króluje jako developer i współ-króluje w barze — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT/the bob
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
We always almost, again and again. We were always on the verge of almost. Never nothing, never something.
  • 002.
Małżeństwo. Dwójka wybrańców idąca ramię w ramię, tuż obok siebie – do jednego celu. Ponoć. Każde zaczyna się praktycznie tak samo, bez problemów, melancholii, dramatów czy nudy. Wszyscy mówią, że początki zawsze są wspaniałe – jednak nikt nie wspomina, iż to dopiero później ukazuje się prawdziwa tragedia. Czy przetrwają, czy poddadzą się już po pierwszym roku? Zwykle pobieramy się dla miłostki – tej prawdziwej, lub niekoniecznie - niekiedy trafia się ta przemijająca, która nie prezentuje się jako „na wieki”. Niestety nie jesteśmy w stanie przewidzieć kim ta osoba okaże się po wypowiedzeniu sakramentalnego „tak.” Zwykle jest to mylne, wedle naszym oczekiwaniom.
Reverie miała własną opinię na temat ślubów. Niezaprzeczalną. Akurat w tym przykładzie, nie różniła się od wszystkich otaczających ją rozwódek. Małżeństwo jest przeżytkiem - wprowadza nas w obłęd, sprawia, iż zarzynamy się, by uszczęśliwić wszystkich wokół, niszcząc w tym samych siebie.
Wystarczy jedynie spojrzeć, jak sama skończyła…
Bez męża, dziecka bez wszystkiego o co walczyła przez większość swojego życia. Jednak nie umiała odmówić, gdy Samuel poprosił ją by towarzyszyła mu przy ślubnym kobiercu. Choć reminiscencje przeszłości niczym jak trucizna powolnie wbijały się w kobiecą łepetynę starała się ze wszystkich sił zwalczyć te okrutne dolegliwości. Dla niego, dla innych, ale także dla samej siebie. Wbrew pozorom, Beadsley nie należała (do końca…) do osób charakteryzujących samolubnością, gdy naprawdę tego chciała potrafiła być empatyczna, a nawet odrobinę czuła.
Wystarczyło zaledwie przegonić negatywne myśli i wczuć się w rolę - a to akurat potrafiła, na pstryknięcie palca twarz Verie zaczął zdobić wyuczony przez lata uśmiech. Do takiej taktyki zmusiła ją praca, oraz nieliczne próby jej ojca, który przez lata starał się przekazać najstarszej córce cechy przywódcze. Skorzystała z nich, lecz nie w jego firmie – postanowiła iść własną drogą, ustępując miejsca na czele winiarni młodszej siostrze Donnie.
Pogoda dziś dopisywała, wiosna udowadniała swoją moc; słońce grzało coraz intensywniej, atakując ramiona oraz kark. Z przeciwsłonecznymi okularami zrzuconymi na nosie, w idealnie dopasowanej do kruchego ciała, karmelowej sukience - w zbyt wysokich szpilkach Reverie kierowała się wzdłuż plaży. Pierwsze spostrzeżenie, nie przemyślała tego - ubiorem zdecydowanie się nie wpasowała, nie gdy praktycznie cały dzień ma spędzić po szyję w piasku. - Nie podejmuj od razu decyzji. - rzuciła kątem oka zerkając na trudną do wyczytania minę przyjaciela. - Mają sporo wolnych terminów, myślę że da się ugadać z nimi tak, żeby i wam odpowiadał. - dodała z małej, czarnej torebki wyciągając paczkę papierosów, a z niej jednego którego od razu wsunęła pomiędzy pełne wargi i odpaliła. Dwa wdechy dymu i ciche westchnięcie. - Uważam, że spełni się w roli wyjątkowego miejsca na ślub. Wyobraź sobie po środku wielką białą, bądź różową… - rzucone z lekkim rozbawieniem. - Altanę, na przeciwko równie białe krzesła… - zatrzymała się rękoma próbując ukazać swoje własne wyobrażenie. - Wokół altany czerwone róże… mogą być inne kwiaty, choć ja bym została przy nich… - stwierdziła, biorąc kolejnego macha. - A gdy się ściemni, zapalimy żółte lub kolorowe, jak wolisz… - uśmiechnęła sie, nawet starając się dodać tym uśmiechem Samowi otuchy. - Lampki. - przymrużenie powiek, choć widoczne zadowolenie na buzi. - I zanim coś powiesz, pamiętaj, że mi za to nie płacisz. - zaznaczyła, tym razem z nutką chichotu.

