lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Jak wyglądałby najgorszy dzień świata, gdyby miał go opisać Adam Polański? Zapewne byłby to pewien poniedziałek, w którym zabrakło mu odwagi. Taki, w który wstał, wypił czarną kawę, której nie powinien nawet powąchać, ogolił się i pojechał pod pracownię swojej ulubionej (chociaż często niesprawiedliwej w oddawaniu rzeczywistości) artystki. Celem zapewne była rozmowa i wyjaśnienie jej, dlaczego tym razem nie mógł wejść z butami w jej życie. Być może w grę wchodziła też pewna prośba, ale… Nie dobrnął nawet do dzień dobry. Przyglądał jej się zza szyb i nie dał rady wejść do środka. Czuł, że nie mógłby wypowiedzieć w jej kierunku jednego, sensownego zdania. Oczywiście, że wiedział, że nie da się tego spotkania odwlekać w nieskończoność. Nie zmieniało to jednak w żadnym wypadku reakcji jego ciała, które nie było w stanie wykonać nawet kroku, czy wyciągnięcia ręki, by zmniejszyć odległość dzielącą go od drzwi wejściowych.
Najgorszy dzień świata więc? To ten, w którym zabrakło mu odwagi.
Uciekł.
Nie mógł złapać oddechu, kiedy wrócił już do samochodu zaparkowanego kilka budynków dalej. Może dlatego ruszył przesadnie gwałtownie, z piskiem opon, niemal rozjeżdżając mężczyznę, który niefrasobliwie próbował skrócić swoją drogę przez ulicę.
Krążył długo po ulicach miasta, zanim nie sięgnął po telefon, do jednego ze starych znajomych. Przez chwilę nie mógł wyklarować, czego w zasadzie potrzebuje. Potrzebował kropli nieodpowiedzialności w tym medycznym świecie, w którym ostatnio przebywał. Wyrzucił z siebie w końcu dwa słowa poza krótkim siema, w odpowiedzi otrzymując adres. Chwilę później schował pakunki do kieszeni i odjechał w stronę domu.
Położył przed sobą dwa woreczki strunowe na kuchennym blacie w pustym pomieszczeniu i oparł dłonie o zimny kamień. Wzrok wodził pomiędzy dziwnie poskręcanymi grzybkami a trawką, która można byłoby podciągnąć jako pierwszą potrzebę medyczną. I chociaż palce początkowo skierowały się ku drugiej torebce, wrócił finalnie do zielonych kłębków, rozkruszył je i skręcił w papierku. Wyszedł odpalić swoje dzieło na równie pustym tarasie, siadając na jednym z drewnianych schodków. Lubił to miejsce, palił tu nie pierwszy raz. Na dobrą sprawę w ogóle bardzo brakowało mu papierosów, z którymi przez wiele lat praktycznie się nie rozstawał. Jezu, mocny papieros i szklanka whisky. To jego aktualne marzenie. I ku niemu próbuje przekierować swoje myśli, kiedy zaciąga się mocno, a następie opiera twarz na dłoniach.
Nie słyszy nawet dzwonka do drzwi, który chwilę później wypełnia jego pusty (meble jeszcze nie dojechały) dom. W tej wersji w ogóle przestrzeń wydaje mu się większa. W salonie można byłoby urządzić wrotkarnię, albo lodowisko. Albo lodowisko z wrotkarnią, gdzie początkujący opieraliby się o jeżdżącego pingwinka. Albo wielki pingwin prowadziłby to miejsce.
Chryste, czy to zielsko zaczęło właśnie działać?
Słyszy czyjś głos, ale nie ma ochoty reagować od razu.
— Złodziei i prawników starego Polańskiego przyjmujemy w kolejności na zapisy. Miejcie litość… — mamrocze pod nosem.


mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Jej babcia mawiała, że ma ten szczególny dar, polegający na tym, że naznacza ludzi na życie wieczne. Zazwyczaj wystarczyło wspomnienie osoby, a padała ona trupem jak jedna z tych much na wiecznie brudnej szybie okiennej. Było sobie życie i pac, nagle została tylko kolejna tłusta plama, na dodatek średnio atrakcyjna, bo co o takim owadzie można było dobrego powiedzieć. Powinna zapytać Morgan czy na zawołanie rozbeczałaby się na jednym z takich pogrzebów, ale dziewczyna dopiero zaczynała ją lubić, więc nie zamierzała jej do siebie zrażać.
Problem jednak był taki, że może i babcia przewidywała śmierć albo ją wywoływała do tablicy, ale to jej, młodej Ginsberg ludzie umierali i to zazwyczaj w odstępach cyklicznych.
Mogła to nazwać ruchomym świętem nawet. I tak po prawdzie nie dotyczyło to tylko gatunku homo sapiens, bo króliczek był niechlubnym wyjątkiem.
Po Mindy jednak myślała, że to wszystko się już przeterminowało i jakikolwiek Aborygen (nie lubiła tych skurwysynów) rzucił na nią klątwę to już zdążył ją odszczekać. Może spłaciła już długi swojego ojca i od tamtej pory los będzie jej sprzyjać. Albo stary dziad, który namieszał.
Wierzyła w to jakieś dwa miesiące, gdy pewnego słonecznego dnia (najpewniej, nie zauważyła w kostnicy) objawił się jej Adam Polanski i niespodzianka, okazało się, że i on umiera.
