przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
#21
Time's up
Joan & Val
Nie pokładała wielkiej wiary w pozyskanie przychylności McQueen, w celu pozbycia się Mii. Zgodziła się na to, bo Joan chciała mieć swój udział w tym całym pieprzonym pościgu, którego nie dało rady zniszczyć w zalążku. Skoro miała dosyć zgrywania ofiary, poszła jej na rękę, chociaż nie powinna. Należało unieść się dumą i przystać na wprowadzenie planu Leah, bez usilnego poszukiwania innych, bardziej skutecznych sposobów, narażonych na niewygodne zagrywki Terrell.
Nie obróciła się nawet przez ramię, gdy ochroniarz wielkiej szefowej wyprowadził ją z apartamentu, wskazując tym samym windę. Mocno zaciskała zęby, starając się trzymać wszelkie emocje na wodzy. Myslała o wielu gwałtownych wyskokach; rzuceniu się na ochroniarza, na samą szychę hotelu i rozwaleniu wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu wzroku.
Zostanę.
Parsknęła z niedowierzaniem, stojąc już samotnie we wnętrzu windy, zjeżdżającej na parter. Więc jednak Joan wybrała życie na smyczy zepsutej wiedźmy, niż opuszczenie Australii, czego jeszcze do niedawna tak bardzo pragnęła. Całkiem możliwe, że McQueen już wcześniej dogadała się z Mią i teraz zbałamuciła dodatkowo Terrell.
To już bez znaczenia. W pełni skorzysta z planu przygotowanego przez Leah, bo ani trochę nie uśmiechał jej się powrót za kratki.
Musiała jakoś załagodzić potwornie nieprzyjemnie zaciśnięte gardło, z czym skierowała się w stronę baru. Impreza Halloweenowa trwała w najlepsze, a Warren, nie zwracając najmniejszej uwagi na resztę ludzi, wypiła pięć porządnych kieliszków szkockiej. Zamawiała je jedne za drugim, aż w końcu wydostała się na świeże powietrze. Żałowała, że nie przyjechała na miejsce swoim samochodem. Przez ten głupi manewr musiała teraz jak głupia czekać na taksówkę, aż ta zawiezie ją do Tingaree.
Siedząc na tylnej kanapie otworzyła okno i zapaliła papierosa, czując jak procenty uderzają ze znaczącą siłą.
Musiała pomyśleć, przygotować się na nadchodzące plany, niekoniecznie uwzględniające obecność Joan. Jak tylko rozprawi się z Mią, sama wyjedzie gdzieś daleko stąd, aby przemyśleć kolejne posunięcia. Powinna pozałatwiać wszelkie otwarte sprawy, zanim przejdzie do następnego etapu w swoim życiu: tego spokojniejszego, albo wręcz przeciwnie.
Po wejściu do drewnianego domku od razu skierowała się do kuchni, po jedną z butelek wypełnionych zawartością o bursztynowym kolorze. Musiała jeszcze odrobinę doprawić się alkoholem, zanim przejdzie do piwnicy, gdzie wszelkie przydatne rzeczy spakuje do obszernej torby taktycznej.
Przelewając szkocką do szklanki, zdjęła z głowy białą perukę i cisnęła ją w kąt kuchni. Żadnych więcej gierek. Nie mogła obrażać się na wybory, dokonywane przez Terrell. Tamta osiemnastolatka, którą poznała w więzieniu nie istniała w aktualnej rzeczywistości. Została doszczętnie stłamszona przez dorosłą, zakłamaną wersję, przez wiele lat żywiącą się manipulacjami. Zmiana nie przychodziła z dnia na dzień; z jednego roku na drugi. Chciała wierzyć w ckliwe pojednanie po latach, ale musiała w końcu przejrzeć na oczy. Ludzie się zmieniają. Zmuszają ich do tego trudne warunki, albo traumatyczne przeżycia. Joan wcale jej nie potrzebowała. Już dawno temu powinna znaleźć sobie dobrego specjalistę i ruszyć do przodu, zrywając jakiekolwiek powiązania z przeszłością.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
W życiu podjęła wiele bardzo trudnych decyzji. Kiedyś, będąc zaledwie nastolatką, nie porwałaby się na tak bezczelny czyn. Nie ryzykowałaby bardziej pozostaniem w jamie smoka i zarazem zranieniem drugiej osoby.
Teraz - zrobiła obie te rzeczy.
Naraziła samą siebie i jednocześnie wbiła nóż między żebra Warren. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że czekały ją konsekwencje. Z tego też powodu ciężko było zdecydować, gdzie powinna wrócić na noc. Do domku Prii czy jednak pod dach brata. Nie ważne na co się zdecyduje, prędzej czy później czekała ją konfrontacja z przemytniczką; nieprzyjemna kłótnia o podjęte decyzje, dokonane czyny i planowane dalsze działania.
Mozolnie wysiadła z taksówki, bo choć jeszcze czekał ją spacer aż do chatki, to w miarę możliwości przeciągała moment zderzenia. Będzie bolało. Czuła w kościach, że nie wyjdzie z tego cało, chociaż to paradoks u kogoś, kto i tak nie czuł się kompletny. Już dawno straciła kawałek siebie. Możliwe, że już nigdy go nie odzyska, przez co – jak sądziła – nigdy nie będzie tak naprawdę szczęśliwa. Mogłaby to z kimś przedyskutować, ale wtedy musiałaby wyjawić całą prawdę na temat swój i brata, a przecież nie mogła. Nie mogła być szczera, a tego właśnie wymagała terapia.
Korzystając z dodatkowego zestawu kluczy weszła do chatki, w której panował półmrok. Lekkie światło paliło się tylko w części kuchennej i w zejściu do piwnicy, gdzie jak sądziła znajdzie właścicielkę.
Odłożyła torebkę, zdjęła buty i przeszła do sypialni, w której postanowiła zarzucić na siebie sweter. Dziwnie czułaby się kłócąc z Warren z cyckami na wierzchu (bo to była kiecka do podrywów a nie do kłótni).
Słyszała dochodząc z piwnicy trzask, coś w rodzaju przerzucanych rzeczy z mieszanką siarczystej wiązanki przekleństw. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie wiedziała czego się spodziewać, ale aż tak upitej Warren dawno nie widziała.
