruszając ramionami. Czy poddała się zbyt szybko? Bardzo możliwe, ale naprawdę nie miała teraz zasobów na to, by próbować go na siłę wysłać na odwyk. Jedno natomiast było pewne, najbliższe noce już miała zagwarantowane nieprzespane. Będzie bowiem dzień i noc zastanawiać się, co mogła zrobić, do kogo się odezwać i po jakie środki mogła jeszcze sięgnąć. Bo mimo iż Dick widział jak się poddaje, jak wychodzi i zostawia go z tym problemem samego, to przecież wcale nie było tak, że życzyła mu źle i chciała, żeby znów się stoczył i popadł w narkomanię.
Postanowiła nie komentować jego odpowiedzi na jej pytanie, która jednak nie do końca nią była. Bo nie o to pytała i coś jej mówiło, że Richard doskonale to wiedział, ale wybrał ominięcie nieco głównego sęku jej pytania. Sophie bowiem chodziło o to, czy kobieta wiedziała o tym woreczku. O tym, że jego myśli wróciły do narkotyków i że wahał się nad tym, czy nie wziąć tego cholerstwa. Ale nie odezwała się, z jednego głównego powodu. Dostrzegła w nim wreszcie jakaś zmianę, niewielką, ale zawsze coś. Przestał ciskać w nią pociskami, złagodniał jakby i odezwał się do niej nagle takim spokojnym głosem. To właśnie był powód dla którego Sophie ostatecznie nie wyszła z domu Dicka. A nawet ruszyła za nim parę kroków, gdy ten zgarnął woreczek i skierował się w stronę kanapy. I zanim się odezwała, zawahała się. Bała się bowiem, że znowu kolejne, źle dobrane słowo i Dick ponownie wybuchnie. Bała się, bo był w takim stanie, że trzeba było obchodzić się z nim jak z jajkiem. Ale ostatecznie w końcu się odezwała.
- Tak jak wspomniałam. Masz rację, co do tego, że nie jestem w stanie tak naprawdę tego zrozumieć. Ale naprawdę nie chcę żebyś znów się stoczył. I chciała bym Ci pomóc. Ale nie potrafię - również mówiła spokojnie i powoli. Z każdym kolejnym słowem też zbliżała się coraz bardziej brata. Na koniec stała już praktycznie na wyciągnięcie ręki i podsumowała to wszystko ponownym wzruszeniem ramion.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Miał ochotę okrutnie się roześmiać, bo zawsze wiedział, że z Sophie jest księżniczka (w końcu miała dwóch braci i tatusia do rozpieszczania), ale nigdy nie oczekiwał, że straci dystans między tym co realne, a co wymyślone. W końcu miała swoje problemy i była w ciąży, więc powinna jakoś bardziej twardo stąpać po ziemi, a tu okazywało się, że ewidentnie lata i to kilka metrów nad ziemią. W końcu to nie było tak, że czegokolwiek od niej oczekiwał. To ona we własnym domu przyłapała go z woreczkiem i ona rozpętała awanturę. Nie prosił jej o nic, jego decyzją było utrzymanie się na detoksie i on starał się bardzo z tym nie zwariować. Nie zamierzał jednak jej w to wciągać, głównie ze względu na dziecko i na to, że właściwie jej słowa były zwieńczeniem naiwnego myślenia, jakie prezentowała.
Nie mógł mieć jej tego za złe, bo przecież nikt, kto nie był uzależniony, nie potrafił tego zrozumieć, ale i tak miał wrażenie, że tłumaczy dziecku istnienie dnia i nocy. On zaś nigdy nie byłby dobrym rodzicem, a tym bardziej nauczycielem, więc naturalnym było, że trafiał go szlag.
Na niewiele to się zdało, bo przecież wyładowanie na niej niczego nie zmieniało. Dalej był nie tylko uzależniony, ale przede wszystkim mocno wciągnięty w to ukrywanie grzeszków, do których jego ojciec zaangażował jego teścia. Pytanie czy Ainsley wie było więc dość złożone, bo zależało od tego, o czym miała się dowiedzieć.
O jego prochach, a może o gwałcie? A może o tym, że kiedyś miała mu się urodzić córeczka i postanowił zakatować jej matkę? Może to powinien przedyskutować ze specjalistą, choć wątpił, że znajdzie się jeden taki odważny.
- Nie będę cię przepraszać za to, co powiedziałem. Nie jestem takim typem- pouczył ją jednak najpierw, bo miał wrażenie, że Sophie dalej widzi w nim dobrego misia, a to właściwie nigdy nie była prawda. Z tego powodu chyba pożałował swojego spokojnego tonu, bo dziewczyna zbliżała się do niego coraz bardziej, a on czuł na karku oddech już potwora, który szeptał mu kilka bezsensownych kwestii. Takich, że popchnięcie jej na ścianę przyniosłoby mu chwilową ulgę, a przecież bardzo tęsknił za tym momentem relaksu, choć pewnie te sekundy przypłaciłby jej życiem.