Ten przynajmniej był na tyle dobrze wychowanym człowiekiem, że ją o tym fakcie uprzedził na tyle wcześnie, że nie zdążyła się jeszcze przywiązać. Nadal uważała, że sporym nietaktem Mindy było to poślizgnięcie się bez słowa na imprezie, o matce i jej sznurze (sado-maso zawsze z tym jej się będzie kojarzyło) już wolała nie wspominać. Ten jednak oświadczył jej wcześnie jak się sprawa ma i poza wydaniem pieniędzy jego ojca na jakieś masywne meble (które zajęły jej cały schowek przy chłodni) nic ich nie miało połączyć.
Taki był plan do momentu, gdy Mia z przerażeniem nie odkryła, że całe oszczędności jej życia (opiewające obecnie na pięćset dolarów plus funty od niego) zniknęły. Początkowo była przekonana, że dorzuciła któremuś truposzowi do wyposażenia tworząc z niego faraona, ale musiała rozważyć też opcję, że przy wysiadaniu z drogiego samochodu zawieruszyła portfel.
Dobra, to opcja była lepsza i nie narażała ją na zawał, więc postanowiła sprawdzić to u źródła i za pomocą rolek dostać się do rezydencji, którą znała z jednej z głośnych imprez. Tych, o których stary, dobry papa nie wiedział, więc szukała jakiejś praktycznej wymówki, a znalazła grzyby.
Dosłownie.
Na blacie były rozłożone grzybki, w całym domu unosił się zapach trawki (to takie ścierwo palą starzy ludzie?), a na tarasie siedziała jej zguba z terminem ważności.
To znaczy Adam, bo jak dotąd portfela nie dostrzegła.
Podjechała do drzwi balkonowych i wychyliła głowę.
- Zawsze mi się wydawało, że starzy tak robią pod nieobecność dzieci, ale dotąd nie miałam dowodu. Chyba, że postanowił pan się zabawić sto rzeczy przed śmiercią i stanęło na trawce - i wreszcie wjechała na rolkach prosto na taras zakręcając się tak, że omal nie wjechała do niego. Z gracją jednak opadła na krzesło naprzeciwko, bo przecież odwiedziny koleżanki córki to taka normalna procedura przed śmiercią.
- Mnie też pan przyjmuje na zapisy?

Adam Polanski
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Wydaje mu się, przez chwilę, że słyszy głosy. Zatopiony w swojej kreacji dotyczącej domowego lodowiska nie odwraca się więc od razu, w zasadzie przez chwilę nawet nie reaguje. Powoli obraca głowę w kierunku dziewczyny, ale nie wydaje się być zdziwiony jej widokiem. Wręcz przeciwnie, zachowuje się tak, jakby siedziała tam już wcześniej, a on w zasadzie miał zamiar kontynuować niezaczętą rozmowę. Kto wie, aktualnie dużo działo się w jego głowie. Ale czy to, że konwersacja odbywała się w obrębie jego umysłu, oznacza, że nie odbywała się naprawdę?
Zaciąga się skrętem raz jeszcze, patrząc na Mię z zastanowieniem.
— Jeśli odkręcilibyśmy wszystkie kurki z wodą, na parterze jest kuchnia i łazienka, na górze jeszcze jedna to jak dużo czasu potrzebowalibyśmy, żeby wypełnić dom wodą? I jaki agregat byłby nam potrzebny, żeby to wszystko zamrozić? Biorąc pod uwagę temperaturę na zewnątrz? — zadaje jej pytania, ale tak naprawdę już stara się przeliczyć to w myślach.
Adam podnosi się nagle i wciąż z zapalonym skrętem wchodzi do mieszkania, ewidentnie szukając kawałka papieru i czegoś do pisania. Wraca na taras, i opierając kartkę o kolano, robi szybki rysunek, z boku wypisując dziwne cyfry. Po chwili jednak przerywa swój proces i znów zwraca się w kierunku swojego, zapewne lekko skonsternowanego, intruza.
— Problem polega na tym, że nam ich nie sprzedadzą. Tylu urządzeń generujących prąd. Wysadziłoby oświetlenie na całym osiedlu. Poza tym pomyśleliby, że jesteśmy terrorystami i planujemy jakiś zamach stanu. Nici z lodowiska — oznajmia podirytowany i rzuca kulką papieru i długopisem. Wpatruje się przez moment w trawnik przed domem, zanim nie wpadnie mu do głowy coś innego. Tym razem wsuwa peta do ust i siedząc na drewnianym schodku, ściąga swoje buty i rzuca nimi przed siebie. Ciężko powiedzieć, jaki nowy plan narodził się w jego szalejącym umyśle.
Zazwyczaj jego forma jest o wiele lepsza. Odrobinę zielska wprowadzało go dotychczas w przyjemne uspokojenie. Miesiące abstynencji i organizm zmęczony leczeniem reaguje jednak inaczej. Zwłaszcza na towar do szemranego typa, do którego zazwyczaj dzwonił w razie wyjątkowej ostateczności.
Wzdycha przeciągle, podnosi się i kątem oka znów zerka na dziewczynę. Tym razem wydaje się być zdziwiony jej obecnością.
