właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
010.
Mogli być dorośli od lat, ona nawet więcej niż Fred, ale to nie oznaczało, że gdy ich rodzice wyjeżdżali z miasta tuż przed świętami, nie czuli się w obowiązku zostać małymi gremlinami, którzy porządzą się w rodzinnym domu. Było to być może nieco dziecinne i głupie, ale nikomu nie robiło krzywdy, więc mogli śmiało z tego przywileju skorzystać. Chyba. Im się na pewno tak wydawało, gdy bawili się w najlepsze, co mogło być częściowo spowodowane przez to, że zanim przystąpili do ratowania świąt w tym domu, wypalili porządnego blanta, przez który było im ogólnie dość wesoło. Udekorowali domową choinkę, która była bardzo sztywna i nudna, po swojemu. Odwiesili ją dziwnymi bombkami, na których był ich ulubione pokemony, gremliny i inne dziwne stwory, które być może przyprawą ich matkę o zawał i wykorzystali zestaw bardzo kiczowatych bombek w kształcie dziwnych potraw, który znaleźli na jarmarku. Obsypali ją nawet brokatem, który był teraz wszędzie: na choince, na podłodze i na nich samych. Salma co prawda unikała brokatu ze względu na ekologię, ale raz w roku można było zrobić wyjątek.
Wiesz co… — zaczęła, gdy leżała pod choinką, pijąc drinka. Zignorowała dość fakt, że Fred jej nie odpowiedział. Była przekonana, że leży kawałek dalej, ale chwilowo nie chciało jej obracać głowy. — Powinniśmy być jak Mantis i Drax, i polecieć do… gdziekolwiek on mieszka, żeby przywieźć ojcu na święta Davida Hasselhoffa — jej głos brzmiał tak, jakby mówiła całkiem poważnie i chyba w tym momencie w jej głowie absolutnie nie było to dziwne. — Nie mam co prawda mocy jak Mantis, ale jestem przecież totalnie urocza, a Ty ciągle chwalisz się bickami na Instagramie, jakbyś pomylił go z Tinderem… — kontynuowała swój wywód bardzo profesjonalnym tonem, jakby co najmniej układała sensowny plan, który za chwilę wcielą w życie. — Damy sobie jakoś radę. Może David Hasselhoff pośpiewa z nami świąteczne piosenki? — przecież coś tam śpiewał. Będzie jak ich własny Kevin Bacon dla Star-Lorda. Był też gwiazdą, którą ich ojciec uwielbiał. Publicznie bardzo skrycie, ale jego dzieci kiedyś znalazły stertę plakatów i wycinków z gazet na temat tego wielkiego idola pana Hemmings. Początkowo myśleli, że to ich matka po prostu do niego wzdycha z nieznanych im przyczyn, ale okazało się, że jednak chodzi o coś innego. — Nie wiem tylko, skąd weźmiemy statek kosmiczny — zmarszczyła brwi, upijając łyka ze swojej szklanki. — I musimy nauczyć gadać Twojego psa — żeby był jak Cosmo, wiadomo. Dopiero teraz przekręciła głowę, aby zorientować się, że jej brata wcale z nią nie ma. — Dziwne — mruknęła, nieprzejęta za bardzo, ale podniosła się i zaczęła go szukać. Szło jej marnie, dopóki huk i przekleństwa nie zwabiły jej do ogrodu, gdzie zastała Freda. Wiszącego na rynnie. — Wytłumacz się — powiedziała śmiejąc się z niego głośno i wesoło, zamiast podać mu drabinę, która ewidentnie się mu przewróciła.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
007.
Buszujący po strychu Freddie nie miał pojęcia, że w tej chwili omijał go bardzo rozbudowany monolog Salmy, który — gdyby tylko dobiegł jego uszu — z pewnością dośc mocno by go przekonał. Brzmiało to wszystko, co najmniej wspaniale i prawie tak dobrze, jak pomysł, który właśnie zrodził się w jego głowie. A pojawił się on tam nie bez powodu!
Szukał w pudełkach światełek, które chciał rozwiesić na zewnątrz, gdy przypadkiem natrafił na strój świętego Mikołaja. I chociaż głowa Freddiego pracowała w tamtym momencie na najwyższych obrotach, to w żadnym momencie nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek w swoim całym życiu, poważny pan Hemmings przebrał się za dziada z brodą i workiem z prezentami. Pasowało do niego to mniej więcej tak, jak powaga do jego dzieci. Dlatego skoro nie głowa rodziny, to Freddie sam chętnie chwycił ten strój i na siebie nałożył. Ciepły dzień nie zachęcał wprawdzie do poliestru i zbędnych warstw, ale jego plan okazał się na tyle dopracowany w upalonej głowie, że nie było możliwości, by z niego dobrowolnie zrezygnował.
Kiedy wychodził małym oknem na strychu, przebrany za Mikołaja, zamierzał zsunąć się po rynnie, pukając najpierw w okienko, by przez kilka sekund wkręcić Salmę, że faktycznie nawiedził ich stary dziad z brodą. Nawet jeśli nie do końca pasował karnacja do tego, którego zawsze pokazywali w filmach.
