hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
Włamywanie się do domów nie było trudne. Robiła to już jako nastolatka, gdy wyrzucona z rodziny zastępczej przez parę tygodni mieszkała na ulicy. Włamywała się do domów głównie po coś do jedzenia a do aut, bo w nich najlepiej się spało. Nabyte w tamtym czasie umiejętności szlifowała i choć nie było to jej głównie zajęcie, to dzisiejszego wieczoru postanowiła coś zmienić. Musiała, bo miała złe przeczucie co do dziewiczej panienki Hill, która zdaniem Ducette przysporzy Clearwaterowi samych kłopotów. Prędzej czy później zmięknie i wygada wszystkim, co tak naprawdę Lachlan wyprawiał, bo cóż.. facet robił show i Vi go w tym popierała oraz wspierała jak tylko mogła. Miała w tym swój udział i zysk, z którego się cieszyła choć wiele osób zastanawiało się, czemu robiła to, skoro mogłaby po prostu czyścić ludziom konta i być super bogatą.
Na to nikt nie znał odpowiedzi tak samo jak Vi nie mogła tak po prostu włamać się do głowy Deborah. Nie było na to żadnego szyfru ani sposobu (nie licząc hipozy), dlatego postanowiła, że zapyta i zrobi to na swój własny moralnie wątpliwy sposób.
Rozgościła się. Weszła do domu przez okno od strony ogrodu i rozejrzała głównie po salonie. Mogłaby poszperać. Poszukać dziennika albo nastoletnich pamiętników Deborah. Mogłaby też przegrzebać szafkę z jej bielizną, w której być może znalazłaby poukrywane srebra po babci, ale nie taki miała cel.
Zapoznała się jedynie ze zdjęciami w salonie przedstawiającymi starszą parę, a potem z zawartością lodówki, która była równie marna co opinia Vi o Hill.
Wyjęła jogurt naturalny i słoik z resztkami dżemu do zabicia smaku tego pierwszego. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i bez pardonu wcinała nie swój jogurt czekając na powrót młodej właścicielki domu po staruszkach.
Była w trakcie trzeciej łyżki, gdy do jej uszu dotarł dźwięk otwieranego zamka. Przełknęła to co miała w ustach i odczekała wsłuchując się w typowe odgłosy kogoś, kto właśnie wrócił do domu. Dźwięk zdejmowanych butów, zrzucanej torby i ciężkie zmęczone westchnienie. Było już ciemno, więc w korytarzu zapaliło się światło, które kolejno rozbłysło w części kuchennej. Vi w ciszy obserwowała dziewczynę, jak ta krząta się przy szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia albo być może zapomniała, gdzie postawiła słoik z kawą albo makaronem. Na ten widok Ducette pożałowała, że nie poprzestawiała rzeczy w szafkach. Byłby ubaw.
- Nie ma tam nic wartego uwagi – stwierdziła wreszcie ujawniając swoją obecność, z czym czekała na idealny moment. Na chwilę, w której Deborah poczuje się pewnie w swoim domu i ostatnie o czym by pomyślała to włamywacz w postaci jedzącej jogurt Ducette.
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Dom dziadków był dla Deb azylem – zarówno teraz, jak i wtedy, gdy z dnia na dzień panna Hill spadła o parę szczebli z drabiny społecznej, boleśnie obijając sobie w ten sposób tyłek. Zawdzięczała swoim dziadkom wiele – schronienie, wsparcie finansowe w pierwszych miesiącach po odcięciu jej kurka z pieniędzmi ojca, a także nazwisko, pod którym mogła się schować w obawie, że jakiś dziwny stalker siądzie jej na ogonie. Ludzie uwielbiali wpierdalać się w nie swoje życie w buciorami. Uwielbiali grzebać w czyichś brudach, wyciągać je na światło dzienne, nie zważając na to, że pod tym wszystkim kryli się po prostu ludzie, którzy często musieli po prostu płacić za grzechy swoich bliskich. I choć najłatwiej było schronić się pod „Ale ja nic nie wiedziałam”, w przypadku Deb naprawdę tak było. Nie miała pojęcia o interesach ojca, była po prostu smarkulą, której jedynym obowiązkiem było skończyć dobrą uczelnię i nie przynosić wstydu rodzinie. Teraz czuła się głównie odpowiedzialna za ochronę swoich bliskich – dziadków, przyrodniej siostry, siostry bliźniaczki – choć ta ostatnia zdaje się całkiem nieźle radziła sobie sama.
Deborah kompletnie nie spodziewała się, że dostanie rykoszetem swoimi obecnymi życiowymi wyborami. Niczego nie świadoma wróciła do domu, póki co zostawiając zrobione zakupy w korytarzu. Przeszła do kuchni, przeczesała zawartość szafek – w zasadzie sama nie wiedząc, na co ma ochotę. Odkąd razem z ekipą Clearwatera zatrzymali się w Lorne Bay, Deb kompletnie nie miała apetytu. Przed dziadkami utratę wagi ukrywała pod luźnymi ubraniami, co było coraz trudniejsze biorąc pod uwagę upalne lato i niewielką ilość materiału, które miało się na sobie. Kiedy usłyszała głos, którego w pierwszej chwili nie mogła skojarzyć, krzyknęła i natychmiast obróciła się w stronę salonu.
– Ducette? – szepnęła trzymając się za serce. Ze strachem rozejrzała się po kuchennym blacie. Wszystko było pochowane - nawet nie miała niczego pod ręką do obrony, gdyby okazało się, że to prawdziwy włamywacz. – Powaliło cię do reszty? Co ty tu w ogóle robisz, jak tu wlazłaś? – zmarszczyła gniewnie brwi, próbując sobie przypomnieć czy wchodząc do domu mogła zauważyć jakieś objawy włamania. – To nie jest, kurwa, śmieszne, wynoś się stąd zanim wrócą moi dziadkowie – dodała stanowczo. Pan i pani Hill o tej porze byli prawdopodobnie na zajęciach dla seniorów w miejscowym Domu Kultury. – Wyłamałaś zamek w piwnicy? Lepiej od razu dzwoń po ślusarza, dziadkowie dostaną zawału kiedy zobaczą ślady włamania – rzuciła Vi wściekłe spojrzenie.
