echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
014.
statek pijany
Słodsza niż ustom dzieci miazga jabłek kwaśnych,
Wód zieleń w mą sosnową wdarła się łupinę,
Uniosła ster, kotwicę, stosy lin zapaśnych
I zmyła kały wstrętne i win plamy sine
Po wyprowadzce Amo, Klaus przeżywał prawdziwą żałobę. Nagle nie było obok nikogo, z kim można było się podzielić głupim opisem na grindrze jakiegoś typa, spalić na pół skręta w salonie pod nieobecność wujostwa czy oglądać tiktoki do późnych godzin wieczornych. Prawdę mówiąc, Werner czuł się tak, jakby stracił brata, którego nigdy nie miał. Jasne, miał poczucie, że od jakiegoś czasu nie był przed Di Fiore tak otwarty jak wcześniej - w końcu nie powiedział mu nawet, że miał chłopaka, choć przymierzał się do tego kilkukrotnie, zawsze w końcu rezygnując - ale to nie znaczyło, że nie chciał tego zmienić. Przecież obaj byli tacy zadowoleni, kiedy przyszło im mieszkać pod jednym dachem! Klaus w życiu nie przypuszczałby, że miałby takie opory przed przyznaniem się osobie, którą uważał za swojego najlepszego (jedynego?) przyjaciela do tego, że jest w związku. A jednak, reakcja, którą zaobserwował w wymienianych przez nich wiadomościach, była dokładnie taka, jak się spodziewał. Czy mógł go za to winić? Chyba niespecjalnie. To on przecież nie uwierzył nigdy w powagę jego relacji z Saulem, uznając ją za coś, co do Amo zupełnie nie pasowało.
Wiedział, że czekały ich rozmowy z rodzaju tych poważnych i to odrobinę go stresowało. W drodze na wybrzeże raz po raz próbował wtłuc sobie do głowy, że to przecież jego przyjaciel, przecież Amo - z kim miał rozmawiać o poważnych sprawach, jeśli nie z nim? Oczywiście, oprócz tego wciąż nękała go kwestia dateksu, który traktował tak jak lateks, z powodu tego wysłanego przez Di Fiore zdjęcia, także nie wiedział czy powinien jego także unikać czy może jednak nie; wiadomo, łóżkowe życie wymagało urozmaiceń, zwłaszcza kiedy kręciło się wokół jednej osoby, ale jeśli podobne eksperymenty miały wiązać się z tym, że dostanie wysypki, to chyba jednak najbardziej odpowiedzialnym byłoby z nich zrezygnować, nawet jeśli w końcu miałby Saula (i siebie, przy okazji) zanudzić.
Nic dziwnego, że pierwszym, co przyszło mu do głowy, było skonsultowanie tej jakże naglącej kwestii z nikim innym niż prawdziwym ekspertem w temacie, za którego uważał Amo. Właściwie, to Amo też powiedział mu, że gumki to wcale nie jest spisek Big Pharmy, tylko serio działają - niewątpliwie mógł DiFiore wiele zawdzięczać, w kwestii podstawowych informacji o życiu łóżkowym, których nie było mu dane nabyć wcześniej. No i tak, jeszcze Saul... czy to nie będzie dziwne? Że umawia się z byłym swojego najlepszego przyjaciela? Wątpił, żeby Włochowi to przeszkadzało, ale co jeśli?
Miotany myślami we wszystkie strony, od stóp do głów okryty przewiewnymi tkaninami, z kapeluszem na głowie, bo przecież słońce smażyło jak oszalałe, a on wciąż nie przestawał mieć na nie okropnego uczulenia, dotarł w końcu do wybrzeża. Tylko przez moment obawiał się, że nie będzie w stanie rozpoznać odpowiedniego jachtu, ale na szczęście z każdej strony było widać, który z przycumowanych łódek okrętów obiektów pływających należał do Di Fiore - wprost emanował jego blaskiem przepychem i luksusami. Tak, to musiało być miłe popołudnie; miał nadzieję, że Amo miał na pokładzie jakieś dobre alkohole i będę mogli żyć przez parę godzin swoim najlepszym życiem, rodem z brazylijskiej telenoweli albo innych filmów o uprzywilejowanych dzieciakach, którymi bez wątpienia obaj byli.
- Ładnie tu masz - skomentował, osłaniając twarz przed słońce przyłożoną do czoła dłonią, dostrzegając przyjaciela na pokładzie, jeszcze zanim sam wdrapał się na łódź. W końcu dołączył do niego na jachcie, nieco nieporadnie, bo potykał się o te wszystkie lniane szmaty z najwyższej półki. - Potrzebuję do cienia - zakomunikował od razu, do czego to Di Fiore z pewnością był już przyzwyczajony, bo Klaus przecież, jak Dracula, unikał słońca jak tylko mógł.
Podążył za przyjacielem pod daszek, szukając sobie jakiegoś przyjemnego miejsca do siedzenia.
- To czym się różni dateks od lateksu? Mogę go nosić czy nie? - zaczął od razu z grubej rury, bo ten temat naprawdę spędzał mu ostatnio sen z powiek. Zsunął nawet lekko okulary przeciwsłoneczne, na sam czubek nosa, żeby podkreślić istotę zadawanego właśnie pytania. Wiedział, że Amo pojmie z pewnością powagę sytuacji.

Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Miał mały mętlik w swojej ślicznej główce, którego tego upalnego dnia się nie spodziewał. Przemierzał luksusowy pokład jachtu rozkojarzony, czasami nawet zapominając osłaniac głowy przed słońcem niewielkim parasolem przeciwsłonecznym, ozdobionym koronkami. Skutkiem tego był ból głowy, który musiał zabić środkiem przeciwbólowym popitym drinkiem.

Wiadomość, że Klaus jest w związku była jednym z czynników, który siał zamęt w jego małym, jednocześnie pedantycznym i chaotycznym świecie. W takich sytuacjach nachodzą refleksje i mimowolnie myśli się o własnych związkach, w przypadku Amo byłych. A dokładnie jednym, jedynym, w którym kiedykolwiek był, a przynajmniej jeśli chodziło o związki bardziej poważne. Wspomnienia Di Fiore były słodko - gorzkie, bo spotkało go wtedy coś traumatycznego, co ostatecznie doprowadziło do rozstania z winy samego Amo, a przynajmniej tak to widział. Od tamtej pory uważał, że nie nadaje się do podobnych relacji. Co prawda dopuścił do siebie Klausa naprawdę blisko, bliżej niż kogokolwiek na chwilę obecną, ale chyba obaj dobrze się czuli z tym, że była to przyjaźń z dodatkowymi korzyściami, nic co zamykałoby ich w sztywnych ramach. Wiedział co prawda, że skoro Klaus zadeklarował się, że jest w związku, to pozostanie im zapewne czysta przyjaźń, ale nie miał nic przeciwko temu. Sam coraz częściej myślał o pewnym mężczyźnie w sposób, o który by się jeszcze niedawno nie podejrzewał i chyba nawet chciał myśleć tak już tylko o nim, co było w jego przypadku jakimś szaleństwem. Może upadł na głowę? A może ją dla kogoś stracił?

Spryskał twarz nawilżającą mgiełką, co przyniosło mu ulgę i westchnął teatralnie, widząc zbliżającego się Wernera.

Jak dobrze, że jesteś. Za bardzo się przyzwyczaiłem do tych twoich czterech ścian z tobą w środku 一 przyznał, podchodząc do niego, by musnąć błyszczącymi od ochronnej pomadki ustami jego policzki.

Zaprowadził go pod dach, odłożył parasol na bok i zajął się przygotowywaniem drinka dla gościa. Uśmiechnął się lekko, słysząc pytanie o datex i zmarszczył nos, krojąc akurat limonkę na plasterki. Cytrusowe, chłodne i orzeźwiające napoje alkoholowe były idealnym wyborem na taką pogodę.

Datex to połączenie lateksu z tkaniną, która jest wewnątrz danej części garderoby. Teoretycznie jak coś takiego zakładasz, to twoja skóra nie ma ciągłego kontaktu z latexem, ale w praktyce nie wiem jak to wygląda w przypadku osoby z uczuleniem 一 wyjaśnił, kończąc przygotowanie koktajlu. Sięgnął po wysoką szklankę, ozdobioną dodatkowo małą parasolką i słomką, po czym podał ją Klausowi i przysiadł obok ze swoim drinkiem. Miał na sobie stringi i zwiewną, białą, półprzezroczystą narzutę, ozdobioną złotymi koralikami. Całości dopełniały duże, przeciwsłoneczne okulary w złotej oprawie i złote kolczyki.

Skąd ten temat? Gdzie się natknąłeś na datex? 一 zapytał, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który zniknął gdy tylko złapał ustami słomkę i pociągnął kilka łyków napoju. Był słodki, ale przyjemnie chłodny, a kostki lodu brzęczały charakterystycznie, gdy poruszało się szklanką. Amo co prawda nie przepadał za słońcem, chociaż lubił ciepło i lubił być lekko opalony. Nie opalał się jednak w słońcu, bo zależało mu na tym, aby nic się nie odcinało, a nie wszędzie można było chodzić na golasa. Białe, odcinające się paski od stringów uważał za coś paskudnego, no a poza tym wystarczyła chwila nieuwagi, aby nabawić się oparzeń, a to równie złe, co nierówna opalenizna.

