Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jeśli zmieniłby plany to byłoby dosłownie tak jakby odebrał dziecku świeżutko odpakowanego lizaka nim jeszcze zdążyło dotknąć go językiem! Dlatego lekko się zmarszczyła słysząc jego słowa, ale była pewna, że jej tego nie zrobi i tylko tak głupio żartuje. Chociaż z Angelo to cholera nigdy nie wiadomo kiedy on mówi poważnie, a kiedy stroi sobie żarty. Gubiła się w tym jego poczuciu humoru, czego nie mogła powiedzieć o Franku, bo z nim to wiecznie żartowała o wszystkim i oboje umierali ze śmiechu niemal cały czas robiąc z siebie debili. Jakie to w ogóle piękne, że jemu sprawia szczęście jej radość, a jej to, że on jest szczęśliwy! Czego można chcieć więcej? Są dla siebie wszystkim, spełnieniem każdego najskrytszego marzenia. Muszą popracować jeszcze nad jedną, bardzo kluczową sprawą, jaką jest komunikacja i będą parą idealną. W końcu pięknie się dotrą i przestaną tworzyć się zadziorki i zaczną pracować wspólnie jak dobrze naoliwiona maszyna.
Gabi żyła w jakiejś dziwnej bańce, wypierała ze swojej ślicznej główki fakty, które w jakiś dziwny sposób nie pasowały jej podświadomości i faktycznie bywało tak, że zapominała o tym z kim ma do czynienia. Zdecydowanie nie postrzegała trójki braci jako groźnych bandziorów, co to, to nie! Oni byli dla niej... Normalnymi ludźmi i tyle. Kropka. Niby przyzwyczaiła się już do luksusów, do tego, że pieniądze mogą załatwić wszystko, czego tylko się chciało, ale wciąż pozostawała skromną i uroczą sobą. Jasne, kasa wiele ułatwia w życiu, ale dla niej nigdy nie była i nie będzie wyznacznikiem szczęścia.
Dla naszej blondyneczki liczą się ludzie i czas z nimi spędzony na najróżniejszych aktywnościach. Mogliby nie mieć złamanego grosza przy duszy, a wciąż by ich wszystkich na zabój kochała.
Klęczała tak przed Angelo, wgapiona w te niesamowite buty, przebiegała po nich opuszkami palców jak po jakimś skarbie znalezionym w ciemnej jaskini. Serio, chyba jeszcze z żadnego prezentu nie ucieszyła się tak bardzo jak z tych szpilek, a przecież dostała już tak wiele!
Z najwyższą delikatnością odłożyła pudełko z butami na podłogę, zadarła lekko głowę ku górze akurat w momencie gdy Angelo odgarniał jej włosy z twarzy. To były dwie sekundy, dwie krótkie sekundy i oboje wiedzieli już co zaraz będzie się działo. Ona zajęła się nim jak swoim królem, a on nią jak swoją królową, a jakże! Nie ma to jak zacząć dzień od pocałunku, śniadanka, niespodzianek i dobrego seksu. Przy tym mężczyźnie nie da się myśleć o niczym innym, tylko o jego dłoniach błądzących po gładkiej skórze... Stop.
[...]
Gabi dostała jakiegoś pierdolca, to znaczy była tak cholernie podekscytowana, że ciężko było jej się na czymkolwiek skupić przez resztę dnia. Przyszedł nawet taki moment, że zabroniła Angelo wchodzić do sypialni, albo chociaż nie do łazienki, bo ona będzie się przygotowywać do najlepszej nocy w roku (wcale nie! Inna w jej pamięci była najlepsza!). Przecież musiała wyglądać idealnie, perfekcyjnie, niezaprzeczalnie zjawiskowo. Makijaż sam się nie zrobił, fryzura też sama się nie ułożyła, sukienka sama się nie ubrała. Najgorszy problem miała z butami. Szkoda było jej je ubierać na stopy, pomyślała, że ostro je zniszczy chodząc w nich przez całą noc, a to by było jak świętokradztwo, ale nie miała wyboru. Normalnie ubrała je na stopy jakby była Kopciuszkiem nakładającym szklane pantofelki. Miała nawet taką myśl, że Angelo jej się po północy w dynię zamieni, ale ją to bardzo rozbawiło i zaczęła się śmiać tuż przed tym kiedy odziana w czerwoną sukienkę wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę, żeby wyjść do wszystkich do salonu. Stresowała się jak przed własnym ślubem, a to tylko bal Sylwestrowy!
Zatkało ją kiedy zobaczyła Angelo odstrzelonego jak na... No właśnie, no na bal nie? Stanęła jak wryta, jej jasną skórę pokrył rumieniec i nie była w stanie się ruszyć. Zrobiło się znów gęsto! Valentina patrzyła na nią spokojnie, bez tych swoich złośliwych ogników w oczach, Majki to się mało nie posikał w zachwycie, ale Gabi nie widziała ani dzieciaków, ani Miśki i Franka. Dla niej istniał tylko Angelo, od którego nie mogła oderwać wzroku tych swoich niebieskich ocząt, które połyskiwały spod delikatnej maski, tak różnej od tej ciężkiej i mocnej, którą na twarzy miał Angelo. Serce jej waliło tak bardzo, że miała wrażenie, że słychać to w całym apartamencie. No rozwalił ją totalnie tym pocałunkiem w dłoń i szarmanckim ukłonem.
- Brakuje mi słów... a to się rzadko zdarza Angelo...- wymamrotała będąc pod ogromnym wrażeniem jego prezencji. No piękniej to już nie mógł wyglądać naprawdę! Aż żałowała, że Miśka tu jest i Franek i dzieciaki, i że życzeniami przerywają im taki moment! Naprawdę! Ale przecież ich kocha i nie będzie się na nich długo gniewać. Padło dużo miłych słów do każdego, Gabi nawet przytuliła Valentinę nie zważając na to czy ona tego chce, czy nie, tylko ją zgarnęła i wyściskała i życzyła jej dobrej zabawy z wujkiem i ciocią i kuzynem.
Gabi dostała do ubrania na nagie ramiona czarne, gustowne futerko, ale upewniła się, że jest ono sztuczne, bo prawdziwego by nie dotknęła i wtedy mogli zjechać na dół do limuzyny. W limuzynie połączyli się z Rosalią i Marcello na krótką rozmowę, żeby złożyć im życzenia noworoczne i zamienić kilka słów. Podróż nie trwała długo, ledwie kilka minut. Gabi ciągle się rozglądała i zastanawiała gdzie jadą, była jak dziecko wpuszczone do sklepu z cukierkami. Zatrzymali się pod wejściem, gdzie był rozłożony czerwony dywan i to już było jej pierwsze ostrzegawcze światło.
WTF....
I zaraz jej myśli zostały pięknie rozwiane i wytłumaczone.
- Zapomniałeś tak...? No nie wytrzymam z tobą, nic się nie uczysz na błędach. Bomby zostawiasz na ostatnią chwilę Angelo... Na ostatnią chwilkę.- dziewczyna się załamała i gdyby nie maska i piękny makijaż, z mocno zaakcentowanymi karminowymi ustami to by się pierdolnęła w czoło. Zaczęła sobie gderać pod nosem i trochę się zestresowała w sumie.
- Czyli mam uważać, żeby nie zrobić ci wstydu, tak w skrócie...- zaśmiała się nim wysiedli z limuzyny. Chwyciła dłoń Angelo, ogarnęła sukienkę i wysiadła. Aż ją zamurowało kiedy zaczęły błyskać flashe aparatów. Nie mogła się powstrzymać i zapozowała pięknie do jakichś fotek, śmiejąc się przy tym i tyle by było z nierobienia numerów. Już oczami wyobraźni widziała poranne nagłówki w prasie: nieznana piękność w czerwonej sukience i butach za 1,5 mln dolarów. Zaśmiała się w środku i poczłapała dumnie z Angelo do budynku. Cierpliwie przeszli przez wszystkie procedury, zdali okrycia wierachnie i z obcymi ludźmi wsiedli do windy, witając się z nimi uprzejmie. Gabi mogłaby przysiąc, że to była Cameron Diaz, ale ręki sobie uciąć nie da, trochę się gapiła na kobietę próbując rozszyfrować jej tożsamość, ale maska wszystko utrudniała.
Widna wydała z siebie charakterystyczny dźwięk "ding" - drzwi się rozsunęły, ludzie wyszli a oni za nimi i Gabi już dziś któryś raz z kolei zbierała zęby z podłogi. Widok zapierał dech w piersi! Ci wszyscy pięknie ubrani ludzie, te dekoracje, muzyka, światła, kelnerzy w białych frakach roznoszący szampana i przystawki. Dziewczyna rozglądała się jakby pierwszy raz w życiu widziała taki obrazek. W sumie to tak było, bo na żywo nigdy nie miała okazji doświadczyć czegoś takiego. Takie rzeczy to tylko w książkach i filmach się dzieją. Uwiesiła się mocno na ramieniu Angelo, żeby przypadkiem nie upaść z wrażenia i szła z nim oniemiała bardziej w głąb sali.
- Nigdy w życiu...- wymamrotała ledwo słyszalnie.
- Tu jest jak w bajce, jak w innym stuleciu, jak... W filmie, książce... Rany boskie... Jest idealnie!- dodała już bardziej podekscytowana. Jeden z kelnerów do nich podszedł i zaproponował po kieliszku naprawdę dobrej, jak nie doskonałej jakości, szampana na powitanie. Blondynka wzięła kieliszek do smukłej dłoni i spojrzała na Angelo, do którego podszedł jakiś wysoki mężczyzna, zamienił z nim kilka słów, przywitał szarmancko Gabrielle i wrócił do swojej partnerki. Dziewczyna nawet nie chciała pytać, o co mogło chodzić, bo mogła poczuć się zaskoczona odpowiedzią, której mogła nie chcieć przyjąć do wiadomości. Podchodziła do nich masa ludzi, przedstawiali się, ściskali im dłonie, zamieniali kilka mało ważnych słów, Gabi się w tym trochę gubiła, ale starała się nadążać, choć i tak połowy z tych ludzi nie zapamiętała. Co chwilkę donoszono im szampana i przystawki, zatrzymywali się przy różnych stolikach, żeby rozmawiać. Impreza trwała w najlepsze, muzyka grała, odbywały się tańce, choć były one dalekie od tych, które praktykowała Gabi. Ona nigdy nie tańczyła tango, walca czy tego typu cudów i czuła się zagubiona, ale miała dobrze prowadzącego ją partnera, za którym jedynie musiała podążać, bo co jak co, ale okazało się, że Angelo naprawdę świetnie sobie radzi. Mogła się tego spodziewać! Wiecie co mówią? Jak ktoś dobrze tańczy to jest dobry w łóżku. Szkoda tylko, że ona sprawdziła to najpierw w drugą stronę — był dobry w łóżku, więc musiał dobrze tańczyć.
Ten wieczór naprawdę był jak z bajki, Gabi czuła się jak księżniczka! Ba, nawet na wejściu dostali karneciki na to, żeby zapisać w nim kolejność tańca z ludźmi, ale w karneciku Gabi nie było miejsca na nikogo innego jak Angelo, cała reszta mogła sobie tylko o niej pomarzyć.
- To się dopiero nazywa princess treatment!- zaśmiała się cicho kiedy postanowili na chwilkę zejść z parkietu, żeby się czegoś napić i zjeść coś konkretnego, choć zbyt dużego wyboru konkretów nie było. Tu królowało tak zwane "finger food" typowe dla tego typu wydarzeń.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Głowa Sycylijskiej Mafii, czy raczej głowy cieszyły się po raz kolejny widząc Gabi w ekranie telefonu Angelo. Już kiedy zdzwonili się na święta, zarówno Marcello jak i Rosalia byli uśmiechnięci dowiadując się, że jednak wszystko poszło zgodnie z myślą spadkobiercy Nostry. Uważali nastolatkę za nieco krnąbrną i jeszcze... po prostu rządzącą się swoim wiekiem, ale obydwoje dostrzegali w niej potencjał przyszłej matki chrzestnej. Widzieli jak Angelo ją kochał i było to dalej ogromne zaskoczenie dla każdego, ale przez to też wiedzieli, że zrobi wszystko, by pomóc przejść Gabriellę Glass przez drogę usłaną kolcami róż do szczytu, przy jego boku. Życzyli im spokoju w związku i aby następny rok był dla niej bardziej owocny niż poprzedni. Wielu innych rzeczy również, ale Rosalia uśmiechała się i promieniała na myśl, że Gabi znowu jest w Rodzinie.
Tym razem miała w niej pozostać. Oby.
Angelo zaśmiał się słysząc słowa nastolatki, kiedy siedzieli jeszcze w limuzynie.
- Chyba po prostu musisz do tego przywyknąć. - Stwierdził najnormalniej w świcie, akceptując już w sobie to, że wychodzi z takimi rewelacjami przed samym ich spełnieniem. Gabi też już musi przywyknąć, bo on wiedział, że nigdy tego nie zmieni. Taki już był... terapia wstrząsowa, według niego bywała najlepsza. Po co miał zaprzątać Gabi głowę wcześniej? Tak by rozmyślała, panikowała, a tak? Szybka informacja, strzał i przyswojenie, akceptacja, adaptacja. Cóż, kiedy Angelo zauważył, że coś działa, to będzie się tego trzymał.
- Hmmm.... Tak. - Zaczepił ją swoją odpowiedzią, uśmiechając w swój diabelski sposób. Specjalnie nie zaprzeczył, żeby się z nią trochę podrażnić, a trochę w zasadzie tak było. Chociaż Angelo przywykł już z lekka do tego jaką sierotą była Gabi. Spodziewał się, że nie raz nie dwa zostanie jeszcze gwiazdą wieczoru i mistrzynią wyczucia, ale w dziwny sposób przestało go to już tak wkurwiać. W zasadzie nawet czasami bawić...
Ale fakt. Lepiej niech nie spali tych zasłon. Mogłaby przypadkiem, bo przecież to zawsze dzieje się samo, potknąć się o sukienkę, wpaść na te świece, a te na te cholerne wielkie kurtyny i wszyscy spłonęliby żywcem.
Tak, to byłoby bardzo w jej stylu.
Angelo odgonił od siebie tą wizję, bo zaczynał się pod nosem uśmiechać sam do siebie jak nienormalny i skupił na tym, co działo się w sali. Nawet nie był zły na Gabi, że zwróciła na siebie uwagę paparazzi. On się odsunął, żeby ona mogła błyszczeć i przyglądał się jej z boku z rozbawieniem i jakimś takim zadowoleniem. Widział, że dobrze się bawi, że jest do tego stworzona. Kolejny raz przeszła go myśl, że przy Franku błyszczałaby jak gwiazda. Ona i jego brat tworzyliby najbardziej pokurwioną parę jaką widział świat, a jego oczy byłyby skierowane na nich na każdej tego typu imprezie. Ale to nie Franka wybrała, to nie jego ramienia się trzymała, była z nim, a on z nią. Angelo miał poczucie niezniszczalności, znowu wierząc i czując każdą komórką swojego ciała że są i będą niepokonani.
Nastolatka wydawała się zachwycona, więc i on był szczęśliwy, widząc jaki zachwyt wzbudziła w niej jego niespodzianka. Zaśmiał się i nachylił do jej ucha, by zniżonym barytonem chrypnąć:
- Odpowiednie miejsce dla mojej przyszłej królowej. - Pocałował ją za uchem i wyprostował się, prowadząc ją dalej, cholernie zadowolony z siebie i tego jak na nią to zadziałało. Przecież doskonale wiedział co robił.
Podszedł do nich kelner i mogli wznieść pierwszy tost. Dołączył do nich pierwszy z jego kontrachentów. Znali się doskonale, ale nie widzieli od ponad dziesięciu lat. Amerykanin, który zajmował się dostarczaniem wojskowej broni na wschód. Do dziś mieli ze sobą ogromne kontrakty. Bardzo szanował Angelo, a Angelo szanował jego. Był wpływowym i niebezpiecznym człowiekiem, a to najlepsze połączenie dla Pana Denaro. Uścisnęli sobie dłonie, przedstawili swoje partnerki i wymienili krótkie uprzejmości. Zaprosili ich na spotkanie innego dnia, może chciał omówić kolejne kontrakty? Podchodzili kolejni i następni. Angelo starał się trzymać Gabi blisko siebie, aby czuła się bezpiecznie. Szczególnie przy tak niebezpiecznych ludziach. Teraz już znali ją nie tylko z opowieści... ale musiał zacząć ją wprowadzać "w swój świat".
W pewnym momencie podszedł do nich nie kto inny jak syn burmistrza, który był bardzo ciekawy brata Francesco. Uścisnął Angelo dłoń bardzo solidnie, patrząc na niego jak w obrazek. Ciekawe co też Franek mu o nim naopowiadał? Na pewno same dobre rzeczy, skoro sam gospodarz imprezy i tak ważna osobistość pałała do niego tak ogromnym szacunkiem.
I strachem. Wyczuł go. Może to szacunek przez strach? Może Francesco powiedział więcej niż powinien? Całkiem możliwe. Tak, czy inaczej mężczyzna powitał ich na swojej imprezie i życzył dobrej zabawy, bardzo nisko kłaniając się Gabrielle, gdy całował jej dłoń na pożegnanie, zachwycając się jej oczami i mówiąc Angelo, że ma przepiękną partnerkę. Był przy tym jednak bardzo ostrożny, jakby ważył każdy gest i słowo.