Vi Ducette
hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
Uśmiechała się szeroko z radością przyjmując każde słowo wypowiadane przez Deborah. Zachowywała się tak, jakby to była muzyka dla jej uszu objawiająca się radością w sercu. Lubiła robić psikusy i denerwować ludzi. Uważała, że tak łatwiej zapadnie im w pamięć, poza tym nie zależało jej aby być lubianą. Nie taki miała cel w życiu ani tym bardziej nie posiadała potrzeby społecznej akceptacji. Ta gdzieś umknęła pomiędzy pogardą do świata a gorzkością doświadczeń, które miała za sobą.
- Powiesz, że zgubiłaś klucze i musiałaś jakoś wejść. – Wzruszyła ramionami, bo uważała, że na wszystko dało się znaleźć dobre rozwiązanie albo wymówkę. – Zresztą, niczego nie wyłamałam. – Nie zamierzała zdradzić jak weszła. O niektórych rzeczach się nie mówiła zwłaszcza przed kimś, komu z całego swego ciemnego serca nie ufała. Uważała Hill za błąd w sztuce Lachlana, którym należało się zająć. Ducette zrobiła research i wiedziała więcej niż dziewczyna mogłaby przypuszczać, ale to nie wystarczyło aby zawierzyć młodej tak samo, jak to uczynił naiwny Clearwater.
Dalej – jakby nigdy nic – jadła jogurt uznając, że nie był aż taki zły. Miała w ustach gorsze śmieci od tego, więc nie była wielce wybredna acz lubiła dużo narzekać (to takie jej małe hobby).
- Luzuj Debs. Zdejmij stanik, bo się spinasz, nalej nam czegoś i pogadamy. – Sama nie zamierzała się ruszać z kanapy, na której siedziała jakby była u siebie z nogami zarzuconymi na mały stolik przed sobą. Musiała przyznać, że stary mebel był wygodny i wcale nie śmierdział zgniłą szyszką, jak to bywało w domach starych ludzi. – Twoi dziadkowie teraz grają w bingo, a potem mają potańcówkę. Świętują osiemdziesiątkę emerytowanej dyrektorki szkoły. – Wiedziała więcej niż by chciała, ale musiała zdobyć te informacje, żeby dać Hill do zrozumienia z kim miała do czynienia. – Nie byłoby tej całej afery, gdybyś po prostu zamieszkała z nami na Pearl Lagune. – Ducette nie musiałaby się włamywać i wyjadać jogurtu starszej parze. – Czemu z nami nie mieszkasz, co Debs? – zapytała wreszcie odrywając wzrok od jogurtu, który skończyła. Odłożyła puste opakowanie i spojrzała na dziewczynę. Już się nie uśmiechała niczym zadowolony z siebie klaun. Ze spokojem i powagą wbijała w Hill swe ciemne oczy w taki sposób, jakby chciała wywiercić z jej głowy odpowiedź. Dogrzebać się do prawdy i brutalnie ją wyrwać, bo z niektórymi inaczej się nie dało.
Jak będzie z Hill?
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Bezradnie opuściła ręce wzdłuż tułowia jakby chciała przez to powiedzieć, że ma siły do Ducette. Deb uważała siebie za asertywną osobę, ale nie była konfliktową osobą. Potrafiła trzymać gębę na kłódkę, kiedy czuła, że wymaga tego sytuacja. Pracując z Lachlanem wielokrotnie miała ochotę wyrzucić mu w twarz wszystkie swoje „ale”, ale miała świadomość, że mogłaby na tym wiele stracić. Z resztą jego pracowników unikała kontaktu za wyjątkiem tego niezbędnego. Wszystko robiła zgodnie ze swoimi założeniami, więc czego do cholery chciała od niej Vi?
– Serio? Myślisz, że wparujesz tu sobie, a ja będą cię jeszcze obsługiwała? Dobre sobie – prychnęła lekceważąco i sama – krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej - oparła się tyłkiem o stary regał, typowy dla mieszkań ludzi starej daty. Dziadkowie nie remontowali domu odkąd się do niego wprowadzili. Hill nie chciała rozsiadać się na kanapie, żeby nie sugerować Ducette, że mogą posiedzieć i pogadać – swoją postawą chciała jej dać dodatkowy sygnał, że nie jest tu mile widziana.
Zmarszczyła brwi, kiedy Vi wspomniała o dziadkach. Oczywiście nie pytała o to, skąd blondynka to wiedziała, bo to byłoby bardzo głupie pytanie biorąc pod uwagę profesję dziewczyny. – Dobra, weszłaś tutaj, zrobiłaś pokazówkę informując mnie o tym wszystkim. Zrozumiałam przekaz – czyli mniej więcej „miej się na baczności, bo nie ma rzeczy, której nie mogę się o tobie dowiedzieć”.
– Serio? A co to za różnica gdzie mieszkam? Jakoś nie wierzę, że szukasz towarzyszki na piżama party i wspólne seanse Bridget Jones – z przekąsem uniosła brew. – Poza tym mam tam przydzielony pokój. Czasami tam nocuję. Tej informacji nie znalazłaś w internecie? – parsknęła śmiechem. Wpatrywała się w Vi z równą intensywnością, co ona jej. Deborah miała wrażenie, że prowadzą właśnie małą bitwę, od której może zależeć wynik całej wojny.
– Przyszłaś tutaj, żeby mi grozić, Ducette? – spytała przerywając ciszę, jaka na dłuższą chwilę zapadła między dziewczynami. – Myślisz, że trafiłaś na zlęknioną dziewczynkę, która przestraszy się jak na nią krzywo spojrzysz? - wciąż ze skrzyżowanymi rękoma oderwała się od regału i podeszła do Vi, stając nad nią i zerkając na nią teraz z góry.