Zerknął kątem oka na Wernera, przesuwając spojrzeniem po jego sylwetce, a potem twarzy. Szukał jakichkolwiek emocji, które kryły się w grymasach na tej pięknej twarzy i które mogłyby powiedzieć mu cokolwiek, zanim przyjaciel użyje słów, aby wyjaśnić mu to, o czym wspomniał w smsach. Odrobinę bezwiednie, jakby w zamyśleniu, przesunął opuszkami palców po błyszczącej bransoletce, zdobiącej przegub Niemca.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
W osobie Amo było coś takiego, dzięki czemu o wiele łatwiej było mu wprawić się w swobodny nastrój. W zapomnienie odeszły już te czasy, w których czuł się przy nim nieco onieśmielony - czyli sam początek ich znajomości, kiedy to Klausowi trudno było pojąć, że dało się iść przez życie krokiem tak pewnym i jednocześnie niewzruszonym, jak czynił to Di Fiore. A jednak, nawet kiedy Amo wywoływał w nim lekkie zakłopotanie (a może zwłaszcza wtedy?), nie sposób było ukryć, że Werner darzył go pewnego rodzaju podziwem i bezbrzeżnym niemal zaufaniem. Choć na co dzień lgnął do ludzi i chętnie się nimi otaczał, niewielu było takich, przy których potrafił przyznać się do niewiedzy na jakiś temat, wyrazić wątpliwości dotyczące swoich decyzji czy - ogólnie rzecz biorąc - pokazać się z tej bardziej „ludzkiej”, a przy tym też „nieidealnej” strony. To też, naturalnie, wyewoluowało z czasem, bo najpierw musiał upewnić się, że Di Fiore - choć czasem zdawał się wręcz przerysowany, w środku trzymał to, co każdy inny człowiek, a po zsunięciu na bok tego wyidealizowania, które stosował na nim Klaus, pozostawał po prostu doskonałym materiałem na przyjaciela, przynajmniej dla kogoś takiego jak Werner.
Usadowiwszy się wygodnie na leżaku, po tym ciepłym przywitaniu, odłożył wszystkie swoje rzeczy obok i począł obserwowanie jak Amo przygotowuje drinki. Od dłuższego czasu, bo to zaczęło się jeszcze przed podróżą do Monachium, nie wychylał nosa poza granice domu wujostwa lub Saula, co męczyło go okrutnie, bo nagle z jego harmonogramu tygodnia wypadły wszystkie wyjścia miasto w towarzystwie znajomych, a przecież do tajemnic nie należało, że Werner - mimo wszystko - był zwierzęciem stadnym. Choć ten szlaban narzucił sobie sam, z obawy przed swoją własną, nieokiełznaną naturą i pokusami świata doczesnego, nawet teraz czuł, że w jakiś sposób Saula oszukiwał, choć zapowiedział mu przecież, że umówił się ze swoim włoskim przyjacielem. Był tak zagubiony, że nie wiedział już nawet czy te obawy były zasadne i Monroe tylko udawał, że w ogóle mu to nie przeszkadzało, czy może powoli przechylał się na drugi biegun - paranoi.
- Aha, czyli nie wiadomo czy mogę to nosić - wymamrotał w odpowiedzi, wyciągając rękę po drinka. - Wyświetliła mi się na youtubie jakaś Słowianka, która o tym opowiadała, ale niczego nie zrozumiałem, a jak wpisałem to w internet, to wyświetliły mi się same firmy budowlane - wyjaśnił zaraz, w ramach odpowiedzi na pytanie, skąd mu się wziął temat tego całego dateksu. Idąc w ślady przyjaciela, upił pierwszego łyka z zaserwowanego sobie napoju i pokiwał z uznaniem głową. - Dobre. Ale mocne. Dziękuję. - Oczywiście, że to był komplement dla jego umiejętności koktajlowych, bo przecież obaj wiedzieli chyba dobrze, że po takim czasie rozłąki najlepiej rozmawiało się, kiedy w głowie szumiały jednak jakieś procenty.
Zwłaszcza, że palce Amo zaraz zahaczyły o jedną z bransoletek, które Klaus nosił uparcie każdego dnia, odkąd je otrzymał, więc Werner pociągnął jeszcze jeden łyk trunku i odsunął wreszcie słomkę od buzi.
- To od Saula - wyjaśnił, choć podejrzewał, że Włoch mógł się tego bez problemu domyślić. Skoro to imię już pojawiło się samoistnie w rozmowie, jego serce kilkukrotnie zabiło odrobinę szybciej niż powinno. - Ja... - zaczął, ale urwał niemal natychmiast, nie będąc pewnym czy zabierał się za to wszystko od dobrej strony. - Jesteś na mnie o to zły? - spytał wreszcie, z odrobiną lęku, wdzierającą się w środek tego zdania. - W sensie, bo wiem już, że to twój były i jakoś tak... - i znowu pozostawił to zdanie rozgrzebane, wieńcząc je tylko delikatnym wzruszeniem ramion. Di Fiore nie wydawał się obrażony, ale kto wie - może to zwykła gra pozorów?

Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Amo był osobą o trudnym charakterze, nawet jeżeli nie było tego do końca widać. Pod kolorowymi piórkami ukrywał więcej, niż jedynie nagą skórę. Ekstrawagancki, ekscentryczny, młody mężczyzna swoim wyglądem i charakterystycznym sposobem bycia odwracał uwagę od prawdziwego siebie, bo w jego wnętrzu szalał głównie strach i niepewność, w co większość ludzi zapewne by nie uwierzyła, ale Klaus nie należał do większość. On był wyjątkowy i Amo odkrywał przed nim kawałek po kawałku.

Wydawało mu się, że Werner może pewne rzeczy zrozumieć i ich przeciwko niemu nie wykorzystać. Pewnie wyczuwał, że Klaus również się przed nim otwiera i nie jest to relacja jednostronna. Widział w nim niedoskonałości, które jednak składały się na obraz istoty jak najbardziej ludzkiej. nieidealnej, a jednocześnie niezaprzeczalnie pięknej, jakby te niedoskonałości mimo wszystko składały się na idealną całość. Może widział w tym swoją szansę, może patrząc na Klausa miał nadzieję, że sam nie jest tak zepsuty, jak mu się wydawało. Może dla kogoś też mógłby kiedyś być istotą wadliwą, ale jednocześnie idealną.

Może i miał o sobie dosyć wysokie mniemanie, przynajmniej w większości obszarów, jednak niekiedy czuł szpilkę, która boleśnie wbijała się w jego ciało, przypominając mu jak się czasami czuł, odkąd kilka lat temu sprawy wymknęły się spod kontroli podczas jednego ze zleceń. Od tamtej chwili nic już nie było takie same, a on walczył z demonami, które nie chciały odejść, niezależnie od tego jak bardzo by je zagłuszał i odpierał ich ataki. Bywały momenty, kiedy pewność siebie i przebojowość znikały, zastępowane słabością, której tak bardzo nie chciał okazywać. Nikt nie był silny dla niego, więc on sam musiał być silny. Kiedy tej siły jednak brakowało, tak jak tchu, gdy przerażenie obejmowało lodowatymi szponami jego klatkę piersiową, zapadał się w sobie, zamykał się i odcinał, starając się przetrwać jakoś najgorsze momenty i nie zwariować. Przede wszystkim jednak nie chciał się zdradzić ze swoimi słabości, pilnując aby nikt ich za wszelką cenę nie zobaczył. Bywało, że kilka razy się odsłonił, nie panując nad tym, a wtedy czuł wstyd i wstręt do samego siebie.

Uśmiechnął się lekko, słysząc wątpliwości mężczyzny i przyjrzał mu się z lekkim zaciekawieniem, zastanawiając się od kiedy interesują go takie tematy i czemu nagle wyświetlają mu się w internecie Słowianki zamieszane w takie contenty.

Słowianka? Tak po prostu ci się wyświetliła? Lubisz lateks? 一 podpytał, unosząc nieznacznie jedną z brwi. Odrobinę go to bawiło, ale wcale by się nie zdziwił, gdyby Klaus chciał czasami coś takiego założyć, Amo używał lateksu i to do różnych celów i specjalnie nie narzekał. Co innego, gdyby miał uczulenie. Prawdopodobnie dawno zainteresował by się wtedy alternatywnymi materiałami. Ten temat nie da mu teraz spokoju i wieczorem zrobi obszerne rozeznanie, a potem będzie spamował Klausowi wynikami swoich poszukiwań i być może innymi Słowiankami w błyszczących ciuchach.

Kiwnął głową w odpowiedzi na pochwałę odnośnie drinka. Wiedział, że będzie Klausowi smakować, w końcu znał go na tyle, aby zdawać sobie już sprawę z tego co lubi i na jakie okazje. Przetańczyli, i przepili, nie jedną imprezę, więc w zasadzie wcale nie było to takie trudne, wystarczyło być spostrzegawczym i zapamiętywać potrzebne fakty, a potrzebnych dla Amo było wiele szczegółów, na które większość ludzi nawet nie zwróciłaby uwagi.

Pociągnął krótko nosem i poruszał nim lekko, słysząc imię byłego. Rozstał się z Saulem w okolicznościach, z których wcale nie był dumny. Ich relacja zaczęła się niezwykle pozytywnie i miała ogromny potencjał, ale w międzyczasie wydarzyło się kilka rzeczy, które zmieniły nastawienie Amo, właściwie zmieniły go całego. Jego i jego postrzeganie świata i ludzi. Może w innym miejscu i czasie wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Tak się jednak nie stało.

Zły? 一 zapytał, unosząc wzrok, aby zatrzymać go na twarzy Klausa, z której starał się wyczytać jego nastrój, każde zmartwienie, troskę i niepewność. 一 Nie. Absolutnie 一 zaprzeczył i to zgodnie z prawdą. Nie widział powodu, aby być o coś takiego złym. Saul i to, co ich łączyło należało do przeszłości. To był zamknięty rozdział, do którego klucz Włoch już dawno wyrzucił. Zostały tylko zgliszcza, a popiół czasami wnosił się przy mocniejszych podmuchach wiatru dawnych trosk, by na chwilę przesłonić mu widok lub by się nim zakrztusił, ale niegroźnie.

Cofnął powoli dłoń, jakby pomyślał, że nie powinien go dotykać, po czym uniósł szklankę do ust i napił się chłodnego, alkoholowego napoju, zaraz przełykając go z ulgą. Spojrzenie znowu powędrowało do Niemca, aby uważnie odczytywać wypisane na jego twarzy emocje. Zależało mu na nim, więc interesował się jego życiem, a przynajmniej na tyle, na ile Klaus go do siebie dopuszczał i na ile mu pozwalał.

