żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Odwzajemniła się tym samym i cicho się roześmiała. Zaraz jednak spoważniała i przyglądała mu się badawczo. – Czyli chcesz mi powiedzieć, że to jest jednak jedna, wielka bujda i tak naprawdę macie czas na to, żeby mieć jakiekolwiek życie prywatne? – Uniosła brwi. Z tego co jej sugerowały różnego rodzaju seriale to ci lekarze w ogóle nie mieli życia. A jak mieli życie to po godzinie i tak dostawali wezwanie do szpitala i kończyło się na tym, że w tym szpitalu mieszkali. Co za śmieszna rzecz tak bardzo poświęcić się swojej pracy, żeby nie mieć czasu na życie prywatne. Morgan chyba by czegoś takiego nie chciała. – To trochę okropne jak ludzie preferują się leczyć poprzez oglądanie takich seriali, albo korzystanie z Internetu. – Westchnęła cicho. Właśnie coś takiego chciałaby zmienić jak kiedykolwiek uda jej się spełnić swoje marzenia i ukończyć studia, a później pracować gdzieś w związku z tymi studiami. Wiedziała, że będzie to ciężkie do zrobienia, bo jednak ludzie żyją tymi filmami i serialami. Sama je bardzo chętnie oglądała. Co prawda nie diagnozowała się przy użyciu przeglądarki internetowej, ale no czasami łatwiej było coś zgooglować niż czekać w kolejkach.
- W takim razie wydaje mi się, że jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu. – Posłała mu delikatny uśmiech. Jakby wiódł życie lekarza i myślał o tym, że mógł zostać pilotem to jednak byłoby to nieco słabe. Unieszczęśliwiałby się takimi myślami. Nie po to człowiek miał wolną wolę i ogólnie wolność, żeby żyć życiem pod czyjeś dyktando.
- Nic się nie stało. – Zaśmiała się cicho. Nie miała zamiaru udawać, że kogoś nie straciła. Co prawda zawsze ludzie ze zdziwieniem reagowali na wiadomość, że w tak młodym wieku straciła męża, ale nie chciała robić z Leo jakiegoś sekretu. Poza tym, na tym etapie większość ludzi przechodziło już przez stratę bliskiej osoby. Nie była w tym przypadku jakoś specjalna czy wyjątkowa. W podziękowaniu za wyrazy współczucia posłała mu tylko uśmiech. Nie było sensu zagłębiania się w całą historię. – Mnie też! I zawsze zakładam, ze innych ludzi to też wkurwia, ale wiesz jaką potrafią zrobić inbę jak nie złożysz każdemu z osobna kondolencji? – Dla niej to nie miało sensu, bo kondolencje powinny być przekazywane ze współczuciem i szczerością. Dla Morgan byłaby to tylko formułka z pracy. Niestety bywali ludzie, którzy potrzebowali być w centrum uwagi nawet na pogrzebie, który nie był ich własnym pogrzebem. Jak każda praca, nawet ta, miała swoje plusy i minusy. No i jak zwykle za minusy byli odpowiedzialni ludzie. – Mogę sobie tylko wyobrazić, że to jest najcięższa część tej pracy. – Ona spotykała ludzi już parę dni po tym jak się dowiedzieli o śmierci ukochanej osoby. Wtedy już byli na etapie, że emocje nieco opadały. Byli bardziej wyrozumiali. Oczywiście nie było to zawsze adekwatne, ale Morgan wydawało się to być lepszym momentem. – Myślisz, że z czasem stanie się to łatwiejsze? – Poza oczywiście zamienieniem się w człowiek kamień. To nie byłoby rozsądną opcją – być nieczułym na cierpienie drugiej osoby.
Zauważyła jak bierze głębsze oddechy. Nie zastanawiała się długo nad następnym krokiem. Odstawiła swoją szklankę z wodą na stolik i wstała, żeby usiąść obok niego. Czuła, że mogła tym samym łamać jego przestrzeń osobistą, ale uznała, że kojący dotyk drugiej osoby może być lepszym rozwiązaniem. Usiadła i delikatnie położyła mu dłoń na plecach, a drugą złapała jego wolną dłoń. Chwilowe ściśnięcie dłoni, które zaserwowała mu wcześniej wydawało się zbyt małym gestem.
