Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miała wyjątkowo dobry humor, strasznie cieszyła się na wspólne wyjście na łyżwy! Była pewna, że spędzą święta razem, tutaj w Londynie i będzie wręcz bajkowo. Obawiała się jedynie reakcji córki Angelo na to, że jakieś babsko się pojawi w jej życiu. Ona była dokładnie w tej samej sytuacji, przecież Bruce spiknął się z Vivien i jej to strasznie przeszkadzało, mimo iż teoretycznie była już dorosłą, młodą kobietą. Co będzie musiało czuć to dziecko, które niedawno straciło matkę, zmieniło całe swoje życie i jeszcze tu się jej jakaś laska wpieprza z butami i odbiera uwagę tatusia? Niepojęte. Myślała nad tym trochę i doszła do wniosku, że zostanie tu do końca semestru będzie dla nich wszystkich zdecydowanie korzystniejsze. Angelo przyzwyczai Valentine do myśli o tym, że niedługo nie będzie jedyną kobietą w życiu ojca, ona przygotuje ojca na szok i wszyscy będą zadowoleni. Muszą być, bo ileż można mieć problemów? Przecież kiedyś musi wreszcie wyjść dla nich słońce!
Miała się wysuszyć, ubrać w jakieś wygodne, ciepłe ciuszki i zejść na dół, gdzie miał czekać jej ukochany ze swoją córką. Jakże się przeliczyła!
Wnet poczuła czyjąś rękę na swoich ustach, silnie je zatykającą, tak by nie wydobył się z nich żaden przypadkowy dźwięk, który kogoś by zaalarmował. Spanikowała, przeraziła się i chciała się wyrwać, przez co ręcznik z jej ciała zsunął się na ziemię i była nagusieńka, taka jak ją pan Bóg stworzył. Dosłownie...
Ten głos, ten zapach! To jedyne co zdążyła zarejestrować i przetworzyć, ale przerażenie było zdecydowanie silniejsze od racjonalnego myślenia. Nie minęły trzy sekundy od bardzo nieprzyjemnego i piekącego zastrzyku tak perfidnie wbitego w jej nagie ciało a ona zaczęła słabnąć, odpływać w słodki sen pozbawiony obrazów. Walczyła z tym uczuciem przez chwilkę, ale kompletnie ją odcięło, stała się wiotka niczym marionetka.
Biedna kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego co się z nią dzieje, jakie widoki ma Angelo i jak się z tego pod nosem nabija. Nie wiedziała, że ją pakuje, nie wiedziała, że ją ubrał i właśnie wywozi na drugi koniec świata. Nic — zero świadomości czegokolwiek.
Niespodzianka... Cudowna, nie ma co! Przecież miał jej dać czas na przemyślenia, miało być inaczej, a znów wyszło jak zawsze — po Angelowemu.
Świadomość powoli zaczynała jej wracać, z tyłu głowy czuła tępy pulsujący ból, jakby miała migrenę czy coś w tym stylu. Jej powieki były bardzo ciężkie, podłoże, na którym się znajdowała wydawało się pływać. Czy ona była na jakimś statku? Próbowała się poruszyć, ale jej ręce i nogi były jakieś takie ciężkie i nie chciały z nią współpracować. Rozchyliła powieki, obraz był mocno rozmazany, nie mogła złapać ostrości. Docierało do niej wrażenie światła i cienia. Widać było, że zaczyna dochodzić do siebie, ale odpływała i wracała do żywych przez kilka minut, nie mogąc się skupić.
Podjęła jeszcze jedną próbę otworzenia oczu i w końcu się udało, zaczęła odzyskiwać ostrość widzenia, zaczęła się rozglądać, próbując zrozumieć co się właściwie wydarzyło i kiedy wróciła skołataną pamięcią do tego co się działo przed utratą przytomności, dostała jakiegoś dziwnego strzału adrenaliny, który spowodował to, że chciała się poderwać z miejsca, ale coś jej uniemożliwiło ten ruch, więc zaczęła panikować jeszcze bardziej. Dopiero kiedy spojrzała przed siebie zobaczyła obrazek, którego się nie spodziewała. Ona była święcie przekonana, że porwał ją jakiś wróg Nostry i zaraz będą Angelo albo innych członków Rodziny szantażować jej osobą. Poważnie panikowała i myślała, że zaraz będzie żegnać się z życiem!
A ten cholerny drań siedział sobie ze szklaneczką alkoholu, przypatrywał się przerażonej blondynce w zamyśleniu i jeszcze wyglądał tak cholernie seksownie, że to było coś niewyobrażalnego!
- Co... co się stało? Gdzie ja jestem do cholery i czemu nie mogę się ruszyć?!- podniosła głos dosłownie bliska łez, ale zrozumiała gdzie jest i co się dzieje. Byli w samolocie! Wracali do Australii! Oni lecieli do domu! Przecież nie tak miało być, poczuła, że ogarnia ją złość. Trochę takie uczucie jakby została zdradzona, jakby ktoś jej wbił nóż w plecy, w tym przypadku strzykawkę w ramie. Jej ręce nagle zaczęły współpracować i była w stanie wypiąć się z siedzenia. Poderwała się na równe nogi, ale natychmiast pożałowała swojej decyzji, bo się zachwiała i poleciała do przodu, prosto w ramiona Angelo. Opadła na jego zwaliste cielsko, ginąc na jego tle. Dopiero teraz dotarło do niej, że jest w pełni ubrana, włącznie z bielizną.
O ja pierdole...- pomyślała z przerażeniem, uświadamiając sobie, że widział ją kompletnie nagą, taką zaniedbaną i odpychającą! Zachciało jej się przez to płakać, zrobiło jej się wstyd, ale to nie jej wina, że tak było! To był tak zwany antygwałt, odstraszacz seksualny, trochę też ocieplacz no i nie miała dla kogo się starać, co nie? Oblała się rumieńcem, miała w sobie teraz tyle sprzecznych emocji, że to coś niepojętego. Serce waliło jej jak oszalałe kiedy unosiła się na dłoniach, opartych o jego tors, żeby spojrzeć na twarz ukochanego mężczyzny.
- Jak mogłeś mnie tak nastraszyć? Jak mogłeś mnie uśpić i to zastrzykiem?! Wiesz jak nie znoszę igieł! Co to ma być za szopka? Jak można porywać ludzi bez ich zgody?! Znaczy... Jak w ogóle można ich tak bezczelnie porywać? Przecież prosiłam cię o czas a ty mnie wywozisz do Australii? I co ja teraz powiem ojcu? Przecież on cię zniszczy, a wtedy zniszczą jego, a jak ty będziesz zniszczony i on będzie zniszczony to ja też będę zniszczona. Cholera jasna Angelo, czy ciebie do reszty popieprzyło? - patrzyła na niego zła, obrażona, urażona, dotknięta do żywego jego brakiem poszanowania tego, o co go prosiła. Piękny powrót do siebie nie ma co, z przytupem i z grubej rury. Śmiesznie wyglądała taka naburmuszona i próbująca udawać kogoś groźnego. W tym momencie doszła do niej jeszcze jedna rzecz... Będąc w jej pokoju musiał widzieć zdjęcie Melanie, które potraktowała bardzo nieprzyjemnie, ciskając w nie rzutkami i malując jej wąsy, okulary i inne esy-floresy. Przecież ona się ze wstydu pod ziemię zapadnie i już spod niej nie wyjdzie. Nie ma takiej opcji, to koniec. Gabrielle chciała zniknąć z powierzchni planety, ale to chyba nie możliwe, skoro są na niebie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
#35
Family Christmas in NYC
{outfit}
To byłoby dużo rozsądniejsze. Zabawne, że plan Gabrielle Glass był dużo dojrzalszy niż jego, ale nie oszukujmy się, Angelo działał bardzo impulsywnie i według (jak zwykle) swoich własnych zapotrzebowań. Ale co miał zrobić z drugiej strony? Cała Rodzina była już umówiona, a Francesco cieszył się jak dziecko na wieść, że spędzą święta w tak dużym gronie. Nie mógł ich wystawić, nikogo z zaproszonych. To był przecież jego pomysł, żeby ściągnąć swoją Polską Rodzinę do Nowego Jorku, bo był strasznie rozdarty między nimi, a bratem. Kombinowali jak mogli, żeby Marcello z Rosalią do nich przylecieli, ale niestety ani prezydent USA nie chciał współpracować, ani żaden inny rząd poza Sycylijskim. Tak czy inaczej włączą się z nimi na swojej szyfrowanej aplikacji przez kamerkę, więc to trochę tak jakby byli naprawdę. Będzie jego matka, jej mąż, jego córka, jej synek, nie zaprosili tylko Mateusza, który i tak miał spędzać święta u Rodziny żony. Z tego co wiedział, Michalina przekazała mu wieści po tym, jak on przekazał swoje i nieźle się wkurzył, że nie lecą z nimi do Stanów. Cóż, Angelo wolał żeby Mateusz się nie pojawiał u jego Włoskiego brata, wiedział, że by się nie polubili i to mogło grozić katastrofą.
Tak więc podsumowując, Francesco zorganizował całe święta! Jak go znał, na pewno wyszedł z siebie, żeby wszystko było idealnie, a on miał się nie pojawić? Bo Gabrielle ma studia, których nawet nie chce skończyć? Wiedział, że jej nie przekona, co on znał ją od dziś? Musiał, choć bardzo nie chciał, użyć środków przymusu bezpośredniego. Teraz, kiedy wiedział, że ona mimo wszystko chce z nim być , już nic jej przed nim nie uchroni. Miał już nie robić niczego bez uzgadniania z nią, ale czasami po prostu musiał! Wiedział, że mu za to podziękuje, jak już dowie się dokąd lecą i jakie czekają ją na miejscu niespodzianki.
Przyglądał jej się, jak próbuje odzyskać świadomość w stoickim spokoju. Popijał sobie trunek i czekał, wystukując bliżej nieokreślony rytm palcami. Nic nie mówił, czekając, aż dotrze do niej gdzie jest. Wiedział, że będzie się rzucać, więc zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Odezwał się jednak dopiero po jej słowach.
- W samolocie. Bo związałem cię, żebyś sobie krzywdy nie zrobiła. - Odpowiedział spokojnie, miękko, jak gdyby mówił o czymś całkowicie zwyczajnym, a nie tłumaczył jej, gdzie obudziła się po jakby nie patrzeć porwaniu. Fakt, mogła sobie wszystko pomyśleć, ale odrobina adrenaliny nikomu jeszcze nie zasłużyła. Wiedział, że pokochała niebezpieczeństwo przy nim, oj wyczuwał to nosem.
Nie poruszył się nawet o centymetr, wodząc jedynie wzrokiem za jej żałośnie poruszającą się sylwetką. Runęła na niego, a on w ostatniej chwili chwycił ją, zabezpieczając szklankę z trunkiem, bo inaczej jej zawartość wylądowałaby na jasnym ubranku Panienki Glass.
Odstawił szklankę na bok w spokoju i słuchał jej wywodu, w widocznym rozbawieniu. Próbował się nie roześmiać, wodząc zakochanym wzrokiem po jej ślicznej buźce. Była taka fajna, jak się złościła... ta jej minka, tęsknił za tym. Chyba muszę częściej ją wkurwiać. Pomyślał, kiedy ta gadała w najlepsze.
- Ale my nie lecimy do Australii. - Wypalił i przesunął palcem po jej zadartym nosku od góry do dołu zaczepnie po jego końcówce, jak lubił najbardziej. - I tak, popieprzyło mnie na twoim punkcie. - Palce przesunęły się niżej i chwyciły subtelnie podbródek nastolatki. Ciemny wzrok gangstera padł na usta nastolatki, a jego wygięły się w firmowym uśmieszku Denaro, połowicznie odkrywając śnieżnobiałą biel jego nowiusieńkich licówek.
- Pojedynek Denaro kontra Glass może być bardzo ciekawy. Ach, aż się podnieciłem na samą myśl, to niebezpieczna gra. - Mruknął obniżonym barytonem i pociągnął za podbródek dziewczyny w swoją stronę, by pocałować jej usta krótko. Pociągnął lekko za jej dolną wargę i puścił, wbijając wzrok w jej błękitne oczy.
- Myślałem nad twoim planem. - Wrócił do tego spokojnie i rozsunął nogi tak, że dziewczyna się międzyniemi zsunęła na podłogę, klękając przed nim a raczej między jego udami. Przesunął po jej zaróżowionym policzku dłonią, lekko rysując go sygnetem. - Ale mój wydał się być dużo ciekawszy. - Coś błysnęło w jego oku. Nagle przypomniał sobie, że leci z nimi jego córka. Zerknął na nią przez ramię, spała w najlepsze, odwrócona do nich tyłem. Widać było, że coś knuje, bo oczy iskrzyły mu się kurwikami, a usta wyginały w łobuzerskim uśmiechu.
- Ojcem bym się nie przejmował...- Wrócił na nią spojrzeniem. - Ale możesz pokazać tatusiowy jak bardzo się za nim stęskniłaś. - Wsunął kciuka między jej ponętne wargi, patrząc za swoim ruchem.
Ależ on miał ochotę ją teraz wyruchać...
Nawet jeśli oznaczałoby to przedzieranie się przez dżunglę. Prawdziwy zdobywca krzaków się nie boi!
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
I jak ona miała się nie denerwować? Jak on mógł być taki beztroski, wyluzowany i z zadziwiającą nonszalancją mówił, że jest w tym cholernym samolocie! Jakby ona sama tego nie widziała. Zdążyła połączyć kropki, przecież nie znajdowali się w łodzi podwodnej. Jedno długie i opływowe, ale jednak wnętrza się różnią nie tylko wizualnie, ale i pod względem temperatury.
Wzrok Gabrielle mówił wszystko: ty chyba sobie ze mnie kpisz. No i w sumie niewiele się myliła, bo Angelo wydawał się cholernie rozbawiony całą tę sytuację, jakby jej zdenerwowanie sprawiało mu radość. Dobrze, że nie kazał jej się uspokoić, bo przecież ona by wyszła z siebie i stanęła obok. Zasada jest prosta: nigdy nie każ się uspokoić wściekłej kobiecie, bo prowadzi to tylko do odwrotnego skutku. Gabrielle w tej kwestii nie była inna i wystarczyła jedna mała iskierka, żeby rozpalić wielki płomień, który będzie siać zniszczenie przez długi, długi czas.
Tak, tylko dla kogo ten pożar jest groźny? Chyba tylko dla niej, bo z perspektywy Angelo to jedynie odpalenie zapałki, a z jej perspektywy, wielkie połacie płonącego lasu.
Zaraz, zaraz... Jak to nie lecą do Australii? To gdzie? Na Biegun Północny do samego Świętego Mikołaja, pomagać mu pakować prezenty i nosić siano reniferom? No tym to ją już w ogóle zbił z jakiegokolwiek tropu, przecież mieli tylko jedną opcję. A może.... O Boże, przecież oni lecą na Sycylię! Do Marcello i do Rosalii! Na sto procent tam lecą i spędzą z nimi święta. Gabi momentalnie pomyślała o tym, że w trakcie rozmowy z Marcello straciła z nim kontakt i przeszedł ją zimny dreszcz przerażenia.
On patrzył na nią jak zakochany szczeniaczek, a ona na niego jak na kosmitę, szukając w wyrazie jego twarzy jakichkolwiek odpowiedzi.
- To niby g...- urwała czując jego palec na swoim nosku, który zakończył swój bieg na samym jego czubku. Standardowo w takich sytuacjach tak śmiesznie go marszczyła i poruszała skrzydełkami nosa w wyraźny sposób. Wiedział, co powiedzieć, żeby zmiękła, paskudny, wredny manipulant! Ale w gruncie rzeczy powiedział prawdę, na dodatek tak słodko to akcentując, że nie mogła się powstrzymać przed takim wewnętrznym "awww" i jej spojrzenie nieco złagodniało. Ale tylko troszkę, żeby nie było! Nadal musiała być na niego zła, dla zasady! Bo tak i już, koniec, kropka.