Uszczęśliwia cię? 一 zapytał w pewnym momencie, bo czy było coś ważniejszego? Jeżeli tylko Werner czuł się naprawdę szczęśliwy przy boku Saula, to Amo nie trzeba było niczego więcej, aby mógł się tym szczerze cieszyć.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Australia nie była miejscem dla niego. Za dzieciaka, kiedy wraz z ojcem udawali się w ten zakątek świata celem odwiedzenia rodziny, potrafił dostawać nerwowych bólów brzucha na noc przed wyjazdem. Nie chodziło w tym stresie nawet przesadnie o to, że ciotka i wujek zawsze byli do niego nastawieni dość dziwnie (to jest tak, jakby uważali, że są dla niego ludźmi bardzo bliskimi, pomimo tego, że w istocie zupełnie go nie znali), ale raczej o kwestię poczucia zagrożenia australijską fauną i florą. Pomijając już alergię słoneczną, w którą jego ojciec nie wierzył uparcie, chociaż niejednokrotnie miał okazję na własne oczy widzieć siane przez nią spustoszenie, Klaus, ilekroć stawiał pierwszy krok na najmniejszym kontynencie, miał wrażenie, że wstępował właśnie do krainy swoich koszmarów, gdzie na każdym kroku czyhał na niego jakiś oślizgły gad, szukając okazji do przyprawienia go o palpitacje serca. Nic więc dziwnego, że po zesłaniu przez Adalberta do Lorne Bay, porównywał się do bohatera Dostojewskiego, odesłanego na katorżnicze roboty, bo nawet jeśli on sam nie miał wcale obowiązku ani zamiaru parać się pracą, ciężko było mu udawać, że to środowisko, do którego miał przywyknąć, nie było dla niego wcale nieprzyjazne.
Dlatego tak bardzo doceniał w tym wszystkim Amo, który zdecydował się towarzyszyć mu w tych najbardziej nieprzyjaznych, pierwszych kilku tygodniach. Wujostwo też musiało dostrzec, że bez tego dodatkowego wsparcia emocjonalnego zupełnie sobie nie poradzi, skoro realnie zgodziło się na to, żeby ugościć DiFiore przez jakiś czas. Z pewnością żadne z nich nie spodziewało się, że ten c z a s wydłuży się aż tak bardzo, ale przecież państwo Holloway byli zbyt dobrze wychowani, żeby tego młodego człowieka tak po prostu wyprosić. Klaus zdążył już odżałować, że te ich wspólne wakacje się skończyły, bo przecież Amo mimo wszystko wciąż tu był. Werner wiedział dobrze, że to niemożliwe, żeby został tu na zawsze, ale na ten moment bał się w ogóle pytać o to, jak długo przyjaciel miał zamiar jeszcze pozostać w kraju. Skoro kupił jacht na własność, to Niemiec uznał, że chociaż w tej kwestii mógł na razie być spokojny.
Słysząc jego pytanie, przewrócił oczami, uśmiechając się krzywo. Zsunął nawet z nosa okulary przeciwsłoneczne, żeby Amo był w stanie dostrzec bez problemu ten drobny gest.
- Może i bym lubił, gdyby on mnie nie nienawidził tak bardzo - westchnął, bo tak naprawdę mógł tę linijkę zaaplikować do rozmowy o całej masie rzeczy: od słońca zaczynając, a na nabiale kończąc. Ojciec zwykł powtarzać, że to wszystko było winą jego matki, która za bardzo się nad nim trzęsła i ciągała nieustannie po lekarzach, którzy nic innego nie robili, tylko wyszukiwali na siłę jakieś nieprawidłowości, on się do myśli o nich przyzwyczajał i w taki sposób pojawiały się te wszystkie uczulenia - bo sam je sobie, do pary z Louise Krause-Werner, wymanifestował. Klaus zazwyczaj ignorował już te idiotyczne gadki, bo miał wrażenie, że Adalbert tak naprawdę wcale nie wierzył w podobne szuryzmy, a jedynie szukał drogi ekspresji dla swojej frustracji, związanej z tym, że nie mógł mieć kolejnego z tych grzecznych, poukładanych i bezproblemowych (na każdej płaszczyźnie) dzieciaków, które tresowali sobie jego koledzy z branży.
Ale to przecież nie lateks ani dateks, ani żadna z innych, podobnych form materiału, nie była w całym tym spotkaniu najważniejsza. Naprawdę szczerze obawiał się, co Amo mógł myśleć o nim i o Saulu - bo tak naprawdę, to wcale nie byłoby dziwne, gdyby był na Klausa zły, prawda? Werner nie znał szczegółów dotyczących łączącej tę dwójkę relacji - właściwie to dopiero w Monachium Monroe uświadomił mu, że byli w prawdziwym, poważnym związku, a nie (jak Klaus zakładał do tej pory) w zwykłym, oscylującym głównie wokół łóżka romansie. Dlatego kiedy Di Fiore oznajmił, że wcale nie był zły, odetchnął z ulgą, ale tylko połowiczną. To nie tak, że nie wierzył mu w to zapewnienie - raczej po prostu czuł się niepewnie z faktem, że nie wiedział, co konkretnie zaszło między tą dwójką i obawiał się, że przywoływał teraz do Amo jakieś niedobre wspomnienia, związane z zakończeniem ich relacji.
Idąc w ślady za Włochem, upił kolejnego łyka z drinka, a następnie odstawił szklankę na bok i podsunął kolana pod brodę, słysząc jego pytanie. Czy rozpływanie się teraz nad tym, jaki Saul był cudowny, na pewno było czymś w porządku? Mimo tej wątpliwości, nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który wypłynął mu na usta.
- Tak myślę - odparł powoli, oplatając ramionami swoje łydki. - Bardzo dobrze mnie traktuje. Mówi mi miłe rzeczy. I... i nawet powiedział, że mnie kocha - po tych słowach znowu nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo to nadal zdawało mu się przecież zupełnie niewiarygodne. Nie zdziwiłby się, gdyby Amo uznał teraz, że żartował - tak bardzo był przekonany o własnej niezdolności do bycia kochanym, że najwyraźniej zakładał z góry, że inni mieli o nim takie samo zdanie. Odchrząknął więc zaraz pospiesznie. - Ale... pojawił się taki problem - zaczął z widocznym zawahaniem, zerkając na przyjaciela kątem oka. Nie wiedział czy miał prawo obarczać go zagwozdkami swojego życia uczuciowego - ale czy nie po to właśnie miało się przyjaciół? - Okazało się, że ma dziecko. Małe takie. Wiesz i... i chce żeby z nim zamieszkało, i to już kwestia jakichś paru dni, a ja... nie jestem przekonany czy to coś dla mnie - wyznał w końcu, czując się jak śmieć już przez sam fakt, że zdecydował się wyrazić swoje wątpliwości na głos. Znowu sięgnął po drinka.
- Jak to się stało, że się rozstaliście? - zapytał, wymawiając każde słowo niezwykle szybko, zupełnie jakby obawiał się, że w połowie rozmyśli się w kwestii tego, czy takie pytanie w ogóle było jakkolwiek na miejscu.

Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Amo do klimatu Australii jeszcze się nie przyzwyczaił, prawdopodobnie potrzebowałby co najmniej roku, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie narzekał jednak… Właściwie to narzekał i to całkiem sporo, bo wolał jednak nieco suchsze regiony, nawet jeżeli ciepłe. Nie był to jednak wystarczający powód do powrotu. Amo osiadł. Pojawił się nawet cień szansy na ułożenie sobie życia, czego pragnął z całego serca, chociaż nie do końca chciał się jeszcze do tego otwarcie przyznać. Agencja coraz bardziej naciskała na jego powrót, bo stali kliencie wywierali presję, a on trwał tu dalej, oddając się prawie rutynie - bo jak nazwać chodzenie do stałej pracy dzień w dzień w określonym wymiarze godzin? - co było do niego niepodobne. Okres, w którym kochał podróżować, zwiedzać, rozbijać się po ekskluzywnych hotelach i dużych imprezach dla elit minął, chociaż trudno też powiedzieć czy bezpowrotnie. Narazie podobał mu się ten spokój i nie chciał się go puszczać. Nie spodziewał się, że w końcu do tego dojdzie, bo gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mu, że takie życie wyda mu się atrakcyjne, to pewnie by tę tezę wyśmiał.

Jego życie kręciło się teraz wokół klubu Shadow i cichego, prawie nudnego, leniwego po prostu bycia. Mieszkał na jachcie, wygodnym i wystarczająco luksusowym, aby czuł się w nim dobrze, pracował dając i biorąc rozrywkę, co też mu odpowiadało, a po pracy miał trochę czasu dla siebie na odpoczynek i wyciszenie się. Może taka była po prostu kolej rzeczy. Naturalnie wśród powodów za pozostaniem w Lorne Bray najważniejszymi były dwie relacje, jedna dłuższa z Klausem, która stawała się dla niego coraz ważniejsza. Pragnął rozwijać ich przyjaźń. Druga relacja była całkowicie nowa, świeża i wyjątkowo ekscytująca. Ciekawość jak się to rozwinie paliła Amo od środka i obecnie nie był w stanie tak po prostu zniknąć i nie doczekać się ciągu dalszego.

Jak widać Klaus również zyskał relację, której rozwój wydawał mu się ekscytujący. To było widać w jego uśmiechu, bo chociaż zawsze przepięknie się uśmiechał, a uniesiona kąciki ust dodawały mu uroku i świeżości, to ten konkretny grymas krył w sobie coś więcej. Włoch mimowolnie odwzajemnił ten uśmiech, przyglądając się przyjacielowi zza ciemnych szkieł dużych okularów przeciwsłonecznych.

Wysłuchał jego słów w milczeniu, przeczesując szczupłymi palcami kosmyki ciemnych, dłuższych włosów. To świetnie, że Saul dobrze traktował Klausa, to było niezwykle ważne. Kiedy jednak Niemiec wspomniał o wyznaniu miłości, Di Fiore wewnętrznie odrobinę się zmieszał, chociaż nie było tego po nim widać. Nie chodziło o zazdrość, chociaż mimowolnie zaczął zastanawiać się kiedy Saul wyznał to jemu, gdy jeszcze byli razem. Czy z Klausem był już długo? Ile czasu zwlekali, zanim chociaż jeden z nich mu o tym powiedział? Nie był pewien, co skończyło się żuciem policzka wewnątrz ust.

Ocknął się z tego dopiero, gdy Werner rzucił o problemie. Ukłucie niepokoju wywołało wręcz fizyczny ból, a żołądek skurczył się nieprzyjemnie, dech utknął w piersiach. Nie spodziewał się takiej reakcji, to go bezsprzecznie zaskoczyło. Czyżby jednak nie przepracował tego, co wydarzyło się przed laty, kiedy dopiero zaczynał przygodę z prostytucją, a jego związek z Saulem rozkwitał?

Dziecko? 一 rzucił zduszonym głosem na wydechu, zaskoczony. Tego się nie spodziewał i to do tego stopnia, że zmarszczył brwi, a szklanka z drinkiem zatrzymała się gwałtownie w drodze do jego ust. Drink zakołysał się, a kostki lodu uderzyły o siebie i o szklane ścianki z charakterystycznym brzękiem i szumem. Zamrugał kilka razy szybko, procesując to, czego się dowiedział. 一 Znaczy… 一 zamilkł na moment i zamruczał cicho pod nosem, jakby musiał się jeszcze nad czymś zastanowić. 一 Powiedział ci o tym z dnia na dzień? A gdzie matka dziecka? 一 zapytał, bo to było tak dziwne, że koniecznie potrzebował więcej szczegółów.

W końcu uniósł drinka na odpowiednią wysokość i pociągnął kilka spory łyków. Przełknął, oblizał wargi ze słodyczy i odetchnął, czując przyjemny chłód, który łagodził dyskomfort związany z upalną pogodą. Na koniec usłyszał szybko zadane pytanie, którego spodziewał się chyba w tym konkretnym momencie jeszcze mniej, niż informacji o dziecku. A może to pytanie, którego po prostu się obawiał?

Może po prostu kiedyś musiał ten temat w końcu poruszyć, a Klaus był jedną z osób, przy których czuł się obecnie na tyle pewnie, że może mógł sobie pozwolić na szczerość i powrót do traumatycznej przeszłości, aby wyjaśnić wszystko odpowiednio i być szczerym. Chłopak na pewno by wyczuł, gdyby Amo próbował go zbyć i gdyby odpowiedział ogólnikowo, jak robił to do tej pory, gdy padały podobne pytanie o jego przeszłość.