— Mia? Co tutaj robisz? — pyta, nieco bardziej przytomny. Przeciera twarz dłonią i wyciąga papierosa z ust, po czym wyciąga go w jej kierunku, zapewne w geście niemej propozycji.
Dopiero wtedy zauważa, że dziewczyna ma na sobie rolki. Podchodzi więc do niej, łapie ją w pasie i przerzuca sobie przez ramię. Wchodzi z nią do salonu, stawia ją w przestronnym i pustym pomieszczeniu i z błyskiem w oku oznajmia:
— WROTKARNIA. WROTKARNIA zamiast lodowiska! — i wygląda tak, jakby z żadnego pomysłu nie był dumniejszy.

mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Mogła w tej chwili podziękować jakiemuś bóstwu (jakby wierzyła to by wybrała Izydę), że zdarzało się jej przebywać wśród swoich kolegów z bractwa, którzy na dzień dobry odstawiali takie cyrki po zapaleniu kilku skrętów. Dobra, może nie aż takie, ale pewnie na stary mózg to zielsko oddziaływało inaczej i jak wcześniej była przekonana, że Adam MOŻE kiedyś umrze to teraz była w stu procentach pewna, że zemrze, ale na pewno nie od guza.
Prędzej od tego, że kopnie go prąd jak zacznie stawiać generator do lodowiska.
W Australii.
Przy pieprzonych czterdziestu stopniach upału, które sprawiały, że na tym tarasie dosłownie się z niej lało i bez zastanowienia podwinęła wreszcie swoją bokserkę do góry nie bardzo przejmując się sutkami.
W tym stanie pan Polanski najwyżej założy, że one zawsze tam były i sterczały sobie, więc whatever (usiłowała nawet naśladować te wszystkie idiotki, które w ten sposób mówiły), ale nie mogła nic poradzić na to, że zgubił ją przy tych fizycznych zależnościach.
Do tego przedmiotu zawsze miała taki stosunek, że równie dobrze mógłby deklamować jej miłość po urugwajsku- efekt byłby ten sam.
- Szkoda. Tego lodowiska, a nie tego, że nie jesteśmy terrorystami - uściśliła i obserwowała tor lotu jego obuwia za kilka baniek. Pewnie nawet potraktowałaby to poważnie, gdyby w międzyczasie nie trafił w jakiegoś ptaka i ten uderzył razem z butem o krawężnik jego ściany.
W takim tempie to faktycznie wykończy siebie szybciej niż rak mózgu i jakby miała ODROBINĘ, maciupeńko przynajmniej rozumu to zaczęłaby go ogarniać, ale to wciąż była o n a, więc złapała w dłoń jego w połowie wypalonego skręta i stwierdziła, że jeśli zacznie ogarniać po nim fizykę tak jak on, to chyba zamówi sobie cały kontener.
Na razie jednak z klasą i doświadczeniem ze studenckich imprez wypuszczała dym posyłając mu zawadiacki uśmiech, gdy wreszcie spostrzegł, że siedzi obok niego.
- No cześć… - i ile ona rzeczy miała dodać i jak bardzo opowiadać, gdy nagle ktoś przerzucił ja przez ramię jak worek ziemniaków, na co zaczęła reagować głośnym piskiem. Na próżno, najwyraźniej w zderzeniu z silnym, męskim ramieniem (i odurzającym zapachem, ale to pewnie trawka wyostrzała pewne reakcje) mogła już tylko bezradnie dać się zaciągnąć prosto do pustego i przestronnego salonu, w którym faktycznie wystarczyło się odepchnąć od niego, by popisowo zaliczyć… ścianę, ale zaraz wstała i otrzepała się.
- ALE TY NIE MASZ WROTEK! - i stała się rzecz niespotykana, bo gdzieś zgubiła tego pana, którym namiętnie go ochrzciła, a jego wyraźny brak sportowego obuwia zasmucił ją tak bardzo, że złapała go za rękę, by przynajmniej spróbować tej sztuczki z butami.
Co to był za towar.

Adam Polanski
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Przez chwilę rzeczywiście myśli nad tym, co powiedziała mu Mia – ma w końcu bose stopy. Wykorzystuje jednak to, że dziewczyna trzyma go za rękę i prowadzi ją tak, by się zakręciła. Raz, drugi i trzeci. W drugiej ręce wciąż trzyma odpalonego skręta, więc nie jest to takim prostym zadaniem. Zatrzymuje się więc w trakcie tego tańca bez muzyki i zaciąga się mocno i znów podaje go rolkarce. Chwilę później sam zaciąga się ostatni raz i gasi peta w szklance, która wcześniej zostawił na parapecie.
Jedyne, co udało się dostarczyć kurierowi, był jego gramofon z domu w Anglii i kilka ulubionych płyt. Dlatego zostawia brunetkę i wyciąga z koperty czarną płytę, a chwilę później pomieszczenie wypełniają przyjemne dźwięki jazzu. Adam wraca do Mii tanecznym krokiem i chwyta ją za obie dłonie. Przyciąga i odpycha ją od siebie, by mogła kręcić się na rolkach. Trzyma ją za dłoń i biegnie po parkiecie. Obejmuje ją w pasie i opiera podbródek na jej głowie.
Zatrzymuje się tak na chwilę i wdycha zapach z jej włosów.