Czy w tym samolocie nagle zrobiło się tak gorąco, czy to jej termoregulacja zaczęła się psuć? Zrobiło się jakoś duszno, jakby zaczynało brakować powietrza. Nie mogła nie przygryźć wargi kiedy tak na nią zerkał, trzymając za podbródek. Czy to przez środek usypiający nadal buzowało dziewczynie w głowie, czy tym razem była to sprawka Pana Denaro?
- Lubisz niebezpieczeństwo...- wymamrotała, tracąc całkowicie pewność siebie, tak przytłoczył ją tą swoją, która była od niego na kilometr, mimo iż w oczach widziała tylko ciepłe iskierki to wiedziała dokąd prowadzą jego słowa i czyny. Czuła to przez skórę, ale przecież nie mogła dać się przelecieć! W sensie takim, że nie była na to absolutnie przygotowana i miała tego świadomość, co sprawiłoby, że nie czerpałaby z tego zbyt wiele radości, mając z tyłu głowy, wedle niej, krepujący problem. Ona też lubiła ten dreszcz emocji, niepewność, niewiedzę co wydarzy się za pięć sekund, ryzyko, że coś może się stać, ktoś może ich nakryć itp.
Oh boy... I'm fucked...
Pomyślała bardzo optymistycznie. Jej ciało zaczęło niemal wrzeć z podniecenia, tak cholernie tęskniła za tymi emocjami! Naprawdę jakby w jej żyły był pompowany właśnie potężny ładunek narkotyku, który sprawiał, że czuła, iż żyje. Nie chciała przerywać tego pocałunku, przecież pocałunki są super! Mogłaby się tak z nim ustami przepychać przez całą resztę drogi, gdziekolwiek nie lecieli, walić to. Skrzywiła się lekko niezadowolona kiedy tak bezczelnie przestał, ciągnąc ją za dolną wargę. No nic tylko złapać za fraki i przyciągnąć do siebie na więcej pocałunków, ale dziwnym trafem jej kolana dotknęły podłogi i znalazła się w bardzo (nie) fortunnym położeniu.
Odebrało jej rozum, kompletnie ją odcięło, przestała myśleć, że jest wkurzona na maksa. Hej, przestała w ogóle myśleć tylko patrzyła się maślanym wzrokiem na twarz ukochanego. Jej wzrok mówił sam za siebie: zrobię dla ciebie wszystko. Nie musiał jej dwa razy powtarzać, ani zachęcać.
Kącik ust dziewczyny lekko drgnął w niepewnym uśmiechu, co zabawne nawet nie pomyślała o Valentinie! Ona w ogóle nie myślała.

18+
Spoiler
Lekko słony kciuk wpełzł w jej ponętne młodziutkie wargi, goszcząc się w ich wnętrzu jakby był u siebie. Bo był!
Gabi dostała jakichś takich kurwików w oczach i lekko zassała się na palcu mężczyzny, przesuwając po nim językiem w lubieżny sposób. Jej obie dłonie wylądowały na twardych, męskich udach, przesuwając się po nich w górę i w dół, jakby sprawdzała, czy to są te same uda, które zapamiętała.
Oczywiście, że tak, to te same! Silne, twarde jak stal apetyczne uda, w sam raz do schrupania! Nie odrywała spojrzenia od jego tęczówek kiedy tak bezczelnie zamiast jego kutasem zajmowała się kciukiem, ale jej łapki wiedziały co robią, bo trafiły idealnie do paska, guzika a później rozporka, gdzie jej lodowate palce wślizgnęły się natychmiast pod materiał bielizny. To nie mogło być zbyt przyjemne, ale cóż... Wiedziały gały co brały. Oswobodziła jego męskość z uwięzi, był teraz wolny jak ptak, o ironio.
Boże jak on na nią patrzył! Nie kutas, Angelo. Chociaż w sumie to jedno i to samo.
Odsunęła głowę od kciuka Włocha, bo zaraz miała zastąpić go czymś znacznie większym, za czym cholernie tęskniła i to tak bardzo, że musiała kupić sobie pierwszą w życiu erotyczną zabawkę, żeby mieć jakiś substytut na zaspokajanie swoich, niestety, ale już mocno wygórowanych zachcianek erotycznych.
- Nie masz pojęcia jak bardzo tęskniłam...- powiedziała drżącym z emocji głosem. Zerknęła na męskość Angelo takim wzrokiem, jakby to był najpiękniejszy prezent gwiazdkowy ever i ułożyła policzek na lewym udzie mężczyzny i zerknęła ku górze tym swoim pełnym uwielbienia wzrokiem, dosłownie przytulała się do jego krocza, kiedy prawa ręka powolnymi ruchami rozpoczęła swój masaż.
- Zaraz zobaczymy czy tatuś tęsknił za ustami swojej dziewczynki...- uśmiechnęła się chytrze dosłownie mrucząc z zadowolenia przypuściła atak na kutasa Angelo. Przesunęła językiem od samej nasady aż po główkę, czując jak nią samą przechodzą dreszcze, a co dopiero musiał czuć on! Jeżeli kiedykolwiek Angelo twierdził, że ktoś mu dobrze obciągnął, to się mylił, bo Gabi się cholernie przykładała do swojego zadania, chcąc mu pokazać jak bardzo mocno jej go brakowało i co tracił przez te wszystkie tygodnie. Doskonale wiedziała co lubił, jakie natężenie, jakie tempo, jaki nacisk. W którymś momencie nawet go zaskoczyła tym, że dość mocno przesunęła po członku zębami, czego raczej starała się nie robić w zwyczajnych okolicznościach, ale te nie były zwyczajne. To była ich pierwsza zabawa od czasu feralnych zdarzeń i musiało być idealnie, z małym twistem.
- Zapomniałam już, jaki jesteś duży, chyba będziemy musieli znów popracować nad moim gardłem.- zaśmiała się cicho, nie do końca mając pojęcie, czy jej słowa, pogrążonego w ekstazie Angelo w ogóle do niego docierają.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki po swoich słowach Gabi spróbowała wziąć go tak głęboko jak tylko mogła, ale się zakrztusiła, czego przecież nigdy przy nim jeszcze nie robiła, ani nie się nie krztusiła ani nie miała odruchu wymiotnego, ani nic, a tu proszę, jednak wyszła w prawy i będą musieli wspólnie nad nią popracować. Nie zrażała się jednak niepowodzeniem, wodziła paznokciami po jego udach i nadal próbowała brać go jak najgłębiej. Penis mężczyzny cały ociekał jej śliną, która spływała też po brodzie dziewczyny i z kącików tych ponętnych warg, które tak pięknie oplatały ten ósmy cud świata. Gabi czuła, że jego spełnienie jest blisko, więc do swych ust dodała dłoń, intensyfikując doznania.
Dosłownie w tym momencie kapitan samolotu przez głośnik poprosił ich o zajęcie miejsc i zapięcie pasów, oczywiście nie mając pojęcia co dzieje się w kabinie pasażerskiej. Z jakiej przyczyny to zrobił? No ja tego nie wiem, bo się nie znam, ale widocznie miał powód. Zbliżające się turbulencje? Rychła katastrofa lotnicza? Wlecenie w burzę z piorunami? Tego dowiemy się w następnym poście!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Wiedział, że nie może kazać jej się uspokoić, przecież Angelo doskonale wiedział jak postępować z kobietami. Czasami gubił się jedynie w związku, który działał (jak się okazuje)nieco inaczej niż relacje, jakie zawiązywał do tej pory. Jednak szybko się uczył i nie popełniał dwa razy tych samych błędów, a nawet jeśli robił je celowo, to od razu z planem naprawczym, wiedząc już jak postępować w razie pożaru. Tak jak na przykład z tym porwaniem Gabrielle. Stąd jego luz i beztroska, a nawet zadowolenie, bo on już wiedział, że jego Kwiatuszek koniec końców będzie zadowolona z obrotu tych spraw. Jak mogłoby być inaczej? Był cholernie podekscytowany wszystkimi niespodziankami, jakie dla niej miał i chyba ta najlepsza, najwieksza spotka ją już niebawem. Wiedział, jak bardzo lubi członków jego Rodziny, a Franka to już szczególnie i dogłębnie... Nie, nie był zazdrosny, wręcz przeciwnie, zastanawiał się, czy znowu nie dojdzie do powtórki z rozrywki, kto wie.
Domyślał się, że Gabi pomyśli o Sycylii, ale nie wyprowadzi jej z błędu, niech sobie tak myśli. Rzucił jej tylko porozumiewawcze spojrzenie, przecież... nie mogła domyślić się, że lecą do Franka. Samolot, którym lecieli był niemal identyczny jak ten należący do Marcello. Cholera, czemu on jeszcze swojego nie kupił? Zastanawiał się nad tym kilkukrotnie i zawsze dochodził do wniosku, że ten wydatek jest bez sensu, bo on rzadko gdzieś dalej lata, a nawet jak już, to lubił wybór pierwszej klasy inie przeszkadzało mu latanie samolotem pasażerskim. Francesco miał też większy jawny majątek niż Angelo, co ciekawe, jego przykrywka polegała właśnie na tym, że jest sławnym biznesmanem, bo przecież kto by podejrzewał kogoś, kto buduje wieżowce i stawia szkoły, że jest Francesco Denaro? Szczególnie, że Francesco pozostał Francesco, bo jak to mówił, im bardziej się wystawiasz i ukrywasz, tym mniej cię będą podejrzewać. Zmienił tylko nazwisko. Jego majątek był niemal niepoliczalny, a biznesy ogromne. Był kompletnym debilem, ale w tym sprawdzał się doskonale. Angelo nie miałby do tego aż takiej cierpliwości, on by ich wszystkich tam zaraz zajebał, a Franek? Był mniej szkodliwy, bardziej cierpliwy i miał świetną gadkę z ludźmi. Każdy z nich odnajdywał się doskonale w swoich rolach i drugim życiu.
- Wiesz, jak bardzo.-Przecież to jego drugie imię. Angelo lubił ryzyko i uwielbiał adrenalinę, to go cholernie napędzało i cieszyło, mógłby ryzykować życiem każdego dnia... chociaż teraz trochę mniej, bo miał dla kogo żyć. Dwa jego największe skarby leciały z nim teraz na składzie samolotu. Chwila, czy tak się nie powinno robić? Pewnie tak, ale przynajmniej jak zginął to wszyscy, nikt po nikim tęsknić nie będzie.
+18
Spoiler
Wzrok. Gabrielle mówił wszystko. Lubił, gdy była taka lubieżna, taka niegrzeczna, jego mała, prywatna kurwa. Wyglądała jak aniołek, jej buźka była taka niewinna, a wzrok płonął piekielnym ogniem pożądania, było w nim wszystko. Jej niepoprawne wyuzdanie, które osiągnęła dzięki niemu. Zepsuł ją, tak cudownie, pod siebie, jakby była jego seks laleczką na zamówienie. Dostosowane wszystkie ustawienia, pod własne upodobania i rozkosz. Ona dobrze znała jego słabe punkty, to, co lubił, a czego nie. Zarówno od strony psychicznej jak i fizycznej. Nadal nie przekroczył z nią wszystkich granic, nie pokazał jej wszystkiego, ale i tak była do niego dostrojona idealnie. Nikt nie obciągał mu tak dobrze jak ona, ten język działał automatycznie, jakby jego kutas był dla niego znaną sobie autostradą, którą przemierza każdego dnia. Tak w zasadzie było.
- Pokaż. - Rzucił krótko. Rozsiadł się wygodnie, głaszcząc ją po policzku i nie odrywał spojrzenia od jej oczu. Ten wzrok... jak ona patrzyła! Już od tego zrobił się twardy. Poprawił się na fotelu niespokojnie, upijając ostatni łyk alkoholu. Jęknął, czując jej dłoń na trzonie i zatrzymał na chwilę powietrze w płucach. Już nic nie odpowiedział, bo to uczucie przeszyło całe jego ciało. Od palcy stóp aż po czubek głowy. Angelo napiął się cały, zaciskając palce na oparciu swojego fotela tak mocno, że skóra, która je pokrywała zapiszczała charakterystycznie. Och nikt mu tak nie ssał jak ona...
- O tak, moja dzielna dziewczynka. - Pochwalił ją cicho. Uwielbiał to. Patrzył z uznaniem z góry na jej poczynania, przesuwając dłoń z policzka dziewczyny na jej włosy i wplątał tam palce, zaciskając z wyczuciem, aby jednocześnie przytrzymać jej opadające kosmyki. Wolną dłonią sięgnął po przycisk wołający stewardessę, ale nie wydał żadnego dźwięku, więc Gabi nie mogła wiedzieć, że to zrobił. Uśmiechnął się pomiędzy cichymi westchnięciami, słysząc jak się krztusi. Pokręcił głową na jej słowa, cholera, ależ one go nakręciły!
- Powoli malutka, popracujemy nad tym. - Zgodził się, a jego głowa kompletnie odpływała w strefę rozkoszy. Puchł w jej ustach z każdą kolejną sekundą, rozpychając bezczelnie jej ustach. Tak cudownie ssała, a kiedy go ugryzła, zdusił w sobie krzyk, zagryzając mocno zęby. Och kochał, kiedy to robiła.. Jego ciało wyprostowało się bardziej w odruchu, to było tak paraliżująco przyjemne! Odetchnął głęboko i zerknął przez ramię, czyjego jęknięcie nie obudziło córki, ale ta smacznie spała. Dostrzegł za to kogoś innego. Od tyłu samolotu szła do nich stewardessa, do której posłał uśmiech i odwrócił się w stronę Gabi. Ciągle trzymał ją za włosy, a wolną ręką kiwnął pałce na piękną Amerykankę, która lekko zawahała się widząc całą scenę.
- Nie waż się przestać. - Rzucił do Gabrielle i nawet docisnął ją do siebie zarówno ręką, jak i biodrami, wchodząc głębiej w jej gardło, kiedy długonoga cycata blondynka stanęła obok nich, starając się skupić na twarzy Angelo.
- Wzywał mnie Pan? - Och jakże go ta scena podkręciła! Jęknął i zdusił ten jęk znowu, próbując odzyskać kontakt z rzeczywistością, ale to było cholernie trudne, bo płonął wręcz z podniecenia, które powoli zbliżało go do erupcji!
- Napełnij... och tak mała... to... i przynieś... tak właśnie tak... prosecco... dla mojej... dzielnej dziewczynki. - Wrzucił krótki przerywnik do Gabrielle, podając Charlotte (bo tak miała na imię uprzejma stewardessa) pustą szklankę. Kobieta przełknęła ślinę, walcząc ze sobą, by nie spojrzeć w dół i o dziwo jej się udało. Posłała klientowi uśmiech i poszła na tył do kuchni, by napełnić mu szkło alkoholem. Angelo słyszał jej głośniejsze westchnięcie. Uśmiechnął się szeroko i oparł głowę o fotel, odchylając ją lekko w tył. Już był tak blisko, ale jego uszu dobiegł nagle komunikat ze strony kapitana.
- Czekaj.- Rzucił krótko i zerknął przez ramię, czy nie obudziło to Valentiny, ale ona miała tak twardy sen, że chyba nie obudziłaby jej. nawet katastrofa...
- Dokończ.- Kolejny krótki komunikat, rzucony w stronę Kwiatuszka. Angelo nakierował ją znów na swojego kutasa, nad którym musiała jeszcze chwilę popracować, żeby znów doprowadzić ona koniec tego lotu. Odlatywał ponownie, czując jak samolotem zaczyna lekko bujać.
- Nie przerywaj. - Warknął, gdy bujnęło nim nieco mocniej. - Tak... tak maleńka.- Nie mógł się powstrzymać, dochodząc w końcu obficie w jej usta. Docisnął ją swoimi biodrami, czując jak odlatuje, jak unosi go ponad świadomość, to było tak kurewsko intensywne! Jej usta i język doprowadzały go na wyżyny rozkoszy, a ciało przechodził charakterystyczny prąd, gdy dochodził wręcz boleśnie.