To… dłuższa historia. Jeżeli masz czas i naprawdę chcesz jej wysłuchać, to potrzebujemy kolejnych drinków 一 przyznał, siląc się na spokojny ton, może z nutką rozbawienia, ale można było usłyszeć w nim i zdenerwowanie, a jego uśmiech był niepewny, powściągliwy. Już sama perspektywa zagłębiania się w dawne, przykre wspomnienia i decyzja, że dzisiaj to zrobi i otworzy się przed Klausem wywołała emocje, których się nie spodziewał, a do oczu napłynęły łzy, z których jedna potoczyła się po jego policzku i spłynęła na brodę, czego okulary przeciwsłoneczne nie były już wstanie ukryć.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Szczerze adorował Amo. Włoch był pierwszą osobą, przy której udało mu się poczuć w pełni bezpiecznie i absolutnie przyznanie tego nie było żadną przesadą. Czasem zastanawiał się, jakby to było, gdyby mieli szansę się w sobie prawdziwie zakochać - a nie tylko płytkim zauroczeniem, które do niedawna odżywało w Klausie za każdym razem, kiedy mieli okazję się zobaczyć. Uważał, że Di Fiore rozumie go jak mało kto, czuł, że nigdy go nie ocenia i chociaż nigdy nie zdradził mu tajemnicy o tym, co działo się w jego dzieciństwie, miał czasem wrażenie, że Amo domyśla się tego, a mimo to go nie odtrąca. To było kochane. To było więcej niż ktokolwiek dał mu do tej pory. Czasem naprawdę miał ochotę mu to wszystko wyznać, opowiedzieć o tych wszystkich mężczyznach, wymienić rzeczy, które musiał robić, popłakać się i zupełnie rozkleić, i usłyszeć od niego wiem o tym, Klaus; i tak cię kocham, i w ten sposób uspokoić się oraz rozpłynąć już doszczętnie. Nie chciał jednak ryzykować. Poza tym - być może było im to zupełnie zbędne. Może rozdrapałoby tylko stare rany i przywołało niepotrzebne wspomnienia?
Tak też było dobrze. Podobało mu się choćby siedzenie przy nim w milczeniu albo wspólne leżenie nad basenem - Klaus schowany w cieniu, Amo wystawiający pośladki do słońca - które uskuteczniali tak często, kiedy wpadali na siebie (mniej lub bardziej przypadkowo) w różnych częściach świata. Podobał mu się też seks i to, że zawsze opiekowali się potem sobą nawzajem, dając sobie tak potrzebne im obu desperacko ciepło i uznanie. Tego wprawdzie teraz już nie mogli robić, ale przecież to nie znaczyło, że Werner nagle miał zamiar przestać zupełnie okazywać Włochowi uczucia. Był jego przyjacielem - najprawdopodobniej jedynym prawdziwym; jedynym, który nie traktował go jak zapychacz albo ścierwo; jedynym, któremu ufał tak bezgranicznie w to, że nigdy by go nie skrzywdził, że to mogło aspirować już nawet do rangi naiwności.
Dlatego teraz otwierał się przed nim, bez obaw, że Amo zdecyduje się - na przykład - przekazać Saulowi treść tej rozmowy. Niby Werner wiedział, że pewnie najzdrowszym byłoby powiedzenie Monroe’owi o wszystkich swoich wątpliwościach, ale nie mógł się do tego zebrać. Czuł, że nie ma w tej całej sytuacji miejsca na jakiego odczucia. Młoda miała się zjawić lada dzień, a on po reakcji, jaką dostał na swoją opinię w Monachium, zrezygnował z dalszych prób wtłaczania Saulowi swojego zdania. Bo to faktycznie nie była jego decyzja - nie byli małżeństwem, żeby rozsądzać razem kwestię przysposobienia dziecka. Powinien zrozumieć, że dla jego chłopaka relacja z córką mogła być ważna. P o w i n i e n. I przez to, że powinien, ale wcale tak nie czuł, było mu tylko jeszcze gorzej ze sobą samym.
- Tak w sumie, to dowiedział się przy mnie. Ktoś do niego zadzwonił i po prostu to oznajmił. A matka, z tego, co wiem, po prostu ją porzuciła. Nie rozumiem, jak tak w ogóle można - westchnął i zrobił przerwę na upicie łyka napoju. - Ale tak - tydzień temu dziecka nie było, a za parę dni ma się pojawić. I cholernie się boję, bo nie mam pojęcia czy będę w stanie... no wiesz. - Wzruszył ramionami, przygryzając wargę. - Nie wiem, jaka ma być moja rola w tym wszystkim. I czuję się jak najgorsza osoba, bo powinienem go wspierać w każdej decyzji, ale... mam wrażenie, że jestem w tym wszystkim jakiś taki pominięty - wyznał i automatycznie zrobiło mu się głupio. Jasne, wiedział, że Amo był ostatnią osobą na świecie, która by go oceniała, ale mimo wszystko, kiedy wypowiedział to na głos, poczuł się jak najgorsza kanalia.
A potem jeszcze gorzej - bo Di Fiore najpierw powiedział, że owszem, mogą porozmawiać i Klaus już był gotowy na wysłuchanie tej opowieści, ale w tym momencie dostrzegł, że z oczu Włocha poleciała pojedyncza łza. Natychmiast zerwał się do prostego siadu i przerzucił nogi na bok leżaka, żeby teraz móc patrzeć wprost na Amo, a nie jedynie z profilu. Sięgnął palcami obu rąk do jego dłoni i pochwycił je w stanowczym, choć łagodnym geście. Zaczął gładzić kciukami jego skórę i wpatrywał się w niego z zaniepokojeniem.
- Chcę. Jeśli tylko masz siłę, żeby mi opowiedzieć - powiedział szczerze, przez chwilę jeszcze trwając z nim w tej bliskości. - Ja zrobię następne drinki, ty siedź - zadecydował i ostrożne odsunął dłonie od rąk Amo, żeby spełnić swoją obietnicę. Mieli wprawdzie w szklankach jeszcze pokaźne ilości trunków przygotowanych przed chwilą przez Di Fiore, ale Klaus przewidywał już teraz, że przyda im się solidny zapas.


Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Gdzieś głęboko pod pewnością siebie i szerokim, promiennym uśmiechem krył się strach i ogromna krytyka wobec samego siebie. Amo był wbrew pozorom delikatny jak porcelanowa figurka, którą z biegiem czasu obłożył wieloma warstwami ochronnymi, które miały zapobiec roztrzaskaniu się porcelany w drobny mak. Klaus był tak piękną duszą, niezależnie ile zła wycierpiało jego ciało, że momentami wręcz go onieśmielał. Chyba nigdy nie był tak blisko miłości, prawdziwej i czystej, nieskomplikowanej. Kiedy przebywał obok Klausa miał wrażenie, że mógłby mu powiedzieć o wszystkim. A jednak tego nie zrobił. Zawsze myślał, że ich bliskość jest dobra właśnie taka niewinna i lekka. Tak naprawdę dopiero teraz, podczas jego pobytu w Australii, zbliżyli się do siebie na dłuższy okres czasu i na początku Amo nie był jeszcze pewien czy są w stanie być obok siebie w życiu codziennym. Rezultat zaskoczył go pozytywnie i nawet poczuł zapał do tego, aby tutaj zostać, może na dłużej niż kilka miesięcy, dłużej niż rok. Miał dla kogo tu być.

Wilgotna, ale słoneczna Australia, piękne plaże, zapierające dech w piersiach widoki i przyjaciel, który w tym momencie okazał się tak bliski, że Włoch momentami sam w to nie wierzył.

Temat Saula zmienił wiele. Otworzył głębokie rany, które pozornie zasklepione tylko czekały na sygnał, na ten jeden bodziec, który za nowo by je otworzył i polecił im krwawić. Nawet Saul nie wiedział o wielu jego uczuciach odnośnie nieprzyjemnej przeszłości. Nie chciał mu mówić, bo naprawdę mu na nim zależało. Wolał być winnym, zamiast pozwolić, aby inni czuli się tak przez niego. Nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić.

Dziecko w tym wszystkim było niezrozumiałym akcentem, chociaż czy naprawdę powinien aż tak się dziwić? W końcu wiedział czym zajmował się Saul, z resztą później czym zajmowali się razem. Oprócz tego przecież mógł mieć wiele romansów, a wystarczy chwila nieuwagi, aby dorobić się małej, kłopotliwej niespodzianki. Wyglądało na to, że ta niespodzianka pojawiła się w tak niefortunnym momencie, że przytłoczyła (tak mu się wydawało) nie tylko Saula, ale i Klausa, który nagle znalazł się w środku całego tego chaosu.

Przyjrzał mu się wyraźnie zatroskany i zmarszczył brwi, bo zrobiło mu się zwyczajnie przykro. Trochę tak, jakby stawiając się w jego osobie odczuł odrobinę tej niepewności, poczucia winy, strachu, które uciskały nieprzyjemnie klatkę piersiową, utrudniając złapanie głębokiego oddechu.

To musiało być dla was straszne 一 powiedział w końcu, bezwiednie układając palce na swojej krtani, jakby sam miał zaraz zacząć się dusić. Wątpił, aby ktokolwiek był gotowy na zostanie rodzicem w ciągu kilku chwil, dowiadując się o tym przez telefon. On na pewno nie był gotowy na rodzicielstwo - nie teraz i nie w najbliższej przyszłości.

Nachylił się do niego w pewnym momencie i wsunął powoli własną dłoń na jego, aby przesunąć opuszkami palców po gładkiej skórze. Uścisnął jego drobną dłoń i pogładził jej wierzch kciukiem.

Nie powinieneś robić niczego wbrew swojej woli. Zrozumienie i wsparcie pomiędzy osobami sobie bliskimi jest w naturalnym porządku obustronne. Nie robisz nic złego myśląc w tej sytuacji również o sobie. Jesteś ważny i twoje uczucia i twoje obawy też są 一 powiedział, mając szczerą nadzieję, że między nim, a Saulem istnieje prawdziwe połączenie, pełne ciepła i harmonii. Tego im życzył. Za tym tęsknił, chociaż nigdy tego nie miał.

Odsunął się w pewnym momencie i odchylił lekko głowę, odrzucając kosmyki ciemnych włosów do tyłu, pociągając jednocześnie nosem i uśmiechając się lekko. 一 Zasługujemy, żeby traktowano nas jak Bogów 一 mruknął podniesionym głosem, wzruszając lekko ramionami, w tak charakterystyczny dla siebie sposób, z zamiarem rozładowania atmosfery.

Wtedy pojawił się temat rozstania z Saulem i wysiłek, który Amo włożył w to, aby się nie rozkleić, poszedł na marne. Może tak miało być. Może już czas zrzucić z siebie ten ciężar, a przecież Klaus był jedną z osób, przed którymi mógł obnażyć się aż do tego stopnia. Z resztą jego reakcja na łzy Włocha tylko mu to udowodniła. Uśmiechnął się lekko, zaciskając palce na jego dłoniach, kiedy te ponownie się ze sobą spotkały. Jego dotyk zawsze działał albo kojąco, albo pobudzająco. Był przyjemny, delikatny i po prostu dobry. Chłopak uśmiechnął się na tę czułość i troskę, nie powstrzymując kolejnej łzy, spływającej ostatecznie na jego smukłą szyję.

Dobrze. Zrób 一 mruknął zduszonym głosem, uznając że ta chwila, podczas której Klaus się oddali, akurat wystarczy, aby zebrał myśli i odrobinę doprowadził się do porządku. 一 Może jednak przenieśmy się w głąb jachtu. Słońce jest dziś zdecydowanie zbyt mocne 一 dodał, podnosząc się powoli. Zabrał ich niedokończone drinki i wolnym krokiem przeszedł obok Klausa, idąc z zadaszonego tarasu do części mieszkalnej, którą można było zasunąć przeszklonymi drzwiami. Tutaj było nieco ciemniej i chłodniej. Na środku stała ogromna, okrągła kanapa z wieloma poduszkami w różnych rozmiarach. Odstawił szklanki na stolik, opadł na kanapę, po czym zdjął z nosa przeciwsłoneczne okulary i przetarł niedbale oczy, zbierając palcami słone łzy.

Wiesz, że to Saul pokazał mi świat prostytucji i narkotyków? 一 powiedział w pewnym momencie, kiedy już podjął decyzje co i jak chce Klausowi zdradzić. Słowa chciał dobierać ostrożnie, ważyć je starannie, żeby być pewnym, że Werner nie zrozumie niczego opatrznie lub nie daj Boże nie pomyśli, że Amo obwinia o cokolwiek Saula. W żadnym wypadku. Klaus mógł doskonale go słyszeć, bo barek znajdował się mniej więcej w połowie drogi z leżaków i tarasu do salonu i przestronnej, jasnej kanapy.

