Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wieść o zaginionej dziewczynce nie rozniosła się szybko po kraju. W tak krótkim czasie skupiały się na niej jedynie lokalne media oraz Internet, z którego ustawione alerty od razu powiadomiły Eve o zdarzeniu. Paxton właśnie wracała z pracy z południa kraju, gdy w telefonie zabrzęczał alert. Kiedyś otworzyłaby go od razu, fiksując się tak bardzo, że mogłaby spowodować wypadek. Z czasem podchodziła do tego na chłodno nie spodziewając się raz po raz ujrzenia na zdjęciu twarzy podobnej do Isabelli. Zaginąć mógł każdy, nawet starszy mężczyzna z demencją, dlatego po wyrównaniu prędkości i upewnieniu się, że droga była bezpieczna, kliknęła w powiadomienie i momentalnie zamarła. Bez zastanowienia przesłała link do brata czekając aż ten do niej oddzwoni.
W tamtej chwili oboje wiedzieli, z kim mieli do czynienia i co należało zrobić.

Po półtorej godzinie Eve była w domu. Szybko przepakowała rzeczy, wzięła prysznic i po dwudziestu minutach była gotowa do dalszej drogi.
Zdecydowała się zabrać ze sobą dwa psy. Jello, po ostatnim incydencie, wciąż dochodziła do siebie, ale Eve nie wyobrażała sobie jechać do Karumby bez niej. Zadba aby suczka się nie przepracowała, w czym wyręczy ją Apollo zaskoczony, że z tyłu w samochodzie znalazł się razem z Jello. Psy były mądre. Wiedziały, że jechały do pracy i bardzo rzadko zdarzało się, że były tam we dwoje. Tym razem jednak Apollo miał pracować a Jello robiła za suport system.
Sześć z dziewięciu godzin drogi Eve przespała musząc odpocząć po pracy i długiej podróży. W wojsku nauczyła się zasypiać pomimo kotłujących się w środku emocji, więc i tym razem nie miała z tym problemu. Przebudziła się dopiero, gdy Jeremy zarządził krótką przerwę na siku (głównie przez wzgląd na psy) i zrobienie zapasów, których nie potrzebowali, bo wspaniała Sue Ann zdążyła zrobić i spakować im kanapki, batony, wodę oraz sok.
- Mamy zielone światło – stwierdziła odczytując wiadomość od znajomego policjanta z Cairns, który za jej prośbą skontaktował się ze służbami w Kurambie proszą o wgląd w sprawę i rozmowę z bliskimi. Dzięki psom tropiącym nie trzeba było długo ich przekonywać. Praca Eve otwierała wiele drzwi, dlatego od tej pory pomimo silnego związku ze sprawą Paxtonowie mieli być profesjonalistami; przewodniczką psów K-9 i jej uczniem (ha!). – Szczegółów dowiemy się na miejscu. – Jeszcze raz otworzyła zdjęcie dziewczynki ukazane w świeżym alercie o zaginięciu i z niedowierzaniem przyglądała się mu jak czemuś, co było piękne, ale zarazem nigdy nie powinno znaleźć się na tej konkretnej stronie.
- Ten pojeb się nie zmienia. Wszystkie są takie same. – Wyglądem przypominające Isabelle, co aż zakrwawiało o szaleństwo. – Wiem, że to nie musi być on. Może dziewczynka po prostu schowała się u koleżanki, ale.. – Wzięła głęboki wdech nie mogąc pozbyć się uczucia, że to nie była zwykła ucieczka z domu z powodu kłótni rodziców. – ..czuje, że to ten drań. – Zerknęła na prowadzącego auto brata, który raczył się kolejną dawką kofeiny w formie napoju energetycznego. Podebrała od niego otwartą puszkę i upiła dwa spore łyki. Pora się rozruszać, bo gdy dojadą na miejsce, to nie będą mieli czasu na odpoczynek. – Wkurza mnie, że nie możemy im powiedzieć. – Bo po pierwsze, nikt nie uwierzy ich intuicji a po drugie ujawnią swój motyw nagłego zgłoszenia się do pomocy, przez co mogli zostać oddaleni od sprawy (a tego nie chcieli).
Poprawiła się na siedzeniu pasażera i zerknęła na tylną kanapę, na której grzecznie drzemały psy. Trzy tygodnie temu Jello wpadła na pułapkę na niedźwiedzie, którą ktoś zostawił na farmie Paxtonów tuż przy linii drzew z pobliskiego lasu. Do tej pory Eve nie wiedziała, kto uraczył ją jakże przemiłym prezentem, ale najważniejsze dla niej było zdrowie suczki, która całe szczęście dochodziła do siebie.
- Rozmawiałeś już z gościem od elektryki? - Jakby nigdy nic zapytała o trwającą budowę domu Jeremy'ego. Kiedyś zaginięcia dziewczynek odbierały Eve rozum. Nic poza nimi nie widziała, co zakrwawiało o paranoję. Starała się to zmienić nie pozwalając tym sprawom dominować w jej życiu, dlatego przywołała temat, który powinien być bliższy jej sercu; temat brata, którego odzyskała.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Skurwysyn poczuł się zbyt pewnie, więc odważył się wyjść ze swojej dziury – skomentował krótko słowa Eve o podobieństwie wszystkich ofiar, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy. Pokiwał przecząco głową na jej kolejne słowa. Nie wierzył, że dziewczynka nie odnalazłaby się do tej pory, jeśli byłyby to jedynie niewinne figle na złość rodzicom. Prędzej czy później mama jej koleżanki zapewne odezwałaby się do mamy zaginionej, aby ją uspokoić. – Zbyt wiele okoliczności się zgadza, Eve – stwierdził, żałując że nie może powiedzieć czegokolwiek pocieszającego. Wiedział, że Eve nie była naiwna – w końcu z prędkością światła zareagowała na alert, wiążąc go ze sprawą Isabelle – ale mimo wszystko chciał móc jej dać jakąkolwiek nadzieję, że sprawa z Karumby nie stanowi ciągu dalszego ich koszmaru. – Miejmy nadzieję, że tamtejsza policja potraktuje to poważnie i naprawdę przekopią całe miasteczko, żeby odnaleźć małą całą i zdrową – dodał. Był narwańcem, ale tak samo jak Eve wiedział, że nie mogą tam tak po prostu przyjechać i podrzucać im gotowych tropów opartych na ich przeczuciu. Mogliby tylko zaszkodzić sprawie, bo wystarczyłoby, aby ten świr zmienił mały szczegół w swoim modus operandi żeby już nikt nigdy nie odnalazł dziewczynki – żywej bądź martwej. Albo mogliby go tylko dodatkowo rozjuszyć. Musieli działać w sposób przemyślany. – Eve… czy to bardzo skurwysyńskie z mojej strony, że gdzieś w głębi cieszę się z tego, że dostałaś taki alert? – spytał nagle, odrywając na moment wzrok od jezdni i wlepiając go w siostrę. – Chodzi mi o to, że nareszcie mamy kolejny trop. Kolejna sposobność, żeby dorwać mu się do dupy – oczywiście najlepiej by było, gdyby żadnych alertów nie było, a ten świr porzuciłby swoje hobby. Ale Jeremy wiedział, że było to czcze życzenie – facet na pewno nie przestał działać, co najwyżej oni nie wiedzieli o wszystkich przypadkach. Ten alert był niejako światełkiem w tunelu. A Jeremy był przygotowany na ten dzień odkąd tylko pojawił się w Lorne Bay. Mimo, że powoli zaczął układać sobie życie w rodzinnym mieście, ciągle żył w pewnego rodzaju napięciu, czekając na dzień taki jak dziś. Aż wreszcie ponownie będzie mógł ruszyć na polowanie w konkretnym kierunku. I choć wolałby, żeby Eve była teraz bezpieczna w domu, był jej wdzięczny za organizację całego przedsięwzięcia – w końcu jechali tam dzięki niej, a Jer robił za człowieka z jej ramienia. Samotnie na pewno nie ograłby tego lepiej.
Uniósł brwi zaskoczony nagłą zmianą tematu, ale nie zamierzał protestować. Mieli przed sobą jeszcze parę godzin drogi, więc rozmowa o pierdołach wydawała mu się jak najbardziej na miejscu. To ciekawe swoją drogą, jak szybko jego dotychczasowy priorytet w postaci budowy domu zamienił się w pierdołę po otrzymaniu zaledwie jednego telefonu od siostry. Zanim odpowiedział upił łyk energetyka, jakby próbował w ten sposób przywrócić sobie jasność umysłu.
