lorne bay — lorne bay
27 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Don't you think I look pretty
Curled up on this bathroom floor?
But where you see weakness, I see wit
Sometimes I fall to pieces
Just to see what bits of me don't fit
001.
i promise you i'm not broken
i promise you there's more
Ten upał go dobijał.
Żar lał się z nieba niczym najcięższa z zasłon, szczelnie okrywając wszystko, co odważyło się zrobić krok poza tak cenny teraz cień. Sprawiał, że powietrze drgało od ciepła, a człowiek miał ochotę wejść do wanny z lodem i już nigdy z niej nie wyjść; choć zapewne większość mieszkańców Lorne Bay przyzwyczaiła się do tak wysokich temperatur, to w tych momentach Manu rozpaczliwie tęsknił za ochroną drzew Tingaree, których w młodości przecież tak nie doceniał. Wiedział jednak przecież, że pragnienie powrotu do lasu jest jedynie tymczasowe; wszak wręcz doskonale bawił się w zewnętrznym świecie - łatwo było udawać, że nie tonie.

A brzytwy, choć tak raniące, pozwalały mu się utrzymywać przez jakiś czas na powierzchni.

Zmrużył oczy, ze swoistą złością wpatrując się w promienie słoneczne, które tak zręcznie wpadały przez niedalekie okno; zakołysał się na boki na obrotowym krześle, na którym posadził go funkcjonariusz i posłał mu krzywy uśmiech, gdy ten uniósł na niego wzrok. Że też akurat musiał się przypałętać; choć w teorii tym razem Manu ukradł jedynie tandetny łańcuszek, to zdawało się, że ten konkretny policjant zaczynał go kojarzyć. To nigdy nie było nic dobrego; szczególnie kiedy śmierdziało od niego służbistą. Uparł się, że po Manu powinien go przyjechać - a choć Fairweather z początku się kłócił, koniec końców stwierdził, że to wcale nie musi być taki zły pomysł.

Darmowa podwózka do domu nigdy nie była czymś złym.

Rzecz jasna, zadzwonienie do Milo równało się samobójstwu; był to kuszący pomysł, choćby po to, żeby tylko zobaczyć wyraz twarzy brata, ale nie miał teraz siły na kolejne kłótnie. Z jakiegoś powodu nie chciał również dzwonić do Milani; pewnie była wystarczająco zajęta. Nic dziwnego więc, że finalnie wybrał numer Marnie; najmłodszej siostry, szczęśliwej mężatki, która ostatnio sama się oferowała, że mu pomoże. Pozostało więc tylko czekać na jej przyjazd.

Ponownie zakręcił się na krześle, zdobywając tym samym kolejne pełne dezaprobaty spojrzenie policjanta i zaoferował mu kolejny uśmiech. Czuł się jak nastolatek, który właśnie trafił na dywanik do dyrektora szkoły. Dobre sobie. Przez chwilę zajął się spinaniem przydługich włosów w kok, chcąc choć na chwilę uwolnić się od nadmiernego potu i westchnął ciężko. Tyle zachodu o durny łańcuszek.

Przymknął oczy, rozsiadając się wygodniej na krześle i odchylił nieco głowę do tyłu, ręce składając na brzuchu. Jeżeli nie byłoby tak gorąco, to mogłoby to być nawet dobrą chwilą relaksu. Dopiero po jakimś czasie uchylił powieki, słysząc niedaleko znajomy głos; pozwolił, by wargi wygięły się w cieplejszy uśmiech, kiedy spostrzegł idącą w ich stronę siostrę.

— Tak, zdecydowanie bardzo żałuję, panie władzo — wciął się po chwili, gdy policjant tłumaczył, dlaczego właściwie Manu tu był i uniósł dłonie do góry, wnętrzem skierowanymi w jego stronę. — Nigdy więcej tego nie zrobię, przyrzekam. Nawet już przecież zapłaciłem, a skoro pojawiła się tu moja kochana siostrzyczka, to chyba wszystko dobrze, prawda?