Vi Ducette
hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
Ducette była bezczelna nie przez pyskówki i wytykanie innym błędów, ale w sposobie przyjmowania obelg skierowanych prosto na nią. Wszystko co miałoby ją urazić, sprowokować albo umniejszyć przyjmowała z uśmiechem pełnym ignorancji, jakby nie docierały do niej ów słowa. Rzecz w tym, że docierały, rozumiała ich sens i przekaz, ale najwyraźniej w świecie się nimi nie przejmowała. Nie brała ich do siebie, nie analizowała swojej postawy na podstawie tego, co widzieli inni i nie zamierzała się zmieniać tylko dlatego, bo komuś to nie pasowało. Spływało to po niej jak po kaczce, bo – jak to kiedyś w ramach przytyku powiedział Lachlan – nie miała duszy, dlatego nie działały na nią pseudoreligijne brednie oświeconego.
Zabawny skurczybyk z tego Clearwatera.
Z uśmieszkiem wpatrywała się w Deborah ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku. Tak naprawdę jeszcze nie potrafiła stwierdzić, co ją wkurzało w dziewczynie, bo jej nie znała. Jak niby miałaby, skoro Hill zaledwie czasami nocowała w posiadłości? Nie żeby Vi rwała się do wspólnego malowania paznokci i nocnego wyjawiania tajemnic przy lampce wina, ale lubiła wiedzieć z kim dzieliła biznes a charakteru Deborah jeszcze nie rozgryzła. Nie miała okazji, którą brutalnie sprowokowała siedząc na kanapie staruszków.
- Mówisz o tym? – zapytała wskazując palcem na swoją twarz, na której podobno to widniało „krzywe spojrzenie”. – Ja tak patrzę na wszystkich. Wiedziałabyś, gdybyś pomieszkała z nami częściej niż tylko CZASAMI. – Westchnęła i nie przejmując się tym, jak blisko stała Hill, zdjęła nogi ze stolika i wstała jawnie teraz podstawiając się pod możliwy atak, którego jednak nie spodziewała się ze strony dziewczyny. Nie wyglądała na taką, co do dyskusji dołączała pięści albo zadbane paznokcie.
Wyprostowała się stając naprzeciwko Deborah i znów wymieniły się długimi spojrzeniami.
- Masz ładną niewinną buźkę. – Lekko przechyliła głowę (dokładnie jak na kwadratowym gifie) i niespodziewanie weszła na stolik. Przeszła po nim, bo tylko tak mogła minąć Hill i zeskoczyła kierując swe kroki w stronę kuchni.
- Nie przyszłam ci grozić. Teoretycznie jesteś w ekipie, a w niej liczy się lojalność. – Otworzyła parę górnych kuchennych szafek, aż wreszcie natrafiła na coś interesującego. Wyjęła butelkę brandy i postawiła ją na blacie. – Tylko, że ciężko być lojalnym wobec kogoś, kogo się nie zna i nie ufa. – Ledwie na moment spojrzała na Deborah, a potem na lodówkę, na której wisiały zdjęcia, karteczki i fikuśne magnesy. Palcem postukała na zaproszenie na urodziny wspomnianej emerytowanej nauczycielki oraz karteczka z rozpisanymi planami na cały tydzień. – Stąd wiem, gdzie są twoi dziadkowie. – Postukała palcem na zaproszenie dając do zrozumienia, że była uważna i nie do wszystkiego potrzebowała dostępu do sieci. – I lubię oglądać filmy, w których mogę szydzić z bohaterów. – Bridget Jones nadawała się idealnie.
Zgarnęła jeszcze dwie szklanki i wróciła do salonu nie przejmując się postawą dziewczyny ani możliwymi dalszymi tekstami w stylu „wypad stąd”.
- Przyszłam pogadać, Debs. – Bo jak mówiła, gdyby chciała dziewczynie zaszkodzić, zrobiłaby to bez uprzedzenia. – Więc jak? Czemu z nami nie mieszkasz? Boisz się nas? Chrapiesz w nocy? Lunatykujesz i nago chodzisz po domu? - Zatrzymała się przed stolikiem jak na razie nie stawiając na niej szklanek. Nie zamierzała się wycofać, ale jeśli Deborah znów zechce ją wygonić, to nie naleje jej alkoholu do szklanki (za karę).
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Deb czuła niepohamowaną ochotę, aby zetrzeć ten uśmieszek z twarzy Vi. W przeciwieństwie o Ducette, Hill była w stanie określić, co najbardziej wkurzało ją w blondynce – ta buta, która sprawiała że Deb mimowolnie traciła przy niej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy Vi nie było w pobliżu Hill czuła, że jej pozycja w oczach Clearwatera jest niezachwiana. Natomiast kiedy Ducette kręciła się gdzieś w pobliżu, Hill obawiała się, że blondynka wyciągnie z rękawa jakiegoś asa, przez co Lachlan poweźmie wątpliwości co do lojalności swojej asystentki. Choć Deb nie cierpiała tej roboty, potrzebowała jej, co z kolei wiązało się z ukrywaniem swoich prawdziwych myśli i emocji. Przynajmniej w tej sposób mogła stworzyć iluzję, że ma nad Vi przewagę.
Zaskoczona uniosła brwi, kiedy Ducette skomplementowała (?) jej buźkę. Na przemarsz hakerki po stoliku zdążyła zareagować tylko w taki sposób, że kiedy odwróciła się do Vi, ta zeskakiwała już ze stolika.
– Teoretycznie? – zrobiła krok w stronę kuchni, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. – Jestem tak samo w tej ekipie, jak i ty. A jeśli coś miałoby się w tej kwestii zmienić, nie ty o tym decydujesz – odparła chłodno obserwując każdy ruch, każdy gest Ducette. Widząc, że babcia praktycznie sama podstawiła się blondynce, zrezygnowana wywróciła oczami. Babcia co prawda mówiła, że musi wszystko zapisywać bo jest perfekcjonistką i po prostu lubi mieć wszystko w ten sposób uporządkowane, jednak Deborah była niemal przekonana, że jednak udział w tym miały problemy z pamięcią babci Hill. – I z jakiegoś powodu uznałaś, że najlepszym sposobem na poznanie mnie będzie włam do moich dziadków? – zaśmiała się ironicznie. – Nie masz zbyt wielu znajomych, co? – tym razem to ona z zaciekawieniem przechyliła głowę na bok. Nie spodziewała się, że jej niegościnna postawa cudownie sprawi, że Ducette sobie pójdzie. Ale nie chciała dawać za wygraną w obsypywaniu się złośliwościami.