Przyszedł czas i na poczęstunek i na taniec. Angelo brał udział w nie jednym bankiecie czy balu w swoim życiu, a tańce klasyczne, towarzyskie towarzyszyły mu przy tego typu imprezach. To może wydawać się zabawne, ale wszyscy Denaro się tego uczyli, to był nieodłączny element ich życia, musieli się dobrze prezentować, w każdej sytuacji. Dlatego prowadził z niebywałą lekkością jak na swoją masę partnerkę, która nie mogła mieć takiego doświadczenia. Wiedział o tym, dlatego prowadził ją prostymi i intuicyjnymi krokami. Nie rozglądał się, nie musiał. Patrzył jej w oczy, lustrował twarz lekko skrytą pod maską. Cały świat nie istniał, zatrzymał się, jakby byli na tym parkiecie sami. Zapomniał o ludziach, o tym, że w domu czeka na niego córka. To był ich moment, och chwila. Ostatnia razem spędzona w tym roku, a zaraz i pierwsza w nowym. O to właśnie chodziło...
- Tak jak mówiłem... Księżniczka w swoim naturalnym środowisku. - Zaśmiał się nawiązując i do jej słów i do tego co powiedział wcześniej. Północ nadchodziła coraz bliżej, Angelo nawet nie wiedział kiery ten czas im przeleciał...
- Będzie z ciebie dobra tancerka... musimy więcej ćwiczyć mała. Dobrze ci idzie. - Pochwalił ją całkiem szczerze, kiedy zajadała się jakimiś przekąskami. Patrzył na nią jakoś tak inaczej, mogła to dostrzec. Jakby w końcu... w końcu ją widział. Taką, jaka była i akceptował ten jej brak taktu, bycie ciamajdą i całą resztę rzeczy, która wcześniej niezmiernie go wkurwiała. Sięgnął palcem do jej ust, aby z ich kącika zetrzeć resztę kremu słodkiej przekąski, którą zajadała i patrząc w. jej oczy oblizał palec.
- Już niedługo północ... Nie mogę się doczekać aby wejść z tobą w nowy rok... To będzie rok wielkich zmian. Tak czuję. - Rzucił trochę za bardzo tajemniczo. Kiedy używał tego tonu, to świadczyło tylko o jednym - coś kombinował i to coś, o czym nie chciał jej do końca powiedzieć. Nawet błysnęły mu oczy.
- Chodź. - Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć chwycił ją za dłoń i poprowadził w stronę jednego z wyjść na tarasy. Została im otwarta linka i drzwi, prowadzące na taras, na którym stały wielkie pochodnie, dzięki którym mogło być gościom ciepło bez ich nakryć. Byli wysoko, panorama miasta rozciągała się po horyzont, gdzie nigdzie wybuchały już fajerwerki, dużo dużo pod nimi. Taras nie był duży, a na jego środku stał stolik z szampanem i dwoma kieliszkami. Drzwi za nimi zamknęły się, a Angelo ujął Gabi w pasie, podchodząc z nią do balustrady, która o dziwo nie była zbyt wysoka, można było się o nią swobodnie oprzeć - cóż, Gabi mogła, była jakby szyta na jej wzrost. Angelo spojrzał na zegarek, dochodziło już powoli do północy. Ściągnął maskę i odłożył ją na stolik. Ujął Gabrielle za dłonie, patrząc jej głęboko w oczy. Było dziwnie, bo jednocześnie lekko chłodno, a jednocześnie ciepło od ognia, który oświetlał ich twarze i ogrzewał ciała. Słychać było jak przyjemnie strzelają płomienie, a dźwięki z sali były ledwo słyszalne. Ciszę nocnego miasta przerywały dalekie odgłosy imprez i fajerwerk.
- Dziękuję, że tu ze mną przyleciałaś... może nie miałaś za bardzo wyjścia. - Roześmiał się. - Ale zawsze mogłaś wrócić... A zostałaś. I znowu do mnie wróciłaś. Znowu to robimy, ale tym razem ostatni raz, obiecuję. To wspaniałe, że mogę spędzić z tobą ostatnie chwile tego szalonego roku... Dużo nas spotkało Gabi, co? - Uśmiechnął się do niej i pozwolił odpowiedzieć. Przybliżył się, ujmując ją w pasie jednym ramieniem, a drugim chwycił jej delikatny polik. Wiatr tak pięknie rozwiewał jej włosy.
- Następny na pewno nie będzie spokojniejszy, nie przy mnie. - Znów cicho się zaśmiał. - Ale na pewno szczęśliwszy najdroższa. Żegnamy stary rok i witamy nowy... nie tylko rok, ale i początek, mam nadzieje kolejny etap reszty naszego życia. Nie mam już żadnych wątpliwości najdroższa, nawet najmniejszych. Stałaś się moją muzą, moim jasnym promykiem wśród tego mroku. - Głaskał ją kciukiem po miękkim poliku, błądząc ciemnymi oczami po błękicie jej tęczówek. Słychać było z sali odliczanie. - Życzę ci kochanie żebyś była najszczęśliwsza jak się tylko da. I życzę ci... żebym był spokojny. - Uśmiechnął się, na chwilę spuszczając wzrok, ale to była sekunda. - Abyś przeżyła mnóstwo wspaniałych chwil i spełniała swoje marzenia. Obiecuję być przy tobie, w tym roku i zawsze, tak długo, jak będziesz tego chciała. Dwa... jeden... - Uśmiechnął się i pocałował jej miękkie usta ze wszystkimi uczuciami, jakie do niej żywił. Ten pocałunek był inny niż te, którymi zazwyczaj ją obdarowywał. Pełen miłości i delikatności, jakiegoś zrozumienia. Całowali się i całowali, a w oddali słychać było fajerwerki. Uśmiechał się pod tym pocałunkiem, czując jakby śnił, jakby ten moment nie miał naprawdę miejsca. Był szczęśliwy, naprawdę spełniony.
- Kocham cię. - Szepnął, gdy na chwilę oderwał się od jej ust, by ponownie się w nie wpić. Całowali się i całowali, było ciepło i przyjemnie. Angelo kompletnie wyparł z głowy wszystkie złe momenty, które ich spotkały i widział już tylko te miłe wizje przyszłości, której dla nich pragnął. Widział ją w białym welonie, widział ją z brzuszkiem i ich otoczonych dziećmi. Widział ich w ogrodzie na Sycylii, szczęśliwych, jak nigdy. Zwiedzających świat, kochających się i starzejących przy sobie... Tego właśnie pragnął. Spędzić resztę życia z nią, razem, w szczęściu. Nawet przez chwilę nie przeszło mu przez głowę, że może zginąć, że coś się może stać, albo mogą go zamknąć, żadna już z tych myśli nie pojawiła się w jego głowie. Jakby to już nie miało znaczenia.
Uśmiechał się nieustannie, odsuwając od jej ust. Zaśmiał się, tak po prostu się zaśmiał, wesoło, beztrosko, opierając czoło o jej i śmiał się, jak wariat, nie mogąc uwierzyć, że po tym wszystkim... jest właśnie tak.
- Jest idealnie. - Rzucił i spojrzał na bok, patrząc na skąpane w światłach miasto. - Zobacz... - W końcu mogli dostrzec piękno tego widoku. Angelo odwrócił Gabi do siebie tyłem, by mogła oprzeć się o balustradę, a on przytulił ją od tyłu, opierając brodę o jej głowę. Całował ją co chwila w czubek i uśmiechał się nieustannie, podziwiając piękny widok. Miasto było pokryte śniegiem i wszechobecne fajerwerki rozjaśniały niebo jakby był dzień. Serce Angelo biło mocno i szybko, Gabi mogła to poczuć. Zachwycał się widokiem, przeżywał niesamowite uczucia i obleciał go strach.
Strach tak irracjonalny, pierwszy raz czuł taki jego odłam. Przestał oddychać, przełknął ślinę, sparaliżowało go. Gabi mogła poczuć nagle chłód na swoich plecach, odsunął się od niej. A kiedy się odwróciła i spojrzała na Angelo, w jego oczach mogła dostrzec strach. Obnażony był ze wszystkich uczuć, a czerń jego oczu stała się pełna miłości i nadziei. Bał się, bał, że w tym momencie stanie się coś, co rozsypie go na kawałki. Patrzył się na Gabrielle obnażony i słaby, jakby nie mógł się obronić. Bo nie mógł. Klęczał przed nią sparaliżowany jak jeszcze nigdy. Zadrżała mu dłoń, na której spoczywało czarne pudełeczko.
- Gabrielle. Czy zostaniesz moją żoną? - Wydusił z siebie nagle, ale cicho. Kompletnie nie wiedział co się dzieje. Nie tak to sobie wyobrażał. Kompletnie obleciał go strach, czuł jak szumi mu w uszach krew, jak robi się ciemno przed oczami. Bał się, bał, że to wszystko spierdoli, że to za szybko, że powie nie, a wtedy ... nie chciał o tym myśleć. Tak bardzo pijany był tym szczęściem, pewien swojego wyboru i tego co robił, a teraz to zniknęło, teraz już nie był taki pewien. Nie mógł się poruszyć, nawet przełknąć nagromadzonej śliny. Drżała mu ta jebana dłoń, a on nie potrafił już nic więcej z siebie wydusić, ledwo udało mu się powiedzieć te kilka słów, drżącym z resztą i głosem.
W czarnym pudełeczku spoczywał złoty pierścień z czerwonym diamentem. Był to ten sam pierścionek, który Gabriellę mogła podziwiać jeszcze niedawno na palcu Rosali, aktualnej Matki Chrzestnej Sycylii. Był to ten sam pierścionek, który nosiła matka Marcello. Ten sam, który spoczywał na ręku matki jego ojca. I jej matki. Ten sam pierścień, który nosił na sobie nieco przerażającą, ale i piękną historię rodziny Denaro, której Gabrielle nie było jeszcze dane poznać.
Angelo Denaro na kolanach. W strachu. To działo się pierwszy raz w jego życiu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gdyby nie to, że Gabi się nie oszczędzała z wlewaniem w siebie szampana, który dostarczali kelnerzy w białych frakach to te rozmowy i stanie obok Angelo i bycie jego ozdobą, która jest w niego wpatrzona jak w obrazek, kiedy on rozmawia z tak ważnymi ludźmi, to pewnie umarłaby z nudów i przeszkadzałoby jej bycie tylko ładnym dodatkiem. Ale... Wcale nie czuła się jak dodatek, wręcz przeciwnie! Była z tego dumna, że stoi u jego boku! Widziała zazdrosne spojrzenia innych kobiet i w środku wręcz odstawiała dzikie pląsy ze śmiesznym machaniem tyłka: ON JEST MÓJ SUKI muahahaha. Dokładnie tak myślała i gdyby nie była kulturalna to każdej pokazywałaby środkowy palec. O dziwo nie popełniła żadnej towarzyskiej gafy, uśmiechała się ładnie, trzepotała rzęsami i nie odzywała się niepytana, bo co miała powiedzieć skoro większość słów, których używali w rozmowie była dla niej mało zrozumiała?
Dzięki bogu za kolejne kieliszki szampana... Co ciekawe wcale nie czuła się pijana przez to ile czasu spędzili na parkiecie. Jasne, alkohol krążył w żyłach, ale było to przyjemnie i nieobezwładniające.
Dawno nie czuła się tak dobrze i na miejscu jak dziś, poważnie! Te buty za grube miliony, kiecka, maska, cała ta otoczka, to jak Angelo ją traktował, jak ona traktowała jego, że byli tu tylko oni, zapominając o całym świecie — wszystko się zgadzało. Nie mogła wyobrazić sobie lepszego końca roku, który dla obojga był strasznie skomplikowany, przez to, że pojawili się w swoich życiach.
- Gdyby nie ty, to byłabym jak słoń w składzie porcelany.- zaśmiała się w odpowiedzi i wpakowała sobie do ust coś, co wyglądało jak krewetka, a tak naprawdę było kalmarem, których nie znosi, ale z godnością przeżuła i połknęła zawartość swoich ust i by pozbyć się tego smaku, szybko chwyciła coś słodkiego, czym oczywiście się upaćkała. Jej książę na białym rumaku postanowił uratować sytuację i wytarł palcem z jej ust resztkę kremu i wtedy ich spojrzenia się spotkały na kilka sekund. Gabi poczuła się lekko zdezorientowana tym spojrzeniem, było inne. Aż spojrzała w dół na sukienkę czy przypadkiem się nie ubrudziła, wzięła też łyżkę ze stolika i przejrzała się w jej odbiciu, ale nie była brudna na twarzy. Zmarszczyła śmiesznie nosek, coś jej nie grało.
- Wejść ze mną w Nowy Rok czy wejść we mnie w Nowy Rok, bo jakby nie było jest różnica...- jasne, że musiała palnąć głupotę. Poruszała sugestywnie brwiami i zaczęła się śmiać, onieśmielona swoimi własnymi słowami.
Jakie znowu zmiany? Mało ich było w ich życiu? Utrata dzieci, rozstanie, pojawienie się Valentiny, porwanie do Nowego Jorku, kolejne ekscesy z Frankiem, święta, teraz ten bal... Czy ona była gotowa na więcej? Czy zniesie to wszystko, czy padnie wykończona i nie będzie mogła wstać?
Sięgała właśnie po kawałek jakiegoś ciasta, ale została dosłownie porwana od stolika i pociągnięta do wyjścia na balkon.
- Ale...- chciała zaprotestować i odwróciła się przez ramię, żeby spojrzeć tęsknym wzrokiem na kawałek sernika, który został przy stoliku. Dosłownie mało jej dolna warga nie zadrżała i nie popłynęła łezka po policzku, ale wytrzymała. Jak można było ją zabrać od serniczka? OD SERNICZKA?! Ugh.... Musiała to jakoś przeżyć.
Podążała za nim ufnie, choć miała jakieś dziwne przeczucia, coś z tyłu głowy mówiło jej, że to jeszcze nie jest koniec niespodzianek i się nie myliła. Widok na Nowy Jork z tej wysokości był niemal tak niesamowity jak ten z ich sypialni w mieszkaniu Franka. Był to widok na inną część miasta, budynku tu były trochę niższe i ciaśniej rozstawione, ale tak czy siak, robiło to wrażenie.
Stolik, szampan, miejskie światła... Kiedy drzwi się za nimi zamknęły muzyka ucichła, ale nadal było ją słychać, pochodnie sprawiały, że nie było wcale tak zimno jak mogłoby się wydawać, że będzie na zewnątrz, ale nie było też super ciepło. Mimo wszystko nagie ramiona Gabi pokryła gęsia skórka kiedy rozglądała się lekko zdezorientowana. Dotarli do barierki, Gabi bała się spojrzeć w dół, przez swój lęk wysokości, a z drugiej strony strasznie ją to kusiło i zerknęła, czego pożałowała, ale Angelo ją szybko rozproszył, łapiąc za dłonie i odwracając ją w swoją stronę. Nie miała szansy nawet ust otworzyć, żeby skomentować całą tę otoczkę!
Zaśmiała się razem z nim na wspomnienie tego, w jaki sposób została ściągnięta do tego miasta. Nie była w stanie oderwać wzroku swoich niebieskich tęczówek od jego ciemnego spojrzenia. W tej niemal czerni odbijały się płomienie pochodni idealnie obrazując jak ognisty jest ich związek, jak bardzo pochłania oboje.
- Sobie musisz podziękować, a nie mi...- uśmiechnęła się szeroko i błysnęły jej białe, równe ząbki.
- Bardzo dużo, za dużo jak dla jednej osoby, ale w sam raz dla dwóch...- położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, dokładnie w tym momencie, w którym jego ręce oplotły ją w pasie. Zadarła głowę lekko do góry, by móc dalej patrzeć mu w oczy i uśmiechała się tak... Typowo dla siebie, szczerze i czule.
Jego dotyk na skórze policzka był obezwładniający, miała ochotę przymknąć powieki i oddać się tej przyjemności, ale to oznaczałoby, że przestanie na niego patrzeć, a nie chciała tego zrobić, bo mówił tak pięknie... To ona zwykle plotła romantyczne farmazony i wielkie słowa, a teraz robił to on. Chyba uczył się od mistrzyni. W każdym razie przez to co mówił to jej zabrakło języka w gębie, a przecież też wypadałoby mu złożyć noworoczne życzenia. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła otworzyć ust, by wypadło z nich choć jedno słowo. Nic już nie słyszała i nie widziała, zamroczyło ją, ten pocałunek wystrzelił ją z kapci, a raczej z cholernie drogich butów, jakby to ona była fajerwerkiem! Dosłownie iskry szły jej uszami, nosem i innymi otworami w ciele, wszystko buzowało, wibrowało, tańczyło — ciężko nawet w kilku słowach opisać to co teraz czuła, kiedy to jej ręce oplatały szyję ukochanego i oddawała się temu pocałunkowi bez reszty, przywierając do niego całym swoim ciałem! Pod sukienką nawet jej nóżka poszła do góry jak na tych wszystkich romantycznych filmach. Dłonie blondynki błądziły po karku mężczyzny, po tyle jego głowy, po ramionach i ona nie chciała, żeby ten pocałunek się kończył. Jeśli teraz miałaby umrzeć z jakichś powodów to właśnie tak chciałaby, żeby wyglądała jej śmierć.
To "kocham cię" które padło z jego ust między pocałunkami uderzyło najmocniej na świecie, naprawdę wryło się w ten jej móżdżek już na zawsze i jeśli kiedykolwiek będzie mieć jakieś wątpliwości... Będzie wracać do tego momentu. Obojgu od tych pocałunków już trochę spuchły usta, ale ciężko było im się od siebie oderwać, a Gabi nic tak bardzo nie rozgrzewa jak jego pocałunki. Teraz to jej było nawet za gorąco i myślała, żeby ściągnąć sukienkę!
Głowa Gabi była pusta (żadna nowość), nie było w niej absolutnie ani jednej myśli, jakby przechodziła restart systemu operacyjnego, aktualizację oprogramowania. Uśmiechała się patrząc na twarz ukochanego mężczyzny i przenosząc swoje drobne ręce na jego policzki i gładząc go po nich. Oczy jej błyszczały czystym szczęściem i bezgraniczną miłością.