Plan Freddiego nie poszedł jednak do końca po jego myśli, bo gdy tylko mocniej zaczepił się o rynnę, usłyszał dźwięk, zwiastujący, że powoli coś zaczynało pękać. Nie do końca wiedział, czy to spodnie na jego tyłku, broda, która zaczepiła mu się pod lewym łokciem, czy może coś innego. Przekonał się o tym, dopiero gdy rynna oderwała się w połowie od ściany, sprawiając, że zawisł w powietrzu.

— O kurwa! — zawołał, bo był to jedyny komentarz, który przyszedł mu do głowy. Próbował nawet nogą sięgnąć drabiny, którą zostawił tam wcześniej, ale jedynie przewrócił ją z jeszcze większym hukiem. Nie mając więc pojęcia, czy powinien skoczyć, czy czekać na zbawienie, przez kilka chwil postanowił pozwolić sobie jedynie nieporadnie wisieć. — Ho, ho, ho! — zawołał do Salmy, obniżonym głosem. Zanim poczuł, że ręce już odrobinę zaczynały go boleć.
— Uratuj mnie, co? — krzyknął więc obrażonym tonem, bo nie potrafił w tej chwili ocenić za bardzo, czy ziemia, na której mógłby wylądować, gdyby się puścił, znajdowała się niedaleko całkiem, czy wręcz przeciwnie.


właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Było to dość druzgocące dla niej, bo naprawdę wczuła się w tę poważną przemowę i układanie całego planu w swojej głowie. Niestety, większość jego elementów trochę wyparowało jej z głowy, gdy poszła na poszukiwania swojego brata. A jeszcze więcej zapomniała, gdy patrzyła na Freda wiszącego na rynnie, którą zepsuł. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć i zrobić, dlatego najpierw zaczęła się śmiać, a potem wyciągnęła telefon z kieszeni swoich szortów, aby zrobić mu zdjęcie albo pięć. Chociaż możliwe, że kolejność tych czynności była odwrotna.
Ho, ho, ho — odpowiedziała mu również, jednak jej głos nie był ani trochę obniżony, aby przypominać ten mikołajowy, bo krztusiła się w tym momencie ze śmiechu. Był to przekomiczny widok, a ona zyskała na pewno nowe zdjęcie kontaktu swojego brata w swoim telefonie. I dodatek do jego świątecznego prezentu, bo oczywiście że je wywoła i mu podaruje. I przy każdej wizycie będzie pilnować, czy je ma ustawione na widoku, razem ze wszystkimi innymi głupimi zdjęciami, które mu zrobiła. A na pewno było ich sporo i pewnie on nie pozostawał jej dłużny.
Jesteś Mikołajem, czy księżniczką w wieży? — zapytała z rozbawieniem, gdy poprosił ją o ratunek. — Zaraz, jeszcze nie spadasz przecież — stwierdziła nieco nierozsądnie, ale nie można było tego od niej wymagać w tym stanie. Dlatego też zanim podstawiła mu drabinę, zrobiła sobie jeszcze z nim selfie. Bo przecież zasłużyła, skoro chwilę później schyliła się po leżącą na ziemi drabinę i rzeczywiście umożliwiła mu zejście, nawet mu trochę pomagając, żeby na pewno nie spadł na tyłek i nie odbił go sobie.
Popłakałam się przez Ciebie ze śmiechu, więc Ci wybaczam — powiedziała bardzo poważnie, gdy już stanął na własnych nogach. — A jest co wybaczać, Fredericku Hemmings — dodała, starając się nawet zabrzmieć groźnie, jak na starszą siostrę przystało. Nie wyszło jej to jednak. — Po pierwsze, jesteś beznadziejnym Mikołajem. Prędzej uznałabym, że masz romans z gosposią, która lubi przebieranki i spierdalasz w popłochu, bo jej mąż ogrodnik skończył pracę wcześniej niż miał — właściwie nie mógł jej winić za to, że tak uznała, skoro pewnie zapomniał o górze kostiumu i zjeżdżał po rynnie w czerwonych spodniach, brodzie i czapce Mikołaja, a do tego miał żonobijkę, jak typowy Fred. — Zabiłeś moją wiarę w Mikołaja, wstyd — taki był właśnie efekt, chociaż tak naprawdę pewnie Salma odkryła, że ten dziad z brodą nie daje prezentów, jak miała ze cztery lata. — A po drugie przegapiłeś mój bardzo ważny plan, jak uświetnić święta w tym domu, którego już prawie nie pamiętam — to było jeszcze gorsze. I dla niej, i dla niego, bo tracił sporo.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Nie pamiętał już nawet momentu, w którym postanowił nagle podnieść się spod tej choinki, żeby zniknąć na strychu. Istniała szansa, że zrobił to tak niespodziewanie, że nawet upalona głowa Freddiego nie do końca zarejestrowała ten fakt — i po prostu, gdy kolejnym razem mrugnął, stał już nad tym pudłem z rzeczami, układając w głowie plan, który wcale nie poszedł po jego myśli. Czego dowodem było jego nieporadne zwisanie z rynny.