– Spędziłam w tym domu za dzieciaka niemal każde wakacje. Z tym domem mam wiele dobrych wspomnień i po prostu dobrze się tu czuję. I oddzielam pracę od życia prywatnego. Zadowolona? – nieco zrezygnowana opadła na fotel, wciąż nie spuszczając wzroku z Vi. – Wytłumacz mi jedno, Ducette. Jestem dla ciebie randomową laską, z którą dzielisz wspólnego szefa. Naprawdę uważasz, że gdybym przeprowadziła się do was na stałe, to coś by to zmieniło? Cokolwiek? – spytała zerkając na szklanki. Aż miała ochotę pogonić Vi, bo poczuła nagłą potrzebę przepłukania sobie gardła gorzkim alkoholem.
Vi Ducette
hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
- Tylko ty tak myślisz – stwierdziła luźno na temat tego, że Deborah tak samo była w ekipie jak Ducette. Po pierwsze nie była w niej tak długo i po drugie zawsze plątała się z Lachlanem, co uniemożliwiało poznanie dziewczyny, a raczej przydupaski pana cudaśnego. Vi nadal nie rozumiała koncepcji posiadania asystentki. Nie w przypadku Clearwatera, któremu chyba za bardzo sodówa uderzyła do głowy. Wręcz powiedziałaby, że momentami serio miał się za cudotwórcę. Udawał go już szmat czasu, więc nic dziwnego, że powoli sam zaczynał w to wierzyć. Jak to się mówiło „Z kim przystajesz takim się stajesz”. W przypadku Lachlana byłoby to „jakiego udajesz takim się stajesz”.
- Nie przepadam za ludźmi. – Nie powie wprost, że nie miała znajomych, bo to nie prawda. Zależy jak na to spojrzeć, bo z jej punktu widzenia mogłaby nie mieć żadnego. Nie potrzebowała ich, bo nie czuła się komfortowo w ich obecności. Była ironiczna, dużo żartowała i mogła chlać z nieznajomymi, ale nigdy tak naprawdę nie poczuła się spokojna w niczyjej obecności. Może kiedyś przy biologicznej matce, ale nie mogła tego pamiętać.
Wiesz, ciężko cię poznać, kiedy cały czas plączesz się wokół Lachlana. Do tanga trzeba dwojga, czy jakoś tak. – Mogłaby zacząć rozmawiać z Hill w obecności Clearwatera, ale to nie byłoby to samo, co konwersacja sam na sam. Nie miałyby komfortu (o ile można o nim mówić) ze świadomością, że mężczyzna nasłuchiwał. Nie żeby zamierzały planować atak na niego, ale poznanie kogoś to w zdecydowanej mierze rozmowa oko w oko bez dodatkowych uszu obok. W efekcie tej jakże pokrętnej analizy Vi znalazła się tutaj jednocześnie uznając, że to dobra przestrzeń i przede wszystkim Hill tak po prostu nie ucieknie zostawiając w domu dziadków jakąś tam obcą babę. Była skazana na Ducette.
- Czyli dziadkowie są dla ciebie jak drudzy rodzice? – Próbowała to zrozumieć, a przynajmniej zaciekawiła się emocjonalnym aspektem więzi między wnuczką a dziadkami. Czy można było ich traktować jak rodziców? Ba, jak traktowało się prawdziwych rodziców, bo tego też nie wiedziała. Kiedyś myślała, że zna to uczucie i podejście, ale ono okazało się iluzją.
- Tak – odpowiedziała bez ogródek i napiła się znalezionego brandy. Było całkiem niezłe, chociaż nie należało ono do jej ulubionych alkoholi. – Na przykład zmieniłby się sposób, w jaki o tym wszystkim mówisz. – Machnęła ręką nakreślając otoczenie, ale miała na myśli to w domu Lachlana a nie starych pryków Hill, ku której wyciągnęła rękę z drugą szklanką brandy. Jeżeli Deborah odmówi to sama wszystko wypije. Z dwóch szklanek podobno smakowało lepiej. – To co robimy razem z Clearwaterem z boku może wyglądać jak praca. Tylko, że ja tego tak nie traktuje ani nikt z ekipy nie nazwałby Lachlana szefem, bo widzisz.. jesteśmy bardziej jak rodzina.. wspólnota.. grupa zaufanych przyjaciół. Współpracujemy i jesteśmy jednością, bo bez nas nie byłoby tego wszystkiego. – W pojedynkę żadne z nich nie stworzyłoby cudów Clearwatera. – To nie Lachlan na tym zarabia tylko my wszyscy. – Cała ekipa a nie tylko jedna osoba, która rozdaje im pensje. O nie. – Zrozumiałabyś to, gdybyś z nami pomieszkała. Gdybyś zobaczyła jak funkcjonujemy i jak się traktujemy. – To nie zmieniało faktu, że Vi była sukowatą i wredną pindą, ale nie pomogłaby randomowemu człowiekowi w przeciwieństwie do ekipy. Im zawsze pomoże (w ich prywatnych sprawach).
Nalała sobie kolejną porcję alkoholu, którą wypiła duszkiem tak samo jak poprzednią. Nie zamierzała upijać się w sztok tak aby potem jej zwłoki trafiły za dom, o ile Deborah miałaby na to siłę. Z drugiej strony, jak teraz o tym myślała, zaczynała ją bawić wizja Hill próbującej zrobić coś z jej odciętym przez alkohol ciałem.