- A więc to nieprawda, że lepiej się płacze w drogim aucie i ociera łzy banknotami? – Zażartowała, bo wiedziała, że to drugie jest bardzo niehigieniczne i mogłoby doprowadzić do wielu infekcji. Tym bardziej, że jednak pieniądze przechodziły z rąk do rąk, a wiadomo, że ludzie to rąk nie potrafili porządnie umyć. – Zapraszam. Jestem świetnym kompanem do picia, bo im bardziej jestem pijana tym więcej rozwijam osobowości. Albo po prostu urywa mi się film i potrzebuję trzech dni, żeby odespać. – Tak naprawdę to była tragicznym kompanem do picia. Nie potrafiła pić. Upijała się bardzo szybko. Chociaż też niespecjalnie na to narzekała. Nie była fanką alkoholu. Lubiła okazjonalnie wypić, ale nie potrzebowała procentów, żeby dobrze się bawić, albo żeby przeprowadzić poważną rozmowę.
Parsknęła cicho śmiechem, bo to był fantastyczny sekret. – Powiem ci, że ja się cieszę, że mogłam wyjść z tego pogrzebu i posiedzieć tutaj z tobą. – Uśmiechnęła się, bo ewidentnie oboje wykorzystali okazję, żeby uniknąć siedzenia w swoich miejscach pracy. Co prawda Morgan nadal siedziała w miejscu pracy, ale nie musiała w oczywisty sposób pracować. – Chcesz zrzucić ciężar tego kotła w pracy? – Zaproponowała, bo w sumie to chętnie sobie posłucha o szpitalnych perypetiach.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
- Nie mamy czasu, ale to nie znaczy, że nie próbujemy- uśmiechnął się lekko. Wprawdzie pracował tyle, że czasami jedyne na co miał ochotę to sen, ale jakimś cudem udawało mu się utrzymać całkiem zdrowy związek i to poza szpitalem. Jego koledzy już dawno orzekli, że rozstanie to już tylko kwestia czasu, bo mało kto był w stanie zrozumieć lekarza, zwłaszcza takiego na rezydenturze. Jak na razie jednak wierzył w to, że akurat jemu się uda utrzymać równowagę między życiem osobistym, a zawodowym. Był jak większość dwudziestolatków- nieznośnym idealistą, który był przekonany, że jego życie będzie wyglądało zupełnie inaczej niż pokolenia przed nim. Oby nigdy nie musiał zweryfikować tego przekonania, bo strata Sage nie wchodziła w grę.
- Może dlatego idę w ortopedię- zastanowił się. - Wiesz, w Internecie nie wyczytasz jak poskładać kość, a jeśli nawet to chyba jeszcze nie ma takich wariatów- choć parsknął, bo nie był pewien czy faktycznie się tacy nie znajdą. Ludzie zdecydowanie byli gotowi na wiele, a on potem musiał sprzątać ten bałagan, który powstał z ich mało szczęśliwych pomysłów. Satysfakcja z wykonanej pracy była ogromna, więc Morgan miała rację- był człowiekiem na właściwym miejscu, nawet jeśli cała jego rodzina usiłowała go przekonać, że krojenie ludzi to nie jest zajęcie godne arystokraty. Jak dla niego zawsze mógł skończyć gorzej i nie powinni wydziwiać, zwłaszcza że jego matka zaszczepiła w nim bakteriofobię, więc samo skończenie medycyny było wyzwaniem.
Nie nauczyło go jednak taktu, bo zdecydowanie pochwalił się jego brakiem pytając dziewczynę tak wprost o śmierć. Nie powinien i jeszcze przez moment gryzł się w język, ale te niepokorne słowa już zdążyły ulecieć i rozprzestrzenić się z prędkością światła. Może z tego też powodu pokusił się o refleksję i był wdzięczny żałobniczce, że nie postanowiła go na przykład, ukatrupić w tym pomieszczeniu. Przynajmniej daliby mu jakiś gratis odnośnie pogrzebu, choć pewnie wtedy, po śmierci byłoby mu absolutnie wszystko jedno.
Najwyraźniej jednak dziewczyna była typem osoby, która nie była aż tak delikatna, co sprawiło, że spojrzał na nią z podziwem i roześmiał się.