Podniósł się z krzesła, niezbyt czekając na odpowiedź i skinął głową drugiemu mężczyźnie, by zaraz spojrzeć na Marnie, wsuwając dłonie do kieszeni swoich spodni.

— Możemy już iść? Umieram z głodu. Jadłaś? Jak nie, to ja stawiam.
Marnie Clarke
powitalny kokos
.ikumi.
louis & ellie
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie był to pierwszy raz, kiedy odbierała Manu z komisariatu. Podejrzewała, że również nie ostatni. Martwiła się o starszego brata, ale nie zamierzała wyskakiwać do niego z umoralniającymi gadkami. Wystarczyło, że Milo go takimi raczył, albo raczej próbował, bo nie wychodziło mu to za bardzo i potem wszyscy wychodzili skłóceni. Nie, Marnie zamierzała być spokojna. Pomóc w miarę potrzeby, zrobić Manu obiad a nawet czasem go przenocować, jeśli Ty nie robił problemu. I chociaż jej mąż tak nie uważał, ona wiedziała, kiedy powiedzieć stop. Na razie nie było takiego momentu, ale też Manu nie prosił młodszej siostry o coś, przez co miałaby kłopoty i brzydkie zamieszanie w życiu. A dopóki tego nie robił, Marnie nie widziała powodu, by mu nie pomóc. W końcu to jej brat, prawda?
Nie zdziwiła się mocno, gdy dostała telefon z komisariatu. Może nawet trochę ucieszyła gdy usłyszała informację od Manu, by go odebrała, bo znowu siedzi. W końcu to oznaczało, że może i został przyłapany na kradzieży po raz kolejny, ale przynajmniej żyje i ona nie musi jechać do kostnicy by identyfikować jego ciało. A czasem miała takie lęki, bo z Manu to nigdy nie było wiadomo, co tym razem zmaluje. Niby ograniczał się do drobnych kradzieży, ale każdy wiedział, że to tylko krok od naprawdę bardzo poważnych kłopotów. Tak przynajmniej Marnie mówiła dzieciom w przedszkolu, kiedy rozmawiali o tym co wolno a czego nie. Nie wdawała się w szczegóły, bo to mogłoby być zbyt traumatyczne dla czterolatków, ale dawała do zrozumienia, że nie chcieliby popaść w takie kłopoty. Albo raczej miała nadzieję, że dzieci zrozumieją. Były w końcu na początku swojej drogi życiowej i kij je wie, co tak naprawdę z nich wyrośnie.
W każdym razie. Tylera nie było jeszcze w domu, bo jak zwykle się przepracowywał, w konsekwencji czego Marnie musiała przyjechać po brata komunikacją miejską. Miała prawo jazdy, oczywiście, ale samochód mieli z mężem jeden, a ponieważ to Ty w ciągu dnia zaliczał kilka miejsc na raz ustalili, że samochód będzie brał głównie on. Marnie to nie przeszkadzało, lubiła swoje wycieczki publiczną komunikacją. Nieważne. Ważne, że jej brat nie musiał szczególnie długo na nią czekać. Z uprzejmości słuchała tego, co mówił do niej policjant. Wolała, żeby to Manu sam jej opowiedział co się wydarzyło, zresztą sam zainteresowany przerwał policjantowi, zanim ten doszedł do sedna sprawy.
- Idziemy - potwierdziła skinieniem głowy, jak już podpisała papiery a Manu odebrał swoje rzeczy osobiste.
- Nie mów tak lepiej, bo ktoś kiedyś weźmie cię na serio - parsknęła śmiechem, kiedy zaproponował, że postawi jej obiad. Nie miała na myśli nic złego, ani nie chciała wbijać mu żadnej szpilki. Po prostu stwierdziła prosty fakt, z którego sam Manu na pewno zdawał sobie sprawę.

manu fairweather
ODPOWIEDZ