Byłem oczarowany. Czułem się jakbym w końcu znalazł swój prawdziwy dom, jakbym odnalazł samego siebie i sposób na cieszenie się życiem i przyszłością, czerpiąc radość z tu i teraz 一 dodał, opierając dłoń na wygodnym materacu, pokrytym świeżą narzutą. 一 Wszystko zmieniło się podczas jednego zlecenia, na które zdecydowaliśmy się wspólnie. Nic wielkiego. Trójkąt z mężczyzną, który lubił nieco ostrzejsze klimaty, tyle nam było wiadome. Wciągnęliśmy trochę koki, wypiliśmy kilka drinków… 一 opowiadał głosem monotonnym, jakby mówił o prognozie pogody na następny tydzień. Uniósł błyszczące oczy na Niemca, gdy ten pojawił się obok z kolejnymi drinkami i znowu uniósł kącik ust, posyłając mu lekki uśmiech. Lubił się do niego uśmiechać, Klaus zasługiwał na te uśmiechy od zawsze. 一 Dziękuję 一 powiedział ciszej, po czym dotknął własnego ramienia dłonią i zacisnął na skórze palce, jakby pospieszał się do kontynuowania opowieści.

On, umm… kazał przypiąć Saula kajdankami do zagłówka łóżka., Tam były chyba takie specjalne uchwyty. 一 Pociągnął krótko nosem, czując jak zdradliwe ciało zaczyna drżeć z emocji. Jeżeli teraz dostanie czkawki, to chyba przeklnie swój ród do kilku pokoleń za te żenujące geny. 一 Ten klient kilka razy mnie zgwałcił, bardzo brutalnie. Saul musiał na to patrzeć i nic nie mógł zrobić. Po wszystkim, kiedy zostaliśmy sami… Ja nie mogłem go dobudzić. Nie wiem co się stało. Wyglądał jakby dostał jakiegoś ataku, jakby stracił kontakt z rzeczywistością. Bałem się, że on umrze, bałem się że sam umrę 一 mówił, chociaż chciał się powstrzymać. Chyba jednak nie był na to gotowy.

Przepraszam 一 szepnął, pospiesznie przecierając wilgotne policzki. 一 Od tamtej pory czuję do siebie wstręt. Nikt na mnie nie zasługuje i nikt nie jest w stanie mnie chronić przed światem. Tylko ja. Tylko ja mogę próbować. Wiedziałem, że Saulowi będzie beze mnie lepiej, tak jak każdemu na dłuższą metę. No i miałem rację, prawda? 一 Uśmiechnął się przez łzy, próbując opanować drżenie zmęczonego umysłem ciała. 一 Dzięki temu się odnaleźliście. 一 Spojrzał na Klausa wzrokiem przepełnionym nadzieją, że tak właśnie było. Że ten cały ból nie poszedł na marne i dzięki niemu oni mogli być szczęśliwi, jak w bajce.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Nie chciał myśleć o tym dziecku jako o czymś strasznym.
Istniało w nim przekonanie, że powinien się cieszyć. A jeśli nie cieszyć, to przynajmniej akceptować: bo Saul tego chciał, a skoro Saul tego chciał, to powinno być przecież ważne także i dla niego. Powinien już przeglądać ciuszki, już zamawiać zabawki, już zastanawiać się wspólnie z Monroem czy lepiej będzie ustawić łóżeczko w sypialni, czy jednak w salonie. Powinien mentalnie się w to zaangażować - we wspieranie Saula i w pomaganie mu ogarnięcia tego wszystkiego, przed czym nagle został, z dnia na dzień, postawiony. Fakty jednak były takie, że cholernie się bał. Czuł, że nie jest gotowy, czuł, że to było zbyt wiele, czuł, że to było coś tak zmieniającego wszystko, jak gdyby Monroe mu się teraz oświadczył. Zwyczajnie nie czuł, że był w życiu na takim etapie, w którym mógłby się kimś opiekować. Miał dwadzieścia jeden lat, do cholery - nie miał jeszcze pewności co do tego, kim był on sam, jak zatem miał niby stanowić jakiś wzorzec i opokę dla takiego malucha?
- Ale ja wcale nie czuję, żeby były ważne - mruknął pod nosem, ewidentnie przyznając to z niechęcią. - Czuję, że nie mam zupełnie nic do powiedzenia, bo to nie moje dziecko. Ale wiem, że powinienem traktować je tak, jakby było moje, bo inaczej wyszedłbym na skurwysyna. I nie wiem zupełnie, co mam z tym zrobić ani jak się zachować. Każda opcja zdaje mi się zła - wyznał cicho, czując się grzesznie już przez sam fakt, że przyznawał to na głos. Bo miał wrażenie, że to wszystko brzmiało tak, jakby chciał uczynić z Saula tego złego - kiedy to wcale tak nie było. Nie chciał, żeby Amo nagle zaczął przekonywać go o tym, że ten układ był zły, ale nie chciał też, żeby przyznał Monroe’owi rację. Sam chyba nie wiedział, czego pragnął - z r o z u m i e n i a, ale to było przecież pewne. Nie miał za to pojęcia, czego oczekiwał usłyszeć: jakie słowa nie sprawiłyby, żeby czuł się winny, beznadziejny, niedojrzały. Samo wyrzucenie z siebie tego wyznania kosztowało go sporo: w typowy dla siebie sposób, zaczął przeżuwać namiętnie wewnętrzną stronę policzka, zupełnie, jakby to mogło cokolwiek naprawić, cokolwiek wyjaśnić.
Pragnął, żeby Amo go uratował. Pragnął, żeby Amo okazał się panaceum na tę zagwozdkę i na wszystkie inne, żeby pokierował go jakoś, żeby umocnił. Ale jednocześnie, przecież doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że to nie było możliwe. Di Fiore mógł uraczyć go teraz słowami, które Klaus chciał usłyszeć, ale które zupełnie mijały się z prawdą. Mógł też pokierować się tym, co po prostu powinno się mówić - w ogólnie przyjętej normie - ale co do niego w żadnym stopniu by nie pasowało. Werner mógł więc albo przymusić go do dobierania słów przesadnie na siebie wyczulonych, albo takich które nie uwzględniały zupełnie jego jestestwa - i obie te opcje zdawały się wybrakowane, obie ubogie.
Ale potem rozmowa zeszła na zupełnie inne rejony i Klaus tylko przez ramię obserwował jak Amo przemieszcza się do wewnętrznej części jachtu, wciąż pracując nad drinkami. Odrobinę bał się tego, co mógł teraz usłyszeć - ale wiedział jednocześnie, że to nie on był w tym wszystkim najważniejszy. Tylko Amo. Jego piękny, biedny, ukochany Amo, który uronił przy nim przed chwilą parę łez, a Klaus poczuł tylko, że oddałby wszystko za obietnicę, że te nie będą brudzić policzków Di Fiore nigdy więcej. Dlatego też przygotowywał napoje w popłochu, nieco niezdarnie, bo czuł jedyni to, że musi wrócić do niego jak najprędzej i patrzeć mu w oczy, i chwytać jego dłonie, i głaskać, i dawać mu poczucie, że miał przy nim być, niezależnie od okoliczności - po prostu na zawsze.
Tak naprawdę, jedynie udawał, że skupiał się na krojeniu cytrusów (i udawał niezwykle nieudolnie, bo w pewnym momencie naciął się nożykiem, którym rozdrabniał cytrynę, ale trzymał się myśli, że to nie miało żadnego znaczenia), ale tak naprawdę każde słowo Amo uderzało w niego z potężną siłą.
Czy wiedział o tym, że to Saul wciągnął Amo w to wszystko? Nie, zupełnie nie. Nikt mu o tym nigdy nie powiedział, żaden z nich. Poczuł się paskudnie z tym, że nigdy żadnego z nich nie ośmielił się dopytać o charakter tej relacji. Jaki był z niego przyjaciel? Jaki partner? Przygotowywał jednak w dalszym ciągu drinki, słuchając uważnie Amo i marząc tylko o tym, żeby móc znowu znaleźć się w jego zasięgu i okazać jakieś sensowne wsparcie. W końcu to się udało - przemknął do wewnętrznej części jachtu, niosąc ze sobą dwie szklanki, z których jedną podał przyjacielowi. A potem opadł obok niego na kanapę, trzymając jednak bezpieczną odległość. Nie chciał być teraz nachalny ze swoim dotykiem. Chciał tylko go wysłuchać - i to właśnie robił.
Wzdłuż jego kręgosłupa przebiegły krótkie dreszcze, kiedy słuchał jego opowieści. Nie wiedział nawet, w którym momencie, w jego oczach również stanęły łzy, których wcale tam nie chciał. Powinien teraz być twardy, powinien być wsparciem, to nie było miejsce na to, aby się rozklejać. On jednak usłyszał tylko to jedno słowo - z g w a ł c i ł - i już nie mógł zupełnie powstrzymać łez, bo to nie była rzecz, którą robiło się Amo. To nie była rzecz, którą robiło się komukolwiek - może tylko jemu, bo on przecież sam nieustannie tylko się o to prosił, sam nadstawiał, sam był sobie winien. Ale nie Amo. Amo zasługiwał na same najpiękniejsze rzeczy, na podziw, na uwielbienie, ale przede wszystkim na czułość i Klaus natychmiast pomyślał, że te rzeczy dużo bardziej należały się Di Fiore niż, chociażby, jemu. I poczuł, że gdyby miał jedno życzenie, co którego miałby pewność, że się spełni, to byłoby nim obdarowanie Amo miłością - czystą, piękną, zapierającą dech w piersi i w żadnym razie nie boleściwą.
I czuł się tak strasznie, kiedy tego wszystkiego słuchał, kiedy patrzył na jego łzy, na jego cierpienie. Czuł się równie okropnie, jak gdyby to on sam zrobił Di Fiore tę straszną rzecz, jak gdyby to była jego wina, że Włoch teraz płakał, że borykał się z czymś tak okrutnie trudnym. Więc słuchał tych słów i nie wiedział sam, w którym momencie sam zaczął ronić skąpe łzy, za to doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia momentu, w którym przysiadł się bliżej niego - tak blisko, że ich biodra stykały się ze sobą - i zwyczajnie objął go swoimi ramionami, tak szczelnie jak tylko potrafił.
Dzięki temu się odnaleźliście. Nie, nie, nie, Amo, to wcale nie powinno być tak. Twoje cierpienie wcale nie powinno warunkować mojego szczęścia. To wcale nie tak. Miał ochotę zamienić się z nim na doświadczenia - miał ochotę oddać mu wszystko to, co wywalczył z trudem. Wiedział jednak, że gdyby to faktycznie tak miało zadziałać, gdyby był w stanie oddać Amo swoje życie, wcale by się na to nie zdecydował. Nie, wiedząc o tym całym źle, które spotkało go przed laty - ale gdyby mógł mieć pewność, że wymienią się jednym tylko doświadczeniem, jednym przeżyciem, to śmiało zabrałby Di Fiore ten okropny czas, o którym właśnie mu opowiedział, a w zamian oddał jakiś miły i beztroski dzień: kiedy pił herbatę z mamą albo obserwował ją jak maluje. On i tak był zużyty, on i tak był zbezczeszczony. On i tak doświadczył podobnych rzeczy wiele razy. Jeden więcej zupełnie niczego by nie zmienił.
Bo czuł się w abstrakcyjny sposób winny za to, czego Amo musiał doświadczyć. Zupełnie, jakby to on o tym zadecydował. Zupełnie, jakby to on go na to skazał.
- Mi nie byłoby lepiej bez cieb-bie - wyszeptał łamiącym się głosem, w dalszym ciągu trzymając go w ramionach i głaszcząc po plecach. - Te wszystkie rzeczy... to nie powinno się stać. A zwłaszcza nie tobie. Kocham cię. Bez ciebie nic nie byłoby takie samo.

Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Współczuł Klausowi, tak szczerze, z całego serca, w tym smutnym znaczeniu. O wiele łatwiej byłoby, gdyby się nad nim litował, gdyby był odcięty uczuciowo, gdyby mógł w myślach po prostu go skrytykować, ocenić bez większego zaangażowania i powiedzieć zwyczajne: przykro mi, będzie lepiej. Nawet jeżeli wcale by tak nie myślał, nawet jeżeli znaczyłoby to niewiele więcej od: gówno mnie to obchodzi, za chwilę i tak zapomnę. Prawda była jednak inna. Taka, że poczuł z Klausem więź, czuł coś do niego, nawet jeżeli nie do końca mógł to nazwać, bo wydawało się że na to po prostu nie ma nazwy. Nie musiał tego nazwać, aby istniało, aby było jak najbardziej realne. Współczuł mu nie dlatego, że tak wypada, ale dlatego że naprawdę czuł emocje, którymi Niemiec emanował. Pełzły po jego skórze, obejmując kończyny coraz ciaśniej, osiadały na sercu, wciskając je coraz głębiej w klatkę piersiową, gnieździły się w płucach, utrudniając oddychanie i w żołądku, zaciskając go na supeł. Nie miał złotej rady, nie był wcale najbardziej zaradną, najmądrzejszą osobą na świecie. Właściwie sam kiepsko sobie radził, przynajmniej w pewnym sensie. Co prawda żył tak, jak chciał i nikt go do niczego nie zmuszał, ale po drodze popełnił masę błędów, a niektóre z nich zakończyły się tragicznie i odcisnęły piętno na całym jego życiu.

Nie był nigdy w podobnej sytuacji do tej Klausa. Znał Saula na tyle, aby wiedzieć że nie chciał źle, a przynajmniej nie umyślnie. Jego traumy były jednak tak głębokie, a umysł zniszczony przez narkotyki, że mógł robić i mówić irracjonalne rzeczy, mógł też jak najbardziej wielu rzeczy nie widzieć, a przynajmniej nie od razu. Tym bardziej, że z tego co zrozumiał była to sytuacji całkowicie nowa dla nich obu. Tak czy siak Amo mógł tylko zgadywać. Wiedział na pewno, że sprawa jest niezwykle delikatna i pierwsze miejsce powinno zajmować dziecko, którym jednak nie można opiekować się i wziąć za nie odpowiedzialność, jeśli nie jest się na to gotowym. Amo osobiście uważał, że sam nie byłby gotowy zostać teraz ojcem i nikt by do tego nie zmusił, nawet uroczo wyglądający bobas, pozostawiony w koszyku na pokładzie jego jachtu. Zrobiłby wszystko, aby zapewnić mu opiekę w odpowiedniej instytucji, znaleźć lepszych opiekunów i w takiej sytuacji to byłoby naprawdę najlepsze, co mógłby dla dziecka zrobić.

Córka Saula, siłą rzeczy, nie była nawet potomkiem Klausa. Los chciał, że stanęli akurat na swojej drodze w danym momencie. Czysty przypadek, konsekwencja wielu podjętych przez nich decyzji. Przygryzł wargę, wpatrując się w chłopaka uważnie, chociaż odrobinę niepewnie. Chciał go pocieszyć, podnieść na duchu, ale jednocześnie przedstawić prawdę, być szczerym. Być sobą.

Nie jesteś mu nic winny. Ani jemu, ani temu dziecku. Czasami nie ma idealnego rozwiązania, które zadowoliłoby wszystkich. Podejmowałem już decyzję, przez które mam wyrzuty sumienia i pewnie będę je miał jeszcze długo. Gdybym jednak zdecydował inaczej, zatraciłbym samego siebie, a to prawie jak śmierć. Nie powiem ci co masz zrobić, bo tego nie wiem. Wiem za to, że niezależnie jaką decyzję byś nie podjął, ja ją uszanuję i będę tu dla ciebie. Pomogę ci przez to przejść jak tylko będę mógł, bo jesteś dla mnie ważny. Ty… taki, jaki jesteś. Klaus Amadeus Werner, niemiecki snob z uczuleniem na lateks… nawet na głupie słońce 一 powiedział, na koniec lekko się uśmiechając. Akceptował go z jego wadami i zaletami i akceptowałby go dalej, niezależnie czy czułby jeszcze coś do Saula, podczas gdy ci dwaj byliby razem, niezależnie od tego czy Klaus nagle postanowiłby wychowywać cudze dziecko czy też całkowicie się od tego odsunął. Dla Amo dalej byłby Klausem, którego bardzo kochał. Kochał miłością dziwną, wymyśloną przez nich samych i elastyczną, którą mogli pod siebie dopasowywać.

Był wdzięczny również za jego wsparcie, bo przecież ich relacja nie była jednostronna. Amo zauważył, że Werner stał się dla niego drugim domem. Pierwszy był, i zawsze będzie, w słonecznej Italii, gdzie mieszkała prawie cała jego rodzina i skąd pochodził. To tam cieszył się po raz pierwszy z promieni słońca, tam poznał ulubione smaki i zapachy, tam pierwszy raz się zauroczył, przeżył pierwszy pocałunek i napełnił się nadzieją na lepsze jutro, która dalej pozwalała mu iść naprzód. Stany Zjednoczone, chociaż spędził tam kilka długich lat, nigdy nie dały mu dostatecznego poczucia bezpieczeństwa, żeby czuł się dostatecznie swobodnie, chociaż na pewno dały mu dużo szczęścia i chwil, które zapamięta do końca swojego istnienia. Jeżeli chodziło zaś o Lorne Bay, to znalazł się tu dla Klausa, więc miejsce miało dla niego głębokie, sentymentalne znaczenie. Czuł się tu inaczej, jakby miał cel, jakby był ważny. Oprócz tego poznał tu Mavericka, a ten człowiek dał mu poczucie bezpieczeństwa, którego od dawna nikt mu nie dał, może nawet nigdy. Podczas, gdy Klaus był wartkim strumieniem, niosącym Amo w nieznane, orzeźwiającym i odżywiającym go, to Maverick był skałą, która pozwalała mu czuć grunt pod nogami i wesprzeć się, gdy brakło mu sił. Te elementy, złożone w całość, sprawiły że Amo nie chciał stąd uciec, ale coraz bardziej chciał uciec od Los Angeles.

Klaus pomógł mu w tym, nawet jeżeli nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Dał mu możliwość i dał mu cel. Dał mu swój uśmiech i dach nad głową oraz wsparcie w zaaklimatyzowaniu się. Wtedy Amo sam nie do końca rozumiał do czego to wszystko zmierzało, ale teraz miał wrażenie, że wszystko układa się w całość. Było mu tu dobrze. Zbyt dobrze, bo powoli zaczynał bać się, że to straci, podczas go do tej pory powtarzał sobie beztrosko, że przecież nie ma nic do stracenia. Okazało się jednak, że miał i to zbyt wiele.

Przesunął palcami po miękkim materiale obicia okrągłej kanapy. Na suficie kręcił się wiatrak, dając im odrobinę chłodu, który w tak upalne lato był niemal zbawienny. Kotary w okrągłych oknach były zaciągnięte, dając cień. Promienie słońca wdzierały się tylko przez szerokie, rozsuwane szklane drzwi, oddzielające wnętrze pokładu z tarasem, z którego właśnie tutaj przyszli.

Zauważył lśniące łzy Klausa i poczuł ukłucie poczucia winy. Nie chciał mu sprawiać cierpienia i już wiedział, że za dużo powiedział. Może to był błąd. Nie chciał, żeby chłopak sobie myślał, że nagle próbuje zwrócić na siebie uwagę, to nie o to chodziło. Nie chciał być teraz w centrum uwagi, nie tym razem. Nie zmierzał do tego, aby spowiadać się ze swoich osobistych tragedii. Chciał tylko, aby Klaus zrozumiał co zaszło między nim, a Saulem. Może mógł jednak wyjaśnić to nieco oszczędniej, sam już nie wiedział. A może jednak podświadomie pragnął to w końcu z siebie wyrzucić? To było takie samolubne, takie obrzydliwie nie na miejscu, że poczuł wstyd. Że poczuł się znowu ze sobą źle.

Nie sugerował, że warunkiem szczęścia Klausa było nieszczęście Amo. Po prostu bardzo chciał znaleźć w swoim cierpieniu sens, bardzo chciał, aby przyniosło to chociaż trochę szczęścia, trochę pozytywów - wtedy nie byłoby tak bez sensu, tak niesprawiedliwe, tak paskudne. Odetchnął, czując przy swoim jego ciało i objęcia, w których zawsze czuł się lepiej. Przesunął ręce do przodu, by opleść chłopaka w pasie i przylgnąć do niego całym sobą. Upuścił przy tym drinka na podłogę, a szklanka uderzyła o powierzchnię z brzękiem, by przeturlać się pod ozdobną komodę, rozlewając przy tym resztę alkoholu. Nie zwrócił na to uwagi, bo najważniejsze było to, aby ułożyć obie dłonie na bokach Wernera, a głowę na jego ramieniu, wtulając czoło w zgięcie jego smukłej szyi. Przymknął oczy, czując głaskanie i delikatnie się zakołysał, owiewając skórę przyjaciela ciepłym oddechem.

Nie byłem w stanie być z Saulem, bo nie potrafiłem być ze samym sobą. Gdybym wtedy został, skrzywdziłbym i siebie i jego. Zraniłbym nas jeszcze bardziej. W końcu by mnie znienawidził, więc odszedłem zanim to zrobił 一 przyznał cicho, odrobinę słabszym tonem, jakby po wypowiedzeniu tego wszystkiego poczuł ulgę.

Odchylił głowę, by spojrzeć na twarz chłopaka i unieść do niej dłonie, przesunąć palcami po jego policzkach, zbierając zły i odsunąć delikatnie kilka kosmyków jasnych włosów, które przesłoniły jego czoło. Teraz był również wdzięczny za te słowa. Były miłe i Amo bardzo chciał wierzyć, że prawdziwe.