- Ciii.... Nie zapeszaj, bo zaraz się coś zepsuje...- powiedziała niemal szeptem i zsunęła dłonie na jego ramiona. Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. Całe miasto dosłownie świeciło neonowymi barwami. Było wydać lasery, masę fajerwerków, było bardzo głośno. Nowojorczycy mieli rozmach z żegnaniem starego roku i witaniem nowego. Dla niej jednak najważniejsze było to, że są tutaj razem i miała takie poczucie, że już zawsze tak będzie. Ona nie odejdzie, nie zostawi go nigdy, zawsze będzie go chcieć, ta miłość była zbyt silna, żeby mogło być inaczej. Serduszko w jej piersi łomotało tak jakby były to skrzydła kolibra, za dużo szczęścia jak na jedną noc, miała jakieś dziwne przeczucie, że faktycznie może stać się coś niedobrego, bo ileż czasu można czuć się tak szczęśliwą? W ich wypadku było to dość nienaturalne zjawisko. Oparła dłonie na balustradzie i wpatrzyła się w dal, uśmiechając się od ucha do ucha. Poczuła ciepełko na plecach, otuliła się mocno jego ramionami i kazała się mocno tulić i chwilkę tak sobie patrzyli na pokaz sztucznych ogni, dopóki powoli nie zaczęło wszystko cichnąć. Jego serce też łomotało, czuła to na swoich plecach i nagle chłód... Brak, pustka, nicość. Co się stało? Dlaczego się odsunął? Poczuła się zdezorientowana i zagubiona.
- Angelo...?- rzuciła bardziej do siebie niż do niego i odwróciła się tyłem do barierki, bojąc się tego co zastanie kiedy to zrobi. W pierwszej chwili w ogóle nie zobaczyła Włocha, bo zniknął z wysokości jej oczu, rozejrzała się na boki, a dopiero później na dół i... Wryło ją w podłogę. Oczy natychmiast zrobiły się wielkie jak spodki, gapiła się na mężczyznę oniemiała, patrzyła jak ANGELO DENARO przed nią klęczy. On przed nią klęczał, ON!
Zaschło jej w ustach, w głowie się zakręciło do tego stopnia, że cofnęła się o krok, wpadając tyłkiem na barierkę.
Czy ona się przesłyszała? Czy ona spała?
Zakryła usta obiema dłońmi, widać było, że jest w kompletnym szoku i przez kilka sekund zbierała się w sobie, żeby wrócić do żywych. Dla Angelo te sekundy pewnie trwały wieczność i były niewyobrażalnie trudne.
Przestała oddychać, ale przecież musiała zacząć, żeby to przeżyć. Drugą ręką ściągnęła z twarzy maskę, żeby ją odłożyć na stolik obok jego maski, wszystko w niej drżało. Wiedziała, że go kocha, że chce z nim być już na zawsze, ale...
Dosłownie całe życie przeleciało jej przed oczami, jak w filmie, wszystkie dobre i złe chwile włącznie z tymi ostatnimi, najbardziej dotkliwymi.
Tu nie ma żadnego, ale. Decyzja może być tylko jedna.
- Nie...- zaczęła, odsuwając dłoń od ust.
- Nie możliwe... Nie zrobiłeś tego... Ja chyba śnię...- zaczęła bełkotać niewyraźnie. Nogi miała miękkie jak z waty, mało brakowało a by się jej ugięły, była bliska omdlenia z tych emocji. Zalewały ją, paraliżowały, odbierały racjonalne myślenie, działanie, funkcjonowanie. Strzał adrenaliny, serotoniny, dopaminy i oksytocyny był tak gigantyczny, że...
Gabi zaczęła piszczeć, uniosła pięści pod brodę, przestępowała z nogi na nogę, zaczęła podskakiwać jak dziecko, które cieszy się z prezentu, o którym marzyło od dawna. Jej napięta twarz przestała taka być, rozpromieniła się i nie mogła przestać piszczeć.
- TAK! TAK! TAK! TAK! MILION RAZY TAK! - wydarła się tak głośno, że prawdopdobnie teraz przez kilka dni będzie miała problem z mówieniem, ku uciesze wszystkich dookoła. Nawet się nie zastanawiała i sama rzuciła się na kolana, żeby móc objąć Angelo za szyję i pocałować go z takim śmiesznym i długim cmoknięciem.
-Uczynię ci ten zaszczyt i pozwolę zostć moim mężem! Znaczy nie, to nie tak powinno brzmieć. Tfu... Powinnam powiedzieć, że to będzie zaszczyt być twoją żoną. Ja to zawsze muszę coś palnąć durnego...
Ręce jej drżały, cała wręcz dygotała. Nie ma co, Angelo zaczął rok z przytupem i chyba już żaden Sylwester tego nie przebije. NEVER.
- Och, nakładaj mi go na palec! Szybko!- podała mu dygoczącą z emocji dłoń, widziała ile go to pytanie koszotowało emocji i stresu. Dlaczego się bał, że mu odmówi? Nie mogła zrozumieć tego stresu, nie po tym wszystkim co się między nimi stało. A może właśnie dlatego powinna to rozumieć?
Pierścionek zalśnił na jej palcu, był odrobinkę za duży, ale i tak ślicznie prezentował się na tej smukłej dłoni, i teraz ją to uderzyło. Już gdzieś widziała tą błyskotkę! Klęczeli przed sobą, Gabi ze szczęścia to się dosłownie popłakała, nawet tego nie zauważyła, że po policzkach spływają jej łzy, nie czuła ich kompletnie.
- Przecież to pierścionek Rosalii...- wymamrotała lekko zachrypniętym głosem i wzrok z czerwonego klejnotu przenisoła na twarz ukochanego, szukając w nim jakichś odpowiedzi.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Czy to właśnie ten moment? Kiedy mieli to stracić bezpowrotnie, a cudowny wieczór zamieni się w koszmar, który zapamiętają do końca życia? Angelo wiedział, że jeśli mu odmówi, już nigdy nie klęknie. Przed nią, przed nikim. Wiedział, że byłby to definitywny koniec ich związku, ich znajomości. Zaczęło to do niego docierać, kiedy odwracała się w jego stronę. Dopiero do siebie wrócili, tyle razy ją zawiódł i skrzywdził, nie ufała mu, zostało to nawet głośno powiedziane. Mieli się odbudowywać, powoli, a to nie był powolny i mały krok. To było jak przeskoczenie nad ogromną przepaścią. Bardzo ryzykowne i może trochę głupie, ale czy właśnie tak nie wygląda całe życie Angelo Denaro? A teraz jeszcze wciągał w nie ją, małą, drobną, niewinną i młodą dziewczynę, której totalnie zniszczy życie. A może... a może sprawi, że będzie wspaniałe? Przecież tego chciał, a skoro to chciał jej dać, co mogło pójść nie tak? Może jej wiek? Uderzał go w takich momentach i tym razem też tak było. Patrzył na jej szok, na jej reakcję i wiedział, że już za późno, by z tego się wycofać. Padły słowa, a dla niego każda sekunda była jak minuty. Myśli pędziły, serce biło jak szalone. Nie potrafił zachować spokoju, zimnej krwi i jasne analizy, czego uczyli go całe życie, co praktykował przez tyle długich lat. Te nauki miały się nijak do takiej sytuacji, w której wiesz, że możesz stracić kogoś ważnego na zawsze. Nie był pewien, że się zgodzi, teraz już, kiedy przed nią klęczał i patrzył na jej zaskoczoną twarz, zaczynał żałować. Myśleć, że zrobił to za wcześnie, że ten rok powinni spędzić na luzie, podróżując, poznając świat, tak jak jej to obiecał, aby mogła spełniać marzenia, popełniać błędy, smakować, dostawać, bawić się... A on zaczynał ten rok od chęci deklaracji czegoś tak ważnego i wielkiego. Wydawało mu się to romantyczne w pewien sposób, choć ciężko mu z tym romantyzmem szło... jak widać. Teraz jednak spojrzał na to inaczej. Podparł ją pod mur, w przenośni i dosłownie. Przestraszył się, że wypadnie, już nawet drgnął, by ją łapać, ale nie wypadła. Przez mur, który jej postawił też nie przeleci? Nadal sobie nie ufał, wiedział, że jest nieprzewidywalnym, porywczym raptusem psychopatą... Nie zmieni tego. Mógł próbować być dla tej dziewczyny najlepszą wersją siebie, ale nigdy nie zmieni tego kim jest i nie ma wpływu na to, kim się stanie. Ani on, ani ona, jeśli przyjmie te oświadczyny. Przecież wyjście za niego to nie tylko ślub i jakiś papier, ale i wielka obietnica względem Nostry, względem Sycylii, ludzi, którzy na nich liczyli, czegoś znacznie więcej. Nie był pewien, czy ona zdawała sobie z tego sprawę i teraz klęcząc przed nią te kilkadziesiąt sekund, które zamieniły się dla niego w długie godziny rozmyślań zaczynał mieć jednak wątpliwości.
Czy ona to wszystko dźwignie? Choć już nie raz pokazała mu, że jest silna, jak bardzo jej zależy i jak wielka jest jej determinacja, chęć walki...to wciąż martwił się, że któregoś dnia tego nie zniesie. A jednocześnie pragnął, by była jego już zawsze, by nosiła ten pierścień na swoim palcu dumnie, by stanęła przed nim w welonie i powiedziała sakramentalne "tak", nie tylko przed Bogiem, nie tylko przed nim...
Nie? Oczy Angelo otworzyły się szeroko, oddech już dawno wstrzymany jakby zagnieździł się w jego płucach. Zaszumiało mu w uszach, w piersi rozpętało się istnie piekło, ścisnęło go. Czy to zawał? Aż się lekko skulił i z tego bólu wyleciało mu przetrzymywane w płucach powietrze. Nie?
Mogłem się tego spodziewać... kurwa, za wcześnie, po co to zrobiłem? Nie... Ciągle rozchodziło mu się to echem po głowie, nawet nie słyszał co mówiła dalej. Spojrzał w dół, a palce zacisnęły mu się na kolanie, którego przytrzymywał się wolną ręką. Już miał zamknąć pudełko, schować je, wstać i po prostu odejść, upokorzony w ciszy odejść nie tylko od niej dzisiaj, ale i od całego świata, schować się gdzieś daleko z narastającym na siebie wkurwieniem, ale wtedy usłyszał stukanie obcasów i piski. Zmarszczył brwi, szybko unosząc swoje spojrzenie na cieszącą się Gabi. Co? Z początku zbiło go to z pantałyku, ale szybko zrozumiał - cieszyła się. Dotarło do niego, że ona mu nie odmówiła, tylko... niedowierzaka. Wrócił oddech, złapał powietrze, pierś zaczęła znów poruszać się, ale ostry ból w klatce piersiowej pozostał. Próbował się jakoś uspokoić, unormować ten pieprzony oddech! Ale to nadal w nim siedziało, a przecież nie powinno... Padały kolejne tak, a on unosił brwi z twarzą wykrzywioną w szoku, lekkim uśmiechem i niedowierzaniem, co tu się właśnie odjebało? Próbował przywrócić jasne myślenie, ale to nie było proste. Padła przed nim... czy ona go cmoknęła we Włoskim stylu? Roześmiał się na słowa dziewczyny, próbując puścić w niepamięć to, co przed chwilą się działo i ujął ją wolną ręką za biodro, nieustannie czując ten cholerny ból w klatce piersiowej... Kurwa może to naprawdę jakiś zawał? Trochę się tego przestraszył, ale postanowił zachować to dla siebie. Zamrugał... pierścionek. Śmiejąc się cicho, tym razem z radości wsunął ukochanej pierścień na odpowiedni palec i ucałował jej dłoń dławiąc się tym szczęściem w końcu. Powoli stres odchodził. Gabi patrzyła na pierścionek, płakała, a on dopuszczał do siebie to, co naprawdę się stało...
- Tak... to tradycja. - Odezwał się w końcu, ścierając nastolatce łzy z policzków. - Nie płacz... nie będzie tak strasznie. - Próbował rozładować chyba swoje własne wewnętrzne napięcie, śmiejąc się znowu cicho. Ujął dziewczynę za policzki i przysunął do niej po raz kolejny całując jej usta długo i namiętnie. Nie mógł się nimi nacieszyć, dopiero je odzyskał, a teraz chciał całować je już do końca życia. Z tym pocałunkiem wziąć ostatni wdech. Pomyślał, kiedy i po jego policzku poleciała łza. Nie spodziewał się po sobie takich emocji i reakcji, ale był naprawdę, naprawdę, szczerze, niewyobrażalnie szczęśliwy. Znów zaśmiał się, jeszcze całując jej usta i śmiał się, odsuwając od niej w końcu, odchylając głowę w tył i spojrzał w gwiazdy, rozprostowując rabina na bok.
- TAK KURWA TAK! JAK JA CIĘ KURWA KOCHAM GABRIELLE!... - Krzyczał jak wtedy na Sycylii, gdy pierwszy raz wyznał jej miłość. Zerknął na nią szybko, uśmiechając od ucha do ucha i dodał. - Przyszła Pani Denaro. - Jakże to abstrakcyjnie brzmiało! Gabrielle Denaro... Pasowało mu to, jak do nikogo innego. Chwycił dziewczynę za ramiona i nim się zorientowała, latała już dookoła niego, będąc przez niego lekko unoszoną nad ziemią, w tym wypadku bardzo wysoko nad ziemią... ale i nad balkonem! Kręcił się z nią śmiejąc w głos jak szaleniec, ale nie długo, nie długo... postawił dziewczę na jej nogi i spojrzał w błękit tych cudownych oczu, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Moja królowa. - Wypowiedział to jakoś tak... dumnie, pusząc się jak paw z wypiętą piersią i uniesioną brodą, kiedy tak na nią patrzył i sobie ją oglądał. Brakowało tu tylko koronacji, naprawdę. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Z jednej strony chciał jej zrobić wyrzut, że prawie go o zawał przyprawiła tym jebanym nie! Ale zostawił to dla siebie, nie, nie teraz... to nie rozmowa na teraz! - Ale fajnie. - Chłop był chyba w szoku, ale uśmiechał się jak małe dziecko, które dostało upragnionego lizaka, o którego toczyło batalię przez cały okres zakupów. Nagle jakby coś do niego dotarło i przestał się w nią wpatrywać jak w obrazek. Zamrugał i spojrzał na szampana, który nadal był i na nich patrzył. Chwycił go... potrząsnął, tak, potrząsnął nim i boom! wystrzelił korek, razem z zawartością, a Angelo śmiał się, tryskając szampanem na lewo i prawo. Oblał nim nieco siebie i Gabi... zanim trafił do kieliszków.
- Czasami mi się zdarza przy zbyt dużej ekscytacji! - Śmiał się ciągle, rzucając lekkim podtekstem. Nie mógł przestać się cieszyć, był pijany tym szczęściem, bardziej niż alkoholem, który wypił - bo specjalnie nie wypił go zbyt wiele. Patrzył na Gabi ucieszony i wyglądał dzisiaj trochę jak Franek, który rozrabia i się z tego cieszy. Lejąc tego cholernego szampana w końcu do kieliszków. Podał Gabi jednego, wziął drugiego i wzniósł toast, patrząc ukochanej w oczy z radością, jakiej nigdy nie mogła widzieć w jego oczach. Beztroską, czystą, bez wijącego się w czeluściach duszy mroku. Angelo, takim jakim się urodził. Jej Angelo, którego nigdy nie nigdy nie będzie w stanie poznać w tej wersji.
Odkrył się przed nią całkowicie, obnażył każdy zakamarek siebie. Bo nie bał się, że ona mogłaby go kiedykolwiek skrzywdzić. Wiedział, że to najwspanialsza osoba chodząca po tej ziemi i ufał jej. Jak nikomu innemu.
- Za moją narzeczoną. - Wypowiedział to słowo z ogromną dumą i radością, wypijając zawartość kieliszka. Jego wzrok padł na pierścionek... no tak, zapytała. Czy ta historia była na teraz? Odstawił kieliszek na bok i ujął Gabi w biodrze.
- Chodź najdroższa, obmyjemy się trochę z tego szampana. - Zagarnął ją w stronę toalet, gdzie niestety było za dużo osób, żeby mogli strzelić szybki numerek... ale przynajmniej mogli choć trochę obmyć się z lepkiego alkoholu. Angelo opłukał twarz i uśmiechnął się do siebie w lustrze. Dochodziło do niego powoli co się stało... Napisał szybką wiadomość do każdego zainteresowanego, że się zgodziła, bo tak... wszyscy wiedzieli i czekali na znak od niego. Musiał się tym podzielić, nie mógł wytrzymać.
Tańczyli, bawili się, pili i ciszyli swoim towarzystwem, a Angelo nie mógł powstrzymać się, aby co jakiś czas całować Gabi po dłoni, na której spoczywał pierścionek. Jeszcze nigdy nie było chyba aż tak beztrosko, aż tak szczęśliwie... Jakby kompletnie zapomnieli o całym świecie i problemach.
Niestety ten świat istniał, a oni musieli zbierać się do domu, jeśli chcieli jeszcze świętować swoje zaręczyny trochę... intensywniej. Angelo planował dotrzeć do domu nim wzejdzie słońce, żeby mieli czas kochać się do rana, nim reszta domowników wstanie. Myślał o hotelu, ale musiał być odpowiedzialny, miał teraz dziecko, a to dziecko też chciało spędzić z nim pierwszy dzień roku... Ale uda się wszystko podzielić, tylko musieli wyjść z imprezy trochę wcześniej. Tak też zrobili. Angelo zaproponował, żeby się przeszli, mogli odetchnąć chwilę, spędzić czas w ciszy, porozmawiać... A do Franka daleko nie było, może z piętnaście minut spacerkiem.
Uderzyło ich rzeźnie powietrzne mroźnego miasta, gdy wyszli w końcu z budynku, ruszając w stronę, którą pokazała nawigacja. Angelo schował telefon, zapamiętując drogę i objął Gabi dość ciasno.