— Powinni przepisywać narkotyki zamiast leków osłonowych… — mamrocze już trochę przytomniej. Najwyraźniej ruch pomógł mu trochę, a jego organizm przypomniał sobie, że ma odrobinę większą tolerancję na tego typu substancje.
Polański zaczyna lekko się kołysać, tak, jakby z nią tańczył. Odchyla się, żeby spojrzeć ja jej śliczną buzię i uśmiecha się lekko. Nie może oprzeć się wrażeniu, że strasznie mu kogoś przypomina. Jeszcze przez chwilę będzie się głowił, czy to zielsko, czy jego umysł faktycznie dostrzegł pewne podobieństwo. Znów łapie ją za rękę i obraca tak, że Mia stoi zwrócona do niego plecami. Przysuwa się do niej w rytm muzyki, dotykając dołem swoją klatką piersiową jej łopatek. Obejmuje ją dłońmi na krzyż i popycha nieco do przodu, tak, że powoli suną do przodu, w kierunku wyspy kuchennej. Dziewczyna obraca się w jego kierunku, opierając się o blat, a ich spojrzenia się spotykają. Wtedy prawda dotycząca podobieństwa dociera do niego, jak mocne uderzenie. Robi krok do tyłu, a na jego twarzy bez jakiegokolwiek filtra, odmalowuje się pełne zaskoczenie. Młoda Julia. Pyskata, zaczepna, niewiarygodnie pewna siebie, uszczypliwa, zadziorna, odważna… Piękna. Dziewczyna, której mieszał w życiu tyle razy, że należałoby mu za to postawić już zarzuty. Fala wyrzutów sumienia i panika związana z obecnością Mii tutaj sprawiają, że wygląda na przestraszonego i żałuje obejmowania jej w tańcu. Doskonale wie, do czego jest zdolny, ale pracował nad sobą tak długo, że powinien mieć to już za sobą. Wszystkie demony i uzależnienia. Nie dawał się już tak łatwo porwać emocjom, nie czuł palącego pragnienia, które powinno zostać natychmiast zaspokojone. Bez tego jego kręgosłup moralny, chociaż w gorsecie, powoli zaznaczał swoją obecność.
Adam ściąga brwi. Zagląda do lodówki, żeby zerwać ich kontakt wzrokowy, wyciąga z niej dwa puszki napoju bez cukru i rzuca jedną w kierunku dziewczyny.
— Nie pamiętam, kiedy przyszłaś — odzywa się z uśmiechem, który wyraża zakłopotanie.

mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Należało tańczyć jak jej zagrają. Pewnie jej trzeźwy umysł sprzeciwiałby się takiej dyktaturze mężczyzny, ale ten lekko upalony dawał się prowadzić jak laleczka po tym pustym parkiecie. Ten sam pamiętała z dawnych, szaleńczych i nieco straceńczych imprez, o których jednak cicho sza! Zapewne, gdyby dodała dwa do dwóch to pewnie okazałoby się, że tańczy z ojcem swojej koleżanki, co samo w sobie jest dość niemoralne, ale przecież on umierał. Widziała na tony te programy o ludziach, którzy przed śmiercią formułowali jedno życzenie i skoro pan Polanski (do cholery, Adam) chciał zmarnotrawić swoją przedśmiertną prośbę na taniec z nią to niech mu będzie.
Pieprzenie.
Muzyka była dla starych ludzi, gramofon trzeszczał, a ona łapała się na tym, że coraz śmielej kręci kółka dokładnie tak, by wpadać w niego z impetem. Nie do rytmu, gdyby trzymał się tego smętnego podrygiwania to pewnie musiałaby maszerować jak w kondukcie żałobnym, ale przecież do tego też dojdą. To było coś innego, ta iskra, która sprawiała, że odnajdywała przyjemność w tym jak ich ciała się zderzały i to ogarniające ją z wolna podniecenie, które brzmiało jak jedna z tych niespełnionych obietnic.
Przecież dobrze widziała w którym momencie porzucił ją przy wyspie kuchennej i poczęstował jakimś napojem jakby znowu była młodziutką koleżanką Diany i należało ją upupić. Dobrze, że warkoczy nie zaczął jej jeszcze zaplatać, choć tu akurat musiało kojarzyć się dwuznacznie.
Otworzyła puszkę i przepiła to całe napięcie, które miało ulecieć jak ten gaz z napoju. Nie dała jednak po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nie, gdy patrzył na nią taki zakłopotany.
- Szukałam swojego portfelu. Chyba zostawiłam w pana samochodzie - wyjaśniła najprościej jak umiała i uśmiechnęła się tak jakoś krzepiąco, by pokazać mu, że nic nie szkodzi, tak, ma jakieś dwadzieścia jeden lat, więc chyba nieco przegięli z tymi tańcami i wszystko w porządku.
Właśnie nawet formułowała jakiś nieznośny żart o kruchości egzystencji i o to, że POWINIEN sobie poużywać, gdy nagle zrobił się ruch na podwórzu.
- O nie, gliny! - i to tylko jej paranoja sprawiła, że wpadła w jego otwarte ramiona uznając, że skoro jest dorosły to on będzie ją bronić przed ludźmi, którzy nawiedzali ją częściej niż duch Mindy. Schowała głowę w jego ramię oddychając za szybko, tak, że jej piersi zaczęły falować jak szalone, a ona dalej trzymała się go kurczowo.
