Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Ostatnie tygodnie, a nawet miesiące były bardzo… Ciężko stwierdzić, jakie były, ale na pewno były jakieś. I to w pozytywnym znaczeniu. Tak jak relacja, która wytworzyła się między Mitchm i Jethro. Była jakaś, choć ciężko stwierdzić jaka dokładnie. Tak właściwie, to od tego urodzinowego incydentu niewiele się między nimi zmieniło. Na początku to było tak, jakby ta wspólna noc się nie wydarzyła. Żaden z nich nie poruszył tego tematu, zapewne trochę obawiają się reakcji tego drugiego. Ale żaden na szczęście nie spanikował i nie uciekł, a biorąc pod uwagę, że nie tak dawno temu Vermont udawał, że nie istnieje z obawy przed swoimi uczuciami, to potężny sukces, że tym razem obyło się bez dramatów. Niby nic się między nimi nie zmieniło, a tak naprawdę zmieniło się bardzo dużo. Nadal się przyjaźnili i spotykali, może ostatnio trochę częściej i trochę bardziej sam na sam. Czasem wychodzili do kina, czasem szli na spacer, albo na plażę… Czasem, gdy Jet odwoził go do domu wpadał pomóc mu przy owcach, a czasem, gdy nikogo nie było na farmie oglądali razem Netflixa wtuleni w siebie na kanapie. A czasem to Jet zapraszał go do siebie na obiad czy kolację. Kilka razy była to nawet kolacja ze śniadaniem, a mimo to ani razu nie poruszyli tematu związku.

To trochę śmieszne, że Mitch kolejny raz znalazł się w takiej sytuacji. Jego pierwszy związek zaczął się przecież w ten sam sposób. Przespał się ze współlokatorem raz, potem drugi, trzeci… aż w końcu na jednej z imprez został przedstawiony w roli chłopaka. Z Zachariasem było podobnie. Spotykali się, choć nigdy oficjalnie nie rozmawiali o tym, co ich łączy. A może to było normalne, tylko Thompson miał tak małe doświadczenie w związkach, że wydawało mu się to dziwne, że ani razu nie usłyszał tego durnego “ej, chcesz ze mną chodzić?”, które tak często przecież słyszał na szkolnych korytarzach lata temu. Dorośli pewnie załatwiają to inaczej, ale nigdy nie miał okazji się o tym przekonać. W każdym razie w jego oczach byli parą, nawet jeśli nikt inny o tym nie wiedział, choć niektórzy w pracy zdawali się domyślać, że coś jest na rzeczy zanim domyślili się główni zainteresowani.

Lato zagościło w Lore Bay na dobre i teraz przejażdżka motorem dawała przyjemne orzeźwienie. Mitch bardzo polubił te podwózki i przestał już obawiać się prędkości, nawet jeśli czasem Jet trochę za bardzo przygazował gdzieś na polnych drogach. Był to przecież dodatkowy czas sam na sam, gdzie mógł trochę bardziej się poprzytulać. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo przecież nie chciał przyczynić się do żadnego wypadku. Ale korciło, oj korciło.

- Ojciec wraca dziś późno, a Gale gdzieś wyszła… - oznajmił przez interkom wbudowany w swój kask, gdy zbliżali się do bramy farmy przerywając tą nieprzyjemną ciszę.
- Masz ochotę wejść, czy nadal masz tego swojego głupiego focha? - zapytał niepewnie mimowolnie zaciskając palce na jego brzuchu. Szczerze mówiąc nie miał pojęcia, czemu miał to głupie wrażenie, że Jethro był na niego obrażony. Przecież nie zrobił nic złego, a przynajmniej o niczym takim nie wiedział, bo za każdym razem jak pytał, to kucharz odpowiadał mu, że nic się nie stało. Znał go już na tyle dobrze, że umiał wyczytać z jego zachowania to i owo. I tak się złożyło, że cztery dni temu nagle i niespodziewanie w połowie ich wspólnej drugiej zmiany w tym zachowaniu coś się zmieniło. Jet przestał się uśmiechać, szczęki drgały mu nerwowo, a na przerwie wypalił chyba więcej niż przez cały poprzedni tydzień. Ostatnie dwa dni się nie widzieli, bo najpierw wolne miał kucharz, a wczoraj odpoczywał Mitch i był pewny, że do tej pory mu przejdzie, ale dziś nie odezwał się do niego prawie w ogóle i trochę zaczynało go to martwić. Nawet zastanawiał się, czy będzie musiał wracać autobusem, ale jego kask czekał przygotowany na ławeczce w szatni, a sam Jet czekał na swoim motocyklu przed knajpą. Nadal bardzo milczący…
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Gdyby ktoś go zapytał, co przez te ostatnie miesiące działo się między nim, a Thompsonem - raczej nie byłby w stanie odpowiedzieć w kilku słowach. Niby dalej byli przyjaciółmi, chociaż od urodzin chłopaka zmieniło się prawie wszystko. Może miało to być jednorazowe, choć żaden z nich nie zarzekał się, by to miała być tylko tamta noc, właściwie o tym w ogóle nie rozmawiali. Żaden też nie bronił się, ani nie uciekał, kiedy dłonie tego drugiego, pod wpływem chwili, kierowane pożądaniem, wędrowały pod koszulkę lub w okolice paska, bądź gumki kucharskich spodni. Te zupełnie przyjacielskie spotkania u Vermonta, bądź na farmie Thompsonów (te drugie znacznie rzadsze, z racji obecności rodziny w domu, czy to ojca, siostry, czy obojga, co skutecznie krzyżowało jakiekolwiek plany) kończyły się właśnie w łóżku, albo w kuchni, ze śniadaniem leniwie przygotowywanym następnego dnia. Niekoniecznie myślał o tej relacji w kategorii friends with benefits, bo jednak nie był to seks całkowicie pozbawiony uczuć, jedynie dla zaspokojenia potrzeb. To był jakiś dziwny situationship, do którego ani jeden, ani drugi nie do końca się przyznawał, a gdzieś w tle tej relacji była dziewczyna Mitcha, jakby osobliwie to nie brzmiało. Jethro miał go za zadeklarowanego geja, bo przecież chłopak sam mu o tym powiedział, a w pracy również się z tym nie krył, grzecznie odrzucając jakiekolwiek zaloty ze strony zainteresowanych kelnerek. Tylko po to, by za jakiś czas przyjść do Vermonta o radę co do randkowania z dziewczynami.

Jet starał się o niej nie myśleć, na pewno nie w momentach, kiedy miał chłopaka na wyłączność, na te kilka godzin, kiedy mógł go mieć, tylko dla siebie - pod sobą - drżącego od przyjemności. Powrót do rzeczywistości był jednak bolesny - za każdym razem, kiedy pojawiała się w restauracji. Czy to z koleżanką, korzystając z benefitów związku z kelnerem i okazjonalnej zniżki czy darmowego drinka, czy samemu - czekając aż Thompson skończy zmianę, jednak tylko w te dni, kiedy Jethro kończył znacznie później, niż rudzielec. Za każdym, cholernym razem uśmiech tej dziewczyny, sposób, w jaki Mitch kręcił się wokół jej stolika albo barowego stołka, przypominał Vermontowi, że on sam był… właściwie kim? Facetem, do zaspokojenia mitchowych fantazji? Dupą na boku, bo chłopak nie umiał się zdecydować, więc wybrał grę na dwa fronty? Może dreszczykiem emocji, bo cała ta relacja rozgrywała się za zamkniętymi drzwiami, bo w pracy zachowywali profesjonalizm (chociaż te małe gesty, niby-koleżeńskie - uśmiechy znad wydawki, czy wiadomości wysyłane razem z zamówieniami powtarzały się coraz częściej).

