Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
18+
Spoiler
Ta noc była pełna niesamowitych i bardzo głębokich emocji. Gabrielle nie miała pojęcia, że można czuć aż tak mocno i aż tak dużo jednocześnie. Oczywiście, zdarzało jej się odczuwać wiele, gubiła się w tym wszystkim, zwłaszcza jeśli te uczucia były zarówno pozytywne jak i negatywne i nie do końca wiedziała, jak się w nich odnaleźć, ale teraz to był zupełnie inny wymiar czucia.
Nie dość, że klimat tej sypialni robił robotę, a ich sylwetki pięknie rysowały się na tle wielkich okien to jeszcze padło tyle pięknych słów, tyle cudownych gestów i takie morze czułości i zrozumienia, że ciężko było pojąć to tym małym Gabrysiowym móżdżkiem, który czasami przypominał ten należący do Kubusia Puchatka, czyli czaszka wypełniona pluszem.
Mimo postrzelenia kogoś, czyli zrobienia krzywdy drugiemu człowiekowi Gabrielle teraz czuła wewnętrzny spokój, jakby wszystkie obawy gdzieś odleciały. Przestała się chwilowo bać, że znów się rozstaną, że znów coś strasznego stanie im na drodze co spowoduje całkowity rozpad ich relacji. To wszystko nie miało już znaczenia. Na jej palcu spoczywał drogocenny przedmiot, nie tylko pod względem materialnym, ale i sentymentalnym, chociaż ona i tak będzie się upierać przy czarodzieju.
Oj Gabrysiu, Gabrysiu... Ty niepoprawna optymistko! Życie nie dało ci w dupę wystarczająco mocno? Przecież zaręczyny można zerwać, można spieprzyć sprzed ołtarza, albo w ogóle się tam nie pojawić. Los pisze różne scenariusze i wszystko może się wydarzyć, nie ciesz się sarenko zbyt szybko, że uciekłaś myśliwemu, tudzież przewrotnemu losowi.
Nie chciała tracić go z oczu nawet na sekundę, bała się, że kiedy mrugnie to Angelo rozpłynie się w powietrzu, przestanie czuć jego dłonie, ciepło, oddech, skórę przy skórze. Musiała jednak mrugnąć by z oczu nie pociekły jej łzy, jej biodra lekko falowały w rytm ruchu dłoni mężczyzny, nie mogła opanować westchnięć i cichych jęków, nie mówiąc już o przygryzaniu wargi. Jej druga dłoń niespiesznie błądziła po perfekcyjnym ciele ukochanego... Narzeczonego! Powinna to podkreślać w każdej sekundzie swojego istnienia, on ją wybrał, nikogo innego. To właśnie ona dostąpiła tego zaszczytu i cholera będzie się tym chwalić na prawo i lewo!
- Ciii....- położyła mu palec na ustach, kiedy rzucił jej komplement, który sprawił, że szpilki, które miała na stopach zrobiły się z 10 centymetrów dłuższe, tak bardzo urosłą i obrosła w piórka. Niby wiedziała, że uważa ją za piękną, że nie przeszkadzają mu te wszystkie drobne niedoskonałości na jej ciele, które ona wyolbrzymia, ale zawsze jest miło to usłyszeć, mimo iż się wie jak postrzega cię druga strona. Orgazm nadchodził powoli, bardzo spokojnie, nie tak intensywnie i raptownie jak zazwyczaj, nie zaskoczył jej, czekała na niego. To było niesamowicie przyjemne dla odmiany dojść na szczyt rozkoszy w takim spokoju i delikatności, ale nie okazało się to wcale mniej intensywne niż zazwyczaj. Było zwyczajnie inne, a na twarzy dziewczyny pojawił się błogi uśmiech kiedy odchyliła głowę do tyłu, eksponując smukłą szyjkę. Palce jej obu dłoni w tym momencie wpiły się w ramiona mężczyzny dość boleśnie, zostawiając tam odciski całkiem niedawno zrobionych, ślicznych pazurków. Drżała lekko pod jego dotykiem, próbowała wrócić do jasnego myślenia, ale bardzo opornie jej to poszło, ponieważ błędnik zarejestrował nagłą zmianę pozycji, przez co zaczęła się śmiać.
To śmieszne, ale czuła się dziś naprawdę wyjątkowo, jakby jemu zależało tylko i wyłącznie na jej przyjemności, jakby czcił jej ciało z najwyższą uwagą, nie było w tym pośpiechu, siły i porywczości, choć przez podniecenie mogło być różnie. Ona też chciała go całować, dotykać, sprawić mu największą z możliwych przyjemności, dlatego błądziła po jego ciele rękami, szukała go pocałunkami, a kiedy tak bezczelnie i wprawnie zajmował się nią językiem, wplotła palce w jego włosy, wijąc się pod wpływem tych wszystkich bodźców i zaciskała mocno te swoje drobne paluszki na tych ciemnych i gęstych puklach. Nie potrzeba jej było wiele, żeby znów odlecieć, tym razem intensywniej niż wcześniej, do tego stopnia, że oczy wywróciły jej się do tyłu, pokazując tylko białka i tym razem dała Angelo to, co go tak kręciło, dosłownie zalała go swoimi sokami, bardzo obficie. Nie dane było jej zaznać wytchnienia na dłużej niż minutę, kiedy mężczyzna pozbywał się swoich ubrań. Miała ochotę usiąść, zedrzeć niego te łachy, porwać je na strzępy w trybie ekspresowym, żeby móc go wreszcie poczuć w sobie, jednak dała radę tylko unieść się na rękach i obserwować jak się rozbiera. Była lekko spocona, zarumieniona i kompletnie rozedrgana.
Poczuła słodki ciężar na swoim ciele, a był to Angelo... Kochała czuć ciężar jego ciała. On sam zapierał dech a co dopiero jego wielkie cielsko!
- Do końca świata mój przyszły mężu...- wydyszała w ekstazie, nie odrywając oczu od jego tęczówek, choć skupienie się było ekstremalnie ciężki kiedy poczuła jak jego magiczny kostur wsuwa się w jej ciasne wnętrze. Faktycznie miał rację... To bardzo magiczna różdżka! Dosłownie zobaczyła gwiazdy. Zaplotła nogi na jego biodrach, nie mogła przestać wodzić rekami po jego ciele jakby uczyła się go na pamięć. Każda blizna, każda wypukłość, każdy mięsień — jakby już nigdy w życiu miała go nie dotknąć. Ich ciała były do siebie idealnie dopasowane, ona ginęła w jego ramionach, on chronił ją nimi przed całym światem, mogła czuć się przy nim bezpiecznie. Nie mogła się powstrzymać, by nie składać pocałunków na jego ramionach, szyi i tam, gdzie tylko dosięgnęła. Kropelki potu sunęły po ich ciałach, nigdzie się nie spieszyli, to było zbliżenie pełna pasji i uczuć, jakie do siebie żywili. Mieli już swoje delikatne momenty i czułe, ale tu dało się dostrzec różnice, to był inny level miłości, bo weszła tu nie tylko fizyczność, ale i duchowość oraz zrozumienie wielu rzeczy. Nie mogła powstrzymać krzyku rozkoszy, która nią targnęła.
Mózg zalany endorfinami nie działał klarownie, nie rejestrowała pewnych rzeczy, bo widziała przed oczami same gwiazdy, ale czuła jego silną dłoń zaciskającą się na jej drobnej ręce, mocno splatali ze sobą palce. Czuła jak zalewa ją nieopisane ciepło i nie chodzi tu tylko o nasienie, które było pompowane do jej wnętrza w efekcie potężnego orgazmu. Kiedy tak na nią opadł ich spocone ciała skleiły się ze sobą. Objęła go szczelnie ramionami, wtulając w siebie, głaskała po plecach z niebywałą czułością i miłością, tymi ruchami nie tylko uspokajając jego ciało, ale i swoje własne, które dygotało lekko z nadmiaru wrażeń. Jedna z jej dłoni powędrowała na tył jego głowy, gdzie rozpoczęła delikatne głaskanie.
- Dostaniesz ode mnie tyle tej przyjemności ile tylko zapragniesz, zawsze...- wyszeptała lekko zachrypniętym głosem i przekręciła głowę, tak by móc pocałować go w skroń.
Spokój i wyciszenie nie trwało długo...
- Aaaa!- pisnęła i zaczęła się śmiać, bo w głowie jej się zakręciło od takiej szybkiej zmiany pozycji, Wypity alkohol, emocje...
- Jesteś nienasycony, ale co się dziwić, skoro masz przy sobie mnie... - zaśmiała się radośnie. Chyba pierwszy raz w jego towarzystwie sama sobie sprzedała komplement, nie będąc za grosz skromną. Ktoś tu chyba zyskał trochę pewności siebie!
Oparła dłonie na jego klatce piersiowej, patrzyła na niego z góry, podziwiała ten widok, był jej... Należał do niej, teraz już to wiedziała i czuła każdą komórką ciała.
- Czary... I kto tu ma magiczną różdżkę, hm? - nie byłaby sobą gdyby nie zażartowała nawet w tak romantycznej sytuacji, ale co poradzić? Wiedziały gały co brały. Niby jest jeszcze czas na reklamację i zwrot towaru do producenta, póki nie podpisali cyrografu, znaczy... aktu małżeństwa, ale czy któreś z nich tego chce? Nie.
Gabi w tym momencie wyjęła z włosów spinkę, a te rozsypały się jej na plecy piękną kaskadą, spinkę rzuciła gdzieś przez pokój, akurat w momencie kiedy Angelo pomagał jej się na siebie nabić. Powoli opadała na jego męskość do samego końca, czując jak pięknie ją rozpycha. Nie ma lepszego uczucia niż bycie jednością...
Pozwolił jej na nadanie tępa całej sytuacji, nie ingerował w to, w jaki sposób i z jaką częstotliwością unosi się i opada, a robiła to powoli, wręcz torturując i siebie i jego. Gładziła jego ciało, od czubka głowy po twarz, przez szyję, umięśniony tors, brzuch. W pewnym momencie oparła dłonie na jego kolanach i wygięta w taki łuk go ujeżdżała a Angelo mógł widzieć jak pięknie ginie w jej wnętrzu raz za razem. Włosy dziewczyny łaskotały jego uda.
Nic jednak nie pobije tego co zrobił kilka chwil później to, w jaki sposób przytulił się do jej piersi i jak ona go objęła, jak cudownie się zgrali ze swoimi ruchami.... On wodził rękami po jej ciele, po każdej krzywiźnie, ona nie mogła przestać głaskać jego, trwało to zaskakująco długo, bo przecież nigdzie się nie spieszyli, aż zaczęło wschodzić słońce. Słowa po włosku, jego zapach, bliskość, czułość i miłość, to wszystko stworzyło mieszankę tak wybuchową, że Gabrielle miała wrażenie, że znów umarła i unosi się nad własnym ciałem. Doszli oboje, mocno, w tym samym czasie, ciasno w siebie wtuleni. Kochała ginąć w tych jego wielkich ramionach. Po wszystkim nie mogła się powstrzymać przed tym, aby z niego nie schodzić, żeby mogli się uspokoić, wyciszyć wśród swojego dotyku, drobnych pocałunków, słodkich słów i spojrzeń pełnych zrozumienia i czułości.
- Ile razy jeszcze przy tobie powiem, że to najlepsza noc w moim życiu?- zapytała szeptem, prosto do jego ucha, kiedy kładli się w miękkie poduszki nie patrząc nawet na to, żeby iść pod prysznic i zmyć z siebie pot i zapach seksu. Dziś nie ułożyli się tak jak zwykle, tudzież na łyżeczkę. Gabi ułożyła dłoń na policzku swojego narzeczonego, gładziła go po nim kciukiem i patrzyła mu w oczy, opierając czoło na jego czole. Ich kończyny były ze sobą mocno poplątane, tak by być jak najbliżej siebie.
Miała w Angelo nie tylko najlepszego przyjaciela, ale i partnera, opiekuna, a co najważniejsze... Miłość swojego życia.
Zasnęli lepcy od potu i innych substancji, wtuleni w siebie i szczęśliwi prawie tak samo mocno jak Angelo, kiedy Gabi oznajmiła mu, że jest w ciąży, choć teraz to oboje to szczęście odczuwali, wtedy odczuwał je tylko on. Ile spali? Dwie godziny? Może trzy, nie więcej kiedy drzwi do ich sypialni się otworzyły i wpadł przez nie Majki. Miał zarumienione policzki, oczy mu się świeciły, śmiał się w głos kiedy wskakiwał na łóżko wujka i cioci.
- Wstawajcie nie ma śpania! Nie śpijcie! Jeśt nowy lok! Juuuupiiiii!- zerwał z kochanków kołdrę i zmarszczyłczoło skonsternowany gapiąc się na ich nagie ciała i coś rozkminiał w tej swojej małej główce. Gabi obudziła się momntalnie, trzeźwa, przytomna i kompletnie gotowa do działania. Pisnęła i zakryła się rękami. W panice wymacała poduszkę, chwyciła za tą, na której leżał Angelo i wyrwała mu ją spod głowy, zasłaniając się przed Majkim.
- Eee tam, mama ma więkse bo ma w nich mleko!- zawołał wzruszając ramionami i zaczął się śmiać i walnął się między Gabi a Angelo. Gabi nic nie rozumiała z tego co młody powiedział i całe szczęście.
- Mama się posikała do łóska taty Franka!- powiedział to tak rozbawionym tonem, że sam mało nie popuścił w majtki. Szkoda by było brudzić piżamę spidermana! Przekręcił się na bok, złapał Angelo za oba policzki, ścisnął je tak, że z ust zrobiła mu się rybka.
- Mama kłamie, źe to wcale nie siki tylko mówi, że moja siostla chce już wyjść i właśnie pakuje tlobę do szpitala, ale ja myślę, że jej wstyd się psyznać do tego, ze jest taka stala i powinna nosić pieluski jak dzidziuś, hahaha... - dopiero teraz puścił twarz Angelo i przekręcił się w stronę przerażonej Gabi, bo ona nie widziała o czym mały mówi.
Misia w tym czasie zupełnie na luzie poszła pod prysznic, niczym się nie przejmując. Na spokojnie zaczęła się ubierać, powoli pakować i przez tą nieuwagę nie powstrzymała Majkiego przed wycieczką do sypialni Angelo i Gabi. Franek w tym czasie chyba zdążył osiwieć w panice... Misia patrzyła na niego z lekkim politowaniem, rozbawieniem i takim: wtf... Chłopie, to tylko poród. Robiła wszystko w swoim tempie a kiedy przychodziły skórcze przystawała i czekała aż miną. Była trochę zaniepokojona, że to o miesiąc za wcześnie, ale nie dawała tego po sobie poznać. Podeszła do drzwi sypialni narzeczeństwa, zapukała i zajrzała do środka.
- Majki, wyłaź z łóżka wujka i cioci, daj im sposój, oni niedawno wrócili i na pewno chą spać.
Majki nie dyskutował, niezadowolony zlazł z łóżka i zaczął wolno dreptać w stronę matki.
- Valentina też jeszcze śpi, pozwoliliśmy im posiedzieć do drugiej. Wy też możecie jeszcze pospać, nie przejmujcie się to tylko poród, nic nadzwyczajnego.- po tych słowach wróciła do salonu i sięgnęła po swój telefon żeby wysłać SMS do mamy.
Gabi gapiła się na drzwi sypialni w szoku.
- Poród? Już? Teraz? Angelo... MISIA RODZI!- pisnęła i zerwała się z łóżka jak oparzona. Jakby to kurde ona rodziła, panikowała chyba podobnie jak Franek. I nagle zrobiło jej się jakoś tak... Dziwnie. Pusto w środku... To dopada ludzi w naj mniej odpowiednich momentach. Nawet zapomniała o tym, że trzeba pierścionek odczarować, a on wciąż spoczywał na jej palcu, choć bała się, że go zgubi, bo był trochę za duży.
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Tyle, ile nocy ze mną spędzisz. - Odparł zuchwale nim wtulili się w siebie i zasnęli. Angelo nie zdołał już nawet powiedzieć jej cichego "dobranoc", gdyż i jego w końcu dopadło zmęczenie, oparte na wielu nowych dziś silnych emocjach. On nie przeżywał tej strzelaniny, już o niej zapomniał. On przeżywał to, że usłyszał dziś "tak" od kobiety, którą wybrał na swoją przyszłą żonę. Wiele razy zastanawiał się, kim ona będzie i czy kiedykolwiek się pojawi, czy stworzy z nią rodzinę, czy będzie ją zdradzał, czy kiedykolwiek będzie potrafił szanować? Traktować jak faktycznego członka Rodziny? A teraz w jego ramionach leżała drobna osiemnastoletnia gówniara, nosząca na palcu Rodzinny pierścień Denaro, stając się dla spadkobiercy Nostry nie tylko najlepszą przyjaciółką i kochanką, ale pierwszą i prawdziwą miłością jego życia.
I musiała być to oczywiście gówniara... ale może przynajmniej zdoła ją pod siebie odpowiednio wychować?
Ale czy naprawdę chce? Jego spojrzenie na pewne sprawy też się lekko zmieniło. Lekko.
Spał twardo, ale jak zawsze czuwając. Obudził się, gdy coś, a raczej ktoś wpadło na łóżko, odkrywając...ich nagie wciąż ciała. Nagle poduszka spod jego głowy wysunęła sięga Angelo otworzył oczy, marszcząc brwi bardzo niezadowolony, bo nienawidził, gdy wyrywało się go ze snu... przed oczami stanęła mu wielka (nie taka wielka, ale przez to, że tak blisko, to ogromna) twarz... Majkiego? Co on gadał? Czy on go złapał za policzki? Angelo był rozbawiony, ale jego rozbawienie ginęło z każdym kolejnym słowem chłopaka. Co? Czy ja dobrze rozumiem... nie no dobrze. Jego Polski nie był na wysokim poziomie, ale przecież nie na tak niskim, żeby nie pojął kontekstu. Oczy Angelo rozszerzyły się momentalnie. Dotarło też do niego z opóźnieniem co chłopiec mówił wcześniej. Czy on nazwał Franka tatą? Dobra, to go rozjebało i znów sprawiło, że był rozbawiony. W drzwiach stanęła Misia, akurat jak Angelo podnosił się na łokciach, odwracając przez ramię i świecąc gołym tyłkiem przed siostrą.
- Nie wyglądasz jakbyś rodziła... - Rzucił do jej pleców, marszcząc brwi. Widział już w życiu wiele porodów, jeden nawet odbierał od jednej z kurw starego burdelu Franka... ale to nie historia na teraz. Misia była nad wyraz spokojna, jej ton, niewzruszona mina. Twarda jebana... czy ona na pewno nie jest córką mojego ojca? Pomyślał z rozbawieniem, przecierając twarz dłońmi, kiedy podniósł się do siadu. Gabi pisnęła, a Angelo się zmarszczył, za dużo dźwięków jak na jego stare, niewyspane uszy.
- Tak... tak, słyszałem. Ubieraj się, nie ma czasu, lecimy z nimi do szpitala. - Zadecydował szybko, wstając z łóżka. Domyślał się, że Franek zorganizował już pilota i zamknął pół skrzydła jakiegoś szpitalu, aby Misia mogła urodzić. Chciałbym go teraz zobaczyć Pomyślał znów rozbawiony, całując Gabi w czoło i klepiąc ją po tyłku.