- Dzielna dziewczynka... - Poklepał ją po policzku, przymykając oczy na chwilę. Potrzebował dojść do siebie, wyrównać oddech. - Usiądź i się zapnij.- Rzucił krótkim komunikatem po raz kolejny, dając sobie moment na złapanie oddechu i powrotu do rzeczywistości. Kilka głębszych wdechów i otworzył oczy, patrząc na Gabi, która siadała na przeciwko niego. - Wolałbym zapiąć ciebie... - Rzucił z łobuzerskim uśmieszkiem, zapinając sobie spodnie. - ... ale lew nie wraca dzisiaj do dżungli. Odwiedzi ją później. - Nie mógł powstrzymać się przed krótkim śmiechem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wróciła do nich stewardessa. Samolotem trzęsło coraz mocniej. Kobieta postawiła przed Gabrielle kieliszek z Prosecco i podała jej chusteczkę, posyłając lekko zazdrosne i sugestywne spojrzenie poparte przelotnym uśmieszkiem. Następnie podała szklankę wypełnioną złotym trunkiem dla swojego dzisiejszego klienta.
- Proszę. Chciałabym Państwa poinformować iż wlatujemy w strefę turbulencji i dla Państwa bezpieczeństwa zalecamy o pozostaniu na miejscach. Już się zajmę Pana córką... Czy mogę coś jeszcze od siebie dodać? Jest Pan bardzo podobny do brata. - Rzuciła dość dwuznacznie, a w jej oczach dostrzegł znany sobie błysk.
Posuwał ją. Francesco na pewno ją bzykał. Angelo uśmiechnął się kącikowo w odpowiedzi, dając jej do zrozumienia, że on WIE w firmowy sposób braci Denaro i kiwnął na nią dłonią, by odeszła. Kobieta rzuciła jeszcze dłuższe spojrzenie Gabrielle i poszła obudzić Valentine. Angelo w tym czasie rzucił Gabrielle długie spojrzenie, nie zdrapując z twarzy swojego uśmieszku. Ależ on był podjarany tą sytuacją! Wzniósł toast.
- Podróże z tobą to sama przyjemność. - Rzucił, słysząc za plecami, że jego córka coś marudziła, więc obejrzał się przez ramię.
- Valentine rób co ta Pani każe. Usiądź obok mnie, chodź. - Rzucił do niej dość ostro, nie czekając na jej odpowiedź i odwrócił się w stronę Gabi. Dziewczynka coś jeszcze odburknęła do stewardessy, ale Angelo nie do końca słyszał co i przyszła w końcu posłusznie do nich, zajmując miejsce w fotelu obok swojego ojca. Dopiero kiedy zapięła się pasami, spojrzała na Gabrielle.
- Śpiąca Królewna w końcu się obudziła...- Rzuciła lekko wrednie, myśląc, że kobieta nie zna tak dobrze Włoskiego, żeby ją zrozumieć. Angelo zgromił ją chłodnym spojrzeniem.
- Angielski. I pilnuj języka. - Upomniał ją, na co mała uśmiechnęła się do niego pięknie.
- Dobrze tato.- Wyglądała teraz jak aniołek, jakby nic nie zrobiła. Angelo westchnął ciężko.
- Masz być miła, od dzisiaj Gabi będzie w naszym życiu na codzień. - Wyjaśnił jej. Dziewczynka milczała chwile, patrząc prosto w oczy Angelo dość zacięcie i w końcu przeniosła swoje spojrzenie na kobietę siedzącą na przeciwko. Zlustrowała ją spojrzeniem, bardzo oceniającym, jakby ją analizowała. Dokładnie w sposób, w jaki robił to czasami Angelo z innymi ludźmi.
- Spotkaliśmy się już, pamiętam cię. Tata mi o tobie mówił, tobie o mnie też? - Była bardzo zuchwała, choć jej Angielski nie do końca był jeszcze dobry. Słychać było mocny Włoski akcent i wplątała czasami jakieś słówka. - My z tatą jesteśmy team i musisz zasłużyć żeby do niego należeć. - Wskazała na nią palcem.
- Valentine.- Upomniał ją Angelo i upił dość spory łyk whisky. - Tak czułem...- Rzucił pod nosem, w druga stronę, żeby córka nie usłyszała.
- Taka prawda.... ile masz lat? - Rzuciła nagle, krzyżując ręce na piersi. Angelo chwycił się za nos i odwrócił głowę w drugą stronę, powstrzymując śmiech. Cóż... miał złe przeczucia, to nie będzie proste jej wszystko wyjaśnić.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Oczywistą oczywistością jest to, że mu jeszcze za tą niespodziewaną wycieczkę podziękuje! Nie będzie jej już nazywać porwaniem, tylko właśnie niespodzianką, chociaż fakt, że użył igły bardzo ją bolał i to dosłownie. W momencie jej użycia i jak się nad tym dłużej zastanowić i teraz. Jej panika na widok igieł jest zatrważająca, przecież ona niemal mdleje przy pobieraniu krwi, a już najśmieszniejsze jest to jak się zachowuje kiedy ma świadomość, że idzie na badania. Sama się nakręca, ciągle o tym myśli i chodzi zdenerwowana. Wiadome nie od dziś, że dla Gabrielle nie ma niczego ważniejszego niż otaczający ją ludzie. Kiedy ta młoda kobieta kogoś pokocha tym swoim wielkim serduszkiem to kocha już na zawsze, nie ważne czy ktoś dalej jest w jej życiu, czy z niego odchodzi. Franka nie dało się nie kochać, to taki pozytywny wariat, wiecznie uśmiechnięty, skory do robienia głupich rzeczy, pierwszy do realizacji najbardziej niewiarygodnych pomysłów. Gabrielle oko zbieleje, kiedy zobaczy go w jego naturalnym środowisku, kompletnie nie tak sobie go wyobrażała. W zasadzie to... Ona w dziwny sposób myśli o nim jako o takim trochę synu marnotrawnym, żyjącym hedonistycznie z pieniędzy rodziny, wiecznie się bawiącym i korzystającym z życia. NIGDY by nie powiedziała, że chłop kręci wielkie biznesy i ma łeb na karku jeśli o nie chodzi. Ten obraz Franka, jaki zna, ni jak nie pokrywa się ze stanem faktycznym. To blondwłose stworzenie przecież oszaleje z radości kiedy zobaczy tego czubka, a gdy zobaczy polską część bliskich Angelo to kompletnie straci rozum. Dobrze, że nie wyprowadzał jej z błędu i w dalszym ciągu myślała, że lecą na Sycylię, gdzie pewnie będzie błagać Marcello o wybaczenie, że tak im urwało rozmowę i całować go kuźwa po rękach z sygnetami, bo co jak co ale nie mógł się na nią złościć szef samej Nostry! Ależ ją to gryzło! Serio, ona o tym nie zapomniała. Nastolatka chyba nigdy się nie nauczy nie przejmować pierdołami, ale chyba właśnie w tym cały jej urok, prawda?
+18
Spoiler
Widoki, jakie miała Gabi z tej perspektywy były tak piękne, że zapominała czasem oddychać, uwielbiała go takiego, z resztą... Kochała go w każdej postaci, serio. Śpiącego smacznie w łóżku, gotującego pyszne jedzonko w kuchni, siedzącego przy komputerze, moczącego jajeczka w wannie, prowadzącego samochód... Nie było żadnego momentu, w którym nie wyglądałby idealnie! Już nawet jej nie przeszkadzały śmierdzące skarpetki, kiedy wracał z siłowni czy długo łaził w butach przez cały dzień.
Uwielbiała sprawiać mu przyjemność w każdy możliwy sposób, jaki miała do zaoferowania, a nie wiedziała, że ma ich jeszcze wiele w swoim asortymencie, tylko jeszcze nie odblokowała wszystkich slotów na kary. Jednakże każda gra rządzi się swoimi prawami i stopnie wtajemniczenia zdobywa się wraz z jej rozwojem. Można śmiało powiedzieć, że Gabi nie była nawet w połowie drogi do zwycięstwa, choć podwaliny do budowy silnego charakteru miała dobre.
On uwielbiał ją chwalić, a ją przechodziły dreszcze kiedy te pochwały słyszała, potrzebowała ich jak wody, jak tlenu, pewność siebie momentalnie wzrastała jakby wypijała dającą życie mane, ale ta powoli zwykle opadała w miarę upływu czasu i trzeba ją do tego jej ognia dolewać. Jakże ona kocha jego reakcje na jej ciężką pracę! Poważnie to jest tak cholernie wielka satysfakcja mieć świadomość, że sprawia się ukochanej osobie przyjemność, że wszystko inne schodzi na drugi plan.
W zwyczajnych okolicznościach zaczęłaby się zastanawiać, czemu Angelo nie warczy, nie mruczy, nie wydaje z siebie głośniejszych dźwięków, które zwykł z siebie wyrzucać w trakcie ich wspólnych zabaw, ale po takiej rozłące i takim wyposzczeniu jej mózg był gdzieś indziej więc nie zwracała na to uwagi. Czuła jak drżał, jak się napinał, jak jego kutas pulsował w jej ustach, gotów w każdej chwili wystrzelić, aż tu nagle niespodzianka.
Co tu się odwaliło do jasnego czorta? Do uszu Gabi dotarły czyjeś kroki, chciała się oderwać, odskoczyć od Angelo, przerwać, ale nie dał jej takiej możliwości, wręcz ją do siebie docisnął, co spowodowało, że zaczęło jej brakować tlenu, a nastolatka spanikowała. To było... Zajebiście niekomfortowe i oblała się rumieńcem, dosłownie jakby mogły jej poczerwienieć włosy to by to zrobiły, a w oczach dziewczyny narastała panika. Nie chciała być oglądana w tak intymnej sytuacji przez kogoś obcego, ani nie chciała, aby patrzono się na niego! To przecież było tylko ich! Paliła się ze wstydu, umierała od środka, ale Angelo był dla niej za silny, żeby mogła się oswobodzić. Poniekąd było to trochę hm... Upokarzające? Tak, można to tak nazwać, ale też nie do końca. Patrzyła na Angelo błagalnie, żeby nie kazał jej tego robić, wysyłała mu milczące prośby, bo przecież usta miała zajęte i nie mogła mówić, na nic się to zdało. Kobieta wydawała się nie zwracać na Gabi uwagi, bardzo starała się nie patrzeć na to co się działo.
Pieprzony drań, nie dość, że wkurzył ją tym porwaniem, sprawił kilkoma słowami, że złość zleżała, to teraz jeszcze doprowadził ją na skraj załamania nerwowego, ze jakiego wstydu doznała, a miało być tylko gorzej — przynajmniej w jej odczuciu. Z tego nie było już odwrotu, nie mogła zostawić go w takiej chwili, więc bardzo grzecznie, choć już bez większej przyjemności i radości zabrała mężczyznę do siódmego nieba. Bardzo obficie doszedł, tak że miała problem z przełknięciem zawartości swoich ust. Była tak zdezorientowana i zawstydzona, że bez słowa, bez jakiegokolwiek protestu wstała z kolan, cofnęła się o krok i usiadła w fotelu, drżącymi rękami zapinając pasy. Musiała oblizać lekko usta z resztek nasienia, bo by nie zostały żadne ślady tej zbrodni na jej niewinności — dokładnie tak, niby nie taka niewinna, ale wciąż niewinna.
Nie mogła trafić w zapięcie tego cholernego pasa, skupiła się na tym, bo nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, gdy w końcu jej się to udało uniosła wzrok na Angelo i wtedy on powiedział TO. Dlaczego się tak z tego nabijał? Nie potrafiła zrozumieć jego dobrego humoru, dla niej to była tragedia, koszmar, dramat, apogeum bycia nieatrakcyjną. Co się raz zobaczy to się nie odzobaczy, a nie chciała przecież być w jego oczach jakimś yetti z lat 80, gdzie takie "fryzury" były modne. Ona się z tym źle czuła, w sensie... Inaczej.
Obojętne jej było golenie się gdziekolwiek indziej aniżeli pod pachami, jeśli chodziło o normalne życie w samotności, bez perspektyw na bliskość z drugim człowiekiem. Ona sama nie lubiła łoniaczy u kogoś, więc nie mogła być hipokrytką i sama ich hodować. To był czysty przypadek, ale jakże niefortunny! Jak wszystko w ich życiu, zdarzyło się samo. Akurat przylazła ta cycata małpa, w sensie... Nic do niej nie miała. Jeszcze. Ale wolałaby, żeby jej tu nie było. Dostała chusteczki i prosecco i jeszcze się do niej tak dziwnie ślisko uśmiechała, na co Gabrielle zareagowała morderczym spojrzeniem, mówiącym jasno: SPIERDALAJ, bo cię zamorduję gołymi rękami. Wychodziła teraz na bardzo nieprzyjemną osobę, a przecież taka nie była! Niemal natychmiast opróżniła kieliszek z alkoholem, miała ochotę powiedzieć kobiecie, że ma jej przynieść całą butelkę wódki. To było niebezpieczne, że zaczynała emocje zalewać procentami, to już nie pierwszy raz kiedy miała ochotę to zrobić.
Zmroziła Angelo nieprzychylnym spojrzeniem, zapadła się w fotel i naciągnęła pod samiuśki nos golf, tak że było widać tylko jej oczy i zaczerwienioną skórę policzków oraz czoła. Nic nie mówiła, nie odzywała się, a to nie znaczyło niczego dobrego. Przysłuchała się krótkiej wymianie zdań, palnęła się w czoło, słysząc, że Angelo jest podobny do brata. Wcale nie był podobny!
Czekaj.... Co? Ona zajmie się JEGO CÓRKĄ?! To Valentina też tu była kiedy oni... Nie. Boże... To się robiło coraz bardziej popieprzone nawet jak na nią. Zjechała jeszcze niżej, chcąc zniknąć, dokonać teleportacji na inny kontynent jak za dotknięciem magicznej różdżki. Przez myśl to jej nawet przeszło, że to chyba nie był dobry pomysł, żeby do siebie wracać. Odzwyczaiła się od tych emocji, od tej adrenaliny i ją teraz siekło jak po zbyt długim nie piciu alkoholu.
Mała śliczna Włoszka... Jakby miała nie być ładna, mając takiego przystojnego ojca i pewnie piękną matkę? Angelo się nie prowadzał z byle kim, zapewne zawsze były to niezłe leski. Dziwne, ale ta mała ją przerażała, jakby była takim dzieckiem z horroru, które zaraz ci wbije nóż w plecy albo zrobi inną dziwną rzecz.
- W tym samolocie chyba są dwie śpiące królewny, bo druga też w końcu wstała.- rzuciła po angielsku kompletnie bez zastanowienia, ale jej głos był stłumiony przez to, że usta zasłaniał golf, a Gabi wyglądała na totalnie zmieszaną i przerażoną. Niestety, ale dawała w tym momencie vibe łatwej ofiary, a dzieci nie lubią słabych ludzi, momentalnie to wyczuwają i wykorzystują na swoją korzyść. Co jak co ale w roli surowego ojca ojca, a nie tatusia — boże to straszne... Jeszcze Angelo nie miała okazji oglądać, co się właśnie zmieniło. On nie był słaby, nie okazywał najmniejszego zawahania i Valentina to czuła i chyba uznała, że nie warto pakować się w tarapaty. Mimo wszystko Gabi widziała bijącą od dziewczynki niechęć względem jej osoby, oceniała ją, patrzyła badawczo i bardzo chłodno. Nastolatka musiała się ogarnąć, zebrać w sobie, wziąć głęboki oddech, ale to nie było proste. To była bardzo dziwna i niekomfortowa sytuacja, nie tylko przez to co stało się zaledwie dwie lub trzy minuty temu. W końcu poprawiła się na fotelu i zsunęła golf nieco niżej, przyglądała się to dziewczynce to Angelo na zmianę. Nosz kurde klony, przecież ona osiwieje.