— Mikołajem — mruknął urażony, krzywiąc się nieznacznie. Czekał, aż wreszcie pojawi się, by mu pomóc, bo chociaż ręce na siłowni ćwiczył, to coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że lada chwila będzie musiał się puścić. Nie chciał wyjść z tej historii ze skręconą kostką jednak ani ze stłuczeniem, które odebrałoby później Freddiemu radość ze świąt. — Podła jesteś — poinformował ją, ale próżność wygrała i gdy tylko ustawiła telefon, to i tak uśmiechnął się pięknie do obiektywu, chcąc mieć pewność, że będzie prezentował się odpowiednio na tym selfie.
A później w końcu zszedł po tej nieszczęsnej drabinie i rozmasował sobie dłonie, które zaczynały mu tam na górze już powoli drętwieć. Przeniósł wzrok na żałośnie wyglądającą rynnę, zanim wzruszył lekko ramionami, uznając, że nie jest to coś, czym powinien się martwić. Ich rodziców z pewnością stać było na fachowca, który w szybki sposób naprawi skutki fredowej zabawy w Mikołaja. Poprawił sobie jedynie spodnie, które miał na sobie, a potem spojrzał na siostrę, posyłając jej szeroki uśmiech.
— Mógłbym mieć romans, ale pan Hemmings jeszcze nie zainwestował w gosposie. Mogę mu podrzucić ten pomysł i poprosić, by była ładna — mruknął, kiwając nawet powoli głową. Dawał sobie tym samym niemą pochwałę, uznając ten pomysł za co najmniej wspaniały. Wprawdzie zwykle nie narzekał na swoje umiejętności podrywu, ale historia przedstawiona przez Salmę go w pełni przekonała. — Powinienem ją przywrócić. Możesz już uwierzyć, że jest więcej Mikołajów, wybierają już tylko do tej roli młodych i pięknych, więc powinnaś poszukać jakiegoś dla siebie — podpowiedział jej. Musiał sobie zanotować, jak Salma nie będzie patrzeć, by wrócić jakiegoś kolegę w ten strój i zapukanie do jej domu. Freddie zostałby wtedy zawodowym pranksterem.
— Przypomnij sobie — dodał poważnie. Powinna, bo skoro był to świetny plan, to Fred zdecydowanie chciał go wysłuchać. Musiała więc się postarać, wysilić i odszukać w pamięci to, co zdążyła wymyślić.
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Ona nawet tego nie zauważyła. Być może dlatego, że była pochłonięta układaniem w swojej głowie historii i planu, który chwilę później przedstawiała na głos, a może po prostu jakaś bombka — jedna z tych dziwacznych, które dzisiaj powiesili na tej choince — zainteresowała ją na tyle, że przyglądała jej się bez słowa wyraźnie zaintrygowana. Tak, czy inaczej jego brak ją zaskoczył, a to w jakim miejscu go znalazła, tym bardziej.
Wcale nie jestem — oznajmiła z powagą i pełnym przekonaniem. — Po prostu mały ze mnie psotnik — dodała takim tonem, jakby było to jakieś najwyższe wyróżnienie, które otrzymała jeszcze z rąk nieżyjącej już królowej Eli, czy coś. Czyli tak, jakby była dumna z tego niesłychanie i w sumie w tym momencie była. Przez chwilę, bo zaraz jej głowa znowu wypełniona była jakimiś dziwnymi myślami, z których wyrwały ją dopiero kolejne słowa jej brata.
Jak to nie zainwestował? — zapytała, marszcząc brwi. — To kim jest Alma? — spojrzała na niego wyraźnie zagubiona, bo aktualnie już nie miała co do niczego pewności. Czy Alma była prawdziwa? Czy może tylko ją sobie wymyśliła i jakimś cudem ulokowała we wspomnieniach? Miała bujną wyobraźnię, ale nigdy nie miała wymyślonej koleżanki ani przyjaciółki, a co dopiero gosposi. Ciężka sprawa. — Ale po co Ci romans z gosposią, to się w zawsze w filmach źle kończy, Fred. Powinieneś znaleźć sobie ładną dziewczynę, która będzie miła i kochana jak ja, ale bardziej cierpliwa, żeby z Tobą wytrzymać — te słowa był wyjątkowo sensowne, bo dokładnie mu tego życzyła. Chociaż w sumie to nie tak, że ona miała dla niego za mało cierpliwości. Wytrzymywała z nim od lat i nadal uważała, że jest jednym z jej ulubionych ludzi na świecie. Po prostu jednak może jego dziewczyna mogłaby go tak bardzo nie tyrać, jak to robiła ona. Trochę mniej byłoby w porządku.