- Dawaj dawaj, nie chcemy tego przeoczyć... masz moją oficjalną zgodę, żeby nagrywać Franka. - Zaśmiał się w głos, idąc w stronę swoich rzeczy. Już się nie mógł doczekać, żeby zobaczyć jak jego brat panikuje, a wiedział, że spanikuje. Po pierwsze: To była siostra Angelo. Po drugie: dopiero co ją przeruchał, Angelo na jego miejscu by się trochę zmartwił... Ale na szczęście był w swojej skórze i martwiło go tylko tyle, żeby zdążyli dolecieć do szpitala, bo inaczej znowu będzie musiał odebrać poród... i to własnej siostrze! Trochę go to zestresowało o dziwo.
Francesco odkąd tylko zobaczył co się dzieje, zaczął latać po pokoju i gadać do siebie po Włosku, układając na głos plan działania. Łapał w locie jakieś ciuchy, łącząc się przez telefon zarówno ze swoim pilotem, którego postraszył, że go zajebie, jak nie będzie tu w 5 minut i ze szpitalem, do którego miał zamiar zabrać Misie, tłumacząc im, że mają zapewnić mu najlepszy personel, bo ich kurwa zamknie jak tego nie zrobią. Musiał wyglądać komicznie, grożąc wszystkim śmiercią i bankructwem, jednocześnie nie mogąc założyć skarpetki na stopę i zapiąć równo koszuli, która wpadła mu pod rękę.
Angelo zaś narzucił na siebie czarny dres i bluzę do kompletu, opłukując szybko chociaż twarz i dłonie wodą. Majki w tym czasie budził Valentine, karząc jej się szybko ubierać, na co dziewczynka nie bardzo wiedziała jak reagować. Po chwili dołączył do nich Angelo, tłumacząc Valentine, że jadą z ciocią do szpitala i rzucił w nią jakimiś pierwszymi lepszymi ciuchami, żeby się szybko ubierała. Wrócił do Misi, ale Franek był szybszy. Przerzuconą miał przez siebie torbę Polki, chwytając ją za ramiona i oddychając głęboko spojrzał jej w oczy. Jakby to on rodził.
- Wszystko dobrze? - Zapytał po raz już kolejny. Angelo zaśmiał się i poklepał brata po plecach.
- Idź zobacz, czy twój pilot już jest, a ja zabiorę dziewczyny i dzieciaki. No już, oddychaj, bo zaraz sam kurwa urodzisz jakiegoś kamienia z nerek czy coś, a podobno to wchuj boli... - Angelo jakoś bawiła ta sytuacja, choć pewnie dlatego, że bawił go Franek, który spojrzał na niego przez ramię z dziwnym wzrokiem. Ale zrobił co starszy brat powiedział, rzucając do Misi żeby oddychała! Angelo znów się zaśmiał i pokręcił głową z politowaniem, idąc po płaszcz dla siostry.
- Francesco od zawsze był naszym rodzinnym błaznem... Dobrze się chociaż wczoraj bawiliście? - Rzucił z jednoznacznym spojrzeniem, idąc do niej z płaszczem, którym ją otulił. Siostra dostała wtedy kolejnych skurczy, więc Angelo ją przytrzymał i spojrzał na Gabi.
- Weź dzieciaki na górę do Franka, wpakujcie się do śmigłowca, już idziemy.- Zarządził ze stoickim spokojem, jakby faktycznie nic się nie działo, ale musiał zachować zimną krew, chociaż on. Pogłaskał siostrę po plecach, czekając aż skurcze miną.
- Wytrzymaj do szpitala, bo będziesz miała Franka na sumieniu. - Rzucił rozbawiony i pomógł jej ubrać buty, a później zarzucił coś na siebie, idąc do windy. Wjechali na górę, gdzie czekali na nich wszyscy, wraz z pilotem, który wyglądał na dość przerażonego. Angelo pomógł siostrze wejść do śmigłowca i wszyscy już zajęli swoje miejsca. To nie tak, że Angelo się nie martwił, czy nie czuł lekkiego poddenerwowania, wręcz przeciwnie, był podekscytowany całą tą sytuacją, ale starał się zachować jasny umysł. Ciekawe jakbym się zachował gdyby to Gabi rodziła... Pomyślał, od razu żałując tej myśli, bo wryła mu się nieprzyjemnie w żołądek. Jego też to dopadło... ta myśl, że oni też za kilka miesięcy by to przeżyli. Gabi urodziłaby mu dwóch synów, a on zapewnię rozniósłby i spalił wszystko dookoła, żeby miała zapewnione najlepsze warunki i była bezpieczna, jak i ich dzieci. Zrobiło mu się nieprzyjemnie, zbladł, dlatego odwrócił wzrok w stronę okna, bo nic tu po jego pomocy teraz. Misia całkiem się trzymała i miała przy sobie Franka, który oddychał głębiej niż ona, oddychając za ich oboje... troje. Angelo trzymał dłoń na kolanie Gabi, splątując ich palce ze sobą i myśląc jakie to byłoby uczucie trzymać w rękach swoje dopiero co narodzone dziecko... dzieci.
Jeszcze tak się stanie. Uda się nam. Próbował przekonać samego siebie, mocniej ściskając palce ukochanej i wtedy przeniósł wzrok z mijanych budynków na twarz Gabi, łącząc ich spojrzenie ze sobą. Na pewno widziała, o czym myślał, choć starannie to maskował.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miśka nie panikowała, miała już jeden poród za sobą, wiedziała co i jak, i że to jeszcze potrwa sporo czasu. Majkiego rodziła w paskudnych warunkach, z personelem, który był naprawdę okropny i cały poród w takim koszmarze trwał szesnaście godzin. Była już zahartowana i po takich przeżyciach jak na tamtej porodówce, każda inna będzie bajką. Dlatego kompletnie się nie stresowała, nie przejmowała, podchodziła do sprawy na luzie. Martwiła się jedynie tym, że to o trzy tygodnie za szybko, ale skoro wody już odeszły to nie było czego zbierać. Z Frankiem przeżyła cudowną noc, bawili się naprawdę dobrze i chyba pierwszy raz w życiu Polka poznała co to znaczy dobry seks, ale to wszystko. Nie chciała w to wplątywać żadnych uczuć, szkoda tylko, że Majki tak się zaangażował i zaczął nawet mówić do Franka per tato, bała się, że jego małe serduszko zostanie złamane na milion kawałków kiedy będą musieli wracać do Polski. Trochę lipa lecieć samolotem z noworodkiem i małym dżentelmenem, ale o to będzie się martwić później.
- Nie potrzebuję twojej zgody na nagrywanie Franka, i tak bym to zrobiła.- zaśmiała się nerwowo.
Gabi zalała fala adrenaliny, nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, co ubrać, za co chwycić, zaczęła latać w panice po sypialni nawet za bardzo nie słuchając Angelo. Prysznic, to było dla niej najważniejsze więc poleciała na jednej nodze szybko się opłukać i w trybie ekspresowym naciągnęła na siebie bieliznę, zwykłe czarne legginsy i jakąś obszerną szarą bluzę. Tak jak Franek, miała problem z ubraniem skarpetek, nie mówiąc już o butach, których sznurówki zaczęły się plątać. Chyba jeszcze nigdy tak szybko się nie ubrała.
Misia miała niezły ubaw z Franka, miał takie przerażone oczy i wyraz jego twarzy był bezcenny. Miała ochotę trzepnąć go w łeb, żeby się opamiętał, ale się powstrzymała.
- Chyba pytasz bardziej samego siebie niż mnie Francesco. Miliardy kobiet przede mną i miliardy po mnie będą rodzić, to nic nadzwyczajnego.- wywróciła teatralnie oczami i przystanęła przy kanapie, opierając się o nią rękami. Skurcze następowały, póki co w dużych odstępach czasu, ale czuła, że jeden właśnie się zbliża.
Kiedy Gabi się ogarnęła w salonie zastała już gotową Miśkę wraz z Angelo. Dzieciaki biegały dookoła nich, śmiejąc się i piszcząc.
Nastolatka sięgnęła po białą puchową kurtkę i ją na siebie nałożyła a później pomogła Majkiemu ubrać kurtkę i buty, Valentina nie chciała skorzystać z jej pomocy, co jest całkiem zrozumiałe, w końcu już jest dużą dziewczynką.
- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz.- rzuciła Miśka dość ostro w odpowiedzi na pytanie brata. Nie będzie z nim omawiać swojego życia seksualnego, nigdy w życiu! Może o tym zapomnieć, nawet zmroziła go spojrzeniem bazyliszka.
Nastolatka zaśmiała się na te słowa, już ona wiedziała, że Misia bawiła się świetnie, bo po pytaniu jej narzeczonego pięknie się zarumieniła!
Nie dyskutowała, zabrała młodych na górę i pomogła im wejść do śmigłowca. Znowu musieli lecieć... Jak ona tego nie lubiła!
Spojrzała na spanikowanego Franka i uśmiechnęła się do niego pocieszająco, poklepała go po kolanie przyjacielsko.
- Wyluzuj, będzie dobrze.- chciała go jakoś podnieść na duchu, ale marnie jej to wyszło.
Upewniła się, że dzieciaki są dobrze zapięte pasami, nie chciałaby, żeby coś im się stało. Sama siebie też mocno zapięła i wpatrzyła się w okno, czekając aż Angelo i Misia do nich dołączą.
Zaczęła dość nerwowo obracać na swoim palcu pierścionek zaręczynowy, bawiąc się nim, żeby czymś zająć ręce.
Ciekawe jak by to było być teraz na jej miejscu...- pomyślała z lekkim rozżaleniem, nawet po policzku pociekła jej jedna, samotna łza, na szczęście nikt prócz niej tego nie zarejestrował, choć wzrok miała dość nieobecny.
Misia z wdzięcznością przyjęła całą pomoc, jaką zaoferował jej Angelo, widziała co się z nim dzieje, mimo wszystko nie jest zimną suką i ma uczucia. Przecież wie, że on i Gabi stracili dzieci, wie, jak mu teraz musi być ciężko i bardzo mocno doceniała to co teraz dla niej robił. W windzie na niego spojrzała, posłała mu przepraszający uśmiech i ścisnęła lekko za rękę. Tu nie było potrzeba żadnych słów, tym gestem pokazała mu, że rozumie, że wie, iż nie jest mu łatwo i że może na nią liczyć. Ona nie jest wylewna, nie uzewnętrznia się za bardzo w słowach i emocjach no, chyba że było to opierdalanie kogoś.
Dotarli pod śmigłowiec, wsiedli i zaczęła się ich podróż, aby sprowadzić nowe życie na ten świat. Gabi zerknęła na Angelo, później na Misię, do której się uśmiechnęła smutno. Miśka wydawała się nie zwracać na Gabi uwagę, nie chciała jej dokładać, wolała zostać obojętna. Śmigłowiec wystartował, Valentina i Majki strasznie się cieszyli, że lecą. Majki był bardzo przejęty tym, że zaraz pozna swoją młodszą siostrzyczkę, był bardzo zdeterminowany, żeby zostać najlepszym bratem pod słońcem.
Gabi poczuła dłoń Angelo na swojej ręce, pogładziła kciukiem jego skórę i spojrzała mu w oczy, wzrok obojga był smutny i jakiś taki pusty i nie musieli mówić nic, żeby wiedzieć, iż w tym momencie czują dokładnie ten sam ból. Gabi oparła głowę na ramieniu ukochanego i wbiła wzrok w okno po przeciwnej stronie śmigłowca. Zaczęła się zastanawiać, jak by to było trzymać takie maluchy w ramionach, jakie to uczucie je karmić, jak by wyglądali, do kogo byliby bardziej podobni, do niej czy do Angelo. Ona kompletnie nie miała nadziei na to, że kiedyś im się uda założyć rodzinę, była praktycznie pewna tego, że każda ciąża będzie kończyć się tak samo i chyba nie chciała sprawiać takiego bólu ani sobie, ani ukochanemu.
Dolecieli do szpitala w zaledwie 7 minut, na dachu budynku już na nich czekali z wózkiem dla Michaliny, ale tak kategorycznie odmówiła korzystania z czegoś takiego, mówiąc, że nie jest niepełnosprawna i poradzi sobie sama. Zabrano ich w prywatną część szpitala, gdzie było bardzo luksusowo. Poczekalnia wyglądała jak naprawdę elegancki salon w jakimś domu, był kącik dla dzieci, recepcja, krzątało się kilka pielęgniarek. Miśkę zabrano na badania a im kazano zostać, póki nie wrócą z wynikami.
Gabi była jakaś nieobecna, dzieciaki poszły grać w jakieś gry planszowe, Franek chodził z miejsca na miejsce, nie mogąc się uspokoić. Brakowało tylko tego, żeby zaczął sobie włosy z głowy rwać i gderać pod nosem po włosku.
Nastolatka nawet nie zauważyła, że pielęgniarki plotkują między sobą i zerkają to na Angelo, to na Franka.
- Chcecie kawę? Pójdę przynieść. - zapytała patrząc na braci i uśmiechnęła się do nich. Nie ważne, jaka była odpowiedź, nie chciała tu siedzieć bezczynnie. Niby mogła zejść do kafejki na dole szpitala, ale ona miała ochotę na jakąś obrzydliwie słodką kawę ze Starbucksa więc poszła na drugą stronę ulicy, żeby im kupić te kawy. Dzieciakom wzięła owocowe szejki, Włochom mocne espresso a sobie karmelową latte. Wróciła do szpitala, trochę się gubiła w korytarzach, ale dzięki pomocy miłego sanitariusza dotarła na miejsce i została świadkiem sceny, która sprawiała, że się w niej zagotowało. Jakaś cycata pielęgniarka rozmawiała z Angelo, ewidentnie się do niego wdzięczyła, robiła słodkie oczka, bawiła się puklem ciemnych włosów i chichotała zalotnie.
Gabi uniosła brew ku górze i podeszła do ukochanego. Nie spuszczała wzroku z pielęgniarki. Dziwnie było tak na kogoś patrzeć, tak morderczo, tak chłodno i bez żadnych pozytywnych uczuć.
- Kochanie, twoja kawa. Taka jaką lubisz najbardziej.- powiedziała słodko i podała Angelo kubek z czarnym naparem.
- Och... Przepraszam, pan zajęty? Tylko spotykacie, czy umawiacie się na poważnie?- pielęgniarka uśmiechnęła się słodko do Angelo, jakby ignorując Gabrielle całkowicie, bo jak taki facet mógłby się widywać z taką gówniarą? Bez sensu! Dla Gabi to było za dużo, dosłownie para jej poszła uszami. Wcisnęła się między kobietę a swojego narzeczonego. Odstawiła kawę na szafkę obok nich i dosłownie z babskiem się zaczęła stykać nosem.
- Ty chyba sobie kobieto żartujesz. Widzisz to?- uniosła swoją dłoń pod same oczy kobiety, która gapiła się na nią kpiąco, pokazała jej na swoim palcu pierścionek zaręczynowy, dumnie jak cholera.
- Lepiej stąd spadaj, jeśli nie chcesz, żeby MÓJ pierścionek ZARĘCZYNOWY zostawił odcisk na twojej twarzy.- zrobiła tą swoją groźną, a zarazem słodką minkę, która zawsze rozbraja Angelo.
Kobieta wywaliła na nią wielkie gały, uniosła ręce w obronnym geście i się wycofała ze zdegustowaną miną, jakby nawet się trochę przeraziła.
Gabi wykonała gest dłonią dający jej znać, że ma spłynąć, coś na zasadzie "sio sio natrętna mucho". Odwróciła się w kierunku Angelo, uśmiechnęła się słodziutko i zatrzepotała rzęsami w uroczy sposób.
- Zostawić się na 10 minut samego i już mi chcą cię ukraść, niedoczekanie mój narzeczony. - oczka jej świeciły jak dwa diamenty.
- Lepiej mnie pocałuj, niech ta małpa zobaczy jak bardzo się kochamy.- zaśmiała się i zetknęła przez ramię, posyłając lasce, która teraz siedziała na recepcji słodki, niewinny uśmieszek.
Misia właśnie przechodziła badanie USG, pobrali jej krew do badań i niestety nie mieli dla niej dobrych wieści. Mała owinęła się pępowiną i istniało ryzyko zagrożenia życia, więc na cito zaczęli ją przygotowywać do cesarskiego cięcia.
Wyszedł do nich młody stażysta, przekazując im informację i poprosił, żeby w spokoju czekali, bo to może potrwać około dwóch godzin.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Siedział swobodnie na krześle, przyglądając poruszającej się od prawej do lewej i od lewej do prawej sylwetce brata. Francesco rzadko kiedy się denerwował, a teraz wyglądał na dość mocno. Angelo rozumiał jego uczucia, nawet jeśli z Misią to był jednorazowy skok, to mógł czuć pewnego rodzaju odpowiedzialność. Raz, że była siostrą Angelo (ironio!), a dwa ... no jednak musiał ją w nocy przepiłować. Chociaż kto wie, może był dla niej delikatny? Czort go wiedział, Francesco był nie do końca odkrytą księgą, czasami reagował nieprzewidywalnie, niekiedy żaden z jego starszych braci nie potrafił przewidzieć jego następnego ruchu.
Średni z Denaro wykazywał się ogromnym spokojem, czego najmłodszy z nich kompletnie nie rozumiał. Franek chodził jakby miał owsiki, a Angelo ze stoickim spokojem zagadywał dzieciaki i próbował uspokoić gotującego się Włocha. Ten się trochę denerwował, jeszcze trochę, a zacznie nalegać, by wpuszczono go do środka.
Angelo zawiesił się w pewnym momencie, zastanawiając, czy potrafiłby zachować tak zimną krew, gdyby chodziło o Gabi. Gdyby to ona była teraz na porodówce, przynosząc na świat ich bliźniaków, jego synów. Zapewne z klamką w ręku groziłby każdemu, kto sprawiłby Gabi ból i kazał wszystko przyspieszać, pomagać jej. Uśmiechnął się do tej myśli, ale wciąż nieco smutno. Zauważyła to jedna z pielęgniarek, pytając, czy coś się dzieje, czy może mu jakoś pomóc. Zapytała o rozgorączkowanego Włocha i trochę pożartowali z całej tej sytuacji. Angelo skutecznie odciągał myśli, skupiając na swobodnej rozmowie z pielęgniarką. Jasne, że dostrzegał jej intencje, lecz ich nie odwzajemniał. Valentina z Majkim w tym czasie siedzieli w części dla dzieci i się bawili, będąc o drobinę za głośno, na co Angelo zwrócił im uwagę. Nie surowym tonem, nad wyraz spokojnym. Skąd w nim nagle tyle spokoju?
A może to ból? Poczucie straty... Uda nam się, później ja będę takim pierdolniętym Francesco. Stwierdził, zawieszając się na chwilę w rozmowie z dość młodą kobietą.
Zabawne, bo wyrwał go z rozmyślań głoś Gabrielle. Skąd ona się tu wzięła? stracił czujność. Wrócił na ziemię i zerknął na ukochaną, automatycznie chwytając kubek z kawą. Pytanie pielęgniarki nieco go zdziwiło, bezczelna była. Kiedyś spodobałaby mu się jej pewność siebie, ale dziś czuł jedynie... obojętność?
Angelo Denaro Error 404. Popsuta jednostka.
