lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Igła gramofonu sunęła powolnie po płycie winylowej The Doors. Muzyka rozbrzmiewała w pomieszczeniu, po którym Ailis krzątała się jak szalona. Współlokatorzy byli jeszcze w pracy, a jej przypadł dzień wolny, który zamierzała spożytkować najlepiej jak tylko potrafiła. Woń domowych, wegańskich ciasteczek mieszała się z odpalonymi od niedawna kadzidłami. Kręciła powolnie biodrami w rytm muzyki. Przymknęła na chwilę oczy pozwalając sobie odpłynąć w nurt dźwięków, które w dziwny sposób wręcz przepełniały jej duszę, w międzyczasie myjąc miskę po cieście na wypieki nie zważając na to, że przez półzamknięte oczy ochlapała się wodą.
Jej sukienka, która należała do jednego z jej nowych projektów artystycznych, przyozdobiła teraz plama cieczy, która idealnie komponowała się z chlapnięciami farby, które to właśnie były tą instalacją. Z początku chciała zmalować na niej kwiaty, być może stokrotki, jej uwielbioną roślinę, potem myślała nad czymś głębszym, a gdy ostatecznie frustracja wzięła górę oddała się wylewaniu na biały materiał co rusz to nowych chlapnięć kolorowych farb tworząc na materiale mozaikę. Planowała w późniejszym czasie połączyć te niby to przypadkowe maźnięcia w już mniej przypadkowy obraz. Póki co jednak nie miała pomysłu.
Otworzyła oczy szerzej i wytarła dłonie w leżącą gdzieś z boku szmatkę. Jej chatce daleko było do uporządkowanej, bliżej do stabilnego chaosu, w którym w przedziwny sposób się odnajdywała. Kubki współlokatorów stały nadal nieruszone na stoliku kawowym, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Nie goniła nikogo o porządki bo sama wiedziała jak ciężko dbać o nie, gdy tak wiele rzeczy działo się w około. Później je umyje. Ot, miły gest na dziś.
Zerknęła w piekarnik zdając sobie sprawę, że ma jeszcze co najmniej kilkanaście minut do wyjęcia ciastek, a jeszcze więcej do przybycia Candie na ich umówione spotkanie. Pochwyciła małą, kolorową saszetkę i wyszła na taras chatki, na którym ustawiła niegdyś mały stolik ze spiołką i dwoje krzeseł. Wyciągnęła z woreczka drobną ilość marihuany oraz bletki. Wpatrywała się w rozpościerający się przed nią widok na wodę zupełnie machinalnie skręcając blanta. Zgrzyt zapalniczki i pierwsze zaciągnięcie się. Już dawno narkotyk nie gryzł jej w gardło, już przywykła do tego cierpkiego posmaku na końcu języka. Wysunęła nogi na słońce, oparła głowę o oparcie krzesła, przymknęła oczy i zaciągnęła się kolejny raz zatracając na chwilę świadomość, która godzina i ile czasu zostało do przybycia Candie, a ile do wyciągnięcia powitalnych ciastek z piekarnika. Słodkie zatracenie.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
006.
zamglone spojrzenie proletariatu
{outfit}
Po raz pierwszy stresowała się przed spotkaniem.
Spędzały ze sobą niemal co drugi dzień, lecz dzisiaj nadszedł czas by Candela pozbyła się własnych złudzeń - wyobrażeń i nadziei. Postanowiła podjąć decyzję, wyjawić wszystko co głębiło się w jej podświadomości od kilku miesięcy, niezależnie od tego jakie mogą być tego konsekwencję.
Było gorąco, upał przekraczał granicę ponad trzydzieści stopni, typowa pogoda w słonecznej Australii. Jadąc przed siebie, na starym - lekko zardzewiałym (po najstarszym starszym bracie, sprzęt zapewne miał już ponad dwadzieścia lat) rowerze, czuła jak promyki słońca z każdą minutą coraz intensywniej wbijały jej się w skórę. W tym kraju, zawsze się jest opalonym - bez względu, czy się tego chcę, czy nie. Fitzgerald od samego początku zamieszkująca tereny Lorne Bay, nie dostrzegała większej różnicy. Przyzwyczaiła się, a właściwie to nie znała innego życia, sam deszcz w tych rejonach był niemal cudem.