Tego dnia miał jednak dosyć. Dziewczyna znów pojawiła się w restauracji, a Mitch znów chciał tę cholerną piccatę, której nie było na menu, którą te kilka miesięcy temu zrobił tylko dla niego. Pierwszy raz mu odmówił, jak do tej pory słowo nie nie istniało w jego słowniku, nie w tym, jakim posługiwał się do komunikacji z chłopakiem. Całej reszcie mógł odmawiać, wyganiać ich z kuchni lub odmawiać zmian w daniach z karty. Mitch miał specjalne traktowanie i niczym ulubione, złote dziecko - dostawał wszystko. Do pewnego momentu, kiedy to zazdrość wzięła górę. Nie chciał być już w tak niedopowiedzianej relacji, ale też nie chciał odchodzić, bo go lubił. Może gdyby tej dziewczyny nie było, nie musieliby o tym rozmawiać, bo przecież wcale nie potrzeba było żadnych karteczek z pytaniem o chodzenie, podsuwanych gdzieś w szatni, z racji braku szkolnych ławek. Tych dwóch, pustych kwadracików, do zaznaczenia odpowiedniego tak lub nie. Vermont nigdy o nią nie pytał, nie będąc gotowym - a może zwyczajnie się bojąc - na rozmowę o uczuciach, czyli coś, czego unikał jak tylko mógł. Przestał się więc odzywać, usilnie udając, że przecież nic się nie stało. Odwoził go dalej do domu, jak zawsze, w desperackiej potrzebie bliskości, zasnutej tym fochem i unoszącą się w powietrzu, coraz bardziej gęstniejącą atmosferą.

Tak zresztą było też tego czwartego dnia walki z własnymi myślami i przekonywania samego siebie, by w końcu poruszyć temat. Nie wiedział przecież, że ta cała dziewczyna wcale nie była jakąś wybranką thompsonowego serca, a jedynie ojcowską próbą wyswatania chłopaka z kimkolwiek, lub chociażby znalezienia mu znajomych. Zatrzymał się przed bramą farmy, nie odpowiadając na propozycję od razu. Zacisnął wargi w wąską kreskę i zmarszczył brwi, zastanawiając się, trochę się zawahał, ale przecież co mu szkodzi? Jeśli nie porozmawiają, to najwyżej skończy się seksem i powrotem do tej porąbanej, milczącej normalności.
Niech będzie. Otwórz bramę. – burknął bardziej, niż powiedział, bo przecież nie będzie swojego dziecka zostawiać poza terenem farmy, prawda? Zaparkował przed domem i podążył za chłopakiem do środka, gryząc dolną wargę i zastanawiając się od czego zacząć. Mógł zaprzeczyć tej docince o głupim fochu, ale chłopak miał rację. Był obrażony, zazdrosny i czuł się, jakby stał na bardzo niepewnym gruncie, na osuwającym się spod stóp piasku, czekając aż kelner w końcu mu oznajmi, że nic z tego nie będzie, bo przecież jest w związku.

Nie myślał zbyt wiele, myślenie tylko mu szkodziło. Odstawił kask na jakąś komodę przy wejściu, obok różnych bibelotów i może też kluczy, rzuconych tam przez chłopaka. Nie myślał, a więc też nie czekał, aż wejdą na górę. Nie umiał też mówić o swoich uczuciach, nawet mimo tej głupiej terapii, więc złapał Mitcha za koszulkę i przyparł go do ściany.
Nie chcę, żeby tak dalej było. Nie wiem, za kogo mnie masz, ale do jasnej cholery, zdecyduj się, Mitch. – wypalił, po czym odetchnął głęboko. – Nie chcę być dla Ciebie tylko jakąś dupą na boku. – burknął jeszcze, krzywiąc się na samą perspektywę takiej relacji, gdzie nie miałby go tylko dla siebie i już do usranej śmierci - lub końca znajomości - miałby być uzależniony od pracowniczego grafiku i tych dni, kiedy dziewczyna nie pojawiała się na horyzoncie.

Mitchell Thompson
sumienny żółwik
mvximov
elijah
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
To skomplikowane.
Ale szczerze mówiąc, to Mitchowi nawet to wszystko odpowiadało. Tak trochę. Było miło, przyjemnie, czasem wręcz cudownie. Miał przyjaciela, z którym dzielił to co najlepsze, i z którym od czasu do czasu się przespał. Przyjaciela, który w pełni zaspokajał wszystkie jego duchowe i cielesne potrzeby. Czego chcieć więcej? Było idealnie dopóki Jet się nie obraził, i sam Bóg raczył wiedzieć o co. Jeśli Mitch kiedykolwiek choć przez ułamek sekundy miał wątpliwości, czy jego ojciec jest jego biologicznym ojcem, to w tej chwili miał idealny dowód na to, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, bo sam był równie mało domyślny i nie łączył kropek. Skąd, u licha, miał niby wiedzieć, że Jethro był zazdrosny? I to jeszcze o dziewczynę?! Przecież dobrze wiedział, że był gejem i w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Okey, był na kilku randkach i prosił go o rady w tej kwestii, ale to było tak dawno temu… I przecież mówił mu, że to ojciec namówił go na te spotkanie, więc to chyba oczywiste, że nie był to tak do końca jego dobrowolny wybór. Mało tego, decyzję o zakończeniu tego dziwnego eksperymentu podjął na chwilę przed tym, nim Vermont pozbawił go spodni. Nie wspominał mu tym? Może zapomniał! To tylko dowodziło, jak nieznacząca była to relacja. A może wspominał, ale Jet tego nie zarejestrował? Nie ważne. Ważne, że od dawna z dziewczyną nie łączyło go nic poza przyjaźnią. To dlatego czasem się spotykali, żeby wyskoczyć na kawę albo połazić po sklepach. Polubili się, więc czemu miałby zakończyć tę znajomość? Tym bardziej, że w obecnej chwili była jedyną osobą, z którą mógł poobgadywać swojego faceta i ponarzekać, jak słodko kwurwiający czasem bywał.

Najlepiej było zamilknąć. nie pytać. Udawać, że wszystko jest w porządku. Ale i Mitch przecież nie pytał. Bał się, że zniszczy to cudowne coś, co wytworzyło się między nimi. Bał się, że Jet spanikuje i ucieknie. Bał się usłyszeć, że nie chce nic więcej. Bał się, że straci chłopaka i przyjaciela jednocześnie. Bał się. Przecież nie tak dawno, te kilka miesięcy temu, w trakcie tej kolacji sam mu oznajmił, że nikogo nie szuka, bo boi się, że znowu będzie cierpiał. A jednak się zaangażował, i to bardzo. Tak bardzo, że ostatnie ciche dni sprawiały mu przykrość.

Zeskoczył z motocykla, gdy tylko znaleźli się pod bramą i otworzył ją nieznacznie, by przepuścić mężczyznę. Nie podobał mu się ton jego głosu, ale ugryzł się w język, bo naprawdę kłótnia była ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę. Zanotował w pamięci, kolejny raz, że musi w końcu poprosić ojca, żeby dał mu pilota do bramy, bo to bez sensu, że za każdym razem musiał się fatygować osobiście.
Już na werandzie zdjął swój kask i przeczesał swoje rude włosy nim weszli do środka, gdzie jeszcze upewnił się, że są sami, choć zwykle drzwi były otwarte, gdy ktos był w domu, więc mogli mieć pewność, że nikt im nie przeszkodzi.

Ledwie zdążył odłożyć klucze i kask na miejsce, gdy Jethro przycisnął go do ściany. Uśmiechnął się, bo lubił, gdy był taki stanowczy i zdecydowany, a w pierwszej chwili Thompson był przekonany, że to początek gry wstępnej. O jak bardzo się mylił!
Już po pierwszych słowach mężczyzny uśmiech szybko zszedł mu z twarzy, a zastąpiło go niemal przerażenie i zdezorientowanie.

Nie chcę, żeby tak dalej było.