- Jesteś jego oczkiem w głowie, jak mógłby nie mówić?- zapytała uprzejmie i starała się posłać dziewczynce ciepły uśmiech, choć bardzo nerwowy i niepewny.
Gabi zaśmiała się na kolejne słowa dziewczynki, jejku ona tak bardzo nie potrafiła w dzieci! Chociaż sama jeszcze niedawno dzieckiem była, ale jak z taką pannicą rozmawiać? Jak ją traktować? To nie jest małe dziecko, do którego się ciucia i niuniuje, ani nie jest też dorosła, żeby mówić wprost. A może właśnie... Nie ważne.
- Nie wątpie. Na wszystko w życiu trzeba sobie zapracować.- rozłożyła bezradnie ręce i odwróciła wzrok w kiedunku okna, wpatrzyła się w widoki za nim, zamyślając się na chwilkę. Nie lubiła latać, zdecydowanie to nie był jej ulubiony środek transporu, a turbulencje przyprawiały ją o mikro zawały serca.
Blondynka zacisnęła palce na podłokietnikach, zrobiła się dość mocno spięta, nie rozumiała dlaczego nie potrafi cieszyć się tym, że do siebie wrócili. Przecież powinna być over the moon, tymczasem zżerały ją inne emocje, ze wstydem i niepewnością na czele.
- Osiemnaście, a za kilka miesięcy dziewiętnaście.- odpowiedziała dziewczynce na pytanie, bo przecież nie musiała się wstydzić swojego wieku, to nie była żadna tajemnica. Blondynka podkuliła nogi na siedzenie i oplotła je ramionami, opierając głowę na kolanach nadal wgapiała się w przestrzeń za oknem. Kiedy zatrzęsło maszyną kolejny raz, zamknęła oczy, zacisnęła wręcz powieki, mając już czarne wizje śmierci w głowie. Poważnie widziała, że spadaja, rozbijają się i giną w męczarniach.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Uwielbiał widzieć zawstydzenie i zmieszanie na twarzy Gabrielle Glass, a szczególnie jej speszony wzrok, tak jak teraz. Akcja ze stewardessą była cholernie podniecająca i wiedział, że gdzieś tam w głębi jego Kwiatuszka i ona tak sądzi. Zachowywała się, jakby kompletnie zapomniała, że Angelo to... Angelo. Przestał już się przy. niej blokować, był całkowicie sobą, nie ukrywając żadnych swoich cech. Dlaczego więc miałby zachowywać się jak nie on, skoro jego to wszystko bardzo cieszyło i nakręcało? Nie chciał jej upokorzyć, wręcz przeciwnie, niech Charlotte patrzy i zazdrości, niech się nakręca i cholera wie jeszcze co robi jak zostaje sama na tyłu samolotu. Angelo mógł się tylko domyślać. Cóż, mogła jedynie popatrzeć i myśleć, jak to byłoby być na miejscu Gabi. Pamiętał, że z niej urocza i niewinna istotka była i wstydziła się jeszcze takimi akcjami, ale to go dodatkowo nakręcało. Bardzo lubił wywoływać na jej porcelanowej buźce wypieki, a świadomość, że ją "psuł" jeszcze bardziej go nakręcała. Taki już był. Diabeł, kusiciel, uwodziciel i poszukiwać adrenaliny, wiecznych przygód. Gabi musi dętego na powrót przywyknąć i zacząć się tym cieszyć jak i on.
Skoro ona nic nie mówiła, to i on tego nie robił, przyglądając jej jakoś tak... z zadowoleniem i pewnego rodzaju triumfem. Widział, że jest na niego zła i doskonale zdawał sobie sprawę, że chodzi o to porwanie jej, a teraz jeszcze zmuszenie do obciągania mu na oczach obcej kobiety. Cóż, przynajmniej był przy tym delikatny, w miarę, jak na niego.
Oczywiście, że bracia Denaro byli do siebie podobni. Te same oczy i spojrzenie, uśmiechy, kilka innych cech powierzchownych, jak choćby wzrost, czy gesty, mimika twarzy. Francesco i Angelo obydwaj byli bezwstydni i znani z eskapad łóżkowych, więc zapewne cycata stewardessa właśnie to miała na myśli. Angelo zrozumiał to doskonale, bo z zachowania faktycznie mogła ich brać za niemal identycznych w tym momencie. On już dobrze znał brata, żeby domyślać się, co odpierdalał na pokładzie tego samolotu i zapewne z Charlotte w roli głównej. Wolał się nad tym jednak głębiej nie zastanawiać, bo wolałby się zagłębiać w kogoś innego. Wiedział jednak, że Gabi będzie niekomfortowo, choć on sam nie miałby żadnych oporów. Tęsknił za nią i jakieś włosy nie stanowiłyby absolutnie żadnego problemu. Pewnie gdyby na pokładzie nie było z nimi jego dziecko, nie zastanawiałby się dłużej, tylko kontynuował zabawę. Teraz jak to przemyślał, dochodził do wniosku, że może lepiej się stało, skoro Gabi aż tak wstydziła się tej swojej małej dżungli.
Co nie zmieniało faktu, że już myślał o tej pierwszej nieprzespanej nocy w nyc. Na pewno dostaną swoją sypialnie, oddaloną od innych, najcichszą. Chociaż chuj wie, patrząc na to, że Francesco nie wiedział o niespodziewanym gościu. Ale tym pogłowi się na miejscu.
Zaśmiał się widząc jak Gabi chowa śliczną buźkę za kołnierzem swetra. To było doprawdy urocze, chyba musiał częściej sprawiać, żeby tak się wstydziła. Teraz jednak musi się trochę ogarnąć, żeby nie odpierdalać przy córce maniany. Miał nadzieję, że Gabi dojdzie zaraz do siebie i będą mogli normalnie porozmawiać. Trochę denerwował się przed tą rozmową, jeśli miałby być szczery. Wiedział, jakie Valentine miała do tego wszystkiego podejście i trochę martwił się stosunkiem Gabi do niej... mała miała cięty język, była do niego bardzo podobna i miał jakieś przeczucia, że mogą się nie dogadać, szczególnie z zazdrością i terytorialnością Gabi. Dlatego zaskoczyło go to co odpowiedziała Valentine na uszczypliwość i sposób, w jaki to zrobiła. Dziewczynka też wydawała się zaskoczona, zapewne też tym, że została zrozumiana przez Gabi. Angelo posłał jej delikatny uśmiech, ciesząc się z jej postawy, bo... była nieco zaskakująca. Trochę się martwił, że może wdać się z dziewczynką w pyskówki, jej dużo nie trzeba było żeby odpaliła cięty język. Za dużo ciętych języków w tej Rodzinie zdecydowanie.
Rodzinie... jeszcze nią nie byli, ale ta myśl wydawała się taka przyjemna.
- Wiem, tylko się upewniam. - Odparła mała Włoszka, zadzierając nosa. Spojrzała na Angelo ukradkiem, jakby sprawdzała, czy nie przekracza granicy.
- Nie.- Odparł Denaro na słowa Gabrielle. - Gabrielle nie musi na nic zapracowywać, nie zawsze tak jest. Ona już jest w naszym teamie, jasne mała? -Zwrócił się do córki i poprawił jej sterczącego włosa. Miała rozpuszczone włosy, a przez to że spała wyglądała trochę jakby ją strzelił piorun. - Gdzie masz szczotkę? - Zapytał jeszcze przelotnie.
- Jasne... W plecaku. Zrobisz mi później warkocza? - Spojrzała na niego maślanymi oczami. Angelo uśmiechnął się i przytaknął, więc dziewczynka też się uśmiechnęła i wróciła do rozmowy z Gabrielle. W tym czasie Angelo przyglądał się swojej ukochanej, spinała się. Samolotem bujało coraz mocniej, a ona bała się latać w gorsze warunki, już się o tym przekonał. Dlatego sięgnął dłonią do jej zaciśniętej na oparciu fotela rączki i zacisnął na jej palcach swoje, głaszcząc ją kciukiem. Wyglądała na przerażoną.
- Ojej... osiemnaście? Tato... -Spojrzała na niego i wtedy zobaczyła, że ten głaszcze Gabi po ręku. - Czemu twoja dziewczyna jest taka młoda? - Zmarszczyła nos. - Chodzisz jeszcze do szkoły? Jakie to dziwne. - Zapytała ją, jakby była ogólnie strasznie zdziwiona tym wszystkim. Angelo westchnął, nie bardzo wiedział jak ma jej to wszystko wytłumaczyć.
- Chcesz wody? - Zapytał najpierw Gabi i nie czekając, wezwał stewardessę.
- Ja chcę świeżo wyciskany sok pomarańczowy. - Wtrąciła Valentine, na co Angelo przytaknął tylko głową.
- Hej Gabi, nie bój się, wszystko jest okej. - Rzucił do ukochanej, głaszcząc ją kciukiem po skórze. Normalnie by ją przytulił, ale nie chciał na razie zbytnio inicjować kontaktu przy córce. I tak dziwnie. patrzyła na te ich ręce...
- Jak minął turbulencje, może włączymy jakiś film? - Zaproponował Angelo, próbując ominąć wcześniejszy temat. Ogólnie zrobiło się dziwnie. Przyszła do nich stewardessa, pytając uprzejmie po co została wezwana.
- Przynieś butelkę wody i sok pomarańczowy. Jak skończą się turbulencje, będziemy chcieli zjeść. - Stewardessa przytaknęła głową i po chwili wróciła z zamówieniem.
- Tato nie odpowiedziałeś na moje pytanie. A ten sok nie jest świeżo wyciskany.- Zauważyła Valentine. Samolotem zatrzęsło nagle mocniej, więc Angelo skupił całą swoją uwagę na Gabi, co nie spodobało się dziewczynce jeszcze bardziej. Zmarszczyła gniewnie brwi, zaplątała ręce na piersi i wyjrzała za okno. Denaro w tym czasie otwierał wodę podał ją Gabrielle.
- Jak można bać się turbulencji, phi. - Burknęła pod nosem i już swoje pewnie pomyślała, że ta wredna baba pewnie robi to specjalnie, żeby być w centrum zainteresowania.
- Valentine, ostatni raz cię ostrzegam! - Uniósł się, powoli tracąc cierpliwość. Jego ciężki głos poniósł się po samolocie chłodnym wydźwiękiem, przez co dziewczynka wzdrygnęła się i spojrzała na ojca wystraszona. On zaś posłał jej chłodne spojrzenie, co robił niezwykle rzadko. Swój głos na nią też podniósł po raz pierwszy. Ten krzyk był chyba na tyle przeszywający, że i samolot się wystraszył, bo nagle te cholerne turbulencje ustały... Westchnął i pokręcił głową z zamkniętymi oczami, próbując się uspokoić.
- Tato... - Dziewczynka wyglądała jakby miała się rozpłakać. Niepotrzebnie go wołała, bo Angelo natychmiast przeniósł na nią swój zdenerwowany wzrok, bo przecież nie zdążył się wyciszyć.
- Wypijesz taki sok, jaki dostałaś i nie chcę więcej słyszeć tych wrednych komentarzy! Jeszcze jeden i całe święta przesiedzisz w pokoju, co ty sobą reprezentujesz?! Gdzie twoje maniery? Zachowuj się, Gabrielle nic ci nie zrobiła. - Mówił bardzo szybko, podniesionym głosem, w ojczystym języku tej dwójki, co znaczyło jedno -było naprawdę źle. Valentine siedziała w szoku, wybałuszając na ojca oczy. Zawsze był przecież dla niej miły... Znowu pomyślała w tej swojej główce, że to dlatego, że woli tą babę niż ją. - Na koniec samolotu, już. - Rozkazał i rozpiął ją z pasów. Valentine była w takim szoku, że ze łzami w oczach bez słowa wstała i poszła na koniec samolotu, gdzie się rozpłakała cicho w poduszkę. Tak żeby nikt nie słyszał. Angelo nawet za nią nie spojrzał. Zamknął oczy westchnął ciężko, biorąc kilka wdechów.
- Czułem, że tak będzie... - Rzucił cicho pod nosem w końcu otwierając oczy. - Jak się czujesz? - Znów chwycił za dłoń Gabriellę, patrząc na nią z troską. Samolot leciał już bez większych ruchów, pojawiały się tylko takie mniejsze, pojedyncze, ale niemal niewyczuwalne.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Musiała się otrząsnąć, nic wielkiego się nie stało, ale komfortowe to w żaden sposób dla niej nie było, postanowiła odepchnąć te myśli daleko w tył głowy i wrócić sobie do tego później i przeanalizować na spokojnie, bo teraz miała w sobie zbyt wiele sprzecznych emocji, żeby zapanować nad chaosem. To nie należało do łatwych zadań, ale pojawienie się Valentiny skutecznie zmusiło umysł blondynki do tego, żeby skupić się na tym, co miała przed sobą.
Pogodziła się z losem bycia w samolocie i tego, że lecą na Sycylię gdzie spędzą święta, a później wróci do Londynu dokończyć ten nieszczęsny semestr na uczelni. Ogólnie rzecz ujmując nie czuła się źle zgłębiając prawniczą wiedzę, nie okazało się to tak potwornie nudnym zajęciem, jak jej się pierwotnie wydawało. Do tego profesor wykładający prawo karne był fantastyczny. Nie dość, że zabawny, inteligentny to i jeszcze przystojny i miał taki fajny akcent i zabierał ich na kawę, na świąteczną kolację, robił quizy z nagrodami przed każdymi wykładami. Dodatkowo niesamowicie o wszystkim opowiadał i Gabi się trochę tematem podjarała, pewnie przez jego charyzmę i urok osobisty. Wiele studentek do niego wzdychało, próbowało podbijać, ale cóż... Profesorek gra do innej bramki. Nie zmienia to faktu, że nastolatka zapałała do gościa niesamowitą sympatią i naprawdę rozważała kontynuowanie nauki prawa, choć ją to wcale nie kręci.
Szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, że jej wyobrażenia o planach Angelo wcale ni jak mają się do rzeczywistości i Blondynka zaliczy swój czwarty kontynent jeśli chodzi o międzynarodowe wizyty. Australia, Azja, Europa a teraz Ameryka... No dobra, może pobyt w Azji nie należał do najdłuższych, ale spędziła przecież kilka godzin w Dubaju. Liczy się? Liczy.
Blondynka wzięła głęboki oddech, zrzucając tym samym z barków duży ciężar, wyrobiła w sobie zaskakującą umiejętność spychania trudnych rzeczy na bok, odgradzania ich grubą kreską i wracania do nich w bardziej sprzyjających warunkach, niekiedy biorąc "wroga" z zaskoczenia swoim nagłym powrotem do konkretnej sytuacji czy słów. Najczęściej działo się to późno w nocy kiedy to Angelo próbował iść spać, a jej zbierało się na papainę i analizowanie wszystkiego na głos.
Ogólnie swoje słowa dotyczące tego, że w samolocie są dwie księżniczki uznała za całkiem miłe i urocze, nawet lekko nerwowo się uśmiechała. Na twarzach całej trójki widać było zaskoczenie, tylko każde było zaskoczone czymś innym. Śmiesznie musieli wyglądać! Gabi miała ochotę parsknąć śmiechem, już nawet zaczynała kręcić głową z niedowierzaniem, kiedy Valentina tak dumnie zadarła nosek do góry po jej stwierdzeniu, że jest oczkiem w głowie swojego ojca. To było oczywiste od pierwszej chwili kiedy wtedy na plaży Gabi zobaczyła ich razem. Angelo był stworzony do tego, żeby być ojcem, ale czy na pewno?
