dziennikarka — cairns post
34 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje się pozbierać po tym jak zostawił ją narzeczony i stara się nie zostać bez dachu nad głową jednocześnie pisząc porady o tym czy zakrzywiony penis to coś dziwnego.
008.
If I could turn back time, if I could find a way
I'd take back those words that have hurt you and you'd stay
{outfit}

Trochę się stresowała spotkaniem. Głupia była, ale trudno. Odkąd się z Parkerem rozstała nigdy sama nie zabiegała o spotkanie, a przynajmniej nie tak żeby się z nim rzeczywiście umówić. Widywali się od czasu do czasu przy jakiś eventach, na które wpadała żeby mu okazać wsparcie we wszystkim co robi, ale zazwyczaj udawało im się wtedy zamienić kilka zdań, bo był bardzo zabiegany. Jak to organizator. Czasem pisali sobie na insta wysyłając głupie memy, ale lajkowała jego każde zdjęcie! Może była pojebaną eks? A może po prostu oboje byli dorośli i wiedzieli, że nie każda miłość może przetrwać. Ta ich cóż... nie udało się. Czy żałowała? Czasami tak, szczególnie w momentach, gdy przypominała sobie ja nieudane było jej życie osobiste. Była pewna, że z Parkerem byłoby inaczej, nie rozstali się dlatego, że się nie kochali. Może to było najgorsze, bo zawsze gdzieś z tyłu głowy miała, że gdyby wtedy nie postanowiła wyjechać to wiele spraw mogłoby się ułożyć w nieco inny sposób.
Czasu się jednak nie cofnie, bez względu na to co pokazywali w filmach o Harrym Potterze. Teraz tamten rozdział był już nieodwracalnie zamknięty. Otworzyli wspólnie nowy, w którym są po prostu przyjaciółmi, a tego naprawdę bardzo mocno było jej trzeba. Nie miała w Lorne Bay zbyt wielu znajomych i odkąd rozstała sie z Lennartem to czuła się dość mocno osamotniona. Cieszyła się więc, że mogli się spotkać i spędzić wspólnie trochę czasu. Wiedziała, że Parker jest zapracowany więc postanowiła go odwiedzić w robocie. Była ciekawa tych jego krokodyli... w sumie może o tym powinna kiedyś napisać artykuł? Gdy weszła na teren sanktuarium to od razu zapytała kogoś z obsługi gdzie może pana G. i udała się we wskazanym kierunku. W końcu po kilkunastu minutach znalazła odpowiednie miejsce i przez chwilę obserwowała jak mężczyzna karmi właśnie swoich podopiecznych. Było w tym coś dziwnie poci... nie, nie było to pociągające, nie mogła tak o nim już myśleć. Mieli być przyjaciółmi. Koniec. - Hej Steve Irvin! - Krzyknęła do niego, gdy zauważyła, że już skończył. Jedynym innym łowcą krokodyli jakiego kojarzyła był właśnie Steve. Pomachała do niego z daleka czekając na spokojnie aż podejdzie do ogrodzenia. - Jestem szczerze zaskoczona, że wciąż masz dwie ręce i chyba wszystkie palce - powiedziała uśmiechając się do niego, gdy był już bliżej i nie musiała sie wydzierać jak jakaś psychofanka na koncercie Taylor Swift.

parker guillebeaux
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - joshua - zoey - bruno - ella - eric - cece - cait - benedict - owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
004.

Okej. Po pierwsze… Steve Irwin jest JEDYNYM łowcą krokodyli. Nie ma innego. Chociaż jego dzieci są super i są zajebiste i życzę im jak najlepiej i niech bóg ich wszystkich błogosławi. A po drugie nie mam nic innego do napisania. Ale wczuwając się w Parkera musiałam obronić pana Steve’a. Gdyby nie on to pewnie Parker byłby teraz jakimś księgowym, albo pracowałby w korpo upewniając się, że turbiny wiatrowe się kręcą czy coś. A naprawdę nie widział się jako człowieka, który robił eskalacje.