- Na pewno dasz radę iść? Jak coś to mów... wezmę cię na barana. - Zaśmiał się, choć w cale nie żartował. Angelo dzisiaj... trochę wyluzował, a nawet trochę bardzo. To chyba, a nawet na pewno przez to co się stało, uskrzydliło go. - Chcesz posłuchać historii tego pierścionka? W ogóle... myślałem, że Rosalia ci to może opowiedziała, kiedy czekaliście na nas wtedy w bunkrze na Sycylii. - Zagaił, kiedy weszli na dość mocno oświetloną ulicę.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ta beztroska Gabrielle czasami przyprawiała ludzi o opadnięcie wszystkich możliwych członków, które mogą opaść. Ona naprawdę zadawała się kompletnie nie mieć pojęcia, że bycie z Angelo oznacza dla niej, w którymś momencie życia, dosłownie zamknięcie w złotej klatce i reprezentowanie jego i całej Sycylijskiej Familii na tle całego świata. To uderzało ją tylko czasami i to w bardzo dziwnych momentach, ale żyjąc tak sobie o normalnie, to się nad tym nie zastanawiała. To trochę jak z tymi butami za grube miliony — o takie tam buciki, za grosze. Bo co? Bo to Angelo Jebany Denaro kurwa i on sobie może wejść gdzie chce i kupić co chce, bo ma nieograniczone zasoby finansowe. Gabi wciąż myśli jak biedak, choć biedna nigdy nie była — to niestety w człowieku zostaje, ale może przez tę swoją skromność jest właśnie tym, kim jest. Jeśli do tej pory pieniądze jej nie przewróciły w głowie to już chyba nigdy tego nie zrobią.
W tej dziewczynie mieszka naprawdę gigantyczna siła, o której ona sama nie zdaje sobie sprawy, ta siła ujawnia się tylko przy Angelo, to on ją unosi, to on sprawia, że frunie i może osiągnąć wszystko, czego tylko zechce. To on ją wspiera, to on jest z niej dumny, to on ją widzi taką, jaką jest i akceptuje z każdą zaletą i każdą wadą, nawet z tym małym, brzydkim palcem u stopy, na którym prawie nie ma paznokcia, a którego tak nienawidzi.
Na calutkie szczęście jest jeszcze przed nimi wiele, wiele lat we względnym spokoju, choć to słowo jest dla nich niemal całkowicie obce. Przecież Marcello będzie jeszcze żyć długie lata, dźwigając na swoich barkach dziedzictwo znamienitej, choć bardzo krwawej i nie do końca moralnej Rodziny.
Gabi ma jeszcze bardzo dużo czasu, by dojrzeć, nie tylko pod względem zachowania, ale i emocjonalności, bo mimo dużej inteligencji emocjonalnej, nie była ona jeszcze na tyle rozwinięta by ona rozumiała pewne rzeczy. To przychodzi z czasem, z doświadczeniem i wiekiem.
Blondynka widziała minę Angelo, ten lekki ruch w postaci niespokojnego drgnięcia, kiedy z jej ust padło "nie", dosłownie w jego oczach widziała wszystko, co działo się teraz w jego głowie, jak musiał się poczuć przez jej reakcję, która wcale nie była zamierzona, tylko ja zwykle — samo wyszło. Dlatego tak się wydarła na całe gardło, nie posiadając się ze szczęścia. Dlaczego w tej sekundzie chciała, żeby cały świat dowiedział się o ich szczęściu? Miała ochotę krzyczeć, drzeć się, biec przez miasto na oślep i drzeć się, że WYCHODZI ZA MĄŻ!
Jej chora główka już miała jakieś flashbacki i zaczęła sobie wyobrażać sukienkę, dekoracje weselne, miejsca, gdzie mogłoby się odbyć, dosłownie jakby te informacje pędziły światłowodem a nie łączem internetowym o prędkości poniżej przeciętnej. Nie mogła się uspokoić, cała się trzęsła, a łzy... One same płynęły i było kompletnie nie do opanowania.
- To ze szczęścia głuptasie!- zawołała zachrypniętym głosem. Patrzyła na twarz Angelo, on też wydawał się cholernie szczęśliwy. Nie. On był cholernie szczęśliwy! Widziała to w jego oczach, uśmiechu, w całej rozluźnionej posturze, bo całe napięcie z niego uleciało. Taki widok chciałaby mieć codziennie, mimo iż wie, że jest to kompletnie nierealne, bo życie lubi rzucać kłody pod nogi, przez które ludzie się przewracają. Dlatego trzeba zapamiętywać te radosne chwile i kiedy robi się ciężko, trzymać się tych dobrych wspomnień, bo po burzy zawsze wychodzi słońce, prędzej czy później. Nosiło ją, dosłownie rozsadzało ją od środka, była jak chodząca bomba atomowa, a pocałunek, którym obdarzył ją Angelo wcale temu nie pomógł, bo podsycił temperaturę, rozgrzewając jądro atomów do czerwoności, a więc wybuch był bardzo, bardzo bliski!
Pocałunków nie było końca, nie mogli się od siebie odkleić, nie mieli dość, śmiali się jak szaleńcy, klęcząc przed sobą, aż wreszcie Angelo się wydarł na całe gardło, co spotkało się z okrutnie radosnym śmiechem Gabi, tak bardzo mocno pękała z radości, że musiała się złapać za brzuch, bo od śmiechu zaczął ją boleć!
- Zauważyłeś, że masz jakieś dziwne upodobanie do mówienia mi "kocham cię" na balkonach?- wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu, dosłownie od ucha do ucha.
- No tak, czego ja się spodziewam. Jesteś Włochem, masz to po Romeo... Włosi i ich upodobania do balkonów.- zachichotała z własnego żarciku i szybko otarła policzki od łez, najpierw sobie, a później jemu, bo oboje byli rozedrgani, ale... Przeżyli to razem, to było ich i nikt im tych wspomnień nie zabierze.
Czekaj, co? On powiedział to na głos... Gabrielle Denaro! O jasna dupcia, jak to brzmiało! Aż jej uśmiech z twarzy zszedł i poczuła pierwszy raz ukłucie strachu gdzieś w okolicy mostka, jakby jakaś ręka jej się tam zacisnęła. Teraz to ona chyba miała zawał serca. Bum, Sycylia. Bum, broń. Bum, etykieta przy stole. Bum, kobiety nie odzywają się bez pytania. Bum, szemrane interesy. Obleciał ją strach.
- Gabrielle Denaro... A dla świata Pani Kennedy. Oba nazwiska brzmią dumnie!- postarała się wrócić do poprzedniego stanu myślenia, odepchnąć od siebie to, co niewygodne — jest w tym przecież mistrzynią!
Chwila nieuwagi i poczuła, że odrywa się od ziemi i pierwszy raz jej uczucia zgadzały się z tym jak się czuła, bo ona naprawdę miała wrażenie, że ze szczęścia unosi się ze sześć stóp nad ziemią. Wyglądali jak ze sceny z Dirty Dancing, a Gabi się śmiała i patrzyła na twarz Angelo z góry. On to miał jednak siłę, przecież ona dla niego nic nie ważyła, była lekka jak piórko przy tym silnym, zwalistym cielsku. Stopy w końcu dotknęły ziemi, ale było jakoś tak dziwnie miękko i trochę się jej kręciło w głowie. Alkohol, emocje, kręciołek, więcej emocji. Była zarumieniona, oczy jej migotały, oddech nie mógł się uspokoić.
- Mój Król...- uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku dłonią, na której palcu spoczywał dumnie rodowy pierścień rodziny Denaro. Pogładziła go kciukiem po brodzie, patrząc za swoim ruchem, bo halo, gapiła się na pierścionek! Chyba nadal nie do końca dowierzała w to co się wydarzyło, pierwszy szok powoli zaczął opadać, więc zaczęło jej się naprawdę solidnie kręcić w głowie, ale została skutecznie rozproszona.
Szampan wystrzelił a ona myślała, że ktoś strzela do nich i aż podskoczyła dostając kolejny strzał adrenaliny. Poczuła na swoim ciele coś mokrego i lepkiego i zaczęła się śmiać, zasłoniła tylko twarz ręką, żeby przypadkiem jej perfekcyjny makijaż nie oberwał.
- Masz trochę mniejsze pole rażenia i ciśnienie!- rzuciła ze śmiechem i lekko się skuliła w razie gdyby miała dostać jakąś szmatą przez łeb czy czymś takim. Aleeee! Angelo zaliczył progres, bo on to raczej nie lubi się sam z siebie nabijać ani jak ktoś się z niego nabija, wtedy zachowuje się trochę jak małe obrażone dziecko, a teraz? No nie ten sam człowiek! Za dużo czasu z Frankiem!
To, żeby Gabi piła kolejny kieliszek alkoholu nie było dobrym pomysłem, ale przecież toastu nie odmówi!
- Za mojego narzeczonego!- stuknęli się kieliszkami, wypili szampana, praktycznie na jeden łyk. Gabi się cicho beknęło, ale udała, że tego nie zauważyła. No i masz, przez to wszystko nie złożyła Angelo noworocznych życzeń! A ten już ją ciągnął w kierunku łazienek! Oczywiście to babskiej toalety była dwa razy dłuższa kolejka niż do męskiej, więc trochę jej zeszło na tym ogarnianiu się, i jeszcze trzeba było zrobić siku, bo dosłownie z tych emocji miała wrażenie, że nie wytrzyma. Doprowadziła się do porządku i wróciła do Angelo, poszli jeszcze tańczyć, jeść, pić, bawić się, a Gabi wydarła się na całą salę, że WYCHODZI ZA MĄŻ! Darła się tak głośno i radośnie, że wszyscy im bili brawo i gratulowali jakby co najmniej dziś właśnie brali ten ślub. Gabi chciała jeszcze zostać, ale argument czekającej na nich Valentiny przemówił jej do rozsądku. Kopciuszek odnalazł swojego księcia bez konieczności dopasowywania pantofelka. Obojgu przyda się ten spacer, trochę ochłoną, emocje opadną. Zabrali swoje płaszcze, ubrali je i wyszli na mróz. Gabi natychmiast zadrżała, dopiero teraz poczuła jak bardzo bolą ją stopy, jakie te buty były niewygodne i jak bardzo ją poobcierały, ale oczywiście, że będzie udawać, że wszystko jest w porządku, bo to Gabi!
Wtuliła się mocno w bok Angelo, obejmując go w pasie ręką, Wyczuła na jego plecach coś twardego i już wiedziała, że miał przy sobie broń, jakoś jej to wcale nie zdziwiło.
- Kusi mnie, żeby powiedzieć, że nie dam rady...- zaśmiała się i spojrzała na niego z dołu. To całkiem miła perspektywa, ale jednak wolała iść o własnych siłach, choć na jeden krok Angelo przypadały jej trzy kroki, więc dość szybko musiała przebierać tymi swoimi kopytkami.
- Kochanie... Bo ja przez to wszystko nie zdążyłam ci złożyć życzeń noworocznych... ale czego teraz nie powiem to będzie wyglądać marnie przy tym co ty mi powiedziałeś i co się stało...- pożaliła się troszkę niezadowolona i westchnęła. A przecież przygotowała sobie całą mowę noworoczną, a teraz to już nic z niej nie pamiętała.
- Byłyśmy wtedy zajęte trochę czymś innym. Na ten przykład martwieniem się o was. Nic mi nie mówiła, ale za to ty możesz to zrobić, jeśli chcesz. Obiecuję, że nie będę się odzywać i przerywać!- udała, że zaklucza sobie usta, a kluczyk wyrzuca gdzieś za siebie. Okej, jednak nie wyszło, bo gdzieś przed nimi z bocznej alejki wybiegł wielki szczur i przeciął im drogę, dosłownie kilka centymetrów od ich nóg i zniknął w kanale.
- O rany boskie jaki wielki!- Gabi pisnęła, zaskoczona pojawieniem się zwierzaka i jego rozmiarami. Nie bała się myszy, szczurów i tego typu zwierzaków, zwyczajnie ją zaskoczył.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Ona się cieszyła, naprawdę się cieszyła. Była szczęśliwa, w końcu tak jak jej obiecał, a teraz obiecał sobie, że ten stan rzeczy utrzyma. Śmiał się, nawet nie był zły, że drze się o ich zaręczynach przy wszystkich gościach.Mimo iż lepiej byłoby aby co niektórzy o tym nie wiedzieli. Trudno, wiedział z czym to się wiąże, chociaż Gabi dalej wydawała się nie do końca świadoma tego wszystkiego. Rozmowy jeszcze ich czekają i to nie jedna, nie dwie, tych rozmów trochę ich czeka, ale nie teraz, ani nie jutro. Na razie mogą przeżywać to co się stało tak jak chcą. A było wspaniale. Angelo śmiał się z jej tekstów o Romeo, tak, byle tylko ta historia nie skończyła się równie tragicznie, bo patrząc na to kim jest i co robi, mogło być różnie. To było ryzyko, które podjął, wsuwając jej dzisiaj na palec rodowy pierścień. Może ona do końca jeszcze nie wiedziała tego wszystkiego, ale on tak i to on był tutaj teraz jej opiekunem, musiał ją chronić, za wszelką cenę. Wziął odpowiedzialność za swoje wybory i dezycję, jakich podjął. Zarówno względem posiadania dzieci, jak i żony. Na razie Gabrielle była jego narzeczoną, ale przecież właśnie do tego do dążyło, prawda? Na razie... na razie i tak nie zamierzał planować ślubu, będą musieli to obgadać, bo Angelo tak naprawdę chciał poczekać aż przeprowadzą się na Sycylię, z wielu względów, ale nie o tym teraz.
Teraz byli jeszcze na balu, gdzie ludzie byli coraz bardziej pijani i rodziło się coraz więcej pijanych interesów, które nigdy do skutku nie dojdą. Nawet próbowano z nim wchodzić w takie układy, ale on wszystkim odmawiał, mówiąc, by Panowie wrócili do niego na trzeźwo. Angelo miał zasady i jak narkotykami handlować mógł w każdych warunkach, tak żadnych umów słownych nie zawiązywał podczas, gdy był najebany. Może nie był najebany, bo nie wypił dzisiaj zbyt wiele, ale wciąż nie był to ani czas, ani miejsce. Dzisiaj w 100% chciał skupić się na swojej narzeczonej. Narzeczonej... lubił ją tak nazywać w swojej głowie, ale i też wypowiadać to słowo, bo właśnie nim ją określał, gdy ktoś jeszcze do nich zagadywał.
Gabrielle Kennedy i Gabriellę Denaro... Będzie musiała nauczyć się podwójnego życia, jeśli dojdzie do ślubu nim przejmą władzę nad Sycylią. Stop, nie mógł o tym myśleć, nie teraz. To są za trudne i zbyt skomplikowane sprawy jak na tak miły wieczór. Co go mogło zepsuć? Czy faktycznie to było tak, że nauczył się śmiać z sam z siebie? Właściwie to nie było jako takie śmianie się z siebie, tylko bardziej mały żart, może duma nawet? Angelo dalej tego nie lubił i lepiej, żeby Gabi nie sprawdzała swojej małej teorii...
Poczuł, że dotknęła jego gnata i to nie tego, którego chciał aby dotykała. Broń to nieodłączny element jego outfitu, bez niej nie ruszał się z domu. Nigdy nie wiesz co, ani kto cię spotka. Angelo był bardzo przewrażliwiony, szczególnie w obcych miejscach, gdzie nie wiedział komu może ufać, a komu nie. Mała spluwa była łatwa do schowania i idealna do ewentualnej obrony. Nie potrzebował broni, żeby kogoś załatwić, wystarczyłby mały nóż, albo widelec, czy nawet jego pięści, ale mimów wszystko broń była dużo skuteczniejsza, nie tylko w walce, ale i zwyczajnym zastraszeniu. Gabi wydawała się już do tego przywyknąć i dobrze. Skoro miała zostać jego żoną... musiała się jeszcze dużo w tych kwestiach nauczyć.
Angelo zaśmiał się w odpowiedzi na słowa Gabi o butach, ale już nic nie odpowiedział. Był słowny, jak zawsze i gdyby naprawdę bolały ją nogi już tak bardzo, że miałaby problem aby iść, wziąłby ją na swoje plecy, przecież była leciutka. Zwolnił trochę kroku, widząc, że przebiera tymi swoimi nóżkami, przysuwając ją do siebie trochę ciaśniej, jakby się bał, że zmarznie. Słuchał jej patrząc przed siebie i uśmiechał delikatnie pod nosem.
- Wiem czego mi życzysz mała i wiem też, że wszystko się spełni. - Odparł spokojnie, zerkając na nią z góry powoli. - Jedno z moich noworocznych celów już się też spełniło. Bardzo chciałem móc cię już nazywać moją narzeczoną... i patrz, robię to. - Jeszcze tylko jej zdrowie i dzieciaczki. Tego też chciał, ale teraz nie był już taki pewien, czy tak szybko... może jednak odłożą to na następny rok? Angelo był w końcu w stanie zrezygnować trochę z siebie aby drugiej osobie było lepiej. Nie. Nie drugiej osobie. Tylko jej.
- No tak... - Rzucił cicho pod nosem. Wspomnienia z akcji przed ślubem Marcello na pewno były dla Gabriellę ciężkie. Dla Angelo była to po prostu kolejna akcja, zakończona sukcesem i nic więcej. Choć też się martwił - o to, że ona się martwi. Wtedy dużo sobie uświadomił i dla niego był to mocno pozytywny czas. I wesele brata i pokonanie DeLuca i uświadomienie sobie miłości do niej, powiedzenie jej tego... wiele wiele pozytywnych rzeczy. Choć wiedział, jak na te wspomnienia patrzy ona.
Zamrugał, nie wiedząc czemu Gabi się drze. Kto wielki? Spojrzał na przebiegającego szczura i zaśmiał się.
- W Ameryce wszystko jest wielkie. - Zażartował sobie trochę i pocałował Gabi w skroń. Weszli w jakąś ciemniejszą już uliczkę, chyba ta droga, którą zapamiętał Angelo nie była dobrym wyborem. Była jeszcze jedna, ale bardziej dookoła. Ta wydawała się po prostu krótsza. Ta uliczka jednak była krótka i prowadziła do jakiegoś małego parku, przez który mieli przejść.