- Halo, przywieźliśmy zamówienie. Jest ktoś w domu? - dało się słyszeć przy bramie, więc podniosła wzrok powoli patrząc na niego z bliska.
- Aha, to jednak nie gliny - odrzekła wielce inteligentnie i wreszcie powoli puściła go uznając, że w tym ogólnym rwetesie zapomni.
Jak i ona, żeby schować te nieszczęsne grzybki, ale ekipa tylko liczyła na podpis i wreszcie mogla rozsiąść się na jednej z tych wygodnych i arcydrogich kanap. Jak dla niej bardziej epicka byłaby wrotkarnia, ale skoro pan Polanski był starym człowiekiem to nie zamierzała narzekać. Jak i na to, że nieco się zarumieniła, ale to pewnie od tego całego zamieszania, a nie od faktu, że niemal się w niego wczepiła jak mała koala, bo nie lubiła policji.
Tak, i wcale nie bawiła się nadal puszką zastanawiając się jak bardzo otrzeźwiło, skoro nadal tu siedziała i bawiła się w dekoratorkę wnętrz.
- Na moje to te ściany są dość puste - siedziała przed jedną z nich i wgapiała się w tynk, który przy odrobinę grzybków mógłby okazać się telewizorem.

Adam Polanski
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Przygląda się ludziom wnoszącym kanapy w lekkim otępieniu. Podpisuje coś, a tylko Mia zręczną reakcją powstrzymuje go przed zaoferowaniem dostawcom torebki z grzybkami, zaraz potem, jak odkleja się od niego. Adam więc rozgląda się trochę zagubiony dookoła i opada na miękkie poduszki. Zgodnie z jej sugestią przygląda się ścianom i wzdycha teatralnie. Nadal jest upalony i niestety (zwłaszcza dla Mii) wchodził powoli w fazę słowotoku.
— Widzisz, chyba nie po drodze mi ze sztuką. Może inaczej, latami kochałem kogoś, kto jest ekspertem w tej dziedzinie. Wszystkie obrazy, wszystkie kolory w domu, nie przypominam sobie, kiedy robiłem to sam. Obawiam się jednakże, że w aktualnej sytuacji prawdopodobnie jedyne czym zechciałaby ozdobić te ściany to krew z rany postrzałowej. W sensie jestem absolutnie pewien, że gdyby tylko miała okazję, rozwaliłaby mi łeb. Albooo… wyrwała serce. I w ogóle nie mógłbym jej winić. Tak się złożyło, że byłem dla niej przez całe życie okrutnym chujem. I chociaż mój terapeuta nie pozwala mi brać pełnej odpowiedzialności za niszczenie sobie nawzajem życia to… Musiałem przerwać tę spiralę. Uważam, że to też lepsze dla niej. Ruszyła dalej z życiem. Poznała kogoś innego. I nie zamierzam już tego zepsuć. Nie mogę. Gorzej, że… Gorzej, że… — mamrocze, przyglądając się jej z uwagą. — Jesteś taka podobna do niej w młodości. Ta sama… — macha palcem przed własną twarzą — iskra.
Przestaje na chwilę mówić i przygląda jej się z uwagą, może nawet zbyt wnikliwie. Dlatego reflektuje się, ciut za późno. — No więc, nici ze sztuką. Zawiśnie tu wielki telewizor do podziwiania powiększonych dup Kardashianek. To należy nadrobić przed śmiercią — dodaje pośpiesznie i wyciąga z kieszeni woreczek z grzybkami. Macha nimi w powietrzu i szczerzy się do niej, szeroko, jakby miał tym zbyć swój wylew szczerości i niepotrzebnych nikomu zwierzeń, których z pewnością będzie żałował, jak już wytrzeźwieje. O ile w ogóle będzie pamiętał ten epizod, kiedy rozwiązał mu się zazwyczaj dość powściągliwy język. Wyciąga kilka z torebki i podaje ją dziewczynie, ale dobiera woreczek, kiedy chce wziąć za dużo.
— Słuchaj, kolory na ścianie, a nie ostry dyżur, zgoda?
Polański zanurza się wygodnie w kanapie, to był jednak dobry wybór. Powinien podziękować pannie Ginsberg.


mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Ten ekstremalny remont ją wykończył. Albo wrotki. Albo dzikie tańce z ojcem koleżanki. Ewentualnie też trawka, która wydawała się pochodzić z podejrzanych źródeł, więc z chęcią zapadła się w kanapę, ale przecież nie po to, by pan Polanski opowiadał jej jakieś bajki.
Sama jednak to sprowokowała sugestią o gołych ścianach, więc teraz bardzo grzecznie się zamknęła i słuchała.
- Ta krew na tej bieli nie wyglądałaby źle. Musiałaby tylko powiesić pana wyżej i patrzeć jak skapuje i czy tworzy dobrą mozaikę - zamyśliła się i dopiero oprzytomniała, gdy zdała sobie sprawę, że on tu niemal wypluwa przed nią swoją duszę, a ona podchodzi do tego po swojemu.
Na zimno.
To chyba nazywało się zboczenie zawodowe, prawda?