– Tak, udało mi się z nim złapać w zeszłym tygodniu. Generalnie nie powinno być problemu z przeprowadzeniem całej instalacji, głównie dlatego że buduję ten dom od zera, a nie przerabiam jakąś starą chatę. Wtedy prawdopodobnie musielibyśmy najpierw usuwać stare instalacje, a dopiero potem przeprowadzić nowe, co tylko generowałoby dodatkowe koszty. No i byłoby całkiem rozsądne biorąc pod uwagę to, jak blisko mamy las – dodał z lekkim rozbawieniem. Co prawda koszty tego typu operacji nie stanowiłyby dla niego problemu, ale musiałby co najmniej poudawać, że poszuka jeszcze innej, tańszej opcji. Lorne Bay było jednak małym miasteczkiem i pewnie dość szybko stałoby się głośno o facecie, który ot tak wywala kupę kasy bez parokrotnego przemyślenia tematu. – Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci ten plac budowy, jaki obecnie mamy na działce? – spytał, bo jednak jakaś część działki została „poświęcona” na przejazd różnych maszyn. Chciał dodać jeszcze coś żartobliwego na ten temat, ale nagle jego telefon z ustawiona nawigacją, który przymocował do deski rozdzielczej, zaczął szalenie wibrować, a na ekranie zaczęły pojawiać się powiadomienia – jedno po drugim. Adresatem była osoba podpisana jako „Kayla”, a Jer nie był w stanie odczytać z podglądu wiadomości niczego konkretnego z uwagi na liczbę smsów, jakie co jakiś czas otrzymywał. Zresztą, domyślał się jaka mogła być ich treść. Paxton był tak bardzo sfokusowany na misji jego i Eve, że nie bawił się w ckliwe pożegnania z Makaylą, czy próby wytłumaczenia jej, że musi nagle wyjechać. Bez słowa zerknął na Eve, aby wybadać, czy siostra zainteresowała się nagłym gradobiciem wiadomości od tajemniczej Kayli.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Odwróciła głowę w bok i popatrzyła na Jeremy’ego czekającego na odpowiedź. Chciałaby się teraz wymądrzyć, być starszą siostrą, która skarci go za takie a nie inne myślenie, lecz wtedy okłamałaby siebie i jego.
- Jeżeli tak, to oboje jesteśmy skurwysynami. – Na pewno spora część społeczeństwa powiedziałaby, że właśnie tak jest. Byli skurwysynami ciesząc się z zaginięcia dziewczynki. Pozostali być może by zrozumieli albo udawaliby, że rozumieją nie widząc świata tylko w czarno białych barwach. Jednak mało kto przybiłby im piątkę, bo „mało kto” chciałby wyjść na skurwysyna cieszącego się z czegoś takiego. W tej malutkiej cząstce ludzi znajdowali się oni karmieni potrzebą sprawiedliwości i zemsty.
Długą chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć bratu o broni, którą schowała do torby. Sama nie wiedziała, czemu ją zabrała a przynajmniej wmawiała sobie, że nie wie. Że zrobiła to bez przemyślenia, bo chciała poczuć się bezpiecznie, chociaż to byłoby kłamstwo. Nie.. nie powie mu. Przynajmniej nie teraz. To nie była dobra pora. Nie chciała przez kolejne godziny dywagować z bratem o tym, czemu wzięła ze sobą broń, dlatego spędzą ten czas rozmawiając o wielu innych sprawach. Zajmą swoje myśli byle durnotami, bo potem będą musieli w pełni skupić się na zaginionej dziewczynce.
- Od kiedy tak bardzo przejmujesz się kosztami? – zapytała nie tylko w ramach droczenia się, ale też po to aby przypomnieć bratu rozmowę na temat jego pracy. Jeremy bawił się z Eve w kotka i myszkę na co przy ostatniej rozmowie przytaknęła, ale na pewno nie zapomniała wciąż wątpiąc w jego duże oszczędności wynikające jedynie z rybołówstwa. Obiecała sobie, że nie będzie naciskać, ale mogła od czasu do czasu nawiązać do tematu być może trafiając w moment, w którym on odważy się wyznać prawdę.
- Sama się na niego zgodziłam. – Byłaby hipokrytką, gdyby teraz narzekała na plac budowy. – Tylko Sue Ann marudzi, że od tego bardziej się kurzy i ciągle musi myć okna. Tylko nie myśl, że ją do tego zmuszam. Płacę jej za księgowość i administrowanie moją działalnością. Sama z siebie robi inne rzeczy. – Za co bez słowa dopłacała do pensji kobiety, chociaż momentami ledwo miała na jedzenie dla siebie. Nie mogła jednak zignorować tego, jak przemiła kobieta (która była dla nich jak ciocia) zajmowała się nią i teraz również Jeremy’m.
Trzymając w dłoni własny telefon zerknęła na ten z nawigacją. Robiła to co jakiś czas pilnując drogi i tym mogłaby się tłumaczyć zauważając nagłą falę powiadomień od jednej osoby. Odwróciła wzrok, wzięła głęboki wdech i pomyślała, że to tylko chwilowe, ale komórka szalała dosłownie płonąć od wiadomości od tajemniczej kobiety.
- Pamiętasz jak wspomniałam ci o kobiecie, która zdobyła dla mnie więcej akt możliwie powiązanych z tym skurwysynem? – Dosłownie wtedy nazwała ją „morderczynią na zlecenie”, bo przecież tym kobieta się pałała i uznała, że bratu może powierzyć tę tajemnicę sądząc, iż wspomniana assassinka już dawno nie żyła. – Okazuje się, że jednak żyje. – Z powrotem spojrzała na brata spodziewając się dostrzec na jego twarzy ogromne zaskoczenie. – Skąd to wiem? Bo dostałam od niej przedświąteczny prezent. Oczywiście się nie podpisała, ale wiem, że to od niej. Zniknęła, nie było jej w chuj czasu, więc nabrałam pewności, że nie żyje a ona nagle wysyła mi prezent. Pieprzonego Van Gogha. ORYGINALNEGO! I co mam zrobić? Powiesić go nad łóżkiem udając, że nie jest wart.. ile może być wart Van Gogh? Powinnam teraz zainwestować w sejf albo kazać ci wybudować w domu bunkier, żebym mogła trzymać prezenty od niej. Czemu mi to robi? Czemu się nade mną znęca? Czemu po prostu nie zapuka do moim drzwi? – Dobrze wiedziała czemu, a raczej przypuszczała. Ich ostatnie rozmowy nie przebiegły najlepiej. Pokłóciły się, nie dogadały i wiele w tym było winy Eve oraz jej pogłębiającej się depresji. – Czy po tym szczerym wyznaniu zrobisz mi tę przyjemność i powiesz kim jest Kayla, która atakuje twój telefon? – zapytała i nim uzyskała odpowiedź złapała za komórkę brata uznając, że przez najbliższy czas poradzi sobie bez nawigacji.
morgan adler - żebyś wiedziała, że zauważyłam prezent
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy sam nie ruszał się w tego typu podróże bez broni. „Tego typu”, czyli wtedy, gdy gdzieś w tle przewijała się szansa na wymierzenie sprawiedliwości, który w przeszłości rozpierdolił rodzinę Paxtonów na drobne strzępy. Ale podobnie jak siostra, Jer nie chciał odkrywać teraz wszystkich kart. Uważał, że w ten sposób mógłby przestraszyć Eve – co było zabawne biorąc pod uwagę fakt, że ona sama uznała broń za niezbędną w tej podróży.
– Rozdałem jeszcze kilka samochodów. No wiesz, na przykład naszemu proboszczowi, nie może poruszać się po mieścinie byle czym. Co by ludzie powiedzieli – zażartował, dając tym samym do zrozumienia siostrze, że jeszcze nie jest gotowy na poważne rozmowy dotyczące jego pracy. Być może nawet nie o tę gotowość chodziło, ale zdecydowanie lepiej było wziąć w jednym czasie tylko jeden ciężki temat na tapetę. A może sprawa sama się wyjaśni, kiedy Jer będzie zmuszony sięgnąć po swoją broń. Wtedy już na pewno nie będzie mógł mówić, że to jakaś nowatorska metoda na ubijanie ryb.