Zatrzymała się blisko wyjścia z piwnicy nie chcąc brutalnie włazić z przestrzeń kobiety, która otoczyło się mentalnym murem. Joan dostrzegła to po jej postawie, napiętych mięśniach i gniewnych ruchach. Pria wydawała się czegoś szukać nie dostrzegając pojawienia się Terrell, która postanowiła dać o sobie znać.
- Wróciłam – powiedziała niepewnie, bo to brzmiało.. cholernie beznadziejnie.
Wróciłam tuż po tym, gdy powiedziałam innej babie, że z nią zostanę tuż po tym jak ciebie kopnęłam w zadek.
- Pogadamy, czy będziesz teraz przerzucać rzeczy? – Szybko zrozumiała, że rozmowa z Warren będzie trudna. Nie tylko z powodu negatywnych emocji, ale także przez alkohol, który znacznie utrudniał komunikację. – Wiesz, że musiałam tam zostać. Poszłyśmy tam w jakimś celu i chciałam to załatwić do końca. Obie dobrze wiedziałyśmy, jakie było ryzyko i co może się stać. – Rozmawiały o tym, przez co jednocześnie odsunęły się od siebie, bo cała ta sprawa była niewygodna, nieprzyjemna i okrutnie bolesna.
Terrell obserwowała kobietę, która w dalszym ciągu w niezrozumiałym celu przerzucała jakieś graty.
Pria, zostaw to! - Podniosła głos chcąc aby Warren wreszcie się do niej odezwała. Żeby pogadały, chociaż próba konfrontacji z pianą przemytniczką to kiepski pomysł.
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie miała pojęcia, co zrobić z pieprzonymi pieniędzmi, przechowywanymi w solidnej torbie, schowanej w piwnicy. Czy to już odpowiedni moment na użycie ich, czy może przydadzą się kiedy indziej, wytrzymując w zimnym, zacienionym schowku nieco dłużej?
Nie potrafiła podjąć jasnej, jednoznacznej decyzji. Przez myśl przemknęło jej kilkukrotnie, że być może zbyt pochopnie opuściła hotel, zostawiając Joan samą sobie. Miała nad nią czuwać, ale… jak mogłaby to robić, po całym dziwacznym obrocie sytuacji, w której to ją uznano za zbędny element, przeszkadzający w dobijaniu umowy? Miała siłować się z ochroniarzami, podstawiać pod lufę pistoletu i biegać po korytarzach?
Martwiła się o nią, ale nie mogła zrobić nic w kierunku uchronienia jej przed złem, w które sama się pchała. Narkomana również nie można uratować, dopóki on sam nie wyrazi chęci zmiany.
Ze złością uderzyła pięścią o drewnianą krawędź zakurzonych półek, nie przejmując się ewentualną opuchlizną, albo siniakami, wstępującymi na knykcie. Kończyła jej się cierpliwość. Miała dosyć tych nieustannych walk o wpływy, intrygi i wywracanie stołka jakimś podrzędnym gansusom. Powinna kupić bezludną wyspę i zamieszkać na niej na stałe, żywiąc się rybami i kokosami. Problem stanowiłaby znikoma dostępność alkoholu, ale w dzisiejszych czasach nawet Uber z zmówieniem dotarłby na jakże trudny teren, byle tylko zaliczyć zysk na odpowiednim poziomie.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, co sprowokowało przypływ ulgi. Mimowolnej i nieplanowanej, ale jak najbardziej przeżywanej, co Warren przejawiała w spokojniejszym oddechu oraz przymknięciu oczu. Wolałaby, aby cały dzień okazał się tylko złym snem, z którego za moment się obudzi.
Nic z tego.
Mocno zacisnęła zęby i lekko pokręciła głową. Przynajmniej nie tkwiła w więzieniu (jeszcze).
Rozważała zapalenie kolejnej cygaretki, co zrobiła, sięgając jednocześnie do metalowego pudełka, widniejącego na wyższej półce. Zwitek z tytoniem wypadł jej z ust, co skwitowała dobitnym wulgaryzmem i rąbnięciem nogą w kolejną ostro zakończoną powierzchnię. Jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. Albo Jackie McQueen. Jak zwał, tak zwał.
Zrezygnowała z odpalenia cygaretki, skupiając się bardzo mocno na kompletowaniu swojego zestawu przetrwania. Miała w planach zaszyć się na łódce. Później pomyśli nad kolejnym krokiem. Udawała, że zastanawia się niezwykle intensywnie nad doborem ekwipunku, słysząc jednocześnie kroki na schodach, prowadzących prosto do piwnicy.
Jej głos działał na nią bardzo specyficznie. Szczególnie i niepowtarzalnie, czego najpewniej nie powie w bezpośredni sposób. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie te osobliwe odczucia, wprowadzające do myśli mnóstwo zamętu.
Musiała tam zostać.
Jasne.
Prawie parsknęła, jednak postanowiła zachować pewne komentarze dla siebie, bez niepotrzebnego napędzania negatywnych wibracji.
Musiała jednak coś powiedzieć, zanim Terrell zacznie krzyczeć, niepokojąc tym samym tubylczą społeczność.
- Możesz być trochę ciszej? - wycedziła z niepocieszeniem, obracając się wreszcie w stronę znajomego głosu. Zmrużyła oczy za sprawą ciepłego światła żarówki, oświetlającej pomieszczenie.
- Nie sądziłam, że będziesz tak chętna do lania wody na młyn pomylonej wiedźmy - nazwałaby ją gorzej, ale pieprzoną McQueen zostawi sobie na kiedy indziej. Nie zamierzała zgrywać wielce urażonej przez jej insynuacje oraz zaczepki, jednak kompletne zignorowanie pewnych tekstów również nie wchodziło w grę. Choćby miała ją dopaść dopiero za dziesięć lat, kiedy suka wyląduje na wózku, albo przy balkoniku, odgryzie się bez wahania.
- Wróciłaś po swoje rzeczy i wracasz do niej na dywanik? - dopytała, wrzucając do przygotowanej torby (innej niż ta z kasą) mniejsze, aluminiowe buteleczki wypełnione bliżej nieokreśloną substancją. Powinna jeszcze zaopatrzyć się w butlę gazową, którą trzymała w szafie pancernej.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie mogę – stwierdziła uparcie na temat bycia ciszej. Wiedziała, że rozmowa z pijaną Warren będzie trudna, dlatego ściszenie głosu nie wchodziło w grę. Musiała zdobyć jej uwagę, bo najwyraźniej przekładanie jakiś pierdół do torby było ważniejsze niż wyjaśnienie sprawy. Niż porozmawianie o tym, co się stało i co zadziało po tym, gdy Warren wyszła. Joan cicho liczyła na to, że kobieta na nią poczeka, ale z drugiej strony nie miała złudzeń. Na jej miejscu, po czymś takim, również wróciłaby do domu.