Nie trzyma to się trochę wszystko kupy, wiesz — przyznała, słuchając jego gadania o Mikołajach. — Poza tym, po co mi jakiś święty? Nie polubimy się — pokręciła głową w pełni przekonana, że każdy święty złapałby się za głowę, słysząc o tym, jak Salma żyła sobie beztrosko. — No i wolę umiarkowanie starszych, a nie młodszych — może o tym nie wiedział, ale tak wychodziło z jej statystyk. Nie, żeby jakieś prowadziła, ale w tej chwili akurat to jej przyszło do głowy, więc mu powiedziała.
Spróbuję — zapewniła go. — Ale najpierw marzy mi się krewetka. A najlepiej co najmniej pięć. — zmarszczyła brwi, idąc w kierunku domu. — Myślisz, że będziemy musieli przemierzyć ocean, aby jakieś znaleźć? Jeśli tak, to musimy wziąć ze sobą sanki w ramach świątecznego akcentu — jej słowa nie miały żadnego sensu, a ona sama zamiast w stronę wyjścia z domu i plaży skierowała się do lodówki w kuchni, ale to nic. Była głodna.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Nie winił jej o to wcale. Prawdopodobnie poczuje się w którymś momencie dumny z tego, jak cicho potrafi się wymknąć, mianując się już jakąś ninją co najmniej, skoro zdołał zrobić to tak, że Salma dopiero po czasie zdołała się zorientować, że wcale nie leżał obok. Szczęśliwie dla niego zrobiła to w momencie, w którym żałośnie zwisał z urwanej rynny.
Skrzywił się lekko — na tyle na ile mógł w obecnej pozycji. Miał przecież odrobinę odmienne zdanie w kwestii tego, kim Salma była, skoro wcale nie spieszyła się do niesienia pomocy, której zdecydowanie potrzebował.
— Alma? Kto to Alma? — zapytał bardzo poważnie, zamierzając perfidnie podważyć jej przekonanie co do tego, czy aby na pewno istnieje. Próba utrzymania nieco zaniepokojonego wyrazu twarzy było nie lada wyzwaniem. Nie sądził wprawdzie, że jego siostra uwierzy w to drobne kłamstewko, ale nie mógł się powstrzymać. — Żeby ze mną wytrzymać? — powtórzył powoli, oburzonym tonem, który na koniec wywołał u niego krótki, sztuczny śmiech, dowodzący jedynie, że odrobinę się w tym stwierdzeniu zapędziła, skoro — jak powinna zdawać sobie sprawę, będąc jego jedyną siostrą — to Freddie był promykiem, który mógł kogoś życie naprawić. — Znajdę taką, która zrozumie, że jestem księciem — zakończył ostatecznie, bardzo z siebie dumny zapominając jedynie, że przez te dwadzieścia sześć lat życia nie natknął się na nikogo (innego, niż on sam), kto potrafiłby tę jego naturę księcia odpowiednio docenić.
— Co to znaczy umiarkowanie starszych? — zapytał zaintrygowany, mocno wysilając się w tej chwili, by w odmętach pamięci odszukać mężczyzn, którzy ostatnio w życiu Salmy się przewinęli. Nie potrafił jednak przywołać żadnego imienia, więc nie pozostawało mu nic innego, jak tylko głową pokiwać, wierząc, że już faktycznie zdołała tę tezę odpowiednio potwierdzić.
— A możemy przemierzyć tylko menu jakiejś restauracji? Mogę cię do niej zawieźć na sankach — zaoferował. Brzmiało to lepiej, niż podróże do oceanu i samodzielne łowienie obiadu. Gdy tylko o nim wspomniała, poczuł się na tyle głodny, że nie chciał tego jakoś przeciągać. Dlatego nie marudził wcale, gdy ruszyła w stronę kuchni — on sam też to zrobił, zapominając nawet, że wciąż miał na sobie strój Mikołaja.

właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Nie, żeby miała mało wiary w swojego brata, bo przecież wiedziała doskonale, że jak sobie coś wymyśli, to potrafi się mocno zaangażować w każdą rzecz, nawet totalną głupotę, ale jednak do bycia ninją było bliżej jej. Mógł wyciskać na siłce (oby jej, bo inaczej trochę wstyd) i szpanować tym przed laskami, ale Salma była pewna, że zdecydowanie lepiej bije się od niego. Nie, to żeby chciała to jakkolwiek sprawdzać. Wbrew temu, co robiła zawodowo, wcale nie była zwolenniczką stosowania przemocy w sporach i innych sytuacjach. Po to, aby pozbyć się skumulowanych emocji, korzystając z worka treningowego lub trenując z kimś odpowiednim do tego — jak najbardziej. Ale żeby zrobić komuś krzywdę, to tylko w sytuacjach, gdy nie było wyjścia i trzeba było się bronić.
Mam nadzieję, że nie Twoja kochanka, bo kiedyś zmieniała Ci pieluchy. To by było dość mocno pojebane — przyznała, krzywiąc się bardzo mocno i nawet nie było to jakieś przesadzone czy mocno teatralne. Po prostu uważała to za co najmniej niesmaczne.