Może i Gabryśka jest zazdrośnicą i lubi zaznaczać swoją pozycję w dobitny sposób, ale przecież to jego dziecko. Dlaczego miałaby robić z tego tytułu jakieś jazdy, albo być irracjonalnie zazdrosną? Jasne, że trudno będzie jej zrozumieć, iż teraz Angelo musi swój wolny czas dzielić na nie dwie, ale przecież równie dobrze mogą spędzać go we troje, pokazać Valentinie jak wygląda miłość, dbać o nią tak bardzo mocno jak tylko będą w stanie. Tak jak nigdy nikt nie dbał o Gabi gdy tego potrzebowała. To zawsze tak jest, że swoim dzieciom chcemy dać to czego sami nie mieliśmy, choć Valentina nie była jej dzieckiem to przecież była w jej życiu. Dlaczego miałaby ją odpychać i traktować jak kulę u nogi?
To było takie miłe i rozgrzewające serduszko kiedy Angelo takim murem staną za blondynką! Przez to niemal cała złość mu na niego minęła całkowicie. Miała ochotę zbić z nim sobie piąteczkę, ale trzęsło tym cholernym samolotem.
- Nie wiem, gdzie twój tata nauczył się robić warkocze, ale ma do tego dryg, najlepiej wychodzą mu dobierane.- powiedziała spokojnie, ale nie otwierała oczu, bojąc się, że gdy to zrobi, okaże się, że już nie żyje. Ale czy wtedy coś miałoby znaczenie? Uchyliła jedną powiekę, zerkając to na jedno, to na drugie. Poczuła na swojej ręce silną dłoń Angelo, próbował jej tym gestem dodać otuchy, przekazać w niemy sposób, że tu jest, że jest obok, że wszystko będzie dobrze i podziałało, bo mięśnie zaczęły się rozluźniać, a oddech wracał do normy, jakby zbliżający się atak paniki odchodził.
- Studiuję...- odpowiedziała dziewczynce bardzo uprzejmie i chciała zacząć jej wyjaśniać wszystko krok po kroku, jak sprawy stoją, ale Angelo wszedł jej w słowo z pytaniem o wodę, więc musiała przerwać w pół zdania, w które wślizgnęła się Valentina. Pokiwała więc tylko głową na znak, że chętnie się napije i słuchała zamówienia małej księżniczki.
To było jakieś szaleństwo, atmosfera była jakaś taka niezręczna, zupełnie jak wtedy na plaży, a później w domu kiedy przywiozła Vincenta. Muszą się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości, to tak jakby nowy początek dla całej trójki.
- Wiem, ale to silniejsze ode mnie. Niesamowite, jaka dzielna jest Valentina i wcale się nie boi, brawo.- posłała dziewczynce przyjazny uśmiech, ale ta była niezadowolona z faktu, że sok, który dostała nie był świeżo wyciskany. Wysokie wymagania, zupełnie jak tatuś, nie wyprą się siebie nawzajem nigdy. Gabi widziała w nich tyle podobieństw, że było to coś nie do opisania, a ile na nich patrzyła? Z dziesięć minut może? Niesamowite.
Umrzemy... rozbijemy się...- pomyslała kiedy mocniej zatrzęsło i zacisnęła powieki. Wtedy cała uwaga ukochanego została skupiona na niej, dostała swoją wodę, ściskał mocniej jej rękę, wspierał ją w trudnej chwili. Nie zrozumiała tego, co powiedziała mała Włoszka, ale Angelo wybuchnął jak z odbezpieczonej broni. Aż Gabi podskoczyła, ścisnęła mocniej butelkę, przez co oblała się wodą i otworzyła oczy, prostując się na fotelu jak struna, opuściła też nogi na podłogę.
Mówił po włosku, bardzo szybko więc Gabi rozumiała piąte przez dziesiąte, próbując złożyć zlepek słów w jakąś logiczną całość. Oczy blondynki zrobiły się wielkie jak spodki, dziewczynka wyglądała tak jakby miała się zaraz rozpłakać.
I co ona miała zrobić? Była między młotem a kowadłem. Obserwowała całą tę sytuację oniemiała, odprowadziła Val wzrokiem i patrzyła jak ta wtula się w poduszkę, zapewne płacząc. Jejku, jak ona ją rozumiała! Naprawdę doskonale wiedziała co młoda czuje, przecież była w identycznej sytuacji, kiedy w jej życiu pojawiła się Vivian. Chyba nie powinna się w to mieszać, nie powinna się wypowiadać, bo to nie była jej rola, żeby wychować to dziecko, nie ona była tu rodzicem, ale bardzo nie podobało jej się to jakim tonem Angelo zwraca się do swojej córki i to jak ją potraktował. Przecież nic złego się nie wydarzyło, nie padły żadne przykre słowa, to przecież tylko dziecko, które niewiele rozumie.
Gabi odpięła pas, jej strach nagle gdzieś uleciał.
Nastolatka odwróciła dłoń tak, żeby spleść z Angelo palce i kciukiem pogładzić go po wierzchu dłoni, chcąc go tym gestem jakoś uspokoić. Coś było wyraźnie nie tak, coś go gryzło tylko ciężko jej było zrozumieć co. Dlaczego tak łatwo wybuchł? Przyglądała mu się badawczo. Odłożyła odkręconą butelkę na stolik.
- W porządku, ale chyba ty nie do końca. Co się dzieje?- zapytała z troską. Dziwne, bo zawsze erotycznych uniesieniach jest znacznie bardziej spokojny, a tu takie coś? W tej jego głowie musiało dziać się teraz coś naprawdę grubego.
- To nie moja sprawa, ale... Wydaje mi się, że trochę przesadziłeś z reakcją, nic złego się nie wydarzyło. Postaw się na jej miejscu. Umarła jej mama, przyleciała do obcego człowieka, obcego kraju z obcym językiem. Teraz kiedy tyle czasu byliście razem miała cię tylko dla siebie i nagle ni z gruszki, ni z pietruszki pojawiam się taka ja. To tylko dziecko Angelo. Ona... ona jest jak my wiesz? Dopiero uczy się radzić sobie z emocjami, postaraj się być trochę bardziej wyrozumiały.- uśmiechnęła się pokrzepiająco. Wstała ze swojego fotela, pochyliła się nad Angelo i pocałowała go czule w usta, a wolną dłonią pogładziła go po policzku. W środku cała drżała z różnych emocji, ale na zewnątrz nie było tego widać. Spokój, delikatność i niezwykłe ciepło ot co. Odsunęła się i przeszła chwiejnym krokiem w stronę gdzie znajdowała się Valentina i usiadła obok niej. Bardzo niepewnie wyciągnęła rękę w kierunku jej pleców i ją po nich pogładziła.
- Wiesz, że w magicznym świecie łzy księżniczek są wiele warte? Ale tylko te szczęśliwe łzy, te smutne są trujące i używa się ich do złych czarów.- powiedziała spokojnie nie zaprzestając swoich ruchów. To było dziwne uczucie, jakby miała... Młodszą siostrę.
- Głowa do góry, wszystko jest dobrze. Załatwić ci kawałek czekolady na poprawę humoru? To zawsze działa.- uśmiechnęła się ciepło i przestała ją głaskać tylko dlatego, że woda przesiąkła przez gruby sweter, więc musiała go zdjąć i odłożyła go gdzieś na bok.

Ares Kennedy
-
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Momentami miał zakrzywione spojrzenie na Gabrielle. Przez jej humorki i różne, dziecinne akcje chyba wyczulił się na jej reakcje względem różnych sytuacji. Może jednak miał ją za mało dojrzałą? Skoro uważał, że może być w jakiś sposób zazdrosna o jego córkę, albo wdawać się z dzieckiem w jakieś dyskusje, czy pyskówki. Niestety, ale przez pewne doświadczenia to w nim zostało i może dlatego teraz tak bardzo zaskoczył go jej spokój i podejście do dziewczynki. Naprawdę, ona... była spokojna i taka cierpliwa i dobra i kochana. Naprawdę go zaskoczyła. Wydawała się... mieć podejście. Może to, że już była w ciąży odpalił w niej jakiś instynkt macierzyński? Możliwe. Jeśli Angelo uważał, że kochał tą dziewczynę ponad wszystko, to się grubo mylił. Przyglądał jej się i przysłuchiwał, upewniając jedynie w fakcie, że ta kobieta jest dla niego i żadna inna już nie będzie. Zrobiło mu się trochę głupio, przez to , że tak o niej myślał, że bał się jakiś kłótni, czy awantur. Gabi naprawdę ładnie próbowała załagodzić każdą zaczepkę Valentine, radziła sobie lepiej niż on. Angelo... On się starał, przez ostatnie niecałe dwa miesiące odkąd Valentine zawitała do jego życia, on stał się dużo spokojniejszy i cierpliwy, starając być dla niej najlepszy, jak tylko mógł, ale coś w nim pękło. Może dlatego, że zależało mu zarówno na Valentine jak i na Gabi? Nie chciał tej napiętej sytuacji, a właśnie taka była. Nie miał pojęcia jak to rozwiązać, tego na żadnych szkoleniach nie uczą. I problem w tym, że je naprawdę nie dzieliła duża różnica wieku. Przez to Angelo trochę bardziej czuwał ją między sobą, a Gabi, skacząc wzrokiem od niej, po córkę. Teraz to widział i trochę go to przeraziło, czy to będzie miało jakiś wpływ na jego pociąg do Australijki? Miał nadzieję, że nie, że to tylko chwilowy jego error mózgu przez nową sytuację, do której nadal nie przywykł. Dziwnie było mieć z tyłu głowy myśl, że jest za kogoś tak odpowiedzialny, że to jego dziecko, którego nie może zostawić samego na pastwę losu, czy czasu. Musiał już zawsze mieć ją na uwadze, we wszystkich swoich planach. Teraz jeszcze Gabrielle, za którą czuł dokładni taką samą odpowiedzialność. Dokładnie, jakby były siostrami. Angelo głupiał, te myśli były nienormalne, a ta sytuacja stawała się coraz bardziej popierdolona.
To stało się tak szybko. Te pierdolone turbulencje, podniesienie się ciśnienia w jego organizmie i cała ta wymiana zdań, jego wybuch... Angelo sam już nie wiedział gdzie zaczepić swoje myśli i to wszystko się po prostu skumulowało. Nawet fakt, że przed chwilą Gabi mu ulżyła nie pomógł, a tak, zawsze pomagał. Za dużo w nim siedziało, za dużo nadal widocznie się działo, jego głowa była przeciążona wszelkimi obowiązkami i podejmowaniem ciągle decyzji. Ten dzień zaczął się świetnie, on czuł się świetnie, ale jak widać dalej wystarczyła mała iskierka, by wzniecić ten wysoko płonący ogień. Dobra, jeszcze nie tak wysoko, co najwyżej małe ognisko, którym można było się lekko sparzyć. Dlatego oddychał, uspokajał się, powoli żałując, że wybuchł. Poczuł, że teraz to ona wspiera jego i westchnął, przyglądając się jej twarzy. Pokręcił przecząco głową na jej pytanie, chyba jednak nie chciał na nie odpowiadać. Dlatego dobrze, że zaczęła mówić i słuchał jej w spokoju, choć znów lekko rosło mu ciśnienie. Nie dlatego, że wytykała mu błędy, bo miała rację, ale dlatego, że pokazał się z takiej strony jako ojciec, a przecież w cale taki nie był. To się zdarzyło raz! I to na jej oczach, na samym kurwa wstępie. Nie chciał, żeby tak o nim myślała, strasznie go to denerwowało.
- Jestem. To się zdarzyło pierwszy raz. - Przyznał głośno, obserwując jak wstaje z fotela. Przymknął oczy, chłonąc ciepło jej warg swoimi, rozkoszując przyjemnym dotykiem delikatnych dłoni na swych szorstkich polikach.
- Gdzie idziesz? - Spojrzał za nią jak odchodzi, ale nie wstał. Wziął głęboki wdech i sięgnął po swój alkohol, który wyzerował duszkiem. Może to i lepiej? Żeby został sam? Oczywiście, że Gabi miała racje, sam to wiedział. Był na siebie wściekły, że dał się znowu ponieść emocjom, przecież miał pokazać ukochanej, że się już trochę uspokoił, że był bezpieczniejszy, że jest dobrym ojcem, a co pokazał? To co kurwa zwykle. Kolejny wdech i wydech, wyjrzał przez okno, zagłębiając się w swoich rozmyśleniach.
Valentine wypłakała się szybko w poduszkę i zanim dołączyła do niej ta głupia baba, łzy przestały lecieć. Ona rzadko płakała i naprawdę szybko próbowała pozbyć się emocji, miała to ewidentnie po starym.
- Magiczny świat nie istnieje. - Rzuciła nadal naburmuszona, odsłaniając twarz. Odłożyła poduszkę i spojrzała na dziewczynę swojego ojca próbując być obrażoną nadal, ale trochę złagodniała.
- Przepraszam. - Wypaliła nagle i widać było, że sporo ją to kosztuje. Było jej miło, że do niej przyszła, ale nadal jej nie lubiła.
- Nie chcę czekolady... mam ochotę na makaron. - Walczyła ze sobą żeby się nie uśmiechnąć.
Angelo w tym czasie przewietrzył głowę, zalał alkoholem, uspokoił się i wstał. Przeszedł na tył samolotu, dostrzegając dość zaskakujący obrazek. Jego córka wydawała się mieć mniej napiętą twarz, a Gabi koło niej siedziała, jakby ją pocieszała. Valentine spojrzała na ojca i po chwili wstała, podchodząc do niego i przytulając się mocno.
- Tato... nie bądź na mnie zły. Przeprosiłam. - Rzuciła wtulona w jego sweter. Angelo westchnął, otulając ją ramionami i głaszcząc po głowie zerknął na Gabrielle. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Nie jestem, ale bądź już grzeczna, dobrze? - Kucnął, łapiąc córkę za ramiona. Spojrzał jej w oczy, cholera, jakby patrzył.w odbicie swoich własnych...
- Postaram się. - Na te słowa Angelo uśmiechnął się trochę szerzej i pokręcił głową. Zdecydowanie jego krew... Pocałował ją w czoło i wstał.
- Głodne? - I jak na zawołanie i jemu zaburczało w brzuchu.
Stewardessa podała im możliwości posiłków. Każdy z nich mógł sobie coś wybrać, Angelo poprosił również o więcej napojów i jakieś przekąski. Atmosfera była już mniej gęsta, ale nadal wisiało coś w powietrzu. Na całe szczęście mała Włoszka nie pyskowała już dziewczynie swojego ojca, starała się ją po prostu ignorować. W pewnym momencie Angelo poszedł porozmawiać z pilotami, by dowiedzieć się, czy mogą zdarzyć się jeszcze jakieś turbulencje i poprosić, by w razie czego próbowali je uniknąć, z racji strachu przed nimi jednej z pasażerek. Byli dość młodzi, ale wydawali się wiedzieć o czym mówią, Francesco raczej nie zatrudniłby byle kogo. Z kokpitu wrócił do Gabi i Valentine, które postanowiły jednak nie rozjebać maszyny jak go nie było. Zajął córkę tabletem i jakąś gra, a Gabi wziął na bok.
- Słuchaj... jest sprawa. - Oparł się o kadłub samolotu, górując nad nastolatką. Wolną dłonią odgarnął jej kosmyk z twarzy, patrząc za tym ruchem. Westchnął. - Trzeba jej powiedzieć kim jest zanim wylądujemy. Nie. Nie zrobiłem tego. Wiem, znowu zostawiłem to na ostatnią chwilę, ale nie chcę robić tego sam i... na to nigdy nie ma odpowiedniej chwili. - Westchnął. - Dziękuję Gabi, że jesteś dla niej taka wyrozumiała... naprawdę, świetnie sobie radzisz. - Pogłaskał ją po policzku, kciukiem sunąć po jej miękkiej skórze. - Wiem, że jest strasznie wycofana i oschła, ale to kochany dzieciak i nie wiem jak zareaguje. Pomożesz mi przeprowadzić tą rozmowę? - Miał nadzieję, że dzięki temu Valentine poczuje się trochę "bezpieczniej", jeśli będzie w pobliżu ktoś spoza "tego świata", kto też wie i jest w tym... Angelo znów nie wiedział co robić, strasznie się w tym wszystkim gubił. Ale musiał jej powiedzieć nim wylądują w NYC.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie była na tyle dojrzała, żeby radzić sobie z niektórymi sprawami, niestety nadal była bardzo młoda, ale ostatnie wydarzenia na nią wpłynęły i zmieniła się pod kilkoma względami, nie chcąc nigdy więcej popełniać błędów, które doprowadziły ją do takiego, a nie innego miejsca. Może gdyby nie była w szoku po porwaniu i przygodzie z obsługą samolotu, miałaby do tego zupełnie inne podejście i byłoby dokładnie tak jak myślał Angelo. Pewnie by poszły jakieś fochy lekkie, ale nie teraz. Nie kiedy spojrzała na wszystko z perspektywy, stawiając się na miejscu dziewczynki. Empatia jak zawsze wzięła górę.