Docierając na miejsce, z małego - zarzuconego na ramiona plecaka wyciągnęła kilka chusteczek by zaraz przetrzeć twarz z potu. Nerwowo rozejrzała się dookoła siebie - biorąc kilka głębszych oddechów, by po chwili złapać za klamkę i wejść do środka domku. Nie zapukała, wielokrotnie była w tym miejscu, znała każdy jego kąt - nawet to, na których figurkach, czy szafkach wciąż nie został przetarty kurz, które kwiaty są systematycznie podlewane, a które kiszą się na pułkach od miesięcy wyczekując na choćby kroplę wody. Gdzie Ailis kładzie na później do poukładania ciuchy, a w którym miejscu układa je w milczeniu. Podobnie, w jakiej półce znajdują się kubki i to, który wybierze - gdy zdecydują napić się herbaty (ten, który dostała od swojej mamy na piąte urodziny, porcelanowy w różowe misie - lekko wyszczerbiony, ponieważ rok później wypadł jej przez niego pierwszy mleczny ząb) - a w której talerze - górna szafka, lewa od strony okna.
Tak samo, jak wiedziała (nawet nie domyślała, była wręcz pewna) - gdzie Russo znajdowała się w tej chwili - przeważnie zawsze tam na nią czekała, na tarasie - zaciągając się kolejnym buchem - własnoręcznie skręconym blantem. Nauczyła się jej tej chatki, jak i przyzwyczajeń przyjaciółki - i było to w pewnym stopniu urocze, jak i niezmiernie (według Candie) przerażające - niekiedy nie umiała pojąć, jak to się stało - by kilka chwil później mając wrażenie, że zaraz wybuchnie od tych wszystkich uczuć.
Weszła po schodkach, od razu kierując się w stronę drzwi wyprowadzających na taras; stres i otaczające jej smukłe ciało zdenerwowanie jeszcze bardziej wzmocniły swą siłę. Widząc dziewczynę uśmiechnęła się delikatnie - w tym samym czasie siadając na krzesełku na przeciwko niej. - Jakie mamy dzisiaj plany? - rzuciła, zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne i wyciągając dłoń ku blantowi.

Ailis Russo
ambitny krab
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Każde kolejne zaciągnięcie się przynosiło jej coraz większe uspokojenie. Przeczuwała, że ten dzień z jakiegoś powodu będzie ważny, choć jeszcze nie wiedziała z jakiego konkretnie. Spływało na nią wyciszenie i jedyne co dochodziło do jej uszu to cichy brzdęk muzyki z gramofonu dochodzący zza uchylonych drzwi do mieszkania. Promienie słoneczne uderzały w jej skórę, a ona delektowała się każdym pojedynczym. Uwielbiała lato, porę roku życia. Wtedy zawsze wszystkim chciało się jakoś bardziej, wszystko było jakieś prostsze, łatwiej było przepływać od jednego dnia do drugiego. Nie przeszkadzały jej upały, tak jak i nie przeszkadzał jej nigdy deszcz. Akceptowała każdy widzimiś natury bo wiedziała, że jej moc jest wielka i niepodważalna. Z resztą, wszystko było po coś, a nawet najgorsza pogoda miała swój cel. Chociażby nawodnienie roślin. W jej głowie pojawiła się myśl, że dawno nie podlewała fikusa współlokatorki, która kompletnie nie miała pamięci do roślin. Cóż, zrobi to jak skończy blanta.
W połowie skręta usłyszała kroki na schodkach i momentalnie otworzyła oczy. Zmrużyła je bo światło dnia skutecznie ją poraziła. Jednak wszędzie rozpoznałaby ostać Candie. Poznawała sposób w jaki się poruszała, znała jej ulubione ubrania, a jej twarz mogłaby namalować z zamkniętymi oczami. Widywały się praktycznie co drugi dzień, znały się na wylot od kiedy tylko pierwszy raz na siebie wpadły, zupełnie jakby to było przeznaczenie, które splotło ich losy. Ailis była skłonna w to uwierzyć. Z resztą, nie odbiegało to daleko do reszty jej wierzeń. Pozwoliła przyjaciółce przejść i usiąść obok niej po czym wysunęła w jej kierunku dłoń z trzymanym między palcami blantem. Dobrem należało się dzielić.
-Póki co muszę wyjąć z piekarnika ciasteczka, upiekłam na twoim ulubionym mleku roślinnym-doskonale wiedziała, które Candie wolała, nawet jeśli ta nigdy nie powiedziała tego na głos, poznawała po jej mimice czy smakowało jej bardziej owsiane czy może sojowe.-Spalimy, zjemy, a potem...-zastanowiła się przez chwilę nad opcjami. Raczej nigdy nie planowała spotkań, rzucała się w wir spontaniczności by zobaczyć co z tego wyniknie.-Muszę podlać fikusa! To na pewno.- rzuciła zupełnie przypadkową myślą, która wkradła się do jej umysłu.