- Skąd pomysł na bycie asystentką? Zawsze chciałaś spełniać czyjeś zachcianki, czy przyjęłaś pierwszą lepszą robotę? - Nie była przy rozmowie kwalifikacyjnej. Jedynie sprawdziła Hill pod kątem jej przeszłości i aktualnych powiązać, które ewentualnie mogłyby zagrozić Clearwaterowi. W tym wszystkim jedynie nie było intencji Deborah oraz jej potrzeb wobec swej kariery.
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
– Nie dziw się więc, że ludzie również nie przepadają za tobą – odparła wzruszając ramionami. Tak długo, jak praca asystentki Clearwatera przynosiła jej całkiem niezły hajs, mogła znosić uszczypliwości Ducette. Jej sposobem na radzenie sobie z tą sytuacją było wmawianie sobie, że to jedynie jej kreacja. „Deborah Hill”. Co prawda posługiwała się tym imieniem i nazwiskiem również przy załatwianiu codziennych spraw, ale zmiana personaliów wywoływała w niej wrażenie, że tymczasowo żyje życiem innej osoby. Dlatego łatwiej jej było w pewien sposób mentalnie odciąć się od tego, co teraz robiła i kim była.
– Widocznie jestem mu stale potrzebna – uniosła zaczepnie brew. W końcu limitowana woda z lodowca sama się mu nie poda. – Posłuchaj, Ducette. Jeżeli jesteś zazdrosna o to, że spędzam z Lachlanem tyle czasu, wystarczy powiedzieć. Szepnę mu słówko, żeby i na ciebie w końcu zwrócił uwagę – wiedziała, że Clearwater ją lubił i zamierzała grać tą kartą póki mogła. Jednocześnie wiedziała, że nie chodziło tu o żadne okołoromansowe sympatie – Deb doskonale wiedziała, czego ten oszust potrzebował i to mu oferowała. Mało pytań, na pozór dużo zaangażowania. Jedną z rzeczy, jaką wyciągnęła z prawniczych studiów, była zdolność do przedstawiania informacji w taki sposób, aby druga strona ci uwierzyła. Niestety, Vi była o wiele cięższym orzechem do zgryzienia. I do tego dość niestrawnym.
– Teraz bawimy się w psychoterapię? – zadrwiła. – Mój tata żyje. Kiedyś w końcu wyjdzie z więzienia, nie muszę szukać zastępstwa dla tej roli – odparła zgodnie z tym, co uważała. Kochała dziadków, często ich odwiedzała za dzieciaka, ale prawda była też taka, że gdyby nie sytuacja z ojcem, prawdopodobnie nigdy nie osiadłaby w Lorne na stałe. Co najwyżej z tym obwoźnym cyrkiem Clearwatera w jakaś czas, w ramach trasy.
W ciszy upiła kilka łyków brandy, wsłuchując się w to, co mówiła Vi. W odpowiedzi parsknęła śmiechem, aż odrobina alkoholu ulała jej się z ust. – Wybacz, ale nie dałam już rady – stwierdziła i w rozbawieniu otarła dłonią usta. – Wiesz jak to wygląda z boku? Jak sekta – powiedziała wprost. – Czy ty naprawdę wierzysz we wszystko, co powiedziałaś? Myślisz, że w razie gdyby Lachlanowi zaczęła palić się dupa, najpierw uratuje kobiety i dzieci, a sam bohatersko się poświęci? Błagam cię – zadrwiła obracając szklankę w dłoniach. – Nie masz biologicznej rodziny, prawda? – spytała po chwili, już poważniejąc. Oderwała wzrok od szklanki i posłała spojrzenie Vi. – Takim osobom dużo łatwiej jest wmówić, że od teraz to on i grupa jego przydupasów będą za nią robili. W zasadzie to nic złego, że w to wierzysz, potrzeba przynależności to w końcu jedna z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka. Ale ja mam rodzinę. Po przejściach, owszem, ale nie potrzebuję wypełniać sobie żadnej pustki – dodała twardo. Czy zaczynała współczuć Vi, czy to jedynie alkohol tak na nią zadziałał? Nie potrafiła tego jednoznacznie stwierdzić.
– To nie tak, że to praca do której przygotowywałam się pół życia – odpowiedziała po chwili, o dziwo już bez żadnych kąśliwości. – Chciałam zahaczyć się właściwie gdziekolwiek, co dawałoby niezły zarobek. Chodziłam na różne castingi… i wiesz, co jest zabawne? Idąc na casting do programu Clearwatera, myślałam że to będzie teleturniej. Nie miałam pojęcia, że to będzie coś pokroju „Ręce, które leczą” – parsknęła śmiechem dopijając swoją porcję. I dolała sobie kolejną, idąc tropem Vi. – Sama wiesz dobrze, że Clearwater dobrze płaci. Tego nie można mu odmówić – dodała, po czym dokładnie zlustrowała Ducette wzrokiem. – I obstawiam, że ten argument przekonał też ciebie. Z twoimi umiejętnościami równie dobrze mogłabyś startować do agencji rządowych – stwierdziła zerkając na Vi z zaciekawieniem. Komercyjna działalność nie zakładała żadnych szklanych sufitów, przez które nie będzie dało się przebić.
Vi Ducette
hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
Również wzruszyła ramionami, bo nie do końca rozumiała do czego pruła Deborah. Ani razu sama nie powiedziała, że nie rozumiała, czemu ludzie jej nie lubili ani się temu nie dziwiła. Oj, doskonale to wiedziała i wcale nie domagała się zmiany. Wystarczyło spojrzeć na to w jaki sposób zainicjowała spotkanie z kobietą. To aż prosiło się o niechęć! Wręcz jej wymagało! Gdyby zależało Vi na czymś innym byłaby grzeczna i posłusznie zapukałaby do drzwi w rękach trzymając podarek w formie alkoholu zamiast wypijać te należące do dziadków Hill.