Nie zdążył nic powiedzieć, bo Gabi wcisnęła się między niego, a cycatą babę, która ewidentnie zalazła nastolatce za skórę. Z każdym jej kolejnym słowem i gestem Angelo grymas zmieniał się z lekko nieobecnego na rozbawiony i zadowolony. Uniósł brwi i ściupił usta w uśmiechu, czekając z ciekawością na rozwój wydarzeń. Oparł się łokciem o ramię i wziął łyka kawy. Francesco też się zatrzymał, patrząc w stronę dwóch młodych kobiet z nagłym zaciekawieniem. Widział w jego oczach nieme "bierz ją kocie!". Nie czytał w myślach, ale gdyby był na przyklad takim Edwardem Cullenem, na pewno właśnie to usłyszałby z głowy braciszka.
Prawie świsnęło w powietrzu tym pierścieniem. Jak dumnie go zaprezentowała! Na rzuconą groźbę Franek uśmiechnął się szeroko, tak samo jak jego starszy brat, który wlepił ślepia w twarz zaskoczonej pielęgniarki, rzucając jej spojrzenie w stylu "wybacz mała", wzruszając przy tym lekko ramieniem w górę.
- Chciałbym to zobaczyć. - Rzucił Franek po Włosku, widocznie czekając na rękoczyny.
Ale ta ręka Gabi go rozjebała. Zaśmiał się cicho, pod nosem, zerkając na odwracającą się w jego kierunku ukochaną.
- Na szczęście mam ciebie... Uratowałaś mnie ze szpon złej czarownicy, jeszcze chwila, a mogłaby rzucić urok... . - Rzucił z rozbawieniem. - Chciałbym zobaczyć, jak rozkwaszasz jej nos... to byłoby całkiem seksi. Chociaż i tak było. Agresja... Mmm jakie to było pociągające, chyba mi stanął. - Rzucił, na koniec ściszając głos, na prośbę o pocałunek wywracając tylko oczami. Odstawił kawę. Chwycił nastolatkę mocno za biodra, przysunął go siebie i patrząc pielęgniarce w oczy, całował swoją narzeczoną jakby jutra miało nie być.
- A liczyłem na małą burdę... - Rzucił pod nosem Francesco wzdychając. Cała ta sytuacja odwróciła nieco jego uwagę od tego, co działo się za drzwiami. Zostali poinformowani o zaistniałych komplikacjach, co szybko przywróciło Franka na stare tory i jednocześnie lekko zmartwiło Angelo. Po sytuacji z Gabi był trochę przewrażliwiony, od razu pojawiały się ciemne chmury w jego głowie, a wspomnienia galopowały przed oczami nie do zatrzymania. Nie chciał, by Misia przechodziła przez to co oni. Pamiętał ten ból, tą pustkę... A co dopiero kobieta, która nosiła pod sercem swoje dziecko? Poczuł się paskudnie, znów, przez to jak potraktował wtedy Gabrielle. Potrzebowała go... stop. Nie mógł teraz w ten sposób myśleć. Zachował się jak ostatni chuj i nigdy więcej miał tego nie powtórzyć.
Misia miała zrobioną Cesarkę, po której pozwolono im wejść do środka. Angelo musiał w pewnym momencie przytrzymać Franka, bo mu się trochę za mocno odpaliło. Wiedział, co się zaraz stanie, jak go nie uspokoi. Wciągnął go do jakiegoś zaułka i pierdolnął mu w ryj, przywracając do porządku. Wytłumaczył mu, że musi trochę zluzować, że personel wie co robi i skoro nie może wejść, to nie może kurwa wejść i chuj. Tak mniej więcej mu to wytłumaczył, oczywiście argumentując to bezpieczeństwem jego siostry i że jak będzie musiał to przestrzeli mu stopę, jeśli się nie uspokoi. Rozmowa trwała z 10 minut, a kiedy wrócili do Gabi i dzieciaków, Franek wydawał się obrażony, ale dużo spokojniejszy i zamilkł w końcu. Angelo się denerwował, ale musiał to wszystko jakoś utrzymać w kupie, szczególnie braciszka. Jak i wesprzeć Gabi, którą chwiał za dłoń, Całował w czubek głowy, czy rzucał pełne zrozumienia spojrzenia. Wiedział, jak się czuła, ale poniekąd cieszył się, że tak emocjonalnie też do tego podchodziła. To znaczyło... że chciała mieć dzieci, że ta sytuacja ją odmieniła i następne, będą przez nią w 100% chciane.
Weszli do Misi i jej córeczki, a jego siostra wyglądała naprawdę świetnie, jak na to, co przed chwilą zrobiła. Co przeszła. Francesco od razu się nią zainteresował, pytając, jak się czuje, czy dobrze ją potraktowano. Ale nie był nachalny i porywczy jak wcześniej, chyba cios w ryj go trochę ocucił. Patrzył w stronę dziecka, ale nie odważył się go podnieść, wydawało się takie,... kruche. Angelo wbił w nie swoje spojrzenie i go uderzyło. Stracił kontakt z rzeczywistością, nie wiedział, czy ktoś coś do niego mówi, czy nie. Patrzył na małą dziewczynkę i tęsknił za przeżyciem, którego nigdy nie dane mu było poczuć. Nie był przy narodzinach Valentine. Jego dzieci umarły. Pierwszy raz odkąd pochowali "Fasolki", poczuł miłość którą je darzył. Mimo, że nigdy nie spojrzał im w oczy, na ich twarz. Podszedł do córki swojej siostry i dość odważnie wziął ją na ręce, nie pierwszy raz trzymając w nich noworodka, ale pierwszy raz coś czując. Wyglądał, jakby ktoś faktycznie go zaczarował. Valentine i Majki próbowali patrzeć na małe dziecko, a Angelo im tego nie ułatwiał, jakby kompletnie tego nie zarejestrował. Nagle złączył spojrzenie z Gabrielle. Mogła dostrzec w jego oczach wszystko. Przekazał jej dziecko i powoli wrócił spojrzeniem na siostrę.
- Gratulacja siostra. Cieszę się, że jesteście zdrowe. - Rzucił do niej po Polsku i ... wyszedł. To go przytłoczyło, w jakiś dziwny sposób na tyle silnie, że nie potrafił nawet wesprzeć Gabi, znowu... Po raz kolejny ją kurwa zostawiła samą, a miał ją wspierać. Nie myślał o tym jednak jakoś intensywnie, bo jego mózg ustawił tylko jeden tryb - uciekaj od niewygodnych uczuć. Tak zrobil. Wyszedł na korytarz i automatycznie skierował się korytarzem, nic nie widząc poza wyjściem. Nie chciał tu być, pragnął jak najszybciej wydostać się ze szpitala. Nagle stanął, odwrócił się w stronę ściany i jebnął w nią pięścią. Dom z kartonu... Ameryka i ich kartonowe ściany. Zrobił dziurę, cofając dłoń, a przez dziurę spojrzał w oczy jakieś rodzącej kobiecie.
- Dobrze Pani idzie. - Rzucił ale jakby machinalnie, jakby nie rejestrując komedii tej sytuacji i ruszył dalej w stronę wyjścia. Chyba ktoś go próbował powstrzymać? Ktoś coś mówił, jakaś ochrona coś? Angelo kompletnie nic nie widział i nic nie słyszał. Miał tylko jeden cel. Wyjść z tego pierdolonego szpitala.
W tym czasie Francesco próbował wszystkich jakoś uspokoić, tłumacząc, że pewnie zrobiło się Angelo duszno, albo może zapomniał wyłączyć silnik samochodu (jakby nim przyjechali). Uwagę dzieciaków skupił na małej Andżeli, jakby chciał odwrócić ją od tego, co stało się z Angelo. Najpierw ten starszy był głosem rozsądku, a teraz przyszła jego kolej. I stanął na wysokości zadania. Starał się pomóc, jak tylko mógł. Prosząc Gabi, żeby za nim poszła.
Angelo w tym czasie wyszedł na klatkę schodową, na której zatrzymał się nagle, opierając o ścianę. Puściło go, a przecież nie wyszedł z budynku... Zamknął oczy, zawieszając głowę dół i oparł się jej czubkiem o mur.
- Wróć tam. Nie możesz tak. Wróć tam nie bądź pizdą.- Szeptał do siebie ojczystym języku, próbując zmotywować, przywrócić zdrowy rozsądek. Gabi cię potrzebuje... i siostra. I córka. Oddychał głęboko. I dość szybko, intensywnie, jakby nie mógł się uspokoić.
- No już, jesteś Angelo pierdolony Denaro... Weź się w garść. - Warknął na samego siebie, próbując zebrać do kupy. Idziesz. Już... Raz... dwa... trzy....

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabrielle czasami bała się samej siebie, przy Angelo zaczynała się stawać kimś zupełnie obcym. Ona, która brzydzi się przemocą i agresją teraz sama sięga po ostre słowa i gotowa jest szarpać za kudły jakąś lafiryndę, co się podwala do JEJ narzeczonego. Czuła się jak pies broniący swojej cennej, smakowitej kostki i momentalnie po swoim występku pożałowała tego co powiedziała i jak potraktowała kobietę, ale to było silniejsze od niej. Emocje wzięły górę i nie była w stanie się pohamować za żadne skarby świata.
Z kim przystajesz takim się stajesz jak mawia mądre przysłowie — zdecydowanie za dużo czasu z Denaro i zaczęła nasiąkać ich energią. Przynajmniej zaznaczyła teren i pokazała ukochanemu, że będzie go bronić przed całym światem, choć on to raczej obrony nie potrzebuje, bo radzi sobie ze wszystkim rewelacyjnie. Cóż ona biedna, malutka mogła poradzić, że jest taką zazdrośnicą?
Dobrze, że nie przeszukuje mu kieszeni, że nie ogląda koszuli czy aby nie ma na niej śladów szminki i nie wącha mu ubrań w poszukiwaniu obcych zapachów. Nawet mu telefonu nie przegląda, żeby sprawdzić, czy nie przegląda profili jakichś lasek albo nie komentuje im zdjęć, czy nie wysyła do nich wiadomości — halo, normalna jest pod tym względem, choć na samą myśl, że może tak być dosłownie ją skręca, a wszystko przez nieustanne porównywanie się do innych i jakieś większe i mniejsze kompleksy, które siedzą w jej głowie, a nie powinny. Babskie mózgi są strasznie dziwne i skomplikowane, dlatego dobrze, że Angelo skutecznie odwrócił jej uwagę od natrętnych myśli i pocałował ją tak jak tylko on to potrafił robić. Valentina patrzyła na nich krzywo, niezadowolona, że tatuś skupia uwagę na swojej dziewczynie, ale tylko zacisnęła usta w cienką linię i nic nie powiedziała, choć spojrzenie dziewczynki mówiło wszystko. Gabi to czasami się jej nawet bała, kiedy młoda tak morderczo na nią patrzyła, ale teraz była skupiona na rozpływaniu się w ramionach Angelo i całowaniu jego ponętnych ust. Nigdy nie była fanką publicznego okazywania aż tak gorących uczuć, ale przecież musiała pokazać pielęgniarce gdzie jest jej miejsce i kto tu jest pępkiem świata Pana Denaro.
Minuty mijały, Gabi ciężko było znaleźć sobie miejsce, dziwnie było czekać na narodziny cudzego dziecka. Nie chciała się na tym skupiać, więc rzuciła się w wir kolorowania jakichś obrazków wraz z dzieciakami, aż do momentu, w którym nie poinformowano ich o komplikacjach. Wtedy dość mocno ją zmroziło, obleciał ją strach, miała nagle natłok bardzo nieprzyjemnych wspomnień. Czerwona plama na pościeli, Angelo w pośpiechu, jazda do szpitala, walka lekarzy o uratowanie ciąży, pikanie maszyn, zapach szpitala, igły, leki, głosy. Przed oczami pojawiały jej się urywki tych wszystkich wspomnień tak jakby oglądała film i nawet trochę zbladła. Zacisnęła palce na swoim ubraniu i złapała głębszy oddech, a miało to miejsce akurat w tym momencie, w którym Angelo poszedł przemówić Frankowi do rozumu, więc kiedy wrócił ona już zdążyła jako tako dojść do siebie, choć nerwowa atmosfera ich nie opuściła. Tylko dzieci wydawały się być wyluzowane, nie mając pojęcia co się właściwie dzieje, nie zdawały sobie sprawy z powagi sytuacji. Dobrze jest być czasami dzieckiem...
Cesarka trwała około dwóch godzin, w tym czasie zarówno Angelo jak i Gabi starali się w niemy sposób jakoś wspierać, bo obojgu nie było łatwo. Na całe szczęście wszystko odbyło się bez komplikacji, udało się uratować lekko podduszoną Andżelikę, Misia zniosła zabieg bardzo dobrze, choć teraz gdy leżała w łóżku wyglądała dość blado i wciąż nie czuła palców u stóp z racji znieczulenia. Mimo wszystko wyglądała olśniewająco, jakby kurde była stworzona do rodzenia dzieci i nie robiło to na niej najmniejszego wrażenia. Andżelika okazała się być małą kruszynką, ważyła zaledwie 2,5 kg i miała 47 cm. Gabi trzymała się z tyłu, ciężko było tu wejść. Myślała, że ciężkie było patrzenie na wielki brzuch Miśki, na, to gdy czasem przystawała, bo mała ją mocno kopała, ale to... Było zdecydowanie cięższe. Oparła się o ścianę tuż przy drzwiach i patrzyła z daleka na małe zawiniątko, które smacznie spało, bardzo spokojnie. Misia podziękowała Frankowi, nawet się do niego uśmiechnęła blado, mówiąc, że wszystko jest w porządku i to był chyba pierwszy moment, w którym zupełnie inaczej na niego spojrzała. Valentina i Majki próbowali zobaczyć nowego członka rodziny, ale Angelo ich ubiegł i wziął w te swoje wielkie łapska małą kruszynkę, która dosłownie ginęła w jego ramionach. Gabi zamarła, zbladła, jakby jej cała krew odpłynęła z twarzy, oczy przygasły, ale nie była w stanie mrugnąć, nie odrywała spojrzenia od Angelo trzymającego swoją siostrzenicę.
Mogłeś tak trzymać naszych synków...- pomyślała z rozżaleniem i w gardle zapiekły ją łzy jednak żadna nie popłynęła po jej policzku. Spojrzenia obojga mówiły wszystko, tu nie było potrzeba żadnych słów, zrozumieli się.
Co jak co, ale tego, że Włoch poda jej dziecko się nie spodziewała, wyciągnęła ręce automatycznie i z lekką paniką zerknęła na maleństwo, później na Angelo i zamrugała zaskoczona faktem, że ten opuścił pomieszczenie.
To go przerosło, cierpiał i to bardzo. Blondynce się serce ścisnęło, podobnie jak jego siostrze. Miśka celowo nie gadała o ciąży, nie zachwycała się jej urokami, nie dyskutowała o terminie porodu, udawała, że w ciąży nie jest, jakby ta nie istniała, żeby nie dokładać parze nieszczęścia, no ale nie mogła tego robić w nieskończoność a Angżelika zrobiła im psikusa i przyszła na świat trzy tygodnie za wcześnie.
Nastolatka spojrzała na twarzyczkę dziewczynki, była taka malutka, prawie nic nie ważyła. Nie wiedziała, co ma zrobić, jak zareagować, trochę ją zamroczyło. Nagle poczuła, że czyjeś ręce delikatnie zabierają jej dziewczynkę z ramion, ale nie była w stanie się ruszyć.
- Tato, tato, tato pokaż mi siostrzyczkę! Pokaż mi!- Majki zaczął się upominać, szarpiąc Franka za nogawkę spodni. Tak, nie było już odwrotu, nazwał go tatą, Miśka nie wiedziała, jak ma zareagować, nawet trochę kolorków odzyskała, bo się zestresowała. Cholera, to będzie trudne rozstanie, Majki to bardzo przeżyje, bo naprawdę pokochał Franka!
Gabi miała w głowie tysiąc myśli, a pierwszą z nich było to, że powinna pobiec za Angelo, że powinna być przy nim, wesprzeć go, choć samej jej nie było łatwo. Dopiero upomnienie przez Franka sprawiło, że ruszyła się z miejsca, trochę jak na autopilocie. Nim wyszła z pomieszczenia zobaczyła jeszcze Franka podającego Misi jej córeczkę, Majkiego, który wdrapał się na łóżko po jednej stronie matki i Valenitnę, która usiadła po drugiej stronie. Taki słodki rodzinny obrazek...
W środku czuła się rozdarta, znowu zaczynała się rozsypywać, choć niedawno dopiero udało jej się jako tako poskładać do kupy. Nie chciała czuć tego wszystkiego na nowo, ale to wróciło i to z naprawdę dużą siłą. Nie wiedziała, gdzie mógł pójść Angelo, zaczęła trochę biegać bez ładu i składu, ale usłyszała urywek rozmowy personelu medycznego dotyczący jakiegoś "agresywnego" gościa, który rozwala ściany w szpitalu i już wiedziała, dokąd się kierować. Dziwne, ale bała się, że znów go straci, że on tego nie zniesie i wyjdzie i nie wróci. To był irracjonalny lęk, choć jakby się zastanowić to całkiem uzasadniony, ale nie chciała o tym myśleć.
Nie znalazłaby go, gdyby nie pomoc ochrony, która została wezwana na piętro. Gabi przeprosiła bardzo gorączkowo i obiecała, że jej ukochany nie stwarza zagrożenia. Wyszła na klatkę i niemal wpadła na to duże, wytatuowane ciało. Włosy Gabi były lekko rozwiane, policzki zarumienione z emocji, oczy przestraszone, bo przecież nie mogła mieć co do niczego pewności.
Momentalnie go dopadła, objęła go od tyłu, mocno, na tyle na ile pozwalały jej chude ramiona. Oplotła go ciasno, wtulając się w jego plecy a palce zacisnęła na jego ubraniu, w okolicy pępka. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, żadne słowa nie wydawały się dobre, ale ktoś musiał przerwać tę niezręczną ciszę, w której było słychać tylko ich oddechy.
- Wiem, że to boli... czuję dokładnie to samo, nie jesteś sam Angelo, jesteśmy w tym razem i już zawsze będziemy, co by się nie działo. Mamy siebie, poradzimy sobie ze wszystkim kochanie...- mówiła to zduszonym głosem, bo mówiła w jego plecy, wtulając w nie twarz.
- Dziękuję, że mimo to, iż wiesz, że mogę nigdy nie zajść w ciążę, albo jej nie donosić to i tak chcesz ze mną być, poświęcając swoje marzenia o dużej rodzinie dla mnie... Nie mógłbyś mocniej okazać mi tego jak bardzo mnie kochasz...- ściszyła lekko głos, bo poczuła, że już dłużej nie może powstrzymać łez.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To było takie niespodziewane.
Uderzyło znikąd, kompletnie z zaskoczenia. Przecież już pogodził się z tym, co się stało. Bolało, ale już nie tak, udało mu się to wyprzeć z głowy, jak wszystko do tej pory. Dlaczego techniki, których uczono go od dziecka nie działały? Coraz częściej zawodziły. Nie imały się do strefy miłosnej? Możliwe, całkiem możliwe... A więc jak skutecznie zaradzić tej emocjonalnej katastrofie? Jak przestać być słabym? Znów szukał rozwiązań, ale nie znał tych schematów, były nowe, a on tak bardzo chciał się pozbyć z siebie tego uczucia.