To nie tak, że jej nie było dziwnie! Było i to bardzo. Na utarczki słowne z Valentiną, przepychanie się o ostatnie ciastko z talerza czy o to, która z nich przytuli Angelo pierwsze przyjdzie jeszcze czas. Póki co obie były do siebie dość mocno zdystansowane, tak jakby poznawały, na co stać tą drugą. To były podchody, zabawa w kotka i myszkę, a która z nich stanie się kotem, a która myszką to czas pokaże. Denaro nie będzie mieć z nimi łatwego życia, a na jego skroni pojawi się zdecydowanie więcej siwych włosów, aniżeli tylko jeden, którego sobie wyrwał wtedy w kuchni kiedy przechodzili poważną rozmowę dotyczącą ochroniarza.
Różnica wieku między nią a Valentina proporcjonalnie była niemal taka sama jak między nią a Angelo, w tym samolocie znajdowały się trzy pokolenia! Prawie dziesięcioletnia dziewczynka, osiemnastolatka i 36-latek. Faktycznie jakby spojrzeć z takiej typowo przyziemnej strony to Angelo mógłby być swobodnie ojcem obu dziewcząt, ale Gabrielle tak na to nie patrzyła, ona nie widziała tej różnicy, a jeśli już to strasznie ją kręciła, a już zwłaszcza nazywanie Angelo per "daddy". Zaspokajała w ten sposób swoje cholerne daddy issues, z którymi bez niego sobie zwyczajnie nie radziła. Teraz kiedy byli już ZNOWU razem, chęć zadowolenia własnego ojca, spełnieniem jego ambicji, jakby trochę zeszła na inny plan. Czuła gdzieś w środku, że teraz to musi się udać, że wszystko będzie dobrze, że poradzą sobie nawet z fochami małej księżniczki. Nie chciała jej wychowywać, to nie jej rola, ale siłą rzeczy będąc w jej życiu będzie miała na nie jakiś wpływ. Jak sobie tak teraz o tym myślała, to było to trochę przerażające. To wielka odpowiedzialność kształtować drugiego człowieka, pokazywać mu świat i wpajać pewne wartości. I nie, to nie tak, że obudził się w niej instynkt macierzyński, bo tak nie jest. W sensie pokochała swoje fasolki, których nie było już z nimi, ale przecież ona zawsze jest dobra dla każdego (prawie... nara Melanie, spierdalaj Charlotte) człowieka, jakiego napotka na swojej drodze, dopóki ten człowiek nie ślini się do jej mężczyzny. Paskudna zazdrośnica, powinna to leczyć, a z drugiej strony było w tym coś fajnego, bo jednak pokazuje to, że drugiej stronie zależy. Na całe szczęście nie miała wbudowanego psychozazdrośnictwa, jakkolwiek głupio to nie brzmi, bo nie kontrolowała nigdy jego wiadomości, maila, nie sprawdzała gdzie chodzi i z kim się spotyka, nie oglądała go z każdej strony kiedy wracał z jakiegoś wyjazdu i nie sprawdzała, czy ma malinki albo ślady szminki na kołnierzyku koszuli. Niekiedy kusiło, ale ukręcała temu pomysłowi łeb, zanim zdążył się wykluć z jajka, nie chciała być psychopatyczną laską, nie chciała osaczać i tłamsić, nie o to chodziło.
- I pewnie zdarzy się kolejny, i kolejny i następny. Jesteśmy tylko ludźmi, każdy popełnia błędy. Nie przejmuj się.- uśmiechnęła się jeszcze delikatnie nim poszła do dziewczynki. Angelo czasami potrzebował zostać sam ze sobą, tak jak i ona i widać tak jak Valentina. Cała trójka była siebie warta i stoi przed nimi bardzo trudne zadanie w postaci tego, że muszą się siebie nawzajem nauczyć, a to zapewne zajmie trochę czasu i będzie obkupione niejedną sprzeczką, żywiołową wymianą zdań, pobitymi talerzami, stratami w innej zastawie stołowej.
Czekaj, co? Czy to dziecko właśnie powiedziało jej, że magiczny świat nie istnieje? Gapiła się na dziewczynkę oniemiałą, no ona była chyba z jakiejś innej planety, albo była dorosłym człowiekiem zamkniętym w ciele dziecka.
- Oczywiście, że istnieje.- trochę fuknęła jak rozjuszona kotka, och już ona ją naprostuje! Jak można nie wierzyć we wróżki, jednorożce i inne magiczne stworzenia mając dziesięć lat? No jak? Halo, dzieciństwo, widzisz mnie? Gabrielle nie mieściło się to w głowie, będzie musiała temu dziecku przeprowadzić resocjalizację.
- Nie wiem jak ty, ale dla mnie np. miłość jest z magicznej krainy, bo czyni niesamowite rzeczy. Jeśli to nie jest magia, to ja już nie wiem, co nią jest.- wzruszyła lekko ramionami, nie chciała wdawać się w głębszą dyskusję i rzucać innymi argumentami, żeby przypadkiem się z dzieckiem nie pokłócić i nie wpaść w rozmowę pod tytułem: istnieje, nie istnieje, istnieje, nie istnieje...
- Nie masz za co, rozumiem cię. Też kiedyś byłam na twoim miejscu, ale dziękuję.- posłała dziewczynce przyjazny uśmiech i przeniosła wzrok w kierunku zbliżającego się do nich Angelo. Już wyglądał na spokojniejszego.
- O widzisz, no i mamy wspólną miłość. Makaron zawsze jest dobry na wszystko.- pokiwała z uznaniem głową. Przynajmniej miała dobry gust kulinarny, ale nie chcieć czekolady? Podejrzanie... Ona zazwyczaj nie ufa ludziom, którzy jej nie lubią. Będzie musiała się dzieciakowi bacznie przyglądać!
Oparła się o zagłówek i westchnęła, patrząc teraz ze spokojem na ten dziwny obrazek ataku klonów. W pewnym momencie zaśmiała się cicho pod nosem i pokręciła głową. Ależ jej się coś cisnęło na usta, nie mogła tego nie powiedzieć! Udusiłaby się, a to oznaczałoby śmierć w powietrzu bez katastrofy lotniczej.
- Jaki ojciec taka córka... Chociaż w przypadku mojego staruszka to się nie sprawdza. Nie słuchaj go Val, mogę tak mówić, czy wolisz pełnym imieniem? Bycie grzeczną jest nudne, lepiej narozrabiać i przeprosić za psocenie niż wiecznie siedzieć prosto i uważać na każde wypowiadane słowo.- rozłożyła ręce tak jakby pokazywała siebie za przykład. Dokładnie takie miała zdanie na ten temat, uwzględniając w tych głośnych przemyśleniach samą siebie. Ona do osiemnastki była ultra obrzydliwie grzeczna, wszystko zmieniło się kiedy dostała plastik potwierdzający pełnoletność do swoich dłoni.
Ogólnie to Gabi nie była głodna, miała ostatnio jakieś zaburzenia apatytu. Zapominała o posiłkach, albo najadała się na noc i bolał ją brzuch, zapominała o piciu wody a wlewała w siebie litry kawy i energetyków, żeby zachować trzeźwość umysłu. Kiedy zobaczyła minę Angelo, gdy powiedziała, że nie ma ochoty na jedzenie westchnęła i nie chcąc robić afery zgodziła się coś zjeść i wypić przy okazji. Zrobiła się tak pełna, że miała wrażenie, że pęknie. Na dodatek zachciało jej się spać i najchętniej położyłaby się pod kocykiem. Była zdziwiona, że lot na Sycylię tak długo trwa, czy nie powinni już lądować? Dziwne, coś jej się nie zgadzało. Została z Valenitiną sama na chwilkę, ale nie rozmawiały ze sobą. Gabi uznała, że robienie czegoś na siłę nie ma sensu, młoda będzie chciała to sama zacznie mówić, ale takie bycie ignorowaną przez nią w sumie było jej trochę na rękę. Nie umiała w dzieci, tak było prościej.
Angelo dał córce tablet a Gabi zajrzała jej przez ramię co ona tam na nim robi, sama by się chętnie dołączyła w sumie, ale ukochany porwał ją, o ironio, na bok.
To, że jest sprawa nie zabrzmiało dobrze, dlatego jakoś tak instynktownie się zamknęła, zaplatając ręce na klatce piersiowej i patrzyła lekko w górę, by wybadać, o co może chodzić, po jego wyrazie twarzy. No i się rozwiązało, słuchała... i mało szczęki z podłogi nie zbierała. Poważnie zrobił znowu to samo? Nie wytrzymała, palnęła się otwartą dłonią w czoło i pokręciła głową, a nawet wywróciła teatralnie oczami.
- Nigdy się nie nauczysz, że plaster zrywa się szybko, co? Wtedy mniej boli.- ona naprawdę oszaleje z tym człowiekiem. No nic, przecież trzeba wziąć temat na klatę, skoro jemu było ciężko to w sumie może mu przecież pomóc.
- Nie radzę, ale to minie. Jeszcze wszystko będzie dobrze i się ułoży. Okej, to kawa na ławę.- klasnęła w ręce i nim zdążyła się zastanowić nad tym co powiedzieć, odwróciła się przodem do dziewczynki i znów klapnęła obok niej. Skoro jemu to przez gardło nie było w stanie przejść to jej przejdzie.
- Valentina, możesz na kilka minut odłożyć tablet? Chcemy ci coś powiedzieć. Jesteś już dużą dziewczyną, na bank szybko załapiesz. Wiesz co to jest mafia nie? Jak nie, to tatuś ci wyjaśni, bo jest następcą sycylijskiego króla mafii twojego wujaszka Marcello, taki książę z niego, ale zamiast z mieczem to z pistoletem czasami sobie pobiega. A skoro twój tata jest księciem, to czyni ciebie księżniczką, ale nie można tego nikomu mówić, to tajemnica wagi państwowej, światowej, wszechświatowej. Ultra ważne, żeby trzymać gębę na kłódkę. - cały czas mówiła dość luźnym tonem, spokojnym, ale wesołym, bo w sumie ją to trochę bawiło. Cała Gabi, najpierw mówi, później myśli i teraz tak sobie pomyślała, że pewnie nie tak jej chciał to powiedzieć, ale co tam. Mleko się rozlało i coś, co się powiedziało nie może zostać odopowiedziane.
- No, załatwione. Chyba dobrze jej powiedziałam nie?- spojrzała na Angelo dumna z siebie i swojej pierwszej poważnej "dorosłej" rozmowy z dzieckiem, co prawda nie swoim, ale jednak dzieckiem. I już, po krzyku, plaster zerwany, teraz niech się Angelo tłumaczy. Ależ ona była z siebie dumna i zadowolona!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Córka gangstera chowana była do tej pory w dość specyficzny sposób. Jej matka starała się zapewnić jej bezpieczeństwo i miłość, a jednocześnie próbowała wychować ją na inteligentną i myślącą dziewczynkę. Mirabelka wiedziała, że przyjdzie taki dzień, że jej córka trafi pod skrzydła swojego ojca i doskonale zdawała sobie sprawę z tego z czym to się wiązało. Chciała stanąć na wysokości zadania i uodpornić dziewczynkę na wszelkie rozczarowania związane ze świętym mikołajem, czy innymi kłamstewkami którymi karmiono małe dzieci. Chciała żeby Valentine była silną dziewczynką, gotową na wszystko co ją spotka, jednak jednocześnie odbierając jej przy tym dość sporo przyjemności z dzieciństwa. Może taka była właśnie cena noszenia dumnego nazwiska Denaro? Tak, czy inaczej Valentine patrzyła na Gabrielle lekko spod byka, kiedy ta mówiła o jakieś magii. Ona jeszcze nie rozumiała co to miłość, o której mówiła nastolatka. Dopiero kiedy wspomniała, że też przez to przechodziła, zdobyła jej zainteresowanie. Mała Włoszka aż poprawiła się na miejscu i zmarszczyła brwi, ale już nie zdążyła zapytać o to co chciała.
Gabrielle Glass czyżbyś nie połączyła kropek? Angelo też nie przepadał za słodyczami, makaron był jego pierwszym wyborem. Czasem genów nie oszukasz.
- Vaine. - Poprawiła ją dziewczynka w skrócie swojego imienia dość dumnie zadzierając podbródek. Mimo wszystko wolała pełnie imię, ale skracać wolała je w taki sposób. Angelo zgromił Gabi wzrokiem.
- Tak, ale to nie tyczy się bliskich i rodziny. - Teoretycznie miała rację, ale i jej też nie miała. Denaro chciał żeby jego córka wychowała się w wartościach reprezentowanych przez Nostrę, a tu jasno było określone, że między sobą wszyscy powinni zachowywać się w porządku. Różnie bywało, ale generalnie za swoimi w ogień powinno się wskakiwać. Dla reszty świata? Można było być ostatnim chujem, nawet trzeba było nim być, ale Rodzina to Rodzina.
[...]
Wiedział, co powie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien zostawiać takich spraw na ostatnią chwilę. Jednak dalej uczył się pewnych kwestii i też nie miał dobrej okazji, żeby porozmawiać z dziewczynką. Rzucanie na głęboką wodę też było dobrym planem. Jemu też w wieku 6 lat został wylany kubeł zimnej wody na łeb, kiedy dowiedział się jaką będzie pełnił w świecie funkcje. Jednak był chłopakiem i uważał, że to coś innego. Swoją córkę widział taką kruchą, małą, jak mogła być gotowa na coś takiego? Może Gabrielle, z racji że była kobietą jakoś delikatniej jej to przekaże?
Mhm, żeby on wiedział co nadchodzi...
- Tylko... - Nie zdążył dokończyć, widząc już tylko plecy swojej ukochanej i podrygujące rytmicznie włosy w rytm jej chodu. Dlaczego miał złe przeczucia? Ona jakoś do tego zbyt ochoczo podeszła. Pomiędzy oczami Angelo pojawiła się zmarszczka, a jego wzrok skupił się na dziewczynce. Podszedł powoli do dziewczyn, słuchając wywodu Gabrielle i aż mu się gorąco zrobiła. Co ona najlepszego gadała?! Myślał, czy tego nie przerwać, ale spojrzał badano na Valentine, której oczy rosły z każdym kolejnym słowem nastolatki. Denaro powoli usiadł w fotelu przed dziewczynami i splótł ze sobą dłonie, opierając na nich swoje usta.
I nastała taka dziwna cisza.
Gabi wydawała się z siebie bardzo zadowolona. Angelo zamyślony, a Valentine próbowała zrozumieć co właśnie usłyszała. Chyba myślała, że to jakieś głupie żarty, albo że ta baba jest zdrowo szurnięta, ale ojciec wydawał się być jej strasznie poważny. Angelo siedział i czekał, patrząc dziewczynce prosto w oczy.
- Tato... Jesteś zły? - Chyba nie do końca to wszystko rozumiała, a raczej na pewno. Patrzyła na ojca lekko wystraszonym spojrzeniem, jakby zaczynała się go bać. Ten jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo dziewczynka nagle uśmiechnęła się i zasłoniła usta dłonią.