sumienny żółwik
różal
brak multikont
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Szedł powoli piaszczystą ścieżką, czując jak lekkie, sportowe buty zapadają się w gorący piasek. Jego jasną koszulą i ciemnymi kosmykami włosów targał lekki, ale przyjemny wiatr. Było niezaprzeczalnie gorąco, ale był do tego przyzwyczajony, w końcu tutaj się wychował, więc nic dziwnego. Dotrzymywał kroku Reverie, dochodząc do wniosku, że w tych szpilkach musi być jej piekielnie niewygodnie. Zza ciemnych szkieł przeciwsłonecznych okularów powiódł wzrokiem po linii przecinającej horyzont. Lubił te miejsce i nie chodziło jedynie o plażę czy morze koralowe, ale o całe Queensland. O kraj, w którym mieszkańcy nie ubierają w domach żywych drzewek w obawie przed pająkami, które mogłyby zamieszkać między gałązkami, nie mówiąc już o tym, że taka choinka nie przetrwałaby zbyt długo w tym upale. W końcu święta w Australii obchodzono w środku lata.

Wyznaczona data ślubu coraz bardziej się zbliżała, a część niego miała wrażenie, że to tylko sen, z którego zaraz się wybudzi. Kobieta opowiadała o wystroju okolicy, o kwiatach i kolorach, a on zastanawiał się czy naprawdę planuje właśnie swój własny ślub, czy to tylko wymysł jego zmęczonego umysłu. To nie tak, że miał tylko i wyłącznie pozytywną opinię o małżeństwie. Przeżył wystarczająco dużo, aby zdawać sobie sprawę jak potrafią wyglądać relacje międzyludzkie i że śluby bardzo często kończą się rozstaniem i zwyczajny rozwód jest najspokojniejszym wariantem.

Kto wie, może jego relacja z Arthurem wcale nie była tak niezwykła, jak mu się wydawało. Przynajmniej nie w oczach innych. Może było więcej takich par, które znały się całe życie, brały ślub, uważając się za wyjątkowe, a potem czar pryskał i zostawali jedynie z depresją i rozgoryczeniem. Znał Fella od studiów i przeszli razem naprawdę bardzo wiele i chociaż długo nie zdawali sobie sprawy z uczuć, które żywili do siebie nawzajem, to ostatecznie pokonali chyba wszystkie możliwe przeszkody i znajdowali się obecnie właśnie w tym miejscu.

Przystanęli w cieniu jednej z dużych palm, aby zapalić papierosa. Mężczyzna stanął w lekkim rozkroku, po czym zsunął z nosa okulary, zaczepił je o koszulę i przetarł palcami nasadę nosa, rozmasowując ją. Przesunął spojrzeniem po twarzy Revy, a potem znowu zapatrzył się w dal. Raczej nie zmuszał się do uśmiechów, jeżeli nie miał na nie ochoty. Zazwyczaj, tak jak i w tej chwili, lekko się krzywił, jakby miał pretensje do całego świata i sam nie wiedział o co.

Wyglądało na to, że przyjaciółka zauważyła jego niezdecydowanie. Znali się dłuższy czas, ale i bez tego chyba nie trudno było z niego wyczytać, że coś go uwiera. Cenił sobie dziewczynę i z jakiegoś powodu złapał z nią lepszy kontakt i w zasadzie była jedyną osobą spokrewnioną z matką Fabiana, z którą miał jakąkolwiek relację.

Byłem na jego obu ślubach i weselach. 一 Odezwał się w końcu tuż po tym, jak głęboko zaciągnął się dymem papierosowym. Wraz z wypowiadaniem kolejnych sów dym powoli opuszczał jego usta. Zwilżył wargi językiem, resztkę wydmuchując nosem. Wsunął wolną dłoń w przednią kieszeń czarnych jeansów i zmarszczył lekko czoło.

Altana, kwiaty, światła… To wszystko brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze 一 zaczął, przesuwając kciukiem po ustach tuż przed tym, jak znowu wsunął między wargi filtr papierosa. Zaciągnął się szybko i krótko odchrząknął. 一 Chodzi o to, że niby znam go od ponad dwudziestu lat, a stresuję się wyborem koloru dla pieprzonego, drewnianego dachu, bo nie wiem który bardziej by mu się spodobał 一 mruknął, wyraźnie niepocieszony.

Pokręcił głową i parsknął krótko, pozornie rozbawiony. Tak naprawdę dopiero w tym momencie poczuł, że to go naprawdę stresowało i jak absurdalne to w ogóle było. Czy możliwe, że pod tym wszystkim mogło kryć się coś jeszcze? Może nie chodziło o kolor altanki czy kwiatów, a to że całe małżeństwo może się ostatecznie Arthurowi nie spodobać.


ODPOWIEDZ