- Serio? Zawsze myślałem, że gdy ktoś umiera, chcesz jedynie, by zostawili cię w spokoju, a ta cała szopka męczy. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać- ale nagle poczuł się też dziwnie wygrany, bo on o właśnie takich kwestiach mógł teoretyzować. Szczęśliwie nikt bliski mu nie umarł (to dziś się nie liczyło) i nie musiał stać przed grobem i czekać na podejście ludzi, którzy nawet nie czują smutku, tylko obowiązek, by mu złożyć te kondolencje. Trochę podobna sytuacja była z przekazywaniem wiadomości o śmierci w szpitalu, choć tak naprawdę Alfie przeżywał to jeszcze okrutnie. Starsi stażem lekarze tłumaczyli mu, że kiedyś okrzepnie i zacznie patrzeć na to bardziej statystycznie, ale jeszcze do tego nie doszedł.
- Tak mi właśnie mówią inni- wyjaśnił jej więc swój tok myślenia. - Wiesz, że z czasem będzie to tak częste, że stanie się łatwiejsze, ale nie wiem czy chciałbym w to iść. Nie chcę być tym lekarzem, któremu nie zależy. Jak ty sobie radzisz z masą pogrzebów w swoim życiu? Traktujesz to jako plan na przyszłość?- zagadnął, bo nawet jeśli tak było, nie zamierzał jej potępiać. Każdy miał swoje przeznaczenie, a może dla Morgan było to płakanie nad trumną. Pewnie mogło to być niesamowicie oczyszczające. Nie wiedział czy myśli o tym dlatego, że ją poznał czy dlatego, by zagłuszyć emocje, które wzięły górę, gdy usiadła obok niego i wzięła go za rękę.
Najwyraźniej atmosfera śmierci udzieliła mu się za bardzo i był wdzięczny za żart z banknotami, choć faktycznie były brudne i niehigieniczne. Z tego też powodu najczęściej używał kart kredytowych, nawet jeśli ostatnio miał dość ograniczone środki.
- Wiesz, w domu zawsze mnie uczono, że wartością jest historia rodu, jego edukacja, wkład w społeczeństwo. Pieniądze to coś dla proletariatu, który uważa się za klasę wyższą- wyjaśnił i aż się wzdrygnął, bo to było bardzo w stylu jego matki, która uważała jego byłą za nieodpowiednią partię. - Jak widzisz, moja rodzina za normalna nie jest- dodał więc, żeby sobie nie pomyślała, że to on.
- Gdy tylko zwolni moje życie, więc pewnie w 2050 roku… - parsknął. - Zaproszę cię na piwo- obiecał i niezależnie od tego jak miała się zachowywać, da radę. Widział już przecież wszystko. Nadal trzymając jej dłoń (w geście wsparcia) kiwnął głową, choć nie sądził, że wiele ma do powiedzenia. Nie po tym, co serwowała kablówka w serialach medycznych.
- Ostatnio tak naprawdę zmagamy się wszyscy z upałami i jestem w stanie zrozumieć wszystko, ale jedna pani wypiła olejek do opalania, bo stwierdziła, że tak będzie podwójnie chroniona- od wewnątrz również- parsknął, bo ta historia faktycznie wywołała nieco komizmu w szpitalu, choć biedulka musiała przejść odtruwanie.
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Odpowiedziała mu uśmiechem.
- To jest bardzo dobra informacja. Że jednak lekarze nie są robotami, tylko istotami ludzkimi z relacjami poza pracą. – Morgan osobiście nie chciałaby być leczona przez kogoś kto traktuje ją tylko i wyłącznie jak kolejny numer w jakiejś statystyce. Albo jak kolejnego pacjenta. Zdawała sobie sprawę z tego, że w przypadku takiej kariery lepiej nie mieć żadnych uczuć, ale nikt nie chciałby być leczony przez kogoś kogo nie obchodzisz. No przynajmniej Morgan. A co do związków… jeżeli ktoś się nie wysilał, żeby utrzymać swój związek, to czy w ogóle warto być z taką osobą? Związki wymagają poświęcenia. Jak człowiek wiąże się z detektywem czy lekarzem czy z kimkolwiek kto jednak pracuje też wtedy kiedy jest potrzebny, to musi się liczyć z tym, że ten związek będzie narażony na dziwactwa. Wszyscy są świadomi takiego ryzyka.