Na razie oddychał, ten oddech faktycznie działał. Próba pozbierania się do kupy, zimna ściana.i nagły łomot drzwi. Wiedział, że to Gabi, poznał jej zapach nim jeszcze mocno wtuliła się w jego cielsko. Westchnął głęboko i milczał. Słuchał, lecz ani drgnął. Nie chcę o tym rozmawiać. Musiał być silny. Dla niej, obiecał ją chronić musi być facetem. Tak. Koniec.
Czy to nie jest krok w tył?
Angelo o tym nie wiedział. Wyparł z siebie wszystko co powiedziała, przecież... przecież będą mieli dzieci i on nie dopuszcza w ogóle innej ewentualności do siebie. Może dlatego, że gdzieś z tyłu głowy wie, jakby się to skończyło... a może to zwykła obawa. Nie ma to teraz znaczenia. Denaro odsunął się od ściany, chwytając dłonie nastolatki w swoje silne łapska i delikatnie pomasował je kciukami, zahaczając lekko o pierścionek.
- Siebie i Valentine. - Odparł jakby trochę optymistycznie, odwracając się w jej stronę. Próbował zachować spokój, choć w środku wciąż się rozpadał. Chwycił Gabi za poliki i pocałował ją w czoło.
- Nie martw się mała, musiałem to chwilę przetrawić sam. Wracajmy. - Zapewnił ją dość przekonująco, wciągając z powrotem na korytarz. Nie chciał gadać, ale nie zachowywał się tak, jakby coś było przed chwilą nie tak. Po drodze przeprosił personel i ochronę, zapewniając, że już wszystko dobrze i poniesie koszty. Wziął wdech i wrócili do Misi, Franka i dzieciaków. Angelo nie patrzył za bardzo na noworodka, skupiając się na siostrze, pytając ją jak się czuje i zamieniając trochę więcej słów z Frankiem, który w końcu przestał panikować. Wydawał się dość... zadowolony i jakiś taki dziwnie spokojny. Nie pasowało mu to do Franka, ale jak widać, nawet on potrafi się ogarnąć, kiedy trzeba (rzadko, ale zdarza mu się jak widać).
Misia poprosiła ich o zostanie rodzicami chrzestnymi, na co Angelo na początku lekko się w sobie zamknął, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i przyznał, że z przyjemnością nim zostanie. Dowiedzieli się też, że Misia będzie musiała spędzić trochę czasu w Nowym Yorku, przez to, że miała robioną tą cesarkę. Franek od razu zapewnił, że może zostać tak długo, jak tylko potrzebuje, a on postara się ułożyć sobie biznesy tak, żeby jej pomóc przy dziecku i że kogoś jeszcze zatrudni, by miała pomoc jak go nie będzie. Angelo bardzo zaskoczyły jego zapewnienia, w końcu Franek nigdy nie brał za nic, a tym bardziej za nikogo odpowiedzialności! Nawet sobie z niego zażartował, rzucając niby poważnie do siostry, że musi sobie zainstalować w telefon podgląd z kamer Franka, żeby go obserwować, kiedy ten się będzie opiekował jej córką. Znajomość z Frankiem grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowiu i pożarem... Dosłownie. Ale żarty żartami (choć nie do końca), podziękował Frankowi za jego postawę, kiedy zostali na chwilę sami. Dowiedział się też od brata, że naprawdę polubił Misie i chce jej pomóc, nie tylko dlatego, że jest członkiem Rodziny, ale też ze względu na sympatię do niej. Angelo zażartował, żeby tylko się nie zakochiwał, na co Włoch tylko prychnął i odgryzł się, że jest na to jeszcze zbyt piękny, młody i bogaty.
Cóż. Kobiety dużo kosztowały. To prawda.
Misia została w szpitalu na trzy dni. Franek niemal tam zamieszkał, wpadał jedynie się wykąpać i przebrać do domu, nawet nie chciał za bardzo sypiać, tłumacząc, że sen jest dla słabych. Angelo nie komentował, bo był naprawdę dumny z brata, że tak podszedł do tematu. Miał kilka spotkań, które przełożył o te trzy dni i choć raz musiał na chwilę wyskoczyć, tak był to tyko raz. W tym czasie Angelo i Gabi zajmowali się Majkim. On i Valentine świetnie się dogadywali, byli jak rodzeństwo, a bariera językowa nie była żadnym problemem. Uczyli się wzajemnie słówek, po polsku, angielsku i włosku. Zabawnie się tego słuchało, ale Angelo patrzył na nich z jakąś taką...dumą.
Oczywiście nie obyło się bez telefonu z Sycylii. Marcello i Rosalia pogratulowali zaręczyn Angelo i Gabi i kazali przekazać dużo zdrowia dla Misi i jej córeczki. Podobno wysłali też jakiś prezent od siebie. I świeżo upieczonemu narzeczeństwu i świeżo upieczonej mamie.
Wyskoczyli dzieciakami kilka razy na miasto, pozwiedzali na spokojnie, a wieczory świeże narzeczeństwo miało całkowicie dla siebie. Jak i noce, bardzo intensywne. Angelo nie wracał do nieprzyjemnych tematów, starał się ciągle stwarzać dobrą atmosferę, odwracać uwagę Gabi od tego co się stało miłymi chwilami. Drugiego dnia nawet zabrał ją na kolację do jakieś fanty restauracji na dachu, zostawiajac dzieciaki z opiekunką od Franka. To były ich ostatnie dni w Nowym Jorku, Angelo chciał żeby spędzili je miło. I tak właśnie było. Cały wieczór, kiedy Angelo pochwalił się końcówką remontu domu, ale nie pokazał jej zdjęć. Porozmawiali o Valentine, o przyszłych planach - zapytał, dokąd chciałaby pojechać i obiecał, że każdego miesiąca gdzieś ją zabierze, albo spełni jedno z jej małych marzeń. Wpatrzony był w nią jak w obrazek, nie mógł wręcz oderwać oczu od jej pięknych oczu i twarzy. Szczęśliwy, że to była, z nim, nosząc Rodzinny pierścień na palcu, jako jego narzeczona. Wiedział, że ma najwspanialszą kobietę na świecie przy boku i tak cholernie mocno przysięgał sobie, że już nigdy tego nie spierdoli.
A nawet jeśli coś spierdoli, zawsze to naprawi.
- Za dwa dni mamy z Frankiem spotkanie... - Nachylił się w jej stronę. - Z kimś bardzo dla nas ważnym. - Dodał ciszej, jakby przekazywał jej jakąś tajemnicę i uśmiechnął się w swój firmowy sposób. Odziany był w garnitur, w którym pierwotnie miał spędzić sylwestra, kiedy nie wiedział jeszcze, że pójdą na tamten bal. Ręka z sygnetami spoczywała na kieliszku z winem Don P.X. Convento Toro Albala z 1946 roku, a na talerzu przed nim spoczywał już niemal skończony stek Tomahawk Wagyu podany z kukurydzą, krążkami i sosem. Gabi w szkle miała dokładnie ten sam trunek, co i jej narzeczony. Świętowali poniekąd zaręczyny tą kolacją, jak i naprawdę udany wyjazd, zejście się, wszystko na raz.
- Chciałabyś mi towarzyszyć? - Zapytał prostując się na krześle i umoczył usta w trunku, rozkoszując się nim. - Za jakiś czas zostaniesz moją żoną... - Chciał powiedzieć "Panią Denaro", ale ściany miały uszy niestety. - ... Będę chciał, abyś uczestniczyła w niektórych moich spotkaniach. Mam piękną i mądra narzeczoną, chcę się Tobą chwalić. - Jego brew drgnęła, jak i prawy kącik ust ku górze. Oczywiście nie tylko o to chodziło, ale Angelo wiedział, jak dobrze mówić. Musiał ją powoli wprowadzać. Dowie się więcej, zobaczy więcej. Będzie musiała, jeśli chce z nim żyć. Bycie żoną jednego z Denaro to obowiązek, choć może Gabi nie zdawać sobie do końca sprawy jak duży.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jasne, ją też to bolało i to bardzo, ale mówiła sobie w tej ślicznej główce, że czasu nie cofnie i nikt nie wróci życia ich Fasolkom. Powinni się cieszyć szczęściem Miśki i odepchnąć od siebie negatywne emocje związane z ich stratą, choć dla Gabi to też było bardzo trudne.
Spokój ogarnął ją dopiero kiedy przytuliła Angelo od tyłu, chciała być dla niego w tej trudnej chwili tak samo jak on musiał być teraz dla niej.
Dziewczyna była gotowa na tą rozmowę, choć oboje unikali jej właściwie odkąd do siebie wrócili. Ten moment wydawał się być idealny, dlatego powiedziała to co powiedziała, ale to zostało zamiecione pod dywan. Oboje są mistrzami unikania trudnych rozmów, jeśli ktoś by za to przyznawał medale to ich szyje byłyby nimi obwieszone do tego stopnia, że ciężar żelastwa ciągnąłby oboje w dół.
- Ale...- zaczęła dość niepewnie, chcąc jednak spróbować pociągnąć wątek dalej, ale ugryzła się w język, nie dość, że widziała brak woli do rozmowy ze strony Angelo, to jeszcze jego mina też wiele pokazywała. Próbowała jak zawsze postawić się na jego miejscu, spróbować poczuć to co on czuje teraz i chyba go rozumiała... Nie był gotowy na tą rozmowę tak jak była gotowa ona i musiała to uszanować. Może kiedyś jeszcze nauczy się przyciskać ludzi do ściany i wymuszać na nich poruszanie trudnych kwestii, ale na ten moment... Jeszcze tego nie potrafi, choć i tak zyskała na przestrzeni tych kilku miesięcy trochę asertywności, bo nim poznała Angelo, nikomu nie odmawiała, zawsze stawiała dobro innych na pierwszym miejscu i całkowicie zapominała o sobie. Teraz to już zaczęło się zmieniać, choć jeszcze nie na tyle na ile powinno.
Gabi westchnęła, miała wrażenie, że Angelo znów się wycofał do swojej ciemnej nory i teraz zamknie się w sobie na bardzo długi czas i ponownie będzie musiała nad nim pracować długimi tygodniami. Nie miała nic przeciwko, tylko to czasami bywało naprawdę męczące, ale przecież nie zmusi go do niczego siłą, już zdążyła go dobrze poznać i wiedziała, że jeśli próbuje się to robić, to on robi albo odwrotnie, albo nie robi nic — nie bo nie i chuj. Do niego trzeba było mieć troszkę inne podejście.
Czy chciała, czy nie musiała z nim wrócić do sali Miśki gdzie kobieta zaskoczyła oboje swoją prośbą... Co śmieszne, chrzest odbył się ekspresowo, z racji tego, że dzieli ich niemal cały świat. Miśka zorganizowała księdza, który ochrzcił dzieciaka więc cwana bestia nie będzie musiała organizować uroczystego obiadu, zapraszać gości, zmuszać Angelo i Gabi z Valentiną do przylotu do Polski. Cudownie! Wilk syty i owca cała!
Miśka zaskoczyła wszystkich tym, że Andżelika dostała dwa imiona... Andżelika Franciszka — to Gabi rozjebało na łopatki, a Franka wprawiło wręcz w euforię. Miśka wydawała się łamać i ulegać urokowi najmłodszego z Włochów. Niby się delikatnie uśmiechała, ale starała się zachować względem niego totalnie bitch face. Bała się i tyle, nie chciała znowu cierpieć, miłość nie jest dla niej i tyle.
Gabi zachowywała się zupełnie inaczej niż Angelo względem noworodka, ona dosłownie przykleiła się do przeźroczystego łóżeczka i gapiła się na twarzyczkę dziewczynki, podziwiając, jaki ma ładny nosek, jakie pulchne policzki, jaka jest malutka i jak ładnie jej w różowej czapeczce i rękawiczkach niedrapkach. Dziwnie było czuć tyle pozytywnych emocji względem małego, czerwonego i wiecznie ryczącego pasożyta.
Wrócili do domu, zabierając ze sobą dzieciaki, Franek został z Miśką, i co działo się w szpitalu między nimi to już tylko ich sprawa. Gabi kilka razy próbowała wracać do rozmowy, zakończonej w szpitalu, ale za każdym razem temat był pomijany, zbywany, zmieniany, więc przestała, rezygnując z tego całkowicie, choć nieustannie o tym myślała i nawet te wszystkie atrakcje i próby zajęcia jej łebka przez Angelo nie za bardzo pomagały, choć starała się robić dobrą minę do złej gry.
Majki był przyklejony do Gabi jak rzep do psiego ogona, jeśli ktoś miał mu w czymś pomóc to musiała być to Gabi. Blondynkę rozwalił moment, w którym Angelo chciał pomóc mu ubrać skarpetki a młody zeskoczył z łóżka wsparł łapki na bokach, zadarł wysoko główkę i wypalił po polsku (co później zostało Gabi przetłumaczone)
- Ja siam sobie ubiolę skalpetki! Jestem juś duzim chłopcem, jeśtem dolosły, bo jeśtem stalsym blatem i telas musę być samodzielny i się opiekować mamusią i Andźeliką! To ja telas będę męściźną w nasim domu! - i niemal obrażony na Angelo sobie poszedł na drugi koniec łózka i walczył z ubieraniem skarpetek ponad pięć minut, denerwował się, prawie płakał, ale w końcu mu się udało ubrać te skarpetki, co z tego, że tył na przód i pięta była po złej stronie, dał sobie radę.
Dziwnie było mieć świadomość, że już za kilka dni wracają do Australii, do starego życia, do miejsca, w którym żyje ojciec i matka Gabrielle. Nie wiedziała, czy chce tam wracać, nie wiedziała co się wydarzy i czy ojciec nie będzie robić jej problemów. Nie powinien, prawda? Nie powinien się wtrącać, skoro Gabi już dla niego nie istniała i jej dobitnie o tym powiedział.
Starała się skupić dziś na Angelo, na ich wspólnych, przyjemnych chwilach. Dobrze było zostawić dzieciaki, chociaż na chwilkę i odetchnąć od ich towarzystwa, bo oboje byli bardzo intensywni, choć Valentina bardzo mocno unikała kontaktów z Gabi i nie angażowała się specjalnie w budowanie relacji z blondynką. Gabi jednak nie naciskała, choć była dla niej zawsze bardzo uprzejma.
Dziewczyna siedziała pięknie wyprostowana, przypatrywała się ukochanemu i nie dowierzała w to, jakie ma szczęście, jaki on jest piękny, dostojny, władczy i... jej. Uśmiechała się rozanielona i nawet pyszna ryba, która spoczywała na jej talerzu wydawała się wcale do niej nie mówić. Boże jak Angelo pięknie wygląda w garniturze! Robi się gorąco od samego patrzenia, nie potrzeba żadnych swetrów, kurtek czy płaszczy.
- Spotkanie? Z kim? Ktoś z Rodziny? Poznam jakiegoś kolejnego ważnego jej członka?- zainteresowała się żywo, nawet policzki jej się lekko zarumieniły z emocji. Odłożyła sztućce na talerz i uśmiechnęła się promiennie. Biedna jeszcze nie wiedziała jak bardzo nudne będzie to spotkanie i z kim ono będzie. Niepotrzebnie się tak ekscytowała, ale słowa Angelo mile połechtały jej ego. Cholernik wiedział, co i kiedy powiedzieć, żeby osiągnąć swój cel, już ona go rozszyfrowała po swojemu, ale nie będzie mu tego mówić, tylko będzie się cieszyć takimi słowami, bo przecież nie ma w nich niczego złego, czysta szczerość.
Gabi zaczepiła kelnera, który wydawał się tym lekko zdegustowany, bo w takich restauracjach nie robi się tego typu rzeczy, ale dziewczyna poprosiła o przyniesienie jej jakiegoś pysznego deseru. Mężczyzna nic nie powiedział, skinął tylko głową, ale posłał Angelo spojrzenie pod tytułem "z kim ty tu przyszedłeś chłopie... laska nie wie, jak się zachować". Biedak nie wiedział, że takim zachowaniem pozbawił się właśnie sowitego napiwku, bo kto nastaje na kobietę któregokolwiek z Denaro musi ponieść konsekwencje swoich czynów.
- Dobra, ale po spotkaniu zabierzesz mnie do Edge, na ten taras widokowy co wchodzi się na tą szklaną platformę i masz wrażenie, że możesz spaść na sam dół. Podobno ten taras widokowy jest niesamowity! Musimy go zobaczyć przed wyjazdem, chociaż... Podoba mi się Nowym Jorku, nie wiem, czy chcę wracać do Australii. Może zostanę z Frankiem...- poruszała brwiami sugestywnie i zaczęła się śmiać, chyba trochę za głośno, bo ludzie się zaczęli na nich gapić, zwłaszcza że Gabi chrumkała jak prosiaczek. Jej śmiech jest tak śmieszny, że przy niektórych stolikach ludzie też zaczęli chichotać.
Oczywiście żartowała z tym zostaniem z Frankiem, ale poniekąd wyjawiła swoje zawoalowane obawy względem powrotu do Australii.
Wieczór był bardzo miły, wręcz ekstremalnie przyjemny, choć rozmawiali o mało zobowiązujących rzeczach, jakby bojąc się trochę poruszyć bardziej poważne kwestie. Gabi nie chciała, bo widziała, że Angelo unika wchodzenia na te tematy a robienie czegoś na siłę mijało się z celem. Kiedy wrócili do domu nie mogło obyć się bez namiętnego seksu, tym razem zrobili to w wannie, bardzo powoli, z dużą dawką miłości i czułości, wspólnym masażem pleców, ramion, słodkimi słówkami i gigantyczną bliskością, później poprawili ostrzej na łóżku, na podłodze przed kominkiem i jeszcze przy oknie, bo oni nie potrafią skończyć tylko na jednym numerku. Oboje stali się uzależnieni od seksu, Angelo stworzył z Gabi potworka, małego sukkuba.
Misia wróciła do domu, czekało już na nią wszystko, czego mogła potrzebować wraz z córeczką. Wszystkie rzeczy zostały w Polsce, ubranka, łóżeczko, przewijak i calutka wyprawka, ale Franek postarał się tak bardzo, że pięknie dostosował sypialnię Miśki pod potrzeby jej i malucha. Kobiecie trochę trudno było się poruszać, ale musiała zacząć żyć normalnie, choć Franek trochę panikował i obchodził się z nią jak z jajkiem i Miśka musiała go opierdalać, żeby nie przesadzał, ale było po niej widać, że czasami się przez to uśmiecha i jest rozbawiona. Cholera chyba ją przez te trzy dni lekko urobił i bardziej przekonał do siebie. Misia nawet sobie z Gabi od serca porozmawiały. Polka się otworzyła przed nastolatką, dużo jej powiedziała, zwłaszcza z tym jak się czuje względem brata swojego brata, o ironio jak to brzmi. Gabi pomogła dziewczynie poukładać sobie pewne sprawy w głowie, Miśka też z nią pogadała na temat ciąży, tego jak ona się z tym wszystkim czuje choć widziała, że Gabi nie bardzo chce o tym rozmawiać, uznała, że wreszcie musi się przed kimś wysypać. Długo rozmawiały, naprawdę z pół nocy przegadały, robiąc sobie "babską" imprezę i wywalając chłopów z sypialni Miśki.
Rano Gabrielle była lekko nieprzytomna, całkiem zapomniała o spotkaniu, na które mieli pojechać i wciąż nie dowiedziała się kto to będzie! Zaczęła nawet myśleć, że będzie to jakaś gwiazda filmowa i nie chcą jej powiedzieć, żeby za bardzo przed tym nie świrowała.