Dziękuję, Klaus. Nigdy, nawet w najskrytszych marzeniach, nie sądziłem że znajdę w życiu ciebie, taki skarb. Zasługujesz na szczęście, a droga do niego bardzo rzadko usłana jest jedynie płatkami róż, zazwyczaj towarzyszą im ciernie. 一 Pociągnął krótko nosem, zaglądając w jego oczy ze smutkiem, ale przede wszystkim z troską i łagodnością. 一 Nigdy nie rezygnuj z siebie. Nigdy 一 dodał ciszej, przesuwając palcami po jego skroni, by ostatecznie pogładzić kciukami zaróżowione od emocji policzki. Zwilżył językiem swoje usta, po czym zamknął je delikatnie na dolnej wardze Wernera, ale zaraz przekręcił głowę stykając ze sobą zaledwie kąciki ich ust, aby wziąć oddech i lekko się skrzywić. 一 Przepraszam. Nie powinienem. 一 Zaledwie szept zmącił ciszę między nimi, dając wyraz kolejnemu błędowi, który właśnie popełnił.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To była prawda: dla niego Amo także od zawsze pachniał domem - a przynajmniej tak Klausowi zdawało się właśnie w tym momencie. To nie był dom rodzinny - wypełniony chłodem i surowością, przeplataną tylko, do śmierci matki, drobinkami ciepła, które wplatały się w tę zdystansowaną atmosferę złotymi nićmi. To nie był dom wujostwa - pełen oczekiwań i nastawienia na n a p r a w ę całej jego niepokornej natury; na całkowite wykolejenie wszystkiego, co zdążył do tej pory poznać. To była jakaś nowa definicja domu, niezwykle bliska tego ciepła, o którym wspominali tak rzewnie wielcy literaci, zamykając je czasem w definicji ojczyzny. To mogło jawić się postronnym jako odrobinę naiwne - w końcu nie było wcale tak, że znali się od dziecka, że dzielili ze sobą gorzkie i słodkie momenty od długich lat, że towarzyszyli sobie podczas największych kamieni milowych swoich żyć. Poznali się przypadkiem, przypadkiem do siebie przylgnęli i przypadkiem potem nie potrafili zupełnie się od siebie oderwać - i na Wernera czasem spływały falami długie momenty wdzięczności za ten pieprzony przypadek, bo nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek będzie mu dane poznać kogoś, kto sprowadzi się dla niego na sam koniec świata.
To był wystarczający powód, żeby mu ufać. To był wystarczający powód, żeby wpatrywać się w niego z nadzieją i wyczekiwać jego słów z zapartym tchem; żeby traktować go jak wyrocznię, a każde jego słowo przyjmować prosto do serca, jakby było mądrością zesłaną z nieba. Klaus rozpaczliwie potrzebował kogoś właśnie takiego w swoim życiu: kogoś, komu mógł zawierzyć całego siebie, hojnie, a może nawet niemal ofiarnie - złożyć jak na ołtarzu, poczekać na werdykt. Inni ludzie mieli swoich ukochanych bogów, przed którymi spowiadali się z najcięższych grzechów, którym śpiewali pieśni i składali modły - on jednak już od dzieciństwa wiedział dobrze, że bogowie byli tylko czymś na kształt zbiorowej halucynacji, pocieszycielami z innym wymiarów, wyznacznikami moralności określanej w sposób sztywny i szablonowy. On, do którego nie przemawiały nigdy niebiańskie muzy, musiał szukać opoki w ludziach, którzy stąpali po tej samej ziemi, co on sam.
Znajdował je już kilkukrotnie i za każdym razem okazywało się na końcu, jak okrutnie się mylił. Tak było z pierwszym kochankiem i kolejnym, i potem z Mauricem - lokował swoje zaufanie zawsze w niewłaściwych miejscach, oddawał się osobom, którym wcale nie zależało na jego losie i orientował się w tym dopiero wtedy, kiedy było już za późno. Amo był pośród nich jak powiew morskiej bryzy w upalny dzień, taki jak ten, w którym się spotkali. Czasem wprawdzie dopadał go paniczny lęk przed tym, że to może być kolejna taka sytuacja - w której dopiero poniewczasie zorientuje się, że większość relacji wyśnił w swojej głowie - ale starał się hamować go, przypominając sobie te wszystkie momenty, w których Di Fiore wsparł go zupełnie bezinteresownie, nie oczekując niczego w zamian. Jeśli to wszystko miałoby okazać się fałszem, to byłby to fałsz tak starannie wyselekcjonowany, tak dobrany, tak i d e a l n y, że nie powinien chyba czuć się źle przez to, że w niego uwierzył.
Słuchając teraz jego słów, nie miał pojęcia jak się czuł. Nie miał prawa oczekiwać od Amo podjęcia decyzji w jego imieniu, a to, co mówił Włoch, samo w sobie zdawało mu się bardzo mądre. Bardzo bezpośrednie. Bardzo szczere. I ta świadomość, że niezależnie od tego, jak potoczy się cały ten syf, który powoli gromadził się wokół niego, on wciąż będzie mógł liczyć na Di Fiore, była z pewnością bardzo pomocna, ale na ten moment nie do końca jeszcze do niego docierała. Tylko pojedyncza iskierka wahania zakuła go w środku, kiedy przyjaciel zasugerował, że ze złą decyzją mógłby zdradzić siebie samego. Skąd miał wiedzieć, która opcja była synonimem zatracenia? Skąd miał wiedzieć, gdzie leżała granica i jak powinien ją stawiać, skoro nikt nigdy nie pokazał mu, że granice były czymś w porządku?
Uśmiechnął się lekko, słysząc tę uwagę o jego niedorzecznych alergiach.
- Myślę, że... myślę, że chciałbym spróbować - odparł w końcu, ale kiedy tylko wypowiedział te słowa, znowu targnął nim lęk. - Nie wiem do końca jak, nie wiem czy to wyjdzie, nie wiem, czy będę umiał, ale... nie spróbować byłoby chyba jeszcze gorzej? - pozwolił sobie postawić na końcu tego zdania pytajnik i zerknąć na Włocha kątem oka. - Nie sądzę, że jestem na to gotowy, ale skoro go kocham, to- - urwał, bo przecież Amo dopiero co powiedział mu, że nie był nikomu nic winny. On jednak nie potrafił tak na to spojrzeć. Nauczył się postrzegać miłość w jednym odcieniu: jako coś, co wymagało poświęceń. Nie potrafił wybrnąć z tego przekonania z dnia na dzień, nie w ciągu jednej rozmowy. - Tak czy inaczej: chcę spróbować. Nie jestem pierwszą osobą na świecie w takiej sytuacji. Ludzie dają jakoś radę. Może... może mi się spodoba? I będę ci wysyłał ciągle zdjęcia bobasa, aż mnie w końcu zablokujesz wszędzie, gdzie będzie się dało. - Tak naprawdę nie podejrzewał się o to, że stanie się nagle jedną z takich osób, ale poczuł, że musi jakoś rozluźnić atmosferę, bo inaczej wybuchnie.
Wtedy jeszcze myślał, że konieczność przyznania się do własnych wątpliwości będzie najtrudniejszym elementem tej rozmowy, ale świat szybko zweryfikował jego poglądy. To dobrze, że Amo mówił; Klaus powinien czuć się wyróżniony, że Włoch zdobył się na takie wyznanie. To nie mogło być łatwe - nie bez powodu on sam nigdy nie mówił mu o swoich własnych doświadczeniach. Nie wiedział czy przełamanie tej bariery, którego podjął się Di Fiore, uprawniało go do opowiedzenia o sobie - i co ważniejsze, nie wiedział czy w ogóle tego pragnął. Na ten moment chciał tylko okazać się jak najbardziej potrzebny, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy nie mógł wcale zrobić w i e l e . Być obok, wysłuchać, objąć go swoim ramieniem, uronić te kilka łez (choć to równie dobrze mogło być przesadą; mogło zostać odebrane negatywnie - wiedział o tym, ale nie próbował zbyt długo ich powstrzymywać).
Klaus nie miał wokół siebie przesadnie wielu osób, na których zależało mu tak bardzo. Był Saul, któremu oddałby ostatnie tchnienie tylko po to, żeby ten mógł zaczerpnąć głębszy oddech i poczuć, jakie to było wspaniałe. Była mama, której ciało ostygło już dawno pod grobową płytą, więc dbał o nią jedynie w myślach i czasem na kartkach papieru lub płótnach. Podobno był też ojciec, ale... ale właśnie: był tylko podobno i Werner czułby się jak oszust, plasując go pomiędzy dwiema wcześniej wymienionymi osobami. I był Amo, który wkradł się niepostrzeżenie między to wąskie grono i zajął sobie tam miejsce na stałe, a Klaus zastanawiał się nieustannie nad tym, co mógł dać od siebie komuś, kto wiódł właśnie takie życie: życie, które kochał, a przynajmniej do tej pory Werner tak właśnie uważał. Teraz gwałtownie w to zwątpił - czy Di Fiore naprawdę tego wszystkiego pragnął, czy po prostu przyzwyczaił się do tego tak bardzo, że wycofanie się teraz zdawało mu się czymś przerażającym?
Klaus z pewnością by to zrozumiał. Jego także paraliżował strach na myśl o porzuceniu starych przyzwyczajeń. Oprócz lęku znalazło się w nim też miejsce na jakieś pokłady nadziei, którym zdecydował się (choć raz) zaufać i tak naprawdę jedynie dzięki temu jego i Saula łączyło teraz coś więcej niż rozmowy przy winie oraz sypianie ze sobą. I czasem jeszcze budził się zlany zimnym potem w środku nocy, i zastanawiał, co by się wydarzyło, gdyby to wszystko okazało się pomyłko - co jeśli nie wyjdzie, co jeśli Saul go zostawi, co jeśli okaże się, że miłość nie była w tym wszystkim wystarczająca, żeby ponieść ich dalej? Bał się odpowiedzi - dlatego, że znał ją bardzo dokładnie: tak dokładnie, że niemal fizycznie potrafił poczuć ciężar takiego obrotu spraw. Rozsądnym byłoby nie zamartwiać sobie tym głowy właśnie teraz, kiedy wszystko szło względnie dobrze, a cała sytuacja z pojawiającą się nagle córką naprawdę była możliwa do sensownego rozwiązania. Nic jednak nie potrafił poradzić na to, że jego skrzywiona natura zawsze wypychała bo o parę kroków do przodu, podsuwając wszystkie najgorsze możliwe scenariusze. Nie potrafił całkiem ich zanegować. Nie potrafił skupić się tylko i wyłącznie na tu i teraz.
Jego wzrok powędrował za toczącym się po podłodze szkłem, ale dłonie wciąż pozostawały skupione na Amo, którego kosmyki włosów przekładał sobie między palcami.
- Może to po prostu nie był dobry czas - odparł, równie cicho, na jego kolejne słowa, nie przestając gładzić go po po głowie. Oddech Włocha łaskotał go po szyi i w całej tej trudnej rozmowie działał na Klausa wyjątkowo kojąco, bo poświadczał jednoznacznie o jego obecności. Dopóki miał Amo w swoich ramionach, nic złego nie mogło im się przydarzyć. - Znajdziesz jeszcze kogoś cudownego, w lepszym momencie. Kogoś, kto pokocha cię jeszcze bardziej niż ja. I nie będziesz już musiał wtedy uciekać - obiecał, choć chyba nie powinno się przyrzekać komuś podobnych rzeczy. Ale przecież zupełnie szczerze w to wierzył: skoro ktoś taki jak on sam odnalazł odpowiednią osobę, Di Fiore też musiało się do przydarzyć. - I będziesz taki szczęśliwy, Amo. Będziesz tak szczęśliwy, że będzie cię widać z drugiego końca świata - tak bardzo będziesz błyszczeć - dodał, starając się powstrzymać głos od drżenia i nadać mu kojący charakter. Nie mógł się tego doczekać: aż przyjaciel usiądzie kiedyś przy nim i powie, że zakochał się tak pięknie i bajecznie, jak wyczytać można było w książkach. Bo Klaus uważał, że właśnie na taką miłość zasługiwał Włoch: czystą i liryczną.
Kiedy Di Fiore uniósł głowę, Werner przesunął palce na jego kark, spoglądając mu w oczy. Słysząc jego słowa, spuścił jednak wzrok w wyrazie lekkiego zakłopotania. Bardzo pragnął mieć pewność, że Amo powiedziałby to samo, gdyby wiedział o nim wszystko - ale naprawdę w s z y s t k o, nie w sferze domysłów, a twardych faktów, przedstawionych mu w teczce, na modłę kryminalnej sprawy. Nie był przyzwyczajony do komplementów, które dotyczyły innych aspektów niż cielesności - uczył się przyjmować je powoli i topornie, z Saulem i z Amo, którzy odgrywali w tej kwestii kluczowe role. I czasem, kiedy akurat czuł się z samym sobą pewniej, skłaniał się nawet do tego, żeby im zawierzyć, chociaż odrobinę, zamiast negować od razu i sabotować w myślach własną osobę.
Zanim jednak zdążył przemyśleć, co właściwie powinien na to odpowiedzieć, usta Di Fiore na ułamek sekundy przylgnęły do jego wargi, żeby zaraz uciec na bok w popłochu, a on poczuł w środku coś niebezpiecznego: tę emocję, której obawiał się tak bardzo, że większość czasu ostatnio spędzał tylko i wyłącznie z Saulem albo w domu. Ekscytacja wymieszana z lękiem, pokusa, która nie powinna była nigdy się pojawić. Ale to był przecież Amo. To nie był byle kto, ktokolwiek, pierwszy lepszy (nie)znajomy z klubu, baru czy ulicy. Amo, z którym wymienił już tysiące pocałunków i bliskości, Amo, który dawał mu zawsze komfort i poczucie bezpieczeństwa, Amo, przy którym nigdy nie czuł się do czegokolwiek zobligowany. Amo, który przestraszył się, że zrobił właśnie coś niewybaczalnego.
Dwa krótkie oddechy. Tyle zajęło jego myślom zagotowanie się i ochłonięcie; tyle zajęło podbródkowi zadrżenie delikatnie, w pojedynczym odruchu. W końcu przesunął jedną z dłoni na linię jego żuchwy, o którą wsparł ostrożnie opuszki palców, żeby zachęcić go do skierowania twarzy z powrotem w jego stronę.
- Nic się nie stało - powiedział miękko, tak miękko jak tylko potrafił, a potem przysunął swoje rozedrgane wargi do ust Amo i złożył na nich łagodny pocałunek. Nic w nim nie było z nachalności ani namiętności - dlatego uznał, że to przecież nic takiego; że mógł mu dać chociaż tyle. Odsuwając się minimalnie, pozwolił cieniowi uśmiechu na dyskretne przemknięcie po własnej buzi i wtedy dopiero znowu przytulił go mocniej, wsuwając podbródek na jego ramię.