No i rzeczywiście pana Guillebeaux najczęściej można było spotkać w tym miejscu. Kochał swoją pracę i przychodził tutaj jakby przychodził na plac zabaw, a nie pracować. Zarabiał w sumie z tego wszystkiego niewielkie pieniądze, ale też niewiele trzeba mu było. Był skromnym człowiekiem. No i teraz właśnie karmił krokodyle prezentując wszystko jakiejś grupce dzieci, które były tutaj z wycieczką szkolną. Parker uwielbiał dzieciaki. Zwierzęta kochał mocniej, ale dzieci były super. Dzieci były przyszłością, więc zawsze chętnie przyjmował jakieś wycieczki, gdzie mógł im poopowiadać o zwierzętach. Najczęściej jednak wspominał o tym, że mimo wszystko są to niebezpieczne stworzenia i raczej należy się trzymać od nich z daleka. Parker nawet czasami lubił się pochwalić swoimi bliznami, żeby pokazać, że sam niejednokrotnie został zaatakowany i tylko dzięki swojemu szczęściu i wiedzy udało mu się uniknąć śmierci, albo jakiś poważniejszych konsekwencji. Pożegnał dzieciaki każdemu rozdając pamiątkowy breloczek z krokodylem i przybijając pionę. Jak już się dzieci rozeszły to usłyszał jak ktoś woła jego nieżyjącego bohatera. Przykre, ale zareagował, więc zadziałało.
- Czy to nie najpiękniejsza kobieta na tej planecie? – Uśmiechnął się szeroko na jej widok. Inna moja postać nie mogła tego powiedzieć, więc wykorzystuję to teraz. Pozabierał wszystkie swoje rzeczy, upewnił się, że wszystko jest zabezpieczone i rzeczywiście podszedł do ogrodzenia, żeby z nią pogadać. – A wiesz czemu jeszcze mam wszystkie kończyny? – Zapytał unosząc brwi. – Bo nie ubieram takich kolorów do miejsca z dzikimi zwierzakami. – Wskazał na jej sukienkę, w której wyglądała zajebiście. Damn. Nie chciał się za bardzo przyglądać, ale to Vanessa Kirby, więc na chwilę musiał się zagapić. Sorry. Zaraz jednak się ogarnął i machnął na nią ręką. – Chodź. Całkiem szybko zdejmę z ciebie tą sukienkę i załatwię ci coś mniej krzykliwego. – Wskazał na swój mundurek łowcy krokodyli.
- Cieszę się, że to robimy. – Dodał i doszedł do jakiegoś miejsca, które było tunelem, żeby wyjść z miejsca dla krokodyli. Rzucił jej tylko szybkie, że zaraz wróci i rzeczywiście za chwilkę pojawił się przed nią i rozłożył ramiona, żeby ją przywitać uściskiem. Chciał nawet dla żartu już zacząć rozpinać jej tą sukienkę, ale uznał, że może to będzie chamskie. – Gotowa zrzucić ciuszki? – Zapytał zamiast pokazywania jej, że palce ma jeszcze sprawniejsze niż te kilka lat temu.
dziennikarka — cairns post
34 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje się pozbierać po tym jak zostawił ją narzeczony i stara się nie zostać bez dachu nad głową jednocześnie pisząc porady o tym czy zakrzywiony penis to coś dziwnego.
Machnęła ręką. - Przestań Parker, bo się zarumienię - i wtedy będzie pod kolor swojej sukienki. Twarzy już sobie nie wymieni na bardziej stonowaną. Chyba. W sumie, może. Biedny Parker jeszcze nie wiedział, że według niektórych Judith wcale nie była najpiękniejszą kobietą na świecie, a drugą najpiękniejszą kobietą na świecie. Straciła ten tytuł dla jakiejś młodej Albanki. Czuła to obrzydzenie od paznokci w stopach, aż po koniuszek głowy. Czekała grzecznie aż podejdzie i wywróciła oczami słysząc jego słowa. - Ale ja tu przyszłam do Ciebie, a nie do krokodyli - no przecież by się tak dla jakiegoś gada nie ubrała? Już wystarczy, że dla eks narzeczonego i męża się stroiła, a to były najbardziej podłe gady z jakimi miała do czynienia. Teraz, by tego błędu nie popełniła. Z drugiej strony była takim kwiatuszkiem więc może ktoś by ją zerwał jakby stała na wysepce po środku krokodyli między 22, a 5. - Nie podoba Ci sie moja sukienka? - Dopytała unosząc brew, bo sorry ale miała lustro w domu. Może i była numerem dwa, ale dalej wyglądała hot. Była bardzie gorąca niż fala upałów w Australii.