Zmarszczyła brwi na kolejne słowa i wzięła głęboki wdech, żeby się w miarę uspokoić.
- Rozmawiałyśmy o tym. Wielokrotnie mówiłam ci, że tak może być albo nawet gorzej. Przytakiwałaś – Chociaż oczy Prii były wtedy nieobecne, jakby w ogóle nie brała tych wszystkich opcji pod uwagę. Joan podeszła do sprawy inaczej i przyjęła każdy możliwy zły scenariusz. – Godziłaś się na to, a potem jakby nigdy nic szłaś spać. – To je od siebie dystansowało. Te całe ustalanie planu co do spotkania z McQueen sprawiało, że nie rozmawiały o niczym innym. Kończyły planowanie i Pria szła do łóżka mówiąc, że była zmęczona, a co Joan odczytywała jako niechęć do dalszej dyskusji. To był objaw i z tyłu swej głowy Terrell wiedziała, że przemytniczka źle znosiła wszelkie możliwe komplikacje. Ba, cały ten plan był ciężki to przełknięcia, ale przecież zrobiły to po to aby wreszcie mieć święty spokój – czyż nie?
- Słucham? – Ponownie zmarszczyła brwi patrząc na kolejne rzeczy wrzucane do torby. – Co ty robisz? – zapytała, ale wątpiła w uzyskanie odpowiedzi, dlatego od razu dodała: - Naprawdę myślisz, że zostałam po to aby.. myślisz, że co tam robiłam? Śmiało, powiedź mi co roiło się w twojej głowie i co sądzisz, że zrobię w następnej kolejności, bo najwyraźniej już to wiesz. Dawaj, powiedź mi jaką puszczalską szmatą jestem. – Tego się spodziewała. Sądząc po słowach Warren i jej złości ta założyła właśnie to. Nie tylko intymny akt, ale całkowite oddanie Joan wobec McQueen, do której to niby miała wrócić. Może kiedyś, jeszcze w Perth, rozważyłaby taką ewentualność. Przez ułamek sekundy będąc w hotelu na kanapie razem z blondynką, zaświtało w jej głowie coś niebezpiecznego, ale nie wzięła tej wizji na poważnie, bo miała już dość takiego życia. Od dawna. Od kiedy przyjechała do Lorne chciała z tym całkowicie zerwać i dobrze jej szło, dopóki nie zgodziła się na tę akcję przeciwko Mii, chociaż baba nawet nie jest jej osobistym problemem. Mogłaby ją olać i czekać aż Warren sama się wymęczy próbując pozbyć się Argentynki albo w ogóle miałaby to gdzieś i wyjechałaby z Australii.
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Przewróciła oczami, słysząc o niemożności wypowiadania się o ton ciszej.
- Ok, jak sąsiedzi przyjdą z pretensjami, to chętnie wskażę im główną prowodyrkę awantury - wymamrotała, wciąż unikając bezpośredniego spoglądania w stronę Joan. Czuła się zwyczajnie, po ludzku zdradzona. Brały pod uwagę różne scenariusze, to fakt, ale czemu do licha Terrell sama zaczęła prowokować tę wstrętną wiedźmę, chociaż zupełnie nie musiała? Gdyby ten śliski plan nie wypalił, Warren wcieliłaby w życie inny, wcale nie gorszy. Przynajmniej tak widziała to z subiektywnego punktu widzenia.
- Więc to moja wina - wywnioskowała, przy zarzutach wymienianych przez kobietę. - To ja zawiniłam bo… wyproszono mnie.
Zrobiła zdziwioną minę, zupełnie, jakby nie brała ów możliwości pod uwagę.
- A mogłam się zgodzić na pieprzony trójkąt, byłoby lepiej, nie? - mruknęła pod nosem do siebie, tym razem przekładając do torby zestaw wymiennych baterii. Cholera wie, czy w ogóle jej się przydadzą. Potrzebowała zająć czymś dłonie, a pakowanie szpargałów sprawdzało się do tego idealnie, niż zwyczajne dłubanie w drewnie, albo rzępolenie na gitarze. Nie lubiła dotykać instrumentów, mając paskudny humor.
Wyprowadzam się - chciała powiedzieć przy pytaniu o to, co wyprawiała, wstrzymując się nagle po usłyszeniu dalszej części wypowiedzi. Pokręciła głową z niedowierzaniem i parsknęła, zerkając na marny sufit, stanowiący deski, robiące na parterze za podłogę. Pokręciła głową na boki, uznając, że Joan zupełnie jej nie rozumiała; przynajmniej nie tego podejścia, podkreślonego niepocieszonym spojrzeniem, negatywnie oceniającym określenia, które podrzuciła Terrell, względem swojej osoby.
- Ledwo na mnie patrzyłaś - podjęła, jakby zastanawiała się nad szczegółami tamtych momentów, spędzonych w specjalnym, vipowskim pokoju hotelowym. - Wtedy. Ledwo na mnie zerkałaś. Nie tak to miało wyglądać. Nie miałaś się przed nią płaszczyć. Nie powinnaś.
Gubiła się w słowach, które chciała wypowiedzieć i mówiła to wszystko zdecydowanie zbyt spokojnie, jak na ilość spożytego alkoholu, spotęgowanego nikotyną.
- Nie wiem, co mogłaś z nią robić! - podniosła wreszcie wzrok na sylwetkę Joan, wraz z dłonią, którą to machnęła w nieokreślonym kierunku. - Wyszłam stamtąd, bo nie mogłam dłużej tego znieść. To jest ta cała wyłączność, o której rozmawiałyśmy? Szkoda, że to ja nie obściskuję się z jakimiś laskami na twoich oczach i obrażam się, kiedy poczujesz się choćby odrobinę nieswojo. Rzeczywiście, przesadziłam.
Uniosła dłonie w obronnym geście, bo przecież powinna grać niewzruszoną niczym skałę, za którą niechybnie Joan ją miała.
- Cholernie żałośnie to wyglądało, nie? - zaśmiała się, czując na języku smak mocnego alkoholu. - Byle przemytniczka wystawia jako dar swoją dziewczynę i prosi jakąś zakutą lodem raszplę o pomoc przy wykurzeniu eks narzeczonej, bo „zrobi się z tego bałagan” w gratisie z federalnymi szmaciarzami.