Marihuana sprawnie wybijała ją z rytmu myślowego sprawiając, że w jej głowie pojawiały się różne przebłyski rzeczy, które zrobić powinna. Ostatecznie była dość chaotyczną osobą.
-Możemy się przejść nad rzekę albo potańczyć albo po prostu wypić kawę i odpocząć na słońcu. Mi jest właściwie całkowicie obojętnie. - odpowiedziała w końcu wracając myślami na właściwe tory. -Byleby spędzić czas z tobą.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Wpatrywała się w jej obrazy, jakby obnażały one jej najskrytsze tajemnicę. Piękno ukazane na płótnie. Jej arcydzieło zdradzało - to kim była lub chciałaby być Ailis Russo.
Promyki gorącego słońca, wciąż nieustannie - uporczywie zahaczały ich skórę, nawet tutaj w delikatnym cieniu, dzięki chatce - która dawała im odrobinę odetchnienia powietrze sprawiało wrażenie żaru. Pociła się, czuła jak kropelki potu wydostają się spod granatowej chusty i delikatnie spływają po jej czole. Mimo, że powinna być przyzwyczajona do - dziś było wręcz do nie wytrzymania.
A może w tym wszystkim chodziło o coś więcej?
Drżące dłonie, szybszy oddech - ponad przeciętna nerwowość. Candela przeważnie bywała na wszystko otarta - zazwyczaj odgadywała swoje uczucia lub zmartwienia. Teraz poniekąd również domyślała się co jest jednym z główniejszych powodów jej nagminnego stresu. Jednak obawiała się wyjawić prawdę - wyznać sama przed sobą ostatniego odkrycia. Zwykle odważna, tym razem przerażona - nie pasował do Fitzgerald taki schemat osobowości - ciągle podejmowała spontaniczne decyzję, wyrywała się przed szereg społeczeństwa. Starała się wypróbować wszystko, żyć pełnią życia. Ale nie z tym - z tym była nowość - a nowością zwykle szło niezrozumienie.
Śmierdziało to kryzysem własnej tożsamości - lub (co jest w tym przykładzie bardziej prawdopodobne) fatalne zauroczenie.
- Zawsze wiesz czego potrzebuję. - rzuciła z delikatnym uśmiechem, bardziej rozkładając się na krześle - długie nogi oparła o jeden z małych, drewnianych taborecików - a gdy skręt znalazł się pomiędzy dwoma palcami blondynki - mocno się zaciągnęła. Rzeczywiście pomogło. To co mówią o ziole, jest prawdą - odciąga od siebie dziewięćdziesiąt dziewięć procent stresu. Niestety zawsze pozostaję ten jeden najprawdopodobniej - a tym jednym procentem dla Candie była dziewczyna siedząca nieopodal. - Nigdy o nim nie pamiętasz. - odpowiedziała, nieco rozszerzając swój uśmiech - a łepetynę przekręciła na bok, aby zogniskować jasne spojrzenie na buzi przyjaciółki. - Ochłodziłabym się, to na pewno. - wtrąciła, zaciągając się jeszcze kilka razy - na tyle, że całe ciało odczuło rozluźnienie - a klatka piersiowa blondyneczki przyspieszyła swoje ruchy. - Klub dzisiaj... hmm... - zastanowiła się opierając palce o brodę - poruszyła kilka razy charakterystycznie ustami by na samym końcu delikatnie westchnąć. - Może weź głośnik i potańczymy sobie na plaży? - cóż, Candela potrafiła grać obojętną - lecz wyobrażanie sobie ich dwie w tańcu bez oblania rumieńcem, było niemal wyzwaniem.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Delektowała się ciepłem, choć momentami było aż nieznośne. Pociła się, ale to nigdy nie był dla niej powód do żadnego wstydu. W końcu była istotą żywą, a pocenie się było przywarą każdej z nich. Założyła kosmyk włosów za ucho czując jak świeżo umyte już się lekko lepiły. Przez jej głowę przebiegła myśl o globalnym ociepleniu i zezłościła się momentalnie na rasę ludzką. Nie rozumiała jak można było pozwolić sobie na taką niedbałość o naturę, a tym bardziej nie rozumiała jak można było nie widzieć swoich błędów i uparcie powtarzać, że żadnego ocieplenia nie ma bo przecież śnieg pada zimą. To było tak duże niezrozumienie tematu, że wewnętrznie się gotowała, kiedy tylko o tym pomyślała. Jednak kolejne zaciągnięcie się blantem sprawiło, że temat odszedł gdzieś w głębi jej myśli.