- I zaraz, zaraz, to ta cała rodzina? - wyprostowała i spojrzała na niego uważnie. - Błagam, by to nie była dosłownie jakaś krewna - niemal nim potrząsnęła, ale do cholery, nawet ona miała jakiś zakres patologii, po której przestawało bujać i nawet grzybki mogły okazać się mało pomocne. A tym bardziej to JEDNO spojrzenie, które usadzało ją na tej kanapie i sprawiało jednocześnie, że chciała stąd uciekać. Nikt przecież nie lubi być kopią doskonałego oryginału.
- To nie jest przypadkiem tak, że pan sobie wmawia pewne rzeczy, bo za nią tęskni? Ja na przykład ciągle widzę moją zmarłą koleżankę. Zazwyczaj przechadza się w zakładzie pogrzebowym w stroju cheerleaderki - i tym razem to ona powinna zamknąć się i skupić na grzybkach, które je tak troskliwie dozował.
Jeszcze córka pewnie dostałaby szału jakby wiedziała jak się bawią, ale skoro była daleko to nie mieli niczego do stracenia.
- I jak pan gustuje w Kim to ja się wcale nie dziwię, że ona chce pana ukatrupić. Kendall, tylko Kendall - posłała mu uśmieszek, ale nic nie mogła poradzić na to, że czekała aż grzybki zaczną działać i nagle się jej w głowie zamkną te wszystkie szufladki, które on pootwierał tym słowotokiem. Wcale nie miała na myśli tych wizji malowniczej śmierci (choć nie pogardziłaby), a tej iskry, która sprawiła, że wreszcie położyła mu głowę na ramieniu przyglądając się ścianie i czekając faktycznie na kolory, które miały nadejść.
- Spotka się pan z nią w końcu? - zaraz dorzucą do tej bajki żyli długo i szczęśliwie.
Oprócz niego, co sprawiło, że na moment oprzytomniała i chyba to musiały być grzybki, bo zaczęła rozglądać się po wnętrzu. Nie przemyślała jednej opcji, a ta teraz biegała jej po głowie równie prędko jak Mindy. Mogła zawsze go okraść i się ustawić.
On raczej będzie zbyt martwy, by to zauważyć, więc oboje wygrają.
Pewnie pan Adam życie wieczne, a ona wieczne życie bez zmartwień.

Adam Polanski
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Odchyla głowę, opierając ją o kanapę, słuchając pytań Mii. Kolorowe i poskręcane myśli zaczynają też przyjemnie kołować w jego umyśle. Przelewają się frywolnie z miejsca na miejsce, co ich właściciel uznaje za nawet relaksujące. Do tego stopnia, że zapomina się, a palce jego dłoni przesuwają się po włosach dziewczyny, skoro już postanowiła się o niego oprzeć. Krótki, niekontrolowany gest.
— Oczywiście, że tęsknię. Tęsknimy za tych, których kochamy. To… — zaczyna poważnie, ale coraz bardziej wesoły umysł podrzuca go obraz Julii w stroju cheerleaderki. Obrzuca ją uważnym spojrzeniem, ogląda dookoła we własnej głowie, w połączeniu konsternacji z zaciekawieniem. — Najwyraźniej ja też widuję ją w stroju cheerleaderki, od dzisiaj. Dzięki Mia, wyjątkowo pomocne — zaczyna mrugać intensywnie powiekami, kiedy wyimaginowana Crane jest gotowa ruszyć na niego z pomponami. — Ale tak, tak. Będę musiał z nią porozmawiać. To w końcu matka Diany… To znaczy, nie jest jej matką, ale Julia wychowała to niesforne dziecko razem ze mną. W porywach tego całego szaleństwa. Widzisz, gdybym jednak umarł, bo żeby była jasność mimo naszych wyjątkowo fatalistycznych rozmów, ja wciąż wierzę, że los może się odmienić, to ktoś musi się nią zająć. I tym wszystkim. Należą też się jej słowa wyjaśnienia… — zatrzymuje się w końcu w tym kolejnym wylewie słów i drapie po brodzie w zakłopotaniu. — Nie wiem, dlaczego ci o tym opowiadam. To chyba wylewność na haju, po alkoholu mam jeszcze gorzej — śmieje się i zsuwa po poduszkach. Koszula na plecach mu się nieco roluje i podciąga, a chcąc czy nie Ginsberg też musi opaść na niego bardziej leżąco, niż w pozycji siedzącej.
Po krótkim zastanowieniu wyciąga z kieszeni torebkę z grzybkami i podaje kilka Mii, wyciąga też więcej dla siebie. Krzywi się trochę, kiedy je gryzie, ale zdecydowanie potrzebuje mniej zwierzeń starego człowieka, a więcej instalacji kolorystycznych na suficie. Poprawia się znów, tak żeby było im wygodniej i przypomina sobie, że dziewczyna powiedziała coś wcześniej o Kardashiankach. Może dla tego, na jasnych ścianach salonu pojawiają się wizje wielkich, kolorowych najsłynniejszych sióstr Ameryki, które wiją się jak hatifnatowie z Muminków, których całe dzieciństwo bała się jego córka. Adam ściąga brwi, rozchyla usta i zerka na swoją towarzyszkę, jakby chciał sprawdzić, czy ona też to widzi. Kiedy spogląda na ścianę z powrotem, tańczą na niej już tylko przyjemnie kolory, jak mieniące się płomienie. Zero gwiazd telewizji E!