Zaśmiała się w głos, nagle uznając, że podobny scenariusz zrobiłby furorę na deskach teatru. Może tym właśnie była - tragicznym bohaterem, z którego śmieje się cała widownia. Tylko tyle jej pozostało: żartować z wyjątkowo niefortunnego położenia, przy okazji wcielania w życie awaryjnego rozwiązania problemu z Mią. Nie zarejestrowała nawet tego, iż bezpośrednio nazwała Joan swoją dziewczyną.
- Dam sobie radę bez pomocy tej suki - podsumowała, przesuwając nogą torbę, wyładowaną różnościami. Nie wiedziała nawet do końca, co tam właściwie wrzuciła, ale wystarczy, aby przetrwać na Valhalli te kilka dni, zwieńczonych ostatecznie zwycięstwem nad niepokorną eks.
Nagle zasłoniła dłonią usta i uderzyła plecami o szafkę, czując tym samym skutki wychylenia zbyt dużej ilości alkoholu w krótkim czasie. Zwymiotuje prosto pod siebie, jeśli za moment nie wyjdzie na świeże powietrze.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie miała problemów z awanturowaniem się ani stawieniem czoła z niezadowolonymi sąsiadami. Nie była po to aby ich dopieszczać zwłaszcza, że sami nie raz nie zachowywali się grzecznie. To nie była ani miła ani bezpieczna okolica. Nie tylko z powodu ludzi, ale także krokodyli, który podobno dwa dni temu szalał po okolicy, aż ktoś wezwał odpowiednie służby. Podobno w tej okolicy to norma – tak powiedziała Pria – więc skoro groźny zwierz był czymś naturalnym, to kłótnia sąsiadów na pewno nikogo nie zaskoczy.
- Tego nie powiedziałam. – Nie winiła Warren, bo jak wspomniała przegadały każdą ewentualność i sama Joan była gotowa na najgorsze scenariusze. Ustaliły, że tak mogło być, więc nie zamierzała nikogo winić. Zapomniała tylko, że z ich dwójki była jedyną, która wiedziała jak przetrawić (przetrwać i zdusić w zarodku) najgorsze upodlenie. Bez tej umiejętności już dawno połknęłaby całą fiolkę tabletek nasennych.
Przewróciła oczami słysząc o trójkącie. Propozycja Jackie też ją zaskoczyła, ale to była czysta prowokacja. Wszystko, co robiła tamta kobieta było podparte chęcią dociśnięcia śruby, wbicia noża w żebra albo drzazgi w stopę, żeby ta uwierała jeszcze długo po wyjściu z hotelu. McQueen dobrze wiedziała co robiła zarazem stwarzając wokół siebie aurę sukowatości, co wyjaśniało czemu w ogólnym rozrachunku nikt jej nie lubił. Nie w takim wypadku, które ukazała przy Terrell i Warren (choć to mogło być jedyne wydanie).
Czuła się bezradna. Wiedziała, że ta cała sprawa i plan związany z Jackie mocno się na nich odbije. Zaczęło się już wcześniej i choć próbowały to nieco naprawić umawiając się w barze, nic z tego nie wyszło; głównie przez głupich policjantów, którzy wszystko zepsuli. Nie było odpowiedniej chwili na odnowę tego co się popsuło a teraz.. jeszcze bardziej się roztrzaskało. Terrell poczuła w środku okropną gorycz, bo przewidziała to wszystko, ale starała się podejść do sprawy na chłodno, czego nie umiała zrobić teraz. Łatwiej jest sprostać czemuś, co się jeszcze nie dokonało niż czemuś, co już przeżyło się na własnej skórze.
- Grałam swoją rolę – wtrąciła nadal jednak nie przebijając się zbyt mocno przez słowa Warren. Wiedziała jak to wyglądało z boku i że nie powinna robić tego na oczach Prii, ale miała się przymilić do McQueen i to zrobiła. Cel był najważniejszy, a przynajmniej tak sobie mawiała.
- Zrobiła to specjalnie. Pomiatała nami jak wlezie, ale.. – Ale Joan przywykła do tego, jak nią pomiatali. Umiała z tym żyć, bo gdyby tak nie było.. wiadomo co by jej się stało. – Specjalnie nas prowokowała. – Głównie Warren, ale nie chciała zabrzmieć tak, jakby sama zmówiła się z Jackie przeciwko przemytniczce, bo tak nie było. – Zagryź zęby i spróbuj z tym żyć, bo.. – Warren wtrąciła ostatnie słowa, które mocno zaskoczyły Terrell. – Co? Jak to bez jej pomocy? Cholera, Pria! – Znów podniosła włos. – Wszystko jest załatwione. McQueen zajmie się Mią i federalnymi. Będzie po sprawie. – Miałaby teraz to anulować, bo duma Val została nadszarpnięta? – Przecież tego chciałaś. Po to ta cała szopka, prawda? Żeby wykurzyć twoją ex z tego pieprzonego obrazka, chociaż równie dobrze już dawno mogłyśmy wyjechać mając w dupie co ta twoja była pinda wyprawia w mieście. – Czemu w ogóle Joan miałaby się tym przejmować? Były momenty, kiedy zadawała sobie to pytanie. Ex partnerka Warren nie powinna być jej problemem. W ogóle nie powinna o niej słyszeć ani się przejmować, ale słuchała i brała do siebie obecność tej pindy, bo troszczyła się o Prie. Chciała, żeby ta wreszcie doświadczyła spokoju, ale być może Warren tak nie umiała żyć. Może potrzebowała choćby małego dreszczyku emocji, żeby móc normalnie funkcjonować? A może nadal coś czuła do ex i pomimo nienawiści, gdzieś tam w środku kręciły ją władcze, piękne i ogarnięte w świecie kobiety?
- Czemu się pakujesz? - Pytała już, co takiego Warren wyprawiała, ale nie uzyskała odpowiedzi, dlatego spróbowała jeszcze raz.