– Ach, Sue Ann… – westchnął, po czym parsknął śmiechem. – Mam nadzieję, że w takim razie nie będzie się czuła zobowiązana do pomocy w drugim domu. Może sam powinienem zatrudnić jakąś pomoc, ale nie wiem czy ta działka wytrzyma starcie dwóch tego typu osobowości – zauważył. Nie było tajemnicą, że Sue Ann niejako rządziła w ich domu rodzinnym – a przynajmniej Jeremy, dorosły facet mający niejedno za uszami, odczuwał przed kobietą taki respekt. W zasadzie teraz pomyślał, że przed ubieganiem się w ratuszu o wszystkie potrzebne zezwolenia na budowę, w pierwszym odruchu powinien skierować się właśnie do Sue Ann.
Jeremy spodziewał się jakiegoś komentarza ze strony Eve odnośnie gradobicia wiadomości, dlatego lekko zaskoczony uniósł brew, kiedy z pozoru zmieniła temat.
– Ciężko jest zapomnieć o takim newsie – skomentował z lekkim uśmiechem, a następnie wsłuchując się w kolejne słowa siostry, zmarszczył lekko brwi. – Słucham? Trzymasz w domu oryginalny obraz samego Van Gogha? – zerknął na siostrę jakby liczył na to, że kobieta parsknie śmiechem i za chwilę doda, że ładnie go nabrała. Nic takiego jednak nie nastąpiło. – Cholera, Eve. Dziwnych masz znajomych – dodał kręcąc głową z lekkim niedowierzaniem. – Sejf nie wydaje się złym pomysłem. Możesz też przemyśleć jakiś depozyt w banku, ale pewnie wcześniej musiałabyś ten obraz porządnie zabezpieczyć – ludzie w małych miasteczkach uwielbiają plotkować, więc niewykluczone, że szybko by się rozniosło, że Eve jest prawdziwą bogaczką, która nie wiadomo jakie skarby trzyma w domu. A to jak wiadomo może przyciągać samozwańczych Robin Hoodów albo koneserów czyjegoś majątku.
Roześmiał się słysząc pytanie o Kaylę. – A, czyli o to chodziło z tym Van Goghiem? Wyznanie za wyznanie? – z uznaniem przytaknął głową, na znak że wpadł w te sidła na całego. – Chcesz je poczytać? Obawiam się, że to same obelgi na twojego niewinnego, młodszego braciszka, nie wiem czy to zniesiesz – puścił jej oczko, po czym ponownie wlepił wzrok w drogę. Następnie usadowił się wygodniej w swoim fotelu i po chwili namysłu zaczął mówić. – Od niedawna spotykam się z kimś. Ma na imię Makayla, ale przy pierwszym spotkaniu przedstawiła mi się właśnie jako Kayla. Wiesz, zależało jej na anonimowości, bo… nie była to romantyczna historia, tylko zwykłe, ludzie sprawy – uogólnił, uznając że lepiej darować Eve szczegóły ich schadzek. – Po jakimś czasie połączyły nas sprawy zawodowe. Ale wiesz, jak to jest, zakazany owoc smakuje najlepiej, dlatego spotykaliśmy się dalej… Poznałem nawet jej siostrzeńca – dodał, uznając że ten jeden szczegół naprawdę już musi świadczyć o tym, że było to coś więcej niż tylko seks, ale jednocześnie coś mniejszego niż związek. Spotykanie się. – Nie dałem jej znać, że wyjeżdżam. Nie wiem, co miałbym jej powiedzieć. Wie, gdzie pracuję, więc kłamstwo że to wyjazd służbowy mogłoby szybko wyjść na jaw – dodał. – Jaki wyrok? Jak bardzo mam przejebane? – rzucił pytanie w eter, wlepiając intensywne spojrzenie w drogę.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wiesz, że nie pozwoli ci nikogo zatrudnić. – Uśmiechnęła się do brata, bo wreszcie mogli sobie na spokojnie porozmawiać o Sue Ann. W okolicach domu to było niebezpieczne, bo kobieta wszystko słyszała. Była jak ninja, co jednak nie zmieniało faktu, że Eve kochała ją jak rodzinę. – Myślę, że robi to z przyjemnością. Jest na emeryturze, pracuje dla mnie i dodatkowo wypełnia czas innymi drobiazgami, bo.. chyba tęskni za synami. Obaj wyjechali na studia i rzadko ich widuje a wiesz jaka jest. Lubi móc się kimś zająć. – W efekcie zajmowała się Paxtonami ze zdwojoną energią przyjmując do wiadomości informację o powrocie Jeremy’ego oraz jego przeprowadzce do budowanego na farmie domu. Eve już dawno przestała jej mówić, żeby nie przesadzała z zajmowaniem się domu. Nie po to ja zatrudniła w swoim ośrodku, ale Sue Ann zawsze wiedziała lepiej i nie było z nią dyskusji. Robiła co chciała i tylko czasami przekraczała granicę prywatności.
- Też w to nie wierzę – stwierdziła na jego pytanie o obraz i westchnęła ciężko, bo nie miała pojęcia co się z takimi rzeczami robiło. Nie widziało jej się powiedzenie obrazu w domu. To samobójstwo. Trzymanie go w sejfie albo depozycie też uważała za słabe, bo na prezenty powinno się patrzeć, ale czy na pewno chciała zachować ten na pamiątkę? Uważała, że Sameen tym gestem się nad nią znęcała. Żaden obraz nie zmieni tego, że kobieta zniknęła a teraz udawała, że wszystko było ok. Lepiej, żeby pokazała się na żywo. – Gdzie sprzedaje się oryginały Van Gogha? – Nagle uznała ten pomysł za doskonały. Pozbędzie się go i zyska pieniądze, których tak bardzo potrzebowała na spłatę długów ojca. Może wreszcie uwolniłaby się od lichwiarza, który pomimo śmierci starszego Paxtona wziął sobie za cel jego córkę i jej (nie) ogromne zarobki.
- Może kiedyś nauczymy się być szczerzy bez tych gierek. – Przytaknęła na jego sugestię o psychologicznej metodzie podejście do tematu, ale też wyznała swoje intencje odnośnie ich relacji. Naprawdę chciałaby aby kiedyś mogli ze sobą rozmawiać bez podobnych podchodów.
- Niewinnego? Przestałeś być niewinny, kiedy przyłapałam cię na seksie z pierwszą dziewczyną. – Albo po prostu na seksie z jakąś dziewczyną, bo ostatecznie nigdy nie doszli do porozumienia, czy Jeremy chodził z ów panienką. Skończyło się na krzyku chłopaka, żeby siostra spadała na drzewo, po czym Eve już nie wnikała w jego relacje z pannicą, którą rozdziewiczył (i sam siebie też).
Nie sięgnęła po telefon, bo nie była aż tak wścibska i zarazem czuła, że jak tylko poczyta co takiego jakaś laska wypisywała na temat jej brata, to ją znielubi a nie chciała oceniać kogoś po „wściekłych wiadomościach”.
- Po prostu powiedź, że uprawialiście seks bez zbędnej rozmowy. – Nie bała się takich słów ani tym bardziej historii. Sama nie była jakąś niewinną panną sądzącą, że takie rzeczy nie miały miejsca. Nie była ograniczona ani zaślepiona.
Słuchała go dalej również patrząc na drogę. Znowu pojawiły się tajemnice na temat jego pracy, co trochę zakuło ją w serce, bo czemu ona o niczym nie wiedziała a jakaś panna do ruchania już tak? Ok, to być może nie była tylko panna do ruchania, ale aktualnie Eve nie wiedziała o niej niczego więcej.