-Pójdę po te ciastka- rzuciła podnosząc się z krzesełka tarasowego i znikając na chwilę w czeluści domku. Gdzieś w salonie leżała nadal karimata jednego z podróżników, który napisał do niej na couchsurfingu, niedaleko fikus błagał o wodę, a na stoliku stały nadal kubki współlokatorki. Lekki rozgardiasz, ale tak żyło jej się najlepiej. Nie należała do osób, które żyją w ciągłym, pedantycznym porządku- przerastało ją to. Wydawało jej się to takie... sterylne, szpitalne wręcz. Dzięki lekkiemu nieporządkowi czuła, że ten dom żyje.
Wyciągnęła ciasteczka z piekarnika i z uśmiechem zauważyła, że nie są spalone. Tym razem jej się udało. Przełożyła wypiek na talerz i zanim go wyniosła do Candie, podeszła do fikusa i napoiła go wodą.
-Słuchaj, to nie jest tak, że ja zapominam. To nie mój fikus, tylko współlokatorki, ale ona kompletnie nie ma do niego pamięci. A ja... po prostu nie chce pozwolić mu umrzeć.- wzruszyła ramionami kładąc obok popielniczki talerz z ciastkami.-Częstuj się.- uśmiechnęła się, uwielbiała dzielić się wypiekami, uważała, że gotowanie czy pieczenie to jeden ze sposobów na okazanie miłości.
-Jasne, tylko muszę sobie przypomnieć gdzie schowałam głośnik. -prawdopodobnie był zakopany w stercie jej rzeczy w jej pokoju. Jak zwykle nie miała pojęcia gdzie mogła go odłożyć.-Kurczę, ostatnio na plaży byłam... Wtedy jak wyjechałam na tydzień na stopa. Jeździłam z taką Olive i kąpałyśmy się nago w oceanie przy zachodzie słońca. Jeny, było cudownie. Najlepszy reset jaki mogłam sobie wymarzyć.- wyciągnęła rękę po blanta spoczywającego między palcami Candie. Wyjazd w stopa faktycznie był jej potrzebny. Chwila oddechu, trochę trasy. A Olive... Cóż, lepszej kompanki wybrać sobie nie mogła. Otwarta, uśmiechnięta, promienna. Szkoda tylko, że heteroseksualna, ale Ailis już się pogodziła z porażką na tej płaszczyźnie, a zauroczenie dziewczyną już mijało. Russo stanowczo zbyt często się zauraczała i odkochiwała, gdy tylko wiatr zawiał w inną stronę.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Od momentu gdy tylko o tym wspomniały, w myślach Candeli już zaczęło wirować wyobrażenie o zimnej wodzie oplatającej ich ciała. To musiało być nieziemsko kojące. Gdy nadchodziły takie pogody jak ta dzisiejsza - jedyne gdzie ludzie powinni spędzać czas to tuż przy oceanie, lub innym zbiorniku wodnym. Nie było innej możliwości, tym bardziej dla dzieci, które gorzej znosiły takie upały - nawet klimatyzowane pomieszczenia w ostatecznym rozrachunku (w końcu maluchy musiały powrócić do domów) nie były dobrym rozwiązaniem. Powinni zamykać szkoły, lub uczyć dzieciaki - gdzieś na plażach, a nie pozwalać im kisić się w małych pomieszczeniach - zwanymi klasami.
W tej chwili naprawdę cieszyła się, że nie była na ich miejscu - że mogła swobodnie przebywać z przyjaciółką na świeżym powietrzu, w cieniu i w spokoju popalać sobie blanta. - Okay, czekam, bo mam wrażenie że jeszcze moment a załączy mi się gastro. - tak jak zawsze po ziole - mogłaby zjeść w tym stanie absolutnie wszystko. Na szczęście nie paliła dużo, ani często - gdyby tak było, to mało prawdopodobne aby udało się Fitzgerald utrzymać taką sylwetkę.
W oczekiwaniu na szatynkę, do łepetyny dziewczyny ponownie powrócił temat jej dzisiejszych odwiedzin, wcześniej starała się go zrzucić na dalszy plan - ale im częściej wciągała dym - tym dany „pomysł” stawał się bardziej rzeczywisty.
Co jeśliby zaryzykowała?
Wyjawiła swe uczucia, to co gnębi ją od ostatnich miesięcy - jak mogłaby zareagować Ailis? Były trzy warianty. Pierwszy: całkowicie zniszczona przyjaźń. Drugi: przerażenie, a zarazem obojętność. Trzeci: czy istniała choć minimalna możliwość, że Russo mogłaby czuć to samo?