- Tak więc ten pierścionek... - Zaczął, zastanawiając się z której strony ugryźć tą historię. - Poprosiłem o niego Rosalię jak wyjeżdżaliśmy z Sycylii... Wiedziałem, że nim wrócę do domu, będę chciał ci go dać. To rodzinny pierścień, oświadczamy się nim jeden po drugim. Tylko dziedzic Nostry ma do tego prawo. Teraz ja, wcześniej Marcello. Przedtem należał do jego matki, zaś mój ojciec dostał go od swojej matki. Ale mój dziadek nie dostało od mojej prababki... Tu się zaczyna historia. Moja prababka nosiła go dumnie na palcu jedynie przez pięć lat. Mój pradziadek dostał go w ramach pojednania. Nie będę zanudzał cię historią Sycylii, była wtedy napięta sytuacja, a mój pradziadek dość mocno miał wtedy wpływ na różne wydarzenia. Pierścień był bardzo wyjątkowy, historia mówi, że był on wtedy warty tyle co połowa tej wyspy... Podobno pradziad kochał prababkę tak mocno, że palił za nią wszystkich, którzy się choćby na nią spojrzeli. Klęknął przed nią i podarował ten pierścień. Wzięli ślub i urodziła mu czwórkę dzieci w przeciągu tych pięciu lat. Podobno miała silny charakter i była pierwszą kobietą w tej rodzinie, która chciała również walczyć z wrogami. W tamtych czasach było to nie do pomyślenia, a jeszcze mój pradziad miał na jej punkcie obsesje. Też była dużo młodsza od niego, podobno poznali się jak miała szesnaście lat, a oświadczył się jej rok później... Zginęła mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, broniąc swojego męża. Podobno spalił za to całe miasto i niemal doprowadził do rozpadu Nostry, kiedy ta dopiero co niedawno powstała... Oszalał, zabijał każdego, za cokolwiek. Wszyscy się go bali, nawet jego własne dzieci. Nosił pierścionek swojej żony na szyi do końca życia i dopiero, gdy został zabity, mój dziadek go z niego zdjął. Postanowił, że zachowa go aż do swoich oświadczyn, bo uznawał poświęcenie matki za bardzo heroiczne, choć doprowadziło to jego ojca do ruiny. Tak też zrobił, oświadczył się swojej ukochanej, która umarła tydzień po urodzeniu mu córki. To było trzecie dziecko. Podobno z przyczyn naturalnych, ale ojciec twierdził, że było inaczej. Podobno widział, jak kobieta, która miała z nim romans przed jego małżeństwem dosypuje jej czegoś do herbaty. Staruszek mówił, że to była ich służąca... Podobno strasznie popierdolona sytuacja, bo dziadek ją bronił i nie chciał jej ukarać na podstawie słów dziecka. Wygnał ją z Włoch i tyle. Pewnie mieli romans, tak strzelamy z Marcello. Tak, czy inaczej, pierścionek trafił na palec matki Marcello, choć podobno ojciec bardzo się nad tym zastanawiał, patrząc, że wszystkie kobiety które go nosiły ginęły... Powstała nawet legenda, że był on w jakiś sposób... zaczarowany. -Zaśmiał się. Szli już przez całkiem nieźle oświetlony park, do którego krańca dochodzili. - Jakoby nie miał być prezentem z wdzięczności dla pradziadka, a klątwą dla naszej rodziny. Mimo to był dalej w obrocie i ... znowu to się stało. Matka Marcello zginęła w bardzo podobny sposób, jak moja prababcia. Chroniąc go własną piersią. Po tym mój stary zwariował i robił sobie kolejnych synów z innymi kobietami, chyba jednak mimo wszystko nie chciał dalej "ściągać" na siebie tego nieszczęścia. W zasadzie to jakoś mu się nie dziwie. Marcello uznał, że nigdy nie oświadczy się tym "przeklętym" pierścionkiem... Właściwie to zaczynał już wątpić, że kiedykolwiek to zrobi. Nie miał czasu na kobiety, on był bardzo zajęty Gabi, miał na głowie o wiele więcej niż poprzednie pokolenia, bo Nostra rozprzestrzeniła działanie globalnie. Najwięcej zrobił ze wszystkich i żadne związki mu nie wychodziły, a on jako jedyny nigdy nie bawił się w romanse, jak twierdził. Zawsze chciał znaleźć partnerkę na stałe, a żadna nigdy mu nie odpowiadała. Dopiero kiedy Rosalia uratowała mu życie... Zakochał się bez pamięci i uwaga, twierdził, że "odczarowała" klątwę Denaro, skoro uratowała jednego z nich nie poświęcając tym samym własnego życia. - Znów cicho się zaśmiał, bo Angelo nie wierzył w takie zabobony. Był wierzący, głęboko, ale klątwy? Uznał to za czysty przypadek i fakt, że jednak robili co robili, a kobiety były, cóż, kobietami i z miłości robiły dla nich takie rzeczy. Tak, czy inaczej, wyszli właśnie z parku i weszli w jakąś uliczkę. Angelo mówiąc co jakiś czas zerkał na Gabi. Miał nadzieję, że dziewczyna jakoś się tym wszystkim nie przestraszy... - I postanowił oświadczyć się tym pierścionkiem. Jak widać, żyją ze sobą 7 lat, a Rosalia obiecała, że nigdy nie osłoni go swoją piersią. Przyrzekła, że nigdy nie odda za niego swojego życia, ale zawsze mu je uratuje na znane sobie sposoby. I pare razy już go szyła... - Znów się cicho zaśmiał. - Zastanawiałem się, czy gdybym miał się oświadczać, czy zrobiłbym to właśnie tym pierścionkiem, no ale skoro Marcello go "odczarował", to w sumie czemu nie? Ja w to nie wierzę, widzę dużo zależności i po prostu logicznie patrzę na to co się działo. Teraz ty musisz mi obiecać, że nigdy nie spróbujesz oddać za mnie życia. - Starał się być śmiertelnie poważny, nawet ściszył głos, nachylając się w jej stronę, ale na końcu uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czubek głowy.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Prawda jest taka, że ludzie boją się tego, czego nie znają i nigdy nie doświadczyli. Gabi już trochę przywykła do pistoletów, choć nadal uważała, że spluwy nie powinny istnieć, bo przynoszą one więcej szkody niż pożytku. W mgnieniu oka można pozbawić kogoś życia, które jest najcenniejszym darem, jaki tylko można dostać. Ona jak mało kto docenia życie, cieszy się nim, szuka samych pozytywów, a to tylko dlatego, że niemal je straciła. Gdyby nie przeszłość to pewnie byłaby zupełnie innym człowiekiem. Gabrielle zawsze powtarzała każdemu, że gdyby nie to, to pewnie byłaby okropną osobą, jedną z tych "mean girls" i jakby nie patrzeć to czasami przejawiała takie ciągotki! Zwłaszcza jeśli chodziło o zazdrość względem innych kobiet, które choćby śmiały spojrzeć na jej mężczyznę. Wtedy to się dziewczyna odpala i nie myśli racjonalnie. Ale teraz? Teraz kiedy na jej palcu spoczywał już pierścionek z czerwonym oczkiem? Może przestanie już być taka zazdrosna?
Przecież ten pierścionek znaczył tak wiele! Wybrał ją! Ją, nie żadną inną tylko to z nią chce spędzić resztę życia, już większej obietnicy drugiemu człowiekowi nie da się złożyć. Ile razy zerkała na swoją dłoń to wciąż nie mogła uwierzyć w to co się wydarzyło i pewnie jeszcze przez kilka tygodni będzie się upewniać, czy przypadkiem nie uderzyła się w głowę.
Ulice były dziwnie puste biorąc pod uwagę fakt, że to Nowy Rok. Większość ludzi bawiła się na Time Square, domówkach i w klubach, miasto wyglądało na praktycznie wymarłe, jakby byli w nim całkiem sami, co było bardzo dziwne — takie duże, wiecznie żywe miasto, takie puste...
- No tak ale...- zaczęła, chcąc jednak wygłosić swoją przemowę, którą sobie przygotowała, ale nie miała siły się "kłócić" i jeszcze kolejny raz tej nocy nazwał ją swoją narzeczoną! Jej policzki stały się jeszcze bardziej rumiane, choć w słabym świetle nie było tego widać. Podobało jej się to, choć brzmiało tak abstrakcyjnie! Gabrielle Glass czyjąś narzeczoną... Angelo Denaro — zatwardziały kawaler od 36 lat czyimś narzeczonym! Świat się kończy. Piękna i bestia... Bestia powoli zmienia się w księcia!
Czuła się przy nim bezpiecznie, w normalnych okolicznościach nigdy w życiu nie wypuściłaby się na spacer w środku nocy w tak niebezpiecznym mieście jak NYC. Mało to się słyszy o pijakach, bezdomnych, ćpunach, złodziejach latających tu ze spluwami w rękach? Wojny gangów są tu przecież na porządku dziennym!
Ten szczur sprawił, że była w lekkim szoku, ale tak Angelo ma rację — w Ameryce wszystko jest wielkie. W Australii płatki śniadaniowe są sprzedawane w normalnych opakowaniach, a tu są w trzy razy większych, to samo tyczy się napojów, masła orzechowego i paru innych rzeczy.
Wyszli z ciemnej wąskiej uliczki do kiepsko oświetlonego parku, w których latarnie dziwnie mrugały, sprawiając, że wyglądało to dość mrocznie i ponuro. Dość adekwatnie do historii, którą miała zaraz usłyszeć.
Już pierwsze kilka zdań sprawiły, że chciała się odzywać, wejść mu w słowo!
Jak to poprosił o niego Rosalię kiedy wyjeżdżali z Sycylii? To już wtedy wiedział, że chce spędzić z Gabi resztę życia? Trochę ją to zmroziło, biorąc pod uwagę wszystko to, co wydarzyło się później. Przecież jeśli jest się pewnym tego, że chce się z daną osobą zestarzeć to się jej nie zostawia kiedy pojawiają się pierwsze trudności. Zaczęła chwilę nad tym myśleć, starała się poskładać informacje do kupy, ale jej mózg zalany był alkoholem i szczęściem no i musiała skupić się na kolejnych słowach Angelo, co było teraz bardzo trudne. Słuchała jednak idąc u jego boku. Mróz szczypał w policzki, wiatr smagał ich skórę bezlitośnie, sprawiając, że odczuwalna temperatura była znacznie niższa niż rzeczywista.
Gabi zaśmiała się na wzmiankę o tym, że pradziadek Angelo palił każdego, kto choćby spojrzał na jego prababkę, to było takie w ich stylu! Pieprzone zazdrośniki! Tak samo parsknęła przy tym, że kobieta była sporo młodsza od pradziadka — no co oni mają z tymi gówniarami! Widać ciężko jest wyskrobać geny kiedy już zaczynają żyć jako osobne byty poza ustrojem kobiety.
Słuchała, starając się nie wtrącać, choć było to dla niej bardzo trudne, bo co chwila miała ochotę wciskać jakiś komentarz albo zadać jakieś pytanie. Zacisnęła nawet usta w cienką linię, zagryzła zęby na języku, żeby tylko się przed tym powstrzymać, ale to było takie trudne! Z każdym kolejnym słowem narzeczonego przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze, dosłownie wszystkie drobne włoski na ciele stawały jej dęba a oczy robiły się większe i większe i większe, mało nie wyskakując z oczodołów. Przełknęła nawet ślinę, co przyszło jej z trudem. Obleciał ją strach! Żołądek skręcił się w supeł, poczuła jak pokrywa go gruba warstwa lodu, który sprawia, że całe ciało zaczynało drżeć. Ileż ten pierścionek ma na sobie krwi! Ile zła... Ile bardzo, bardzo negatywnej energii! Teraz ją to uderzyło, wcześniej, nie znając jego historii tego nie czuła. Jasne, był piękny i stary i mogła się jedynie domyślać, że przekazywano go z pokolenia na pokolenie, ale że ta błyskotka tak mocno była nasiąknięta krwią? Gabrielle była przerażona, jej wyraz twarzy mówił wszystko.
- To... nie... jest... romantyczna... historia...- wydusiła z siebie, ledwo łapiąc oddech. Ten pierścionek nagle zaczął palić jej skórę, zrobił się ciężki, Gabi oczami wyobraźni widziała jak z jej dłoni kapie krew, jak cieknie po niej ciurkiem i za nimi zostaje krwawy ślad. Dla niej to był zły omen, bardzo niepokojący i przerażający. Chyba właśnie w tej chwili pożałowała, że usłyszała historię tej błyskotki. Jej lepiej takich rzeczy nie mówić, przecież ona się tak łatwo nakręca!
Nawet nie zanotowała tego, że Angelo wymógł na niej obietnicę tego, że ma mu nigdy nie ratować życia, za bardzo skupiła się na negatywach i była przerażona tym, że właśnie na nią spadła klątwa i umrze za góra pięć lat! Dosłownie zatrzymała się i już chwytała za pierścionek, żeby go zdjąć z palca, przez co trochę rozproszyła zapewne uwagę Angelo, bo musiał odwrócić w jej kierunku głowę i nie dostrzegł w porę kolesia wychodzącego zza zakrętu. Gabi też go nie widziała. Facet był brudny, obszarpany, cały rozdygotany, mamrotał coś pod nosem, trzęsły mu się ręce, ewidentnie było z nim coś nie tak. Kiedy zobaczył dwoje elegancko ubranych ludzi zwietrzył okazję na zarobek. Ćpun na głodzie to bardzo niebezpieczny osobnik, a kiedy zachodzi człowieka, który się tego nie spodziewa, od tyłu i celuje w niego z bron, z odległości około pięciu metrów... staje się jeszcze bardziej niebezpieczny.
Gabi była skupiona na usłyszanej przed chwilą historii, z resztą Angelo jest tak duży, że kompletnie nie dostrzegła stojącego za nim mężczyzny, którego szybciej było czuć niż widać, tak bardzo śmierdział.
- Łapska do góry paniczyku, raz-dwa! Nic nie kombinuj, bo strzele i zrobię ci z serca sieczkę!- wychrypiał przepitym i przepalonym głosem. Koleś był dość młody, ale bardzo mocno zniszczony przez swoje problemy.
- Odwróć się powoli, bo najpierw zrobię miazgę z ciebie, a później z twojej paniusi! Albo najpierw z niej, żebyś mógł patrzeć jak zdycha, a potem tobie ulżę w cierpieniu i pozwolę ci umrzeć, no już!- zaśmiał się obrzydliwie. Ręka z bronią mu dygotała, palec znajdował się na spuście i istniało ryzyko, że przypadkiem może za niego pociągnąć.
Gabi kolesia usłyszała i cofnęła się o krok, dość instynktownie, żeby jej przerażenia było mało to teraz jej mózg przyspieszył na obrotach, kolejny strzał adrenaliny tej nocy, to było już za dużo. Czuła mrowienie w palcach u nóg i u rąk, serce kołatało jak oszalałe.
Ćpun wydawał się bardzo mocno zniecierpliwiony, odbezpieczył pistolet, było słychać charakterystyczne kliknięcie, broń mu latała w ręce, oczy miał rozbiegane, ewidentnie był na głodzie i potrzebował kasy na kolejną działkę dragów. Biedny Angelo nie miał nawet najmniejszej szansy na reakcję, na szybkie wyciągnięcie spluwy, nawet kolesia nie mógł dosięgnąć, żeby go rozbroić, bo ten stał w świetle mrugającej latarni. Stała u boku Angelo, gapiła się przerażona na ćpuna, który zaczynał się irytować, że parka się go w ogóle nie słucha. Co mogli zrobić? Angelo nie miał żadnej możliwości reakcji, żeby gościa zdjąć, mogli tylko wypełniać jego instrukcje.
- POWOLI wyciągnij portfel, wyskakujcie ze wszystkich kosztowności, szybko!- ćpun się rozglądał czy przypadkiem jakieś gliny nie jadą, bo często tu bywali. Widać było, że cierpliwość mu się kończy, ułożył palec na spuście, celując bronią w pierś Angelo. Gabi niewiele myśląc, nie chcąc, żeby to się źle skończyło bardzo powoli, wręcz niezauważalnie wsunęła rękę pod płaszcz Angelo i palcami wyczuła jego broń, chwyciła ją w dłoń i bardzo, bardzo, bardzo powoli całkowicie instynktownie, choć drżącą ręką, udało jej dziada odbezpieczyć, bo był już o dziwo przeładowany i... Zacisnęła powieki i strzeliła kompletnie na oślep, mając nadzieję, że nie trafi, że tylko go przestraszy, ale usłyszała wrzask i dźwięk upadającego na beton ciała. Powinna trzymać pistolet w dwóch rękach, ale trzymała w jednej, więc siła odrzutu trochę ją zszokowała, mało jej broń nie wypadła z ręki, ledwo ją utrzymała.
Kolesiowi jego spluwa z ręki wypadła, trzymał się za mocno krwawiące udo, dosłownie kałuża krwi na chodniku pojawiała się w trybie ekspresowym, a Gabrielle cała się trzęsła w szoku, ale przecież... Ich życie było zagrożone, musiała coś zrobić, skoro Angelo nie miał jak.
