ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Może to była kwestia tego, co zdążył w swoim życiu już na własne oczy zobaczyć, co przeżyć, a może po prostu pracy która uodporniła go prawdopodobnie na wszelkie okoliczności przyrody, ale Dillon Riseborough uważał do tej pory, że nie dość, że widział już wszystko to że ten świat tak naprawdę niczym więcej nie jest w stanie go zaskoczyć. Choćby nie wiem jak się starał, jakby kombinował, nie zadzieje się na jego drodze nic co spowodowałoby jedynie wow i nie zostawiło w jego głowie nic więcej. Zakładał, że był przecież już dorosłym, nudnym facetem po trzydziestce a nie rozedrganą nastolatką i nie dla niego już żadne fajerwerki czy mityczne motyle w brzuchu. Nie sądził najwyraźniej jak mocno może się mylić, wszak Mię na swojej drodze spotkał zupełnym przypadkiem, na dodatek w pracy, więc pewnie powinien mieć tyle oleju w głowie by wiedzieć że takich znajomości nie powinien kontynuować, bo będzie miał z tego tytułu co najwyżej kłopoty.
Dobre sobie, kłopoty zdawały się być największym hobby Dillona, któremu na dodatek był tak mocno oddany, że nie starczało mu czasu na nic innego. Wróć - dokładnie rzecz biorąc oddany był, owszem, ale delikatnym ustom tej dziewczyny, które właśnie całował z taką pasją, jakby miało być to oceniane przez międzynarodowe jury. Nie musiał się po prawdzie jakoś wyjątkowo starać czy udawać kogoś kim nie jest, przy pannie Ginsberg pewne rzeczy działy się najwyraźniej same i nawet tacy zatwardziali staruszkowie jak Riseborough musieli przyznać, że nagle okazywało się jak fajnie jest mieć te pieprzone motylki w brzuchu. Omal więc nie jęknął cicho, kiedy w końcu oderwała się od niego, ale chyba najbardziej skupił się na wpatrywaniu się w jej oczy. Czy właśnie doszczętnie przepadł?
- Mój błąd, wybacz - odparł z całą możliwą powagą, na jaką mógł sobie właśnie pozwolić. - Następnym razem postaram pojawić się w bardziej dogodnej porze - dodał, ale tym razem już odrobinę zaczepny uśmieszek zdawał się zbyt bardzo rysować na jego twarzy, w sposób sugerujący że cała ta sytuacja go całkiem nieźle rozbawiła. Nie mógł w końcu uważać się za żadnego eksperta, może co prawda i dosyć sporo obcował ze zmarłymi, czy to w karetce czy to na izbie przyjęć, ale nadal to nie było tak że mógł teraz wpadać w sam środek branży funeralnej jak do siebie i uważać, że pozjadał wszystkie rozumy.
- Tylko ewentualnie? - ułożył usta w smutną podkówkę, ale po chwili jakby się rozpromieniła i zaproponował: - Proszę mi wytłumaczyć tą ewentualność, a ja przedstawię swoje kontrargumenty - i jeszcze zanim jakąkolwiek myśl zdążyła przeciąć jej bystrą główkę, przysunął się do niej raz jeszcze, bez zbędnych zapowiedzi przysuwając wargi do delikatnej skóry jej szyi i zaczął ją po niej całować. Powoli, miejsce po miejscu, jakby miało to być tylko najsłodszą zapowiedzią tego co przed nimi. Kiedy zatrzymał się bliżej jej ucha, na moment oderwał się od swojego nowego ulubionego zajęcia, trochę podniósł głowę i ułożył się tak, że mógł jej szepnąć:
- Będzie wino i będzie spacer, ale po dwudziestu minutach zacznę już tęsknić i zacznę się robić niecierpliwy - i delikatnie, prawie niewyczuwalnie przygryzł płatek jej ucha. - Leć - cmoknął ją w obojczyk, i niby jej pozwolił, ale z drugiej strony wcale nie pozwolił się jej jeszcze odsunąć, ciągle przesuwając dłońmi nisko po jej plecach. Czyżby liczył, że uda jej się spławić biedną wdowę?
