przedstawiciel handlowy marki odzieżowej — home office/w terenie
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
We wanted to be adults so bad. Now look at us. Just fucking look.
001.
Poczuł niebywałą ulgę, gdy skończył wymianę maili z jednym z bardziej wymagających klientów, z którymi ostatnio miał kontakt. Doskonale zdawał sobie sprawę, że poszerzanie wpływów marki rodzicielki nie będzie należało do najprostszych zadań, ale to, z jakimi ludźmi czasami musiał rozmawiać przebijało jego najśmielsze oczekiwania. Gdyby nie był w sytuacji podbramkowej to pewnie już dawno dałby sobie spokój, ale w tej kwestii chodziło o coś więcej – o honor, którego miał zamiar bronić do ostatniego oddechu.
    Nie sądził, że jest już tak późno – dopiero gdy spojrzał na zegarek to uzmysłowił sobie, że musiało minąć... kilka godzin. Tak więc bite trzy godziny wymieniał z jakimś typem maile, podsyłając grafiki najnowszych projektów wraz z ich wycenami. I choć miał poczucie zmarnowanego czasu, to doskonale wiedział, że konwersacje z wymagającą klientelą bywały naprawdę rozwijające, zwłaszcza gdy ostatecznie efekt okazywał się zadowalający, bo wstępnie udało mu się podpisać umowę na zaaranżowanie witryny sklepowej.
    Był zmęczony – głównie psychicznie, choć siedzenie przez kilka godzin w jednej pozycji połączone z ciągłym przeglądaniem notatek wpłynęło niekorzystnie również na jego ciało i wzrok. Najchętniej walnąłby się na łóżko, ale w żołądku ściskało go na tyle mocno, że zaśnięcie byłoby w takiej sytuacji niemalże niemożliwe. Dlatego zerwał się z krzesła dość niechętnie, nie zastanawiając się niepotrzebnie nad tym czy powinien wybrać się do sklepu, czy nie. Wiedział, że rozmyślanie nad tym zabrałoby zbyt dużo czasu i tylko zniechęciłoby go do podjęcia jakiegokolwiek działania, dlatego decyzję o drobnych zakupach podjął natychmiastowo, pod wpływem impulsu.
    Na zewnątrz było bardzo ciepło – Orval wciąż nie potrafił w pełni przyzwyczaić się do panujących w tych stronach warunków atmosferycznych. Praktycznie ciągle było tak samo – sucho i gorąco. Przynajmniej w ostatnim czasie.
    Plan był bardzo prosty, to miały być szybkie zakupy. Kilka najpotrzebniejszych rzeczy, jakiś gotowiec, którego mógłby wchłonąć najlepiej jeszcze w drodze powrotnej i inne pierdoły, które sprawiłyby, że lodówka przez kilka najbliższych dni przestałaby świecić pustkami. Bo aż mu było wstyd. Może zbyt wielu gości w swoim domu nie miał, ale sam ze sobą źle się czuł, kiedy nie miał nawet głupich jajek na śniadanie. Albo mleka do porannej kawy.
    Dosłownie kilka minut później był już w drodze. Jechał oczywiście swoim czarnym motorem. Ulice o tej porze był stosunkowo puste, więc mógł się nawet rozpędzić do całkiem fajnej prędkości, żeby podróż w obydwie strony nie zajęła mu zbyt dużo czasu. Nie przewidział jednak tego, że nie wszystko może się potoczyć tak jak zaplanował. Podczas jednego z ostrzejszych zakrętów nie zauważył nadjeżdżającego samochodu. Nie był do końca w stanie stwierdzić czy to przez brak włączonych świateł, czy przez swoje nieogarnięcie, ale w każdym razie był zmuszony do w miarę mocnego i nagłego hamowania. Oczywiście takiego z piskiem opon i losowo rzucanymi „kurwami” w tle. Motor oczywiście mu się przechylił i jakimś cudem udało mu się go złapać tak, że nie asfalt nie porysował go po całej długości.
    — Co ty odpie-- — zaczął, powstrzymując się w ostatniej chwili przez posłaniem wymyślnej wiązanki wyzwisk. Odstawił swoją maszynę na bok, od razu kierując się w stronę auta, które też już stało. Przeszedł przed przednią szybą, stając zaraz przy drzwiach nieznajomego. — Co to miało być? Kto dał ci prawo jazdy?
powitalny kokos
Rafu
brak multikont
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Elijah Cooper miał trzy takie miejsca w Lorne, pomiędzy którymi regularnie kursował, w konfiguracji praca-dom-praca (kolejno farma Hawkinsów, jego własna przyczepa w Carnelian i klub Shadow), nie zapuszczając się w inne dzielnice bez konkretnej potrzeby. Fluorite Biew było jednym z tych terenów, które raczej stanowiły konieczną trasę przejazdową lub jakiś skrót w drodze do innego miejsca, niż końcową destynację, chociaż znał kilka domów na tutejszym osiedlu. Dawno temu bywał tu czasem, sprzedając narkotyki ówczesnym ledwie-dorosłym, a może nawet i jeszcze nieletnim, bo nigdy nie sprawdzał im dowodów. Teraz jednak zamiast handlować - brał i wszelkie domy, mieszkania, apartamenty czy pokoje hotelowe odwiedzał z przypadku. Wkradał się w życia tych z pozoru kochających mężów i ojców, albo zwykłych singli, na jedną noc, na nie-do-widzenia. Wszystko to będące wynikiem przypadku, kupionego komuś drinka lub zaproszenia, wymamrotanego ciepłym oddechem w klubowych kuluarach gdzieś w odsłoniętą skórę tancerza. Albo zupełnie odwrotnie, częścią planu, ustalanego z kilkudniowym lub kilkugodzinnym wyprzedzeniem na aplikacji randkowej. Ot, dla swoistego spełnienia, dla zabicia pustki i poczucia jakiejś fałszywej przynależności, chociażby do tych nieznajomych rąk.