- O boże... Przepraszam, ja nie chciałam...- jęknęła kiedy wreszcie otworzyła oczy i zobaczyła co zrobiła, to wyszło samo! Miała ochotę podbiec do ćpuna i mu pomóc, zadzwonić po karetkę, czy coś! Przecież ona nie chciała mu zrobić krzywdy, chciała go tylko przestraszyć, pokazać, że nie są bezbronni. I znowu to samo... Kolejny raz tej nocy po policzkach ciekły jej łzy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Mówił i mówił, zerkając co jakiś czas na Gabi, jakby upewniał się, że to dla niej nie za dużo. To, że śmiała się z palenia ludzi było dla nie niemałym zaskoczeniem, bo przecież (o ironio) ta dziewczyna brzydziła się przemocą wszelkiem maści. Czasami jej nie rozumiał, ale nie chciał się nad tym pochylać. Cóż, to prawda, dziedziczyli po sobie dużo dość silnych genów. Nie tylko wzrost i bujne czarne włosy, ale też niestabilności psychiczne, pewnego rodzaju odchylenia i całą masę cech, którą posiadał Angelo. On był chyba najbardziej synem swojego ojca, zaś Marcello najmniej. Wszyscy trzej bracia byli nieco inni, ale wszyscy mieli kilka wspólnych cech, takie jak zdolności przywódcze, czy determinację. Angelo nie raz zastanawiał się, jaki byłby jego syn, albo synowie, czy właśnie tacy jak on? Czy może w końcu geny matki choć trochę przejęłyby silne i mroczne geny rodziny Denaro? Historia tego pierścionka jasno pokazywała, że oni zawsze przetrwali wszystko, a kobiety pojawiały się i znikały z ich żyć, nieważne, czy umiały się bronić, czy nie. Wywierali na nich tak silne emocje, że oddawały za nie życie, za ich dzieci, za ich ród. Powielali pewien schemat, przyciągając do siebie kobiety zdolne do wielkich i heroicznych czynów i jakby się tak teraz zastanowił, Gabi była dokładnie taka sama. Dochodził do wniosku, że żadna inna po prostu nie nadawała się na ich partnerki, bo trzeba było wielu wyrzeczeń, by się nią stać. Wszyscy byli trudni i skomplikowani, choć niektórzy trochę bardziej, niektórzy mniej, ale jednak, wciąż, każdy syn Denaro dziedziczył we krwi niezwykle silny, lecz trudny charakter. Trzeba było im kobiet, które były kompletnym przeciwieństwem, dobrych, gotowych na poświęcenie, w pewien sposób podatnych na ich spływy i posłusznych. Gabi spełniała większość z tych wytycznych, choć posłuszna... cóż, to akurat nie była. Choć gdyby była, szybko zrobiłoby się nudno, Angelo mimo wszystko lubił emocje, które z nią miał. Nie wszystkie, bo czasami robiło się zbyt niebezpiecznie, ale przecież Denaro to poszukiwacze adrenaliny i dopaminy. Z nią to wszystko dostawał, ciągła huśtawka i emocje, choć nie raz się na to skarżyli, tak w głębi duszy... Angelo lubił toksynkę.
Historia, którą jej opowiedział dla niego była dość prosta i z niej również wyciągał wyżej wymienione wnioski. Uzależniali je od siebie, emocjonalnie i fizycznie, a później one robiły dla nich wszystko... cóż, to żadna zuchwałość, jedynie prosta metoda dedukcji przynosząca takie a nie inne spostrzeżenia. Dlatego Angelo nie chciał, żeby Gabi kiedykolwiek próbowała wykazywać się heroicznym czynem. On od tego był, nie ona. W jego życiu bywało niebezpiecznie i Gabi będzie musiała nauczyć trzymać się od tego na tyle z daleka, na ile będzie się tylko dało. Przecież znał ją nie od dziś i podejrzewał, że mogłaby stać się kolejną nieszczęśliwą posiadaczką tego pierścienia. Nie przez żadną klątwę, czy inne pierdolenie, a przez samą siebie i to, jak wiele jest w stanie poświęcić dla niego. Miło łechtało to jego męskość i ego, ale wolał to on być na tej pozycji obrońcy i tarczy, gdy nadejdzie taka potrzeba. To jego rola.
Widział narastający w niej strach i mógł się go spodziewać. Dlatego chciał rozluźnić trochę atmosferę, coś zażartować, jednak wtedy ona zrobiła to. Zatrzymał się, marszcząc brwi, widząc jak nastolatka sięga do pierścienia, który zamierzała chyba ściągnąć? Tak się na tym skupił, że nie usłyszał żadnych kroków, bo w pewien sposób go to zabolało... jakieś głupie zabobony? Dla niego to było bardzo ważne, żeby nosiła ten cholerny pierścionek i wiedział, że to nie leżało w geście zerwania zaręczyn, a po prostu jej strachu, jednak wciąż w pewien sposób go to ubodło, ukuło.
Ciszę przerwał jakiś obcy głos. Angelo stracił swoje skupienie i dał się zaskoczyć... jakiemuś ćpunowi? Odwrócił się w jego stronę i już miał kazać mu wypierdalać, ale zobaczył broń. Bardzo nie spodobało mu się, że im groził, że groził Gabi... Oczy Włocha pociemniały, jego twarz skamieniała. Zrobił szybką analizę - młody mężczyzna, trzęsące się ręce i te oczy. Naćpany. Bez umiejętności strzeleckich, w każdym momencie mógł pociągnąć za spust i jeden Bóg wie, gdzie ta zabłąkana kula trafi. Nie mógł robić żadnych gwałtownych ruchów, wiedział, że inaczej skończy się to strzelaniną i możliwością zarobienia kulki. Już chuj z nim, ale Gabi... musiał jej bronić, za wszelką cenę. Stała za jego plecami i dobrze, mógł osłonić ją w każdej sekundzie, gdyby jego uszu dobiegł charakterystyczny dla wystrzału dźwięk. Angelo spojrzał przeciwnikowi w oczy ze spokojem. Był za daleko, by go rozbroić i za blisko, by ryzykować strzał. Gdyby sięgnął po gnata, ten na pewno pociągnąłby za spust... jedyne co mógł zrobić to posłuchać ćpuna i oddać mu kosztowności. Wciąż jednak istniało ryzyko postrzału, które bardzo nie podobało się Panu Denaro. Kątem oka dosięgał rozdygotanego niebezpiecznie palca. Żałował, że nie miał przy sobie narkotyków... Akurat teraz by się przydały. Rzuciłby je jak bezdomnemu psu mięso, na pewno by go zadowoliły. Może by tak zrobił, może bez problemu oddałby mu zegarek czy portfel, ale...
Padły z jego ust groźby względem Gabrielle, a dla niego stało się to już sprawą honorową. Tak więc plan był prosty. Pozwolić się okraść, a później go zajebać. Ale czy zdąży? Czy ćpun nie pociągnie za spust, tak czy inaczej? Był nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Ta analiza przeleciała przez jego mózg w mgnieniu sekund, gdy tylko mafiozo odwracał się z uniesionymi rękoma do góry pozornie bardzo potulnie. Myśl Angelo... myśl... Miał złe przeczucia. Bardzo złe. Może zaryzykuje? Już otwierał usta, by coś powiedzieć i wtedy poczuł, co robi Gabi. Nie dał tego po sobie poznać, nie zareagował w żaden sposób. Nie miął wyjścia, musiał jej na to pozwolić. Wiedział jak ma działać, żeby była bezpieczna. Odda strzał, a wtedy on ją zasłoni, na wypadek, gdyby ten drugi pistolet również wystrzelił... musiał działać szybko. Nastawił uszy. Dasz radę mała, tylko błagam traf. Gdziekolwiek, traf... bardzo ładnie. Pomyślał, słysząc jak odbezpiecza gnata. Nawet nie mrugnął, wpatrując się uważnie w twarz napastnika, a gdy tylko usłyszał, że dziewczyna pociąga za spust, niemal od razu zastąpił jej drogę. Chwycił ją w ramiona, ale nic się nie stało, nie padł drugi strzał... Oczywiście, że przepraszała, cała Gabi.
- Good girl. - Pochwalił ją, na ułamek sekundy krzyżując z nią spojrzenia. Zaskoczyła go tym... czy ona właśnie ich uratowała? Angelo nie był pewien, czy ćpun zaraz do nich nie strzeli, a gdyby Gabi tego nie zrobiła... mogło zrobić się gorąco. Angelo obrócił się przez ramię dostrzegł wykrwawiającego się mężczyznę. Jego wzrok padł na pistolet, tak jak i Angelo. - Schowaj się. - Rzucił do Gabi i wyrwał jej z ręki pistolet. Obok stał kontener, więc miał nadzieję, że za nim się właśnie schowa. Tak w razie czego. Denaro rzucił się biegiem w stronę pistoletu, po który ćpun już sięgał. Zamiast tego na swojej dłoni poczuł but Angelo.
- Zły adres kolego. -Nim zdążył coś odpowiedzieć, czy choćby skomleć Angelo strzelił mu prosto w łeb. Westchnął, schodząc z dłoni trupa i pokręcił głową. Mógł go nie dobijać, ale nie chciał, żeby Gabi miała go na sumieniu, a tak... to przecież on zadał mu śmiertelny cios.
Schował broń.
Myślenie zabójcy powoli się wyłączało, zaczynał dopuszczać znów do siebie emocje i nagle dotarło do niego, co Gabi zrobiła... Przecież to Gabi. Odwrócił się przez ramię i spojrzał na nią, wyglądała na przerażoną, musiał się nią zająć. Rozejrzał się szybko, czy nie ma żadnych świadków, ale nie było. Podszedł do ukochanej i wziął ją w ramiona, mocno do siebie przytulając.
- Już dobrze kochanie. Byłaś bardzo dzielna, jestem z ciebie dumny... wow Gabi... Zaskoczyłaś mnie. - Przyznał będąc pod ogromnym wrażeniem. Głaskał nastolatkę po plecach i głowie, całując ją po jej czubku. -No już... spokojnie. Zajmę się tym. Nie płacz najdroższa, dobrze zrobiłaś. - Chwycił ją za policzki i starł jej łzy, pochylając bardziej, by pocałować krótko jej usta. Posłał jej delikatny uśmiech i spojrzenie pełne dumy. - I to jest właśnie przyszła Pani Denaro. - Aż pękał. - Muszę zadzwonić do ludzi Franka... Spokojnie mała, raz dwa i to pozbieramy. -Pocałował ją jeszcze w czoło i przytulił do siebie raz jeszcze, gdy wyciągał z kieszeni telefon.
- Widzisz mnie?... Świetnie. Delta bravo. Potrzebuję sprzątania... Tak... Tak... Nie. - Podał krótkie rzeczowe informacje do technika Franka i rozłączył się. Delta Bravo to był kod na Dead Body. Nawet przez swoje szyfrowane komunikatory rozmawiali w bezpieczny sposób. A przynajmniej się starali. Angelo zerknął przez ramię na nieżywego chłopaka i westchnął.
- Nie lubię zabijać klientów. - Rzucił cicho sam do siebie i zagarnął Gabi ramieniem. - Chodź póki ktoś zobaczy. Nie martw się, chłopaki wszystko ogarną, musimy jak najszybciej stąd iść. Już niedaleko, tu za rogiem, prawie kurwa byliśmy... - Westchnął, wyciągając Gabi z ciemnej uliczki. Wyszli na główną drogę, Angelo przytrzymywał ją mocno i pewnie, żeby przypadkiem mu nie zemdlała. Na ulicy było trochę ludzi, choć nie zwracali oni za bardzo uwagi na nietypową parę. Wyglądali trochę jak pokłóceni kochankowie, gdzie on próbuje pocieszyć swoją zapłakaną dziewczynę.
I doprawdy byli blisko. Przeszli kawałek i byli u stóp wysokiego budynku Franka. Angelo dalej nie mógł uwierzyć, że jego młodszy braciszek dorabia się takiego imperium... ale nie o tym teraz. Angelo wpakował się z Gabi do windy i tam przytulił ją do siebie znowu.
- Jak się czujesz? - Zagaił, zastanawiając się, co zastaną w domu i jak reszta rodzinki spędziła sylwestra. On przeszedł do porządku dziennego. Było, minęło, dla niego to tylko kolejne pociągnięcie za spust. Ale wiedział, że Gabi może teraz mocno go potrzebować. Zamierzał ją od tego odciągnąć. Tak bardzo nie mógł się doczekać żeby poprawić jej humor na swój sposób...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie chciała go zranić tym, że zupełnie instynktownie chciała pozbyć się z palca pierścionka, który był bardzo negatywnie nacechowany, wedle jej uznania. Poczuła w nim nagle tyle bólu i cierpienia, że ciężko było jej zrozumieć, dlaczego postanowił się jej oświadczyć właśnie przy użyciu tej konkretnej błyskotki. To nie tak, że nie doceniała jego wartości, wręcz przeciwnie! To było cholernie ważne i miłe, że zdecydował się przekazać jej pierścionek, który był w jego rodzinie od bardzo dawna. Gabi jest strasznie sentymentalna i takie rzeczy robią na niej wrażenie, ale teraz kiedy poznała całą historię, zaczęła się bać. I jakby tego było mało... Właśnie teraz ta pieprzona klątwa miała ich dotknąć!
Świetne wyczucie czasu, nie ma co. Przecież jeśli ten ćpun by w nich strzelił Gabi byłaby pierwszą i jedyną osobą, która osłoniłaby Angelo własnym ciałem i nie zdążyłaby zostać jego żoną. Pierścionek znów spłynąłby krwią, znów pociągnąłby za sobą czyjeś życie i to zapewne nie tylko to Gabrielle, bo Angelo zapewne by zwariował, choć pewnie by się nie zabił, bo ma dla kogo żyć. Ma Valentine, którą musi wychować na silną, pewną siebie kobietę, która poradzi sobie w przyszłości z ciążącymi na nią obowiązkami. Biedna nie będzie miała łatwego życia przy tak wymagającym, ale jednocześnie kochającym ojcu, bo Gabi widziała to od momentu, kiedy dowiedziała się, że on ma córkę. Świata chłop poza nią nie widział, wpatrywał się w nią jak w obrazek, był dumny, że ją ma, a ona... Ona wtedy była zdewastowana, ale jego szczęście przyniosło jej wtedy, choć odrobinę ukojenia.
Strach paraliżuje, obezwładnia, sprawia, że człowiek staje się bezradny, chce się schować, uciec, zniknąć — przynajmniej u większości ludzi tak to wygląda, ale niektórzy tak jak Angelo, pod wpływem silnych emocji działają zdecydowanie bardziej efektywnie. Gabi nigdy nie należała do zbyt odważnych, wszystko przychodziło jej z trudem, a już zwłaszcza wystąpienia publiczne, bo nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, choć przez wzgląd na swoją osobowość i urodę. Teraz też ten strach odebrał jej władzę, w pierwszej chwili stanęła, kompletnie nie wiedząc, co robić, czy uciekać, stać, krzyczeć... Wszystko wydawało się złe, zwłaszcza biorąc pod uwagę, z jakim człowiekiem mieli do czynienia. To były ułamki sekund kiedy decyzja została podjęta, ręce same zaczęły działać, jakby wiedzione niewidzialnymi sznureczkami. Jakby Gabi była marionetką w rękach kogoś zupełnie innego. Gdyby nie jej wręcz heroiczny czyn, choć wedle niej obrzydliwy i straszliwie negatywny to wielce prawdopodobne, że mogło to się skończyć dla nich tragicznie.
Huknęło, poczuła odrzut broni, krzyk ćpuna, nagle cały widok został jej zasłonięty, Angelo ochraniał ją własnym ciałem, a ona się trzęsła będąc w kompletnym szoku. Nie docierało do niej nic, ani jego pochwała, ani to, że kazał jej się schować, nie była w stanie się ruszyć z miejsca. Nawet nie zanotowała faktu, że w jej szczupłej ręce nie znajduje się już pistolet. Wszystko widziała jak w zwolnionym tempie. Angelo przeszedł kilka kroków w stronę napastnik i jak gdyby nigdy nic, z kamienną twarzą strzelił mu w łeb. Patrzyła na to pustym wzrokiem, znów na jej oczach zostało odebrane komuś życie, i nie... Nie chodziło o to, że zrobił to Angelo, tylko ogólnie o całą sytuację, więc zasłoniła dłonią usta, bo zrobiło jej się niedobrze. A może to krewetki jej tak bardzo zaszkodziły? Już nie raz miała problemy z brzuchem po zjedzeniu krewetek, a przecież je lubi... I łudziła się, że tym razem będzie inaczej.
Nie była w stanie drgnąć, patrzyła na martwe ciało ćpuna, łzy same ciekły, było jej go strasznie szkoda. Myśli pędziły, miała milion pytań: co się stało, że aż tak się stoczył? Czy ktoś będzie za nim tęsknić? Kim był? Jaka była jego historia? Dlaczego zaczął brać? Czemu skończył na ulicy w tak opłakanym stanie?
Prawda jest taka, że gdyby Angelo go nie dobił to jego życie miałaby na sumieniu Gabrielle, bo postrzeliła go w tętnicę udową i w ciągu minuty do dwóch facet by się wykrwawił na amen, więc w zasadzie narzeczony zrobił Gabrielle przysługę i to gigantyczną.
Nawet nie widziała kiedy do niej podszedł, dopiero poczuła jego silne ramiona wokół ciała, dotarł do jej nosa jego kojący zapach, ciepło jego bliskości, dźwięk jego łomoczącego serca. Była spęta, nie mogła się wyluzować. Nie rozumiała, dlaczego był z niej taki dumny, przecież zginął człowiek, nie była w stanie mu odpowiedzieć. Dawno nie była tak roztrzęsiona, te dwie minuty wydawały się ciągnąć całą wieczność, jakby przestała kontaktować z rzeczywistością tylko dała się zaprowadzić do domu, cały czas mocno wtulona w ukochanego, w którego ramionach czuła się bezpieczna. Prawda była taka, że nie zapamiętała nawet jak z tego parku znalazła się w windzie, wszystko, co stało się po tym postrzale jakoś uleciało z jej głowy. To był szok, zwyczajny szok, z którego dopiero zaczęła wychodzić, choć w windzie gapiła się pusto w przestrzeń.