- Czyli wasze rody przez pokolenia kłócące się o to, kto łowi lepsze śledzie sprawiły, że ta cała Makayla to zakazany owoc, któremu ty nie możesz się oprzeć? – Nie mogła sobie darować żartobliwego tekstu o rybach, bo jak niby miała rozumieć „sprawy zawodowe”. Oczywiście, że nie chodziło o ryby. Nawet nie wiedziała, czy w Australii łowiło się śledzie i w jakich wodach one żyły. – Pominę fakt, że czuję się urażona tym, że ona wie o twojej pracy a ja nie. – Mlasnęła z niezadowoleniem i westchnęła ciężko zanim dodała: - Czemu po prostu nie napiszesz, że siostra cię potrzebowała? Że musieliśmy wyjechać w sprawach rodzinnych, ale że wrócisz za parę dni i znów się zobaczycie? – Bo to prawda. Mieli sprawę rodzinną, Jeremy pomagał Eve i o ile dalej chciał widywać się z Makaylą to spotka się z nią po powrocie. – Ja bym tak napisała, gdybym znów chciała zaliczyć. – Zerknęła na brata czekając na jego reakcje. Szukała choćby cienia zaczerwienienia na wzmiankę o seksie z Makaylą albo chociaż uśmieszku, że właśnie tego chciał jak wróci.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Są osoby, które zajmują się sprzedażą takich dzieł zawodowo – podpowiedział, choć nazwa tej profesji chwilowo mu gdzieś umknęła. Nic dziwnego, skoro ze światem sztuki i artyzmu miał tyle wspólnego, co świnia z… no właśnie, z Van Goghiem. – Jestem pewien, że jeśli nie w Lorne Bay, to w Cairns na pewno ktoś taki pracuje – dodał. Sprzedaż obrazu również i jemu wydawała się najrozsądniejszym wyjściem, jednak nie tyle co ze względu na długi po ich ojcu (których zresztą nie był świadomy), a po prostu dla świętego spokoju, który w ich obecnej sytuacji był na wagę złota.
– Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze nie tak dawno temu w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, i tak jesteśmy na dobrej drodze – stwierdził wzruszając lekko ramionami. Uważał, że mieli całkiem niezły tempo rozwoju siostrzano-braterskiej relacji. Startowali z pułapu wielu nieporozumień i nigdy nie wypowiedzianych na głos rzeczy, a teraz ot tak, jechali sobie na wycieczkę, uzbrojeni po uszy.
Roześmiał się głośno, kiedy Eve wspomniała o utracie przez niego niewinności. – Wow, podziwiam cię, że nie wyparłaś tego wspomnienia z głowy. Patrzenie na goły tyłem młodszego brata musiało być straszne – dodał wciąż szeroko się uśmiechając i kręcąc z lekkim niedowierzaniem głową, jakby nie mógł uwierzyć, że kiedyś byli tacy młodzi i beztroscy. Jeremy czasami miał wrażenie, byli tacy w jakimś poprzednim życiu. – Uprawialiśmy seks bez zbędnej rozmowy – dodał na końcu, skoro i tak nie bawili się w konwenanse. Rozbawił go kolejny złośliwy przytyk siostry.
– Jesteśmy jak Romeo i Julia śledziowego imperium – rzucił również idąc tym tropem, ale po chwili nieco spoważniał. Czuł się w pewien sposób winien Eve wyjaśnienia, ale jednocześnie wciąż wierzył, że ukrywając przed siostrą pewne fakty, ochrania ją w ten sposób. Nie chodziło o brak zaufania, ale Jer stąpał po cienkim lodzie. W razie, gdyby interes Romana się wysypał i gliny zgarnęłyby również Paxtona, Eve całkiem szczerze mogłaby później tłumaczyć policji w razie przesłuchania, że naprawdę nie miała pojęcia o interesach brata. Z drugiej strony – może wspólnie mogliby ustalić plan działania na taką okoliczność? – Dowiedziała się przypadkiem. To nie tak, że zaprosiłem ją na randkę i zdradziłęm swoje najmroczniejsze tajemnice – wyjaśnił, po czym zerknął na Eve. – Obiecuję, że wszystko ci opowiem. Daj mi jeszcze chwilę. Jeden problem na raz – teraz na tapecie mieli prywatne śledztwo, które nie wiadomo, jak miało się zakończyć.
– Wkurwi się, że nie napisałem jej tego od razu albo nie zadzwoniłem. To nie jest miła i ugodowa panienka, która łyknie wszystko, co się jej powie – westchnął. Oczywiście mówiąc tak nie skłamałby, ale jednocześnie miał poczucie, że rzucenie takiego hasła nie zadowoli Kayli. Pewnie nie suszyłaby mu głowy o szczegóły, ale była konkretną kobietą i zapewne zarzuciłaby mu, że mógł poświęcić te 3 minut na napisanie głupiego smsa – biorać pod uwagę fakt, że mieli się tego dnia spotkać, a Jer ją po prostu wystawił. Uśmieszek, na który czekała Eve, pojawił się na jego twarzy. Po chwili zmalał, kiedy Jer uświadomił sobie jedną istotną kwestię. – To nie jest typ kobiety, którą się zalicza – stwierdził po chwili, na okrętkę próbując powiedzieć w tej sposób, że to chyba nie jest już tylko seks. – Kiedyś przyszedłem do niej z przeprosinami z bukietem kwiatów, kupionym od miejscowej handlarki z Tingaree – dodał po chwili, jakby przyznawał się właśnie do czegoś WOW. Co istotnie takie było, bo Paxton a) nigdy nie przeprosił żadnej kobiety za bycie neandertalem, b) nigdy żadnej kobiecie nie kupił kwiatów. – Okej, powiedziałem to na głos, teraz możemy zapomnieć o tym na wieki – dodał pospiesznie, bo ile rozmowy o seksie nie peszyły go, to jednej rozkminy na temat jego rzekomego romantyzmu – już tam.
- Niedługo będziemy na miejscu. Mamy jakiś plan? Od razu podbijamy do miejscowej policji? - rzucił w międzyczasie.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Westchnęła ciężko wciąż czując nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. Naprawdę była zła o to, że jakaś tam Makayla wiedziała o życiu jej brata więcej niż ona sama.
Przez parę lat się nie widzieliśmy i dużo straciliśmy. Naprawdę sądzić, że los jest wobec nas łaskawy i da nam „jeszcze chwilę”? – Nie chciała brzmieć złośliwe, ale nie umiała tego opanować. – Równie dobrze to może być nasza ostatnia wspólna podróż. – Jedno z nich mogło nie wrócić. – Ale spoko, poczekam. – Wbiła się w fotel jeszcze bardziej niczym obrażona dziewczynka, bo nie umiała ukryć rozczarowania tą całą sytuacją. Sama uzewnętrzniała się przed bratem. Opowiedziała o swojej depresji, próbie samobójczej i o znajomej morderczyni, o której myślała w kontekście zażyłej relacji a on.. on ciągle ukrywał przed nią coś ważnego wmawiając, że łowi śledzie. Na początku może to i było zabawne, ale Eve poważnie zaczynała się martwić zwłaszcza, gdy w grę weszła jakaś tam Makayla znająca jego sekret. Kto wie? Może wspomniana kobieta była zagrożeniem?
- To straszne, że od kiedy pojawiły się komórki i nieograniczona sieć ludzie oczekują, że będziesz na każde ich zawołanie. – Paxton od zawsze uważała, że nie pasowała do tych czasów. Nigdy nie odpisywała na smsa bardzo szybko, bo telefon nie trzymał jej się ręki. Nieraz dostała za to po uszach, choć odpisała, ale nie na tyle szybko aby druga osoba uznała to za dobry znak. Eve nie miała pojęcia w jakim przedziale czasowym odpisywanie było dobre, umiarkowane albo złe na zasadzie, że podobno ci nie zależy. Raz została o to oskarżona, bo akurat drzemała i odpisała ma sms’a po godzinie. Paranoja. - To napisz, że zgarnęłam cię znienacka i byłeś zbyt zaaprobowany mną, żeby myśleć o czym innym. Że potrzebowałeś chwili dla siebie. Cholera, Jer. Jeśli laska nie szanuje twojej integralności, że czasami potrzebujesz pobyć sam i pomyśleć, to słabo. Ludzie mówią, że uczucia sprawiają, że chcemy dzielić z drugą osobą każdy kawałek swego życia, ale czasami każdy z nas potrzebuje czasu tylko dla siebie. Sam ze sobą. Choćby po to aby zrozumieć co czuje, gdy przebywa z drugą osobą. – Albo żeby uporać się z innymi trudniejszymi myślami. Jeśli ktoś nie potrafi uszanował tej potrzeby to Eve wątpiła w taką relację. Jeżeli ktoś oczekiwałby od niej, że od razu się wynurzy i zdradzi wszystkie sekrety, to nie miał szans. Nie była denkiem od słoika, którym można uderzyć o stół i otworzyć. Podobnie myślała o Jeremy’m, więc jeśli jakaś laska robiła mu chryję, bo nie napisał do niej od razu, to Eve już jej nie lubiła. Zwłaszcza, że jak sam brat wspomniał, nie byli w oficjalnym związku.
- Usidliła cię? – zapytała wprost, bo po całej tej rozmowie miała wrażenie, że Jeremy nieco bał się Makayli. Nie w sposób paniczny, że połamie mu ręce albo zabije. Bardziej w sposób w jaki mąż boi się konsekwencji od żony, która przyłapie go na piciu z kolegami choć obiecał, że już nie będzie.