Czyli to był koniec? Miliony myśli przeleciały mu przez głowę w tym ułamku sekundy, a serce na moment zatrzymało się i z hukiem spadło do żołądka wywracając go na lewą stronę.
- Co?! - zapytał nie bardzo wiedząc co się dzieje. Czy to jakaś ukryta kamera? Ktoś go wkręca? Jeśli tak, to bardzo nie śmieszne.
- Zdecyduj? Na co?! Kurwa, Jet, o co Ci chodzi? - zapytał wchodząc mu w słowo już wyraźnie zdezorientowany. - Jaką dupą na boku?
No teraz to już naprawdę nie wiedział o co chodzi. Próbował przeanalizować, czy Jet miał jakieś powody do zazdrości, ale przecież nie zrobił nic złego. Czasem żartował z drugim kucharzem, ale żeby aż tak?!
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
To skomplikowane, a jednak pozornie bez zobowiązań, jak do tej pory nigdy nie wypowiedzianych, zupełnie tak samo jak jakichkolwiek zapewnień, że to tylko seks. Może i Mitch zapomniał mu łaskawie wspomnieć o swojej sytuacji z obecną-byłą-niedoszłą-niepotrzebne-skreślić dziewczyną. Może jednak mu powiedział, ale to Jethro go akurat w tamtym momencie nie słuchał, zbyt zajęty podróżowaniem ustami przez czarno-szare przedstawienie Stworzenia Adama, wbite dawno temu pod skórę chłopaka. Zapewne wtedy był zajmował się raczej swoim spostrzeżeniem jak bardzo nie-boskie było to, co właśnie robili, o ironio. Samo profanum, trochę jak zakazany owoc, sam czym w ich przypadku popełniany w całkowitej tajemnicy, chociaż w dzisiejszych czasach już nie tak powszechnie karany, a nawet z błogosławieństwem na formalny związek.

Tematu nigdy nie poruszał, zapominając o całym świecie, kiedy tylko miał chłopaka w zasięgu ręki, bądź spojrzenia. Chciał go samolubnie, tylko dla siebie, nie mogąc przeżyć myśli, że ktoś też go miał, jak mu się dotychczas wydawało. Tym bardziej pragnął chłopaka, kiedy byli sami, bez spojrzeń osób trzecich, które mogłyby ich pochopnie ocenić. Nie panikował już na samą myśl o tym, że chłopak go pociągał, jednak nadal miał poczucie, jakby robili coś złego, nieprzyzwoitego i w ogóle to tak przecież nie przystoi, a działo się tak zapewne z jednej, prostej przyczyny - tajemnicy, jaką ten związek ta relacja była owiana. Zasłonięta niczym całunem, czekając na wielkie odkrycie - albo i to zupełnie małe, błahe, uchylenie rąbka tym, którym się ufało. Tym, przy których nie ryzykowało się ostracyzmem ani zaprzepaszczeniem pozytywnych relacji. Z własnym ojcem nadal nie rozmawiał, bo zwyczajnie nie poruszali takich tematów, wszelkie między tą dwójką zaczynały się od szczerego, nieco zmartwionego pytania o samopoczucie, a kończyły na dyskusjach o połączeniach smakowych czy słuszności użycia konkretnej techniki piklowania, redukcji czy innej obróbki składników. To mama czasem podpytywała, delikatnie, jakby nie chciała grzebać w jeszcze nie do końca zaleczonej ranie na sercu, jaka pozostała po byłej narzeczonej. Owszem, to nadal trochę bolało, a jednak, paradoksalnie było też uczucie ulgi. Tę całą listę wymagań, narzuconych z góry przez przyszłych-niedoszłych teściów mógł bezceremonialnie, metaforycznie wyrzucić. Kochał ją, ale zostawił ją w przeszłości. Sama przecież wybrała życie bez niego, i wcale jej za to nie winił.

Teraz przecież miał - a przynajmniej chciał mieć Mitcha, nie do końca świadomy całej tej sytuacji między nimi, która zamiast się wyklarować tylko coraz bardziej się komplikowała. Zmarszczył brwi, już nie w złości, ale w konsternacji, kiedy chłopak mu przerwał. Rozluźnił też do tej pory zaciśniętą pięść na jego koszulce i po raz kolejny omiótł jego twarz spojrzeniem, zupełnie zbity z tropu.
Przecież- — urwał, zbierając myśli, rozpiechrznięte nagle, jakby po całym tym domostwie i terenach farmy, brykające razem z owcami. Odsunął się, na te pół kroku, wyprostował, obserwując go uważnie. — W takim razie co z tą Twoją dziewczyną? — zapytał zupełnie poważnie. Nie rozumiał. Nie rozumiał dlaczego Thompson zdawał się nie mieć bladego pojęcia o czym Jethro mówił. Dla niego było to oczywiste, bo przecież miał swoją wersję wydarzeń, do której wracał co jakiś czas przez te ostatnie kilka miesięcy, w tych momentach, kiedy myślał (jak mu się wydawało) trzeźwo. Wtedy, kiedy rudzielec nie przejmował całego jego umysłu, kiedy nie zatracał się w nim, w jego oczach i nawet zupełnie platonicznej bliskości. Najwidoczniej się z a k o c h a ł. — Nie zamierzam się Tobą dzielić. — mruknął, trochę niezadowolony, jednak szczery, tym samym deklarując przynależność swojego serca do chłopaka, którego właśnie w tym momencie przyciskał do ściany, w tym całym agresywno-nieporadnym wyznaniu.

Mitchell Thompson
sumienny żółwik
mvximov
elijah
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Bo to nie był tylko seks. Przynajmniej nie z jego perspektywy. To było coś znacznie większego, czego wciąż nie umiał do końca określić. Za każdym razem, gdy był z Vermontem sam na sam w jego głowie uruchamiała się wirówka, do której ktoś powrzucał różne składniki w zmiennych proporcjach. Była tam namiętność i pożądanie, odrobina zazdrości i fascynacji, troska i strach o to, że ktoś mógłby to wszystko wylać do kibla i spuścić wodę. Czy to już miłość? Wolał unikać tego określenia. To zdecydowanie za wcześnie, i zdecydowanie zbyt duże i mocne słowo. Jedno było pewne. Był zabujany na zabój, jak rozchichotana nastolatka. Nawet łapał się czasem na tym, że rysował serduszka na marginesach książek, z których próbował uczyć się na zaliczenie zaległego semestru.
O ile ich życie byłoby prostsze, gdyby tylko umieli rozmawiać o swoich obawach i uczuciach, prawda? W tym konkretnym przypadku Mitch uważał, że to Jethro powinien poruszyć ten temat jako pierwszy, a skoro tego nie robił, to wychodził z założenia, że jemu też odpowiada taki nie-układ. To Jet wykonał pierwszy krok, więc logicznym wydawało się, że i kolejny należał do niego. Tym bardziej, że to on narzucił na nich ten całun tajemnicy. Rudzielec nie miałby nic przeciwko, by ogłosić tę radosną nowinę całemu światu - oczywiście z wyłączeniem tej małej wysepki tu na Carnelian Land i jej mieszkańców. To dziwne, że biorąc pod uwagę fakt, że Mitch publicznie nie krył się ze swoją orientacją, jego rodzina nadal nic nie wiedziała. A może doskonale zdawali sobie z tego sprawę, ale wychodzili z podobnego założenia, że to Mitch powinien pierwszy poruszyć ten temat?

To wszystko było zbyt trudne i zagmatwane, więc lepiej było tego nie ruszać i zostawić tak jak jest. Ale Jethro ruszył i zaczęło się sypać. To dlatego tak obawiał się tej rozmowy. I po co mu to było? Mogli w milczeniu kontemplować swoje ciała jak to miało miejsce w ciągu ostatnich miesięcy. Mogli spotykać się na tej przyjacielskiej stopie i ukradkiem przesyłać sobie te małe, znaczące uśmiechy. Mogli dalej robić te wszystkie nie-boskie rzeczy, których niemym świadkiem był anioł wytatuowany na jego plecach.