- On nie żyje... Zabiliśmy człowieka Angelo. My... my go zabiliśmy, odebraliśmy komuś życie... Jak mam się czuć?- zapytała całkowicie wytrącona z równowagi. Znów się rozpłakała i ciężko było jej złapać oddech, akurat kiedy wjechali na ostatnie piętro, bo ta winda zapierdalała. Drzwi windy się otworzyły a ich oczom ukazał się widok dość niecodzienny, bo cały salon był w serpentynach, konfetti, balonach i brokacie, a najśmieszniejszym elementem wystroju były porozwalane po podłodze ubrania dwojga dorosłych ludzi, którzy zapewne znajdowali się właśnie w sypialni Franka.
Gabi odkleiła plecy od ściany windy i weszła kilka kroków w głąb domu i odwróciła się do Angelo, żeby spojrzeć mu w oczy, nadal mógł w nich widzieć strach i smutek i odchodzący w dal strach.
- Widziałam gdzie trafiłam... Musisz mnie nauczyć strzelać tak, żebym nikogo nie zabijała, ale żeby bolało jeśli przyjdzie mi znów kiedyś to zrobić, a zapewne tak będzie. Nie mogę liczyć na to, że zawsze będziesz obok, albo, że ktoś znów nas nie zaskoczy. Żarty się skończyły, nie mogę być taka słaba, nie mogę i nie chcę.- patrzyła na niego wręcz błagalnie. Kolejny krok do większej dojrzałości. Brawo dla Gabrysi.
- I załatw mi jakiegoś czarodzieja, żeby zdjął klątwę z tego pierścionka, bo jak nie to ja go nie chcę i będziemy musieli kupić nowy, bez przeszłości.- powiedziała to tak stanowczo jak tylko się dało.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To nie wina pierścionka, że zostali zaatakowani. To nie wina jakieś "klątwy", czy innych czary-mary. Angelo wiedział, że jego Rodzina była skazana na pewne niebezpieczeństwo przez to czym się zajmowali. To było bardzo ryzykowne, Cosa Nostra nie była jakąś tam firmą, zarabiającą jedynie na dużych interesach, to była Mafia. Od wielu lat budząca strach organizacja przestępcza, gdzie każdy dzień mógł być ostatnim dla każdego z jego członków. Angelo doskonale wiedział na co narażał tą niewinną nastolatkę, pakując się z nią w związek, a teraz w narzeczeństwo, może nawet małżeństwo, jeśli do tego dożyje. Tak jak jego przodkowie, ojciec, dziadek, pradziadek. Każdy z nich wiedział, że ich ukochana może zginąć, z ręki wroga, czy nawet przypadkowego ćpuna, jak na załączonym obrazku widać - i już nie tylko dlatego, że robili co robili. Świat był pełen niebezpieczeństw, oni zaś mieli tą przewagę nad innymi, że potrafili się bronić, a nawet sami byli drapieżcami. Z jednej strony, jak dziś, to ratowało im życie w losowych sytuacjach, zaś w innych narażało na ich utratę. Dlatego pierścionek miał na sobie tyle krwi, dlatego czuła jego ciężar. Nie dlatego, że ktoś go zaklął, a jego właścicielkami były kobiety, kochające Mafiozów. Angelo wiele razy zastanawiał się czy kochając Gabrielle Glass, powinien pozwalać jej przy sobie trwać. Dlatego już raz odszedł, dla niej, nie chcąc narażać jej na niebezpieczeństwo, które stwarzał dla niej nie tylko już świat, ale i on sam. Egoistycznie z tęsknoty wrócił do niej, łudząc się, że obroni ją przed wszystkim, ale dzisiejsza sytuacja pokazała, że w cale nie. Gdyby Gabi była tu z kimś innym, prawdopodobnie nie przeżyliby, jeśli ten ktoś nie miałby broni, a nie oszukujmy się, normalni ludzie z nią nie chodzą. Więc z jednej strony nie będąc z nią, a chroniąc ją przed sobą i Mafijnym światem, nie mógłby obronić jej przed tym normalnym, równie popierdolonym i pełnym zasadzek, jak ta dzisiaj. Więc... już chyba lepiej, aby trwał przy jej boku i mógł ją chronić? Przynajmniej miał nad tym jako tako kontrole, bo doglądanie jej bezpieczeństwa z daleka było cholernie trudne.
Gdyby coś jej się stało... nie chciał nawet o tym myśleć. Życie bez niej było puste i smutne. Teraz, gdy już poznał smak miłości i przywiązania, nie chciał tego stracić. Dlatego wolał już sam umrzeć, niż pozwolić, by cokolwiek stało się tej dziewczynie, a gdyby ona ginęła, nie daj Boże jeszcze chroniąc jego, był tego pewien, że straciłby rozum. Czy sprawdziłby się wtedy jako ojciec? Już raz myślał, że Gabi się zabiła, chciał strzelić, pamiętał jak dziś co myślał i czuł, trzymając pistolet skierowany w swoją stronę. Nie tylko miłość go do tego pchnęła, ale i ogromne poczucie winy i chęć wymierzenia sobie sprawiedliwości. Jakby się czuł, gdyby oddała za niego życie? Winny, tak jak i wtedy. Wolał o tym nawet nie myśleć. Byli cali, znowu się do siebie przytulając, obydwoje z wciąż bijącymi sercami. To było w tym momencie najważniejsze.
- Ja go zabiłem kochanie, ty nas broniłaś. Dzięki tobie tu jesteśmy, spójrz na to w ten sposób. - Próbował ją jakoś uspokoić, ale przecież nie mówił niczego niezgodnego z prawdą. Głaskał ją i całował, chciał żeby przestała płakać, ale rozumiał jej rozpacz. Pamiętał jak to jest , zabić kogoś pierwszy raz, choć właściwie przecież tego nie zrobiła... Tylko on. Dla niego to już nie miało znaczenia, trup w tą, czy w tamtą, już dawno przestał ich liczyć.
Wszedł za nią do salonu i rozejrzał się, widocznie rozbawiony. Szczególnie widokiem ubrań na podłodze... cóż, jego brat i siostra mieli chyba równie udany wieczór ... Oj Franek Franek... To było do przewidzenia. O Misie się nie martwił, to była silna babka. Podejrzewał, że potraktuje to jako świetną przygodę, a Franek ucieszony, że ją zaliczy zacznie żyć dalej, jak to Franek. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie... Zaśmiał się do swojej myśli i wytrącony słowami Gabi zamrugał, patrząc na nią, analizując co powiedziała.
- Miałem ci to zaproponować jak wrócimy do Australii. Jest kilka kwestii, które musimy poruszyć. Póki co... nie myśl jeszcze o tym co trzeba. Cieszę się, że chcesz się uczyć i w końcu dostrzegasz w jaki świat wchodzisz, ale... nie rozmawiajmy o tym dzisiaj. - Z każdym kolejnym słowem zbliżał się do Gabi, a gdy powiedziała o czarodzieju, zaśmiał się i chwycił ją mocno pod pupę, schylając nieco.
- Najpierw spróbujemy mojej czarodziejskiej różdżki... - Rzucił rozbawiony, przerzucając ją sobie przez ramię jak Shrek Fionę normalnie i ruszył w stronę sypialni, z wiszącą w dół głową na jego plecach Gabi. Nie wziął jej słów na poważnie. Nie wyobrażał sobie, żeby nie chciała nosić jego Rodzinnego pierścionka tylko dlatego, że wierzyła w jakieś klątwy i inne cuda. Dla niego sprawa była jasna i klarowna, jak już z resztą było wcześniej opisane.
Angelo postawił Gabi w sypialni na nogi. Palił się lekko kominek, a miasto dalej powite było mrokiem. Mafiozo uśmiechał się delikatnie, chwytając policzki nastolatki w swoje szorstkie dłonie i ścierał z nich mokre pozostałości, przyglądając błękitnym tęczówkom ukochanej.
- Jesteś moim najdroższym skarbem, wiesz? Dzisiejsza noc będzie dla mnie wyjątkowa do końca życia, niech taką pozostanie... - Chciał to co złe odrzucić w niepamięć, tak jak robił to często. Żeby ten mały incydent nie zepsuł im tego co mieli, to było dla niego cholernie ważne. - Tylko z tobą umiem się kochać z miłością... Chciałbym żebyś znowu pokazała mi jak to jest. - Mówił do niej spokojnym głosem, jakby odpoczywał, relaksował się, jakby wszystkie zmartwienia zniknęły. On już nie myślał o tej cholernej ciemnej uliczce i pragnął, by i ona o tym zapomniała. Przysunął się do niej i złączył ich usta w spokojnym, ale namiętnym pocałunku. Nigdzie się nie spieszył, przecież mieli przed sobą całe życie.
Mruknął, wodząc dłońmi po jej talii i plecach, najpierw po szorstkim materiale sukni, a później miękkiej i niesamowicie gładkiej skórze dziewczyny. Chłonął ją ustami i dłońmi, jakby znów się jej uczył na nowo, a przecież znał każdy skrawek jej młodego ciała. W głowie była mu tylko ona i to, jak piękna i wspaniała była. Należała do niego, całkowicie i niezaprzeczalnie. Myślał o tym, jak bardzo niespodziewane w jego życiu było jej pojawienie się i odmienienie go w tak wyjątkowy sposób.
- Moja najpiękniejsza narzeczona. - Szepnął po Włosku wprost w jej usta, schodząc pocałunkami na jej szyję, ramię, przechodząc za jej plecy, przez które przesunął delikatnie dłońmi, a później przez jej ramiona i ręce, splątując ze sobą ich dłonie.
- Ja nauczę cię jak być twardą, a ty mnie być dla ciebie delikatnym. - Szepnął pochylając nad jej uchem, ściskając jej palce trochę mocniej. Byli dla siebie, uczyli wzajemnie rzeczy, których potrzebowali. Dostrzegł to, jak wspaniale się dopasowywali. W końcu to dostrzegł, byli dla siebie odpowiedni. Mieli się wzajemnie czegoś uczyć i uzupełniać, jak dobrze spasowane koła zębate, napędzające ich wspólną machinę. Angelo składał kolejne pocałunki na miękkiej skórze nastolatki, po jej ramieniu, szyi, karku, a dłonie zawędrowały do zapięcia jej sukni, które powoli rozbrajał, niespiesznie. Był nadzwyczaj delikatny.
18+
Spoiler
- Tak bardzo cię kocham... - Szeptał w swoim ojczystym języku pomiędzy pocałunkami. - Zrobię dla ciebie wszystko... jesteś tego warta, zasługujesz na cały świat. - Szeptał dalej, a materiał jej sukienki zsuwał się powoli po zgrabnym ciele. Wraz z jego dłońmi, którymi chłonął to dzieło sztuki. Przed oczami znów widział jak trzyma pistolet, jak strzela do tego ćpuna i przeszedł go przyjemny dreszcz. Jego perspektywa na ta sytuację była inna. Zaimponowała mu, był z niej cholernie dumny i podniecony tym, co zrobiła. Dla niego wykazała się siłą i odwagą, pokazała że nie jest słaba. Kolejny z wielu powodów, przez których tracił dla niej głowę.
Suknia opadła, a Angelo odwrócił Gabi do siebie przodem. Podniósł ją lekko i zrobił krok w tył, by wyciągnąć ją z z warstw materiału. Przesunął dłońmi po jej polikach, ramionach, całując ją znów wszędzie tam, gdzie dosięgał ustami. Za uchem, po szyi, po żuchwie i znów wpił się w miękkie usta ukochanej, przyciągając ją do siebie, ale nie tak ja zawsze, gwałtownym pewnym ruchem, a delikatnie, powoli, wlepiając ją w swoje ciało, gdy dłonie wędrowały znów wzdłuż jej pleców, na miękki tyłeczek, który delikatnie ujął. Czuł jej sutki, nawet przez materiał garnituru, pod którym rosła powoli wypukłość przez jego twardniejącą męskość. Angelo czuł ciepło rozchodzące się po całym ciele, było mu cholernie przyjemnie i miło. Czuł bijącą miłość od tej drobnej istoty i bardzo chciał dać jej to z powrotem. Nigdy wcześniej nie uprawiał takiego seksu jak z nią. Rzadko kiedy był delikatny, podarowywał kobietom tyle pocałunków i delikatności. Żadna na to jeszcze nie zasłużyła, tylko ona. Obydwoje lubili ostry seks, nauczył ją tego, a ona w zamian jego wanilii i czułości, którą dzisiaj jej dawał i miał nadzieję, dadzą ją sobie i w seksie. Rzadko tego chciał, ale to był jeden z tych nielicznych dni, gdzie mogła zrobić z nim wszystko, a on jej się odda. Nie przymusi jej, nie użyje siły, nie potraktuje jak laleczki. Pozwoli jej górować, pozwoli jej na wszystko czego lubi, czego zapragnie. Dzisiaj był jej wdzięczny za to, że zgodziła się zostać jego żoną, był jej wdzięczny za to, że po prostu była. Jak ja się cieszę, że ciebie mam.
Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dwoje skrajnie różnych ludzi — on twardo stąpający po ziemi, z jasnym celem w życiu, który próbuje osiągnąć idąc do mety dosłownie po trupach. Ona... Lekkoduch, marzycielka, która podchodzi do wszystkiego z niezwykłym optymizmem i radością. Ta, która kompletnie nie wybiega myślami daleko w przyszłość i stara się brać życie takim, jakim jest.
Ta blondyneczka, której oczy teraz lśnią od łez i przerażenia w zasadzie ma tylko jeden cel w życiu, jeden jedyny na ten moment i póki co całkiem jej się to udaje: każdego dnia sprawiać, żeby Angelo Denaro się uśmiechał, żeby był szczęśliwy i żeby każda sekunda jego istnienia była już do końca świata wypełniona tylko i wyłącznie miłością.
Oboje dają sobie dokładnie to, czego potrzebują i z tym nie można się kłócić. Nie ważne, że czasami sami rzucają sobie kłody pod nogi, denerwują się wzajemnie i cały czas w jakiś magiczny sposób próbują się dotrzeć, żeby wszystko chodziło tak jak powinno. Przecież gdyby nie ich tak skrajnie różne charaktery to zanudziliby się przy sobie na śmierć. Oboje potrzebują w życiu emocji, on jej pewnej dozy nieprzewidywalności (chociaż może ta nieprzewidywalność stała się przewidywalna?), a ona niebezpieczeństwa, adrenaliny, wiecznego zaskakiwania, ale i w jakiś dziwny sposób poczucia stabilizacji, której w życiu nie miała zbyt wiele, będąc kartą przetargową w relacji rodziców. Tydzień u jednego, tydzień u drugiego, dzielone święta, urodziny i cała masa różnych popieprzonych rzeczy.
To dziwne, ale jeszcze do niedawna Gabi wykazywała się postawą: nie zrobię tego co chcesz, bo robisz mi tym na złość i ja nie lubię wykonywać czyichś rozkazów.
Jej myślenie było trochę inne, w dziwny sposób uważała, że ludzie takim zachowaniem chcą jej zrobić na złość, pokazać jej, że nie może żyć tak jak chce, że rzeczy, które sobie wymyśla są kompletnie głupie i nie warto poświęcać na nie czasu. Coś na zasadzie: zabronisz mi? Potrzymaj mi piwo i patrz jak płonie świat. Zabranianie jej czegokolwiek za każdym razem wywierało odwrotny skutek, ale przez cały ten czas w Nowym Jorku, spędzony z nimi wszystkimi coś w jej główce się przestawiło, zrozumiała pewne rzeczy, ale jeszcze nie miała okazji zaprezentować swojego toku myślenia szerszej publiczności, nie było ku temu okazji, ale jeszcze się ona nadarzy!
Miłość... Piękne uczucie! Może być zarówno siłą budującą jak i niszczycielską, zupełnie jak woda! Bez jednego i bez drugiego ciężko jest żyć, choć jeśli czegoś wcześniej się nie zaznało to jak może nam tego brakować? Prawdopodobnie brakuje nam wyobrażenia o tym uczuciu, a nie samej miłości, ale kiedy już raz ją dostaniesz... Pragniesz więcej i więcej i więcej, zupełnie jak usychająca roślina.
Cały czas przed oczami miała krwawiącą ranę bezdomnego ćpuna, ilość krwi, jaka sączyła się z dziury po kuli i tylko to widziała. W uszach cały czas jej dudniło od huku pistoletu, ręka drżała, ale pomogło to, że znalazła się w znanym sobie, bezpiecznym otoczeniu i miała obok siebie ukochanego mężczyznę. Narzeczonego, przyszłego męża! Jak to abstrakcyjnie brzmiało!
Ona od najmłodszych lat marzyła o ślubie, o białej sukience, o morzu kwiatów! W domu nawet ma schowany gdzieś album, który robiła z takimi wymarzonymi dekoracjami i propozycjami sukienkę, wszystko ozdobione cyrkoniami i brokatem i masą innych świecidełek.
Porozwalane ubrania trochę ją wybiły z rytmu użalania się nad sytuacją i przeraziły jednocześnie. Jak kobieta w tak zaawansowanej ciąży może uprawiać seks z takim... Gigantem. Gabi to się w głowie nie mieściło, przecież dziecko będzie tłuczone po głowie... No i jak te dzieci mają być normalne? Nie da się.
Patrzyła na Angelo trochę obrażona, trochę przerażona, z tą swoją zabawną minką, mimo wszystko nie mogła się pozbyć obrazów z głowy. Ale to, co powiedział o różdżce... Jak się do niej zbliżał niczym drapieżnik... Nie wytrzymała, parsknęła śmiechem, a jak wiadomo śmiech jest lekarstwem na wiele dolegliwości.
- Chyba kostura!- pisnęła kiedy jej stopy oderwały się od ziemi i mężczyzna przerzucił ją sobie przez ramię, jakby była workiem ziemniaków. Zaśmiała się, dyndając głową w dół, przez co krew napłynęła jej do mózgu. Podróż na wielkim ogrze nie trwała długo i jej stópki w pięknych szpilkach stanęły na posadzce w ich pięknej sypialni. Ogień w kominku robił klimat, nie zapalili żadnego światła, wystarczyło to nikłe, które dawało im miasto, mrugając do nich z setek, tysięcy innych mieszkań i biur.