Kobiety bywały przerażające.
- Tak, podbijamy na komisariat. Dowiemy się, kto prowadzi sprawę, a potem pojedziemy do domu dziewczynki. Będziemy potrzebować jej rzeczy, żeby psy wiedziały czego mają szukać. – Obejrzała się za siebie na dwa śpiące czworonogi. – Potem pokażą nam miejsce, z którego zaginęła i tam zaczniemy. Pamiętaj, jesteś moim bratem i od niedawna ze mną pracujesz. – Nie mogli udawać, że nie byli spokrewnieni. Zmiana nazwiska nie wchodziła w grę, bo wtedy policja zacznie coś podejrzewać. Łatwiej było wmówić ludziom, że brat po powrocie do miasteczka nie miał pracy i zatrudnił się u siostry. Logiczne. – Będziesz pracować z Apollo. Widziałeś jak to robię, ale powiem ci o podstawach.
Przez resztę drogi aż do komisariatu wyjaśniła bratu jak należało zachowywać się psem. W jaki sposób być dla niego przewodnikiem, a raczej jak go udawać, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Na miejscu spotkali się z szeryfem Kaminskim, który bez zbędnej zwłoki pojechał razem z nimi do domu zaginionej Mary Beth Oswald.
Zrozpaczeni rodzice wyglądali jak zombie, co przypominało Eve o nich samych. O rodzinie Paxtonów, która w rozpaczy szukała Isabelle. Nie byli skłonni do rozmów i sceptycznie spoglądali na towarzyszące dwóm nieznajomym psy.
Po uzyskaniu zgody od Oswaldów razem z szeryfem poszli do pokoju dziewczynki. Funkcjonariusz zatrzymał się w progu i czekał aż przewodnicy wezmą to co chcieli. Eve ostrożnie stąpała po pomieszczeniu najpierw patrząc na prywatne rzeczy Mary Beth oraz na jej zdjęcia. Od razu zerknęła na brata dając do zrozumienia aby też spojrzał na fotografie; na to dziecko łudząco podobne do ich siostry. Do jedynej blondynki w rodzinie o tak samych ciemnych oczach jak ich. Wiele osób śmiało się, że Isabelle była córką listonosza a nie ich ojca, ale w rzeczywistości najmłodsza z Paxtonów odziedziczyła geny po babci od strony matki.
Eve otworzyła jeden z trzymanych worków wrzuciła do niego poduszkę z łóżka Mary Beth. Chwilę się zastanawiała aż nagle odrzuciła kołdrę i zgarnęła prześcieradło, które upchała do tego samego worka.
- Łóżka są nami przesiąknięte. Włosy, pot, ślina i płyny ustrojowe.. pełno w nich naszego zapachu – wyjaśniła niby to szeryfowi, który nie wiedział, co Paxton wyprawiała, ale tak naprawdę przekazywała to bratu, do którego dłoni wcisnęła wypełniony worek.
Wszystko co robiła w pokoju czyniła mozolnie dając Jer’owi czas na rozejrzenie się po pomieszczeniu, bo być może zauważy coś co zasugerowałoby, że wcale nie mieli do czynienia z ich mordercą.
- Czy jeszcze czegoś potrzebujecie? – Szeryf się niecierpliwił.
- Butów dziewczynki. Najlepiej takich, w których często chodziła. – Nie mogła prosić o buty, w które Mary Beth ubierała na co dzień, bo spodziewała się, że to właśnie w nich zaginęła. – Z tymi rzeczami możemy jechać do miejsca zaginięcia.
- Jesteśmy w nim.
- Słucham?
- Oswald ostatni raz była widziana w ogrodzie za domem. – Szeryf kiwnął głową w stronę okna, z którego widać było wspomniany ogród.
Eve porozumiewawczo spojrzała na brata. Albo ich skurwiel stał się zbyt pewny siebie albo to nie on.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Po słowach Eve o być może ostatniej wspólnej podróży w samochodzie na dłuższą chwilę zapadła zupełna cisza. Jer nie chciał w tym momencie karmić siostry jakimiś pustymi sloganami o tym, że po powrocie do Lorne Bay urządzą sobie „brother and sister day” i wtedy na pewno wszystko jej wyśpiewa. Nie wiedział w jakim stanie będą po powrocie. I czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek będą chcieli ze sobą rozmawiać. Cholera, czasami naprawdę żałował, że nie posiadł bardziej rozwiniętych umiejętności społecznych. Być może dzięki temu byłby w stanie trochę rozrzedzić gęstą atmosferę, która zapadła w aucie.
– Wystawiłem ją wieczór przed naszym wyjazdem – przez robotę, która na ten moment jeszcze była tematem tabu. – Nie znam się, ale chyba wypadało już wtedy ja uprzedzić, że nie przyjdę – westchnął. Olewanie dziewczyn, które zaliczał będąc w trasie, należało do jego specjalnych skilli. Nigdy nie miał z tym problemu, a wpływał na to fakt, że miał świadomość że i tak już nigdy więcej ich nie zobaczy. Jer nie wracał do tych samych miejsc, a pędził przed siebie. W tym przypadku miał jednak zamiar wrócić do Lorne Bay. Do Makayli… o ile jeszcze będzie do czego wracać. – Czuję się tak, jakbyśmy znowu byli w liceum i jakbyś podpowiadała mi jak wykręcić się z pójścia na studniówki z jedną panną na rzecz drugiej – roześmiał się, po czym zmarszczył brwi. – Widzisz, tyle że mi pasuję ten jej temperament i charakterek. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale myślę że to może być jakiś pojebany sposób na okazanie troski – wyjaśnił swój punkt widzenia. Generalnie zgadzał się Eve, każdy od czasu do czasu potrzebuje zaszyć się w swojej samotni. Ale jednocześnie wiedział, że gdyby sytuacja była odwrotna, sam by się wkurwił i oczekiwał chociaż zwykłego smsa, że u niej okej. Za to na pytanie o usidlenie zareagował jedynie nieco nerwowym śmiechem. Nie chciał jeszcze określać się w taki sposób, nie teraz, skoro mogło się okazać, że popełniłby całkiem spory falstart.
W skupieniu wysłuchał wskazówek Eve. Nie miał zamiaru forsować tutaj swoich wizji tego, jak powinni to wszystko rozegrać. Eve była profesjonalistką i najlepiej znała realia tego typu spraw. On co najwyżej znał realia obicia komuś mordy w celu uzyskania informacji. Dlatego kiedy znaleźli się już na miejscu posłusznie słuchał siostry, bez mrugnięcia okiem idąc w wymyśloną przez nią narrację. Widok dziewczynki na fotografii wskazanej przez Eve sprawił, że cała treść żołądka podeszła mu do gardła. Był przekonany, że są na dobrym tropie, dlatego w pierwszej chwili słowa szeryfa o ogrodzie nie do końca do niego dotarły. Podszedł do okna i przez chwilę gapił się na wielki ogród za domem.
– Jest pan pewien? Na pewno nie pomylił pan tej sprawy z aktami jakiejś innej? – wypalił, w ogóle nie myśląc o tym, że podważał właśnie nie tyle co kompetencje, a inteligencję szeryfa. Który z resztą wzburzył się niego usłyszawszy pytanie Paxtona.
– Może to pana zdziwi, ale do naszego miasta dotarło coś takiego, jak umiejętność składania ciągu liter w słowa. Jestem pewien – potwierdził wymierzając Jerowi surowe spojrzenie.
– Okej, nie było pytania – postanowił odpuścić, bo to nie był czas na wywalanie jaj i porównywanie, który z mężczyzn ma większe. – Czy Oswaldowie mają zainstalowany monitoring? – dopytał, choć nic takiego do tej pory nie rzuciło mu się w oczy.
– To miasteczko liczy niecałe 500 mieszkańców. W Queensland zasłynęliśmy do tej pory chyba głównie z inwazji szczurów, która miała miejsce parę miesięcy temu. Nie, przeciętny mieszkaniec Karumby nie ma zamontowanego monitoringu, a na jego dom nie rzuca okiem firma ochroniarska -tym razem szeryf postanowił powyzłośliwiać się w stosunku do Jera, osiągając tym samym remis.
Jer podszedł do Eve i chwycił ją lekko za ramię na znak, że chciałby zamienić kilka słów na osobności.
