Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że Ronan nie wierzył w zjawiska paranormalne i nie potrafił czytać w myślach Tylera. Dobrze, bo gdyby tylko to wszystko wyczytał z jego głowy to miałby proste rozwiązanie dlaczego nic paranormalnego nie przydarzyło się Tylerowi. Proste. To Tyler był zjawiskiem nadprzyrodzonym. Wszystko dziwne co się działo, było spowodowane obecnością Tylera. Nie było innego wytłumaczenia. Jakaś moc przyciągnęła Marnie do niego i ta sama moc postanowiła, że Marnie i Tyler będą sobie przeznaczeni. W sumie ta moc była całkiem fajną mocą. Taki eliksir prawdziwej miłości, ale bez smutnych konsekwencji, że ta miłość jest na przykład fałszywa albo, że jest jakiś ukryty haczyk.
- Sam nie wiem. – Ronan nigdy nie był łasy na pieniądze, ale jednocześnie wiedział, że bardzo pieniędzy potrzebował. Miał długi do spłacenia. Długi, których się narobił chociażby przez tą latarnię. – Wolałbym na niej zarobić, ale w jakiś inny sposób. Kupiłem tą latarnię, żeby była wiecznym symbolem mojej miłości do Philly. Wolałbym zarabiać na nie wiem… organizowaniu tutaj romantycznych randek czy coś. – Westchnął ciężko. Sam nie wiedział czy latarnia morska miała vibe czegoś co mogłoby być romantyczne. Dla niego tak było. W końcu była jakimś tam symbolem nadziei i odnalezienia drogi do domu, prowadziła marynarzy do lądu i dbała o ich bezpieczeństwo. Mogła równie dobrze to symbolizować dla zakochanych. Czytam teraz w ogóle książkę o latarniach morskich i miałaś racje, spora część latarni jest już zautomatyzowana i nie potrzeba latarników. – Jak będziesz miał okazję i chęci to spoko. Ale nie traktuj tego jako jakiegoś zadania czy zlecenia. – Zaśmiał się. Czuł, że Tyler ma vibe człowieka, który potraktowałby to jako poważne zadanie, na którym by się przesadnie skupił. A Ronan, który pewnie jeszcze dzisiaj o tym zapomni, będzie miał na sumieniu żonę Clarke’a, która zostanie zaniedbana, bo jej mąż szuka nieistniejących duchów. A przynajmniej Ashford trzymał kciuki, żeby były nieistniejące.
- Tutaj tutaj. Tutaj w sensie w latarni morskiej. – Może gdyby jeszcze te latarnie miały sens i były jakimś dobrym źródłem dochodu. Niestety to nie był film z Alicią Vikander i jej mężem męskim bokserem. To były czasy, gdzie latarnie były już głównie symbolami i pamiątkami czy coś. – W samym Lorne chyba nie miałbym nic przeciwko. – Oczywiście całe jego skupienie teraz zostało w Melbourne, bo właśnie tam planował wziąć ślub i tam planował założyć rodzinę z Philly. Wszystko się jednak tak posrało, że ostatecznie to siedział w tym Lorne, bo nie było siły, która sprowadziłaby Philomenę do domu, a on nie chciał być typem, który zmusza ją do powrotu. Także no było dziwnie i skomplikowanie, ale w tym wszystkim Ronan chciał być wyrozumiały i cierpliwy.
- Powinienem mieć w samochodzie. – Odpowiedział, ale jeszcze nie schodził tylko spróbował. Niestety nic tutaj nie ruszyło. Westchnął zirytowany i kciukiem podrapał się po skroni. Nie ma co tutaj pchać na siłę, jeszcze się pozabijają i żona Tylera znajdzie Ronana po śmierci i zabije go jeszcze raz, bo Ronan zabił jej męża. No może nie Ronan, ale żarówka, którą chciał odkręcić. – Dobra. Poczekaj. Ja pójdę do tego auta po WD-40. Nie rób niczego głupiego. – Wycelował palec w Tylera. Trochę bał się go tutaj zostawiać, ale nie było sensu, żeby oboje schodzili i później znowu wracali. Tylko jeden z nich powinien się poświęcić. No i rzeczywiście zszedł do tego auta, wziął WD-40, na wszelki wypadek wziął jeszcze skrzynkę z narzędziami i jakieś rękawice, w razie, gdyby jednak musieli mocniej pocisnąć. Wrócił z tym wszystkim na górę. Wręczył parę rękawic Tylerowi, drugą nałożył sobie i zaczął tam psikać tym WD-40.