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Liczyła się z różnymi, mało komfortowymi scenariuszami, dopóki trzymała się myśli działania w drużynie. Nie poszła z Joan do hotelu, aby robić za widownię. Chciała móc wkroczyć w odpowiedniej chwili i w miarę potrzeby wykorzystać inny plan, niekoniecznie związany z głaskaniem jadowitego gada. Warren nieco się przeliczyła, ale teraz wiedziała, że McQueen dyktowała własne zasady, a współpraca na równych warunkach nie istniała w jej świecie. To nie był typ człowieka, z którym Val chciałaby częściej mieć do czynienia. Obawiała się tego, że nawet po załatwieniu Mii, Jacqueline obierze ją na cel, aby spłacić rzekomy dług wdzięczności. Do takich sytuacji nie mogła dopuścić. Wolała eliminować problem w zarodku, niż pozwolić mu na rozrośnięcie się do problematycznych rozmiarów.
Była głucha na tłumaczenia, związane z prowokacjami, albo graniem narzuconych ról. Czy coś złego by się stało, gdyby Joan odpuściła, rezygnując z przystawiania się do wielkiej szefowej? Nie. Pria zdecydowanie utrzymałaby gardę i nie próbowała później zapijać gorzkich obrazów równie gorzkim alkoholem.
- Okej… o k e j - wycedziła z fałszywym rozbawieniem, wysłuchując wyjaśnień, działających na korzyść McQueen. To Warren przesadziła. Dała się złapać w grę pozorów, bo przecież rozchodziło się jedynie o ulepione z wyrazów intrygi, symbolizujące czerwoną płachtę na byka. Jak ostatnia idiotka dała się nabrać, tak?
- Na pewno się nią zajmie. Nie mam najmniejszej wątpliwości po tym, jak szlachetnie i przekonująco zabrzmiała - ironia wręcz wyciekała z jej słów, wypowiadanych nieco wolniej, przez alkoholowe upojenie. Dopóki sama nie zobaczy, nie uwierzy w sprawne spławianie Mii z okolicy.
- Rzeczywiście. Mogłam uciec. Zostawić Jarrah, Hectora, ciotkę… wynieść się bez słowa i narazić ich na odwety ze strony szalonej socjopatki - bo tak postrzegała teraz Mię, zerwaną z łańcucha. Może i nie przypominała rozwścieczonego bull teriera, gotowego do rozszarpania kilku tętnic, ale przy odpowiedniej manipulacji faktami, potrafiła ugrać swoje.
- Zapomniałaś tylko, że ja nie uciekam na drugi koniec kraju, zostawiając braci na pastwę losu.
Była zbyt surowa, ale desperacja, połączona z alkoholowym pędem nie pomagały w zachowaniu spokoju i trzeźwym spoglądaniu na poszczególne elementy ogólnego planu pozbycia się Argentynki. Wytykanie Joan jej własnych błędów nie było fair, ale Val czuła się zraniona i potrzebowała wyrzucić z siebie nadmiar myśli, stanowiących chaotyczny koktajl o paskudnym smaku.
Zacisnęła mocno usta i wciągnęła powietrze przez nos, próbując nieco lepiej dotlenić organizm. Powtórzyła ów czynność jeszcze trzykrotnie, upewniając się w opanowaniu żołądkowych dolegliwości.
- Pakuję się na łódź - wymamrotała pod nosem, szybko przypominając sobie o wypowiedzianej przez Joan kwestii. Nie dawała jej spokoju.
- Jaka jest twoja prawdziwa rola? - zapytała sceptycznie, zasuwając torbę, przed narzuceniem jej na ramię. - Bo muszę przyznać, że czasami grasz tak przekonująco… że trudno się zorientować.
Czy grała podczas wspólnego malowania Valhalli? Biorąc pod uwagę możliwości i wypracowane metody przetrwania… to całkiem prawdopodobne.
Słysząc dźwięk wydobywający się ze smartfona wraz z wibracjami, zerknęła na wyświetlacz, wyciągnięty z kieszeni spodni.
Odrzuciła połączenie, opatrzone imieniem Hectora.
- Tak myślałam - podsumowała po chwili ciszy, kierując się w stronę schodów ku wyjściu z piwnicy. Obali jeszcze kilka porcji szkockiej na łodzi i pójdzie spać. Plan idealny.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie wiesz jak brzmiała, bo cię tam nie było. – Kłótnie żyły własnym życiem i najczęściej już na początku wymykały się spod kontroli. Działały obustronnie dając każdej określoną liczbę rzutek, którymi ciskały w siebie niczym w tarczę. Nie wszystkie kłótnie były złe. Nawet gdy powiedziało się za dużo to dawało lepsze rezultaty zmuszając każdą ze stron do przemyślenia wszystkiego raz jeszcze. Bywało jednak, że niektóre kłótnie zaburzały obraz, niszczyły fundamenty i gromiły wszystko dookoła.
Na tym etapie ciężko powiedzieć, którą z kłótni przeprowadzały i jakie będzie ona miała skutki.
Nieco wyżej uniosła podbródek przyjmując cios na temat jej dawnych decyzji. Nie zamierzała się bronić, walczyć z czymś, co zaszło już dawno i nikt tego nie zmieni.
- Oczywiście, bo wspaniała Val jest wzorem cnót, dobroci i nigdy nie popełnia błędów – syknęła już nawet nie myśląc nad tym co mówiła. W głębi duszy czuła, że tak będzie i słyszała w swej głowie głos irytującego skrzata powtarzającego „A nie mówiłem?”. Stało się to, co gdzieś w środku przewidywała i choć nie chciała tego przyjąć do wiadomości sądząc, że jakoś będzie, to była gotowa na ów opcję. Gotowość jednak nie oznaczała łatwości w stawieniu temu czoła.
Pakuję się na łódź.
To powinno Joan wystarczyć, ale nie miała pojęcia co kryło się za ów odpowiedzią. Czy to tylko chwilowa przeprowadzka czy chęć wypłynięcia na otwarte wody byleby jak najdalej od tego szajsu? Chciałaby o to zapytać, ale czuła, że nie uzyska odpowiedzi. Że to nie była jej sprawa skoro tak długo nie mogła uzyskać odpowiedzi, co takiego Warren wyprawiała.
Zacisnęła szczękę o odwróciła wzrok nie znając odpowiedzi na to pytanie. Nie znała swojej prawdziwej roli ani nie pojmowała kim była na tym święcie. Nie umiała tego określić, choć nie powiedziałaby, że grała cały czas. W dużej mierze robiła to w hotelu, ale najwyraźniej cała ta otoczka rozlała się dookoła tworząc falę przekonania, że robiła to non stop.