– Eve, a co jeśli… co jeśli on zmienił… rozszerzył swoje metody? – spytał cicho i nie dając Eve chwili za odpowiedź, kontynuował. - Jakiś czas temu na naszej farmie pojawiła się pewna kobieta. Wypytywała o sprawę Isabelle, początkowo myślałem, że to dziennikarka i chciałem przegonić ją w cholerę. Ale okazało się, że cztery lata temu zaginął jej dzieciak. Chłopiec – uściślił, bo to było clue całej sprawy. – W lunaparku, w środku dnia, ojciec stracił go na chwilę z oczu i dzieciak puff, wyparował. Nikt nic nie widział. Monitoring niczego nie uchwycił – wyjaśnił, czekając na ocenę Eve. Wtedy nie uznał tego za nic wartego powtórzenia siostrze, bo przecież zawsze chodziło o dziewczynki.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie wnikała w rozmówki między Jeremy’m a policjantem. Nie czuła też potrzeby interweniowania w obliczu świadomości, że być może cała ta sprawa nie miała związku z Isabelle. Że ich cholernik, którego szukali, wcale nie był w to zamieszany. Nie musiał, ale mógł. Mógł także zmienić sposób działania. Robił to wszystko przez tyle lat, że oczywistym były innowacje i przede wszystkim większa pewność siebie przekonująca go, że mógł wszystko. W końcu przez tyle lat nie został złapany, więc czemu miałoby to się stać teraz? Na dodatek w tak małym miasteczku, w którym można było się przemknąć, capnąć dzieciaka i zwiać. Jedyne co policja mogłaby mieć to nietypową markę auta, którego nie znali sąsiedzi, ale to za mało. O wiele za mało na tego drania.
Czując rękę na ramieniu wyrwała się z zamyślenia i najpierw spojrzała na brata, a potem na szeryfa.
- Pójdziemy do auta i przygotujemy psy. Po drodze chciałabym jeszcze dostać buty, w których ostatnio chodziła Mary Beth. Załatwi to pan z rodziną? – Nie chciała wdawać się w rozmowy z zrozpaczonymi rodzicami. Zazwyczaj tego unikała ów kwestię pozostawiając policji. Byli bardziej kompetentni i przede wszystkim rodziny ich znały. Obca baba z psami mogła nie być najbardziej pożądaną osobą do rozmów.
Zgodnie ze swymi słowami poszli z bratem do auta, przy którym Eve przystanęła i uniosła brwi na znak, że jest gotowa słychać co takiego chciano jej przekazać. Oczywiście, że odczytała gest Jeremy’ego, ale skoro on nie odezwał się przy szeryfie to musiało być coś delikatnego.
- Chodzi o młodego Stranda? – Fiksacja Eve na temat porywanych dzieci sięgała głębiej niż mogłoby się wydawać. W głównej mierze interesowała się dziewczynkami podobnymi do Isabelle, ale w tak naprawdę znała każdą sprawę z okolicy (jak nie z całego wschodniego wybrzeża). – Słyszałam o tym. – A że autorka posiada postać, która jest kochanką szwagierki Fitzgerald to skojarzyłam fakty. – Nie sądzę aby gwałciciel dziewczynek nagle zmienił upodobania. To tak nie działa. – Przynajmniej tyle ile mogła wyczytać z książek, ale psychiatrą nie była. – Zresztą, to i tak sprawka handlarzy ludźmi. – Policja na pewno też brała tę opcję pod uwagę, której Eve przytakiwała.
Otworzyła tylną klapę pick-upa pozwalając psom z niej zeskoczyć. Na czas, kiedy byli w domu te przebywały na zewnątrz. Nie była durna. Nie zostawiłaby psów w metalowej puszcze.
Trzymając obie smycze chciała przekazać je bratu aby samej móc zgarnąć resztę potrzebnych rzeczy, ale się wstrzymała widząc niepocieszoną minę Jeremy’ego.
- Słuchaj.. trochę siedzę w tym temacie i dzięki współpracy z policją mam dostęp do niektórych akt. – Wiadomo, że nielegalnie, bo w ramach przysługi. – W Australii działa pewna grupa.. właściwie to siatka. Nie mają nazwy, ale kiedy chodzi o handel ludźmi, to zawsze ma związek z nimi. Dwa lata temu policja w Perth dostała cynk o dużym przemycie narkotyków. Tak naprawdę to była mistyfikacja. Zaledwie trzy kilo koki tylko po to aby odciągnąć służby od kontenerów wypełnionych ludźmi. - Pamiętała to. Ściągnęli wtedy wszystkich byleby nic im nie umknęło. Trzy dni przeszukiwali każdy statek wpływający do Perth. – Ten młody pewnie teraz mieszka z jakąś rodzinką w Japonii. – Mało pocieszające, ale lepsze to od śmierci, czyż nie? – Ale – Jednak było jakieś „ale”. – Nie mówię nie. Nie twierdzę, że nie masz racji. Jakiś czas temu pomyślałam sobie, jak kogoś takiego stać na podróże? – Zgodnie z tym co odnalazła Sameen i co pokazała bratu facet porywał i mordował dziewczynki w różnych krajach. – Owszem, może zarabiać kupę kasy, ale co jeśli w rzeczywistości robi coś na boku? Skoro zna się na porywaniu dzieci to czemu by nie być pionkiem w wielkiej machinie i nie porywać ich dla tej całej chorej siatki? – Nie miałoby to związku z jego potrzebami, które zaspokaja w konkretny sposób, ale z umiejętności, które zdążył nabyć. Cholera, gość pewnie był już staruchem albo co gorsza.. mógł być parę lat starszy od nich a swoje polowania zaczął w bardzo młodym wieku. – Ale to tylko teoria. – Wzruszyła ramionami, bo nie miała żadnych dowodów ani podstaw do tego aby móc z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ich morderca robił również to, o czym wspomniała.
Otworzyła tylne drzwi auta wyjmując swój plecak, który zarzuciła na ramiona i wyciągnęła kamizelkę dla Jello, której nie założyła, bo znów coś ją tknęło. Poczuła, że wcale nie chodziło o prawdopodobny związek zaginięcia Stranda z Isabelle a:
Jesteś mądry Jer – W to nigdy nie wątpiła. – Od razu po rozmowie z tą kobietą wiedziałeś, że obie sprawy nie mają związku, a jednak nagle mi o tym wspomniałeś. – Czyżby brata coś tknęło? – Chcesz im pomóc? – zapytała wprost, bo wiedziała, że ich sprawa była priorytetem, ale jeśli Jer czuł dziwną potrzebę pomocy tamtej rodzinie, to kim była aby go od tego odwieść?
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Z jednej strony gdzieś w głębi wiedział, że sprawa małego Stranda nie była powiązana ze sprawa Isabelle – w końcu sam od razu odrzucił tę opcję podczas spotkania z jego matką. Ale z drugiej – tak bardzo chciał doprowadzić ich sprawę do mety, że zaczynał łapać się każdej możliwej opcji. Co nie było dobre, bo była to oznaka tego, że w jego działanie wkradała się desperacja. A od bycia zdesperowanym pozostawał już tylko krok od podejmowania nieracjonalnych decyzji, które mogły zepsuć wszystko to, co wypracował przez ostatnie lata.
– Kurwa – skomentował słowa Eve o grupie handlującej ludźmi. – Jebani doskonale wiedzą, co robią. To nie są amatorzy – stwierdził dość oczywiste fakty. Oczywiste, a jednocześnie przerażające. – Czyli jest praktycznie nie do namierzenia – dodał odnośnie dzieciaka. Dla dzieciaka może i lepszy był taki żywot, ale dla jego rodziców? Oznaczało to, że prawdopodobnie już nigdy nie domkną tego rozdziału. O wiele łatwiej byłoby im, gdyby służby odnalazły ciało, a Strand i Fitzgerald mogli pochować syna. A tak? Pozostaną w zawieszeniu jeszcze na długie lata. Zerknął na nią na wspomnienie o „ale”, uświadamiając sobie, że chyba dokładnie na coś takiego czekał. Zmarszczył brwi, dokładnie analizując każde wypowiedziane przez Eve słowo. – To brzmi bardzo racjonalnie, Eve. Warto w tym poszperać – skomentował, próbując przetworzyć w głowie wszystko, co powiedziała. Niestety jeśli teoria Eve miała w sobie ździebko prawdy, oznaczało to że ich skurwiel nie był tylko pojebanym psychopatą. Był również zdroworozsądkowym facetem potrafiącym dobijać biznes. – Jak wrócimy będę mógł zerknąć okiem na akta w tej sprawie? Może i mi otworzy się wtedy parę szuflad w głowie – o ile Eve trzymała kopie tych dokumentów w domu, a nie po prostu załatwiła sobie do nich dostęp dzięki swojej współpracy z policją. Sam również przechowywał u siebie w pokoju karton z wycinkami z lokalnych gazet dotyczącymi tego rodzaju spraw. Nie ograniczał się jedynie do dziewczynek, chomikował tak naprawdę wszystko, łącznie z tym co na pierwszy rzut oka wydawało mu się na tamten moment bez związku. Ale może po przejrzeniu tego wszystkiego jeszcze raz, w świetle informacji o handlu ludźmi, otworzą mu się nowe szufladki.