Była w niedoczasie z tym żeby się przygotować, a chciała wyglądac bardzo dobrze! I godnie błyszczeć u boku narzeczonego. Ubrała się niezwykle elegancko, jaj makijaż był bez skazy, fryzura również. Doskonale się prezentowała, jeśli o to chodzi to zazwyczaj potrafiła dostosować ubranie do okazji. Czekała na nich limuzyna pod apartamentowcem, dochodziło połodnie, więc korki nie były gigantyczne. Wsiedli we trójkę do samochodu, Gabi lekko się denerwowała, bo wciąż nie wiedziała gdzie jadą i z kim się spotkają. Patrzyła to na Angelo, to na Franka i naprawdę ciężko jej przychodziło powstrzymanie się od zadawania tysiąca pytań. Zaciskała usta w cienką linię i sprawiała wrażenie, że zaraz wybuchnie.
No i pękła kiedy wjechali na autostradę.
- No nie wytrzymam dłużej, gdzie jedziemy?! Z kim się spotkamy? No nie trzymajcie mnie już dłużej w napięciu, i tak długo wytrzymałam! Nie macie pojęcia ile mnie to kosztowało!- nadęła policzki i zaplotła ręce na klatce piersiowej i z wielkim fochem i naburmuszeniem patrzyła na Angelo i Franka. Śmieszna Gabryśka...
- I tak, tak... wiem, mam się nie odzywać niepytana i nie przynieść wam wstydu.- wywróciła teatralnie oczami i pufnęła powietrzem z ust. Strasznei to było męczące nie móc być sobą, udawać kogoś grzecznego, ułożonego i... Nie gabrysiowego.
Limuzyna skręciła w lewo na jednym ze zjazdów z autostrady i wjechała w boczną drogę, która prowadziła do kompleksu apartamentów, hoteli i restauracji. Ani jeden ani drugi nie chcieli puścić pary z ust, a to błąd, bo może gdyby Gabi nastawiała się psychicznie, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Samochód zatrzymał się przed chińską knajpą podrzędnej jakości. Cała trójka wysiadła. Weszli do restauracji ale nie zajęli żadnego stolika tylko przeszli na tyły, przez kuchnię dalej. Gabi trzymała sie kurczowo Angelo, coś jej się już zaczęło nie podobać, miała nieprzyjemne ciarki na plecach. Z restauracji wyszli na tyły przez obskórne podwórko. Na jego drugim końcu znajdowały się wielkie, metalowe, ciężkie czerwone drzwi, z których wychylił się ochroniarz, wyglądający jak ktoś z Secret Service albo jak jakiś Agent FBI. Machnął do nich ręką, zapraszjaąc ich w swoją stronę, kiedy doszli, zostali poproszeni o pozostawienie telefonów komórkowych w przechowalni i mężczyzna poprowadził ich długim, pokrytym zieloną, łuszczącą się farbą, korytarzem. Światło mrugało nieprzyjemnie, a Gabrielle miała gęsią skórkę i dziwnie ją skręcało ze strachu.
- To spotkanie z Yakuzą czy co?- zapytała niemal szeptem, bardziej siebie niż ich. Ochroniarz, który ich prowadził uśmiechnął się pod nosem. No jasne, mogła tak pomyśleć, skoro droga wiodła przez chińską knajpę.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Post zawiera treści wrażliwe.
- Jesteś tego pewien? Wiesz, że kocham Gabi, ale czy na pewno, no wiesz, nie będzie Gabrysiować? Nie możemy tego zjebać. - Franek rzadko był rozsądny, ale w tematach biznesowych okazywał się mieć łeb na karku. Co widać z resztą po jego życiu w Nowym Jorku... Zawsze starał się przemyśleć każdy swój ruch. Mógł na pozór wydawać się klaunem, który nie ma żadnej taktyki, jest po prostu głupi i ma trochę szczęścia, ale Franek tylko sprawiał takie pozory, a to co się działo w jego głowie tylko on jeden wie.
Angelo uniósł dłoń do góry, kręcąc głową. Nieme "stop" poparte delikatnym rozbawieniem.
- Ufam jej. Ty też czasami powiesz coś bez zastanowienia, dajmy jej szansę. Niedługo będzie moją żona, musi zacząć się uczyć. Wiem, że nie od takiego spotkania powinna zaczynać, ale to idealna okazja żeby zobaczyła jak pracujemy od środka. Może kiedyś sama będzie potrafiła dopinać kontrakty? Rosalia to robi.
- Rosalia to stara baba z kijem w dupie, oczywiście, że umie już prowadzić sztywniackie rozmowy, a poza tym mogłaby być matką Gabi. - Zaśmiał się młody Włoch. Żona ich brata nie pałała zbytnią sympatią do Francesco, przez co ten czasami z niej żartował (gdy nie było z nimi Marcello).
- No też fakt. - Angelo uśmiechnął się przelotnie.
- Dobra, masz racje, poza tym, co mam do gadania? - Wywrócił oczami.
- No właśnie nic. - Odparł Angelo, śmiejąc się pod nosem i zajrzał do teczki przed sobą. Dziewczyny robiły sobie babski wieczór, a oni pilnowali małej Angeliki. Majki i Valentine oglądali jakiś film w salonie, a oni mieli dogadać jutrzejsze spotkanie. Podczas właśnie czego naszły Francesco jakieś dziwne wątpliwości.
Chociaż nie, nie były dziwne. Angelo sam zastanawiał się, czy to na pewno dobry pomysł, żeby Gabi szła z nimi właśnie na to spotkanie. Wiedział, że ten, którym mieli się spotkać ma dość specyficzne poglądy, dość mocno gryzące się z poglądami jego narzeczonej. Cóż, jak uczyć kogoś pływać, to tylko na głębokiej wodzie. Nawet jeśli to dość ryzykowny ruch.
Szczególnie, że nie dali jej się przygotować na to spotkanie, kompletnie nie informując z kim ono się odbędzie. Z różnych powodów, których Angelo raczej nie chce ujawniać. Po prostu musiała przyjąć to do wiadomości, choć wiedział, że będzie jej niezwykle trudno. Może to test... może chciał coś sprawdzić? Cóż. Wszystko możliwe.
Angelo, oraz Francesco czekali na Gabi z przygotowanymi dokumentami, zerkając co jakiś czas na zegarki. Nie mogli się spóźnić, a na pewno nie zbyt dużo. Angelo pochwalił wygląd Gabriellę, wyglądała w punkt. uśmiechnął się i pomógł jej założyć płaszcz, całując ją wtedy w polik i mówiąc, że prezentuje się przy nim wspaniale, kiedy zerknął na stojące przed nimi lustro. Misia i dzieciaki miały w domu pomoc w postaci dwóch ludzi Francesco, którzy musieli tu zostać, gdyby cokolwiek poszło nie tak, oraz jego pomocy domowej.
- Cierpliwości. - Odparł jedynie Angelo siedzący obok ani w limuzynie. Franek siedzący przed nimi uśmiechnął się delikatnie.
- Dokładnie. Patrz, ładnie wyglądaj i się ucz. - Postukał się palcem w kolano. - Spraw, żebyśmy byli z ciebie dumni mała. - Angelo na te słowa również delikatnie się uśmiechnął, sunąć łapskiem po zgrabnym udzie narzeczonej, lekko wsuwając ją pod krótką spódniczkę.
- Wiem, że potrafisz być grzeczną dziewczynką. - Szepnął jej na ucho, za którym złożył delikatny pocałunek. Chciał tym samym lekko odwrócić jej uwagę od ciekawości i trochę zadziałać na emocje, ukierunkowując je w inną stronę. A zarówno on jak i jego brat byli w tym mistrzami. Nic też więcej nie mówili, jakby jej nie było. Nawet zaczęli rozmawiać między sobą o pogodzie, bo dzisiaj wyszło piękne słońce i temperatura lekko wzrosła. Do momentu aż zatrzymali się pod knajpą. Angelo otworzył drzwi Gabi i podał jej dłoń, by pomóc wysiąść z auta. Nie tylko ze względu na kulturę, ale i z obawy, że mogłaby wypaść, zedrzeć sobie kolana, albo połamać nogi.
Angelo podał Gabi ramię i przeszli przez knajpę bez słowa. Franek szedł po drugiej stronie nastolatki, ale poza ocierającym się co jakiś czas ramieniem, nie inicjował żadnego kontaktu jak zawsze. Wyglądał na bardzo skupionego, poważnego i spokojnego, kompletnie jak nie ten Franek którego znała Gabi. Przestał być Franckiem, tak samo jak Angelo, którego znała. Starszy z braci zapukał do metalowych drzwi szyfrem, ciągle mając pod nosem zapach chińszczyzny. Otworzył im wysoki, postawny mężczyzna, który nawet nie spojrzał na Gabi ani razu podczas całego tego czasu. Szedł przed nimi, ale kiedy się uśmiechał lekko obracał głowę w tył. Angelo na słowa nastolatki uśmiechnął się pod nosem, a Francesco zaśmiał krótko.
- To jest finał boss przedszkolaku, najpierw musisz nauczyć się raczkować. -Rzucił miękko Franek, patrząc na blondynkę z lekkim politowaniem.
- Nie. - Dodał szybko dość surowym i pewnym siebie tonem Angelo. Jego głos odbił się echem po korytarzy w nieprzyjemny sposób. - Ich nigdy nie poznasz. -Było już pewnym, że to nie podlega dyskusji. Nawet na nią nie spojrzał, aby to wiedziała, bo robił tak zawsze, kiedy jakaś kwestia była już przez niego przesądzona. Na takie spotkania nie zabierali swoich kobiet. To było zbyt niebezpieczne.
- I nic dziwnego. - Dodał ciszej Francesco pod nosem. Nie dlatego, że się ich bali, bo nie bali, ale Azjaci mieli najbardziej popierdolone techniki tortur, jakie kiedykolwiek poznał. Żaden z Denaro, znając ich metody nie pozwoliłby, by ktoś bliski ich sercu wpadł w ich łapy. I tak samo oni myśleli o Włoskiej Rodzinie.
Ale to nie temat na teraz.
Ochroniarz przyłożył kartę do wielkich metalowych drzwi na końcu korytarza, a zamek puścił. Otworzył je i wpuścił gości, nawet na nich nie patrząc. Nie chciał ryzykować zerknięcia na Gabrielle, nie był głupi i słyszał już o tym, co Angelo Denaro robił z tymi, którzy wykazali się do niego jakimkolwiek brakiem szacunku.
Drzwi za nimi zamknęły się, a bohaterowie znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu, dość jasno oświetlonym ze sporym, podłużnym stołem na środku i białą tablicą na samym końcu. W pokoju pachniało starym drewnem i nie było ani jednego okna. Wisiała Amerykańska flaga, przy której stało dwóch rosłych osiłków. Na końcu stołu siedział Donald Trump, który wstał z krzesła, gdy tylko dostrzegł kontrachentów. Uśmiechnął się i rozłożył ramiona.
- Dobrze was znowu widzieć we dwóch. Angelo, Francesco, jak się macie? - Opuścił ramiona i wyszedł im na przeciw. Angelo spuścił ramię, by wyswobodzić się z uścisku Gabrielle i podał dłoń politykowi. Jego uścisk był dość pewny. Ten następnie przywitał się z Francesco.
- Ciebie też, zmieniłeś fryzjera? Wyglądasz młodziej. - Pierwszy odezwał się Francesco, kiedy mężczyzna jeszcze szedł w ich stronę. Były prezydent zaśmiał się krótko, kiwając głową i palcem. Franek miał z nim dobry kontakt, ale Angelo trzymał go zawsze na dystansie.
- Cześć. - Przywitał się z nim jedynie i poczekał aż uściśnie dłoń Francesco. - Jest z nami moja narzeczona, poznaj Gabrielle. - Przedstawił ją w końcu, układając delikatnie dłoń na jej talii, wypychając sugestywnie w stronę polityka, który w końcu zwrócił na nią większą uwagę, przyglądając jej młodej twarzy. Wyglądał na lekko zdziwionego faktem, że Angelo miał narzeczoną. I przyprowadził ją tutaj. - Będzie się uczyć biznesu, zostanie na naszej rozmowie. Jest w 100% bezpieczna. - Dał mu znać, że może mówić o wszystkim. Kiedy Denaro nazywali kogoś bezpiecznymi, to znaczyło, że im ufali, a zdobyć ich zaufanie było niezwykle ciężko. Pewnie dlatego Trump nie stawiał się, z resztą szanował ich i wiedział, że nie wpadliby tu z jakąś przypadkową gówniarą. Podał dziewczynie rękę uścisnął ją pewnie, patrząc jej w oczy.
- Piękną masz narzeczoną Angelo. - Rzucił nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. - Miło cię poznać Gabrielle. Skoro masz się uczyć, mam nadzieję, że wyniesiesz z tego spotkania jak najwięcej. - Rzucił uprzejmie, choć jakby od niechcenia, mimo iż wyraz twarzy miał przyjemny i lekko uśmiechnięty. Puścił jej dłoń i spojrzał na dwóch karków stojących przy fladze.
- Zostawcie nas. - Kiwnęli głowami i wyszli. Angelo odsunął Gabrielle krzesło. Posadził ją po swojej prawej, zaś po lewej usiadł Francesco. Donald zasiadł na przeciwko, a jego wzrok skakał po całej zebranej trójce. Angelo zaczął wyciągać z torby dokumenty, a Francesco w tym czasie zaczął rozmawiać z klientem najpierw o jego prywatnej sprawie, bo tak chciał Trump. Angelo rzucił Gabi spojrzenie i niezauważalnie złapał jej dłoń pod stołem, masując po jej palcach swoimi ze wsparciem. Uśmiechnął się do niej przelotnie, aby poczuła się bezpiecznie. To była jednak chwila i Angelo wrócił do rozdzielania spraw. Podał Francesco jego teczkę, a tę, w której była sprawa dla Mafii położył między sobą, a Trumpem, który siedział dokładnie na przeciwko niego. Sięgnął ręką do kolana narzeczonej i ułożył ją na nim pewnie. Druga dłoń z rodzinnym sygnetem spoczęła na stole, a on wbił wzrok w Donalda, jakby go analizował. I dokładnie to robił. Słuchał wymiany zdań między nim, a jego bratem. Rozmawiali o zbudowaniu dwóch biurowców, miały być to bliźniacze budynki połączone co 10 pięter korytarzami. Chcieli zarobić, ale jednocześnie przeprać pieniądze. Ta rozmowa trwała i trwała, Francesco mówił, Donald słuchał, patrząc na rozmówcę. Czasami coś wtrącił, odpowiedział, ale był bardzo pozytywnie nastawiony do sprawy młodego Włocha. Wszedł z nim w ten układ i poprosił o przygotowanie lewego przetargu rzecz jasna, z którego przepiorą później hajs. Przez cały ten czas dłoń Angelo spoczywała na nodze nastolatki, a jego ciemne spojrzenie analizowało nawet najmniejszą pojawiającą się zmarszczkę na twarzy Trumpa. Biznesman podał swoje warunki i zasugerował kilka zmian, które spodobały się Francesco, choć była jedna kwestia, która podważył i zrobiło się przez chwilę gorąco. Obydwaj byli dobrymi negocjatorami i nie chcieli zejść ze swojej strony, ale ostatecznie Trump zgodził się na propozycję Francesco i skończyło się delikatnym uśmiechem i ostateczną zgodą na projekt. Powiedział, że podpisze dokumenty i przekaże gdzie trzeba. Podpis Francesco Ferrara już istniał na każdej ze stron, wystarczyło tylko dopiąć umowę. Pozbierali dokumenty, przekazali mu teczkę i Angelo podsunął drugą, wyciągając spod stołu swoją dłoń. Splątał je ze sobą i ułożył na stole. Przechylił delikatnie głowę, dość ostro wbijając spojrzenie w rozmówcę. Patrzył mu już prosto w oczy, biła od niego zupełnie inna energia niż od brata. Franek zawsze był bardziej wyluzowany niż Angelo, wszyscy wiedzieli, że średni z Denaro jest bardzo konkretny.
- Przejrzyj, czy wszystko się zgadza i podpisz. - Rozmowy na ten temat prowadzone były już od lat. Angelo nie chciał marnować więcej czasu, ta sprawa miała być dzisiaj załatwiona, z tego co mówił Francesco. Marcello pracował nad Trumpem od dawna, przekazując następnie pałeczkę Francesco. Angelo był tu, by dopełnić umowy, bo po Marcello to on był pierwszy do podpisywania takich umów, nie Franek. To podpis Angelo musiał leżeć na tych dokumentach, choć jeszcze nie leżał. Czekał, aż Trump zrobi to pierwszy.
Polityk zerknął na niego, ukradkiem na Francesco, który siedział niewzruszony, a później wlepił wzrok w dokumenty, wertując kartkę za kartką.
- Wiem, że wy tego nie robicie, ale mnie to nie obchodzi. Biorę to na siebie, ale ten zapis musi być wykreślony abym nie miał związanych rąk. - Postukał palcem w konkretne miejsce i przesunął kartkę w stronę Angelo, by ten mógł zobaczyć, o który punkt chodzi. Nawet nie musiał czytać, by wiedzieć.
- Mój brat się na to nie zgodził, ja też tego nie zrobię. - Angelo był nieugięty. Trump pomyślał chwilę nim odpowiedział.
- Wiesz, jaki jest biznes Angelo. Nie zawrę z wami, ani z nimi tego kontraktu, jeśli nie będę miał pełnej swobody. Chyba żartujesz, że będę musiał się zastanawiać nad losem jednostek, które są kompletnie bezwartościowe. - Obydwaj patrzyli się na siebie hardo.
- Kobiety i dzieci nie są bezwartościowymi jednostkami, Donald. Mogą być narzędziem dla niektórych Państw, czy interesów, możemy wysyłać je na przykład na prostytucje i zgarniać z tego procent. Robimy to od lat, nawet ja mogę się tym zająć. Może to niewiele, ale spójrz. - Postukał palcem w inny kawałek papieru. - Tę wojnę organizujemy. Europa jest nam posłuszna, a jeśli sprzeciwią się Nostrze, skończą się kontrakty na broń i wsparcie militarne. Marcello o to zadbał. Dobrze wiesz jaki jest plan. - Nie mógł zbyt wiele nadal powiedzieć przy Gabi i jego rozmówca chyba to wychwycił, bo zerknął na nią pierwszy raz przelotnie. Angelo to odnotował i potwierdził jego nieme pytanie, niemą odpowiedzią swoimi powiekami.
- Skoro nie dbasz o to, co się z nimi stanie, a możemy przy tym zarobić, choć groszowe sprawy, musimy się na to zdecydować. Wiesz, że to tak działa, za każdym razem próbują ewakuować kobiety i dzieci. Nie doliczą się ich, nikt tego nie sprawdza. - Pokręcił głową.
- Wiem, jakie macie wartości, ale to są Stany, nie Europa. Zgodziłem się na wiele, Denaro, to moje nazwisko będzie tam opiewać. Muszę stać w dobrym świetle, nie w złym. Dobrze wiesz, jak to będzie wyglądało...
- Oni się w życiu na to nie zgodzą...