- Nie... - zaprotestowała - w sensie nie mam nic przeciwko temu żebyś mnie rozbierał, ale nie założę khaki... nie ma opcji - niby się zaśmiała i można byłoby pomyśleć, że sobie teraz żartuje, ale tak nie było. Nie mogłaby się ubrać w coś tak bardzo pozbawionego wyrazu. Chociaż z drugiej strony, pewnie wyglądałaby dobrze i w worku na ziemniaki. Tak samo jak on wyglądał zajebiście w tym nie do końca odpowiednim kolorystycznie stroju. Bałaby sie go wziąć na pustynię gdyby był w to ubrany, bo mógłby się jej zgubić mimo tego, że miał ze dwa metry.
- Jeszcze nic nie robimy - dalej postanowiła protestować, ale jednocześnie trochę jej się nogi ugięły, gdy do niej podszedł, a później ona go na powitanie przytuliła. Zawsze miała do niego słabość, pewnie gdyby w dniu jej śluby zaproponował jej, zę powinni razem uciec i przeganiać bydło po Australii to, by sie zgodziła i wyjechała z nim nawet nie oglądając się za siebie. No, ale nic takiego się niestety nie wydarzyło. - W innych warunkach byłabym absolutnie gotowa, ale teraz jak wiem, że chcesz mnie ubrać w to - i tu złapała kawałek jego koszulki - to już nie jestem taka pewna. - Wzięła głęboki oddech i spojrzała ponownie na niego, a wtedy cóż... przepadła jak kamień w wodę. - Nienawidzę Cię za to... - mruknęła wskazując na niego palcem i dość niechętnie kiwnęła głową, żeby rzeczywiście jej ogarnął jakieś zastępcze ciuchy. - Cieszę się, że znalazłeś dla mnie odrobinę czasu - musiał być bardzo zajętym człowiekiem opiekując się tymi wszystkimi zwierzakami, na pewno pochłaniało to większość jego dnia i była bardzo zadowolona z siebie, że udało jej się go na chwilę od tych gadów odciągnąć.

parker guillebeaux
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - joshua - zoey - bruno - ella - eric - cece - cait - benedict - owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
- Słusznie. – Pomachał jej jakąś rękawicą przed twarzą. – Przydałoby ci się trochę koloru. – Dodał z uśmiechem. Był zafascynowany tym, że Judith jakimś cudem, żyjąc w Australii, była w stanie nadal być bladą kobietą. Jej siostrę to rozumiał, bo tamta dziewucha to prawie w ogóle nie opuszczała sal operacyjnych. A przynajmniej szpitala. I wiem, że sobie nie zdajesz z tego sprawy, ale to przykre tak się czepiać młodej, albańskiej, niewinnej dziewczyny. Ale ok. Przykre.
- Myślałem, że może trochę będziesz chciała popatrzeć. W zeszłym tygodniu wykluły nam się cztery nowe. – On to był tym tak podekscytowany, że prawie zorganizował imprezę w sanktuarium. Niestety nie było za bardzo na to środków. Trzeba było trochę zaoszczędzić.
- Żartujesz sobie? – Spojrzał na nią lekko urażony. – Ta sukienka jest prześliczna. I naprawdę żałuję, że nie umówiliśmy się do jakiegoś ładniejszego miejsca, do jakiejś restauracji. – Tutaj naprawdę miał na myśli to, że taki kolor mógł drażnić jego ukochane zwierzęta. Poza tym, prawda była też taka, że przy niej w takiej sukience, on czuł się jakby był ubrany nieodpowiednio do okazji. A jednak był w pracy i nie mógł sobie paradować w smokingu. W sumie mógłby, ale wiadomo, że byłoby to niekomfortowe.
- Dlaczego nie? Khaki jest świetnym kolorem. Pasuje do każdego! – Nawet w głowie zaczął sobie wertować wszystkie szatynki, brunetki, rude, blondynki i tak, naprawdę wszystkie dobrze wyglądały kolorze khaki! Na szczęście nie był kripi szefem i ani razu nie pomyślał o żadnej swojej pracownicy. Myślał o laskach, które znał, albo z którymi był. Nawet o sobie pomyślał i uznał, ze jemu też dobrze w takim kolorze.