Chwilę zastanowił się nad odpowiedzią, po czym sam również narzucił plecak na plecy.
– Tak, dlatego nie zawracałem ci wtedy głowy – przyznał. Od razu odrzucił opcję połączenia tych dwóch spraw właśnie ze względu na płeć dziecka. – Ale pół mojego życie spędziłem na gonitwie i szukaniu śladów. Może mógłbym pogłowić się również nad inną tego typu sprawą – dodał, samemu do końca nie wiedząc skąd wynikała ta chęć pomocy. W samym Queensland były setki tego typu zaginięć. Jeremy spotkał na swojej drodze wiele zapłakanych matek i ojców. Może po prostu to osiedlenie się, budowa domu sprawiły, że poczuł silniejszy niż kiedykolwiek lokalny patriotyzm i akurat w tym przypadku mógł spróbować jakoś naprowadzić rodziców na odpowiedni trop. – Zgaduję, że przy tej sprawie nie współpracowałaś z policją? – spytał głaskając gotową Jello po karku. W międzyczasie kątem oka dostrzegł zbliżającego się do nich szeryfa niosącego w dłoni jakiś przedmiot, zapewne należący do zaginionej Mary Beth.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Świat jest wielki. – Strand mógł być wszędzie a opcja z nową rodziną w Japonii to tylko przykład. Bardzo łagodny w porównaniu z tym, co działo się z niektórymi dzieciakami będącymi ofiarami handlarzy ludźmi. O tym opcjach Eve nie chciała mówić na głos. To ją samą mierziło tak bardzo, że gdyby tylko obok stał jeden z ludzi zaangażowanych w ów działalność przestępczą to nie wahałaby się rzucić na niego z łapami (najlepiej mają pistolet w dłoni). Od dawna w swej głowie miała mordercze zamiary. Mogłaby powiedzieć, że było jej wstyd, ale to nie prawda. Dla takich ludzi nie miała skrupułów. Nie od kiedy jako nastolatka ujrzała ciało Isabelli.
- Chyba gdzieś je mam. Będę musiała poszukać. – Dokumenty nie powiązane z siostrą trzymała w piwnicy. Nie były one posegregowane, więc znalezienie tych konkretnych na temat młodego Stranda trochę zajmie, czego Eve odrobinę chciała darować bratu. Nie była pewna, czy powinien w tym szperać uświadamiając sobie, jak wiele dzieci w ich kraju znikło bez śladu. Czy był na to gotów?
- Skoro nie możemy zamknąć swojej sprawy to chcesz domknąć inną? – To nie było pytanie, na które oczekiwała odpowiedź. Musiała przyznać, że rozumie, bo nie bez powodu zajęła się taką a nie inną pracą. Pomagała ludziom i służbą. Znajdowała zagubionych turystów, przemycane osoby, narkotyki, broń.. rozwiązywała inne sprawy z nadzieją, że pomoc w odkryciu tych rzeczy da jej ukojenie. Niestety tak się nie działo. Czuła satysfakcję i była dumna, że osiągnęła tak wysoki poziom w swej dziedzinie, ale to nigdy nie pomogło jej wypełnić lukę po Isabelle.
- Jak dobrze kojarzę, byłam wtedy w Melbourne. – Za daleko aby zdążyć na czas. Poza tym, miała na miejscu inne zlecenie. Nie mogła być w dwóch miejscach na raz. To fizycznie niemożliwe, ale policja w Cairns też miała psa wyszkolonego przez samą Paxton, więc na pewno go użyto. Inna kwestia czy przewodnik się spisał (pies z psem, ale przewodnik też był ważną częścią całego procesu). – Ślad się chyba urwał. – Teraz dokładnie nie pamiętała akt, ale możliwe, że coś takiego miało miejsce co oznaczało, że porwano małego Stranda do samochodu. Czy żałowała, że nie było jej wtedy w mieście? Na pewno. Nie mogła jednak obwiniać się za każdego zaginionego dzieciaka.
Zacisnęła wargi woląc nie myśleć o tym, że jej prawdopodobna teoria na temat ich skurwiela mogłaby okazać się prawdą. Że facet porywał inne dzieci dla zarobku i nadal nie został złapany. To by oznaczało, że był sprytniejszy niż wszyscy sądzili i jeszcze gorzej będzie go złapać (jakby do tej pory nie było trudno).
- Dziękuję szeryfie. Zaczniemy do ogrodu. – Kiwnęła głową na znak, żeby ich tam poprowadził. – Na razie popracuje z Jello. – Szepnęła do brata, który trzymał smycz Apollo. Jeszcze w samochodzie powiedziała, że Jeremy był jedynie towarzyszem i miał udawać pracującego przewodnika. Nikt nie musiał wiedzieć, że dopiero gdy Paxton nałoży psu szelki, ten wchodził w tryb pracy. Apollo ich nie miał. Smycz była upięta obroży sprawiając, że czworonóg był mniej czujny od Jello, co jednak nie zmieniało faktu, że był grzeczny i trzymał się nogi.

Praca Jello w ogrodzie najpierw doprowadziła ich do szopy na tyłach, co później okazało się być typową ścieżką zabawy Mary Beth, która w kącie trzymała swoje zabawki. Eve zainteresowała się zamrażarką, ale szeryf powiedział, że trzymano w nim jedzenie na zapas. Paxton nie wnikała pozwalając suczce pokierować ich w innym kierunku aż do płotu sąsiadującego z posesją obok. Poszli tam i ruszyli dalej aż do dziury w ogrodzeniu. Dorosła osoba z trudem by się tamtędy przecisnęła, ale się dało, co Eve sama sprawdziła. Szeryf sobie darował idąc dookoła, ale Jeremy próbował pójść za nią, co oboje podsumowali oczywistym wnioskiem, że facet musiał być mniejszy od Paxtona, któremu zajęło to zbyt wiele czasu i wysiłku. Był niższy i na pewno chuderlawy.
Ruszyli wąską ścieżką pomiędzy dwoma działkami, skręcili w prawo i zatrzymali się przed gęstymi krzakami. Jello ciągnęła ich dalej pomiędzy nimi, lecz Eve się wstrzymała mówiąc szeryfowi aby sprawdził krzaki, bo być może przechodząc przez nie ktoś zostawił jakiś ślad.
- Mam jakieś dziwne przeczucie – podzieliła się swoim spostrzeżeniem z bratem. – Nie wiem.. coś mi tu nie gra. – Jeszcze nie wiedziała co, ale coś jej się nie podobało.
Czekając aż szeryf ze swym pachołkiem z policji sprawdzi krzaki rozejrzała się na boki. Ktoś musiał mieć w sobie sporo determinacji, żeby przedzierać się przez dziurę w płocie i przez krzaki. Przede wszystkim, co chyba było gorsze, dziewczynka albo była wtedy nieprzytomna albo znała swego oprawcę.
- Można iść. – Szeryf trzymając coś w ręce wskazał im drogę. Najwyraźniej coś znalazł, ale to nie musiało interesować Eve. Miała znaleźć dziewczynkę a nie skupiać się na detalach, choć zerknęła na folię dostrzegając w niej fragment jakiegoś materiału.
Przedarła się przez krzaki pozwalając Jello dalej ich prowadzić. Szli tak przez ponad dwadzieścia minut przez zalesiony teren, co jeszcze bardziej nie spodobało się Paxton. Ktoś kto porywał dzieci raczej od razu wrzuciłby je do auta i dzida.. po co iść z nim aż tyle czasu?