Jesteś jedyny w swoim rodzaju, to coś, co trzeba umieć udźwignąć — ubrała to bardzo ładnie w słowa, z czego nawet była bardzo zadowolona przez chwilę. Do czasu, aż nie parsknęła śmiechem na tego księcia. — Zamienionym w żabę? — zapytała bezczelnie, wiedząc co prawda, że go odrobinę zdenerwuje, ale była na to gotowa. I całkiem dumna z tego pytania, bo wyszczerzyła się do niego promiennym uśmiechem. — Mam nadzieję, że znajdziesz wspaniałą księżniczkę dla siebie. Czy jest jakaś potencjalna kandydatka na to stanowisko, tak swoją drogą? Czy jesteś obojętny na zaloty wszystkich wdychających do Ciebie fanek w Moonlight, bo żadna nie jest godna? — zapytała przy okazji z ciekawością. Powinna o tym wiedzieć.
Takich, którzy są starsi, ale na pewno nie w wieku naszego ojca — doprecyzowała. — I nie są też gówniarzami ze sztuczną siwą brodą, Twoi kumple kiedyś sikali do naszego basenu, więc absolutnie żadnego z nich mi nie przysyłaj — nie była pewna, czy na pewno to robili, ale pewnie tak, więc uznała to za prawdę.
No dobra, to jest dobry plan — przyznała, wzdychając. — Ale pomińmy te sanki, niech po prostu nam to przywiozą — sanki będą ich tylko opóźniać, a jej naprawdę chciało się teraz jeść.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Nie przetestują nigdy tej teorii w rzeczywistości na pewno, bo nawet nie miałoby to zbyt wiele sensu, skoro Freddie był kimś, kto zdecydowanie wołałby coś o podarowanych jej forach. Nie mówiąc już o tym, że sam zdawał sobie z tego faktu wystarczającą sprawę, by nie wystawiać świadomie swojej dumy na brutalne rozdeptanie przez Salmę. Życie w ewentualnym kłamstwie lepiej działało na jego głowę, w przypadku, kiedy te swoje wyhodowane (oczywiście, że u niej) mięśnie wdzięczył przed ładnymi koleżankami.
— Nie kręcą mnie starsze chyba — przyznał, chwilowo się nad tym zastanawiając. Drastycznie młodsze też zdecydowanie nie zaliczały się do grona kobiet, które wzbudzały w nim największe zainteresowanie. Póki co kręcił się raczej koło koleżanek będących w zbliżonym wieku — niestety jednak możliwości Lorne Bay są ograniczone na tyle, że ktoś, kto nie chciał się w związki plątać, mógł jednak za te kilka lat cofnąć słowa, które teraz z taką pewnością wypowiadał w kierunku swojej siostry.
— Żaby są brzydkie — przypomniał jej. Użył do tego dość pouczającego tonu. Jakby mówiąca o tym Salma po prostu zapomniała, jak wyglądały — a nie jakby robiła to celowo, chcąc zranić jego serduszku. Chociaż oczywiście wiedział, że w rzeczywistości wcale nie miała tego w planach. — Możliwe, że jest, ale musimy poczekać na omawianie tego, aż sama zrozumie, że warto do mnie wzdychać — wyjaśnił. Ich znajomość chwilowo jeszcze znajdowała się na nieco dalszym etapie, więc w pierwszej kolejności musieli ten bałagan uprzątnąć, a Thea powinna oczy odpowiednio szeroko otworzyć, by dostrzec, jaka gwiazda, najjaśniejsza na tym niebie, jej koło nosa krążyła. Dał jej jednak na razie czas, bez naciskania jakiegokolwiek, wychodząc z założenia, że to jedynie kwestia czasu. Oby tylko krótkiego, bo do najcierpliwszych nigdy nie należał.
— Nie zamierzałem przysyłać ci moich kumpli, ale pytam, bo czasami śpiewam w domu starców, więc się zastanawiałem, czy cię tam nie spotkam — rzucił złośliwie. Zaraz jednak uśmiechnął się do Salmy pięknie, by zakryć tę złośliwość, na jaką się zdobył. — Czyli nie masz tam żadnego kawalera jeszcze? — zagadnął, używając sformułowania podobnego do tego, którym często panie go w tym domu starców witały. One pytały oczywiście o pannę. Szczególnie jego największa fanka, która lubiła podkreślać, że Freddie wyglądał dokładnie jak jej pierwsza miłość.
— Idealnie — przyznał, bo nie miał nic przeciwko temu, by mu ktoś jedzenie pod nos podstawił. Sięgnął do kieszeni, ale w mikołajowych spodniach nie miał wcale iphone’a, więc skrzywił się lekko, przenosząc wzrok na siostrę. — Zamów, zgubiłem telefon — przyznał, wcale się tym faktem nie przejmując. Na pewno gdzieś był — na strychu, na dachu albo w krzakach. Kiedyś się znajdzie!

właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Zapominał w tym wszystkim trochę, że była jego starszą siostrą — nie potrzebowała przecież, aby jakoś specjalnie się sam wystawiał na takie ryzyko, sama doskonale potrafiła do tego doprowadzić, jeśli tylko chciała. Ale mimo wszystko, o ile bardzo lubiła sobie z niego żartować i trochę kpić, to jednak ostatecznie nigdy nie było to na poważnie. Był jej ulubionym członkiem rodziny i ulubionym człowiekiem, nie mogłaby chcieć skrzywdzić tego słodkiego bombla, któremu robiła głupie psikusy i wrabiała go w sprzątanie klocków lego utrzymując przy tym, że to dla jego dobra, bo uczy go porządku.
To dobrze, że z tego wyrosłeś, bo pamiętam, jak kiedyś wzdychałeś do moich koleżanek — wytknęła mu, nie mogąc sobie odpuścić. Pozostaje mieć nadzieję, że nie do Meery, bo jednak w dość dziwny sposób ta historia zatoczyłaby koło, skoro teraz jego uwaga była zwrócona na jej młodszą siostrę. — Chyba byłam wtedy dla Ciebie okrutna i Cię dodatkowo podpuszczałam… — zastanowiła się nad tym przez moment, uśmiechając się szeroko na te wspomnienia, bo pewnie tak było i pewnie jedenastoletni Freddie potem czekał na jej przyjaciółki z kwiatami. Ale to na pewno przez te żarty ze strony Salmy teraz był czasującym księciem, bo zadbałą o to, aby wiedział, jak do kobiet się zwracać i podchodzić już wtedy, gdy był małym pączusiem.
I zielone — dodała, bardzo rezolutnie, bo odrobinę zapomniała, dlaczego rozmawiają o żabach. Uznała więc, że wymieniają się jakimiś ciekawostkami w tej kwestii, to i sama pochwaliła się tym jakże zaskakującym faktem. Żaden się nie spodziewał, a ona wyglądała na tak dumną z siebie, jakby co najmniej zabłysnęła w trzeciej klasie na biologii wiedzą z podręcznika do klasy piątej.
Poczekać? Może jeszcze cierpliwie? — spojrzała na niego, jakby totalnie oszalał i upadł na głowę. Cierpliwość nie była zbyt popularną cechą w tej rodzinie. Zrobiła więc naburmuszoną minę, wyraźnie niezadowolona faktem, że nie chce jej powiedzieć nic ciekawego. — Ja zrobię nam ulubioną kawusię, a Ty mi lepiej zaraz wszystko opowiedz — zarządziła, niczym jakaś ciotka na rodzinnym spotkaniu, wypytująca o te panny. Tylko minę miała poważniejszą, bo jak wiadomo, bardzo poważnie traktowała rozterki sercowe swojego brata.
Zerowe ryzyko, wolę jednak absztyfikantów i absztyfikantki, którzy nie wyciągają zębów na noc i nie wypada im biodro — wiadomo kiedy, ale lepiej nie wdawać się w szczegóły. — Kawalera? Nie, kręcą mnie tylko żonaci — machnęła ręką, jakby co najmniej to była prawda, chociaż na szczęście nie. Z tego, co było jej wiadomo, nigdy nie wdała się w romans z żonatym/zamężnym facetem/kobietą. Jeśli tak było, to żyła w niewiedzy, więc chyba się nie liczy.
No dobrze, co chcesz? — wyciągnęła swój telefon, aby poszukać miejsca, gdzie były krewetki i zaczęła dodawać do koszyka pozycje, które jej się podobały. Ze trzy, więc pewnie będzie to bardzo wystawny świąteczny obiad.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
reddie rzecz jasna żył aktualnie w przekonaniu, że nie podłożyłby się pod te żarciki zbyt łatwo. Miał przecież dwadzieścia sześć lat świadomości i rozsądku (rzekomego) na karku, a to — jego zdaniem — wystarczyło, by w normalnych okolicznościach, jednak zgrywać przy Salmie najporządniejszego obywatela. Takiego, który nie daje powodów do lekko pobłażliwego uśmiechu. Możliwe jednak, że było to przekonanie, które zrodziło się w ego głowie właśnie teraz nie bez powodu — odpowiadał za to wypalony skręt i lekko obita głowa.
— Takie jest prawo młodszego brata — wyjaśnił. Mógł ślinić się do jej koleżanek i czasem szukać durnego sposobu na to, by zakręcić się w towarzystwie. Teraz jednak radził sobie odrobinę lepiej z robieniem wrażenia na kobietach samodzielnie — co mógł zawdzięczać sobie samemu, siłce, sobie samemu i Giselle. — A kiedy nie byłaś dla mnie okrutna? — zapytał dramatycznie, oczywiście robiąc przy tym minę odpowiednio zbolałą, by poczuła wyrzuty sumienia w związku z myślą, że faktycznie — czasami przesadzała i nie traktowała księcia Freddiego tak, jak na to zasługiwał. Szczęśliwie dla niego, on od zawsze wiedział, że urodził się po to, by być wyjątkowym.