Niestety Candie nie potrafiła tego przewidzieć - nie była w stanie zajrzeć w umysł artystki, ani tym bardziej jej wyczuć. Przyjaźń nie trwała tak długo, przynajmniej nie na tyle - aby nie mogła zamienić się w „coś więcej.” Ale czego właściwie Candela chciała? Czy to na pewno było to?
Powrót dziewczyny wybił blondynkę z rozmyślań, nerwowo odłożyła blanta do popielniczki i na nowo wsunęła na oczy okulary przeciwsłoneczne. Długimi palcami chwyciła jedno z ciastek, pochłaniając je po paru sekundach. - Przepyszne, dzięki. - dodała, uśmiechając się delikatnie - być może przez stres i nerwowość jaka ponownie do niej wróciła, mogło wyglądać to jako grymas. - Z tego co wynika, ten fikus jest już bardziej Twój, niż jej. - wzruszyła ramionami, automatycznie łapiąc za drugie ciastko.
Kolejne słowa malarki jeszcze bardziej ją zestresowały, wyobrażenie ich dwójki w podobnej scenerii graniczyło z cudem - aż do dzisiaj. - Nigdy nie opowiadałaś mi tej historii. - w tonie głosu starała się zawrzeć obojętność, ale ewidentnie wkroczyła w niego nutka zazdrości. - Jest coś między wami? - najważniejsze, to aby wybadać grunt.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Nie miała pojęcia o rozterkach, które toczyły się w umyśle Candeli. Miała spore doświadczenie w relacjach romantycznych, ale zawsze z trudem przychodziło jej dostrzeżenie pierwszych sygnałów. Rozróżnienie przyjaźni od miłości było dla niej nad wyraz ciężkie, być może dlatego, że sama w relacjach romantycznych pozostawała bardziej przyjaciółką niż ukochaną. Rzadko też była tą jedyną w związku uparcie wierząc w koncept wolnej miłości i poligamii. Uważała, że taka była natura ludzka by być poligamistami, a monogamia to jedynie narzucony przez społeczeństwo toksyczny koncept mający nas uwiązać przy jednej osobie. Jeśli naprawdę istniała jedna miłość na całe życie to skąd tak wiele rozwodów? Związki Ailis w dużej mierze polegały na partnerstwie przeplatanym z seksem, na przyjacielskich relacjach, na nieograniczaniu się do siebie nawzajem. Na palcach jednej ręki mogła zliczyć z iloma osobami była w związku zamkniętym, a każdy z nich okazał się niewypałem bo Ailis nie potrafiła się tak zobowiązywać. Zawsze chciała mieć otwartą ścieżkę na poznawanie nowych osób, na poszerzanie horyzontów. Z nowymi ludźmi szła w parze nowa wiedza, nowe doświadczenia, nowe przeżycia. Jak mogłaby to sobie odebrać?
Przechwyciła blanta pozostawionego przez Candelę na popielniczce i zaciągnęła się głęboko. Na słowa przyjaciółki uśmiechnęła się szczerze. Mimo wszystko lubiła to delikatne łechtanie ego, gdy ktoś chwalił jej kuchnię, zwłaszcza w świecie, w którym tak wiele osób krytykowało żywność wegańską.
-Tak, chyba tak. Ona pewnie już zapomniała, że kiedyś go kupiła.-jej współlokatorka była aż nadto nierozgarnięta, ale Ailis nie mogła mieć o to problemu, sama nie należała do najlepiej zorganizowanych. Zwłaszcza w okresie większego przyjmowania marihuany, który ostatnio ciągnął się zatrważająco mocno, głównie ze względu na chęć odreagowania po sprawie z ucieczką jej brata. Nadal nie mogła pogodzić się z tym, że zostawił wszystko i wszystkich bez słowa. Czuła się przy tym jak najgorsza siostra świata.