— Widzisz, mój problem polega na tym, że czasem to nieistotne, czy to Kendall, czy Kim, ich matka czy operator kamery. Czasem… — nachyla się, by szepnąć jej do ucha — Czasem puknąłbym ich wszystkich.

mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
- Przepraszam bardzo, ale ona żyje. Nie uważa pan, że to lekko DZIWNE, że ja widzę trupa?! - musiała się oburzyć, bo Mia jak przystało na wielkiego tchórza, jakim była (a przynajmniej tak o sobie coraz częściej myślała) nie umiała i nie chciała odnieść się do jego tęsknoty. Ani do dorosłych spraw, które obejmowały opiekę nad dzieckiem mniej więcej w jej wieku, co robiło się lekko nietypowe, jeśli wziąć pod uwagę jego dłoń w jej włosach.
Z tego też powodu milczała dłuższą chwilę pozwalając mu wreszcie na zsunięcie się po tej kanapie, które sprawiło, że położyła się na nim. Jak na trupa in spe był jednak całkiem ciepły, co było przyjemnym kontrastem między tymi sztywnymi i chłodnymi rękami, które dotykała codziennie.
A może to grzybki nakazywały jej już tak wnikliwie badać strukturę jego ciała? Tak, powinna zwalić wszystko na grzybki, które przegryzała zapalczywie.
Razem z nimi znowu zniknął pan z jej słownika, choć chyba na miłość Boską takie obmacywanie powinno ją raz na zawsze tego oduczyć.
- Tyle, że nie powinieneś. Nie możesz pakować się komuś do życia i stwierdzać, że Cześć, pamiętasz mnie? To ja, Adam i umieram. Może być nawet papieżem, ale nikt nie zasługuje na coś takiego - jej najwyraźniej po grzybkach włączał się psycholog, więc chyba to jeszcze było gorsze.
Westchnęła ciężko i znowu oparła się wygodniej drażniąc się z powiekami, które po wolnym opadaniu rzeczywiście generowały nieziemską feerię barw i na moment czuła się bardziej rozdygotana niż to miało miejsce, gdy Mindy przekazywała jej dym prosto do ust. Na to wspomnienie niemal się poderwała z tej kanapy, już nie było żadnych świateł tylko ta pieprzona cheerleaderka z przetrąconym karkiem, która patrzyła na nią z wyrzutem.
Przecież chyba jej nie zabiła. W tym momencie nawet o tym nie pamiętała, a zresztą wystarczyło szybciej mrugnąć, a pojawiły się ponownie wszystkie kolory.
Oparła głowę ponownie o ramię Adama w sam raz na jego szept, który nagle zawibrował w jej uchu, rozbity na tysiąc głosów, które powtarzały jej tę samą wiadomość. Przechyliła się, by spotkać się z nim swoimi ustami, ale nie zamierzała go całować. Jedynie chciała o coś zapytać, bo grzybki najwyraźniej i jej nadawały status odważnej.
- A mnie? Puknąłbyś mnie? - wymruczała mu prosto w wargi, bo nagle pragnęła koniecznie znać odpowiedź na to pytanie, choć przecież nie oddałaby mu się na tej kanapie, nieważne jak wygodnej i drogiej.
Powinna więc przestać się właśnie tak uśmiechać oczekując na odpowiedź.

Adam Polanski
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Mruga oczami, kiedy poza dziwnymi, pełnymi halucynacji wizjami, w jego głowie dźwięczą jej słowa. Może faktycznie to egoistyczne, że chce porozmawiać z Julią. Że chce spróbować jej w y j a ś n i ć. Wyjaśniali sobie wszystko przez wiele lat. Odpychali i przyciągali, odchodzili i wracali. Tworzyli swoją piękną i pokręconą historię, ale może najwyższy czas pozostawić ją w przeszłości? O to mu przecież chodziło ten rok temu – pozwolić jej odejść. Zabrać pierścionek, wrócić do partnera, poukładać życie na własnych zasadach. Niczego nie chciał dla niej bardziej, niż stałości, pewności i miłości. Nawet jeśli szczerze wątpił w to, że ktoś mógłby ją kochać bardziej, to był przekonany, że ktoś inny zdecydowanie mógłby ją kochać l e p i e j.
Dlatego właśnie w jego głowie dźwięczą słowa Mii. Nie powinieneś. Nikt nie zasługuje na coś takiego. Święta racja. Chryste, dziewczyna miała rację. I ta późna realizacja z pewnością znów odwlecze jego wizytę w galerii. Co prawda nie mógł odejść bez słowa – wciąż pozostawały kwestie związane z Dianą. Udziałami w firmie, pieczą nad funduszem powierniczym związaną z nimi. Musiał ją o to poprosić, na wszelki wypadek. Papiery powinny i tak już do niej trafić.
Czuł, jakby powoli zapadał się we własnych myślach. Jakby spadał i spadał, niezależnie od tego, co powiedział do Mii chwilę wcześniej. Te gąbczaste narkotyki działały na niego nie najlepiej, porywały jego myśli i uciekały z nimi daleko, zostawiając tylko niejasne strzępki.