Nim zdążyła się pozbierać Angelo już trzymał w obu dłoniach jej zarumienione policzki, niejako tym samum zmuszając ją do tego by spojrzała mu w oczy.
Momentalnie ją to rozmiękczyło, skupiła się na tym tu i teraz, wypierając z myśli zdarzenie sprzed kilku minut — w tym jest mistrzynią.
Jej spojrzenie stało się tak ciepłe i tak maślane, jak tylko mogło! Gdyby byli w kreskówce to Angelo byłby bombardowany teraz milionem serduszek w twarz. Tylko on tak na nią działał, żaden inny, przy żadnym innym już nie mogłaby się tak czuć — jak jedyna istota na świecie, którą widzi. Nie taka, na którą tylko patrzy, tylko faktycznie widzi. Przymknęła powieki i wtuliła twarz w jego dłoń, rozkoszując się jej ciepłem.
- Muszę częściej strzelać do ludzi, żebyś mi częściej tak mówił...- zaśmiała się cicho. Gabi i jej wyczucie z żartami, ale przecież ona wiedziała i czuła, że jest całym jego światem, tak jak on jest jej. Bez niego nie była w stanie normalnie oddychać.
Otworzyła powieki akurat w momencie, w którym powiedział, że tylko z nią potrafi się kochać z miłością i że ma mu to pokazać. Zaparło jej dech w piersi, to znaczyło dla niej więcej niż cokolwiek innego, jej oczy zrobiły się duże, źrenice praktycznie zakryły cały błękit jej oczu.
- Angelo...- zdołała wyszeptać nim ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, który poraził jej wszystkie nerwy, w taki sposób, że poczuła na skórze przyjemne dreszcze. Te usta chciała całować już zawsze... Mogłaby umrzeć szczęśliwa z tym pocałunkiem i czułaby się spełniona. Wspięła się na palce, żeby móc się bardziej zaangażować w pocałunek — wiele pięknych całusów było już za nimi, ale ten... Znaczył chyba najwięcej — kolejny, który będzie jeszcze bardziej wartościowy to będzie dopiero ten na ślubie.
Jej drobne dłonie wsunęły się na umięśnione plecy mężczyzny, tuż pod marynarkę, sunęła nimi spokojnie w górę i w dół, aż tu nagle.... Świat wirował od tych wszystkich jego pocałunków, wiedział dokładnie gdzie i jak przesuwać ustami czy językiem, żeby jej zmysły szalały, a już apogeum przyjemności odczuła, kiedy stanął za nią i złapał za ręce, które mocno ścisnęła. I te słowa po włosku, które w połowie rozumiała, a w połowie nie, bo mało co do niej docierało...
- Na szczęście jedno z nas już jest całkiem twarde...- rzuciła lekko rozmarzonym głosem. Gabi be like... Mistrzyni wyczucia chwili i żartu! Po swoich słowach wypięła lekko tyłeczek, dociskając go do krocza mężczyzny, żeby wyraźnie dać znać, o co jej chodziło, uśmiechnęła się, odwróciła głowę do tyłu i lekko w górę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
Spoiler
Każdy dotyk drażnił zmysły, jego dłonie, sukienka zsuwająca się z ciała... Pozostała w czerwonej bieliźnie, a w zasadzie w koronkowych stringach i w tych obrzydliwie drogich szpilkach. Nie mogła powstrzymać się od cichych westchnięć i nieśmiałych jęków przez to co z nią robił. Prawdziwy czarodziej! Zaklęcie zapomnienia ma na najwyższym poziomie.
Dziwne, ale... Czuła się tak jakby uprawiali seks po raz pierwszy, jakby nigdy w życiu tego z nikim nie robiła, jakby znów traciła cnotę. Serce łomotało w jej piersi, sutki stały jak małe antenki, całe ciało pokrywała gęsia skórka, była zalewana emocjami i bodźcami.
Tak jakby lekko się skrępowała swoją nagością, choć nie powinna, bo przecież oboje wiedzieli się już setki razy.
Nie mogła się powstrzymać, wsunęła ręce na jego ramiona pod marynarkę i sprawnym, choć powolnym ruchem ją z niego zdjęła, patrząc jak ta upada na podłogę. Uśmiechnęła się delikatnie, och jak ją palce swędziały, żeby... Okej, nie ważne.
Powolutku z ramion ręce sunęły na tors, gdzie zaczęła odpinać guziki jego koszuli. Jeden guzik... Drugi.... A z trzecim już się nie bawiła. Złapała za brzegi koszuli i dosłownie szarpnęła tak mocno, że guziki się pourywały i rozpadły się po podłodze. Dla kontrastu za swoim brutalnym ruchem zaczęła składać drobne pocałunki na torsie mężczyzny, znacząc go wilgotnymi śladami, wkładając w to całą swoją miłość i pasje. Jej dłonie błądziły po jego plecach, wsunęły się za pasek spodni na pośladki, kiedy jej ponętne wargi objęły prawego sutka Angelo, na którym się lekko zassała, nie na długo, bo miała zupełnie inne plany. Pocałunkami schodziła powoli niżej i niżej, aż dotarła do brzucha i linii spodni, prawie klęczała przed swoim narzeczonym, patrząc na niego z dołu z uwielbieniem. Znów kontrastujący ruch, sprawne pozbycie się paska, aż świsnął w powietrzu, a dotyk jej dłoni, która wsunęła się w spodnie był niezwykle czuły i delikatny. W końcu uklęknęła i sprawnie zsunęła mu spodnie do kostek.
- To mój ulubiony widok...- zerknęła w górę na jego twarz, z jakimś takim spokojem, bezgranicznym zaufaniem i miłością. Nie zajęła się nim jednak tak jak lubiła najbardziej. Powoli wstała i naparła na ciało mężczyzny, dając mu znać, że ma iść do tyłu i usiąść na brzegu łóżka, a gdy to zrobił, wsunęła kolano między jego uda, dłonie oparła na nagich ramionach. Patrzyła mu w oczy bardzo intensywnie i po tym krótkim spojrzeniu pocałowała go dziko i namiętnie z takim ogniem i pasją, że cały ten żar wyszedł z samych piekielnych czeluści. Dość brutalnie ugryzła go w dolną wargę i odsuwając się pociągnęła za nią zaczepnie. Ujęła jego dłoń i nakierowała ją na swoją kobiecość dokładnie pokazując mu jakiego nacisku i tempa oczekuje, pomagając mu w tej zabawie swoją własną ręką. Nie odrywała spojrzenia od jego oczu, z ust blondynki wydobywały się ciche jęki, stringi zrobiły się bardzo szybko całkowicie mokre, podobnie jak palce ukochanego.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
+18
Spoiler
Wiódł za nią ciemnym spojrzeniem, jak schodzi niżej i niżej, rozkoszując mokrymi pocałunkami na torsie. Było przyjemnie, a oni nie musieli się nigdzie spieszyć. W uszach wciąż miał dźwięk pękających guzików od koszuli, to jak rozbierała go nie tylko spojrzeniem, ale i dłońmi, widział to przed oczami, jakby rejestrował z opóźnieniem. Jakby czas zwolnił, a to był jakiś dziwny sen. Jego narzeczona... doszedł do tego punktu w życiu, udało się. I to nie była po prostu kobieta o dobrych genach, silna, mądra kandydatka na rodzenie mu dzieci i godne reprezentowanie go jak przejdzie już Nostrę. Nie. To była drobna, słodka i dobra nastolatka, dla której kompletnie zwariował. Klęknął przed nią, podarował Rodzinny pierścień, a ona go przyjęła. Z chęcią i miłością do niego, czy kiedykolwiek myślał, że tak będzie? Patrzył jak go całuje, jak z uwielbieniem przed nim klęka, a spomiędzy jego wag wyrwało się ciche westchnięcie. Jej ruchy, jej spojrzenie, wszystko działało na niego jakby dolewała oliwy do ogromnego już i tak ognia. Jego kutas twardniał z każdą kolejną chwilą coraz bardziej, ale jego ciało nie napinało się jak zwykle. Był bardzo wyluzowany, chłonąc jak najwięcej z każdej chwili.
Był pewien, że to zrobi, że zajmie się nim jak zawsze, ale nie, ona chciała od niego czegoś innego. Posłusznie wykonał jej niemą prośbę i cofnął się krok, dwa, trzy, napotykając w końcu łóżko, na którego brzegu przysiadł leniwie, opierając się dłońmi za sobą i sunął ciemnym spojrzeniem po sylwetce nastolatki. Wciąż miała na sobie szpilki... Jej długie, smukłe nogi zaprowadziły jego oczy do koronkowych czerwonych majtek, płaskiego brzucha, idealnie krągłych piersi. Uśmiechnął się, zrelaksowany i szczęśliwy jak chyba nigdy i takim spojrzeniem utkwił swoje ciemne tęczówki w ciepłym błękicie jej oczu. Naparła na niego, znów ten kontrast. Uśmiechnął się pod pocałunkiem, kiedy ciągnęła zębami jego wargę, cholernie lubił, gdy to robiła. Dłoń mafiozy powędrowała na kroczę nastoletniej piękności, wykonując dokładnie takie ruchy, jakie od niego wymagała. Czuł przez materiał jak mokra się robi, jak zawsze, szybko, gdy tylko ją dotykał. Nieustannie wbijał spojrzenie w jej oczy, robiąc jej dobrze palcami dość niespiesznie, a jego brew drgnęła ku górze. Palce w pewnym momencie prześlizgnęły się bokiem pod materiał i wsunęły w ciepłe wnętrze ukochanej, dość delikatnie i powoli. Opierał się drugą ręką za sobą i ze stoickim spokojem nawiązując z nią nieustannie kontakt wzrokowy, napierał na jej mokrą cipkę tak, jak lubiła najbardziej.
- W tym świetle jesteś jeszcze piękniejsza. - Mruknął nie przerywając swoich czynności. Doskonale wiedział jak ją dotykać, gdzie pieścić i z jakim naciskiem, aby doprowadzić ją na szczyt pierwszy raz tej nocy. Zaczekał aż tak się stanie i wtedy chwycił ją za biodra i przekręcił plecami na łóżko, górując nad nią. Całował jej szyję, piersi, brzuch, ściągając niepotrzebny materiał z jej tyłka. Zsunął go zębami, powoli, ostrożnie, inaczej niż zazwyczaj aż do kostek jej stóp, gdy sunął dłońmi po jej długich nogach. Majtki opadły na ziemię, a on pocałował dziewczynę w prawą stopę i wytyczał szlak pocałunków aż do jej krocza, w które wślizgnął się sprawnie językiem, mrucząc przy tym z rozkoszy, jakby konsumował swoją ulubioną przystawkę. Poniekąd tak właśnie było. Jego dłonie pieściły jej drobne ciało, nogi, biodra, piersi, brzuch, podczas gdy język pieścił jej mokrą kobiecość, chcąc wznieść ją na jak najwyższe szczyty rozkoszy. Uwielbiał to robić i smakować jej, tak intensywnie, ale spokojnie, był nad zwyczaj delikatny.
A kiedy skończył pozbył się do końca swoich ubrań. Jedynie Gabi pozostała w swoich szpilkach - wiedziała, jak go to kręciło. Wsunął się po jej ciele, ocierając o nią, lekko przygniatając, czując jak napierają na jego sylwetkę sterczące sutki i pogłaskał jej polik, przesuwając po ustach kciukiem, kiedy złączył ich spojrzenia.
- Już zawsze należeć będziesz tylko do mnie... a ja do ciebie. - Chrypnął niskim barytonem w swoim ojczystym języku, wsuwając się w jej ciało powoli, gdy kończył swoją wypowiedź. Do samego końca. Wślizgnął się w jej ciasne, lecz rozgrzane i nieziemsko mokre wnętrze wypuszczając przy tym powietrze z płuc i przymykając oczy. Owładnęła go dziwna błogość... Oparł się czołem o czoło kochanki, nieustannie głaszcząc jej policzek i poruszał się w niej zaskakująco delikatnie, jego biodra płynnym ruchem cofały się i przysuwały, jakby tańczył z jej ciałem. Nie było w tym żadnej agresji, niecierpliwości i brutalności jak zazwyczaj, ani grama. Kochał się z nią namiętnie, tak dziwnie spokojnie, ale też pewnie, jakby wiedział, że już zawsze będzie jego. Miał tą pewność, przecież to mu obiecała wsuwając pierścień na palec. Sięgnął po jej dłoń i ułożył ich splątane palce obok głowy nastolatki, sunąć swoim po błyskotce, która stała się ich obietnicą. Usta Angelo odnalazły ponętne wargi nastolatki i pocałowały je z czułością, ale i pragnieniem, namiętnie, w rytm jego płynnie poruszających się bioder. Przez jego ciało przechodził przyjemny dreszcz, zupełnie nowy, bo nigdy namiętny seks nie przynosił mu przyjemności, a teraz? Kąpał się w swojej ekstazie, zanurzał w pełni w tej rozkoszy, cicho dysząc pod pocałunkami narzeczonej, mrucząc, wypowiadając jej imię z uwielbieniem co jakiś czas z silnym, Włoskim akcentem. W jego głowie płynęło tak wiele myśli, widział przed oczami jej piękne, nagie ciało, jej uśmiech i świecące się oczy. Nikt nigdy nie patrzył na niego jak ona... to spojrzenie było wyjątkowe.
Ścisnął palce blondynki mocniej, gdy dochodził. Doszedł... tak boleśnie i obficie, wspaniale. Zaskoczony tak ogromnym doznaniem odsunął się od jej ust, wciskając nos w zagłębienie jej ramienia i zaciskając zęby aż zgrzytało, tłumiąc krzyk, stękając i mrucząc z tej nieopisanej rozkoszy. A kiedy skończył został w jej wnętrzu, opadając na jej drobne ciało i wtulał się w nią mocno, próbując odzyskać oddech. Uśmiechał się, ale nie mogła tego widzieć, bo wciskał się nosem w jej szyję, którą pocałował w końcu raz i drugi i trzeci.
- Nie sądziłem... nigdy nie sądziłem, że to może być tak przyjemne. - Zaśmiał się bardzo bardzo cicho na swoje słowa i odsunął lekko w końcu od dziewczyny, wodząc spojrzeniem po jej zarumienionej twarzy.
- Chcę jeszcze....- Śmiejąc się wesoło, chwycił nastolatkę za biodra i przekręcił z nią tak, że teraz on leżał na dole. Przesunął dłońmi po jej udach, a później wrócił w górę, po jej sylwetce aż do piersi, ale nie ujął ich, tylko przesunął dookoła jakby je podziwiał. Wzrok jednak padał nieustannie na błękitne oczy kochanki, w jego zaś mogła dostrzec wszystko co czuł nie tylko do niej, ale w całej tej sytuacji.
- Jak ty to zrobiłaś, Gabrielle? - To było pytanie, które zadawali jej wszyscy na Sycylii, a teraz i on je zadał, w widocznym szoku, że naprawdę tego dokonała. Miłość, jaką ją darzył jeszcze kilka miesięcy temu nie była aż tak silna jak teraz. W tym momencie ją zrozumiał, dopuścił do siebie, całkowicie, jak trzeba. Czy ten stan się utrzyma, czy to tylko chwilowy przypływ szczęścia? Zobaczymy.
Angelo chwycił biodra dziewczyny i nakierował ją znów na siebie, przymykając oczy z rozkoszy. Puścił ją, by nadała swoje własne tempo i oparł się rękoma za sobą, wspierając na nich nieco. Sunął wzrokiem po całym ciele nastolatki, wszędzie, jakby znów się jej uczył. Przyglądał się jak na nim faluje, jak pięknie poruszają się jej mięśnie i każda kończyna. Jak pięknie wyglądała na nim, była wspaniała. A on cieszył się, że jego żona będzie tak młoda i piękna. W dodatku wierna jak pies, dzielna odważna... Pokręcił głową, jakby nie dowierzał, że to wszystko się działo i okazywał jak zawsze ukochanej dźwiękami wydobywającymi się z jego gardła, jak cudownie mu było.
- Najpiękniejsza... właśnie tak... dobra dziewczynka. - Znów wyrywały mu się pochwały w ojczystym języku.To przez emocje, nie panował nad tym. W pewnym momencie podciągnął się do siadu, oplatując drobne ciało narzeczonej ramionami i przytulił się do jej piersi, słuchając bicia jej serca. To było równie nowe i wspaniałe doznanie. Słuchał jak oddycha, jak jęczy, jak sapie i jak bije jej serce, przymykając przy tym oczy, by odczuwać wszystko jeszcze silniej.
To była jego kobieta, jego wybranka, miłość życia. Czekał na nią tak długo, a teraz, kiedy to zrozumiał, nigdy nie wypuści jej ze swoich ramion. Ten seks... był dziwnie wyjątkowy, ciekawy, kolejne doznanie którego się nauczył. Ten spokój mu nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie. Wodził po niej dłońmi, wtulał w nią ufnie, nikomu tak nie ufał, nawet swoim braciom... To dziwne, oddać się tak komuś w zupełności, ale udało jej się. Zdobyła nie tylko serce, ale i zaufanie Angelo Denaro i dokonała tego jako pierwsza osoba na świecie.
Zasłużyła na to. Całą tą drogą, którą z nim przeszła. Angelo o tym teraz nie myślał, jego głowa była zupełnie gdzie indziej. Ten ogrom doznań go pozytywnie przytłaczał, czuł to całym sobą, dreszcze, ten gorąc rozchodzący z krocza, a jego ciało zaskakująco spokojne, odprężone. Było mu cudownie, chciał, żeby to trwało w nieskończoność.
Zerknął na nią z dołu z podziwem, miłością, wszystkim. Chwycił ją lekko za kark, masując palcami dłoni skórę jej głowy i przyglądał jej wykrzywionej w rozkoszy twarzy z uwielbieniem.
- Tak mała... właśnie tak. Moja królowa. - Dyszał, czując, że znów jest bliski kolejnego szczytu...
Wspaniale...
Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ
cron