-Och, serio? Chyba już zioło robi mi dziury w pamięci- uśmiechnęła się, choć w jej słowach mogło kryć się wiele prawdy. Paliła dużo, stanowczo za dużo, a marihuana nie pozostawała obojętna dla organizmu. Prawdopodobnie umrze przedwcześnie na raka płuc, ale nie mogła sobie odpuścić tej dawki przyjemności.-Nah, jest hetero. - w jej głowie zamajaczyło wspomnienie, kiedy wyznała Olive, że się w niej zauroczyła, jak to miała w zwyczaju, gdy poznaje kogoś nowego i ciekawego, a ta odparła jej, że bardzo by chciała, ale nie potrafiła by być z kobietą. Ailis zauraczała się szybko i mocno, jednak równie prędko jak to uczucie się pojawiało tak też znikało. Była niezmiernie kochliwa, ale musiały ku temu sprzyjać odpowiednie warunki. A przede wszystkim, ta osoba musiała nieść za sobą coś ciekawego, intrygującego, wręcz magicznego. Wtedy miała serce Russo w kieszeni.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Wprawdzie od samego początku, Candela nie pojmowała swoich uczuć, nie rozumiała stresu, który zwykle towarzyszył dziewczynie w obecności Ailis. Było to dziwne, nienaturalne - jakby obawiała się, bądź nieustannie próbowała rozegrać swoje zachowanie w taki sposób, by przyjaciółka miała o niej dobre zdanie. Wcześniej (zanim odkryła prawdziwy powód własnego onieśmielenia) głównie interesowała się płcią przeciwną - to na niej zdecydowanie się znała. Wiedziała jak podjąć „pierwsze kroki” - gdy ktoś zrobił odpowiednie wrażenie. W tej sytuacji, przy Russo czuła się tak jakby ugrzęzła w jednym miejscu - być może nawet wstydziła się nasilającego się zauroczenia, lub kontrolował blondynkę strach, że ono mogłoby zniszczyć ich kilkuletnią przyjaźń.
Nie chciała jej stracić, przy nikim innym od bardzo dawna nie czuła takiej swobody, z żadną znaną jej dotychczas osobą nie musiała tak zważać na słowa. Według Fitzgerald pasowały do siebie - obie wolne od jakiejkolwiek odpowiedzialności, odrzucające zasady świata - mogłyby odkrywać inne jego piękna. - To zabierz go do pokoju, lub daj komuś w prezencie. - skwitowała z całkiem mocnym rozbawieniem, poprawiając się na krześle tak, że swe długie nogi zarzuciła na poręcz od tarasu. - A mówiąc już o tym... - zaczęła przechylając głowę na bok, tak by móc bardziej przyjrzeć się szatynce. - Spotykasz się z kimś? - jasne, można by było to nazwać tak zwanym wybadaniem terenu - jednakże w zadanym pytaniu Candie nie posiadała ukrytego głębszego dna, wręcz przeciwnie - mimo wszystko starała się wspierać Russo w jej miłostkach, niezależnie ile czasu one trwały - lub jak bardzo źle się kończyły. Sama w końcu dość niedawno zakończyła swój kilkumiesięczny związek z Les'em, może niedosłownie - lecz kolejna (bez znaku życia) ucieczka dała blondynowi do zrozumienia, że nie jest w stanie wytrwać dłużej w takiej relacji. Po części go rozumiała, wiedziała - że nie jest z nią łatwo. Notoryczne znikanie, cisza jaką sobą reprezentowała - może zmęczyć, sprawić że odechciewa się wiecznie za nią gonić. Być może nie była gotowa na nic stałego, może wystarczały blondynce przelotne znajomości - prawdopodobnie dlatego jeszcze nie przyznała się Ailis do swych uczuć, z obawy - iż z nią może tak samo postąpić.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Rzadko kiedy odróżniała przyjaźń od zauroczeń. Stanowczo zbyt często uznawała, że warto poczuć coś do kogoś kto widział w niej jedynie znajomą, a gdy ktoś inny faktycznie obdarzał ją uczuciami ona pozostawała na to ślepa. Nie była najlepsza w wyłapywanie sygnałów ani pełne rozumienie sytuacji. Z resztą, nie miała na to czasu, stanowczo zbyt często skakała z kwiatka na kwiatek czy wikłała się w poliamoryczne relacje by zwracać uwagę na każdy poszczególny sygnał. Była zbyt nierozgarnięta na to, może to było solidną przyczyną rozpadu tak wielu jej relacji, czy to tych ważniejszych czy bardziej błahostkowych.
Ponad wszystko inne chciała się zakochać bez rozumu i pamięci, ale niestety, zbyt często brała każdą relację za właśnie tego typu sytuację. Ludzi, których znała dzień, pół, jedną randkę, trzy, brała za swoje miłości do końca życia. A tak naprawdę były jej miłościami do końca nocy, czasami do śniadania. A potem rozmywali się w mgle poranka. Czasami jeszcze pisali na przygodny seks, czasami wkręcali się w relację pokroju benefitowej, a czasami już nigdy się nie odzywali.
I to też było okej. Każdy odchodził w swoją stronę, każdy znajdował swoje zajęcie. Jednak tak puste relacje nie zaspokajały potrzeby Ailis do zakochania się. Chciała oddać komuś swoje serce, chciała być z kimś blisko i móc zrobić wszystko, powiedzieć wszystko, zaufać w pełni. Tylko mało kto akceptował możliwość poliamorycznych relacji, dodatkowych osób w łóżku czy miłości. Łatwo było kogoś przez tę łatkę odrzucił.