- Ten dupek nie zasługuje na moją uwagę. – Zaśmiała się wcale nie bojąc wypowiedzieć tych słów na głos ani że Deborah zechce podzielić się nimi z szefem. Tak naprawdę Vi nieraz powiedziała Lachlanowi prosto w twarz, że jest dupkiem. Mówiła o nim różne rzeczy, często w rozmowie z mężczyzną, który wiedział, że żaden z ów komentarzy nie był zagrożeniem dla niego (a raczej dla jego aktualnego poziomu życia i hajsu). Że Vi już tak miała i musiała kogoś mocno nienawidzić, żeby zechcieć go wykończyć. Tak naprawdę można uznać, że nazywanie go dupkiem na swoiste okazanie sympatii. – Facet, którzy potrzebuje do życia asystentki to słaby materiał na.. kogokolwiek. – To było jej własne zdanie, którym oczywiście też podzieliła się z Clearwaterem. Nie miała powodu aby ukrywać swej niechęci wobec posiadania asystentki nie tylko dlatego, że dziewczyna była obca i stanowiła zagrożenie, ale także z powodu braku akceptacji koncepcji posiadania kogoś, kto wykonywał za ciebie podstawowe czynności. Jakim melepetą trzeba być, żeby nie móc robić tego samemu?
Wbiła spojrzenie w Hill zadowolona, że ta wreszcie zaczęła mówić więcej i chętniej, nawet jeśli z ironią, sarkazmem i niechęcią wobec niej. To Vi nie przeszkadzało. Za sam sukces uważała rozwiązanie języka, z czego jej własny wpadł w ruch wraz z gromkim śmiechem.
- Teraz to ty bawisz się w psychoterapię. – Wszystko co usłyszała od kobiety ją rozbawiło. – Urocza jesteś. – Kiedy pokazywała pazur i ciskała po Vi. – Tylko pacan uwierzyłby w świętość i dobroć Lachlana. – Najwyraźniej obie to doskonale wiedziały. – Każdy z nas to wie – podkreśliła mając na myśli grupę (chociaż może znajdował się w niej ktoś, kto faktycznie wierzył w cuda). – Ale też każdy z nich wie, że gdyby komuś paliła się dupa to pomogę. – Bo byli częścią grupy i wiedziała, że warto w nią inwestować, choćby własnym czasem i pracą byleby ten cały system się utrzymał. Gdyby jednak to system zaczął się walić. Gdyby ich organizacja spotkała się z nalotem służb albo Lachlan uznałby, że pierdoli, to Vi byłaby pierwsza, która spakowałaby manatki i zwiała. Taka już była. – Tobie też mogłabym pomóc w razie potrzeby.
Znów upiła łyk tego, co im nalała i z zastanowieniem spojrzała do szkła, jakby dopiero teraz dotarł do niej smak nietypowego alkoholu. Nie była wybredna. Piła to co jej podawano – byle za darmo. Stać ją, ale jak wiadomo darmowe smakowało najlepiej.
Znów się zaśmiała. Tym razem na wzmiankę o castingu na teleturniej. Kurde, na tym też mogliby zbić niezłą kasę, ale Lachlan raczej nie chciałby do usranej śmierci czytać pytań z karteczki, bo nigdy nie zostałby tak rozpoznawalny i znany jak prowadzący z polskiego „Jeden z dziesięciu”.
- Forsa to dobry argument na wszystko. – Mogłaby, ale nie chciała zdradzać, że tak naprawdę cała ta grupa powstała razem z nią. Że pewnego wieczoru w barze przy piwie Lachlan podzielił się pomysłem a ona dołożyła do tego swoją cegiełkę. Była z nim od początku, bo wyczuła forsę i zarazem miała możliwość robienia to co lubiła bez konieczności tłumaczenia się wszystkim, jak, gdzie i kiedy. – Z moimi umiejętnościami równie dobrze mogłabym wyczyścić konta tutejszych mieszkańców i zwiać. – Uśmiechnęła się pod nosem i uniosła szkło, jakby w ramach toastu. – Nie wierzę w system i.. czy wyobrażasz sobie mnie w garsonce? – Dobranej z ciasną spódnicą o tym samym nudnym kolorze, bo tak właśnie jej zdaniem wyglądała praca dla rządu. – Na bank kazaliby mi nosić te nudne do cna ubrania, upinać włosy i mówić do wszystkich „per pani” i „per pan”. – Wywaliła język na wierzch tak, jakby nagle poczuła na nim gorzki posmak. Blee; to czuła na myśl o formalnym zachowaniu. – Do ciebie to pasuje. Wyglądasz na taką, która lubi nosić dobrze dobrane zestawy. – Co mogłaby, a nawet musiała, robić jako prawniczka czego jednak Vi nie powiedziała na głos. Wyszłoby wtedy, że znów groziła Deborah a nie taki miała cel. – Czemu tego nie robisz? – Czemu nie została prawniczką tak, jak tego kiedyś chciała? Ducette jedynie mogła się tego domyślić, ale zdobyte informacje to nie wszystko. Brakowało w nich emocji i potrzeb kryjących się w każdym człowieku.
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
– Szczerze? Obstawiam, że ma jakieś nieprzepracowane mommy issues -wzruszyła ramionami, zgadzając się z Vi chyba po raz pierwszy odkąd miała tę (nie)przyjemność ją poznać. Nawet nieznacznie parsknęła śmiechem, bo bawiło ją nabijanie się z Lachlana, choć nie była z nim na takim etapie znajomości, by jawnie nazywać go dupkiem czy używać wobec niego innych tego typu słów. Była z nim na „ty”, ale jednocześnie oficjalnie wciąż był dla niej „mistrzem Clearwaterem”, nawet jeśli miała odruch wymiotny na samą myśl o tym określeniu.
– Mi też mogłabyś pomóc w razie potrzeby, ale pod warunkiem, że z wami zamieszkam i zacznę wzbudzać twoje zaufanie. To chciałaś powiedzieć? – spytała unosząc lekko brew. Nie czuła się źle z powodu tego, że była niejako z boku grupy, ale chyba powoli zaczynała rozumieć, że trzymanie się razem mogło być dla niej naprawdę opłacalne. Nawet nie dla niej samej a po prostu dla jej rodziny. Czy Vi swoim pakietem opieki obejmowała również najbliższe osoby ekipy? Lachlan czegoś takiego nie oferował, bo za bardzo dbał tylko o swoją dupę. – Oferujesz mi sojusz? – spytała wprost znad szklaneczki alkoholu. Kto by pomyślał, że to girls talk zamieni się w taktyczną rozmowę o swoim miejscu w świecie Lachlana Clearwatera.