Opuściła głowę i po prostu czekała aż Warren ją minie i pójdzie na górę. Stała w miejscu tak długo, żeby pozwolić kobiecie całkowicie opuścić domek uważając, że dalsza dyskusja nie miała sensu. Nie zamierzała rozmawiać z pijaną Warren samej również potrzebując czasu na podjęcie ostatecznych decyzji. Nie mogła tak dłużej. Starała się, ale nie umiała żyć normalnie tak, jak inni by tego chcieli.
Po długich minutach weszła na górę, rozejrzała się dookoła zgarniając parę swoich rzeczy z salonu, a potem przeszła do sypialni. Nigdy całkowicie się nie wypakowała, więc długo nie zajęło jej wrzucenie reszty rzeczy do walizki. To praktyczne posiadać tak mało aby całe życie zmieścić w jednej torbie. Terrell pomyślała, że to i tak dużo jak na nią, ale wcale nie poczuła się z tym lepiej. Powinna przestać się oszukiwać, że kiedykolwiek będzie miała życie podobne do innych albo chociaż zbliżone.
To nie był jej dom. Nigdy nie miała domu. Straciła go w wieku trzynastu lat. Nie powinna siedzieć na głowie Warren, która powinna móc wrócić do chatki kiedy tylko chciała bez konieczności patrzenia na siebie nawzajem. W tej chwili to nie było wskazane.

Joan
Przeniosłam się do brata.
To Twój dom. Nie musisz siedzieć na łodzi.
wysłano do Val Warren

przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Ominęła ją dalsza część, z racji kaprysu szefowej, zapatrzonej w Joan, jak w obrazek. Nie zapowiadało się również na to, aby jej najdroższa towarzyszka pragnęła podzielić się szczegółami rozmowy czy raczej negocjacji z lodową smoczycą. Podchodziła do tego tematu podejrzanie protekcjonalnie, co zdążyło zasiać w umyśle Warren wiele ziaren wątpliwości.
To jasne, że popełniała błędy. Nie znała ludzi idealnych, a jeśli niektórzy się za takich uważali, jawnie blefowali, dla własnego komfortu, bądź uszczęśliwiania reszty ludzi. Poniosło ją z wytykaniem błędów z przeszłości. Poczuła się dotknięta, więc próbowała odpłacić się pięknym za nadobne, bez sięgania po kaliber ostateczny, naznaczony ulicznictwem oraz cięższymi przeżyciami, skrzętnie skrywanymi przez Terrell. Była przekonana o jej krzywdzie i pomimo okoliczności, nie chciała rozdrapywać ran, związanych z niechlubnym zarabianiem na życie. Nawet, jeśli Joan próbowała usilnie ignorować traumy, nie oznaczało to, że one nie istniały. Mogły zakorzenić się głęboko w podświadomości i uaktywnić się w najmniej spodziewanym momencie, przejmując tym samym kontrolę nad umysłem.
Była zmęczona tą batalią. Najchętniej porwałaby Mię i wysadziła na bezludnej wyspie, bliżej Jakarty, trochę tak, jak postąpiła w przypadku jej dorywczego fagasa od jogi.
Nic już nie powiedziała.
Minęła Joan, mocno zaciskając zęby za sprawą denerwującego dźwięku połączenia, bezczelnie wcinającego się w ich prywatną sprzeczkę.
Hector. Pieprzony Hector nie chciał dać jej spokoju, chociaż już dwukrotnie odrzuciła jego połączenie i przymierzyła się do kolejnego, całkiem udanego. Sztywno wyciągnęła telefon z kieszeni i prawie na ślepo przycisnęła symbol czerwonej słuchawki.
Cisza.
- Nie zapomnij zamknąć drzwi - przekazała na odchodne, nawet nie patrząc przez ramię. Alkohol nałożył jej klapki na oczy, dzięki którym mogła w pełni skupić się na opuszczeniu chatki, bez roztrząsania pozostałych wątków, naciskających przez skroń do mózgu. Gdyby tylko miała taką moc, uporałaby się z nimi wszystkimi. Pragnęła być wolna od wszystkich problemów, niestety, stan podyktowany bursztynową cieczą, zalegającą w butelce, nie sprzyjał podejmowaniu racjonalnych decyzji.
W drodze na parking przed dzielnicą Tingaree znów zaatakował ją dzwonek telefoniczny, nieprzyjemne przewiercający się przez błony bębenkowe.
Hector.

Nie była w stanie powiedzieć, jak wiele czasu minęło, nim zjawiła się w szpitalu. Odebrawszy czwarte połączenie od brata, ten uraczył ją garścią trwogi, związanej ze stanem ciotki. Aubree od dłuższego czasu borykała się z chorobą przewlekłą, stopniowo wyciskającą energię życiową z ciała nastawionego na walkę. Nie ważne, jak dużo zapału by nie miała, niedowład mięśni postępował, znacznie utrudniając normalne funkcjonowanie.
Warren prawie wytrzeźwiała po usłyszeniu wieści, skłaniających do zmiany planów. Torbę z różnościami wpakowała do bagażnika BMW stojącego na parkingu. Zamówiła następnie taksówkę z powrotem do Cairns, tym razem do szpitala, w którym przyjęto ciotkę.
Hector oraz Jarrah byli jedynymi osobami, koczującymi na korytarzu. Czekali na jakiekolwiek nowiny z oddziału intensywnej terapii, gdzie umieszczono kobietę, mającą problem z samodzielnym oddychaniem. Jedna z pielęgniarek wspomniała o koniecznym nasyceniu płuc tlenem, co może potrwać więc cała rodzina powinna uzbroić się w cierpliwość.

Pria
Nie siedzę na łodzi, jestem w szpitalu. Z Aubree jest gorzej. Posiedzę z nią tyle, ile dam radę
wysłano do Joan D. Terrell

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Musiała podjąć stanowcze i radykalne decyzje. Nie mogła zwlekać, zastanawiać się lub patrzeć za siebie. Palenie mostów nie zawsze zdawało test, ale w jej przypadku to jedyna możliwość aby wreszcie zacząć żyć inaczej. Wiedziała, że nigdy tego w pełni nie przepracuje. Nigdy nie pogodzi się z tym, co ją w życiu spotkało ani jaką osobą się stała. Mogła jedynie udawać, ale to o dziwo napawało ją minimalnym optymizmem. W udawaniu była dobra, ale wreszcie nie musiałaby udawać silnej i takiej, która nie przejmowała się byciem upadlaną a najwyraźniej w świecie grałaby osobę zadowoloną, zwyczajną, na wskroś normalną bez konieczności rozglądania się na boki z myślą, czy obok nie stał jakiś przyczajony na nią gliniarz albo osoba powiązana z Perth. Oddaliłaby się od tego. Uciekłaby dokładnie tak, jak zrobiła to kiedyś i jak teraz robił to jej brat, co najwyraźniej wychodziło mu na korzyść. Nigdy nie będą żyć razem. Nie będą udawać rodzinki, którą nie byli od ponad dwudziestu lat. To co było nie wróci. A to co jest.. być może nie jest tym, co powinno.