- Kurwa, z jaką dziewczyną?! - zapytał już naprawdę zdezorientowany. To przestało być zabawne już chwilę temu, a teraz zaczynało być straszne.
- Brałeś coś? - zapytał wystraszony obejmując dłońmi twarz mężczyzny, by unieruchomić go na chwilę i spojrzeć mu w oczy szukając oznak działania jakichś substancji odurzających. Bo to byłoby jedyne logiczne wytłumaczenie jego dziwnego zachowania.
- Nie mam dziewczyny. I nigdy nie miałem. Jestem gejem, chyba doskonale o tym wiesz - mruknął. Jakoś nie umiał dodać dwa do dwóch i nadal nie domyślał się, że Jet może mieć problem z Yvonne. Te kilka randek wieki temu zupełnie nie pasowały mu teraz do kontekstu. Teraz była tylko jego przyjaciółką i w ogóle nie brał jej pod uwagę w tej całej chorej rozmowie. Powoli opuścił ręce z jego twarzy na ramiona mężczyzny. Nie wydawał się być naćpany, choć jego zachowanie nadal temu przeczyło, a to mogło oznaczać, że w jego żyłach buzował znacznie silniejszy związek chemiczny, co tylko potwierdziły kolejne słowa mężczyzny. Aż uśmiechnął się nieznacznie.
- Nigdy nic sobie nie obiecywaliśmy, a teraz mówisz, że chcesz mnie na wyłączność? - zapytał cicho, trochę niepewnie, jakby bał się, że źle zrozumiał jego słowa. Westchnął ciężko.
- Jesteś tylko Ty, Jet. Z nikim się nie dzielisz - uśmiechnął się blado. Z ich dwojga, to Mitch mógłby mieć obawy o to, że Vermont będzie miał jakąś laskę na boku, bo przecież do tej pory był stuprocentowym heterykiem. I takie obawy miał, to oczywiste, ale zachowywał je dla siebie do póki nie działo się nic niepokojącego.
- Trochę mi przykro, że masz o mnie takie zdanie - dodał odwracając wzrok gdzieś w bok. Owszem, dawniej miewał wielu partnerów, kilka razy nawet w tym samym czasie. Ale to były inne czasy i inna sytuacja pozbawiona uczuć, za to przepełniona alkoholem i narkotykami. Dawno i nieprawda.


jethro vermont
przyjazna koala
turiruri
brak multikont
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Może powinni byli pójść tą podstawówkową metodą i podsunąć sobie nawzajem poskładaną karteczkę - niepotrzebny już nikomu kwit z kuchennej drukarki termicznej, z literami wypalonymi z jednej strony, krótką listą dań dla stolika czterdzieści jeden, przesłaną przez Abby o godzinie piętnastej dwadzieścia, bądź nieco zmiętym kawałkiem papieru z kelnerskiego, małego notatnika, na obu jednak, po tej pustej, czystej stronie (może gdzieś ze smugą zatłuszczonego odcisku palca) z wyrysowanymi kratkami na tak-nie i pytaniem czy chcesz ze mną chodzić?

Byli na to za starzy. Czas najwyższy otworzyć gębę i, olaboga, p o r o z m a w i a ć, podzielić się swoimi uczuciami, pragnieniami i jakimikolwiek planami na chociażby najbliższą przyszłość. Nikt nie kazał im planować ślubu, mieszkania czy dzieci, psów, kotów albo owiec. Nic nie musiało być całkowicie poważne, jakby wyryte w kamieniu z pewną dokładnością i brakiem miejsca na pomyłki. Zmiana w ich relacji była przerażająca, bo przecież pojawiało się to co jeśli - co jeśli im nie wyjdzie, co jeśli to nie to, co jeśli ten kontakt stracą, zamiast go umocnić? Zmiany były z reguły przerażające, ale powinny też ekscytować, a oboje przecież momentami czuli się i zachowywali jak zakochane nastolatki. Może Jethro nie rysował serduszek na marginesach, ani w swoim wyświechtanym notatniku, ale za to tydzień w tydzień, razem z wydrukowaniem nowego grafiku dla kuchni - fotografował ten dla kelnerów, by dokładnie wiedzieć, kiedy pracował z Mitchem. Czasem nawet trochę oszukiwał, czekając aż kelnerski grafik pojawi się pierwszy, by móc swoje zmiany lekko dostosować do tych Thompsonowych. Tak po prostu już wychodziło, że od urodzin chłopaka miewał coraz więcej okazji, by odwozić go do domu. Zupełny fart.

Aż do czasu, bo te ostatnie kilka dni wcale nie były tak szczęśliwe, a zazdrość zżerała kucharza od środka, póki nie dał jej upustu w tym właśnie domowym korytarzu. Zmarszczył brwi, krzywiąc się na to pytanie, sugerujące powrót do nałogu. M y ś l a ł, temu zaprzeczyć nie mógł, szczególnie w chwili słabości, kiedy sam na sam rozmyślał nad tą dziewczyną, nad jej - zupełnie przez Jethro wyimaginowaną - relacją z Mitchem i skręcał się w środku z tej brzydkiej, lepiej zazdrości. Myślał nad kreską, taką jedną, myślał nad rzuceniem się na powrót w wir pracy, żeby zająć głowę czymś innym. Jednak za myślenie jeszcze nie trafiało się z powrotem na odwyk, prawda? Nie szukał kontaktu do dilera, nie pytał, chociaż dobrze wiedział, że dostanie konkretnego numeru telefonu zajęłoby mu nie więcej, niż godzinę. Wystarczyłoby chociaż zapytać zmywaka, od którego regularnie czuć było zielsko, ale przecież robił robotę za dwóch i nie sprawiał żadnych problemów, więc nikt się nie czepiał. Miał już itsk przerąbaną robotę.
Nie? Nie brałem nic. — pokręcił głową, nie kryjąc nuty zaskoczenia w głosie. Nie kłamał. Nie miał po co, bo przecież chłopak zauważyłby od razu, że coś było nie tak. Miał za dużo doświadczenia z narkotykami, by tak po prostu machnąć ręką, co zapewne zrobiłaby znaczna większość osób.

Ale ta dziewczyna? Ta, z którą chodziłeś na randki- ta, co ostatnio Cię tak odwiedza w pracy? Chryste, przecież sam mi mówiłeś, że chciałeś spróbować, czy na pewno jesteś gejem. — tamto pamiętał, jednak werdykt rudzielca po kilku randkach zupełnie mu umknął i teraz byli jakby w dwóch różnych światach. On wiedział swoje, miał własną wersję, opartą na szczątkowych informacjach, subiektywnych odczuciach i dopowiedzianej przez zazdrość historii. Mitch miał fakty, którymi może kiedyś się podzielił, a może nie, nawet jeśli - to w zupełnie nieodpowiednim momencie.

Ta parafraza jego własnych słów, jaka wydostała się z ust chłopaka uświadomiła mu dobitnie, że on to rzeczywiście powiedział. Pod wpływem chwili, impulsu, a jednak to zdanie, ten wymóg jakiejś przynależności - do siebie nawzajem - zawisł w powietrzu. Rozluźnił pięść, jak do tej pory zaciśniętą na bawełnie Mitchowego t-shirta i poczuł jak serce mu stanęło, na sekundę, może dwie. Kącik ust mimowolnie drgnął do góry. Nie wstydził się tego, a przynajmniej nie teraz, kiedy te słowa padały między nimi, w samotności. W dużym, pustym domu, którego mieszkańcy byli gdzieś, załatwiając własne sprawy lub dopełniając obowiązki.

Tylko ja? — mruknął cicho, jakby chciał się upewnić, że się nie przesłyszał. — Chciałbym- chciałbym, żeby tak zostało. — mruknął cicho, a zmarszczka między jego brwiami przybrała zupełnie inny ton, już nie ten agresywny i pełen zdenerwowania. Teraz brwi ściągnął nieco ku górze, w niemej prośbie. Bo przecież, jak się zresztą obaj przekonali, nie mógł przeżyć chociażby myśli o tym, że mógłby być ktoś jeszcze, ktoś poza ich skomplikowaną relacją. Jakiekolwiek resztki uśmiechu jednak opuściły jego twarz w tym samym momencie, kiedy Mitch wyraził swój żal o te właściwie bezpodstawne, Vermontowe osądy.