- Może pies się myli? – zagadał szeryf, któremu Eve nie pozwoliła zasiać w sobie niepewności. Psy były inteligentne i dużo czuły. Emocje przewodnika przekładały się na nich, dlatego musiała nad sobą panować i przede wszystkim nie mogła zdradzić, że miała pewne wątpliwości co do pracy swego psa.. bo nie miała. Ufała Jello i wiedziała, że suczka się nie myli a gdyby ta miała wątpliwości, to dostrzegłaby to w jej oczach oraz postawie.
- Nie. Jestem pewna, że tą ścieżką szła Mary Beth. – Z własnej woli albo nie, ale tutaj była. Jej zapach był dla Jello wyczuwalny. Psina ani przez chwilę się nie wahała, co dodatkowo budziło w Eve dziwne przeczucia.
Szli tak jeszcze przez kolejne piętnaście minut aż dotarli do terenu z wozami kempingowymi. Chwilę zajęło nim Jello straciła trop w miejscu, w którym widoczne były wyraźne ślady jednego z domów na kółkach. Dla pewności Eve poprowadziła Jello dalej, ale ta wciąż się upierała na tamto miejsce.
- Trzeba sprawdzić, kto tutaj parkował. – Tą pracą powinna zająć się policja, na której odejście cierpliwie czekała. Dla pewności odprowadziła ich wzrokiem i znów rozejrzała się na boki.
- Jako ekspert od ryb, co myślisz? – zapytała Jeremy’ego nie darując sobie nawiązania do jego pracy.Pomyśl. Jesteś porywaczem i musisz przenieść dziecko z jednego punktu do drugiego. Czy szukać szybkiej drogi aby móc wsiąść do auta i zwiać jak najdalej czy wleczesz się z nim nie wiadomo ile przez krzaki aż do tego miejsca? – Pełnego innych kamperów, gdzie na bank ktoś cię może zauważyć. Wcześniej Eve zostawała z tymi myślami sama, lecz teraz skorzystała z obecności brata ciekawa, jak on to widział.Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju. Nie mam węchu psów, ale pracuje z nimi od dawna i mam wrażenie, że linia zapachowa jest zbyt wyraźna. Tak, jakby ktoś porwał tę małą trzy godziny temu a nie wczoraj. – Zbliżała się prawie druga doba od zaginięcia i choć warunki pogodowe sprzyjały w utrzymaniu się zapachów, ten na oko Eve był za wyraźny, co wyczytała ze sposobu pracy Jello.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jer chyba faktycznie potrzebował poczuć odrobinę „sprawczości”. Że choć jego gonitwa za własnym ogonem przez ostatnie lata nic przyniosła do tej pory wymiernego skutku, to może chociaż pomoże komuś innemu. Nigdy nie pomagał innym w takim wymiarze jak Eve – ba, prędzej siał w ich życiach spustoszenie. Przez ostatnie lata otaczał się głównie ludźmi z półświatka i nie miał żadnych skrupułów przed wykorzystywaniem ich dla własnych korzyści – głównie dlatego, że nie miał wątpliwości, że oni postąpiliby wobec niego dokładnie tak samo.
Skłamałby mówiąc, że nie przyszło mu do głowy, że o dziwo w sprawie małego Stranda pomocny mógłby okazać się Jović, jego szef. Serb zajmował się handlem nielegalną bronią, ale możliwe, że przez lata docierały do niego różne informacje na temat handlu dzieciakami. Jeśli Paxton miał swoje mroczne tajemnice, to nawet bał się pomyśleć, co mógł skrywać Roman. Serb był z jednej strony najbardziej obrzydliwym człowiekiem, z jakim Jer do tej pory miał przyjemność pracować, ale jednocześnie miał w sobie coś, co pozwalało mu przez lata trzymać swoją pozycję. Był jak karaluch, który przeżył kilka wybuchów bomb atomowych, a i tak wciąż całkiem dobrze się trzymał. I choć w oczach wielu był żałosnym starcem o seksistowskich poglądach, ludzie czuli wobec niego respekt. Paxton nigdy nie chciałby, żeby Eve poznała tego człowieka, ale czy w końcu dojdą do takiego punktu, kiedy będą musieli poszukać śladów w ten sposób? Jeremy nie mógł na ten moment wykluczyć tej opcji. Musiałby mieć jednak pewność, że siostra wytrzyma zderzenie z tym światem.

Bez żadnego marudzenia wykonywał wszystkie czynności, o które poprosiła go Eve, łącznie z przechodzeniem przez dziurę w ogrodzeniu. Coś, co na co dzień mogło kojarzyć się z dziecięcymi figlami, tym razem wydawało się być dość okrutne, biorąc pod uwagę, że być może tędy do ogrodu dostał się porywacz, a następnie przeciągnął przez nią małą Mary Beth.
– Kiedy wychodziliśmy z domu słyszałem, jak ojciec małej mówił gliniarzom, że Mary Beth na pewno nie poszłaby nigdzie z nieznajomym. Była na to uczulona przez rodziców – odparł po chwili, kiedy czekali aż szeryf sprawdzi krzaki. – Ile może ważyć dziewczynka w jej wieku i jej wzrostu? Trzydzieści, trzydzieści pięć kilo? To już jest konkretny ciężar. Gdyby porywacz ją ciągnął, zostałby jakiś ślad tam pod ogrodzeniem – zwłaszcza, że „pod dziurą” była dość wygnieciona ziemia, na której zapewne pozostałby ślad po przeciąganiu tam czegokolwiek. A Jer widział jedynie dość wyraźne odciski butów. Gdyby więc miał wysnuwać swoje teroie, dziewczynka była przytomna w chwili, gdy wychodziła przez dziurę w ogrodzeniu. Musiała więc opuścić ogród z własnej woli. Dopiero później ewentualnie mogła zostać ogłuszona, tak żeby porywacz mógł ją dobie przerzucić przez ramię i pokonać gęste zarośla.
Eve ufała psiakom, a Jeremy ufał Eve. Dlatego bez słowa, mimo marudzenia szeryfa, pokonywał krzaki, aż w końcu dotarli do pola kempingowego. Jer zaczął rozglądać się, zerkając kątem oka na oddalających się policjantów. Zaśmiał się gorzko słysząc, jak nazywa go Eve.
– Myślę, że komuś nie zależało na czasie – odparł przetwarzając w głowie słowa siostry. – Albo wcale nie uciekał – dodał po chwili, jakby obawiał się wypowiadanych przez siebie słów. Co nie było niezgodne z prawdą, bo zaczynał czuć, jak zaczynają go przerażać jego własne myśli. Po chwili spojrzał zaintrygowany na Eve. Sam nie miał doświadczenia z psami, dlatego nie był w stanie wyłapać takich detali samodzielnie. – Myślisz, że była tu przetrzymywana od wczoraj? – uniósł lekko brew, po czym podrapał się po brodzie. – To możliwe, że kamper mógł być tutaj zaparkowany powiedzmy przez całą noc i odjechać niedługo przed pojawieniem się policji. Tylko czy jeśli Mary Beth siedziałaby cały ten czas w środku, przytomna bądź nie, to czy jej zapach wciąż byłby tak wyraźny? – rzucił pytanie w eter, z minuty na minutę coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że Eve miała rację, że coś tu nie grało. – Jeżeli porywacz pozwoliłby jej wyjść, na pewno ktoś by ją zauważył. Co oznacza, że facet musiał być pewny tego, że w nikim nie wzbudzi to podejrzeń. Może była tutaj już wcześniej – zaczął wypluwać z siebie różne myśli. Sam już nie wiedział, czy to co mówił, miało sens.
W międzyczasie podszedł do nich szeryf, który – kiedy jego chłopcy zajmowali się ustaleniami, kto mógł tu parkować – sam rozglądał się po polu kampingowym.
– Gdzie byli rodzice w chwili zaginięcia? – spytał Jer, nie przypominając sobie, żeby było to powiedziane wcześniej.
– Matka była cały czas w domu. Ojciec dopiero wracał z pracy, przebijał się przez korki – odparł szeryf. – Pani Oswald utrzymuje, że cały czas zerkała na małą, ale może próbuje w ten sposób trochę rozmyć poczucie winy. Mała była na znajomy, terenie, więc nic dziwnego, że matka mogła pozwolić sobie na chwilę relaksu przy ulubionym programie kulinarnym albo czymś takim – zauważył. Z tego co udało się zauważyć Jerowi telewizor znajdował się w salonie, pod ścianą od frontu. Pani Oswald oglądając telewizję musiała być więc odwrócona tyłem do okna z widokiem na ogród.
Eve Paxton
ODPOWIEDZ