- Zmienisz zdanie jak już się w to ubierzesz. Zobaczysz. To naprawdę wygodny komplet. – On jakby mógł to chodziłby w tym przez cały czas. No i w sumie nawet tak trochę chodził. Zaprosił ją gestem ręki do pomieszczenia dla pracowników. – Jaki masz rozmiar buta? – Zapytał wchodząc za nią i od razu kierując się do części pomieszczenia, gdzie był w stanie znaleźć dla niej jakiś komplet. Podał jej ubranie, skarpety, ale jeszcze czekał z decyzją na buty. – Możesz się przebrać tutaj. – Wskazał jej nie wielkie pomieszczenie, gdzie nikt nie będzie jej podglądał. Nawet on. – A czemu miałbym nie znaleźć? Nie jestem aż tak zajętym człowiekiem. – Jasne, ze jak był tutaj to ciężko było go złapać, ale jednocześnie był swoim własnym szefem. Miał czas na to, żeby wyjść poza sanktuarium jak była taka potrzeba.
dziennikarka — cairns post
34 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje się pozbierać po tym jak zostawił ją narzeczony i stara się nie zostać bez dachu nad głową jednocześnie pisząc porady o tym czy zakrzywiony penis to coś dziwnego.
- Mam wystarczająco dużo kolorów - odpyskowała, bo wcale nie potrzebowała się bardziej opalać! Teraz już nie była aż tak blada. Jak to sie wszystko potrafi zmienić jednym kodem w zamówieniach. W każdym razie nie potrzebowała różu na policzkach, bo jeszcze ludzie, by sobie pomyśleli, że z niej jakaś lampucera. Nie, nie. Poza tym, nie pasował do czerwonej kiecki jaką miała na sobie.
- Hm... no dobra na takie maluchy to mogę popatrzeć - nie rozumiała tylko tego dlaczego nie mogła na nie patrzeć z daleka i w swojej sukience. No, ale już niech straci. Chciała spędzić czas z Parkerem, którego jej dosć mocno brakowało w życiu, szczególnie teraz, gdy miała za wiele wolnego czasu i rozmyślała o swoim życiu i tym, gdzie popełniła błąd, że skończyła w tak nieciekawym miejscu. Być może ten błąd stał właśnie przed nią, może powinna się bardziej postarać, gdy byli razem i zatrzymać go przy sobie? Nie, to nic by nie zmieniło. Pewnie tylko, znając jej pecha, rozstaliby się w gorszych warunkach, tak przynajmniej mogli zostać przyjaciółmi, co Judith bardzo doceniała.
- Następnym razem czekam na taką propozycję. Możesz mnie zabrać na to jedzenie, którego nazwy żadne z nas nie będzie w stanie wymówić - pewnie jakieś francuskie, albo chińskie. Czasem aż zatrważające było to co ludzie potrafili jeść. Takie ślimaki na przykład. Judith chciałaby kiedyś spróbować, ale sama myśl, że miałaby zjeść ślimaka napawała ją takim obrzydzeniem, że aż ciągnęło ją na wymioty.
- Owszem, jak się nie chce mieć osobowości. Ty w tym wyglądasz dobrze, bo zobacz na siebie... pewnie nawet w worku na śmieci byś sie dobrze prezentował. - No był wielkim człowiekiem, od razu rzucał sie w oczy, nawet jak miał na sobie khaki. - Zresztą zaraz zobaczysz, ja się zblednuje z otoczeniem. - Zdawała sobie sprawę, że pewnie akurat w pracy w takim sanktuarium to takie wtopienie się w naturę było potrzebne, bo łatwiej wtedy nie przestraszyć jakiegoś zwierzaka. Krzykliwe kolory mogłyby być zbyt dramatyczne.
- Dobrze, ale jak mi się spodoba to już go nie dostaniesz z powrotem. Potraktuje to jako jakiś zległy prezent. - No może rzeczywiście będzie to bardzo wygodne i przyda jej się do remontu domu, jak zacznie tam wszystko sprzątać. - 38 - pewnie taki rozmiar to miał dla nastoletnich wolontariuszy, miała małą nogę. Odebrała od niego ciuchy i poszła do pomieszczenia żeby się móc tam przebrać. - No nie wiem, jesteś tutaj szefem, podejrzewałam, że masz wiele rzeczy na swojej głowie - wiedziała, że ma też farmę, która pewnie pochłaniała jakiś tam procent jego czasu. - Całe szczęście nie masz takiej takiej małej tej głowy - była bardzo proporcjonalna do jego ciała. - Potrzebuje Twojej pomocy, zamek mi się zaciął - powiedziała wychylając się na chwilę z tego pomieszczenia z nieco roztarganymi włosami, które stały się ofiarą jej siłowania sie z zamkiem. - Musisz to mocno pociągnąć - najwyraźniej czerwona sukienka wcale nie chciała byc tak łatwo ściągnięta.