Nie, nie chodziło mu o to, że chłopak się puszczał, bo niby jak, jeśli nie padły żadne obietnice? Na pewno wiedza o jego poprzednim życiu, tym przed odwykiem, gdzieś podświadomie wspomogła to szczere przekonanie, że Mitch pogrywał sobie na dwa fronty, chociaż przecież nie miał żadnych dowodów. Zazdrosne serce najwyraźniej lubiło podpuszczać umysł, by płatał figle. Niezbyt zabawne, ani przyjemne.
Przepraszam. Byłem zazdrosny. — cóż miał mu więcej powiedzieć?

Mitchell Thompson
sumienny żółwik
mvximov
elijah
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Tak, skoro nie umieli rozmawiać jak na dorosłych przystało, to może faktycznie powinni używać szczeniackich metod komunikacji. Może sms sprawdziłby się równie dobrze, jak wytłuszczona karteczka? Może jakiś durny gif wysłany przez komunikator? Albo głupi filmik z tiktoka z odpowiednim komentarzem? Z ich tchórzliwym nastawieniem prawdopodobnie każda rozmowa o jakiejkolwiek poważniejszej wspólnej przyszłości wydawała się być czymś bardzo abstrakcyjnym i niemożliwym do realizacji. Ani teraz, ani nigdy. Znając życie po prostu obudzą się któregoś poranka i z zaskoczeniem stwierdzą, że mieszkają razem od roku. Nagle szafa jednego z nich pełna będzie ubrań tego drugiego, na półkach pojawią się zdjęcia i pamiątki, których wcześniej tam nie było, a lista zakupów na lodówce będzie uzupełniana dwoma charakterami pisma. Już teraz przecież w łazience Vermonta pojawiła się druga szczoteczka do zębów, dodatkowa maszynka do golenia i mitchowy krem z filtrem, którego używał, by nie wyglądać jak burak. A przecież nie mieszkali ze sobą. Ale to było przecież naturalne, że jak się z kimś jest i czasem spędza wspólnie noc, to w końcu wypadało zrobić miejsce w łazience ma ten drugi ręcznik. I mimo to wciąż miał wątpliwości, że są parą?

Mitch miał pewne przypuszczenia co do tego, że Jethro maczał palce przy grafikach, bo ostatnio naprawdę rzadko zdarzało się, że nie kończyli zmiany razem. Chyba tylko przypadkowe prośby grafikowe innych pracowników rozwalały czasem ich wspólny tydzień i to te dni wykorzystywał zwykle na spotkania z przyjaciółką. Nigdy bowiem nie przedkładał wypadu na kawę z koleżanką nad możliwość spędzenia czasu z kucharzem. Jet zawsze wygrywał.

Oczywiście, że Thompson od razu zauważyłby, gdyby Jethro wrócił do ćpania, ale teraz musiał się upewnić, bo w tej konkretnej chwili wydawało mu się, że takie głupoty mógł pleść tylko pod wpływem. Bo naprawdę nie mieściło mu się w głowie, czemu ubzdurał sobie tę dziewczynę. Aż do jego kolejnych słów.
- Yv? - zapytał lekko zaskoczony. No teraz to miało sens, bo faktycznie Yvonne ostatnio wpadła kilka razy do knajpy ze znajomymi i chyba zbiegło się to w czasie z fochem Vermonta. Nie był wstanie powstrzymać lekkiego parsknięcia.
- Owszem, chciałem. I spróbowałem. Pół roku temu - uśmiechnął się. W sumie to ciężko było nazwać to wszystko próbowaniem, bo przecież koniec końców i tak do niczego nie doszło. Raptem kilka randek, jakiś spacer za rączkę i buziak na pożegnanie, który w ogóle nie wywrócił mu świata do góry nogami. Nie było motylków w brzuchu, dreszczy, ziemia nie osunęła mu się spod nóg i nic nie drgnęło.
- Po naszym… Po urodzinach przeprosiłem ją i powiedziałem prawdę. Nie była zaskoczona. Ale polubiliśmy się, fajnie się rozmawiało… szkoda było to tracić, nie? - westchnął ciężko. Nawet jego ojciec zauważył, że nie ma przyjaciół, więc czemu miałby rezygnować z tej relacji, biorąc pod uwagę, że miał problemy z nawiązywaniem znajomości?
- Czasem pojawi się tu na farmie, żeby ojciec mógł zobaczyć, jak zamykamy się w moim pokoju. Puszczamy muzykę i gadamy o swoich facetach. Jest jedyną osobą, z którą mogę Cię poobgadywać - oblał się rumieńcem. Potrzebował takiego wentylu bezpieczeństwa by zrzucić z siebie emocje. Zarówno te negatywne, jak i pozytywne po tych upojnych nocach spędzonych razem z Vermontem. Tak, Mitch na serio był nastolatką. Trochę nie było się czemu dziwić, bo w końcu ten etap dorastania zupełnie go ominął i teraz trochę nie do końca wiedział co i jak i nadrabiał zaległości.

- Tylko Ty i ja - wyszeptał przeczesując palcami włosy mężczyzny i musnął krótkim pocałunkiem jego usta, zupełnie jakby przypieczętował tym swoje słowa. Nie mogli tak od razu? Musieli przejść przez to wszystko, żeby w końcu dojrzeć do tych prostych słów? Nie była to przecież przysięga małżeńska składana publicznie przed wszystkimi, ani nawet wyznanie miłości, a zwykła prośba o nie sypianie z innymi.

To co się działo przed odwykiem odkreślił grubą krechą. Niewiele pamiętał z tego okresu i pamiętać nie chciał, bo to nie był on, nie jego życie. Owszem, puszczał się wtedy, bo zmusiły go do tego okoliczności i ówczesny partner, dla którego dragi były ważniejsze niż ukochany. Po przyjeździe tu do Lorne Bay nadal się puszczał, bo choć nie miał już nad sobą stręczyciela, to wciąż był to najłatwiejszy sposób na szybka kasę. Shadow i portale internetowe pełne były zdesperowanych starszych panów… Ale teraz gdy był trzeźwy i w pełni świadomy była to ostatnia rzecz, która przyszłaby mu do głowy. Przecież z jego chorobliwą wręcz nieśmiałością do nieznajomych nie byłby w stanie na trzeźwo umówić się z nikim na szybki numerek.

Uśmiechnął się. Mówi się, że nie ma zazdrości bez miłości, a skoro Jethro był zazdrosny, to znaczy, że kochał. Nawet jeśli te słowa nigdy nie padły z jego ust. Z ich ust, bo Mitch też nie kwapił się do tego wyznania.
- Bądź zazdrosny, tylko mi o tym mów zamiast strzelać fochy. Nie jestem jasnowidzem - mruknął. Ostatnie dni zamartwiał się, że stało się coś poważnego, a to tylko taka durnota… I po co im to było?
- Chodźmy na górę, co? - zaproponował przesuwając powoli dłonie na szyję mężczyzny, a potem w dół po jego torsie, aż złapał za sprzączkę jego paska, który dość wymownie rozpiął sprawnym ruchem.
- Tam przyjmę Twoje przepro… - urwał nagle, bo usłyszał szczęk klamki i doznał mini zawału. ZA WCZEŚNIE! Ojciec miał wrócić późno, Gale też miało nie być cały dzień… Niemal w ostatniej chwili wyswobodził się nieco brutalnie odpychając Jethro od siebie.
- Cześć tato - przywitał się nieco drżącym głosem, gdy w drzwiach pojawił się jego ojciec.