— Tak, zielone też są — potwierdził, uznając, że przecież wcale nie kłamała. Sporo prawdy się w tym kryło. Skakały wysoko, rechotały żałośnie i lekko brzydziły Freddiego. Czego jednak nie dodał, chociaż nie musiał — Salma na pewno wiedziała o tym i raz, czy dwa wykorzystała przeciwko niemu.
— Chcę jedzenie, nie kawusię — uparł się, bo jeśli da mu frytki i burgera na przykład, wtedy rozważy podzielenie się imieniem Amalthei. Bo to o nią tutaj chodziło rzecz jasna — nawet jeśli bywała naburmuszona i sam nie wiedział, czy się lubią do końca. Jakoś jednak uwagę Freddiego zdołała zdobyć na tyle, że jak już miał się jakąś koleżanką siostrze chwalić to nią właśnie. — To dobrze, bo byłoby to niepokojące na tyle, że musiałbym poskarżyć się rodzicom — dał jej słowo. Na pewno w innych warunkach uznałby, że był odrobinę za stary na to, by się żalić na Salmę państwu Hemmings, którzy i tak pewnie nad nimi odrobinę ręce załamywali. Tym razem jednak kierowałby się przecież niczym więcej jak tylko ich dobrem, co stanowiło odpowiednie uzasadnienie dla tej zdrady. Szeroko się uśmiechnął do siostry na samą myśl o tej zdradzie, by nie umknęło jej na pewno, że życie było dla niej tak łaskawe, że te dwadzieścia sześć lat wcześniej, postanowił ubarwić je obecnością młodszego brata.
— Burger i frytki. Krążki cebulowe, shake’a i może jeszcze jedne frytki — wymienił, marząc już o tym, co takiego będzie mógł zjeść, gdy tylko im to jedzenie dostarczą.
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Najporządniejszy obywatel to zdecydowanie nie określenie, jakie pasowało jej do Freda. I to nie tylko dlatego, że przed chwilą wypalili blanta przy choince, pewnie śpiewając last christmas dla lepszego klimatu, a potem postanowił zjechać po rynnie niczym po rurze w prawdziwej strażackiej remizie, mając na sobie strój świętego Mikołaja.
Wtedy, kiedy ratowałam Cię, jak coś popsułeś i trzeba było wybronić Cię u ojca. Albo ukryć dowody zbrodni i ewentualnie załatwić zastępstwo, żeby rodzice nie zauważyli braków… — wytknęła mu, bo ten dramatyzm był zbędny zupełnie. Za chwilę rzeczywiście sobie przypomni, jak Fred reaguje na żaby. Nie w swojej głowie, tylko tak na żywo, bo na pewno gdzieś jakąś znajdzie. Tylko szkoda, że tak bardzo jej się tego robić nie chciało. — Nie musisz się wstydzić, możesz przyznać na głos, że jestem najlepszą siostrą, jaką mogłeś sobie wymarzyć — wyszczerzyła do niego zęby w pięknym uśmiechu. — I tak to wiem, przecież — dodała, aby jeszcze trochę go zachęcić do jakichś super miłych słów na jej temat i wychwalania jej odrobinę. Najwyraźniej w tej rodzinie wszyscy byli łasi na komplementy, a przynajmniej wszyscy wśród dzieci. Być może wynikało to z tego, że rodzice zbyt często im ich pewnie nie prawili, wiecznie oczekując od nich czegoś więcej, bo przecież na pewno można lepiej. Ciężkie czasy, dobrze że byli już dorośli i nauczyli się w końcu mieć zdecydowanie inne podejście.
No przecież zamawiam — mruknęła, przewracając oczami, dodając kolejne pozycje do koszyka. Łącznie z tymi, które on sobie zażyczył. — Śmiało, Fredziu — prychnęła, gdy pogroził jej trochę, że poskarży się rodziców, używając specjalnie takiego brzydkiego, złośliwego zdrobnienia. — Jestem za stara, żeby się przejmować — zapewniła go, kończąc nawet zamówienie, i odkładając telefon na blat, żeby w razie czego mieć go pod ręką. Trzy razy sprawdziła, czy zmieniła adres na dom rodziców, ale wszystko się zgadzało. — A ojciec mnie nie wydziedziczy, skoro wiszę mu hajs — dodała, całkiem dumna z siebie, jakby co najmniej rzeczywiście pożyczka na prowadzenie biznesu u ojca była jakimś jokerem w tej grze. — Czemu jeszcze nie ma jedzenia? — westchnęła teatralnie, opierając naburmuszona nieco głowę na rękach, opierając się łokciami o blat. — Już minęło sto lat — albo dwie minuty maksymalnie, ale przecież to drobnostka. — Myślisz, że jadą tu z Sydney, że tyle to zajmuje? — zapytała dramatycznie. Niby było to czystą głupotą, bo zamawiała przecież z knajpy w Lorne, więc jechanie przez Sydney do ich domu było bez sensu, ale to nic. W jej zjaranej i pijanej głowie miało to sens. — Na pewno muszą być tu gdzieś jakieś przekąski… — mruknęła i ruszyła się, aby zacząć sprawdzać szafki. — Ja sprawdzam dół, a tu górę, bo jesteś duży — nie mylić z dorosły, ale tego nie dodała. Była zbyt skupiona na planowanej operacji: poszukiwania czipsików, do której Freddie na pewno ochoczo dołączył. Niestety, przejrzeli całą kuchnię i ze zrezygnowaniem odkryli, że pani Hemmings nadal była jakąś dziwną fanką zdrowego odżywiania i mogli przekąsić co najwyżej czipsy z jarmużu, co absolutnie ich nie satysfakcjonowało. Na szczęście jednak zajęło ich to na tyle, że czas oczekiwania na jedzenie minął im szybciej. Salma ze słowami wdzięczności do wszechświata na ustach, pognała do drzwi, aby odebrać to wszystko jak najszybciej.