parker guillebeaux
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - joshua - zoey - bruno - ella - eric - cece - cait - benedict - owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
- Racja. Chyba mi słońce poświeciło po oczach i rozjaśniło wszystko. – Zażartował z uśmiechem. Rzeczywiście zmieniła się tak bardzo, że teraz ten jego tekst był troszkę nie na miejscu. Ale niestety Parker potrafił gadać rzeczy, które niekoniecznie nadawały się na rzeczy, które powinno się mówić kobietom. Trudno. I tak wszystko mu uchodziło na sucho, bo był hot.
- Wiedziałem, że dasz się namówić. Nikt nie odmawia moim bombelkom. – Zamachał brwiami i aż żałował, że nie ma kobiecych piersi, bo wtedy jego żart byłby żartem z podtekstem. A tak to mógł mówić tylko i wyłącznie o dzieciach, którymi dla niego rzeczywiście były te małe krokodylki. Naprawdę szkoda, że nie mógł zrobić mamie krokodylowej jakiegoś baby shower. Będzie musiał pomyśleć o jakimś budżecie urodzinowym. Po co urodziny dla ludzi jak można takie urodziny organizować dla krokodyli, które nie ogarniają?
- Dobrze. Tak zrobię. Poszukam dzisiaj jakiejś restauracji z niesamowicie skomplikowanym menu i pójdziemy tam. – No on tam nie miał nic przeciwko, żeby z nią iść i dobrze się bawić zamawiając jedzenie podając numerki z menu, bo żadne z nich nie będzie potrafiło wymówić nazwy knajpy. On był pewien, że Judith do dzisiaj nie była w stanie wymówić jego nazwiska. On sam pewnie nie wiedział czy wypowiada je poprawnie.
- Nie ma takiej opcji, Mansley. Jesteś niesamowicie piękną kobietą. Nie ma opcji, żebyś ty się zblendowała z otoczeniem. Wszyscy, ale nie ty. – Posłał jej szybki uśmiech, ale zaraz obrócił wzrok. Powtarzał jej to te kilka lat temu kiedy byli w udanym i szczęśliwym związku. Powtarzał jej to teraz i ma zamiar powtarzać to do końca świata. Może byłoby to nie fair w stosunku do kobiet, z którymi się spotykał, spotyka, albo będzie spotykał, ale Judith miała w sobie coś, czego nie miały inne kobiety. Pewnie nawet nie chodziło tylko i wyłącznie o jej aparycję, ale o wszystko co do niej czuł, co ich łączyło i co właściwie nigdy nie umarło.
- Możesz go wziąć. To mój prezent dla ciebie. Dorzucę coś jeszcze. – I się nawet obrócił, żeby wziąć jakąś torbę szmacianą i powrzucał tam jakieś gadżety. Breloczki, notatniki, pluszowego krokodyla, długopisy, naklejki i magnesy. Był szefem, więc mógł sobie to rozdawać ile mu się podobało. Znalazł też buty w odpowiednim rozmiarze i również jej podał. – Jak będzie coś nie tak to mów śmiało. – Miał pełną rozmiarówkę, więc szybciutko jej pozamienia. Jego zaplecze było lepiej zaopatrzone niż jakikolwiek sklep.
- Oj tam. Jak robisz coś co kochasz to praca przestaje być pracą, a po prostu miłym spędzaniem czasu. – Nawet nie musiał w tej kwestii kłamać. Jasne, były rzeczy, które niesamowicie go pochłaniały, ale poza tym robił wszystko co kochał. Nienawidził tylko roboty papierkowej i tego, że musiał chodzić po jakiś przyjęciach, żeby zbierać hajs na sanktuarium. Gdyby tylko znał lepiej Zimmermanów, to pewnie od nich by wyżulił jakąś okrągłą sumkę.