Dlatego musiał się opanować, choć spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Sophie, kiedy ja się stoczyłem? Ojciec załatwił mi luksusowy resort, w pracy wziąłem urlop na ogarnięcie spraw prywatnych, nawet Ainsley do mnie wróciła. Kiedy ja odczułem, że się staczam? To bardziej ty w ciąży z facetem, który cię nie chce- tak, był przykry i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrzebował jeszcze na głowie jej dramatu z powodu jego powrotu do nałogu. Miał alergię na podobne histerie i fochy u księżniczek, więc nie bez powodu pragnął, by dała mu spokój.
To chyba nie była kwestia prochów, ale jej lichej dorosłości, w którą nie umiała jeszcze grać.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powinna już dawno pogodzić się z myślą, że w oczach Dicka, nigdy nie urośnie. Dla niego zawsze będzie za mała, za głupia, nierozsądna i oderwana od rzeczywistości, cokolwiek by się nie działo. Bo przecież on to był najmądrzejszym, najrozsądniejszym i najbardziej stąpającym po ziemi człowiekiem na świecie. Mhm, na pewno. No ale Sophie nie zamierzała wcale udawać, że wcale nie było dla niej takie łatwe, przejść z tą myślą do porządku dziennego. Zawsze należała do tych osób, które chciałyby być lubiane przez dosłownie wszystkich, a już pokazanie się w dobrym świetle przed braćmi jak i przed ojcem, zostać uznana w ich oczach, było dla niej mega istotne. Dlatego naprawdę nie łatwo jej było pogodzić się z myślą, że dla Richarda Remingtona nigdy nie będzie wystarczająco dobra.
- Przywykłam do tego – stwierdziła spokojnie, zresztą zgodnie z prawdą. Akurat do tego, że jej brat miał problem z przyznaniem się do własnej winy na głos i przepraszanie nie przychodziło mu wcale bez trudu, naprawdę się przyzwyczaiła. I tak, bardzo chciała dostrzegać w nim tego dobrego brata, ale naprawdę nie była naiwna i doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że przecież z żadnej strony nie był on nieskazitelny! Oj, daleko mu było do ideału i serio miała tego świadomość.
Uniosła brew, słysząc jego następne słowa. Ale słuchała go uważnie i wcale mu nie przerywała. Z drugiej strony, skoro dla niego samo sięganie po narkotyki, a w jego przypadku wręcz uzależnienie, nie było żadną formą stoczenia, to czy oni w ogóle mieli o czym rozmawiać? Zwłaszcza, że uważała, że teraz miał jednak więcej do stracenia niż te parę lat wstecz– właśnie wspomnianą Ainsley, która owszem, wtedy do niego wróciła, dzisiaj była jego żoną, ale czy na pewno dźwignie znów to samo? W pracy, jako komendant, na pewno dostanie drugą szansę? Mógł jej zarzucać, że była głupią gówniarą i fruwała kilka metrów nad ziemią, ale teraz to w jej oczach on wyglądał jakby bagatelizował sprawę. Bo uważała, że to, że wtedy tak idealnie z tego wyszedł i się ustawił, to teraz naprawdę miał realną szansę się stoczyć i już nie podnieść się tak spektakularnie. Ale co ona tam wiedziała…
Zwłaszcza, że ostatecznie nie odezwała się ani słowem, bo on skwitował swoją wypowiedź komentarzem odnoście jej ciąży i faceta… I to ją szczerze zabolało. Chociaż prawda była nieco inna niż to w jaki sposób przedstawił ją Dick. Wcale nie została z tą ciążą sama, facet z którym miała to dziecko nie kopnął jej w tyłek… a mimo to i mimo zapewnień Olivera, że naprawdę mu na niej zależało, była tak pełna obaw i wątpliwości do tego wszystkiego, że nie potrafiła powstrzymać łez cisnących się jej do oczu. Pamiętajmy też, że cały czas targały nią hormony! Więc miała konkretną wymówkę!
- Wiesz co, Dick? Pierdol się – krótko, zwięźle i na temat. Naprawdę zmęczyła ją ta rozmowa, mimo, że trwała naprawdę bardzo krótko. Ale tyle, zwyczajnie nie miała siły na bycie workiem treningowym dla brata, po prostu. No a jakby nie było Dick osiągnął to co chciał - zostawiła go w spokoju i nie będzie mu dłużej trzeszczeć nad głową... Zadowolony?

Dick Remington
ODPOWIEDZ