- Ahhh. – Pokiwała głową z uznaniem. – To jest bardzo sprytne podejście. Nawet jak się dowiedzą jak poskładać kość przy prostym złamaniu, to kto by ryzykował, co nie? – Wiadomo, jak nie ma innej możliwości i trzeba stworzyć jakieś prowizorycznie coś co utrzyma kość, to ludzie powinni posiadać taką wiedzę. Złamania jednak często składa się operacyjnie. Nie widziała świata, w którym ktoś przeprowadzałby operację sam na sobie. Chociaż… świat już wieloma rzeczami Morgan zaskakiwał. Może nie powinna udawać zbyt zszokowanej. Ludzie byli specyficzni. – Zawsze chciałeś wybrać ortopedię czy pojawiło się to gdzieś przy okazji? – Nie miała znajomych lekarzy, ale zawsze sobie wyobrażała, że jak ktoś zostaje chirurgiem, to specjalizację wybiera sobie jeszcze zanim wybierze się tak naprawdę na studia. W końcu często jakieś wydarzenie z życia potrafi ludzi zainspirować do czegoś takiego. Ona sama nie wiedziała czym chciałaby się zajmować. Serce i mózg wydawały się jej zbyt delikatne i skomplikowane. Może i dla niej ortopedia byłaby odpowiednia? Oczywiście nigdy nie miała zamiaru być chirurgiem, ale jak każdy lubiła sobie pogdybać.
- Co nie? – Westchnęła. Ucieszyły ją jego słowa. Mieli bardzo podobne rozumowanie i dzięki temu Morgan miała pewność, że nie była wariatką. Ona przy śmierci Leo chciała zostać pozostawiona sama sobie. Chciała przeżywać żałobę w samotności. Kondolencje, które jej składano najzwyczajniej na świecie ją wyczerpywały. Z drugiej jednak strony nadal pamiętała o tym, że jej rodzice byli jedynymi osobami na tej planecie, które jej tych kondolencji nie złożyły. Niby nie chciała mieć do nich pretensji, ale jednocześnie nie potrafiła udawać, że takie zachowanie nie bolało. Chociaż mogła się tego spodziewać, bo jej rodzice nigdy nie byli w stanie przyswoić tego, że Morgan wzięła ślub i ma męża. – Po prostu niektórzy ludzie wykorzystają byle okazje do tego, żeby być w centrum uwagi. – Było to absolutnie obrzydliwe zachowanie, ale dla Morgan, na tym etapie, nie było to coś specjalnie szokującego. Zdążyła się przyzwyczaić i rozpoznawać rodzaje żałobników. Musiała się tego nauczyć, żeby wiedzieć jak do kogo podchodzić.
- Mam w takim razie nadzieję, że nigdy nie staniesz się lekarzem, któremu nie zależy. – Posłała mu smutny uśmiech. – Ludzie potrzebują lekarzy, którym zależy. Zwłaszcza młodych lekarzy, którym zależy i którzy są uczuciowi. – Wiadomo, nikt nie chciałby, żeby chirurg płakał nad czyjąś otwartą klatką piersiową, ale po prostu bycie lekarzem to zawód, który w mniemaniu Morgan wymagałby tego, żeby człowiekowi zależało. Powinien zachować zimną krew i stalowe nerwy podczas operacji, ale to nie oznacza, że nie może być człowiekiem z uczuciami. – Mam nadzieję, że to jest raczej tymczasowe rozwiązanie. – O dziwo praca w domu pogrzebowym w ogóle jej nie przeszkadzała. Mogłaby zostać tutaj na dłużej, ale tylko i wyłącznie jakby gdzieś tam wspinała się po szczeblach kariery. Chociaż nie do końca wiedziała czy jest to możliwe. Do końca życia żałobniczką nie chciała być. Miała bardziej ambitne plany.