Dopiero twarz Mii przy jego własnej i jej pytanie sprawiają, że wraca na kanapę. Ciężko na nią opada, chociaż nigdzie się nie ruszył.
Przygląda jej się z delikatnym uśmiechem. Znów wyciąga dłoń w jej kierunku i zakłada kosmyk ciemnych włosów za jej ucho. Lustruje wzrokiem zarumienione policzki, a jego oczy błądzą po jej twarzy. Widzi ją wyraźnie, chociaż za głową dziewczyny w jego wyobraźni pojawiają się kolorowe rozbłyski, niczym mieniąca się łuna. Gdyby w tym salonie wisiały zasłony, mógłby przysiąc, że płoną zimnym, pełnym niebieskiego odcienia ogniem.
Bawi się kosmykiem jej włosów i przeciąga wyraźnie wyczekiwaną odpowiedź.
— Nie powinienem odpowiadać na to pytanie Mia… — zaczyna, ale kiedy dziewczyna chce się od niego odsunąć w zrezygnowaniu lub oburzeniu, że zepsuł zabawę, łapie ją za nadgarstki i nie pozwala się odsunąć, wciąż z uśmieszkiem błąkającym się po jego ustach.
— Twierdząca odpowiedź cię zadowoli, ale nie przyniesie niczego dobrego. Domyślam się, że byłaś wcześniej w tym domu. Pewnie też wiesz, kto potłukł lustro w łazience na imprezie, o której nie wiem, że się odbyła — rechocze. — Kurwa, pewnie nawet nie tylko ta jedna. Mam tylko ogromną nadzieję, że nikt nie uprawiał seksu na moim łóżku. To byłaby tragiczna przesada — dodaje ze sztucznym oburzeniem.
Puszcza jej ręce, a swoją dłoń kieruje do jej twarzy. Przejeżdża kciukiem po ustach dziewczyny, które chwile wcześniej dotykały jego własnych, pod wpływem mamrotanych do nich słów.
— Nie mogę — czy to jest odpowiedź? Czy stwierdzone wygłoszone do samego siebie?

mia ginsberg
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Wyjątkowo dziś nie chciała powracać do pewnego stanu świadomości. Ten był jak jedna z tych brokatowych, głośnych imprez, które jeszcze pamięta z czasów szkoły. Tak, z jego córką, która w międzyczasie może i wymieniała między słowami jakąś tam niby matkę, ale przecież dla Mii te tematy były równie odległe jak zobaczenie na żywo niedźwiedzia polarnego. Dobra, szansa, że trafi na któryś biegun (aż tak światła nie była, by pamiętać) była większa niż to, że z grobu powstanie kobieta, która ją urodziła.
Temat matki- obecnej, przyszywanej, tej, która przygnała tu Adama- jednak był na tyle niewygodny, że na moment już całkiem odpłynęła zastanawiając się czy te sterylne ściany jednak nie trafił szlag, skoro jest tu tak kolorowo. Albo czy jakimś cudem nie ziściły się wszystkie marzenia tych zblazowanych gówniar i nie znalazła się na planie Euforii, bo na pewno muzyka normalnie tak nie dudniła w uszach, a do nozdrzy nie dolatywał tak ostry zapach jego perfum.
Bzdura.
Gdyby to był serial, już zacząłby ją zachłannie całować, a nie chowałby się za dorosłymi powinnościami. Przez chwilę patrzyła na niego rozczarowana jak tylko może dziewczyna w tym wieku robiąc usta w podkówkę, ale gdy złapał ją za ręce, miała ochotę zwyczajnie mu się odwinąć. Zamiast tego zaśmiała się dźwięcznie z próby odrzucenia tematu.
- Mnie nie pytaj. Ja się nigdy… - ale nagle pokręciła głową, zupełnie jakby przez przypadek mu się zdradziła. - Nigdy tutaj tego nie robiłam - poprawiła się z lekkim uśmieszkiem. - Poza tym jakie to ma znaczenie czy organizowałyśmy tu imprezy? Z tego co kojarzę to i o tobie krążyły pewne legendy. Nie wiem czy chcesz, bym je powtórzyła, bo na pewno nie masz tylu poduszek, by zakryć… - i spojrzała sugestywnie w dół - ten wstyd.
Za to jej policzki zapłonęły i zdała sobie sprawę, gdy wreszcie puścił jej dłoń i mogła dotknąć swojej rozpalonej skóry.
- Wyprostujmy to sobie- poprosiła. - Twierdząca odpowiedź by mnie nie zadowoliła, bo ja wcale nie zamierzam się z tobą przespać- uściśliła. - To jest czysto retoryczne pytanie czy byś wolał mnie czy grubego operatora kamery, który w przerwie między ujęciami wali sobie konia do pośladków Kim- sformułowała swoją odpowiedź całkiem jasno patrząc na niego bezczelnie. - I oczywiście, że nie możesz, bo ci na to nie pozwolę- złapała jego dłoń i odsunęła ją od swoich ust.
- A teraz idę oglądać to wielkie, designerskie lustro, którego na pewno nie rozbiłam!- i jakby miał ją gonić, ruszyła przed siebie śmiejąc się.
Chyba nie myślał, że da mu wygrać i poświeci czas na jego moralne rozterki?
ODPOWIEDZ