Tego dnia jedynie tędy przejeżdżał. Pracę na farmie skończył punktualnie, razem z wybiciem okrągłej godziny zwyczajnie się zmył, pakując się w swojego grata, który z każdym tygodniem coraz bardziej sprawiał wrażenie, że wyzionie ducha w najmniej spodziewanym momencie. Trochę jak jego właściciel. Świateł nie włączył, nie było takie nakazu, a zresztą jedna z żarówek i tak nadawała się do wymiany, a Elijah jak na złość przypominał sobie o tym w te późne, gorące wieczory, kiedy wycieczka na stację benzynową była ostatnim, co planował robić. Mógłby zajechać po drodze do umówionego miejsca, gdzie miał się spotkać ze swoim dilerem i załatwić kolejną działkę - gdyby tylko o tym pamiętał. Obecnie jednak jego umysł zaprzątał jeden problem; był praktycznie pewien, że nie wytrzyma bez chociażby białego proszku do późnego wieczora, kiedy to zwyczajowo, na tyłach szemranego Shadow, wymieniał banknoty na małą strunową torebeczkę. Jeszcze pół roku temu nie wyobrażał sobie wsiadać za kółko na kacu, głodzie albo pod wpływem, jednak od tamtego czasu wiele się zmieniło. Nie zależało mu - szkoda tylko, że tym samym narażał innych na niebezpieczeństwo, dokładnie tak, jak w tej sytuacji. Motocykl wyjechał zza zakrętu i Cooper sam nie był w stanie stwierdzić czy to on jechał zbyt szybko, zbyt blisko środka jezdni? A może to ten idiota założył, że jest królem szosy i zdecydował się wziąć zdecydowanie zbyt szeroki zakręt? Nie miał pojęcia, to wszystko działo się zbyt szybko.

Mężczyzna na motorze.
Szarpnięcie kierownicą.
Hamulec.
Pisk opon.
Stop.

Zatrzymał się na poboczu, całe szczęście po własnej stronie drogi. Nie słyszał, nie czuł też jakby po czymś, lub - co gorsza - po kimś przejechał, nie było charakterystycznego dźwięku pękającej karoserii. Byłaby cisza, gdyby nie ten zdenerwowany, by nie powiedzieć pełnoprawnie wkurwiony ton motocyklisty, który najwidoczniej żył i miał się dobrze - a przynajmniej był w jednym kawałku. Było gorąco, duszno wręcz, a słaby nawiew Chevroleta niewiele się zdał w tę pogodę, więc okna miał otwarte – przy odpowiedniej prędkości dające tę przyjemną bryzę i namiastkę klimatyzacji w nowszych modelach samochodów. Słyszał więc tę obelgę bardzo dobrze. Odetchnął z ulgą, zanim podniósł spojrzenie na nieznajomego.
Znalazłem w chipsach. Ty pewnie w płatkach śniadaniowych? – sarknął, opierając przedramię o drzwi, w manierze zimnego łokcia. Mężczyzna mógł mu oderwać lusterko, kopnąć w zderzak czy cokolwiek innego, byle przelać swoją złość na tego starego grata - nie zrobiłoby mu to różnicy. Już dawno powinien go zezłomować, problem był tylko jeden, najbardziej powszechny: pieniądze. Nie miał kasy na nowe auto, a tutaj wszystko zdawało się trzymać na ślinę i srebrną taśmę, więc póki jeździł, można było sobie wmawiać, że wszystko było okej. – A tak serio, nic ci nie jest? Motor w całości? – zagadnął jeszcze, zerkając na postawiony z boku drogi jednoślad. – Może następnym razem nie szarżuj na zakrętach. – no przecież to nie była jego wina, prawda? To wszystko przez tych szalonych motocyklistów, sami sobie winni.

Orval Beaufort
death by overthinking
mvximov.
Jethro
ODPOWIEDZ