- To znajdźcie innego frajera. Rosja jest uwiązana, nie wiem, może Kim się zgodzi? - Prychnął. - On już prędzej. Ewentualnie czekoladowe szejki. Słuchaj Denaro, to jest tylko wasze widzi mi się, nikt tego nie potrzebuje. Sprzedawaj sobie dalej przyszłe kurwy na rynku, ale nie przez ten kontrakt. Niech ginął, jak reszta. - Dodał ostro.
- Sprzedajemy je, albo jesteś wypisany z projektu. - Obydwoje wiedzieli, że Trump chce to zrobić, a jednocześnie wiedząc, że w cale niemusi. Choć bardzo chce. Rzucili sobie spojrzenia, a Francesco wyprostował się na krześle, czekając na rozwój wydarzeń. Czemu wszyscy nagle zapomnieli o Gabrielle? Padło jednak o kilka słów za dużo.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Cierpliwości... cierpliwości... CIERPLIWOŚCI?! Do kogo on mówił? No chyba nie do Gabi, która za Chiny Ludowe nie była cierpliwa nawet w ułamku procenta, ba nawet w jednym, pieprzonym promilu. A kiedy ktoś jej jeszcze mówił, że ma być cierpliwa, niecierpliwiła się jeszcze bardziej, siedziała jak na szpilkach, wierciła się, rozglądała, wypatrując tego co ma nadejść. Przez to jej nawet uszy poczerwieniały z irytacji i patrzyła na obu spod byka, tak śmiesznie naburmuszona. Co z tego, że Włosi wyglądali tak zniewalająco, że tu i teraz, nawet nie przejmując się kierowcą limuzyny zrobiłaby dla nich absolutnie WSZYSTKO, a nawet więcej?
Angelo przezentował się tak cholernie dostojnie i władczo, że blondynce czacha parowała kiedy wyobrażała sobie jak ją bierze tu na tej kanapie, a jego dłoń na udzie i rozpalające słowa tuż przy uchu wcale nie pomagały. Czuła charakterystyczny zapach skórzanej kurtki, woń perfum zarówno jego jak i Franka i świat wirował do tego stopnia, że musiała zacisnąć uda. Boże, dlaczego ją tak łatwo rozpalić? To przecież jest niepoważne! Kiedy ona dojrzeje i przestanie być taka wiecznie napalona? Dla Angelo... Oby ten dzień nigdy nie nadszedł.
Prychnęła na słowa Franka, nie lubiła być ozdobą bez własnego zdania i możliwości użycia aparatu gębowego, który praktycznie nigdy jej się nie zamykał, dlatego kiedy dojechali i Angelo pomógł swojej księżniczce wysiąść z auta postanowiła sobie, że co by się nie działo nie piśnie ani słowa. Nie powie niczego prócz dzień dobry i do widzenia, choćby skały srały, wytrzyma to i nie zawiedzie ich, ani samej siebie. Yhym...
Trzymała się Angelo kurczowo, kiedy przechodzili przez restaurację zaburczało jej w brzuchu, poczuła zapach starego oleju i charakterystycznych, orientalnych przypraw i pomyślała, że chętnie by zjadła kurczaka w panierce z makaronem i warzywami, aż musiała ślinę przełknąć, a oczy latały jej po kuchni w poszukiwaniu pysznego jedzonka, ale tylko jej migali przed ryjkiem maili, skośni ludzie.
Obskurne podwórko zawalone śmierdzącymi śmieciami, podejście do wielkich drzwi... To wszystko działo się bardzo szybko, ale spacer tym paskudnym korytarzem jak a horroru strasznie się Gabrielle dłużył. Pachniało wilgocią, pleśnią, podłoga pod stopami skrzypiała niebezpiecznie. Stukot obcasów blondynki roznosił się nieprzyjemnie w tym wnętrzu, tak samo jak skrzypienie skórzanego płaszcza narzeczonego, dlatego mocniej chwyciła jego ramię. Zaczęła nawet myśleć, że prowadzą ją na jakieś tortury albo testy, albo kurde ceremonię inicjacyjną w Nostrze, gdzie będzie musiała złożyć jakąś pieprzoną przysięgę i podpisać papiery własną krwią. Dosłownie myślała o wszystkim, nawet o Yakuzie, tylko nie o tym co naprawdę zastanie w pokoju, który znajdował się na końcu korytarza.
- Skąd wam przyszło do głowy, że chciałabym kiedykolwiek ich poznać?- zapytała trochę zbita z tropu żarcikiem Franka. Nie, nie, nie... Życie jej było miłe i nie ma ochoty poznawać innych mafii, ani Yakuzy, ani Bratwy, mafii gruzińskiej, karteli kolumbijskich, polskiej mafii ani żadnej innej. Dla niej to było tak abstrakcyjne jak Boże Narodzenie w kwietniu. Przecież ona nie chciała robić niczego złego, nie chciała przykładać ręki do cierpienia kogokolwiek, co to, to nie.
Ciężkie metalowe drzwi zaskrzypiały, Gabi poraziło bardzo jasne i zimne światło jarzeniówek, dosłownie na chwilkę przestała cokolwiek widzieć, tak mocno dało jej po oczach. Nic dziwnego, weszli z bardzo mrocznego korytarza do mocno oświetlonego pokoju więc oczy musiały się przyzwyczaić do nowych warunków oświetleniowych i nim zobaczyła z kim się spotkali najpierw usłyszała ten paskudny i dość dobrze znany jej głos. Przeszły ją ciarki po plecach i to takie bardzo nieprzyjemne. W normalnych okolicznościach pewnie parsknęłaby śmiechem na żarcik Franka, ale tak naprawdę go nie usłyszała.
Blondynka może i wygląda na taką, która nie jest zbyt mądra a jej uszy trzymają się głowy tylko dlatego, że w środku czaszki związane są ze sobą sznureczkiem, który jak się przetnie to odpadną, ale prawda jest taka, że ona nie jest kompletną ignorantką (tak jak ja xD) i co nieco wie na temat świata i wydarzeń politycznych.
Skamieniała, nawet nie protestowała przed tym by Angelo oswobodził się z jej uścisku. Oczy Gabrielle zrobiły się wielkie jak spodki, twarz stała się bardzo poważna i surowa, nie gościł na niej nawet cień uśmiechu. Gdzie się podziała ta sympatyczna, ciepła dziewczyna? Została za drzwiami.
Trump wydawał się w ogóle jej nie widzieć, nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, jakby była jedynie elementem wystroju wnętrza i dopiero przeniósł na nią spojrzenie kiedy Angelo o niej wspomniał.
Polityk wyciągnął do niej dłoń, skomplementował, ale nie bezpośrednio w jej kierunku. Gabi się zawahała, nie chciała ściskać jego dłoni. Patrzyła na mężczyznę bardzo chłodno, ale przecież obiecała sobie, że będzie się zachowywać przyzwoicie. Lekko się ociągając uniosła dłoń i pozwoliła na ten uścisk, choć przeszły ją jakieś takie obrzydliwe ciarki.
- Dzień dobry.- mruknęła cicho, co polityk mógł odebrać jako przytłoczenie małolaty swoją obecnością, albo właśnie lekki brak szacunku, zwłaszcza że patrzyła na niego dość wrogo. Nie chciała kłamać i mówić mu, że jej też jest miło go poznać. Wcale nie było jej miło, miała ochotę stąd wyjść. Posłuchała krótkiej wymiany zdań, uśmiechnęła się do Angelo w podziękowaniu za odsunięcie jej krzesła i usiadła nie czekając, aż zrobi to Trump. Znała te wszystkie niuanse etykiety, ojciec ją dobrze wychował i mimo mizoginizmu wiedziała, że mężczyźni nie usiądą, dopóki nie zrobi tego kobieta.
Gabrielle była spięta, calutki czas patrzyła na Trumpa jak na zło konieczne, nie było w niej ani grama przyjaznych emocji.
Starała się oddychać, odpychać od siebie wszystko, co cisnęło jej się na usta, dobrze, że Angelo położył jej rękę na kolanie, ona mogła ułożyć swoją drobną dłoń na jego ręce, żeby skupić się na czymś pozytywnym i oderwać myśli od tego paskudnego, rudo-blond drania, który zgotował Ameryce jeden z najczarniejszych okresów w jej historii.
To było najnudniejsze czterdzieści pięć minut w jej życiu! Nie dość, że te sprawy kompletnie jej nie interesowały to jeszcze głos Trumpa był taki irytujący i monotonny, że mało brakowało a by zasnęła. Powieki zrobiły się ciężkie, oddech spowalniał, ale naprawdę ze sobą walczyła i starała się nie dopuścić do tego, by zamknąć oczy i przypadkiem nie zacząć chrapać. No i halo... była niewyspana po nocy z Miśką.
Drgnęła dopiero kiedy przestała czuć na sobie rękę swojego narzeczonego. Zerknęła na niego z ukosa, żeby zobaczyć, co się dzieje, wyczuła od niego zupełnie inne wibracje, aż ją dreszcze przeszły, jakie to było hot! Uśmiechnęła się sama do siebie dumna z tego, jakiego władczego i pewnego siebie ma faceta. Jasne, wiedziała to od zawsze, ale teraz to było jeszcze bardziej seksowne.
Miała gdzieś Trumpa, teraz była wpatrzona jak w obrazek w Angelo i spijała z jego ust każde słowo, jakie wypowiadał. Takiego tonu jeszcze nie słyszała, aż miała ciarki na plecach. Brzmiał tak stanowczo i niebezpiecznie zarazem, że aż jej się gorąco zrobiło.
Uśmiech z każdą sekundą schodził z jej ust kiedy słuchała tej wymiany zdań, a jej mózg zaczął działać na przyspieszonych obrotach, łączyła kropka za kropkę, oczywiście nie miała pojęcia, o co konkretnie chodzi, ale wywnioskowała, że rozmawiają o broni, o finansowaniu wojny o mordowaniu ludzi, o handlu kobietami i DZIEĆMI. Zbladła, zrobiła się biała jak ściana, poczuła, że robi jej się niedobrze, słabo, zimno, gorąco.... Oddech przyspieszył, neurony pracowały z zawrotną szybkością. Bardzo mocno zaciskała usta w cienką linię, gryzła policzek od środka niemal do krwi, żeby tylko się nie wtrącić, żeby tylko nie wybuchnąć.
Nic nie mów, nie odzywaj się, milcz... Nie mów nic, nie mów... trzymaj język za zębami, nie możesz tego spieprzyć, dasz radę... Nic nie mów, nic nie mów, nic nie mów... nic nie mów....- powtarzała sobie jak mantrę w głowie, ale to było silniejsze od niej, to były zbyt duże emocje, usłyszała zdecydowanie za dużo. Oczy to niemal zaszły jej łzami, kiedy usłyszała z ust Trumpa: "niech giną". To był zapalnik tak silny, że Gabrielle zerwała się z miejsca, wyprostowała się jak struna, krzesło, na którym siedziała przewróciło się z łoskotem, patrzyła to na Trumpa, to na Angelo, nie dowierzając temu co usłyszała! Handel ludźmi! DZIEĆMI, zmuszanie do prostytucji, mordowanie... NO NIE!
- Wy chyba sobie żartujecie w tym momencie!- podniosła głos, patrząc na mężczyzn z góry. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała z zawrotną szybkością tak bardzo się wkurzyła. I nie zatrzymywała się ze swoim słowotokiem, nie miała zamiaru tego robić, i tak długo wytrzymała i tak dała Trumpowi zdecydowanie za dużo szacunku. Więcej niż na to zasługiwał pieprzony, skończony dupek!
- Jak... Jak wy tak możecie?! To są ludzie! Nie jakieś jednostki! Nie, nie uciszaj mnie!- uniosła palec wskazujący, jakby chciała całej trójce pogrozić. Oj ona dopiero się rozkręcała!
- Ja wiedziałam, że on- tu wskazała tym paluchem na Trumpa- jest skończonym dupkiem, który nie szanuje kobiet i jest okrutnym mizoginem, ale wy? HANDEL KOBIETAMI I DZIEĆMI?!- uderzyła obiema dłońmi o stół, o który się oparła i wpatrzyła się w Trumpa wyzywająco. Z Angelo już sobie porozmawia w domu, ale temu gnojowi, który był kiedyś prezydentem USA nigdy już nie będzie miała okazji wygarnąć tego, co o nim myśli. Gabi be... Gabi.
- Jak ty tak możesz żyć człowieku... Jak możesz spojrzeć w lustro?! A co by było, gdyby znalazł się ktoś silniejszy od ciebie i to twoja żona... żony... I dzieci były na takiej pozycji, na jakiej chcesz postawić niewinne istnienia?! Jak byś się poczuł? Czy ty masz w sobie, choć odrobinę empatii? Ja wiedziałam od dawna, że nie masz serca ani duszy, ale żeby aż tak... - ona nie mówiła, ona prawie krzyczała, policzki zrobiły się czerwone, w oczach lśniły łzy. Emocje wzięły górę jak zawsze, no ale, że jej narzeczony handluje ludźmi? To było dla niej za dużo, zdecydowanie za dużo. Okej, wiedziała o narkotykach o mordowaniu, o broni ale handel ludźmi? Zwłaszcza dziećmi? Dla niej dzieci i zwierzątka to "towar" nietykalny na żadnej płaszczyźnie. Świadomość tego, że te dzieci mogą trafić do jakichś pedofilów albo w jeszcze gorsze miejsca... Naprawdę bylo jej niedobrze, zwłaszcza jak sobie pomyślała o tym co powiedziała - a co gdyby ktoś tak potraktował Valentinę, Majkiego, małą Andżelikę, Miśkę... Ją... No cholera jasna ją strzekała.
- Ja rozumiem politykę antyimigracyjną, chorą służbę zdoriwa, gdzie najbiedniejsi nie mają najmneiszych szans na leczenie, ale mordowanie niewin...- urwała, a wszystko przez Angelo.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zabawne, że tak bała się iść tym korytarzem, skoro po jej obu bokach stało dwóch z jednych najbardziej niebezpiecznych i wpływowych ludzi na świecie? Angelo czuł jej strach na kilometr, wyczuwał go komórkami ciała, nawet nie musiał na nią patrzeć. Już sam jej głos dużo mówił. Francesco też nie potrafił tego zrozumieć, przecież miała ich, to raz, a dwa, nie zabraliby jej w miejsce, w którym faktycznie groziłoby jej jakieś niebezpieczeństwo. Na żadne spotkania z innymi rodzinami, wrogami, niebezpiecznymi kontrahentami. Trump był nieszkodliwy, on. uprawiał dość specyficzną politykę i biznes. Ciężko się z nim w cokolwiek kiedykolwiek wchodziło. Miał swoje za uszami, ale mimo wszystko uważał, ze względu na swoją reputację i pracę jaką wykonał, by być gdzie był. Angelo nigdy nie pałał do niego zbytnią sympatią, w przeciwieństwie do Franka, który próbował być przecież drugim Donaldem. Szanował go ze względu na potęgę interesów i to, że został prezydentem cholernych stanów dzięki swojemu sprytowi i właśnie w.w. potędze. Angelo jednak to nie imponowało, Nostra była silniejsza On był silniejszy. Przynajmniej tak uważał, a polityk tylko mu czasem wadził. Wkurwiało go trochę to jak bardzo się wielu kwestiach opierał. Jasne, potrzebowali się wzajemnie, ale jednocześnie radzili sobie bez siebie. Marcello jednak się uparł, jeszcze ten Franek, który przy okazji kręcił do swojej kieszeni... Trochę go rozumiał, to dobra ryba do złapania w tym temacie. Dlatego tak mu dzisiaj zależało i nawet nie musiał na niego patrzeć, by widzieć jak się powoli zaczyna denerwować. Nie dał tego po sobie poznać, ale zawsze, kiedy się stresował, bądź coś dla niego dużo znaczyło ruszał delikatnie prawą stopą. Angelo mógłby przysiąść, że poczuł delikatnie drganie podłogi. Cóż mu się dziwić? Długo pracował nad tymi sprawami, a teraz od Angelo zależało, czy kontrakty zostaną podpisane. On jako dziedzic nostry musiał podpisać dokumenty, bo to on będzie zajmował się tą sprawą za kilka lat. Dlatego to on musiał dopiąć wszystkie warunki tej umowy. Jednak były rzeczy, na które nie mógł się zgodzić, co było już problemem przy poprzedniej rozmowie.
Po raz kolejny padła wymiana zdań. Wpatrywali się w siebie zawzięcie, wiedzieli, że Angelo nie odpuści. Francesco skakał wzorkiem od jednego do drugiego, choć nie robił tego nerwowo, też potrafił zachować zimną krew. Usta polityka rozchyliły się, westchnął i już miał coś powiedzieć, a wtedy ciszę przerwało głośny hałas. Krzesło runęło na ziemię, dłonie nastolatki z trzaskiem znalazły się na stole, a Angelo ani drgnął. Jego rozmówca lekko się wzdrygnął i spojrzał na kobietę z lekko zwężonymi oczami. Francesco przekierował na nią swój wzrok, choć w pierwszej sekundzie chciał sięgnąć po broń. Tylko Angelo siedział niewzruszony.
- Usiądź. - Nakazał jej stanowczo, chłodno, nie odrywając spojrzenia od polityka. Wydawał się kompletnie nie przejmować tym, co się stało, ale wiedział, dlaczego tak się stało. Istniało ryzyko, że ten temat się zaogni i padną takie, a nie inne słowa, a przecież wiedział jak uwrażliwioną osobą jest Gabrielle. Szczególnie w stosunku do dzieci. Rozumiał, że się zdenerwowała, dlatego zareagował dość łagodnie. Wręcz spodziewał się z jej strony jakieś reakcji. I tak długo wytrzymała... Był jednak pewien, że pójdzie po rozum do głowy i po jego rozkazie, po prostu go wykona. Naprawdę w to kurwia wierzył.
To się przeliczył.
Wziął wdech i wydech, przymykając na chwilę oczy, by utrzymać w sobie spokój. Francesco to dostrzegł, więc chciał powstrzymać Gabi nim powie o kilka słów za dużo. Po tym jak spytała, jak tak mogą, Franek zaczął wstawać z miejsca, z zamiarem wyprowadzenia Gabi.
- Chyba już starczy... - Ale ona pogroziła mu palcem! Angelo dalej siedział jak kamień, wpatrzony w polityka, bo wiedział, że jak tylko odwróci wzrok, jeśli poruszy choćby gałką oczną, Gabi tego srogo pożałuje. A później on. Trump prychnął i uśmiechnął się z niedowierzaniem, słuchając obelg w swoją stronę. Skrzyżował ręce na piersi i słuchał, Angelo stwierdził, że dość zaciekawiony nagle całą sytuacją. Zerknął na starszego z Denaro pytająco. Tak. Powinien był jej przerwać, uspokoić ją, ale jeśli tylko się poruszy, wstanie... To się bardzo źle w tym momencie skończy.
- Gabrielle, przestań. Później o tym porozmawiamy. - Francesco dyplomatycznie starał się uspokoić rozwścieczoną nastolatkę. Nawet ruszył w jej stronę, zastanawiając, czy powinien ją po prostu chwycić i wyprowadzić, czy poczekać aż skończy swoją wypowiedź.
- Gabrielle!- Franek uniósł się po raz pierwszy, słuchając jak obraża ich kontrahenta i to było ostatnie ostrzeżenie, ale ona kontynuowała. Trump kiwał głową, nie wierząc w to, co widzi. Dwóch silnych mafiozo, przed którymi imionami drży cały świat, a nie mogli poradzić sobie z jedną, małą gówniarą?