- Przykro mi… – Nie wiedziała co innego powiedzieć. – To brzmi jak absolutnie pojebana rzecz. Na pewno nie coś co powinno się wpajać dziecku. – Przeklinając zniżyła głos do szeptu. Nie chciała, żeby ktoś usłyszał, że wyraża się w ten sposób w pracy. Poza tym wiedziała, że ludzie uważali, że kobietom nie wypada przeklinać. – Pocieszę cię tym, że nie sprawiasz wrażenia człowieka, który wziąłby sobie te nauki do serca. – Jasne, znała go dopiero kilka chwil, ale czasami człowieka można było poznać od razu. Zwłaszcza w takim momencie, gdzie był bardzo podatny. Mimo, że Alfiem niespecjalnie wstrząsnęła śmierć dziadka. – Moja rodzina nie nauczyła mnie na przykład żadnych wartości. – Może w tym też Alfie znajdzie pocieszenie. Marne, ale zawsze coś.
- Dobra. Ale wiedz, że mam bardzo dobrą pamięć, więc na pewno będę cię ścigać o to piwo w 2050 roku. – Do tego czasu to może Morgan spełni swoje marzenie i będzie dyrektorem jakiegoś szpitala, więc może z Alfiem będą też znajomymi z pracy czy coś. Nigdy nie wiadomo. Chociaż wiadomo jak to jest z życiem, często ma własne plany. Może nawet w 2050 Morgan będzie nadal pracować w zakładzie pogrzebowym i na siłowni.
Uniosła brwi w zdziwieniu. – Żartujesz sobie? – Parsknęła śmiechem chociaż absolutnie nie powinna. – Wow. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. Upały były nieznośne, ale nie wiedziała, że ludzie będą aż tak zdesperowani, żeby się ochłodzić. – I co zrobiliście w takim przypadku? Płukanie żołądka i do domu czy była jakaś obserwacja psychiatryczna? – Może kobiecie brakowało piątej klepki i upały tylko pozwoliły prawdzie się ujawnić. Z drugiej strony, mogła dostać jakiegoś udaru czy coś, który ją popchnął do takiego czynu. Chociaż nie wiedziała czy to miałoby ze sobą jakiś związek.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
- Jak sprawdzałem ostatnio, miałem ludzkie odruchy, ale pewnie każdy robot tak mówi. Przynajmniej taki od buntu maszyn- zaśmiał się, bo dawniej (gdy miał jeszcze więcej czasu, rzecz jasna) przepadał za tego rodzaju kinem. Zabawnie oglądało się filmy o przyszłości z lat osiemdziesiątych. Wtedy ludzie wieszczyli, że w obecnych czasach ludzkość będzie eksplorować najdalsze planety. Można było rzec, że okazali się jednym wielkim rozczarowaniem. Czy jednak chciałby lekarza, który jest człowiekiem? Niekoniecznie, bo ludzie popełniali błędy, więc oddanie się w ich ręce zawsze wiązało się ze sporym ryzykiem. W przyszłości maszyny miały ustrzec przed prozaicznymi pomyłkami, ale znowu nawet roboty zawodziły, więc nie było jeszcze idealnego rozwiązania. Może i Alfie powinien z tego powodu świętować, bo przecież wróżyło mu to niezłą karierę.
Według siebie, bo rodzina już dawno położyła na nim krzyżyk, a gdyby na dodatek dowiedzieli się o jego karierze w ortopedii.. Cóż, już widział ich miny. Zaśmiał się więc na pytanie Morgan.
- Nie. Początkowo, żeby ugładzić familię i jej niezadowolenie z wyboru mojej drogi życiowej celowałem w coś tak prozaicznego jak wszyscy. To znaczy w kardiologię, ewentualnie jeszcze neurologię, o- westchnął. - Po powrocie ze Szkocji jednak czułem się zagubiony i szukałem mentora. Nawinął się pewien wariat od składania kości i tak od słowa do słowa wylądowałem pod jego skrzydłami. Tak to chyba się robi- wzruszył ramionami, bo tak naprawdę i wybór specjalizacji był kwestią przypadku. Owszem, składało się na niego sporo zmiennych, ale jak w życiu… Gdy przychodziło co do czego, trzeba było odczytywać znaki i znaleźć się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Najważniejsze jednak było to, że Alfie Buxton nie żałował i był przekonany, że to nie zmieni się mu z upływem lat. Jeśli zaś zechce spróbować czegoś innego, droga wolna. Owszem, wymagało to zazwyczaj sporo nauki, praktyki, ale nie był to wybór do końca życia.