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Za to ona miała wrażenie, że jeśli coś przeżyła to Bozia w katalogu owych przeżyć (na pewno taki miała i na pewno był wysyłkowy!) zakreślała jedynie te złe momenty. Te, w których niebo się jej waliło i musiała wzywać pomocy. Nie było tam miejsca na żadne romantyczne chwile, na żadną więź z kimś innym niż jej króliczek, a i to przecież nie skończyło się dobrze. Dlatego z zaskoczeniem odkrywała, że po raz pierwszy od zawsze teraz przeżywa coś nietuzinkowego i w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie całowała się jeszcze w taki sposób, nikt od niego tak zachłannie nie czerpał z jej ust i zupełnie przepadła w ramionach tego pana doktora, którego poznała przy śmierci swojej przyjaciółki.
Już nawet o niej zbytnio nie myślała, gdy jego język dość bezczelnie wdzierał się do jej ust i prowokował odczucia, które były dla niej nowością. Jak dotąd sądziła, że są wymysłem tych wszystkich panienek z romansów, które mdleją na widok jakiegoś księcia, ale okazywało się, że akurat pod względem fizycznym skubane miały rację.
Czuła, że właśnie odpływa i co gorsze, chciała więcej. Tak bardzo, że była o krok od zarzucenia swoich obowiązków i przyznania, że odtąd jej życie będzie polegać na całowaniu Dillona. Chyba ta myśl jednak dostatecznie ja otrzeźwiła, bo jak dotąd nikt jej za to nie płacił, więc westchnęła i podjęła trudną rozmowę o swoich obowiązkach.
- Chyba taka specyfika tej pracy, że nigdy nie ma dogodnej pory. Ludzie nie umierają z zegarkiem w ręku, więc i ja tak nie pracuję- ale komu ona to tłumaczyła? Był lekarzem i na dodatek obsadzał karetkę, więc dobrze sobie zdawał sprawę z tego, że śmierć nie wybiera z listy wolnych terminów. I tak musiała być wdzięczna, że udało im się uszczknąć chwilę dla siebie ku zgrozie starszej pani, która pewnie wysyłała ich do samego piekła.
Dobrze, że nie była świadoma tego jak niedorzecznie niegrzeczne plany właśnie tworzyli w swoich głowach, ale przecież ewentualność Mii Ginsberg opierała się o coś jeszcze. O dziewictwo, którego Dillon nie był świadom i o którym wypadałoby mu powiedzieć, gdyby zaszła potrzeba.
Może jednak nie teraz, choć jego usta przesuwały się zachłannie po jej szyi obiecując jej tak wiele niewymownych rzeczy, że z haustem wypuściła powietrze.
- Nie możesz mnie tak prowokować. Teraz tam pójdę i… - uśmiechnęła się odchylając głowę i przyjmując jego pocałunki. Niezależnie od tego jak bardzo była w pracy, nie mogła tego opanować. Ani uśmiechu, który rozkwitł na jej wargach, gdy był tak blisko i gdy praktycznie szeptał jej do ucha miłosne zaklęcia.
- Wtedy pójdziemy się całować- obiecała mu cicho, choć przecież wiedziała, że nie o samo całowanie się rozchodzi, był w końcu dorosłym mężczyzną, który dość nisko trzymał ręce na jej lędźwiach i patrzył na nią tym jednym wzrokiem, zarezerwowanym dla heroin romansowych.
- Bo ja bardzo lubię to z tobą robić- dodała jeszcze, a potem cmoknęła go na pożegnanie prędko, zupełnie jakby ten nieboszczyk od nieszczęsnej wdowy miał ją gonić, a potem jak w transie zeszła z jego kolan i poprawiła sukienkę oraz kołnierzyk znowu przeobrażając się w nieco nudną, ale grzeczną pracownicę zakładu pogrzebowego.
Posłała mu jeszcze jeden uśmiech i przyłożyła dłoń w kierunku piersi próbując złapać oddech, który najwyraźniej przyśpieszał prędko w jego obecności.
- Bądź grzeczny!- tak, ona też będzie, przynajmniej w ciągu najbliższej godziny, bo potem już nie była tego taka pewna.
Nie, gdy dosłownie latała po ich pierwszym, kradzionym pocałunku.

koniec <3
ODPOWIEDZ