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Właściwie... To te myśli Ronana nie były ani bardzo nietrafione, ani jakieś krzywdzące czy wyśmiewające. Nie da się ukryć, że z tego wciąż chłopaka, był niezły ananas i jeśli komuś miało się coś dziwnego przytrafić, to trafiało się właśnie jemu. Było to wytłumaczalne, był non stop na nogach, to w hotelu, to na jakiejś budowie, to komuś innemu pomagał. To nie tak, że siedział na kanapie, pierdząc w stołek i nagle coś się odpi...ało. A Marnie? To totalnie był przypadek. Szczęśliwy przypadek i być może pani od matematyki, która skłoniła ich od pierwszego spotkania sama na sam, była jakąś wiedźmą, która wyczyniała czary, aby ta dwójka się ze sobą zeszła. Tak mogło być, w każdym razie, byli przykładem takiej prawdziwej miłości, która w dzisiejszym świecie się już nie zdarza.
-O wow-powiedział. Cóż, miał gest chłop, nie da się ukryć. Clarke to pewnie mógłby kulę śnieżną szarpnąć, w życiu nie będzie go stać na to, aby kupić jakąkolwiek nieruchomość dla swojej żony. No chyba że kiedyś dom rodzinny, na wieloletni kredyt, ale to też raczej z konieczności, niż jako prezent, czy coś. Jednak on miał swoje sposoby, jak przekonywać ukochaną, że jest jedyną w jego sercu. -Może dałoby się zorganizować jakiś stolik na szycie latarni, żeby tam robić romantyczne kolacje, czy puszczać te takie.... lampioniki z życzeniami. -powiedział, choć jego dusza nastolatka o wiele bardziej lubiła pomysł z wynajmowaniem noclegu by przeżyć paranormalne zjawiska. Choć nie to, że nie wierzył w romantyczność. Tylko ta latarnia średnio mu się z tym kojarzyła! -Zapytam Marnie, albo coś. Dam znać!-stwierdził. Było bardzo prawdopodobne, że Ty też o tym zapomni jak tylko wróci do domu styrany jak koń po westernie. A potem przypomni sobie w najmniej oczekiwanej chwili. To było prawdopodobne, nawet niemal pewne.
-Lorne Bay nie jest złe, serio-powiedział tylko. No nie za bardzo chciało mu się siadać i piłować pazurki, aby przy tym plotkować tak, że aż miło jak innym, oplotkowywanym, płoną uszy. Coś tam pewnie na temat Ronana wiedział, w końcu rozmawiając o pracy, czy o zwykłych głupotach, przedostaną się jakieś życiowe informacje. Z resztą Ashford coś tam kiedyś przebłąkiwał, że zabrałby takiego pomagiera jak Tyler ze sobą do Melbourne, więc no. Coś tam wiedział, że ten chce raczej tam żyć.