Na teraz, na ten cudowny moment rezydentury wybierał ortopedię i jego rodzina mogła iść kolokwialnie się pieprzyć. Niekonieczne ze sobą, bo kazirodztwo już przerabiali w kręgach królewskich i skończyło się nieciekawie.
Szaleństwo też obserwował w historii, ale zdecydowanie nie takie jak Morgan, więc nie miał jej za jakąś wariatkę. Wręcz przeciwnie, z każdym jej zdaniem miał wrażenie, że mógłby ją zwyczajnie polubić, a wcześniej to uczucie nie zdarzało mu się często. Może chodziło o pewną wspólnotę doświadczeń, choć przecież to ona była w tym układzie bardziej pokrzywdzona. Jemu umarł ktoś nie do końca bliski, więc nie potrafił nawet wyobrazić sobie ogromu jej straty. Starał się jednak być empatycznym oraz szczerym- to był wykład jednego z jego ulubionych profesorów, który tłukł im do głowy dość często, że muszą przede wszystkim nigdy nie okłamywać pacjentów i przedstawiać im wprost ich opcje.
- Polecam zachorować na raka. Wtedy dla wszystkich jest się w centrum zainteresowania- zażartował dość mocno, ale powiedzmy sobie szczerze, to miejsce nastroiło go tak specyficznie na ten rodzaj żartów. W innym wypadku pewnie siedziałby i cedziłby pojedyncze zdania, bo może i rozwijał się społecznie, ale nie aż tak by czuć się pewnym siebie. Może powinien częściej praktykować chodzenie na cmentarze, bo wtedy okazałoby się, że jest lwem salonowym i to bez obecności wódki.
Miała jednak rację z tym, że powinno nadal mu zależeć i choć przez ostatnie miesiące usiłował z tym walczyć, wiedział, że nie da rady. Owszem, łatwiej byłoby, gdyby przestał odczuwać ból w stosunku do rodziców i wyłączył okrutny żal w ich kierunku, ale nie dało się tego zrobić tylko w jednym kierunku. Musiałby wtedy na dobre wyrzec się wszystkiego, co sprawiało, że był dobrym specjalistą.
Gra chyba nie była warta świeczki.
Kiwnął głową, gdy uznała, że praca tutaj to tymczasowe rozwiązanie, ale już chyba wyrósł faktycznie z rad rodziców, bo nie przeszkadzałoby mu wcale, gdyby stwierdziła, że to jednak jej powołanie.
- Powinienem być ci wdzięczny, że tak do tego podchodzisz. Reszta zwraca uwagę tylko na dobry fundusz powierniczy i na świetne wykształcenie. Może dlatego nie szukałem w tamtych kręgach żony- parsknął. A może jednak coś mu z tych tradycji zostało, skoro w takim wieku sugerował coś o ożenku, a przecież był jeszcze nadal młodym człowiekiem i prędzej powinien zaprosić Morgan na to zaległe piwo.
Z tego też powodu wreszcie uśmiechnął się całkiem nieśmiało jak to miało miejsce zawsze, gdy coś komuś proponował, a zwłaszcza gdy ten ktoś był ładną dziewczyną.
- Przyszły czwartek, dwudziesta pierwsza. O ile nie wydarzy się okrutny wypadek komunikacyjny pójdziemy opić ten pogrzeb. Zasługujemy przecież na wielką stypę, prawda?- zagadnął, bo na tym też polegała pogrzebowa tradycja.
Mógł jej wtedy spisać te najciekawsze przypadki, choć jak widać, dla Morgan były one bardziej przerażające niż dla niego. Głównie dlatego, że on zdarzył już się nieco z nimi oswoić.
- Oczywiście, że wezwałem psychiatrę- parsknął. - Kobieta okazała się zdrowa, po prostu miała problemy z interpretacją tekstu. A mówią, że czytanie ze zrozumieniem się nie przydaje- ale wstał, bo chyba nadeszła pora na niego, zresztą nie mógł też i ją zatrzymywać w pracy.
Uchwycił jej dłoń jak na dżentelmena przystało i choć nie pochylił się do pocałunku- kobiety już tego ponoć nie tolerowały- uścisnął ją delikatnie.
- Dziękuję za wszystko.
ODPOWIEDZ