lorne bay — lorne bay
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
joe le taxi et le cha-cha-chi

Usłyszała tylko strzęp rozmowy taksówkarza i wsiadającego mu do auta mężczyzny, ale wystarczyło samo wspomnienie "Lorne", by podjęła decyzję między szukaniem kolejnej miejscówki do dalszego picia i zabawy, a powrotem do domu. Zacisnęła mocniej dłoń na sznurkach butów i ramiączku podręcznej torebki i żwawym - choć chwiejnym - krokiem ruszyła do przycupniętego na poboczu samochodu. Kierowca miał już ruszać, gdy w pośpiechu szarpnęła za klamkę tylnych drzwi taksówki, po drugiej stronie od nieznajomego, i wpakowała się bezceremonialnie do środka. - Też do Lorne - mruknęła tylko, bardziej do taksówkarza, niż siedzącego obok niej mężczyzny, rzucając buty pod nogi i opierając się wygodniej na siedzeniu. Zamierzała dopłacić co najmniej połowę za ten kurs, ale jak na razie zapomniała jeszcze o tym wspomnieć. Kierowca tylko wzruszył ramionami i wykręcił na ulicę.
Nie do końca pamiętała, jak to się stało, że została sama. Do klubu w Cairns wybrała się z grupą znajomych - bardziej dalszych niż bliższych - i początkowo jeszcze pili i bawili się razem, ale dalsza część nocy rozpływała się Estelle w feerii mieszających się ze sobą twarzy, ciał, barw i dźwięków, które wciąż mieniły jej się trochę przed oczami, gdy za oknem mijali kolejne rozświetlone uliczne lampy. Może dali jej znać, że się zmywają wcześniej? Może bez słowa przenieśli się do innego klubu? Może to ona zakręciła się wokół jednych ramion za daleko i o nich na dłuższy moment zapomniała? Może nawet ktoś do niej dzwonił, ale już wtedy bateria w jej telefonie siadła? Zresztą, co za różnica. W tej chwili żadna z tych opcji nie zaprzątała jej głowy.
Nieznajomy obok niej najwyraźniej także.
I got bad love
ejmi
baletmistrz, łyżwiarz — emocjonalny parias
22 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Byłem niegdyś szczęśliwy, choć tylko we śnie. Ale byłem szczęśliwy.
Podłużne, wąskie kawałki sproszkowanego koloru słońca skończyły się szybciej, niż zakładali — Alty lubił nazywać tabletki w ten sposób; wiązać ich barwy z ciepłem, beztroską i szczęściem, łączyć je z wyzdrowieniem, a nie chorobą; krzyczał na przykład: Mavis, dokupiłem jeszcze trochę zdrowia w płynie! kiedy zaglądając do apteki po wykupienie recepty, sięgał jeszcze po syrop w niewielkiej brązowej butelce, a potem wykładał sprawunki z papierowej torby i wyliczał: dwa opakowania tych takich różowych jak twoje zarumienione policzki, jedno jasnych jak białe róże, no i pół tych ciemnych, wiesz, tych jak włosy Rufusa, na pewno odzyska je jeszcze po chemioterapii. Dziś więc skończyło się słońce; skończyły się przeciwbólowe. Pan Lonsdale nie potrafił wytrzymać bez nich długo — zanosił się chropowatym kaszlem, wymiociny o cierpkim, nieznośnym zapachu ulatywały do ledwie podłożonej mu pod usta plastikowej miski, w której Mavis wcześniej, jeszcze przed jego chorobą, przechowywała świeżo ściągnięte z linki pranie, a czasem krzyczał jeszcze w spazmach bólu, donośnie i rwąco; tak, że Alty odnosił wrażenie, jakby poharatał sobie ostrym głosem całe gardło. Tu masz na taksówkę, daj spokój z tym autobusem — o tej godzinie jest niebezpiecznie, przekonywała go kobieta, z którą od kilku miesięcy dzielił jeden niewielki dom, ta całodobowa jest tam niedaleko kina, w którym puszczają stare filmy, kojarzysz? dopytywała, kiedy Alty wciągał na siebie sportowe buty i wyliczał w głowie czas, który powinno zająć mu dotarcie do Cairns (to tam najszybciej mógł dostać te konkretne tabletki). Wsuwając się wraz z nimi niemal półtorej godziny później do taksówki; już drugiej, o innym logo firmy i innym kierowcy, nie spodziewał się napotkać w swoim skrupulatnie ułożonym planie podróży przeszkody w postaci, z a p e w n e, nietrzeźwej, aż nazbyt zuchwałej dziewczyny. Nikt wcześniej nie dosiadł się do niego w ten sposób; podobne sytuacje dostrzegał wyłącznie filmach i czasem czytał o nich w powieściach. Teraz, choć w nierealnych światach związane były zawsze z głębszą historią dla głównej postaci, czymś zabawnym, nieraz pięknym i doniosłym, po prostu działało mu to na nerwy. — Yhm, przepraszam? — zaczepił ją tylko skrawkiem nasączonego upomnieniem pytania, bo ku jego zaskoczeniu, nieznajoma wcale nie zamierzała wytłumaczyć się samodzielnie; teraz dał jej ku temu okazję.
ambitny krab
lunatyk
ODPOWIEDZ