Freeeedie — zawołała, patrząc na ilość paczek z żarciem. — Musisz mi pomóc — dodała, zabierając część, a resztę zostawiając mu przy drzwiach i gdy on poszedł, ona rozpakowała już im jedzenie na blacie w kuchni, na którym sobie usiadła i zaczęła zajadać swoje krewetki w tempurze. — Zapytałam go czy jechał na sankach z Sydney, ale powiedział, że nie — poinformowała jeszcze brata, żeby wiedział, że jednak wcale nie miał tak daleko. Po prostu był leniwy i się nie spieszył (wcale nie, nie trwało to tak długo).

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Jeśli tylko przymknie się oko na wszystkie wydarzenia tego dnia, to nadal — jego zdaniem — w pełni zasługiwał na ten tytuł. W końcu spędzał przedświąteczne wieczory, zabawiając staruszków ze sceny, zawsze mówił dzień dobry i nawet do widzenia się zdarzało — co potwierdzało tylko tę teorię.
— Nadal pamiętam, że nie chciałaś zabijać mi pająków w pokoju. Czy tak robią najlepsze siostry, Salma? — zapytał odpowiednio poważnym, trochę urażonym tonem. Nie był wprawdzie w tej chwili pewien, czy to, o czym mówił, na pewno się zdarzyło — czy to ranadomowa myśl, która zrodziła się po prostu w jego głowie pod wpływem chwili, bo i takiej możliwości wcale nie wykluczał. — Ale tak, nawet bym cię nie sprzedał za grube miliony — zapewnił ją. Prawdopodobnie, gdyby odrzucił taką okazję, to już do końca życia zastanawiałby się, jak mógł sobie tym sposobem dorosłe życie ułożyć, ale — tak w ostatecznym rozrachunku, całkiem fajnie było mieć Salmę w życiu, więc nie rozumiał odrobinę, jak ludzie mogli dorastać bez niej i wychodzić na ludzi. Freddie nie miał wątpliwości, że jemu mogłoby się to do końca nie udać.
— Ja i tak zrobiłbym to dla twojego dobra — przypomniał jej. Zdecydowanie należało mieć ten aspekt na uwadze, bo nawet jeśli doniósłby do nich niczym gówniarz, to robiłby to w dobrej wierze. A skoro intencje miał czyste i dobre, jak swoje serduszko, to nie sposób denerwować się na niego. — Może i mi pożyczy? Kupiłbym sobie studio — wygłosił, zapominając, że jego muzyczny wymysł był całkowitym tematem tabu w rodzinie. W końcu to na jego rzecz zrezygnował z kształcenia się i poważnego zawodu, wybierając żałosną pracę w sanktuarium i brzdąkanie do kotleta, które Freddie szczerze uwielbiał. Pokiwał głową na jej słowa i podniósł się, by pomóc jej szukać.
— Nic tu nie ma — mruknął chwilę później, gdy zdążył przejrzeć dwie pierwsze szafki, w poszukiwaniu czegokolwiek, co nadawałoby się do jedzenia. Znalazł tam jedynie naprawdę dziwne wynalazki, których nie chciałby próbować nawet, teraz gdy przymierał z głodu. Na szczęście dostawca zdążył pojawić się u nich, zanim Freddie naprawdę padł z wygłodzenia.
— Mam! — zawołał dumnie, gdy chwilę później zgarnął spod drzwi dodatkowe paczki z jedzeniem. Ruszył z nimi w stronę kuchni, by móc ustawić je na blacie z pełnym zadowolenia uśmiechem. — To dobrze, bo byłoby zimne — zauważył, otwierając pudełko z frytkami, a potem zapakował sobie do ust całą garść, nie przejmując się niczym. Po prostu chciał zeżreć całą garść na raz i tak właśnie zrobił.

ODPOWIEDZ