- Zamilcz. - Rzucił w końcu cicho starszy z braci. W Angelo wrzało. Z każdym kolejnym słowem nastolatki i każdym kolejnym upomnieniem jej przez brata, które spotykało się z brakiem reakcji, ciśnienie rosło coraz wyżej i wyżej. Czuł, jak zaczyna szumieć mu w uszach, jak krew niemal gotuje się w jego żyłach, jak czaszkę rozsadza z tych jej krzyków, jej słowa wwiercały się w jego głowę, jakby jej język był diamentowym wiertłem. Starał się, z całych sił starał się nie poruszyć, jednak nie mógł już tego dłużej znieść. Francesco chyba to wyczuł, bo zrobił krok w tył, dokładnie w tym samym momencie, w którym wielkie cielsko Angelo wystrzeliło w górę jak z procy i tym razem to jego dłonie wylądowały z trzaskiem na blacie, tworząc przy tym kilkukrotnie większy hałas niż ten spowodowany drobnymi dłońmi nastolatki. Stół pękł, ale nie rozpadł się, po porostu pękła, charakterystycznie trzaskając.
- POWIEDZIAŁEM ZAMILCZ! - Zagrzmiał w momencie, w którym wypowiadała ostatnie swoje słowa, bo na więcej już jej nie pozwolił. Stała blisko, więc chwycenie jej silnie za ramię i wepchnięcie w swoje plecy w kompletnym unieruchomieniu nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Kneblował jej usta swoją dłonią, pochylając nad jej uchem. Do pomieszczenia wpadli ochroniarze Trumpa, którzy natychmiast wyciągnęli spluwy. Co samo uczynił Francesco, celując pomiędzy nich.
- Nie odezwiesz się ani słowem dopóki ci nie pozwolę, bo pożałujesz, jasne? - Warknął jej do ucha, ale tylko ona mogła usłyszeć, co do niej mówił, przez hałas, który spowodowali ochroniarze polityka. Ten zaś wstał ze swojego miejsca i gestem dłoni kazał im odłożyć broń.
- Wyjdźcie. - Nakazał i drzwi zamknęły się. Angelo wciąż trzymał dłoń na ustach nastolatki, kiedy najstarszy z zebranych zbierał dokumenty w wielkim zawiedzeniu.
- Myślałem, że jesteście poważnymi ludźmi, ale jednak prawdziwa jest opinia, że Mafia to zwierzęta tylko takie trochę wyższej klasy. Ale wciąż... dzicz. - Mówił jakby sam do siebie, chowając teczkę do swojej torby. - Jak mam was Panowie szanować, skoro nawet ona was nie szanuje? - Wskazał dłoń na Gabrielle. Angelo obserwował każdy jego ruch. Zabrał dokumenty. Był jednak wściekły, a ta wściekłość trochę przyćmiewała jego rozumowanie. Zamknął się, wiedząc, że cokolwiek teraz powie, zrujnuje wszystko. Francesco minął Angelo z Gabi i podszedł do polityka, wyciągając w jego stronę dłoń.
- Ten incydent nie powinien mieć miejsca, mówiłem mu żeby jej nie brał. To jeszcze głupia gówniara, dopiero wchodzi w nasz świat, nie rozumie jeszcze wszystkiego. - Donald spojrzał na dłoń Włocha i uścisnął ją, przy tym samym przyciągając go lekko w swoją stronę i ułożył drugą dłoń na ich splątanych palcach.
- Pogarszasz to tylko Francesco. Do zobaczenia. - Puścił młodszego z braci i zerknął na starszego.
- Do widzenia Angelo.- Ale ten nie odpowiedział, odprowadzając go tylko pustym spojrzeniem do drzwi.
- Możemy do tego jeszcze wrócić? - Spytał Francesco, widocznie zdesperowany, ale tamten nic nie odpowiedział, opuszczając pomieszczenie. Nastała cisza, a Włosi zastygli w swoich pozycjach. Nagle Francesco odwrócił się w ich stronę i z mordem na twarzy wycelował w Gabrielle oskarżając palec.
- Czy ty wiesz co narobiłaś?! Lepiej ją trzymaj Angelo... Kurwa! - Krzyknął w ojczystym języki i kopnął jakiej krzesło, które natychmiast runęło na ziemię. -Wiedziałem, wiedziałem że to się tak kurwa skończy, mówiłem ci, nie bierz jej na to spotkanie! Zrujnowaliście to, obydwoje! Nawet nie wiesz ile nad tym pracowałem, kurwa Angelo, Marcello nas rozpierdoli! ON NAS SPALI W KWASIE SOLNYM zobaczysz, albo ją, spalimy kurwa ją. - Przechadzał się po pomieszczeniu wypruwając z siebie słowa niczym karabin i nagle stanął w miejscu, patrząc na Gabi z czystą wściekłością. Nagle wyciągnął broń i nawet ją odbezpieczył, celując w nią. Angelo ani drgnął. Takiego go jeszcze nie widziała. Zaczął się śmiać, jak szaleniec, podchodząc do niej, celując lufą między oczy.
- Gdyby nie mój brat, oglądalibyśmy twój mały mózg od środka... - Lufą dotknęła jej czoła. Angelo przyglądał się ruchom brata i wiedział, że tego nie zrobi. Wiedział, że byłby następny. Rozumiał go, też miał ochotę rozrobić, ale on nie miał hamulców, więc lepiej, żeby to Francesco wyrzucił teraz z siebie emocje. Miał do tego prawo. Angelo znów stał w bezruchu, jakby się bał, że jakikolwiek jego ruch skończy się tragicznie dla jego narzeczonej. Franek zabezpieczył spluwę, schował ją i chwycił dziewczynę za ramiona, z blisko patrząc jej w oczy. Bardzo mocno wbijając w nią swoje długie palce. Mogła dostrzec w spojrzeniu Francesco podobny płomień, który widywała u swojego narzeczonego. Był tylko mrok, szaleństwo i coś niepokojącego, jakiś błysk.
- Nie chciałbym być teraz w twojej skórze... W końcu to nie ja mam przepierdolone u Marcello. On już cię kurwa za to ukarze... Chcę to zobaczyć, nie mogę się doczekać! - Znów zaśmiał się w szaleńczy sposób i odsunął od nich poprawiając włosy. Angelo w tym momencie odsunął dłoń od ust Gabrielle, rozluźniając uścisk swój ramion, puścił też jej nadgarstki i odsunął od niej w końcu. Był zbyt spokojny, wydawać by się mogło, że rozładował już swoją złość, ale tak nie było. Wciąż narastała, ale wciąż powtarzał sobie w głowie jedno "nie krzywdź jej". Wiedział, czym to grozi, jeśli znów wybuchnie. Nie był nawet zły na Francesco za to co powiedział, miał rację. Zjebała, teraz musi zostać ukarana. Był nią cholernie rozczarowany, zawiodła go, jak chyba jeszcze nigdy i może to przeważało nad złością?
- Wychodzimy. - Powiedział jedynie starszy z braci i mocno chwyciwszy Gabrielle za ramię, pchnął ją dość silnie w stronę wyjścia. Dziewczyna wpadła na metalową półkę, więc Włoch znów chwycił jej ramię i pociągnął za sobą. Francesco zapukał do drzwi, które zostały im otworzone i szedł przodem, wyglądając jakby miał zaraz odfrunąć z tej podłogi ze złości. Angelo szedł równym krokiem jego, bardzo szybko, ciągnąć za ramię blondynkę, nie zważając, czy za nimi nadąża, czy nie, nie miała właściwie wyjścia. Zaciskał silnie szczękę, równie silnie co swoje palce na delikatnej skórze nastolatki. Jego myśli pędziły jak rozszalałe, kłócił się sam ze sobą w myślach, próbował odnaleźć w tej sytuacji, ale nie potrafił. Był wściekły, że go nie posłuchała, o te kontrakty też i żal mu było brata, ale najbardziej chyba był zły na samego siebie, że jej tak szybko zaufał. Przytłamszony uczuciami, pijany wręcz ostatnimi wydarzeniami znów przyćmiło mu mózg. Jednak miłość w zbyt dużej dawce zaślepiała, miał tego teraz jawny przykład. Musiał się lekko wycofać, musiał stać się chłodniejszy, wrócić do prawidłowych, chłodnych osądów sytuacji, a nie pozwalać sobie nigdy więcej na coś takiego. Złe decyzje skutkowały bardzo niemiłymi konsekwencjami i cała ich trójka miała się niebawem o tym przekonać.
Weszli do limuzyny, gdzie Gabi została wręcz wepchnięta na kanapę. Angelu usiadł obok Francesco, na przeciwko nastolatki, patrząc na nią chłodnym spojrzeniem. Zarówno jeden jak i drugi.
- Mogę ja ją ukarać? - Odezwał się w końcu cicho Franek.
- Nie. - Uciął szybko Angelo i wyjął z kieszeni telefon. - Piszę do Marcello. - Obwieścił, stukając w ekran swojego telefonu naprawdę szybko. Wiedział, że musi przekazać bratu te wieści w takiej formie, bo gdyby zadzwonił... Musiał najpierw ochłonąć. Znał go i wiedział, że bywał gorszy od niego. Bał się, co w złości mógł powiedzieć i zadecydować. Bo pomimo całej tej wściekłości i zaistniałej sytuacji nie chciał, żeby Gabrielle stała się krzywda. Choć bardzo chciał ją teraz skrzywdzić... i Marcello też by chciał.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To straszne, ale w tym momencie nie obchodziło jej to, jakie konsekwencje będzie musiała ponieść za swój wybuch, za powiedzenie tego co myśli, w co wierzy i co czuje, a była wściekła, zdegustowana, przerażona i nie mogła dłużej znieść widoku tej parszywej mordy Trumpa. Wszystkie te czynniki skumulowały się w złym momencie, padło o kilka słów za dużo zarówno z ust polityka jak i z ust Angelo i to, co było dziś wkładane do garnuszka, właśnie się z niego wylało i kipiało. Zmniejszenie ognia pod garnkiem na niewiele się zdało, bo Gabrielle ogłuchła, oślepła i czuła, że jak tego z siebie nie wyrzuci to dosłownie spłonie.
Mało co jest w stanie wyprowadzić ją tak bardzo z równowagi jak znęcanie się nad słabszymi, którzy nie mają żadnych możliwości obrony samych siebie. Zawsze taka była, od najmłodszych lat stawała w obronie tych, którzy sami sobie nie radzili. Ktoś chciał zabrać jakiemuś dziecku łopatkę w piaskownicy i ono nie umiało powiedzieć nie? Gabi nie miała żadnych zahamowań, żeby stanąć naprzeciw starszego i większego chłopca i powiedzieć mu, że ma spadać. To samo działo się w szkole podstawowej — nie znosiła szkolnych dręczycieli, nie wdawała się w żadne grupki "tych lepszych", z każdym spędzała czas na równi, przyjaźniła się z każdym bez wyjątku, chyba że właśnie był bezlitosnym dręczycielem, ale nawet wtedy próbowała tego kogoś zrozumieć i zastanowić się, dlaczego taki jest.
W liceum poznała Joe, który okazał się być zadufanym w sobie, bogatym dupkiem, który miał za nich biedniejszych od siebie. Boże jak oni się kłócili, a jakie zażarte dyskusje się wdawali! Gabi na nim nie zostawiała suchej nitki w klubie dyskusyjnym i po kilku tygodniach chłopa naprostowała i stali się naprawdę dobrymi przyjaciółmi do czasu... Nie ważne.
Nie słyszała ani Franka, ani Angelo — patrzyła na Trumpa morderczo jak na najgorszego robaka, jak na najobrzydliwszego karalucha, który wypełzł spod kibla, a powiedzmy sobie szczerze... Uświadczyć taki wzrok u Gabi to naprawdę trzeba być w jej oczach najgorszą szumowiną, bo ona nie umie w nienawiść i pogardę... Albo umie tylko w odpowiednich warunkach. Co jak co, ale Trump był dla niej skończonym imbecylem delegalizując aborcję, twierdząc, że Ameryka jest tylko dla Amerykanów i jeszcze parę innych rzeczy, w których kompletnie się z nim nie zgadzała. Efekt kuli śniegowej toczącej się w dół, od jednego słowa to całego potoku, sama się nakręcała swoim wybuchem i co zabawne... Nie żałowała ani słowa, które padło z jej ust, powiedziałaby więcej gdyby nie nagłe uniesienie głosu Angelo, gdyby nie jego pierdolnięcie rękami o stół, który zaczął pękać. Dopiero to ją powstrzymało, dopiero wtedy zamknęła usta, bo podskoczyła przestraszona i spojrzała wielkimi oczami na twarz swojego narzeczonego. Chyba jeszcze nim był, bo po tym co zrobiła to wcale by się nie zdziwiła, gdyby ujebał jej palec wraz z tym pierścionkiem, który na nim spoczywał. To było jak porażenie prądem, nim zdążyła cokolwiek zrobić już była trzymana przez postawnego mężczyznę, już zasłaniał jej usta wielką i silną dłonią, a ona skamieniała w jeszcze większym przerażeniu, choć to miało być jeszcze większe, ale o tym nie wiedziała.
Oczywiście, że zdawała sobie sprawę, że spieprzyła, nie będzie nawet temu zaprzeczać, ale naprawdę się starała! Wytrzymała bardzo długo, ekstremalnie wręcz, ale lont tego fajerwerku nie był taki długi jak jej się wydawało. Wystarczyła iskra w nieodpowiednim miejscu i nastąpiła erupcja. Żałowała, że na samym początku nie powiedziała, że źle się czuje i musi wyjść. Prawda była taka, że od pierwszej sekundy, kiedy zobaczyła z kim będą mieć do czynienia, nie chciała przebywać z tym człowiekiem pod jednym dachem. Nie chciała wymieniać z nim wdychanego i wydychanego powietrza, nie chciała pozwolić, żeby jego atomy i jej atomu weszły ze sobą w jakiekolwiek interakcje. Nawet kiedy uścisnęli sobie dłonie, niezauważalnie dla nikogo wytarła rękę o swoją spódniczkę, z obrzydzeniem. Poprzysięgła sobie, że odda sukienkę do pralni chemicznej albo ją spali jeśli będzie trzeba.
Nie jestem głupia! Ty jesteś durniem Franek!- pomyślała poirytowana epitetem, jaki padł z ust młodszego z Włochów, nawet tupnęła nóżką, cały czas obserwując wszystko z mieszaniną strachu i zdenerwowania widocznych w jej oczach. Silny uścisk Angelo sprawiał jej ból, nie było to przyjemne, był przecież bardzo silnym facetem, a ona przy nim wyglądała jak dzieciak, którym w sumie jest i ani Franek, ani Angelo nie powinni być zdziwieni jej wybuchem. Poczucie moralności tak gigantyczne dbanie o dobro innych, obrzydzenie do krzywdy — to nie mogło się skończyć inaczej. Jaki jest z tego wniosek?
Lepiej nie wypowiadać tych słów na głos.
Nie złagodniała nawet na sekundę, nawet słuchając obelg Trumpa i tego, że wmawia jej, iż nie szanuje Denaro w związku z czym on też ich nie szanuje. Gabi odprowadziła go wzrokiem, bardzo zła i próbowała się jakoś odsunąć od Angelo, ale zbyt mocno ją trzymał. Wybełkotała coś niezrozumiałego spod tej jego wielkiej dłoni.
Zapadła cisza, przerywana jedynie przyspieszonymi oddechami całej trójki. Gabi mogła przysiąc, że słyszy łomot własnego serca odbijającego się echem po pomieszczeniu, ale tak naprawdę to krew dudniła jej w uszach. Ciszę przerwał Franek. Takim go jeszcze nie widziała. Poznała Franka błazna, z którym bawiła się najlepiej na świecie, Franka biznesmena, Franka "powojennego", ale Franka wkurwionego jeszcze nigdy nie miała okazji oglądać i nie podobał jej się ten wzrok. Sprawił, że wszystkie drobne włoski na jej ciele stanęły dęba i miała ochotę się skurczyć, zrobić malutką, zniknąć, żeby tylko przestał ją mordować wzrokiem. Drgnęła niespokojnie gdy Franek zaczął na nią krzyczeć, najpierw po angielski a później przeszedł na włoski, nie zrozumiała wszystkiego, jakieś pojedyncze słowa i zrobiło się jej przykro... Nie dlatego, że powiedziała to co myśli, tylko dlatego, że zepsuła coś, na co Francesco bardzo długo i ciężko pracował. Swoich słów nie żałowała wcale. Jej wzrok złagodniał, uciekła gdzieś spojrzeniem, nie chcąc patrzeć jak Franek ze sobą walczy, jaki jest zły, jak mu jest przykro. Ukuło ją to w serduszko, ale nie tak bardzo jak...
Spluwa wycelowana prosto między oczy i słowa Franka, wyraz jego twarzy, chłód w oczach, mrok... Tak dobrze jej znany. Przeszył ją strach i to tak silny, że momentalnie przed oczami stawały jej sytuacje kiedy to najpierw Angelo w nią celował, później te zbiry kiedy ich napadli, potem ćpun, teraz Franek...
Ufała mu bezgranicznie, była pewna, że nigdy w życiu by jej nie skrzywdził w żaden sposób. Nawet przestała oddychać na kilka sekund, wpatrując się w twarz mężczyzny pustym wzrokiem, z którego zniknęły wszystkie emocje, zgasła złość, zniknął strach, zniknęły wesołe iskierki, które zawsze tam były a spod powiek samoistnie popłynęły łzy. Nie chciała, żeby to się stało, ona zdecydowanie za często płacze przez Denaro. Franek tak mocno wpijał palce w jej ramiona, że miała wrażenie, że zaraz jej pękną kości, na pewno zostaną siniaki z jej skłonnościami do ich powstawania.
Nawet groźba ukarania przez Marcello nie wydawała jej się tak straszna jak to, co przed chwilą zaprezentował jej Franek. I jeszcze nie mógł się doczekać kary wymierzonej przez najstarszego z braci! To chyba zabolało najbardziej, ale poniekąd była w stanie go zrozumieć. Mimo to już nigdy nie spojrzy na niego w ten sam sposób. Myśli pędziły w jej głowie jak szalone, nie była w stanie powiedzieć nawet pół słowa. Chwilkę temu taka wyszczekana, a teraz co? Ani be, ani me w żadnym znanym jej języku, a przecież zna już aż trzy. Poczuła, że uścisk Angelo odpuszcza, że jej usta są wolne, chłód między ich ciałami stał się wręcz bolesny. Nie była w stanie patrzeć na Franka, uciekła gdzieś wzrokiem, przygryzła wargę i rozmasowała sobie nadgarstki, wcale nie będąc zaskoczoną tym, że została pozbawiona możliwości ruchu.