-Ale że ja?-zapytał zdziwiony. No halo, może był i przygłupem, ale też miał wolę przeżycia. Co głupiego mógł zrobić? Skakać nie zamierzał, bo życie było mu miłe. Sam się też z tą żarówką nie zamierzał walczyć, bo zdawałby sobie sprawę, że prędzej by się zesrał, niż sam odkręcił, skoro we dwójkę nie mogli. Gdy był sam, to oparł się o barierę i patrzył w morze, taki z niego romantyk był, a wiatr kołysał jego włosami. -Ej, a jak wokół tego gwintu okręcił się jakiś wąż, zdechł zasechł i teraz będzie się rozpuszczał od WD-40? FUJ?-zapytał, jak gdyby nigdy nic, gotowy by chwycić żarówkę i móc nią kręcić, gdy szefu rzuci komendę.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wychodzi na to, że Ronan miał nosa do ludzi. A nie, nie miał. Jakby miał to pewnie już dawno wyczułby, że jego narzeczona nie do końca jest z nim szczęśliwa. Na szczęście Ronan był wyrozumiały. Nie był też człowiekiem, który miał jakieś wymagania co do tego jakimi ludźmi chciałby się otaczać. Podobało mu się to, że każdy miał inny charakter i czasami trzeba było się do ludzi dostosować. Owszem, na dłuższą metę było to bardzo męczące i zapewne Ronan wolałby spędzać czas częściej z kimś kto jest zbliżony do niego wiekiem i temperamentem, ale ostatecznie spotykanie się z takimi ludźmi jak Tyler, wychodziło mu na dobre. Przynajmniej sam trochę się rozchmurzał i zapominał o tym, że najczęściej chodzi nadąsany i sprawia wrażenie nieprzystępnego.
- Brzmi to spoko. Ale zobaczymy. – Na razie nie wybiegał tak daleko w przyszłość, bo jednak nie planował tutaj zostawać. Jasne, może i planowałby powrót do Lorne za kilka lat, ale na razie to on myślał o powrocie do Melbourne i do swojego życia, które tam zostawił. Tego, które miał wieść u boku swojej narzeczonej. – Te romantyczne kolacje nie wiem czy będą takie bezpieczne. Żarówka jest za nisko, nie chciałbym, żeby kogoś oślepiła. – Nawet jakby nie była w stanie oślepić to jedzenie w otoczeniu tak jasnego i pulsującego światła nie mogłoby być czymś przyjemnym. – Dzięki. – Nie miałby w ogóle pretensji do Tylera o to, że zapomniał o czymś takim. Głównie dlatego, że zapewne sam Ronan o tym zapomni. Miał zbyt wiele rzeczy na głowie, żeby jeszcze sobie dokładać zainteresowanie o tym czy ta latarnia morska jest nawiedzona czy nie. Nawet jak była to nie było to obecnie jego zmartwienie, skoro nie miał zamiaru tutaj przebywać. Jak już to on tym duchom chciał tylko odnowić lokalizację, żeby wygodniej im się straszyło. A przynajmniej, żeby wizualnie wszystko było przyjemniejsze.
- Nie jest. To prawda. – Nie miał jakiejś awersji do tego miasta. Co prawda sam wychował się w Cairns, ale tutaj bywał często, bo miał tutaj rodzinę. Teraz Lorne mu podpadało tylko i wyłącznie dlatego, że po prostu Philly wolała być tutaj, a nie w domu z nim, w Melbourne. Do samego Melbourne też nie był jakoś super przywiązany. Wyjechał tam tylko i wyłącznie dlatego, że dostał ofertę naprawdę dobrych kontraktów. Potrzebował pieniędzy. Gdyby miał ofertę z Europy to pewnie też by się tam wybrał tylko po to, żeby zarabiać.
- Jestem pewien, że jest to bardzo mało prawdopodobne. – Wątpił, żeby wąż się tutaj prześlizgnął. Ale z drugiej strony nie dałby sobie ręki uciąć, że Tyler jest w błędzie. Tak czy siak musiał tą żarówkę odkręcić. No i rzeczywiście chwilę się pomocowali i ostatnie usunęli starą żarówkę i nigdzie nie było żadnego rozpuszczonego, zeschniętego węża. Zajęli się zamocowaniem drugiej i nawet sprawdzili czy wszystko śmiga i nawet śmigało.
Po wszystkim zeszli na dół i Ronan poinformował Tylera, że będzie prawdopodobnie potrzebował dodatkowej pary rąk do pracy przy odnawianiu tego miejsca, więc jak Tyler będzie zainteresowany, to będzie mógł znaleźć dodatkową pracę u Ronana. Po wszystkim panowie rozjechali się do domów, bo już się robiło późno, a Ronan nie chciał się narazić Marnie.

/ztx2
ODPOWIEDZ