Dopiero po dwóch dniach napisała do Warren:

Joan
Daj znać, kiedy będziesz w domu albo na Valhalii. Oczywiście, jak będziesz miała wolną chwilę.
Chcę porozmawiać.
wysłano do Val Warren


Nie oczekiwała odpowiedzi natychmiast ani w przeciągu doby. Zważając na to, że z Aubree było źle możliwe, że trochę poczeka na rozmowę z Warren. Była jednak cierpliwa, bo to oznaczało zwlekanie z konfrontacją, której się obawiała. Która bolała ją już teraz i bardzo jej nie chciała, chociaż wiedziała, że wreszcie trzeba coś zrobić. Trzeba powiedzieć to i owo jasno stawiając warunki, a raczej własna sytuację, bo nie wyobrażała sobie grozić albo emocjonalnie szantażować Val. Było jak było. Warren miała swoje sprawy i rodzinę w Australii a Joan.. Joan wreszcie musiała się stąd wyrwać.

Po doczekaniu się wiadomości i uzyskaniu zielonego światła na spotkanie wstrzymała oddech. Dla kurażu, jeszcze w domu brata, wypiła shota smakowej wódki i zapiła to słodkim sokiem pomarańczowym. Nie chciała pić ani palić. Mogłaby i ze stresu miała na to ochotę, ale chciała wszystko zrobić dobrze tak jak należało bez zrzucania winy na procenty.
Pojawiła się we wskazanym miejscu ostatni raz zastanawiając się, czy po prostu nie uciec bez słowa. Umiała to robić. Czemu nie tym razem?
Wzięła głęboki wdech i wreszcie stanęła twarzą w twarz z Prią, na którą spoglądała niepewnie. Nie przywitała się. Nie wiedziała jak. Głupie – Hej – było okropne, dlatego po prostu milczała aż wreszcie uznała, że czas konwenansów minął i mogły przejść do rzeczy.
- Jak się czuje Aubree? – Tylko, że nie tak od razu „do rzeczy”. Nie mogła strzelać z dużego kalibru. To byłoby nie fair. – A ty? – dopytała o samopoczucie Warren wciąż utrzymując dystans i starając się zbyt długo nie patrzeć na Prie, która mogłaby dostrzec obawę i smutek, jakich na pewno teraz nie potrzebowała (nie po akcji z Aubree). Zarazem nie chciała dostrzec w jasnych oczach czegoś, co mogłoby zaboleć ją samą a wiedziała, że tak będzie. Po ostatniej akcji i krótkiej kłótni nie miała złudzeń. To była równia pochyła, z której zlatywały w dół i Joan czuła, że już nic nie dało się z tym zrobić. Spodziewała się tego. Brała ów cholerstwo pod uwagę, gdy obie planowały spotkanie z McQueen, a jednak starała się te myśli spychać na bok nie biorąc ich za pewnik. Za coś, co się stanie, bo wcale tego nie chciała.
Spodziewała się, ale na pewno nie chciała takiego rozwoju wydarzeń.
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie spodziewała się tak szybkiej zmiany koncepcji w powtarzalnej codzienności. Od pewnego czasu była skupiona jedynie na wykurzeniu z okolice swojej nemezis, której nawet nie postrzegała już jako byłej narzeczonej. Była wolna od kłopotliwych uczuć, z momentem jej okrutnej zdrady. Zasługiwała na coś lepszego… a przynajmniej tak sobie wtedy wmawiała. Spoglądając na to wszystko z perspektywy czasu, może rzeczywiście rozchodziło się o karmę. Zboczyła na złą drogę, kierowana zgorzknieniem, co jedynie bardziej kusiło los, gotów na jej porażkę.
Aubree wymagała profesjonalnej opieki. Zgodnie z prognozami specjalistów, choroba będzie postępować, paraliżując kolejne partie mięśniowe, aż oddychanie bez jakiejkolwiek pomocy, będzie niemożliwe.
Bracia już teraz musieli podjąć decyzję o znalezieniu dla ciotki odpowiedniego miejsca, zapewniającego komfort oraz opiekę. Rodziło to jednak masę zmian, z którymi Warren będzie musiała się pogodzić. To jasne, że wuj nie zostawi Aubree samej. Hector również nie był skłonny do zostawiania rodziców samych sobie, biorąc pod uwagę ich podeszły wiek. Byli zobowiązani do zapewnienia im odpowiednich warunków.

Val
Jestem w domu
wysłano do Joan D. Terrell


Na wiadomość odpisała po ośmiu godzinach. Od czasu aktualizacji stanu Aubree, nie mogła spokojnie spać. Wierciła się na łóżku, na którym brakowało osoby, z którą ostatnim razem wymieniła zbyt wiele ostrych słów. Zraniły się nawzajem i poszły w swoją stronę, chociaż Prię korciło do złożenia Terrell niezapowiedzianej wizyty w domu brata. Nie czuła się tam jednak mile widziana. Po tym, co sobie ostatnio przekazały, być może utrzymanie dystansu było najlepszą opcją. Okrutną i niechcianą, ale najpewniej konieczną; jedyną.
Po usłyszeniu dzwonka, do drzwi podeszła bez dłuższej chwili zwłoki. Nie wiedziała co powiedzieć. Każde, banalne słowo wydawało się trywialne, dlatego z bliska przyglądała się Joan, doceniając jej obecność. Sam widok jej osoby podniósł Warren na duchu, co starała się kamuflować, dusząc w sobie wszelkie nadzieje, związane z naprawą relacji.
Pozostało im zająć miejsce przy stole, albo stać. Pria wybrała krzesło. Miała na sobie zaledwie czarną podkoszulkę i spodnie dresowe. Temperatury były ostatnio zabójcze dla przyrody, o czym przekonała się, niejednokrotnie czując w okolicy zapach spalenizny, ciągnącej się od niezamieszkałej części lasów.