– I banknotami na pewno można posłużyć się przy wycieraniu łez współczucia – zaśmiała się gorzko. Nie miała pojęcia o początkach grupy. Była przekonana, że to Lachlan był pomysłodawcą wszystkiego, ale cóż, najwyraźniej mocno go przeceniła. – Więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś? Dlaczego nie wylegujesz się teraz na Bahamach, delektując się widokiem milionów na swoim koncie? – uniosła z zaciekawieniem brew. Sama od dziecka była przyzwyczajona do obecności dużych sum pieniędzy w swoim życiu, więc nie mogła wykluczyć, że sama uciekłaby się do czegoś takiego na miejscu Ducette. Kasa jest pociągająca, a duża kasa sprawiała, że ludzie sprzedaliby własną matkę za odrobinę luksusu. – W sumie, to tak. Masz ładne łydki – przyznała wzruszając ramionami i zerkając na nią znad swojej szklanki. Parsknęła śmiechem, kiedy Vi dość dosadnie powiedziała, co myśli o tego typu ubiorze, za to lekko oburzyła się słysząc, że pasowałby jej taki formalny uniform. – Może od razu powinnam wsadzić sobie kij w tyłek do kompletu – rzuciła, po czym zastanowiła się przez moment. Miała wrażenie, że jej marzenia o pozostaniu prawniczką powstały w zupełnie innym uniwersum, a nie zaledwie par lat temu. – Bo to praca, w której liczy się reputacja. A moja jest już mocno nadszarpnięta, mimo że sama nie zrobiłam niczego złego – odparła po chwili namysłu. – Na pewno znasz historię o moim ojcu. Nikt nie zatrudniłby laski, która ma w rodzinie takie rzeczy. Chodzi o prestiżowe kancelarie – uściśliła, bo zawsze pozostawało jej bronienie szemranych ludzi, ale nie chciała być jak Saul Goodman. Widziała siebie na ostatnim piętrze wysokiego wieżowca, a nie w kanciapie pomiędzy kebabem i salonem manicure. – A już na pewno nikt nie chciałby być reprezentowany przez kogoś, kto nie potrafi pomóc własnemu ojcu – pan Hawke siedział w pierdlu i nie było widoku na to, że prędko z niego wyjdzie. Ale o tym Vi też już na pewno wiedziała.
Vi Ducette
hakerka/sprzedaje informacje — u "mistrza" Clearwater / w sieci
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Lepiej umrzeć niezrozumianym, niż przez całe życie się tłumaczyć.
- Mniej więcej. – Przytaknęła na słowa o warunkach jej ewentualnej pomocy członkom grupy i sojuszu oferowanego Hill. – Dodatkowo jak będziesz dobra w swej pracy to zadowolisz Lachlana a ten stanie się bardziej znośny do współpracy i będzie dla nas zarabiał kokosy. – To była jedna wielka maszyna. Każdy trybik musiał działać, a w momencie zatrudnienia Deb, czy tego chciała czy nie, stała się częścią ów skromnej machiny. Vi było na rękę pomaganie tym, dzięki którym wszystko działało, bo wtedy sama zarabiała czując jako taki cel w życiu. Nie przywiązywała się do niego, ale przyznawała, że ta praca wreszcie była w miarę stabilna, czego właściwie nigdy nie miała. Czasem dobrze jest zagrzać dupę w jednym miejscu (pracy). Przynajmniej dopóki ta dupa nie zacznie się palić.
- Często sama siebie o to pytam – stwierdziła z zamyśleniem nie chcąc przyznawać się, że „nie wiedziała” albo aby ktokolwiek odczytał jej osobę, jako kogoś dobrego w życiu społecznym, bo z premedytacją nie okradała wszystkich ludzi. Okradała tylko niektórych i to na tyle aby móc kupić sobie dobry sprzęt i mieć czym napełnić żołądek. – Lubię życie na krawędzi – dodała uznając, że taka odpowiedź powinna wystarczyć nawet jej samej. Nie chciała doszukiwać się w swym postępowaniu oznak dobra. Nie była taką osobą, bo robiła złe rzeczy. Nie miała jednak potrzeby wzbogacenia się na tyle aby spać na pieniądzach. Raz to zrobiła. Dosłownie załatwiła sobie tyle forsy aby rozrzucić ją na łóżku i się w niej wytarzać, ale a) było to mało higieniczne b) wygodne życie ją nudziło. Od małego walczyła o przetrwanie i nie wyobrażała sobie aby nagle mogła ze spokojem usiąść na tyłku i nic nie robić (bo miała górę forsy, zajebisty dom, opłaconych kochanków i trzy kucharki). Nie umiałaby tak żyć.. to byłoby nienaturalne.
Niespodziewanie zaśmiała się w głos słysząc komplement o jej łydkach.
- Jeżeli to twój tekst na podryw, to się popraw. Chyba, że kręcą cię łydki. – Ludzie bywali różni. Kochali się w przedziwnych ludziach, częściach ciała albo rzeczach. Ona sama nie umiała określić się w żadnym spektrum, nad czym jednak nie zastanawiała się na tyle mocno aby czuć frustrację przez ów niewiedzę. Żyła po swojemu i rzadko kiedy myślała o seksie.
Trzeba przyznać, że jak na niespodziewane spotkanie obie dużo się śmiały.
- To zmieści się tam jeszcze drugi? – W ramach pokazówki przechyliła ciało, jakby z innej perspektywy patrząc na pośladki Deborah, chciała ocenić możliwość wsadzenia tam drugiego kija. Bo takie właśnie Vi miała zdanie o dziewczynie, bo jak wcześniej powiedziała, nie miała okazji jej lepiej poznać przez nieobecność we wspólnym domostwie.