przyjazna koala
turiruri
brak multikont
chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
Tak to chyba już jest, że każdy człowiek musi przeżyć wszystkie etapy zakochania się. Nie chodzi tylko o emocje i uczucia, które towarzyszą mu w ciągu trwania jednego związku, bo to zdaje się być zupełnie oczywiste, ale również o to, że zakochanie się w każdym okresie życia jest czymś nieco innym. Szczenięca i nastoletnia miłość ma swoją specyfikę, to podczas jej trwania uczymy się tych podstaw o związkach, o które wstydzilibyśmy się zapytać rodziców. Każda kolejna dodaje coś nowego do naszego obrazu zakochania się. To, co Aiden może powiedzieć, to fakt, iż z biegiem czasu i wraz z kolejnymi zebranymi doświadczeniami, dużo łatwiej zidentyfikować ten stan u siebie, łatwiej również przychodzi rozmowa, a pewne kwestie, jak chociażby pytanie, czy będziesz moim chłopakiem/moją dziewczyną wydają się być zupełnie zbędne. Dla starszego Thompsona to dziś zupełna abstrakcja. Niemal tak samo wielka, jak wyobrażenie sobie, że jego synowi mogą towarzyszyć obecnie całkiem tożsame emocje do tych, których on w ostatnich tygodniach doświadczał. Czas przeszły, bo gdy tylko po tamtym przełomowym dla jego relacji z Julią wyjeździe wrócił do domu, to jakby obuchem przywaliły go problemy drugiego z jego dzieci. W obliczu wyznań Gale wiedział, że to jej powinien teraz poświęcić maksimum wolnego czasu, wierząc, że jego raczkująca wciąż relacja przetrwa kolejną zawieruchę. W końcu wyszli bez większego szwanku już z kilku takich większych bądź mniejszych zawirowań. W ciągu ostatnich dni, jeśli wychodził z domu, to przede wszystkim do pracy, gdzie udało mu się przenieść na wyższy poziom rozmowy z zarządem szpitala na temat umożliwienia mu otwarcia gabinetu, dzięki czemu mógłby pomagać nie tylko pacjentom zapisanym na szpitalny oddział, ale też tym, którzy z wolnej stopy usiłują dostać się na konsultacje. Zbliżający się nowy rok zdawał się być idealnym czasem na pozyskanie środków na ten cel. Wiązało się to z przygotowaniem przez Aidena planu na całe to przedsięwzięcie, dlatego po powrocie z urodzinowego weekendu znów wpadł w wir bezsennych noc. Czy była to dla niego pierwszyzna? Oczywiście, że nie. Całe lata pracy w szpitalu, szczególnie te pierwsze, tuż po zdobyciu dyplomu i uprawnień, wiązały się z zarwanymi nocami. Jednak przyznać trzeba, że w Lorne Bay do był pierwszy raz, gdy zawodowo wszedł na tak wysokie obroty. Dodatkowo zawsze to matka bliźniaków była tym rodzicem na pełen etat, a teraz, choć dzieci są już dorosłe, to całe to rodzicielstwo wydaje się dla chirurga bardziej odczuwalne. Nie ma co ukrywać, chciałby znów skupiać się w życiu wyłącznie na sobie, zaspokajaniu własnych potrzeb i osiąganiu kolejnych wyznaczanych sobie celów. Z drugiej zaś strony, historia z Mitchellem nauczyła go, że nie jest sam na tym świecie, że choć dzieciaki są już dorosłe, to wciąż potrzebują czuć, że mają rodzinę i zrozumienie u najbliższych. Sam Thompson powinien jak najszybciej spróbować odnaleźć równowagę, by żadna ze sfer jego życia nie cierpiała, tak, jak obecnie sfera uczuciowa, a w przeszłości miało to miejsce w kwestii życia rodzinnego. To właśnie z nowym ambitnym projektem Aidena wiązała się ta niespodziewana wizyta w domu. Czekało go dzisiaj jeszcze jedno ważne spotkanie, na które chciał być przygotowany, jak tylko najlepiej się da. Rano zapomniał zabrać teczkę z kilkoma ważnymi dokumentami, i po prostu musiał się po nią wrócić w tym okienku, które udało mu się wygospodarować, a które miał przeznaczyć na obiad. No ale nic, od jednego niezjedzonego posiłku jeszcze nikt nie umarł, a hot dogi na stacjach benzynowych, choć parszywej jakości, to zabijają głód.
- Cześć, Mitch. - odpowiedział, a gdy zamknął za sobą drzwi, to rozejrzał się po pomieszczeniu, bo coś w tonie głosu syna, gdy jeszcze go nie widział, wzbudziło podejrzenie u mężczyzny. - I dzień dobry. - skupił wzrok na nieznajomym chłopaku obecnym w jego domu. Czy sama ta obecność była zbrodnią? Absolutnie, że nie. Jednak intuicja kazała Aidenowi zatrzymać się w korytarzu za moment, zamiast od razu pójść do gabinetu po potrzebne dokumenty.
sex on the beach
pif-paf#8372
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Ilość emocji, z jakimi borykał się Jethro - zaczynając od samego procesu akceptacji, że jednak, najwidoczniej, nie znał samego siebie, nawet mimo zbliżającej się trzydziestki. Wdrapał się na tę przeszkodę, pozwalając sobie być szczęśliwym u boku Mitcha, by zaraz wpaść w wir wątpliwości, napędzany przez - do tej pory - niewypowiedziane słowa i niezbyt zrozumiałe sygnały. Nie był pewien przecież, czy to miały być tylko schadzki, pozbawione jakichś większych obietnic, czy jednak rozwijało się między tą dwójką coś w i ę c e j. Musiała go dopiero zeżreć zazdrość, kultywowana przez te ukradkowe obserwacje z wydawki od dłuższego czasu, by dziś osiągnąć punkt kulminacyjny. a tym samym uświadomić mu, że wszelkie jego zarzuty pod adresem chłopaka były nieprawdziwe.

Pod wpływem tych wszystkich nie do końca rozumiałych dla niego uczuć, wypowiedział słowa, które w ten magicznie prosty sposób wyklarowały im sytuację. Niektórzy nie potrzebowali tych rozmów, odczytując pewne zachowania i znaki z łatwością, może naturalną, a może wynikającą też z pewnego doświadczenia w relacjach międzyludzkich. Jethro może i miał do czynienia z zarządzaniem ludźmi, z rozwiązywaniem niejednego konfliktu między kucharzami czy osobami ze zmywaka, ale wszystko to oscylowało w otoczeniu pracy. Nie miał czasu na związki, oprócz tego jednego, w założeniu poważnego, a jednak traktował tę sytuację jak pewne zadania do odhaczenia, by móc znów zrobić sobie miejsce w głowie na karierę, która była priorytetem. Do czasu, kiedy poznał chłopaka i zdecydował się zakotwiczyć w Lorne, chociaż mógł wrócić do domu, do Sydney i kontynuować spełnianie swoich marzeń. Okazało się jednak, wyjątkowo, że to uczucia objęły pierwszy plan i nie zamierzał z tego rezygnować. Było to dziwne, obce i niezbyt komfortowe, a zarazem po prostu piękne.

Myślami był już na górze, w pokoju Mitcha, kiedy ten rozpinał mu pasek. Dźwięk klamki i otwierających się drzwi, w parze z panicznym popchnięciem Vermonta w stronę przeciwległej ściany, skutecznie sprowadziły go na ziemię. Czy raczej, na parter domu. W pierwszym odruchu złapał swój kask z szafki, opierając go o podbrzusze, niby od niechcenia, bo przecież był na wyjściu, prawda? Fakt, że przedmiot zasłaniał rozpięty pasek, widok zdecydowanie zbyt podejrzany i niezbyt odpowiedni dla oczu ojca chłopaka, to już zupełnie drugorzędne spostrzeżenie. Omiótł spojrzeniem twarz mężczyzny, nie mogąc wyzbyć się wrażenia, że gdzieś już go widział. Nie mógł przecież tak stać bez słowa, gapiąc się na Thompsona.
Dzień dobry. – uśmiechnął się lekko, trochę niezręcznie, jednak wyciągnął dłoń w stronę Aidena. – Jethro. Pracuję z Mitchem, podrzuciłem go tylko do domu po zmianie, więc będę się zbierać… – przedstawił się ładnie, dorzucając od razu jakże banalne (a jednak całkiem prawdziwe) wytłumaczenie swojej obecności. W tym momencie miał okazję przyjrzeć mu się lepiej i w tym też momencie pożałował tej decyzji. Przecież go znał, z widzenia co prawda, z tamtego wieczoru kiedy Julia zażyczyła sobie degustację przekąsek na wernisaź, nie wydając żadnego werdyktu, bo była zbyt zajęta karmieniem tego faceta ostrygami. Pamiętał też bardzo dobrze, jak zastanawiał się nad ilością Thompsonów w Lorne, bo już wtedy zapaliła mu się lampka, jeszcze nie świecąc zbyt jasno, a raczej tląc się z zarodkiem tej myśli, że m o ż e tych Thompsonów wcale nie ma tak wiele w okolicy. Nie, nie mylił się i sama świadomość tych konotacji sprawiła, że bardzo miał ochotę wziąć nogi za pas.