Miała poczucie deja vu. Czegoś, co już kiedyś się zdarzyło. Wyjście Joan z więzienia było tego najlepszym przykładem. Czuła się teraz podobnie. Miała zaciśnięty żołądek, a umysł opanowały ciemne wizje, związane z poczuciem osamotnienia. Powroty do Lorne Bay nie miały sensu, jeśli rodzina wyjedzie bliżej ośrodka, wspomagającego opiekę nad chorą ciotką.
- Gorzej, niż wcześniej - niż poprzednio, powinna uściślić, mając na myśli dni, tygodnie i miesiące do tyłu. Choroba postępowała. Nie można było na to nic poradzić. Aubree i tak trzymała się dobrze, jak na swój wiek oraz chorobę dosłownie wyniszczającą mięśnie. Najlepsze lata swojego życia miała już za sobą, z czym pogodzić musieli się wszyscy najbliżsi.
- Nie wiem - odparła na pytanie, tym razem względem własnego samopoczucia, bo ilekroć próbowała się nad tym zastanawiać, tonęła w bardzo mrocznych myślach. Traciła rodzinę, po raz kolejny. Po państwach Warren, leżących na cmentarzu w Cairns przyszła kolej na jej pozostałych krewnych.
Nie piła alkoholu. W kubku miała zaledwie letnią herbatę owocową, podkreśloną smakiem świeżo skrojonej cytryny. Nie chciała zepsuć sobie żołądka i reszty wnętrzności, tylko dlatego bo czuła się źle. To nie miałoby sensu.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam pięć lat - nigdy wprost nie powiedziała o tym Joan. Ukrywała ten fakt ze swojego życia głęboko w sobie, jakby przywołanie go mogło tragicznie wpłynąć na teraźniejszość. Teraz to już nie miało znaczenia, bo koniec końców i tak ten los skusiła.
- Przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Byli strażnikami w rezerwacie, a kłusownicy ich nienawidzili. Aubree i Miro przygarnęli mnie wtedy. Teraz to znów się dzieje.
Moment przełomowy. Punkt zwrotny, po którym nie będzie już taka sama, jak wcześniej.
Wyjeżdżasz?
Nie wypowiedziała pytania na głos. Jeśli by się na to porwała, nabrałoby mocy, a to wolała odsunąć w czasie, najbardziej, jak się dało.
- Napijesz się czegoś? - bo przecież to nie ładnie, pić herbatę, kiedy gość nie miał nic podobnego pod ręką.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Usiadła, choć nie wiedziała na jak długo. Starała się nadmiernie nie przyglądać Prii ani nie skomentowała wieści o gorszym stanie Aubree, bo możliwe, że już nie zasłużyła na więcej szczegółów. Z własnej woli oddzieliła się grubą kreską starając nie przekraczać pewnych granic. Zapytała, uzyskała odpowiedź i to wystarczyło. Dalsze drążenie tematu mogłoby albo zakończyć się kłótnią albo dodatkowo by ją zmiękczyło. Nie potrzebowała tego. Chciała zachować stanowczość pewna, że wiedziała co robiła, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia. Ryzykowała, ale już dawno podjęła tę decyzję i niepotrzebnie zwlekała z jej realizacją. Powinna przestać oglądać się na innych i wreszcie zająć się sobą.
Sięgnęła do torebki, ale przerwała szukanie tego, co chciała wyjąć na rzecz skonfrontowania się z drugimi oczami. Zrobiła to ledwie przez sekundę, bo dłuższa wymiana spojrzeć mogłaby na nią wpłynąć. Zamiast tego pomyślała sobie, ile musiało się stać, żeby wreszcie poznać prawdę o rodzicach Warren. Zapytała też samą siebie, czemu mówiła jej to akurat teraz? Było tyle okazji, mnóstwo możliwości na szczerość, które nie zostały wykorzystane. Terrell poczuła się częściowo oszukana, bo choć nigdy nie naciskała aby poznać prawdę na temat rodziców Prii, to liczyła że kiedyś zasłuży aby usłyszeć tę informacje.
Tylko, że teraz wcale nie czuła aby zasłużyła.
Ani trochę.
Wcześniej też nie zasługiwała, więc czemu teraz miałoby być inaczej?
- Przykro mi z powodu Aubree – wróciła do poprzedniego tematu. Bezpieczniejszego i nie wywołującego w jej głowie miliona myśli. Było to jednak krótkie nawiązanie bez wnikania w szczegóły. Nie mogła tego zrobić. Musiała być surowa zwłaszcza wobec siebie i własnych uczuć.
- Wystarczy woda. – Na zewnątrz było upalnie i bez wody, nawet podczas krótkiego spotkania się nie obejdzie. – Muszę coś ci oddać. – Wróciła do przeszukania torebki, z której wyjęła klucze to chatki w Tingaree. Dostała je w ramach wygody aby mogła swobodnie wychodzić i wchodzić do środka. Ostatnio nie mogła ich zostawić, bo nie miałaby jak zamknąć drzwi, ale teraz.. – Twoje klucze. – Położyła je na blacie i przesunęła w stronę tam gdzie siedziała Pria, która wracała z szklanką wody. – Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. – Nie będzie niewdzięczna. – Że mi pomogłaś po tym jak włamano się do mojego pokoju hotelowego. – Była wtedy bez domu, a raczej została zmuszona do zamieszkania w tym rodzinnym, który wywoływał w niej mdłości i sprawiał, że wypalała milion papierosów dziennie. – Tu – Wyjęła kopertę i ją również położyła na stoliku. – są pieniądze za prąd, wodę i laptopa, którego mi dałaś. – Nie chciała aby w takiej sytuacji Warren poczuła się wykorzystana. Że Joan tylko skorzystała z jej dobroci i sobie poszła. Zresztą i tak kiedyś zamierzała się rozliczyć, choćby w formie zapłacenia za bilety podczas wspólnego podróżowania, ale to już chyba raczej nie była aktualne. W jednym McQueen miała rację; Mia nigdy nie dałaby się upodlić tak, jak ona zrobiła to bez zmrużenia oka. Sama to wymyśliła, bo nie miała na siebie żadnego innego planu a to było okropne, bo w tym cholernym kraju wciąż postrzegała się jako dziwkę. Możliwe, że nigdy to się nie zmieni, ale chciała się przekonać. Wyjechać i zobaczyć, czy wreszcie zacznie się doceniać. Z tego powodu musiała być samolubna.
ODPOWIEDZ