- Jestem księżniczką?! - Wstała nagle i popatrzyła raz po jednym raz po drugim. -Ale czad! - Podparła się pod biodra i uniosła wysoko brodę. - Ale... Ale co to znaczy? - Zmarszczyła nagle brwi i opuściła ręce. Kłapnęła z powrotem na fotel, patrząc raz na Gabi raz na swojego ojca. Angelo widział w niej duże zmieszanie. No tak, nie ma co jej się dziwić...
- Wiesz mogłaś być trochę mniej bezpośrednia. - Zwrócił się do Gabi i pokręcił głową. Wziął głęboki wdech, opuszczając dłonie i spojrzał na chwilę za okno samolotu. Cmoknął i wrócił spojrzeniem na swoją pierworodną (chyba).
- Mamy jeszcze trochę czasu...- Zaczął zerkając na zegarek. - To może od początku.- Zawiesił spojrzenie na córce i zaczął swoją opowieść. Zaczął od tego jak się naprawdę nazywa i że ona nosi od teraz jego nazwisko. Opowiedział ich historię, mniej więcej czym się zajmują, czym jest ta cała mafia, że Rodziną, którą należy szanować i która zawsze dla niej będzie. Jaką funkcję pełni Marcello, on, Francesco. Starał się mówić takim językiem, żeby to wszystko pojęła i zauważył, że z każdą kolejną chwilą dziewczynka robi się coraz bardziej zafascynowana. Nie było w niej strachu, wręcz przeciwnie. Wydawała się cieszyć, że jest kimś ważnym. Słuchała jednak grzecznie, nie zadawała pytań, czekając aż ojciec skończy. Ten zaś mówił po Włosku, żeby na pewno wszystko zrozumiała. Wiedział, że Gabi zna już całą tą historię, nie musiała wyłapywać wszystkiego, a Valentine na pewno łatwiej będzie wszystko zrozumieć. Kiedy skończył dziewczynka zasypała go mnóstwem pytań i o dziwo Gabrielle również. Wydawała się bardzo rozemocjonowana tym wszystkim i chciała od razu wiedzieć najlepiej wszystko. Denaro trochę ją stopował, tłumacząc, że wszystkiego dowie się w swoim czasie i powoli, a na razie ma się uczyć i szkolić. Szkolenie zainteresowało ją najbardziej, była żądna wiedzy o swojej nowej Rodzinie i tym co może jej zaoferować. Ogólnie dużo rozmawiali. Ten temat wydawał się nie mieć dna, choć Angelo musiał uważać co mówi, bo nie wszystko było jeszcze przeznaczone dla jej dziesięcio letniego mózgu. Nie chciał pozbawić jej emocji, tak jak zrobiono to z nim. Teraz widział, że przez to stał się bardzo problematyczny i nie chciał, żeby jego córka przechodziła przez to samo. Zabawne, bo rozpoczęcie rozmowy z Valentine przez Gabriellę jakoś ułatwiło mu tą rozmowę. Pierwsze koty za płoty, co?
Nie wiem ile czasu minęło, ale głowa dziewczynki wydawała się parować. Kiedy poszła do toalety i z niej wróciła, oczy zaczęły same jej się ze sobą kleić. Położyła się na kanapie i zasnęła w mgnieniu oka, przytulając do siebie poduszkę. Angelo okrył ją kocem, po czym chwycił Gabi za rękę i zaprowadził na początek samolotu, gdzie mogli sobie porozmawiać. Odwrócił się w jej stronę, chwycił ją za policzki i pocałował krótko, na koniec opierając czoło o jej.
- Dziękuję, było mi dużo łatwiej. Chociaż to było bardzo ryzykowne posunięcie... podobało mi się. . - Błysnęła śnieżnobiała biel jego zębów. Odsunął się od niej nieco, by zlustrować oczami jej spojrzenie. - W moim życiu są same silne kobiety. Ty przyjęłaś to w miarę dobrze, a teraz ona. Teraz... już chyba wszystko zostało powiedziane i w końcu możemy cieszyć się normalnością, co? Cieszę się, że zostało to wyjaśnione i że nie jesteś na mie wkurwiona. W sumie jak mogłabyś być? Kochasz mnie. - Rzucił dumnie i zaczepnie, śmiejąc się cicho kiedy całował ją w czoło. - Czeka nas wspaniały czas w Nowym Jorku. Mam nadzieję, że stęskniłaś się za moim młodszym braciszkiem?- Jakże on był z siebie dumny i udanej niespodzianki! Nie powiedział jej jeszcze o kilku innych, odkrywając kartę po karcie...
Miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia jak wylądują. Rozmowa z Brucem. Przecież on prędzej czy później wszystkiego się dowie i tak jak powiedziała przed chwilą Gabrielle Glass , plaster należy zrywać szybko.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi przyjęła do wiadomości to, w jaki sposób dziewczynka chce, by skracać jej imię, dla niej to było bardzo ważne, bo jej imię też było skracane na wiele różnych sposobów. Babcia mówiła na nią Bri, dziadek od strony ojca Elle, przyjaciele w głównej mierze mówili do niej per Gabs, a ona najbardziej lubiła zwyczajne, proste i nieskomplikowane Gabi, a czasami pełne imię zależnie od sytuacji.
Angelo miał przekichane, bo jego imienia praktycznie w ogóle nie można zdrabniać. Co ma się zwracać do niego per An? No jak to brzmi? A może Gelo? Jeszcze gorzej, jak jakaś galaretka. Czasami już się w tych wszystkich imionach gubiła, Ares, Angelo, Michał... Jasne, wiedziała, którego i w jakich okolicznościach używać, ale czasami musiała gryźć się w język, żeby nie palnąć "Angelo" w złym czasie. Dobrze, że oba imiona są na A!
Nastolatka sama nie do końca wiedziała, jak zacząć tak poważną rozmowę, nie pomyślała w ogóle co robi ani o tym, że zdradza za dużo i za szybko. Cała ona, przecież to się nie mogło inaczej skończyć aniżeli w ten sposób. Wydawało jej się, że całkiem fajnie wyjaśniła to małej Włoszce, w bardzo przystępny i rzeczowy sposób, choć nie wdając się w zbędne szczegóły, których uszy dziecka nie powinny doświadczyć. Nawet dla niej samej niektóre fakty były ciężkie do przełknięcia, tak jak banany, których całym sercem nie znosi.
To było strasznie dziwne, kiedy po jej wywodzie i pytaniu, czy dobrze młodej wszystko wyjaśniła zapadła taka niezręczna cisza. W powietrzu można było siekierę zawiesić tak gęsto się zrobiło. Gabi zaczęła patrzeć to na Valentinę, to na Angelo, lekko zdezorientowana i tak jakby zaczęła się wycofywać nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Przez myśl jej nawet przeszło, że znów napytała sobie biedy, tak standardowo, zwyczajnie, po ludzku, po Gabrysiowemu. Przełknęła cicho ślinę i poprawiła się na siedzeniu, posuwając pośladki w głąb kanapy, żeby móc się oprzeć plecami o miękki materiał, w którym miała ochotę się zapaść, schować, zniknąć i już nie wychodzić do końca lotu, gdziekolwiek nie lecą, bo już zaczęła wątpić, że będzie to Sycylia. Przecież ten lot trwał zdecydowanie za długo, chociaż dla niej to były około 2 godziny, bo przecież jedną trzecią przespała. Oczywiście, że Angelo był zły! Musiał być, bo on rzadko milczy i czeka na rozwój sytuacji w tak podbramkowych momentach. A może próbował się uspokoić, żeby nie wybuchnąć i nie zacząć na Gabi krzyczeć? Jejku, ona już sama nie wiedziała czego może się po nim spodziewać, przecież chciała dobrze, dlatego cieszyła się, że to Valentina zadała ważne pytanie. Niemal podskoczyła na swoim miejscu i zaczęła się śmiać z reakcji dziewczyni. Mogła się spodziewać tego, że dziecko uczepi się myśli o byciu księżniczką, bo to przecież jest ekscytujące! Każda dziewczynka marzy o tym, żeby być taką księżniczką, każda marzy o pantofelkach, sukienkach i księciu na białym koniu, przynajmniej do pewnego wieku.
- Daj spokój, to duża i mądra dziewczynka. Lepiej tak niż obchodzić temat dookoła. To, że jest dzieckiem, nie oznacza, że nie jest człowiekiem.- uśmiechnęła się ciepło i zerknęła na zarumienioną z ekscytacji twarzyczkę Valentiny. To było bardzo zaskakujące doświadczenie, wziąć udział w tego typu rozmowie, Gabi czuła się TAKA doświadczona i TAKA MĄDRA, taka... dorosła. Fuj. Ona nie chce być dorosła! To znaczy chce, bo może robić co zechce, ale nie chce tej całej odpowiedzialności, powagi, zadęcia wszystkich dorosłych ludzi z kijem w tyłku. Ona chce żyć, czuć, doświadczać, cieszyć się tym, co ją spotyka i tyle.
Ze spokojem przysłuchiwała się rozmowie, która w głównej mierze potoczyła się po włosku, czasem wtrąciła jakieś swoje trzy grosze, ale nie wtrącała się za mocno. Czasem tylko mrucząc coś niewyraźnie pod nosem kiedy sobie popijała sok winogronowy z kartonika. Założyła sobie nogę na nogę i wesoło machała stopą, tak jak czasami robił to Angelo. Kto z kim przystaje, takim się staje? Być może, ale przecież przeszli przez kilkutygodniową rozłąkę, więc nie powinna mieć takich nawyków. Troszkę się nudziła, ciągle zerkała na swój zegarek, ale kiedy wreszcie mogła włączyć się w rozmowę bardzo się w nią zaangażowała.
Blondynka z kolei w ogóle nie zastanawiała się nad tym co mówi, co rodziło kolejne pytania Valentiny i przez to tematy się nawarstwiały. Dość nieświadomie wrzucała Angelo na miny i biedny musiał gasić małe pożary. Glass to najchętniej powiedziałaby młodej o absolutnie wszystkim, wszystkim, ale sama miała świadomość tego, że nie wie nawet 1/20 tego co powinna.
Długo rozmawiali, w międzyczasie dostali jakieś przekąski na słodko i na słono. Oczywiście, że nastolatka zaczęła zmiatać ze stołu straszne ilości jedzenia, bo jakżeby inaczej. Jakby ktoś jej na nowo apetyt odpalił. Dobrze, że zrobili przerwę na toaletę, bo po powrocie z niej, obwody Valentine zostały przegrzane i postanowiła położyć się do spania. Gabi obserwowała jak Angelo okrywa dziecko kocem, z jaką czułością i delikatnością to robi. Aż ją lekko w dołku ścisnęło. Z jednej strony słodkie i wzruszające, z drugiej smutne, bo z ich synkami już tak nigdy nie zrobi. Z zamyślenia wyrwał ją fakt, że jest gdzieś ciągnięta, sama nie wiedziała dokładnie gdzie. No zastanów się Gabi, masz mało opcji do wyboru — albo w prawo, albo w lewo samolotu. Przecież nie każe ci skakać ze spadochronem w dół. Dała się pociągnąć niczym szmaciana laleczka. Odzwyczaiła się od tych jego gestów i zagrywek i czuła się trochę nieswojo, ale jednak cudownie, bo znów całował jej usta. Wedle jej odczucia — zdecydowanie za krótko! Wygięła usta lekko w podkówkę w związku z tym faktem.
- Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Dobrze, że tak wyszło. Teraz Vaine ma pełen obraz sytuacji i wie, że nie może biegać po szkole i paplać, że jej tata jest z mafii i wszystkich pozabija jak będą do niej podskakiwać.- zaśmiała się cicho i pokręciła lekko głową, kładąc swoje dłonie na jego łapskach, które trzymały jej policzki.
Czekaj co? Nie jest wkurwiona? Oczywiście, że jest! I zawsze będzie się już na niego wkurwiać, dlatego zmarszczyła śmiesznie nosek i zrobiła tą swoją groźną minkę, która wcale nie była groźna. Nadęła też policzki i spojrzała na Angelo spod byka.
- O nie, nie, nie... To, że cię kocham nie oznacza, że nie mogę być na ciebie zła, bo mogę i jestem. O. Widzisz?- tupnęła nogą i zaplotła ręce na klatce piersiowej.
- Tak jestem zła, że aż tupie nogą. Brakuje jeszcze tylko półobrotu.- burknęła niezadowolona wchodząc mu w słowo. Ech... Jak ona mogła się na niego wściekać, kiedy tak czule całował ją w czoło i tak ładnie się śmiał? Musi udawać, musi trzymać się roli. Tylko... Wróć. Co on powiedział? Uszy ją chyba mylą, jaki znowu Nowy Jork? Za jakim młodszym bratem?
Dobra, Nowy Jork jest w Ameryce, i Franek też jest w Ameryce, to by się zgadzało. Mózg blondynki pracował na spowolnionych obrotach i mielił fakty jak tępe ostrza blendera coś absolutnie twardego, np. kawę z nutą pomarańczy i białej czekolady (xD). Widać było, że to procesuje, bo źrenice jej oczu nagle robiły się wielkie, później znów mniejsze i nawet otworzyła usta ze zdziwienia, wyglądając przez to jak rybka wyciągnięta z wody.
- Porwałeś mnie do... AMERYKI?!- krzyknęła i dopiero teraz zorientowała się, że przecież Valentina śpi, więc zatkała sobie usta dłonią. Musiała usiąść, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zobaczy Franka! Zobaczy Nowy Jork! Pójdą na Times Square i do Rockefeller Center na łyżwy, i zobaczą wielką choinkę. Aż się znowu oblała rumieńcem z tych emocji, ale musiała ciągle udawać złą, chociaż w środku cieszyła się jak małe dziecko.
- Ani trochę się nie cieszę, że zobaczę tego pajaca...- burknęła obrażonym tonem, ale kąciki ust jej drgały, czego nie potrafiła powstrzymać. Miała ochotę zacząć się kulać po kanapie z radości, ale opanowanie to klucz do sukcesu. Nagle złapała Angelo za rękę i pociągnęła go na siebie, dając mu znać, że teraz będą się przytulać i całować, dopóki nie wylądują. Potrzebowała go mieć blisko, nawet jeśli oznaczało to niemożliwość uprawiania dzikiego seksu, bo co jak co, ale namiętne pocałunki i błądzenie niespokojnymi rękami po ciele ukochanego sprawiały, że mocno się nakręcała. Nie minęła godzina od rozpoczęcia przyjemnych czynności, a z głośników padł komunikat, że proszeni są o zapięcie pasów, bo za chwilkę będą podchodzić do lądowania na JFK, jednym z największych lądowisk na świecie.
Gabi była "over the moon", miała ochotę przebierać nogami z ekscytacji, ale tym tylko dałaby Angelo satysfakcję, że sprawił jej radość. Musiał odczuć, że nie porywa się ludzi w tak paskudny sposób, niech się kurde zastanawia!
Powietrze w Nowym Jorku było mroźne, jeszcze bardziej niż w Londynie, dlatego dziwnie było schodzić na płytę, gdzie czekał na nich i ich bagaże, wypasiony, czarny samochód. Valentina wciąż była mocno zaspana i mało przytomna więc Angelo musiał ją znieść ze schodów i wsadzić do auta. Poczekali dosłownie pięć minut na bagaże i zostali zawiezieni prosto do terminala, gdzie zostaną sprawdzone im paszporty i wpuszczą ich na teren USA. Gabi wydawała się bardzo oszołomiona wielkością lotniska, ilością ludzi, strażnikami na każdym kroku, którzy wszystkim bardzo uważnie się przyglądali. Nastolatka sprawiała wrażenie spanikowanej i przestraszonej, rozglądała się, trzymała się kurczowo ramienia Angelo i to właśnie zwróciło uwagę dwóch ciemnoskórych strażników, którzy wyrywkowo łapią ludzi do kontroli jeszcze nim ci znajdą się przy kontroli paszportowej.