A Candela... Russo nie miała pojęcia o jej uczuciach. Sama czuła do niej coś na pograniczu miłości przyjacielskiej a romantycznej, balansowała na granicy, bo nigdy nie była dobra w ich rozróżnianiu. Nie sugerowała jednak niczego Candeli bo wiedziała, że przyjaźnią się od lat, nawet nie była pewna czy dziewczyna interesowała się tą samą płcią, a przede wszystkim czy warto niszczyć tak dobrą znajomość dla kilku miesięcy magicznych chwil, które miały się rozmyć, tak jak działo się zawsze.
-Hm, tak, tak, pewnie go oddam komuś. Może bratu, chociaż nie wiem, czy on będzie potrafił o nią zadbać. Ale najwyżej będę mu pisała wiadomości, że ma podlać roślinkę. Przydałoby mu się coś do dbania o to.- wyciągnęła rękę po kolejne ciastko, które nadgryzła wsłuchując się w pytanie Candeli. Ciężkie pytanie.
-Wiesz, jak to jest ze mną, randki z tindera, jakieś podrywy baristki w kawiarni, ale nic poważnego. Ostatnio nie miałam głowy do spotykania się. Pokruszyły mi się też trochę relacje benefitowe, ale jest jak jest. Jak nie te osoby, to kolejne, kiedyś znajdę moje miłości.-podkreśliła tu liczbę mnogą zwracając aż nadto uwagę na swoją poliamoryczną naturę. Jej największą przeszkodę w szczęśliwym zakochaniu.
-A ty? Masz kogoś na oku?

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Trudno było ją wyczuć. Trudno było wybadać Candeli grunt - ponieważ sama prawdopodobnie jeszcze do końca nie pojmowała własnych uczuć. Była młoda, przez większość czasu zdana jedynie na siebie - ciężkie, wręcz patologiczne dzieciństwo zmuszało blondynkę to wielokrotnego przemyślania swoich decyzji. Jasne, potrafiła działać spontanicznie - z dnia na dzień; z godziny na godzinę - chwycić za torbę, spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyjechać na drugi kraniec państwa. Jednakże, jeśli chodziło o kwestię miłości - bała się zaryzykować, wiele czynników podpowiadało dziewczynie - by tego nie robiła, by nie oddawała innej osobie własnego serca; bo wtedy było bardzo łatwo o zranienie.
To wcale nie tak, że uważała iż Ailis mogła ją skrzywdzić, lecz zakorzeniona w umyśle Fitzgerald troska o samą siebie hamowała ją przed tym ryzykiem. W końcu ludzie zawsze ją opuszczali, począwszy od tragicznej śmierci matki (rak z przerzutami po całym ciele); poprzez pijaństwo ojca, który swoim zachowaniem samoistnie doprowadził się do grobu - do starszego rodzeństwa, które im bardziej dorastało, tym szybciej wyprowadzało się ze wspólnego domu. Jako najmłodsza, przez wiele lat musiała sobie sama radzić - dość szybko znaleźć pracę (na szczęście posiadali bar); sama się żywić, ubierać - szykować do szkoły - uczuć. Nikt nad nią nie wisiał, nikt nie oczekiwał by stała się kimś więcej; niż kolejną zepsutą dziewczynką z małego miasteczka.
Mimo to, jej się udało - nauczyła się współgrać ze światem, wyszła na ludzi; choć do końca nie spełniła swoich marzeń (nie wyjechała do Paryża, by tańczyć w najlepszym na świecie zespole baletowym); umiała funkcjonować ze społeczeństwem, znalazła przyjaciół - bliższych i dalszych, pomimo genu ojca - nie wciągnęła się w alkoholizm. Była sobą, skromną - lecz wcale nie przygaszoną przez traumy rodzinne kobietą. Dorosła w świecie, który sama sobie zbudowała, poniekąd czuła szczęście - choć czasem nie było ono tak oczywiste.
Palenie pomagało, chociażby dzisiaj - zapominała o narastających w jej egzystencji problemach, ze spokojem (choć delikatnym stresem, w końcu patrzenie na swój obiekt westchnień - ze świadomością, że nic nie można zrobić, nie należało do najprzyjemniejszych odczuć); przesiadywała w krześle, na tarasie pozwalając aby słońce oplatało jej smukłe ciało - aby później ono przybrało barwy pięknej opalenizny. Może jednak było w tym coś innego; może to właśnie towarzystwo Russo wprawiało Candie w stan ukojenia. Dziwna sprawa - niespotykana. - O właśnie, co u Caspra? - promyki słońca odbiły się od białych, porcelanowych zębów baletnicy - myśl o młodszym z rodzeństwa nieco ją rozluźniła. Nie za wiele wiedziała o bracie Ailis, lecz niekiedy rozmowy dziewczyn schodziły na ten temat - warto się czasem zainteresować - chociażby gdyby działo się coś złego, mogłaby zawsze pomóc.