Uniosła obie dłonie w geście poddania, a raczej pokazania, że nie miała w nich żadnej broni a poprzednie słowa były jedynie zaczepnym żartem. Nawet była na tyle miła(!), że dolała do szkła Deborah kolejną porcję alkoholu.
- Zmieniłaś nazwisko. Ludzie by się nie dowiedzieli, że to twój ojciec. Chyba, że mieliby czas przejrzeć cały Internet. – Wystarczy, że Hill kłamałaby na temat paru spraw a nikt nie dokopałby się do jej zdjęć siedzącej tuż za ojcem podczas rozprawy sądowej. Nie każdy był świadom tego co działo się kiedyś ani że wspomniany kryminalista miał rodzinę. Mało kto zapamiętywał twarz postronnych osób skupiając się na tej winnej, którą czekało wiele lat odsiadki. – Zresztą to miasteczko.. na pewno słyszałaś o Shadow. Ludzie stamtąd są szemrani i myślę, że na rękę byłoby im mieć kogoś, kto wie jaki system jest pojebany. – Nie poznała wspomnianych ludzi z Shadow, ale sprawdziła ich i pod skórą czuła, że mogliby być problemem dla Clearwatera. – Czy ja właśnie proponuje ci zmienić pracę? – Zaśmiała się nie wiedząc co byłoby gorsze. Pozbycie się asystentki Lachlana czy świadomość, że za parę chwil zatrudni drugą i Vi raz jeszcze będzie musiała przeprowadzać podobną rozmowę?
- Za bardzo skupiasz się na tym „co by było gdyby” zamiast spróbować. – Czy doświadczyła odrzucenia swych aplikacji do pracy z powodu powiązań z ojcem? Czy ktoś powiedział, że nie chce aby go reprezentowała, bo nie umiała pomóc rodzinie? Nie, bo nigdy nie spróbowała i nie wiedziała, czy jej osoba przyjmie się w danym miejscu. Może nie w całej Australii, ale gdzieś na pewno znalazłaby dla siebie lepszą pracę od podcierania tyłka Lachlanowi.
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
– Przemyślę to – odparła lekko nonszalanckim tonem, wzruszając przy tym ramionami. Wiedziała, że Vi miała sporo racji – Lachlan był humorzasty i (niestety dla Deb) bywało tak, że podanie mu przez Hill wody z lodowca potrafiło go dobrze nastroić. Clearwater miał wielkie ego, które należało systematycznie nadmuchiwać, bo inaczej zaczynał przypominać Godzillę taranującą wszystko, co spotykał na swojej drodze.
Zerknęła na Vi unosząc lekko brew, kiedy ta wspomniała o życiu na krawędzi. – Nigdy nie miałaś potrzeby choćby minimalnej stabilizacji? Już nawet nie mówię o tym Bahamach, ale taki styl życia potrafi dojechać człowieka. Mnie czasami dojeżdża, a przecież nie siedzę w tym długo – powiedziała, chyba po raz pierwszy przyznając się na głos do tego, że ten styl życia ją męczy. Może wciąż miała w sobie coś z rozpuszczonej księżniczki, za jaką była postrzegana przez większość swojego życia, i po prostu brakowało jej tej wygody związanej z tak prozaicznymi rzeczami jak choćby możliwość zaplanowania sobie dnia. A zamiast tego żyła w poczuciu, że Lachlan za chwilę wpadnie na jakiś nowy wspaniały pomysł i wszyscy będą musieli stać na baczność.
– Lepsze łydki niż stopy – zauważyła również niepodziewanie zaśmiewając się pod nosem. – Gdybym cię podrywała, wiedziałabyś o tym i nie zadawała takiego pytania – dodała unosząc zaczepnie brew. Sama nie spodziewała się, że pomiędzy nimi może mieć miejsce taka luźna rozmowa. W zasadzie przecież jeszcze godzinę, dwie temu wizja tych dwóch kobiet pijących razem drinka i żartujących w ten sposób wydawała się być absurdalna. Może rzeczywiście było jednak coś w tym powiedzeniu, że przyjaciół trzeba trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.
– Wal się – roześmiała się i pokazała Vi środkowy palec, kiedy przeszły do tematu tyłka Deborah. A kolejnych jej słów wysłuchała w milczeniu. O dziwo Vi była dla niej wiarygodna w tym, co mówiła. Z tego co zdążyła ją jako tako poznać, Ducette nie była tym typem dziewczyny z sąsiedztwa, która prosto w twarz będzie mówiła ci same miłe rzeczy, a za plecami obrobi dupę. Vi obrabiała dupę wprost.
– To nazwisko panieńskie mojej matki, nie szukałam zbyt daleko – odparła po chwili. – Bałabym się, że kiedyś ktoś by to jednak wygrzebał i miał na mnie haczyk. A poza tym… nie skończyłam studiów. Wzięłam urlop dziekański i nigdy na nie wróciłam – wzruszyła ramionami. Miała wrażenie, że sama cholernie pokomplikowała swoje życie, że sama przykrywała się gównem a potem płakała, że nie może się spod niego wygrzebać. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy Vi wspomniała o Shadow. – Kiedyś chciałam być consigliere. Miałam jakieś… 14 lat – upiła łyk brandy i wymierzyła w Vi spojrzenie. – Może to nie w Shadow przydałby się prawnik ze skrzywionym kręgosłupem moralnym, tylko Lachlanowi – zauważyła, palcem wskazującym jednej z dłoni jeżdżąc po obrzeżu szklanki. Kto wie jak długo jeszcze Clearwater będzie mógł jeździć po kraju i głosić Słowo Boże za grube pieniądze, dopóki nie zainteresują się nim federalni. Albo Interpol, bo cholera wie skąd wywodził się ten sekciarz.
– Zdecyduj się, czy chcesz się mnie pozbyć, czy wolisz mnie oswoić – odparła żartobliwym tonem, czując się trochę dziwnie doznając ze strony Vi dobrych rad i jakiejś formy… troski? - Jeśli to drugie, to musisz przestać z tymi włamaniami - dodała pochylając się lekko w stronę Vi, opierając się łokciami o swoje kolana.
Vi Ducette
ODPOWIEDZ