Nie, nie od chłopaka. Jednak dobrze żyło mu się w tej błogiej nieświadomości, że sypia z synem faceta, z którym sypia jego przyjaciółka. To już prawie robiło mu z Julii teściową, a niekoniecznie mu się ta wizja podobała, biorąc pod uwagę te wszystkie doświadczenia związane z relacjami, jakimi się ze sobą dzielili. I te jego wiadomości, które trąciły nastoletnim brakiem doświadczenia. Słyszał przecież te wszystkie żarty o tym, jakoby Lorne było wsią, gdzie wszyscy, chcąc nie chcąc, się znali. Nie brał tego nigdy na poważnie, traktując to jak żartobliwe wyolbrzymienie sytuacji, a jednak. Przekonał się o tym na własnej skórze.
No to… widzimy się jutro, co nie? – zerknął na Mitcha i zrobił krok w stronę drzwi, nadal trochę blokowanych przez ojca chłopaka.

Mitchell Thompson
Aiden Thompson
sumienny żółwik
mvximov
elijah
Kelner — Beach Restaurant lorne bay
22 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Won't you forget me now
Just for an hour or two
I don't want that image of me
Burned into your memory
It won't happen again I swear
I've heard it before you see
I wanna see what you preach
Turn into reality
Och, nie tylko wszystkie etapy zakochania powinno się przeżyć, ale wszystkie etapy życia, a Mitch miał w tym wiele zaległości. Zawsze był tym grzecznym, cichym, spokojnym dzieckiem, które nigdy nie sprawiało żadnych problemów. Miał swój świat i swoje książki, którym poświęcał cały wolny czas. Nie rozrabiał z przyjaciółmi, bo ich nie miał. Nie uciekał z lekcji, bo nie widział w tym żadnego celu. Nie dostawał słabych stopni, bo nauka przychodziła mu bez większego wysiłku. Był inteligentnym dzieciakiem. Chemia i fizyka były dla niego jak chleb powszedni, a astronomia jego niespełnionym hobby (marzył o własnym teleskopie, ale w Brisbane zanieczyszczenie światłem było zbyt duże). Tak, był mądry, ale zdecydowanie brakowało mu mądrości życiowej. Ominął go okres pierwszych randek i młodzieńczego buntu, a wszystko to, czego nie doświadczył w nastoletnim życiu uderzyło w niego jak grom z jasnego nieba już w tym niby dorosłym życiu.

Na pewno byłoby łatwiej, gdyby umiał rozmawiać i odczytywać te wszystkie znaki, ale kiedy i gdzie miał się tego nauczyć? O tym w podręcznikach do biologii nie piszą. Oczywiście były różne mądre poradniki, ale nigdy żaden nie wpadł mu w ręce. Może najwyższy czas jakiś zakupić i czytać razem z Jethro do poduszki? Obu im przydałby się taki. Potem mogliby pożyczyć go Aidenowi, bo on też miał problemy z odczytywaniem różnych znaków. A może sam był tak zakochany, że nie widział świata dookoła? Jak widać Thompsonowie mają chyba jakiś dar do ukrywania rzeczy niewygodnych. Jak długo Mitch ukrywał powrót do nałogu? Jak długo Gale udawała, że wszystko jest w porządku? I jak długo Aiden zamierzał jeszcze ukrywać swój nowy związek? Bo to, że ojciec kogoś ma nie miało już dla Mitcha żadnej wątpliwości i już jakiś czas temu zaczął podejrzewać, że z kimś się spotyka. O dziwo tym razem nie miał z tym większego problemu. Rozmowy z terapeutą znacznie pomagały, a i fakt, że sam spotykał się z Vermontem nie pozostawał obojętny. Bo nagle uznał, że ojciec też ma prawo do odrobiny przyjemności w życiu. Gorzej, jeśli okazałoby się, że to nie tylko te nocne dyżury od czasu do czasu, a coś znacznie poważniejszego. O tym nawet nie chciał myśleć, bo kolejnej macochy nie zaakceptuje. A już szczególnie będzie to problematyczne, gdy okaże się, że Jet się z nią przyjaźni.

- Miałeś być później - mruknął trochę niezbyt rozważnie. Serce waliło mu jak oszalałe, a twarz pokryta była szkarłatnym rumieńcem i tym razem to nie z powodu podniecenia, które jeszcze dosłownie chwilę temu wypełniało ten mały przedsionek. Był przerażony i zawstydzony. Patrzył to na jednego, to na drugiego modląc się o jakiś ratunek, choć wcale nie był wierzący. Nie podobało mu się to znajome spojrzenie ojca pełne podejrzliwości. Och jak dobrze je znał, bo niegdyś tak często je widywał. Ostatnio jakby trochę rzadziej, bo ojciec chyba w końcu zaczął mu ufać.
- Jest kucharzem - wtrącił. - Szefem kuchni. Poznałeś go, no… w pewnym sensie, bo to on przygotowuje te pyszności, które przynoszę - dodał jakby dla uwiarygodnienia tej historii o wspólnej pracy. To głupie, bo przecież nie było tu nic niewiarygodnego. Poza tym jednym szczegółem: skoro tylko go odwoził po pracy, to czemu jego motor stał tuż pod gankiem, a on sam był w środku, a nie za bramą, gdzie zwykle się rozstawali?

Lepiej żeby Jethro nie dzielił się tym odkryciem z Mitchem. A może powinien? Na dwoje babka wróżyła. Jeśli mają być parą z prawdziwego zdarzenia, to szczerość była ważnym elementem związku. Z drugiej strony chyba nie chciał wiedzieć, że jego ojciec posuwa przyjaciółkę jego chłopaka. Bo ile ona mogła mieć lat? To było obrzydliwe! Z drugiej strony jeśli wyda się, że Jet o tym wiedział i nic mu nie powiedział… I tak źle i tak niedobrze. No cóż, najważniejsze, żeby to wszystko nie okazało się gwoździem do trumny ich krótkiego związku, bo wtedy z całą pewnością niejeden wbije w związek ojca.
- Tak, tak. Jutro. Chyba… muszę otworzyć Ci bramę - mruknął zerkając na ojca. Nie spojrzał mu w oczy od jego wejścia i teraz też unikał bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Bał się, jak dziecko przyłapane na brojeniu, a przecież nie robił nic złego i choć zaproponował Jetowi, że go odprowadzi, to nie zrobił nawet pół kroku.