- Chyba na razie nikogo nie szukam. - nigdy nie szukała potencjalni partnerzy zjawiali się na jej drodze hurtowo, w momentach gdy najmniej się tego spodziewała. - Po sprawie z Milesem, chyba chciałabym być przez jakiś czas sama. Wiesz, że nie umiem w randki. - „chyba” wybrzmiewało w dziwnie charakterystyczny sposób. - Albo za bardzo się wkręcam, albo tym odstraszam. - wzruszyła ramionami, ponownie chwytając za ciastko. - Sama nie wiem, może nie potrafię być w związku, choć przez lata łudziłam się, że tak. - dodała, w końcu miała relacji miłosnych bardzo dużo - niekiedy wydawało się dziewczynie, że były to związki na całe życie; niekiedy że na pięć minut. - Albo jeszcze nie poznałam nikogo odpowiedniego. - dostrzegając, że przyjaciółka dogasiła jointa, zsunęła nogi. - To co idziemy?
ambitny krab
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
If we were not all the golden eternity we wouldnt be here
Ailis uwielbiała ryzykować. Podejmowała spontaniczne decyzje, szybciej mówiła niż myślała, wyznawała miłość zbyt wielu ludziom, zbyt łatwo oddawała całą siebie. Ciężko było ją przewidzieć czy wybadać bo Russo sama nie była świadoma jaki będzie jej kolejny krok, gdzie ją zaprowadzi życie. Płynęła z nurtem zupełnie niczym się nie przejmując, oddając się rwącej rzece, dokując w tym porcie, do którego akurat ją zamiotło.
Mimo jej skakania z kwiatka na kwiatek to pragnęła prawdziwej miłości, tej szczerej, oddanej, jedynej. Tej do grobowej deski. Wiedziała, że ciężko byłoby jej zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń na rzecz monogamicznego związku, ale przecież istniały triady czy inne figury geometryczne, były związki poligamiczne, nie było to tak oczywiste, że kiedyś będzie się musiała określić co do jednej osoby. Przynajmniej tak starała się na to patrzeć. Ciągnęło ją do ludzi, ciągnęło ją do szybkich uniesień i gdy osoba partnerska odchodziła nad ranem to opuszczała dom Ailis mając w garści już jej serce. Nie nadawała się do one night standów, zbyt szybko się przywiązywała. Jednak nie potrafiła się powstrzymać. Nic nie umiała na to zaradzić.
-U Caspera...- zatrzymała się na chwilę myślami wracając do dnia, w którym Casper powrócił do Lorne Bay i wtulał się w nią zalewając się gorzkimi łzami. Do tej pory krajało jej się serce, gdy o tym myślała. Jednak marihuana buzująca w jej ciele z łatwością rozwiązała jej język sprawiając, że zupełnie nie powstrzymywała się przed kolejnymi słowami:-Uciekł z domu ze swoim przyjacielem. Nie było go tydzień. Ale wrócił. A jego przyjaciela... zamknęli w szpitalu, więc Casper wparował tutaj cały zapłakany.-jej spojrzenie na chwile się zamglilo, gdy myślami odpłynęła w kierunku tamtych wydarzeń.
Wysłuchała zdania Candeli po czym zmarszczyła brwi i odpowiedziała jej bez ogródek:
-No jasne, że umiesz. Każdy umie. To jest podstawowa potrzeba ludzka by kochać i być kochanym. Czasami potrzebujemy czasu sami, ale w końcu i tak dążymy do miłości. Ja też się zawsze za mocno wkręcam, ale zawsze potem dążę do szczęścia pod tą postacią.- wzruszyła ramionami zdając sobie sprawę, że marihuana włączyła w niej tryb filozofa. -Myślę, że to kwestia tej odpowiedniej osoby, a ona na pewno gdzieś tam na ciebie czeka, słońce.- dodała uśmiechając się szczerze.
Na olejne słowa Candeli zerwała się szybko z krzesła, pomachała twierdząco głową po czym zniknęła gdzieś w czeluściach chatki szukając głośnia i gadając przy tym coś do siebie. Ostatecznie, gdy go znalazła, dzierżąc w ręku przy okazji ręcznik, pojawiła się na tarasie mówiąc radośnie:
-Chodźmy!

candela fitzgerald
ODPOWIEDZ