Amo Di Fiore
Striptizer — Shadow
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
najebana, ale dama

Słysząc o miłości Klausa do Saula poczuł bolesne ukłucie w miejscu, w którym znajdował się splot słoneczny. Wbrew pozorom to nie była zazdrość ani o Klausa, ani o Saula. To było uczucie, którego nawet nie potrafił jeszcze nazwać, chociaż miał wrażenie, że je zna i że z jakiegoś powodu pojawiało się w nim coraz częściej, wracało jakby przybierało na sile, jakby z czasem chciało rozgościć się i zwrócić na siebie uwagę. Bagatelizował to, bo zwyczajnie się obawiał, że jak zaprosi te emocje i poczuje je tak do końca, to odkryje coś, co wcale nie będzie przyjemne.

Może gdyby jednak wrócił do Los Angeles i znowu zatracił w pracy, w której nie ma zbyt wiele miejsca na uczucia, to odzyskałby spokój. Tylko na jak długo? Czy w ten sposób jedynie nie odłożyłby nieuniknionego w czasie, po prostu przeciągając wszystko, co i tak musiało się wydarzyć i co w końcu poczuć musiał? Teraz miał szansę zrobić to chociaż przy kimś, na kim mu zależało i miał szczerą nadzieję, że ze wzajemnością. To nie była jednak ta chwila, w której powinien się z tym otworzyć. W końcu dzisiaj chodziło o Klausa i o jego sprawę, jego uczucia i jego niepewności. Może kiedy indziej.

Teraz musiał się pozbierać, musiał założyć jedną z wielu masek, dzięki której dopasowywał się do sytuacji. To nie tak, że się pod tymi maskami ukrywał, bo każda z nich była jego częścią. Nazywał je tak, bo miał wiele sposobów na radzenie sobie z otoczeniem. Raz musiał być silny i odważny, innym razem słaby i delikatny, czasami odcięty od uczuć, czasami dumny i zawzięty. Teraz musiał wesprzeć przyjaciela, a kierunek w którym szła cała rozmowa zaczynał trochę wymykać się spod jego kontroli. Nie tak to chciał poprowadzić.

Uśmiechnął się lekko, słysząc o chęci próbowania. 一 To dobrze. Próbuj, idź do przodu i jeżeli czujesz determinację, to koniecznie sprawdź jak dasz sobie radę. Jestem pewien, że z biegiem czasu poczujesz z całą pewnością czy czujesz się w tej sytuacji komfortowo i czy warto dalej w to brnąć. Mów otwarcie co leży ci na sercu, analizuj to. Najważniejsze to być szczerym. Nikt nie chce, żebyś kłamał, zarówno ty sam, jak i Saul, skoro jesteś dla niego ważny. 一 Dla niego to miało sens, chociaż czy sam się na to odważył? Był w tym momencie hipokrytą i czuł to całym sobą. Nie powiedział Saulowi prawdy, być może pozwalając mu tym samym wierzyć, że nie był dla Amo wystarczający. Być może było w tym ziarno prawdy, ale nie w tym sensie, w którym pewnie kiedyś o tym myślał. To nie jego wina, że nie mógł dać Amo tego, czego ten w tamtym momencie potrzebował. To Di Fiore miał problemy, z którymi nie mógł sobie poradzić i wtedy chyba nikt nie dałby rady temu sprostać. Co nie znaczyło, że Klaus i Saul nie będą w stanie rozwiązać ich problemu i Klaus nie poradzi sobie z tym, co go martwiło. Najważniejsze, że chciał, że się starał i myślał nad najlepszą dla nich możliwością.

Spojrzał na Klausa, gdy ten mówił mu o odnalezieniu przez niego właściwej osoby, trochę jakby widział go po raz pierwszy. Przez chwilę wzrok Włocha wyrażał głębokie zdumienie. Przecież sam nie dopuszczał do siebie myśli, że tego właśnie pragnie. Tak bardzo zatracił się w przekonaniu, że przecież nie jest osobą mogącą utrzymać się w związku, że nie jest kimś, kogo można tak pokochać i że on nie potrafiłby kochać tak kogoś innego. Nie mógł pojąć czemu Klaus myślał inaczej, przecież Amo był typem osoby, której się nie kocha. Nie tak na poważnie. Można było go pieprzyć, można było mu mówić czułe słowa, głaskać i całować, ale to pozostawało zamknięte w przemijającej chwili. Za to się płaciło i pilnowało się, aby było ulotne i nietrwałe. Uśmiechnął się lekko, jakby po chwili konsternacji przyszło przekonanie, że jego słowa też takie są - chwilowe, ulotne, dające mu coś miłego, ale nietrwałego, coś do przeżywania tylko w tej chwili.

Jesteś wspaniałym mówcą, Klaus. Ale ja… wiem kim jestem. Wiem gdzie leżą granice. Jestem szczęśliwy z tym, co mam, bo nic więcej mieć nie mogę. Nie oczekuję tego nawet. Wybrałem takie życie świadomie i spotkałem ciebie, przyjaciela, co już jest większym szczęściem, niż mogłem wymarzyć. Nawet na to nie zasługuję. Jestem wdzięczny za każdą chwilę 一 odpowiedział bez jakiegokolwiek cienia żalu. Nie żałował siebie i swoich wyborów. Gdyby dopuścił to do siebie i przyznał się do ukrytych, według niego nierealnych, pragnień, to straciłby całą radość życia i przeżywał to, czego nie miał i wiedział że mieć nie mógł. Nie wierzył, że mógłby być dla kogoś kimś wyjątkowym i to tak na stałe, nie na kilka chwil. Był tylko kurwą, sypiał z ludźmi za pieniądze i to czyniło z niego materiał daleki na stały, zdrowy związek i prawdziwą miłość.

Pocałunek był efektem krótkiego zamroczenia, pragnieniem odreagowania, pragnieniem bliskości i zatracenia się w niej. Potrzebował zapomnieć, oddać się fizyczności, by zagłuszyć emocje. Klaus już nie był osobą, która mogłaby mu to dać. Idąc dalej mógłby zdradzić nie tylko Klausa i Saula, ale ich uczucie wobec siebie. Nie chciał tego robić. Kolejny pocałunek przyjął z niepewnością, ale był wdzięczny, że zaakcentowany został tak niewinnie.

Objął go ponownie, przekonując sam siebie że da radę się powstrzymać i że jego żądze nie przejmą nad nim teraz kontroli. Zdawał sobie jednak sprawę, że jak tylko ich spotkanie się skończy i Klaus opuści jacht, Amo wyjdzie niedługo po nim i znajdzie kogoś, nie ważne kogo, kto da mu fizyczną bliskość jakakolwiek by ona nie była. Nie będzie wybredny, wystarczy że spotka kogoś, kto będzie go pożądał, kto pocałuje go nachalnie, kto włoży mu przy pocałunku dłoń w bieliznę, kto powie mu jaki jest wyjątkowy, by po ekscytującym, gwałtownym zbliżeniu odejść i już nigdy nie wrócić. Do tego Amo nadawał się najlepiej.

Uniósł drżącą dłoń i pogładził przyjaciela po głowie, przeczesując palcami jego miękkie włosy. 一 Dziękuję, że jesteś. Wierzę, że z Saulem ci się ułoży. Cieszę się, że się znaleźliście, że jesteście dla siebie wyjątkowi. Zasługujecie na to. 一 Wzdychał jego zapach, ciesząc się bliskością, chociaż wiedział że niedługo się skończy i Klaus wróci do swojego życia, a Amo zostanie ze swoim. Z pustką, która rosła z dnia na dzień. Ich relacja miała wiele zalet, z których Włoch nie chciał rezygnować, w których się zatracał, ale miała też wady, bo budziła emocje, których nie miał obcując z ludźmi którym na nim tak naprawdę nie zależało. Odcinanie się od uczuć było w końcu bardzo wygodne i bezpieczne. Przynosiło krótkie zadowolenia, jednocześnie nie otwierając ran. Nie łamało serca.


ODPOWIEDZ