przyjazna koala
turiruri
brak multikont
chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
Kilka lat temu dużo mówiło się o nastoletnim buncie, o tym, że absolutnie każdy powinien go przeżyć, i że najpewniej będzie od przynajmniej częściowo powtarzalny u wszystkich nastolatków. Z racji tego, że jego dzieci nie przeszły typowego buntu w okresie dorastania, to Thompson był w stanie nie zgodzić się z tą opinią. Wszystko zmieniło się kilka lat temu, gdy bliźniaki przestały być nastolatkami z krwi i kości, bo w zapisie ich wieku, jedynka z przodu została zastąpiona przez dwójkę. Może wówczas mógł nieco zmienić podejście, ale szczerze mówiąc, nie zaprzątał sobie tym specjalnie głowy, w końcu nie zajmowało go to ani prywatnie, ani nawet zawodowo. Nie zapowiadało się, aby miał po raz kolejny zostać ojcem. Nawet jeśli spotykał się z kimś, to nigdy nie łączyło się to jednoznacznie z chęcią powiększenia potomstwa. Posiadanie dużej rodziny nigdy nie było jego ambicją, a to, że go stać, albo poczuł właśnie do jakiejś kobiety coś poważniejszego, nie znaczyło, że tych dzieci musi mieć całą gromadkę. Nie po to tak dobrze działa ewolucja, by dawać sobą rządzić pierwotnym instynktom, również tym związanym z płodzeniem wielu potomków.
W związku z tym Aiden miał prawo nie pojmować tej całej niechęci Mitchella do jego partnerek. Jeszcze gdy chłopak był nastolatkiem, to gdzieś tam znajdowało to psychologiczne wytłumaczenie. Ale w dorosłym życiu? Gdy każdy tak naprawdę żył już własnym życiem. A może problemem było nieodcięcie pępowiny? Dzieci wiedziały, że mogą na ojca liczyć w każdej sytuacji, ale przez to trudno było im wszystkim utrzymać zdrową równowagę. Zdaje się, że najbliższy rok upłynie pod znakiem nakierowywania relacji rodzinnych na właściwe tory. O ile Aiden tak bardzo nie zachłyśnie się pracą, bo wówczas wszystko inne, nawet kobieta, którą kochałby najbardziej na świecie, zejdzie na drugi plan. Nie bez powodu Thompson przywykł do myśli, że medycyna jest najwierniejszą kochanką.
Te słowa zdawały się znajdować swoje uzasadnienie również w ostatnich dniach, bo to szpital stał się dla niego azylem. Miejscem, w którym bez wyrzutów sumienia porzuca rozmyślania o problemach Gale, na rzecz pacjentów i wprowadzania w życie koncepcji otwarcia gabinetu chirurgii plastycznej.
Do domu mężczyzna wpadł skupiony na kolejnych punktach zaplanowanych w swoim terminarzu jeszcze na ten dzień. Nic więc dziwnego, że zaskoczył go widok, który zastał, ale jednocześnie też nie poświęcił chłopakom tyle uwagi, ile poświęciłby w innych okolicznościach. Gdyby np. właśnie wszedł do domu po zakończonym obrządku owiec, to byłby zdecydowanie bardziej rozluźniony i pewnie też przyjaźniej nastawionym, na pewno bardziej rozmowny.
- Zapomniałem dokumentów, które będą mi jeszcze dzisiaj niezbędne. Tylko je zabiorę i wracam do pracy. - wyjaśnił. Tym razem nie chodziło o nocne schadzki, a o prawdziwą pracę, więc nie miał zbyt wiele czasu na rozmowę z gościem Mitcha. Jednak przystanął na chwilę dłużej i pewnie uścisnął dłoń nieznajomego. - Aiden. Jak już Mitchell zdążył powiedzieć, ojciec. - skinął lekko głową. No dobra, informacja o byciu kucharzem, nieco zmniejszyła poziom podejrzliwości mężczyzny, ale czy w jakimś dziwnym slangu kucharzem nie można by nazwać producenta narkotyków? Chirurg nie miał czasu tego w tej chwili analizować.
- Zaparkowałem na podjeździe, nie wiem, czy dasz radę wyjechać. Dajcie mi dwie minuty i już cofam samochód. - wskazał dłonią w kierunku podjazdu, a potem w szybkim tempie pokonał około dwudziestu stopni, które prowadziły na piętro, do sypialni, w której rano został ważną teczkę.
sex on the beach
pif-paf#8372
szef kuchni — beach restaurant lorne bay
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
it would be weird to work in a restaurant and not completely lose your mind.

kiedyś jeździł po świecie, pracując w najlepszych restauracjach. teraz - niedawno wyszedł z odwyku i prowadzi kuchnię w beach restaurant lorne bay, próbując przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.
Pojęcie dysfunkcyjnej rodziny było mu znane jedynie z definicji. Nie przeżył nigdy rozstania rodziców, którzy zdawali się być parą idealną, oferując sobie nawzajem zrozumienie na polu prywatnym, jak i zawodowym, a także to bezgraniczne wsparcie - nie tylko to w małżenstwie, ale też w roli rodziców. Vermontowie, jak zresztą każda rodzina, nie byli całkowicie pozbawieni wad, pracoholizm zdawał się płynąć im we krwi, a mały Jethro nie raz miewał swoją młodszą siostrę na oku, kiedy oboje czekali na zapleczu restauracji, by którekolwiek z rodziców (lub któreś z managerów, bo i tak się zdarzało) odwiozło ich do domu. Nie zrozumiałby jednak tej mitchowej niechęci do partnerek ojca, samemu nie będąc w stanie wyobrazić sobie sytuacji, gdzie miałby macochę. Nierealne. Tym dziwniej czuł się z faktem, że mężczyzna, który bardzo pewnie ściskał jego dłoń, najprawdopodobniej spotykał się z jego przyjaciółką i jeszcze do tego (a może przede wszystkim) był ojcem jego chłopaka.

Uśmiechnął się nieco niepewnie, trochę z automatu, byle być grzecznym, chociaż tak naprawdę zapadłby się w tym momencie pod ziemię. Przyciskał kask do biodra, modląc się w duchu, by uwagę Aidena raczej zaprzątały te dokumenty, niż jego obecność, a co gorsza, ten rozpięty pasek, sprzączka żałośnie i niezręcznie zwisająca przy szlufce niebieskich jeansów, trochę jak dowód zbrodni, popełnianej między nim, a młodym Thompsonem już całkiem regularnie i bez żadnych zahamowań. Szkoda tylko, że nie umieli się do tego nikomu przyznać, jakże ironicznie hamowani tym całym co by było, gdyby, albo co, jeśli?

Mhm. Jasne. — odparł, trochę w odpowiedzi na potwierdzenie ojcostwa, a trochę na wspomnienie o blokowanym wyjeździe z posesji. Myślami był już daleko stąd, gdziekolwiek, na jednej z bocznych dróg Carnelian Land, które mógłby przemierzać z zamkniętymi oczami, ruchem wypracowanym już przez każdą z tych podwózek po pracy, rzekomo po drodze, a w rzeczywistości zupełnie naokoło, nadkładając własnej drogi do domu, do niewielkiego, acz przestronnego mieszkania numer 35b. W momencie, gdy Aiden zniknął na piętrze, Vermont wcisnął swój kask Mitchowi, pospiesznie, panicznie wręcz zapinając pasek. Byle jak, nie na tą jedną, wyrobioną dziurkę, trochę zbyt luźno, byleby tylko nie przykuwał uwagi i nie podsuwał starszemu Thompsonowi pewnych jakże trafnych skojarzeń, kląc przy tym pod nosem, krótko i po cichu, nie na tyle, by ktokolwiek poza Mitchem to usłyszał. Zabrał kask z dłoni chłopaka, jakby nigdy tutaj nic nie zaszło i odsunął się w stronę drzwi wejściowych, bacznie obserwując schody, choć co sekundę zerkał na rudzielca. Porozumiewawczo, w próbie niemego przekazania chyba jest okej, chyba nic nie zauważył, wycofując się krok po kroku na werandę. Nie był taki pewien własnego spojrzenia, ani całej tej sytuacji. Niczego już nie był pewien, myśli gnały tysiące kilometrów na sekundę, obmyślając plan ucieczki (nie ze związku, a tej, konkretnej lokalizacji) i wszelkie możliwe scenariusze, zupełnie tak, jak wtedy, gdy jeszcze nie odważył się na ten pierwszy krok i ten pijany, nie do końca planowany pocałunek.

Poczekał, aż Aiden pojawi się przed domem i wyjedzie z podjazdu, by umożliwić mu tę ucieczkę, wcale nie dramatyczną, z pozorowaną fasadą lekkiego, przyjaznego uśmiechu i całego tego tu przecież nic nie zaszło.
No, to widzimy się jutro. — rzucił jeszcze w stronę rudzielca, zanim założył kask i odpalił motocykl, znikając w bocznej uliczce, między farmami sąsiadów, gnając do siebie. Może trochę za szybko i w panice.

z/t

Mitchell Thompson
Aiden Thompson
sumienny żółwik
mvximov
elijah
ODPOWIEDZ