- Dzień dobry, poproszę o państwa paszporty. Jaki jest cel wizyty w Stanach Zjednoczonych?- zapytała bardzo uprzejmie niezbyt wysoka, pulchna kobieta. Gabi spojrzała na Angelo, szukając w nim ratunku, nie wiedząc gdzie ma swój paszport i co niby ma powiedzieć, ale strażniczka ewidentnie oczekiwała odpowiedzi od niej. Kobiecie nie podobało się to, że taki wielki, wytatuowany facet ma u boku taką niewinną dziewczynę, to jej śmierdziało na kilometr jakimś przekrętem. Może gówniara jest mułem i przewozi w żołądku narkotyki tego kolesia? A może porwał ją na handel ludźmi? W tej pracy nic by jej nie zdziwiło, bo siedzi w zawodzie blisko dwadzieścia lat.
- My.... My przyjechaliśmy na święta, do rodziny. Tak, na święta do rodziny.- powiedziała w końcu, zdobywając się na odwagę. Dosłownie czuła jakby zrobiła coś złego, a przecież wcale tak nie było. Strażniczce nie podobał się niepewny ton blondynki i to, że sama sie upewniła w tym co powedziała. Zaczynało robić się dziwnie i to szło tylko w jednym kierunku. Kontrola osobista.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Rzadko kiedy tak trzymała emocje na wodzy, ale widział je. Mogła się ukrywać, ale w tych iskrzących się oczach dostrzegał wszystko. Jej radość i ekscytację, której z dość oczywistych powodów starała mu się nie okazywać. Wiedział, że próbuje być obrażona przez to porwanie i to sprawiało, że stawała się w jego oczach tylko bardziej urocza. Lubił kiedy miała tą obrażoną minkę, wyglądała jak taki mały wściekły słodki piesek, którego nikt nie jest w stanie potraktować poważnie, a już na pewno nie on. Wiedział, że się cieszy. Na zobaczenie nowego kontynentu, poznanie kolejnej kultury, odwiedzenie kultowych miejsc, zobaczenie się z Frankiem. Ich relacje były... bardzo ciekawe. Właściwie to Angelo miał wrażenie, że byli do siebie strasznie podobni, jakby byli swoimi wersjami w innym ciele i przeciwnej płci. Nie był o to w żaden sposób zazdrosny, ani ogólnie o jej relacje z jego bratem, wręcz przeciwnie. Cieszył się, że tak wyglądają. Strasznie ciekawiły go te Święta i co przyniosą. Szczególnie jak Francesco dogada się z Polską częścią jego Rodziny. Angelo czuł, że będzie... ciekawie. Szczególnie, że z tego co Misia mówiła, oni święta obchodzili nieco inaczej. Denaro zgodzili się to zrobić na Polski sposób, a Franek wręcz nie mógł się doczekać. On był jak takie duże dziecko, które bardzo się wszystkim ekscytowało, szczególnie, jak miał coś zrobić, czy spróbować po raz pierwszy.
Mieli dla siebie w końcu trochę czasu i w końcu mogli się sobą nacieszyć. Angelo nie miał jej dość, wręcz przeciwnie, stęsknił się za bliskością tej gówniary. Przyzwyczaił się już, że go osaczała, wręcz mu tego brakowało. Oddawał jej pocałunki, sam pewne inicjował, rozkoszując jej ciepłem, bliskością i zapachem. Bardzo mu tego brakowało i znów się też nakręcił, ale wiedział, że Gabrielle nie będzie chciała teraz uprawiać seksu. Na razie zaspokoił się (połowicznie) wcześniejszym obciąganiem, ale to nie było to... Nadrobią dzisiaj wieczorem. Będą mieli całą noc i sypialnie tylko dla siebie. Nieważne, czy będzie zmęczona po podróży i wykończona emocjami. Da jej czas dla siebie żeby się ogarnęła, a później, cóż, nie pozwoli zasnąć. Nie mógł przestać o tym myśleć. Był jak narkoman na głodzie, taki najgorszego sortu, który jak sobie nie jebnie w żyłę każdego dnia, to zaraz wydaje mu się, że umiera. A tutaj? Odstawienie trwało nie dni, a tygodnie, Angelo strasznie nosiło, a te pocałunki i bliskości w samolocie tylko jeszcze bardziej go nakręciły.
Nowy Jork. Dawno tu nie był, minęły długie lata, 5? 6? Odwiedził Francesco kiedy mieli we dwóch duży kontrakt do podpisania z Trumpem, gdzieś na początku jego kadencji. Jego brat mieszkał wtedy w willi na uboczu, pamiętał stan tego domu, lepiej się nie wypowiadać. Jego młodszy braciszek przeżywał wtedy swój największy imprezowy czas. Z tego co wiedział już się trochę uspokoił i przeniósł do centrum, by łatwiej mu było zarządzać interesami. Ciekaw był jak sobie teraz radził, ale z tego co wiedział, szło całkiem nieźle. Nie wtrącali się w swoje interesy, każdy pilnował swojej części świata i swoich krajów, czasami tylko łącząc siły, gdy klienci sobie tego życzyli. Nie szukali na swój temat informacji w internecie, wiedzieli tylko tyle ile sobie przekazywali, ale głównie na linii on i Franek z Marcello. Angelo z Francesco raczej rzadko rozmawiali o swoich własnych interesach, nie było właściwie takiej potrzeby.
- Co się dzieje, wszystko w porządku?- Z jednej strony trzymała go za rękę zaspana, ale bardzo podekscytowana Valentine, a z drugiej za ramię ciągnęła go Gabi. Wydawała się strasznie zdenerwowana. Niedobrze.
- Nie denerwuj się tak, przecież wszystko jest okej.- Nie chciał żeby zwracała niepotrzebnie na siebie uwagę i tak już wyglądali podejrzanie. Angelo wyglądał jakby wywoził na handel dwie młode dziewczyny, albo jakby był sam z córkami, które porwał. Przecież wiedział jak wygląda, nawet jego elegancki strój nic nie pomoże. Dlatego dołożył wszelkich starań żeby żadne ziarenko kryształku nie walało się po jego walizce, czy rzeczach. Przygotował Esty dla wszystkich, dokumenty mieli w porządku, zero narkotyków przy sobie, czy czegokolwiek za co mogliby ich zatrzymać. Przywykł do wyrywkowych kontroli, wszędzie go sprawdzali przez jego podejrzany ryj i ilość tatuaży.
Dlatego nawet nie zdziwiło go ich zatrzymanie. On wyglądał na całkowicie wyluzowanego, nawet uśmiechnął się do kobiety, już otwierając usta, żeby coś powiedzieć, ale Gabi była szybsza. Mentalnie jebnął się ręką w czoło, cała Gabi. Angelo puścił dłoń Valentine i wyplatał się spod uścisku Gabi, sięgając do swojej walizki po paszporty.
- Tak jak moja partnerka powiedziała, przylecieliśmy do rodziny na święta. Proszę, oto dokumenty, w środku jest potwierdzenie Esty. - Podał kobiecie paszporty. Ta zaś wzięła je, otworzyła i dokładnie obejrzała.
- Dobrze, zapraszam ze mną. - Wskazała im dłonią oddzielne pomieszczenie, wchodząc tam za nimi. Była to dość spora hala, podzielona na kilka mniejszych pomieszczeń wyposażonych w maszyny prześwietlające, z dwoma strażnikami w każdej.
- Kim jest ta dziewczynka dla Pana? - Spytała o Valentine, patrząc w jego paszport.
- Córką. - Odpowiedział krótko i rzeczowo. Zerknął na Gabi, wiedział, że ona nie umiała w takie sytuacje. Trochę mu się chciało śmiać, więc oczywiście posłał jej głupi uśmieszek.
- Panią zapraszam ze mną, a Pan i córka przejdą do tego pokoju. - Wskazała im gdzie mają iść i zgarnęła Gabi samą do drugiego pomieszczenia. Czekał tam mężczyzna przy maszynie prześwietlającej, szykując stanowisko.
- Prosimy położył bagaże na taśmie, przejdzie Pani dodatkową kontrolę osobistą. Pakowała się Pani sama? Przewozi Pani jakieś przedmioty należące do kogoś innego? Kim jest dla Pani ten człowiek? Skąd przylecieliście? Jeśli jest coś, co powinniśmy wiedzieć, proszę o informacje teraz. - Zadawała pytanie za pytaniem, siadając przy komputerze aby sprawdzić jej dane. Miała miły głos, starała się nie wprowadzać gęstej atmosfery, ale musiała zadać te pytania przez podejrzenia.
Za to w pokoju obok Angelo już nie był tak miło traktowany. Rozdzielili go z córką, której zaczęli w małym pokoju zadawać różne pytania, Angelo widział to przez szybę. Mała ewidentnie się denerwowała, ale nie dlatego, że jest pytana o jakieś rzeczy, ale dlatego, że została sama i przestraszyła się, że z jakiegoś względu oddzielą ją od ojca i straci drugiego rodzica.
- Jaki jest tego wszystkiego powód? - Spytał dość szorstko Angelo, splątując ręce na piersi, gdy prześwietlali jego bagaże. Nie podobało mu się to. Wiedział, że Gabi też pewnie jest trzepana. - To nie jest normalna kontrola.- Zauważył jeszcze bystro. Brakowało, żeby kazali mu się rozbierać.
- Panie Kennedy, czy te dwie młode kobiety są tu z własnej woli? - Nie udzielono mu odpowiedzi. Mężczyzna, który stał wcześniej ze strażniczką, która poszła z Gabrielle Glass wydawał się być dość rzeczowy. Sprawdzał coś namiętnie w tym swoim komputerze, rzucając mu dość podejrzane spojrzenie.
- Oczywiście, że tak. Jedna to moja córka, a druga partnerka, już to mówiłem. - Powtórzył lekko już zniecierpliwiony.
- Przylecieliście prywatnym lotem, z depeszy wynika, że start odbył się z Londynu Biggin Hill, dlaczego akurat z tego?
- Bo jest mniejszy ruch, a ja nie lubię stać i czekać. Tak, jak i teraz. Mój czas dużo kosztuje, minimalizuje stanie w kolejkach i topienie czasu jak się tylko da. Spieszymy się, długo to jeszcze potrwa? - NAwet nie patrzył na prześwietlające się bagaże i rzeczy, wiedział, że nic tam nie znajdą. Wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego.
- To zależy co powie Pana partnerka i córka. O ile nimi są.- Mężczyzna zagrał va bank.
- Co Pan insynuuje? - Angelo uniósł brwi. Mężczyzna nic jednak nie odpowiedział. Wyszedł z pomieszczenia udając się do tego obok, gdzie dalej przesłuchiwana była Gabrielle. Strażnik podszedł do swojej koleżanki i powiedział jej coś na ucho, podając jej paszport Aresa Kennedy. Ta kiwnęła głową i zerknęła na Gabrielle.
- Możemy ci pomóc. Ta dziewczynka, która z wami leciała, skąd wzięła się w Londynie? Gabrielle, wiemy, że mieszkacie na codzień w Australii. Wiemy też o co był oskarżony niejaki Pan Kennedy. - Czarnoskóra strażniczka wydawała się być zmartwiona. - Będziemy musieli przenieść was do pokoju przesłuchań, niedługo przyjdą po was strażnicy graniczni. George, skończyłeś z bagażem? - Rzuciła przez ramię do mężczyzny, który oglądał rzeczy Gabrielle. Dziwnie się uśmiechał, trzymając w ręku wielki wibrator. - Tak, nic podejrzanego. - Odłożył go i zapiął walizkę dziewczyny. Cały czas głupio się uśmiechając. Strażniczka pokręciła głową.
- Będziemy musieli prześwietlić cię jeszcze w tej maszynie. Bardzo proszę o wejście do środka i zdjęcie z siebie wszystkich metalowych przedmiotów, oraz rozebranie się do bielizny. -Wskazała na okrągłą tubę, w której mogli prześwietlić człowieka w cel odnalezienia powtykanych w ciało narkotyków.
- Słucham?- Oburzył się Angelo słysząc, że zabierają ich na przesłuchanie. - Dość tego. Proszę skontaktować się z moim bratem, Francesco Ferrara. - Nie chciał rzucać nazwiskiem brata, ale też nie chciał narażać Gabrielle i Valentine na stres. Strażnik który do niego wrócił zmarszczył brwi. Tak się złożyło, że wiedział kim jest ów człowiek.
- Dlaczego Pan od tego nie zaczął? - Momentalnie zmienił front. Podniósł telefon, przez który wykonał kilka telefonów. Jeden z nich był do pokoju obok, dosłownie w momencie, w którym strażnicy prześwietlali Gabrielle.
-Możesz się ubrać i zabrać swoje rzeczy. Bardzo przepraszamy za nieporozumienie. - Kobieta wydawała się lekko przestraszona po telefonie, który przed chwilą otrzymała. Oddała nastolatce jej paszport i stanęła na baczność, czekając aż ta się zbierze.
- Rozumie Pan, procedury. - Mężczyzna oddał Aresowi Kennedy jego dokumenty, prawie mu się kłaniając.- Nawet nie zdaje sobie Pan sprawy jakie tu się rzeczy czasami dzieją. Musimy pilnować naszych granic, wszystko ze względów bezpieczeństwa. - Próbował się tłumaczyć, kiedy Angelo zapinał na nadgarstku zegarek.
- Proszę się już do mnie nie odzywać i przyprowadzić moją córkę. Natychmiast. - Angelo tracił cierpliwość, nie mając ochoty wysłuchiwać tego kajania się. Martwił się o Valentine, miała zapłakane oczy. Wbiegła do pomieszczenia i natychmiast przytuliła się mocno do Angelo.
- No już kochanie. Wszystko w porządku? - Pogłaskał ją po głowie. Miał ochotę rozjebać tych ludzi, ale wiedział, że musi się pilnować. Dlatego wolał żeby już nikt nic do niego nie mówił.
- Tato chce już stąd iść. - Rzuciła o dziwo po Angielsku, szlochając w jego sweter. Angelo zebrał ich rzeczy i rzucił ostrzegawcze spojrzenie mężczyźnie.
- Już idziemy, no już spokojnie. - Znów znaleźli się w korytarzu. Dołączyła do nich Gabrielle, Angelo od razu rozprostował ramię, żeby do niego podeszła i się przytuliła. W bok wciskała mu się dalej przerażona Valentine. Nawet nie chciał myśleć jakie jej zadawali pytania i co ona musiała przejść, znając przecież o nim teraz prawdę... Trochę się bał co im powiedziała, to tylko dziecko, mogli ją zastraszyć.
- Wszystko okej mała? - Spytał Gabrielle, przytulając ją do siebie i całując w czoło.
- Panie Kennedy, bardzo...- Zaczęła kobieta, która przesłuchiwała Gabi, wychodząc za nią z pomieszczenia.
- Nie. Nie chcę tego słuchać. - Zgromił ją spojrzeniem i wyciągnął z tego cholernego pomieszczenia swoje dziewczynki. Znaleźli się na ogólnej hali, mieszając z tłumem.
-Dobrze to zagrałam? Mogę już przestać płakać? Nic im nie powiedziałam, kazałam im spływać i mówiłam, że chce do taty i wujka Francesco i nie wiem czego oni ode mnie chcą i że się strasznie boję. - Valentine mówiła to z jakąś straszną dumą w głosie, wlepiając się w jego płaszcz nieustannie, by wyglądała jakby płakała. Angelo musiał zasłonić twarz, bo prawie parsknął śmiechem, a wiedział, że mogą być ciągle oglądani przez kamery.
-Jestem z ciebie dumny dziecko. Brawo. - Rzucił do niej głaszcząc ją po głowie, - Zostań w roli aż stąd nie wyjdziemy. - Rzucił cicho w dół i zerknął na Gabi. Wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Pogadamy jak wyjdziemy. Wszystko ok? - Spytał jeszcze raz, chyba już tylko o nią się martwił. Valentine... rozjebała system. Jego krew! Ależ był z niej dumny...
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