- Oczywiście. Idę. – Nie był skrępowany tym, że musiał jej pomóc. Widywał ją już nago. Co prawda nieodpowiednie było myślenie o tym, bo jednak już dawno nie była wybranką jego serca. Teraz jednak skupił się na tym, żeby pomóc jej z sukienką, a nie myśleć o tym jak przyjemnie było czuć jej skórę pod swoimi palcami. Złapał ten samek i chwilę się z nim siłował, ale ostatecznie mu się udało i nawet niczego przy okazji nie rozerwał. – Gotowe. – Mruknął i przełknął ślinę, bo przez chwilę za długo gapił się na jej kark. Zaraz jednak wycofał się z powrotem poza pomieszczenie.
dziennikarka — cairns post
34 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuje się pozbierać po tym jak zostawił ją narzeczony i stara się nie zostać bez dachu nad głową jednocześnie pisząc porady o tym czy zakrzywiony penis to coś dziwnego.
Pokręciła głową i wzięła głębszy oddech. – Twoje bombelki za parę miesięcy pewnie będą w stanie odgryźć Ci nogę. – Czasem się o niego martwiła. Czy jakiś opiekun krokdyli przeszedł na emeryturę z normalną ilością palców? Wątpiła w to. Przecież to były dzikie zwierzęta, mogły ludziom zrobić krzywdę. To nie słodkie małe pieski tylko wielkie, niebezpieczne, dzikie zwierzęta. Wiedziała jednak, że Parker wie co robi i pewnie nauczył się już jak reagować w nieciekawych sytuacjach.
- Dobrze, trzymam Cię za słowo. Pewnie się nie najemy więc na wszelki wypadek zrobię zakupy, to wrócimy do mnie i zjemy normalny posiłek. – Bo wiadomo, że pewnie będzie jakaś fiusion kuchnia, gdzie porcje były tak małe, że nawet Zoey, by się nie najadła. – Założysz wtedy garnitur? – Zapytała, bo była ciekawa, czy by się też sam tak odjebał. Chciałaby go zobaczyć w garniaku, pewnie ostatni raz jak miała taki widok to akurat wychodziła za mąż. Smutne.
- Już zapomniałam jak miło jest dostawać od Ciebie komplementy – uśmiechnęła się i na moment oparła głowę o jego ramię. Brakowało jej go. Żałowała, że nie ma Parkera więcej w swoim życiu, że ich drogi się rozeszły w taki sposób. Zastanawiała sie jak mogłoby wyglądać jej życie gdyby jednak poszła za głosme serca i zawalczyła bardziej o ich relacje. Czy kiedykolwiek będzie w stanie żywić do kogoś tak silne uczucie jak kiedyś żywiła do Parkera. Co jeżeli była to jedna z tych relacji, z tych miłości, które zdarzają się tylko raz w życiu?
- Dziękuję – zaśmiała się pod nosem patrząc na te wszystkie pamiątki, które jej wręczył. – Przyda mi się brelok do kluczy od nowego domu. Mam nadzieję, że mnei odwiedzisz jak już trochę bardziej będzie nadawał się do przyjmowania gości – chciałaby żeby do niej wpadł. Potrzebowała dobrych ludzi w swoim życiu, po tych obrzydliwych miłosnych zawirowaniach.
- Być może, ale nie jest to do końca zdrowe tak czy inaczej – bo nie można było świrować na jednym punkcie. Jeżeli za bardzo pokocha swoją pracę i spędzanie w niej czasu to inne aspekty życia mogą na tym ucierpieć. Rodzina, przyjaciele, związki. Krokodyle przecież tego wszystkiego nie zastąpią. Gdyby tak było to każdy uszczerbek w życiu ludzie próbowaliby zapchać zwierzakami. Hmm... a co jeśli jednak tak jest i Judith po prostu powinna zaadoptować jakieś zwierzątko?