- Franek ja...- zaczęła mamrotać, ale nie zdążyła dokończyć, bo została chwycona za ramie i popchnięta w stronę wyjścia, ale Angelo trochę źle wymierzył, przez co uderzyła się boleśnie biodrem o jakiś mebel, nawet nie zarejestrowała jaki, bo poczuła dość silny ból, który promieniował od przodu do samego guza kulszowego, takim nieprzyjemnym prądem, chyba trafił w jakiś nerw. Czy chciała, czy nie musiała szybko przebierać nogami, co na obcasach było dość trudne, zwłaszcza na krzywej, zbutwiałej podłodze, która pod ich stopami skrzypiała nieprzyjemnie. Wyszli na zalane słońcem podwórko, przeszli przez restaurację, pod którą czekała limuzyna. Drzwi były już otwarte więc Angelo miał ułatwione zadanie z wrzuceniem tam Gabi jakby była workiem ziemniaków. Dziewczyna była tak przerażona, że nawet nie poprawiła swojej pozycji do normalnego siadu, tylko została w takiej, w jakiej wylądowała. Dopiero kiedy oni wsiedli a samochód ruszył udało jej się pozbierać, podciągnąć i wyprostować, wygładzić sukienkę na udach nerwowym ruchem. Zacisnęła na jej brzegu palce i wbiła wzrok w swoje dłonie. Zwłaszcza na dłoń, na której spoczywał pierścionek zaręczynowy, który teraz w tym momencie stał się cholernie ciężki, jakby ważył tone. Poczuła się zbyt pewnie w tej euforii. Straciła czujność, znów zbyt mocno zaufała, bez pamięci, bezgranicznie, poczuła się normalnie jak w zwyczajnym, tradycyjnym, nieskomplikowanym związku. Zbyt często o tym zapominała... Zdecydowanie za mocno żyła chwilą, to się musi skończyć, ale czy ona tego chce? Czy chce by ten związek był grą? Karcianym rozdaniem, albo partią szachów, w której trzeba uważać na każdy poczyniony ruch, bo każdy kolejny ciągnie za sobą konsekwencje?
Ręce jej się trzęsły, po policzkach wciąż płynęły łzy, nie mogła pozbyć się sprzed oczu wyrazu twarzy franka, w uszach dźwięczał jej jego szaleńczy śmiech i nieprzyjemne słowa. Oczywiście, że nie powinna wybuchać, mogła siedzieć cicho, nie pisnąć nawet pół słowem. Zawiodła ich, zawiodła samą siebie, ale wciąż... Nie żałowała tego co powiedziała, nie żałowała, że stanęła w obronie tych, którzy nie mogą się sami obronić, nie żałowała, że nie bała się powiedzieć tego co myśli, a to jej się zdarza niezwykle rzadko, biorąc pod uwagę to, że nigdy nie chce nikogo urazić. Zaczęła się bawić pierścionkiem na palcu, obracać go na nim, wsuwać i zsuwać, znów obracać. Stał się jej taką antystresową zabawką. Nie była w stanie spojrzeć ani na Franka ani na Angelo, choć czuła ich wzrok na sobie. Zaschło jej w ustach, wjechali na autostradę, którą jechali kilka minut w zupełnej ciszy a później musieli się przedrzeć przez miejskie korki, co zajęło im około godzinę. Najdłuższa godzina w życiu Gabi w tak gęstej i nieprzyjemnej atmosferze. Jej myśli były naprawdę straszne, a główną chyba było to, że nie powinna nosić tego pierścionka, bo to zawsze tak będzie wygladać. Jej poglądy kontra ich działania, to się nie trzyma kupy, nie pasuje do tej rodziny mimo tak ogromnej miłości jaką darzy każdego z jej członków, a zwłaszcza Angelo, którego kocha tak mocno, że czegokolwiek by nie zrobił to i tak będzie przy nim trwać, tylko jaki jest tego sens, skoro ich życiowe poglądy tak skrajnie się różnią? Czy ludzie nie powinni dobierać się w pray bazując właśnie na podobnym światopoglądzie? Nie samą miłością człowiek żyje, nie można sobie słodzić, nie można się wiecznie kochać i śmiać, trzeba jeszcze wyznawać podobne wartości żeby to wszystko miało sens. Znowu te wątpliwości, czuła, że narasta w niej panika, że robi jej się niedobrze, akurat wjechali do podziemnego garażu skąd były dosłownie dwa kroki do windy.
Gabi nie była w stanie się ruszyć z miejsca, nogi i ręce odmawiały jej posłuszeństwa, siedziała i wpatrywała się tempo pustym wzrokiem w skórzane fotele przed sobą, dopóki znów nie poczuła silnej ręki na swoim ramieniu, która dosłownie wyciągnęła ją z samochodu. Nie wiedziała który z braci to zrobił i który ukierunkował jej kroki do windy, której drzwi za nimi się zamknęły i powiodła ich do mieszkania. Dźwięk oznajmił im, że dotarli na odpowiednie piętro.
- Przepraszam...- szepnęła, ale dało się to usłyszeć. Miśka, Majki i Andżelika spali razem, Valentina z opiekunką były w inny pokoju i się w coś razem bawiły, salon był posprzątany, zniknęły świąteczne dekoracje, było cicho i pusto. Gabi działała jak na automacie wychodząc z windy i kierując swoje kroki do salonu, gdzie usiadła na kanapie, szytwno dosłownie jak robot tak była pospinana. Siedziała prosto, z rękami ułożonymi płasko na udach i wgapiała się w przestrzeń kompletnie bez wyrazu. Jakby ktoś naprawdę ją przeprogramował na żonę ze Stepford, bez własnego zdania, woli i żadnych emocji. Wyłączyła się, ale myśli dalej pędziły pod tą blond czupryną. Zbladła i mało mrugała - śliczna laleczka, robocik Gabi.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie powinna być niczego pewna. Nigdy. A tym bardziej braci Denaro, bo zarówno jeden jak i drugi byłby w stanie skrzywdzić nastolatkę. Jeden już to zrobił, a drugi gdyby dostał teraz szansę, prawdopodobnie w obecnych emocjach mógłby jej coś zrobić. W wielu kwestiach bywali różni, ale kiedy się wściekali, ich mózgi wypełniały się morderczymi instynktami, zupełnie jak u zwierząt. Byli w pewien sposób ukształtowani, mieli w ten sposób działać, być jak maszyny, odcinające uczucia niebezpieczne jednostki eliminujące inne jednostki. Działali automatycznie, to były instynkty, zaszczepione w nich od najmłodszych lat. Cały szereg zaburzeń i trochę genów ojca. Jedynie Marcello potrafił się kontrolować. Choć kiedy przekraczało się jego granice, stawał się najniebezpieczniejszy z nich wszystkich. Działo się to niezwykle rzadko, choć Angelo zaczynał wierzyć, że dziś właśnie tak mogło się wydarzyć. Zapewne dlatego zadecydował do niego napisać, dać mu czas na ochłonięcie, przemyślenie. Znał starszego brata i jego schematy. Gdyby faktycznie chciał surowo ukarać Gabrielle, kazałby jej samej przyznać się do tego co zrobiła, ale on starał się ją chronić. Nawet zbyt wiele o tym nie myślał, zadziałał instynktownie, po prostu jakby wiedział co robić, żeby chronić swoją narzeczoną, bo nadal nią była. Jego wzrok padł na pierścionek, którym tak uporczywie się bawiła. Przeanalizował jej ruchy, wyraz twarzy i spojrzenie. To w jaki sposób ściągała i zakładała pierścionek, chcąc poznać jej myśli. Wiedział, że jest jej głupio, bo ona głupia nie była jak stwierdził Francesco. Wybuchowa i niesforna tak, ale nie głupia. Jasne, że zdawała sobie sprawę co narobiła, tylko chyba do końca nie pojmowała dlaczego. Domyślał się, że mogą nachodzić ją różne myśli i wątpliwości, pewnie dlatego uczepiła wzrok na pierścionku. Może znów myślała, że jest niewystarczająca? Albo ją to wszystko przerasta? Angelo przez krótką chwilę też zaczął myśleć, że może faktycznie ona nie jest i nigdy nie będzie gotowa wejść w świat, którym żył. Tylko to znał, to było jego dziedzictwo, wszystko co miał. Nie porzuci tego, jak przez krótką chwilę w euforii myślał, kiedy Gabi była w ciąży. Nie mógł. Teraz na chłodno to wiedział, nigdy nie ucieknie od tego, kim jest. Wydawało mu się, że Gabrielle kocha go właśnie takim, z tym wszystkim, pomimo wszystkiego. Miał wrażenie, że w końcu ktoś go dostrzegł, nieważne co robił i jak wielu ludzi skrzywdził, ale to chyba zaczynało mieć dla niej znaczenie. Może w końcu, tak naprawdę dociera do niej, że Angelo naprawdę to robił? Wielokrotnie, z różnych powodów, bądź nawet bez nich. Dla świata był potworem, okrutnym, bezwzględnym chujem bez uczuć. Tylko dla najbliższych i dla niej potrafił być dobry i może ona w końcu wychyla się przez ramię tej dobrej strony Angelo, patrząc w końcu na potwora którym był?
Może faktycznie jego nie dało się kochać? Wodził wzrokiem za jej palcami i się nad tym zastanawiał. Pojawiła się też myśl, że ona jest po prostu na to wszystko za młoda, że gdyby była o te dziesięć lat starsza, byłoby po prostu idealnie. Gotowa na wszystko, mądrzejsza życiowo, mniej nierozgarnięta. Pierwszy raz widział ją tak wściekłą i normalnie uśmiechałby się dumny z tego, jak orze swojego przeciwnika, ale... nie w sytuacji, gdzie sra do własnego gniazda. Bo to w cale nie chodziło o naubliżanie Trumpowi, chyba powinien jej to wytłumaczyć. Nie miał już powoli cierpliwości do tłumaczenia jej wszystkiego jak dziecku, ale jeśli faktycznie chciał zatrzymać ją przy sobie... jakie miał inne wyjście? To się robiło znów zbyt skomplikowane.
W dodatku dzwonił do niego Marcello. Przez pierwsze pół godziny aż cztery razy. Później odpuścił na dziesięć minut i znów zadzwonił. Angelo za każdym razem pisał mu wiadomość, że jadą i są korki i że oddzwoni do niego kiedy już dojadą. Zbywał go, z czego brat na pewno zdawał sobie sprawę, ale Angelo wiedział, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Francesco nawet nie zadawał pytań. Chwycił za swój telefon i pisał całe mnóstwo maili. Pewnie w sprawie budowy tych wieżowców. Angelo mu nie zazdrościł.
Korki okazały się działać na korzyść chyba wszystkich. Każdy z nich miał czas na poukładanie tego wszystkiego w głowie, ostudzenie emocji, bo z każdym kolejnym kwadransem ciśnienie w Angelo malało, pojawiały się za to inne myśli, dużo, cała masa kłótni ze samym sobą. Ta sytuacja dużo mu pokazała i niekoniecznie rzeczy, które chciał widzieć. Jednak nie o tym teraz, on sam jeszcze tego nie poukładał.
Wyciągnął Gabriellę z samochodu i już nieco delikatniej zaciągnął ją do windy. Jej ciche przepraszam usłyszeli obydwaj Włosi, lecz żaden z nich tego nie skomentował. Francesco od razu skierował się po karafkę, a Angelo zaczął dość niespiesznie chodzić po salonie, rozbierając się z krawata, kamizelki i podwinął rękawy koszuli. Wyglądał jakby się nad czymś bardzo mocno zastanawiał. I myślał, w jaki sposób poprowadzić rozmowę z bratem. Szukał rozwiązania, by uratować jakoś te kontrakty, głowił się, dwojąc i trojąc, a czaszka mu prawie dymiła. Chodził przed Gabi, choć nie spojrzał na nią ani razu. Dołączył do nich Francesco, który podał starszemu bratu szklankę z alkoholem i usiadł w foteli też rozebrany już do podwiniętego sweterka. Wsparł głowę na dłoni i patrzył gdzieś przed siebie z kompletną rezygnacją.
- Tyle czasu... tyle pieniędzy... - Przepił kolejny łyk alkoholu, bo jak go nie było wylał sobie do gardła dwie szklanki ciurkiem. - Nikt się mnie nigdy kurwa nie słucha, bo najmłodszy, a mówiłem... - Znów przepił i pokręcił głową. Angelo stanął pomiędzy Gabrielle Glass, a Francesco, patrząc to na jedno to na drugie. Postukał sygnetem o szklankę.
- Muszę oddzwonić do Marcello. Francesco, popraw włosy i przestań się kurwa mazgaić. Gabrielle. Gabi! - Pstryknął palcami kilka razy żeby zwrócić jej uwagę na siebie. - Na pewno będzie chciał z tobą zamienić słowo. Albo nie... ale może chcieć. Posłuchaj uważnie. - Odstawił trunek na stolik i stanął nad nią, krzyżując ręce na piersi. Próbował zachować zimną krew i myśleć racjonalnie. Ktoś musiał, a zawsze padało na niego. - Nie pozwolę cię skrzywdzić. - Zaznaczył dość dobitnie. Francesco zerknął na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Zajebała dwa kontrakty, bo nie umie zachować się jak dorosły człowiek, kurwa Angelo!
- Zamknij się. - Rzucił do brata, posyłając mu ostre spojrzenie. - Gabi jest moją narzeczoną i to ja będę ją karał. - Wymierzył w niego palcem. - A ty weź się w garść. - Wrócił spojrzeniem na Gabrielle, kucając przed nią i zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. Francesco zaczął rzucać coś po Włosku pod nosem.
- Zjebałaś. Bardzo. Zawiodłaś mnie, Gabrielle, ale obiecałem cię chronić i robię to. Mój brat będzie wściekły, może być nieprzyjemny, ale musisz być skruszona i miła, jasne? - Chwytał ją za podbródek. - Słuchaj, tu nie chodzi o to, że go zwyzywałaś, ja się z tobą zgadzam, to straszny chuj. Ale nie możesz, nigdy więcej podważać naszego autorytetu. Nikogo z nas, rozumiesz? Krzyczeć na ludzi, z którymi rozmawiamy i nie słuchać naszych poleceń. Po prostu nie możesz. - Brzmiał nadal na lekko poddenerwowanego, nie był spokojny, choć bardzo starał się ten spokój zachować. Panował nad głosem, nad jego tonem, ale mimo wszystko słychać w nim było takie stoickie niebezpieczeństwo.
- I wtrącać się w kontrakty, wiemy co robimy do chuja... - Rzucił pod nosem Francesco, ale tak, żeby to usłyszeli. Angelo westchnął.
- Wyszło, że nie tylko podważasz nasze działania, ale też nam nie ufasz. Myślisz, że oddałbym na prostytucje dziecko?! - Trochę bardziej się uniósł, ale zamknął oczy, wziął wdech i wstał, znów patrząc na Gabriellę z góry. - Żebyś miała jasność sytuacji jak to wygląda... dzwonię do niego. Tylko nie płacz. - Wskazał na nią palcem. Wziął kolejny wdech i wyciągnął z kieszeni telefon.
- Chodźcie... kurwa, im szybciej tym lepiej. - Dodał pod nosem i ruszył w stronę schodów. Poszli na górę, do gabinetu Franka, gdzie usiedli wszyscy obok siebie, stawiając przed sobą telefon. Siedzieli dokładni jak na tym cholernym spotkaniu, Angelo nie mógł dopuścić, żeby Gabi znalazła się w zasięgu ręki Franka.
Na ekranie telefonu Angelo wyświetlił się Marcello, siedział sam. Wyglądał na niezadowolonego, miał lekko zmarszczone brwi i siedział w swoim gabinecie ze splątanymi na piersi ramionami. Angelo starał się przybrać dość neutralny wyraz twarzy, zaś Franek... Franek wyglądał na najbardziej wkurwionego. Przeczesał w końcu włosy.
- Czy wy zdajecie sobie sprawę, jakie będą z tego konsekwencje? - Zaczął Marcello dość łagodnie.
- Wiem. - Odparł od razu Angelo nim Franek zaczął mówić. Uciszył go gestem dłoni. - Ale może jeszcze nie wszystko stracone. Zabrał ze sobą te dokumenty. Te twoje też Francesco, pamiętam, że je zbierał. Marcello, on się nie chciał zgodzić na ten punkt i nie wiem, czy się w ogóle zgodzi, jeśli w to wejdzie i... - Ale nie dokończył, bo Marcello przerwał mu wypowiedź, wtrącając:
- Wiem, co robisz Angelo. Napisałeś mi co powiedział, nie rób ze mnie kretyna...
- Nie robię...
- Nie przerywaj mi!
- Uniósł się, rozplątując ręce z piersi i chwytając za kant stołu. - Gabrielle? - Zwrócił się do niej chłodno. - Jeśli on tego nie podpisze, będziesz musiała załatwić nowego słupa i załatwić ten kontrakt, sama, a uwierz mi, że w tej umowie jest więcej, dużo gorszych rzeczy niż sprzedaż kobiet... - Zniżył swój głos, co znaczyło, że powoli wyprowadzał się z równowagi. - Zgodziłaś się zostać żoną mojego brata, więc to twój zasrany obowiązek, jeśli to zniszczyłaś. Angelo na pewno ci tłumaczył jak to działa... - Jak widać na załączonym obrazku, Angelo gasił tylko aktualne pożary... dlatego zerknął na Gabi i westchnął. Nie chciał jej tym obarczać... nie teraz. - Nie tłumaczył? Świetnie, kurwa. - Wyciągnął papierosa i go odpalił. Jak to robił to znaczyło, że zaczyna się denerwować, a to źle.
- Czemu ją w ogóle zabraliście na tak ważne spotkanie? Kogokolwiek, wy półgłówki...
- To pomysł Angelo. Mówiłem mu, że to się źle skończy, ale nie słuchał.
- Chciałem ją wprowadzić... myślałem, że pójdzie gładko.
- Z handlem ludźmi i prostytucją? Przy kobiecie? Kurwa Angelo.
- Marcello zaciągnął się papierosem, załamany głupotą swoich braci.
- Przecież to tylko wersja dla tego grubasa... - Angelo próbował to jakoś wytłumaczyć.
- A ona o tym wiedziała?
- Nie.
- Odparli obaj.
- Jesteście skończonymi debilami. Nostra z wami nie przetrwa... - Marcello się załamał, chowając twarz w dłoni.
- Gabrielle. Co masz mi do powiedzenia? - Zapytał Australijkę, po tym jak westchnął ciężko i spojrzał w kamerę. Znów brzmiał dość ostro. - Dlaczego podważasz autorytet moich braci? Bardzo mi się to nie podoba. - Strząchnął popiół i zaciągnął się znowu. To go uspokajało. - Lubiłem cię, ale teraz znów ci nie ufam. Jesteś wybranką mojego brata, więc muszę cię szanować, ale nie będę tolerował więcej takich zachowań. Słucham? Opowiedz to ze swojej perspektywy. - Chciał ją wysłuchać? Angelo nieco to zdziwiło, ale i ucieszyło jednocześnie. Francesco zerknął na nastolatkę, ciekaw jak to przedstawi. Widać było, że gotowy jest wtrącić się jej w słowo w każdej chwili. Angelo sięgnął pod stołem po jej dłoń. Zauważył, że kiedy ją za nią chwyta, robi się spokojniejsza. Jego też uspokajała jej bliskość.
A to, co teraz powie mogło zaważyć nad wszystkim. Nie tylko nad nimi, ale też nad jej życiem i zdrowiem. Angelo akurat teraz cieszył się, że Gabi nie jest do końca świadoma tego, w jakie kłopoty się wpędziła. Wątpił, żeby rozumiała powagę tej sytuacji. Może w części, może w połowie, ale nie wiedziała tego co on i nie znała Marcello tak dobrze. W jej oczach był po prostu elokwentnym i miłym starszym brata, Angelo. Ale w cale taki nie był...
Angelo znał ten ton. Dobrze wróciły tylko to, że pozwolił jej wszystko opowiedzieć. Jakieś małe światełko w tunelu się zaświeciło.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