Grzecznie poczekała, aż rozepnie jej ten zamek i chociaż starała się do tego podchodzić jak najbardziej normalnie, to i tak jakimś cudem dreszcz przeszedł jej po ciele, gdy poczuła na swoim ciele jego palce. Jezu, jakie to było przyjemne, nawet jeżeli był to tylko przypadkowy dotyk przy takim głupim geście jak rozpinanie zamka. – Dzięki – mruknęła i wróciła do przebierania się. Musiała wziąć tez głębki oddech żeby trochę się uspokoić. Idiotka. Po chwili wróciła, ubrana już w te piękne ciuchy w kolorze khaki. – I jak? Teraz mnie zatrudnisz? – Zapytała kładąc sobie dłonie na biodrach żeby się zaprezentować. Całe szczęście w torebce miała też gumkę do włosów więc zrobiła sobie na szybko wysokiego kucyka żeby było jej wygodniej. – To prowadź mnie do tych Twoich bombelków, dumny tatusiu – uśmiechnęła sie klepiąc go po ramieniu. Była gotowa na spotkanie się z krokodylkami oko w oko.

parker guillebeaux
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - joshua - zoey - bruno - ella - eric - cece - cait - benedict - owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Zachichotał, bo oczywiście Judith nie była w błędzie, a Parker bardzo się cieszył z tego, że jego bombelki za parę miesięcy będą takie cudowne i zabójcze.
- Jestem pewien, że byłyby w stanie zrobić to już teraz. – No bo przecież miały naprawdę cudowne małe ząbki. Pewnie teraz troszkę by im to zajęło, ale Parker wierzył w swoje dzieci i wierzył, że są w stanie osiągnąć wszystko. Nawet jeżeli byłoby to odgryzieniem mu nogi. Taka była ich natura.
- Zjemy po prostu wszystko co będą mieli na stanie. Nawet nie zajrzymy w menu. Powiemy po prostu, żeby podali wszystko. – Zaproponował. Z całą sympatią do Judith i sentymentem jaki ją darzył… nie był pewien czy powinien się do niej wpraszać do domu i sugerować, żeby mu coś ugotowała. Dobra, ona to zasugerowała, ale mimo wszystko. Mogłoby to być nieco dziwne. Nie chciał jej zatruwać życia tak jak zatruwał je Angie. Nie chciał mieć łatki toksycznego, byłego chłopaka, który jakimś cudem cały czas nawiedza swoje byłe partnerki. Musiał dbać o reputację ze względu na sanktuarium.
- Jak będziesz organizowała jakąś parapetówkę to oczywiście, że mnie zaproś. Chętnie wpadnę. I od razu zaklepuje sobie rolę didżeja! – Musiał to szybko klepnąć, bo tylko on znał tak dobrze całą dyskografię Taylor Swift. Pewnie potrafił tańczyć do „Bad Blood” jak nikt inny. A na pewno lepiej od Swifties, które nawet tej piosenki nie lubiły. Zbyt pojebane backstory, żeby to tłumaczyć, więc zostawmy tą piosenkę tam gdzie jej miejsce – w śmietniku.
- A tam. Nie zgadzam się. – No jak czyjąś pasją była jego praca, to czemu nie oddawać się temu całkowicie? Przecież to nie tak, że mówił o jakimś korpo, gdzie przez osiem godzin musiał klepać w excelu tabelki przestawne. Dla niego praca owszem, nadal była pracą i źródłem dochodu, ale też czymś co kilkanaście lat wcześniej zaczęło się jako hobby. Gdyby wszyscy ludzie mieli takie podejście jak on, to byliby z pewnością szczęśliwsi. Chociaż on to chciałby mieć to szczęście ludzi, którzy bezproblemowo wdają się w szczęśliwe związki.
Zaśmiał się na jej widok. – Idealnie. – Klasnął nawet w dłonie. – Ale jeszcze tylko jedna rzecz. – Podszedł do jakiegoś biurka i chwilkę pogrzebał w szufladzie. Wrócił do niej z plakietką zawieszoną na smyczy. – Proszę. – Założył jej na szyję smycz z informacją, że jest tylko gościem. Wolałby uniknąć sytuacji, w której ludzie zaczęliby ją zaczepiać, a ona odpowiadałaby im jakimiś bzdurami. Markerem jeszcze napisał na naklejce jej imię i przykleił je w odpowiednim miejscu na koszuli. – No. Teraz się wszystko zgadza. – Skinął głową, założył czapkę na głowę, marker odłożył na półkę i zaczął ją prowadzić pracowniczymi tunelami. – Oczywiście nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów, okej? To małe krokodyle, ale nadal potrafią zranić. – Poinstruował ją i weszli do pomieszczenia, w którym był pojemnik, coś na wzór niewielkiego basenu, w którym wygrzewały się cztery, małe krokodylki.
ODPOWIEDZ